KULTURALNY, CENA 5,00 zł (w tym 5% VAT) Nr 1 (516) styczeń 2018 ROK FRANCISZKA KRĘCKIEGO MIESIĘCZNIK SP0ŁECZN0-ROK ZAŁOŻENIA 1963 www.miesiecznikpomerania.pl 977023890490601 Zaprenumeruj „Pomeranię" na 2018 rok w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim Stoi " AttSiiiSKr éś&zp&é // - OTRZYMASZ CIEKAWĄ KSIĄŻKĘ! tt' pierwszych1 murownio kórzkwią chlapłi KROKÓW || ■ wesztop kąkMnik boku zapomorsczec zaoj rozwoló ferôt I zawiewiórczëc Tomasz Fopke SŁÓWKA JIDĄ W GŁÓWKA öprzepôłnica J, ■o-pOMOuscrtwroztmE ŚPIEWNIK Pieśni pustej nocy Hana Makurôt I Gramatika kaszëbsczégö jazëka 4 ZJEDNOCZENI W IDEI (1956- Antologio kaszëbsczi dramë Spod strzechë na bind SZKICE SOCJOLOGICZNE KSIĘGA DEDYKOWANA IOF. BRUNONOWI SYNAKOWI 50 lat z POMERANIĄ Joanna Zorn Szumiło Dorda 25 lat ftady Zn'icjrku Oddziałów północnymi) W riAcoksijg min KMÉGA ZÔCZĄTKÓW • J0"0"!f V * • Nu /ôc/ąiku n*wN": N» \;| /(H /i|tku N il /ÔCZIJtkU Na /«cvsjtku Na /óc/.jłkil W NUMERZE: 3 Morze i Polska w 13. punkcie orędzia Wilsona Łukasz Grzędzicki 6 Jednak subwencja dla samorządów na kaszubski w szkołach w dół Łukasz Grzędzicki 7 Grass w kulturze Kaszub Sławomir Lewandowski 9 Chwytanie życia na przełomie roku (część 2) Piotr Schmandt 12 Bliżej morza. Rybacy Nurzyńskiego Marek Zambrzycki 18 Brawadë ô koniach. Nasz „stepowi" generôl Mateusz Bullmann 20 Rynszt, wieś na granicy (część 1) Witold Wantoch Rekowski 24 Ojciec Gabriel Rzączyński SJ Jerzy Nacel 26 Wôjnowi Kaszëbi. Jedno dzéwcza zabilë na möjich oczach Z Terézą Paczoske gôdôi Eugeniusz Prëczkôwsczi 28 Gawędy o ludziach i książkach. „Drogi do wolności" Stanisław Salmonowicz 30 Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégö partu Kaszëbsczégô Zrzeszeniô wedle aktów kómunysticzny bezpieczi (dzél 1) Słôwk Fôrmełla 32 Zdroje kaszëbiznë. W slowarzu Sëchtë Felicjô Bôska-Börzëszköwskô 35 Gdańsk mniej znany. Zabytkowa przychodnia Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 1(113) 36 Ód rewolucje do normalnoscë Z ks. Mariana Miotka gôdôł Dariusz Majköwsczi 39 Swiato kaszëbsczégô słowa DM 40 Nowé platczi z kóladama. Felix Cassubia i Płyń kolędo! Tomôsz Fópka 42 Coraz nam do siebie bliżej! [Wspomnienie o prof. Edwardzie Brezie] Tadeusz Linkner 44 I stało się... Tajemnicze ładunki (część 1) Józef Ceynowa 46 Öpisywôł prôwda ö Lesôkach [Bölesłôw Bórk] Eugeniusz Prëczkôwsczi 48 Zachë ze stôri szafë. Cëż sa dzało w Kaszëbach? RD 49 Z Kociewia. Tropiciele słów Maria Pająkowska-Kensik 50 Zrozumieć Mazury. Dyrektor Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Groby mają swoje losy Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Grobë mają swôje kawie Kazmiérz Ôstrowśczi, tłóm. Ana Hébel 54 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Chto wëdaje nasze pieńdze? Tómk Fópka 68 Z butna. W zylwestrową noc Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. | | Ministerstwo *ĘĘm Spraw Wewnętrznych 1 ' i Administracji Od Redaktora M PRENUMERATA PowteraMMs z, dostawą do domu4 Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 ń. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 10201811 0000 0302 0129 3513, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, teł. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. W tym roku obchodzimy 100-lecie odzyskania niepodległości. W roku 1918, po 123 latach niewoli, Polska wróciła na mapę Europy i świata. Wielka radość mieszała się wówczas niekiedy z rozczarowaniem, granica bowiem nie zawsze przebiegała w miejscu, gdzie tego oczekiwali Polacy. W tym kontekście zachęcam do przeczytania artykułu „Morze i Polska w 13. punkcie orędzia Wilsona" (strona 3), w którym Łukasz Grzędzicki po części tłumaczy, dlaczego w obszarze odrodzonego państwa zabrakło choćby Gdańska. W styczniowej „Pomeranii" ponownie poruszamy temat subwencji na naukę języka kaszubskiego w szkołach. Od 1 stycznia Minister Edukacji Narodowej, który nie uwzględnił uwag organizacji społecznych, m.in. Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, zmienił wysokość wsparcia na uczniów uczących się języków mniejszości i języka regionalnego (strona 6). W tym numerze, na stronach 7-8, wracamy do Koku Guntera Grassa obchodzonego w 2017, przypominając o wystawie „Grass a Kaszuby/ i", którą do 28 stycznia można jeszcze zobaczyć w Gdańskiej Galerii imienia tego pisarza przy ulicy Szerokiej. Artyści z Pomorza prezentują tam własne interpretacje Grassowskiego świata. A w Muzeum Miasta Gdyni można zobaczyć wystawę „Rybacy z Orłowa cykłfotograficzny Eugeniusza Nurzyńskiego dokumentujący w łatach 1983-1986 pracę orłowskich rybaków. O autorze, jego bohaterach oraz o powstaniu samych fotografii opowiada w swoim artykułe Marek Zambrzycki (strony 12—17). Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-337 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka Aleksandra Dzięcieiska-Jasnoch (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Anna Hebel ZDJĘCIE NA OKŁADCE Eugeniusz Nurzyński WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. 100 LAT NIEPODLEGŁEJ MORZE I POLSKA W13. PUNKCIE ORĘDZIA WILSONA 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości to okazja do przypomnienia wydarzeń sprzed wieku. Styczeń 1918 r. na naszym lokalnym pomorskim (albo jak wówczas by zapisano: zachodniopruskim) gruncie nie przyniósł żadnego przełomu, i z coraz większym trudem musiano znosić ciężary toczonej kolejny rok wojny światowej. Los sprawił, że ten stosunkowo spokojny dotychczas skrawek nadbałtyckiej krainy, który zamieszkiwali Kaszubi, w 1918 r. nagle stał się jednym z newralgicznych punktów w globalnej polityce międzynarodowej. Ludność miejscowa nie zdawała sobie sprawy z tego, że za Atlantykiem profesorowie Harvardu czy Princeton głowili się nad zagadnieniem, jak poukładać obszar Europy Środkowej po zakończeniu I wojny światowej w przypadku ewentualnego pojawienia się na jej mapie Polski z oczekiwaniami zapewnienia jej dostępu do morza. Problem peryferyjnej dotychczas i o różnorodnej strukturze etnicznej prowincji Prusy Zachodnie oraz drugorzędnego dla Niemiec dotychczas zaniedbywanego portu w Gdańsku wypłynął w pracach studyjnych ekspertów i zaczął nabrzmiewać w rozważaniach najważniejszych światowych polityków. 8 stycznia 1918 r. w orędziu do Kongresu prezydent USA Woodrow Wilson przedstawił cele wojenne, a tym samym program pokojowy, który powinien zostać zaprowadzony po zakończeniu Wielkiej Wojny. Do dziś wielu Polaków żywi przekonanie, że to historyczne wystąpienie Wilsona, niezależnie od intencji, faktycznej wymowy i wieloznaczności sformułowań, stało się fundamentem do odzyskania przez Rzeczpospolitą wolności i punktem wyjścia do określenia jej granic. Prezydent Wilson w II Rzeczpospolitej był postacią niezwykle popularną i wprost legendarną, otaczaną nabożną czcią. Odwiedzający II RP, widząc znaki (nazwy ulic, skwerów, szkół, pomniki), jakimi prezydenta USA upamiętniono, mawiali nawet o Polsce wilsonowskiej. Wiele z nich zachowało się do dziś. Kiedy jednak w Kongresie wygłaszał on to czter-nastopunktowe orędzie, losy wojny światowej były bardzo niepewne, a i droga do jej rozstrzygnięcia wydawała się daleka. Historia jednak wówczas przyśpieszyła, a nawet nabrała zawrotnego tempa. Już na początku października 1918 r. uznanie przez kanclerza Niemiec Maksymiliana Badeńskiego właśnie tych postulatów Wilsona doprowadziło do rozpoczęcia rokowań rozejmu kończącego wojnę. Dla przybliżenia kontekstu i chwili, w której wygłoszono 14-punktowy program prezydenta USA, warto przypomnieć, że wcześniej państwa centralne (Niemcy i Austro-Węgry) wydały tzw. Akt 5 listopada 1916 zapowiadający utworzenie samodzielnego Królestwa Polskiego (bez określenia granic) pozostającego w sojuszu z nimi i rozpoczęły tworzenie, na zajętych terenach Kongresówki, administracji polskiej z powołaną we wrześniu 1917 r. Radą Regencyjną (zastępującą króla i regenta) oraz utworzonym kilkanaście dni później rządem Jana Kucharzew-skiego. Zabiegi te miały oczywiście skłonić Polaków do większego wysiłku wojennego i zaangażowania po stronie państw centralnych. W 1917 r. upadło też imperium Romanowów, a rewolucja październikowa obejmowała kolejne obszary na wschodzie. Bolszewicy otwarcie zmierzali do wycofania Rosji z wojny i ciemiężonym przez nią narodom obiecywali prawo do samostanowienia. Niemcy więc mogliby po zawarciu pokoju z bolszewikami skoncentrować swoje siły na froncie zachodnim, a tym samym rozstrzygnąć losy wojny, zanim zdążą w większej sile dotrzeć do Europy oddziały amerykańskie. W kwietniu 1917 r. USA przystąpiły do wojny po stronie aliantów, stawiając do dyspozycji swoje olbrzymie zasoby i poprzez te aktywa na dobre dołączyły do głównych rozgrywających polityki światowej. W takim kontekście osadzone było orędzie Wilsona z 8 stycznia 1918 r., którego treść przynajmniej w odniesieniu do sprawy polskiej oddawała też poglądy pozostałych aliantów (Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch). Dzięki zachowanym źródłom wiemy, że każdy z 14 punktów wystąpienia Prezydenta USA był gruntownie przemyślany, poparty opracowaniami naukowymi, a każde słowo celowo użyte. Można więc poddać analizie odnoszący się do Polaków 13. punkt sławnego orędzia Wilsona. Jego treść była następująca: „Powinno być zbudowane (should be erected) niepodległe państwo polskie, które winno obejmować ziemie zamieszkałe przez ludność bezsprzecznie polską (indisputably Polish populations), mające zapewniony wolny i bezpieczny (free and secure) dostęp do morza, a którego niezawisłość polityczna i gospodarcza oraz całość terytorialna winna być zagwarantowana paktem międzynarodowym". Wśród Polonii amerykańskiej takie oficjalne stanowisko władz USA wywołało euforię, ale jak w następnych miesiącach się okazywało, każdy czytający te zapisy rozumiał je nieco inaczej. Najbliżsi doradcy prezydenta Wilsona czy odpowiedzialny z urzędu za politykę zagraniczną sekretarz stanu nie mieli gotowego POMERANIA 3 100 LAT NIEPODLEGŁEJ rozwiązania, a co ciekawsze rozpatrywane warianty zrealizowania przedstawionych zapowiedzi często nie przewidywały granicy Polski na morzu. Warto więc zwrócić uwagę na przynajmniej trzy zapisy w 13. punkcie orędzia Wilsona: 1. Nie przesądzał on powstania niepodległego państwa polskiego, nie było więc ono konieczne dla zaistnienia nowego ładu, który miał być zaprowadzony po wojnie. O ile w przypadku początkowych ośmiu punktów orędzia prezydent użył czasownika „musi być" (must be), wytyczając cel działań, to przy kolejnych sześciu punktach posługuje się już łagodniejszym zwrotem „powinna być" (should be). Z pewnością nieprzypadkowo też mówi 0 „budowie" (erected) zamiast „odbudowie" (re-erected) Polski, czyli nie przewiduje powrotu, jak wyobrażali sobie niektórzy, do granic przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Nie zakładał więc on prostej restytucji państwa, ale ewentualne jego utworzenie. Domyślać się więc można było, że jego granice też będą wytyczane na nowo. 2. Dyskusyjny okazał się też zwrot „ludność bezsprzecznie polską" (indisputably Polish populations). Wilson planował zatem wytyczenie granic państwa na podstawie granic etnograficznych. Współgra to zresztą z wygłoszonym 5 stycznia 1918 r. w Newcastle przemówieniem ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Lloyda Georga, który stwierdził: „Sądzimy (...), że Polska niepodległa, obejmująca wszystkie rdzennie (genuinely Polish) polskie żywioły, które zechcą wejść w jej skład, stanowi pilną konieczność dla stabilizacji Europy". To stanowisko Brytyjczyka zdaje się anonsować pomysł plebiscytów jako środka rozwiązywania problemów terytorialnych na peryferiach Cesarstwa Niemieckiego, co później wpłynęło na los Ślązaków, Warmiaków 1 Mazurów. Wiosną 1919 r., kiedy już na paryskiej konferencji pokojowej decydowano o przebiegu granicy polsko-niemieckiej, na ten zapis orędzia Wilsona o „ludności bezsprzecznie polskiej" zaczęli coraz wyraźniej powoływać się Niemcy, kwestionując plany przyznania sporej części obszarów Prus Zachodnich Polsce, wskazując, jakoby zamieszkujący tę prowincję Kaszubi nie spełniali przesłanki bycia indisputably Polish populations. Ważnym jednak czynnikiem z pewnością okazał się też fakt, że ziemie zamieszkiwane prze Kaszubów miały nadmorski charakter, co powiązano w 1919 r. z obietnicą zapewnienia Polsce dostępu do morza. 3. USA w orędziu Wilsona planowała „wolny i bezpieczny dostęp do morza" dla ewentualnej przyszłej Polski, jednak w 1918 r. pojawiło się w opracowaniach naukowców i dyplomatów wiele różnych wariantów wywiązania się z tej zapowiedzi. Okazało się to najtrudniejszym wyzwaniem przy określaniu później w Wersalu zachod- niej granicy Polski. Skutki tego zaważyły nad historią Europy i świata. Kluczową postacią w administracji prezydenta USA w czasie I wojny światowej, mającą przemożny wpływ na amerykańską politykę zagraniczną, był płk Edward Mandell House. Należał do najbliższego kręgu doradców Wilsona (prywatnie był jego przyjacielem) i powierzano mu realizację wielu specjalnych zadań dyplomatycznych. Trzymając się w cieniu Wilsona, uchodził za szarą eminencję administracji prezydenckiej. Późnym latem 1917 r. z polecenia Wilsona Amerykanie pod nadzorem Ho-use'a powołali specjalną komisję, pn. „Inquiry", z zadaniem przygotowania materiałów i programu działania ich delegacji na przyszłą konferencję pokojową. Powstała ona w pewnej dyskrecji i poza strukturą Departamentu Stanu, a do jej prac zaangażowano naukowców głównie z następujących uniwersytetów: Harvard, Yale, Columbia i Princeton, oraz z American Geographical Society. W ramach Komisji Housea działała też podsekcja do spraw polskich. W raporcie zatwierdzonym przez kierownictwo Inąuiry 22 grudnia 1917 r., który stał się podstawą do sformułowania 14 punktów Wilsona, można przeczytać: „Kwestia Polski jest daleko bardziej skomplikowana niż wszystkie inne rozważane sprawy. Obecnie rozmieszczenie Polaków jest takie, iż uniemożliwia ich pełne zjednoczenie bez oddzielenia Prus Wschodnich od Niemiec. Nie leży to prawdopodobnie w granicach praktycznej polityki. Polska, składająca się głównie z rosyjskiej i może austriackiej Polski będzie miała prawdopodobnie zabezpieczony dostęp do morza przez Wisłę i niemieckie kanały biegnące do Hamburga i Bremy". Eksperci konstatują, że takie postawienie sprawy spowoduje uzależnienie ekonomiczne nowego państwa, ale i „powstanie areny wielkiego napięcia". Eksperci Inąuiry z sekcji wschodniej w następnych miesiącach przedłożyli jeszcze szereg opracowań i raportów dotyczących wariantów zapewnienia Polsce możliwości korzystania z dostępu do morza. Wraz ze zmianą sytuacji na frontach wypracowywane rekomendacje ewoluowały. W raporcie z 20 marca 1918 r. eksperci Inąuiry zaproponowali stworzenie niepodległej i zjednoczonej Polski z pełnymi prawami do samookreślenia, z wyłączeniem pruskiej Polski lub Galicji, lub obu tych terytoriów, i przyłączenie do niej Litwy i Kurlandii. Przy takim rozwiązaniu dostęp do morza byłby zapewniony właśnie przez litewskie wybrzeże. W opracowaniu przygotowanym w lipcu i sierpniu 1918 r. szef sekcji wschodniej Robert Lord w swoim wnikliwym i kompleksowym „Raport on Poland" dochodzi do wniosku, że cała dolina Wisły z Prusami Zachodnimi, ze względów geograficznych, powinna należeć do Polski, choć problem etniczny jest tu 4 POMERANIA Uroczystość nadania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Poznańskiego pułkownikowi Edwardowi Mandell House'owi w Paryżu w czerwcu 1925 r. Uczestnicy uroczystości. Widoczni m.in. płk Edward Mandell House (1), Ignacy Paderewski (5), ambasador RP we Francji Alfred Chłapowski (7), rektor Uniwersytetu Poznańskiego prof. Stanisław Dobrzycki (2), prof. Jan Sajdak (3), prof. Tadeusz Pęczalski (4). Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego bardziej skomplikowany. Pisze, że „niechęć Niemiec do odstąpienia Gdańska będzie prawdopodobnie tak wielka, że stwarza to pokusę do rozważenia pozostałych możliwości". Lord skłaniał się więc ku już wcześniej przez Wilsona podnoszonej propozycji zabezpieczenia Polsce dostępu do morza w drodze umów handlowych z gwarancjami międzynarodowymi. Jak wspomniano, opracowania komisji House'a powstawały poza Departamentem Stanu, którym kierował Robert Lansing. Aby też oficjalna struktura bieżącej amerykańskiej dyplomacji dysponowała swoimi koncepcjami, w lipcu 1918 r. doradca prawny Departamentu Stanu D.H. Miller opracował memoriał zawierający trzy następujące możliwości realizacji postulatu zapewnienia Polsce dostępu do morza: A) Przez przyznanie Polsce terytoriów niewątpliwie polskich, rozciągających się poprzez prowincje niemieckie, wzdłuż Wisły do Bałtyku, nie włączając jednak portu gdańskiego i Prus wschodnich, które są wyraźnie niemieckie; B) Inną możliwością terytorialnego dostępu Polski do morza, jaka być może będzie istniała, jest unia Polski z Litwą; C) W przypadku braku dostępu terytorialnego do Bałtyku - dostęp Polski do morza należałoby stworzyć koniecznie w drodze układu w przedmiocie pewnego rodzaju serwitutu międzynarodowego przez terytorium Niemiec - wzdłuż Wisły do Gdańska, układu, który być może byłby najbardziej skomplikowany spośród umów, jakie zna prawo międzynarodowe. W kolejnych kilku miesiącach sytuacja polityczna w Europie (postępy bolszewików w Rosji i chaos rewo- lucyjny w Niemczech) na tyle się zmieniła, że w raporcie z 11 listopada 1918 r. bez większych zastrzeżeń co do realności przeprowadzenia tego projektu sekcja kierowana przez Lorda udowadniała konieczność włączenia do Polski terenów Prus Zachodnich wraz z Gdańskiem i Elblągiem, zabezpieczając dla Polski całe ujście Wisły. Do wcześniejszych argumentów historyczno-ekonomicznych dołączono teraz argumenty z zakresu bezpieczeństwa militarnego. Materiały opracowane przez Inąuiry i sprawdzona kadra ekspertów były sporym atutem dla delegacji amerykańskiej na konferencji pokojowej w Paryżu. 4 grudnia 1918 r. do Europy wraz z Wilsonem na pokładzie okrętu George Washington popłynęła grupa ekspertów Inąuiry, w tym Robert Lord. Okazał się on przy opracowywaniu traktatu wersalskiego dla amerykańskiej delegacji jednym z głównych specjalistów do spraw Polski i Rosji. Dostęp do morza był dla Polski kwestią o niezwykle żywotnym charakterze. Polscy działacze niejednokrotnie sondowali (Paderewski, Dmowski) opinię w Waszyngtonie, co Biały Dom rozumie pod pojęciem dostępu do morza. Sprawę, jak się wydawało, ostatecznie rozstrzygnięto na konferencji paryskiej, ale warto przypomnieć, że Amerykanie byli tam bardzo dobrze merytorycznie przygotowani do obrad, a warianty poukładania przynależności państwowej Prus Zachodnich, w tym Gdańska, budowali oraz analizowali długo przed Wersalem, zanim na Kaszubach ludność zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że może istnieć świat bez kajzera Wilusia. Rok 1918 i jego konsekwencje wywróciły senny dotychczas kaszubski świat do góry nogami. 13. punkt orędzia Wilsona przyczynił się do tego. ŁUKASZ GRZĘDZICKI POMERANIA 5 JEDNAK SUBWENCJA DLA SAMORZĄDÓW NA KASZUBSKI W SZKOŁACH W DÓŁ 1 stycznia 2018 r. weszło w życie rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2018 (Dz.U. 2017, poz. 2395). Na jego mocy zmieniono m.in. wysokość wsparcia na uczniów uczących się języków mniejszości i języka regionalnego. Resort edukacji nie uwzględnił w tej kwestii uwag organizacji społecznych (np. Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego), związków zawodowych, a nawet innych resortów wyrażających dezaprobatę dla wprowadzanych w takim stylu zmian i ich treści. Zaniepokojonych MEN - za pośrednictwem rzecznika prasowego - w komunikatach dla mediów uspokajał, że globalna kwota przeznaczona na nauczanie języków i w językach mniejszościowych oraz regionalnym „pozostanie na zbliżonym poziomie", podczas gdy w tym samym czasie ministerstwo pokazywało w innych miejscach szacunki, że dzięki tym zmianom finansowania na uczniów należących do mniejszości i uczących się języka regionalnego zostanie przeznaczone ok. 23,5 min zł mniej (przypuszczalnie połowa tej kwoty dotyczy Kaszub). W skali wydatków oświatowych budżetu państwa (ok. 45,5 mld zł w 2018) nie jest to olbrzymia kwota, ale kiedy spróbujemy bliżej się przyjrzeć skutkom, to okazuje się, że prawie połowa tej kwoty zostanie odjęta samorządom, a za ich pośrednictwem - szkołom na Kaszubach. Skutki więc odczują mieszkańcy Kaszub, a będą one pojawiać się rozłożone w czasie. Wielu odpowiedzialnych za organizację oświaty na Kaszubach (samorządowców, dyrektorów szkół, nauczycieli) przystąpi teraz w pierwszej kolejności do liczenia, jak konkretnie nowe rozporządzenie odbije się na wysokości środków, które postawiono do ich dyspozycji. Oświata w Polsce przemknęła przez 2017 r. jak kolejka górska (roller coaster), a jej pasażerowie doznawali gwałtownych zwrotów akcji. W tym kontekście nagłe, wprowadzone bez szerszych konsultacji (chociaż takie MEN obiecywał) obniżenie subwencji na uczniów uczących się języka kaszubskiego wielu przyjęło na Kaszubach, będąc już w stanie odrętwienia. Likwidacja gimnazjów, a tym samym rozpisany na lata proces konieczności kształtowania na nowo sieci szkół, nowe podstawy programowe i nowe zasady organizacyjne oraz zmiany w finansowaniu czynią na najbliższe lata szkolnictwo obszarem nieprzewidywalnych zdarzeń, zwiększającym ryzyko zmarnowania zaangażowanych zasobów. Trudniej też planować samorządom, kadrze oświatowej, organizacjom społecznym, takim jak Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, realizację swojej misji w sferze edukacji szkolnej, skoro reguły gry tak szybko przez prawodawców są dezaktualizowane. Zapowiedziana już przez MEN kolejna zmiana finansowania, od 2019 r., uczniów uczących się języka mniejszości i języka regionalnego nie wiadomo jeszcze, w którą stronę zostanie poprowadzona. Namawianie samorządowców, dyrektorów czy decydentów w MEN do większej roztropności oraz kompleksowego myślenia o organizowaniu w szkołach nauczania języka regionalnego czy historii i kultury Kaszub i liczenie na pozytywny skutek namów może być uznane za naiwność. Ale czy taka jazda oświatową roller coaster jednych pasażerów z czasem nie zmęczy, innych nie znudzi, a ktoś trzeci nie przypłaci tego zdrowiem? Najprawdopodobniej wielu dojedzie do końca, oby w przyzwoitym stanie. ŁUKASZ GRZĘDZICKI 6 POMERANIA 'YCZEŃ201E GRASS W KULTURZE KASZUB Miniony rok w gdańskiej kulturze można śmiało nazwać rokiem Grassowskim. Gdańsk nie zapomniał o swoim nobliście, nie zapomnieli też o nim miłośnicy jego twórczości literackiej. 90. urodziny pisarza były okazją, aby przypomnieć szerszej publiczności także inne talenty słynnego gdańszczanina, do których należał rysunek oraz rzeźba. Gunter Grass, co z pewnością wiedzą czytelnicy jego książek, sam bogato ilustrował swoje kolejne dzieła. Równie ważna dla niego była rzeźba, którą studiował w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Berlinie Zachodnim. W roku 2017 przybliżono postać Grassa mieszkańcom Gdańska, Pomorzanom i turystom, pokazując różne jego uzdolnienia i zainteresowania. Stwierdzenie, że Grass był i wciąż jest inspiracją dla kolejnych pokoleń pisarzy, nie wydaje się może odkrywcze, ale warto i o tym przypomnieć. Pisarz, który wychował się na pograniczu kultur: niemieckiej, polskiej i kaszubskiej, chętnie sięgał po motywy kaszubskie. Opisywał miejsca i krajobraz Kaszub, przywoływał nazwy kaszubskich wiosek - Brętowo, Bysewo, Firoga, Matarnia czy Rębiechowo - współcześnie wchłanianych przez rozrastające się miasto Gdańsk. Czy ktoś jeszcze pamięta, że w miejscu, w którym dzisiaj lądują i z którego odlatują dziesiątki samolotów dziennie, była cicha i urokliwa kaszubska wioska? Dzięki Grassowi, który nie stronił od opisów elementów kaszubskiej kultury i codziennych obrządków, można to sobie wyobrazić. Pisarz również poprzez prace plastyczne przywoływał wątki kaszubskie obecne w jego życiu, także przez licznych krewnych, których duże grono do dzisiaj żyje na Kaszubach. Przywiązanie Guntera Grassa do Kaszub pokazują autorzy ekspozycji „Grass a Kaszuby/i". Na wystawie, którą można oglądać do 28 stycznia br. w Gdańskiej Galerii Guntera Grassa przy ulicy Szerokiej, swoje prace inspirowane twórczością noblisty prezentują następujący artyści: Piotr Józefowicz, Jacek Kornacki, Dorota Nieznalska, Anna Orbaczewska, Michał Szlaga, Krzysztof Topolski, Anna Włodarska, Krzysztof Wróblewski i Wojciech Zamiara. - Opracowując wystawy dla Gdańskiej Galerii Guntera Grassa, staram się poszukiwać pod jak najszerszym kątem tematów inspirowanych dorobkiem i doświadczeniami naszego patrona. Kaszuby są integralną częścią zarówno twórczości jak i biografii Guntera Grassa. Kaszuby to także temat nadal naznaczony sporą dozą niedopowiedzeń i krzywdzących stereotypów. Stąd też bez namowy i wsparcia dr Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk z pewnością nie miałabym odwagi podjąć się organizacji wystawy obejmującej obszar tematyczny tylko z pozoru prosty i oczywisty - mówi kuratorka wystawy Marta Wróblewska. - Przy opracowywaniu wystawy rozłożyłyśmy siły: Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk zapewniła wkład merytoryczny związany zarówno z Grassem, jak i z szeroko STËCZNIK 2018 / POMERANIA 7 90. URODZINY GUNTERA GRASSA pojętymi Kaszubami, ja zaś wybrałam artystów, którzy zmierzyli się z zadanym tematem. Klucz był następujący: po pierwsze, do udziału w projekcie zaproszeni zostali twórcy działający lokalnie, co w moim przekonaniu miało zapewnić bliższą i pewnie bardziej osobistą perspektywę w kreatywnym podejściu do zagadnienia. Po drugie zaś, artyści zostali wybrani pod kątem różnorodnych dziedzin artystycznych, którymi się zajmują, od klasycznego malarstwa olejnego na płótnie, poprzez fotografię, instalacje, kończąc na pracy z dźwiękiem, co w rezultacie dało przekrojowy obraz nie tylko Grassowskich Kaszub przedstawiony za pomocą rozmaitych współczesnych środków wyrazu. W prezentowanych pracach znajdziemy zarówno motywy związane z krajobrazem Kaszub, komentarze dotyczące tradycji regionalnych, jak i propozycje własnej symboliki odnoszącej się do interpretacji wybranych wątków kaszubskich - dodaje kuratorka ekspozycji. - Pomysł wystawy o związkach Guntera Grassa z Kaszubami narodził się z niedosytu podczas mojego pobytu w Lubece w 2016 roku na stypendium „Gościa obywatelskiego" Fundacji „Die Gemeinnutzige". Przeprowadzałam wówczas kwerendę recepcji naukowej i prasowej działalności noblisty m.in. pod kątem odczytywania kaszubskich wątków w jego twórczości. I doszłam do wniosku, że kaszubskie motywy u Grassa najczęściej w ogóle nie są jako takie rozpoznawane we współczesnej recepcji, a element kaszubski w tożsamości Grassa spychany jest do szuflady biograficznego kuriozum czy też artystycznej autokreacji. Cieszę się, że Marta Wróblewska podchwyciła pomysł wystawy oraz zmotywowała grono gdańskich artystów, a łącząc siły Gdańskiej Galerii Guntera Grassa, Stowarzyszenia Guntera Grassa, Instytutu Kaszubskiego i Pracowni Badań nad Narracjami Pamięci Pogranicza na Uniwersytecie Gdańskim, zrealizowaliśmy ten projekt - mówi Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk. Prace zaprezentowane na wystawie są efektem pleneru artystycznego, który odbył się w sierpniu ubiegłego roku na Kaszubach. - Przygotowania do wystawy rozpoczęliśmy kilka miesięcy przed jej otwarciem wspólnym wyjazdem studyjnym na Kaszuby, który objął wędrówkę śladami kaszubskimi Guntera Grassa, wizytę w Muzeum - Kaszubskim Parku Etnograficznym we Wdzydzach, a także wiele godzin spędzonych wśród fascynujących kaszubskich lasów i wsi, które w sierpniu 2017 zostały dotkliwie doświadczone bezlitosnym żywiołem -mówi Marta Wróblewska. - Wystawie towarzyszyła debata na temat roli i wizerunku Kaszub (tych Grassowskich i tych nam współczesnych) wobec Gdańska, a także seria warsztatów kreatywnych skierowanych zwłaszcza do młodszych odbiorców. Realizując te wydarzenia, obserwuję, jak istotna jest rozmowa i twórcze podejście do tego jakże przepastnego tematu, jakim jest Grass i Kaszuby / Kaszubi, w którym pozostaje nadal tak wiele dla nas wszystkich do odkrycia - podkreśla kuratorka wystawy Marta Wróblewska. Warto dodać, że wystawie towarzyszy katalog, w którym m.in. zaprezentowano wszystkie pokazane na niej prace oraz ich krótkie opisy, podane w trzech językach: polskim, kaszubskim i angielskim. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 8 POMERANIA CHWYTANIE ŻYCIA NA PRZEŁOMIE ROKU MĘDRCY ŚWIATA, MONARCHOWIE Czeka się na ten uroczysty (i urokliwy) dzień właściwie od Bożego Narodzenia. Równocześnie Objawienie Pańskie przynosi jakąś nostalgię, ponieważ zwyczajowo kończy ścisły okres Bożego Narodzenia. Równocześnie stanowi jego dopełnienie, widowiskowe i efektowne, ponieważ nie byle jacy goście zawitają do ubogiej stajenki. Mędrcy, królowie, odziani w bogate szaty, bisiory, purpury, złotogłowia, namaszczeni niepospolitą wiedzą astrologiczną lub też złotem w postaci monarszych ko ron. Przynoszą iście królewskie dary - mirrę, kadzidło i złoto. A wszystko to widzi skromny, stateczny Kaszuba, na co dzień raczej niemają-cy kontaktu z koronowanymi głowami. I podziwia, i cieszy się, że jego Pan śpiący w ubogiej stajence doznaje takich hołdów ze strony możnych tego świata. Uroczystość Trzech Króli kończy cykl dwunastu dni świątecznych. Śpiewa się w kościele przepiękną, barokową w swym przepychu kolędę, zazwyczaj rzadko wykonywaną, bo zarezerwowaną dla tego właśnie dnia. Święci się kadzidło i kredę, a kredą czyni się później w domu inicjały trzech wschodnich mędrców i datę roczną. Kreda owa ma zresztą szersze zastosowanie, potarcie nią niegojącej się rany sprawi bowiem, że zabliźnienie nastąpi wnet. Warto wspomnieć, że niezależnie od grasujących gwiżdżów, po wsiach do okresu Trzech Króli chodzili święci młodziankowie z obrzędową gwiazdą, zwani trzema królami. Byli odziani w długie białe koszule, a na głowach nosili wysokie (do 50 cm) tekturowe korony, okolone wstążeczkami osłaniającymi twarze. Oprócz gwiazdy na wyposażeniu owych młodzianków była jeszcze skarbonka i kostur służący w założeniu do przepędzania psów. Mnogość była piosnek śpiewanych przez takie orszaki, niekiedy odprawiano nawet krótkie misteria obyczajowo-religijne, np. w Sławoszy-nie oprócz standardowych chłopców z gwiazdą pojawiał się św. Piotr z kluczami, Gabriel z mieczem, Chrystian z kijem i niejasna, tajemnicza postać - Michał Romski1. Specyficznie nordowym (siłą rzeczy) obyczajem była zabawa rybacka, tzw. maszopskó, podczas której maszopi zawiązywali lub odnawiali swój związek2. Objawienie Pańskie to nie tylko dzień uczestnictwa we mszy św. i pielęgnowania archaicznych obyczajów. Oto 6 grudnia 1924 w Wejherowie odbyła się uroczystość, której bardzo daleko do tamtych tradycji: Dzieci syberyjskie wystawiły „Jasełka". Przedstawiono również scenki: gromada wieśniaków z różnych okolic kraju w strojach ludowych, Pan Twardowski na kogucie, czarownica z Łysej Góry, ułan i Małgorzatka, żak, przekupka i kominiarz. Wystąpił też komiczny Icek Popycek i chłopek Roz-tropek, namiestnik opłakiwany przez Marynię i gromadka dzieci tulących się do Bożej Matki. Śpiewano pieśni ludowe i kolędy". Należy zwrócić uwagę, że dzieci wystawiające owe jasełka pochodziły z różnych ziem polskich, a w Wejherowie znalazły się po tułaczce na syberyjskiej ziemi. Również w Trzech Króli odbywały się spotkania bożonarodzeniowe rozmaitych środowisk, przykładowo w 1931 r. wejherowskie gniazdo Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół" w sokolni przy ul. Hallera 1 B. Stelmachowska, Rok obrzędowy na Pomorzu, Gdynia 2016, s. 92. 2 L. Malicki, Rok obrzędowy na Kaszubach, Gdańsk 1986, s. 23. 3 O. Podolska, Kalendarium życia kulturalnego i literackiego Wejherowa w dwudziestoleciu międzywojennym, Wejherowo 2012, s. 50. POMERANIA 9 ZWYCZAJE I OBRZĘDY spotkało się „gwiazdkowo" przy poezji deklamowanej przez panny Kruszyńską i Mazurównę, na instrumentach grali bracia Ludwik i Jan Kwiatkowscy oraz J. Parchem4. DO GROMNICZNEJ Czeka się na ten czas pomiędzy wielkimi kościelnymi świętami z dreszczem niecierpliwości. A gdy nadejdzie, chwyta się czas zabaw zachłannie i całym sobą, ponieważ, jak wszystko na ziemi, ma swoją ograniczoność mierzoną w godzinach, dniach i tygodniach. Ważne więc było efektywne wykorzystanie czasu świętowania. Nie chodziło tu wyłącznie o pragnienie użycia na zapas, zanim nadejdzie Wielki Post. Rzecz dotyczyła spraw ważniejszych, ponieważ zabawy, wszelkiego rodzaju spotkania i okazje towarzyskie sprzyjały zawieraniu i cementowaniu znajomości między młodymi, co na przyszłość niosło za sobą doniosłe skutki społeczne i demograficzne. Styczeń był miesiącem, w którym, zwłaszcza w okresie międzywojennym, odbywało się wiele różnego rodzaju inscenizacji, jasełek i w ogóle uroczystości publicznych nawiązujących do Bożego Narodzenia. W auli wejherowskiego gimnazjum 7 stycznia 1923 r. komenda hufca harcerskiego urządziła spotkanie przy opłatku. Odegrano dwie sztuki: „W noc wigilijną" i „Pod nową gwiazdą". Na zakończenie odśpiewano Rotę5. Ofiarowanie Pańskie. Wydarzenie, z religijnego punktu widzenia wzniosłe, piękne, a równocześnie owa gromnica zapalana w kościele, wprawdzie radośnie usytuowana symboliką pośród innych sakramen-taliów i przedmiotów paraliturgicznych, będąca w rzeczy samej częścią liturgii światła... Zawsze to jednak gromnica. Używano jej później przy konającym, który przechodząc do innego świata, powinien trzymać ją w stygnących dłoniach. Światło gromnicy miało odpędzać złe duchy, duchy ciemności. W dawnych czasach poświęconą gromnicą posługiwano się także przy odpędzaniu wilków. W razie rozszalałej burzy stawiano płonącą gromnicę w oknie od strony, skąd nadciągało niebezpieczeństwo. Wreszcie dla ochrony domostwa przed gromami (to już magia apotropeiczna) kreślono kopciem płonącej gromnicy magiczne krzyże na belkach stropowych6. Dzień ów stanowił widoczną granicę. Po 2 lutego przestawano śpiewać kolędy, a w kościołach rozbierano żłobki. Z dniem Matki Boskiej Gromnicznej związane były liczne przysłowia. Ks. Perszon podaje kilka z nich : • Gdy w gromniczną z dachu ciecze, zima długo się powlecze. • Gromnica - zimy połowica. • Na Gromnicę łataj rękawicę • Jak na Gromniczną gas woda dostónie, tej na Stru-miannę ôwca trôwa. Jasne było, że na Gromniczną robak przewraca się w ziemi na drugą stronę (znów te skojarzenia okołofu-neralne, co począć), a niedźwiedź buduje nowe legowisko. Z Matką Boską Gromniczną związanych było wiele tajemniczych historii. W okolicach Kartuz opowiadano, że pewna luterka zamierzała iść z gromnicą do kościoła katolickiego, jednak zostawiła ją w krzakach. W drodze powrotnej zastała gromnicę zapaloną. Z kolei w Kościerzynie mówiono o człowieku, który zawsze 2 lutego zanosił do odległego kościoła święcę do poświęcenia. Gdy był już starcem, szedł, jak co roku, do kościoła. W dro- X dze napadły go wilki i rozszarpały. W ostatnim momencie życia widział, jak pochyla się nad nim Matka Boska i wkłada mu w dłoń zapaloną gromnicę. Następnego dnia znaleziono poszarpane ciało, jednak ręka z gromnicą pozostała nietknięta8. 4 Tamże, s. 138. 5 Tamże, s. 38. 6 L. Malicki, dz. cyt.., s. 25. 7 J. Perszon, Godné zwëki. Zwyczaje i obrzędy okresu Adwentu i Bożego Narodzenia w regionie wejherowskim, Luzino 1991, s. 46-47. 