CENA 5,00 zł (w tym 5%VAT) NR 10 (513) październik 2017 ROK JOZEFA CHEŁMOWSKIEGO www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY jń ROK ZAŁOŻENIA 1963 MŁ 977023890490610 BAŚNIOWO STOLECA KASZUB Każde stare miasto oprócz historii prawdziwej ma również swoje dzieje bajeczne. Do ich powstania przyczyniały się rozmaite wydarzenia, nietypowe sytuacje oraz osobliwe zbiegi okoliczności. „Gduńsk. Baśniowo stolëca Kaszub" to zbiór legend i podań autorstwa Jerzego Sampa, inspirowanych kaszubskimi wątkami w Gdańsku, mieście pod wieloma względami wyjątkowym, mieście, które istnieje już od ponad tysiąca lat i od zawsze było związane z Kaszubami. Książka do nabycia na www.KaszubskaKsiazka.pl oraz w księgarniach w Gdańsku, Bytowie, Kartuzach, Kościerzynie. Cena 35 zł Samp f'D0SK Ö/(M) ( 7(11 h i \% \ I J ilLlll II I W NUMERZE: 3 Po nawałnicy... Sławomir Lewandowski 5 Gunter Grass i Daniel Chodowiecki podjednym dachem Sławomir Lewandowski 7 Złodzéjka czasu, tj. na co kômu kaszëbsczé pisanie Z Kristiną Lewną gôdała Tatiana Slowi 9 Na kółku raduńsldm i kościerskich rzekach Edmund Szczesiak 12 Kaszëbskô etnofilologiô jakno czerënk miészëznowi? Tatiana Slowi 14 Ô 40. jubileuszowim Turnieju Gadëszów we Wielu (i nié blós ô nim) Felicjo Bôska-Bôrzëszköwskô 16 Brawadë ö koniach. Szpôrt przë koniach Mateusz Bullmann 18 Listy 19 Remusowi Krąg w Bôrzëstowie - môłô kôrbiónka ô wiôldżi sprawie Tomôsz Fópka 22 Inne spojrzenie na Sierpień. „Gdzie jest porozumienie gdańskie?" Jan Kulas 24 Muzeum Poczty Polskiej w nowej odsłonie Marek Adamkowicz 26 Wöjnowi Kaszëbi. Më nie bëlë żódny Miemcë, le Kaszëbi! Z Jadwigą i Alojzym Grótama gôdôł Eugeniusz Prëczköwsczi 28 Gawędy o ludziach i książkach. Melancholia śmieci naszych Stanisław Salmonowicz 30 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 17) Słôwk Fôrmella 32 Z rodziną w Potulicach Bogusław Breza 35 Gdańsk mniej znany. Dom Chodowieckiego i Grassa Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 8(110) 36 Zapiski rodowitej gdańszczanki (część 1) Helena Mrozińska z Nierzwickich, oprać. Piotr Schmandt 40 Ômuzdowé Skrë 2016. Wôżniészô je dlô mie poezjo Z Haną Makurôt gôdôł Dark Majköwsczi 43 Jubileusze ks. Leona Lew Kiedrowskiego Kazimierz Jaruszewski 45 Pamiętne dni. Przykra niespodzianka Józef Ceynowa 46 W roczëzna pöswiaceniô pomnika Jarosza Derdowsczégô Józef Börzëszköwsczi 49 Z Kociewia. O Toskanii Kociewskiej i bałabunie Maria Pająkowska-Kensik 50 Zrozumieć Mazury. Diaspora Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Siostry od świętego Franciszka Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłniégô. Sostrë öd swiatégô Francëszka Kadzmiérz Ôstrowsczi, tłom. Danuta Pioch 54 Białczi lepszé Ô XVIII Ôglowöpôlsczim Lëteracczim Konkursu m. Drzéżdżona a téż wëjimczi nôdgrodzonëch dokazów: „Ôchlëca" Kristinë Léwnë a „Kôd Pawłowa" Tatianë Slowi 57 Lektury 59 Ö nowi stojiznie uczbë kaszëbsczégö DM 60 Klëka 67 Sëchim palca uszłé. Chëczowi ptôszcë Tómk Fópka 68 Z butna. Nënka Róda prôwda rzecze Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i ze środków Miasta Gdańska. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJEWODZTWO POMORSKIE Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. GDAŃSK miasto wolności i w Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora Ogromne zniszczenia i miliardowe straty to rezultat sierpniowej nawałnicy, o której przez wiele jeszcze lat trudno będzie zapomnieć na pomorskiej ziemi. W październikowej „Pomeranii"przedstawiamy zestawienie, które pokazuje materialną stronę skutków pogodowej anomalii. Nie zapominamy oczywiście o najważniejszych poszkodowanych, jakimi są mieszkańcy, którzy w nawałnicy stracili nie tylko dach nad głową (niejednokrotnie dosłownie), wyposażenie domu, rzeczy osobiste, ale i źródło utrzymania. Dlatego po raz kolejny publikujemy numer konta, na które można wpłacać pieniądze na walkę z następstwami nawałnicy. Więcej na stronach 3—4. W październiku obchodzimy 90. urodziny Guntera Grassa. Choć pisarza urodzonego w Gdańsku od dwóch lat nie ma już z nami, to wciąż możemy się cieszyć tym, co po sobie pozostawił. Pośród wiełu dzieł Grassa są nie tyłko książki, ałe także rzeźby oraz łiczne szkice, z czego być może nie każdy zdaje sobie sprawę. O jubileuszu pisarza, rzeźbiarza i rysownika piszemy na stronach 5—6. W „Pomeranii" znajdziecie Państwo także ciekawą rozmowę z Krystyną Lewną, jedną z najlepszych pisarek kaszubskich młodszego pokolenia, kilkakrotną zdobywczynią nagród i wyróżnień na Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Jana Drzeżdżona. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Danuta Pioch ZDJĘCIE NA OKŁADCE Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. PO NAWAŁNICY... Noc z 11 na 12 sierpnia 2017 roku zapisała się w historii Kaszub i Borów Tucholskich jako jedna z najtragiczniejszych chwil. Słowo chwila nie jest tu przypadkowe, silny wiatr potrzebował bowiem zaledwie kilku minut, by spustoszyć pola, połamać tysiące hektarów lasów, zniszczyć domostwa i zabrać to, co najcenniejsze - ludzkie życie. Największe straty w województwie pomorskim żywioł wyrządził w czterech powiatach: bytowskim (gm. Lipnica, Parchowo, Studzienice), chojnickim (gminy Brusy, Chojnice, Czersk), kartuskim (gminy Sierakowice i Sulęczyno) i kościerskim (gminy Dziemiany, Karsin i Lipusz). Straty materialne są ogromne. Najbardziej widoczne są uszkodzenia drzewostanu, dotyczy to prawie 32 tys. ha drzewostanów (4,8 proc. powierzchni lasów w województwie pomorskim), z których 28,5 tys. ha wymaga całkowitego odnowienia. LASY Powalonych zostało około 6,6 min drzew, głównie sosen, ale także świerków, brzóz i starych dębów, co odpowiada mniej więcej ilości drewna pozyskanego z lasów w województwie pomorskim w ciągu dwóch lat. Straty w drzewostanie dotyczą zarówno lasów państwowych jak i prywatnych. Usunięcie powalonych drzew według leśników może zająć nawet kilkanaście miesięcy. Żywioł poczynił szkody m.in. w Parku Narodowym „Bory Tucholskie", w którym uszkodzonych jest ok. 20 pro- cent powierzchni parku, co w przeliczeniu na hektary daje ich aż 1000! Nawałnica spowodowała również straty w Tucholskim Parku Krajobrazowym, Wdzydzkim Parku Krajobrazowym, Zaborskim Parku Krajobrazowym, w obszarach siedliskowych Natura 2000 (Jeziora Wdzydzkie, Sandr Brdy, Młosino-Lubnia), na obszarach chronionego krajobrazu (Chojnicko-Tucholskim, fragment Borów Tucholskich, Gowidlińskim, Lipu-skim) oraz w wielu rezerwatach przyrody. Nasadzenia nowych drzew mogą się odbywać na bieżąco, po uprzątnięciu poszczególnych fragmentów lasów. Zajmie to leśnikom kilka najbliższych lat, a efekt w postaci dojrzałych drzew najpewniej zobaczą dopiero następne pokolenia. Za naszego życia - mam tu na myśli wszystkich czytelników „Pomeranii", od najstarszych do najmłodszych - nie będzie nam niestety dane ponownie zobaczyć taki las, jaki pamiętamy jeszcze z pierwszych dni sierpnia br. Niemniej warto poczynić ten trud, aby nasze dzieci i wnuki również mogły się cieszyć pięknym i gęstym lasem, który nie tylko stanowi część krajobrazu, ale przede wszystkim felKAd EUA I 102215] POMERANIA 3 SMUTNE PODSUMOWANIE jest miejscem, które daje schronienie wielu gatunkom flory i fauny. DOMY I GOSPODARSTWA ROLNE Kataklizm uszkodził ponad 1769 budynków mieszkalnych, z czego 39 całkowicie, a 7 znacznie, 33 rodziny zostały bez dachu nad głową. Zniszczył także 2074 budynki gospodarcze. Największe straty w tym zakresie dotyczą gmin: Brusy (800 budynków mieszkalnych, w tym 17 całkowicie zniszczonych), Chojnice (340 budynków mieszkalnych, w tym 6 całkowicie zniszczonych), Parchowo (154 budynki mieszkalne, w tym 7 znacznie zniszczonych), Dziemiany (144 budynki mieszkalne, w tym 7 całkowicie zniszczonych), Czersk (74 budynki mieszkalne, w tym 6 całkowicie zniszczonych, Sulęczyno (77 budynków mieszkalnych), Sierakowice (110 budynków mieszkalnych, w tym 2 całkowicie zniszczone), Studzienice (36 budynków mieszkalnych), Lipusz (27 budynków mieszkalnych, w tym 1 całkowicie zniszczony). Straty bezpośrednie w zabudowie mieszkaniowej mogą wynieść ok. 45 min zł. Straty dotyczą także ok. 2500 gospodarstw oraz co najmniej kilku tysięcy hektarów upraw. W gospodarstwach to zniszczenia lub uszkodzenia 2074 budynków gospodarczych, w tym inwentarskich, magazynowo--składowych. Zniszczone zostały także szklarnie, tunele foliowe oraz maszyny i urządzenia rolnicze. Poważnym problemem z punktu widzenia zdrowia i życia mieszkańców są pokrywające wiele dachów płyty azbestowe, które pozrywane i uszkodzone w wyniku nawałnicy zalegają wciąż w gospodarstwach i na polach. INFRASTRUKTURA Sierpniowa nawałnica zniszczyła także infrastrukturę drogową i techniczną. Łamiące się drzewa (głównie one) zerwały około 200 km linii średniego i niskiego napięcia ------------I CHCESZ POMÓC FINANSOWO? I Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie uruchomiło specjalny rachunek bankowy pod patronatem _ marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka. ■ 74102018110000 0402 0312 9525 | Z DOPISKIEM „POMOC POSZKODOWANYM | W NAWAŁNICY" mmmmmm-mmmmmmm — mm — mmmm* oraz około 20 km linii wysokiego napięcia. Uszkodzonych zostało również wiele stacji transformatorowych. Zniszczeniu uległy drogi o statusie krajowym, wojewódzkim, powiatowym i gminnym. Te ostatnie uszkodzenia spowodowane są przede wszystkim upadającymi drzewami rosnącymi w pasie drogowym, których korzenie zniszczyły krawędzie asfaltowych dróg oraz pozostałe elementy infrastruktury drogowej (chodniki, bariery energochłonne, znaki drogowe). Znaczne straty zanotowała branża turystyczna Kaszub i Borów Tucholskich, która jest jednym z ważnych źródeł dochodu mieszkańców. Zniszczone zostały liczne ośrodki wczasowe położone w lasach nad jeziorami i rzekami. Uszkodzenia tylko w jednym ośrodku sportowo-wypoczynkowym w rejonie jeziora Mausz, koło Sulęczyna, szacuje się wstępnie na ok. 800 tys. zł. Straty ponieśli również właściciele ośrodków, które nie zostały uszkodzone. Z uwagi na zakazy wstępu do lasów oraz wstrzymany decyzją Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku ruch turystyczny na jednym z najbardziej popularnych szlaków kajakowych w Polsce - na Brdzie (od miejscowości Zapora do miejscowości Żukowo) właściciele ośrodków musieli odwołać rezerwacje. W obliczu tragedii może cieszyć zwykła ludzka życzliwość i pomoc, która płynie do poszkodowanych nie tylko od najbliższych sąsiadów, ale również od lokalnych i wojewódzkich samorządów. Pomoc finansową w kwocie ok. 10 min zł przekazało ok. 70 samorządów z całej Polski. Wśród darczyńców jest wiele instytucji i osób prywatnych. Wciąż trwa zbiórka pieniędzy organizowana przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie pod patronatem marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka. Między innymi z zebranych przez ZKP pieniędzy sfinansowano wakacyjny pobyt w Trójmieście dla ponad 150 dzieci z poszkodowanych przez nawałnicę terenów. Zbiórka pieniędzy trwa nadal, również na odbudowę nagrobka Jana Karnowskiego na cmentarzu w Brusach. W tym przypadku należy zaznaczyć, że przekazane pieniądze są na ten konkretny cel. Łączne szacowane straty bezpośrednie w województwie pomorskim wynoszą ok. 1,5 mld zł, z czego straty z powodu utraty drzewostanu to ok. 1,25 mld zł, w zabudowie mieszkaniowej ok. 45 min zł, w gospodarskim wykorzystaniu runa leśnego sięgają 35 min zł, a w systemie elektro-energetycznym szacuje się je na ok. 60 min zł. Szkody wyrządzone przez nawałnicę tylko na drogach wojewódzkich szacuje się na ponad 4 min zł. Powyższe dane to jedynie wstępne szacunki oparte na wyliczeniach udostępnionych m.in. przez wojewodę pomorskiego, PGL Lasy Państwowe, spółki energetyczne, ponadto to dane statystyczne zebrane przez Pomorskie Biuro Planowania Regionalnego. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 4 POMERANIA GUNTER GRASS I DANIEL CHODOWIECKI POD JEDNYM DACHEM Gunter Grass podczas gdańskiej promocji opowiadania Skrzynka, 2009 Grass na ogół kojarzy się z twórczością pisarską, za którą otrzymał literacką nagrodę Nobla. Warto jednak pamiętać, że był on również wybitnym rzeźbiarzem i rysownikiem. Miasto Gdańsk dysponuje rzeźbami Grassa, rysunkami, które wykonywał m.in. jako ilustracje do swoich książek. Chodowiecki był znany głównie jako ilustrator książek. Obaj zajmowali się grafikę. Grass pisał książki i je ilustrował. Chodowiecki był ilustratorem najbardziej znanych dzieł wychodzących za jego życia, których autorami byli m.in. Wolfgang Goethe, Gotthold Ephraim Lessing czy Johannes Bernhard Basedow, autor pierwszego elementarza - wylicza Katarzyna Kucz-Chmielecka, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Gdańska ds. projektu Dom Daniela Chodowieckiego/ Guntera Grassa. Daniel Chodowiecki był rektorem berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, tej samej, w której Grass skończył wydział rzeźby. Gunter Grass bardzo sobie cenił twórczość Daniela Chodowieckiego. Stworzył nawet fundację jego imienia, która organizuje konkurs na polski rysunek i grafikę, bo uważał Chodowieckiego za przykład Europejczyka, przykład godny naśladowania - przypomina Pełnomocnik ds. projektu Dom Daniela Chodowieckiego/ Guntera Grassa. Na ich tożsamość składało się wiele narodowości. Grass ma korzenie kaszubskie i niemieckie. Ojciec Chodowieckiego pochodził ze szlachty spod Gniezna, mama była francuską hugenotkę - mówi Katarzyna Kucz-Chmielecka. Wszyscy znamy Grassa głównie za sprawą jego twórczości literackiej. Wielu gdańszczan miało RUJAN2017 /POMERANIA 5 90. URODZINY GUNTERA GRASSA również okazję spotkać pisarza, który często odwiedzał rodzinne miasto. Chodowiecki to z kolei postać z odległej przeszłości, o której przeciętny gdańszczanin niewiele wie. Gunter Grass kojarzony jest oczywiście z Wrzeszczem, gdzie mieszkał i który tak wiernie opisuje w swoich książkach. Niestety w miejscu, gdzie spędził dzieciństwo, przy dzisiejszej ulicy Lelewela, nie ma odpowiedniej przestrzeni, aby można było stworzyć odpowiednie miejsce np. w postaci galerii poświęconej jego twórczości. Wiedzieliśmy o tym od dawna, stąd przy ulicy Szerokiej kilka lat temu miasto utworzyło Gdańską Galerię Guntera Grassa, w której prezentowana jest twórczość pisarza. Wspomniana Galeria Grassa powoli staje się jednak za mała - mówi Pełnomocnik Kucz-Chmielecka. Daniel Chodowiecki jest dzisiaj odrobinę u nas zapomniany, dlatego chcemy pamięć o nim przywrócić. W związku z tym idealnym rozwiązaniem jest stworzenie jednej, dużej przestrzeni, na której będzie można zaprezentować nie tylko twórczość Guntera Grassa i Daniela Chodowieckiego, ale również dzieła nimi inspirowane lub wchodzące z nimi w dialog. Główną ideą przedsięwzięcia jest utworzenie w dawnym Zespole Sierocińca przy ulicy Sierocej w Gdańsku Domu Daniela Chodowieckiego i Guntera Grassa - międzynarodowego interdyscyplinarnego centrum kultury. Ma to być przede wszystkim miejsce spotkań twórczych i wymiany myśli, dlatego w przestrzeni zabytkowych obiektów oprócz wystaw realizowane będą zajęcia z zakresu edukacji artystycznej w formie warsztatów oraz wykładów i konferencji, a także wdrożony zostanie program rezydencyjny dla artystów. Prowadzona w tym miejscu działalność będzie miała na celu nie tylko promocję twórczości Chodowieckiego i Grassa oraz dziedzin sztuki, z którymi była związana, ale przede wszystkim zadawanie pytań o tożsamość lokalną, wzajemne oddziaływanie przestrzeni miejskiej i zamieszkujących ją ludzi, artystów. Portret Daniela Chodowieckiego, źródło: Gedanopedia Nie chcemy ograniczać się tylko do pokazywania tego, co oni tworzyli, ale chcemy też pokazać to, co dzieje się dzisiaj, współcześnie w sztuce, wyciągając różne wątki i inspiracje z twórczości obu twórców - mówi Katarzyna Kucz-Chmielecka. Wprowadzenie tej działalności w przestrzeń ulicy Sierocej pozwoli nam jednocześnie uratować XVIII-wieczne budynki. Będziemy zabiegać o środki z Unii Europejskiej z Programu Infrastruktura i Środowisko. Przywrócenie tym obiektom funkcji użytkowej, publicznej pozwoli na znalezienie dofinansowania. To jest duża i trudna inwestycja, bo już sama odnowa dwóch istniejących budynków wyniesie ok. 20 min zł, a chcielibyśmy odtworzyć również budynek dawnej szkoły i tzw. pawilon ogrodowy, które nie przetrwały do naszych czasów Warto, bo po pierwsze przywrócimy wartość całemu kompleksowi obiektów, po drugie, stworzymy miejsce, w którym nie tylko opowiemy historię dwóch wybitnych gdańszczan, ale które - mam nadzieję - będzie inspirować kolejnych twórców, a przede wszystkim będzie często odwiedzane przez mieszkańców - podkreśla Pełnomocnik. Zdaniem Katarzyny Kucz-Chmielewskiej przestrzeń sierocińca bardzo dobrze się wpisuje w tę koncepcję: Jeśli mówimy o sierocińcu, to mówimy o miejscu, gdzie powstawała tylko i wyłącznie tożsamość „gdańska", mamy bowiem do czynienia z sierotami, które nie posiadają wiedzy, świadomości, skąd przyszły, kim byli ich przodkowie. Twórczość Chodowieckiego i Grassa ma wiele elementów wspólnych: podobne techniki, myślenie o tożsamości, o jej budowaniu. My także budujemy tożsamość Gdańska poprzez dbałość o przeszłość i czerpanie z przeszłości oraz budowanie czegoś nowego, co będzie tworzone dalej przez współczesnych artystów. Otwarcie Domu Chodowieckiego/Grassa zaplanowano na 2020 rok. Tymczasem już 15 i 16 października świętować będziemy 90. rocznicę urodzin Grassa i 291. Chodowieckiego. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 6 POMERANIA PAŹDZIERNIK2017 ZŁODZÉJKA CZASU, TJ. NA CO KÔMU KASZËBSCZÉ PISANIE Möje bóhaterczi są taczé sentimentalné. Öne sa sklôdają z dwuch dzélów: z jedny stronë ône stôwają naprocëm swôjégô żëcô, swôjich rozmajitëch codniowëch tôklów, a z drëdżi stronë öne muszę nalezc se w se... Jaczé są dzysô bohaterowie a ösoblëwie böhaterczi kaszëbsczi lëteraturë? Jak pisac ô dzys-dniowëch tôklach i czë kaszëbskô lëteratura möże jistniec buten szköłów, recytatorsczich miónków a konkursów dlô pisôrzów. Ö to Tatiana Slowi pitô Kristina Lewna. Skądka sa w człowieku bierze brëköwnota pisaniô? Mëszla, że z brëkôwnotë ôpisywaniô świata a téż z taczi samööbarnë - czej człowiek ni móże so jaczich rze-czów wëtlomaczëc abö ni móże sa obronie, tej sądnie za biórka i zacznie pisac. To je taczé jakbë öczëszcze-nié sa z niewëjasnionëch sprawów czë niezrozmieniô. Jak to wszëtkö je öpisóné, tej lżi to jidze wëtlomaczëc. Të zarô mëszla pisac pö kaszëbsku? Blós pö kaszëbsku. Jô jem dbë, że pö polsku móże pisac kóżdi, a pö kaszëbsku ju nié. Pö kaszëbsku, a to je mój pierszi jazëk, to nie je jazëk nauczony, mie sa pisze baro dobrze. Jó to czëja, to je moja mowa, takô swojsko. Czej jó pisza pö kaszëbsku, to tak, jak jô bë wrócą dodóm. Më jesmë przënacony do taczégö obrazu Kaszëbów, chtërny są jak z obróżka: że są roböcy, utcëwi, że co-lemało chodzą do köscoła w kaszëbsczich ruchnach, że ta kaszëbskô białka je takô obrotno, że ona je (tak wëchôdô z rozmajitëch kaszëbsczich öpöwiôstków) w sztadze wëcygnąc swöjégö chłopa z rozmajitëch öpresjów. Czësto jinaczi je u tëch twöjich lëterac-czich Kaszëbów - öni to są lëdze z krwie a gnôta... Jo, to je prôwda. Jó tëch swöjich Kaszëbów pódzelala sobie na dwa pokolenia - starsze i młodsze. Te starsze bialczi są taczé, jak të prawie rzekła, ale te mlodé są taczé jak më dwie - taczé, jaczé terô żëją. Colema-lo żëją tak, jakbë to rzek ksądz Kaczkowsczi - na ful petardze, żëją calima sobą. Më jesmë terô zabiegóné i dlócze te bohaterczi ni mają bëc téż zabiegóné? Nie mda jima wëmëszla jinëch cechów, bö bdze to nieadekwatne do czasów. Co jesz je ösoblëwé w twöjim pisanim, to je to, że Kaszëbczi mają rozmajité problemë - öne mögą bëc niezadowolone ze swöjégö macerziństwa, ze swojego małżeństwa, że są urobione po łokce, a to nie wiedno je jima nôdgrodzoné. Ale pöjôwiają sa téż taczé jiwrë, jak żôl za ucekającą urodą - żôl za snô-żotą straconą bez mijające lata, bez cażką robota, abö za taką, jaczi na ögle nie bëło... Je to prôwda - öne dążą do te, cobë bëc försz, to taczé je żëcé, kôżden chce bëc fórsz. Më żëjemë w świece konsumpcje i tuwö one téż dostosowują sa abo próbują sa dostosować do ti rzeczëwistoscë. To dostosowanie sa nie wiedno je letczé. Moje bóhaterczi są taczé sentimentalné. Öne sa sklódają z dwuch dzélów: z jedny stronę one stôwają naprocëm swojego żëcô, swójich rozmajitëch codniowëch tóklów, a z drëdżi stronë one muszą nalezc se w se - muszą nalezc swoja prôwdzëwą nôtëra, chtërna je czasama wëkôszlawionô, tedë one muszą robie cos procëm temu swójému pierszému dzélowi, dlóte téż moje bóhaterczi wiele krzëczą. Öne są taczé niespełnione. To wënikó z tego, że abo öne są wëdôwóné za mąż za chłopów, jaczich nie kochają, abo są bité - bo czasama na wsach Kaszëbczi są bité i to nie je niżód-nó abstrakcjo - i one w tim swójim świece óstówają same. Jich matczi reprezeńtejące to starsze pokolenie jich nie slëchają - córczi chcą sa wërwac, ale ni mają w nich ópiarcó. Do te wszëtczégö przëchôdają jesz stereötipë, że Kaszëbi sa doch nie rozchodzą, że „to, co të mósz przërzeklé w kóscele, to të muszisz do-trzëmac", i one muszą w tim swójim świece dërchac, i to nieszczestlëwó, tej jima to żëcé przelatiwó bez półce. I tuwó téż ni ma taczi möcë, żebë one móglë RU JAN 2( 7 / POMERANIA 7 NAJE KÔRBIÓNCZI KRISTINA LEWNA Kaszëbskô pisôrka, szkolno pölsczégö jazëka w Lëzëriie, białka a mëma. Dobiwczka konkursu pisarsczégö miona Jana Drzéżdżona. Autorka zbioru öpöwiôdaniów Mötowidlo, jaczé ju niedługo uczëc pudze czëtóné bez nia w Radiu Gduńsk. zatrzëmac to żëcé. To są bialczi porzucone ze swójima tôklama, jiwrama. Bialczi samotne. W twöjim pisanim pöjôwiają sa kwestie nieslëbnëch dzecy, téż dzecy, jaczé są bité. U Artura Jablonsczégö są taczé wątczi, jak samookaleczenie, jak przerwanie cążë - czë są jesz jaczé tematë tabu w kaszëbsczi lëteraturze? Mëszla, że nié. Ô homoseksualizmie pisôl ju Jón Drzéżdżón cwierc stalata dowsladë. Mëszla, że ni ma tematów tabu, më ju jesmë na tëli z tą kaszëbizną do przodku, że më sa czëjemë pewnie w ópisywanim nią świata - a më doch wiémë, co sa dzeje i wkól nas, i na świece. Më téż mómë internet (smiéch). Kaszëbi ö wszëtczim ju mögą pisać, ale czë ö wszët-czim mögą czëtac? Nigdë nie bëło niżódnëch tôklów z twöjim pisanim? Nie bëło czëtinców, jaczi bë gô-delë „Ale ö tim sa nie pisze!" abô „To są leno wë-jątczi!"? Nié. Nigdë nichto sa nie pitôl, bô mëszla, że lëdze nie czëtają za wiele pö kaszëbsku, a jeżlë ju, to baro wëbiórczo - chtos, chto sa tim zainteresëje, a tak na ögle to lubią taczé przëjemné rzeczë, nie zaglabiają sa, bierzą to, co je z wierzchu tak, cobë zrozmiec ta fabuła, ale tak to nicht sa nie zaglabiô w to, co czëją ti mój i bohaterowie. Także tuwó nie bëlo tóklów. Tej dlôcze lëdze öglowö piszą pö kaszëbskii? Dlô kögö? Są tekstë, jaczé czëtają dzecë na uczbach kaszëbsczégö abö jaczé lëdze recëtëją na roz-majitëch konkursach. A co z resztą, z tima, jaczich podług ce nicht nie czëtô? Jó pisza tak, jak jó rzekła - przódë z brëköwnotë ópisy-wanió świata, ale to, co je wôżné, to to, że wiele sa pisze pôd kónkiirsë. Nié dlôte, cobë je dobëc, ale prawie dlôte, żebë miec swiąda, że to miało konkretny cél. Môsz termin, na jaczi to muszisz napisać, a lëdzy, jaczi mdą to czëtac. Mie baro pómóg w pisanim konkurs pisarsczi miona Jana Drzéżdżona. Wëstrzód jaczégö laureatów të bëła czile razë. W 2015 roku të gö dobëła. To je dlô mie wôżné wëprzédnienié. Tobie, chöcô piszesz „nieużetköwö", bo są to tekstë, jaczé nie nôleżą do letczich a przëjemnëch, udało sa jednako wëdac ksążka. To je zaslëga Tomôsza Fópczi i Rómana Drzéżdżo-na - óni mie pömöglë to wëdac, a tak richtich za-bédowelë, cobë to wëdac. Rómk mie zrobil kórektë tekstów a Tómk Fópka, jaczi je direchtora Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë a Muzyczi, zadból ó te wëdôwniczé sprawë. To wôżné dlô kaszëbsczégö iitwórcë, cobë na swöji drodze pötkac pasownëch lëdzy. Taczich, co cë udo-kaznią, że to, co robisz, mô cwëk? Baro wôżné! I tuwó jô bë chca téż baro pödzaköwac Łukôszowi Grzadzecczému, organizatorowi Latny Szköli Kaszëbsczégó Jazëka. To je potkanie, jaczé mie jakô pisôrce baro wiele dôwô, jaczé mie „ladëje baterie", jaczich użiwóm do pisaniô. Wórt kóntinuówac ta inicjatiwa. Jaczé są twöje wëdôwniczé planë? Czë të ni môsz nick taczégö jak pisarsczé planë? Ni móm tak cos! Planë pisarsczé są tedë, jak jó prziń-da z robótë, jak móm doma wësprzątóné i wszëtkó oporządzone. Ni móm planów pisarsczich. Më jesma zabiegóny, cażkó robimë z chłopa, i w mój i sytuacje cażkó mie sa pisze. Ön mie gôdô: „Terô, jak më mómë wszëtkô zrobione i më bë möglë pogadać, të sedzysz i piszesz!". Tak kradna ten czas. 8 POMERANIA PAŹDZIERNIK 2017 NA KOŁKU RADUNSKIM I KOŚCIERSKICH RZEKACH Tegoroczny XXXII Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa wiódł kółkiem jezior raduńskich, a następnie rzekami w gminie Kościerzyna. Trasa wynikała z zasady przyjętej na samym początku cyklu: co cztery lata powrót na ten sam szlak. Nie zawsze jednak zupełnie ten sam. Nieraz, dla uatrakcyjnienia, trasy ulegały modyfikacjom, zachowując jednak związek z ich głównym przebiegiem. W tym roku skróciliśmy pobyt na kółku raduńskim, proponując w zamian etap Radunią - od miejsca, w którym opuszcza pierścień jezior. Wystartowaliśmy ponadto nie jak zwykle ze Stężycy, ale z drugiego krańca kółka. DESZCZOWE OTWARCIE Ulokowaliśmy się, i to aż na cztery dni, w Chmielnie, nad jeziorem Kłodno, w ośrodku Bachus. Jego atuty to spore pole namiotowe nad samą wodą, z sanitariatami i prysznicami w pobliżu. A wymagania, zwłaszcza jeśli chodzi o biwaki, w ostatnich latach znacznie wzrosły - już nie wystarczy kawałek łąki, woda tylko w jeziorze czy rzece, a jako toalety doły wykopane w lesie i osłonięte parawanami. W ośrodku jest ponadto strzeżone kąpielisko, restauracja, miejsce na spotkania przy ognisku i duży na-miot-świetlica, w którym w razie niepogody można przeprowadzać zaplanowane imprezy. A ponieważ nasz spływ ma dostarczać nie tylko satysfakcji z pływania, z obcowania z pięknem kaszubskich krajobrazów i bogactwem przyrody, ale różni się od innych tym, że oferuje bogaty kaszubski program kulturalny na lądzie, powinny być warunki do jego realizacji. Uroczyste otwarcie zaplanowaliśmy na wieczór. Odkąd bowiem terminy zjazdu Kaszubów zbiegają się z początkiem naszej imprezy, staramy się umożliwić uczestnikom spływu i udział w nim, i obecność na naszym otwarciu. Pogoda w ciągu dnia była znośna, gdy jednak nadeszła pora otwarcia, zaczęło padać. W tej sytuacji w plenerze ograniczyliśmy się do wciągnięcia flagi kaszubskiej na maszt i oficjalnego otwarcia spływu. Dokonała go komandor Barbara Łosińska. Funkcję tę miał pełnić Wojciech Kuc. Niestety, złamał nogę. A że nieszczęścia chodzą parami, Grzegorz Schramke, wicekomandor mający przygotować i prowadzić imprezy na lądzie, niedługo potem zerwał ścięgno Achillesa. Trzeba było ich zastą- POMERANIA 9 ŚLADAMI REMUSA pić. W przygotowaniach znaczący był udział członków Komitetu Organizacyjnego, a zwłaszcza Barbary Łosińskiej, Katarzyny Knopik i Anny Zakrzewskiej. Po ceremonii odbytej na zewnątrz schroniliśmy się w dużym namiocie ośrodka. Tam nastąpiło odczytanie - po kaszubsku i po polsku - fragmentu powieści Żëcé i przigôdë Remusa (od pierwszego spływu stało się to codziennym rytuałem). Minutą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego 16 lutego 2017 roku dr. inż. Janusza Kowalskiego, pomysłodawcę spływu, który niemal do ostatka pomagał w jego organizacji. Pamiątkowa przypinka WZBURZONE JEZIORO Nazajutrz popłynęliśmy do Łączyńskiej Huty, położonej nad Jeziorem Raduń-skim Dolnym. Kajaki użyczyło nam i dowiozło Stowarzyszenie Kajakowe Wodniak (sterował tym zdalnie „uwięziony" w domu prezes klubu Kuc), będące współorganizatorem spływu (głównym organizatorem jest Klub Turystyczny ZKP Wanoż-nik). Celem wypadu była łąka nad zatoką Moczadło, własność Huberta Lewny. Poczynając od roku 1989, a następnie co cztery lata, mieliśmy tam biwaki, zawsze życzliwie traktowani. Już podczas przeprawy przez Kłod-no trzeba było się natrudzić, żeby przy wiejącym z naprzeciwka wietrze pokonać niespokojne jezioro. A był to jedynie przedsmak tego, co działo się na Raduńskim. Tu dopiero wiatr nabrał impetu. Zatrzymywał kajaki w miejscu, spychał z właściwego kierunku, wykręcał. Wzburzone fale, uderzając w dziób, rozbryzgiwały się, mocząc załogi. Po dobiciu do celu nastroje szybko się poprawiły, bo na brzegu czekał gorący żurek przywieziony w termosach. Ognisko ogrzewało i suszyło ubiory, a pieczone na nim kiełbaski przywracały utraconą na wodzie energię. Na deser były świeżo zebrane z pola truskawki, którymi częstowali gospodarze: Barbara i Hubert Lewnowie. Powrót okazał się mniej uciążliwy. Wiatr wiał teraz w plecy, więc płynęło się łatwiej i szybciej. Co najważniejsze - mimo sztormowej aury wszyscy wyszli cało z opresji. Za szczęśliwy powrót można było dziękować podczas mszy św. z liturgią i kazaniem w języku kaszubskim, którą odprawił w namiocie ośrodka ksiądz kanonik Roman Skwiercz, uczestnik pierwszego spływu i wielu następnych. PRZYMUSOWY POSTÓJ Poniedziałkowy etap miał prowadzić do Ostrzyc. Urokliwym szlakiem, przez jeziora Brodno Małe i Wielkie, obok Złotej Góry, a następnie fragmentem Jeziora Ostrzyckie-go - do miejsca, w którym rzeka Radunia opuszcza kółko. Już Kłodno było jednak tak wzburzone, że trzeba było odwołać płynięcie. W tej sytuacji przyspieszyliśmy spotkanie z redakcją „Pomeranii". Stało się to nawet konieczne, gdyż ośrodek sprawił nam niespodziankę: zaprosił na wieczór zespół instrumentalno-wokalny DIDO z Grzybna k. Kartuz. Taki do słuchania i tańczenia, grający biesiadnie, ale i na kaszubską nutę. Na spotkanie z „Pomeranią", dzięki której spływ zaistniał, a obecnie sprawującej patronat prasowy, przyjechał redaktor naczelny Sławomir Lewandowski. Ponieważ jest nim dopiero od stycznia br., poprosiłem, żeby przedstawił swoją wizję „Pomeranii", a także plany na najbliższe miesiące. Uczestnicy spotkania otrzymali jako zachętę do stałej lektury pisma nowy, lipcowo-sierpniowy numer miesięcznika. Członek Kolegium Redakcyjnego Andrzej Busler z małżonką Małgorzatą Bądkowską zaprezentowali z kolei wydawnictwa i upominki oferowane przez ich Księgarnię Ka-szubsko-Pomorską Czec. Warto dodać, że Małgorzata zaprojektowała tegoroczną przypinkę spływową, wykonał ją Andrzej, a sponsorował tę pamiątkę Urząd Gminy Kościerzyna. PRZYJAZNA RADUNIA To, że nie popłynęliśmy w poniedziałek do Ostrzyc, przysporzyło nazajutrz dodatkowych zajęć. Kajaki trzeba było załadować na przyczepy i tam zawieźć, a potem wyładować. Wszystko przebiegło jednak sprawnie, bo Zbyszkowi Czarnowskiemu i Jackowi Zawiejskiemu z Wodniaka pomagali nasi, co silniejsi, kajakarze. Na miejsce startu dowiózł nas wynajęty w Kościerzynie autobus. Wybór odcinka Raduni z Ostrzyc do Trątkownicy, osady na peryferiach Kiełpina Kartuskiego, okazał się trafny. „Królowa rzek kaszubskich", która dalej staje się rwąca, 0 charakterze wręcz górskim, tu wolno meandruje. Pogoda była tego dnia w kratkę: padał deszcz, chwilami nawet intensywny, ale pojawiało się też słońce. Jak na wyjątkowo mokre lato pierwszy tydzień lipca był jeszcze znośny. Po osiągnięciu mety trzeba było znowu ładować kajaki na przyczepy, aby je zawieźć na miejsce kolejnego startu we wsi Wieprznica. Kilku uczestników spływu włączyło się znowu do pomocy. Pozostali wrócili autobusem do ośrodka Bachus. Tam w godzinach popołudniowych ksiądz Roman odprawił, w rocznicę śmierci Henryki Mułkowskiej, uczestniczki 31 spływów, mszę świętą. Zamówiły ją córki Alicja i Ewa. A potem był wieczór truskawkowy. W 2009 roku dwujęzyczna nazwa: truskawka kaszubska - kaszëbskô malëna została wpisana przez Komisję Europejską do rejestru Chronionych Oznaczeń Geograficznych. Wiodącą rolę w staraniach o to odegrało małżeństwo Edyta 1 Andrzej Klasowie. I właśnie pan Andrzej był tego wieczoru naszym gościem. A prowadził to spotkanie prezes Wanożnika Bernard Hinz. W środę nastąpiła zamiana biwaku w Chmielnie na pole namiotowe ośrodka Gdańskiej Stoczni „Remontowa" w Czarlinie. Nie popłynęliśmy tego dnia kajakami, za to odbyliśmy rejs statkiem Stołem po jeziorze Wdzydze. 10 POMERANIA HUMOR NA STOJĄCO W czwartek autobus zawiózł nas do Wieprznicy, skąd spłynęliśmy rzeką Reknicą do jeziora Garczyn. Za nim, w miejscu skrzyżowania drogi z torem kolejowym, znajduje się przepust w postaci sklepionego owalnego kanału, który kajakarze określają jako „rury" i uważają za atrakcję szlaku. Wypływającą z niego rzeką, nazywającą się teraz Graniczna, przez jezioro Sudomie dopłynęliśmy do wsi Rybaki, gdzie pozostawiliśmy kajaki. Do Czarliny wróciliśmy autobusem. Komandor Basia przeprowadziła po południu z najmłodszymi uczestnikami spływu (a było ich w tym roku jedenaścioro) grę plenerową „Szachy Wikingów". Wszyscy otrzymali dyplomy z treścią w języku kaszubskim (wypisał je przywieziony przez żonę Grzegorz Schramke) i kubki przekazane przez Zakłady Porcelany Stołowej Lubiana. Wieczorem na biwaku wystąpił Adam Hebel, dziennikarz Radia Kaszëbë, konferansjer, kabareciarz, Zaprezentował humor kaszubski w zyskującej coraz większą popularność konwencji stand up, czyli monologu na stojąco, wywołując salwy śmiechu. W piątek z Sudomia przedostaliśmy się na jezioro Mielnica, a z niego na Żołnowo, z którego wypływa rzeka Trzebiocha. Po minięciu Grzybowskiego Młyna (są tam stawy rybne i trzeba było przenieść kajaki) uchodzi do Wdy - tuż przed Loryńcem. Czekał tam na nas obiad przyrządzony przez miejscowe Koło Gospodyń Wiejskich, zawiadywane przez energiczną sołtys Bernadetę Pelowską. Każdy otrzymał świeżo usmażonego pstrąga, do tego dodatki i kompot. Tak wzmocnieni dopłynęliśmy Wdą do jednego z ramion Jezior Wdzydzkich - Radolnego, nad którym znajduje się ośrodek Gdańskiej Stoczni „Remontowa". WIECZÓR KOŚCIERSKI Ten wieczór był szczególnie wyczekiwany. Bo też spotkania z oddziałem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Kościerzynie, a odbyło się ich w ostatnich latach kilka, należą do wyjątkowo udanych. Nie inaczej było i tym razem. Nie przeszkodził nawet deszcz, bo zamówiliśmy na ten wieczór namiot w ośrodku. Przygotowaliśmy poczęstunek: młodzowi kuch (upiekły go panie z Loryńca), kawę, herbatę. Nasi goście przywieźli beczułki pienistego ŚLADAMI REMUSA napoju z kościerskiego browaru i kiełbaski do pieczenia na ognisku. Gdy deszcz ustąpił, przenieśliśmy się na zewnątrz, gdzie płonęło już ognisko. Przygrywali dwaj znakomici muzycy kościerscy: Grzegorz Daszkowski i Sławomir Tuszkowski, których obecność zawdzięczaliśmy naszym kościerskim przyjaciołom. W sobotę popłynęliśmy do Wdzydz. W zatoce zwanej Kątem zostawiliśmy kajaki i udaliśmy się do Muzeum -Kaszubskiego Parku Etnograficznego. A wieczorem spotkanie pożegnalne (ogniska nie można było palić, bo pole namiotowe znajduje się w lesie sosnowym). Długo w noc trwały tak wspólne, jak i solowe śpiewy przy akompaniamencie gitar. A głosy znakomite: wokalistki Damroka Kwidzińska i Alicja Werczyńska, goście weekendowi, niestrudzeni bardowie Andrzej Jocher i Marek Sławski „Tuć" wspomagany przez żonę Dagmarę. A że na dodatek czterdziestkę w tym dniu obchodził jeden z uczestników... Nazajutrz czekało nas już tylko opuszczenie flagi z masztu. W przyszłym roku powinniśmy - zgodnie z naszym cyklem olimpijskim - popłynąć Wdą, ale tym razem wyłącznie nią - z Lipusza aż do Błędna. Trasa może ulec nieznacznym modyfikacjom, nie powinien natomiast zmienić się termin: 7-15 lipca 2018 roku. EDMUND SZCZESIAK Zdjęcia z archiwum Bogusławy Piechockiej Trzy pokolenia w łodzi kanu RUJAN2017/ POMERANIA /11 Ul ZeUęec CiO^ić^i ?u;'5 Ludk j J^YÔł^WMj A r ż~\ O /u.*) 'roy^i, [ . .. rAba l . < C^k-Ł Dj^'-v_ j"r!A^Ł,acot^ [ m u v'L; dfe i'ctëo^ L ii r )cj Lektorat kaszëbsczégö na kaszëbsczi etnofilologie KASZEBSKÔ ETNOFILOLOGIÔ JAKNO CZERËNK MIÉSZËZNOWI? Udało sa - pöstapny rocznik sztudérów kaszëbsczi etnofilologie zacznie w rujanie nôuka na Gduńsczim Uni-wersytece, nôwiakszi uczböwnie regionu. Na kaszëbsczim czerënku badze sztudérowac 20 lëdzy z rozmajitëch strón, w rozmajitim wieku a z rozmajitima doswiôdczeniama a öczekiwaniama wedle kaszëbizne.... Okaszëbsczim czerënku na Gduńsczim Uniwersytece (GU) Kaszëbi gôdelë od lat. Ö „kaszëbisticë" gôd-ka bëła ju czësto pöwôżnô w 2005 roku, czej pierszi rôz zdôwónô bëła matura z rodny môwë Kaszëbów. Nim më sa dożdelë samöstójnégö, stacjonarnego kaszëbsczégö czerënku sztudiów, w 2009 roku pôdjaté ôstałë próbë zro-bieniô z „kaszëbisticzi" specjalizacje. Na zaczątk bëła to „specjalnosc: uczenié pölsczégö jazëka a wiédzô ö jazëku a kaszëbsczi kulturze". Wkół czerënku dzejalë na GU aka-demicë sparłączony z kaszëbską rësznotą. Pö tim eksperi-mence w 2013 roku Gduńsczi Uniwersytet zapôwiedzôł zrëszenié samöstójny „kaszëbsczi etnofilologie". Kaszëbskô rësznota öd zaczątku na czerënk zdrza tak, jak na miészëz-nowé czerënczi tegö zortu w jinëch placach (łemköwskô filologio na Jagellońsczim Uniwersytece czë sorabistika w Lipsku): miôłbë to bëc czerënk dlô karna czile abô czi-lenôsce lëdzy. GU jednako mô swöje limitë - jeżlë kaszëb-sczi to jazëk i mô miec swôja filologia, to do ôtemkniacô czerënku brëkuje tëli sztudérów, co serbsczi, chörwacczi czë szpańsczi. Chutkô ökôzało sa, że 25 lëdzy nie zgłosëło sa w pierszim nabörze. Nôwôżniészô na Pömörzim huma-nisticznô uczböwniô scwierdza, że ôtmikanié etnofilologie je „nierentowne", tej kaszëbsczi parlamentarziscë a ZKP zżorgalë dofinancowanié na prowadzenie tegö czerën-ku. Co cekawé, GU, chöcô scwierdzył, że czerënk mdze kösztac za wiele, to nié do kuńca rozmiôł öbrechöwac, wiele dëtków to bë bëło... Stanało na 100 tësącach złotëch. Wiele je czerënków, co mögą rechöwac na taczé wsparcé? I, co wôżniészé, na wiele jinszich czerënków ö dotacje stara mają butnowi interesariusze, a nié sama uczbôwniô? Kuńc kuńców w 2013 roku etnofilologiô, dzaka staraniom a dętkom scygnionym na Gduńsczi Uniwersytet bez Kaszëbów, rësza, a tejczasny Dzekón Filologicznego Wedzélu, kaszëb-sczi dzejôrz Andrzéj Ceynowa zapöwiedzôł, że „czerënk mdze dzejac nawetka dlô jednégö kandidata" . Czasë sa zmieniłë, dzekón sa zmienił, ale tôkle etnofilologie sa nie zmieniłë. W pierszim naborze na czerënk dërch nie jidze zebrać wëmôgóny wielënë chatnëch. Breköwnyjesz je nabór séwnikówi. Przëbôcza, jak bëło latoś: jesz w lepińcu ötemknienié kaszëbsczégö czerënku na Gduńsczim Uniwersytece bëło zagrożone - wëszëznë uczböwnie zamkłë rekrutacja, czej uznałë, że na etnofilologia je za mało chatnëch. 15 zare-gistrowónëch na czerënk lëdzy przez internetowi system IRK dostało wiadło, że latoś czerënk nie rëszi, bó zgło-sëło sa za mało personów, a wpłacone przez kandidatów 12 POMERANIA/PAŹDZIERNIK2017 ROCZBA DO DISKUSJE öpłatë östałë jima öddóné. Butnowi interesariusze - w tim KPZ zaangażowóné w zagwësnienié GU dofinancowaniô czerënku - ô sprawie dowiedzelë sa z mediów. Z inicjatiwë KPZ ödbëło sa potkanie uczałëch Kaszëbów, wëszëznów uczbównie a wëszëznów Zrzeszeniô, na jaczim Kaszëbi znôwu uprosëlë rektora, cobë dôł zelony wid dlô czerën-ku - östa ogłoszono drëgô rekrutacjo, a limit sztudérów brëköwny do zrëszeniô czerënku östôł zmieszony z 25 do 20 personów. Öb czas séwniköwégó naboru na kaszëbską etnofilologia zaregistrowało sa 40 chatnëch, sztudérama ôstało 20 z nich. Dobëcé? Nimó wszëtkó jo, ale dërch möckö zagrożone... Wëszëznë uniwersytetu mögą miec strach ö to, wiele z przëjatëch do akademie pö prôwdze chce na ni sztudérowac. To zrozmiałé öbawë po tim, co sa stało rok dowslôdë, czej z sztërdzescëósobówégö karna... nie östôł nicht. Czerownictwó GU w kôrbiónce z Radia Gduńsk wskôzywô, że winny je program sztudiów. Czë tak fakticzno je? Sztudérzë, z jaczima móm gôdóné, rzeklë mie, że to je po prôwdze prakticzny czerënk, jaczi jima dôwô i konkretne rozmiałoscë, i warkówé „papiorë". Co sa tej stało z 40 sztudérama z łońsczegó roku? Wiakszosc tëch lëdzy nawetka nie bëłabë w sztadze óbsądzec zajmów, bö nigdë nie przeszła na nie... Wiele tëch „sztudérów" zgłosëło sa na GU leno rôz - pö legitimacja, jakô dôwô rozmajité uldżi a téż uletcziwô dostanie robötë (kösztë najmu sztudérów są dlô pödjimców wiele niższé jak najacé „zwëczajnégó" robotnika). Do te miéwca legitimacje möże téż pobierać z uczbównie socjalne stipendium a mieszkać w akademiku. Latoś legitimacjô sztudérë GU może téżbëc dodôwkôwim zwëska dlô prôcowników óliwsczich bió-rowców, jaczi dzaka „legitce" mögą swój autół za darmö östawic na terenie uczbównie... Taczé zwësczi możno bez pókazywaniô sa na GU cëgnąc bez rok - dopierze latnô sesjo werifikuje taczégó sztudéra (równo jaczégó czerënku). Jak barnie sa przed taczima „jachtëjącyma na legitka"? Nie je to letczé - może wprowadzëc dodôwkówé egzaminë a wësok pónktowac kaszëbską matura? Równak efek-ta mdze téż to, że chatnëch znowu może bëc za mało... Może tej wôrt zacząc traktować kaszëbską etnofilologia jakno czerënk miészëznowi? Taczi, na chtërny sygnie nawetka czile lëdzy chatnëch do uczbë? Dobrim rozwiąza-nim bëłobë téż przewrócenie statusu wolnego słechińca - lësta sztudérów werifikowałëbë egzamë i zarechówania ju w pierszim semestrze. Na plac „martwëch dëszów" mó-glëbë tej przińc wolny słechińcowie, jaczi nie wdostelë sa na czerënk w séwniku, ale uczastniczëlë w zajmach bez legitimacje sztudérë. Tedë pó pierszim semestrze etnofilo-logiô miałabë karno prôwdzëwëch, wiérnëch sztudérów... Öb czas pótkaniô, jaczé w lepińcu ódbëło sa „na szpëcu" midzë wëszëznama GU, KPZ a kaszëbsczima akademika-ma, zapówiedzelë cykel rozmów ö sztôłce a przindnoce kaszëbisticzi. Uszłota czerënku równak widno pókazywó, że nie do sa letko pógódzëc donenczasnëch uniwersy-tecczich limitów brëkównëch do ötemkniacô czerënku z wesztôłcenim wórtny kaszëbsczi kadrë. Kaszëbskô etnofilologió dała ju pierszi brzód. Pierszą absolwentką czerënku ósta w czerwińcu Paulëna Waser-skô. Na obrona żdaje pöstapnëch czile osób. Westrzód przëjatëch w séwniku na sztudia lëdzy są kaszëbsczi ma-turańce, binowi artiscë a młodi kaszëbsczi dzejórze. Móm nôdzeja, że westrzód nich ni ma jachtëjącëch na legitimacja. Jak je, pókóże sa w czerwińcu 2018... TATIANA SLOWI Sztudérzë etnofilologie öbczas rézë do Bëtowa RUJAN2017/ POMERANIA /13 O 40. JUBILEUSZOWIM TURNIEJU GADËSZÓW WE WIELU (I NIÉ BLÓS Ô NIM) PRZEDTURNIEJA Moje pisanie miało miec leno jeden dzél. Ni miało bëc tegö „przed", a leno „pö". Równak kawel zgötowôł Kaszëbóm taczi „darënk" że na wiedno óstónie w naji pamiacë. W zélniköwi wieczór sedzała jem z drëchama w ogródku, wspominające donëchczasné ulëdóné wie-lewsczé kônkursë gôdkôrzów. Wkół cësza, cepło. „To pudze stroną" - gôdała na öddzaköwanié drëszka, czej na niebie tak baro niedowinno naczało łiskac. Narôz ze-rwôł sa wiôłdżi wiater z deszcza i szamötôł rutama w oknach. Nić do zabôczeniô je to nôdzwëkówné zja-wiszcze! Nie czëła jem nômniészégö grzëmötu, a bez wszëtczé ôkna w dodomu wdzérała sa przerazlëwô ja-snosc. Zdôwało sa, jakbë świat wkół klakôł, jaczôł... Z jaka udżinała sa do zemi möja piaknô stolemnô jodła za okna i... jaż dzyw, że wstôwała. Uceszëła jem sa, czej po czilenósce minutach nasta cemnosc i rozwidniwałë ja łiskawice. Cëż to bëło? - pitała jem sama se i próbowała wcësnąc głowa ze strachu pod pödëszka. Narôz z pösowë dało sa czëc: kap... kap! Raczniczi, szôtorë i jiné pludrë, rozmajité garczi - czile gödzënów bëłë w pószëku. Mu-szała jem późni pöłożëc sa w „łëchim môlu", bo za jaczis czas zbudzëła jem sa i po prôwdze narôz nie wiedzała, czë jem buten czë bëne. Pierzna mókrô, a jesz do te z górë lecy mżëczka. Reno wszëtkó jak piérwi! Czë to mie sa śniło? Móm bëc öbsądzëcelką na ulëdónym Turnieju Gadëszów we Wielu, tej jada köl 11.00 sztrasą Łubianô - Chónice. Czim krodzy Lëpusza, tim wiacy gałazów na stronach i szasé robi sa barżi wąsczé. Midzë Kalësza a Dzemiónama widë ógniôrzowëch wozów. Zatrzimuje lizóka moje auto absolwent Kaszëbsczégö LO w Brusach. „Ni ma parku na rënku w Brusach, w Czëczköwach zniosło lëdzóm dachë do błotka..." - zdążił mie przekózac, nim zjachałë auta z drëdżi stronë. „Niech wastna jedze, leno pómalinku i óstróżno" - dodôł, dozwalające jachac autóm z móji stronę. W Reduniu nie widza snôżi kaplëczczi, przë chtërny lubią sa zatrzëmac ób czas majowëch nabóżeń-stwów i z reduniokama zaśpiewać jaką jich pieśnią do Matczi Bósczi. Je całô zakrëtô gałazama rosnący przë ni lëpë. Czim blëżi Lubni, tim kömudniészi krajóbrôzk. Gdze rosłë zeloné lasë, brunô farwa stojącëch jak złómóné sztrëchulce drzewów. W kromie ni ma widu. Kożdi dodôwô wiadë ó molach, gdze nôbarżi brëköwnô je pomóc. Młodi chłopi kupują jaczégö sznëka i jadą gdzes pomagać. Na szasym Lubnio - Wielé lëdze uprzatiwają gałaze. Szoférzë pómógają sobie, zjéżdżiwają na strona... We Wielu... Przed dodoma kulturë pôra krómów z lëdo- wim kuńszta. Gwësno za wiele naju nie mdze - witóm sa z czile gôdkôrzama. „Humor to bëlny kapitał, nawetka znanka nôrodu" - przëwółiwała jem słowa Jana Rómpsczégö, czej w dwiérzach stôwelë pósobicą bëtnicë turnieju: Halina Wreza z Köscérznë, Karolëna Keler ze Słëpska, Ana Gleszczińskó z Lepińców, Kazmiérz Bu-dzyńsczi z Kósobudów i jiny. Wszëtcë pózérómë po se... i przekazëjemë kömudné informacje. Östôwóm na noc we Wielu, bo ni móm ódwódżi jachac wieczór do Łubiane. W pensjonace ni ma widu, ale dzaka Januszowi Prëczkówsczému i jego tatkowi Janowi ze Stążków - jich mésternému akordeonowemu graniu i śpiewowi - je kąsk redosni. Witro wëstapë laureatów, a pónemu jada do Lëpusza... Nôklë i Parchowa, skądka téż docérają smutne wiescë o nawałnice. A w séwniku pótkóm sa z mójima uczniama, chtërny wiedno chwôlëlë sa mie, kuli to zaro-bilë dëtków na uczbówniczi abó sztudia na uzebrónëch jagodach abó grzëbach w „swojich placach" zóbórsczich lasów... PÖ TURNIEJU Na Turniejach Gadëszów we Wielu jem ód dôwien downa. Nawetka ju nie wdarza sa, ód czedë. Je Róman Skwiercz! - czëło sa czedës midzë słechińcama na zalë. Nie mda skriwa, że żdała jem na jegó gôdka. Ö czim ona w tim roku mdze? Bo że mdze wórtnô słëchaniô, to sa wić. Z czasa znała jem ji tematika, bó wiedno widzała Romana chodzącego z jaką kôrtką midzë zógónkama w najim ogródku, bó... równak ju witro je konkurs. A juri ni miało jiwru, komu przëdzelëc ta nôwôżniészą nódgroda. Zdówó mie sa, że leno Józk Roszman czasa „stôwôł mu na Stegnie". Jich sa pó prówdze słëchało! Lubiła jem, czej Rómk béł gósca w naji chëczë. Wie-czorama niécył w kominku, uwarził jaką zupa, chóc kąsk górzi bëło z przëwrócenim órdnungu w kuchni po taczim kuchórzu. Ni muszół nawetka wëgłaszac jaczi gôdczi, na kóżdą leżnosc i dragą chwila nalóżół szpós, i... wszëtkó stôwało sa prostsze. Zabrzëmi to jakós dzywaczno, ale baro jem lubiła, czej Rómk przëjéżdżôł niespódzajno i zaóstôł zasztëkóné dwiérze. A wszëtkó bez óstawioné przez niego na oknie ösoblëwé lëstë. Jinszim spósoba tako cekawô lëteratura bë sa nie przëtrafiła. Takô kórtka leżała przed dwiérzama na Jastra 2000 roku: Wa pôwsënogi. Bél jem tu pchlë a nieszczescé jałowca wëganiac. Öbiljem próg, ale bezjôj, szpieku a kasë to nie je wôżné. To jô sobie wëhalaja nôleżnosc jinym raza. Prawie żebë Wa chcą bëc ôd pchłów żarti, tej nic nie darwôta 14 POMERANIA PAŹDZIERNIK2017 ZEZ BRUS I NIE LENO dawać. Pod teksta sztapel: ks. Roman Skwiercz Parafia Bożego Ciała ul. Piecewska 9. 80-288 Gdańsk i numer telefonu. Jinszim raza kôrtka, jaką nawetka dragö ödczëtac, bö je kąsk mökrô od deszczu: Jak Wa to wëckła, że jô przejada, żebë sa przede mną skrëc. Wa pöwsënogi. Jakbë tak Wam wdraszowac, tobë nic za wiele nie bëło. Remus 9 VII gódz. 22.27. Rôz nie dało sa nama zajachac na potkanie do drëcha Romana. Po nadesłónym rechunku za niebëtnosc ju robilë jesmë wszëtkö, cobë wiedno sa stawie. A rechunk wëzdrzôł tak: Gdańsk 9 III 2000 r. F. J. Ł. Borzyszkowscy Rachunk dlô łotrów niewiérnëch, co nie są od słowa a so letkô ważą jinëch lëdzy. Za opuszczenie uroczëstoscë nôleżi sa szködowac: - wiertlówka sznapsu na łeb przindze 10 zł - flaki porte z buli porcja przindze 4,50 zł - barszcz z pasztecikiem 3,50 zł - piekłi kurk z grzëbama 5,00 zł - kotlet mlotłi 5,00 zł - buket z wôrsztów 5,00 zł - tropë wëmieszóné 3,00 zł - rëba piekło w grecczim zôsu 3,00 zł - reba wadzono 3,00 zł - tropë z ribków 2,00 zł -jaja warzone łososa kraszone 2,00 zł - buket sërowiznë z ôgrodowiznë 5,00 zł - brzôd swiéżi w żelém a w céropie 3,00 zł - torta na masie ze smiotaną 3,00 zł - torta bezowô żelém z tipków przekłôdónô 5,00 zł - buket miodnosców szoköladowëch 4,00 zł - pöpitk brzadowi z kartongów 2,00 zł - pôpitk gazowóny 2,00 zł - pôpitk niegazowóny 2,00 zł Co daje razą ôd sztëczi 73,00 zł Nadto w stratë pörechöwac sa. słëchô: - nieprzëwlokłi geszënk z kwiatama 100,00 zł - kuchôrce za robota ôdłepapô 5,00 zł - bédującym ôd łepa po 5,00 zł - szkôdë môralné, nerwowe a zniosło sromóta 100,00 zł - wëwiezenié zniszczonego dobra na szadółczi od łepa 1,00 zł - telefon ze zaproszenim 1,00 zł - papiór, kuwerta a brifmarka 1,00 zł Jadło rechôwané ôd sztëczi wënôszô 84,00 zł z dodanim kosztów łącznëch ôd telefóna, brifmarczi, geszënku a sromötë: 202,00 zł. 3 x 84 = 252 + 202 = 454 zł. Tak przerechôwóny dług nôleżi sa spłacëc pôcztowim przekôza-nim bez niżódnégô scyganiô a próżnego wëmëszlaniô. Kto bë tej nôleżnoscë chcôł ômknąc, niech so miarkuje, że mdze 1 "fe /i*t'o CsfĄc, f/Doh^u 2--'U-L & ($x/rzjv ks. Roman Skwiercz Parafia Bożego Ciała Ul. Piecewska 9. 80-288 Gdańsk tel. 347-96-47 Ms fąi-fva lOOQ(, O Zostaii rt 'MdJ Z& 'vv vs <* s»?v WOJENNE HISTORIE Uczestnicy wycieczki na tle tablicy informującej o obozie poświęcone obozowi muzeum (podobnie jak w innych miejscowościach, w których były hitlerowskie obozy), prosiła, by mogła je zobaczyć z przewodnikiem. Także mój tata Edward zgodził się oderwać na jeden dzień od swoich naukowych prac i pojechać z nami. Dołączyli do nas również mąż cioci Ani Paweł oraz ich dzieci: Joanna i Szymon z małżonkami, Malwiną i Dariuszem, a także moja żona Renata i syn Leszek. Idąc tropem myśli mamy, skontaktowałem się z potu-licką szkołą im. Dzieci Potulic, w której mieści się izba pamięci poświęcona potulickiemu obozowi. Gdy wspomniałem, że chcielibyśmy ją zwiedzić z przewodnikiem, od razu skierowano mnie do jej dyrektora Jacka Kiersz-nickiego. Po krótkiej rozmowie dał się przekonać i jedną z majowych sobót społecznie poświęcił naszej wycieczce. Opowiadał ze znaczną wiedzą i swadą, a co najważniejsze i niezbyt częste, był też chłonny na wiedzę innych, jak wspomnienia mojej mamy czy onomastyczne wyjaśnienia taty, który nie byłby sobą, gdyby nie nawiązał do źródło-słowu nazwy Potulice, nie wtrącił łacińskich sentencji itp. Dyrektor Kiersznicki umówił się z nami w miejscu, które nas zaskoczyło: nie przy szkole, gdzie jest izba pamięci, czy pałacu (byłej komendanturze obozu) z jej drugą częścią lub więzieniem postawionym na miejscu obozowych baraków, lecz przy przypałacowej kaplicy, obecnie kościele parafialnym pw. Zwiastowania NMP. Jak nam później wyjaśnił, zrobił to celowo, ponieważ jego zdaniem Potulice są znane prawie wyłącznie z tutejszego współczesnego więzienia, hitlerowskiego obozu i jego powojennego odpowiednika dla ludności niemieckiej, a do opinii powszechnej nie dociera wiele innych potulickich ciekawych obiektów i wydarzeń wartych poznania. Zaliczył do nich kościółek, przed którym stanęliśmy, oraz działalność byłych właścicieli dóbr potulickich, Potulickich herbu Drzymała. Ostatnia potulicka przedstawicielka tego rodu Aniela z powodzeniem łączyła zarządzanie majątkiem z działalnością pro publico bono, zakładając i prowadząc szkoły oraz ochronki, przeciwdziałając germanizacji i walce z Kościołem katolickim w ramach słynnego Kulturkampfu. Przed śmiercią w 1932 r. zapisała cały swój majątek na rzecz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz wówczas tworzącego się Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej (chrystusowców). W trakcie zwiedzania kościoła z naszym przewodnikiem, jak się okazało, rodem z Chojnic, poruszaliśmy także tematy kaszubskie, między innymi rozmawiając o znanych księżach Kaszubach przebywających wcześniej w tym miejscu. Sam neoklasycystyczny kościół rzeczywiście może zainteresować zwiedzających, wywołać różne skojarzenia: od refleksji religijnych, artystycznych, historycznych po techniczne. Nie mogła przypuszczać dobrodziejka KUL-u, że jej decyzja ułatwi niemieckim okupantom umiejscowienie w jej dawnym majątku obozu przesiedleńczego dla RUJAN 2017 / POMERANIA / 33 WOJENNE HISTORIE WOJEWÓDZKIE ARCHIWUM PAŃSTWOWE ul. Dworcowa 65 - lei. 22-96-76 ' 85-009 Bydaosz.cz, ZASWIAŁCZEHIfi % I i* naaz znak 842~353/a data. 18.11.1983 r. Sajawódzkia ArsniwuM Pouatwawa w oy;!ga«z-;siy za»wia.'iiiia,ż« ab.Aaaa Stafanafca córka Hiiaraja ur.19.II.1918 r. zaatała wysiadlaga 8 _1944_r«isa I »iajacawaaei Skarzawa b.powiat kanieki aa aoazu w Patulieaoh / Obóz Fatulioa - Rafarat dpaéjalay,sye*.247 /,'ifyaia»ia»a była więiaiarK* abezu patuliokiaęa da wyzwałeaia / 21.1.1945 r. /)Sdyi w aktaeh ahazu fijuruja da kań. ja&a l'ua.lc«ija»awaaia. Zaświadczania ainiajaza wydaje się aalan przadieżaaia wyładzan ZBOWib -u. i Mi 5 dy?;ektor Vfo]ew«dtWeso tfutj.inurn fikusowi dr Janusz Kutia ludności polskiej. W tym celu między innymi wykorzystano jej rodzinny pałac, tuż przed wojną zaadaptowany na potrzeby seminarium duchownego dla przyszłych misjonarzy. To w nim jesienią 1940 r. umieszczono pierwszych polskich więźniów. Obecnie większą część pałacu zajmują mieszkania prywatne. Jedynie w części jest odrestaurowany i wykorzystywany na cele publiczne. W pięknie odnowionej dużej sali, w której odbywają się spotkania, konferencje czy koncerty, znajdują się plansze i gabloty przedstawiające dokumenty(na ogół w kopii) oraz zdjęcia przybliżające historię obozu i jego upamiętnienie. Nasz przewodnik zaznaczył, że osoby pielęgnujące tutaj pamięć o obozowej przeszłości mają spore trudności z pozyskiwaniem, nawet skopiowanych dokumentów, w tym z instytucji państwowych. Tym bardziej zabiegają o wspomnienia byłych więźniów i zachowane przez nich pamiątki. Na nas największe wrażenie zrobiło jedno z piwnicznych pomieszczeń pełniące w czasie wojny funkcję karceru. W niektórych porach roku było w nim tyle wody, że dorośli musieli trzymać na rękach dzieci, by się nie potopiły. W planach jest utworzenie tutaj muzeum ze specjalną trasą dla zwiedzających! Gdy szliśmy do pałacu, zapytałem mamę, jak go zachowała w pamięci. Odpowiedziała, że wcale go nie widziała, bo był otoczony wysokimi drutami kolczastymi. Okazało się, że gdy przybyła do obozu, więźniów umieszczano w oddalonych o kilkaset metrów drewnianych barakach (kilkunastu), czyli w tzw. nowym obozie, którego granice, jak wspomniał przewodnik, idealnie pokrywają się z murem współczesnego więzienia. Mama nie kryła rozgoryczenia. Jak mówiła, wystarczy usunąć dwie tablice z informacjami o funkcjonującym tutaj podczas okupacji obozie i wszelki ślad o przebytej w nim gehennie, o „straconej młodości moich rodziców", pójdzie w zapomnienie. Pod wpływem takich myśli zdecydowała o przekazaniu nielicznych swoich dokumentów, niestety już powojennych, związanych z tamtymi czasami do tutejszej izby pamięci. Mam nadzieję, że napisze też wspomnienia. To spostrzeżenie można rozszerzyć. Potulice to obóz z największą bodajże po Stutthofie liczbą osadzonych podczas okupacji Kaszubów. Nie ma przecież w naszym regionie miejscowości, z której by nie wysiedlono do niego kilku czy kilkunastu kaszubskich rodzin. Pośrednio potwierdził to też mój ojciec, dzieląc się wspomnieniem, że dopiero tutaj zrozumiał, dlaczego z dzieciństwa dobrze zapamiętał z trwogą wypowiadaną przez jego rodziców i ich sąsiadów w kościerskim Kaliszu niemiecką nazwę Potulic, Lebrechsdorf. W zbiorowej pamięci Kaszubów ten obóz nie zajmuje chyba należnego mu miejsca, w tym sensie, że w samych Potulicach trudno znaleźć ślady, informacje także o kaszubskiej martyrologii. Nie jest też głośno o odwiedzaniu tego miejsca przez Kaszubów czy delegacje z Kaszub składające tutaj kwiaty. Gdy w styczniu 1945 r. potulicki obóz został rozwiązany, jak opowiadała mama, życie uratowała im jej matka. Zdecydowała, że nie opuszczą obozu z pierwszą falą cieszących się z uwolnienia więźniów, obawiając się stratowania przez tłum, a także mrozów i braku żywności w drodze do domu. Nasz przewodnik potwierdził, że w dniu wyzwolenia w pędzie do wolności tuż za obozową bramą zostało śmiertelnie przygniecionych co najmniej kilku więźniów. Moi krewni razem z przebywającą w obozie rodziną Jana Wryczy, szwagra dziadka, znaleźli schronienie w małym domku pośpiesznie opuszczonym przez jakiegoś obozowego funkcjonariusza. Wybrali go, bo w jego piwnicy odkryli kozę i trochę ziemniaków. Gdy się skończyły, żyli z tego, co im dali okoliczni ludzie, a mówiąc wprost: z tego, co wyżebrali. Dzięki uprzejmości dyrektora Kiersznickiego udało nam się odnaleźć ten dom! Do Skorzewa udali się na piechotę wiosną. Jan Wrycza zmontował z tego, co udało mu się znaleźć, dwukołowy wózek, do którego zaprzągł samego siebie. Ciągnął na nim nie tylko kilka tobołków, ale przede wszystkim co jakiś czas odpoczywały na nim nie wytrzymujące wędrówki dzieci, moja babcia Anna powtarzająca jak mantrę: „Móm nôdzeja, że nasz budink jesz stoji" i moja prababka Marianna. Z przewodnikiem pożegnaliśmy się przy miejscowej szkole, przedtem obejrzawszy jeszcze przechowywane w niej obozowe pamiątki, w tym szczególnie makietę obozu wykonaną przez jednego z więźniów. Już sami trafiliśmy na cmentarz, na którym zostało pochowanych kilka tysięcy więźniów. Znaleźliśmy na nim wiele nagrobków ze swojsko brzmiącymi nazwiskami znanymi nam z tej czy innej kaszubskiej wioski. BOGUSŁAW BREZA 34 POMERANIA PAŹDZIERNIK2017 I f ,i l EDUKACYJNY DODOWK DO„PÔMERANII", NR8 (110), RUJAN 2017 Hana Makiiroi ęramałiha lamiom Zamiono - je to part môwë, jaczi może zastąpiwac jistnik, znankownik, wielnik abo przëczasnik. Ödpöwiôdô na pętania partu môwë, jaczi zastąpiwô. Pödzél zamionów > z pozdrzatku na to, jaczi part mowë one zastąpiwają: • jistnikôwé zamiona - zastąpiwają jistnik, np.: jo, chto, nicht, • znanköwnikowé zamiona - zastąpiwają znankownik, np.: jaczi, mój, twój, nasz, • wielniköwé zamiona - zastąpiwają wielnik, np.: wiele, kuli, tëlé, • przëczasniköwé zamiona - zastąpiwają przëczasnik, np.: jak, gdze, czedë; > z pozdrzatku na funkcja: • wskôzywającé zamiona - np.: to, nen, taczi, tëlé, tak, tam, tuwo, • pëtowné zamiona - np.: chto, chtëż, co, chtëren, jaczi, kuli, jak, gdze, • relatiwné zamiona - np.: chto, co, chtëren, jaczi, jak, gdze, kuli, • nieokreślone zamiona - np.: chtos, cos, gdzes, jaczis, wszëtkô, w szadzę, nigdze, nicht, niżóden, nick, • dosebné zamiona - np.: mój, twój, swój, naj, waj, wasz, ji, jego, jich, • personowé zamiona - np.: jô, të, ôn, ôna, ôno, më, wa, ôni, óne, Wë, • nôwrotné zamiono - sa. Czwiczenié 1 W pódónym teksce pôdsztrëchni zamiona. Autół më mómë, jak jô möga pamiacą sygnąc. A tatk gôdô, że ten, jaczi jô pamiatóm, to wcale nie béł nasz pierszi, leno trzecy. Jak më dzes jedzemë, szoférą wiedno je tatk, chôcô nënka téż mô prawô jazdë. Tatk téż rôz do roku jedze z nama autoła na latowiszcze, dzes dalek za grańca, do Chôrwacczi, do Grecczi, do Francësczi abö nawetka do Hiszpańsczi. Chöcô to je dalek i réza dérëje baro długô, tatk to baro lubi i nawetka w tak dłudżi réze ôn bë nie dôł czerowac nënce. (Janusz Mamelski, Mack, Gduńsk 2016, s. 59) Czwiczenié 2 a) Pódsztrëchni zamiona, jaczé môgą zastąpiwac wëmienioné partë môwë: • jistnik: môje, We, oni, chto, taczi, wszadze, chtëren, nigdze, më, twój • znankownik: naj, ona, sa, kuli, jaczi, wasz, më, moja, twoje • wielnik: cos, wa, wiele, gdze, kuli, jich, tëlé, wszadze, nicht • przëczasnik: czedë, jó, jak, co, naj, gdze, chtëż, wszadze b) Pó czim możesz pôznac jistnikôwé, znankôwnikôwé, wielnikówé abo przëczasnikówé zamiona? najôuczba, numer 8 (110), dodowk d0„pômeranii" Personowé zamiona - są jtstniköwima zamionama i nimö swöji pözwë ni muszą wiedno zastąpiwac jistników öznôczającëch personë, ale mögą bëc w môlu wszeiejaczich jistników. N. jô të on ona öno R. mie cebie, ce jegô, niegô, gô ji, ni jego D. mie tobie, cë, cebie jemu, mu ji jemu, mu Wn. mie, mia cebie, ce, ca jegô, gô ja, nia je, nie Nrz. mną tobą nim nią nim M. mie tobie, ce, cebie nim ni nim W. - të! - - - N. më wa oni one Wë R. nas, naju was, waju jich, nich jich, nich Was D. nama warna jima jima Wóm Wn. nas, naju was, waju jich je Was Nrz. nama warna jima, nima jima, nima Warna M. nas, naju was, waju nich nich Was W. - wa! - - Wë! Bôczënk! Pöczestnô förma Wë W kaszëbsczim jazëku użiwónô je pôczestnô fôrma, jakô je znónô téż pôd nazwą pluralis maiestaticus. Pöczestną fôrmą je zamiono Wë, jaczé môże bëc użëté w ôtniesenim do chłopa abô białczi, abô do wiele ôsobów, jaczima chcemë pôkazac szacënk. Czwiczenié 3 Zastapi pôdsztrëchniaté jistniczi personowima zamionama wedle pôdónégô môdła. czëtóm uczbôwnik - czëtóm gô lubia czwikła - lubia .................... widza ruchna - widza..................... gôdóm ô knôpach - gôdóm ö................... jida z drëchama - jida z.................... Czwiczënié 4 Wpiszë personowé zamiono Wë w pasownëch fôrmach. Jerzi: Dobri dzén, Wasto Mirku, môga ........... ô cos zapitac. Mirk: Rôd................. ôdpôwiém, Wasto Jerzi. Profesor: Wastno Magdaleno, czë...................bë mögië mie pômôc? Magdalena: Wasto Profesorze, rôd .....................pômöga. Czwiczenié 5 Dofuluj tekst personowima zamionama pôdónyma w ramce. Monika je uczenką V klasë,.................. mô baro dobré notczi w szkole. Za to Dark je dosc zgniłi i nie chce........ sa uczëc.........................wôli wicy czasu bëc buten i grac w bala. Dzysô dzecë z V klasë mają do szköłë na ósmą i................badą miałë zajaca do dwanôsti...................téż chodzą do ti klasë i widzy...............sa môja szkoła. A....... lubisz chödzëc do szköłë? jô, on, niie, të, öna, one, mu Czwiczenié 6 Pôprôw tekst tak, cobë uniknąć czastégô pôwtôrzaniô jistników. Anton nick wicy nie chcôł rzeknąc. Anton sa leno usmiéchôł, jak Antonowi mëga köle nosa przelecą. Marta za to baro lëdała gadać. Jak sa widzało Marta, możno bëło sa spôdzewac, że Marta badze całi czas plestac. ÖDPÖW1ESCË Czwiczenié 1 Zamiona, jaczé nót bëło pódsztrichnąc w czwiczenim: më, jô, ten, jaczi, jô, to, nasz, më, na ma, dzes, to, to, tak, on. Czwiczenié 2 Zamiona, jaczé nót bëło pódsztrichnąc w czwiczenim: a} jistnik: chto, më znanköwnik: naj, jaczi, wasz, mója, twoje wielnik: wiele, kuli, tëlé, przeczą sn i k: czedë, jak, gdze, wszadze b) W môl jistniköwëch zamionów może wstawić jistnik, w mól znankó-wniköwëch zamionów -znankównik, w mól wielniköwëch - wielnik, a w mól przëczasniköwëch - przëczasnik. Czwiczenié 3 Personowé zamiona, jaczima nót bëto zastąpić jistniczi: goja, je, nich, nima Czwiczenié 4 Fórmë zamiona Wë, jaczé nót bëło wpisać w teksce: Was, Wóm, Wë, \Nóm. Czwiczenié 5 Zamiona, jaczima bëło nót dofulowac tekst. ona, mu, On, ône, Jô, mie, të Czwiczenié 6 Zamiona użëté, cobë nie powtarzać jistników, są zapisóné tłëstim drëka: Antón nick wicy nie chcół rzeknąc. Ön sa leno usmiéchôł, jak mu mëga kole nosa przelecą. Marta za to baro lëdała gadać. Jak sa ja widzało, możno bëło sa spódzewac, że öna badze całi czas plestac KLASË VI-VIISPÖDLECZNY SZKÖŁË Warolëna Czemplih Hkąo ,Jnteligmąa " na fômonim Céle uczbë Uczeń: • pôznôwô przëczënë i skutczi akcji „Inteligencjo" na Pômörzim • pôznôwô grańce ôbéndë Rzeszë Gdurisk-Zôpadné Prësë • pôznôwô môle urmôwëch egzekucjów wëköny-wónëch na zôczątku II światowi wöjnë przez Miem-ców w öbrëmienim akcji „Inteligencjo" na Pömôrzim • dowiadiwô sa, kim bëłë ôfiarë akcji „Inteligencjo" na Pômôrzim Metodë robôtë • robota z teksta • czëtanié ze zrozmienim • dofulowiwanié pustëch placów w teksce • usôdzanié samôstójny nadczidczi na spödlim przeczëtónégô zdrzódłowégô tekstu • diagram Fôrmë robôtë • indiwidualnô robôta • robota w pôrach • robota w kamach Didakticzné materiałë • zdrzódłowé tekstë (jak w czwiczenim 1 i 2) • pëtania prôwda/łeż (jak w czwiczenim 1) • mapa Pólsczi (jak w czwiczenim 2 i 5) • kôrta robötë (jak w czwiczenim 3) • diagram i tekst z pustima placama do dofulowaniô (jak w czwiczenim 4) Bibliografio • E.M. Grot, Ludobójstwo w Piaśnicy jesienią 1939 r. ze szczególnym uwzględnieniem losu mieszkańców Gdyni, Zeszyty Gdyńskie 2009, nr 4, s. 237-265. • M. Wardzyńska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. „Intelligenzaktion", Warszawa 2009. Czwiczenié 1 a) Przeczëtôj póniższi tekst tikajqcy sa przëczënów represjonowano przez M/emców Pôlôchów mieszkajqcëch na óbeńdze Gduńsczego Pömórzô na zôczątku II światowi wôjnë. Przëczënów miemiecczich przesprawów pöpełnionëch w czileset môlëznach Gduńsczego Pömörzô (...) nót je szëkac w rewizjonistyczny pôlitice prowadzony przez Miemiecką Rzesza w midzëwöjnowim cządze, zgrôwają-cy midzë jinyma do zwróceniô [ji] Gduńska i pômörsczégö kôritarza. Miemcë wzérelë niechatno na budowa pôrtu w Gdini i gardu Gdiniô, jakô konkurowała pômëslno z Gduńska i bëła niewątplëwô wiôlgą zwënégą II Rzeczëpôspôliti Pôlsczi. Na długô przed 1 séwnika 1939 roku w miemiecczich rządowëch kamach pôwstôł plan włączeniô zemiów ôdebrónëch Miemcóm przez wersal-sczi traktat pô I światowi wojnie i chutczégô jich zgerma-nizowaniô, tim raza na taczi ôrt, cobë ju nigdë ni mögłë wrócëc do pôlsczégô państwa. Abë zapôbiéc tworzeniu sa rësznotë öpöru i przërëchtowac gruńt pöd rëchłą germanizacja, hitlerówcowie przëstąpilë do ôbrôbianiô planu eksterminacji lëdztwa na Pômôrzim. (...) Miemiecczi rząd, chcącë zrealizować spôdlową udba okupacji, jaczi céla bëło zwënégôwanié żëcowi rëmii na wschodzę i zrobienie z Pôlôchów pojmańców wiôldżégô miemiecczégö światowego imperium, zdecydowôł w pierszi rédze zlikwidować polską inteligencja, badącą pöwôżnym zagro-żenim dlô zjisceniô pöwëższich célów, uznôwóną za cze-rowniczą wiôrzta, potencjalną dôgą rësznotë öpôru, jakô nadôwała pôlsczi spôlëznie pôliticzną prziroda i rozsą-dzywała ô ji jistnienim jakno państwowego twöru. Do inteligencji, wedle miemiecczich krtteriów, zarechôwiwóny bëlë pôlsczi ksaża, szkolny, doktorze, zabiorze, weteri-narze, oficerowie, wëższi urzadnicë, wiôldżi kupcowie, wiôldżi zemsczi miéwcë, pisarze, redaktorowie i wszëtczé ösobë, co miałë strzédné i wëższé wësztôłcenié. Wedle miemiecczich kriteriów nót bëło téż zlikwidować ôsobë, jaczé przënôlégałë do pôlsczich pôliticznëch partii, organizacji i stowôrów rozköscérzającëch pölskösc, przede wszëtczim nôleżników Pôlsczégô Zôpadnégô Związku, Môrsczi i Kolonialny Lidżi. Zdrzódło: E.M. Grot, Ludobójstwo w Piaśnicy jesienią 1939 r. ze szczególnym uwzględnieniem losu mieszkańców Gdyni, Zeszyty Gdyńskie 2009, nr 4, s. 237-238. najô uczba, numer 8 (110), d0dôwk do „pomeranii" KLASË VI-VIISPÖDLECZNY SZKÖŁË b) Prôwda czë łeż? Przeczëtôj zdania i nacechuj bezzmiłkôwą ôdpôwiésc. Z pôôstałëch lëtrów usadzë słowô, jaczé mdze dofulowanim pôniższégô zdaniô. Prówda Łeż 1. Miemcë zaczalë prowadzëc antipôlską pôlitika dopierze pô wëbuchniacym II światowi wôjnë. 1 R 2. Jedną ze zwënégów Pólsczi pô ôdzwëskanim samóstójnotë bëła budowa portu w Gdini. E N 3. Miemcë chcelë ôdzwëskac ôbénda Gdunsczégô Pômôrzô, bô uznôwelë, że zemie te ôstałë jima niesprawiedlëwô ôdebróné pó zakuńczenim 1 światowi wôjnë. P T 4. Hitlerówcowie ni mielë strachu, że Pôlôszë zaczną twôrzëc rësznota ôpôrujakô badze biôtkôwac procëm nim. E R 5. Hitlerowcówie chcelë zabic Pôlôchów mieszkającëch na öbéndach Gdunsczégô Pômörzô, cobë chutczi przeprowadzëc germanizacja nëch ôbéndów. Ë L 6. Céla miemiecczi okupacji nie bëło zdobëcé żëcowi rëmii na wschodzę. 1 Z 7. Pôlôszë mieië stac sa pôjmancama Miemców. E G 8. Hitlerówcowie chcelë w pierszi rédze zabic bëlno wësztôłconëch Pôlôchów. N E 9. Hitlerówcowie ni mielë jasnëch kriteriów, wedle chtërnëch môglë uznac, chto przënôlégô do inteligencji. N T 10. Wedle hitlerowsczich kriteriów nót bëło zabic ósobë, jaczé robią m.jin. jakno doktorze, urzado-wnicë, pisarze. A C 11. Wedle hitlerowsczich kriteriów ôsobë, co miałë strzédné wësztôłcenié, ni muszałë miec strachu ó swóje żëcé. J N 12. Hitlerówcowie na zôczątku ni mielë udbë zabic lëdzy przënôlégającëch do pôlsczich pôliticznëch partiów, co rozkóscérzałë pôlskôsc. Ô T Akcjô .......................... ostała przeprowadzono jesenią 1939 roku i na zymku 1940 roku na zemiach pôlsczégô państwa wparłaczonëch do Rzesze. Za to na óbeńdach, jaczé weszłë w öbrëmié Generalnego Gubernatorstwa, ostała ona zakuńczonó ob lato 1940 roku (...). Céla akcji „Inteligencjo" bëło zlikwidowanie na skutk bezpôstrzédny eksterminacji abó deportacji do kôncentracyjnëch lagrów wszëtczich ôsób, wkół chtërnëch mógł bëc zgrëpiony opór, co zagrôżôł zjisceniu udbów okupanta w uprocëmnienim do Pólsczi. (...) Rechuje sa, że akcjô „Inteligencjo" pócygnała za sobą wicy jak 100 tësący ófiarów. Bëła ôna pierszą urmówą eksterminacyjną akcją przeprowadzoną przez Rzesza ob czas wôjnë. Zdrzódło: M. Wardzyńska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. „IntelligenzaktionWarszawa 2009, s. 7-9. Czwiczenié 2 Dobiérzta sa w pôrë. Pô przeczëtanim tekstu nacéchujta na mapie Pólsczi grańce öbéndë Rzeszë Gdunsk-Zôpadné Prësë. Gduńscze Pômörzé raza z jinyma dzélama zôpadny i nordowi Pólsczi ostało dekreta Hitlera z 8 rujana 1939 roku, jaczi wszedł w żëcé 1 lëstopadnika 1939 roku, wparłaczoné do III Rzesze. Z jego zemiów i z Wölnégö Gardu Gduńska Miemcë utwórzëlë nową administracjo-wą jednostka - óbeńda Rzeszë Gduńsk-Zópadne Prësë (Reichsgau Danzig-Westpreussen) - z pódzéla na trzë rejencje: gduńską, bëdgóską i kwidzyńską. Na półnim óbeńda sygała jaż do Wisłë i óbjimała: Dobrziń nad Wisłą, Lëpno, Nieszawa, Ripin, Gólub-Dobrziń, Brodnica, Nowi Gard Lubawsczi, Grëdządz i Iława (kwidzyńskó rejencjó). Na zôpadze w ôbrëmié óbéndë weszłë: Toruń, Bëdgôszcz, Wërzësk, Chełmno, Swiecé, Krajeń-sczé Sapólno i Tëchóla (bëdgóskó rejencjô). Na nordze zato nalazłë sa w óbeńdze: Gduńsk, Chónice, Koscérz-na, Gduńsczi Stôrogard, Kartuzë, Tczewô (Dërszewô) i Wejrowó (gduńskó rejencjô). Zdrzódło: M. Wardzyńska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. „Intelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 144. klasę vi-viispödleczny szkołę Czwiczenié 3 a) Pôdzélta sa na sztërë karna, a pöstapno przeczëtôjta zdrzódłowé tekstë. Pô przeczëtanim tekstów dofulujta pôdôwczi (mól, czas, ôftarë, swiôdkôwie), a pôsobno przërównôjta ôdpôwiescë z pôôstałima karnama. \ I 1 I \ ! Kamo 1 Jinym môla urmówëch egzekucjów w gduńsczi rejencji, gdze östałë przeprowadzone egzekucje öfiarów akcji „póliticznégô öbczëszcziwanió gruńtu", bëłë Szpagawsczé Lasë, öddaloné köl 7 kilometrów w nordowim czerënku öd Gdunsczégö Stôrogardu. Östałë tam ödkrëté 32 urmôwé mödżiłë rozmajiti wiôlgöscë, öd 8 métrów na 3 métrë do 10 métrów na 9 métrów i głabókóscë 2 métrë, jaczé mögłë pömiescëc 250-450 martwëch całów. Ekshumöwóné cała z grobu numer 1, jaczi östôł öminiati öb czas akcji zacéraniô szlachów zbrodni, bëłë pöddóné sądowó-doktorsczim öbzéranióm w Zakładze Sądowi Medicynë Mediczny Akademii we Gduńsku. Na tim spödlim ostało ustalone, że hitlerzë strzélelë do klëczącëch abö leżącëch lëdzy z tëłu, cobë rozstrzelony upôdelë twarzą do grobów. Ny, chtëmy nie umarië öd kulë, bëlë dobijóny uderzenim kölbë. W Szpagawsczich Lasach [w rujanie] rozstrzelony östelë (...) ksaża (...). Egzekucje na osobach aresztowónëch ób czas akcji „Inteligencjo" bëłë prowadzone dali w Szpagawsczim Lasu w lëstopadniku i gódniku 1939 roku i w stëczniku 1940 roku (...). Szpagawsczé Lasë östałë wëtipowóné téż jakno mól egzekucji personów psychiczno chörëch (...). Mördu na ósobach psychiczno niefulsprawnëch dokonywała pölicjô bezpieku w öbrëmienim tzw. akcji „eutanazjo", jakô nacéchöwónô bëła kriptonima „T4". W ókupöwóny Pölsce akcjô „eutanazjo" bëła reali-zowónô przez miemiecką policja w jistim czasu, co akcjô „Inteligencjo". Nierôz urmówé egzekucje niefulsprawnëch i chörëch psychiczno ösobów przeprowôdzóné bëłë w môlach urmöwëch egzekucjów „cze-rowniczi wiôrztë". Przënôlégałë do nich Szpagawsczé Lasë, gdze rozstrzelony östelë ksaża z stôrogardzczégö krézu i chełmińsczi biskupowi kurii, cziledzesąt szkólnëch i czerowników szkółówz Pómórzó, gburów i pölonijnëch dzejarzów, kupców i rzemiasników, nóleżników Pölsczégö Zópadnégó Związku i pómórsczich urzadowników. W Szpagawsczich Lasach bëłë téż dokónóné wielné egzekucje pacjentów Psychiatriczny Bölëcë w Kócbórowie köl Gduńsczegó Stórogardu. Zdrzódło: M. Wardzyńska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. Jntelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 148-152. Karno 2 Czileset aresztowónëch ósób ostało rozstrzélónëch w jinëch molach, wëbrónëch przez policja i Selbstschutz jakno óbćńde iistronowé, rzódkó odwiedzone przez môlowé lëdztwö, nadające sa do przepro-wadzenió eksterminacji. Pólószë aresztowóny w Chónicach i ókólnëch môlëznach bëlë wëwöżony na egzekucje do Jidżelsczi Dolëznë, oddalony kól 1,5 kilometra ód Chóniców, gdze cygnałë sa strzélecczé rowë. W rujanie i lëstopadniku 1939 roku rozstrzélónëch tam bëło wicy jak 450 mieszkańców Chónic, Brus, Maczëkała, Czerska, Klonowie, Krojantów, Ögórzelën, Wdzydzów, Brzézna i Böröwégö Młëna. Östelë zamórdowóny molowi szkolny, m.jin.: Aleksader Brzezyńsczi, Władisłów Dąbc, Kónród Gółdawsczi, Stanisłów Ksążk, Domnik Kreń-sczi, Léna [pól. Halina] Lanżanka, Stanisłów Matësyk, Stanisłów Persz-ka, Alojzy Stoltmann, Łukósz Szulc, Léón Wagner, Tédór Wandtke, Léna [pól. Helena] Żuławsko, czerownicë szkołów Léón Wańkówsczi i Stanisłów Kwasniewsczi, a téż szkółowi inspektor Stanisłów Grochówsczi. Rozstrzelony óstelë ksaża z Chónic i sąsednëch môlëznów, m.jin. Władisłów Brzoskówsczi, Józef Mankówsczi i Paweł Marchlewsczi. Östôł zamórdowóny pósélc na Sejm RP Róman Stamm i wójt z Brzézna Agustin Czedrowsczi. Rozstrzelony bëlë téż grańczny wachtórzowie, m.jin. dowódca grańczny wachë Władisłów Serant, robotnice Celnego Urzadu w Chónicach, robotnice pöcztë i grodzczégö sądu, miéwcë drëkarni, lëdze zajimający sa przemësła, doktorze, sztudérowie, a téż kupcowie i rzemiasnicë. W Jidżelsczi Dolëznie zamórdowónëch óstało téż wicy jak dwasta chörëch z filii Psychiatriczny Bölëcë w Kócbórowie, umólowóny w Chónicach. Zdrzódło: M. Wardzyńska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. Jntelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 152-153. Karno 3 W Pelplinie, sedzbie biskupowi kurii chełmińsczi diecezji, i w ókólim iirmówó aresztowóny östelë przede wszëtczim ksaża i szkolny. W séwniku 1939 roku aresztowóny béł téż profesor dëchöwnégö seminarium ks. dr Maksymilión Raszeja, redaktor cządnika „Pielgrzym" ks. Jerzi Chudzyńsczi i katedralny penitencjórz ks. Francëszk Baumgart. Pósobné aresztowania bëłë dokónóné 20 rujana. Wiele zatrzimónëch ksażi ostało rozstrzélónëch na molu. Egzekucje dokönywóné bëłë na molowi strzelnice, gdze zamordowónëch ostało szestnôscë ksażi z Pelplina i ökölégö. Dwuch jinëch, m.jin. proboszcza parafii Wióldżi Garc, rozstrzélelë pód Pelplina, köl wąskósztrekówi banë. Dzél ksażi béł wësłóny do Tczewa i osadzony w henëtnëch wöjsköwëch koszarach, gdze béł umólowóny przeńdzeniowi lódżer dló internowónëch. Stądka östelë óni wëwiozłi na egzekucje do Szpagawsczich Lasów. Równo-czasno z katédrë i nachódającégó sa kol ni dëchöwnégö seminarium ostało usëniaté wszëtkó, co wskózywało na pólskósc gardu. Zabrane óstałë zwönë, swiéczniczi, lëchtórze, zwónczi, tablëtë, czelichë. Zniszczone bëłë tësące tomów pölsczich ksążków i pismionów. W pelplińsczi cëkrowni spólonó ósta całô „Pölskô Biblioteka", w jaczi bëło 10 tësący tomów. Priwatné ksagözbiérë bëłë likwidowóné, a całé diecezjalne archiwum wëwiozłé. Budink seminarium östôł zamieniony na policyjny areszt, wjaczim [Selbstschutz] umólowóny bëlë aresztowóny pólsczi dzejarze, ksaża i szkolny. Öfiarë przewożone bëłë na egzekucje do Szpagawsczich Lasów. Dzél ósób depörtowelë do kóncentracyjnëch lagrów, niechtërnëch przeniesie zós do sódzë w Gduńsczim Stórogardze. Zdrzódło: M. Wardzyńska, Byłrok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. Jntelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 155-156. Karno 4 Nié wszëtczé öfiarë operacji „pöliticznégö öbczëszczaniô teritorium" w gduńsczi rejencji bëłë zamôrdowóné w lasach w sposób, „cobë nick nie doszło do publiczny wiédzë". Wiele ósób, aresztowónëch jakno zakłôdnicë, óstało rozstrzélónëch w publicznëch egzekucjach na óbćńdze gardów. W rujanie 1939 roku w Gdini przë szaséju Swiatojańsczim rozstrzélónëch bëło w publiczny egzekucji sztërdzescë nóleżników Pölsczégö Zôpadnégó Związku, aresztowónëch w séwniku jaknozakłódnicë.Östelëzamördowónym.jin.:kapitónPölsczégó Wojska, komandor Wójnowi Marinarczi i rządowi kómisórz do sprów budowę Gdini. Téż w rujanie niedalek banowiszcza rozstrzélelë w publiczny egzekucji dwuch nóleżników Pólsczégó Zôpadnégó Związku - direkto-ra Pólsczégó Banku i direktora Komunalny Öbszczadnoscowi Kasë. Na óbëdwie egzekucje udostóné óstało pólsczé lëdztwö. W lëstopadniku w Gdini téż w publiczny egzekucji rozstrzélónëch óstało dzewiac mólowëch ksażi: Bernórd Bónkówsczi, Jón Bieńkówsczi, Anastazy Tur-lôk, Kadzmiérz Kalisza, Józef Mósyńsczi, Bruno Ölkewicz, Czesłów Rac-czi, Jón Zakrzewsczi i Mieczësłôw Żurk. W nocë z 10 na 11 lëstopadnika na gdińsczim Öbłużu policjo bezpieku przeprowadzëła obława, w jaczi skutku zatrzimónëch bëło wicy jak 1500 ósób. Spömidzë ujimniatëch w publiczny egzekucji zamördowónëch bëło 23 bënlów 16-20 lat stôrëch. Ôfiarë, jak bëło ogłoszone, östałë rozstrzelone w pómsce za wëbicé rutów w sedzbie policji bezpieku. Zdrzódło: M. Wardzyńska, Byłrok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. Jntelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 156-157. najô uczba, numer 8 (110), dodôwk do „pomeranii KLASË VI—VII SPÖDLECZNY SZKÖŁË b) Dodôwkôwé zadanié. Jeżlë na slédnëch zajacach (abô z jinégô zdrzódła) jes sa dowiedzôł /dowiedzała ô zbrodni popełniony przez Miemców w Piôsznicë, to dofuluj pôdôwczi: rnôl, czas, ôfiarë, swiôdkôwie. Ćwiczenie 4 Nalezë w diagramie piac ukrëtëch pözwów môlëznów, na chtërnëch ôbéndze Miemcë zabilë Pôlôchów w ôbrëmienim akcji „Inteligencjo". Pöstapno dofuluj wëpôwiésc nalazłima pôzwama. W ôbéndze Gdunsk-Zôpadné Prësë Miemcë zamör-dowelë ôd jeseni 1939 roku do zymku 1940 roku köl 40 tësący mieszkańców Pômôrzégô. W tim sarnim czasu czile tësący ösób hitlerówcowie zesłelë do kôncentracyjnëch lagrów, w jaczich wikszosc skôzónëch umarła. Urmôwé egzekucje w ôbrëmienim akcji „Inteligencjo" przeprowadzała miemieckô policjo i Selbstschutz, to je ôddzéle złożone z Miemców mieszkającëch przed wëbuchniacym II światowi wójnë na teritorium Pölsczi. Zbiérné egzekucje miałë mól nié leno w Piôsznicë, Szpagawsczim Lasu, Ji-dżelsczi Dolëznie, Pelplinie i Gdini, ale téż w..................... Wielné egzekucje miałë téż mól w kalisczim lasu kol Kartuz, lasu pöd Lëpusza i lasu pod Grabowa kôl Köscérznë, lasu pod Gôraczëna kol Somonina, skarszewsczim lasu, lasu Mestwinowô i wsë Nowi Wiec kol Skarszew, w łukówsczim lasu kol Czerska, a téż w Szimankowie, we wsë Kôkôszkôwë kôl Gdunsczégô Stôrogardu i wsë Zajączk köl Skórcza. Czwiczenié 5 Nacechuj na mapie z czwiczeniô numer 2 pôznóné na uczbie môle pamiacë. Jeżlë znajesz jesz jiné môle maczeństwa Pölôchów, to téż nacechuj je na mapie. W E B D R c O W Ö F L Y A L U Ë G A M K D Ô M Ë S T Ô R O G A R D A J I O P T S K D Ô Ë S N R C M Y Z Z U U 0 T V P F G Ô J s E W Ń J Z Ô W J U N D Ë W I S E U N H I A I W M Ö T K A R T U Z Ë N F G H O B S Ô B P Ö Ô O N E S Z K H C T D R D ÖDPÖWIESCË Czwiczenié 1 1 Ł, 2 P, 3 P, 4 Ł, 5 P, 6 Ł, 7 P, 8 P, 9 Ł, 10 P, 11 Ł, 12 Ł Słowo, jaczé nót bëło wpisać: inteligencjo Czwiczenié 2 Bezzmiłkôwôsc nacéchówaniô grańców ôbéndë Rzeszë Gduńsk-Zópadne Prësë möże sprawdzëc w: M. Wardzyń-ska, Był rok 1939: operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. „Intelligenzaktion", Warszawa 2009, s. 145. Czwiczenié 4 W E B D R c O W Ö F L Y A L U Ë G A M K D Ô M Ë S T Ô R O G A R D A J I O P T S K D Ö Ë S N R C M Y Z Z U U O T Y P F G Ö J s E W Ń J Z Ô W J U N D Ë W I S E U N H I A I W M ô T K A R T U Z Ë N F G H O B S Ô B P Ô Ô O N E S Z K H C T D R D Czwiczenié 4 Czwiczenié 3 Karno 1 • môl: Szp3gawsczi Las (7 kilométrów ôd Gdurtsczégô Stôrogardu) • czas: rujan, lëstopadnik i godnik 1939 rokCi, a téż stëcznik 1940 rokCi • ófiarë: ksaża, szkólny i czerownicë szko-łów z Pömôrzô, gburze, pólonijny dze-jarze, köpcë, rzemiSsnicë, nöleżniköwie Pôlsczégô Zöpadnégó Związku, urzfl-downicë, ósobë psychiczno chôré • swiôdköwie: felënk Karno 2 • môl: Jidżelskó Dolëzna (1,5 kilométrów ôd Chônic) • czas: rujan i lestopadnik 1939 roku • ófiarë: 450 mieszkańców Chónic. Brus, MSczëkała. Czerska, Klonowie, Krojan-tów. Ögôrzelën, Wdzydzów. Brzézna i Börôwégô Młëna (ófiarë to m.jin. szkólny, czerownicë szkółów, szkółowi inspektor, ks3ża z Chönic i sąsednëch môlëznów, pö-sëlc na Sejm RP i wójt z Brzézna, grańczny wachtôrzowie, robótnicë Celnégö UrzSdu w Chónicach. robotnice pôcztë i gro-dzczégô sądu, miéwcë drëkami, robótnicë przemësłu, doktorze, sztudërowie, kOpco wie i rzemiSsnicë), 200 chôrëch z filii Psy-chiatriczny Bôlëcë w Kôcborowie • swiódkówie: felënk Karno 3 • môf: Pelplin • czas: séwnik i rujan 1939 roku • ôfiarë: ksSża. szkólny. pólsczi dze-jarze • swiôdköwie: felënk Karno 4 • mól: Gdinió, szaséj Swiatojańsczi. ókólë banowiszcza. dzélnica Obłużé • czas: rujan i lëstopadnik 1939 roku • ôfiarë: 42 nóleżników Pólsczégó Zó-padnégó Związku, 9 ksSżi, 23 beńlów • swiódkówie: pólsczé cywilné lëdztwô b) • mól: Piósznica • czas: zóczątk II światowi wôjnë (1939-1940) • ófiarë: 12-14 tësący ôsób (pólskó inteligencjo, pólsczi i czesczi robotnice mieszkający przed wëbuchniacym II światowi wôjnë w Miemcach, Miemcë procëmny ideologii Hitlera, miemiecczi pacjencë psychiatricznëch bólëców) • swiôdköwie: felënk NAJÔ UCZBA, NUMER 8 (110), DODÔWK DO„PÖMERANir KLASA VII SPÖDLECZNY SZKOŁĘ Harolëna Keler 'Wanoiimë pahmzëłnczich ôzmahach: 'Bulewrw przigóda (dzéll) Céle uczbë (3 gôdzënë uczbôwé: 1 w szkôłowi jizbie i 2 w kuchni) Uczeń: • poznaje pôtrawë z bulwów i sposób jich przërëch-towaniô, • wié, jaczich nôrzadzów użiwô sa na gburstwie, • przëbôcziwô so, jaczé są znanczi robôtë na gburstwie, • uczi sa zachöwaniô w kuchni wedle przepisów BHP, • rozmieje zrobić potrawa z bulwów. Metodë robötë pôdającô, problemowo, aktiwizëjącô Fôrmë robôtë indiwidualnô, w karnie i z całą klasą pôd dozéra szkolnego Materiałë didakticzné kôrtë robôtë, kôrtë z przepisama, produktë do gôtowaniô (z przepisów) i kôsz z bulwama Bibliografio Wiesława Niemiec, Ô tim, jak przóde lat Kaszëbi warzëlë. Gawędy o dawnej kaszubskiej kuchni, Łódź 2014. Jarosław Ellwart, Smak Kaszub, czyli kuchnia regionalna, tradycja i przepisy..., Gdynia 2015. Zyta Górna, Smaki Kaszub, Gdańsk 2014. CYG UCZBË WSTAPNY DZÉL Łôwczi w szkôłowi jizbie sq ustawione w kôle abó półkolu. 1. Szkolny (-ô) witô sa z uczniama i na stole kładze kosz z bulwama. Szkolny (-Ô) pito sa, z czim parłaczi sa uczniom to, co widzą na łôwce. Np.: ze wsq. z robótq ob jeseń w pôlu, z wëbiéranim bule w, z pul kama... 2. Szkolny (ô) dopitiwô ô wiadła spartaczone z robotą w polu. a) Chto robi na gburstwie dzysô, a jak to bëło przódë? (Chto mô w rodzenie gburstwó, niech sa wëpôwié). b) Jaczé są nôrzadza kaszëbsczégö gbura? np. widie, pług, drila (redło), cepë, hôk, seczera, wóz, snopôwiązałka, kôsa, szrótnik, kultiwatór, szëpla, draszmaszina, szpóda, bróna... c) Do jaczi robôtë ône są użiwóné? d) Jaczi czas je nôdragszi w całim roku dlô gbura i czemu? 3. Szkolny (ô) kôrbi z uczniama ö ôsoblëwöce robötë w pôlu. ROZWIJNY DZÉL I 1. Szkolny (-Ô) gôdô, że na dzysdniowi uczbie pód lupa wezniemë bulwa. Zapisëje téma Bulewnô przigóda na tôflë, a uczniowie piszą ja w zesziwkach. 2. Uczniowie sedzą w ókragu. Szkolny (-Ô) bierze kosz i wëcygô jedna bulwa. Późni wëbiérô jedna osoba i pôdôwô ji bulwa. Uczeń abô uczenka muszi wëmienic jedna znanka bulwë, np. cwiardô. Pôdôwô bulwa dali, bë pôstapnô ôsoba wëpôwiedzała jinszą znanka. Chto nie wëmësli niżódnégö słowa, muszi dac zastôwk (fant, np. ółówk), jaczi szkolny (-Ô) skłôdô na jedna łówka. Kóżdą znanka szkolny (-Ô) zapisëje na tôblëcë, a uczniowie w zesziwkach. Bulwa môże bëc: môłô, wiôlgô, ôkragłô, mącznô, smacznô, sërowô, ugôtowónô, bëlnô, lëchô, brzëdkô, niesmacznô, sztôłtnô, plaskatô, miatkô, cwiardô... 3. Uczniowie,jaczi muszelë dac zastôwk, terô muszą gô ôdzwëskac. Szkólny (-ô) dôwô jima taczé cwiczënczi do zrobieniô przë tôblëcë: - ułożë podług alfabetu wszëtczé słowa z pô-przédnégô czwiczeniô, - odmieni wëbróné słowô przez przëpôdczi, - wëbierzë trzë znanczi bulwë i ułożë z nima zdanié w uszłim czasu, - z lëtrów w słowach cwiardô bulwa ułożë jak nôwiacy jinszich wërazów (np. dór, wir. ród, walc. wlac, cal). Ti uczniowie, co ni mielë czegô ôdzwëskiwac, pilëją, cobë na tôflë wszëtkô bëło poprawno. Wëżi wëmienioné cwiczënczi móżna téz wëkórzëstac do zrobieniô dlô wszëtczich uczniów. NAJÔ UCZBA, NUMER 8 (110), OODÔWK DO„PÖMERANH'' KLASA VII SPODLECZNY SZKOŁĘ 4. Szkolny (-ô) kôrbi z ucznia ma ô potrawach z bulwa ma, jaczé götëje (warzi) sa u nich doma. Szkolny (-Ô) wëpisëje je na tôflë. 5. Szkolny (-Ô) dzeli uczniów na trzëpersonowé karna i rozdôwô kôrtë robotë. Uczniowie mają dofulowac tabelka z pôzwama potrawów z bulwama i dopisać w ostatny kolumnie przënômni pö trzë produktë, ja-czé mogą w ti jodze sa nalezc. Kôrta robötë Pôlsczi j3zëk Kaszëbsczi jSzëk Produktë Ziemniaki ze śledziem Bulwöwé plińce Bulwë, szpiek, cëbula, kwasné mlékö Nagie kluski Parzónka (bulwöwô zupa) Golce - kluski ziemniaczane z duszoną kapustą Bulwë, mąka, jaje, sól, pieprz, szpiek, cëbula Placki z musem śledziowym 6. Pô zapoznaniu z przepisama BHP szkolny (-Ô) z uczniama pótikają sa w kuchniowi zalë, bë uwarzëc parzónka. 7. Uczniowie wedle swöjégô upödobaniô dzelą sa na 3 karna (po 4-5 ôsób). Nôlepi jesz miec w kôżdim karnie starszego do pômôcë. 8. Szkolny ( ô) rozdôwô kôżdému karnu kôrtë z prze-pisa do uwarzeniô pötrawë. Kôrta z przepisa PARZÓNKA, jinaczi dżadówka abô bulewnô zupa (podług przepisu Zytë Górny) Przódë przënôszało sa ja na póle dló robotników na pôłnié ôbczas żniwów i wëbiérczi bule w. Produktë 2 kg bulew, 3 iitrë wôdë, 5 bôbkôwëch lëstów, 7 zôrenków kubabë, 0,5 kg szpieku, 5 strzédnëch cëbul, 0,5 litra smiotanë krémówczi, sól, pieprz, zeloné (nac z piotrëszczi/ seler itp.), kąsk soku z cytrónë do zakwaszeniô zupë Do grôpka wlôc wóda, gôtowac wëwôr z dodôwka lëstów i kubabë. Dodawać bulwë pokrojone drobno w kôstka. Czej bulwë mdq mitczé, podpiec drobno pokrojony szpiek na panewce, pôtemu pödsmażëc drobno pokrojoną cebulka i wszëtkô wrzucëc do wëwaru. Letkô pôgôtowac z dodôwka smiotanë, zelonégô. Wszëtkô doprawić do szmaczi solq, pieprza i cytrónq. Smacznô kaszëbskô zupa je ju gôtowô. 