8 B. Stelmachowska, dz. cyt, s. 104 10 / POMERANIA / STYCZEŃ 2£ ZWYCZAJE I OBRZĘDY I wreszcie dowód, jak ważne było święto Matki Boskiej Gromnicznej - kaszubska nazwa miesiąca, który właściwie rozpoczyna się Ofiarowaniem Pańskim. Oto mija styczeń, a wcześniej jeszcze święty czas Godów przygotowań do sylwestra. Co naszym przodkom zostało po tym intensywnie przeżytym okresie? Czy przesyt upartym chwytaniem życia? Znużenie chwilowym dostatkiem, niekiedy niesmak z powodu własnego zachowania lub żal do bliźnich o rozmaite sprawy i sprawki? A może raczej beztroska spowodowana świadomością, że do Wielkiego Postu jeszcze trochę czasu? Bo w perspektywie zapusty! Jest jeszcze jedna możliwość, nie wykluczająca powyższych. Jest nią pielęgnowanie w myślach prostej, niewinnej radości. Radości z kontaktów z bliskimi, z rozmów, z ogrzewania się w cieple ogniska domowego i ognisk pobliskich. Wprawdzie kontakty z najbliższymi i „nieco dalszymi" doceniamy w pełni dopiero, gdy już ich zabraknie, niemniej zdarza się często właśnie taka doczesna radość bycia z drugim człowiekiem. A Gody i czas po nich sprzyjał kontaktom. Warto przy okazji wspomnieć, że na Kaszubach pielęgnowanie więzi rodzinnych stanowiło bardzo istotny składnik życia, wręcz fundament cywilizacyjny, gdy chodzi o stosunki międzyludzkie. Znajomi, sąsiedzi, owszem, nie można było izolować się od świata, a i wiedzieć należało, co dzieje się dookoła. Interesowano się więc osobami spoza rodziny, biesiadowano z nimi, gdy nadarzyła się sposobność, towarzyszono im w ostatnich dniach ziemskiej wędrówki, ale rodzina stanowiła centrum prawdziwego życia. I to w jej szeroko pojętych ramach najczęściej obchodzono Gody i celebrowano czas po nich następujący. Styczeń z założenia był miesiącem towarzyskim. Czas omawiany powyżej stanowił też szczególną okazję do kontaktów pozarodzinnych. Karczmy. Lokale. Potańcówki. Wszelkiego rodzaju biesiady. Kwestie matrymonialne. W jakim innym czasie byłoby możliwe takie szaleństwo? Umiłowanie tradycji jest szczególnie ważne w czasach globalizacji, atomizacji społeczeństwa i zaniku więzi międzyludzkich. Truizm, ale prawdziwy. Idźmy więc w ślady naszych przodków i pochwyćmy życie z jego rozmaitymi urokami, choć na krótki moment. PIOTR SCHMANDT RYCINY MARIAN BUSLER LITERATURA WYKORZYSTANA: Wydawnictwa zwarte Hryń Renata, Śliwa Zuzanna, Encyklopedia tradycji polskich, Poznań, b.r.w. Kitowski Sławomir, Gdynia. Miasto z morza i marzeń, Gdynia 2001. Kostrzewa Agnieszka, Łopatyńska Hanna M., Przewodnik po Bożym Narodzeniu, Toruń 2014. Malicki Longin, Rok obrzędowy na Kaszubach, Gdańsk 1986. Perszon Jan, Godné zwëki. Zwyczaje i obrzędy okresu Adwentu i Bożego Narodzenia w regionie wejherowskim, Luzino 1991. / Ą Podolska Olga, Kalendarium życia kulturalnego i literackiego Wejherowa w dwudziestoleciu międzywojennym, Wejherowo 2010. Stelmachowska Bożena, Rok obrzędowy na Pomorzu, Gdynia 2016. Szefka Paweł, „Gwiżdże". Widowisko obyczajowe obrazujące obrzędy i zabawy noworoczne Kaszubów, Gdańsk 1957. Wydawnictwa ciągłe „Gazeta Kartuska", Kartuzy 1936, R. XV, Nr 157. „Gazeta Kościerska", Kościerzyna 1934, R. V, Nr 154. „Norda. Pismiono Kaszëbsczi Zemi", Gdańsk 1997, Nr 48 (137). „Zrzesz Kaszëbskô", Wejherowo 1946, R. IX, Nr 122. STËCZNIK2018 I POMERANIA /11 RYBACY NURZYŃSKIEGO ODCHODZENIE W PRZESZŁOŚĆ „Dawno, dawno temu, kiedy klif był dłuższy o kilkadziesiąt metrów. Albo i jeszcze więcej....". Tak mogłaby się zaczynać opowieść o czasach świetności orłowskiego rybactwa. Dzisiaj, razem z cichym niknięciem klifu, który średnio cofa się o ok. 1 m rocznie, powolnemu zamieraniu ulega również rybackie rzemiosło. Stary kaszubski fach odchodzi w przeszłość. Niebawem może się okazać, że zostaną po nim jedynie sentymentalne wspomnienia zaklęte na starych fotografiach. Te na szczęście odnajdziemy w dorobku jednego z najlepszych trójmiejskich fotografików. NURZYŃSKII JEGO DZIEŁO Wnuk Słowenki, w młodości jazzowy perkusista, miłośnik Cartiera-Bressona i Zofii Rydet. Oddany marynistyce i ginącym kulturom. Artysta fotografik. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików i Fotoklubu RP. Tak pokrótce wygląda sylwetka Eugeniusza Nurzyńskiego. I to właśnie on jest autorem znakomitej ilustracji życia tak ważnej dla gdyńskiego krajobrazu społeczności, jaką tworzą rybacy. Jeżeli chcesz zrobić coś oryginalnego, musisz znaleźć swój temat - twierdzi. Jego tematem, tematem jego życia są właśnie „rybacy spod klifu". Sfotografował ich w taki sposób, w jaki nie zrobił tego nikt inny. Dokument, którego jest realizatorem i który jest własnością Muzeum Miasta Gdyni, powstawał w latach 1983— -1986. W całości został po raz pierwszy zaprezentowany w siedzibie aktualnego właściciela w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2015. Ponadto był pokazywany na wielu wystawach, m.in. w Bydgoszczy, Gdańsku, Jarosławiu, Poznaniu, Szczecinie, Uniejowie. Wielokrotnie nagradzany, zdobył m.in. I nagrodę na VI Biennale Fotograficznym „Człowiek-jego praca i jego pasje" (Poznań 1987). Dzisiaj stanowi bezcenny zapis reportersko-etnograficzny. Z wielu powodów. Przede wszystkim ze względu na wymiar estetyczny. Na wysmakowane kadry. Na umiejętne uchwycenie decydującego momentu. Wsłuchajmy się w głos ekspertów. Dr Anna Śliwa, kierownik Działu Sztuki Muzeum Miasta Gdyni, określa dokument Nurzyńskiego jako zbiór „przejmujących, monochromatycznych fotografii, na których autor pokazał coś więcej niż tylko wysiłek ludzi morza. Udało mu uchwycić prostą, rybacką duszę". Grażyna Goszczyńska, do niedawna kustosz kolekcji fotograficznej Europejskiego Centrum Solidarności, a wcześniej kuratorka Gdańskiej Galerii Fotografii, w latach 70. będąca uczennicą Liceum Plastycznego w Orłowie, a więc plener nad klifem znająca od podszewki, zwraca uwagę, 12 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 BLIŻEJ MORZA FOTO-ORTHODOX Przy ich tworzeniu autor korzystał z enerdowskich aparatów Practica L2 i Practica VLC oraz obiek- że Nurzyński „umożliwił dzięki bliskim, ciasnym kadrom wręcz »powąchanie« codzienności ludzi morza". O cyklu artysty mówi, że są to „fotografie niebudzące wątpliwości, że fotoreportaż może być sztuką". POŁAWIANIE Nurzyński był pierwszym fotografem, który został zaproszony przez orłowskich rybaków w morze. Dlatego cykl zawiera zdjęcia nie tylko z brzegu: portu i plaży, ale także z połowu. Wymagało to znacznej ekwilibrystyki: od zręcznego przeniknięcia do wyjątkowo hermetycznej grupy społecznej - 0 czym będzie jeszcze mowa - aż po wytrząśnięcie spod ziemi wszelkich druków, druczków i zezwoleń wydzielanych przez biurokratyczną machinę. Najpierw, siłą rzeczy, rybacy musieli wyrazić zgodę na wzięcie dodatkowego pasażera na połów. Przed przystąpieniem do załatwiania jakichkolwiek formalności dobrze było zdobyć poparcie odpowiednich osób. Poparcie ubrane w ładne słowa i naszpikowane odpowiednią nomenklaturą. Rekomendacji udzielili Prezes Zrzeszenia Rybaków Łodziowych w Orłowie oraz Gdańskie Towarzystwo Fotograficzne. I wtedy rozpoczął się festiwal biurokracji. Pozwolenie z Urzędu Morskiego na fotografowanie na morzu (takowe posiadała tylko państwowa telewizja), zezwolenie z Inspektoratu Wojsk Ochrony Pogranicza (tutaj pomogły znajomości w klubie garnizonowym, w którym pracował Nurzyński). No i na końcu należało jeszcze wyrobić sobie kartę rybacką... A jak przyszło co do czego 1 zbliżał się dziewiczy rejs, to okazało się, że portowy WOP nic nie wie o żadnym fotografie, który ma pływać po bałtyckiej strefie granicznej, i takiemu fotografowi nigdzie wypłynąć nie pozwoli. Taki fotograf to potencjalny uciekinier... Napiętą sytuację rozładował dopiero telefon do centrali WOP, rozmowa Nurzyńskiego z dyżurnym. Cykl został wykonany przed wybuchem rewolucji cyfrowej, zatem wszystkie obrazy są uwiecznione na negatywie - nośniku mającym bez porównania większą trwałość od „cyfry". Całość cyklu wywołał sam autor z oryginalnych negatywów na papierze AGFA w latach 2002-2005, w tradycyjnej formie, w ciemni, w mozole, co z jednej strony uszlachetnia, dodaje elegancji i specyficznego sznytu, którego pozbawione są cyfrowe wydruki, a z drugiej ma niebagatelne znaczenie dla muzealnika liczącego się z trwałościąobiektu--odbitki. Zdjęcia należądo kategorii „modern print" i mają tylko jedną odbitkę. tywu flektogon 2.8/20 mm. W trosce o wysoką ostrość autor starał się stosować duże przysłony obiektywu (11,16). Wszystkie zdjęcia były robione bez użycia statywu przy czasach sięgających nawet 1/15 s (na morzu 1/125 s). I teraz ciekawostka. Nurzyński należy do dokumentalistów ortodoksyjnych. Tak jak jego mistrz Henri Cartier-Bresson. Nie kadruje swoich fotografii, o czym świadczy perforacja - ramka odbitki jest brzegiem wylewki na filmie. To zabieg celowy, który stosują ortodoksyjni dokumentaliści podkreślający brak ingerencji w zarejestrowany już kadr. Ceną tej pryncypialności jest wyrzucenie wielu interesujących fotografii, które po skadrowaniu mogłyby być bardzo dobre. U RYBAKÓW Po zapoznaniu się z cyklem jedno wiedziałem na pewno. Należy nawiązać kontakt z bohaterami uwiecznionymi na zdjęciach. Z orłowskimi rybakami. A ponieważ pracowałem w Muzeum Miasta Gdyni, które wówczas realizowało projekt „Dodaj historię" - poszukiwało mikrohistorii gdynian, którzy zapisywali karty Historii, nie będąc jej pierwszoplanowymi aktorami, jak Eugeniusz Kwiatkowski, Julian Rummel czy Tadeusz Wenda - to pojawiła się okazja, żeby wybrać się do portu, zaprezentować rybakom cykl Nurzyńskiego i sprowokować ich do wspomnień. Na miejscu spotykam Andrzeja Cebulę. Historia Cebu-lów i Orłowa łączy się w 1935 roku. Zanim do tego dojdzie, jeden z powstańców śląskich Franciszek Cebula musi uciekać z rodzinnej Opolszczyzny, kiedy ziemia ledwie ostygła z wojennej zawieruchy. Przez 12 lat mieszka w Pile, aż pod koniec istnienia II RP (właśnie w 1935 r.) los rzuca go nad morze - wprost do Domku Żeromskiego, czyli tam, gdzie onegdaj mieszkał autor Wiatru od morza. Przygodę STËCZNIK2Ö18 / POMERANIA /13 m BLIŻEJ MORZA Cebulów z rybaczeniem rozpoczynają dopiero synowie Franciszka: Józef i Henryk. Potem fachem zostaje zarażone kolejne pokolenie klanu. W tym i Andrzej Cebula. Syn Henryka. Rocznik 1947. Na jednym ze zdjęć Andrzej rozpoznaje ojca. Nie może oderwać oczu. Spod przyprószonej śniegiem czapki spogląda zamyślony rybak. Henryk Cebula. Dla syna autorytet i główny motywator do pracy, do połowów. Później Andrzej Cebula będzie wspominał: Ojciec zawsze mówił: łódź jest, sprzęt jest. Bardzo proszę. Zarób sobie. I tak to się zaczęło. Ta przygoda. To wszystko musiało na nas przejść. Nie sposób było przejść obok tego obojętnie. Słyszeliśmy warkot łodzi. Ojciec przyjeżdżał, wyjeżdżał. I trzeba było mu pomóc. Cała rodzina musiała pomagać. Dlatego mama nigdy nie pracowała. Pomagała ojcu w czyszczeniu tych sieci. Haczyków. Ja zacząłem, już mając 13, 14 lat - w kajaku z kolegą, robiąc to, co ojciec robił zawodowo. Wiązało się to z potrzebami paru groszy. Na lody. na zdjęciach w chwilach odpoczynku. Łapią wtedy oddech. Bo takie momenty są rzadkie. Wydają się wówczas może nie tyle zatroskani, choć przecież nie są wolni od trosk, w szczególności, gdy morze zamarza i trzeba żyć z oszczędności, co spokojni, cierpliwi. Rzekłbyś: zimnokrwiści. Ale niech nas to nie zmyli. Twardzielami są. Owszem. Bo muszą. Ich profesja tego od nich wymaga, ale nie znaczy to, że nie mają poczucia humoru. Potrzeba rozrywki jest silniejsza od nich. Dlatego w cyklu odnajdziemy obrazy z zabawnymi scenkami sytuacyjnymi, zobaczymy na nich rybaków jakby dziecięco beztroskich, pozbawionych maski powagi, z uśmiechem na ustach: w czasie igraszek ze zwierzętami, ptactwem, kotami, lub podczas zabaw z kolegami. Nurzyński przytacza anegdotę zasłyszaną od rybaków, jak to jeden z nich, rybak-kawalarz, miał wykupić wszystkie bilety w orłowskim kinie na seans filmu „Angelika wśród piratów". Kino miało należeć tylko do niego. Dokonał stosownej opłaty i zapewnił sobie prywatny seans w państwowym kinie. Wszystko za pięć skrzynek dorsza. To się nazywa rybacka fantazja. JAK SIĘ ROBI TAKIE ZDJĘCIA? Jak zrobić taki cykl? Takie fotografie? Jeśli chodzi o Nurzyńskiego, który dysponuje znakomitym reporterskim „okiem" i odpowiednimi umiejętnościami technicznymi, te pytania można sprowadzić do dwóch innych: Jak oswoić fotografowanych? i Jak przeniknąć ten świat? Zadanie ułatwili fotografowi jego dziadkowie. DRUGA TWARZ Na zdjęciach Nurzyńskiego znajdziemy nie tylko Cebulę, który nie jest Kaszubą. Znajdziemy tam głównie rodowitych Kaszubów. Ale, co ciekawe, oni nie są rybakami z dziada pradziada. Sfotografowany od dołu Ryszard Olejnik, wciąż aktywny zawodowo Andrzej Gabrych, nieżyjący już Jerzy Momot, czy też jego brat Tadeusz „Pirat" Momot z niesamowitym, wręcz hollywoodzkim fizys. Każdy z nich został sfotografowany w zwykłym, szarym, codziennym mozole. W łodzi. Przy rybach. Z sieciami. W trakcie patroszenia. A czasami z butelką. Niekoniecznie wody. Wylewanej po wylaniu siódmych potów. Dla pokrzepienia w znoju. I tylko niekiedy rybacy pojawiająsię POCZĄTKIEM CYKLU KRYZYS Początek lat osiemdziesiąt XX wieku to czas załamania w rybołówstwie. Krach węgorzowy. Ryby miały odparzenia. Można powiedzieć, że do dzisiaj się to nie odrodziło - mówi Andrzej Cebula. Przyczyny są niejasne. Kuzyn Andrzeja Piotr Cebula, z zawodu ichtiolog, podejrzewa, że to skutek oddziaływania iperytu i innych parzących gazów bojowych, zatapianych w Bałtyku jeszcze na początku lat osiemdziesiątych przez armię sowiecką i enerdowską. Zaczęliśmy myśleć, co tutaj dalej robić, przestawienie się na inną rybę, dorsza, flądrę, wymagało całkiem innych metod pracy i zatrudnienia nowych ludzi - stwierdza Andrzej. Czas końca rybackiej przygody dla takich ludzi, jak Andrzej Cebula czy jego brat Jerzy, którzy rozpoczynali przygodę z zagranicznymi kontraktami na tankowcach, był właśnie początkiem rybackiej przygody Nurzyńskiego. Fotograf rozpoczął pracę nad cyklem swojego życia właśnie wówczas, kiedy nad rybackim Orłowem zaczęła opadać kurtyna historii. 14 / POMERANIA /STYCZEŃ 2018 BLIŻEJ MORZA Słowenka, która przez Brazylię trafia do Francji. I emigrant z Podlasia, którego los również rzucił do kraju ze stolicą w Paryżu. Poznali się. Zakochali. A po wojnie trafili do Orłowa. Na ulicę Bohaterów Stalingradu. Babcia uprawiała pomidory, paprykę, fasolę, jej ogród przepełniał zapach maciejki. Dziadek natomiast był pracownikiem wodociągów nad rzeką Kaczą, dlatego miał darmową wodę do ogródka - wspomina Nurzyński. Jego dziadek dobrze znał rybaków. Dostarczał im nawet wodę do czyszczenia sieci, a za nią otrzymywał ryby. Kontakty były więc „wylewne". A na stole państwa Solczyków, bo tak nazywali się dziadkowie Nurzyńskiego, królowały ryby: łosoś, węgorz smażony na patelni, czy też zupa z sandacza. Nurzyński był częstym gościem u dziadków, toteż z rybakami znał się z widzenia już od dziecka. Ale to nie zapewniało jeszcze możliwości wykonania dość „intymnych" fotografii, fotografii z bliska, fotografii z samego wnętrza grupy. Do środka wspólnoty najpierw trzeba było przeniknąć. Nurzyński coraz częściej zjawiał się w porcie. Zawsze z aparatem fotograficznym. Pierwsze zdjęcia to landszafty. Potem same łódki. Rybacy przyzwyczajeni do osoby zaczynają przyzwyczajać się również do aparatu. Następuje etap skracania dystansu. Fotograf pojawia się coraz bliżej. Proces oswajania trwa. Zaczynają się pierwsze konwersacje. Nurzyński coraz więcej czasu przesiaduje z rybakami--rówieśnikami: Gabrychem i Olejnikiem. Wreszcie docho- dzi do akceptacji. Wejścia do grupy. Następuje całkowite przeniknięcie. Rzekłbyś: fotografik przemienia się w rybaka. „Operacja mimikra" zakończona. Teraz można już rozpocząć właściwą pracę. W PRACY Między styczniem 1983 a kwietniem 1986 roku Nurzyński zaliczył 35 dni zdjęciowych, czasami były to dwie godziny, a czasami pół dnia. Na morze rybacy zabierali fotografa sześciokrotnie. Trzy razy zimą i trzy razem latem. Wypływało się po ciemku. Zimą między godziną czwartą a piątą, a latem jeszcze wcześniej. Właściwa robota zaczynała się, gdy się robiło widno. Rzucanie sieci lub ich wyciąganie. Dwie-trzy godziny pracy i powrót. Między szóstą a siódmą rybacy pojawiali się na brzegu. Na świeżą rybkę czekali już wówczas pierwsi klienci. Po ósmej port pustoszał. Wszyscy wracali do domów. Rybacy udawali się na śniadanie i spoczynek, klienci przyrządzać pyszne obiady, a Nurzyński do obowiązków pozafotograficznych. Po wielu takich plenerach, wykorzystanych 55 rolkach filmów i ostrej selekcji powstał cykl. Ponad 100 zdjęć. Najlepsze z nich powstawały oczywiście na morzu. Wymagały systematyczności i poświęcenia, czyli cech zgoła rybackich. W szczególności druga cecha naznaczyła cały cykl swym piętnem. Po przypłynięciu z jednego z udanych rejsów rybacy byli zadowoleni z połowu, a Nurzyński STËCZNIK2018 / POMERANIA /15 ■■■i BLIŻEJ MORZA z pleneru. Tego dnia fotografował pożyczonym obiektywem Sonar, wartym wówczas całkiem sporo, bo dwie średnie pensje. Było co świętować, więc łódź zamieniła się w miejsce do biesiadowania. Obiektyw stał na brzegu łódki. Był co prawda w futerale, ale jak przyszła solidniejsza fala, to nie dał rady. Wpadł do morza. Skoczyłem od razu do wody, w spodniach, tak jak stałem, ale niestety obiektyw straciłem -wspomina Nurzyński. Musiałem go odkupić, to był jeden z kosztów niechcianych, który wiązał się z realizacją cyklu, ale opłacało się, bo tyle nagród, co ja zdobyłem za tych rybaków... to koszta się zwróciły... PRZENIKNIĘCIE Nurzyński oswoił rybaków na tyle, że udzielone mu zostało niepisane prawo robienia zdjęć „na granicy", w tym także fotografowania momentów łagodzenia rybackiego „welt-schmerzu" spirytualiami, co możemy dostrzec na niejednym zdjęciu. A było co łagodzić. Praca pod gołym niebem, w pogodę i niepogodę. W wilgoci. Często w przenikliwym zimnie. W niesprzyjających warunkach. Powszechny reumatyzm i inne choroby stawów, niedospanie. Stała nie-przewidywalność: czasami uda się coś złowić, czasami nie, czasami zamarznie sieć, a czasami przyjdzie sztorm i popłynąć można jedynie w marzeniach. Do tego dochodzi ciągłe niebezpieczeństwo i solidna lekcja pokory: wobec natury, wobec własnych możliwości, wobec życia. Tak wygląda zawód rybaka. Zresztą Nurzyński go nie idealizuje. Artysty nie interesuje „zakrzywianie" obrazu, żarty z rzeczywistości, pokazywanie abstynencji tam, gdzie jej nie ma. Wychodzi z Mackiewi-czowskiego założenia, że „tylko prawda jest ciekawa". Ale wprawny obserwator zwróci uwagę, że w całym cyklu nie ma żadnego zdjęcia z wnętrza rybackich mieszkań. Ktoś może zarzucić, że cykl jest przez to niekompletny. Ale ta rzekoma niekompletność jest pozorna. Świat kaszubskich checzy odszedł. W latach osiemdziesiątych dawno już go nie było. Nurzyński wspomina, że gościł u Cebulów, zwrócił uwagę, że ich mieszkanie było bardzo zadbane, ale i bardzo normalne. W środku stała kanapa, stół, telewizor i meblościanka. Tak że nie było nic ciekawego do fotografowania. Niektórzy rybacy mieszkali zresztą w domach z wielkiej płyty. Nawet na gdańskiej Zaspie. Etos orłowskich rybaków w PRL nie wkraczał już jak dawniej pod strzechy, do domostw. Sprowadzał się wyłącznie do etosu pracy. Nie ma „rybackich mieszkań". Nurzyński był świadom tego kurczenia się rybackiego świata, a ponieważ 16 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 BLIŻEJ MORZA « EUGENIUSZ NURZYŃSKI (ur. 21 XI11953 Gdańsk), artysta fotografik, kulturoznawca, edukator fotograficzny, animator kultury. W 1984 roku ukończył Studium Oświaty i Kultury Dorosłych w Warszawie, uzyskując uprawnienia do wykonywania zawodu instruktora kulturalno-wycho-wawczego o specjalności fotografia i film, a w 1992 roku kulturoznawstwo na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego o specjalności filmoznawstwo. W latach 1977-1981 był członkiem jazzowego zespołu Set, występując między innymi w klubach Artema, Trops, Wysepka i Żak. W 1983 roku podjął pracę jako instruktor kulturalno-oświatowy w gdańskim Klubie Garnizonowym, gdzie pracował aż do momentu jego likwidacji w 2010 roku, prowadząc między innymi warsztaty fotograficzne i organizując wystawy. Od 2010 roku pracuje jako wykładowca w Trójmiejskiej Szkole Fotografii w Gdyni. Jego zainteresowania fotograficzne koncentrują się wokół fotografii reporterskiej i dokumentalnej, w szczególności o tematyce marynistycznej. Prace, oprócz waloru artystycznego, mają wartość historyczną i etnograficzną. Dokumentacja przemian kulturowych, którą prowadzi od 1980 roku, zaowocowała dziesięcioma dużymi cyklami fotograficznymi. Najważniejszym z nich jest cykl Rybacy z Orłowa (znajduje się w kolekcji Muzeum Miasta Gdyni), a pozostałe to: Stocznia Gdańska, Hel, Wyspa Spichrzów, Górki Zachodnie, Krajobraz po PGR-ach, Trzy Krainy, Górale z Chochołowa, Kurpie, Podlasie. Członek Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego (od maja 1981), którego był prezesem przez trzy kadencje (1992-1995, 1997-1998 oraz 1999-2000); w lutym 1995 uzyskał status członka honorowego. Ponadto członek Foto-klubu Rzeczypospolitej Polskiej (od marca 2003), Związku Polskich Artystów Fotografików (od października 2006). Współzałożyciel Gdańskiego Towarzystwa Twórczości Fotograficznej (maj 2003). Laureat ponad 120 nagród i wyróżnień, z czego 99 za fotografie analogowe. Swoje zdjęcia prezentował na ponad 250 wystawach indywidualnych oraz zbiorowych, w tym między innymi na wystawach pod patronatem Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej (FIAP) w Singapurze, Glasgow i Macon, a także w wielu czasopismach, między innymi w „Dzienniku Bałtyckim", „Gazecie Wyborczej", „Morzu", „Pomeranii" i „Tygodniku Solidarność". W maju 1995 roku wyróżniony przez Ministra Kultury odznaką Zasłużony Działacz Kultury. Uzyskał stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego dla twórców kultury (2015). Żonaty z Elżbietą, technikiem-analitykiem. Ojciec Tomasza. OPR. MAREK ZAMBRZYCKI STËCZNIK2018 / POMERANIA /17 więc jeszcze kilka lat. Według bardziej optymistycznych prognoz - kilkanaście. Tyle lat Orłowo będzie miało swoich rybaków. Tylko tyle. Potem zostanąjuż po nich jedynie fotografie Nurzyńskiego. Tak przynajmniej twierdzą miejscowi rybacy. A komu mamy wierzyć, jak nie im? Intuicja i dobra prognoza, to jedne z tych cech, które mają we krwi. MAREK ZAMBRZYCKI Fotografie autorstwa Eugeniusza Nurzyńskiego, z archiwum Muzeum Miasta Gdyni interesowała go esencja rybactwa, jego istota, to świadomie zrezygnował z dokumentowania klasycznych PRL-owskich salonów z meblościankami, mógł w nich bowiem mieszkać przedstawiciel dowolnej profesji, która z rybactwem miała tyle wspólnego co pięść z nosem. Paradoksalnie więc cykl Nurzyńskiego stał się świadectwem historii także w tych rejonach, które celowo pomijał. ZOSTANĄ TYLKO FOTOGRAFIE Koniec końców, autor jest zadowolony z owoców swojej pracy. Tak, jak sobie wymarzyłem ten cykl, tak go zrealizowałem. Chciałem stworzyć pełną opowieść o rybakach. Z bardzo bliska. Chciałem bardzo prawdziwie pokazać ich życie, to, kim są. I to mi się udało, i wiem, że do tego się nie wróci, bo nie ma już tych rybaków. Dla Nurzyńskiego w ogóle już nie ma tamtego Orłowa: Dzisiaj wszędzie jest beton, plastik, sterylność jak w jakiejś hurtowni. Coś zniknęło. Za ładnie to teraz wygląda. To już nie moja estetyka. Orłowo, które fotografował, było jego Arkadią. Ale odeszło. A teraz odchodzą i sami rybacy. Dzisiaj są cztery łodzie motorowe, jak ci rybacy skończą, to nikt tego nie przejmie. Zostanie skansen - wieszczy Andrzej Cebula. Pozostało ł-€TS »♦■>'» Szwoleżerowie 2 Pólku z Gduńsczegó Starogardu - m.jin. ten öddzél wchödzyl w zestôwk brigadë dowodzony przez gen. Slasczégö NASZ „STEPOWI" GENERÔL Nasze kónsczé brawadë to - je wiedzec - téż kôrbiónczi ö lëdzach. Prawie ô człowieku mdze téż dzysô. Konkretno ö generale Eugeniuszu Slasczim (pol. Śląski), ridowniku, zasłużonym wojsko wim a personie baro farwny Taczi, jakô czësto letkö möglabë trafie na starnë romana abo do filmu. Pöstacëji, co je kąsk nasza, kaszëbskô. GENERÔL Z ÓST0WËCH STEPÓW Eugeniusz Slasczi urodzyl sa w 1873 roku w majątku Tadulin, kole Witebska. Na dzysdniowi Biôlorusëji. Na nen czas bél to rusczi zabór. Jakno jeden z wielu sënów pölsczich szlachcëców, mdąc mlodim knôpa, sczerowôl swöje szretë do wojska. Tradi-cjowö „wëbiera" mögla bëc blós kawalerio. W 1895 roku ukun-czil ön szkoła oficerów kawalerie w Elizawietgradze (dzys na Ukrajinie) a östôl podporucz- nika w armie Rusczégô Imperium. Ju przed pierszą światową wojną bél rotameistrem, a ób-czas wöjnë östôl pódpólköw-nika. W 1917 roku przeszed do I Pölsczégó Korpusu w Rusëji generała Józefa Dowbóra-Mu-snicczégó. Tam bél dowódcą szwadrónë, a późni diwizjónë w 2 Pólku Ulanów. 4 lëstopadnika 1918 roku óstôl przëjati do Pölsczégó Wojska w stopniu pólkównika ë za-cząn swoja kariera w odrodzo- nym kraju. Zacząn ja ód wöjnë z bólszewikama ë ód dowódze-niégó ösoblëwą jednostką. Bél to - jakno przesta na „stepowego" ridownika - Pólk Jazdë Tatar-sczi. Późni bél dowódcą 13 Pólku Ulanów ë IX Brigadë Jazdë. Brôl udzél w Bitwie War-szawsczi. W 1922 roku óstôl zwerifikówôny w stopniu pólkównika ë dostôl trzecą lokata [lokata - dodôwkówi stopień wojskowi hierarchie w midzë-wójnowi pólsczi armie - dop. 18 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 BRAWADË O KONIACH €■■■ red.] westrzód oficerów jazdë. Kawalerią bëla öna zwônô öd roku 1924. Rok przed tim ostoi mianowôny szefa Departamentë II Jazdë Minysterstwa Sprôw Wôjsköwëch. W 1924 roku prezydent Stanislów Wójcechówsczi awansowôl Eugeniusza Slasczé-gö na generała brigadë. Piasto-wôl ôn jesz wszeljaczé wësoczé stanowiszcza w wojsku, a w maju roku 1926 östôl dowódcą bri-gadë kawalerie w Starogardze Gdunsczim ë bél ju ó szrët od Kaszëb. Nen szrët zrobił rok póz-ni, czej ostoi przeniosli w stón spóczënku. FARWNÔ PERSONA Korpus oficerów kawalerie II Rzeczpöspöliti sklôdôl sa w wiôldżim parce z oficerów pó-chadającëch z armii rusczi abo austro-wagiersczi. Midzë nima bëlë czasa dosc wiôldżé różnice w pózdrzatku na slëżba czë zwëczi. Wzajemno ti oficerowie zwelë sa awstrejcamë abo prawo-sławnyma. Apartnoscë bëlë téż w jazëku, chtërnégó użiwelë. Jed-ny mielë zalecaloscë niemiecczé, drëdżi rusczé, abó jesz gôdalë kresowim zorta pólsczégó ja-zëka. Tak bëlo w przëtrôfku generała Slasczégö. Ön pewno téż przez to, ale téż przez swój charakter stôl sa bohatera wszel-jaczich wspómnieniów czë anegdot. Tak na przëmiar wspóminól jego majora Sewerin Kulesza: „Kiedyś w kasynie przy obiedzie zaczął nam opowiadać, jaki piękny był mundur huzarski w rosyjskiej kawalerii i jak to on nie może się przyzwyczaić do noszenia długich tych »awstryjskich sztanów« [musz je tu rzeknąc, że sztany to szasery, buksë do szty-bletów - kurpów windzenio-wëch, a przez slowó buty generól Slasczi rozmiól dludżé kurpë ófi-cersczć], bo całe życie w długich butach chodził jako huzar. -Żona - powiada - kazała dla mnie u Goldberga taki sztany zrobić, to i oni tak wiszą w szafie. Raz przyjechał ja do Warszawy, a tu kak raz, bal na Zamku, u Pana Priezydienta znaczy. Powiadają w Departamencie Kawalerii: Panie gienierale, trzeba pójść, tu jest dla pana gienierała zaproszenie. - Nu jak mnie iść - pytam - raz ja w butach? A oni mnie na to - nie szkodzi, można w butach. To ja i poszedł. I proszę sobie wyobrazić, dwa takich chama byli w butach na tiem balu: ja i Witos". Pödobnëch historëji je wicy, sygnie pösznëkrowac. Generól Slasczi bél znóny w kawalerie téż z tego, że bél baro bëlnym ridow-nika. Nigdë nie jezdzyl téż na koniach pól krwie. Bél ón wëchówôny w szkólë „stepowi" ridowaniégó. Podług ni nie tak wôżnô bëla technika ridowanié-gö, ale to, jak żołnierz so na koniu radży w terenie, ë czë bëlno trzi-mie sa w sodle. Generól nie lëdôl tak zwônëch awstrejców, chtërny podług tego czego bëlë nauczony w austrijacczi armie, na pierszim môlu stôwielë technika. ZE STEPÓW NA KASZËBË W 1927 roku Nowi Glińcz (dzysó to part wiosczi Glincz w kartësczim pówiace) zwëskôl nowégó mieszkańca. Po slëżbie w Starogardze Gdunsczim, ë pó przendzenim w stón spóczinku, ósëdlil sa tam prawie generól Eugeniusz Slasczi. Wëkupil ma-jątk ë rola. Plac nen miól ju sa uwzéróné flotni. Gospodarząc na 35 hektarach, rozwijól gbur-stwó. Widza sa jemu na Ka-szëbach, nasze stronë wëbrôl so z tak wiele, chtërnëch doch póznôl. Bëlno żil z henëtnyma lëdzama. Örganizowôl nawetka zabawë. Biwól w Gdini ë we Gdunsku. Tak bëlo do roku 1935. Tedë - 24 rujana - generól umar. Östôl pöchôwôny w Żukowie, gdze spôcziwô stroną swój i bialczi ë bracynë, chtëren bél komandora wójnowi mari-narczi. W Glinczu timczasa familio Slasczich żëje do dzysô. W tim sarnim molu góspódarzi wnuk generała. Pöstacëjô generała Eugeniusza Slasczégö je dosc slabó pamiatônô na Kaszëbach. Wôrt ja przëbôczac z pózdrzatku na ji farwnosc. Téż dlóte, że ni mómë kół nas wiele tego zortë bohaterów. MATEUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama bëlacczé-gö dialektu kaszëbsczégö jazëka SPROSTOWANIE Autora zamieszczonego w grudniowym numerze tekstu „Brawadë ö koniach. Hubertowi czas abö swiato sw. Eustachego" (s. 20 i 21), Mateusza Bullmanna, przepraszamy za umieszczenie w spisie treści nie jego nazwiska. STËCZNIK2018 POMERANIA /19 RYNSZT, WIEŚ NA GRANICY Dziś tylko rosnące wzdłuż dawnej polsko-niemieckiej granicy jałowce przypominają, że ta kiedyś tu biegła. Niełatwa historia kiedyś dzieliła nie tylko państwa, ale też rodziny i sąsiadów Jedni uważali się za Polaków, drudzy za Niemców, ale większość była Kaszubami i z tej perspektywy obserwowała to, co się wokół działo. Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej o swoich doświadczeniach i wspomnieniach rodziców opowiedziała nam 83-letnia mieszkanka Rynsztu Róża Tempska. Róża Temska i Franciszek Szreder (emerytowany leśniczy z Lipuszka w gminie Studzienice, brat Stanisława Szroedera, nauczyciela z Kłączna). Od lat mieszka w Słupsku, ale często wraca do swojego rodzinnego gospodarstwa w Rynszcie (gm. Studzienice). Malownicza osada u południowych brzegów jeziora Kłączno położona jest w miejscu, gdzie swój bieg rozpoczyna rzeka Kłonecznica. Dwa ostatnie gospodarstwa rozdziela piaszczysta droga wijąca się wśród lasów, w kierunku Gochów. Natura zatarła już ślady po reszcie zabudowań, jednak w pamięci ludzi pozostała wieś, która kiedyś tętniła życiem. Rytmem szczególnym, bo tuż przy granicy odradzającej się Polski. To gospodarstwo było od pokoleń w naszej rodzinie. Ojciec mojego dziadka Martina von Lonskiego urodził się w Brzeźnie Szlacheckim. Nazywał się Johan von Lonski. Rodzice opowiadali, że najpierw przeniósł się do Borzyszkowych. Dopiero potem kupili leśniczówkę w Rynszcie, która stała tuż obok tego gospodarstwa, po drugiej stronie drogi prowadzącej do Przewoza -opowiada Róża Tempska. Bracia jej dziadka Martina pozostali na Gochach. Przenieśli się do Prądzony. Ich potomkowie mieszkają tam do dziś. W1920 roku, gdy nastała tam Polska, braci podzieliła granica.. Wcześniej jej nie było i bez przeszkód mogli do siebie jeździć - wyjaśnia. Dziadek miał dwie żony. Pierwsza była z Heftów, podobno pochodziła z Kłączna, a druga, moja babcia Józefina, pochodziła z Werów. Z pierwszą miał czworo dzieci, a z drugą ośmioro. Dwóch braci mojego ojca zginęło w I wojnie światowej. Mój ojciec Franciszek i jego brat August też na niej walczyli, ale mieli więcej szczęścia i przeżyli - opowiada historię rodziny, która przez lata prowadziła kilkunastohektarowe gospodarstwo 20 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 HISTORIA w Rynszcie. Gospodarowali bardzo dobrze, bo do wsi przylegało dużo obfitych w trawę łęk. Specjalizowaliśmy się w hodowli świń. Nasza ciotka Marianna, która była właściwie córkę pierwszej żony dziadka, opowiadała, że w okolicznych bagnach i mokradłach jest pięć rodzajów chwastów rosnęcych w wodzie. Były to: rzęsa, merta, też takie krężki, bardzo dobre dla świń, oset oraz tuczek, po naszemu nazywali to tëczk. Roślina miała takie białe kwiaty Jak przyszła wiosna, to chodziliśmy po to na mokradła. Mieszaliśmy ję ze śrutem lub otrębami i ziemniakami. Świnie dobrze po tym rosły. Mieliśmy darmową paszę także dla kaczek - dodaje. Lepiej nam się tu żyło niż tym bliżej Przewoza, gdzie przeważały piaski, takiego urodzaju już nie mieli - wspomina z sentymentem. Jednak w jej rodzinie zawsze do wykarmienia było dużo dzieci. Mój ojciec miał 11 rodzeństwa, z dwóch matek. Miał już 42 lata, jak się ożenił z moję mamą Klarę, o 15 lat młodszą. Ona mu urodziła 12 dzieci, ale dwójka zmarła, dlatego wychowało się 10. Niczego nam jednak nie brakowało - mówi Róża Tempska. Dzięki wspomnieniom rodziców w jej pamięci zachowało się wiele zdarzeń, którymi przed laty żyli okoliczni mieszkańcy. ZAPRZĘGIEM PO LODZIE Moja mama często opowiadała o wypadku swoich dziadków, Cyrsonów z Przewoza. To była bogata rodzina, dlatego jak zwykle u nich pod koniec zimy ksiądz miał zakończyć kolędę. Zawsze wiązało się to z poczęstunkiem, na który zapraszano wszystkich krewnych. W przeddzień uroczystości, wcześnie rano, wyruszyli saniami do Bytowa po zaopatrzenie. Skrócili sobie drogę do Kłączna przez zamarznięte jezioro; wtedy wszyscy tak jeździli. Rano był przymrozek i lód wytrzymał. Cały dzień była jednak ładna pogoda, świeciło słońce. Gdy obładowani wracali, pod końmi nagle zarwał się lód. Cyrsonowie w ostatniej chwili zeskoczyli z sań i się uratowali. Jednak pod lód poszły dwa konie razem z zaprzęgiem i wszystkimi zakupami. Ludzie potem próbowali coś wyłowić z wody, ale niczego nie znaleziono - przypomina sobie Tempska. POGRZEB W12 BIAŁYCH KONI Dawna mieszkanka Rynsztu opowiada też o jednym z większych przedwojennych gospodarzy w okolicy, który podobno wpłynął na przebieg granicy polsko-- niemieckiej. Nazywał się Karol Borchard. Miał gospodarstwo z tartakiem i ziemię w Dzierżężniku. To był Niemiec i ewangelik, ale potrafił mówić po polsku. I nie tylko po kaszubsku, ale tak „z wësoka". Pamiętam go, gdy raz jechaliśmy z ojcem obok jego gospodarstwa do Rekowa, na przejście graniczne. Chodził po gospodarstwie w grubym kożuchu. Miał dużo do powiedzenia w okolicy. Jeździł nawet do Gdańska załatwiać różne sprawy. Podobno w 1920 r. jak ustalano przebieg granicy, jego posiadłość miała się znaleźć w Polsce, razem z Kłęcznem a nawet Ugoszczę. Borchard nie chciał się na to zgodzić i pojechał załatwić sprawę do Gdańska. Potem Polacy mieli do niego o to pretensje. Jak zmarł, przez Rynszt, tuż obok naszego domu, do Somin wieźli jego trumnę. Powóz cię-gnęło 12 białych koni. Po uroczystości w ewangelickim kościele w Sominach orszak pojechał do Bytowa, gdzie go pochowali - odtwarza wydarzenia z przeszłości. POLAK, CO UDAWAŁ NIEMCA W czasie wojny dzieci trzy dni uczyły się w Kłęcznie, a trzy dni w Hopenkrugu (Dzierżężnik). Tam była piękna duża szkoła. Wielu okolicznych nauczycieli powołano do wojska. Na końcu tylko jeden obsługiwał aż cztery szkoły, w Studzienicach, Przewozie, Kłęcznie i Hopenkrugu. Pamiętam, jak podczas lekcji wyśmiewaliśmy go, mówiąc do siebie po polsku. Myśleliśmy, że nic nie rozumie. Dopiero gdy przyszli Rosjanie, zorientowaliśmy się, że doskonale zna polski. Dopiero po wojnie okazało się, że to był Polak, który dobrze ukrywał swoje pochodzenie. Podobno pochodził z Wadowic. Było nam wtedy wstyd, że rozumiał, co wtedy do siebie mówiliśmy po polsku. Mogliśmy jednak coś podejrzewać, bo chociaż doskonale mówił po niemiecku, czasami się zapominał i wypowiadał pojedyncze słowa po polsku. Dostał nawet przezwisko kapusta, bo gdy pokazywał na tablicy to warzywo, zamiast powiedzieć po niemiecku kohl, powiedział kapusta - opowiada Róża Tempska. SKLEP U GOSPODARZA Przed wojną i podczas niej co dwa tygodnie jeździliśmy do Bytowa na większe zakupy. Ojciec zaprzęgał do wozu konie, rodzice odświętnie się ubierali i rano wyjeżdżali. Czasami mnie zabierali. Pamiętam, że miasto robiło STËCZNIK2018 / POMERANIA / 21 HISTORIA na mnie wrażenie - zwierza się kobieta. Było dużo sklepów i ludzi. Zimą ojciec wstępował do karczmy na gorący grog. Na co dzień, gdy czegoś zabrakło, szliśmy do Gostomskiego, który mieszkał w lesie zaraz za rzeką. Miał dużo dzieci i mały sklep w domu z produktami pierwszej potrzeby. Gdy było nam potrzeba dwóch butelek nafty lub zabrakło cukru, mój ojciec brał mnie na barana i szliśmy do niego. Miło wspominam te zakupy, bo gospodarz zawsze częstował mnie cukierkami z dużej papierowej torebki. Zaopatrywali się u niego nawet strażnicy graniczni. Jak czegoś nie miał, potrafił pojechać po to do Bytowa i przywieźć w plecaku. Przed tym prosił, aby zapisać potrzebne produkty na kartce. Lepiej zaopatrzony sklep znajdował się w Studzienicach, jego właściciel nazywał się Arnold. Zawsze po religii chodziliśmy tam na zakupy - przypomina sobie. Opowiada też o tragicznych losach sklepikarza: Tuż po wojnie zamordowali go UB-owcy. Podobno cała jego rodzina dostała nakaz wyjazdu. Pociągiem pojechali do Bytowa, skąd mieli się udać dalej na zachód. Jednak tuż przed wejściem do pociągu na dworcu w Bytowie Arnolda zatrzymali UB-owcy. Jego żonie i dziecku pozwolili odjechać, a jego wzięli. Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że został zastrzelony i zakopany tuż przy drodze koło dworca. PODORYWALI GRANICĘ... PAŃSTWA Byłam dzieckiem, ale pamiętam, jak przed wojną obok naszego domu chodzili strażnicy pilnujący granicy. Paśliśmy krowy i rozmawialiśmy z nimi, gdy przechodzili drogą. Granicy nie wolno było przekraczać, ale i tak biegaliśmy do Wirkusów, którzy paśli krowy po polskiej stronie. Często moi bracia bawili się z nimi. Robiłam tak samo, i pamiętam te słupki graniczne. Z jednej strony umieszczono literę D,az drugiej P. Siadaliśmy na nich i się bawiliśmy. Wzdłuż granicy szła jedynie wąska ścieżka. Miała najwyżej metr szerokości, bo mój ojciec z jednej, a Wirkus z drugiej ją podorywali, aby jak najwięcej obsiać - opowiada z uśmiechem Róża Tempska. Nie przeszkadzała sąsiadom w kontaktach. Kiedy konie odpoczywały, ojciec z sąsiadem przystawali, rozmawiali, częstując się papierosami i tabaką. Mimo że mieszkaliśmy po dwóch stronach granicy, byliśmy dalszą rodziną - dodaje. Strażnicy nieraz przymykali oko, ale przeważnie pilnowali, dlatego okoliczni mieszkańcy bali się na dziko ją przekraczać. Pewnego razu mój wujek, który miał ziemię trochę dalej od pasa granicznego, zobaczył, jak ojciec z Wirkusem rozmawiają na polu i palą papierosy. Podszedł do nich. Chciał, aby też go poczęstowali, zobaczył to jednak strażnik graniczny. Zaczął krzyczeć z daleka do nich: „Co wy tam przekazujecie!?". W takiej sytuacji ludzie najczęściej uciekali. Nie słyszeliśmy, żeby strażnicy do kogoś strzelali. Gdy Wirkusowie chcieli do nas przyjść na gościnę, chociaż mieszkali niedaleko, jednak musieli jechać na przejście do Rekowa. Wirkus jechał wozem na przejście, aby mieć dokument o przekroczeniu granicy, ale reszta przechodziła na dziko przez las - wspomina Tempska. Gospodarze mieszkający przy granicy na ogół żyli w dobrych stosunkach ze strażnikami. Gościli się u nas. Mleko kupowali. Nawet przychodzili do nas na wesela. Z wieloma byliśmy zaprzyjaźnieni, dzięki temu mogliśmy liczyć na wyrozumiałość. NOCĄ UCIEKALI DO POLSKI Wielu naszych sąsiadów w Kłącznie, Przewozie i Rynsz-cie działało w Związku Polaków w Niemczech. Gdy wojna się zbliżała, wszyscy zaczęli się bardziej obawiać represji. Pewnego dnia, jakiś miesiąc przed jej wybuchem, Gostomski był w Bytowie. Tam dowiedział się, że planowane są aresztowania - mówi Róża Tempska. Wtedy z dnia na dzień wielu zdecydowało się na ucieczkę do Polski, która była tuż obok. Była sobota wieczorem, gdy Gostomski zapakował na swój wóz najcenniejsze rzeczy. Wyniósł wszystko z pokoi, po zmroku zaprzągł parę koni. Gdy był prawie gotowy do wyjazdu, usłyszał, że na podwórko wchodzi strażnik graniczny. Często wieczorem wpadali do niego na piwo. Strażnik zapytał gospodarza, co robi tak późno, po ciemku. Wtedy Gostomski zaczął krzyczeć na swoich synów: „Wy leniwe barany, jeszcze nie wyprzęgliście koni?". Powiedział strażnikowi, że niedawno przyjechał z Bytowa. Kazał poczekać, aż nakarmi zwierzęta, i powiedział, że idzie do stodoły po siano. Był przekonany, że ten chce go aresztować, dlatego wymknął się ze stodoły i od razu zaczął uciekać przez las do granicy polskiej. Potem się dowiedzieliśmy, że omal się nie utopił, gdy przeprawiał się przez Kłonecznicę. Gdy strażnik nie doczekał się jego powrotu, poszedł do jego sąsiada Tempskiego i mówił mu, że Gostomski dziwnie się zachowuje. Pytał, czy ten wie, o co chodzi. Tempski 22 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 HISTORIA powiedział, że nie wie, choć doskonale wiedział. Gostom-ski wcześniej zostawił u niego wszystkie rzeczy, których nie zmieścił na wóz - opowiada. Tej samej nocy spakowali się i uciekli jej sąsiedzi z gospodarstwa po drugiej stronie drogi. Pamiętam, jak mama się dziwiła, że Rucowie na niedzielę zdjęli z okien firanki. Nie wiedzieliśmy wtedy, że w domu nikogo już nie ma. Podobno kilka dni wcześniej przez granicę przeprowadzili bydło. W gospodarstwie został tylko koń i wóz. Co szło, zapakowali na łódź i rzeką przeprawili się przez granicę. Podobno cały dzień spławiali swoje rzeczy Kłonecznicą - przypomina sobie kobieta. Informacja o aresztowaniach polskich działaczy okazała się prawdziwa. Następnego rana słychać było tylko motocykle jeżdżące po okolicy. Policjanci przyjechali do mojego ojca i krzyczeli, dlaczego nie zgłosiliśmy, że sąsiedzi uciekają. Ojciec powiedział, że nic nie widział. Ale coś musiał wiedzieć, bo w naszej stodole były ukryte rzeczy sąsiadów. Potem już po wybuchu wojny, gdy granica była otwarta, Rucowie zabrali je do swojej rodziny, Wir-kusów, którzy mieszkali 1 km od nas - mówi Tempska. Część Polaków mieszkających przy granicy po niemieckiej stronie na ucieczkę zdecydowała się tuż przed wybuchem wojny. Ostatni uciekli Prądzińscy. Wcześniej na swoim polu postawili wysoką drewnianą ambonę, aby obserwować z daleka, czy ktoś po nich idzie. Gdy ludzie pytali Prądzińskiego, po co mu ta ambona, odpowiadał, że to jego synowie hodują tam gołębie - wspomina mieszkanka Rynsztu. Pamięta też ucieczkę Tomasza Mądrego: Jego brata Jakuba Niemcy zamknęli na prawie całą wojną. Pracował na cegielni w Ugoszczy albo w Niezabyszewie. Gdy był w pracy, zobaczył niemieckie samoloty lecące na Polskę, powiedział wtedy, że za chwilę jeszcze szybciej będą wracać. Któryś z kolegów doniósł na niego. Przez takie coś siedział prawie całą wojnę. BEZJEDNEGO WYSTRZAŁU Wszyscy rozmawiali o wojnie. Wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzieli, że wybuchnie tej nocy. Może usłyszeli to od strażników. Panował strach. Pewnie dlatego tak utkwiło mi to w pamięci, chociaż miałam wtedy niecałe 5 łat. Miałam wrażenie, że za chwilę wydarzy się coś złego. Nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Mieszkaliśmy na samej granicy, dlatego obawialiśmy się, że za chwilę może się tu rozpętać piekło, że będzie bombardowanie. ■-M Słup graniczny, który do dziś zachował się na Ziemi Bytowskiej. Rodzice wyciągali z szaf lepsze rzeczy i pakowali je do worków, aby w każdej chwili być gotowym do ucieczki. W pewnym momencie mama, zmęczona, usiadła na łóżku i powiedziała: „Niech się dzieje, co chce, idziemy spać". Pamiętam, że przez to całe zamieszanie zaspaliśmy i obudziło nas pukanie do drzwi. To była żona jednego ze strażników, która rano jak zwykle przyszła z kanką po mleko. Sześć rodzin strażników mieszkało niedaleko, po drugiej stronie Kłonecznicy, w miejscu, gdzie dziś jest ośrodek wczasowy. Pukała do drzwi i krzyczała: „Herr Lonski!, Herr Lonski!, możecie być już spokojni. Nasi są już w Chojnicach". Okazało się, że wojna w Rynszcie rozpoczęła się bez jednego wystrzału. Ta noc nie różniła się niczym od innych. Było zupełnie cicho. Dopiero kilka dni później, gdy bawiliśmy się, usłyszeliśmy głośny warkot na niebie. Wskoczyliśmy do rowu i zobaczyliśmy na niebie samoloty. Było ich bardzo dużo. Przelatywały nad naszą głową w kierunku na Wojsk. Rodzice mówili, że u nas już nic się nie będzie działo, dlatego się nie baliśmy. Pamiętam tylko ciekawość - opowiada Róża Tempska. Dalszy ciąg w następnym numerze. Witold Wantoch Rekowski STËCZN1K2018 / POMERANIA / 23 W ubiegłym roku minęło 280 lat od śmierci prekursora zoologii w Polsce, ojca Gabriela Rzączyńskiego SJ. Jego doczesne szczątki spoczywają w podziemiach pojezuickiej świątyni, dziś kolegiaty Staroszkockiej w Gdańsku. abriel Rzączyński herbu Ślepowron urodził się 6 lipca 1664 roku na Podlasiu, zmarł w Gdańsku 12 listopada 1737 roku. Po ukończeniu szkół jezuickich w Lublinie wstąpił w 1682 roku do Zakonu Jezuitów. Dwuletni nowicjat odbył przy kościele pw. św. Szczepana w Krakowie. W tym okresie jego duchowym opiekunem był Jan Hermanni - rodowity Kaszuba, autor pism ascetycznych, matematyk i konstruktor zegarów słonecznych (zob. „Pomerania" 2014, nr 10). Można domniemywać, że przyjaźń z tym wszechstronnie wykształconym duchownym wpłynęła na Rzączyńskiego późniejsze zainteresowania przyrodnicze. Po rocznym seminarium nauczycielskim w zakresie retoryki w latach 1686-1689 uczył się w Kaliszu filozofii. W następnych czterech latach odbył studia teologiczne w Krakowie przy kościele pw. św. Piotra. W roku 1695 otrzymał święcenia kapłańskie. Od 1697 Rzączyński był związany ze szkolnictwem jezuickim. Uczył retoryki w Toruniu, Lublinie i Poznaniu, a od roku 1710 - filozofii w Łucku. Przez następne lata przebywał we Lwowie, gdzie pełniąc funkcję prefekta nauk, wykładał filozofię i teologię moralną. Przez wiele lat pracował w różnych ośrodkach religijnych w Polsce, budował kościoły, rozwijał biblioteki. Przebywając w wielu miejscowościach ówczesnej Rzeczypospolitej, miał okazję do zapoznania się z miejscową przyrodą, czego nie omieszkał wykorzystać w swoich przyszłych opracowaniach. W roku 1724 udał się do Gdańska, by objąć stanowisko ojca duchowego sławnego Kolegium Gdańskiego (Jezuickiego) na Starych Szkotach (które istniało w miejscu dzisiejszej plebanii już w XVII wieku), doradcy rektora i spowiednika. Pozostał tu do śmierci. W tej szkole konkurującej z protestanckim Gimnazjum Akademickim pracował prawie 14 lat. Utrzymywał liczne kontakty z ówczesnymi uczonymi gdańskimi: Janem Filipem Breynem, Jakubem Teodorem Kleinem i Janem Krzysztofem Gottwaldem. Ojciec Gabriel Rzączyński z zainteresowania był przyrodnikiem, choć poza ograniczonymi studiami historii naturalnej, jakie przeszedł na kursie filozofii, nie miał w dziedzinie przyrody formalnego wykształcenia. Był jednak bardzo oczytany. Do opracowania przyrody Polski przystąpił po 30 latach przygotowań teoretycznych i po przeprowadzeniu licznych obserwacji w różnych regionach kraju. W 1721 roku wydał w Sandomierzu dzieło Historia naturalis curiosa Regni Poloniae... (Interesująca historia przyrody w Królestwie Polskim...) Obejmowało ono geografię, geologię, botanikę, zoologię i antropologię. Rzączyński opisał około 360 gatunków zwierząt krajowych. Kolejnym jego dziełem, zawierającym liczne uzupełnienia i sprostowania treści zawartych w jego poprzedniej pracy, było Auct(u)arium historiae naturalis... opublikowane w Gdańsku w 1742 roku. Później było jeszcze kilka wydań tej książki. Dzieła Rzączyńskiego miały licznych naśladowców. Powoływali się na nie Karol Linneusz, Georges Buffon, Georges Cuvier, a wysoko je ceniła Komisja Edukacji Narodowej. Nowoczesny i rzetelny sposób, w jaki przedstawił swój materiał, zyskał autorowi europejski rozgłos. Nazywano go polskim Pliniuszem. Zainteresowania jezuity ze Starych Szkotów wkraczały również w obszar geologii (kopaliny, skamieliny, złoża bursztynu), geografii i hydrografii. Dziedziny zoologii dotyczył opis fauny Bałtyku, zwierząt leśnych, ptactwa dzikiego czy też hodowli pszczół. Prace ojca Rzączyńskiego wyróżniają się niezwykłą starannością i drobiazgowością, lecz nie są wolne od ówczesnych przesądów i błędów. Z dzieł Gabriela Rzączyńskiego współczesny czytelnik może się wiele dowiedzieć np. o nazwach roślin w XVII-wiecznej Polsce. I tak dzisiejszą truskawkę nazywa również agrestem albo kosmatką, a rzadko dziś spotykane w naszych lasach trufle opisuje jako dość powszechne w tamtym czasie, nazywając je gdułą ziemną. Z lektury prac Rzączyńskiego dowiadujemy się, że w rejonie kościerskim było dużo siedlisk czarnego bociana. Wiele miejsca poświęca autor jeziorom kaszubskim i gatunkom żyjących w nich ryb. Napisał: „w jeziorze Radunia koło wsi Stężyca jest wielkie skupisko pstrągów". Wylicza również kilkanaście gatunków ryb żerujących w jeziorze Charzykowy. 24 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 Z NOTATNIKA PANA JERZEGO Kościół św. Ignacego Loyoli w Gdańskich Starych Szkotach. Feliks Bentkowski (1781-1852), historyk literatury i językoznawca, napisał o Rzączyńskim w Historii Literatury Polskiej: „Wiekopomną winien jest naród mężowi temu wdzięczność". Rzączyński swoje dzieła pisał po łacinie. Jednak większość terminów przyrodniczych podaje również w języku polskim, a czasem posługuje się kaszubszczy-zną. Wydaje mi się, że Rzączyński niekiedy utożsamia się z Kaszubami. Pisze np. „po naszemu - pomuchla" (dorsz). Mógł znać język kaszubski. Żył przecież w Starych Szkotach, gdzie też mieszkali Kaszubi, a w Kolegium Jezuickim studiowała młodzież z konwentu kartuskiego, która prawdopodobnie posługiwała się na co dzień językiem kaszubskim. A oto niektóre terminy przyrodnicze (np. nazwy ryb czy drzew) zapisane w języku polskim i kaszubskim: dorsz - pomuchel, pomuchla flądra gładka - gladis mielnica (odmiana łososia) - melnica parzydełkowce w Bałtyku - ziwlaga perper (ryba podobna do łososia) - parpur(a), parposz pies morski - phoca śliz wąsaty - wąsak tobiasz (ryba) - tobiak zając morski (ryba) - tasza bodłak, bodzieniec - swiedwina (z dopiskiem: crescit [rośnie] in Cassubia ad Mare Balthicum) janowiec - jerkowicze topola biała - białe drzewo Dzieła ojca Rzączyńskiego znane były w całej Europie. zatem czytelnicy jego opracowań dowiadywali się z nich także o Kaszubach. Gabriel Rzączyński cieszy się głównie sławą „ojca polskiej fizjografii". Prawie pomija się jego dorobek na polu retoryki. Wielokrotnie wydane jego Gemmy i Ar-mamentarum należą do typu prac określanych w literaturze jako sentencje, adwerbia, przysłowia, aforyzmy, kompendia, które były powszechnie wykorzystane w piśmiennictwie okolicznościowym, tak w Polsce, jak i na zachodzie Europy. Rzączyński pisał też wiersze. Dziś mało kto wspomina ojca Gabriela Rzączyńskiego, tym bardziej zatem cieszy fakt, że jedna z ulic Oruni Górnej nosi jego imię. Miłym i pożytecznym akcentem byłoby upamiętnienie 280. rocznicy śmierci tego polskiego, ale też gdańskiego uczonego jezuity. JERZY NACEL STËCZNIK2018 / POMERANIA / 25 JEDNO DZEWCZA ZABILE NA MOJICH OCZACH! Teréza Paczoske z Mézowa köl Kartuz urodzono je w Łebniu (pöwiôt wejrowsczi) 25 stëcznika 1931 roku w familii Martë i Léöna Bużónów (pl. Bużan). W domôcym Łebniu przeżëła i Miemców, i Rusków Po żeńbie z Pawła Paczoską z Brzezë-nów köle Przedkówa zamieszka z piersza u niego doma, a pótemu kiipilë so gburstwö w Mézowie. Tam mieszko do dzys dnia. Chłop ju nie żëje köl trzëdzescë lat, a doma nôpierwi göspödarził ji syn, a terô wnuk. Wë pamiatôce pöczątk wöjnë? Wszëtkö blak jô pamiatóm. Kö jô mia ösmë lat, jak wöjna wëbuchła. Tata sa nie dôł eńdojczowac (nie pödpisôł nie-miecczi lëstë). Tej më bëlë uwôżóny za Pôlôchów. Terô, jak te fligrë zaczałë bómbardérowac Gdinia i Gduńsk, tej przeszedł straszny strach. Më mielë wszëtczé konieczne rzeczë dërch za-paköwóné w wozach drabiniastëch, żebë mógł w köżdi chwilë rëszëc w réza. Më mëslelë, że më pudzemë do lasu. Miemcë dërch strzélelë, bez to tej-sej öni kögös w ökólim pödpôlëlë. Przikła-dowö Wiszniewscë bëlë wëpôlony. Öd nich bëła pö wöjnie mója bratowô. Öni Teréza Bużón z prawi, w westrzódku ji sostra Agnészka przëjatô do kömónii. Czësto z lewi ji półsostra Zosza Trocko Teréza z chorągwią przë łebińsczim köscele bëlë ucekłé do krewnëch za Kartuzama. Na jich plac wlezie treihendlerowie (niemiecczi ösadnicë). Jinszi sąsadzë sa téż wëpôlëlë. A më ôstelë doma. Tata i mëma baro dobrze gôdelë pó niemiecku, bó óni jesz przed I światową wöjną kuóczëlë szköłë. Dzaka temu Miemcë nas nie wënëkelë. Le tata tej--sej brelë na jaczés robötë przë koniach. A nôstarszégö Józwa wzalë do köpanié-gó rowów. Më sa dërch mödlëlë, żebë óni le przëszlë nazôd. Józef przeszedł pöd kiińc wójnë. Ön przëjachôł na koniu. Ön pó tëch Ruskach jaczégös zła-pôł. Bó nasze konie wszëtczé wzalë Miemcë. Ti treihendlerowie, co tu bëlë na sąsednëch gospodarkach, je wzalë. Jesz do te kôzelë tace jich zawiezc jaż do Hanófru (pol. Hanower). Stąd tata przëjachôł nazôd dodóm. A ti Miemcë wama pözwölëlë göspö-darzëc na swöjim? Jo, më robilë u se, ale óni nas téż nëkelë do tëch treihendlerów. Ko to bëlë Miemcë. Öni bëlë panama. Öni bëlë zgniłi do robötë. Më muszelë u se obrobić, a tej jesz u nich. Më muszelë jic gnoje wërzëcac, bulwë zbierać, wszëtkö. Jó móm ód te kaléczny póle. Jó le mia dzesac czë jednósce lat, a jó dzćń w dzćń muszała chódzëc jima płoc marchiew. I mie sa cos zapchło w ten wskôzëjący póle. To mie tak bolało, że jó sztërë niedzele nie da mëmie spac. W kuńcu tata wzął brzëtew, rodzeństwo mie trzimało, i tata mie to rozerz-nął. Paznokc óstół, ale gnót wëlózł, le późni. Bó to bëło smarowóné i to sa tej zaczało tu zbierać. Ten gnót sóm wëlôzł. Jo sa pótemu uczëła za krówc-ka. Jó mësla, że jó jigłë nie utrzimia, ale to sa jakós udało. Jó całé żëcé szëła. A jak kawalerze przëchôdelë, tej jó ni- gdë sa nie chcą witać, bó óni bë widzelë, jaczi jó móm póle. Co sa dzejało, jak tu Ruscë wkroczëlë? Në to béł ten nógórszi czas! Öni bë bëlë wnet zabilë tata przez nasza Lénka. Më mielë jaż sztërë jizbë. W jedny Ruscë spelë. I óni le w dzćń wëzérelë so, a w nocë óni przëchôdelë gwôłcëc dzéwczata. Lénka bëła ju brutuszką, óna mia sédmënôsce lat. Öni przëszlë i tace kôzelë ja sprowadzëc. A më wszëtcë młodszi bëlë wkół tatë. Ela nômiészô bëła w klinie, Franc, jó, Agnes, Sztefa, më tak mocno złapelë tata i wszëtcë w krzik, bó óni chcelë tata zabić. To béł taczi jóch, że doczëlë sa jinszi Ruscë i ti przëszlë, i ódnëkelë tëch pierszich. Öd te czasu wiacy Lénczi ju nicht nie widzół. Tata ja schówół w słoma. Tam óna dosta jedzenie i wszëtkö, co trzeba. Öna bëła schówónó tak długo, jaż Ruscë szlë wëk. A më móglë chódzëc. Më bëłë taczé miészé, tej nama Ruscë delë pókii. Zresztą, jak jaczi nadchôdôł, tej më zarô w rëk. A pótemu przëszlë kąsk lepszi Ruscë. Öni so götowelë w kuchni, tej óni jesz nama - dzecama - delë co do jedzenió. Do nich më szlë drist. Tak më przeżëlë, ale dërch w jednym strachu. Ale jesz przed Ruskama szedł Marsz Smiercë przez Łebnie. Wa doch muszała jich téż widzec? Jenë jo! I u nas mieszka pó tim marszu jedna Rusënka. Do nas ja przëprowa-dzył taczi Kalkówsczi. Ön ju dówno nie żëje. Öna dobrze rozmia téż pó polsku. Më ja ukriwelë przed Miemcama przez sztërë niedzele, nówiacy w chlewie, przë krowach. Jak Miemcë przëszlë, tej mëma góda, że to je nasza krewnó i że óna nie je richtich w głowie. Wiele më 26 / POMERANIA /STYCZEŃ 2018 WÖJNOWI KASZËBI mielë przez nia użëté strachu, bö jakbë Miemcë sa dozdrzelë, chto to je, tej öni bë nas zabilë. A terô, czej przëszlë Ruscë, tej öna z nima mögła gadać i öna nas jesz okradła i wërwa z nima. Wiacy më ji nie widzelë nigdë. Tak to je, jak jes za dobri, tej dostóniesz jesz w łeb. A Wë jich widzelë na swöje öczë, tëch sztuthoföwëch? Ale pewno, że jo! Kö na mój ich oczach Miemcë zabiłë jedno dzéwcza. Öno möże miało köl szesnôsce lat. To bëło w drodze do kóscoła. W Łebniu nie bëło ksadza. Ön wiera béł zabiti. Tej më chödzëlë do Pömieczëna. Jô nëka sama do spöwiedzë i kömónii. I terô jô na nich naszła. Całô kolona szła, a wkół ful scërzów i Miemcë z karabinama. Jô mësla, że öni mie na placu zabiją. Jô zdrewnia ze strachu. Jô jesz w tim strachu rzekła do nich: Heil Hitler! Ale oni nie ödpöwiôdelë. Öni ju wiedzelë, że z nima wnet téż badze kuńc. Jô wnëka w bisząg, żebë jima nie przeszkadzać. I prawie to dzéwcza tak bëło wëkimczoné, że ôno mët w ten bisząg, dëcht blisko mie. Ta ji koleżanka ja jesz trzima, płaka, nie chcą ji puscëc. A ten Miemc le strzélnął. Tej jć> dopierze dosta strach. Jenë, to nie je do pówiedze-niô. Ale öni przeszłe i delë mie póku. Terô jô nie wiedza, jak jô puda nazôd z te kóscoła. Co sztëk leżôł trup. Wiele z nich sa jesz rëchało. To nie bëło do ji-dzeniô, tak to bëło straszne. To dzéwcza leżało téż, jô sa jesz na nie przëzdrza i ti Miemcë mielë ja jesz kolbą przebite. Taczi to bëlë lëchi lëdze. Prawie w tëch dniach Józef przëja-chôł na tim köniu. Öni mu zarô kôzelë jich zbierać. Jedny jesz żëlë. Öni jich muszelë kłasc jak sledze w kulë na łe-bińsczim smatórzu. Józef muszół jesz na nich stanąć przed zasëpanim. Ön ni mógł tegö wëtrzëmac. To belo cos strasznego. Ale öni muszelë to robie, bo ti Miemcë rëczelë, że zarô ön mët z nima legnie. Tej co on miôł robie?! Ale jak to bëło môżlëwé, że öni jesz żëlë? Kö to doch béł mróz. Prawie tëch, co jo spotka, tëch oni nie kłedlë. Ale zaró z tëłu szłë nastapné kólonë. Tëch oni kłedlë do tëch kulów. A to nie je tak, że oni zaró umiérelë. Öni könelë pó pora dni. Le, jak öni ju bëlë zasëpóny, tej oni sa udëszëlë zaró. To je lëchó. Nicht nie wić, chto tam leżi. Jich familie nigdë sa nie dowiedzałë, dze są jich krewny. A pö tëch Ruskach tam wkół, w Łebniu, bëlë jaczi zabiti? Jo, Krapówą Agnészka oni wzalë. Tam kol Łebnia pod Dolmiérz je taczi betonowi krziż. Stąd oni bëlë, ti Krapi. Ona nie chcą sa jima poddać. Oni ja wloklë dzes pod las. Na ostatku oni ja zabilë. To bëło blisko nas. A tej jedno dzéwcza ód Chórzelewsczich z Łebnia, to bëła Zosza. Ta ji sostra młodszo, Ula, je mój rocznik. Mie sa zdówó, że ta jesz żëje. A ta starszą Ruscë złapelë. Öna sa u nas ukriwa w wadzarni. Przódë bëłë taczé wiôldżé kóminë, a w nich wadzarnie. Ale ti Ruscë tam téż zazdrzelë i oni ja wzalë. Ta młodszo ji nie popuszcza. Öna chwëca ta Zosza i szła mët. Ruscë jich wëwloklë pod Doszów i zgwôłcëlë ta starszą. Ulë delë póku, ona bëła jesz takô drobno. One przeszłe do nas na-zód. Ten jeden Rusk béł jesz tak frëch, że on pó dwuch dniach przeszedł sa spëtac, czë one przëszłë nazód. To bëłë straszne przeżëca. Më nie wiedzelë pó prówdze, co robie. Ti Ruscë doch jesz kredlë wszëtkó. Öni téż wama co wzalë? Konie oni wzalë. Më mielë taczé fejn zgrzébia. Tata gó prawie ucził. Ruscë szlë i tata gó skalécził, że ón miôł bëc nibë chöri. A öni i tak gó wzalë. Ale ten kóń przeszedł do nas nazód. Ön znół nasze drodżi. Pó tëch Ruskach gó zła-pelë lëdze z Głodowa kol Smażëna. I jak oni jachelë nazód z Wejrowa, ten kóń wiedno skrącywół w nasza droga. Tak ón dobrze pamiatół swój dodóm. W kuńcu lëdze sa zmerkelë i delë nama znac, że ten nasz kóń je w Głodowie. I tata tam zaszedł i gó odkupił nazód. To béł taczi fejn kóń. Z TERÉZĄPACZOSKĄZ DODOMU BUŻÓN GÔDÔL EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI ÔDJ. Z ARCHIWUM EPZ Teréza (pierszô z prawi) z sostrama. Öd prawi: Sztefa, Agnészka, Ela i Léna. W głabi Bronisława Cërockô Z prawi starszi Terézë: Marta i Léón Bużónowie, z lewi sedzy sostra Martë STËCZNIK2018 / POMERANIA 27 Bohaterka tekstu z E. Prëczköwsczim Drogi do wolności STANISŁAW SALMONOWICZ Stulecie dzielące nas od daty odzyskania przez Polskę w 1918 roku niepodległości skłania do wielu refleksji, nie zawsze pogodnych, zwłaszcza w spojrzeniu na postawy i dążenia społeczeństwa polskiego w długim okresie, chociażby czasu po epopei napoleońskiej, a więc lat 1815— -1914. Jakie były próby czy metody, działania czy zaniechania, które ten długi wiek pod rządami zaborców określały. Pamiętajmy zwłaszcza ten fakt szczególny, że Polska została podzielona między trzech zaborców, potężnych wówczas sąsiadów: carską Rosję, od wieków rządzoną absolutnie, Prusy które później kierowały zjednoczonymi Niemcami, oraz Austrię, która przekształciła się w II połowie XIX wieku w dualistyczną monarchię Austro-Węgier. Kiedy wracamy do spraw XVIII i XIX wieku, to mamy z jednej strony piękne, nie zawsze realne, nawet zgoła bezowocne, przykłady bohaterskich czynów, a z drugiej realny świat stosunków społecznych i gospodarczych i wynikające z nich trudne ramy wszelkiej polskiej działalności patriotycznej. Poza patriotami, różnych nieraz orientacji czy metod działania, nie można zapominać ani o tych, którzy mówiąc dzisiejszym językiem, kolaborowali z takim czy innym zaborcą, jak i o tych, którzy jak gros ludności chłopskiej długo w więzach feudalnych, z czasem dopiero brali udział w narodowej walce o niepodległość. Trudno zapomnieć, że w dobie decyzji o rozbiorach, a nieraz i później, polska arystokracja jako obrońca interesu narodowego ogólnie raczej zawiodła. Znaczna także część zamożnej szlachty dbała głównie o własne interesy majątkowe. Ci ludzie, którzy przedtem w Rzeczypospolitej wielokrotnie sprzeciwiali się wzmocnieniu państwa, wzmocnieniu polskiej władzy wykonawczej, z ogromną nieraz skwapliwością podporządkowali się rządom carskim, Wiedniowi czy Berlinowi. Opór stawiała raczej głównie szlachta drobna i słabe ciągle w Polsce mieszczaństwo wielkich miast. Kraj był jednak w głąb XIX wieku mocno nadal feudalny, chłop w jarzmie poddaństwa, 28 / POMERANIA /STYCZEŃ 2018 a mieszczaństwo i słabe, i w dużej mierze obcego pochodzenia. Pierwsza, nieudana, próba obrony polskiej suwerenności przeciw Rosji, konfederacja barska (1768-1772), konserwatywna i nietolerancyjna, nieudolnie wojnę przegrała i otworzyła drogę do I rozbioru Polski (1772), co w istocie stworzyło na lata ów sojusz złowrogi trzech orłów niepolskich, który przez ponad wiek będzie cementował ich władzę nad Polską, by pomijając krótki epizod napoleoński, ta sytuacja trwała po rok 1914, wojnę ludów, 0 którą modlił się w emigranckim Paryżu Adam Mickiewicz. Rzeczywistym powstaniem narodowym, aktem koniecznego oporu przeciwko wykreślaniu z mapy państwa polsko-litewskiego, była insurekcja kościuszkowska (1794). Była to też pierwsza próba walki o niepodległość, walki, do której starano się (bez większego sukcesu) wciągnąć masy ludowe. Symbolem, który jednak pozostał w narracji niepodległościowej, była bitwa pod Racławicami, obraz chłopskich kosynierów. Mitologię narodową wzbogaciły przecież także następnie Legiony Henryka Dąbrowskiego, mit uwieńczony pieśnią późniejszego hymnu narodowego, a potem cała niewolna od klęsk i zawiedzionych nadziei, polska epopeja pod Napoleonem, której jakby mitycznym, tragicznym finałem była śmierć księcia Józefa Poniatowskiego w nurtach Elstery w bitwie narodów pod Lipskiem, która definitywnie została przegrana przez Napoleona. Pamiętamy chyba z lat szkolnych, że kolejne powstania narodowe, 1830-1831,1846,1863-1864-wszystkie kończyły się tragicznie, a lata między nimi pełne były spisków nieudolnych, prób daremnych. Klęska dotkliwa powstania styczniowego i zakres represji carskich spowodowały, że po tych krwawych doświadczeniach narodził się silny ruch krytyczny, intelektualny i polityczny, rządzony przez krakowskich krytyków „romantyzmu powstańczego" 1 przez warszawski pozytywizm liberalny. Oba te kierunki gawędy o ludziach i książkach zgodnie odrzucały walkę o niepodległość pozbawioną w tej epoce szans, i propagowały program pracy organicznej, ratowania kultury i gospodarki kraju, budowania programu pokojowego rozwoju dla narodu pod rządami obcymi. Gdybyśmy, siłą rzeczy upraszczając skomplikowane procesy społeczne czy przemiany mentalności narodowej, spojrzeli na obraz społeczeństwa polskiego od około 1865 roku po rok 1900, to stwierdzimy, że bilans epoki pod rządami zaborców był niejednolity i niejednoznaczny. Upadek państwa polskiego pogrzebał różne próby modernizacji kraju, ale z czasem także zaborcy podejmowali rożne decyzje, które otwierały nowe perspektywy społeczne: ustrój pańszczyźniano-poddańczy na wsi Prusacy powoli, od 1815, reformowali, otwierając drogę do rozwoju kapitalizmu w rolnictwie, podobnie jak i później przemysłu, zwłaszcza na Śląsku; Rosja była tu najdłużej krajem jaskrawo zacofanym, jednakże reformy Aleksandra II, także dla ziem polskich, otworzyły drogę do budowy kapitalizmu (okręg łódzki, Warszawa, Białystok, Zagłębie Dąbrowskie) od lat siedemdziesiątych XIX wieku. Także i Galicja, pod rządami austriackimi, dzięki uzyskanej w 1869 roku autonomii (a już od 1848 likwidacji poddaństwa chłopa), choć rządzona przez polskie koła konserwatywno-lojali-styczne, mogła rozwinąć zwłaszcza sprawy polskiej kultury, oświaty, nauki. Te dynamiczne, choć wielce spóźnione przemiany otworzą z czasem drogę do narodzin aktywnego udziału ludności wiejskiej we wszystkich trzech zaborach (a zwłaszcza w zaborze pruskim) w walce o prawa narodowe. Najpóźniej rodzić się będzie w Polsce ruch socjalistyczny, początkowo widoczny głównie w Królestwie Polskim i w Galicji. Najważniejszym zjawiskiem dla sprawy narodowej będzie rozwój grupy społeczno-zawodo-wej, jaką nazywamy inteligencją, ludzi, choć w sporej mierze pochodzenia szlacheckiego, ale którzy na podstawie zdobywanego wykształcenia i wykonywanych zawodów utworzą nowy, zasadniczy element wszelkich działań narodowych we wszystkich trzech zaborach. Na co dzień przecież czas długi o walce o niepodległość mówić się publicznie nie będzie, najwyżej w kameralnych „nocnych rodaków rozmowach". Hasłem dnia będzie obrona polskiego stanu posiadania, w tym więc i obrona polskiej własności ziemskiej przeciw polityce rosyjskiej czy niemieckiej, obrona nade wszystko i walka o rozwój polskiej kultury, polskiego języka, polskiej oświaty. Także walka o własną polską pozycję gospodarczą. Heroldami pracy organicznej, budowania narodowych podstaw życia społecznego, walki także z „romantyzmem konspirowania" będą pisarze i uczeni, na czele z Bolesławem Prusem, Aleksandrem Świętochowskim i Elizą Orzeszkową. W zaborze pruskim i galicyjskim byli to raczej konserwatyści, silniejsi niż liberałowie w Warszawie. Chroniono tedy narodowe pamiątki, subsydiowano polskich historyków pozbawionych szans (poza Galicją) na działalność uniwersytecką, upowszechniano - mimo cenzury zaborczej - kulturę narodową. Trudno tu nie podkreślić, że pod rządami konserwatystów w Galicji autonomia przyznana przez Austriaków pozwalała w sporej mierze (od roku 1869) na swobodny rozwój kultury, nauki i oświaty w języku polskim. Stąd z Galicji pod koniec wieku XIX pozostałe zabory czerpać będą takie możliwości, których nie dawała rusyfikacja w Warszawie czy germanizacja w zaborze pruskim, jakże silna od rządów Bismarcka. Historyk znakomity Janusz Pajewski napisał kiedyś znamienne słowa: „(...) świadomość narodowa Polaków rozwijała się i wzmacniała na przekór nakazom ekonomii i na przekór polityce państwa zaborczego". Nadal owocował dorobek polskich romantyków, a polska poezja i proza (zwłaszcza w Warszawie) rozwijały się zarówno na emigracji, jak i w kraju. Polska proza realistyczna, a nawet naturalistycz-na, mimo trudności cenzuralnych opisywała w otwarty sposób stosunki społeczne. Rozbudowa i propagowanie kultury narodowej dla narodu, który nie miał państwa, kształtowały mimo wszystko polski naród nowoczesny, włączając doń etapami i chłopa, i robotnika. Kiedy zaś najgorsze klęski powoli odchodziły w przeszłość i na widownię publiczną wchodzi pokolenie popowstaniowe, rodzić się zaczną, ale w nowej scenerii, dążenia niepodległościowe. I tutaj, choć to bogaty temat na inny felieton, wskazać trzeba na pierwsze, jeszcze nieraz niedostrzegane, objawy nowej narodowej wizji, nawrót do ideałów walki o niepodległość, walki jednak traktowanej reali-styczniej, bardziej, ujmijmy to tak: globalnej, bo już nie szlacheckiej idei niepodległościowej. Pierwsze sygnały szły z tzw. drugiej emigracji, tej, która powstała po klęsce powstania styczniowego. Reprezentował ją Zygmunt Mił-kowski (1824-1915), pułkownik powstania styczniowego, który na emigracji w neutralnej Szwajcarii jako pisarz (pod pseudonimem Teodor T. Jeż publikował głównie książki historyczne o walce różnych narodów o wolność) rzucił hasło wówczas (1887) wydawałoby się całkowicie nierealne, przygotowania fundamentów pod walkę o niepodległość. Wkrótce zaś w kraju czytelnicy głośnej Trylogii Henryka Sienkiewicza (I wydanie lata 1884-1888) oraz utworów Stefana Żeromskiego o powstaniu styczniowym wracali w krąg idei niepodległościowych. Można powiedzieć, że ci, którzy ratowali fundamenty bytu narodowego po klęsce powstania styczniowego, choć milczeli, z konieczności, o sprawie niepodległości, także przygotowali grunt i możliwości dla odrodzenia tendencji niepodległościowych już u progu XX wieku, tych tendencji, którym będą już przyświecać czyny i działania Stanisława Wyspiańskiego i Józefa Piłsudskiego. STËCZNIK2018 / POMERANIA / 29 Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégö partu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô WEDLE AKTÓW KÖMUNYSTICZNY BEZPIECZI Rok 1956 r. to w dzejach Lëdo-wi Pölsczi czas „zeldżi". Dzaka zjinakóm, jaczé dzejałë sa pö smiercë Stalina w Sowiecczim Związku, corôz czascy kritiköwóny béł cząd jego rządów. Juwerno bëło w jinszich krajach, co przënôlégałë do karna przëmusowëch drëchów sowietów. Bëła midzë nima téż Pölskô, w chtërny w rujanie 1956 r. Władisłôw Gömułka östôł przédnika rządzący tedë w najim państwie Pölsczi Zjednóny Robôtniczi Partie, a rządzenie nią równało sa tej tak pô prôwdze rządzeniému całim kraj a. Na początku cządu przćdnic-twa Gómułczi bëło w Pölôchach wiele wiarë w to, że pó czasu stalinowsczi ucemiadżi badze w kraju chóc zdebło lepi. I pó prówdze tak przez jaczis czas wëzdrzało. Móżno bëło barżi śmiało kritikówac to, co dzejało sa za rządów Bieruta. Urząd bezpieku i cenzura ką-syczk jakbë sa óbdałë i bëło përzin-ka wiacy wólnotë. Bëlno nen czas wëzwëskelë kaszëbsczi dzejarze, co czasto rëchtowelë tej zćńdzenia, chtër-nëch brzada bëło stworzenie pod kuńc 1956 r. Kaszëbsczégó Zrzeszenió. Nie warało równak długo a nowo władza zós zrobią sa cwiardszó i pómalinku zacza wchadac w stôré kółoważa, to je wracac do półiticzi köntrolowaniégó wszëtczégó przez kómunysticzną partia. Nimó wszëtkö równak kaszëbskô organizacjo, jakô przez dłudżi czas bëła błós rojitwą wiele regionalnëch dzejarzów, prawie tedë sta sa fakta i bëło to wiólgą jak na te czasë zwënégą naji spölëznë. Jednym z pierszich partów KZ, jaczé powstałe w tim czasu, béł wejrowsczi. W aktach Służbę Bezpieku, chtërna w drëdżi połowie piacdzesątëch lat uszłégó stalata dërch krëjamno dozéra kaszëbsczich dzejarzów, nalezc jidze midzë jinszima odpis Protokołu ôrga-nizacjowégô zćńdzenió wëbiéru wëszëz-nów Powiatowego Partu Kaszëbsczégô Zrzeszenió z sedzbą w Wejrowie1. Zet-kanié to ödbëło sa 23 gödnika 1956 r. i, co cekawé, do esbecczich papio-rów trafił odpis oficjalno wëtwórzony w Zrzeszenim ze sztaplama i pód-pisa przédnika partu Jana Trepczika. Wëchôdô z tegó, że halôł gó fónkcjo-nariuszóm SB chtos, chto miôł przistap do przédników wejrowsczégó partu. Chcemë równak wrócëc do zamkło-scë negó protokółu. Wëchôdô z niegó, że przed oficjalnym dzéla zćńdzenió wëstąpił kaszëbsczi chur pód batutą Trepczika. Pó wëstapie wspómniony przed sztërka Méster Jón wëgłosył pó kaszëbsku programowi referat, a Bernat Szczasny (w tim czasu Przédnik Prezydium Powiatowi Nórodny Ra-dzëznë w Wejrowie) óbgódół statut Kaszëbsczégó Zrzeszenió. Ösoblëwie wóżnym a cekawim dzéla zetkanió bëła diskusjó nad pro-gramówim referata i statuta, ob czas jaczi zeszłi lëdze chcelë pówiedzec to, ó czim donëchczós ni möglë korbie. Przëbócziwóné bëłë tej rozmajité krziwdë, jaczich doznelë Kaszëbi przez wiele pówójnowëch lat. Na przëmiar przëtomny na tim zćńdzenim Józef Gniech rzekł o dradżim kawlu profesora Sztefana Bieszka, chtëren w cządze stalinizmu przez jaczis czas ni mógł nalezc niżódny pasowny dlô se robótë i muszół robie jakno referent skupi-wanió w Gminowi Rzesznicë (pól. Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska", „GS"). Jeżlë ju wspómi-nómë póstacëja profesora Bieszka, to wórt przëbôczëc, że ókróm tegó, co pisół jem wëżi, óstół ón w 1954 r. jakno „wróg lëdu" skózóny przez kómuny-sticzny sąd na 14 miesący sôdzë. Chóc pó ósmë miesącach wëpuszczony óstół na wólnosc, to i tak je on przikłada ustëgöwaniów, jaczich doznelë Kaszëbi za czasów „kömunë". Chcemë dejade wrócëc do tego, ó czim kôrbioné bëło w Wejrowie ób czas örganizacjowégö zćńdzenió tamecznego partu KZ. Hewó nad-czidniati przed sztóta Gniech gódół tedë, że kaszëbskó młodzëzna nie bëła przed 1956 roka przëjimónô do wëż-szich uczbówniów. Wspómnął téż o szkódlëwi dzejnoce fónkcjonariuszów urzadu publicznego bezpieku, chóc rzekł téż, że nié wszëtcë z nich bëlë lëchi. Jinszą personą, jako prawia o rzeczach wôżnëch dló kaszëbsczi spólëznë, béł Gereon Grzenia-Roma-nowsczi, to je Kaszëba, chtëren prawie w 1956 r. obsadzony óstół na stano-wiszczu Zastapcë Dowódcę Wójnowi * Wszëtczé wëzwëskóné w artiklu cytatë wzaté z pôlsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił autór. 30 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 KASZËBIW PRL-U Marinarczi. Na wejrowsczim zetka-nim pödzelił sa z jegô uczastnikama tim, ö czim gôdôł z Minystra Nôrod-ny Öbronë generała diwizje Mariana Spichalsczim öb czas jegö bëtnoscë na Pömörzim. Chödzëło tuwö midzë jin-szima ö sprawa diskriminacji kaszëb-sczi mlodzëznë w wojsku a ösoblëwie w Wôjnowi Marinarce, ëżlë chödzy ó së-nów rëbôków, jaczim do czasu pówóła-niégô do aktiwny wojskowi służbë nie bëło wôlno zajimac sd rëbaczenim ë wë-jeżdżiwac w môrze na łów, a do wojska bëlë bróny do jinszégô zortu, a nić do Wojnowi Marinarczi. Całima grëpama bróny bëlë [Kaszëbi] do wëdobiwaniégö wagla. Do öficersczich szkółów na ôgle nie przëjimelë kaszëbsczi mlodzëznë. Generôł Diwizje M. Spichalsczi za-gwësnił, że sprawa ta musz je natëch-stopach naprawie i że naprawa tego stanu przënôlégó przede wszëtczim do dzysdniowégö dowództwa Wojnowi Marinarczi [...]. Öb[ëwatel] Grzenia--Romanowsczi rzekł, żeju ödpösobné-gó wcyganió do wojska badze zjinaka w donëchczasny rejestracji, a przede wszëtczim do Wojnowi Marinarczi we-znie sa młodëch Kaszëbów-rëbôków. Ökróm tegô badze miôł stara, bë rëbôcë móglë pójużno jezdzec kutrama pô mórzu i łowic rëba tedë, czej [ona] je, [a] nié jak nakazëją to przepisë Wój-sków Öchronë Przëgrariczégó. Pódsz-trëchnął téż to, że słëchanié przepisów WÖP bëło szkódlëwé dlô nôrodny göspödarczi i dlô samëch rëbôków. Na örganizacjowé zetkanié wej-rowsczégö partu przëjachôł téż Karól Krefta. Pöwiedzôł, że w przërównanim do tegö, co widzôł w kartësczim krézu, frekwencjo w Wejrowie bëła baro słabô. Gôdôł ô wiele sprawach, jaczé wôrt bë bëło zrobić na Kaszëbach. Bëłë to midzë jinszima wëdôwanié kaszëbsczégô pismiona, stworzenie historicznégö muzeum i Kaszëbsczégö Uniwersytetu. Sedzbą tegö slédnégö miałobë bëc wedle Kreftë Wejrowö. Nie widzało mu sa téż to, że lëdze na Kaszëbach za mało interesëją sa spra-wama zrzeszonyma z kaszëbizną. Krefta béł dbë, że ö kaszëbsczich sprawach musz je gadać głośno i wërazno, a to, że Kaszëbi ö tëch sprawach darnią, je jedną z jich felów. Chłop ö nôzwësku Wöjewsczi, chtëren przëjachôł z Chwaszczëna (wies ta leża tej w wejrowsczim powiece), ob czas swöjégô wëstapieniô pód-czorchnął zasłëdżi Kaszëbów dlô Pól-sczi i jich cażczi kawel öb czas drëdżi światowi wöjnë. Rzekł téż, że nimö to w rządze i na wësoczich stanowisz-czach dërch je wiele lëdzy, co mają czësto namkłé na Kaszëbë. Timczasa wedle Wôjewsczégô to prawie Kaszë -bi po zniesenim diskriminacje powinni kureszce óbjimnąc wëższé stanowiszcza. Jinszą rzeczą, jakô bëła öbgôdiwónô öb czas tegö pötkaniégö, bëła wela-cjô do Sejmu Pölsczi Lëdowi Rzecz-pöspöliti, chtërna mia ôdbëc sa krótko pö tim, bö ju w stëczniku 1957 r., Kaszëbi mielë tej dosc tëlé nôdzeje, że pö pöliticznëch zmianach w kraju, jaczé miałë môl w rujanie 1956 r., badą mielë kureszce swöjich przed-stôwców w parlamence. Nadczid-niati przed sztërka wasta Wöjewsczi z Chwaszczëna rzekł tej na przëmiar, że lëdze na Kaszëbach powinni welowac na ösobë, jaczé badą barnie interesów ód stalat ustëgówónëch Kaszëbów. W pózniészim dzélu diskusje jinszi ji uczastnicë prawilë téż ö ti baro woźny w tim czasu sprawie. Jak czëtómë w protokole z wejrowsczégö zeńdze-niô, chłop ö nôzwësku Nastali weema-nim z ób[ëwatela] Drëwą dzejół w ti sprawie w W[ójewódzczim] K[omitece] PZRP we Gduńsku, gdze nie östôł wësłë-chóny. Późni béł w ti sprawie w C[en-tralnym] K[ómitece] PZRP i kórbił z ób[ewatela] Zenona Kliszką, chtëren miôł móżlëwóta dostać sa do Sejmu. Öd ób[ëwatela] Kłiszczi [Nastałi] do-stôł zóraka, że badze [on] bronił interesów Kaszëbów i ôb[ëwatel] Kliszkó sóm badze na przedwelownëch zeńdze-niach w Pucku i Wejrowie. Z wiôldżim zdzëwienim gôdôł ób[ëwatel] Nastałi ô tim, że kandidat napóséłca [Bernat] Szczasny wstawiony ôstôł na sódmi mól lëstë kandidatów do Sejmu. Tak hewö doszlë jesmë do tegö, co ju niedługo późni bëło przëczëną roz-czarzeniégö samégö Szczasnégö a téż lëdzy, co rôd stelë za nim. Ökôzało sa, że nimö rëszny welowny kampanie, chtërna zresztą nie widza sa za baro nôleżnikóm regionalnego przédnic-twa kómunysticzny partie, Przédnik Prezydium PNR w Wejrowie nie östôł pôsélca. Wëchôdało to midzë jinszima z tegö, że na lësce dóny óstôł na da-leczi plac. Ökróm tegô bëło to brzada póliticzi, jaką prowadzëłë tej nôwëższé wëszëznë PZRP z Gomułką na przodku. Bëłë one dbë, żebë welowac „bez skresleniów", to je, żebë głos iidostôł nen z kandidatów, chtëren na lësce béł pierszi. Gwësné je to, że w taczi sytuacji Szczasny ze swojim sódmim płaca ni miôł szansów na dobëcé, bö jak sa ókôzało, ni mógł liczëc na pópiarcé PZRP, to je partie, do chtërny doch przënôlégôł. Widzymë tedë, że jawer-nota, jak to czasto biwô, ökôza sa często jinszô jak rojitwë. Równak w czasu, czej ödbëwało sa gödnikówé zetkanié w Wejrowie, bëło to jesz przińdnotą, a na sarnim zeńdzenim widzec bëło, że Kaszëbi doszlë do swiądë, że nastôł richtich czas, bë óprzestac damie i za-cząc kureszce głośno gadać ö wôżnëch dlô Kaszëbów rzeczach i naprawiać ta urma sprôw, jaczé nagromadzëłë sa przez dradżé póprzédné lata SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgó partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. STËCZNIK2018 I POMERANIA / 31 iak W SŁOWARZU SËCHTË Owôrtnoce słowarza ks. Bernata Sëchtë napisóné ostało ju wiele recenzjów. Dlô mie je on na wiedno dokaza, w chtërnym zamkłô je farwnota Kaszëb, jich zjinaczenié na rozmajiti ôrt, co w niżódnym przëtrôfku nie szködzy na-wzôjny łączbie, a jesz prawie je zdrzódła bökadoscë kulturę môłi öjczëznë. Pözéróm na pölëca w mój i domôcy biblioteczce z wielëną puzderków zafulowónëch fiszkama, rozdzélonyma kórtka-ma z pózwama kaszëbsczich môlëznów, a zdô mie sa, że wnet wszëtczich. Gromadzëła jem je, czej dosta jem w darënku ks. Bernata Sëchtë Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej (t. I-IV, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967-1970, t. V-VII, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1972-1976). „Östa jes szkolną w pierszim najim kaszëbsczim liceum, tej ten słowôrz muszisz miec" - góda-ła Janina Cechanowskô z dodomu Börzëszköwskô - dôwnô przédniczka Klubu Sztudérów „Pomorania" w Toruniu, czej dówała mie ten skôrb, a jô móm dzys leżnosc ji serdeczno pódzakówac. Möże to bë sa kômu zdało? - rozmiszlóm, zdrzącë na möje fiszczi. }ô téż z nich równak körzëstała, czej naczała jem uczëc kaszëbsczégö. Didakticznëch wspömóżków, tak jak to je dzysô, nie bëło. Nôlepszim dlô mie tej materiała bëła „Pomerania" i prawie słowôrz Sëchtë. I tak pôwstôwałë möje fiszczi, m.jin. ö kaszëbsczich gardach, wsach, roz-majitëch placach, z bókadoscą i farwnoscą wiadë ó möji Tatczëznie. Wëjimóm fiszczi z nópisa: Lëpusz. To möje Remusowé Lëpno, gdze tëlé ostało wspominków: szkoła - nóuka kaszëbsczégö, part KPZ - lubótny zrzeszińce, ulëdónô wies... „Lëpusz mô szczescé do lëdzy pióra" - pisôł z leżnoscë 600-latny roczëznë swóji rodzynny wsë Honorny ji Öbëwa-tel Stanisłów Janka w cekawie zredagówónym przez se lëte-racczim fólderku pt. 600 lat Lipusza (wëdónym przez Gmina Lëpusz). A miôł Lëpusz - Remusowé Lëpno - szcze-scé, bö chódzył téż pö nim ks. Sëchta i zbiérôł materiôł do kaszëbsczégó słowarza. Wëjimóm téż dzélëk zapisónëch fiszków tikającëch Łubiane - môlu mójégó dzectwa, przëbôcziwający te ósoblëwé wanodżi ze starka Bogusława Bóską szlacha Remusa, a skądka terô, z najégö tu dodomu, jeżdża „zabóczoną drogą" do milecznégó gardu Brusów, a w nim kaszëbsczégö liceum, ó jaczégó pówstanié i brzôd robótë tëlé dzejôrzów miało stara. Materiôł niżi wëpisóny póchôdô z I tomu słowarza. Jeż-lë köl zéwiszcza nie nalôżô sa pózwa môlëznë, to znaczi, że leksykógróf ódnotowół go leno w Lëpuszu. Zéwiszczama w nim są leno te, kol jaczich nalazła sa pózwa „Lëpusz" i jegó ôkólégö, „Lubiano". Pódówóm pózwa jinëch mólëz-nów, jeżlë w zéwiszczu one sa téż nalazłë. LËPUSZIÖKÔLÉ WI TOMIE SŁOWARZA SËCHTË Pözwë: Anisuk, -a, m nazwa stawu w Lipuskiej Hucie', s. 6 Czajczé Błota, plt nazwa pustk pod Tuszkowami', s. 145 czësti; Czyste Pola - 'pas czołowo-morenowy ciągnący się od Mściszewic poprzez Węsiory, Lipusz, Dziemiany, Bo-rzyszkowy aż po Chojnice, przechodzący na południu w piaszczysko', s. 170 gasy, adj. od gas gasi'. Zwroty: Gasé Kloce - nazwa pustk pod Tuszkowami', s. 310/311 Góstomk, -a, m 'wieś Gostomek w pow. kartuskim, należąca do parafii Lipusz'. Przysł.: W Góstomku kötë golą. Grzeszk, -a, m 'nazwa stawu przy Tuszkowach', s. 378 Demonologio, basniokrąg, zwëczi, öbrzadë, wierzenia: bëcz, -ë, f'kobieta stara, bezzębna, posądzona o uprawianie czarów, jędza, czarownica'. Ta bëcz ju niejednego ócza-rzëła. (Lipusz, Ugoszcz, Sludzienice), s. 31 dióbeł, -bła, m 'diabeł, zły duch'. Bardzo plastyczne połączenia frazeologiczne: Dióbeł sa ceszi, bó sa chtos pówiesył, s. 212 dzëwówac, dzëwuje, va, impf'rzucać uroki za pomocą krzëwëch, czyli zazdrosnych oczu'. Comp. Udzëwöwac, va, pf 'uroczyć, oczarować'. Udzëwöwanié, n, forma rzeczown. czas. udzëwöwac. Według wierzeń z Cieszenia spod Chmielna istnieje trojaki urok, mianowicie: Udzëwöwanié rzucane za pomocą zazdrosnych oczu, uroczenie występujące w postaci obfitego potu, a nawet piany na ciele chorego człowieka lub zwierzęcia, np. konia, wreszcie zamówienie albo zadôwanié, polegające na tym, że się złego ducha zadaje, np. w podanej komuś tabace, owocu itp. Zadzëwöwac, va, pf, zob. udzëwöwac. Ön gó zadzëwówôł. W Lipuszu zdejmują zadzëwöwanié za pomocą pómëwôka, czyli ścierki, i to wiedno pód słuńce, s. 268 dzëwô jachta (pn), dzëkô jachta (śr, pd), f'dzikie łowy'. Południowi Kaszubi nie tyle widzą, ile raczej słyszą dzëką jachta, jak z szumem wśród strzelaniny, nawoływań, gwizdania, odgłosu trąb i szczekania psów przelatuje nad lasem. Najczęściej słyszeć ją można w lesie nad Osusznicą i Bo-rzyszkowami oraz pod Parszczenicą, Zapceniem, Kruszynem i Ląkiem. Według zapewnień z Lipusza szczególnie kłusownicë czują 'słyszą' dzëką jachta, s. 268 32 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 ZDROJE KASZËBIZNË dżôd, dżada, pl dżadë lub dżadowie, m. 5. 'przyjęcie i zabawa taneczna z okazji dograbienia zboża, dożynki'. Podczas zabawy tańczono niegdyś naokoło dżada - snopa, obok którego stał dżôd - żniwiarz, częstujący żniwiarzy piwem. Dżada wëprawic - urządzić dożynki' (Leśno, Dziemiany, Brusy, Wdzydze, Swornegacie, Lipusz, Parchowo, Mścisze-wice), s. 271 guslin, - a, m czarownik, guślarz', s. 385 guslinka, - czi, f czarownica, guślarka, s. 385 gwizdór, -ora, m , 1. 'przewodnik gwiôzdczi (pn-zach). Zob gwiszcz. 2. Pl gwizdorë, -ów 'zespół kolędników, w skład którego wchodzą: purtin „diabeł", anioł, koń, koza, bocian tudzież gwiôzdka z brodą, ubrana w białą koszulę lub płachtę, przepasaną słomą. Przybycie gwizdorów w dom oznajmuje dzwonkiem öprowôdzôrz. Gwizdorë jidą (Lipusz, Tuszko wy), s. 395 gwiżdż, -a, m, 1. 'przewodnik oprowadzający gwiózdka i oznajmujący jej przybycie dzwonkiem lub gwizdaniem'. Przysł.: Öblôkł sa jak gwiżdż. Nazwy oboczne: öprowôdzôrz (Lipusz, Tuszkowy), s. 395/396 gwiózdka, - czi, f, 3. 'święta Bożego Narodzenia'. Progn. pogody (Jabłuszko): Barbara na lodzę, gwiózdka po kolana na wodze. Same święta upływają bez ciekawszych szczegółów folklorystycznych. W pierszé swiato lëdze nie chodzą po gôscënach, le colemało sedzą doma. 5. coli., nazwa ogólna: 'zespół gwiazdorów i maszkar zwierzęcych odwiedzający domy pod koniec adwentu lub w samą gwiazdkę, czyli wigilię Bożego Narodzenia. Zespół gwiózdka czy gwiózdczi zawdzięcza swą nazwę głównej swej postaci zwanej również gwiózdka. Obok niej występują najczęściej w zespole [różne postacie w różnych miejscowościach] oraz diabeł, czyli tzw. purtin (Lipusz). 6. 'główna postać zespołu maszkarowego, zwanego gwiózdka albo gwiózdczi'. Nawet tam, gdzie zespół ten określają lokalną nazwą, jak np. gwizdorë (Lipusz, Tuszkowy), główna postać nazywa się gwiózdka, s. 391/392 Znanczi gôdaniô czawrotac, czawroce, vn, impf. (Lipusz, Gostomek), zob. czafrotac w znacz. 1. i 2; 2. szczebiotać'. Dzeckó ju czawroce (j.w.) s. 162 Sprzatë, nôrzadza: beroch, -a, dem. beroszk, -a, m (przenośny piec żelazny). Wstawta berocha, bo sa zëmno robi. (Lipusz, Ugoszcz), s. 35 cziselka, -czi, f 'poprzeczna belka spajająca w połowie közłë, czyli krokwie' (Puzdrowo). Odm. syselka (Dziemiany, Kalisz, Lipusz), s. 173 dwiérka, -czi, f 'drzwiczki, furtka. Chtos dwiérka odemknął i wiózł do ogrodu. Dwiérka ód piécka (Zabory, zwł. Lipusz), s. 256 gólatka, -czi, f 'sieć zastawna na wszystkie ryby'. Chtos mie rëbë wëbrôł z gölatczi (Lubiana, Lipusz, Sycowa Huta, Grzybowo), s. 339 Atmösfericzné zjawiszcza, prognosticzi pögödë: + cerniawa, -ë, f'przejmujące zimno'. Dzys je cerniawa jaż uszë drze (Tuszkowy), s. 129 grzmot obok grzëmöt, -u, m 'grzmot'. Grzmot na św. Wojciecha jest zawsze pomyślnym zwiastunem urodzajów w myśl przysłowia: Wiólgó dló gbura pocecha grzmot na swiatégó Wójcecha, tj. 23 kwietnia, s. 380 Krôjöbrôzk (môle, jich określenia, lëdowô geologio): brëzgula, -ë, f'błoto na drogach', s. 68 brózdowi kam 'kamień graniczny', s. 73 Roda (świat roscënów i zwierzatów): dióbełk, -a, m 3. bot. 'osika, Populus tremula', s. 212 długólós, -asa, m 2. fig. 'wysoka, smukła sosna'. Chcemë le zetnąc tego długólasa (Tuszkowy, Płocice, Karpno, Lipusz), s. 219 dżuga, -dżi, mf'stary, chudy koń. Ta dżuga zaledwie léze (Borowiec przy Lipuszu), s. 273 gódzynka, - czi, f, 2. 'biedronka siedmiokropkowa, Coc-cinella septempunctata'. Nazwa ta obok wielu innych synonimów powtarza się prawie na całym obszarze językowym kaszubskim, np. w Leśnie, Wielu, Lipuszu, Parchowie, Sianowie, Pomieczynie, Łebnie, Wejherowie, s. 336 grzegółka, -czi, f, 1. zool. (Lipusz, Ugoszcz) 'jaskółka brzegówka, Riparia riparia' 2. bot. zwykle pl grzegółczi -'odmiana śliwek' (Lipusz) Jôda, brzôd: burlita, burléta, -ë, f 'gęsta potrawa, szczególnie zupa ziemniaczana i zacierka (Wdzydze, Brusy, Dziemiany, Lipusz, Lubiana, Rębiechowo), s. 93 Osöbë (znanczi, przëslowia, określenia, przezwëska, warczi): biedny, adj. w użyciu rzeczown. 'nędzarz, żebrak'. Przysł.: Tak to jidze nóm biednym, a co to bógati mają mówić (Lipusz, Lubiana), s. 105 cmula, -ë, mf, 1. 'człowiek nieśmiały, małomówny, ale przy tym stale uśmiechnięty' (Lipusz, Parchowo), s. 137 deptajka, - czi, f 1. 'guzdralska, s. 198 deptała, -ë, m 'guzdrała', s. 199 drogowi, adj. 'znajdujący się, mieszkający nad drogą. Przezwisko: Drogowi Gliszczińsczi, s. 244 flës, -a, m, zob flëska. Jachac do flësa, s. 283 fitola, -e, f 'mała dziewczynka w wieku przedszkolnym'. Nasza fitola pudze wnet do szkółë (Lipusz, Lipuska Huta, Borowiec, Loryniec, Tuszkowy), s. 292 Frazeologio, zwrotë, przësłowia: bal, -u, m 'wielka zabawa taneczna, bal'. Zwroty i przysł.: Jic na biółi bal 'położyć się spać', s. 16 deska, -czi, f, 1. 'deska. Pl desczi. W Lipuszu: desci. Sztërë desczi - 'trumna, s. 203 gas 'gęś' Przysł. i zwroty: Piató gas mii braknie - 'brak mu piątej klepki', s. 311 STËCZNIK2018 / POMERANIA / 33 ZDROJE KASZËBIZNË grochowinę, -ów, plt słoma z wymłóconego grochu, grochowiny'. Zwroty: wlezc w grochowinę zajść w ciążę' (Lubiana), 2. fig. sg, grochowina stara panna. Chtobë taką grochowina wzął (Lipusz), s. 365 cepłi; compar. ceplészi, adj. ciepły'. Cepłé gówno miejsce, z którego coś zginęło'. Jó łe przeszedł na cepłé gówno, bó ju wszëtkö bëło précz (Lubiana, Lipusz, Parchowo), s. 128 Mieszkance (pözwë, öbsądë ö sąsadach, swójné wizrë, pöwiôstczi i gôdczi ö nich): dochówac, dochuje, vn, impf używać niemieckiego przysłówka doch'. W Kartusczim mocno dochują, s. 225 Fabriczanie, -ów, pl 'mieszkańcy wsi Szklana Huta w pow. kościerskim, nazwani tak od istniejącej tam niegdyś fabryki szkła. U sąsiadów nie zażywają zbyt dobrej opinii, jak o tym mówią niektóre uszczypliwe wierszyki, np. Fabriczanie smarkate jedzą żabë parchaté. Fabriczanie nudle pieczą żabë w pudle, s. 276 Góch, -a, pl Gôchë, -ów, Góchówianie, -ów, m 'kaszubska grupa lokalna zamieszkująca parafie Börzëszczi „Bo-rzyszkowy", Brzeźno Szlacheckie, Borowy Młyn i Zapceń na pn. zachodzie powiatu chojnickiego'. Tu i ówdzie utożsamiają Góchów z Dochama z powiatu kartuskiego, którzy według wyrażenia z Lipusza dochują, a według wyrażenia z Wdzydz doszą, tj. używają niemieckiego przysłówka doch 'przecież', co zdaje się także potwierdzać przysłowie na Zaborach: Goch to je taczi doch, s. 298 Gduńsk, -a, m Z opowieści o Tuszkowianach: Jak Gduńsk béł budowóny, to Tuszkówiónie téż wözëlë drzewo do tego budowanió, bó Tuszczi są starsze jak Gdunsk. Öni włożëlë chójczi ód szesnósce do dwadzesce métrów w przék wóza i jachalë. Jak oni jachalë, tej ôni wszëtkô przewrócalë, co spötkalë na drodze, budinczi i drzewa (Brzeźno Szl.), s. 316 Chërë (spartaczone z nima określenia): zegzëc sa, 2. 'zwariować, dostać pomieszania zmysłów'. Ön sa zegzył (Parchowo, Gostomek, Lipusz), s. 398 ŁUBIANÔI OKOLĘ WI TOMIE SŁOWARZA SËCHTË: Demonologio, basniokrąg, zwëczi, öbrzadë, wierzenia: drużba, -ë, pl drużbowie, drużbi, -ów, m 1. 'wysłaniec zapraszający na wesele, starosta weselny'. Dziś zaprasza się na wesele listownie. Nie zawsze tak bywało. Jeszcze na początku XX w. drużba obchodził lub objeżdżał konno wieś i wygłaszał dowcipną i częściowo wierszowaną róczba, w której zapraszał na uroczystość weselną. Wygłaszając róczba, uderzał berłem o podłogę, tak że berło muszało pódsköczëc do górë, jak mawiano w Łubianie pod Kościerzyną, s. 246 dżôd, dżada, pl dżadze lub dżadowie, 3. 'ostatni snop, który grabiarka związała ze zboża skoszonego przez dżada. Snop ten zanoszą do domu dżód i dżadowó. Starsi żniwiarze z Lubiany, ścinając ostatnie kłosy, wołają do młodych: Wej, jak do łasa ucékô dżód!, s. 271 (por. Lipusz) Sprzatë, nôrzadza: bródzka, -czi, 1. F 'mały niewód do ciągnięcia wzdłuż brzegu'. Rëbôcë cągnalë bródzka wedle brzegu (Gostomko, Lubiana, Korne, Owśnice), s. 70 brzeżka, -czi, f, 2. 'rodzaj sieci zastawnej', s. 78 délnica, -ë, f 'dolna deska biegnąca między drabinami żniwnego wozu, kładka na żniwnym wozie'. Przewróć dél-nica, niech to zórno spadnie (Sulęczyno, Sylczno, Kościerzyna, Strzebielino, Podjazy, Lubiana, Kętrzyno), s. 196 Atmösfericzné zjawiszcza, prognosticzi pögödë: cmulëc sa, cmuli obok smulëc sa, vr, impf. 3. 'chmurzyć się' Niebo sa cmuli, badze padało. To sa dzys całi dzćń cmulëło taczima chmurama (Kościerzyna, Lubiana, Luzino, Puzdrowo), s. 136 Krôjôbrôzk (môle, jich określenia, lëdowô geologio): dura, -ë, f 'dziura'. Dura chóchelnó - 'przerębel do przesuwania niewodu pod lodem za pomocą chochli', s. 254 Roda (świat roscënów i zwierzatów): gnaga, -dżi, f 1. 'stara krowa', s. 329 gózdzëc, gózdzy, va, impf, 2. 'podkuwając konia, wbić mu gwóźdź za róg kopyta i w ten sposób go zranić'. Tradycja ludowa głosi (Lubiana): Kowale niemieccy częstokroć naumyślnie zagóżdżalë konie polskim „walmanom" czyli wyborcom, by nie dojachelë na wibôrë, s. 349 Jôda, brzôd: burlita, burléta (zdrzë: Lipusz) Ösobë (znanczi, przëslowia, określenia, przezwëska, warczi): t bąberda, -e, m 'przezwisko chłopca', s. 62 cmul, -a, m człowiek zadąsany, mruk' (por. Lipusz: cmula), s. 137 czochrón, -a, m osoba z rozczochranymi włosami'. Ten czochrón sa nie uczesze i tak łazy (Kościerzyna, Lubiana, Skórzewo, Sikorzyno, Wąglikowice), s. 175 dada, -ë, m 'dziadek'. Przińdz do dadë, moje dzeckó (Kościerzyna, Lubiana), s. 185 dzewucha, -ë, f'dziewucha'. To je mocno dzewucha (Zabory). Odm.: dzeucha (Lubiana), s. 265 biédny (zdrzë: Lipusz) Frazeologio, zwrotë, przësłowia: grochowinę, Zwrot: wlezc w grochowinę - 'zajść w ciążę' (por. Lipusz), s. 365 dżéna, -ë, m 1. 'samiec świni zarówno domowej, jak dzikiej, kiernoz'. Zwrot: Czôrny dżéna wiózł w piéck - 'ogień wygasł w piecu', s. 399 cepłi (zdrzë: Lipusz) FELICJO BÔSKA-BÖRZËSZKÔWSKÔ 34 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 I fi . / EDUKACYJNYDODÔWKDO„PÖMERANII", NR 1 (113), STËCZNIK2018 p*2ez WÔAlj, rfgneAzka Hlebba Muzyczny norcëk Uczimë sa poprawno śpiewać kaszëbsczé zwaczi w kóladze „Dzysó z Betlejem" - czwiczenia spartaczone z nóuką wëmówë** Szkolny (-ô) przërëchtowuje tekst kóladë, jaczi je pökôzóny z projektora, i gôdô, żebë uczniowie nôpierwi bôczno zdrzelë na słowa zaznaczone na czerwono. Szkolny (-Ô) tłómaczi, że w nëch słowach möżemë nalezc „ö" i „u". Tu szkolny (-ô) môże dopówiedzec, że to sa zwie labializacjô. Gôdô, że czëtómë je jakno [o] i [u] z zaókraglenim lëpów i dodające z przodku [ł], Nóczascy gôdô sa, że „o" czëtómë jakno [łe], a „u" jakno [łuj. Pótemu rôczi wszëtczich do pöwtôrzaniô i spiéwaniô raza z nim/nią. Dzysó z Betlejem, dzysô z Betlejem wiesołé nóm wiadło, Że matką ôstac, że matką ostać, na dzéwica padło. Christus sa rodzy, nas wëswöbödzy. Anielë grają, madrcë witają, Pasturze śpiewają, bidlata klakają... Cëda lëdzóm pöznac dają... W żórotnym kumku, w żórotnym kumku, Syn sa Böżi rodzy, Kô dô Ön prawie, kö dô Ön prawie duńc do nieba krodzy... Christus sa rodzy... Szkolny (-ô) gôdô, żebë uczniowie terô zdrzelë na słowa zaznaczone na zelono, w chtërnëch je „ó" i „é". Szkolny (-Ô) tłómaczi, że „ô" je to zwak pômidzë [o-e-y], le ju nié [y]. Lëpë muszą bëc zaôkragloné. A zwak „é" je zwaka pômidzë [i/y - e], le nie je to [e], Pó miatczich spółzwakach szlachuje za [i], a po twardëch barżi za [y]. Tedë rôczi wszëtczich do pöwtôrzaniô i spiéwaniô raza z nim/nią. Dzysó z Betlejem, dzysó z Betlejem wiesołé nóm wiadło, Że matką ostać, że matką ostać, na dzéwica padło. Christus sa rodzy, nas wëswöbödzy. Anielë grają, madrcë witają, Pasturze śpiewają, bidlata klakają... Cëda lëdzóm póznac dają... W żórotnym kumku, w żórotnym kumku, Syn sa Bóżi rodzy, Ko dó Ön prawie, kó dô Ön prawie duńc do nieba krodzy... Christus sa rodzy... NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (113), DODÔWK DO„PÔMERANII MUZYCZNY NÓRCËK/KLASË III i IV SPÔDLECZNY SZKÔŁË Szkólny (-ô) gôdô, żebë uczniowie tim raza zdrzelë na słowa zaznaczone na mödro. Szkolny (-ô) tłómaczi, że „a" czëtómë jakno [a] nosowé, a „ą" czëtómë czasto jakno [u] nosowe, bo są to nosowé zwaczi. Wszëtcë pôwtôrzają za szkolnym (-ą) i śpiewają raza z nim/nią. Dzysô z Betlejem, dzysô z Betlejem wiesołé nóm wiadło, Że matką östac, że matką ostać, na dzéwica padło. Christus sa rodzy, nas wëswöbödzy. Anielë grają, madrcë witają, Pasturze śpiewają, bidlata klakają... Cëda lëdzóm poznać dają... W żôrotnym kumku, w żôrotnym kumku, Syn sa Böżi rodzy, Ko dô Ön prawie, kö dô Ön prawie duńc do nieba krodzy... Christus sa rodzy... Na kuńc wszëtcë uczniowie śpiewają całą kólada raza ze szkolnym (-ą). * Autorka je sztudérką III roku kaszëbsczi etnofilologie. ** Nôleżi miec bôczënk na to, że w rozmajitëch dzélach Kaszëb gôdô sa kqsk jinaczi, wôrt pôdczorchnąc to zjinaczenié kaszëbsczi wëmöwë. faulëna 'W/CLMTAiiJO Ttlmci W11M Apôdleczny azköłë (2 gódzënë iiczböwé) Zëmowé rozegraąe Céle uczbë Uczeń: • przëbôcziwô so nazwë zëmöwëch ruchnów, • poznaje słowa tikającé sa zëmôwëch spôrtów i zôbawów, • öpôwiôdô swöjima słowama wiérzta z użiwanim sło-wów, chtërne pôkazëją pöstapstwö wëdarzeniów (nôprzód, pötemu, późni, na kuńc), • rozmieje ze słëchu, • pöznaje wiérzta pt. „Zëmöwé rozegracje" Eugeniusza Prëczköwsczégö. Metodë robötë • kôrbiónka (swöbódné wëpôwiescë uczniów na temat zëmë i ji charakteristicznëch znanków) • öbrôzczi (szrëce, purdżi, miechë, kugle...) • roböta z teksta (tłomaczenié, ôpöwiôdanié, malowanie kömiksu) • robota w kamach • öpöwiôdanié szkólnégö (przë czwiczeniu z ruchna-ma) • zôbawa - kalamburë Didakticzné pomoce • pastë do zabów • czôrné kôrtczi • ruchna (czopka, szal, bótë, jaka, rakawice...) • öbrôzczi z zëmöwima jigrama (kalamburë) • wiérzta pt. „Zëmôwé rozegracje" E. Prëczköwsczégö, • tôfla WSTAPNY DZÉL 1. Uczniowie sedzą na swójich stołkach w kole. Szkólny zadôwô pętania: a) Wiele mómë cządów roku? b) Chto mie wëmieni jich nozwë? c) Jaczi cząd roku terô mómë? d) Co warna sa köjarzi z zëmą? - np. zëmno, snieżélc, sniég, biôło, szrëce, sónczi, purdżi, górë, zëmöwé ferie, krótczi dzeń... 2. Szkólny öpöwiôdô tak, żebë szkölôcë kuhczëlë jegö wëpöwiésc. Przë tim muszi pökazëwac na se abo na przeniosłé ze sobą ruchna. Ne ödpöwiedzë, ja-czé są zafarwioné na czerwono, to ödpöwiescë NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (113), DODÔWK DO„PÔMERANII" uczniów, chtërnëch muszą sa domëslëc z öpöwiescë szkólnégö. Ruchna, ö jaczich sa öpöwiôdô, szkolny öblôkô na wëbróné ösobë. Tak, jak wa ju mie powiedzą, czedë przëchôdzy zëma, buten robi sa (szkolny sa trzase z zybu)... zëmno. Tedë je nót sa cepło (szkolny öblôkô jaka)... oblec. Trzeba włożëc na głowa (szkolny trzimô w race/ pôkazëje)... czopka, a na szëja... szal. Na race włożimë... rakawice, a na nodżi cepié... bótë. 3. Szkolny gôdô, że czej jesmë ju cepło öblokłi, möżemë jic buten bawić sa na śniegu. Pôtemu rzecze: Terô ôbôczimë, jaczé to môgą bëc jigrë. Brëkuja jedny chatny ôsobë. Szkolny mô przërëchtowóné szesc öbrôzków. Uczeń abö uczenka wëbiérô so öbrôzk (nikomu gö nie pôkazëje!) i muszi, bez gôdczi, pokazać pööstałima, co je na öbrôzku. Szkolny bôczi na jazëköwą poprawność. Czej uczniowie wëzgödną, szkolny twörzi zdanié. Pôtemu szkölôcë pöwtôrzają: Zëmą môże... jezdzëc na purgach (nartach)/ jezdzëc na sónkach/ jezdzëc z górë na miechach, jezdzëc na szrëcach, budować snieżélca, rzucac sniegôwima kuglama. KLASË III IIV SPÔDLECZNY SZKÔŁË / KLASË VI i VII ROZWIJNY DZEL 4. Uczniowie sedzą w łôwkach. Szkólny pisze na tôflë téma zajaców: Zëmöwé rozegracje. 5. Szkólny czëtô wiérzta Prëczköwsczégô pt. „Zëmöwé rozegracje". Zëma przeszła, wszadze biôło, Dzôtczi z chëczi buten gnają Chcą sa purgac, że jaż miło, Kugle w race ju chwôtają. Staszk wzął szrëce, prosto z urzmë Na stôw zmiarzłi drawö wnëkôł. Jedną razą nodżi w górze! Knôpik mô ju sklónka stłëkłé. Z wiôldżi górë szëmöt jidze To na miechach jadą ôstro, Wtim le nodżi w smioce widzec, Miechë jadą dali bëstro. Jank wzął nartë ömëlëcą. Jedna dłëgszô ô trzë cale. Z górë puscył sa z ful môcą Wnet jak buwrón wëzdrzôł w dôlë. Dzôtczi ceszą sa öb zëma, W śniegu ród sa bawią chwatkó, Śmiechu czasa nie jidze strzëmac, A i płacz téż przińdze letko. Zëma, zëma czëc je w lëfce, Ród są dzéwczata, ceszą sa bówcë. Öbrôz mróz-malórz robi Sniég biółą deką całi świat zdobi. ■I—i—IIIIMIIIIIII llllllllllllllllllllll Harolëna Heter 6. Szkólny dzeli uczniów na sztërë karna. Köżdé karno dostówó do przetłomaczenió jedna sztrofka (pier-szą, drëgą, trzecą i czwiórtą z cytowónëch tuwó). Szkólny mönitorëje robota i pömôgô. Szkölôcë prezentëją swój tłomaczënk przed póóstałima kar-nama. Nóleżnicë jinëch karnów sprôwdzają, czë sztrofka je bëlno przetłomaczonô. 7. Szkólny rozdówó czôrné kórtczi i pastë do zabów a pótemu gódó: No tëch kôrtkach, pastą do zabów, proszą zrobić komiks, chtëren nama pôkôże wëdarzenia z wajich sztrofków. Późni ôpöwiéta ö swôjich malënkach za pomocą słowów: NÔPRZÓD, POTEM U, PÓŹNI, NA KUŃC. Szkólny zapisëje ne słowa na tôflë. Wedle sztrofków kóżdi komiks badze trzeba pödzelëc na trzë abó sztërë dzéle. Öd rozpóznanió tegó uczniowie muszą zacząc swoja robota. Czej skuńczą, muszą sa midzë sobą pödzelëc, chto ó jaczim dzélu ópówiódô, tak jak przë malowanim. Ni môże bëc tak, że jedna osoba robi wszëtkö. 8. Uczniowie prezentëją swoja robota przed jinyma. Dobrze bë bëło, żebë ti, co öpöwiôdają, użiwalë téż mimiczi. Jidze ö to, żebë z pomocą wszëtczich, téż szkólnégó, stwörzëc pöspólné öpôwiódanié, môłi téatrzik. Szkólny na sóm kuńc może öpöwiedzec te sztrofczi wiérztë, nad jaczima öbczas uczbë nie bëło robioné. KUNCOWI DZÉL 9. Szkólny rozdówó wszëtczim pô dwie/ trzë biô-łé kórtczi i gódó: Proszą terô z nëch kôrtków zrobić sniegôwé kugle (szkólny téż). A terô... Zaczinómë śniegową biôtka! Tak, jak bë to wëzdrzało buten, wszëtcë szmërgają w se-bie sniegöwé kugle. (1 ęódzënë iiczböwé: 2 w ôzkćłowijizbie i2whuchni) rWanożimë pdkaôzëbłczich ôzmakach: Z Tłowim Hoka w Atrond kuchni ódwôżnym kroka! Céle uczbë Uczeń: • poznaje sylwestrowe i noworoczne zwëczi, • poznaje pötrawë, jaczé öb zëma sa warzëło na Ka-szëbach i sposób jich przërëchtowaniô, • wié, jaką jôda mielë na stołach öb zëma naszi przodkowie, • uczi sa zachówanió w kuchni wedle przepisów BHP, • rozmieje zrobić racuchë podług przepisu Zytë Górny, • poznaje tekstë spartaczone z sylwestra na Kaszë-bach, • rozmieje przeczëtac pó kaszëbsku wëjimczi tekstów i na jich spódlim zrobić czwiczenia. KLASA VI i VII SPÖDLECZNY SZKÖŁË Metodë robötë pödającô, problemowo, aktiwizëjącô Förmë robötë indiwidualnô, w karnie i z całą klasą pöd dozéra szkólnégö Materiałë didakticzné kôrtczi z pözwama farwów, kôrtë robötë, kôrtë z przepi-sama, produktë do götowaniô (z przepisów), tôfla Bibliografio Marian Fryda, Gochy, Lipnica 1999, s. 94-96. Zyta Górna, Książka kucharska Smaki Kaszub, Gdańsk 2014, s. 113. Izydor Gulgowski, Kaszubi, Gdynia 2009, s. 72. Karolina Keler, Ô sąsôdach, „Stegna" nr 3/2017 [45], s. 9. Wiesława Niemiec, Ô tim, jak przóde lat Kaszëbi warzëlë. Gawędy o dawnej kaszubskiej kuchni, Łódź 2014, s. 34, 36. CYG UCZBË WSTAPNY DZÉL Łowcza w szkôłowi jizbie są ustawione w kôle abô w półkolu. 1. Szkolny (-ô) witô sa z uczniama i rozdôwô kôrtczi z nazwa ma farwów: np. môdri, bruny, czerwiony, biôłi. Köżdi uczeń dostôwô jedna taką kórtka. Na pusti stronie kôrtczi uczeń pisze nazwa pötrawë, jako mu sa parłaczi z farwą z jego kórtczi: np. uczeń wëlosowôł farwa biółą, tej może napisać frikasë, abö uczeń wëlosowôł farwa czôrną, möże tej napisać czôrnina. Późni szkolny (-ô) zbiérô wszëtczé kórtczi i sadô z uczniama w köle. Wëbiérô pó jedny kôrtce i czëtô nazwa farwë i nazwa potrawę zapisóną przez ucznia, pótemu jiny uczniowie mają rzec, jakô farwa jima sa parłaczi z tim jestku. 2. Szkolny (-Ô) na tôflë pisze słowa i krziknik: Rok, z, Nowi, w, strona, kuchnio, ôdwôżny, krok,! i gôdô uczniom, że chto jakno pierszi wëzdgödnie téma uczbë, ten dostôwô darënk (np. plus abó bëlnô notka w dzénniku, bómk). Pödpöwiedzë: • słowa móże ödmieniwac, • téma muszi sa rimówac, • Rok i krok tworzą rim i wëstapują w nôrzadzôczu pójedinczi lëczbë, • pierszi wers mô 3 słowa. Uczniowie zapisëją w zesziwkach téma: Z Nowim Roka w strona kuchni ôdwôżnym kroka! ROZWIJNY DZÉL I 1. Uczniowie sedzą w ókragu. Szkolny (-Ô) gôdô uczniom ö rozmajitich zwëkach sparłaczonëch z przińdze-nim Nowégö Roku. Jednym z nich bëłë psotë, jaczé Kaszëbi robilë w sylwestra. Szkólny dzeli uczniów na 3 karna. Köżdé karno dostôwô jinszi lëteracczi wëjimk i do niegö KÔRTA ROBÖTË 1. KÔRTA ROBÖTË 1 KARNO I Wëjimk 1: Lepińsczi jidze w sylwestra dodóm i widzy, że chłopi cygną jaczis wóz. - Kôgô je ten wóz? - spitół sa Lepińsczi. - A Prądzyńsczegó. - To jó jesz warna pómóga! Chłopi zacygnalë wóz na jezoro. Ôb noc chwëcył mróz i wóz óstół na westrzódku jęzora. Lepińsczemu reno dragö bëło óczë ótemknqc, ale białka mu w tim pomogła: - Léón, chtos nama wóz ukródł, na śniegu sq szlachë! Léônowi öczë ótemkłë sa same. W oczodołach jaż placu zafelowało, tak go zabolało z tegô wëtrzeszczu. - Wiész të co, Mariczka, jó gwësno go sóm na jezoro zapchł! (K. Keler Ô sąsódach, „Stegna" nr 3/2017 [45] s. 9) Zadania: 1. Do wëjimków przërëchtowac inscenizacje (baro krótczé scenczi). 2. Napisać notatka do gazétë ô tim, co sa wëdarzëło w sylwestrową noc. KÔRTA ROBÖTË 1 KARNO II Wëjimk 2: Czasa wice sylwestrowëch szpórtowników bëłë ödprówióné pó to, cobë ósmieszëc konkretne ósobë. I tak wej czile lat pó II światowi wojnie, w sylwestrową noc, w westrzódku jedny gôsczi wsë óstawilë przëniosłą zeza stodołë jednégö z mólowëch gburów nową „wëgódka". Na ji dwiérzach, pód wëcatim serduszka, pówiesëlë tóblëca, jakó póchódała z krómu, jaczégö gwóscëcél béł wiôldżim przëstojnika założeniô we wsë wëróbny rzesznicë i jednoczasno chcôł - czegó nie krił, óstac ji przédnika. Pó tim wëdarzenim stôłsa óbiekta wiele szpórtów. (M. Fryda, Gochy, s. 95, tłom. K. Keler) Zadania: 1. Do wëjimków przërëchtowac inscenizacje (baro krótczé scenczi). 2. Napisać notatka do gazétë ö tim, co sa stało w sylwestrową noc. KLASË VI i VII SPÔDLECZNY SZKÖŁË KÔRTA ROBÖTË 1 KARNO III Wëjimk 3: W ôstatny dzén stôrégô roku knôpi ze wsë mają ze sobą flin nawetka ti nôstarszi, i strzelają, ôglowô w ta strona, gdze zbôżé, żebë kłosë urosłë wiôldżé. Gôspödëni gôtëje wiôlc klósczi, cobë zböżé dało wiele brzadu. Rozgrzéwô sa sztëcz ôłowiu i rzucô sa je do wôdë. Sztaturë, jaczé sa z ôłowiu utwór są zôpöwiescą przindnotë. (I. Gulgowski, Kaszubi, s. 72, tłom. K. Keler) Zadania: 1. Do wëjimków przërëchtowac inscenizacje (baro krótc scenczi). 2. Napisać notatka do gazétë ô tim, co sa stało w sylwestrów noc. KÔRTA ROBÖTË 1 KARNO IV Wëjimk 4: Öpöwiôdôł mój ójc, jak to w sylwestrową noc, kol 1934 w Börowim Młinie nieznóny sprôwcë wëprowôdzëlë na pókre loda błotko wóze z całi wsë. Pôzmieniwelë w nich kóła, disz kłonice. Na dodôwk wszëtkô tak môcno pôplątelë, że przez ca póstapny dzén gburzë szukalë swójich wozów, z jedny stro wiesołi, że młodim szpórt sa udół, ale późni coróz barżi nerwe (M. Fryda, Gochy, s. 94, tłom. K. Keler) Zadania: 1. Do wëjimków przërëchtowac inscenizacje (baro krótc scenczi). 2. Napisać notatka do gazétë 6 tim, co sa stało w sylwestrów noc. Czwiczenié 1 Tłomaczënk na pôlsczi jazëk nazw produktów do uwarzenió zupë: Czwiczenié 2 Przë köżdim zdanim wstaw pasowny numer, cobë bëlną zupa uwarzëc. Przë pierszi czinnoscë 1 itd. ___Doprawić smiotaną i cëkra. ___Ugötowac wëwar z brzadu. ___Wlôc klósczi do zupë. ___Zagotować i wlôc na talérz. ___Wëjąc ugótowóny brzôd. Zupa z okrasą Produktë: wóda, óbóna1, bulwë, mąka, pieprz, sól Czwiczenié 3 Tłomaczënk na pólsczi jazëk nazw produktów do uwarzenió zupë: Czwiczenié 4 Przë kôżdim zdanim wstaw pasowny numer, cobë bëlną zupa uwarzëc. Przë pierszi czinnoscë 1 itd. ___Zócerka riwówac na riwce z wiôldżima öczkama prosto do zupë. ___Ze szklónczi mączi i wödë zrobić zôcerka. ___Na panewce upiec óbóna, a czej zrobi sa mitkô, wrzucëc do zupë. ___Zagotować i wlóc na talerz. ___Ugotować bulwë w litrze metłi wódë. Czwiczenié 5 Napiszta w karnie tekst reklamowi ti zupë, jaczi mó zachacëc do uwarzenió ji doma. 2. Uczniowie w kamach czëtają wskôzóné tekstë i robią do nich czwiczenia. 