9. Uczniowie pôd dozéra szkólnégö (-y) przërządzają potrawa. Jich zada nim je przërëchtowac dlô kôżdi ôsobë małą porcja do ôszmakaniô. KUŃCOWI DZÉL Wszëtcë szmakają bulewné jestku. Pözni köżdi dostôwô môłą kôrtka, na jaczi wpisëje, co mu nôbarżi pasowało abô nie pasowało ôb czas warzeniô. Wszëtcë czëtają głośno, co napiselë, i kôrbią na ten temat ze szkolnym ( ą). Ödpdwiedzë do kôrtë robötë Pôlsczi jazëk Kaszëbsczi jazëk Produktë Ziemniaki ze śledziem Pulczi ze siedzą Bulwë, soloné sledze, smiotana, kwasné gurczi, cebula, heltköwaté jabka, sól, pieprz, cytróna, cëczer Placki ziemniaczane Bulwöwé plińce Jaja, bulwë ucarté na riwce, sól, pieprz, cebula, mąka Ziemniaki z kwaśnym mlekiem Bulwë z kwaśnym mleka Bulwë. szpiek cebula, kwaśne mlékó I Nagie kluski Nadżé klósczi Gôtowóné biilwë, sërowé bulwë, żëtnó mąka, sól, cëbula. szpiek I Zupa ziemniaczana Parzónka (bulwôwô zupa} Bulwë, wóda, bóbkówé lëstë, zôrna kubabë, szpiek, cebula, smiotana, sól, pieprz, zeloné, sok z cytrónë Golce - kaszubskie kluski ziemniaczane z duszoną kapustą Golce -kaszëbsczé bulwöwé klósczi ze szmórowóną kapustą Bulwë, mąka, jaje, sól, pieprz, szpiek, cebula Placki z musem śledziowym Plińce ze sledzowim musa Bulwë, mąka, jaje, smiotana, jogurt, solone sledze Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Madej Stanke I Skłód: Piotr Machola / ôbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: H. Makurôt, K. Czempiik GDAŃSK MNIEJ ZNANY DOM CHODOWIECKIEGO 90 lat temu, dokładnie 16 października, w Gdańsku przyszedł na świat Gunter Grass. Dziś zapraszamy do miejsca, które co prawda nie było z nim związane, ale będzie. Przy ulicy Sierocej powstaje bowiem nowa instytucja kultury: Dom Chodowieckiego i Grassa. I GRASSA ADAPTACJA SIEROCEJ Na gdańskim Placu Obrońców Poczty Polskiej codziennie spotkać można turystów. Zatrzymują się przed historyczną pocztą, robią zdjęcia pomnikowi. Mało kto zwraca uwagę na niepozorny biały budynek po drugiej stronie placu. Nazwa ulicy - Sieroca - przypomina o mieszczącym się tu od końca XVII wieku Domu Dobroczynności. Było to miejsce przeznaczone dla sierot i biedoty miejskiej. Wewnątrz znajdowała się kaplica, izba szkolna, pracownie tkackie, jadalnia oraz pomieszczenia dla sierot i chorych. Dom utrzymywany był z pieniędzy gdańszczan, którzy swoje datki wrzucali do tzw. skarbon bożych znajdujących się w kościołach parafialnych. Nad finansami czuwał Urząd Dobroczynności. W XVIII wieku obejmował opieką ponad 400 dzieci. Budynek przy Sierocej jest wyjątkowy, ponieważ nie został zniszczony w czasie II wojny światowej, a pochodzi z lat 1698-1699. Dom Dobroczynności funkcjonował do 1906 roku, choć do 1945 roku przebywało w nim jeszcze kilkadziesiąt sierot. Do niedawna pełnił funkcję mieszkalną. W związku z planowanym utworzeniem Domu Chodowieckiego i Grassa dotychczasowi lokatorzy musieli się wyprowadzić (były to mieszkania komunalne). DWÓCH MISTRZÓW Nowy Dom Chodowieckiego i Grassa będzie centrum kulturalno-artystycznym. Zajmie się promocją dziedzictwa, nie tylko Guntera Grassa, ale i Daniela Chodowieckiego (1726-1801). Chodowiecki był wybitnym malarzem i rysownikiem, który choć urodzony w Gdańsku, większość życia spędził w Berlinie. Był dyrektorem tamtejszej Akademii Sztuki. Jego ilustracje zdobiły większość wówczas wydawanych książek. Spuścizna Chodowieckiego to ponad 4 tysiące rysunków i 2 tysiące rycin! Dla Gdańska najcenniejsze są te, które powstały podczas podróży Chodowieckiego do swojego rodzinnego miasta. Opublikowane zostały jako Dziennik podróży do Gdańska (Berlin 1773). Gunter Grass, który zasłynął jako autor powieści Blaszany bębenek (1959), też był artystą. Studiował rzeźbę i grafikę na Akademii Sztuk Pięknych w Dusseldorfie oraz w Berlinie. Powołał Fundację im. Daniela Chodowieckiego, która nagradza wybitnych grafików z Polski i Niemiec. Oprócz wystaw poświęconych tym wybitnym gdańszczanom w Domu Chodowieckiego i Grassa znajdzie się miejsce dla młodych twórców. Organizowane będą też warsztaty i zajęcia edukacji artystycznej dla najmłodszych. PÓKI CO... Obecnie miejscem poświęconym Grassowi jest oddział Gdańskiej Galerii Miejskiej mieszczący się na rogu ulic Szerokiej i Grobli I zwany 4G, czyli Gdańska Galeria Guntera Grassa. Zmarły dwa lata temu noblista przekazał w 2007 roku Miastu Gdańsk 51 grafik i 6 rzeźb. Obecnie 4G posiada już 141 dzieł plastycznych twórcy. Kolekcja jest regularnie powiększana. Są to grafiki wykonane w technikach litografii, akwaforty i algrafii, rysunki, rzeźby z brązu oraz terakoty. W ramach obchodów 90-lecia urodzin Guntera Grassa przygotowano wystawę „Gunter Grass kolekcja gdańska w drodze", która od stycznia tego roku podróżuje po Polsce. Mimo że nie ma jej teraz w Gdańsku, dzięki Wirtualnej Galerii (http://www. ggm.gda.pl/) prace można podziwiać przez internet. 4G zostanie przeniesiona do dawnego Domu Dobroczynności, ma to nastąpić za trzy lata. MARTA SZAGŻDOWICZ RUJAN 2017 POMERANIA/35 L Buduje* tu y DOM DANIELA CHODOWIECKIEGO DOM GUNTERA GRASSA ZAPISKI RODOWITEJ GDANSZCZANKI (część 1) ______| XŁM> istoria pierwszej połowy XX wieku to z jednej \/.strony dwa kataklizmy dziejowe, I i II wojna światowa, z drugiej mozolne odbudowywanie świata po latach cierpień, zbrodni i ludzkich tragedii. Na przemian niszczenie i podnoszenie się człowieka, społeczności, narodów i państw w nadziei na lepszą przyszłość. Niezgoda na zło i pragnienie normalnego, zwyczajnego życia -dzięki tym właściwościom upartej ludzkiej natury świat ma siłę, aby pomimo najgorszego trwać dalej. Dla najmłodszych pokoleń okres międzywojenny i II wojna światowa to już niemal prehistoria. Ci, którzy dojrzewali przed rokiem 1989, wyrastali w atmosferze pamięci o czasach wojny, kształtowała ich kinematografia, literatura, a przede wszystkim szkoła - wszystkie te instytucje i płaszczyzny życia nakierowane na żywą narrację o zmaganiach z wrogiem. Po roku 1989 zmniejszył się nacisk państwa i rozmaitych obszarów kultury na pielęgnowanie historii. „Wybieraliśmy przyszłość". Strata wydawała się nie do odwrócenia, zwłaszcza że odchodziły pokolenia będące świadkami tamtych dni. Jednak od początku XXI wieku można zaobserwować wzmożone zainteresowanie historią, w tym najnowszą. Zmieniły się formy przekazu i możliwości technologiczne. Nieodmiennie jednak ważne, jeśli nie najważniejsze, są wszelkiego rodzaju pamiętniki, zapiski, relacje. Rzadko cechuje je walor obiektywizmu, konieczny w pracach naukowych, posiadają jednak coś nie do przecenienia: autentyzm, niekiedy przejmujący. Ludzie żyjący w tamtych trudnych czasach na Kaszubach, na Pomorzu, mieli to „szczęście", że znaleźli się w miejscu newralgicznym, gdy chodzi rozwój wypadków, o grozę wojny i okupacji, w miejscu skazanym na wzmożoną emanację zła. Fakt ten wpływa jednak po tylu dziesięcioleciach, gdy rany powoli się zabliźniają, na (choć zabrzmi to nie najlepiej w tym konteście) atrakcyjność przekazu pamiętnikarskiego. 36 / POMERANIA /PAŹDZIERNIK2017 W zapiskach i pamiętnikach autorzy nie posługują się zazwyczaj bezdusznymi określeniami w rodzaju „teatr działań wojennych" czy „likwidacja przyczółków nieprzyjaciela", za którymi to terminami kryją się ludzkie dramaty. W pamiętnikach możemy spotkać żywego człowieka, doświadczyć jego nadziei, lęków, tragedii i radości. I zwykłej codzienności. Helena Mrozińska z Nierzwickich urodziła się w 1903 roku w Gdańsku. Już sama data i miejsce urodzenia oraz polskie nazwisko wskazują, że jej losy musiały się potoczyć w ciekawy, choć dramatyczny sposób. Odrodzona polska państwowość, Polonia Gdańska, pomorski tygiel narodowościowy, niemiecka napaść na Polskę, okupacja, wszystkie te pojęcia w zapiskach Heleny Mrozińskiej ożywają poprzez jej bezpośrednią obecność w czasie i miejscu, które nam są znane z podręczników szkolnych, kart książek, kronik filmowych i heroicznych lub rozliczeniowych dzieł filmowych. PIOTR SCHMANDT Odwiedziła mnie moja córka i przekazała mi apel w związku z tysiącleciem Gdańska. Uważa, że jako wieloletnia gdańszczanka miałabym dużo do przekazania. I ma rację. Już wiekowa (91 lat). Fizycznie odczuwam mój wiek, ale jeszcze chodzę, za to umysłowo jestem w zadziwiająco dobrej formie. Wszystkie zmysły pracują normalnie, czytam bez okularów, mam jeszcze doskonałą pamięć. Jeszcze w zeszłym roku uczyłam języków angielskiego i niemieckiego. Mimo dobrego wykształcenia wciąż musiałam zdobywać nowe umiejętności. Zostałam wcześnie wdową - mąż „zlikwidowany" w Auschwitz - z trzema małymi dziećmi (trzy, dwa, pół roku). Spróbuję moje wspomnienia opowiedzieć chronologicznie, choć może będą nieco chaotyczne. WSPOMNIENIA Urodziłam się 5 czerwca 1903 roku we Wrzeszczu. Już po kilku dniach zostałam ochrzczona w parafii Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Czarnej. Kościoła jako budynku wtedy jeszcze nie było. Na terenie parafii znajdowała się salka, tam była nasza katolicka kaplica, tam jeszcze chodziłam kilka lat „do kościoła". Mam broszurkę w języku niemieckim o budowie kościoła. Do naszego nowego kościoła chodziliśmy często. Obowiązkowo wysyłano nas, trzy dziewczynki, na niedzielne nieszpory. Nasz ojciec płacił obowiązkowy podatek kościelny. Mieliśmy stałe, płatne miejsce w ławce nr 16. Jako katolicy byliśmy w Gdańsku mniejszością. Do powitania „Nowej Polski" nabożeństwa odbywały się tylko w języku łacińskim i niemieckim. Miałam bardzo dobrych rodziców. Ojciec pochodził z powiatu starogardzkiego (liczna polska rodzina). Jego kuzyn Jan Brejski (nasza babcia była z domu Brejska) został jednym z pierwszych wojewodów pomorskich. Ojciec ukończył studia w Belgii. Miał „list żelazny" [wilczy bilet - red.], tzn. zakaz studiowania na Pomorzu. Matka pochodziła z Drzycimia w powiecie świeckim. Jej ojciec był nauczycielem w odległej od innych ośrodków wiosce, bez kościoła i dworca. Nie starał się nigdy o lepszą posadę, ponieważ tam mógł swobodniej uczyć dzieci po polsku, pruski inspektor rzadko go wizytował. Rodziców moich przesiedlono w 1894 roku z małej miejscowości na Pomorzu do Gdańska celem germanizacji. Ojciec był urzędnikiem pocztowym, którym został zgodnie z procedurami zarządzonymi przez Bismarcka, ówczesnego kanclerza: był zdrowym, dobrym pracownikiem, miał sześcioro zdrowych dzieci (trzech chłopców, trzy dziewczynki). Moje dzieciństwo za cesarza Wilhelma II było - dzięki rodzicom - szczęśliwe. W Gdańsku urodziła matka moja jeszcze trzy dziewczynki, więc było nas razem dziewięcioro. Matce mojej było bardzo ciężko na duszy. Kochała polską mowę, nie cierpiała języka niemieckiego, nie chciała się go nauczyć. Nigdy nie chodziła do sklepu, bo tam mówili tylko po niemiecku. Zakupy robili ojciec i starsze rodzeństwo. Mama cieszyła się, że chociaż z jedną z sąsiadek (Kaszubką) mogła mówić po polsku. Żyliśmy z przysłowiową „Emmą" czy „Friedą" w najlepszej przyjaźni, lubiano nas i szanowano, ale też wiedziano, że u nas mówi się po polsku. Nie przeszkadzało to im ani ich rodzicom, nasza przyjaźń się rozwijała. Nasi rodzice jednak cierpieli, na ulicy nie wolno było głośno mówić po polsku. Niedaleko nas mieszkał niemiecki policjant. Ludzie tej profesji czuli się szczególnie ważnymi strażnikami germanizmu. Oskarżył ojca, że u nas w domu mówi się po polsku. Wezwany na posterunek ojciec oświadczył, że dzieci jego uczą się głośno po francusku, co zresztą było prawdą. Z kolei przesłuchujący pytany przez ojca, czy mówi po francusku, odpowiedział, że nie. Były też rewizje, szukano polskich książek. Książki w domu były, ale schowane - kontrolerzy odchodzili z kwitkiem. Rodzice nie mogli żyć bez polskiego słowa. Pomimo zakazu, ojciec prenumerował „Pielgrzyma". Przysyłano nam go z Pelplina - tam była redakcja i polska drukarnia. Matka miała swój gruby tom Polskie kolędy (osiemnaste wydanie, mam jeszcze tę księgę), z którego śpiewaliśmy w okresie Bożego Narodzenia. W szkole można było śpiewać tylko niemieckie kolędy. Mama prenumerowała „Kalendarz Mariański" i miała na strychu liczne jego roczniki. Sama chętnie je wertowałam. Raz, jako dziesięciolatka, znalazłam nawet rocznik z 1903 roku, roku mojego urodzenia. Rok szkolny zaczął się po Wielkanocy. Nie miałam jeszcze pięciu lat, skończyłam je dopiero latem. Zaprowadzono mnie do szkoły. Jej budynek nie przetrwał wojny. Obok była „Knabenschule", szkoła dla chłopców. Koedukacja właściwie wtedy nie istniała. Obie szkoły dzieliło boisko. Miałam bardzo miłą panią, Fraulein Ha-genau (nauczycielki obowiązywał wtedy celibat), która mnie lubiła, ale przypuszczam, że jej sympatia wynikała również z sentymentu do jej własnej matki, która prawdopodobnie była Polką. Ojciec nauczycielki był jednak niemieckim oficerem. Wszyscy w szkole byli dla mnie mili, mimo tak trudnego polskiego nazwiska, które zawsze musiałam przeli-terowywać: NIERZWICKA. Do mojej pierwszej szkoły uczęszczałam przez cztery lata. Pisało się wtedy rysikiem na tabliczkach. Do dziurki w ramce tabliczki przymocowana była mokra gumka i ściereczka. W naszych podręcznikach wiele miejsca zajmowała rodzina cesarska. Fotografie, ciekawostki z życia codziennego, wiersze, np. zaczynające się od słów: „Kaiser Córki autorki. Od lewej: Barbara,Teresa i Wiesława RUJAN 2017 / POMERANIA /37 WSPOMNIENIA Georg Engler, Wejherowo Pomorze Dziadkowie Heleny Mrozińskiej Helena i Alojzy Mrozińscy jest dobrym człowiekiem i mieszka w Berlinie"... Podręczniki informowały, co cesarskie dzieci jadały na śniadanie, np. winogrona (tych im najbardziej zazdrościłam). Droga do mojej szkoły była ciekawa, ale i niebezpieczna. Wychodząc z ul. Jesionowej, musiałam przekroczyć szeroką i ruchliwą dzisiejszą ul. Grunwaldzką (wówczas Hauptstrasse). Nie było jeszcze samochodów, a przynajmniej były rzadkością, ale jeździła wielka ilość pojazdów konnych. Jednak sam Wrzeszcz jeszcze nie był wielkomiejski. Przy tej głównej ulicy stały niskie budynki, na wysokości mojej trasy było ich kilka. Budynki po prawej stronie (na Gdańsk) były okazalsze, m.in. stała tam piętrowa willa, siedziba kronprinza i jego rodziny, syna Wilhelma II. Stała frontem do Hauptstrasse, a jej wielkie ogrody sięgały aż do dzisiejszej ul. Partyzantów, tak zniszczonej podczas ostatniej wojny. Kronprinz miał liczne potomstwo. Nie raz wystawiał swoje dzieci w oknie rezydencji na pierwszym piętrze. Tłum stał przed ogrodzeniem, którym był żelazny parkan wyrastający z muru, i podziwiał dzieci. Mnie one nie bardzo interesowały. Po drugiej stronie ulicy stał jeszcze dość długo relikt osady - gdańskiego przedmieścia: długa wiejska chata. Obok stała tzw. stara poczta, nieduży piętrowy budynek z czerwonej cegły. W jednej z sal otworzono pierwsze we Wrzeszczu kino. Seansom przygrywała na fortepianie nasza sąsiadka, Lotte Kluig. Krążyła anegdotka o pierwszych pokazach w tym kinie. Kiedy podczas jednego z seansów pokazał się na ekranie zbliżający się pociąg, ludzie ze strachu uciekali z kinowej sali. Byłam raz w tym kinie. Jeszcze jedno przeżycie z moich przedszkolnych lat. Przy ul. Grunwaldzkiej, ale bliżej Oliwy, znajdowała się dzielnica koszarów. Tam Kaiser miał swoich ulubionych „Leibhusaren", których odwiedził podczas pobytu w Gdańsku. Cała ulica była posypana białym piaskiem. Widziałam jego przyjazd, siedziałam na barkach ojca. Staliśmy u wylotu ul. Jesionowej, ojciec chciał mi pokazać cała paradę. I widziałam cesarza w hełmie z wielkim pióropuszem, obok żony, w wielkim konnym zaprzęgu. Wilhelm salutował, a ludzie wołali: „Hurra!". Moje szkolne lata szybko mijały. W szkole był wielki rygor. Musiałyśmy siedzieć z wyciągniętymi na stole rękami i rozłożonymi dłońmi. Nauczyciel „urzędował" przeważnie z trzcinką, nauczycielki były łagodniejsze. Moja na ogół grzeczna i nieśmiała siostra chciała się kiedyś jeszcze raz, krótko po dzwonku, poślizgać na lodzie. Zaraz usłyszała: „Komm mai hier" [Chodź no tutaj -red.] i nauczyciel tak mocno uderzył ją trzcinką w rękę, że wyskoczył krwawy pęcherz. Za to nasz kierownik pan Kamiński [nie udało się ustalić imion niektórych wspominanych przez Autorkę osób - przyp. red.], na pewno z polskiej rodziny, był miłym człowiekiem. Po czterech latach, gdy przeniosłam się do liceum „Marienschule" w Gdańsku, pożegnał mnie słowami: „Idź i ucz się tak dobrze, jak twoja siostra Kasimira" (dziesięć lat starsza ode mnie, jeszcze pamiętał tę Kazimierę Nierzwicką!). W piątym roku szkolnym mojej edukacji był już drugi dla mnie rok nauczania języka francuskiego. Pytano, kto przygotował nas w pierwszym roku. Gdy usłyszano, że siostra Kazimiera, dalej nas nie egzaminowano. A więc i tam już nasza Kazia wyrobiła sobie dobre imię. Koleżanki i profesorowie lubili ją i szanowali, chociaż pochodziła z polskiej rodziny. Nasza „Marienschule" była prywatną katolicką szkołą 14-letnią. Liceum (10 lat), wyższe liceum (3 lata) i klasa seminaryjna (1 rok). Była szkołą z prawami i uprawnieniami państwowymi. Jej rywalką była „Viktoriaschule", tego samego typu, ale dla wszystkich wyznań. Trudno było naszej dzielnej i bardzo tolerancyjnej dyrektorce utrzymać katolicki zakład w luterańskim Gdańsku. Jej szkoła musiała być na tym samym, co „Yiktoriaschule", 38 POMERANIA PAŹDZIERNIK 2017 WSPOMNIENIA poziomie, grono nauczycielskie musiało mieć cenzus. Ponieważ w Gdańsku niewielu było katolickich uczonych i nauczycieli, zwróciła się o pomoc do odpowiednich czynników na zachodzie Niemiec, w efekcie czego angażowała nauczycieli z Nadrenii, Westfalii i Lotaryngii. Byli to bardzo mili pedagodzy, o szerszym spojrzeniu na kwestie narodowościowe. Nie raziły ich polskie, nieraz trudne do wymówienia, nazwiska. Byłam zaskoczona pytaniem nauczycielki z Lotaryngii w roku 1917: „Heleno, umiesz po polsku? Jeżeli nie, to radzę ci, naucz się". Nazwa „Viktoriaschule" jest dla mnie przykra. Tam później w 1939 roku internowano naszych polskich księży i kazano im zamiatać ulice Gdańska. Wrócę jeszcze do lat wcześniejszych. Z najdawniejszych czasów pamiętam jeszcze wybuch I wojny światowej. Był śliczny, słoneczny dzień. Na naszej ulicy ukazał się na koniu policjant w szerokiej granatowej pelerynie, trzymając w ręku rządowe pismo. Od czasu do czasu przystawał i czytał obwieszczenie o rozpoczęciu wojny. Dla naszej rodziny nastał smutny czas. Mój najstarszy brat Antoni w wieku dwudziestu czterech lat poległ pod Verdun. Otrzymaliśmy urzędowe zawiadomienie. Nie ma po bracie śladu... Na początku wojny mój młodszy brat miał czternaście lat. Nigdy matka moja nie przypuszczała, że i on pójdzie na wojnę. Ale w sierpniu, przy końcu wojny, został powołany do wojska. Szkolono go kilka tygodni w Grudziądzu, jego i kolegów wymieszano z żołnierzami tzw. Landsturmu, mniej więcej czterdziestoletnimi, i wysłano jako „Kanonenfuller", jak dawniej mawiano, na front do Francji, pod Verdun, gdzie trwały okropne walki. Po wojnie zjawił się u nas jeden z tych starszych żołnierzy, który znał mojego brata, i zaczął opowiadać. Chłopcy nie wiedzieli, jak się zachowywać w ogniu bitwy, jak się kryć przed ostrzałem. Wołali: „mamo!". Jaka ironia losu! Jak drogo musieli moi bracia lekarskiej pomocy. Na szczęście był gdański Polak, doktor Kubacz. Do Niemca matka by nie poszła. Okres I wojny światowej był czasem biedy i nędzy. Tylko dzięki nieustannym staraniom naszych kochanych rodziców nie cierpieliśmy głodu. Wszystkiego było brak, przede wszystkim w ostatnich latach wojny. Wszystko było na kartki, jadło, ubrania, a i to w minimalnej ilości. Dla nas ojciec dzierżawił wielki ogród (18 drzew) i ten ogród utrzymywał nas przy zdrowiu i życiu. Moja najmłodsza sześcioletnia siostra otrzymywała na kartki pół litra chudego mleka! Ja kropelki nie widziałam, byłam za stara (jedenaście lat!). Więc dla mnie (byłam w dodatku bardzo anemiczna) ojciec zakupił mleczną kozę. Niedługo mieliśmy z niej pociechę. Rano zostały po niej tylko krwawe ślady. Kradziono, co się dało. Był zakaz zabijania hodowanych świń, wszystko było dla wojska. Chodziłyśmy w butach na drewnianych podeszwach, bardzo niewygodnych. Pod koniec wojny zabrakło Niemcom wszystkiego: ludzi, pieniędzy, jadła, ubrań. Doszły nas słuchy, że w Kilonii strajkowali i buntowali się marynarze, mając już dość tej marmolady z brukwi. Nas, uczniów, wysyłano często do domu po pieniądze na „Kriegsanleihe" (pożyczkę). Mam jeszcze fotografię naszej klasy. Na przedzie siedzi uczennica z wielkim plakatem zachęcającym do udzielania owej pożyczki. Było jeszcze wiele innych „chwytów" służących wyłudzaniu pieniędzy. Gdy klasa zebrała już sumę na tzw. gwóźdź, prowadzono ją do „Siegensaule" - słupa zwycięstwa - i tam uroczyście wbijano gwóźdź w ten słup. Niedaleko gmachu dworca po lewej stronie był mały wzgórek w niewielkim parku. Tam postawiono taki nieduży „Siegensaule", w kształcie ściętego słupa. Tam mogliśmy za odpowiednią sumę wbić gwóźdź a conto zwycięstwa. Ciąg dalszy w następnym numerze. Fotografie z archiwum rodzinnego autorki płacić za germanizatorów. Mieczysław Nierzwieki, taki młody, musiał walczyć „Fiir Kaiser, Volk und Vaterland" [Za cesarza, naród i ojczyznę - red.] - taki napis był wygrawerowany na pasku munduru. Mam jeszcze przed oczyma moją zrozpaczoną matkę. Siedziała nieruchomo, w ręku nieszczęsne zawiadomienie. „Ihr Sohn yernisst". Zaginął bez śladu. Mówiła: „Teraz mi serce pękło!" I rzeczywiście, nigdy dotąd nie chorowała, a teraz musiała szukać RUJAN 2017 / POMERANIA / 39 Hanna Mafeuraf nterferenc/owć P^ejinaczi w gódce bi/ingwa/ny spölëznë kaszub -jeswrne' ,Wë WOZNIESZO JE DLÔ MIE POEZJO Intimné Monologi mónolodii intymne Z Haną Makurôt, laureatką Örmuzdowi Skrë 2016, poetką i badérką kaszëbsczégö jazëka, gôdómë ö ji wiérztach, ô stojiz-nie naji lëteraturë i nôuköwi ro-böce. Pomerania: Co jes pömëslała, czedë jes sa dowiedzała, że östóniesz Örmuzdową Skrą? Hana Makurôt: Jem sa nie spôdzéwała niżódny nôd-grodë. Robią to, co lubia robic, köchóm kaszëbizna i robia dlô ni tëlé, kuli jem w sztadze, ale je to wiedno miłé, jeżlë chtos dozdrzi taką bezinteresowną robota. Jem wdzacznó. Jes jazëköznajôrką, uczałą, a równoczasno poetką. Wiele lëdzóm sa zdôwô, że te dwa dzéle żëcô do sebie nie pasëją. Jes w sztadze pögödzëc sedzenié całima dniama nad nôuköwima tekstama i pöeticczé „chodzenie z głową w błonach"? Je czas i na poezja, i na nôuka. To nie je tak, że w jednym czasu möga pisać wiérztë i nôuköwö robic. Musza so wë-dzelëc czas na wiérztë. Poezjo to je dlô mie taczi przede wszëtczim ôdpôczink, ôdetchniacé përzna öd nôuköwi robötë, förma spadzaniô wölnégö czasu. Czasto zaczinóm dzćń ôd napisaniô wiérztë, a późni sa bierzą za nôukówą robóta. Prof. Daniél Kalinowsczi w recenzji twöjégö tomiku In-timné mônolodżi pisze, że robisz wiôldżi pökrok jakno pöetka. Téż to czëjesz? Zdôwóm sobie sprawa, że wiérztë, jaczé terô pisza, są wiera barżi głabóczé jak te pierszé. To je tak, że w przëtrôf-ku köżdégö pisarza wërobienié sobie taczi warkówni lëte-racczi wëmôgô czasu. Robisz nad tim, żebë ta warköwnia poprawie? Na gwës ta warkôwniô sa rozwijô. To nie je tak, że jô sodom i pisza wiérzta. Cali czas mëszla ö poezji. Jak mie przechodzą jaczé mëslë, chtërne môga późni w wiérztach zapisać, tej so to spisywóm we wiôldżim notatniku, jak ni móm do niego dostapu, to zapisywóm w telefonie. Czedë pisza wiérztë, ötmikóm te notatczi - to są colemało taczé möje głabszé mëslë ö świece. Öglowö mëszla ö poezji baro czasto, tak pô prôwdze całi czas rozmësliwóm ö napisa-nim jaczis pöstapny wiérztë. Tej ta mësla stôwô sa témą wiérztë? Témë möjich wiérztów pöchôdają z żëcégö abó z möjich filozofnëch i egzystencjalnëch rozmëslaniów ö nim, a möje mëslë z notatnika sa przëdôwają do tegö, żebë te témë pöetickô opisać. W slédnym czasu - pö wëdanim Intimnëch monologów - za wiele ni ma nigdze widzec twöjich wiérztów. Môłô próbka mómë w nowim „Zymku", ale czedës pisała jes regularno chöcle do „Stegnë", a östatno poetka Hana Makurôt gdzes zdżinała... To prôwda, ale to nie znaczi, że nie pisza. Prawie robia nad nowim zbiérka, jaczi mdze zatitlowóny Pötwôrë. Chcą zaprezentować całi ten zbiérk bez pökazywaniô wiérztów chudzy, dopierze je to takô möja môłô krëjamnota. A mëszla, że wicy jak połowa wiérztów je ju napisónô. Wrócą jesz do Intimnëch monologów. Zdôwô mie sa, że titel möżno czëtac baro dosłowno, bó môsz w tëch dokazach zdradzone baro wiele drobnotów ze swöjégö żëcô, wiele swöjich wseczëców. Nie czëjesz, że te wiérztë są jaż za baro intimné? Nié. A co wicy, mogą rzeknąc, że nowé wiérztë, jaczé mdą w Potworach, są jesz barżi intimné, jak Intimné möno-lodżi. Dlô niejednëch badą sa möże zdôwałë kąsk przerażające abö nawetka szokujące... Pökôżesz te titlowé Potworę? Jo. Ale nie chcą pokazywać jich pösobicą, a dopierze czedë badze ju całi zbiérk. Dodóm, że nen zbiérk mdze barżi öb-jimny jak te, jaczé jem donëchczôs wëdała. Móm ju plan całégö zbiérku. Badze miôł sztërë dzéle, kóżdi z nich je ju zatitlowóny, chóc nié wszëtczé wiérztë powstałe. Wicy ju nie pöwiém. 40 POMERANIA / PAŹDZIERNIK2017 ORMUZDOWE SKRË 2016 Hana Makurót z tomiku Chléw (2010 r.) i ta z Intimnëch monologów (2016 r.) to czësto jinszé pöetczi? Jak dzysô öceniwôsz ten pierszi swój zbiérk? Chléw to béł baro emocjonalny zbiérk. Nie béł tak do kuńca przemëslóny. Jem gö póswiacëła möji drëszce, jakô umarła w wëpôdku. Wszëtczé wiérztë powstałe w baro krótczim czasu i bëłë taczim wëbuchniacym emócjów. In-timné mönolodżi jó pisała dłëżi, barżi jem sa zastanôwiała nad kôżdim słowa, jaczégô użiwóm, nad kôżdą metaforą. Téż są tu emôcje, ale ju spartaczone z filozoficzną i egzystencjalną mëslą. Skądka sa wzałë title twój ich zbiérków? Wezmë na to Chléw... JÔ mieszka z möją drëszką (jakô późni zdżinała w wëpôd-ku) w akademiku i nasza jizba - jak dobrze pamiatóm 143 - miała na dwiérzach przed numra 143 nódpis po kaszëbsku „Chléw". Jem so udbała, że mieszkómë w dwuch buchtach itd. Jesmë tam ni miałë bałaganu, ale tak më so wëmësliłë. Stądka wzała sa pózwa pierszégó zbiérku. Drëdżi to Testameńte jimaginacji. To bëłë wiérztë, w jaczich przede wszëtczim wôżnô bëła wëöbrazniô, ima-ginacjô. Je w nich përzna absurdu, grotesczi, dzywnoscë. Pözwa Testameńte... parłaczi sa téż z pódzéla ksążczi na ksédżi. Intimné mönolodżi to wiérztë baro ösobisté. Do-dóm, że ten prawie titel jô nadała dopierze, jak jem skuń-czëła ten zbiérk. Jak dzysdnia widzysz stojizna kaszëbsczi poezji? Môsz jaczégös swójégö méstra westrzód najich utwórców? To je baro cażczé pitanié... Wiém, ale spróbuj ödpówiedzec. Tak pö prôwdze ni móm swöjégö méstra westrzód kaszëb-sczich poetów, ale czëtóm wiele i nié leno kaszëbsczich utwórców, ale téż pólsczich poetów i nëch póchadającëch z jinëch krajów. A kögö ösoblëwie rôd czëtôsz? Baro mie sa widzy poezjo Szimbórsczi. Öna je dló mie taczim módła, bó ji wiérztë wiedno mają w se głabóką egzystencjalną abó filozofną mësla. I kóżdó z ji wiérztów mó baro wëmówné zakunczenié, dôwającé człowiekowi do mësleniô. Czëtóm téż terôczasnëch poetów, m.jin. Mariusza Wiacka, Tadeusza Dąbrowsczégó i wiele jinëch. A co z tą stojizną kaszëbsczi poezji? Gôdającë óglowó, nie dó sa w całoscë óbtaksowac kaszëb-sczi poezji. Chóc w wikszim dzélu dzysdniowó kaszëbskô póezjó zdówó sa përzinka anachroniczno. Jó lubią czëtac cos, co je dló mie zaskóczenim i co dówó mie przëjem-nosc, jem baro wëmôgającym czetińca i móm téż swóje wëmagania w uprocëmnienim do lëteraturë pisóny pó kaszëbsku. I nick z kaszëbsczi poezji nie je dlô ce czekawé? Mëszla, że wielné wiérztë wastë Stanisława Janczi są po prôwdze dobré i lubią je sobie czasa póczëtac. Możno tam nalezc głabia, wiedno żdaja na nowé wiérztë wastë Stanisława. Widzy mie sa téż proza Wójcecha Meszka, w jaczi móże nalezc përzna poezji. Wiele lat belo westrzód kaszëbsczich lëteratów czëc narzekania, że ni mómë kriticzi. Ostatno ô nowëch dokazach pisze regularno Daniel Kalinowsczi. Widzą sa tobie jegö recenzje? Ö mój ich wiérztach pisze dobrze, tej mie sa widzy [śmiech]. Równak to je le jeden pózdrzatk i taczich kriti-ków bë miało bëc wicy, tej më bë mielë szerszé spódlé, żebë wërobic so zdanié ó naji póezji czë óglowó ó lëte-raturze. Terô pómalë przeńdzeme do drëdżégó wôżnégö dzélu twójégó żëcô. Barżi bës chcała bëc zapamiatónô jakno nôlepszô kaszëbskô jazëkóznajôrka czë jakö nôlepszô pöetka? Wôżniészô je dló mie póezjó. To je mója gwôsnô niwa, na jaczi möga wëpówiedzec to, co mëszla. Nóukówą robota, jaką sa zajimóm, mógłbë może chto jiny téż dobrze zrobić, a póezjó je czims barżi indiwidualnym i nigdë nie je do pówtórzenió. Cos równak ô nôukôwi roböce téż muszisz pöwie-dzec... Dłudżé lata jesmë mielë dwa wiôldżé autori-tetë, jeżlë jidze ö badérowania kaszëbiznë: sp. prof. Jerzi Tréder i prof. Édwôrd Bréza, chtëren ju dzysô nie robi nôuköwö. To öznôczô wiôldżi krizys dlô najégó jazëkóznajôrstwa? Wiele lëdzy sa zajimó nôukówó kaszëbsczim jazëka na uczbówniach, ale jich wikszosc prakticzno gó nie iiżiwô Hana Makurôt öbczas uroczëznë dôwaniô Örmuzdowëch Skrów (w Stôrogardowi Radnicë we Gduńsku) RUJAN 2017 / POMERANIA / 41 ÖRMUZDOWÉ SKRË 2016 W aulë Gduńsczegó Uniwersytetu öbczas promocje ksążczi H. Makurôt Gramatika koszëbsczégö jazëka. Autorka w westrzódku. i ôbchôdô sa z nim jak z relikta, jaczi môże leno badéro-wac. I to je jiwer. Dobrze bë bëło, żebë westrzód młodëch lëdzy, co znają kaszëbsczi, nalezlë sa taczi, co badą chcelë gö badérowac. Jes miała wëkładë na kaszëbsczi etnofilologie. Möże tam sa nalézą taczi młodi lëdze? Dragô mie rzeknąc, bö nie prowadzëła jem dlô nich seminarium. Pewno wicy möże ö tim rzeknąc prof. Mark Cybulsczi. Jem miała z nima m.jin lektorat, tej mogą blós rzeknąc, że kaszëbsczégö sa nauczëlë bëlno, ale nôuköwé-gö warku uczi sa na seminarium. Po odćńdzenim z Gduńsczegó Uniwersytetu prof. Trédra i prof. Brézë görzi sa tam realizëje „kaszëbsczé témë"? }ô ni möga rzeknąc, żebë mie sa robiło cos górzi dlô kaszëbiznë. To, co robią, je wiedno pôpiéróné, wiedno dostôwóm dofinansowania na wszelejaczé kaszëbsczé nôuköwé projektë. Chca zapëtac ö Gramatika kaszëbsczégô jazëka - dlô mie to nadzwëköwö wôżnô i pötrzébnô w roböce ksąż-ka, jistné słowa czëja öd wiele lëdzy, chtërny na co-dzćń robią wkół kaszëbiznë, ale pöjawiłë sa téż głosë kriticzi... Jeżlë jidze ö gramatika, je mie përzinka przikro. Chca-ła jem wëdac ta ksążka, jakô bë môgła pömöc w rozwi-ju kaszëbiznë i w uczenim sa tegö jazëka. To bëła môja bezinteresowno robota dlô Kaszëbów i dlô kaszëbsczégö jazëka. A nalezlë sa lëdzë (co abô w ôgle nie znają terô-czasny kaszëbiznë, abö wiedzą ö ni tëlé, co wëczëtelë z ksążków), chtërny kritikują całosc möji robötë. Sami za wiele nie zrobilë dlô rozwiju terôczasny kaszëbiznë, nie-jedny w ögle nigdë nie użiwelë jazëka prakticzno, i chcą budować swôja pozycja samą kritiką. Co wicy, ta kritika nie je udokóznionó, bö ji dërżéh zamikô sa w pökazanim blós tego, że moja gramatika nie je gramatiką gwarów. To je prôwda, jem napisa gramatika normatiwną i często nie dzëwuje mie, że kriticë nie widzą w ni tegö samégô, co w gwarach. Jazëk ewöluöwôł, zmienił sa, kaszëbizna rozwiła swój lëteracczi wariant. I moja gramatika je gramatiką lëteracczégó jazëka. Dodóm, że ksążka w wikszim dzélu bëła recenzowónô przez mójégó méstra prof. Jerzego Trédra. Jaczé są twöje planë, żelë jidze ö nôuköwą robota? Terô robią nad ksążką, jakô badze sa tikała rozmajitëch jiwrów kaszëbsczich dolmaczérów, chtërny tłómaczëlë tekstë ze słowiańsczich jazëków na kaszëbsczi - z pôl-sczégö, rusczégö, czesczégó, serbsczégó, ukrajińsczegó. Te jiwrë są spartaczone przede wszëtczim z frazeólogizna-ma, z rozmajitima kulturowima aspektama, gwôsnyma pózwama. Króm te z prof. Duszana Pażdżersczim robimë słowôrz kaszëbskó-serbsczi, jaczi mô jesz latoś wińc w Serbii. Z mójima drëchama pisza téż metodiczną ksążka ö tim, jak uczëc kaszëbsczégó jazëka. Jesz na kuńc chcôłbëm sa doznać, jak to sa stało, że Hana Makurôt wzała sa za kaszëbizna... Od dzecka jô miała kontakt z kaszëbizną, bö i w Mezowie, gdze jem mieszkała pierszé ósmë lat żëcô, i w Lësëch Jamach, gdze jem mieszkała późni, gódało sa pó kaszëb-sku, téż kol mie doma ósoblëwie starka kôrbiła ze mną w najim jazëku. A nôukówé zainteresowanie sa pojawiło dopierze na sztudiach. Tedë jem trafiła do Karna Sztudérów Pomorania, tam jó potka lëdzy, chtërny inte-resowelë sa kaszëbizną, wiele jem sa dowiedzała na téma kaszëbsczégó jazëka na pólsczi filologii. Późni jem potkała prof. Trédra, ón sa zgódzył, żebë jó pisała magisterską robota pó kaszëbsku i wiele mie ópówiôdôł ó kaszëbsczich sprawach. Tak to sa zaczało... Jes téż autorką pierszégö czësto nôuköwégö dokazu pô kaszëbsku - jidze ö twój doktorat Interferencjowé przejinaczi w gôdce bilingwalny spôlëznë Kaszub. Robóta nad tim doktorata baro mie sa widzała. To bëłë badérowania nad wpłëwama pólsczégó i kaszëbsczégö jazëka prowadzone na całi kaszëbsczi óbeńdze. To bëła robôta pisónó pó kaszëbsku. Z pómócą prof. Trédra jesmë rozsądzywelë, jak nazwać terminé, jaką forma użëc, jak budować nôukówi kaszëbsczi jazëk. Habilitacja téż badzesz pisała pö kaszëbsku? Móm ju dzéle ti habilitacji i óne są dzélowô pó polsku, dzélowó pó kaszëbsku.To ju muszą zrecenzowac pólsczi uczałi i nie wiém do kuńca, jak to badze. GÔDÔŁ DARK MAJKÖWSCZI 42 POMERANIA/PAŹDZIERNIK2017 JUBILEUSZE KS. LEONA LEW KIEDROWSKIEGO Leon Lew (Loewe) Kiedrowski urodził się 150 lat temu - 9 kwietnia 1867 r. w Brzeźnie Szlacheckim, w rodzinie Leona i Reginy z domu Sieg. Rodzice byli właścicielami przysiółka (obecnie kolonii sołeckiej) Janowo. Matka była Niemką, stąd Leon długo szukał swojej drogi do polskości. Jak trafnie napisał ks. Henryk Mross, historyk pomorskiego duchowieństwa: „nie wyniósł z domu świadomości narodowej, dopiero w późniejszych latach na widok krzywd, jakich doznawali Polacy, stał się Polakiem o niezłomnych przekonaniach" . z chojnic do pelplina Rodzice przyszłego księdza Kiedrowskiego prowadzili w Janowie na Gochach gospodarstwo rolne. W latach 1882-1891 Leon był uczniem Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Chojnicach. Był to pruski zakład oświatowy założony w 1815 r. po reorganizacji wcześniejszego gimnazjum. Kształciła się w nim młodzież trzech wyznań: katolickiego, ewangelickiego i mojżeszowego. Szkoła słynęła z wysokiego poziomu nauczania. Kadra pedagogiczna była znakomicie wykwalifikowana; wielu nauczycieli ogłaszało drukiem rezultaty swoich badań naukowych na łamach corocznych sprawozdań szkolnych (Jahresbericht). Szczególny nacisk położony był na doskonałą znajomość języka niemieckiego i niemieckiej literatury. Sytuacja ta, potęgowana duchem germanizacyjnym w bardzo zniemczonych Chojnicach, nie sprzyjała polskim uczniom. Repeto-wanie kilku klas zdarzało się często. Słynny później pisarz kaszubski Florian Ceynowa też powtarzał dwa lata szkolne... Leon Lew Kiedrowski złożył egzaminy maturalne wiosną 1891 r. (były wówczas dwie sesje egzaminacyjne: wiosenna - Ostem i jesienna - Michaelis). Razem z młodzieńcem z Brzeźna świadectwo dojrzałości odebrało 20 abiturientów: 10 katolików, 8 ewangelików i 2 żydów. Następnie Kiedrowski studiował w diecezjalnym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Podkreślić należy, że liczno grono wychowanków chojnickiego gimnazjum, szczególnie w I połowie XIX wieku, wy- bierało stan duchowny. Studia teologiczne młodzież ta odbywała najchętniej w Pelplinie (wraz z kursem praktycznym - przygotowaniem do kapłaństwa) i we Wrocławiu. 24 marca 1895 r. Leon Kiedrowski otrzymał święcenia kapłańskie. Mszę świętą prymicyjną odprawił w rodzinnym Brzeźnie Szlacheckim w kościele pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. agitator polskości Posługę wikariuszowską ks. Lew Kiedrowski podjął w parafii pw. św. Józefa w Gdańsku. Pracę duszpasterską łączył z działalnością redakcyjną. Ściśle współpracował z Józefem Czyżewskim, który od 1894 r. wydawał pismo „Kuryer Gdański". Ks. Kiedrowski był redaktorem dodatku niedzielnego do „Kuryera": „Gazety Świątecznej". Później, dekretem biskupim, przeniesiony został do Tucholi, gdzie aktywnie włączył się w nurt pracy patriotycznej. Należał tam do najbliższych współpracowników dra Kazimierza Karasiewicza i przyczynił się m.in. do powstania w 1896 r. Towarzystwa Ludowego. Słusznie zauważył ks. Henryk Mross, że „polskie towarzystwa miały w nim opiekuna" . Władze pruskie wielokrotnie odnotowały przejawy jego narodowej postawy i domagały się od kurii biskupiej jego przeniesienia. W 1901 r. ks. Kiedrowski trafił do Krajenki k. Złotowa. Został tam administratorem parafii. W styczniu 1902 r. staraniem jego oraz lekarza dra Józefa Kapelskiego zaczęła funkcjonować Spółka Kredytowo-Oszczęd-nościowa (późniejszy Bank Ludowy) w Złotowie. RUJAN 2017 / POMERANIA / 43 rocznice/ważne daty Duchowny z Krajenki stanął na czele jej Rady Nadzorczej. Kolejną placówką duszpasterską zarządzaną przez ks. Kiedrowskiego było Topolno. W latach 1902-1910 administrował miejscową parafią - znanym w diecezji sanktuarium maryjnym (Sanktuarium Matki Bożej Uzdrowienia Chorych). W okresie jego pracy w tym ośrodku duszpasterskim (niedaleko Świecia) przeprowadzono remont i dokonano zabiegów konserwatorskich we wnętrzu kościoła pw. Nawiedzenia NMP oraz naprawiono ogrodzenie. W Toruniu w 1904 r. wydana została jego publikacja Cudowny obraz Matki Bożej w Topólnie. Napisał ponadto Historię Topólna (dawniej tak nazywano tę miejscowość). Ksiądz Kiedrow-ski należał do grona energicznych działaczy organizacji kulturalnych i gospodarczych na tym terenie. Nie zaniedbywał też działalności patriotycznej, co wzbudzało niepokój lokalnych władz. Uznano go w 1903 r. za agitatora polskości. W latach 1904-1907 był delegatem Towarzystwa Czytelni Ludowych na teren powiatu. Praca organiczna wychowanka chojnickiego gimnazjum przynosiła wymierne rezultaty również na tym polu: w powiecie świeckim utworzono w kolejnych latach aż 36 bibliotek TCL, co dawało trzecie miejsce w Prusach Zachodnich. Światły duszpasterz zgromadził bogaty księgozbiór, zawierający wiele cennych polskich wydawnictw. W1908 r. kapłan z Topolna uczestniczył w Sejmiku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych w Poznaniu. W Grucznie natomiast współtworzył Bank Ludowy. Posiadał również talent literacki. Warto przytoczyć fragment Historii Topólna traktujący o Wiśle: „(...) snuje się cicho i spokojnie srebrzysta Wisła, rzek polskich królowa. Na niej parowce, liczne statki, tzw. berlinki swymi żaglami jakby motyle mijają się w tę lub ową stronę (...). Przyznasz niezawodnie, że rzadko się widzi tak piękny i wspaniały krajobraz!". Po ośmiu latach posługi w Topolnie ks. Kiedrow-ski został w 1910 r. administratorem parafii św. Jana Chrzciciela w Brzoziu Lubawskim (w okresie międzywojennym zwanym Brzoziem Niemieckim), gdzie rychło założył polską czytelnię i Kółko Rolnicze. Nie mógł zostać proboszczem z powodu veta rządu pruskiego. Władza wciąż pamiętała o jego dążeniach niepodległościowych. Żywo interesował się oświatą i nauką, od 1897 r. aż do śmierci należał do prestiżowego Towarzystwa Naukowego w Toruniu (TNT). Aktywnie działał również w Związku Polsko-Katolickich Towarzystw Ludowych na Diecezję Chełmińską. Zmarł w Brzoziu 20 listopada 1917 r. i spoczął na cmentarzu przykościelnym. W tym roku przypada zatem 100. rocznica jego śmierci. w rodzinnym kręgu Ksiądz Kiedrowski miał dziewięcioro rodzeństwa. Bratu Janowi w 1898 r. w rodzinnym Brzeźnie udzielił ślubu z Balbiną Chamier Gliszczyńską. Jego brat Augustyn w okresie zaboru pruskiego zasłynął jako uczestnik polskiego ruchu wyborczego na Gochach, a po odzyskaniu niepodległości jako wójt gminy Brzeźno Szlacheckie i działacz samorządowy w powiecie chojnickim. Zamordowany został przez Niemców w 1939 r. w podchojnickiej Dolinie Śmierci. Brat Władysław, w młodości filomata chełmiński, był sędzią w Gdyni i współzałożycielem Kaszubskiego Zrzeszenia Regionalnego „Stanica". Zginął w Piaśnicy. Czytelnicy „Pomeranii" zainteresowani historią wsi i parafii Brzeźno Szlacheckie, skąd wywodzili się Lew Kiedrowscy, sporo informacji znajdą w książce ks. Henryka Cyrzana Brzeźno Szlacheckie wydanej w Gdańsku w 2007 roku. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI • DZIAŁO SIĘ W PAŹDZIERNIKU • DZIAŁO SIĘ W PAŹDZIERNIKU • DZIAŁO SIĘ W PAŹDZIERNIKU 2x1887 - w Chojnicach urodził się Otton Leon Wei-landt, kuśnierz, pionier polskiego żeglarstwa śródlądowego. W 1922 założył w Chojnicach pierwszy w kraju Klub Żeglarski. Był wiceprezesem Polskiego Związku Żeglarskiego, sędzią klasy międzynarodowej, konstruktorem łodzi żaglowych i bojerów, został odznaczony wieloma medalami sportowymi. Zmarł 29 grudnia 1966 w rodzinnym mieście i tam go pochowano. 4x1887 - w Pelplinie ponownie otwarto Seminarium Duchowne zamknięte w 1876 w wyniku polityki władz pruskich. 14x1257 - urodził się Przemysł II, książę wielkopolski, krakowski, pomorski, król Polski. Dzięki zawarciu układu w Kępnie (1282) z gdańskim księciem Mściwojem II Pomorze Gdańskie weszło w skład polskiego państwa (1294), co umożliwiło Przemysłowi koronowanie się na króla Polski. 15 x1957 - ukazał się pierwszy regularny numer czasopisma „Kaszëbë" (datowany 15-30.10.1957). Redaktorem naczelnym przez cały czas istnienia gazety (do 16.12.1961) był wybitny działacz kaszubski Tadeusz Bolduan. 22x1907 - w Stryszej Budzie urodził się Jan Trep-czyk, nauczyciel, poeta, kompozytor, leksykograf, współzałożyciel Zrzeszenia Kaszubskiego, autor m.in. dwutomowego Słownika polsko-kaszubskiego. Zmarł 3 września 1989 w Wejherowie i pochowany został na Cmentarzu Śmiechowskim. 27x1957 - w Gdańsku-Oliwie erygowano Biskupie Seminarium Duchowne. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 44 POMERANIA / PAŹDZIERNIK2017 Pamiętne dni PRZYKRA NIESPODZIANKA W sierpniu 1939 roku pojechałem motocyklem z Dąbrówki do Bobowa, a stamtąd do Trzcińska, gdzie mieliśmy gospodarstwo rolne wydzierżawione sąsiadowi. Sytuacja polityczna była niepewna, nabrzmiała pogróżkami Hitlera, musiałem więc uregulować stosunki prawne. Motocykl Vickers angielski spisywał się dobrze, pogoda sprzyjała podróży i szybko pokonywałem odległości, ale gdy skorzystałem z rady dzierżawcy odnoszącej się do skrócenia drogi z Trzcińska do Skarszew i wjechałem na drogę polną, zaczął mi odmawiać posłuszeństwa. Piasek i zbyt wielkie wyniosłości oraz moje umiejętności zielonego kierowcy przyczyniły się do jego awarii. Musiałem zdać się na nogi, pchać pod górę. Słońce prażyło, a piasek usuwał się spod nóg. Męczyłem się coraz bardziej. Droga zaczęła utykać, jakby przedłużać się, kołować, jednak pchałem i pchałem ten teraz oporny wehikuł w stronę szosy, która szerokimi koronami drzew zdawała się mnie przywoływać do siebie, na utwardzoną nawierzchnię. Wreszcie do niej dostopkowałem. Byłem kiepskim kierowcą a jeszcze gorszym mechanikiem, nie próbowałem więc przy nim manipulować, tylko dalej go popychałem do miasta, wierząc, że tam znajdę bez ceregieli i kłopotów mistrza zdolnego go w paru minutach naprawić. Ale i tu droga utykała, szosa to podnosiła się, to opadała, by znowu wdzierać się wyżej. Zmęczenie moje stawało się nadmierne, musiałem odpoczywać, zacząłem się denerwować, wszak upływał czas, a ja sterczeć musiałem przed Skarszewami, odległymi o sto kilometrów od Połczyna, do którego chciałem w tym dniu dotrzeć. Nie mogłem więc długo odpoczywać, musiałem motocykl pchać dalej. Wreszcie dotarłem do skraju miasta. Zacząłem się dowiadywać o warsztaty ślusarskie. Przechodnie prawie wszyscy reagowali na moje pytania wzruszaniem ramion, niektórzy mruczeli: „Yerstehe nicht polnisch" (Nie rozu- miem po polsku). Doszedłem do okazalszego budynku. W jego bramie stał postawny mężczyzna w odświętnym ubraniu i modnym kapeluszu, podszedłem do niego, myśląc, że na pewno wie, gdzie jest potrzebny mi warsztat naprawczy, ale on na moją prośbę podobnie jak tamci wzruszył ramionami, a gdy pytanie powtórzyłem, mruknął od niechcenia: „Verstehe nicht polnisch". Wtedy mnie poniosły do ostateczności naprężone nerwy i krzyknąłem: „Dwadzieścia lat pan w Polsce, a po polsku pan nie rozumie?". Zbladł nieco, rzucił wokoło wzrokiem, obejrzał się, jakby kogoś szukał. W tej chwili zza rogu kamienicy wysunęli się dwaj schludnie ubrani robotnicy i szybkim krokiem zbliżyli się do mnie. „Co jest" - spytali się po niemiecku. „Nic, wracajcie" - rzekł tamten. A ja chwyciłem kierownicę motocykla, by dopchać go na rynek. Jeden z owych dryblasów szedł za mną. Na rynku wreszcie wskazano mi pożądany warsztat. Po zaprowadzeniu motocykla i upewnieniu się co do rychłej jego naprawy udałem się do restauracji. Ledwie usiadłem przy stole, wsunął się za mną ów śledzący mnie dryblas. W salce był policjant. Podsunąłem się do niego, by podzielić się z nim spostrzeżeniami. Powiedział: „Trafił pan na Modrowa, właściciela okolicznych włości, nacjonalistę i faszystę w jednej osobie. Ściąga tu swoich, ale wszyscy mają papiery w porządku. Nie możemy nic zrobić. Sytuacja polityczna pod psem. Jak długo to potrwa?" Motocykl mi naprawili i wnet opuszczałem to dziwne przygraniczne miasteczko, niegdyś sławny gród pomorski, który był siedzibą starostów polskich, gdzie sławny Józef Wybicki kruszył kopie w walce o sprawiedliwość społeczną. Z dziwnym uczuciem je opuszczałem. „Jak długo to potrwa" - mówił policjant, zakłopotany wzrostem zadziorności i buty okolicznych Niemców... Pędziłem teraz ku morzu, z góry w dół poprzez Egiertowo, Żukowo, Wielki Kack. Krajobrazy były cudowne - pagórki, lasy, jeziora skąpane w blaskach zachodzącego słońca, co gorejące ognie nieciło w oknach nowych kamienic gdyńskich. Gdynia tętniła życiem, dumę budziła narodową. W jej porcie okręty wojenne północnych granic strzegły. Zdawało się, że wszystko jest w należytym porządku, że można spokojnie odwiedzać najbliższych, ale gdy przybyłem do mego rodzinnego domu, to wnet spostrzegłem, że wszyscy są zakłopotani - przyszłość ich trwożyła. Przekazy uciekinierów z Gdańska i z Rzeszy mówiły o zdecydowanym ataku na Polskę. Pożegnałem więc moich najbliższych w nieszczególnym nastroju, jednak w nadziei, że ich wszystkich zobaczę w bardziej ustabilizowanych czasach. Wszyscy byli zdrowi, nie mogłem więc przypuszczać, że nawet po latach nie zobaczę ukochanych domowników - brata Franciszka, matki, ciotki, kuzyna Franciszka i wuja Józefa -tyle mi najbliższych osób wyrwała wojna i okupacja. W drodze powrotnej rwałem pod górę, w kierunku wysoczyzny ko-ścierskiej, motocykl posłusznie spełniał swoje obowiązki, a śpieszyłem się bardzo. Skarszewy ledwo wzrokiem musnąłem, zatrzymałem się tylko w Bobowie, by pożegnać się z rodziną Werki. I tu nie przypuszczałem, że już teścia i teściowej więcej nie zobaczę, przecież byli czerstwi i zdrowi. Tu nastrój nie był tak minorowy jak w Pucku, chociaż Oddziały Obrony Narodowej również formowano. Po przybyciu do Dąbrówki dowiedziałem się o początkach mobilizacji. Następnego dnia i ja musiałem się stawić w nowskiej Obronie Narodowej; wierny mi motocykl angielski i w tej drodze spełnił swoje zadanie. JÓZEF CEYNOWA Ta część wspomnień jest już ostatnią z otrzymanych przez nas do publikacji RUJAN 2017 / POMERANIA/45 W ROCZËZNA PÖSWlACENIÔ PÖMNIKA JAROSZA DERDOWSCZÉGÖ Dwasta lat temu w Sławöszënie kol Żarnowca, na Nordze, urodzył sa Florión Ceynowa (sóm sa pisôł: Cenôva). Gôdómë i piszemë ö nim, że to pierszi całą gabą budzycél kaszëbsczégö lëdu, öjc lëteraturë kaszëbsczi i najégö kaszëbskö-pömörsczégö regionalizmu. To budzenie za żëcô Ceynowë za baro sa nie udało. Równak jegö dokôzë, mëslë, a ösoblëwie dwie rozmöwë - Pôlôcha z Kaszëbą i Kaszëbë z Pölôcha - a i Skôrb kaszebskó-słowińsczi möwë („Skôrb Kaszébsko-słovjnskjë mové") sprawiłë, że ö Kaszëbach dowiedzôł sa całi słowiańsczi i germańsczi świat. Ju za żëcô Ceynowa nalôzł swój mól w niejedny encyklopedii. Z jegö mądroscë, z mądroscë najich Ojców wiedno aktualne są trzë porzekadła. To jego motto do „Skórbu": Dłëżi naji biédë jak jejich państwa!, Kapustę szlachectwo nie óbóni! i Nópewniészé na panów trëcëznë są pochlebstwo i próżniactwo. Ceynowa, chóc ostro kritikówół winowajców nôrodowi biédë nëch czasów, ósoblëwie ksażi i szlachta, co sa jim nie widzało, na niejedny plebanii nalôzł zrozmienié dlô swóji robótë. Sóm jegomość jego parafii w Przësersku kol Świeco nie rzekł o nim złego słowa. Czej Ceynowa umarł, urodzony tu we Wielu Herusz Derdowsczi, 35 lat ód Ceynowë młodszi, napisół o nim ku pamiacë bëlny wiersz „Wójkasyn ze Sławószëna"1. Do grobu Ceynowë pielgrzimujemë nié le w czas wiôldżi roczëznë. Dzeń w dzeń są z nama jegö mëslë. Do grobu Heronima Derdowsczégó pielgrzimka mdze daleko. Umarł i spoczął na wieczi w Hamerice. Równak zanim tam muszół szukać lepszego losu, óstawił nama tu na Pómórzim, w Polsce Czórlińs czégô, a w nym kaszëbsczim Panu Tadeuszu „Marsz kaszëbsczi", co je ód pokoleń, dzaka melodii Feliksa Nowöwiejsczégó (urodzonego na swiati Warmii" - „Hymna kaszëbsczim". Jarosz Derdowsczi, co to i u nas sa rodzył a do szkółë chódzył, óstawił téż nama dokôzë Wałek na jarmarku i Jasiek z Kniej i - stądka ód Wdzydzów i Wielo, a przede wszësczim te: Jak Czórlińsczi do Pucka pô sécë jachôł i Kaszëbë pod Widnem. To w tim óstatnym, napisó-nym na 200-latną roczëzna óswóbódzeniô Mniemców i chrzescejaństwa ód tërecczégô jarzma, je ta bëlnô inwokacjo: Piakny Kraju Kaszëbsczi, Zemnio Obiecano, Wszadze Twëch dzyrsczich sënów wiôlgô cnota znanô, Nigdzeju nie nalézesz dzys na świece kątka, Gdze bëpö nôs Kaszëbach nie bëła pamniątka. Nôwicy nëch kaszëbsczich pamiątków w świece je dzaka Ceynowie a ósoblëwie Derdowsczému. Jak béł tu na Kaszëbach a naju swiati zemi pómórsczi, wadro-wół ód gimnazji do gimnazji a szpósów nie żałowół. Późni szukół retënku dló papieża, zóróbku w Pariżu, mądroscë w Petersburgu, Warszawie a Lwowie. Nówicy miru nalózł w Toruniu, równak szczescó muszół szukać w Hameryce. Tam, w Winónie, założił familia, „Wiarusa" a „Katolika", óbjachôł wszësczé stanë, napisół dwa dokózë: Jasiek z Knieji i Szymek z Wiela w podróży do Ameryki, a jesz do tego Nórcyk Kaszubści abo koruszk i jedna maca jędrnyj prowde. Pierszó mądrość z negó korca i macë prôwdë brzëmi: „Kaszëbie gwësnie nôle-pi w öjczëznie". A tej jesz na pierszi karcę są i taczé: „Chto wierzi w gusła, temu rzëc uschła" (gusła są téż póliticzné) (...), „Prówdą wszëchno dobadzesz!", (...) „Le czëtac, a z rozëmem" (...). I tak chcą pódczorchnąc, że jesz dzys ód Derdowsczégó móżemë i muszimë sa wiele uczëc, jeżlë chcemë, żebë lëdze nie mëslelë, że „Kaszëbie w dëflach i w kóscele sprawi" - nié te czasë! Öd Ceynowë i Derdowsczégó, Herusza z Wielô, zaczi-nając, nauczëlë sa baro wiele młodokaszëbi - dr Aleksander Majköwsczi rodem z Kóscérznë, sadza Jón Karnow-sczi z najégó Czórnowa, ks. Léón Heyka spód Wejrowa, z Cesznie, i jinszi, m.jin. Franc Sadzëcczi z Rotembarku. Öni to stwórzëlë cządnik dlô sprôw kaszëbsczich „Gryf" i Towarzëstwó Młodokaszëbów we Gduńsku a Muzeum Kaszëbskó-Pömórsczé w Sopotach. Przed nima bëlë, nad Wdzydzama, ks. Jón Fethka a jego sosterka Tédora i jeji chłop, zwikłi bëlny szkolny, Izydor Gulgówsczi, dzaka chtërnym tu nad Wdzydzama stół sa cud - wzeszło zorzé wskrzeszenió Kaszëbiznë...! Jak pisze ó tim w wierszu „Kaszëbskô" ks. Léón Heyka: „Stół sa cud. Kaszëbskô wstała/1 zaczinó jic na nowo"2. 1 Öbczas uroczëstoscë we Wielim autor czëtôł ta wiérzta w całoscë - przëpisënk redakcje. 21 ten dokôz, z jaczégô dôwómë le wëjimk, ôstôł we Wielu w całoscë przez autora ôdczëtóny - przëp. red. 46 / POMERANIA / PAŹDZIERNIK2017 WËDARZENIA Westrzód młodokaszëbów béł ksądz Józef Wrëcza, syn piekôrza ze Zblewa na Köcewiu. Ön to pö latach, jak Pölskô wëbuchła (a m.jin. dzaka młodokaszëbóm Pömörzé i Kaszëbë wrócëłë do Pölsczi), w 1924 roku dostôł, jakö wöjôk, kapelan gen. Hallera a oficer Wojska Pölsczégö, bëlną (rządowego patronatu) parafia Wielé. Żebë wiedzec, co ón robił tu i tam, można wiele doczëtac, bö je nowô ksążka ö nim, Krësztofa Kördë z Tczewa. Ks. Wrëcza zastôł tu, we Wielu, bëlny brzôd robótë ks. Józefa Szydzëka a drëdżégô wielewsczégó stolema, piesniôrza Wicka Rogalë. Bëło tej we Wielu jak westrzód pólsczich póétów romantizmu - dwa słuńca -jak na dwóch krańcach dwa Bogi. Wiek spiéwôł słowa-ma Jana Karnowsczégö: „Płëną szeptë, płëną piesnie..." Ksądz i wöjôk, pułkownik Józef Wrëcza a wódz z obozu Wiôldżi Pólsczi na 10. roczëzna przëłączeniô Pómórzô z dzéla Bôłtu, dzaka Kaszëbóm, do Pölsczi postawił Jaroszowi z Wielô kol kóscoła pierszi pomnik. Na uroczë-stoscë póswiaceniô béł a przemôwiôł pöéta i redaktor z Wölnégó Miasta Gduńska, młodokaszëba Francëszk Sadzëcczi! Kąsk czasu pótemu zjachała tu, żebë óddac chwała Derdowsczému, wiôlgô trójca młodokaszëbów - Majkówsczi, Karnowsczi, Heyka. W nen czas bëła mësl, żebë szczątczi Pöétë z Wielô sprowadzëc do tatczëznë (tak, jak Słowacczégö), a na Nordze, nad Bôłta w Wiôldżi Wsë pöchöwac gö w Parku Nôrodowim w Hallerowie... Do tego nie doszło, a w 1939 roku przeszła wojna. Ksądz Wrëcza muszół sa skrëc przed Niemcama. Hitlerze, szukające Wrëczë, zamördowelë tej niejednego z wielewian i jinëch Kaszë-bów wiele. Zniszczëlë téż baro wiele krziżów a kaplëcz-ków, a i pomnik Derdowsczégó. Nôwôżniészi jego dzél - pöpiersé - uretôł i skrił Wiek Rogala, chtëren sóm trafił do Pötuliców, a jego jediny syn do KL Stutthof. Wiek szczestlëwie przeżił wöjna, ks. Wrëcza téż! (...). Wiek miół stara o odbudowanie Bóżich Maków a pomnika Herusza z Wielô, ó chtërnym z drëchem Jaszem Nowaczikem spiéwôł i grôł na cytrze dló nas jakbë rok całi, a ób lato ösoblëwie dlô turistów i jinëch göscy. 60 lat temu, dzaka powstałemu rok chutczi (we Gduńsku) Zrzeszeniô Kaszëbsczému, ósoblëwie partowi w Chónicach, a i wielewianóm z Wickem Rogalą w centrum, stół sa cud jesz jeden. Na uroczëstosc ód-słoniacô nowégö pomnika Heronima Derdowsczégö, przed chtërnym tu stojimë, zjachało sa do Wielô bez mała 20 tës. Kaszëbów a jinszich góscy. Taczi hurmë lëdzy dotądka nie bëło nigdze widzec, nawetka na kalwarijsczich górach w swiatim Wejrowie czë tu, we Wielu, na Wniebowstąpienie abó Póceszną, chtërny odpust przëpôdô na kuńc zélnika pó swiatim Augustinie. Westrzód pózeszłégó ze wszësczich strón lëdu nalózł sa dzél Wójnowi Marinarczi z Gdini, a nawetka marszółk sejmu z Warszawę, przed wojną szkolny na zesłaniu w głąb Pölsczi, Czesłôw Wëcech. Ö tim wszësczim, Tczëwôrtny Gósce i Lubótny Drëszë wespół z drëchem szkolnym Tadeuszem Lip-sczim z Wielô, jô téż jem szkolny, napisalësmë - nie łżąc - ksążeczka, chtërną bëm radzył przeczëtac z głową a rozëmem, a i sercem ódemkłim na los jinëch lëdzy! A na kuńc mój i mówë jesz dzél himnu ó naji mółi i wiôldżi Tatczëznie, napisónégó lata lateczné temu bez kąsk młodszego ód Derdowsczégö pöéta z blësczich dló Derdë Kujawo w - Jana Kasprowicza. Pora niedzel temu prześnił mie sa Herusz i rzekł, żebëm le nie za-bôcził Wama gó dzys przeczëtac, chócbë le jednégó dzélu z XL piesnie jegó dokôzu Księga ubogich. A jak wiémë, przed czasama Derdowsczégó i za jegó czasów, a jesz krótko temu ó nas Kaszëbach tak pisalë, a i sami Kaszëbi narzékalë, gôdalë: më biédny!... Móm nôdzeja, że z tim je abó badze kuńc, bo nigdë tak dobrze jak do wczora, a i dzys, u nas na Kaszëbach, w Polsce nie bëło. Hieronim DERDOWSKI 1852-1902 Prof. Józef Börzëszköwsczi (w westrzódku) öbczas wëpôwiôdaniô cytowó-ny tu môwë RUJAN 2017 / POMERANIA / 47 WËDARZENIA Ni möglë téż Ceynowa, Derdowsczi, ni möglë młodo-kaszëbi - naji ojcowie - nie smielë nawetka marzëc, że Kaszëba mdze Primasem Pölsczi w Gnieźnie, a drëdżi prezydentem Europë w Brukseli. Równak nic nie je dóné na wiedno! A „witrzészô pömöc za póznô na dzysészą biéda - nick nie dô", Tej pôsłëchôjta dzélu z ksadżi ubódżich Jana Kasprowicza: Rzadko na moich wargach -Niech dziś to warga ma wyzna -Jawi się krwią przepojony, Najdroższy wyraz: Ojczyzna. Widziałem, jak się na rynkach Gromadzą kupczykowie, Licytujący się wzajem, Kto Ją najgłośniej wypowie. Widziałem, jak między ludźmi Ten się urządza najtaniej, Jak poklask zdobywa i rentę, Kto krzyczy, że żyje dla Niej. Widziałem, jak do Jej kolan -Wstyd dotąd me serce czuje -Z pokłonem się cisną i radą Najpospolitsi szuje. Widziałem rozliczne tłumy Z pustą leniwą duszą, Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej Resztki sumienia głuszą. Sztandary i proporczyki Przemowy i procesy je, Oto jest treść Majestatu, Który w niewielu żyje. A potem, podniósłszy głowę, Do dalszej wstając podróży, Woła: „Miej radość w duszy, Bo tylko radość nie nuży. Podporą ci będzie i brzaskiem Ta ziemia, tak bujna, tak żyzna, Nią-ci ja jestem, na zawsze Twa ukochana Ojczyzna". (...) W mej pieśni, bogatej czy biednej -Przyzna mi ktoś lub nie przyzna -Żyje, tak rzadka na wargach Moja najdroższa Ojczyzna. Ta mała i wielka, Kaszuby i Pomorze, RP i Zjednoczona Europa, gdzie tylu ludzi oczekuje solidarności ze strony niby chrześcijańskich Polaków, Kaszubów. Powtórzmy za Derdowskim: „Nigdë do zgubë/ nie prziń-dą Kaszubë..."! I tak się stanie. Jeśli nie stracimy swoich rzeczywistych cnót, w tym solidarności, a i... poczucia humoru, Heruszowégô pödkôrbianiô, na które ktoś łatwo nabrać się może, także Kaszuba... Dziękuję Wam za uwagę, a Hieronimowi raz jeszcze za wspaniałe dziedzictwo, które przejęli młodokaszubi i ich następcy, dziś kontynuują tę robotę współdziałający ze sobą w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim Kaszubi, Kociewiacy, Krajniacy, Borowiacy i inni Pomorzanie. JÓZEF BÖRZËSZKÖWSCZI WIELE, 13.08.2017 Więc się nie dziwcie - ktoś może Choć milczkiem słuszność mi przyzna -Że na mych wargach tak rzadko Jawi się wyraz: Ojczyzna. Lecz brat mój najbliższy i siostra, W tak czarnych żałobach ninie, Ci wiedzą, że chowam tę świętość W najgłębszej serca głębinie. (...) Zboża się złocą dojrzałe, A tam już widzimy żniwiarzy, Ta [Nadzieja] dłoń swą na czoło mi kładzie I razem o sprzętach marzy. W kaszëbsczi ksążnicë na sz. Straganiarsczi we Gduń-sku i w ksążnicë internetowi (www.kaszubskaksiaz-ka.pl) może nabëc ksążeczka, ô jaczi gôdôł prof. Bórzëszköwsczi, wëdóną ösoblëwie na ta leżnosc przez Kaszëbsczi Institut, a udëtkówioną téż ze strzodków Gminë Kôrsëno. Napiselë ja Józef Bórzëszkôwsczi i Tadeusz Lipsczi, a tituł mô taczi: Hieronim Derdowski (1852-1902) -jego twórcze życie, czytelnicy i krzewiciele pamięci. W 60-lecie odsłonięcia pomnika Poety we Wielu (Gdańsk - Karsin 2017). Na publikacja, ökróm Wstapnégô słowa, Pösłowiô a krótczégö ópisënku lëdzy, jaczima Zôbórë sa busznią, skłódają sa 4 rozdzéle: Poetycka przędza Derdowskiego, Józef Wrycza (1884-1961) - ksiądz społecznik w barwionych epoletach, Wincenty Rogala (1871-1958) -pieśniarz z ziemi jezior, Stateczny pomnik i wielewskie biôtczi gadëszów. W ksążeczce je wiele ódjimków i ska-nów rozmajitëch dokumentów. 