3. Szkolny (-Ô) prosy karna ô ödczëtanié ödpöwiedzów z kortów robötë. 4. Szkolny (-ô) kôrbi z uczniama ö sylwestrowëch zwëkach przódë a dzysô. 5. Szkolny (-Ô) bierze uczniów w réza w uszłota przez öpöwiescë o tim, co öb zëma warzëłë göspödënie na Kaszëbach, a götowałë pö prôwdze z tegö, co miałë pöd raką. Nôchudzy szło jima uwarzëc rozmajité zupë, dlôte pöstapné czwiczenia mdą spartaczone z przepisama na zëmöwé zupë. 6. Szkólny (-ô) dzeli uczniów na sztërë karna. Rozdôwô köżdému karnu KÔRTA ROBÖTË 2. KÔRTA ROBÖTË 2 Brzadowô zupa Produktë: wóda, brzód, smiotana, cëczer, sól, lóné klósczi 7. Szkólny (-ô) prosy przédnika köżdégö karna, cobë wëbrôł jeden produkt: bulwë, krëpë, swińscze gnôtë, marchiew, cëbula. Wszëtczé karna muszą sadnąc w ökragu i ta ösoba, chtërna sedzy köl przédnika, muszi dodać jesz jeden produkt, jaczi môże pasować do przepisu na zupa. Późni póstapny uczniowie z karna wëmieniwają jesz jinszé produktë do zupë. Przéd-nik zapisëje pödóné przez karno produktë. Na kuńcu wszëtcë wëmëszlają pózwa ti zupë, jaką z pódónëch produktów möże uwarzëc. Przikłôd: Przédnik piérszégó karna wëlosowôł krëpë. Drëgó ösoba z tégö karna rzecze: gnôtë, trzecô: bulwë, czwiôrtô: szpiek, piątô: kapusta. Pózni wszëtcë wëmëszlają nazwa ti zupë, np. kapuscanô zupa z krëpama, zupa z kapustë z krëpama, kapuscónka z krëpama itd. II 8. Pö zapoznaniu z przepisama BHP szkólny (-Ô) z uczniama i starszima do pômöcë pótikają sa w kuchniowi zalë, cobë piec racuchë. NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (113), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASË VI i VII SPÖDLECZNY SZKÖŁË 9. Uczniowie wedle swöjégö upödobaniô dzelą sa na karna (pö 4-5 ösób). Nôlepi mieć w köżdim karnie starszego do pömöcë. 10. Szkólny (-ô) rozdôwô köżdému karnu kôrta z przepisa do zrobieniô racuchów. Kôrta z przepisa 11. Uczniowie pôd dozéra szkólnégö (-y) przërządzają miodné. Jich zadanim je przërëchtowac dlô köżdi ösobë pörcja do öszmakaniô. KUŃCOWI DZÉL Wszëtcë szmakają pakaté michałë. Pözni köżdi dostôwô môłą kôrtka, na jaczi wpisëje, co mu nôbarżi pasowało abö nie pasowało öb czas pieczeniô. Wszëtcë czëtają głośno, co napiselë, i kôrbią na ten temat ze szkolnym (-ą) i starszima. ÖDPÖWIEDZË DO KÔRTË ROBÖTË 2 Czwiczenié 1 woda, suszone owoce, śmietana, cukier, sól, lane kluski Czwiczenié 2 _1__ Ugotować wëwar z brzadu. _2__ Wëjąc ugótowóny brzôd. _3__ Wlôc klósczi do zupë. _4__ Doprawić smiotaną i cëkra. _5__ Zagotować i wlôc na talérz. Czwiczenié 3 woda, okrasa z gęsi, ziemniaki, mąka, pieprz, sól Czwiczenié 4 _1__ Ugotować bulwë w litrze metłi wödë. _2__ Ze szklónczi mączi i wôdë zrobić zócerka. _3__ Zócerka riwówac na riwce z wióldżima óczkama prosto do zupë. _4__ Na panewce upiec óbóna, a czej zrobi sa mitkô, wrzucëc do zupë. _5__ Zagotować i wlóc na talerz. Dopisënk 1 Wiesława Niemiec pisze w swöji ksążce Ô tim, jak przóde lat Kaszëbi warzële. Gawędy o dawnej kaszubskiej kuchni (s. 34), że öbôna to: „rodzaj specjalnej okrasy z gęsi, którą szykowano na cały rok. Siekano tasakiem w drewnianej skrzyni (körëce) mięso gęsie z kością, przeważnie były to skrzydła, uda, korpusy. Przesypywano je solą i ubijano ciasno w kamiennych garach. Używano tej okrasy do zup, sosów, jajecznicy, jako smarowidła do chleba. Posiekane kości nie przeszkadzały, po prostu usuwano je podczas jedzenia". RACUCHË - pakaté michałë (podług przepisu Zytë Górny) W niedzelné pôpôłnia piekło sa racuchë (stronama zwóné: ruchanczi, nadąsóné, napuchłé plińce, pakaté michałë) abö wafle, bô przëchôdelë gösce i trzeba jich bëło czims uraczëc. Te racuchë swiéżé i na cepło pödôwóné, pösëpóné pudercëkra, në i do te, wiadomo, bónkawa - jednym słowa: niebô wgabie. Produktë 2V2 tasczi mączi, 150 g masła, 3 jaja, % tasczi cëkru, 1 taska mléka, 50-80 g młodzy, cëczer waniliowi, öléj do pieczenió Przërëchtowac młodzowi rozczin. Do mączi dodać cëczer, żółtka i młodzowi rozczin. Casto wërobic. Dodać rozpuszczony tłuszcz i ubitq piana z biôłtków. Môcno wërobic i odstawie do wërosceniô. Tłuszcz rozgrzôc na panewce i piec na nim pakaté michałë. mm NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (113), DODÔWK DO„PÔMERANII" GRAMATIKA 7lana Makurôi Stopniowanie przëczasnihów W kaszëbsczim jazëku utworzone öd znanköwników przëczasniczi, tak jak znanköwniczi, mögą bëc stapniowóné. Przëczasniczi, jaczé są zakuńczone na -o (-ô), -e, mają trzë stąpnie: • równy stąpień, np. cepło, cëchô, mądrze, • wëższi stąpień, np. cepli, cëszi, mądrzi, • nôwëższi stąpień, np. nôcepli, nôcëszi, nômądrzi. Wëższi stąpień w kaszëbsczim jazëku möże bëc tworzony nôslédno: • prosté stapniowanié - do przëczasnika w równym stapniu dodôwô sa zakimczenié -/ {-y), np. chutczi, bëlni, krocy; nót je dac bôczënk, że czasa w prostim stapniowaniu mómë do uczinku ze zwakôwima wëmianama, np. chutkô - chutczi, cëchö - cëszi; • ôpisowé stapniowanié - pölégô na tim, że przed przëczasnika w równym stapniu dodôwô sa słowö barżi, np. słono - barżi słono, môkro - barżi môkro; • nieregularne stapniowanié - tikô sa leno czile przëczasników taczich, jak: dobrze - lepi; lëchô -gôrzi, zle - gôrzi; wiele - wicy / wiacy; dużo - wicy / wiacy, mało - mni. Nôwëższi stąpień twörzi sa przez dodanié nô- przed przëczasnika w wëższim stapniu, np. bëlni - nôbëlni, niżi - nôniżi, görzi - nôgôrzi. Przë öpisowim stapniowaniu przëczasników nô- je dodôwóné do słowa barżi, np. barżi sëchô - nôbarżi sëchô, barżi môkro - nôbarżi mökro. Czwiczenié 1 Z pôdónëch przëczasników wëbierzë leno te, jaczé podlegają stapniowaniu: rzôdkö, pösłëszno, narôz, witro, fest, rëchło, wiesoło, wczora, wësokö, bënë, czasto, buten, dzysdnia, ösoblëwö, stôro, colemało, czasa Czwiczenié 2 Dofuluj zdania pôdónyma przëczasnikama. nowicy wiele wicy Ju terô....................wiém, bö naucziłjem sa tegö w szkôle. W przińdnym roku bada wiedzół jesz.............................. jak skuńcza póstapny rok uczbë. Jak bada stóri, tej bada wiedzół.................................... dzaka wiele latóm nóuczi i möjému całému żëcowému doswiódczeniu. Czwiczenié 3 Dofuluj tôfla, wpisywającë felëjącé förmë przëczasników w stapniu równym, wëższim abô nôwëższim. równy stąpień wëższi stąpień nôwëższi stąpień lëchö barżi kómudno nômiodni dôwni dragô nôcażi piakni móckó Czwiczenié 4 Z wëpisónëch przëczasników wëbierzë te, jaczé stapniują sa leno w ôpisowi spôsób: głôdkô, zëmno, bezpieczno, blëskö, swöjskö, słono, pózno, mökro, cëzo, miło, lëchö, widno, macząco, dobrze, wölno, dozdrzeniało, letkö Czwiczenié 5 Zapiszë fôrmë wëższégö i nôwëższégô stapnia przëczasnika snôżo. Pöstapno usadzë z nima zdania. Ödpöwiescë: Czwiczenié 1 Przëczasniczi, jaczé podlegają stapniowaniu: rzôdkö, pôsłëszno, rëchło, wiesoło, wësokô, czasto, ösoblëwô, stôro Czwiczenié 2 Przëczasniczi, jaczima nót bëło dofulowac tekst: wiele, wicy, nôwicy Czwiczenié 3 równy stąpień wëższi stąpień nôwëższi stąpień lëchô gôrzi nôgörzi kömudno barżi kömudno nóbarżi kómudno miodno miodni nômiodni dôwno dôwni nôdôwni dragô barżi drago nôbarżi dragö cażkó cażi nôcażi piakno piakni nôpiakni möckô mocni nômöcni Czwiczenié 3 Czwiczenié 4 Przëczasniczi, jaczé stapniują sa w opisowi sposób: głôdkö, swojsko, słono, mökro, cëzo, macząco, dozdrzeniało Czwiczenié 4 Przëczasniczi, jaczé stapniują sa w opisowi sposób: głôdkö, swojsko, słono, mökro, cëzo, macząco, dozdrzeniało Czwiczenié 5 snôżo - snôżi - nôsnôżi np. Marta w swöji nowi sëkni wëzdrzała snôżi jak wiedno. Wszadzë je piakno, ale nôsnôżi je na Kaszëbach. Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Öbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: H. Makurôt, K. Keler gdańsk mniej znany ZABYTKOWA PRZYCHODNIA Wałowa przez wiele lat straszyła niezagospodarowany przestrzenią i opustoszałymi budynkami. Obecnie to krańce Śródmieścia, ale w przyszłości stanie się centrum Młodego Miasta. Słychać tu dźwięki placu budowy, a nowe wieżowce widać już z daleka. MONUMENTALNA PEREŁKA Dzisiejszy spacer poświęcimy najsłynniejszemu obiektowi tej ulicy, który stoi pod numerem 27. Gdańszczanom Wałowa kojarzy się najczęściej z wizytą u lekarza. Od wielu lat działa tu przychodnia. Jednak mało kto, zatroskany swym zdrowiem, zwraca uwagę na wyjątkowość budynku, do którego przychodzi. Gmach od powstania, czyli 1926 roku, służył jako miejsce związane ze zdrowiem. W Wolnym Mieście Gdańsku prywatne ubezpieczalnie medyczne zostały zastąpione Powszechną Miejscową Kasą Chorych. Jej pierwsza siedziba znajdowała się przy dzisiejszej ulicy Piwnej. Nowy budynek miał powstać przy Okopowej, zdecydowano się jednak na Wałową. Ta lokalizacja miała się przyczynić do rozwoju tej części miasta. Projektantem Kasy Chorych został Adolf Bielefeldt. Swoje biuro architektoniczne prowa- dził w Sopocie, gdzie pod jego kierunkiem zbudowano m.in. Kościół Zbawiciela czy willę Basnera. Gmach na Wałowej to wyjątkowe dzieło powstałe na zlecenie władz Wolnego Miasta. Fasada budynku jest wygięta i biegnie równolegle do skręcającej ulicy. Reprezentuje styl niemieckiego ekspresjonizmu. W Niemczech budowano w tym stylu urzędy i szkoły. Architekci, będąc pod wrażeniem ceglanych gotyckich kościołów, projektowali obiekty, w których cegłę wykorzystywano jako okleinę. Fasadę siedmiokondygnacyjnego budynku zdobią pionowe pasy cegieł wystających przed lico ściany. Do środka prowadzi trój arkadowy portal. Warto też zajrzeć za przychodnię, gdzie znajduje się budynek dawnej łaźni, która połączona była z Kasą Chorych. Obiekty przetrwały 1945 rok i nawet układ wnętrza przychodni został w dużej mierze zachowany. Pierwotnie piwnice mieściły archiwa, parter salę obsługi z 28 stanowiskami, pierwsze piętro salę konferencyjną, wyżej natomiast znajdowały się pomieszczenia za- rządu i administracji oraz mieszkania służbowe. ŚLADY HISTORII Działkę pod budowę Kasy Chorych wybrano na terenach dawnych fortyfikacji miejskich. Teren był podmokły, trzeba więc było zabezpieczyć grunt, wbijając w ziemię 300 betonowych pali o długości od 8,5 do 13,5 metra. Od XVII do XIX wieku przebiegała tędy mokra fosa, a dostępu do Gdańska broniły Bastion Lis oraz św. Jakub. Po rozebraniu nowożytnych fortyfikacji powstała ulica Wallgas-se, czyli dzisiejsza Wałowa. Pierwsze zabudowania powstały jeszcze w XIX wieku. Wybudowano tutaj obiekty Urzędu Mundurowego, w których szyto mundury i bieliznę oraz produkowano obuwie dla wojska stacjonującego nie tylko w Gdańsku, ale i całej prowincji Prusy Zachodnie. Niestety dawna szwalnia - gmach warsztatów, choć przetrwała wojnę, została rozebrana w 2016 roku. Dziś za wiatą przystanku autobusowego możemy dostrzec jedynie fragment muru, który deweloper planuje wkomponować w nową zabudowę. Dalej wznoszą się wieżowce kompleksu Bastion Wałowa, który ma być gotowy w 2018 roku. Od strony tylnego wejścia do przychodni można zobaczyć wkomponowane w ścianę ryciny dawnych fortyfikacji oraz mapy Gdańska. Przypominają nowożytną historię, szkoda jednak, że tworząc nową tkankę miejską, zniszczono obiekty z XIX i początku XX wieku. MARTA SZAGŻDOWICZ Mszô z kaszëbską liturgią słowa, Bëtowö, köscółsw. Katarzënë Aleksandrijsczi i sw. Jana Chrzcëcela, 16.10.2005 r. Z KS. MARIANA MIOTKA GÔDÓMË Ô KASZËBIZNIE W KÔSCELE, MŁODËCH KSAŻACH-KASZËBACH I RELIGIJNY TELEWIZJE. OD REWOLUCJE DO NORMALNOSCË Jaczés dzesac lat temu zdôwało sa, że jesmë krótko tegö, żebë w wikszoscë köscołów na Kaszëbach bëłë regularno msze z kaszëbską liturgią słowa. Włączi-welë sa nowi ksaża, w Radio Kaszëbë tidzeń w tidzeń bëlë transmisje taczich mszów. Minało pôra lat, a zdôwô mie sa, że nick nie szło w przódk, a może na-wetka më sa copnalë. Ks. Marión Miotk: To złożono sprawa. Wprowôdzanié kaszëbiznë do liturgii szło długo. Baro mocno angażowała sa w to ösoblëwie spölëzna zrzeszono. Zrzeszeńce widzełë, że kaszëbsczégö je corôz mni i blós dwie insti-tucje mögłë wedle nich cos z tim zrobić: szkoła i Koscół. W ósmëdzesątëch latach w szkołach wnet nic sa w ti sprawie nie dzejało, tej östôł le Koscół. Te pierszé msze ódprôwióné pó kaszëbsku bëłë jak rewolucjo. Bëło wi-dzec wiôldżi wëbuch entuzjazmu. Lëdze to przeżiwelë, chatno przëchôdelë na taczé msze, nie dowierzalë, że to je móżlëwé, ale w wikszoscë bëlë buszny. To bëłë leżno-scowé msze i tak pó prôwdze stojelë za nima dzejôrze Zrzeszeniô. Mëszla, że sami ksaża j aż takbaro sa do tego wnenczas nie pchelë. Czej widzelë taką potrzeba, wi-dzelë dzejania lëdzy, tej ódprawilë msza, ale wiedno chtos jiny to przërëchtowôł. Te msze z kaszëbską liturgią słowa stałë sa na początku XXI w. czims prawie powszechnym. Prof. Bruno Synak gódół jistno jak të - miôł nôdzeja, że jesz za jego żëcô badą w kóżdim kósce-le na Kaszëbach regularne msze w rodny mowie. A tak nie je... Dlôcze tej jesmë östelë przë leżnoscowëch mszach, a regularnëch je tak mało? Kąsk to wëzdrzi tak, jakbë lëdze sa w dzélu tim „nace-szëlë". Msze z kaszëbską liturgią słowa stałë sa normalnym zjawiska i nie budzą taczich emocji. Co sa dzeje z młodima kaszëbsczima ksadzama? Czej zdrzimë na to, chto ódprôwiô „kaszëbsczé msze", mómë ód lat te same nôzwëska: ks. Miotk, ks. Perszón, ks. Skwiercz, ks. Bach, ks. Głodowsczi, ks. Piepka, ks. Naczk, ks. Jażdżewsczi i póranósce jinszich. Lëcz-bówó wëzdrzi to dobrze, ale nowé pokolenie pójówió sa mało czedë. Mëszla, że to je szerszi jiwer, jaczi nie je spartaczony blós z kaszëbizną. Kąsk to młodsze pokolenie zamikó sa w ti góńbie codniowëch obowiązków i nie wëchôdają dali. A doch czedës ksaża - jak chócle ks. Kujot, ks. Fankidej-sczi - rozmielë baro wiele zrobić téż dló historie, kulturę. Może jakbë dzejórze Zrzeszenió kąsk jich pógónilë, jak czedës stało sa to përzna z najim pókólenim, to oni bë sa téż mocni włączëlë. 36 / POMERANIA /STYCZEŃ 2018 NAJE KÔRBIÓNCZI Möże dzejôrze wölą rôczëc na msza kögös starszego, chto mô ju wërobioné nôzwëskö w kaszëbsczim świece, i młodi ni mają sa gdze pokazać? Jakbë chcelë, to bë mielë gdze zajistniec. Je równak prôwdą, że czasa je taczi mit, że jak przëjedze jeden z tëch ksażi, co dzejelë öd zôczątku wchôdaniô kaszë-biznë do Kóscoła, tej badze barżi uroczësto. Nôlepi bë bëło, jakbë corôz wicy parafiów wprowôdzało regularne msze z kaszëbską liturgią słowa. Tej ti młodszi bë muszelë sa włączëc w jich ödprô wianie. W Gniewinie, gdze je proboszcza ksądz Miotk, tëch mszów je dosc tëli, ale równak téż nie są one regularne. Nie je tu tak wiesoło, jak bë sa chcało. W móji parafie ni ma za wiele Kaszëbów. Na początku móji bëtnoscë w Gniewinie jô ödprôwiôł „kaszëbsczé msze" tidzeń w tidzeń, ale wiele lëdzy sa na to skarżëło. I wiedno miôł jem jiwer z nalezenim lëdzy do czëtaniów, psalmów. Béł to téater jednégö aktora, a tak ni może to wëzdrzec. I tej so ksądz udbôł stwörzëc swoja telewizja, gdze kaszëbizna mô baro wôżny môl? Pómëslôł jem, że skórno rozwij mediów ótmikó przed nama nowé möżlëwötë, tej trzeba to wëkörzëstac i dlô ewanielizacji, i dlô kaszëbiznë. Tim barżi, że dzaka in-ternetowi te programë mögą duńc do wnet köżdégö, chto je tim zainteresowóny. Je z tim wiele robôtë, óso-blëwie z kaszëbsczima audicjama, ale to nie je na darmo. To mó swoje znaczenie. Chcemë rzeknąc, że kaszëbiznë w TTR (Twoja Telewizja Religijna), jaczi ksądz je miéwcą, mómë wiele... Mëszla, że jo. Co tidzeń je np. program „Kaszëbskô Ewa-nielëjô", gdze öd sédem lat czëtóm wëjimk z ewanielii i gö kómentëja. Przez lata dzejaniô telewizje udało sa ju omówić jaż dwa razy całi köscelny rok, jaczi je pódzelo-ny na trzë cykle: A, B i C. W „Gôdkach ö wierze", jaczé prowadzymë raza, jesmë przeczëtelë pö kaszëbsku m.jin. ewanielie i wnet całą Knéga Zôczątków, kömentowelë soborowe dokumentë i Katechizm Katolecczégö Kósco-ła. Króm te Ewelina Stefańskó - dzysdniowô przédnicz-ka Karna Sztudérów Pomorania - czëtô Pana Tadeusza w tłómaczenim Stanisława Janczi. Są téż pômörsczé le-gendë Władisława Ładżi w audicji „Spod kaszubskiej strzechy". To po polsku, ale baro mocno zrzeszone z Kaszëbama. Wszëtkô to je przistapné w internece na starnie www.telewizjattr.pl abó na starnie gniewińsczi parafii. A tu młodi ksaża nie chcą pomoc? Ko media to miôł-bë bëc bëlny plac prawie dlô nich? Nikogo jem jesz nie prosył o pomoc w tëch kaszëbsczich programach, ale jakbë chto chcôł, to Twoja Telewizja Religijna czekô. Przëdô sa köżdô pomóc. Wôżné, żebë nie ógrańcziwac sa blós do gôdaniô midzë sobą: „Że jemu sa chce!" Jeżlë jidze ö to chcenie, to muszimë przëbôczëc, że je ksądz nônowszim kaszëbsczim doktora. Obronił ksądz niedôwno na Uniwersytece Adama Mickewicza doktorską prôca ö dolmaczënkach Biblie na kaszëb-sczi jazëk. Winszëja. Bóg zapłać. Pisôł ksądz m.jin. ö roböce o. prof. Adama Riszarda Sykörë. Jego tłómaczenia Biblie z öriginalnëch jazëków mögą miec cësk na wikszé wchôdanié kaszë-biznë do Köscoła? Je to na gwës póstapny krok w biôtce z „partizantką". Dzaka taczim dzejanióm kaszëbizna może z czasa stac sa fulprawnym jazëka liturgie. Jakbë bëło wicy taczich lëdzy, jak o. Sykóra, ju dôwno më bë mielë całé msze ödprôwióné pó kaszëbsku. Na dzysô równak blós ón Seraköjce, köscół sw. Môrcëna, 3.05.1999 r. Öbczas ti mszë ostała pöswia-conô stanica tamecznego partu KPZ STËCZNIK2018 / POMERANIA / 37 NAJE KÔRBIÓNCZI tłómaczi Swiaté Pismiona z öriginału. I wôrt pódczorch-nąc, że zajimô mu to wnet całi wolny czas, bö doch mó on wiele zajaców, wëkładów i jiny robötë jakno profesor na uniwersytece. Nimö tego on tłómaczi na kaszëbsczi jedna knéga öb rok... To baro wiele, ale tëch knégów je 72. Jeden człowiek nie je w sztadze tego zrobić. A jesz potrzebne je tłómaczenié mszału. Robötë czekô nas wiele, nigle badze möżlëwöta napisaniô do Watikanu ô zacwierdzenié kaszëbsczégô jakö jazëka w całi liturgie. Jaką z mszów z kaszëbską liturgią słowa zapamiatôł ksądz nôbarżi? Nôlepi pamiatô sa to, co pierszé. Dlô mie bëła to mszô w Rëmi w 1986 r., jaką jem odprawił od początku do kuńca pö kaszëbsku. Tak pö prôwdze to bëła pierszô w historie publiczno mszô pö kaszëbsku, bö ks. Grëcza ödprôwiôł dlô zamkłégö karna lëdzy. Köscół béł ful. Ni-gdë nie zabąda reakcji lëdzy. Pô zakuńczenim nicht nie wëchödzył. Wiele chlëchało. Ksądz proboszcz wëszedł i pöwiedzôł, że to je ju kuńc, że nic ju nie badze. I zapitôł, czë chcelëbë wiacy taczich mszów. W ödpöwiedzë lëdze zaczalë klaskać. Pózni bëło jesz wiele mszów, jaczé östałë w pamiacë, np. pôspólné uroczëznë z ks. bpa Andrzeja Slewińsczim, pielgrzimczi do Rzimu, do Zemi Swiati, gdze głosył jem wiele kôzaniów pô kaszëbsku... Wikszosc tëch kôzaniów je spisónëch i wëdónëch w ksążce Séw Böżégô Słowa, a te pierszé téż w ksążecz-ce Swiętim turę starków. Te publikacje mają bëc pomocą dlô jinëch ksażi-Kaszëbów, przëpómnienim wôż-nëch wëdarzeniów, w jaczich ksądz brôł udzél? Mëszla, że przede wszëtczim historią tegö, jak kaszëbi-zna wchôdała do liturgie, bö na początku wikszosc tëch leżnoscowëch mszów jem ödprôwiôł. Pózni zaczało sa pojawiać wiacy ksażi, a jô trafił dali öd Kaszëb - do Świeco. Czej sa czëtô te kózania, je widzec, jak sa one zmie-niwałë. Na zóczątku jem wiedno sa ódwółiwół do kaszëbsczi lëteraturë, do legendów, mitów, stolemów, zapadłego zómku itd. Pózni msze w rodny mowie stałë sa czims powszechnym, a kózania są przede wszëtczim kómentarzama do ewanielie, chóc móm wiedno stara, żebë te kaszëbsczé homilie bëłë lepi przëszëköwóné jak pölsczé. Gôdôł Dariusz Majkowsczi Ödjimczi z archiwum ks. M. Miotka Fara we Wejrowie 24.01.1988 r. Swöja pierszą msza z kaszëbską liturgią słowa prowadzył bp Andrzej Slewińsczi, w koncelebrze ks. F. Mullera i ks. M. Miotka W rodnym Swiónowie (21.06.1998) ks. Miotk téż czasa ödprôwiô msze z kaszëbską liturgią słowa „Kaszëbskô mszô" w Gniewinie, czedës bëła ödprôwiónô co tidzeń, terô nieregularno 38 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 wëdarzenia SWIATO KASZEBSCZÉGÖ SŁOWA W wejrowsczim Muzeum Kaszëbskô-Pômôrsczi Pismieniznë i Muzyczi skuńcził sa latosy kônkurs „Méster Bëlnégö Czëtaniô". Wespół wzało w nim udzél przez 750 uczastników z 11 powiatów. Do wiôldżégö finału przeszło przez wszelejaczé eliminacje w szkołach, gminach i krezach 102 lëdzy. Uczastnicë szlë na miónczi w piać wieköwëch kategoriach. W finale, jaczi ödbéł sa 13 gódnika 2017 r., ób-sądzywałë jich dwie komisje pöd przédnictwa prezesczi Radzëznë Kaszëbsczégö Jazëka Danutë Pioch (wespół z Janiną Kurowską i Romana Drzéżdżona z MKPPiM) i przédniczczi Stowarë Szkólnëch Kaszëbsczégö Jazëka „Rëmusowi Drëszë" Wandë Lew-Czedrowsczi (wespół z Tomasza Fópką i Grażiną Wirkus z MKPPiM). Na zôczątku göscy przëwitôł direktor Muzeum Tomôsz Fópka, chtëren m.jin. pödzaköwôł za wielelat-né prowadzenie konkursu uszłi direktorce bólszewsczi bibłioteczi Janinie Bórchmann. Pózni wejrowskô starosta Gabriela Lisius (pó kaszëbsku!) uroczësto ótemkła wiôldżi finał „Méstra Bëlnégö Czëtaniô" i zaczało sa swiato kaszëbsczégö słowa. Uczniowie klas I-III (bëło jich 25) czëtelë wëjimczi z dokazów Jerzégö Sampa. Wedle öbsadzëcelów nôłepi pöradzëła so Ölga Tomaczköwskô ze Sp.Sz. w Skórze -wie, drëdżi plac miôł Antk Galiköwsczi ze Sp.Sz. nr 7 w Chönicach, a trzecy Katarzëna Köżëczköwskô ze Sp. Sz. w Pöbłocym. Wëprzédniony östelë: Marcelëna Wisz-niewskô (Sp.Sz. w Göwidłënie), Maja Mielewczik (Sp. Sz. w Garczegórzu) i Nataliô Mechlińskó (Sp.Sz. nr 11 w Gdini). Nôwicy uczastników - jaż 30 - bëło w kategorii uczniów kl. IV-VII. Dobéł Kacper Krzebietke ze szköłë w Miechucënie przed Urszulą Giermek ze szköłë w Górnym Rekówie i Aną Nowicką ze Sp.Sz. nr 2 w Lëzënie. Wëapartnienia dostelë: Juliô Jeschke (Sp.Sz. w Sławószë-nie), Alicjo Flisykówskô (ZSP nr 1 w Kóscérznie) i Wiktorio Kropidłowskô (Sp.Sz. w Łubianie). Lekturą, jaką muszelë czëtac nôleżnicë ti kategorie, béł Mack Janusza Mamelsczégö. Gimnazjaliscë mielë dosc dradżé zadanié, bö żdałë na nich Brawadë Jana Drzéżdżona - snôżi tekst, ale caż-czi do przeczëtaniô. Z dwadzesce uczastników nôlepi delë so z nim rada: Małgorzata Grëbô (pól. Gruba) ze Sp.Sz. w Strzépczu, Aleksandra Nowickó ze Sp.Sz. nr 2 w Lëzënie i Daniel Marszk ze Sp.Sz. w Tëchlënie. - - -lali 5 >-o * Wëprzédnienia: Marta Kujach (ZSP nr 1 w Kóscérznie), Marta Krefta (Sp.Sz. w Tëchlënie) i Zuzana Gleszcziń-skó (ZS w Lepińcach). Jak gôdała óbczas pódrechówanió konkursu Danuta Pioch, nôbarżi dradżé wëzwanié stojało przed ucznia-ma wëżigimnazjalnëch szkółów, chtërny czëtelë Dokôzë Alojza Budzysza. W nëch tekstach je wiele mało znónëch i cażczich do wëmówieniô słów, pisóné są ze-sadzonyma zdaniama, jaczé nie są letczé do interpretacje. Westrzód dzesątczi ódwôżnëch pierszô trójka wëzdrzi tak: 1. Dorota Mateja z ZSZiO w Kartuzach, 2. Juliô Jankówskó z I LO w Köscérznie, 3. Paulëna Fópka z ZSP nr 4 we Wejrowie. Wëapartnioné östałë: Juliô Wójewskô z ZSP nr 3 we Wejrowie, Natalio Czucha z I LO w Köscérznie i Karolëna Stanisławskô z ZSP w Serakójcach. Öbsadzëcele bëlë zgodny, że nôwëższô rówizna bëła w kategorie ustnëch. Z Łiskawicę Stanisława Janczi wszëtcë delë so bëlno rada. Pó dłudżich diskusjach jurorze rozsądzëlë, że pierszi plac (i 500 zł) dostónie Ana Gleszczińskó z Lepińc. Przëznelë téż dwa drëdżé place (nôdgrodë pó 250 zł) dló Iwónë Makurót z Köscérznë i Janinę Mielewczik ze Serakójc. Wëprzédniony óstelë przedstôwcowie gdunsczégö krézu: Béjata Richter i Wój-cech Biészk, a téż Mark Czoska z Góscëcëna i Mirosława Mej er za czekawé ódczëtanié Łiskawicë pó jastarnickii. Nôdgrodë w latosy edicje konkursu ufundowelë: Powiatowe Starostwo we Wejrowie, MKPPiM we Wejrowie, Tomósz Fópka, Dark i Aleksandra Majköwscë i Genowefa Słowi. Bóg zapłać wszëtczim uczastnikóm, jich szkolnym, starszim, pówiatowim, gminowim i szkółowim kóórdi-natoróm. Do uzdrzenió za rok w póstapnym finale konkursu „Méster Bëlnégö Czëtaniô"! DM Ödj. z archiwum MKPPiM we Wejrowie STËCZNIK2018 / POMERANIA / 39 NOWÉ PLATCZI Z KÔLADAMA. FELIX CASSUBIA I PŁYŃ KOLĘDO! Przed Gödama 2017 ukôzała sa płatka z kaszëbsczi-ma köladama. Nié leno kaszëbsczima, bö jedna z 15 pieśni (Zarzgmniało) je pö kôcewsku. Zwie sa na płitka Felix Cassubia - to je Szczestlëwé Kaszëbë. Jak pödôwô główny „sprôwca" platë, przewodniczący Kaszëbsczégö Parlameńtarnego Karna, senator Kazmiérz Kleina, taczi titel (dokł. „Tu felix Cassubia") miôł himn Kamieńsczi Diecezje, spiéwóny ôd strzédnëch stalatów w kóscołach öd Szczecëna pö Labórg. Kleina do wespółrobötë przërôczil Muzeum Pismieniznë a Kaszëbskö-Pömörsczi Muzyczi we Wejrowie, Pölsczé Radio Köszalëno (dze bele robione nagrania), Radio Gduńsk a słëpsczi Institut Balticum. Muzyczną przédniczką projektu bëła Monika Żytka (pol. Zytke) z Institutu Muzyczi Pômôrsczi Akademie w Słëpsku. Stądka prawie bëlë wëkönôwcowie platë, sztudérzë a profesorowie. Dwa wëkönania bëłë „göscynné". Felix Cassubia je bëlno wëdónô. Pö habilitacyjnym dokazu Aleksandrë Kucharsczi-Szefler dwa-plitowim albumie Kaszuby w pieśni artystycznej je to pôsobnô płatka wëdónô de luxe - luksusowo. Krążk je tuwó zesadzony z cwiardo obłożoną ksążką, w jaczi ökróm różnëch „słowów ôd" nalôżómë tekstë zaspiéwónëch köladów. Są to (podług płatkowego szturu): „Nad Betlejem" „Öwce bleczą" „Szëmi morze", „Bibi, Synku, bi", „Dobëcé", „Świat przed Tobą kląkł", „Wiesołô Nowina", „W stajeneczce narodzone", „Swiéc nóm gwiôzdo", „Pôwitôjmë Pana", Felix Cassubia! „Zarzgmniało" „W żëdowsczim kraju", „Cëchô noc", „Jezë, östaw szopa" a „Aniołów bal". Wikszosc to autorsczé dokôzë. Sztërë köladë są lëdowé, a jedna („Cëchô noc") - midzënôrodnô1. Zamkłosc ksą-żeczczi ubökadniwają ödjimczi z nagraniowego sztudia. Plata Felix... je muzyczno farwnô. Öd harmoniczny starnë słëchającë - cygnie w czerënku roz-budowónëch dżezowëch wespółbrzëmieniów. Bogato instrumeńtowónó2. Śpiewają soliscë a chur Iuventus Cantas z Pômörsczi Akademie w Słëpsku, przërëchtowóny przez Tadeusza Fórmela. Śpiewający mają stara ö jazëk. Rozmieją nawetka rozróżniec pôsobné diałektë, np. w koladze Fikusa - lezyńsczi zort. Patronat nad tim muzycznym pödjima óbjała Rada Kaszëbsczégö Jazëka. Kóżdi płatkowi dokôzk zadzywiô. W „Nad Betlejem" öpôwiésc ô narodzenim prowadzono przez chur je przeplôtónô solama saxu a flétu. Snóżi duet 1 Aiitorama piesniów są (podług alfabetu): Sztefón Bieszk, Wöjcech Bratk, Sztefón Fikus, Tomôsz Fópka, Witosława Fran-köwskô, Renata Gleinert, Franz Gruber, Kazmiérz Guzowsczi, Mirosłôw Hałenda, Wérónika Kôrthals-Tartas, Joseph Mohr, Alojzy Nôdżel, Antoni Peplińsczi, Eugeniusz Prëczkôwsczi, Léón Roppel, Jan Rómpsczi, Jerzi Stachursczi a Jan Trepczik. 2 Czëc są skrzëpice (Pioter Pendzich, Marta Zabôrowskô, Monika Ksążk), flét (Patricjô Klein), klarnét (Môrcën Fijalkôwsczi), saksofónë (M. Fijałkôwsczi, Joanna Perszón, Sylwio Ridzewskô, Adóm Sanecczi, Dawid Trzecynsczi), trąbczi (Pioter Jankówsczi, Julita Kuczbórskó), puzon (Adóm Peplińsczi), akórdión (Wójcech Złoch), klawisze (Łukósz Jankówsczi, Przemësłôw Sysojew-Ósyńsczi), basowó gitara (Zdzysłów Pawiłojc) a perkusjo (Wiesłów Helinsczi, Macéj Rambówsczi, Kinga Sobolewsko) i diôbelsczé skrzëpice (W. Złoch). Aranżacje zrobilë: Monika Żytka, Z. Pawiłojc, P. Sysojew-Osyńsczi a Łukósz Jankówsczi. 40 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 muzyka Łukasza Junga i Éwelinë Klein w „Owce bleczą" wnôszô prowdzëwą redota pasturków. Trepcziköwé „Szëmi morze" je pödóné w pölonézerowim ritmie. Patricjô Baczińskó, jakô spiéwô kólibiónka „Bibi, Sybku, bi" - robi to jak matka, autenticzno. Pómó-gô w tim pësznô aranżacjo Sysojewa-Osyńsczegó. Patricjô Klein zmierza sa dobëtno z... „Dobëcym", jaczé ju śpiewała w lezyńsczim karnie Prôwda jak-no jesz Szadköwskô, 11 lat temu. Nowé żëcé jed-ny z nôpiakniészich naszich kóladów „Świat przed Tobą kląkł" Renatë Gleinert dało opracowanie Mó-niczi Zytczi. Sztrófczi pödzeloné midzë Baczińską, Renata Boniecką, Anna Knitter, Kamila Niemczëcką a Joanna Perszon - brzmią w jich wëkönanim równo swiéżo. „Wiesołó Nowina" pödónô przez Niem-czëcką je i wiesołô, i prôwdzëwô. Knitter prowadzy swoja kantilena prosto, co przë wôlniészim tempie „W stajeneczce narodzone' - dôwô cekawé wrażenie, jakbë dzecny, kąsk najiwny ôpôwiôstczi ô môłim Jëzësku. Podobno je ze „Swiéc nóm gwiôzdo". Jesmë przënacony do pöwôżnégö, statecznego ji spiéwu. Jung udokaznił, że möżna wieselni. „Pöwitôjmë Pana" i kôcewskô „Zarzgmniało" nôleżi do churu. W całoscë ta drëgô wëszła ze szpörta. Pö köcew-sczi kôladze czëc sa dała... żëdowskô - pö kaszëb-sku. „W żëdowsczim kraju" wprowadzëła përzna muzyczi ze strón narodzeniô Môłégô Bôga. Nôlepi jednak brzëmieją w tim sztëczku skrzëpice. W bóga-tim ôprôcowanim „Cëchi nocë" kaszëbizna pôczëła sa wëgódno. Pomogła w tim intepretacjô Böniec-czi. Môłô spiéwôczka Agnészka Roszköwskô swôjim bédënka „Jezë, östaw szopa" dała dokôz na to, że môłé dzecë wiedno fejn spiéwią. Spiéwa Wéróniczi Körthals z platczi W darënku na Gôdë, „Aniołów bal" - w interpretacje Renatë Böniecczi - möże sa widzec. Chur dofulowiwó bëlny, muzyczny öbrôz platë. Płita Felix Cassubia szło dostać óbczas 54. koncertu z cyklu „Potkania z Muzyką Kaszub" pt. „W cëdowną noc gwiózdkówą", co miôł swój mól 9 gódnika 2017 w wejrowsczim muzeum. Z Radio Gduńsk mógł udostac płatka, czej sa stanało w radiowe miónczi. W nym czasu dzénny wid uzdrzała téż płatka pt. Płyń kolędo, jaką wëdała Örkestra Mórsczégó Öd-dzélu Graniczny Starżë. Ökróm ti órkestrë czëjemë na krążku téż chur Camerata Musicale z Wejrowa pód direkcją Aleksandrë Janus, a solo - Weronika Körthals-Tartas. W jednym dokózku uczëjemë téż na trąbce bosmana Jakuba Kubicczégó. Całosc prowadzy kmdr ppor. Jarosłów Riwalsczi (pól. Rywalski). Płatka je jedną z tëch, jaczé może słëchac wcyg a wkół. Nólepi w autole. Órkestra brzëmi jadrzno a letko, chur - młodo, a soliscë - są wiedno na molu. Czwiórti dzél z całégó mendla dokózów, to je trzë piesnie, na płice zaj imają kaszëbskôjazëkôwé kôladë z repertuaru Wéróniczi Kórthals. Są to: „Dzysó z Betlejem"3, „Nieba sprzątanie' a „Za ną Gwiózdą"4. Na órkestra pëszno przërëchtowôł je kapelméster Riwalsczi. Kąsk jem miół strach, że przë brzëmieniowi dó-dze, jaką mó dato órkestra- zdżinie dzes głos a słowa historie ó mółim Jezësku i jego narodzenim. Nick taczégó sa nie stało. Procëmno. Umiejatno wëzwëskóné przez kapelméstra Riwalsczégö jinstru-meńte a wprowadzony chur dodałë jesz piaknému śpiewowi Wéróniczi mócë, a nie znikwiłë przë tim prówdë. Dze trzeba - cëchôscą wëdobëłë brëkówny, godowi klimat. W całoscë płita taje baro „amerikań-skó". Dzeje sa tak pewno temu, że artiscë skórzëstelë ze swiatowëch aranżacjów znónëch amerikańsczich kólgódowëch szlagrów, jaczé znómë chócle z interpretacje Binga Crosbégó a Franka Sinatrę - co wpłënało na ódbiér całi platë. (Próbka amerikań-sczégó zwaköwégö óbleczenió naszich rodnych kóladów dół ju nama chiżni Macéj Bólewsczi)5. Chwalba nóleżi sa Jarosławowi Riwalsczému za to, że póstrzód światowego repertuaru zaznacził kaszëbsczi, muzyczny mól. Osobno pódzakówac muszi Aleksandrze Janus, dirigeńtce churu Camerata Musicale, za bëlné przërëchtowanié swégó karna. Wérónika Kórthals pósobny róz zagwësniła w naszi moderny, kaszëbsczi muzyce swoja przędną pozycja. Tej „Płyń kolędo"! Lecë, godowo spiéwö! TOMÔSZFÓPKA 3 Wëszła tuwô: Najpiękniejsze kolędy. Weronika Korthals&Natalia Krupska, dodôwk do gazétë „Dziennik Bałtycki" XII 2010. 4 Nalezc je może obie na płatce W darënku na Gôdë, MALVISION 2014. 5 Gödë na Kaszëbach - chór Discantus i orkiestra Progress, 2012. STËCZNIK2018 / POMERANIA / 41 CORAZ NAM DO SIEBIE BLIŻEJ! Można ten tytuł różnie pojmować, ale nie zmienia to jego sensu. Zda się nam czasem, że to, co spotyka innych, nas nie spotka. To tylko złudzenie, wszak wiadomo, że kiedyś znajdziemy się tam, gdzie wszyscy. Gdyby każdy z nas o tym myślał, może bylibyśmy bardziej pokorni i przede wszystkim zachowywalibyśmy się uczciwiej. Bo przecież nic tak nie uspokaja, jak pamięć o odejściu, które każdego z nas czeka. I tyle gwoli wstępu (...). Do własnej śmierci trzeba się przyzwyczajać. Śmierć pozostaje przecież najbardziej nam wierna i nigdy nas nie opuści. Nieszczęściem naszym jest tylko, że chociaż jej doznamy, to nigdy nie poznamy! Takie myśli nachodzą mnie coraz częściej, i to szczególnie teraz, gdy zaistniało się już w tej „smudze cienia". Czas jest nieubłagany i chociaż to jeszcze nie siedemdziesiątka, to zdaję sobie sprawę, że w dziewiętnastym wieku uważano by mnie już za absolutnego starca. W tym wieku każda chwila jest darowaną. Wszak częściej bywa się na pogrzebach niż na weselach. Przed dwoma laty zmarł mój serdeczny przyjaciel prof. Jerzy Samp, potem prof. Jerzy Treder, w lipcu tego roku pożegnano prof. Andrzeja Chodubskiego, we wrześniu prof. Jana Ciechowicza, a pod koniec października mojego Mistrza w słowie i piśmie - prof. Edwarda Brezę. I chociaż każdego czeka ten sam los, to jednak niełatwo się z tym pogodzić. Tym bardziej, kiedy znało się każdego nie tylko z widzenia, ale jeszcze ze Słowa i Czynu, jak chociażby Jerzego Sampa czy Edwarda Brezę. Spotykałem się z nimi najczęściej i towarzyszyli mi nie tylko na Uniwersytecie Gdańskim, ale także w Kościerzynie, czy to podczas odczytów i promocji moich książek, czy podczas kaszubskich konferencji, i wreszcie przez kilkanaście lat na spotkaniach konkursowej komisji Kościerskich Targów Książki Kaszubskiej i Pomorskiej. Najpierw poznałem Profesora Brezę, natomiast na którychś ćwiczeniach z gramatyki Ich obu. Wtedy byłem podobnie jak Jurek Samp studentem, ale po kilku latach spotkaliśmy się na tej samej uczelni już jako wykładowcy. My jednak mieliśmy tylko doktoraty, a Edward Breza był już profesorem i jako dyrektor Instytutu Filologii Polskiej przyjmował mnie do pracy. Mieszkałem wtenczas w Kościerzynie i uczyłem polskiego w Technikum Budowlanym, a ponieważ nie byłem pewien, czy sobie poradzę na uczelni, Profesor zgodził się, abym nie porzucał kościerskiej szkoły, a uczynił to, kiedy już się przyzwyczaję do pracy w Gdańsku. Kiedy tak się stało, byłem tym bardziej Profesorowi wdzięczny. Oczywiście, nie po raz pierwszy, chociaż na studiach dobrze radziłem sobie z językoznawstwem. Nie zdecydowałem się jednak na pisanie magisterium u Profesora, chociaż nieraz mnie do tego namawiał. Nie miał mi jednak tego za złe, kiedy wybrałem temat z literatury staropolskiej. (...) A potem były lata wspólnej pracy w Instytucie Filologii Polskiej i kolejne stopnie naukowej kariery, kiedy to zawsze spotykałem się z serdeczną życzliwością Profesora. Kiedy już byłem naukowo samodzielny i nie mogłem sobie poradzić z jakimś kaszubskim słowem, zawsze mogłem na profesorską pomoc liczyć, wystarczył telefon. Zresztą podobnie Profesor wspomagał swoją wiedzą innych. A ponieważ był rzeczywistym naukowym autorytetem, więc jakże można było Go nie cenić, i to tym bardziej, kiedy miało się szczęście słuchać Jego wykładów i konferencyjnych referatów, bogaconych zawsze łacińskimi sentencjami, które pozwalały tym lepiej pojmować nazewnicze zawiłości. Bez łaciny nie mógł się obyć, a znał ją tak biegle, że dotąd nie spotkałem nikogo i na pewno już nie spotkam, kto umiałby sobie z nią lepiej radzić. Doświadczyłem tego zresztą podczas wspólnego pobytu na Kaszubach kanadyjskich. W kanadyjskiej puszczy, w letnim domku Tadka Keya, gdzie mieliśmy wszelkie wygody, a za oknem buszowały w śmietniku czarne niedźwiedzie, Profesor wieczorami przez wiele godzin opowiadał o kaszubskim słownictwie i nazewnictwie, tłumacząc każdego słowa i nazwiska rodowód niczym Aleksander Bruckner w swoim etymologicznym słowniku. I tak było zawsze! Gdy tylko Profesor usłyszał nazwę miejscowości czy nazwisko, natychmiast podawał ich pochodzenie. Gdyby to spisać, Profesor byłby autorem nie tylko dwóch tysięcy artykułów, ale pewnie co najmniej trzech i może wiele więcej. Kiedy pamiętać przy tym o wielu monograficznych opracowaniach i książkach (ponad czterdzieści), niełatwo byłoby to wszystko zmieścić na jednym wysokim aż do sufitu regale - Profesor każdą wolną chwilę poświęcał bowiem nauce. Niestrudzony w działaniu, był doskonałym Nauczycielem. Uczył zresztą na Uniwersytecie Gdańskim nie od razu, ale najpierw w szkołach podstawowych - w Kościerzynie, Dziemianach i Kaliszu. Ponieważ ukończył filologię polską, więc pracował też jako nauczyciel języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym w Kościerzynie. Był nadto instruktorem nauczania języka polskiego oraz kierownikiem Powiatowego Ośrodka Metodycznego 1 Pierwodruk: T. Linkner, Coraz nam do siebie bliżej!, „Życie Kaszub" 2017, nr 10, s. 22. 