48 / POMERANIA / PAŹDZIERNIK 2017 Z KOCIEWIA 0 TOSKANII KOCIEWSKIEJ 1 BAŁABUNIE Na Kociewiu, w Bochlinie koło Nowego, powstało gospodarstwo agroturystyczne o wdzięcznej i zarazem zagadkowej nazwie - Toskania Kociewska... Zagadkowej dla „nowych w temacie". Regionaliści wiedzą, że ks. Janusz St. Pasierb w swojej świetnej książce Gałęzie i liście napisał: „Galilejska uroda Kociewia i Kaszub (...). Tylko Toskania może stanąć obok tej uśmiechniętej ziemi...". Cytujący te słowa opuszczają niekiedy nazwę jednego z pomorskich regionów, ale to ich strata, bo widocznie nie znają uroków Pomorza. Do wspomnianej książki bardzo zachęcam tych, którzy jej nie zauważyli. Tyle w niej duchowych przystanków na naszej oswojonej polskiej ziemi, ale też i świata tak otwartego dla wybitnego kapłana. Właściciele gospodarstwa pewnie nie sugerowali się Pasierbem, choć skojarzeniom dodają wiarygodności. W lokalnej prasie właściciel siedliska, właśnie o włoskich korzeniach, uzasadnił niecodzienną nazwę ukształtowaniem terenu - „jest ono podobne do Toskanii we Włoszech". I tak mamy na Kociewiu Toskanię. Osobiście cieszy mnie przymiotnik. Waga słowa. Etnonimów, choronimów i całej rodziny wyrazów. Dobrze, że zbiór wyrazów posiadających podobny morfem i jeszcze wspólny wykładnik znaczenia nazwano rodziną. Po niedawnym naszym zjeździe rodzinnym (wokół Sulnówka, Gruczna) jeszcze bardziej umocniła się we mnie pozytywna barwa słowa - rodzina. Muszą być kolejne fotografie i przekonanie, że nie tylko na nich wypadamy dobrze... Stopniowo cała nasza rodzina (spotykają się cztery pokolenia) właściwie reaguje na słowa: Kociewie, kociewski... To, że ja od razu nadstawiam ucha, wiadomo - to mój świat. Rodzina wie też, że tak wiele moich życiowych wątków zaczęło się od Kaszub. Od wielu lat animatorzy kultury w Świeciu nad Wisłą organizują przy zamku pokrzyżackim na pro- gu jesieni Dzień Bałabuna. Nazwę bofobun - ziemniak wzięto od Bernarda Sychty. Archaizm, więc brzmi ciekawie. Później dodano Święto Kociewskie-go Ziemniaka. W wyborze nazwy nie było mojej inspiracji, choć później poproszono o językową wykładnię. Sam wybór świadczy o tym, że na południu regionu - gdzie tożsamość regionalna była ogólna - pomorska, a nie dokładniej - kociewska, właśnie kociewskość umocniła się i staje się nie tylko ozdobnikiem, ale i wartością kulturową. Przy okazji promuje się swojskie jeście. Z tematem wiąże się tu: Szondar- babka ziemniaczana, plyndze - placki ziemniaczane i zogroj, czyli okraszona szpyrkami zupa kartoflana. Stylizowane stroje kociewskie pięknie wyglądają na gzubach. Mamy w Świeciu zespół szkolny Świeckie Gzuby. Tenże zespół okraszał m.in. niedawne Waga słowa. Etnonimów, choronimów i całej rodziny wyrazów Dobrze, że zbiór wyrazów posiadających podobny morfem i jeszcze wspólny wykładnik znaczenia nazwano rodziną. wojewódzkie dożynki. W tym roku świętowane w naszym mieście. I radowało się moje serce na widok strojów kujawskich (delegacje), borowiac-kich, ale i kociewskich, bo takie mamy województwo. Zdążyła się już utrwalić mapa przedstawiająca wokół Bydgoszczy wianuszek regionów: Ziemia Chełmińska, Pałuki, Kujawy, Krajna, Bory Tucholskie, Kociewie. Taka mozaika. Nie mamy tak prosto jak Kaszubi, ale też ciekawie, inaczej. Kończy się powoli Rok Wisły. Kociewie - kraina nad Wisłą. Jeszcze w tym roku ukaże się książka pod takim tytułem. Póki co m.in. w Grucznie smażą powidła w kopro-wych (miedzianych) kotłach. W historycznych zapiskach wspomina się, że niegdyś Wisłą docierały do Gdańska. Wracają wspomnienia i znowu jesień. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK RUJAN2017/POMERANIA/49 W krajobrazie religijnym Prus Wschodnich przed 1945 r. dominowali protestanci. Aż 83% mieszkańców prowincji było wiernymi Kościoła Ewangelicko-Unijnego. Powstał on w 1817 r. w wyniku połączenia Kościołów Luterańskiego i Ewangelicko --Reformowanego. Przed końcem II wojny światowej Kościół Unijny prowadził we wschodniopruskiej krainie działalność w 40 okręgach (diecezjach) i 440 parafiach, korzystających z 540 kościołów i kaplic. Warto zauważyć, że na obszarze swego zamieszkania ludność mazurska niemal nie spotykała się z katolikami. Dziś niełatwo jest natknąć się tu na ewangelika. Rok 1945 przyniósł zasadnicze zmiany w życiu Mazurów. Jak zauważył prof. Andrzej Sakson, zagładzie uległ nie tylko ich dotychczasowy świat wartości, ale także „przynależności państwowej, pozycji społecznej, gospodarczej i wyznaniowej". Faktem stał się rozpad Kościoła Unijnego, życie ewangelickie zamarło, jedynie w kilku miastach odprawiano nabożeństwa. W Olsztynie prowadził je ks. Fryderyk Rzadki, w Nidzicy ks. Kurt Stern, w Mrągowie ks. Ernst Matern, w Mikołajkach ks. Paul Czekay. Wkrótce i oni opuścili jednak swoje parafie. Superin-tendent ks. Rzadki, za zgodą komendantury sowieckiej, odprawił w języku niemieckim ostatnie swoje nabożeństwo w Olsztynie w Niedzielę Wielkanocną 1945 r. Ten, władający także polskim, ksiądz otrzymał od władz propozycję, aby zostać i zaopiekować się Kościołem ewangelickim na Mazurach. Nie przyjął jej, w październiku wyjechał jednym z transportów mieszkańców dawnych Prus Wschodnich z Olsztyna do Niemiec. W tej instytucjonalnej próżni wyznaniowej, w różnym czasie i z różnym zaangażowaniem, podjęło działalność religijną dwanaście protestanckich kościołów i związków wyznaniowych. Na Mazurach największą liczbę wiernych Kościoła Unijnego przejął Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce. W dniu ostatniego nabożeństwa ks. Rzadkiego (1 kwietnia) Polacy przejęli od komendantury radzieckiej administrację w Okręgu Mazurskim, czyli tej części dawnych Prus Wschodnich, która po II wojnie przypadła w udziale Polsce. W ekipie Pełnomocnika Rządu na Okręg Mazurski znaleźli się mazurscy ewangelicy Jerzy Burski i Edward Małłek z Działdowszczyzny oraz ks. Jan Sczech, przedwojenny absolwent teologii Uniwersytetu Warszawskiego, rodem z powiatu ełckiego. W lipcu 1945 r. władze polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego podjęły uchwałę „o przejęciu całego mienia Kościoła Ewangelicko-Unijnego, staroluterskie-go oraz innych denominacji ewangelickich na obszarze Okręgu Mazurskiego". Już w połowie sierpnia 1945 r. powołano do życia w Olsztynie Radę Kościoła Ewangelickiego Okręgu Mazurskiego. W jej skład weszli: Jan Sczech (przewodniczący) oraz mazurscy działacze: Bogumił Labusz, Fryderyk Leyk, Gustaw Leyding, Edward Małłek, Hieronim Skurpski i Bogdan Wilanowski. We wrześniu Rada wystosowała do Konsystorza w Warszawie pismo z prośbą o skierowanie na Mazury du- chownych luterańskich, zauważając, że „z jednej strony brak jest pastorów i pracowników kościelnych, z drugiej strony nowe duchowieństwo katolickie przybywające z kraju nie stanęło na wysokości obywatelskiej. Świątynie ewangelickie są bezprawnie wydzierane, a co więcej rozpowszechniany jest pogląd, że wśród polskiego społeczeństwa na tej ziemi tylko zrekatolizowana ludność może otrzymać uznanie i prawa obywatelskie - reszta musi kraj opuścić. Toteż na skutek takiego położenia materialnego oraz duchowego ludność ta stale opuszcza kraj, widząc w tym jedyne wyjście przed klęską głodową, rabunkiem, oraz nietolerancją religijną". Prośbę o przysłanie duchownych wystosowano także do Zarządu Kościoła Metodystycznego w Warszawie, który już w czerwcu, zresztą na prośbę członków Rady, oddelegował na Mazury pięciu swoich duchownych. Obecność na tym terenie księży obu Kościołów przyniesie rywalizację o „dusze", której konsekwencją będą poważne napięcia i konflikty. Metodyści odniosą znaczące sukcesy w powiatach ostródz-kim i ełckim. Rada zakończyła działalność w czerwcu 1946 r., kiedy to nastąpiło formalne połączenie Kościoła w Okręgu Mazurskim z Kościołem krajowym. Wybrano wówczas władze senioralne diecezji mazurskiej, seniorem został ks. Edmund Friszke (1902-1958). Pół roku później senior Friszke i kurator Karol Małłek skierują do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie pismo z listą kilkudziesięciu kościołów i domów parafialnych, w tym wszystkich w powiatach nidzickim 50 POMERANIA PAŹDZIERNIK 2017 zrozumieć mazury i morąskim, zabranych „bez zgody i porozumienia przez Kościół Katolicki". W grudniu 1945 r. w Okręgu znajdowało się jeszcze ok. 80 tys. ewangelików. Duchową opiekę sprawowało nad nimi zaledwie ośmiu duchownych pracujących w 53 parafiach i 12 filia-łach, na każdego z nich przypadało średnio osiem parafii lub filii oraz dziesięć tysięcy wiernych. Ks. Sczech po wizycie w Łuczanach (Giżycku) w styczniu 1946 r. pisał: „z trzech, przed i podczas wojny czynnych, świątyń w Łuczanach, obecnie wszystkie trzy zajęte są przez wyznanie rzymsko--katolickie (...) katolicki kościół św. Brunona jest nieczynny - nabożeństwa w nim nie są odprawiane, mimo iż świątynia ta jest najokazalsza ze wszystkich i nieuszkodzona. (...) Jak się dowiedziałem, ludność opuszczająca teren faktycznie dobrowolnie go nie opuściła. Ludność ta w większości wypadków była bita i terroryzowana przez grupy osadników i innych, wypędzana z gospodarstw swoich. W innych wypadkach ograbiana i nie znajdująca spokoju ani żadnego oparcia, szukała wyjścia w podróży za Odrę". Na początku lat pięćdziesiątych w 89 parafiach i 14 filiałach obejmujących 68,5 tys. wiernych pracowało na Mazurach zaledwie dwunastu duchownych: dziewięciu księży i trzech diakonów. Latem 1952 r. pełnomocnik Kon-systorza ds. mazurskich ks. Robert Fiszkal i biskup Zygmunt Michelis odwiedzili wszystkie tutejsze parafie. W sprawozdaniu z objazdu zawarli uwagę, że „Mazurzy przekonali się, że w Kościele coś się dzieje, że władze kościelne interesują się nimi, że nie są opuszczeni. Głoszenie zaś Słowa Bożego w języku polskim, w polskiej szacie, chętnie słuchane przyczyniło się niewątpliwie do związania ewangelików mazurskich z polskim Kościołem ewangelickim". Jak słusznie skomentował to prof. Janusz Małłek, przyszłość pokazała, że przekonanie to było zbyt optymistyczne. Jeszcze na początku lat sześćdziesiątych, choć liczba ewangelików z powodu wyjazdów do Niemiec spadła znacznie poniżej 40 tys., dało się zauważyć ożywienie aktywności wiernych Kościoła, co było związane także ze wzrostem do 25 liczby duchownych. W 1961 r. udało się poświęcić odbudowywaną przez lata świątynię w Mrągowie. Najpoważniejszy kryzys dotknął środowisko w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Jego przyczyną była masowa emigracja autochtonów będąca następstwem porozumień między Polską a RFN. W zamian za „zgodę na wyjazd", celem zakończenia akcji „łączenia rodzin", Polska otrzymała m.in. niskooprocentowane kredyty. Skala wyjazdów była tak duża, że dezorganizowała życie parafii. Co ciekawe, początek lat osiemdziesiątych przyniósł pewien wzrost liczby członków Kościoła. Proces ten związany był z akcją pomocy charytatywnej w latach stanu wojennego, nowych wiernych zwano „paczkowymi ewangelikami". W czerwcu 1971 r. Kościół Ewange-licko-Augsburski otrzymał w woj. olsztyńskim na własność 46 kościołów i 11 kaplic. Już rok później biskup warmiński Józef Drzyzga rozpoczął rozmowy z biskupem Kościoła ewangelickiego, Andrzejem Wantułą, w sprawie przejęcia niektórych świątyń. Do pierwszych transakcji doszło w 1977 r. Kuria zakupiła wówczas kościoły w Kociołku Szlacheckim i Rozogach. Kolejnych osiem świątyń, m.in. w Baranowie, Gawrzyjałkach, Okartowie i Spychowie, Kościół katolicki zdecydował się nabyć w ramach tzw. wykupu globalnego. Rozmowy w tej sprawie utknęły w martwym punkcie po bezprawnym zajęciu przez katolików świątyń w Spychowie i Baranowie. Zajęcia te miały miejsce w czasie pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski w 1979 r. Ówczesny biskup warmiński Józef Glemp przeprosił stronę ewangelicką za działania swych wiernych. Do zawarcia umowy doszło ostatecznie w marcu 1981 r. Już kilkanaście dni później katolicy z Ukty przejęli siłą świątynię ewangelicką w tej miejscowości. Sprawa ta odbiła się głośnym echem także w Niemczech, jeszcze większy skandal wybuchł po zajęciu ewangelickiej świątyni w Szestnie w październiku tego samego roku. Topniejąca liczba wiernych oraz brak środków na konieczne remonty zmuszały Konsystorz do ustępstw wobec Kurii i zbywania na jej rzecz pusto- Piękny kościół w Wejsunach mimo wieloletnich starań Kościoła katolickiego pozostał własnością mazurskich ewangelików. Fot. Mieczysław Wieliczko szejących świątyń. Z 46 kościołów znajdujących się w jego posiadaniu 23 świątynie przeszły na własność Kościoła rzymskokatolickiego, dwie zaś nabyli grekokatolicy. Na spotkaniu społeczności ewangelickiej w 2015 r. w Sorkwitach ks. Rudolf Baranowski, biskup diecezji mazurskiej, powiedział: „Dziś jesteśmy Kościołem głębokiej diaspory - żyjemy w rozproszeniu, tak jak rozproszone są mazurskie jeziora. Chcemy jednak być ewangeliczną solą i światłością, do czego zresztą jesteśmy powołani. Żyjemy nie dla siebie i nie zamykamy się w getcie, ale chcemy być użyteczni dla otoczenia, w którym jesteśmy. Jesteśmy po prostu cząstką tej mazurskiej ziemi. Tu są nasze korzenie i tak też chcemy być postrzegani. I nie ukrywam, że to boli, gdy traktuje się nas jako obcych. Jako społeczność ewangelicko-augsburska jesteśmy kontynuatorami mazurskiej tradycji - jesteśmy mazurskim Kościołem". I pytał: „Czy wyobrażacie sobie państwo Mazury bez Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego? Czy nie byłoby wtedy tak, jak z zupą bez soli?". Trudno rzeczywiście wyobrazić sobie Mazury bez ewangelików. Trzeba jednak zauważyć, że diecezja mazurska, obejmująca obecnie także Suwal-szczyznę, Podlasie oraz północne Mazowsze, to dzisiaj 15 parafii, 31 filiałów, 17 duchownych i jedynie niespełna pięć tys. wiernych. Oby im Bóg sprzyjał. WALDEMAR MIERZWA {UJAN2017/POMERANIA/51 Z POŁUDNIA SIOSTRY OD ŚWIĘTEGO FRANCISZKA Nie wszyscy wiedzą, że w kaszubskim Orliku koło Brus znajduje się stolica polskiej prowincji sióstr franciszkanek. Są w Polsce od 150 lat i uczyniły w tym czasie wiele dobrego. Kiedy w podstawówce siostra Ignacja uczyła mnie religii, nie miałem pojęcia, z jakiego jest zakonu. Była chyba dobrym pedagogiem, bo mimo łagodnego usposobienia trzymała ład w czterdziestoosobowej (!) klasie. W szpitalnych oddziałach nad chorymi troskliwie pochylały się pielęgniarki w habitach. Ulicami spacerowały grupy przedszkolaków prowadzone przez siostrę Czesławę. Siostrę Joannę, która długie lata asystowała (m.in. dr. Łukowiczowi) w poradni chirurgicznej, a domy pacjentów odwiedzała w roli pielęgniarki środowiskowej, znało całe miasto. Siostry franciszkanki były wśród nas, były cząstką miejskiej społeczności. Nadeszły jednak stalinowskie represje i zakonnice były usuwane ze wszystkich obszarów życia publicznego. Za sprawą proboszcza ks. Augustyna Behrendta i ks. dr. Jana Hassego z Pelplina, którzy postanowili w Chojnicach, wówczas w przewadze protestanckich, założyć katolicką placówkę wychowawczą, 9 października 1867 przybyło do tego miasta osiem młodych zakonnic. Przyjechały ze swą matką przełożoną z Holandii, gdzie była główna siedziba kongregacji franciszkanek Od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej. Założenie placówki umożliwił dar rentiera Józefa Tuschika w postaci nierucho- - mości z domem dla celów fundacji. Siostry prowadziły szkołę elementarną, sierociniec, pielęgnowały chorych w domach. Zdobyły szacunek i wdzięczność, lecz w okresie Kulturkampfu doznawały szykan i zakazów, toteż w 1875 r. opuściły miasto. Opuszczoną siedzibę zakon objął na nowo po złagodzeniu kursu antykatolickiego. W 1884 r. ks. Antoni Wolszlegier, dyrektor zakładu księży emerytów w Za-martem (w późniejszym czasie wybitny polski działacz narodowy) powziął myśl założenia szpitala, pozyskał dla tej idei sojuszników, sam spłacił ciążący na posiadłości dług hipoteczny i zainicjował kwestę wśród konfratrów oraz powszechną na rozbudowę obiektu. Prowadzenie szpitala znów zaproponowano franciszkankom z holenderskiego Heythuysen; 10 listopada 1885 r. przyjechało sześć sióstr. Po roku, w listopadzie 1886 r. szpital przyjął pierwszych pacjentów. Fundacja prowadziła rozległą działalność, zwłaszcza opiekuńczo-wychowawczą: przedszkole, dom dziecka, szkołę powszechną, pensję dla dziewcząt, szkołę gospodarstwa domowego. Poprzez wykup sąsiednich kamienic oraz budowę nowych obiektów (Dom św. Józefa, Dom św. Franciszka, Zakład Mariański) powstał w centrum Chojnic kompleks gmachów, który malowniczo wpisał się w pejzaż miejski. Ale najważniejszym dziełem był szpital, którym od początku kierował dr Jan Karol Łukowicz, a po jego śmierci w 1918 r. syn Jan Paweł, znakomity chirurg, lecz także mecenas kultury i regionalista. Na początku lat 30. chojnicka wspólnota franciszkanek utworzyła kilka placówek w Lipnicy, Więcborku, Zamartem, Zamku Bierzgłowskim (k. Torunia). Aby kandydatki do zakonu nie musiały wyjeżdżać do Niemiec dla odbycia nowicjatu, w 1933 r. władze zakonu utworzyły nowicjat w Chojnicach. Użytkowane obiekty należały do kurii biskupiej, lecz w 1935 r. nadarzyła się okazja zakupu ok. 50-hektarowego gospodarstwa w Orliku, gdzie siostry zamierzały utworzyć własny dom formacyjny. Najpierw założyły wspólnotę św. Józefa w starym budynku, a w 1937 r. rozpoczęły budowę okazałego gmachu klasztornego wraz z kaplicą. Budowlę dokończono dopiero po wojnie; czerwona bryła na tle zieleni góruje nad okolicą (sierpniowa nawałnica zniszczyła park przyklasztorny). Do nowego klasztoru przeniesiono postulat i nowicjat, a w październiku 1948 r. władze generalne podniosły polski komisa-riat do godności prowincji. Siedzibą władz Prowincji Polskiej pw. Maryi Wspomożenia Wiernych stał się Orlik. Prowincja liczy obecnie kilkanaście wspólnot, m.in. w Warszawie (4), Niepokalanowie, Częstochowie, Poznaniu, Człuchowie. Przełożoną - prowincjalną jest od roku 2011 s. Mirona Turzyńska. W Chojnicach lata powojenne okazały się nader trudne. Stopniowo odbierano siostrom możliwość służenia społeczeństwu, rugowano z zajmowanych pomieszczeń. W 1949 r. został upaństwowiony szpital. Później państwo przejęło dom dziecka i przedszkole, franciszkanki traciły podstawy bytu. W 1961 r. pod presją zakończyła działalność szkoła gospodarcza. Odbierano na rzecz szpitala kolejne budynki. Wreszcie na podstawie porozumienia władz z kurią biskupią wybudowano dla sióstr dom zakonny na posesji będącej własnością kurii przy ul. Wysokiej 13. W grudniu 1981 r. wspólnota św. Franciszka, licząca 17 sióstr, przeprowadziła się do nowego domu. Po niedawnej rozbudowie klasztor zyskał harmonijną architekturę. Siostry franciszkanki nadal są obecne i w różny sposób uczestniczą w życiu miasta. Polskie dzieje Zgromadzenia opisała przed laty s. Fa-biola Irena Szreder w obszernej monografii (1998), a obecnie z okazji jubileuszu wydała nową publikację historyczną. Uroczystym obchodom 150-lecia w chojnickiej bazylice i w domu prowincjalnym w Orliku przewodniczył prymas Polski abp Wojciech Polak. KAZIMIERZ OSTROWSKI Nie wszyscy wiedzą, że w kaszubskim Orliku koło Brus znajduje się stolica polskiej prowincji sióstr franciszkanek. Są w Polsce od 150 lat i uczyniły w tym czasie wiele dobrego. 52 POMERANIA Z PÔŁNIÉGÖ Nié wszëtcë wiedzą, że w kaszëbsczim Orliku köle Brusów je stolëca pôlsczi prowincje sostrów fran-cyszkanków. Są w Polsce öd 150 lat i zrobiłë w tim czasu wiele dobrego. Czedë w spódleczny szkole sostra Ignacjô uczëła mie religie, ni miôłjem niżódnégö pöjacô, z jaczégô je zókó-nu. Bëła mést dobrim pedagoga, bö nimö łagödlëwégô zdaniô trzimała pörządk w sztërdzescëpersonowi (!) klasę. W bôlëcowëch ôddzélach nad chôrima starowno nachilałë sa sostrë w habitach. Pö ulëcach szłë szpacérą karna przedszkôlôków prowadzone przez sostra Czesława. Sostra Joana, jakô dludżé lata asystowa (m.jin. dr. Łukówiczowi) w chirurgiczny poradnie, a dodomë chôrëch odwiedzała jakno strzodowiskôwô sostra, znôł całi gard. Sostrë francyszkanczi bëłë westrzód naji, bëłë dzélëka gardowi spölëznë. Przëszłë równak stalinowsczé represje i zôkönnice bëłë usëwóné ze wszëtczich öbrëmiów publicznego żëcô. Za sprawą proboszcza ks. Augustina Behrendta i ks. dr. Jana Hasségö z Pelplëna, chtërny udbelë so w Chóni-cach, wnenczas w przewôdze protestancczich, założëc katolëcką placówka wëchöwawczą, 9 rujana 1867 r. przëbëło do tego miasta ósmë młodëch zôkónnëch sostrów. Przëjachałë ze swoją matką przełożoną z Hólandz-czi, dze mia môl przédnô sedzba kongregacje francysz-kanków Öd Pókutë i Chrzescejańsczi Miłotë. Założenie placówczi umóżebnił dôrënk rentiera Józefa Tuschika pod póstacëją nierëchómóscë z budinka dló célów fundacje. Sostrë prowadzëłë szkoła elementarną, serocyńc, dozérałë chórëch w dodomach. Zwëskałë uwôżanié i wdzacznota, leno w cządze Kulturkampfu doswiódczi-wałë ustëgów i zakózów, tej téż w 1875 r. öpuscëłë miasto. Opuszczoną sedzba zókón objął na nowo pó zletcze-nim kursu wrodżégó katolëcczi wierze. W 1884 r. ks. Antoni Wólszleger, direktor ustówu ksażi emeritów w Zamartém (w późniészim cządze bëlny pólsczi dzejôrz nôrodowi) udbół so założëc bólëca, zwëskôł dló ti deje zdrëszników, sóm spłacył cążący na pósadłowim hipoteczny dług i dół pödskôcënk do kwestë westrzód kónfratrów a téż powszechny na rozbudowa obiektu. Prowadzenie bólëcë znowa zabédowelë francyszkan-kóm z hólandzczégó Heythuysen; 10 smutana 1885 r. przëjachało szesc sostrów. Pó roku, w lëstopadniku 1886 r. bölëca przëjała pierszich chórëch. Fundacjo prowadza szeroczé dzejania, ösoblëwie ópiekuńczo-wechówawczć: przedszkole, dodóm dzec-ka, powszechną szkoła, pensja dló dzéwczat, szkoła domócégó góspódarzenió. Przez wëkupienié grańcz-nëch budinków i stôwianié nowëch obiektów (Dodóm sw. Józefa, Dodóm sw. Francëszka, Zakłód Mariańsczi) pówstół w centrum Chóniców kompleks budacjów, jaczi malowno wpisół się w miesczi krôjmalënk. Ale nôwôżniészim dokóza bëła bölëca, jaką ód zôczątku czerowół dr Jan Karól Łukówicz, a pó jego smiercë w 1918 r. syn Jan Paweł, bëlny chirurg, ale téż mecenas kulturę i regionalista. Na początku 30. lat chónickó wespölëzna francysz-kanków utworzą czile placówków w Lëpnicë, Wiacbór-ku, Zamartém, Zómku Bierzgłowsczim (k. Torunia). Żebë kandidatczi do zókónu ni muszałë wëjeżdżac do Niemców na nowicjat, w 1933 r. wëszëzna zókónu utworzą nowicjat w Chónicach. Użëtkówóné óbiektë nóleżałë do biskupi kurie, ale w 1935 r. zdarzëła sa leż-nosc kupienió kóle 50-hektarowi góspódarczi w Orliku, dze sostrë zamëszlałë utwörzëc swój dodóm formacyjny. Nóprzódka założëłë wespólëzna sw. Józefa w stórim bu-dinku, a w 1937 r. zaczałë budowa wiôldżégó klósztor-négó budinku raza z kaplëcą. Budacjó ósta dokuńczonó dopierze pó wojnie; czerwony blok na zelonym spódlim górëje nad ókólim (zélnikówô chaja znikwiła przë-klósztorny park). Do nowego klósztoru óstół przeniosłi postulat i nowicjat, a w rujanie 1948 r. generalnó wëszëzna podniosła pólsczi komisariat do pôczestnotë prowincji. Sedzbą przédnictwa Prowincji Pólsczi pw. Mariji Wspómóżeniô Wiérnëch stół sa Orlik. Prowincjo skłódó sa dzysdnia z czilenôsce wespólëznów, m.jin. w Warszawie (4), Niepokalanowie, Czastochówie, Poznaniu, Człëchôwie. Prowincjalną przełożoną je ód 2011 r. s. Mirona Turzińskó. W Chónicach pöwójnowé lata ókôzałë sa baro caż-czé. Dzélama bëła sostróm ódbiérónô móżnota służeniô spólëznie, bëłë iisëwóné z zajimónëch óbrëmieniów. W 1949 r. państwo przejało bólëca. Późni przeszedł na rząd dodóm dzecka i przedszkole, francyszkanczi tra-cyłë podstawę bëcégó. W 1961 r. pod cëska skuńcza dzejanié gospodarczo szkoła. Na rzecz bólëcë bëłë ód-biéróné póstapné budinczi. Kureszce na póspódlim do-gôdënku władzów z biskupią kurią póstawilë dló sostrów zókónny dodóm na pósadłowim przënôleżnym kurie przë ul. Wësoczi 13. W gódniku 1981 r. wespólëzna sw. Francëszka, rechującó 17 sostrów, przecygnała do nowégó dodomu. Pó niedówny rozbudowie klósztór zwëskół harmonijną architektura. Sostrë francyszkanczi dali są i na rozmajiti ôrt zaznóczają swoje bëcé w żëcym miasta. Pólsczé dzeje Zgromadzenió opisała przódë s. Fabio-la Iréna Szréder w óbjimny monografie (1998), a dzysdnia, z leżnotë jubileuszu, wëdała nową publikacja historiczną. Swiatnému óbchódaniu 150-lecégó w chó-nicczi bazylice i w prowincjalnym dodomie w Orliku przédnicził primas Pólsczi abp Woj cech Polok. KADZMIÉRZ ÖSTROWSCZI, TŁOMACZËŁA DANUTA PIOCH RUJAN2017/POMERANIA/53 BIAŁCZILEPSZÉ We Gduńsku jesmë pöznelë dobiwców latoségö Öglowöpölsczégö Lëteracczégö Konkursu m. Jana Drzéż-dżona. Nôlepszé bëłë: Kristina Léwna i Felicjo Baska-Börzëszköwskô. Ôdj. ze zbiérów Muzeum Kaszëbskö-Pômôrsczi Pismieniznë i Muzyczi Na latosy konkurs przeszło dzewiac dokazów. Piac usôdzków pöeticczich i sztërë prozatorsczé. Dwa z nich östałë ödrzëconé z pözdrzatku na formalne fele. Organizator, to je Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pis-mieniznë i Muzyczi we Wej rowie, w regulaminie zapisôł, że uczastnicë mają za zadanie przesłać dokôz science-fiction (proza) abo balada (poezjo). Jak czëtómë w protokóle z zeńdzenió öbsadzëcelów konkursu, rówizna bëło dosc dobrô, ale prawie te gatënköwé ograńczenia miałë zrobione wiele jiwrów piszącym, nawet-ka tim nôwëżi ötaksowónym. Jurorze rozsądzëlë tej, że nicht nie dobadze pierszégö môla. W öbëdwuch kategoriach nôwëż-szé place dostałë białczi (öglowö we-strzód piac nôdgrodzonëch béł leno jeden chłop). Jeżlë jidze ö proza, pöstapny rôz nôdgrodzonô ostała Kristina Léwna (godło: Pomorzan-ka). Ji dokôz Öchlëca je napisóny snô-żą, bôkadną kaszëbizną, wëzwëskiwô w dzélu kaszëbską mitologia, ale nôwôżniészą jegö znanką je - co stało sa ju „firmöwim merka" Léwnë -ôpisënk midzëlëdzczich ödnieseniów, zapëzglonëch relacjów midzë białka -ma a chłopama. W kategorie baladë nôlepszô bëła Felicjô Baska-Bôrzëszköwskô (gôdło: Prakseda). Tuwö téż öbsadzëcele bëlë ôczarzony kaszëbizną autorczi, öso-blëwie bogato reprezentowónyma frazeölogizmama. Balada tematiczno nawlékô do kamianëch kragów, a cało je przemikłô metaförama i nastraja krëjamnotë, jaczi zbudowóny ôstôł m.jin. dzaka wielnym pitanióm bez ödpöwiedzë. Hewô lësta wszëtczich nôdgro-dzonëch w XVIII Öglowöpölsczim Lëteracczim Konkursu m. Jana Drzéżdżona: Pöezjô: II môl - Felicjô Baska-Bôrzëszköwskô „W kragu" III môl - Mark Serköwsczi „Przeklati môl" Wëprzédnienié - Adela Kuik-Kali- nowskô „Spôlonô wies" Proza: II môl - Kristina Léwna „Öchlëca" III môl - Tatiana Slowi „Kôd Pawłowa". Nôdgrodzoné dokazë östóną wë-dóné przez Muzeum Kaszëbskô--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie w apartny publikacje, ale dlô szmaczi bédëjemë najim Czetińcóm ju tera dzéłëczi dwuch nôlepszich latosëch prozatorsczich usôdzków. RED. 54 POMERANIA PAŹDZIERNIK2017 WEDARZENIA ÔCHLËCA KRISTINALÉWNA - Më bë muszel ë jachac do naszich dodóm, bö Andrzéj mô kómónia, a sa żegnać ni móże - rzekła Marta do chłopa, a ten le sa na to przëslëchôl, bö nie wierzil, że dzecë sa żegnać nie potrafią. - JÔ móm wiele robôtë. Nie wiém, czë dóm rada. Kö të bë sama mógla sa tam wëprawic, a go tewö wszëtczéwô nauczëc! - Më le jedno dzeckó mómë, bö wicy, jak të sóm rzek, to je ölér. A sa tak richtich przëzdrzë, jesz to më nie jesmë w stanie dopilnować! - Bo to je twoja wina! Za czim të tak dlugö w robóce sedzysz? Lëdze sa terô ószcządzają, a nie jak të: wszëtczé nôdgödzënë (...). - Të nie jes sprawiedlëwi! - rzekła Marta a zamkla dwiérze do kuchnie. Beni dlugô mëszlôl nad tim a kalkulowól. Prawie miôl swój nowi wënalôzk Ruskom sprzedawać, chtërny pö dnie mörza mielë żôlniérzów puszczac, a czejbë doszło do jaczi kraksë, té ti sami wëższi na dwa dni sa w nëch ökraglëch maszinach schôwią. Ölér le blós bél z jednym, że tam bëlo baro mało lëftë i kôżdi twierdzól, że po dwuch dniach blós jich trupë stamtąd bdą wëcygóné. Beni dlugö mëszlôl nad Ruskamë a nad Martą. Czul, że w jich żëcu wszëtkö stëdnie, a moli Andrzéj... bél, bó bél. Kóżdé dzeckó gdzes tam rosce. A że ni mó czasu... Ko tero nicht ni mó, nawetka ten, co mó, gódó, że ni mó! - Té czedë më bë mielë tam jachac i na jak długo? - pitol sa Beni Martë. A ta udowa, że nie czëje. Moli Andrzej dërch gról na tablece, a żegnanie ani mu bëlo w głowie. - Të sa Andrzéj përzna ód tewó wirtualnéwó świata oderwij, bó cë tu żëcé midzë pólcamë mijô - rzek Beni, ale knóp nawet nie rozmiôl, ó co chódzëlo. Kó on doch ód wiedna miól tablet zamiast memë a tatka i jemu sa wëdówa, że tak muszi bëc, bó jewó koledze ze szkoli téż tak mielë, kó té to znaczi, że wszëtkö je normalnie. Dzćń, w chtërnym oni sa pakówalë, bél do Andrzeja përzna jiny, nawetka jinszi niż köżdé świata. Beni pchól na dwukólka różné sapétë; spawarka, klucze, blachę, a Marta nosëla zaszmagrowóne kôrtczi papioru, tak jakbë one ja mielë przed czims obronie. - Dobrze, że tu sa nalóz plac do mie - rzek Andrzej i sa zapiąn w pasë na slédnym zëslu auta. Wszëtkö bëlo wëfulo-wóné pó sóm dak; midzë mapamë, gazétamë a kóm-putramë przewólalë sa taczé rzeczé, jak fidżi i żoczi. Czej dojachalë na plac, stôrô Kracënó sa przeżegna. - Wa sa na wiedno chceta do nas wëcygnąc? - spita (...). Ale ani Beni, ani Marta nick nie ódrzeklë, bó kóżdi z nich ju trzimól w gróscy swoje papiora. - Niech mëma Andrzeja do kómónie rëchtëje - rzekła Marta i da ji hëft z religie. Stóró chcą wiele gadać, ale nicht nie pódejmówól gódczi, tak ta zwątpiła. Wza knapskó za raka i zacza z nim gadać. Andrzej sa óbchlastowól, bó nie wiedzól, że lëdze jesz ze sobą gódają, ale dzecë są le dze-camë i to jich plestanié jakós jima szlo. - Të mie, Marta, rzecze, czemu wa przëjacha - mączëla Kracënô - czë wa sa rozchódóta czë co? - Zaró muter ód nógórszi stronę! Rozchódóta? Chto mó czas na taczé rzeczë. Kó më doch mëmie rzeklë, że Andrzeja do kómónie nóleżi rëchtowac, a chto jak chto, kó mëma doch te wszëtczé pócerze znaje. Stóró sa uspokoiła. Nawetka czëla taką pochwala w tim, co Marta rzekła. Poprawiła so chusta na lepie i zacza czëtac, co Andrzej do kómónie muszi znac. - Kó to doch jo znaj a z glowë - ceszëla sa stóró, czej na prostą mödlëtwa natrafiła.- Dwie niedziele, a nasz An-drzejk je przërëchtowóny, jak nicht! (...) Na drëdżi dzćń Beni zajachól nad Dobré Jezoro auta, midzë Domótowa a Krokowa. Weladowól swój wënalózk, a gó próbuje. Góra, dól, czë to wszëtkô je zgróne, czë jak on nacësnie knąpa, té pódwódnó méstrëjó wëléze nazód? Wszëtkö nibë dobrze szlo, ale bez wëpróbówaniô z człowieka, jak ón to móg jinym wmanic? - Trzeba jesz përzna pôcwiczëc - mëslól i dwigól na maszina w ta i nazód. - Pój ju dodóm! - zwónila Marta, ale Beni nie ód-pówiódól. - Të, Marta, z nim miodu ni mósz! - rzekła stóró, a szla sa żegnać. - Taczi chłop, to nić chłop! - doda. A Marta nie wiedza, ó co chódzy abó nie chcą wiedzec, bo czim mni wiesz, tim lepi spisz. Beni sedzól nad jęzora i sedzól. Aż tak kol północe jak-bë mu sa cos nad jęzora zlocëlo. Przecar óczë a jesz róz wzćró. Ale wszëtkó na swoje narobienie zrzucól. Na drëdżi dzćń barżi ópasowól. Zós kol północe nibë cos mrëgna. Beni sa jaż zląk i nawetka mu sa jakbë przëpómnia żegnanie. Zrobił znakkrziża, ale zjawa nie odeszła. Kó tć Beni so naszczól w buksë. - Pój! - gódól glos, a Beni nie wiedzól, skądka richtich to léze. Midzë krzamë a szwierkótanim ptóchów nie bćl w stanie wëczëc ódlegloscë. Zós sa barżi bójól. Wlosë mu sa zjeżëlë, ale cekawósc wza móc nad stracha i pódniós lep; zjawiskowo jistota, chtërna gó óchla, bëla nibë përzna z tewó i nić z tewó świata. Cëdownô białka w cenëchny sëkni letkó wëmachiwa do niewó: - Pój! Beni zwątpiól i na drëdżi dzeń wząn Marta. - Të mie rzeczesz, co i jak, czë jô jem óglëpiali, czë to je naprówda! Marta chatno, bo ji sa wëdówa, że to móże jakbë odnowie jich slëbné przërzeczenia. - Jo, tam cos je! - rzekła Marta - jo to téż czëja. Wez a bij! Öbócz! Kó të jes chłop! Beni zaniemóg. Strach wząn nad nim taką móc, że on nick widzec nie chcól, leno spokój, a tu zdrzë: cos je, ale co! - To je Öchlëca - rzekła Kracënô, bó wiedza, że biesa sa wiedno kół swiatćwó Jana pókazëje. - Jak të chcesz bëc óglëpiali, tć za nią pudzesz, a jak nić, tć ni! - rzekła Kracënô, a zaró mii ó nym leśnym opowiedzą, co sa w Öchlëcë zakóchól a żëcć stracyl. - Bó nick niebórók ni móg robie, leno nad Dobrim leżól a zdrzól, jaż kół swiatćwó Jana Öchlëca sa ukóże. - A pój, pój ... - góda do niewó. A nen niebórók łóz i ju nie przëszed nazód. Tëli më naszéwô RUJAN 2017 / POMERANIA / 55 WËDARZENIA lesnéwö widzelë. Milota görszô öd sraczczi je! - gôdają lëdze, a to je prôwda. Të sa blós Beni zöchlëc nie dôj! -przestrzega stôrô. - Ale jak jô na ce wzéróm, té mie sa zdôwô, że ce nie je nick w stanie zóchlëc, bö të nibë taczi jes, a ce ni ma, jak na Öchlëca! - Co téż muter gôdô! - rzekła Marta a lazła do jizbë. - Waji synk sóm warna to rzecze, że wa jesta, leno waji ni ma - doda Kracënô. - Tewö je ju za wiele! - zawrzeszczôl Beni a sa wëbrôl nad jezoro. W jewó głowie bëla ju forsz białka, ful wdzaków, zjawiskowo, letkô... Czekôl nad wödą a nibë ju tęsknił, chóc le przez krótczi sztócëk zjawa widzôl. W jewó głowie roslô wëôbrażenié, że z taką białką mógbë bëc szczeslëwi. Ön, chtëren tëli sa pöswiacô do nôuczi, rodzëznë i wszëtczich, w kuncu miôl-bë cos do se; taczé môlé szczescé. Czë to sa mii nie nôleżi? Kö pewno! Nôleżi, bö i Marta sa w nim ju dôwno nie köchô, i nicht w niewó nie wierzi. Białka ön miôl östatno... Jo, dôwno, tak dôwno, że sóm nie pamiatô. Jakbë ön terô miôl taką fejn a letką białka... a nie doch Marta, chtërna wôżi kol sto kila, a té wszëtkö ji je cażkó. Co rzeczesz, a ona zarô z pëska. Kö dôjta doch lëdze żëc! KOD PAWŁOWA TATIANA SLOWI Izolowóné plemiona - spôlëznë lëdzy, jaczi nie utrzimiwają kontaktu z cywilizowónym świata. Donenczas na świece je baro malinko wielëna taczich karnów. Wiédzô ô nich nôczascy je ôd jinëch ludów, jaczé sa z nima pôtkałë, a téż zfligrowëch ödjimków. Zdrzódło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Plemiona_izolowane, przestąp 31 zélnika 2017 roku. Slédné izolowónéplemia - Sentinelczicë - wedżinało w wë-niku tsunami, jaczé w 2080 roku zniszczało Bengalską Hôwinga. Zdrzódło: T. Dlacczi, Pierwotne plemiona - historio, znikanie, Wëd. Uniwersytet Trzëgardu, 2110 r. Buchta, 1 séwnika4231 roku Szalwija, mrużąc öczë, zdrza nad strzechë wiesczich chë-czów - słuńce wisało nisko na widniku. Babie lato szło ju ku kuńcowi. Öd dwuch niedzel wszëtkö mielë ju zeżni-wioné i zwiozłé w stodołë. Zaczalë téż ju kópac bulwë. Białka bëła z tego wszëtczégö baro ród. Nimó delikatnego, a nawetka - jak czasa góda ji Dzëwô - cherlawégö wëz-drzatku, białka chwatkó chwëca dwa wëfulowóné cepłim jesz mléka wabórczi. Kurë mia ju zamkłé w kurniku, a konie nafutrowóné stojałë w kóńsczim chléwie. Terózku nót bëło ödcedzëc mlékó. To Szalwija östôwia do zrobieniô Karólkówi - sënowi nót bëło pokazywać pôlca, co i jak mô robie, bó ko doch ona i jeji chłop bëlë ju corózku starszi i nót bëło nauczëc jej ich jedurné dzeckó całowny robötë na gospodarce. Wiele bëło znaków tego, że Karólk w chëczë óstónie sóm, bó chôcô béł dobri i robócy i póstawë béł Marta wëleca za nim, jak czëla, że trzaslë dwiérze. - Gdze të, Beni? - spita. - Kó z wama sa nie dô żëc! - rzek ji a zamk dwiérze ód auta. - Z wama! - pömëszla Marta, a zakrëla remiona racz-nika. - Kó z tobą sa nie dó żëc! Dërch chcesz spokój, a „Biéjta! - gôdôsz - jô zarô przinda". A to zaró, to są gó-dzënë, dnie, tidzénie..., më ju z Andrzeja nie żdżemë, bó i ni ma na kógó. Të nigdë nie przëchôdôsz! Jó móm swoje jedzenie, a dzeckó - gra, i tak to jidze. Ale żebë to jesz tak nie böla, té bë sa człowiek przënacyl, a tak... Wszëtkó jak-bë umiéró za żëcó; jô umiéróm, i dzeckó, bó tim czekanim më sa stówómë nieżëwi. Marta krzëcza, a stôrô Kracënô kiwa głową, bó téż ji sa żól zrobiło córczi. Ta powinna rodzëc a wëchówiwac dzecë, a nie sa jiscëc, co chłop ji rzecze: czë grëbô, pómalëcznô, ótapialó... Wszëtkö to stóri sa w lepie nie miesca; nóukówi świat bél lëchszi niżlë ten ji - śmierdzący gnoja a bulwamë. Öna przënômni wiedza, co to znaczi z chłopa sa pósztri-dowac, a té gódzëc. (...) richtich stolemówi, równak w głowie béł jak 10-latny knóp i Szalwija nie dówa wiarë w to, cobë jakó brutka chcą za niego jic... Białka wlazła do chëczi, przeszła bez kuchnia i postawia wabórczi z mléka w komorze. Nalała do misczi wôdë i umëła sobie race i twórz. Poszła dali do jizbë i stanała przed zdrzadła, scygając chusta, pógładza kąsk ju zsëwiałé włosë. Przëzdrza sa swójému ódbicu - ze szpégla zdrzałë na nią dwufarwné óczë, jedno bëło módro-strzébrzné, czej-bë wóda jęzora w dzeń ful słuńca. Drëdżé ókö bëło brëd-nobruné - nie bëła to farwa ani miodu, ani jantara, leno błota abó gnijącego drzéwiaca... Öd ji lëpów szłë ju w dół jesz nić tak głabóczé zmórzczczi. Jeji Jingber gódół, że mó je ód śmiechu tak samo zresztą, jak cenczé i krótëchné giibë w kątkach óczów. Szalwija usmiéchnała sa na wspómink słowów chłopa. Dërcha tak w usmiéwku przed szpégla, aż dorazu w ódbicym uzdrza za swój ima plecama póstacëja, a tej usmiéchnała sa jesz szerzi. Përzna leno zdzëwöwa sa, czej dozna sa, że towarzącó ji w jizbie persona unosziwó w race dzëwną rzecz - strzébrzną rëra z łiskającą sa mółą... blóną? Rzecz wëzdrza, jakbë na ji kuńcu ukrił sa sztëk splą-tóny łiskawicë wiólgóscë sliwczi. Szalwija cekawô bëła, czë ta malinko burzô téż dô grzëmôt, ale miast tego, czegó sa spódzéwa, w lëfce dało sa czëc zwak, czejbë gdzes w jizbie zalagłë sa łasëcë... splątónó donenczas łiskawica rozpëzgla sa i wëcygnała w strona Szalwiji cenczé jak pajiczënë witezi. Dwufarwisté martwé óczë białczi nie widzałë ju, jak z ji nosa a ucha wąską rzmą lecy krew. Cało Szalwiji padło przed zdrzadła na kolana, a pótemu jesz niżi na wëdélo-wóną podłoga. Jedurné ôczë, jaczé wzérałë terô w szpédżel bëłë letëchno wëstraszoné, ale téż ful cekawöscë. Raka trzi-mającô dzëwną strzébrzną rzecz pómalinku ópuszcziwa sa. Na szpéglu czej rubinë óstałë dwie krople krwi... (...) 56 POMERANIA PAŹDZIERNIK 2017 LEKTURY Z tylnego siedzenia Niektórzy z dzisiejszych czytelników „Pomeranii" specyficznie traktują egzemplarze tego czasopisma. Zamiast czytać od pierwszej do ostatniej strony, najpierw odnajdują ostatnią kartę tekstową, a po jej przeczytaniu poszukują kolejnej ze stron końcowych, aby poznać jej zawartość. Dzieje się tak już od dłuższego czasu za sprawą dwóch autorów: Romana Drzeżdżona i Tomasza Fopkego. Oni to, konsekwentnie i co miesiąc, przedstawiają swoje spojrzenie na aktualną rzeczywistość w swoisty sposób, który jest żartobliwy i prześmiewczy, ale nie agresywny, pobrzmiewa oceną kaszubskiego życia publicznego, ale nie stanowi deklaracji politycznej, wreszcie przekazuje tożsamościową samoocenę, ale bez tendencyjnych czy pouczających tyrad. Drzeżdżon i Fopke publikują większą dawkę swoich felietonów nie pierwszy raz. Wszak w 2010 roku wyszedł drukiem zbiorek Rómka & Tómka kôrbiónka. Z felietonowi pôlëcë. Teraz, także za sprawą Wydawnictwa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, wyszedł drukiem kolejny wybór ich felietonów, pt. Rómka & Tómka prze-cywiónka. Sytuacja komunikacyjna jest podobna jak w pierwszym tomiku, można jednak zaryzykować tezę, że obecnie felietoniści są dużo bardziej doświadczeni i nie tyle szukają nowych form wyrazu, co ugruntowują wypracowane przez siebie dwa różne sposoby budowania felietonu. Zacznijmy od Romana Drzeżdżona, którego 29 przykładów felietonów zostało zgromadzonych w jednym miejscu, tworząc tym samym bardzo wyrazisty, literacki świat Kaszub. Oto widzimy w nim Pëlckówo, kaszubską wieś wyobrażającą wszystkie cechy kaszubskości zgromadzone w jednym miejscu. Mieszka w tej wiosce narrator-opowia-dacz felietonów, jego przyjaciel brifka oraz rzadziej występujący w opowiastkach leśny. Najczęściej w felietonach Drzeżdżona napotkamy sytuację, w której do głównego opowiadacza, osadzonego w swojej checze niczym w centrum wszechświata, przybywa z jakimś problemem wyraziciel zewnętrzności brifka - listonosz. To modelowy wręcz układ przestrzenny niemal wszystkich opowiastek. Z jednej strony mamy więc - ze strony narratora - stałość mentalną Pëlckówa, niezmienność tradycji i stosunków społecznych, wreszcie punkt odniesienia dla każdego nowego problemu egzystencjalnego. Z drugiej zaś - za sprawą listonosza - ciągle kołacze natrętnie do drzwi kaszubskiego domu nowe zdarzenie kulturowe, społecz-no-obyczajowe lub polityczne, zmuszając narratora do przyjęcia jakiejś postawy czy podjęcia decyzji. Ponieważ wszystko odbywa się w poetyce żartobliwej opowiastki, zarówno neurasteniczny nieco listonosz jak i flegmatyczny narrator nie są alegoriami postę- pu i konserwatyzmu, a raczej po-staciami-metaforami, które oznaczają dwa różne sposoby odbioru świata zewnętrznego: brifka stale próbuje coś dogonić, chce kogoś zwyciężyć i zostać liderem wśród innych, natomiast wiejski mędrzec z dystansem patrzy na hałas sensacji, polityki czy kulturowej mody, zachowując pogodę ducha i będąc zadowolony ze swojego może i małego, ale przecież kompletnego świata Pëlckówa. Inaczej zbudowana została rzeczywistość w felietonach Tomasza Fopkego. Trzydzieści form tego typu zgromadzonych w zbiorku ukazuje reakcje narratora na ludzi, przestrzeń i sprawy codziennego życia w dynamicznych zmianach, pośpiechu, nagłych decyzjach, w ciągłej konieczności budowania tożsamości, tworzenia swojego „ja". Opowiadacz w felietonach Fopkego to najczęściej swoisty nadwrażliwiec, rozpatrujący napotkane problemy we własnym umyśle, bez towarzystwa przyjaciół i bliskich znajomych. Wiadomo, co prawda, że ma żonę i dzieci, ale sytuacja rodzinna czy towarzyska nie jest w felietonach najważniejsza. Zdecydowanie istotniejszą kwestią wydaje się świadomość narratora. To jego nad-słuch powoduje, że nie może spać z powodu porannego świergotu ptaków, jego nad-higiena nie pozwala mu spokojnie patrzeć na męską niezaradność w chorobie, jego nad-zaradność skłania go do ułożenia instrukcji obsługi chruścianej miotły. To również ktoś bardzo czuły na informacje zawarte w życiu publicznym, kto RUJAN2017 /POMERANIA/57 lektury _/l'i'liViai«ifJ lektury ^ 0 www.kaszubskaKSiazka.pl momentami żachnie się na usłyszane w telewizji komunikaty 0 stanie gospodarki albo kto wykpi zewnętrzną tylko religijność, mającą więcej wspólnego z konformizmem niż z duchowością. Nie jest jednak malkontentem czy zgryźliwym krytykiem-defetystą. To raczej nieco prymusowy po-prawiacz, cięty dowcipniś i społeczny maksymalista. Poza tym opowiadacz felietonów nie ukrywa faktu, że zna Tomasza Fopke-go, a może nawet nim jest. Nie ma się więc co dziwić, że wśród żartobliwych historyjek pojawia się cała seria form, w których dominuje temat muzyczny, literacki i... autotematyczny. Znajdą się tutaj zatem formy dźwiękonaśladow-cze, specjalistyczna terminologia, elementy fachowych dyskusji 1 autokrytyka... Wszystko oryginalne i formalnie świeże. Warto przystanąć na dłużej przy problematyce autokrytyki, autorefleksji i autokreacji. Są to ciekawe kwestie warte odrębnych rozważań, które można rozpocząć od figury opowiada-cza w dialogach literackich Floriana Ceynowy, przez analizę konstrukcji podmiotu w poematach humorystycznych Hieronima Derdowskiego, perspektywy oglądu świata Guczowégö Macka stworzonego przez Aleksandra Labudę, postaci gadaczy w dykteryjkach Jana Piepki czy Józefa Bruskiego, kończąc na dzisiejszych konstrukcjach stworzonych przez Drzeżdżona i Fopkego. Ci dwaj ostatni, pisząc o sobie i najbliższym kaszubskim otoczeniu, obrali sobie dwie odmienne ścieżki wyrazu. Bardzo dobrze wybrzmiewa wówczas słowo użyte w tytule zbioru felietonów: przecywiónka (jest w tym słowie i przecywianié sa - droczenie się, przekomarzanie, i przecywień-stwó - przeciwieństwo, a nawet sprzeczność czy niezgoda...). Oto 58 / POMERANIA/PAŹDZIERNIK2017 pierwszy z autorów generalnie jest zrośnięty z narratorem-postacią. Radość, troska, żal czy przestrach mieszkańca Pëlcköwa wydają się szczere, tzn. nie zawsze ujawnia on swoje myśli przed brifką, ale z komentarzy czytelnik potrafi sobie wywnioskować, co w istocie myśli o sprawie. Natomiast narrator drugiego z autorów niemal zawsze skrywa się za coraz to nowymi problemami, ludźmi czy tekstami kultury, sugerując swój punkt widzenia w jednej chwili, by za jakiś moment zmienić osąd. Nie wiadomo również, kiedy prezentuje swoje pełne „ja", ponieważ wydaje się ono bardzo niestabilne i przyjmuje, niczym Proteusz, coraz to nową postać. Jeśli popatrzeć na kwestię ka-szubskości zawartą w felietonach Drzeżdżona i Fopkego, to widać, że zajęli się nią całkiem serio, choć językiem lub środkami stylistycznymi, które wiążą się z poetyką humoru i satyry. A zatem mimo że żartują sobie z członków Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego czy stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota, to jednak nie negują chęci budowania przez Kaszubów wspólnoty kulturowo--mentalnej, i chociaż krytykują ich zachowawczość i materializm, nie zniechęcają do pracowitości i pomysłowości. Felietoniści dystansują się więc wobec cech charakterologicznych Kaszubów, jednakże nie znaczy to, aby mieli za wszelką cenę poszukiwać jakiegoś nowoczesnego modelu człowieka Pomorza. Nowoczesność wcale bowiem nie musi przynosić ze sobą samych pozytywnych zjawisk: przecież w ślad za technologią nie zawsze podąża humanizm, a umysłowemu wykształceniu nie zawsze towarzyszy głęboka duchowość. U Drzeżdżona bohaterowie reagują na nowoczesność nieufnie, dwa - trzy razy się nad nią zastanowią, zanim zdecydują się na jakieś rozwiązanie. U Fopkego jest nieco inaczej, choć narrator od razu na nią zareaguje, to jednak w taki sposób, który pozwoli mu ją obezwładnić i opanować zdrowym rozsądkiem czy ironią. Tytuł zbioru felietonów Rómka & Tómka przecywiónka pokazuje zatem, jak sądzę, chęć zaprezentowania kontrastowo odmiennych sposobów opowiadania o rzeczywistości. Warto jednak dostrzec w utworach również to, że autorzy sprzeciwiają się pędowi świata, pogmatwanym sytuacjom, niejasnym postawom, byłejakości i tymczasowości. Mimo krytyki felietony zawierają w sobie także pozytywny program: potrzebę spokojnego reagowania na życie społeczno-polityczne, optymistycznego przymrużenie oka na wady własne i całego świata, traktowania swojego dziedzictwa jako ostoi w kulturowo-cywilizacyjnym pomieszaniu głosów i wartości. To bardzo poważne podejście wśród form, które tylko pozornie wydają się krótkimi, lekkimi oraz zabawnymi historyjkami. DANIEL KALINOWSKI Roman Drzeżdżon, Tomasz Fopke, Rómka <£ Tómka przecywiónka. Felietónë pôzebróné, Gdańsk -Wejherowo 2017. I EDUKACJO • • O NOWI STOJIZNIE UCZBE KASZËBSCZÉGÔ „Język kaszubski w reformowanej szkole - wdrożenia i innowacje" - taczi titel miała konferencjo dlô szkól-nëch kaszëbsczégö jazëka, jakô ödbëła sa we Gduńsku. Ta wôżnô dzysdnia téma przëchłoscëła nadzwëköwö wiele uczastników. 1 ^ séwnika na Filologöwim Wëdzélu Gduńsczegó Uni-X ^wersytetu pojawiło sa köl 250 lëdzy. Jesmë sa nie spô-dzéwelë jaż tak wësoczi frekwencji. Króm szkólnëch bëło téż wiele direktorów. To wiera skutk wëbróny latos tematiczi - reforma edukacji i jidącé za tim zmianë w nauczanim kaszëb-sczégô jazëka - pödczorchiwô Lucyna Radzymińskó, chtërna zajimô sa edukacją w Biórze Öglowégö Zarządu Kaszëbskô--Pömôrsczégö Zrzeszeniô. W pierszim dzélu konferencje uczastnicë słëchelë referatów sparłaczonëch z öglową témą zeńdzenió. Prof. Cezari Óbracht-Prondzyńsczi gôdôł ö ösoblëwi ödpöwiedzalnoce szkólnëch w czasach niegwësnotë. Dr Justina Pômierskô przërównywała nôuka kaszëbsczégö jazëka i ji znaczënk do jinëch przedmiotów Baro wôżnym dzéla zeńdzenió bëła prezentacjo dzysdniowi prawny stojiznë iiczbë kaszëbsczégö w szkołach. Wiceprzédniczka KPZ Danuta Pioch i L. Radzymińskó dałë bôczënk na nowé rozporządzenie Minystra Nôrodny Edukacje z dnia 18 zélnika 2017 („w sprawie warunków i sposobu wykonywania przez przedszkola, szkoły i placówki publiczne zadań umożliwiających podtrzymywanie poczucia tożsamości narodowej, etnicznej i językowej uczniów należących do mniejszości narodowych i etnicznych oraz społeczności posługującej się językiem regionalnym"). Je tam gódka ó tim, jak miałobë wëzdrzec prowadzenie zajmów i organizowanie szköłowëch karnów, ó lëczbie gódzyn i óceniwaniu. Króm tegó - to nowizna - doczepnika-ma do tegó rozpórządzenió są módła wniosków ó zapisanie dzecka na uczba jazëka i rezygnacji z taczi nóiiczi. Uczastników interesowało téż nowé programowe spödlé (m.jin. dló kl. I, IV, VII spódleczny szkółë - to skutk jinégó latoségö rozpórządzenió MNE z 14 gromicznika). Pómócą dló nich bëłë bédënczi programów nauczanió Danutę Pioch (Gôdóm i pisza pô kaszëbsku dló kl. I—VIII) i Emilii Maszczi [pól. Maszke] (Na Kaszëbach dló kl. IV-VIII). Öbëdwa mdą do utwórczégó wëzwëskaniô na starnie www.skarbnicaka-szubska.pl. Felicjo Bôska-Bórzëszkówskô przedstawiła téż program nauczanió do wëżispódleczny szkółë. Je ón ópiarti na iicz-bównikii Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece. Na ti rówiznie szkôłów nowé programowe spódlé mó weńc w żëcé ód roku 2019/2020, ale wórt ju teró sa do zmianë przëszëkówac. Je ju tradicją, że drëdżim dzéla kónferencjów dló szkól-nëch kaszëbsczégó są warkównie. Latos przërëchtowałë je: dr Magdalena Wawrzëniôk-Slëwskô („eTwinning - innowacja technologiczna, informacyjna i komunikacyjna na lekcjach języka kaszubskiego"), F. Bôska-Bórzëszkówskô („Kreatywna praca z podręcznikiem - szlacha mótiwów w uczbównikii JÔ w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece"), Lucyna Sorn („Efektywne nauczanie leksyki kaszubskiej"), dr Éwa Andrzejew-skó („Inspiracje na nowy rok szkolny"), dr Mario Bóguckó, Elżbieta Prëczkówskô („Myślę, mówię i słucham..."). Konferencjo „Język kaszubski w reformowanej szkole -wdrożenia i innowacje" ostała zórganizowónó przez Kaszëb-skó-Pömörsczé Zrzeszenie i Centrum Kaszëbsczégó Jazëka i Kulturę (Institut Pólsczi Filologie). DM Projekt realizowóny dzaka dotacji Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji RUJAN 2017 / POMERANIA / 59 m kartuzë. kaszëbizna na dzysdniowö Latosô edicjô Kaszëbë Musie Festiwal ödbëła sa 26 zélnika. W kartësczim Parku Solidarnoscë bëła prezentowónô dzysdniowô kultura i terôczasné kaszëbsczé utwórstwö, ale téż uczastnicë möglë pötkac czekawëch Kaszëbów z nadzwëkôwima za-interesowaniama. Jednym z nich béł Rafôł Köhnke, przédnik jastarnicczégö partu Kaszëbskö-Pömör-sczégö Zrzeszeniô, chtëren brôł udzél w spłëniacym Wisłą „Kaszëbsczi Flis 2017", ö czim öpöwiedzôł bëtnikóm festiwalu. Dzejało téż festiwalowe kino, gdze dało öbez-drzec m.jin. Kaszëbsczé wieselé, ödbiwôł sa pökôzk kaszëbsczi módë przërëchtowóny przez warköw-nia Farwa, a na stojiszczach żdałë rozmajité zachë promujące naja kultura. Przędnym dzéla festiwalu bëłë köncertë. Wëstą-pilë Czarodzieje z Kaszub, Damroka i Fucus, a na zakuńczenie pôlsczé fôlkôwé karno Żywiołak, jaczé promowało płatka „Muzyka Psychoaktywnego Sto-lema". Kaszëbë Musie Festiwal östôł dofinancowóny przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje. RED. m słëpsk. w stôri-nowi salë Spödlecznô Szkoła nr 2 w Słëpsku mô öd latoségö szkôłowégô roku czësto zmienioną sala do uczbë kaszëbsczégö jazëka. Uczniowie badą möglë öd terô körzëstac z multimediowëch pômöców i rozmajitëch jinëch zachów, tôflów itd. brëkównëch do lepszégö pöznôwaniô kaszëbiznë, historie, kulturë i tradicje Kaszub. Uroczësté öddanié do użiwaniô nowi salë ostało przëszëköwóné na dzeń 8 séwnika. Tpzw. „para-petówka" przëcygnała wiele göscy. Pö tradicyjnym w taczich przëtrôfkach przecacym blewiązczi ödbëła sa m.jin. iiczba kaszëbsczégô na wiesoło (przërëchto-wała ja młodzëzna z klasë Va). Béł téż kulinarny konkurs (quiz) dlô uczastników uroczëznë, kaszëbskô muzyka i cos do jestku. Uczniom i szkolnym winszëjemë odnowiony salë i żëczimë brzadnégö pöznôwaniô rodny möwë i rodnego pisënku! RED. gdiniô. na wdôr jana drzéżdżona Ödj. ze zbiérów KFK W Kaszëbsczim Fôrum Kulturë ödbëła sa promocjo ksążczi Jan Drzeżdżon. Twórczość kaszubska. Ta wôrt-ną publikacja wëdôł Kaszëbsczi Institut we Gduńsku, a ôbrobilë ja prof. Mark Cybulsczi i prof. Daniel Kali-nowsczi. 6 séwnika w sedzbie KFK kol al. Marszôłka Piłsud-sczégö pojawił sa prof. Kalinowsczi i öpöwiôdôł ö żëcym Jana Drzéżdżona a téż ö jegö zasłëgach dlô kaszëbsczi lëteraturë i jazëka. Pôdczorchiwôł, że - wedle niegö -kaszëbsköjazëköwé dokazë pisarza i pöetë z Domôtowa mają wikszą wôrtnota jak te pölsczé. Dodôł téż, że jedną z wôżnëch znanków utwórstwa autora Twarzë Smatka je pokazywanie tëch, chtërny nie są wiôldżima böhatérama i „maczelnikama kaszëbsczi sprawë", ale zwëkłima, tej-sej nawetka ödrzëcónyma przez jinëch, apartnyma lëdzama. Dzaka temu letkô je w nich dozdrzec sebie i nauczëc sa z ksążków Drzéżdżona prôwdë ô sarnim sobie. Prof. Kalinowsczi kôrbił téż ö tim, jak bëłë - i są do dzysô - przëjimóné dokazë pisarza z Domôtowa w Polsce i na Kaszëbach. Jak sa doznelë uczastnicë zćńdzenió w Gdini, to prawie Kaszëbi nôczascy nie chcelë uznać wôrtnotë Drzéżdżonowëch usôdzków, a buten bëłë ône ödbiéroné jakô wôżné i bëlné ksążczi. Wôrt pôdczorchnąc, że jesz przed zôczacym promocje wszëtczé egzemplarë publikacje Jan Drzeżdżon. Twórczość kaszubska ôstałë kupione przez bëtników zéndze-niô. To dobré mödło i möże znak, że dzysdnia Kaszëbi barżi rozmieją achtnąc Drzéżdżonowé utwórstwö. Promocja ksążczi zörganizowałë: Kaszëbsczé Förum Kulturę i gdińsczi part Kaszëbskö-Pömôrsczégô Zrze-szeniô. RED. 60 POMERANIA KLËKA m sławôszëno. szkôła z patrona i stanicą Öbchödë 200. roczëznë budzëcela Kaszëbów Floriana Cenôwë warają na całim Pômörzim, ösoblëwie w môlach zrzeszonëch z żëcym i dzejanim tegö wiôldżégö kaszëbsczégö regionalistë i badérë najégó jazëka. Je wiedzec, że ö swöjim domôku pamiatają téż w Sławôszënie, gdze Cenôwa urodzył sa 4 maja 1817 roku. Öb całi rok ödbiwają sa tam könkur-së i potkania namienioné ti pöstacji, a 21 séwnika tuwötészô spödlecznô szkoła dostała miono utwórcë pier-szégö kaszëbsczégö pisënku i autora taczich dokazów, jak Rozmowa Kaszëbë z Pôlôcha abö pismiona „Skôrb kaszebskó-słowińsczi möwë". Uroczëzna daniô szkole miona Cenôwë zaczała sa öd mszë swia-ti z kaszëbską liturgią słowa. Późni m.jin. bëła ödkrëtô tôfla na wdôr tegô wëdarzeniô, a sławószińskó szkoła dostała stanica. Wôrt dodać, że Florión Cenowa je ju patrona czile jinëch szkôłów, m. jin. w Serakôjcach, Kartuzach i Swiecym. RED. m warszawa. pô kaszëbsku w „milionerach" Czile miesący temu wiele Kaszëbów zdrzało na Damroka Kwidzyńską, jakô brała udzél w telewizjowim programie „Ugotowani". Prezentowała naja kuchnia i - möże rzeknąc - bëła bëlną ambasadorką Kaszëb. W séwniku, w jinym show - w „Milionerach" - wëstąpił Pioter Szëca, znóny niejednym mieszkańcom najé-gö regionu chöcle z prowadzeniô au-dicji w Radio Kaszëbë. Udało mu sa dobëc dosc tëli dëtków, czegô winszë-jemë i përzna zazdroscymë... Nôwôżniészé równak, że öbczas programu czasto brzëmiała kaszëb-skô gôdka i - zdrzącë na tekstë w roz-majitëch internetowëch portalach, gdze béł öpisywóny ten dzélëk „Milionerów" - Pioter Szëca zrobił dobrą reklama Kaszëbóm. RED. m banino. kaszëbsczi festin 20 zélnika w Baninie wastowała kaszëbizna. Öbczas rozegracji zór-ganizowóny przez tameczny part Kaszëbskô-Pômôrsczégó Zrzesze-niô wëstapöwelë kaszëbsczi artiscë, jaczi prezentowelë tradicyjné i dzys-dniowé dokazë. Na binie pojawiłë sa m.jin. Spiéwné kwiôtczi, Wérónika Prëczköwskô (śpiewała w trzech jazëkach - pó kaszëbsku, pólsku i anielsku) i kapela Bufet z Kartuz. Króm muzyczi béł téż téater w wëkönanim grëpë Amatizernoga. Widzawiszcze przëszëkówelë Kata-rzëna Kanköwskô-Filëpiôk, Róbert Groth i Szëmón Jancen - przedstôw-cowie młodzëznowëch kaszëbsczich klubów „Cassubia" i „Öska". Gwiôz-dama festinu bëlë finaliscë łońsczi edicje Kaszëbsczégö Idola. Wôrt jesz wspömnąc ö bëlnym jestku i rozmajitëch rozegracjach Ödj. ze zbiérów EP dlô dzecy, jaczé na gwës miałë cësk na baro dobrą frekwencja. Króm tegö organizatorze przëszëkówelë stojiszcza z kaszëbsczima pamiątka-ma, a młodzëzna mogła wzyc udzél w turniéru grë w bala. Festin, jaczi ódbéł sa w Baninie ju 12. rôz, pomógł zorganizować Urząd Gminë w Żukowie i molowi dobrzińce. RED. Fot. TJ m sobieszewo. dyskusje 0 żuławach wiślanych „Żuławski Krajobraz - miejsca odzyskane" - tak została zatytułowana wystawa przygotowana przez „Wyspę Skarbów" Gdański Archipelag Kultury i Izbę Pamięci Wincentego Pola w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa, którą do końca roku można oglądać w sobieszewskiej „Wyspie Skarbów" (Gdańsk, ul. Turystyczna 3). Osoby uczestniczące w jej uroczystym otwarciu - 16 września - mogły wysłuchać opowieści Wiesława Zbroińskiego, sołtysa żuławskiej wsi Mokry Dwór, organizatora wielu przedsięwzięć i wydarzeń kulturalnych (np. Żuławski Tulipan, teatr na Żuławach czy Żuławski Skansen). Ostatnim pomysłem sołtysa jest przeniesienie do Mokrego Dworu wiatraka z 1903 roku. Właśnie o tym projekcie opowiadał podczas wernisażu. Przedstawił historię wiatraka oraz trudności techniczne i organizacyjne podczas jego odtwarzania. Zapewnił, że już wiosną 2018 roku skrzydła wiatraka będą pracowały i mieliły zboże na mąkę. Drugi z prelegentów - Maciej Marczewski - to współautor (z żoną Katarzyną) błoga podróżniczego ruszajwdroge.pl. Podczas spotkania zaprezentował pomysły na ciekawy weekend na Żuławach. Pokazał, jak zacząć przygodę z tą piękną krainą - gdzie warto pojechać i co warto zwiedzać. TOMASZ JAGIELSKI Żukowo źokowt POMERANIA 61 KLËKA ■igdiniô. diskusjô ô filmie „kamerdyner" 20 séwnika w sedzbie Kaszëbsczégô Förum Kulturë köl al. Marszôłka Piłsud-sczégö bëło potkanie z Mirosława Piep-ką, wespółautora scenarnika i wespół-producenta filmu „Kamerdyner". Gôsc pödczorchiwôł m.jin., że nen dokôz möże miec wiôldżi znaczënk w biôtce ze stereötipama tikającyma Kaszëbów, bö pökazywô prôwda ö nawzôjnëch ödnie-seniach midzë nima a Niemcama i Pölô-chama w pierszi połowie XX wieku. Zéhdzenié zaczało sa öd prezentacji filmu Bôżenë Olechnowicz, jakô pôkôzała, jak wëzdrzała robota nad dokaza „Kamerdyner" w piôsznic-czich lasach. Piepka pócwierdzył, że môrdarztwö w Piôsznicë badze jednym z nôwôżniészich wëdarzeniów w pöwstôwającym filmie, równak nie je to dokôz ô wojnie, a ô miłoce i ódnie-seniach midzë lëdzama. Autor scenarnika dodôł téż, że film je sczerowóny m kartuzy. pamiętają 0 kombatantach W Muzeum Kaszubskim w Kartuzach uczczono Kaszubów służących w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie w latach 1939-1947. Poświęcono im wystawę, którą obejrzało wielu kombatantów, ale też młodzież z kartuskich szkół. Podczas wernisażu obecni byli m.in.: mjr Edmund Popieliński -Prezes Zarządu Wojewódzkiego Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Kombatantów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, kpt. Wacław Butowslci - radiooperator w czołgu 24 Pułku Ułanów 10 Brygady Kawalerii Pancernej, kpt. Henryk Baj-du szewski - mechanik czołówki naprawczej w Centrum Wyszkolenia Wojsk Pancernych, a obecnie Prezes Pomorskiego Zarządu Wojewódzkiego Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej 1 Byłych Więźniów Politycznych Ödj. ze zbiérów KFK do Kaszëbów, ale jesz barżi do Póló-chów i Niemców, jaczi colemało baro mało wiedzą o naji historie i dradżich kawlach mieszkańców Pómórzó. Drëdżim gösca pótkaniô béł Eugeniusz Prëczkôwsczi, chtëren je w filmie konsultanta do sprôw kaszëbsczégö jazëka. Zagwësnił ôn, że kaszëbizna w „Kamerdynerze" badze na wësoczi rówiznie, ösoblëwie w wëkönanim Ja- oraz por. Czesław Chmara - żołnierz 25 Pomorskiego Batalionu Piechoty 8 Brygady Piechoty. Wystawę przygotowano we współpracy z Muzeum Polskiego Czynu Zbrojnego w Armiach Sprzymierzonych, które zapewniło część pamiątek wojskowych i osobistych po żołnierzach m.in. 1 Dywizji Pancernej oraz 2 Korpusu Polskiego. Pamiątki po żołnierzach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - po swoich bliskich -przekazali: Danuta Rek, Kazimierz Socha-Borzestowski, Anita Maryń-czak-Prądzyńska, Iwona Pipka, Marian Jeliński oraz Ryszard Mielewczyk. Na wystawie zostały zaprezentowane między innymi odznaczenia, odznaki i oznaki, dokumenty, fotografie, umundurowanie i wyposażenie, a także pamiątki osobiste związane z Kaszubami walczącymi w PSZnZ. NA PODSTAWIE INFORMACJI NA STRONIE MUZEUM KASZUBSKIEGO W KARTUZACH nusza Gajosa, chtëren zagraje przędną rola, dló jaczi modła béł Tóna Ôbram. RED. ■ wejrowô. pamiątczi pô bądköwsczim Dzaka darënkôwi Sławinë Kösmulsczi, córczi Lecha Bądkówsczégö, zbiérë wej-rowsczégö Muzeum Kaszëbskö-Pômór-sczi Pismieniznë i Muzyczi zbógacëłë sa ó pamiątczi pó tim wiôldżim dzejôrzu, gazétniku i pisarzu. Westrzód rozmajitëch zachów, jaczé ôstałë przekôzóné do Muzeum, są méble (w tim biórkó i zésel), maszina do pisa-niô, radioódbiérnik „Spidola 252", dzaka chtërnému Bądkówsczi słëchôł Radia Wolna Europa, i wszelejaczé rzeczë użi-wóné na codzćń przez pisarza. W 2020 roku mdze 100. roczëzna tego bëlnégó dzejôrza, wespółzałóżcë Kaszëbskô-Pómörsczégó Zrzeszeniô i sygnatariusza Zélniköwëch Dogôdën-ków. Pamiątczi, jaczé óstałë przekôzóné do MKPPiM, mdą zaprezentowóné ôb-czas planowóny z ti leżnoscë ekspozycje. RED. NASPÔDLIM WIADŁAZE STARNË MKPPIM Ödj. http://www.muzeum.wejherowo.pl 62 POMERANIA KLËKA poznań. ks. miotk doktora 26 séwnika w budinku Teölogöwégô Wëdzélu Uniwersytetu Adama Micke-wicza w Poznaniu ödbëła sa publiczno öbrona doktorsczégö dokazu Mariana Miotka. Nen zasłużony dlô kaszëbiznë ksądz, chtëren jakno jeden z pierszich zaczął odprawiać msze z kaszëbską liturgią słowa, a dzysô usôdzô téż kaszëbskójazëkówé telewizyjne pro-gramë, napisôł prôca zatitlowóną: Recepcja przekładów Biblii na kaszubski w kaszubskim kręgu kulturowym. Studium historyczno-kontekstualne. Promotor dokazu ójc prof. Adóm Riszôrd Syköra pödczorchiwôł, że nicht jesz nie zbadérowôł całowno ti sprawë, chóc od czasu, czej pôjawiłë sa pierszé tłómaczenia, minałë ju set-czi lat. Ks. Miotk zaczinô swój dokôz öd krótczi historie rozwiju kaszëb- sczégö jazëka i prezentacje „kaszëb-sczégö kulturowego kragu", późni ópi-sywô przełożënczi, jaczé pówstôwałë w ewangelëcczim, a pötemu w ka-tolëcczim köscele. Nôwôżniészim parta prôcë je dzél, w chtërnym autor pôkazywô, jaczi cësk na Kaszëbów miałë te tłómaczenia. Z dokazu pôz-nómë m.jin. historia wchôdaniô kaszëbiznë do liturgie Köscoła i öd-biér przez lëdzy ósoblëwie pierszich tpzw. „kaszëbsczich mszów". Są partë namienioné pielgrzimkóm, krziże-wim drogóm, różańcom z rozwôża-niama pö kaszëbsku. Baro czekawé są rozdzéle ó recepcje dolmaczënków Biblie w lëteraturze i śpiewach, a téż w prasę, internece, radiu i telewizje. Apartny part je namieniony rokrocznemu czëtaniu biblijnëch słów w wejrowsczi kólegiace - Verba Sacra. Ks. Miotk udokazniwó, że wnet w kóżdim dzélu żëcô, gdze pöjôwiô sa kaszëbizna, przełożënczi Swiatëch Pismionów miałë cësk na ji rozwij. Recenzencë dokazu ótaksowelë robota baro bëlno: „Otrzymaliśmy: świat naukowy, biblistyka, a w szczególnie kaszubski lud, wspaniałą i harmonijną syntezę zbudowaną na solidnej ściśle badawczo-dyskursywnej dokumentacji" (prof. Helmut Langkam-mer). „Rozprawa doktorska ks. mgr. Mariana Miotka wieńczy z sukcesem jego osobiste studia i lata skrupulatnej pracy badawczej. Jej wynikiem stał się dojrzały owoc przeprowadzonej kwerendy i analizy zebranego materiału. Przeprowadzone dociekania stoją na wysokim poziomie naukowym, przy m wierzchucëno. tôfla na wdôr wësziwôrczi Na Kaszëbsczim Placu w Wierz-chucënie na pamiątköwim kamie 24 séwnika ósta ödkrëtô tófla na wdór Ötilii Grabówsczi (1912-2010), kaszëbsczi dzejôrczi i mésterczi wë-sziwu. To pierszi kam namieniony białce, jaczi stanął na Kaszëbsczim Placu. W uroczëstoscë udzél wzalë mi-dzë jinyma przedstôwcowie Kaszëb-skó-Pómórsczégó Zrzeszeniô, drëszë i familiô wastny Ötilie. Jedna zpiak-niészich pôstacjów białków, jaczé jem w żëcym pôznôł. Prôwdzëwi „stołem w spódnicy", a co nôwôż-niészé: bëła bëlnym człowieka - matką, starkę, drëszką, wiedno usmiónę i pomocną - gôdôł ó ni prof. Józef Bórzëszkówsczi. Pö oficjalnym dzélu uroczëznë gösce mielë leżnosc öbezdrzec dokaże swöjoraczno usadzywóné przez Ötilia Grabowską. Chcemë dodać, że wespół na Ka-szëbsczim Placu w Wierzchucë-nie je ju 15 kamów na wdôr lëdzy zasłużonëch dlô kaszëbsczi kulturë i jazëka. RED. czym szczególnie należy podkreślić daleko idącą samodzielność badawczą, połączoną z ogromną pracowitością i rzetelnością" (prof. Janusz Nawrot). Winszëjemë ks. doktorowi Miot-kôwi i żdajemë niecerplëwô na publikacja jego dokazu. RED. POMERANIA 63 KLËKA m chłapowo. nowo komedio Bteltréger WROUCHGLOWYCHMeZJ. LuCVNftHlNCKE. v08b * * GOŚCINNIE. 102ŁF ROSZMftN lubiana. biesiada kaszubska m mm\ sala gimnastyczna Szkoły Podstawowej uLWiaó^»ria8( §ą & W Spódleczny Szkole w Chłapówie béł premierowi pökôzk filmu Mantel-tréger. Reżisérką ti kaszëbsczi kömédii je chłapówianka Béjata Hincka (pol. Hincke), jakô latoś zaczinô sztudéro-wac w Łódzczi Filmowi Szkole. Film je zbiéra czile szpörtownëch historiów sparłaczonëch z przędną bohaterką -Trudżą i ji wszelejaczima doswiódcze-niama z letnikama. Jak gôdô reżisérka, je w tim dokazu wiele łżélstwa i cëga-nieniô. Dlôte téż titla filmu je prawie Manteltréger, co öznôczô kögôs fal-szëwégö, hipökrita. Öbczas premiérë frekwencjo bëła bëlnô. Nie felowało gôscy z butna, ale ösoblëwie film zainteresowôł mieszkańców Chlapôwa, co nie je dzywné, bö pöwstôwôł tuwô, a aktorama bëlë chłapöwianie. Usôdzcą muzyczi je Sławomir Hincka (tatk reżisérczi), a w przédnëch rolach wëstąpilë: Gertruda Hincka, Erika Makuch, Lucyna Hincka, Ana Lessnau, Roman Stin, Marta Jéka i jiny. Króm premiérë ödbëło sa ju pôra pökôzków Manteltrégera na terenie gminë Puck. RED. ÔDJ. DM tPt Fot. ze zbiorów oddziału ZKP w Łubianie W połowie sierpnia (14.08.2017 r.) Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Łubianie zorganizowało Biesiadę Kaszubską. Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 18 na terenie Ośrodka Wypoczynkowego Worzałówka nad Jeziorem Granicznym. Biesiada była zorganizowana z okazji 25-lecia Gminy Kościerzyna. Uczestnicy mieli okazję zmierzyć się w powożeniu „karą" (czyli taczką) oraz w różnego rodzaju innych konkursach i kwizach. Laureaci otrzymali nagrody. W trakcie imprezy przygrywał zespół z Kościerzyny wykonujący również muzykę kaszubską. Biesiada cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców naszej gminy. Łubiański oddział ZKP bardzo dziękuje Urzędowi Gminy Kościerzyna, który dołożył część środków na organizację imprezy. Zapraszamy za rok! PREZES ZKP W ŁUBIANIE IRENA MARSZEWSKA gdunsk. KAMISZCZIw koscele sw. jana Baszukewicz (pól. Basiukiewicz), Michół Bąk, Tomôsz Klepczińsczi i Sławomir Tuszkówsczi. Kamiszczi to zbiérk dwanósce dokazów, w wikszoscë po kaszëb-sku. Słowa do niejednëch sztëczków pöchôdają z póézji tak uznónëch utwórców, jak Aleksander Maj-kówsczi. Pójôwiają są téż tłómacze-nia z jinëch jazëków, m.jin. prze-łożënk na kaszëbsczi dokazu „My way" Franka Sinatrę. Koncert w kóscele sw. Jana béł jednym z dzélëków promocje ti plat-czi. Pó zakuńczenim wëstapu arti-scë dożdelë sa dëbeltnégó aplauzu na stojąco i wiele winszowaniów ód uczastników. Kóżdi chatny mógł téż pódeńc do utwórców i pöprosëc ó autograf. RED. 8 séwnika w gduńsczim Centrum Swiatégö Jana lubótnicë snóżi muzyczi i kaszëbsczégô słowa wësłëchelë koncertu, jaczi promówół płatka Kamiszczi Pawła Ruszkówsczégó. Wespół z tim młodim spiéwôrza, gitarzistą i kompozytora wëstąpilë: Mikółój 64 POMERANIA KLËKA m wdzydze. wieselné zwëczi naödjimkach Muzeum - Kaszëbsczi Etnograficzny Park m. Tédorë i Izydora Gulgöwsczich wespół z Trzëgardową Szkołą Fotografie zorganizowało potkanie z autorama ódjimków w technice ambrotipii, chtër-ny przëszëköwelë wëstôwk „Zwyczaje weselne na Kaszubach według Izydora Gulgowskiego". 12 séwnika lubötnicë kaszëbsczich zwëków i fotografie zeszlë sa we wdzydz-czim skansenie, w budinku karczmę z Rëmi. Przędnym céla tak zeńdzenió, jak i wëstôwku bëło pökôzanié dôwnëch wieselnëch zwëków öpisónëch przez Gulgöwsczégö w jegô ksążce Von einem unbekannten Volke in Deutschland (Ô nieznónym lëdze w Niemcach) z 1911 r. Öbczas pötkaniô we Wdzydzach bëła téż promocjo albumu Wesele kaszubskie wgl. Gulgowskiego. Jeżlë chtos chce w drobnotach poznać historia pöwstaniô fötografiów pökazy-wającëch wieselné zwëczi i dzél z nich öbezdrzec na swöjim monitorze, niech weńdze na starna: www.radoslawbrzo-zowski.com/wesele-wg-gulgowskiego. RED. m wiôlgô wies. sztërdzescë lat minało... Wiólżińsczi part Kaszëbskô-Pômôr-sczégö Zrzeszeniô swiatowôł 40-lecé dzejaniô. Uroczëzna zaczała sa Mszą swiatą w intencji żëwëch i umarłëch nôleżników KPZ. Ödprôwiało ja czi-le ksażi pôd przédnictwa ks. Leszka Kriżë, chtëren czedës béł nôleżnika partu we Wiôldżi Wsë (w ti kadencje je przédnika warszawsczégö ôddzélu Zrzeszeniô). Pö pôspólny mödlëtwie uczastnicë przeszłe do Centralnego Östrzódka Spôrtu Cétniewô. Prowadzëłë jich wielné zrzeszeniowe stanice z całëch Kaszub. Na môlu przëwitała wszëtczich przédniczka partu Grażina Szemań-skô, jakô ôd gôscy przëjimała żëcz-bë dalszégô brzadnégô dzejaniô dlô kaszëbiznë. Jak rzekła, dlô ni nôwôż-niészą sprawą je zwikszenié lëczbë młodëch nôleżników partu. Swiato bëło leżnoscą do wspominków i pödrechöwaniô 40 lat robötë wiólżińsczich zrzeszeńców. Östałë przëbôczoné taczé wëdarzenia, jak Zjôzd Kaszëbów we Wiôldżi Wsë z udzéla prezydenta Pölsczi Bronisława Kömôrowsczégö i rokrocznô roze-gracjô Kaszëbsczé Bôtë pöd Żôglama. Ödj. DM W artisticznym dzélu jëbleuszu wëstąpiło Karno Spiéwë i Tuńca Gdynia. RED. • gduńsk. ôtemkłi dzeń funduszu W óbrëmienim 7. Pömôrsczich Dni Energie 19 séwnika w sedzbie Wóje-wódzczégô Funduszu Öchronë Rodë i Wôdnégö Göspôdarzënku (pol. skró-cenk: WFOŚiGW) östôł zörganizowóny ótemkłi dzeń. Atrakcje bëłë baro roz-majité. Hewó czile z nich... Nad budinka co gödzëna lôtôł dron, jaczi na codzeń pömôgô w chronie-nim strzodowiszcza, m.jin. badérëjącë czëstosc lëftu, robiące szpekcja elek-troenergeticznëch séców i wiatrowëch turbinów, pökazëjącë, chto naju trëje, pôlącë smiecama itd. Prof. Lidiô Wolsko z Gduńsczćgo Me-dicznégô Uniwersytetu ödpöwiôdała na pitanié, dlôcze tak mało dbómë ó jakosc łëftu, ôdbiwałë sa edukacjowé könkur- së, bëłë pökazowóné filmë ö energetice, sztudérowie z Gduńsczi Pólitechniczi tłomaczëlë, jak dzejô słuńcowi kolektor abö pómpa cepła, a kóminiôrze kôrbilë ö znaczenim wëbiérónégó ôrtu ópału. Na ótemkłi dzeń WFOŚiGW przëja-chelë téż przedstôwcowie firmów, co wërôbiają kötłë, fôtowöltajiczné panele, elektriczné köła i autołë. Jak gôdô Môrcën Gregórowicz, ener-geticzny doradca WFOŚiGW: Nôwôż-niészim céla taczich rozegracjów je edukacjo i köntaktë np. midzë pödjimcama, producentama rozmajitëch energeticz-nëch rozrzeszeniów a lëdzama, jaczi taczé urządzenia, instalacje chcę montować w swôjich firmach, urzadach czë kôl se doma. I dodôwô, że wedle niegô m.jin. dzaka taczim akcjom jak ótemkłi dzeń WFOŚiGW rosce westrzód lëdzy swiąda tego, że ochrona rodë nie zanôlé-gó leno ód wióldżich firmów, ale téż ód kóżdégó z naju. RED. ÔDJ. DM POMERANIA / 65 kronika gdańskiego oddziału zkp -i * • 16 sierpnia - zmarła w wieku 87 lat Urszula Boi- * 3 września - z okazji Dnia Twórcy Ludowego Od- wowie. Rozpoczęły się one uroczystą Mszą św. w ko- duan, członkini ZKP od 1956 r. W latach 1986-1989 dział Etnografii Gdańskiego Muzeum Narodowego oraz ściele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej pełniła funkcję skarbnika Zrzeszenia Kaszubsko-Po- Oddział Gdański Stowarzyszenia Twórców Ludowych Maryi Panny we Władysławowie. Ich dalsza część miała morskiego Oddział w Gdańsku, następnie w latach uczcił jubileusze pracy artystycznej hafciarek, członkiń miejsce na terenie ośrodka olimpijskiego w Cetniewie. 1989-1992 zasiadała w Komisji Rewizyjnej oddziału. Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdań- Był to czas na wspomnienia, wręczenie pamiątkowych Za pracę na rzecz regionu w 2007 r. została nagrodzona sku. Były to: Irena Szczepańska (40-lecie pracy) i Da- nagród, dyplomów i prezentów od pozostałych oddzia- Medalem 50-lecia Oddziału Gdańskiego. Uroczystości nuta Niechwiadowicz (35-lecie pracy). W tym ważnym łów Zrzeszenia. W święcie tym wzięli udział członkowie pogrzebowe miały miejsce w Starej Kaplicy na gdań- dla nich dniu pamiątkowe dyplomy wręczył jubilatkom gdańskiego oddziału ZKP: prezes Grzegorz Jaszewski, skim cmentarzu Srebrzysko. Wziął w nich udział poczet prezes oddziału gdańskiego Grzegorz Jaszewski. Adrian Watkowski i Teresa Juńska-Subocz, którzy two- sztandarowy oddziału gdańskiego. • 3 września - miały miejsce obchody40-lecia Zrze- też poczet sztandarowy. szenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział we Władysła- ADRiAN WATKOWSKI m grob guntera grassa na smatorzu we wse behlendorf k. lubeczi, gdze pisorz mieszkôł. ôdj. s. lewandowsczi 66 POMERANIA sechim paka uszłe CHECZOWI PTOSZCE Nie köżdô białka brëkuje chłopa doma. Może wölec jiné białczi abó zwierzata do towarzë-stwa. Colemało nóczascy są to kótë, psë abö ptôczi, z jaczich na wiérzch wëcygna kanarka. Czej sa mć> kota, psa abó kanarka doma, to nie znaczi, że ni może tam bëc jinëch stwörzeniów, np. dzecy. Leno czej są dzecë, to wskôzywô na to, że dzes w ökölim kracy sa abó sa ju zakracył lëdzczi sómc. Ale më sa zajimómë białkama, co wolą co jinégö. Co różni chłopa od kanarka? Kanark je żôł- - ti, a chłop może bëc np. módrim ptôszka, taczim, co to lôtiwô sobie ód-nąt-donąt bez zajacó. Kanark muszi bëc sóm-ca, bë jinaczi nie spiéwô, a na co komu niemi ptôch w klôtce? Chłop ni muszi bëc sómca, bö möże bëc babą. W całoscë, czej za pomału jedze autoła. Są téż taczi, co jima bëło za cażkó miészk no-sëc a z Andrzeja zrobilë sa Aną. Za to jidze letko na-wetka sa do pölsczégö sejmu zadostac. Kanark je, jé i spiéwô. Chłopi téż, biwô, że spiéwią. Ale ze świecą, ze swiécą taczich szëkac. A jak ju zarëczi, to nie wiész, czë to zaczalë uprawiać kanaliza, czë czasa jakô bana abö jiny TIR nie nadjéżdżô. W całoscë chłopsczi spiéw za kanarka nie szlachuje. Chiba że Andrzej-Ana i... tedë taczé wësoczé tónë są barżi möżlëwé. Podobno jim brzëdszi kanark, tim piakniészé tónë ze se wëcy-gô. Podobno je z chłopama. Ti piakny z urodzeniô ni muszą specjalno sa narobić, cobë taką białka zöchlëc. Temu bierzą sa za to, czej są jesz młodi a białczi mają krótczi wid. A jak ju jaką chwëcą, tej trzimią! Późni grëbieją, slepną a chërë na puczel jima wlôżają i je corôz cażi ze wszëtczim, téż z białkama. Nôgörzi mają ti z métra cati. Öd małoscë cwiczą sa, jak zwrôcac na se uwóga, cobë jich nie udeptać a wësłëchac. Mają nôlepszą nawijka. Potrafią śpiewać na kóżdą nóta: słodko, groźno, grëbö a wësôk. Znôta jaczëgö chłopa? Gwësno, że jo! Ti môłi chłopi wlôżają na nôwëższé stółczi, a że mają „spiéw" wërobiony - do póznëch latków rozmieją białczi czarzëc. A one jich wëbiérają i temu tak më z tą demokracją wëzdrzimë... W czim kanark (łac. spsziéwus chëczus) je lepszi ód domowego chłopa (łac. chlopus chëczus)? Przede wszëtczim dobrze sa do białczi ödzéwô. Tréluje, a nô-głosni, czej je ród abó jak przëmôwiô tescowô. Chłop w tëch dwuch razach sedzy cëchö. Taczi kanark mało do żëcô brëkuje. Jaczé zôrno do pödzobaniô, co na tapienié pazurków, kropla wódë, swoje sztërë nórtë a swiati bezpiek. (Mój kanark Félk straszno nie lëdô, czej ob noc óbzéróm filmë z kung-fu - reno wëriwô sobie piórka. Białka z zoólo- - gicznégó gôda, że to ze stre- W czim kanark su. Ko kanark nie wié, że to (łac. spsziéwus chëczus) je leno film...). A jesz tej-sej je lepszi öd domöwé- kanark potrzebuje, cobë mu go chłopa (łac. chlapus chëczus)? Przede wszëtczim dobrze sa do białczi ôdzéwô. klôtka wëczëszczëc. Chłop téż za wiele do żëcô nie brëkuje. Leno, żebë go dozerac. Lubi zjesc, wëpic _ a nawetka czasa téż pó- dzobac. Sztërë nórtë kóchô baro. Czejbë mu delë internet darmôk - jak nen kanark bë le w swóji klôtce sedzôł. Jak go sa wëpuscy pó tim buten, je często ód se. Nie wié, co ze sobą zrobić, i szukô pódobnëch ptôszków, cobë w grëpie co mądrego usadzëc. Abó chóc wëpic, le kropla to mdze wiera za mało. Biwó, że chłop rozmieje kol se posprzątać, w całoscë, czej béł w wojsku. Z pranim ju nie je tak rożewó. Przë chłopach je modro a czascy - czórno. Mają oni w se wiele wódę, co ja muszą bez skóra do óbleczeniów przelewać. Temu do pranió je skópicą. Są w tim rzecze, co Iżi przińdze nowé kupiac jak wëprac, bó koszt proszku, płinu, wódë a prądu spótrzebówóny na doprowadzenie taczi chłopsczi strefie do pôchnieniô - je dzél wëższi jak kupienie nowi. Jemu muszi téż czasa płatować kószle. Kól ptô-cha tego ni ma. Chłop jé wicy jak kanark, a je przë tim wëmëslniészi. Nie chce nudlów trzë razë w tidzeniu. Wcyg le bë chcół do te co miłego ód białczi czëc ó tim, co zrobił. Jaczi to ón prawie je méster. Kanark taczi nie je. Chłop co sztót jaką nową zabówka muszi miec. A to autół, a to nowi statk do rëbów łowienió, chócó w błotku le budle östałë a doma nicht tego nie dze-gwi. Kanark nié. Nie pëskuje, czej mó smiecë wëniesc abó czej sa na póspólnym kónce do nédżi póprzeléwa białce kasa. Ale ód kanarka ni ma podatkowi uldżi... TÓMKFÓPKA RUJAN 2017 / POMERANIA / 67 Z BUTNA NENKA RODA PROWDA RZECZE Jednego razu mój drëch brifka przewiózł mie lëst. Napisa do mie baro szpörtownô białka a do te jesz bëlnô pöliglotka - ta cë mést rozmieje wszëtczima jazëkama świata gadać - Rózalijô. Rzeka Warna, że jô béł z negó lëstu baro ród. Żlë Wa chceta, żebë chto Warna humor poprawił, tej pöprosëta Rózalija - niech le do Waju napisze. Temu téż w tim placu chcą Ji uroczësto a serdeczno pódzakówac: Bóg Cë, białeczkó, wiele razy zapłaci Dzakuja w pelckówsczi gôdce, tec ona, pewno jak wikszosc Köcewiôków, naszą mowa dobrze rozmieje. Zresztą brifka mć> swoja autorską teoria, że Köcewiôcë to są taczi Pëlcköwiôcë, co ö swóji pëlcköwöscë lata temu zabëlë. Kö pewno teróz-ka niejedny, ösoblëwie ti öd Pelplëna, Skórcza, - Derszewa czë Stôrogar- du, mdą mielë na negó möjégö mądrowatégö drë-cha stolemny górz. Kö niepötrzébno, Wa doch wiéta, że brifka mć> swöje wëmëszlënczi. Ajeżlë mô wëmëszlënczi, to znaczi, że je człowieka mëszlącym - a chto mëszli, nen na gwës głupi nie je. Prôwda je téż takô, że ë głupi, ë mądri może tak samo po gabie dostać, temu jô brifce póradzył, żebë sa na swójim kole za baro na pôłnié ód Pëlcköwa nie za-puszcziwół. Jo, brifka je bëlny wemiszlańc - nawetka czej prôwdë ni mô. Równak rzeczëta sami - to so tak fejn na niego przësłëchô. Në nié? W nym placu jô bë chcôł jesz jedną brifkówą teoria Warna sprzedać, ko dobrze wiedzec, co teóreticzno może naju latoś spotkać. W uszłim miesącu wiele razy widzół jem mojego natrzasłégó drëcha, jak jachôł z łasa na swójim kole óbładowóny sëchima wietwiama a gajdama. - Jes të czësto z łasa? - nie strzimół jem róz a spitół, czekawi, za czim on tëli negó drzewa z łasa wëcygô. - Z łasa je nen natrzasłi leśny, chtëren nó mia szkalëje, że jô nibë mu drzewo kradna. - A kradniesz? -Teóreticzno nié... bo móże to z państwowego łasa co ukradnąc? Jak sama pözwa wskazëje, las je państwowi, co znaczi, że je wszëtczich. Mój, twój, nasz. Do te widzysz të jaką żóga czë seczra? - Në nié - cziwnął jem głową na jo, ale rëchli dokładno jem so ekwipunk brifczi öbezdrzôł. Ną razą nie manił - niżódnëch nórzadłów pó prówdze ze sobą ni miôł. - Jô so pó lese chodzą a to sëché a lëché drze- wienkó zbiéraja. Tak dzeń w dzeń, gajda do gajdë, Wa doch wiéta, że brifka wietwió do wietwie... mô swôje wëmëszlënczi. Mëszla, że pömalë sfórtëja A jeżlë mô wëmëszlënczi, nazbierać tëli, że ną strasz-to znaczi, że je człowieka n3 zëma przeżëja. mëszlącym - a chto mëszli, nen na gwës głupi nie je. - Jaką straszną zëma? Doch mómë óceplenié klimatu? - zadzëwöwôł jem - sa. - To je takô telewizyjnó teorio, a jo móm swoja - odrzekł brifka. - Wedle mie terôzka mdzemë mielë óznobienié klimatu. - Skądkaż të to wiész? - za baro jo w ną jego teoria nie wierził. - Jakuż skąd? Nënka Roda mie rzekła. - Róda - poprawił jem drëcha. - Gwës jidze ce-bie ó nënka Róda, ną dzewiacdzesąt lat stôrą białka, co krótko błotka mieszko? - Jo, môsz rëcht - przëswiôdcził mie drëch. - To je baro stóró białka, a stôrëch muszi słëchac. - Cëż ona cë rzekła? - Jó doch cë ju gôdôł - straszno zëma do naju latoś przińdze. To do mróz a chaje. Lëdze mdą całi-ma dniama pó checzach sedzelë, ko wëlezc buten nie mdą w sztadze, tak wiôldżé smiotë badą... - Skądka ona to wié? - Ona nie wié, ona to w gnôtach czëje... - Jo, jo. Ródzëny gnôtë to je bëlné spödlé na pócwierdzenié twóji teorie - cziwnął jem ze zroz-mienim głową, ko wiedzół jem dobrze, że bolące gnôtë ti stôri białczi nie rôz bëłë bëlną znanką óz-nobienió klimatu w Pëlcköwie... RÓMK DRZÉŻDŻÓNK 68 POMERANIA/PAŹDZIERNIK2017 Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO 72. Sezon 2017/2018 Dyrektor prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry George Tchitchinadze /FILHARMONIA Ą£DZIERNIK OCTOBER 2017 Konstanty Andrzej Kulka PT/ FRI PT/FRI 06/10/2017 13/10/2017 19:00 SALA KONCERTOWA PAŹDZIERNIK W RYTMIE SYMFONII SYMFONIKA Jakub Chrenowicz - DYRYGENT Konstanty Andrzej Kulka SKRZYPCE Piotr Paleczny - FORTEPIAN Orkiestra Symfoniczna PFB K. SZYMANOWSKI Uwertura koncertowa E-dur op. 12 K. SZYMANOWSKI IV Symfonia Koncertująca op. 60 M. KARŁOWICZ Koncert skrzypcowy A-dur op. 8 SOB / SAT 07/10/2017 CT5TJT77I SALA KONCERTOWA KONCERT KAMERALNY „ORGANY+" ORGANY + Bernard Metz-PUZON Maurice Clerc-ORGANY C. GERVAISE Suitę of dances J.-J. MOURET Symphonies of Fanfares B. MARCELLO Adagio of concerto c-moll G.F. HAENDEL Koncert f-moll J.S. BACH Toccata i fuga d-moll, BWV 565 J.S. BACH Chorał „Airbam dich" J. LANGLAIS „Te Deum" C. SAINT-SAENS „My heart opens to your voice", Fragmenty z Samson i Dalila L. VIERNE Medytacja (improwizacja zrekonstruowana przez M. Duruflé) P. COCHEREAU Scherzo improvisé (improwizacja zrekonstruowana przez M. Clerc) A. GUILMANT Symphonic piece 19:30 KONCERT W RAMACH XXIV UZNAMSKIEGO FESTIWALU MUZYKI 2017 Paweł Kotla - DYRYGENT Lea Birringer - SKRZYPCE Esther Birringer - FORTEPIAN Orkiestra PFB C. NIELSEN Suita na orkiestrę smyczkowa op. 1 F. MENDELSSOHN Koncert d-moll na skrzypce, fortepian i orkiestrę smyczkowa N.W. GADE Novelletten na orkiestrę smyczkowa op. 58 SOB / SAT 14/10/2017 archikatedra mtjllm w oliwie SŁOWAMI JANA PAWŁA II KONCERT PAPIESKI Paweł Przytocki - DYRYGENT Aleksandra Zamojska SOPRAN Chór Musie Everywhere Orkiestra PFB Jakub Kornacki NARRATOR H.M. GÓRECKI Kyrie op. 83 K. SZYMANOWSKI Litania do Marii Panny op. 59 W. KILAR Preludium Chorałowe W. KILAR Orawa Recytacje tekstów Jana Pawła II. GDAŃSK ND/SUN 15/10/2017 tkh'i'1 koncertowa KONCERT FAMILIJNY „DŹWIĘKOGRÓD" Marcin Wyrostek - AKORDEON Marcin Jajkiewicz WOKAL Agnieszka Haase-Rendchen FORTEPIAN Piotr Zaufał - BAS Mateusz Adamczyk - SKRZYPCE Daniel Popiałkiewicz - GITARA Krzysztof Nowakowski - INSTRUMENTY PERKUSYJNE PN-WT / MON-TUE 16-17/10/2017 E5Z3I sala tfc B H KONCERTOWA MUZYCZNY WSZECHŚWIAT EDUKACYJNY KONSUTACJE POLSA: Przemysław Rudź AKTOR: Bogdan Smagacki ZESPÖt MUZYCZNY W SKŁADZIE: Muzycy Orkiestry PFB ORAZ Sławomir Iwaniak - ALTÓWKA Anna Śmiszek-Wesołowska WIOLONCZELA Aleksander Przeradowski KLAWESYN IORGANY Rafał Lewandowski-FORTEPIAN WT/TUE ND/SUN 24/10/2017 29/10/2017 J.S. BACH, A. VIVALDI, L. BOCCHERINI, G.F. HAENDEL ŚR/WED 18/10/2017 i E'K'1'1 KONCERTOWA MISTRZOWIE BALETU Balet Lwowskiej Opery Narodowej G. BIZET Suita z opery Carmen CH. GOUNOD Noc Walpurgii z opery Faust SOB / SAT 21/10/2017 16:00 KONCERT XXIX MIĘDZYNARODOWEGO FESTIWALU MUZYKI RELIGIJNEJ W RUMI IM. KS. STANISŁAWA ORMIŃSKIEGO George Tchitchinadze - DYRYGENT Victoria Vatutina - SOPRAN Ewa Marciniec ALT Pavlo Tolstoy - TENOR Leszek Skrla - BAS/BARYTON Orkiestra Symfoniczna PFB Chór Kameralny 441Hz Chór Mieszany Cantilena Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej im. F. Nowowiejskiego W GDAŃSKU Anna Wilczewska - PROWADZENIE CHÓRU 17:30 WERNISAŻ ELŻBIETA CZAPLINSKA-KANIA WYSTAWA pod tytułem „PLAC ZABAW" PT/FRI 26/10/2017 19:00 sala koncertowa KONCERT Z OKAZJI DNIA JEDNOŚCI NIEMIEC W 500. ROCZNICĘ REFORMACJI Kammerakademie Potsdam Marc Niemann DYRYGENT Roman Perucki ORGANY KAMMERAKADEMIE POTSDAM PT/FRI 27/10/2017 koncertowa MISTRZOWSKIE SYMFONIE - NOWOWIEJSKI 2017 SYMFONIKA Mirosław Jacek Błaszczyk DYRYGENT Rudolf Innig - ORGANY Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik-PROWADZENIE F. NOWOWIEJSKI Legenda Bałtyku op. 28 F. NOWOWIEJSKI IX Symfonia op. 45a M. KARŁOWICZ Symfonia e-moll op. 7 „Odrodzenie" E ŚRODKÓW instytut muzyki i tańca ■iii"* 17:00 teatr muzyczny w gdyni FESTIWAL GDYNIA CLASSICA NOVA SYMFONIKA Mirosław Jacek Błaszczyk-DYRYGENT Motion Trio: Paweł Baranek, Janusz Wojtarowicz, Marcin Gałażyn Orkiestra Symfoniczna PFB W.A. MOZART Requiem d-moll KV 626 K. DĘBSKI Here Comes P. BARANEK First Day Of Spring W. SIEMIONOW Toccata Barbaro J. HOŁUBOWSKI Sounds of War J. WOJTAROWICZ Silence D. SZOSTAKOWICZ II Koncert fortepianowy F-dur op. 102 MOTION TRIO Sunrise Dance J. WOJTAROWICZ The Heart MOTION TRIO DJ Chicken F. CHOPIN Preludium e-moll op. 28 nr 4 W. KILAR Orawa J. WOJTAROWICZ Proms Wydarzenia Impresaryjne 8/10/2017, NIEDZIELA, 1930 IRENA SANTOR-PUNKI WIDZENIA 10/10/20U, WTOREK, 1730,19:30 KONCERT ANDRZEJA PONIEDZIELSKIEGO - MELO-NIE DRAMAT 13/10/2017 PIĄTEK GODZ. 19.00 NOWY PROGRAM OPERETKOWY - GALA NAJPIĘKNIEJSZYCH ARII OPERETKOWYCH I OPEROWYCH 14/10/2017, SOBOTA, 18:00 PIOSENKI STARSZYCH PANÓW - MAGDA UMER, PIOTR MACHALICA, GRZEGORZ MAŁECKI 15/10/2017, NIEDZIELA, 17:00 PINK FLOYD - W BLASKU KSIĘŻYCA 20/10/2017, WATEK, 19:00 ALOSZA AWDIEJEW Z ZESPOŁEM. KONCERT JUBILEUSZOWY 22/10/2017, NIEDZIELA, 18:00 STARE DOBRE MAŁŻEŃSTWO 23/10/2017, PONIEDZIAŁEK, 17:00,20:15 KLIMAKTERIUM 2, CZYLI MENOPAUZY SZAŁ 28/10/2017, SOBOTA, 20:00 OUEEN TRIBUTE 29/10/2017 NIEDZIELA GODZ. 18.30 KONCERT SYMFONICZNY ACCANTUS www.filharmonia.gda.pl [- Przez internet: www.bilety24.pl r\dby uiieiuwe rro. ua^r BILETY Telefonicznie: 58 320 62 62, 58 323 83 62 Biuro Podróży „Barkost": •I E-mail: bilety afilharmonia.gda.pl Gdynia, Świętojańska 10 Kasy biletowe PFB: Gdańsk, Ołowianka 1 eDF Radio Gdańsk Dziennik . . . . Bałtyckie trójmiasto pl i pl yjhf- LIVE8iTRAVEL Together v * En erga http://www.filharmonia.gda.pl 25 Lat Nadbałtyckiego Centrum Kultury • • • • • • • • • • • • • • • • • • ••: •••••• ••••••< V • • • • • ! • • : • • • • • • • • • • • • • • • ••*••• • • y • • • v r ć >TAT A W Ai • • • • • • t • * • • • • • • • • • t • • i * • : •. % i • 8 • rłM -s rł Kł AW1\ i ' A ▼ m A t A_J A A< Ai A ▼ AAi" AA# # A >i AA# W A A Uroczystość Jubileuszowa 20 X 2017 Nowa Muzyka w Starym Ratuszu 5 X 2017 | 7 XII 2017 Bałtyckie Spotkania Ilustratorów 26 X 2017-8 XII 2017 Czytanie Pomorza 29-30 IX 2017 | 13 X 2017 22 X 2017 | 18 XI 2017 Sprawdź na www.nck.org.pl nilMtyckle NADBAŁTYCKIE centrum kultury CENTRUM KULTURY •daAsk INSTYTUCJA KULTURY ■ PROJEKT SAMORZĄDU r H A \IC I/ DOFINANSOWANO województwa U U A in j l\ ze środków miasto wolności § A PROJEKT f/ DOFINANSOWANO i >l\ ZE ŚRODKÓW / - • MIASTA GDAŃSKA ^ ♦