42 / POMERANIA /STYCZEŃ 2018 wspomnienie w Kościerzynie. Takie przygotowanie pozwalało Profesorowi prowadzić umiejętnie zajęcia na macierzystej uczelni [najpierw WSP, a od 1970 UG - przyp. red.], gdzie jako starszy asystent pracował od roku 1966, jako doktor od 1972, docent po habilitacji (w 1978 r.) od roku 1979, profesor nadzwyczajny od 1988 i profesor zwyczajny od roku 1993. Uniwersytet Gdański nie był jedynym jego miejscem pracy, i to szczególnie kiedy przeszedł na emeryturę. Wykładów prof. Edwarda Brezy słuchali studenci Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy, Bałtyckiej Wyższej Szkoły Humanistycznej w Koszalinie, Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej i także studenci polonistyki w Mławie. Cieszył się takim uznaniem, że Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy nadał mu - jako pierwszemu w dziejach tej uczelni - doktorat honoris causa. Skąd brało się takie uważanie Profesora wśród studentów i pracowników naukowych tylu szkół wyższych i uniwersytetów? Trzeba przypomnieć, że karierę w zawodzie nauczyciela rozpoczął od podstaw, czyli od szkoły podstawowej. Pamiętając oczywiście o nauczycielskim talencie Profesora, nie można mimo wszystko zapomnieć, że najpewniej z nauczania w szkole podstawowej i średniej wzięło się odpowiednie podejście do słuchacza i studenta oraz umiejętność rzeczowego i zrozumiałego wykładu. Można więc tylko żałować, że dzisiaj takich nauczycieli jest już niewielu. Młodzi naukowcy, zapatrzeni często w siebie i swoje dokonania, nie zawsze zastanawiają się i może nawet nie pojmują, jak należy pracować ze studentem, który ma przecież również swoje kłopoty, nie zawsze pozwalające mu spełniać stawiane przed nim wymagania. Tym bardziej, że wiedzieć i uczyć, to przecież dwie różne umiejętności. Profesor Edward Breza zdawał sobie z tego sprawę i doskonale jedno z drugim łączył. Mając tak przeogromną wiedzę, umiał ją każdemu przekazać, co studenci jak najbardziej doceniali, przygotowując się solidnie na ćwiczenia i egzaminy, co zresztą, jako student Profesora, doskonale pamiętam. Dlatego wiedząc, co sobą reprezentuje i jak bogatą ma wiedzę o kaszubszczyźnie, zaproponowałem Profesorowi uczestnictwo w jury Kościerskich Targów Książki Kaszubskiej i Pomorskiej, podobnie dyrektor Muzeum Ziemi Ko-ścierskiej zaproponował Profesorowi uczestnictwo w jury wojewódzkiego konkursu wiedzy o Kaszubach. Uznając wreszcie tak znaczące dokonania Profesora dla kościerskich Kaszub, zdecydowałem się złożyć do Rady Miasta Kościerzyny wniosek o nadanie Profesorowi Edwardowi Brezie honorowego obywatelstwa, co Rada Miasta przyjęła jednogłośnie i co nastąpiło 12 października roku 2013. Wtedy miałem wreszcie okazję powiedzieć o zasługach Śp. profesor Edward Breza (z lewej) z autorem wspomnienia Profesora i jako pierwszy złożyć z tej okazji „życzenia dalszej pomyślności w trudzie twórczego działania". Pamiętając zaś, że nauka spełnia swoją rolę, jeżeli służy człowiekowi, nie mogłem w tej laudacji przemilczeć, że chociaż Profesora zajmowało tak bardzo dawne nazewnictwo Kościerzyny i jej kaszubskiej okolicy wypowiadane w tylu naukowych pracach, to nie czynił swoich dokonań dostępnymi tylko wąskiemu gronu specjalistów, a dzielił się swoją wiedzą z każdym, kogo tylko interesowały kaszubskie nazwy i nazwiska. W laudacji musiałem również powiedzieć, że „Gdziekolwiek przyszło mu być, temat Kaszub i kaszubskiego języka zawsze był pierwszy, co dla promocji tego regionu miało niebagatelne znaczenie". I chociaż już nie ma prof. Edwarda Brezy wśród nas, to ostały się Jego książki i artykuły, które nie pozwalają 0 Nim zapomnieć. Czytając więc każdą książkę Profesora, a szczególnie tę ostatnią, której już się nie doczekał, a która na dniach się ukaże, przypomnijmy sobie sentencję „Non omnis moriar", bo przecież to właśnie On z jej kart do nas mówi i jak zawsze to czynił - swoim słowem uczy. A przecież tak niedawno był wśród nas. Nawet kiedy zabrakło Profesora 22 września na ogólnopolskiej naukowej konferencji, zorganizowanej z okazji 85. Jego urodzin, nikt z 35 referentów nie spodziewał się najgorszego. Niemniej odczytany zebranym list Profesora, w którym opowiadał, jak to rozpoczął na tej uczelni pracę i jako kościerski nauczyciel nie był jej pewien, już mógł budzić jakiś niepokój. Podobnie jak tytuł zapowiedzianego przez Profesora referatu: „Kaszubszczyzna przekładu Księgi Wyjścia". A kiedy już się stało, z ostatniej drogi Profesora ostał mi się w pamięci miarowy dźwięk kopyt ciągnącego karawan czarnego konia niczym tykanie tego odwiecznego zegara. 1 wtenczas pomyślałem: coraz nam do siebie bliżej! TADEUSZ LINKNER STËCZNIK2018 / POMERANIA / 43 I STAŁO SIĘ TAJEMNICZE ŁADUNKI m Przez Połczyno zaczęły przejeżdżać wozy ciężarowe; jechały od Celbowa, a więc spod Redy i Wejherowa, a kierowały się pod Darżlubie. Wiozły znaczne ciężary, były nakryte plandekami albo były obudowane - jakby specjalnie skonstruowane do transportu bydła lub pracowników pobliskich budowli. Po dwóch, trzech godzinach wracały. Bieg ich był wtedy lekki, mknęły szybko. Początkowo ich przejazd uwagi mieszkańców nie budził, ale gdy w końcu listopada 1939 r. zaczęły odbywać prawie regularne kursy, to ludzie zaczęli je obserwować, zaczęli szeptać, pytać się darżlubian i mieszkańców wsi dalej na zachód położonych o jakieś budowle czy obozy tam położone, ponieważ mimo bacznych oczu okupantów, interesowali się wszystkim, co miało jakiś związek z wojną. Nadzieja na francusko-angielską ofensywę nie wygasła. Jednego dnia przybył do naszych znajomych sąsiad Potrykus i zaczął mówić o walkach na zachodzie - słuchał ukrytego radia, bawił się w proroctwa, posługując się nawet ewangelią i pismami o Andrzeju Boboli. Potem przeszedł na te tajemnicze transporty, ładunki, co jęczą... Może ktoś słyszał jakieś jęki wychodzące z wnętrza tych ciężarówek albo maszyny pod ciężarem wydawały charakterystyczne dźwięki, dość, że tak te transporty nazwał. - Co ta móże bëc, jaczes cażôrë, móże w lasach budëją umocnienia, wiész, wojna dérëje. Anielczôk mô mocną flota, móże wësadzëc tu dzes desant, móże téż z lëftë zaatakować. Anielczôk morza i lëfta, a Francuz spod Ver-dun i Renu, në nié? - Ko tej bë muszelë pöprôwdze tu cos wicy robie. - Jo, jo, te transpörtë wskazëją nó to, że za Piôsznicą coś wiôldżégö budëją. - Öni ta téż nikogo nie puszczają, taje szpera [od niem. die Sperre, pol. blokada, kasz. zascëga - przyp. red.], są napisë: Durchgang verboten (przejście zabronione), trupie głowë są namalowôné, bë östrzégalë przed szosami - tak powiôdają lëdze z Lesniewa ë Domótowa. Słyszała tę rozmowę ciotka Franciszka, podeszła bliżej i zapytała się, czy są jakie wiadomości o tych, których aresztowali. - Bóg raczi to wiedzec - odpowiedział Potrykus. Chodziło jej o wszystkich - księży, nauczycieli, a przede wszystkim jej bratanka. Tak sobie skracali czas wyczekiwania na radośniej sze wiadomości, to martwiąc się, to pocieszając się nawzajem. Najmniejsze potknięcie wroga, nawet owe przewozy budziły nadzieję na rychłe pokonanie wroga, bo że Polska z tej wojny wyjdzie z honorem, że Gdańsk do niej powróci, byli pewni wszyscy. Jednego wieczora przyszedł do domu Janek zdenerwowany wiadomością uzyskaną od jednego domatowia-nina, podszedł do tatka i mu szepnął, tak by kobiety nie słyszały: - Domôtowianie czëją w lasach strzelanie, a prawie tej, czej te auta przejeżdżają. Oni do łasa jic ni mogą, ale strzelanie czëją. Co to, tatku, móże bëc? - Ko móże ta jibują sa w strzelaniu jaką nową barnią. Jedno pewné, że boją sa Francëzów, ti na zymku rëszą, Anielczëcë pomogą, tak, sënie, uzdrzisz, jakbądą sajdalë dowsladë. We wiosce zaczęli sąsiedzi powiadać o Erichu Kna-ku. Był synem Niemca - gospodarza Leopolda, bratem Hildlci, służył w polskiej marynarce, bronił Helu jako marynarz jednego z polskich okrętów. Hel skapitulował dopiero w październiku, jego załoga dostała się do niemieckiej niewoli, Erich również. Jego koledzy pisali ze stalagów, względnie oflagów do domu, a Erich nie. Niemcy wywierali nacisk na jego rodziców w kierunku podporządkowania go sobie, żądali szpiegostwa na ich rzecz, bo on sam na ich podszepty nie reagował. Córki o tym mówiły we wiosce, chociaż rodzice im o bracie tym mówić zakazali, gdyż pod presją niemieckich władz tego syna się wyrzekli. Tym bardziej jego sprawa stała się przedmiotem różnych cichych rozmów. Hildka, kontaktując się z Jankiem, ubolewała nad nim, narzekając na los i też na obojętność rodziców, zwłaszcza ojca, który zaczął chwalić Hitlera, jakby nie wiedział, co ten każe robić z niewygodnymi mu ludźmi. Owe samochody ciągle jeździły, budząc różnorodne komentarze. Jedni sądzili, że Niemcy tam budują umocnienia czy fabrykę, a inni wyczuwali jakąś straszną robotę. Niepewność dręczyła. 44 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 wspomnienia Jednego dnia jedno auto zatrzymało się koło karczmy stojącej niedaleko domu Knaków. Córki Knaka to zauważyły. One również często myślały o zawartości tych wozów, nurtował je los Erika. Były Niemkami, miały więc większe prawa niż Polacy, miały więc i większą odwagę podchodzić do pojazdów prowadzonych przez Niemców. Zerwały się i podeszły bliżej, chcąc nawet zagadnąć kierowcę o ładunek i miejsce jego przeznaczenia, ale zostały zatrzymane ostrym rozkazem: Stać! To esesman siedzący przy kierowcy ryknął. Zorientowały się szybko - wyczuły, że ciężarówki wiozą coś, co jest pilnie strzeżone, i odeszły szybkim krokiem do domu. Od tego dnia śledziły owe tajemnicze wozy jeszcze baczniej. Te przeważnie mknęły przez Połczyno szybko, nie zatrzymując się nigdzie. Ale zdarzył się nowy przypadek. Jechała ciężarówka z drewnianą obudową, ta miała nawet na boku małe okienko. Zatrzymała się przy karczmie. Widziała to Hildka - szybko rzuciła robotę szydełkową i pobiegła w jej kierunku, zauważyła bowiem udanie się aż dwóch esesmanów do karczmy. Stanąwszy w dość bliskiej odległości od okienka, dostrzegła przesunięcie się dwóch mężczyzn przy tym właśnie oknie, ten, co był uprzednio przy nim, ustąpił miejsca innemu, a ten zaczął się wpatrywać w jej kierunku, w kierunku ich domostwa. Poderwała się, sama nie dowierzając swym oczom, bo w tym wpatrującym się w jej kierunku mężczyźnie rozpoznała brata Erika. Nikt jej nie zatrzymywał, więc podeszła bliżej. Brat spojrzał na nią załzawionym i czerwonym okiem, zrobił znak krzyża, ułożył ręce tak, jak się je układa do „snu", dając do zrozumienia, że jedzie na wieczny odpoczynek. Zrozumiała wszystko, ale nie mogła się z nim pożegnać, buda była zatłoczona takimi samymi biedakami jak on, a esesmani mogli nadejść lada chwila. Tak też było - usłyszała tupot podkutych butów i niewidziana od strony karczmy pośpieszyła co rychlej do domu. Za chwilę wóz ruszył w drogę. Piaśni-ca - miejsce śmierci - również i ten ładunek przyjęła. Hildka potem opowiadała Jankowi o tym, jaką jej ojciec zrobił awanturę w domu, gdy płacząc, powiedziała matce i siostrze o tym strasznym spotkaniu. Cała wieś wnet się o wszystkim dowiedziała. Tajemnica jęczących wozów się rozpłynęła szeroko po okolicy. Niemcy zaczęli tłumić jej ujawnianie. W domach płakano i pomstowano. Janek teraz już wiedział, gdzie spoczywa jego teść, ciotka Franciszka - gdzie jej bratanek. Piaśnica straszyła, stała się synonimem be- stialstw hitlerowskich. Pewna kobieta zaczęła szeptać najbliższym, że widziała w lesie pijanych mężczyzn ze swastykami na rękawach rozrywających maleńkie dziecko, dostrzegła inne dziecko z rozbitą główką, przelękła się wiszącego trupa księdza kanonika Witkowskiego z Mechowej. Jakoś oprawcy jej nie dostrzegli - byli pijani, co poznała po ich krzykach i chodzie, stała ukryta za krzakiem wysokiego jałowca, a do lasu weszła przypadkowo, nie wiedząc, że droga do jego środka jest zakazana. Może też Niemcy, pewni swego zwycięstwa i nie liczący się z miejscową ludnością polską, już tak bardzo tej tajemnicy nie strzegli, jak na początku. Zachłystywali się coraz bardziej swoją potęgą. Wprawdzie Anglii w zimie nie najechali, ale chcieli to zrobić na wiosnę 1940 roku drogą okrążania jej od strony mórz. Nasi siedzieli teraz jak mysz pod miotłą, szeptali tylko o wiosennej ofensywie aliantów. Wozy owe jeździły i jeździły. Później okazało się, że podobne jeździły nie tylko na Kaszubach, ale i na całym Pomorzu. Masowe groby więźniowie i skazańcy formowali poza Piaśnicą w Szpęgawsku pod Starogardem, w parowie pod Fordonem, w Buszkowie, Tryszczynie, Mniszku i we wielu, wielu innych miejscowościach. Wszędzie tysiące najlepszych synów i córek narodu ginęło tylko dlatego, że byli Polakami. JÓZEF CEYNOWA Mogiły pomordowanych w lesie piaśnickim STËCZNIK2018 / POMERANIA / 45 ÖPISYWÔŁ PRÔWDA Ô LESÔKACH Pöd kuńc łońsczegó roku, 18 lëstopadnika, w wejrowsczim szpëtalu ödeszedł na wieczną wacha Bölesłôw Börk, szkólny, historik i przede wszëtczim pisôrz kaszëbsczi. Dożił statecznego wieku 94 lat. W swojim baro aktiwnym żëcym sparłaczony bél ösoblëwie z gminą Szëmôłd. Równak östatnëch wnet dwadzesce emeric-czich lat - ze zrozmiałëch powodów ju mni aktiwnëch - przeżil w Rekówie Górnym w gminie Puck. Może temu bél jakbë kąsk zabôczony przez kaszëbską rësznota, a ösoblëwie przez młodé ji pokolenia. B. Börk öbczas gôdczi z autora tekstu E. Prëczköwsczim. Ödj. ze zbiérów EP Bölesłôw Börk sa urodzył 9 łżëkwiata 1923 roku we wsë Zbichöwö köle Rédë. Tam chödzył do köscoła. Tam, na stôrim smatórzu, pöchöwóny są jegö starszi. Jich grób stół sa téż mola pochówku Bolesława i wiele rëchli umarli jego białczi Marii. Wies Zbichówó leżi w lasach. Te stronë Kaszëb zwóné są Lesókama. Sóm Bórk baro lubił ta pózwa. To ón prawie nóbarżi przëczënił sa do ji wëpromówanió. Sóm na-wetka scwierdzył w wëdowiedzë, jaką udało mie sa z nim zrobić do nieistniejący ju Telewizji Wybrzeże (emisjo: 10.10.2014), hewó tak: „Jo jem Lesók. }ó sa wiele razy przekónół, że Lesôcë bëlë taczi upichóny przez rdzennëch Pólóchów, ale i przez Kaszëbów z jinszich strón. I mójim taczim zachcenim bëło, żebë pokazać, że to są bëlny lëdze, jak wszëtcë jinszi". Dzys ta pózwa je szerok znónó, a jednym z könkretnëch przekładów ji użëcó je titel miesacznika Gminë Szëmółd „Lesók". Na udba pózwë téż pódół Bórk, chtëren béł pier-szim redaktora cządnika. Bólesłów wëchöwół sa w gbursczi familii. Mielë 17 hektarów zemi, co znaczëło, że bëło to dosc machtné gospodarstwo. Jego nózwëskó nóleżi do szlachecczich. Wëwó- dzy sa z Zópadnégó Pómórzégó, ö czim sóm pisórz czile razy nadczidół w swójich dokózach. „Z tego szlachcëctwa ojcowi jesz kąsk ostało, bo - jak wspóminół Bóles Bórk w swóji ksążce Lesôcczé pôwiôstczi ë jiné dokôzë - lubił ón paradno jezdzëc karétą do kóscoła, a nie lëdôł, żebë gó chto wëminął w tradicyjnëch miónkach w nazódny drodze". Z familią mieszkelë oni równak w biédnëchny chëczë, a że dzecy belo wiele (Bóles miół sztërë sostrë i czwóro bracy), tej doma sa nie przelewało. Jedna sostra szła do klósztoru. Spócziwó w Biłgoraju. Dwie jinszé sostrë umarłë w malinkóscë, a brat, czej miół dzewiac lat. Przed wojną Bóles skuńcził spódleczną szkoła w Zbichówie, zrobił téż - dzaka dostónému stipendium miona Przebendowsczich - trzë klasë gimnazjum w Wej-rowie. To pózwólëło mu na to, żebë w pierszich latach wójnë zacząc prowadzenie krëjamnëch uczbów w ókólim Zbichówa, a późni na daleczich wójnowëch frontach. Ökólé Rédë bëło ósoblëwie naznaczone niemiecczim terora. Kó stąd wiele lëdzy zdżinało w Piósznicë, w pöbli-sczich bąkrach (co pó latach baro szerok Bórk öpisôł) ukri-wało sa wiele Kaszëbów. Wikszosc tëch lëdzy stracëła żëcé. 46 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 wspöminczi mmm Tej téż pô odezwie Forstera Böles nie chcôł rizyköwac utratë żëcégö swöjich starszich i młodszego rodzeństwa i pödpisôł niemiecką lësta. To wiązało sa z jidzenim w 1942 roku na wojna w niemiecczim mundurze. Midzë jinszima walcził w górach Harzu, béł w Konstancji, nad Kanała La Manche béł reniony, w mundurze wanożił jesz po wiele jinszich molach. Skórno nadarzëła sa leżnosc, zwiornął do fran-cësczi konspiracji i do Pólsczi Armii na Zôchôdze. Wrócył z wöjnë w zélniku 1945 roku. Doma sa dowiedzôł, że tatk ju nie żëje. Béł môcą wcygniony na robôtë, a pótemu do lagru, skąd resztkama móców wrócył dodóm, dze pó czile dniach umarł. Po latach Bóles Bórk wërézowôł z familią swójima wójnowima szlachama. Pöwstôł z tegö baro ösoblëwi jego ksążkówi repörtôż ö titlu Wśród jezior i lodowców. Moja druga podróż po Europie środkowej (Bojano 1999). W nim są téż czasté ôdniesenia do jegô bödôj nôbëlniészi i nôwôrt-niészi ksążczi napisóny bez dwadzesce lat rëchli Nad Sleżą. Zarys walk Kaszubów lesockich (Gdańsk 1978). Po gradëch wöjnowëch przeżëcach trafił do robötë blisko dodomu w nadlesyństwie Gniewówó. W 1952 roku złożił matura w Pegagógicznym Liceum we Gduńsku, a w 1968 skuńcził szkólnowsczé studium w Bëdgöszczë. W 1975 roku dostôł titel magistra i diplóm wëższich studiów historicznëch w Warszawie. Öbczas swój i uczbë dërch béł szkolnym na Kaszëbach. Z piersza bel czerow-nika w Köleczköwie, tej w Chwaszczënie (1954-1955), a pótemu na dłudżé lata w Bójanie (1959-1984), dze ucził jaż do emeriturë. Tam téż dërch mieszkôł przë szkole, a na przełómanim stalatów (i pó smiercë białczi Marii, chtërna nópierwi spóczała w Czelnie, a późni ósta ekshumówónó i przeniosło na stóri smatórz w Rédze) zamieszkół u córczi w Rekówie Górnym w gminie Puck. Jego nówikszó spólëznowô i publicysticznó aktiwnosc przëpôdô na lata dzejaniégó w gminie Szëmôłd. Na to, że zaczął pisać, miôł wpłiw przëtrôfk. We wspómnióny telewizyjny wëdowiedzë Bórk wspóminôł: „Jak jo sa ucził w szkólnowsczim seminarium we Gduńsku, pölsczégö mie uczëła szkolno ze Lwöwa. Öna mie zadała zrobić wëprôcowanié ó swójich stronach. Jô to zrobił, a wszët-czé rozmówë jô cytowôł w óriginale, pó kaszëbsku. A to sa ti białce mocno nie widzało. Ona mie postawiła dwa. Jo sa ódwółół do direktora. Ön sa usmiół përzna, późni wiera z nią muszół gadać i ona to poprawiła na sztërë. Dzywnó to bëła białka. Ona sama pó polsku bëlejak góda, a kaszëbsczi to ona miała za nic. I to sprawiło, że jó wiedno ród chcół pisać pó kaszëbsku". To téż dało swiąda tego, jak lëdze mało wiedzelë o Kaszëbach, a nawetka jesz górzi - nie chcelë wiedzec abó jinaczi rzec - wiedzelë swoje. Na Kaszëbë przëszlë szkolny z rozmajitëch strón. Bórk jich znół, to bëlë jegó drëszë z sąsednëch szkółów. Ösoblëwie temu, czej béł on cze-rownika w Bójanie, udbół so napisać ó tëch wszëtczich wsach. Tak pówstół cykl mónografiów wsów szëmałdz-czich: Czelna, Kóleczkowa, Wórzna, Bójana, Kamienia, Łaczëc, Bieszkówic, Szëmôłda, a téż pôłożonëch w gminie Wejrowó: Zbichówa, Nowégó Dworu Wejrowsczégó i jinszich jesz miészich. Czej wëcygnął do Rekówa Górnego, to i tą wsą sa baro zaczekawił i wëdôł ó ni jeden hëft w ramach „Zeszytów Gminy Puck" (2002). Obrobienie i wëdanié tëch ksążeczków - hëftów to bëła stolemnó robota. Złożëła sa na szeroczi óbróz dzejów lesócczich wsów. Mieszkańce czasto sa ódnószają do tëch ksążeczków, żebë budować swoja historiczną i dzysdniową ju-wernota. Dodówkówó Bórk publikówół wiele artiklów ó tëch i jinszich (np. ó stórim i szlachecczim Badargówie) w rozmajitëch cządnikach, jak „Pomerania", „Jantarowe Szlaki", në i późni w „Lesóku". „Jak tu przëchódelë lëdze ze świata, czej sa budowa Gdinió, tej oni lëchö gódelë na Kaszëbów, oni nas mielë za taczich głupków. Jó sa z tim ni mógł zgódzëc, temu jó chcół wiedno ópisac prówda, jak je, jaczi Kaszëbi są, że to są baro mądri lëdze" - wspöminôł Bórk. Nie ógrańcziwół sa leno do ópisywanió uszłotë i cod-niowóscë wsów. Béł wiôldżim przestój nika kaszëbiznë. Baro ród gódół pó kaszëbsku. Wiele téż w rodny mówię pisół. Ko nóbëlniészi jegó dokôz lëteracczi to Lesôcczé pówiôstczi ë jiné dokôzë (Wejherowo 2002) napisóny w całoscë pó kaszëbsku ze wstapnym słowa prof. Jerzego Trédra, chtëren to napisół midzë jinszima: „Wszëtczé żë-cowé zdzejania znónégó ze skrómnoscë Bolesława Bórka dokózywają Jegó stolemny wiédzë ë wiele taleńtów, robó-coscë, ulubieniô tatczëznianëch ë rodnëch strón". Wiera prawie ta pódsztrichnionó przez Trédra skróm-nosc Bórka nie nëka go do te, żebë dawać o se znac co sztót, żebë rézowac pó rozegracjach (chóc do te w starszich latach felowało ju mócë), në i przez to nie dozdrzelë go młodi z karna „Pómóranió", bë dac mu Medal Stolema, na chtërny jak mało chto ju dówno miół zasłużone. Czile razy béł zgłoszony przez part Kaszëbskö-Pómórsczégó Zrzesze-nió w Baninie, wiera téż przez szëmałdzczi part, równak bez skutku. Ko to prówdac ni mô wikszégó znaczënku. Wôżné są jegó dokózë. I chóc ó nim kąsk zabôczëlë nie-jedny, on nie zabócziwół ó jinszich zasłużonëch. Czestnił swójich domôków wiecznotrwałima pómnikama. Przikła-dowó o ksadzu Heyce z Cérzni napisół ksążka Piesniodzej lesocczëch strón Leon Heyke (Bojano 1992). Ö zasłużonëch strażakach (sóm béł jednym z nich!) napisół zachtny dokóz Ruch strażacki w gminie Szemud (Szemud 1999), ó zabitëch w lesócczich lasach dërch miół stara przëbôczëwac. Dzys „robią" to za niego jegó włôsné bëlné dzeła: Nad Sleżą, STËCZNIK2018 POMERANIA / 47 wspöminczi /zachë ze stôri szafë B. Börk. Ödj. ze zbiérów EP Ścieżki, bezdroża i drogi (Gdańsk 1984), historiczny roman Twierdzą był im każdy próg (Wejherowo 1998), Kronika działalności Koleczkowskiej Rodziny Kombatanckiej w latach 1967-1975 (Bojano 1997). Béł czile razy laureata Öglowöpölsczégö Konkursu mio-na Jana Drzéżdżóna w Wejrowie, dobiwôł w Öglowôpöl-sczim Konkursu Mieczisława Strijewsczégö w Labórgu. Wejrowsczi pöwiôt achtnął gö (pośmiertnie) medala „Za Zasługi dla Powiatu Wejherowskiego" (2017) i nôdgrodą Remusa (2011) a statuetką Grifa Kaszëbsczégö (2015). Dostôł téż medal 50-lecégö Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô na wniosk szëmałdzczich dzejarzi, chtërnyma przédniköwôł w parce w latach 1981-1992. Kö to prawie Böles Börk z drëchama nen part założił. W 2017 roku östôł téż laureata Strzébrzny Tobaczérë Ôbrama, chöc sóm nie béł ju w sztadze ji ödebrac. Bölesłôw Börk ôdeszedł pö cëchu. Nad zarka pö-chilëłë sa stanice Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszenié-gö z Szëmôłda, Rëmi, Rédë i Öglowégö Zarządu. Do te bëła gminnô stanica Szëmôłda. W miono zebrónëch na pogrzebie i tëch, co ni möglë tam dojachac, umarłego żegnelë radny powiatowi z Czelna Władisłôw Hërsch, wójt Szëmôłda Riszôrd Kalköwsczi i wielelatny dzejôrz kaszëbsczi Alfónks Miłosz. Gôdelë ösoblëwie ö jegö nie-zwëczajnëch dokôzach, chöc samö jegö żëcé bëło dëcht zwëczajné, jak sóm pisôł w jedny swöji wiérzce ó titlu „Lëdzczé trwanie'. Wëdôwô sa, że przede wszëtczim pisze w ni ó se samim: Jida przez pôla ë wloka za sobąjesénną dôka ë smutk. Jida na smatôrz, na grobë niosaful gôrzce żałobë ë smutk. Kładza tu kwiatë, smutk ë żôl na snu wiecznego bëcô môl na grób. Kłopôtë, redoscë twôje chutkô stac sa mają möje, nasze. W spadku dómë téż swôje żëcé, redoscë, smutk ë całé bëcé nasze tim co pô nas na świat przińdą ë ôni z tą prówdą zćńdą ze świata. Jedny drëdżim niosą w spadku przekôz żëcô, kąsk zdobëtku ze świata: żôl ë smutk. EUGENIUSZ PRËCZKÔWSCZI CËŻ SA DZAŁO W KASZËBACH? W 1863 roku w Chełmnie w wëdôwiznie Ignacégô Danielewsczégô (pol. Ignacy Danielewski, 1829-1907) wëszła môłô ksążeczka (kole 50 starnów) pt. Co się działo w Kaszubach za dawnych czasów. Ji autora béł ksądz Antón Marańsczi (pol. Antoni Marański, 1832-1897), proboszcz w Sëlëczënie. Wedle umëslënku wëdôwcë: „Lud ten (Kaszëbi, dop. rd) sam jednakże mało zna swoją przeszłość. Ażeby go z nią zapoznać, rozpocząłem niniejsze wydawnictwo. Ma ono na celu wydobycie na jaw rozmaitych podań miejscowych, skreślenie żywotów ludzi sławnych, którzy albo z Kaszub pochodzili, albo też na Kaszubach działali i pracowali". Ë tak w pierszim hëfce (pözwónym wieczorem pierwszym) stôri Skiba z Seraköjców öpöwiôdô ö pölsczim i krzi-żacczim panowanim na Kaszëbach ë familie Kôstków. Ksążeczka dô do przëczetaniô w zbiorach Pömörsczi Biblioteczi Cyfrowi. RD Co się działo 1 W ZA Dawnych czasów opowie,!*,#/ przed 100 laty staby skiba a spisuje ksiądz maka.nskj. Wieczór pifnnsji). CHEŁMjro. < zi .ontami i nai». , ' '«"•*»• OHirkinlien 1803. 48 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 z kociewia TROPICIELE SŁOW Przeminęły święte wieczory•, czyli te od Wigilii do Święta Trzech Króli. W obecnym natłoku wrażeń, zalewie informacji -trudniej zachować w sobie spokój tak potrzebny, by utrwaliły się kształty wzruszeń. Mistrzami są tu poeci i mamy też na Kociewiu takich. Ożyły ich wiersze podczas X Festiwalu Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego. Płynęły słowa ks. Janusza Pasierba, ks. Franciszka Kameckiego, Andrzeja Grzyba, Zygmunta Bukowskiego... W wielką ucztę duchową zamienił się koncert finałowy „Panie powstrzymaj głos ostatniego dzwonu. Msza powszechna o pokój". To już wyżyny poezji Romana Landowskiego. Do rąk miłośników regionu trafiła przy tej okazji jego pięknie wydana książka Poezje. 462 utwory zebrane. Nad wszystkim - bacznie czuwał syn poety, Janusz. W Adwencie otrzymaliśmy taki wspaniały prezent. Teraz zapewne w różnych miejscach Ko-ciewia odbędzie się promocja książki. W Świeciu nad Wisłą już taką obmyślamy. Poeta swoją drogę życiową właśnie tu zaczął. Południowe krańce Kociewia należały do jego miejsc pamiętanych, co widać też w Okruchach lirycznych. Nie wolno zakopywać talentów, trzeba je pomnażać... Pamiętają o tym bliscy mi regionaliści, nie tylko z Kociewia czy Kaszub, ale też z Krajny. Po raz kolejny w gwiazdkowym czasie dotarli Krajnia-cy do Gdańska, by tu poświętować. Najpierw w kościele pw. św. Jana, potem w Mestwinie. Było to już tradycyjne spotkanie, które w czasie świątecznym (już kilkanaście razy) organizują. Dane mi było podziwiać to radosne spotkanie. Duszą zespołu (a zarazem autorką wielu tekstów) jest prof. Jowita Kęcińska-Kaczmarek, a sprzymierzeńcem wytrwałym i serdecznym - sam prof. Józef Borzysz-kowski. Przed laty trafił do nich ze swoją iskrą (właściwie niejedną) i rozpalił kolejną część pomorskiej ziemi. Wielokrotnie działalność zespołu jest swoistym fenomenem kulturowym. Trzeba wiedzieć, że nie tylko śpiewają, bawią się, upowszechniają tradycję, ale też organizują poważne konferencje, które w Wielkim Buczku są prawdziwym wydarzeniem. Tym, ile ich łączy z Kaszubami i co udało się zdziałać, sami powinni się w „Pomeranii" pochwalić. Z mojej strony wielka chwalba. Muszę jeszcze wspomnieć, że i z Kociewiem współpracują i dzielą się radosnym trwaniem w polskiej kulturze. Mają swoje rozpoznawalne barwy, dużo modrego. Warto wiedzieć, że modrak (bławatek) jest wśród ozdobnych motywów Kaszub, Kociewia i Krajny. Mały kwiatek, a przypomina o regionalnej wspólnocie. Wracając do niezakopywania talentów, lecz ich uważnego wzrastania i owocowania, warto przenieść się na oswojoną przez Kociewiaków ziemię, nad Wisłę. Już tu nam 12 lat pięknie rozkwita szkolny zespół - Świeckie Gzuby. Ostatnio z dużym powodzeniem zrealizowali, rozpisany na różne formy, program Żyj Kulturą, w nim warsztaty, występy dla przedszkolaków i seniorów z ogólnym przesłaniem „Świeckie Gzuby na tropie kociewskiej kultury". Prowadzące zespół dzielne nauczycielki, Małgorzata Połomska i Dorota Grzela, wzorowo realizują założenia edukacji regionalnej, choć minął czas ścieżek między-przedmiotowych. Szkoła jest kolejnym jasnym punktem na mapie południowego Kociewia. W Świeciu się wyróżnia, co cieszy przekonaną do sprawy dyrekcję. Jej troskę Abyśmy zawsze „pod ręką" mieli dobre słowa, tego na 2018 rok życzę Czytelnikom. doceniają władze samorządowe - gminne i powiatowe. W tej szkole już bywałam z jakąś regionalną misją-tema-tem. Dobrze, że mają też wsparcie w naszej Izbie Regionalnej. Oprócz widocznych efektów wspomnianego działania, dużą porcję otuchy dała mi rozmowa z dyrektorem, z której wynikało, że Gzuby bardzo chętnie przychodzą do szkoły, nieraz aż nadgorliwie... W czasach gdy wirtualna rzeczywistość jest tak dla młodych kusząca, może to zaskakiwać. Oby więcej takich miejsc w realu... A gzuby jak to gzuby, zamanówszi muszó być ździebko brojne. Pamiętając o zasadzie, że Syzyf powinien być jednak radosny, bo dane mu jest czynienie dobra, choć ciągle trzeba zaczynać jakby od nowa i na laurach nie można spocząć. A świat taki szeroki i ciekawy, że nawet boso, jak Wojciech Cejrowski, warto wyruszyć... Co ma Cejrowski do świąt, do Kociewia? Dużo, bo Kociewie promuje, zawsze mnie to cieszyło. Jednak ostatnio smuci niektórymi działaniami, głównie stylem prezentacji. Refleksje wywołała koszulka „odkryta" w czasie przedświątecznego remanentu. Zachowała się wśród regionalnych pamiątek, podpisana przez niego: „Jestem z Ciemnogrodu". Wtedy w Osieku działo się, była nadzieja, że można pięknie się różnić. Wojciech Cejrowski - ktoś bardzo niepospolity-swojego talentu nie zakopał, ale... Niekiedy rani rozmówcę, niepotrzebnie. Dedykuję podróżnikowi przysłowie: „Dobre słowo zawiera ciepło wystarczające na trzy zimy". MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Mazury miały dwóch wybitnych historyków. Jeden z nich, Max P. Toeppen, był Niemcem, drugi, Wojciech Kętrzyński, został Polakiem. Toeppen nie znał polskiego, potrzebował tłumacza nawet wtedy, gdy zbierał w podolsztyneckich wsiach materiały do Wierzeń mazurskich (1867). Dla Kętrzyńskiego niemiecki był pierwszym językiem, decyzję o wyborze ojczyzny podjął, gdy miał osiemnaście lat, po otrzymaniu od siostry listu z informacją, że ich ojciec był pochodzącym z Kaszub Polakiem. Wojciech Kętrzyński urodził się w 1838 r. jako Adalbert Winkler w mazurskim Lecu (niem. Lötzen, obecnie Giżycko) w rodzinie pruskiego żandarma. Jego ojciec Józef przyjął tę posadę po zakończeniu służby wojskowej. To właśnie w wojsku zrezygnował z rodowego członu nazwiska i zaczął używać jedynie niemieckiego - Winkler, który nadano Kętrzyńskim w XVIII w. od wygasłego rodu władającego niegdyś dobrami Kętrzyno, położonymi w pobliżu Lęborka. Matka Adalberta, Eleonora Raabe, była Niemką. Ojciec zmarł, gdy syn miał osiem lat. Adalbert był zdolnym uczniem. Podstawy wykształcenia otrzymał w sierocińcu wojskowym w Poczdamie, nie zdecydował się jednak na karierę wojskową. Po powrocie do Leca w półtora roku zaliczył pięcioletni program szkoły miejskiej i w 1855 r. rozpoczął naukę w gimnazjum w pobliskim Rastembor-ku (niem. Rastenburg, obecnie Kętrzyn). Po zdaniu w 1859 r. matury podjął studia historyczne i klasyczne na królewieckiej Albertynie. Nim siedem lat później obroni tu rozprawę doktorską o wojnie Bolesława Chrobrego z królem Henrykiem II, przejdzie przyspieszony kurs polskości. Zacznie od zmiany w metryce, w 1861 r. przedłoży władzom uniwersyteckim dokument uwzględniający polskie nazwisko, odtąd nazywać się będzie Wojciech Winkler von Kętrzyński. Rok później, podczas pobytu w Warszawie będzie świadkiem patriotycznych manifestacji. Kiedy wybuchnie powstanie styczniowe, weźmie w nim czynny udział. W czerwcu 1863 r. jako kurier pojedzie z Królewca do Wilna, w sierpniu zaś podejmie się wraz z Leopoldem Różyckim z Zajączkowa k. Lubawy zorganizowania przerzutu broni dla powstańców z królewieckiego portu na Mazowsze. Kiedy pierwszy transport wpadnie, Kętrzyński z Różyckim zdecydują się poprowadzić drugi rzut sami. Zostaną ujęci pod Jarotami i osadzeni w areszcie w Wysokiej Bramie w Olsztynie. Będą w nim jedynie pięć dni, sędzia zauważy, że powstanie nie jest skierowane przeciwko Prusom, a Rosji. Prokurator będzie jednak kontynuował śledztwo i po przesłuchaniu nowych świadków oraz rewizji w królewieckim mieszkaniu Kętrzyńskiego wystąpi o kasację wyroku i zgodę na areszt. W lipcu 1864 r. rozpoczął się w więzieniu w Moabicie proces o zdradę stanu wytoczony 149 Polakom, m.in. Kętrzyńskiemu. Prokurator zażąda sześciu lat więzienia. Umiejętna obrona oraz wstawiennictwo pastora Augusta Kiehla z Orłowa k. Giżycka, który wy- stawi oskarżonemu świetną opinię, widząc w jego udziale w powstaniu „wyraz wdzięczności za przywrócenie narodowości, a zwłaszcza szlacheckiego klejnotu", spowodowały, że sąd odstąpił od zarzutu zdrady stanu i - dopatrując się jedynie przekroczenia przepisów - skazał Kętrzyńskiego na rok twierdzy. Apelację odrzucono i wiosną 1865 r. skazany stawił się w Kłodzku, by odbyć karę. Wraz z nim trafili tu też m.in. Kazimierz Szulc, komisarz powstańczy na Prusy Wschodnie, ks. Stanisław Ja-rochowski, Bolesław Chotomski i Stanisław Szczaniecki. Na pytanie berlińskiego sądu o znajomość języka polskiego Kętrzyński z dumą odpowiedział: „teraz mówię i czytam po polsku płynnie". Po wielu latach, we wspomnieniach zatytułowanych Z dziejów mojej młodości zauważy, że uwięzienie w kłodzkiej twierdzy było dla niego równoznaczne z otrzymaniem „rządowego patentu na Polaka". Za udział w powstaniu styczniowym Kętrzyński zapłacił nie tylko pobytem w twierdzy. Niemożliwe, i to mimo świetnej obrony dysertacji doktorskiej, okazało się teraz zdobycie państwowego stanowiska. W 1867 r. przyjął więc posadę prywatnego nauczyciela synów Teofila Kozłowskiego w Tarnówku (pow. inowrocławski). Latem następnego roku otrzyma propozycję zostania korespondentem „Gazety Poznańskiej" z procesu Jana Działyńskiego, patrioty, mecenasa kultury, właściciela m.in. podpoznańskiego Kórnika, skazanego zaocznie w 1864 r. za udział w powstaniu na karę śmierci i utratę dóbr. Na 50 POMERANIA STYCZEŃ 2018 zrozumieć mazury emigracji we Francji doczekał amnestii, ponowny proces oczyścił go z zarzutów. Działyński wysoko ocenił przygotowanie Kętrzyńskiego do pracy w kórnickiej bibliotece, powierzył mu w opiekę swe bogate zbiory i zlecił przygotowanie do druku IX tomu wydawnictwa Acta Tomiciana - królewskich dokumentów oraz korespondencji Zygmunta I Starego i Zygmunta II Augusta. Praca nad „Tomicjanami" dała mu możliwość licznych wyjazdów. W poszukiwaniu materiałów Kętrzyński pojechał m.in. do Paryża, Królewca i Krakowa, gdzie poznał wielu wybitnych ludzi nauki, m.in. Karola Estreichera i Oskara Kolberga, któremu sprezentował zbiorek pieśni mazurskich. Najo-wocniejsza w naukowe zdobycze okazała się podróż do Zakładu Ossolińskich we Lwowie. Tu po raz pierwszy zetknął się z Augustem Bielowskim, dyrektorem Biblioteki. Kętrzyńskiemu marzyła się katedra historii krakowskiego uniwersytetu, czyniono mu na nią nadzieję. Działyński nie był zadowolony. Posprzeczali się o gotowy do druku tom „Tomicjanów". Kętrzyński musiał odejść z Kórnika (1870) wkrótce po tym, gdy dotarła wieść, że w związku ze sprzeciwem Austriaków objęcie uniwersyteckiej katedry jest niemożliwe. Pomogli mu współtowarzysze z mo-abickiego więzienia. Najpierw przygarnął go ponownie Kozłowski w Tarnów -ku, wkrótce zaczął zarabiać, porządkując szlacheckie księgozbiory Czarlińskiego w Brąchnówku, Szczanieckiego w Narwie i Działowskiego w Wałyczu. Sporo czasu zajmowały mu wyjazdy do antykwariatów w wielkich miastach, jeszcze więcej penetrowanie pobliskich archiwów rodowych, miejskich i kościelnych. Nie zapomniał o nim także Bielowski, proponując posadę sekretarza naukowego. Objął ją w 1873 r., przepracował w Zakładzie prawie 45 lat, po śmierci Bielowskiego (1876) został jego dyrektorem. Funkcję tę pełnił do końca swych dni. Był dobrym dyrektorem. Zakład Narodowy im. Ossolińskich jest wielkim dziełem wielu wybitnych Polaków, Wojciech Kętrzyński ma w tej wielkości znaczący udział. Niewielu znane są poetyckie próby Kętrzyńskiego. Wiersze pisał w języku niemieckim, w czasach młodzieńczych. Wydał je własnym sumptem we Lwowie (1883) w zbiorku Aus dem Liedruch ei-nes Germanisirten (1854-1862), wskazując Królewiec jako miejsce wydania. W wyniku działań policji, tak austriackiej, jak i pruskiej, przetrwał jedynie jeden egzemplarz tomiku, włączony przez autora do zbiorów Ossolineum. Władysław Chojnacki sugerował, że wiersze te miały być przeznaczone dla mazurskiej inteligencji, „współziomków autora, którzy bieglej czytali już po niemiecku niż po polsku, by ich rewindykować dla polskiej ojczyzny". Byłbym ostrożniejszy, poezja Kętrzyńskiego to jednak przede wszystkim zapis duchowych przeżyć wrażliwego młodzieńca, jej odbiorcami byli, jak sądzę, rówieśnicy z rastemborskiego gimnazjum. Idea wolności narodów jest w tych utworach oczywiście ważna, nie brak żarliwych deklaracji polskości, sprzeciwu wobec niewoli odzyskanej dla siebie ojczyzny i gotowości autora do walki o poprawę jej losu. Patriotycznym uniesieniom towarzyszy poetycki zapis miłosnych rozterek wieku dojrzewania, opisy mazurskiej przyrody i egzystencjalne rozważania. Niewiele jest jednak przesady w stwierdzeniu, że Kętrzyński „przywrócił Mazury Polsce, a Polskę Mazurom", przypominając naszym przodkom 0 istnieniu mazurskiego ludu. Debiutował w 1868 r. artykułem „O Mazurach" na łamach „Dziennika Poznańskiego", cztery lata później opublikował broszurę - reportaż historyczno-etno-grafkzny pod tym samym tytułem, poszerzoną o dodatek 54 Pieśni gminnych ludu mazurskiego w Prusach Wschodnich. Formę reportażu miały też Szkice z Prus Wschodnich (1876). Czynnie wspierał wszelkie mazurskie inicjatywy. Za jego sprawą powstało „Towarzystwo Mazurskiej Inteligencji Ludowej" (1871), przekształcone w Komitet Niesienia Pomocy Mazurom (1872), w końcu w Centralny Komitet dla Mazur, Śląska i Pomorza. Słał do Prus Wschodnich polskie książki i gazety, wspierał wydawców „Gazety Leckiej" 1 „Mazura", zdobywał im prenumeratorów, kupował mazurskie wydawnictwa do zbiorów „Ossolineum". Fotografia Wojciecha Kętrzyńskiego z jego autografem. Ze zbiorów Ośrodka Badań Naukowych w Olsztynie Dorobek naukowy Kętrzyńskiego jest imponujący, obejmuje 250 rozpraw, artykułów, recenzji i edycji źródłowych, wśród ostatnich zwraca uwagę znaczący udział w edycji Monumenta Poloniae Historica. Jego zainteresowania od początku wiązały się przede wszystkim z problematyką stosunków polsko-nie-mieckich i ogniskowały na terenie Prus. Badaniu dziejów polskich Prus poświęcił całe życie, opublikował 28 prac na ten temat. Do jego największych osiągnięć należy, mająca nadal duże znaczenie, praca O ludności polskiej w Prusach niegdyś krzyżackich (1882) będąca ukoronowaniem badań potwierdzających obecność ludności polskiej na ziemi chełmińskiej przed przybyciem zakonu krzyżackiego oraz polskiego charakteru kolonizacji obszaru późniejszych Mazur. Stanowiła ona swoiste zamknięcie pruskiej trylogii, w której skład weszły także rozprawy O narodowości polskiej w Prusiech Zachodnich za czasów krzyżackich (1874) oraz Nazwy miejscowe polskie Prus zachodnich, wschodnich i Pomorza wraz przezwiskami niemiec-kiemi (1879). Kętrzyński zmarł w 1918 r., nie doczekawszy niepodległości swej odzyskanej ojczyzny. Spoczął na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. W 1946 r. uczczono jego pamięć, nadając miastu Rastenburg (Rastembork) nazwę Kętrzyn. Jego imię nosi wiele szkół i instytucji, m.in. Ośrodek Badań Naukowych w Olsztynie i Muzeum w Kętrzynie. WALDEMAR MIERZWA STËCZNIK 2018 / POMERANIA / 51 z południa GROBY MAJĄ SWOJE LOSY Stefan Bieszk, młody nauczyciel języków klasycznych i poeta, we wspomnieniu o swym ojcu Ferdynandzie napisał, że gdy przyprowadzili się do Chojnic, częstym celem ich przedwieczornych spacerów był grób Leona Biskupskiego na parafialnym cmentarzu. Był początek lat 20. XX wieku, Ferdynand Bieszk był dyrektorem gimnazjum, zmarł w 1925 r. To budujący obraz dwóch regionalistów kaszubskich kultywujących pamięć o wybitnym poprzedniku i piękny przykład dla nas. Leon Biskupski urodził się 170 lat temu, 11 kwietnia 1848 r. w Kościanie. Gimnazjum ukończył w Lesznie, studiował filologię słowiańską na uniwersytecie we Wrocławiu i tam należał do grona najaktywniejszych członków Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego. W latach 1878-1882 był nauczycielem w progimnazjum realnym w Tczewie, a od 1882 do 1893 r. w gimnazjum w Chojnicach. Uczył m.in. języka polskiego w klasach wyższych. Zainteresowania językoznawcze skierowały jego uwagę na kaszubszczyznę, którą uczynił przedmiotem swoich badań naukowych. Doktoryzował się na podstawie rozprawy o języku mieszkańców Brodnicy Kaszubskiej w powiecie kartuskim; która została wydana w 1883 r. w Lipsku. Była to pierwsza po gramatyce Cey-nowy praca naukowa o języku kaszubskim. Jest także autorem innych prac filologicznych, nie porzucił jednak tematyki kaszuboznawczej. W 1891 r. ukazał się w Warszawie napisany przez Biskupskiego (pod pseud. Aleksandra Berki) Kaszubski słownik porównawczy, zawierający ok. 3000 haseł oraz trzy opowiadania napisane po kaszubsku. Akademia Umiejętności przyznała mu za ten słownik nagrodę im. Lindego. Minęło właśnie 125 lat od śmierci dra Biskupskiego, zmarł 6 stycznia 1893 r. W zeszłym wieku większości mieszkańców Chojnic postać uczonego była mało znana, lecz pamięć o nim przetrwała w środowisku Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W 1973 r. na domu przy ul. Piłsudskiego 2 (tam mieszkał) z inicjatywy Juliana Rydz-kowskiego została wmurowana skromna tablica pamiątkowa. Upłynęło następne czterdzieści lat i oto na cmentarzu w miejscu grobu Biskupskiego ze zdumieniem zobaczyliśmy... pustą kwaterę. Na szczęście rzecz została w porę zauważona, wskutek czego po interwencji pojawił się nowy granitowy pomnik. Parafrazując łacińską maksymę o losach książek, można powiedzieć, że także groby mają swoje losy. r J Obok Leona Biskupskiego został pochowany ks. Antoni Wolszlegier (1853-1922), filomata chojnicki, inicjator budowy szpitala w Chojnicach, wielki działacz narodowy, obrońca interesów polskich w parlamencie Rzeszy, wiceprezes Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, pierwszy marszałek województwa pomorskiego po odzyskaniu niepodległości. Jego skromny nagrobek z szarego betonu, z prawie zatartym napisem, jeszcze istnieje. Nie udało się natomiast uchronić położonego zaledwie parę metrów dalej grobu Kazimierza Sikorskiego, którego historycy nazywają największym dobroczyńcą pomorskiej młodzieży. Urodzony w 1860 r. w Wielkich Chełmach k. Brus, syn właścicieli ziemskich Stefana i Marii z Dekowskich, własną część spuścizny rodzinnej - wszystkie swe posiadłości gruntowe, lasy i aktywa -zapisał w testamencie Towarzystwu Pomocy Naukowej dla Młodzieży Polskiej Prus Zachodnich. Dzięki hojnej fundacji Sikorskiego wielu młodych niezamożnych Pomorzan mogło kształcić się w ostatnim okresie zaboru pruskiego i w dwudzie-- stoleciu międzywojennym. Kazimierz Sikorski Wybudowano Karnowskiemu piękny pomnik nagrobny, jak na to zasłużył swym działaniem i twórczością. 10 grudnia 2017 r. w obecności wielu ludzi i kaszubskich sztandarów pomnik został poświęcony. zmarł w 1912 r. i został pochowany obok grobowca swych rodziców na chojnickim cmentarzu. Niestety, miejsce jego spoczynku nie zostało uszanowane, znajduje się tam dziś inny grób. Choć cmentarz ma status zabytkowego, jednak najstarsze groby znikają jeden za drugim. Nie tylko brak szacunku dla zasłużonych ludzi decyduje o losach ich mogił. Zmarły 4 października 1939 r. Jan Karnowski, jeden z wielkich twórców ruchu kaszubskiego, został pochowany w Krostkowie na Krajnie. Po wojnie jego siostra Elżbieta sprowadziła szczątki brata na cmentarz w Brusach, tak jak pragnął; uroczysty pogrzeb odbył się 11 grudnia 1947 r. 70 lat później, po nawałnicy, która przeszła przez Kaszuby 11 sierpnia zeszłego roku, oczom ukazał się przerażający widok: z grobu Karnowskiego zostało tylko rumowisko. Wielki dąb, padając, całkowicie zgruchotał nagrobek. Mieszkańcy Kaszub, członkowie ZKP, miłośnicy regionu, nie pozostali obojętni wobec tej katastrofy, z różnych stron popłynęły datki na odbudowę. Jako pierwsi zorganizowali zbiórkę uczniowie SP im. J. Karnowskiego w Chojnicach. Wybudowano Karnowskiemu piękny pomnik nagrobny, jak na to zasłużył swym działaniem i twórczością. 10 grudnia 2017 r. w obecności wielu ludzi i kaszubskich sztandarów pomnik został poświęcony. KAZIMIERZ OSTROWSKI 52 POMERANIA Z POŁNIA Sztefón Biészk, młodi szkolny klasycznëch jazëków i pôéta, we wspominku ö swój im ojcu Ferdinandze napisôł, że czej przëcyglë do Chóniców, czastim céla jich wieczórnëch szpacérów béł grób Léöna Bi-skupsczégö na parafialnym smatarzu. Béł zóczątk 20. lat XX wieku, Ferdinônd Biészk béł direchtora gimnazjum, umarł w 1925 r. Je to öbrôz, jaczi achtniwô dwuch kaszëbsczich dzejarzów, jaczi kultiwują pamiac ö bël-nym pöprzédcë, i to je pö prôwdze piakny przikłôd dlô naju. Léón Biskupsczi urodzył sa 170 lat nazôd, 11 łżëkwia-ta 1848 r. w Köscanie. Skuńcził gimnazjum w Lesznie, sztudérowôł słowiańską filologia na uniwersytece we Wrocławiu ë béł tam nôbarżi aktiwnym nóleżnika karna Towarzëstwa Leterackó-Słowiańsczegó. W latach 1878-1882 béł szkolnym w progimnazjum realnym w Dërszewie, a öd 1882 do 1893 r. w gimnazjum w Chó-nicach. Ön ucził m.jin. pölsczégö jazëka w wëższich klasach. Jego zainteresérowania jazëkóznawczé to przede wszëtczim kaszëbizna, jakô bëła przedmiota jegó nôuköwëch badérowaniów. Dochtorizowôł sa na spödlim dokazu ó jazëku mieszkańców Kaszëbsczi Brodnice w powiece kartësczim, jaczi óstôł wëdóny w 1883 r. w Lëpsku. Béł to pierszi, zarô pô gramatice Cenôwë, nôukówi dokôz ö kaszëbsczim jazëku. Ön je téż autora jinëch filologicznëch dokazów, równak nie rzucył kaszëbôznawczi tematiczi. W 1891 r. we Warszawie ukôzôł sa napisóny przez Biskupsczégó (pöd pseud. Aleksa Berczi) Kaszëbsczi slowôrz pôrównawczi, w jaczim je ók. 3000 parolów a téż trzë pöwiôstczi na-pisóné pö kaszëbsku. Akademio Umiejatnosców przë-znała mu za nen słowôrz nôdgroda miona Lindégö. Minałë prawie 124 lata ód smiercë dra Biskupsczégö, ón umarł 6 stëcznika 1893 r. W uszłim stalatim dlô wikszoscë mieszkańców Chóniców póstacëjô uczonego bëła mało znónô, le pamiac ó nim przedërchała w strzodowiszczu Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô. W 1973 r.na budinku przë sztr. Piłsudsczégó 2 (tam ón mieszkôł) z iidbë Juliana Ridzkówsczégó ostała wmuro-wónô skrómnô tôfla na pamiątka. Minało póstapné sztërdzescë lat i tak na smatarzu w placu grobu Bi-skupsczégö z niedowierzanim më óbôczëlë... pusti plac. Na szczescé chutkó to ostało zmerkóné i tak pó interwencje ósta zrobiono nowô granitowô sztatura. Para-frazëjącë z łacëznë zéwiszcze ó kawlach ksążków, może pöcwierdzëc, że sztaturë téż mają swoje kawie. Kol Léóna Biskupsczégó ôstôł póchówóny ks. Antón Wolszlegier (1853-1922), chónicczi filomata, udbó-dôwôcz póstawieniô bólëcë w Chónicach, wiôldżi nórodny dzejórz, obrońca geszeftów pólsczich w par-lameńce Rzeszë, wiceprzédnik Prowadny Lëdowi Ra-dzëznë w Póznanim, pierszi marszôłk pómórsczégó województwa pó ódzwëskanim samöstójnotë. Jego skromno sztatura z szarégö betonu, z mało czëtelnym nódpisa, jesz je. Równak nie udało sa uchówac sztaturë Kazmierza Sëkórsczégó, jakô bëła pôra métrów dali. To ó nim badérzë gódają, że béł nówikszim dobrzińcą młodzëznë pómórsczi. Urodzył sa w 1860 r. w Wióldżich Chełmach kól Brus, béł sëna miéwców zemsczich Sztefana i Marie z Dekówsczich, gwôsny dzél familiowi spuscëznë -wszëtczé budińczi, lasë i aktiwa - zapisôł w testameńce Towarzëstwu Nóukówi Pómôcë dlô Pólsczi Młodzëznë Zôpadnëch Prusów. Dzaka hojny fundacje Sëkórsczégó wiele młodëch, biédnëch Pómórzanów miało móż-lëwöta sztółcenió w slédnym czasu prësczégö zóbóru i w midzewójnowim dwadzescelatim. Kazmierz Sëkör-sczi umarł w 1912 r. i óstół póchówóny kól grobowca swójich starszich na chónicczim smatarzu. Le wej, plac jego spóczinku nie óstół uszanowóny, dzysó je tam jiny grób. Chóc sóm smatórz mó sztatus zabëtkówégó, równak nôstarszé sztaturë znikają jedna za drëgą. Nié le felënk szacënku dló zasłużonëch lëdzy decy-dëje ó kawlach jich mógiłów. Zmarłi 4 rujana 1939 r. Jón Karnowsczi, jeden z wióldżich utwórców kaszëbsczi rësznotë, óstół póchówóny w Krostkówie na Krajnie. Pó wojnie jegó sostra Elżbieta sprowadzëła cało bracynë na smatórz w Brusach, tak jak ón tego chcół, uroczësti póchówk ódbéł sa 11 gódnika 1947 r. 70 lat późni pó chaje, jako przeszła przez Kaszëbë 11 zélnika uszłégó roku, przed óczama stanął straszny óbrózk: z grobu Kar-nowsczégó óstało blós rumówiszcze. Wióldżi dąb, walące sa, całowno znikwił grób. Mieszkańce Kaszëb, nó-leżnicë KPZ, lubótnicë ókólégó, nie przeszłe óbójatno kól ti katastrofę, z rozmajitëch stronów przëszłë dëtczi na odbudowa. Jako pierszi zórganizowelë zbiórka uczniowie SP miona Jana Karnowsczégö w Chónicach. Wëbudowelë Karnowsczému piakną nógrobną sztatura tak, jak ón na to zasłużił swójim dzejanim i utwórstwa. 10 gódnika 2017 r. w bëtnoscë wiele lëdzy i kaszëbsczich staniców sztatura ósta póswiaconó. KAZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TŁÓMACZËLAANA HEBEL STËCZNIK 2018 / POMERANIA 53 \i LEKTURY Reportaże ö Kaszëbach - wëdeptóné stegnë Edmunda Szczesôka Östatnym czasa, to je pöd kuńc 2017 roku, na kaszëbsczim rën-ku ksążków ukôzôł sa nowi dokôz Édmunda Szczesôka Drogą do nieba. Śladami Remusa. Mała odyseja kaszubska. Je to 334-starnowi dokôz w usztiw-niony öbkłôdce ö dzysdniowim wanożenim szlachama Remusa. Promocjo ksążczi wpasowa sa téż w benefis autora, chtëren ób-chôdôł prawie 50 lat dzejaniégö pióra przede wszëtczim ö kaszëb-sczi i na kaszëbsczi zemi. Na gödniköwé zetkanié w Muzeum Pismieniznë i Muzyczi Kaszëb-skö-Pömörsczi we Wej rowie zja-chalo sa wiele drëchów Edmunda Szczesôka z rozmajitëch dzélów Pömörzégö i z rozmajitëch strzo-dowiszczów, chtërnëch zjednół so swoją skrómnotą, robotą i pi-sanim. Pisanim przede wszët-czim ö lëdzach - jich jiwrach, cażczim żëcym, pömachtónëch dzejach, ale téż ö jich zwënégach, dobëcach, ceszenim sa nawetka z malińczich rzeczów. Pisanim téż i dlô lëdzy - cobë niejednëch zrëszëc, pômöc co dozdrzec, ukazać uszłota rodu, môla, kawlów... Szczesôk pisôł ju öd sztudér-sczich czasów, pózni sóm ucził sztudérów gazétnictwa. Jegö tekstë przëjimałë m. jin. „Politechnik", „Głos Wybrzeża", „Polityka", „Dziennik Bałtycki", 54 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 „Czas" czë „Pomerania", niejed-nëch z nich béł nawetka przędnym redachtora. Mô ödebróné ju czile wôrtnëch nôdgrodów i ödznaków. Je usôdzcą 18 gwô-snëch ksążków, autora wiacy jak 20 rozdzélów w ksążkach zbioro-wëch, wielnëch artiklów i wëdo-wiédzów w pömörsczich cząd-nikach. Wiedno jednako cygnął w strona reportażu. Jak sóm gôdô, dragö jidze mu tworzenie lëterac-czi fikcje, ale samö żëcé pisze tak cekawé scenarniczi, że to prawie repórtóż je jegö ukóchónym gatënka. Muszi tuwó przëznac, że je w tim méstra nad méstrama. Takô téż je jegö östatnô ksążka, jakô, juwerno jak Mała Odyseja. Śladami Remusa z 1996 roku, co ópisywa pôłniowé Kaszëbë, naw-lékô do Żëcégô i przigód Remusa. Tuwó ösoblëwie do pielgrzimczi do Wejrowa, z jaką szedł w roma-nie Majkowsczégó Remus i jakô ju bez 343 lata jidze z Kóscérznë na wejrowsczé górë. Temu téż Édmund Szczesôk jidze bez we-strzédné Kaszëbë w strona nor-dë, do Wejrowa. Nie je to jednako blós opisanie trasë, chtërną szedł przédny heroja kaszëbsczi epópóje w przërównanim do trasë, jaką autór ksążczi zdeptół w 2016 roku, dołącziwającë sa do kóscersczi kompanie. Môle i ledze pótikóny ob czas rézë są leno pödskacënka do rozwiju ópówie-sców na wszelejaczé témë. I tak na przëmiar w pierszim dzélu, tika-jącym Kóscérznë, je gôdka midzë jinszima ó pierwowzorze Remusa, môlu urodzeniégó Majkówsczégó, ustaleniu datów, czej Remus szedł do Wejrowa, a czej sóm Maj-kówsczi, gdze Remus sedzôł w sô-dzë i chto béł wnenczas burméstra gardu. Je téż o tim, co sa stało z figurką sw. Jana Nepomucena, przë jaczi bëło pierwi öddzakówanié z mieszkańcama, chto fundowół feretron - towarzący pielgrzimóm óbróz Matczi Bósczi niosłi przez sztërzech młodëch beńlów. Czë-tómë, jak zmiéniałë sa szaséje Kóscérznë i óglowó wëzdrzatk gardu, czemu czasa pielgrzimi nioslë swoje klamótë na puklach, jak komuna „pómôga" przë zwiel-niwanim lëczbë pielgrzimów, czemu terô je jich coróz mni... Szczesók równolegle wspómino i pódsztrichiwó téż zasłëdżi óso-bów, jaczé dzejają w Kóscérznie terô, niesparłaczonëch w kompanią. A dzélów w ksążce je jaż sztërnôsce (jak kaplëczków w nôpópularniészi trasë krziżewi drodżi we Wej rowie) - w kóżdim apartno, pod intrigującym titla je öpisónëch czile historiów, zda-rzënków abó prosto môlów czë ósobów. Historio wanożeniô na kalwaria splotó sa z dzejama placów, przez chtërne pielgrzimka prawie jidze. W kóżdi wsë cos: Skórzewó, Żëromino, Bórëcëno, Wigöda, Bórzestowó, Miechucë-no, Mirochówó, Bąckô Hëta, Nowô Hëta, Miłoszewó, Strzépcz, Póbłocé, Smażëno, Cząstkowo, LEKTURY Sëchöwö, Göwino, Patköjce i ku reszce Wejrowô. W köżdim placu nalôżô sa jakôs cekawô historio, wôrtny pôznaniô lëdze, jakôs apartnosc. W ksążce czëtómë ö naszich legendach, historie dôwny i ti östatny, dzejach całëch rodów i apartnëch lëdzy, kawlach budin-ków i całëch wsów, ösoblëwôtach rodë, kaszëbsczi demonologie, naszich wôrtnotach i zwëkach. Wszëtkö to sprawno je wplotłé w stegna pielgrzimczi, jakô jidze rokroczno w maju bez Kaszëbë -rôz przë möcnëch i w pöwôżnym tonie uderzeniach örkestrowëch instrumentów, a rôz przë spiéwa-nim młodzëznë przë letëchnëch zwakach gitarë. Staniacé na postój je óradzą do kôrbiónczi, wspominków, szukaniô szlachów - dôwnëch dzejów, jak i dzejów sami pielgrzimczi i lëdzy z nią sparłączonëch. Szczesôk wzérô dali nigle pód gwôsné nodżi. Kôr-bi z „bratama i sostrama" z kompanii, widzy jich redosc i wiara, ale téż słabótë i spiérczi. Dostrzé-gô lëdzy żdającëch na piechtnëch, ale téż „dëchë" nëch, co na ti zemi óstawilë swój céch. W całoscë ópisónëch je wiele pódrobnotów, czasa baro dokładno, niejeden rôz ódchôdającëch nawetka ód pielgrzimkówégó szlachu, np. do Kartuz, Głodnicë, Lëzëna czë na Pażace, ale wied-no cekawëch i udokazniwającëch wiôlgą wiédza autora, a przede wszëtczim jego cygnienié do zdrzódłów, do sami prôwdë. Reportaże te nie powstałe w jeden miesąc ani nawet w rok. Je widzec, że niejedne historie dozdrzeni-wałë w Szczesóku bez dłudżi czas, nawetka dzesątczi lat. Östatny rok béł leno pódsztrichniacym donëchczasnëch wiadłów i spi-sanim jich w jeden spójny cąg. Akcjô cygnie sa chutkó, corôz dochôdają nowé wątczi, dialodżi. W ksążce przeplótają sa wëjim-czi z Żëcégô i przigód Remusa, Pielgrzimczi wejrowsczi i Zdrojów Raduni Aleksandra Majkówsczé-gó, ale téż z rozmajitëch jinszich zdrzódłów, jak m. jin. z: Kroniczi Kôscersczi Pielgrzimczi na Wej-rowską Kalwaria, dokazu ks. Leszka Jażdżewsczégô Kôscersczé pielgrzimczi na Wejrowską Kalwaria, „Pomeranie", lëstów, rozmajitëch ksążków i gazétów, słowarzów, wspominków, pismów, tôflów czë zapamiatónëch wëpówiesców. Jednako nôbarżi wôrtnym zdrzódła wiadłów są kôrbiónczi z lëdzama, jaczé donëchczôs ni-gdze nie óstałë spisóné. To prawie öni są swiôdkama dôwnëch zda-rzeniów, pamiatają cos z uszłotë abó mają jaczés wdôrë na pôcwierdzenié hipótezów autora. Szczesôk wëcygô téż niejednëch zabëtëch herojów na dniowi wid, jak np. generała Antoniego Zdro-jewsczégö ze Skórzewa czë Kaz-miérza Kunikówsczégó z Nowi Hëtë kol Mirochówa, a téż lëdzy, co rokroczno, nawetka dłudżé lata, baro pómôgelë pielgrzim-ce - jidącë z nią mët abó żdającë w apartnëch placach na trasę. Wanoga zaczinó i kuńczi szta-tura Remusa - pierszô z kóscer-sczégó rënku, gdze Remus se-dzący na karze jakbë przëzérô sa wëchódającym z kóscoła sw. Trójce w czwôrtkówi pórénk, a zós póstapnó jego sztatura stoji doch na wejrowsczim deptaku. Z nim apartno Édmund Szczesók sa óddzakówiwó po sobótnym duńdzenim na Swiaté Górë. Chöc z wëzdrzatku za baro za sobą nie szlachują, bo jinaczi jich so przed-stówialë udbödôwcë pomników, to autór widzy, że drzemie w nich „ta sama misja". Całosc ksążczi wëfulowiwają ódjimczi. Nie wiedno są nólepszi jaköscë (niejedne ju dosc stóré) -przewôżno czôrno-biôłé, a do te na szarim papiorze, ale bëlno ópi-sóné wzmócniwają repórtérsczi przekóz. Do te są jesz trzë wkłód- czi z farwnyma ódjimkama - są to colemało panoramę i wôżné môle w póstapnó mijónëch i ópi-sywónëch môlëznach. Jedno co szkoda, to no, że Szczesók nie szedł z pielgrzim-ką nazód do Kôscérznë, le ód-dzakówół sa z ji bëtnikama, jak Remus, we Wejrowie. Nie béł tej swiódka i nie ópisół ogromny redoscë, jakô panëje w miesce, czej wanożnicë w póniedzółkówé pópółnié wchódają do gardu. Ju czile gódzyn przedtim wiólgó urma lëdztwa jidze z kwiatama w strona Skórzewa, a późni raza kroczą bez Kóscérzna ritma wë-griwónym jak dówni bez órke-stra. A może autór specjalno o tim nie wspómnął, a óstawił so co na późni? Ko nie jidze wszadze bëc i wszëtczégó opisać. Żebë to doznać, na pielgrzimka muszi jic. Na gwës po przeczëtanim ksążczi Szczesóka jic z përzna bôczniészim wezdrzenim na niejedne sprawę i swiądą bökadnoscë ny rozegracje. Drogą do nieba. Śladami Remusa. Mała odyseja kaszubska -ksążka dlô tëch, co chcą lepi poznać naszą zemia. Repórtóż Edmunda Szczesóka ö lëdzach, molach, wë-darzeniach... ö Kaszëbach. Tëch dzysdniowëch, uszłëch, a téż móże ó tëch, co jesz mdą... IWÓNA MAKURÔT Edmund Szczesiak, Drogą do nieba. Śladami Remusa. Mata odyseja kaszubska, Wydawnictwo Region i Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszub-sko-Pomorskiej, Gdynia - Wejherowo 2017. STËCZNIK2018 / POMERANIA / 55 lektury c\^jemmm3 0 0 www.kaszubskaksiazka.pl Pasterze i wielkie zmiany. Józefa Ceynowy Marcin i jego czasy Jako dziesiąty tom serii „Biblioteka Kaszubska", wydawanej przez Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, w 2017 roku ukazała się książka pt. Marcin i jego czasy. Powieść z lat 1870-1925. Utwór ten, napisany przez Józefa Cey-nowę w 1977 roku, czekał zatem aż czterdzieści lat na publikację. Powieść mogła się wreszcie ukazać zarówno dzięki zabiegom Rodziny pisarza, jak i zaangażowaniu pracowników wejherowskiego Muzeum oraz Wydawnictwa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Ciekawej prozy Józefa Ceynowy jest zresztą do wydania dużo więcej, co można zaobserwować za sprawą drukowanych w „Pomeranii" jej fragmentów a także kilka lat temu opublikowanej przez Instytut Kaszubski książki dokumentacyjnej pod redakcją naukową Józefa Borzyszkow-skiego, ukazującej tę twórczość z szerokiej perspektywy pomo-rzoznawczej. Obecnie do czytelników trafia sporej objętości utwór, który plasuje się nie tyle w ramach literatury kaszubskiej, co kaszub-sko-pomorskiej, a zatem swoistej odmiany twórczości dwu- a czasami i trzyjęzycznej, która tematycznie dotyczy przestrzeni kulturowej Kaszub i Pomorza. Już przy pierwszej lekturze tomu, po zapoznaniu się z zawartością utworu i przyjęciu panującej w nim stylistyki, zainteresowanie wzbudza poetyka literatury realistyczno-obyczajowej realizowanej w narracji polsko-kaszub-skiej. Taka forma utworu jest zgodna z myśleniem o wspólno- 56 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 cie kultury kaszubskiej i polskiej, jak to zaznaczał Józef Ceynowa już w latach trzydziestych, kiedy debiutował w środowisku czasopisma „Klëka", i jak to potwierdzał później, w sytuacji Polski powojennej. Zawarte w powieści partie narracyjne w języku polskim oraz partie dialogowe w języku kaszubskim odpowiadają temu, jak tworzyli swoją prozę choćby Jan Piepka, Anna Łajming i Stefan Fikus. Był to wybór narratorsko--komunikacyjny, który pozwalał choćby częściowo usatysfakcjonować czytelnika polskiego i kaszubskiego, a przy tym mógł odzwierciedlić rzeczywistą sytuację kulturowo-językową Pomorza. Z perspektywy czytelników epiki kaszubskojęzycznej nie będzie to może pozycja czytana z wypiekami na twarzy, lecz warto do niej sięgnąć, aby ujrzeć, że literatura kaszubsko-pomorska może się poszczycić frapującymi przykładami urzekającej literatury. Marcin i jego czasy to typ powieści rozwojowej, w której przedstawia się losy jednego bohatera kaszubskiego, począwszy od jego dzieciństwa, przez wybory życiowe dokonywane w młodości, na czasach dojrzałości i śmierci skończywszy. Dominuje tutaj spokojny tryb opowieści, która w porządku logicznym i czasowym daje wejrzenie w rzeczywistość historyczno-obyczajową Kaszub od lat siedemdziesiątych XIX wieku do lat trzydziestych wieku następnego. Narrator, bohaterowie, świat przedstawiony, wszystko naznaczone zostało kategorią idealizowanego niekiedy realizmu, z opisami kilku - szczególnie ciekawych dla północnych Kaszub - sytuacji społeczno-mentalno-ściowych. Główne partie narratora powieści podawane są dobrą, przejrzystą polszczyzną, niewybi-jającą się - poza pierwszym rozdziałem - ponad przedstawiane wydarzenia. Ceynowa świadomie nie szukał tutaj okazji do retorycznych zabiegów czy do popisów stylistycznych, choć mógł to uczynić, jak świadczy kilka opisów przyrody, które zawierają w sobie partie psychizacyjne, a zatem takie, które wyjawiają pozytywny stosunek narratora do Kaszub i sugerują, że miejscowe elementy natury mają jakąś „świadomość". Bardzo ciekawe są partie dialogowe, sformułowane kaszubszczyzną mówioną, wartką i ekspresywną. Od początku wyczuwa się tutaj nie wyuczony lub ozdobny aspekt tego składnika narracji, lecz rodzimość i naturalność używania języka kaszubskiego przez Cey-nowę. Nie znajdziemy tutaj konstrukcji sztucznych, tworzonych dla udowodnienia erudycji autora albo dla stylizacji. Panuje za to rzeczowość, precyzja i znawstwo, które doskonale oddają specyfikę życia wiejskiej społeczności okolic Pucka, Gnieżdżewa oraz Zdrady. W dzisiejszej sytuacji kulturowej oryginalny kaszubski zapis powieści został zmodernizowany i dostosowany do wymogów normy ortograficznej języka, przez co partie narratora i bohaterów wyraźnie są odmienne. Kompozycyjnie i treściowo powieść Ceynowy została podzielona na jedenaście rozdziałów, które ogniskują się wokół kilku wyda-rzeń-kwestii. Rozdział pierwszy przedstawia powrót z wojny francusko-pruskiej brata Marcina - Jana. Ten właśnie konflikt militarny to motyw bardzo rzadki w prozie kaszubskiej, dlatego wart jest stałego przypominania, aby LEKTURY ukazać odmienną, jeszcze dziewiętnastowieczną specyfikę kulturową Pomorza. Drugi rozdział ukazuje dzieciństwo tytułowego Marcina Lesnowego i jego „hu-ranamle", a więc bitwy pasterzy 0 dobre miejsce wypasu dla zwierząt. Trzecia część powieści pogłębia obraz Marcina jako wiejskiego chłopaka, który musi ciężko pracować na gospodarstwie, ale też marzy o miłości i odbywa podróże do „wielkiego" świata, czyli... Wejherowa. Kolejny rozdział ukazuje jego zauroczenie Rózką, która z miłej dziewczynki, potem koleżanki, staje się w końcu najważniejszą osobą w życiu chłopaka, co doprowadza do narzeczeń-stwa i ślubu. Następująca później partia tekstu, choć zatytułowana została „szczęśliwe chwile", pokazuje także cienie w pożyciu młodego małżeństwa, wynikające nie tyle z braku miłości, co z bardzo złej sytuacji ekonomicznej. Ich codzienna egzystencja, ze scenami życia rodzinnego i sąsiedzkiego, przeplatana jest opisami polowania czy łowienia ryb. Chwile szczęścia młodych małżonków wieńczy narodzenie się ich syna - Franka. Rozdział szósty to także jeden z zapomnianych dziś motywów literatury kaszubskiej, a więc zaraza, która doprowadza do śmierci Różki, a w konsekwencji - do rozpaczy Marcina. Jak pokazują to kolejne strony powieści, ciężka praca wdowca na niewiele się zdawała w procesie kojenia bólu po stracie żony. Roboty wykonywane w majątku Białka tylko częściowo go uspokajały i dopiero spotkanie z Antonim Abrahamem oraz podróże Marcina do Gdańska, Oliwy 1 Kępy Oksywskiej nieco go ożywiały i pozwalały spojrzeć na własną egzystencję z innej perspektywy. Jednakże wyprawy Marcina za chlebem do innych miejscowości poluźniały jego emocjonalny związek z synem, co pokazuje dziewiąty rozdział powieści. Młody ojciec nie potrafił zaopiekować się Frankiem, nie dawał mu psychicznego wsparcia, co wynikało z powodów czysto życiowych, musiał bowiem z dala od domu szukać sobie zajęcia i możliwości zarobku. Ostatnie rozdziały powieści związane są z latami I wojny światowej i tym, co ów okres przyniósł mieszkańcom Kaszub. Z punktu widzenia coraz bardziej uświadomionego politycznie Marcina szczególnie dobitnie widać tutaj zmieniające się stosunki pomiędzy Polakami i Kaszubami z jednej strony a Niemcami ze strony drugiej. Ostatnia partia powieści Ceynowy przedstawia wytęsknio-ny przez Kaszubów moment dziejowy: powrót Pomorza i Kaszub do Polski oraz okres odbudowy jej państwowości na północnych kresach. Polepszająca się sytuacja gospodarcza II Rzeczpospolitej nie zawsze wiązała się u Kaszubów ze wzrostem poczucia własnej wartości. W ujęciu narratora nie był to wszakże szczególnie dotkliwy problem ogólnospołeczny. Śmierć Marcina stanowi ostatni akord powieści. Autor utrzymuje konsekwentną stylistykę w prawie całej powieści, prawie, ponieważ nie dotyczy to pierwszego rozdziału oraz częściowo drugiego i trzeciego. Zwłaszcza w pierwszej cząstce kompozycyjnej utworu daje się zauważyć odmienność narracji w stosunku do następnych partii. Prawdopodobnie wynika to z różnych okresów powstawania powieści. Owe inicjujące całość rozdziały charakteryzują się swoiście „natchnioną" narracją. Ta patetyczna, z odświętną składnią forma wypowiedzi jest bardzo rzadka w literaturze kaszubsko--pomorskiej, tym bardziej więc warto ją tutaj zauważyć. Przypomina nieco kaszubskojęzyczną prozę Alojzego Budzisza, decy- dującego się wykreować świat „prześwietlony" oraz nieco symboliczny w pięknie i uroku. Dużo słabsze są natomiast dwa ostatnie rozdziały powieści Ceynowy, które mają w sobie partie socjologi-zujące i publicystyczne. Czytając je, ma się wrażenie pospiesznej redakcji czy też może autorskiego zmęczenia materią pisarską. Najciekawsza w powieści wydaje się warstwa obyczajowa przedstawianego świata. Ukazanie dziecięcych bitew na pastwiskach, w których dochodziło do obrzucania się kępami trawy czy nawet rękoczynów, to wyraz swoistego „etosu" cechowego, znak zaznaczania terenu. Z kolei łowienie ryb spod lodu w Zatoce Puckiej, zwyczaje przedślubne, obyczajowość rybacka, wreszcie opis relacji osobowych wśród wykonawców zanikających obecnie zawodów, to niezwykle sugestywnie uchwycona przez autora rzeczywistość dawności. Już w powieści widać, że ta rzeczywistość coraz bardziej przechodzi do przeszłości i coraz mniej można dostrzec śladów dawnego porządku. Marcin i jego czasy ukazują więc wartość przeszłości, którą się ocala dla kaszubskiej i pomorskiej teraźniejszości i przyszłości. DANIEL KALINOWSKI Józef Ceynowa, Marcin i jego czasy. Powieść z lat 1870-1925, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, Wejherowo 2017. 8'Buoteka kaszubska marcin EG0 CZASY i STËCZNIK2018 / POMERANIA 57 LEKTURY Dodają blasku temu, co gaśnie Na Pomorzu Nadwiślańskim prowadzi obecnie owocną i aktywną działalność wiele lokalnych stowarzyszeń o charakterze społeczno-kulturalnym. Do takich organizacji należy zaliczyć Stowarzyszenie na Rzecz Ocalenia Śladów Przeszłości w Gminie Cekcyn „Światło". To funkcjonujące w malowniczych Borach Tucholskich towarzystwo od początku swojego istnienia urzeczywistnia ambitne cele, m.in. inwentaryzuje wszelkie zachowane ślady boro wiackiej kultury, remontuje i dokumentuje zabytki, zabiega o rozwój szlaków turystycznych w tych pięknych okolicach i, co też bardzo wartościowe, prowadzi edukację na rzecz tolerancji wyznaniowej. Istotnym przejawem aktywności „Światła" jest ponadto działalność wydawnicza. Intrygująco i pomysłowo brzmi dewiza, którą kierują się członkowie towarzystwa: „Dodajemy blasku temu, co gaśnie". Do najnowszych publikacji cekcyńskiego stowarzyszenia należy album Kapliczki i krzyże przydrożne w gminie Cekcyn. Wydawnictwo to wpisuje się w nurt popularnych w ostatnich latach publikacji dokumentujących małą architekturę sakralną. Trzeba podkreślić, że wydanie albumu zostało starannie przygotowane. Od mieszkańców gminy pozyskano wiele informacji dotyczących powstania i losów poszczególnych kapliczek i krzyży przydrożnych. Wykaz osób uczestniczących w opracowaniu publikacji umieszczono na s. 125 albumu. W książce znajdziemy opisy obiektów kultu religijnego znajdujących się w 37 miejscowościach, np. krzyża drewnianego na rozstaju dróg w Iwcu (s. 23), kapliczki Chrystusa Frasobliwego w Kowalskich Błotach (s. 25), krzyża metalowego w Okoninku (s. 35) i figury św. Rocha w Zdrojach (s. 49). Publikacja zawiera też rozdział przedstawiający rys historyczny trzech wspólnot parafialnych z terenu gminy: parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Cekcynie, pw. Świętego Mateusza Apostoła i Ewangelisty w Zdrojach i pw. Matki Boskiej Różańcowej w Iwcu. Cennym dopełnieniem albumu jest opis krzyży przykościelnych, cmentarnych oraz obelisków. Ta część wydawnictwa odnosi się do 14 miejscowości, w tym już nieistniejących. Na uwagę zasługuje m.in. osada Hamer, po której pozostały nieliczne ślady, jednak staraniem cekcyńskiego „Światła" odnowiono tam w 2012 r. cmentarz ewangelicki. Wydarzenie to upamiętniono okolicznościową tablicą (s. 105). Warto dodać, że stowarzyszenie przyczyniło się do renowacji kilku innych nekropolii ewangelickich, na których księża z miejscowych parafii oraz duchowni Kościoła ewangelicko-augsburskiego poświęcili krzyże. Nierzadko powstały też pamiątkowe obeliski z napisami na tablicach w językach polskim i niemieckim. Mała architektura sakralna w tej gminie powiatu tucholskiego jest niewątpliwie świadectwem głębokiej kultury duchowej i religijności mieszkańców. Dobrze się stało, że zgromadzono wiadomości na temat wielu niekiedy historycznych już obiektów, wykonano ikonografię i opisano je w przystępnej formie. Cekcyński album to wartościowy dokument epoki. Również dla następnych pokoleń. Nie tylko Borowiaków. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Kapliczki i krzyże przydrożne w gminie Cekcyn, red. M. Jagła-Bonk, J. Bonk, M. Sass, J. Jagła, wyd. Stowarzyszenie na Rzecz Ocalenia Śladów Przeszłości w Gminie Cekcyn „Światło", Cekcyn 2014. REKLAMA 3 [ pomerania.kaszuby ■ ► ni d REKLAMA 58 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 m BRUSË. U KRËBANÓW Tuńcewno-śpiewającym karnóm za-wdzacziwómë baro wiele. Béł bö wej czas, czej nie uczëło sa kaszëbsczé-gö jazëka, a ô kaszëbiznie czëło sa w szkole baro mało, i to prawie dzaka nim pöznôwałë kaszëbsczé dzecë i mło-dzëzna swôja kultura. Wiém ô tim, bo w spódleczny szkole bëła jem nóleżnicz-ką taczégö ulëdónégö karna. W dodo-mie kulturę w Kôscérznie prowadzëła gö wastnô Irena Szarmach, a przëgrëwała na fortepianie i śpiewała nama kaszëb-sczé piesnie wastna Wanda Szopińskó. Wëniosłô stądka wiédzô bëła dlô mie wiólgą wspömôżką na pierszich uczbach w Kaszëbsczim LO w Brusach, czej nie bëło materiałów dlô kaszëbsczich regionalistów. Swój udzél mają téż w tim pier-szi licealiscë - nôleżnicë Kaszubskiego Folklorystycznego Zespołu Pieśni i Tańca „Krëbane" i jego załóżca a prowadnik Władisłôw Czôrnowsczi. To od nich prawie dostała jem róczba na promocja ksążczi Był sobie Krëban, jakô miała plac 28 gödnika 2017 r. w Restauracji „Kaszubska" w Brusach. Zćńdzenić zaczął Władisłôw Czôr-nowsczi ôd przedstawieniô historii dokazu. Czim ona je? - spitôł. I zarô spróböwôł odpowiadać: To nić historio, nié kronika, a zbiérk relacjów, reportażów, felietonów, ôsoblëwie wspominków nóleżników karna. Mówił o jich usódzcach, a westrzód nich ö Doroce Chełmówsczi, chtërny tekstë zajimają nówiacy placu. I ö tim, że Mark Czôrnowsczi kąsk jinaczi niż póóstałi autorze przëwöłiwô w ksążce swoje wspóminczi, bó wzbögacywô je elementarna kulturë tëch, do chtërnech wëjéżdżelë „Krëbane". Ksążka miała bëc promocję karna i chwalbę wespôlëzno-wégö dzejaniô - gôdôł Władisłôw, za-chacywającë do ji öcenë na internetowi starnie. Ödjimczi w ksążce są czôrno--biôłé, a to za sprawą bökadoscë zbiérku Rajmunda Mellera, óbjimającégó 20-25 lat dzejaniô karna. Ale i u nóleżników może nalezc wiele ódjimków. Prowadzący óbznajmił udba wëdaniô prawie ju zrëchtowónégô II dzélu ksążczi -farwnégô albumu ó „Krëbanach". Z cekawóscą wsłëchiwała jem sa w przëwöłiwóné przez Władisława wspóminczi ö zôczątkach pówstaniô „Krëbanów". Władisłów je w Brusach ód 1978 roku i nalózł tu dobrą klima do pówstanió fólkloristicznégó karna, chtërno dosc chutkó uznóné ostało za jedno z nôlepszich w szeroczim ókólim. Nie bëło jiwru z kupisza strojów, instrumentów. W robóce zaangażowónô bëła całô rodzëna, a ósoblëwie białka Władisława - Mirosława. To ona wëszëła wiele strojów. Załóżca dzakówół drëchóm, ó jaczich jidze przeczëtac w rozdzélu piątim ksążczi, pt. „Wśród przyjaciół", przëwöłiwôł téż tëch, chtërnym stanął remusowi zédżer. Baro cepło wspóminôł nóleżników kapeli, bö nie umniésziwającë jinym nôleżnikóm, öna wkłôdała bôdôj nôwiacy môcë, nôwiacy wëstapöwała. Leno dwoje jesz z nich żëje. Baro wiele pözeszłëch ósta óbdaro-wónëch ksążką Był sobie Krëban z de-dikacjama. Bëlë westrzód nich dzejôrze bëlnëch dokazów dló brusczégö karna, dobrodzeje - dzaka chtërnym ukóza sa ksążka (Bernat Andrzej czok, Aleksandra Wieckó, Sztefón Skwierawsczi, Édward Hébel, Ludwik Hryszkewicz, Józef Szimańsczi, Henrik Czórnowsczi, Stanisłów Gerszewsczi, Daniel Bójanow-sczi), usôdzcë artiklów i przedstôwcë mediów. Nen piakny darënk dosta jem téż jo: „za stara ó bëlnota kaszëbsczégó jazëka, rozëmné parłaczenié zôbörsczi mówë z ji lëteracczim órta". Na ekranie ukôzywałë sa ódjim-czi ó rozmajitoscë dokazów i dzejaniô „Krëbanów", chtërne nalóżają sa w publikacji. Wiôldżi człowieku - zwrócył sa do Władisława Czôrnowsczégö ksądz prałat Zdzysłôw Wirwicczi - dzaka Tobie Brusë bëłë oazę bóżich i patrioticznëch wëdarzeniów. Pódsztrëchnął, że karna, jaczé prowadzył Czórnowsczi, zapisałë sa piakną kôrtą, i co le dzejało sa w parafii, ubókadniwałë „Krëbane". Żëczbë skłódôł burméster Chóniców Arseniusz Finster. A jó dzakówa jem „Krëbanóm" i jich przédnikówi za wielelatną wespół-robóta dló kaszëbiznë, ó chtërny bë jem mogła wiele pisać. Wspomina jem jich bëtnosc na wieczorach kaszëbsczich kóladów i pastorałków w pówstałim w 1984 roku parce KPZ w Lëpuszu i potkania wastë Władisława Czórnow-sczégö z uczniama Kaszëbsczégó LO w Brusach. W mój im „archiwum szkol- ny" je dosc tëli wspominków uczniów pt. „Moja kaszëbskô stegna" - tero ju absolwentów liceum, chtërny piselë w nich ó swój im udzélu w karnie i jegó dló nich znaczenim. Piakno brzëmiałë kaszëb-sczé kóladë w wëkónanim „Krëbanów". Nié dosc, że znają jich bökadosc, to jesz krëbahsczégó spiéwanió i grë na instrumentach chce sa słëchac. Po przëjechanim dodóm, do Łubiane, chutkó rozpakówa jem darënk, cobë lepi poznać brzód robótë blësczégó mie, profesjonalnie prowadzonego karna. Zachacywóm téż czetińców „Pomeranii" do zazdrzeniô w dokóz Był sobie Krëban. O działalności Kaszubskiego Zespołu Folklorystycznego „Krëbane" z Brus i jego inspiracjach - ksążka dedikówóną przez ji redaktora Władisława Czórnow-sczégö: „żonie Mirosławie za szczere, wszechstronne i wieloletnie wspieranie w pracy z zespołem »Krëbane«". „Wstęp" informuje ó udbie wëdôwiznë, zamkło-scë kóżdégó z szesc rozdzélów. I tak w pierszim z nich: powstanie i zócząt-czi dzejanió. W drëdżim: zbiérk reportażów z festiwalowëch zagranicznëch wanogów. W trzecym: inspirëjący brzód karna. W czwiórtim: nawzôjné relacje ósobów i wespólëznowëch karnów w robóce dló promówaniô kaszëbsczi kulturę. W piątim jidze sa dowiedzec ó drësznëch relacjach ósobów wspómó-gającëch dzejania „Krëbanów". Szósti rozdzél je ópisënka brzadu i jiwrów. W kóżdim z nich tekstë rozmajitëch autorów z bókadoscą cekawëch czôr-no-biôłëch ódjimków fotografów, chtër-nëch miona óstałë pódóné w metriczce publikacji. Dodôwkama do ksążczi są: „Wychowawcza, edukacyjna, kulturalna i społeczna działalność Władysława Czarnowskiego dla sprawy pomorskiej" Marka Czôrnowsczégö i płatka 40 lat kapeli Krëbane 1978-2017. Redaktor nadczidnął we wstąpię, że sugestiwny titel Był sobie Krëban nót je ódniesc do Krëbana - „mieszkańca Brus albo okolicy zaangażowanego w szeroko pojętą działalność zespołu". Jo ódnószóm go równak do Władisława Czôrnowsczégö, bó muszół sa tu nalezc taczi dzejórz jak ón, co pócygnół i za-chacył do dzejanió tëli lëdzy, a jesz do te robił to tak, cobë promować kaszëbską kultura z wióldżim i nóleżnym ji uwó-żanim. FELICJO BÔSKA-BÖRZËSZKÖWSKÔ STËCZNIK 2018 / POMERANIA 59 KLËKA ■i LEZENO. ZRZESZENIOWE ANDRZEJCZI Ödj. z arch. partu w Lëzënie Part Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrze-szeniô z Lëzëna zörganizowôł 1 göd-nika 2017 r. zrzeszeniowe andrzejczi dlô swöjich nôleżników i sympatików. Uroczëstosc ödbëła sa w göscynnëch progach Gminowi Biblioteczi miona Léöna Roppla w Lëzënie. Pötkanié prowadzył prezes lezyńsczegó partu Mieczisłôw Bistroń, chtëren omówił i pödrechöwôł rok dzejanió Kaszë-bów z Lëzëna. W zrzeszeniowëch andrzejkach udzél wzął wójt Lëzëna Jarosłôw Wejer z białką i prowôd-niczka Radë wejrowsczégö krézu Genowefa Słowi z chłopa - radnym z Lëzëna. Gôdczi przë kawie i kuchu przërëchtowónym bez nôleżników lezyńsczegó partu tikałë sa dzejaniów przińdnech, na rok 2018. Nówóż-niészé sprawë są spartaczone z XX Świat owim Zjazda Kaszëbów, chtëren ödbadze sa wLëzënie 7 lëpinca 2018 r. W ti sprawie głos zabrôł wójt Lëzëna, póinförmöwôł zebrónëch ó stónie robotów óköłozjazdowëch. Ten ósoblëwi dló spólëznë Lëzëna rok rozpocznie sa ód zadaniów sparłaczonëch z robotą przë molowi stanice partu KPZ z Lëzëna, chtërny póswiacenié planëje sa na strëmiannik 2018 r. Sprawë związóné z udëtkówie-nim stanice omówiła Alicjo Klinkósz - kasérka lezyńsczegó partu. Tématika młodëch w Zrzeszenim omówiła i óbtaksowała Katarzëna Kankówskô-Filëpiôk - przédniczka „Ösczi" - karna młodëch z Lëzëna. W pötkanim wzął udzél Mieczi-słów Wöjecczi, geografa i regionalista, uczałi z Zelony Górë, chtëren przedstawił swója żëcową droga jaż do zamieszkaniô we Wejrowie. Öb-czas uroczëstoscë zebróny móglë óbezdrzec film „Kaszubska Sobótka" i wësłëchac gôdczi Rómana Drzéż-dżona na jegó temat. Öbczas całégö pótkaniô móżna bëło öbzerac prezentacje multimedialne i ôdjimkôwé, ó dzejanim partu KPZ z Lëzëna, chtërne przërëchtowôł Róman Klinkósz z Teofila Serocczim, óbaj z Zarządu KPZ z Lëzëna. Ö oprawa muzyczną za-dbałë naji muzykeńce Brunon Szpica ë Édmund Klas. Wszëtczim, chtërny pómóglë w organizacji kaszëbsczich andrzejków i wzalë w nich udzél, skłó-dóm serdeczne pódzakówanié. PREZES PARTU KPZ W LËZËNIE MIECZISLÔW BISTROŃ ■i ŻUKOWO. PROMOCJO FILMU I PLATCZI 21 gódnika 2017 r. w Żukowie ódbëła sa promocjo dokumentalnego filmu ó Karolu Kreffce „Król Kaszubów" i platczi Dwie stegnë Wéróniczi Prëcz-kówsczi. To wiedno wiôlgô redota, czej môżemë prezentować uróbk najich uczniów abó absolwentów - pódczor-chiwała óbczas przëwitaniô Mirosława Żołna, direktorka Spódleczny Szkółë nr 2 (dôwnégó Gimnazjum nr 2) w Żukówie. Film je dokaza m.jin. trzech żukówsczich gimnazjalistów: Mag-dalénë Rëbus, Béjatë Ptóch i Juliana Prëczkôwsczégö. Öbczas promocje pójawilë sa téż: Eugeniusz Prëcz-kówsczi (realizator), Zbigórz Gruba (ódjimczi). 22 gódnika film óstół pókózóny w trzecy programie TVP. Dokóz je dzéla projektu wespółfi-nancowónégó przez Nórodné Centrum Kulturę. W óbrëmienim tego projektu ukózół sa téż tomik kaszëb-skójazëkówi poezje i płatka Weróniczi Prëczkówsczi Dwie stegnë. Spiéwôrka óbczas promocje wëkónała sztërë dokaże z ti platczi. RED. NASPÔDLIM TEKSTU (JD) m BORZESTOWO. O PATRONIE NOWÉGÔ ROKU Wiera pierszé pótkanié namienioné patronowi 2018 roku ódbëło sa w Bórzestowie. 7 gódnika 2017 r. kór-bilë tam ö Francëszku Kracczim nó-leżnicë Remusowégó Kragu. Specjalnym gósca zćńdzenió béł wiceprzéd-nik Kaszëbskó-Pömórsczégó Zrze-szeniô Łukôsz Grzadzëcczi, chtëren przedstawił póstacja patrona, gódół ó jegó zasłëgach dlô kaszëbsczi rësz-notë, przëbôcziwał ó jegó znaczenim dlô Towarzëstwa Młodokaszëbów. Dló môłégó Bórzestowa badze to wóżny rok, bó Kracczi urodzył sa prawie w ti wsë. Nóleżnicë Remusowégó Kragu udbelë so tej miesąc w miesąc kłasc kwiatë i pôlëc znitë pod jegó pomnika przed tameczną szkołą. RED. W. Prëczköwskô. Ödj. (jd) 60/POMERANIA/STYCZEŃ201 m GDINIÔ. GÔDCZI Ô KUCHNIE I KASZËBSCZICH ZWËKACH 14 gôdnika 2017 r. w Kaszëbsczim Förum Kulturë Róman Drzéżdżón kôrbił ô adwentowëch i gôdowëch kaszëbsczich zwëkach. W swöji prezentacje przedstôwiôł m.jin. apart-noscë w tim öbrëmienim zanôleż-no öd regionu Kaszëb, gôdôł ö tim, kögum bëlë Gwiżdże, Panëszczi, Gwiôzdór i Pani Gwiôzdka, dol-macził, dlô kögö Kaszëbi östôwiają lózy plac köl wilijnégö stołu i wiele jinëch czekawinków zrzeszonëch z Adwenta i Gôdama. Öbczas pötkaniô béł téż ötemkłi wëstôwk ö kaszëbsczi kuchnie. Dzaka zbiéróm gdińsczegó kólek-cjónérë Jerzégö Zająca je na nim zaprezentowóny wëzdrzatk kuch-niów na Kaszëbach w kuńcu XIX i w pierszi połowie XX wieku. Zeńdzenie skuńczeło sa póspól-nym spiéwanim kóladów, a chatny môglë téż kupie öriginalné kaszëb-sczé darënczi na Gödë, bö organizatorze zadbelë ö to, żebë potkaniu towarził gödowi minikermasz. RED. ■i ZARNOWC. KASZEBSCZE SŁOWÔ PARŁACZI W niedzelny wieczór 17 gödnika 2017 r. w żarnowsczim köscele bëło pörësziwającé pötkanié z pöeticczim utwórstwa sostrë Dorotë Depczi, ks. Janusza S. Paserba i ks. Tomasza Czôpiewsczégö, chtëren öb czile lat béł dëszpasturza w môlowi parafie. Ju tradicyjno zörganizowôł je part Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô w Kroköwie. Wiérztë ks. Paserba, chtëren ju öd wiele lat je bóhatérą wieczórniców w Żarnowcu, recyto-welë uczniowie môlowi Spödleczny Szköłë m.}. Körczaka, przëszëkôwóny przez szkólną pölsczégô jazëka Halina Goyke. Wiérztë ks. T. Czôpiewsczégö prezentowelë zrzeszeńce i uczeń jedny z pucczich szköłów Mikôłôj Öbszin-sczi. Jeden z usôdzków tegö pöetë östôł skaszëbiony przez Éwa Kur i przez nia béł przeczëtóny. Ösoblëwą niepödzajnotą dlô póze-szłëch w kôscele béł wëstap trzech młodëch klôsztorniców z żarnow-sczégö köscoła, chtërne przedstawiłë usôdzczi sostrë Dorotë (...). Krótką biografia wspömniónëch pôetów przëbôcził pô kaszëbsku wice-przédnik partu KPZ Łukôsz Krefta, a pöwitôł i na kuńc sa öddzakówôł, złożił gödowé żëczbë i rôcził na miodne jestku - przédnik Róman Kóscel-niók. Ödj. KCK Krokowa Sostra Dorota w jedny ze swój ich wiérztów napisała, że „Kaszubskie słowo - jak wicher pieści, jak sztorm śpiewa..." - i jak pökôzôł wieczór w żar-nowsczi swiatnicë - téż parłaczi. Rzeszi w miłoce do jazëka, poezje i tradicje. Wiele lëdzy muzyką, spiéwa i snô-żą interpretacją poezje miało udzél w stwórzenim póczestnégó i pórëszi-wającégó nóstroju gódnikówégó wieczoru. BOŻENA HARTIN-LESZCZIŃSKÓ, TŁÓM. DM m WEJHEROWO. WOKÓŁ SAMA GLINA W Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie 6 grudnia 2017 r. odbył się wernisaż wystawy prac ceramicznych uczestników projektu pt. „Wokół sama glina. Warsztaty czas zacząć!". Spotkanie uświetniło widowisko pt. „Mały książę" w wykonaniu grupy teatralnej JBT Junior pod kierunkiem Marka Czoski. A Paweł Sela przygotował pokaz garncarstwa, każdy gość mógł spróbować tej sztuki i ulepić pamiątkowe naczynie. W ramach projektu „Wokół sama glina..." w wejherowskim Muzeum została utworzona pracownia cera- miczna, zorganizowano wyjazdy edukacyjne do Muzeum Ceramiki Nec-lów do Chmielna oraz do Zakładu Porcelany Stołowej „Lubiana" k. Kościerzyny i przeprowadzono warsztaty ceramiczne dla dzieci, młodzieży i osób dorosłych. Instruktorem zajęć ceramicznych była Katarzyna Olech-nicka-Śliwińska. Koordynatorem wydarzenia z ramienia Muzeum była Anna Kąkol. Projekt pn. „Wokół sama glina. Warsztaty czas zacząć!" został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Powiatu Wejherowskiego, Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Wejherowie oraz Zrzeszenia Prywat- nego Handlu i Usług - Biura Rejonowego w Wejherowie. ANNA KĄKOL Ödj. ze zbiérów MKPPiM STËCZNIK2018 / POMERANIA 61 ■i TCZEW. II MIĘDZYSZKOLNY KOCIEWSKO-KASZUBSKI KONKURS REGIONALNY W tczewskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej 6 grudnia 2017 r. odbył się finał konkursu „Moje miejsce na Ziemi, moja miejscowość, mój region". Uczniowie ze szkół podstawowych prezentowali swoją miejscowość czy region w formie plastycznej, a młodzież z klas starszych i gimnazjów w formie opowiadań literackich. Duże zainteresowanie i uczestnictwo w kon- Fot.J. Cherek kursie cieszy nas regionalistów i zachęca do kontynuowania tej formy naszej działalności w przyszłości - podkreśla dr Michał Kargul ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział Ko-ciewski w Tczewie. Zwycięzcy kategorii plastycznej to: Sara Nowicka (I miejsce), Marta Banasik (II) i Marcelina Jabłońska (III). Wyróżnienia otrzymali: Kinga Zdunek, Szymon Jankowski, Kornelia Du-najska i Oliwia Chmura. Wśród gim- nazjalistów wygrała Oliwia Tomasik, przed Maksymilianem Frąckowiakiem i Zofią Kaźmierską, a wyróżnione zostały: Julia Malinowska i Malwina Karpińska. W konkursie udział wzięli uczniowie z Przedszkola „Fantazja" w Tczewie, Publicznej SP w Bytoni, Publicznej SP w Kleszczewie Kościerskim, SP nr 2 w Nowem, SP w Suchym Dębie, SP nr 11 w Tczewie, SP nr 1 w Trylu i SP w Wiślinie. Konkurs odbył się w ramach projektu pn. XI Nadwiślańskie Spotkania Regionalne, który finansowo wsparli: Województwo Pomorskie, Miasto Tczew, Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz Bank Spółdzielczy w Tczewie, a został przygotowany przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział Kocie wski w Tczewie i Miejską Bibliotekę Publiczną im. Aleksandra Skulteta w Tczewie. TOMASZ JAGIELSKI - m WDZYDZE. ODNOWIONY BALDACH RED. NASPODLIM TEKSTU GABRIELE JANIK, KUSTOSZ MUZEUM WE WDZYDZACH Muzeum - Kaszëbsczi Etnograficzny Park we Wdzydzach skuńczeło konserwacja procesjowégó baldachu z kósco-ła pw. Matczi Bósczi Czastochówsczi w Ölpuchu. Wedle gabnëch przeka-zënków ten nadzwëköwó wôrtny za-bëtk sakralnego kuńsztu óstół zapro-jektowóny przez Tédora Gulgówską, a zrobiony przez nia i ji sztërë uczenczi: Władisława Wiszniewską, Marta i Ma-tilda Bławat a téż Ana Knut. Je to jedurny w zbiérach Muzeum przëmiar wdzydzczégó wësziwu wëkó-nóny na jedwôbnym adamaszku. Bal-dach wëprzédniwô sa swobodną i letką kompozycją, rozmajitoscą farwów i wielnyma mótiwama pódskacóny-ma lëdowim i klôsztornym kuńszta z órientalnyma dzélëkama. Technika zrobienió baldachu póka-zywô nadzwëköwé umiejatnoscë wë-sziwôrków, chtërne bëlno wëzwëskałë w tim dokazu wiédza i doswiôdczenié swój i mésterczi - Tédorë Gulgówsczi. Konserwacjo baldachu ostała do-financowónô ze strzódków Miny-stra Kulturë i Nôrodny Spôdkówiznë póchôdającëch z Funduszu Promocje Kulturë w öbrëmienim programë pn. „Wspieranie działań muzealnych". Ödj. Muzeum we Wdzydzach 62 / POMERANIA KLËKA m WEJROWÖ. GWIŻDŻE NA RËNKU I W PAŁACU PRZEBENDOWSCZICH Dzecë i szkólny z dëbeltjazëkówi kaszëbskö-pölsczi szköłë we Wejrowie przërëchtowelë przedstôwk „Gwiżdże" wedle scenarnika Tomasza Fópczi i w reżiserie Katarzënë Kankówsczi--Filëpiôk. 22 gödnika 2017 r. „Naja Szkoła" zaprezentowała nôprzód zwëk kaszëbsczich köladników mieszkańcom miasta na wejrowsczim rënku. Dzôtczi ze szkólnyma szlë przez centrum Wejrowa, śpiewające köladë i gwiżdżową spiéwka: Köla, kôla, kölada! Gwiżdże nié leno w Świata! Dôjta nama za to w kôsz! Cobë dało to sa zjesc! Ödj. AM mKARTUZË. KASZËBË I LËTERACCZÉ DOKAZË W MALËNKACH Plasticzny konkurs „Moje Kaszuby" sczerowóny do mieszkańców kar-tësczégö krézu östôł rozrzeszony 12 gôdnika 2017 r. Uczastnicë sztërzech wieköwëch kategóriów dostelë roz-majité zadania, jaczé miałë pökazac jich plasticzné umiejatnoscë. Dzecë z przedszkölów robiłë malënczi rë-bów z kaszëbsczich jezór, uczniowie z kl. I—III spödlecznëch szköłów kól-drogöwé krziże i kapelczi, z kl. IV--VII muszelë przërëchtowac malënk do kaszëbsczégö marsza Hieronima Derdowsczégö z dokazu Ô panu Czórlińsczim, co do Pucka pô sécë jachôł, a młodzëzna z gimnazjalnëch klasów i wëżigimnazjalnëch szkôłów cechowała Smatka z kaszëbsczi epopeje Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przigôdë Remusa. Wedle öbsadzëcelów (Kadzmiera Nowickô, Zofiô Watrak i Barbara Kąkól) westrzód 100 nadesłónëch dokazów na pierszé môle zasłużëlë: - w kategorie przedszkólôków: Wiktorio Płotka (Przedszkółowi Öd-dzél Mezowó), Öliwier Lewicczi (Przedszkole z ZKiW w Dzerząż-nie), Alicjo Luböckô (Przedszkole Sostrów Miłoserdzô w Kartuzach), - w kategorie klas I-III: Jakub Czôpiewsczi (Sp.Sz. w Göwidlënie); - w kategorie klas IV-VII: Magdalena Deja (Sp.Sz. w Egertowie) i Wiktorio Magulskó (ZKiW w Dzerzążnie); - w kategorie gimnazjum i strzéd-nëch szköłów: Nataniél Stefanow-sczi (Kartësczé Centrum Kulturë) i Kinga Tempskô (ZKiW w Stażëcë). Całownô lësta dobiwców i wë-przédnionëch je na starnie Kar-tësczégö Centrum Kulturë: http:// www.centrum.kultury.pl/. Nôdgrodë ufundowelë: Przédnik Sejmiku Pömörsczégó Województwa Jón Kleinszmidt, kartësczi part Kaszëbskó-Pómórsczégö Zrzeszeniô i burméster Kartuz Mieczisłôw Grzegorz Gółuńsczi. RED. Późni ju w sedzbie Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w pałacu Przebendowsczich wëstąpilë z przedstówka „Gwiżdże". Po jego zakuńczenim dzôtczi, szkólny i wszëtcë uczastnicë wëdarzeniô spiéwelë kaszëbsczé i pölsczé köladë. RED. m PUCK, WEJROWÔ, PIERWÔSZË-NO. ADWENTOWÔ I KÔLADOWÔ Öd 15 do 17 gódnika 2017 r. warôł XII Kaszëbsczi Festiwal Kóladów i Adwentowi Spiéwë. Uroczësto zaczął sa w pucczi farze pw. sw. Apôsztołów Piotra i Pawła, drëdżégö dnia ödbéł sa koncert w kóscele pw. sw. Léóna we Wejrowie, a 17 gódnika konkursowe biôtczi bëłë w Dodomu Kulturę w Pierwöszënie. Tegö samego dnia ó 2. pö pôłnim wszëtcë chatny móglë wzyc udzél w galowim kóncerce w pierwó-szińsczim kóscele pw. Pódwëższeniô Swiatégó Krziża. Latosą nowizną w tim tradicjowim wëdarzenim, jaczé waró ód 2005 r., bëło wprowadzenie do konkursu ad-wentowëch śpiewów. Öbsadzëcele (prof. Anna Fiebig, dr Michół Kózoris [pól. Kozorys], dr Karól Dettlaff) zdecydowelë ó przëznanim taczich hewó nódgrodów i wëprzédnieniów: - Strzébrzny Diplóm dlô Dzec-négó Churu Spódleczny Szkółë w Rotmance pód direkcją Joanë Pestczi, dlô karna Kosakowianie z Kósókówa pód czerownictwa Tadeusza Kórthalsa i dló Churu Strzelenka z Tëchómia pód direkcją Karola Kreftë - Złoti Diplóm dló Churu Jubileum z Żelëstrzewa pód direkcją Anë Łukasik i dló Churu Lutnia pód direkcją Tomasza Fópczi - I mól dobéł Chur Lutnia, II - Jubileum, III - Strzelenka - wëprzédnienié za nólepi wëkónóną kaszëbską kólada - Dzecny Chur Spódleczny Szkółë w Rotmance - wëprzédnienié za nólepi wëkönóną adwentową śpiewa - Chur Strzelenka - wëprzédnienié dló nôlepszégö diri-genta - Tomósz Fópka. RED. STËCZNIK2018 / POMERANIA 63 KLËKA BGDUŃSK. KASZËBSKÔ EDUKACJO W NOWIM PROGRAMÔWIM SPÔDLIM Ju piąti róz zainteresowóny sprawa-ma kaszëbsczi edukacje móglë wzyc udzél w konferencje z cyklu „Dzieci i młodzież na pograniczu kultur. Inspiracje kaszubskie". Ta piątô edicjô, jakô ödbëła sa 27 lëstopadnika 2017 r. na Wëdzélu Spölëznowëch Nôuk Gduńsczćgó Uniwersytetu, miała titel „Edukacja kaszubska w nowej podsta- wie programowej. Literackie podstawy edukacji językowej". Pözeszłëch przëwitałë: prof. Mariô Szczepskô-Pustkówskô z GU i Éwa Furche z Centrum Sztôłceniô Szkól-nëch (pól. Centrum Edukacji Nauczycieli) we Gduńsku. Późni zaczął sa robócy dzél, w jaczim uczastnicë móglë m.jin. doznać sa ó tim, jak wëzwëskac lëteratura i wiédza ó lëteraturze w autorsczi programie kaszëbsczi edukacje (dr Adela Kóżëcz-kówskó), poznać öpisënczi człowieka i jego codniowöscë w kaszëbsczi lëtera-turze (prof. Daniel Kalinowsczi i prof. Adela Kuik-Kalinowskó), pösłëchac ó pedagógöwëch kontekstach lëteraturë dló dzecy (dr hab. Anna Wasylew-skó), o sztôłtowanim juwernotë przez kaszëbską poezja (Stanisłów Janka). Konferencja zórganizowelë: Zakłód Öglowi Pedagógiczi Gduńsczćgó Uniwersytetu, Centrum Sztółcenió Szkól-nëch we Gduńsku i Institut Edukacjo-wëch Sztudiów Akademie Wójnowi Marinarczi m. Obrońców Westerplatte. RED. ■i WEJROWO. BENEFIS EDMUNDA SZCZESÔKA 5 gódnika 2017 r. swiatowół 50-lecé utwórczi robótë naji wielelatny przędny redaktor i przédnik Redakcjowégó Kolegium Édmund Szczesók. Uroczëzna, jakó ódbëła sa w Muzeum Kaszëbskó--Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi, zaczała sa ód kaszëbsköjazëköwégó koncertu Przemësława Bruhna. Późni wasta Szczesók długó witół wszëtczich pózeszłëch góscy, jaczi wëfulowelë dwie nôwikszé zale Muzeum. Bëlë westrzód nich drëszë, familio, lëdze, chtërnëch póznół jakno gazétnik, uczastnicë Kaszëbsczégó Czółnowégó Spłëniacó „Szlachama Remusa", wespółrobótnicë z rozmajitëch redakcjów (z „Pomeranie" bëlë: przédnik Redakcjowégó Kolegium Pioter Dzekanowsczi, przędny redaktor Sławomir Lewandowsczi, Bógumiła Cërockó i Dark Majkówsczi), przedstówcowie rozmajitëch samórzą-dzënów i Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô a téż wiele jinëch lëdzy sparłaczonëch na rozmajiti órt z jubilata. Jednym z pónktów wëdarzeniô bëła gódka, jaką z redaktora Szczesóka pro-wadzył Andrzéj Busler. Przëbóczëła óna nówóżniészé dobëca i żëcowé kawie bóhatérë wieczoru. Z leżnoscë jëbleuszu Busler przëszëkówół téż dló jubilata niespódzónka - ksążeczka pt. Reporter: zawód i pasja. 50 lat pracy twórczej Edmunda Szczesiaka. Są w ni artikle z „Pomeranie" z 2013 r. namie-nioné red. Szczesókówi, spisënk jego dokózów, wiele ódjimków i lësta udo-stónëch przez niego nódgrodów. Jëbleusz béł spartaczony z promocją jiny ksążczi, Drogę do nieba. Śladami Remusa. Mała odyseja kaszubska (wicy o ni w tim numrze najégó miesacznika w dzélu z lekturama). Öbczas zćńdzenió jubilat dostół Medal miona Lecha Bądköwsczégö przëz-nóny mu przez gduńsczi part Kaszëb-skó-Pómórsczégó Zrzeszenió. RED. Ödj. S. Lewandowsczi ® WEJROWO. RADNY ROZSĄDZËLË - BADĄ DËBELTNÉ TÔFLË Öbczas slédny łońsczi sesji, 19 gódnika 2017 r., radny Wejrowa jednomëslno rozsądzëlë o tim, że na wjazdach do miasta badą tófle z polską i kaszëbską pozwą: Wejherowo i Wejrowo. Chudzy anketa w ti sprawie Urząd Gardu zrobił westrzód mieszkańców. 86% z bierzącëch udzél w anke-ce pópiarło ta udba. Tero gódnikówi uchwôlënk wejrowsczich radnëch óstół wësłóny do Minystra Bënowëch Sprów i Administracje. Kósztë sparłaczoné z wëmianą tóflów, jak wiedno w taczim przëtrôfku, badą zapłacone z budżetu państwa. Chcemë dodać, że pózwa Wejrowo ostała pózytiwno ótaksowónó przez Radzëzna Kaszëbsczégó Jazëka. RED. 64 / POMERANIA / S KLËKA WD GDUŃSK. STOLEMÔWÔ UROCZËZNA W Nadbôłtowim Centrum Kulturë we Gduńsku 12 gödnika 2017 r. Kapituła Medalu Stolema (są w ni ful-prawny nôleżnicë Klubu Sztudérów „Pomorania") wraczëła to woźne wëprzédnienié ks. Romanowi Skwierczowi - rësznému regionalnemu dzejarzowi, wielelatnému kapelanowi słëpsczégö i wejrowsczé- gö partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô i dobiwcë wiele konkursów dlô gadëszów. Jëbleuszowô, bó ju 50. uroczëzna, zaczała sa öd zaspiéwaniô him-nu „Zemia rodnô". Późni Ewelina Stefańskó, przédniczka Klubu, zaprezentowała roczné dzejanié pómórańców. Pötemu Wérónika Ökóniewskô przeczëtała laudacja, jakô przëblëżëła wszëtczim zebró-nym póstacja laureata. Ks. Róman Skwiercz ôstôł przëjimniati do karna stolemówców przez Édmunda Szczesôka (dobiwca medalu z 2000 roku). Pô uroczëstim wraczenim medalu przemówił do pózeszłëch nowi Stołem. Jak sa słëchô doswiôd-czonému gadëszowi, nie zafelowało szpörtów i smiésznëch historiów wzatëch z żëcô. W artisticznym dzélu jesmë mö-glë wësłëchac minirecitalu Pawła Ruszkówsczégö, chtëren m.jin. zaprezentowôł sztëczk ö Remu-su, póstacje baro blësczi latosému laureatowi, napisóny na spódlim frantówczi „Ballada o głupim Jasiu" Jacka Kaczmarsczégö. Medialny patronat nad uroczëzną miała „Pomerania". ÉWA N0WICKÔ, KS POMORANIA m SŁËPSKÖ. NÔUKÔWÖ Ô PÖMÔRSCZIM APÔSZTOLE „Swiati Ötto. Apósztół Pómörzô" - taczi titel miało nôukówé sympozjum, jaczé ódbëło sa 4 gödnika 2017 r. w Słëpsku. Zaczało sa od mszë swiati w kóscele pw. sw. Otta pod przédnictwa bpa kószalińskó-kóło-brzesczi diecezje Edwarda Dajczaka. Późni uczastnicë przeniesie sa do bu-dinku Pómórsczi Akademie kol szas. Bohaterów Westerplatte 64, gdze pözeszłëch przëwitała m.jin. merito-ricznô dozérôczka sympozjum prof. Adela Kuik-Kalinowskó. Pótemu przeszedł czas na refe-ratë. Jakno pierszi wëstąpił ks. prof. Grzegorz Wejman, chtëren kôrbił ö misyjny metodze sw. Otta. Pó nim prof. Agnészka Tetericz-Pużo (pol. Teterycz-Puzio) zaprezentowała dzejanié apósztoła Pómórzô na pól-sczich zemiach wedle rozmajitëch pisónëch zdrzódłów ze strzédnëch wieków. Pierszi nôukówi dzél miôł zamkłé dr Bronisłôw Nowak. Téma jegö referatu to „Słowianie na Pomorzu w czasach św. Ottona". Prof. Daniel Kalinowsczi zaczął lëterackô-artisticzny dzél sympozjum. Öpöwiedzôł ó żëwótach sw. Ötta jakno przëmiarach hagiogra-ficznëch tekstów. Prof. A. Kuik-Kalinowskó kórbiła ó tim, jak wëzdrzi ópisënk misje sw. Ötta w lëteraturze na przikładze romana prof. Zbigniewa Zelonczi, a prof. Elżbieta Kai ó ikonografie apósztoła. W slédnym dzélu sympozjum nôprzód dr Małgorzata Grzëwacz udokazniła, że sw. Otto je wiele lepi znóny i tczony w Niemcach jak w Polsce i nawetka protestancë mają we wióldżim uwóżanim jego misja westrzód Pómórzanów (titel referatu: „Święty Otton z Bambergu w kręgu kultury krajów niemieckojęzycznych"). Dwa pösobné wëstąpie-nia tikałë sa historie parafie sw. Ötta w Słëpsku. Ks. dr Tadeusz Cenowa gódół ó archiwaliach sparłaczonëch z tą parafią, jaczé są do nalézeniô w Archiwum Kószalińskó-Kóło-brzesczi Diecezje, a Zdzysłów Ma-chura przedstawił ji dzeje w latach 1866-1947. Jakö slédny wëstąpił Dariusz Majkówsczi, chtëren kórbił ó znaczënku sw. Ötta, a barżi jego kultu, dló rozwiju sanktuarium na Swiati Pólanowsczi Górze. Sympozjum zakuńczeła disku-sjó, w jaczi nie bëło wiele pitaniów, ale dosc tëli dopówiedzeniów i cze-kawëch bédënków dló autorów referatów. Chcemë dodać, że wszëtczé tekstë przëszëkôwóné na sympozjum badą ópublikówóné. Organizatora sympozjum béł Institut Pólonisticzi Pómórsczi Akademie w Słëpsku. RED. Ödj. P. Pastalenc STËCZNIK2018 I POMERANIA 65 ważne daty/w obiektywie „pomeranii" j • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • • 111928 - na Jeziorze Charzykowskim odbyły się pierwsze w Polsce regaty bojerowe. • 511978 - utworzono Nadmorski Park Krajobrazowy z siedzibą we Władysławowie. •1811958 - zmarł Wincenty Rogala,urodzony we Wielu 9 kwietnia 1871, ludowy poeta i gawędziarz, dyrygent chórów, działacz patriotyczny i kulturalny na południu Kaszub, nazywany kaszubskim Sabałą. Przyczynił się m.in. do odbudowy pomnika Hieronima Derdowskiego w swojej rodzinnej wsi. Pochowany został na wielewskim cmentarzu parafialnym. 2011968 - przy Zarządzie Wojewódzkim Polskiej Młodzieży Esperanckiej w Gdańsku powstał Kaszubski Ośrodek Esperancki, czyli Kaszuba Esperanto Centro. Ośrodek ten powstał głównie dzięki zabiegom Andrzeja Marszałkowskiego i Władysława Pałaszew-skiego. • 2111928 - w Toruniu wydano pierwszy numer „Dziennika Pomorza", reprezentującego przede wszystkim ziemiaństwo pomorskie. • 2711938 - zmarł Otton Karszny, działacz i pisarz kaszubski (ur. 29.11.1875 w Potęgowie), autor drobnych utworów scenicznych oraz wierszy okolicznościowych, zajmował się również historią Kaszub i książąt gdańskich; współpracownik„Gazety Kartuskiej". Pochowany został na cmentarzu parafialnym w Sierakowicach. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie m SNOZI STECZNIKOWI PORENK I REBACCZI BOT NA SOPOCCZIM SZTRĄDZE, p ODJ. S.LEWANDOWSCZI 66 / POMERANIA / STYCZEŃ 2018 sëchim paka uszłé CHTO WËDAJE NASZE PIEŃDZE? Chcała Wa bë, lëdze, dostać co? To, co le chceta. Do raczi. Prosto z nieba. Bez öbzéraniô sa na priz. Chto jiny płacy. Chceta? Moga sa zawiato-wac, że wikszi dzél lëdztwa chatno bë wzął. Ten wikszi dzél, co to prawie w demokracji rządzy. Ko nié öni te dëtczi dają, a chto jiny. Rząd państwa. A skąd rząd bierze? Ko od nas, bö swójich dëtków z taszë nie wëcygną a nie dadzą... Zapitôta, jakuż sa doznać, co nama je bróné? Przëzdrzëta sa chöcle na ne kasowé paragóné - to co je netto — tëii towôr je wôrt. Co wicy płacyta - bierze „Warszawa". Zdrzëta na kwitë, co je przë wipłace dostôwôta. Z tego, co swoją robotą za-robita - Wasze je leno to, co na könto wpłënie. Całô reszta jidze do Warszawę, a wikszosc tego - na zmarnowanie. A jesz nie sygô na to wszëtkö, na co muszi pöszpandérowac. Tej rząd bierze na bórg. Temu z dnia na dzeń rosce pólsczi dług, a spłacywac mdą go nasze dzecë a jich dzecë. Rzeczeta: tec z podatków je na szköłë, służba zdro-wiô... A jô Wama rzeka: szköłë a doktorów möżemë sami zapłacëc. Na kuńc miesądza szkoła wëstawi rechunk za uczba Waszich dzótk i badze ón môłi. Czemu? Bó do uczenió Waszich dzótk nie są brëköwny pöstrzédnicë. Urzadnicë rozmajiti, co pilëją, cobë dzecë bëłë uczoné tegö, co minister chce, a nié te, czego chcą rodzyce. Zdżinie óbrzészk uczbë i wiele niepótrzebnëch w żëcym przedmiotów. Nié wszëtczé dzecë muszą sa uczëc wszëtczégó! Öjc z matką nôlepi wiedzą, czego mô sa uczëc jich dzeckó, cobë w żëcym so dało rada a jesz na starosc zadbało o starszich. Bó nié państwo je ód dozéraniô dzecy a starszich. Od te je RODZËZNA. Od wiacy jak sto latów socjaiiscë robią wiele, cobë z rodzyców zrobić leno maszinczi do ro-bienió dzecy. Zróbta, më je wezniemë do żłóbka, wëchówiemë w szkole, a na starosc waju zamkniemë w sôdzë pod pozwą „Dodóm Spokojny Staroscë". A waje dzecë nie mdą was słëchałë i wama słëchałë, a mdą robiłë a mëslałë, jak państwo chce, jak óbiwatel mó robie a mëslëc. A të le spróbuj głos na taczé państwowe dzeckó podnieść abó je ukórac... Dzeckó może i muszi „zakapować" mëma z tatka do służbów, co przińdą i wezną dzeckó précz a dadzą tima, co wë-chówią je tak, jak państwo chce! Po prówdze mëslita, że minister zdrowió, narodowi fundusz zdrowió a rozmajiti jiny urzadnicë są potrzebny, cobë më möglë jic do dochtora a kupie bez receptë to, co pötrzebujemë?! Przeca, czej nie mdze wëdôwóny wióldżi kasë na nich, to spadną prizë lékarzeniô! Lëdze mdą körzëstac z tańszich usługów, bó konkurencjo wëmuszi, że prizë spadną. Pöwiéta, że są taczé zabiedżi, co są baro drodżé. A co terô je? Co sztót je czëc, że jakós familio, fundacjo zbiérô na operacja. To znaczi, że system sobie z udëtköwienim nie radży... A Wiólgó Örkestra Świąteczny Pómócë? Kó to je jasné póswi-ódczenié, że nie sygó pie-niadzy na brëkówné statczi, urządzenia do retanió zdrowió i żëcy lëdzy. Czemu nie sygó? Bó pó drodze ód nas--pódatników do nas-chórëch - te dëtczi są zle wëdôwóné! Czeka Wa czedës póra (abó póranósce) miesący w rédze do tzw. specjalistë? Kuli razy bëło tak, że człowiek chutczi umarł, niżlë sa zadostół, dze chcół? Powiedzenie, że dzysó dnia muszi miec bëlné zdrowie do chórzenió - to nie je wcale za wiele rzekłé... Ö tim, czedë i czë sa dostóniemë do dochtora, decydëje urzadnik, nié më. A przestąp do dochtora je naszim prawa! Tak samo możność kupienió bez receptë tego, co sa chce z aptéczi. Czë dorosłi człowiek muszi miec pozwolenie na kupienie léku?! Tec to je człowiek - Homo Sapiens - to znaczi rozëmné stworzenie. Wié, czego brëkuje i sóm za to płacy! Dochtór może wëstawic recepta (czë jak to zwać) - leno cobë pacjeńt miół podpowiedz. Co kupi - to je jegó sprawa i ódpówiedzalnosc - nie brëkuje do te pózwólenió! A prizë receptowëch léków? Spadną, bó firmë, co teró muszą wëdawac na przekonanie urzadników, cobë jich léczi bëłë na lësce - badą sa muszałë dopasować do reglów konkurencje. I mdze tóno i dobrze. Jeden mądrzela mie napisół w interne-ce, że jakno publiczno osoba ni moga głosëc tego, co chcą, bó jiny sa mogą za mną czerowac. Czë to znaczi, że wrócó cenzura...? TÓMKFÓPKA Öjc z matką nôlepi wiedzą, czegö mó sa uczëc jich dzeckó (...). Bo nié państwo je od dozéraniô dzecy a starszich. Öd te je RODZËZNA. STËCZNIK2018 / POMERANIA 67 z butna W ZYLWESTROWĄ NOC W 2017 roku béłjem raczony bez möjégö nôbëlniészé-gö drëcha, brifka, na Zylwestra do jego dodomu. Ród jem sa zgódzył, kö wiedno ne pora watów sztrómu a litrów wódę człowiek zaóbszczadzy. Czej ma so z brifką jak grafówie w zeslach sedzelë a rozpówiódelë, to jego białka a dzecë, stôrim pëlckówsczim zwëka, na 2018 rok so wróżëlë, wosk bez klucz lejące. Brifka chcół kol ti zylwestrowi leżnoscë Rok Pëlcköwa pódrëchówac, miôł biédôk wszëtkö na kôrtce spisóné, le na kórtka, jaką schówół w taszi niedzelnëch buksów, sa w pranim sprała. - A gôdôł jem ti swóji -jiscącë sa, pódzérół na białka - że midzë Gódama a Trzema Królama prac ni może, bó to jesz jaczé nie-szczescé dó. Biój a gódój - naju przodkowie mielë prówda! - Öd przepówiódanió nieszczescó je taczi jeden Jacy z Człëchöwa, a të, chłopie, tak baro sa nie jiscë, bó mdzesz całi 2018 rok zajiscony - doradzył jem drëchöwi, a dodôł: - Co ma mdzema wiele gôdelë, Rok Pëlckówa béł wiôldżim do-bëcym naju drësznotë! Brifka szerok sa uśmiechnął a cziwnął zadowólniony cażką ód póchu danczi banią. Tej ma so dwaji piątka przëbilë, tobaczi zażëlë a szluknalë pó jednym procentowo wiele wórtnym wëpitku. - Brrr - strząsł sa brifka. - Brrr - zadrëżôł jem. Bëło to cë ale dobré! - Zdrzij - białka brifczi podeszła do naju ze swoją woskową wróżbą. - To doch wëzdrzi, jak futro z lësów. Jó wiedno chcą taczé miec. - Tera je za pózdze - skrzëwił sa chłop. - Jeden naju pëlcköwsczi pösélc mie gódół, że oni tam w tim Sejmie mdą w przińdnym roku debatowelë ö chówanim lësów. - Cëż oni ta zós chcą chówac? - nie doczuł jem richtich ó co drëchöwi szło, ko prawie jó uszë szpëco-wół, bó mie sa wëdówało, że buten dało sa czëc zwak zwónka. Tak jakoś mie tęskno bëło za Gwiżdżama. - Lësów nie mdze mógł chówac... - rzekł głośni brifka. Białka sa do niego slôdka wëpiała a mrëczącë pod knérą: „Ten wiedno mó jaką wëmówka...", pónëka roz- dzelëc unuzlów, co prawie swóji nómłodszi sosterce próbówelë wladrowac w komin ji dodomku dlô pupków zdalno szterowóny strażacczi wóz. Ta rika, bó jesz nie rozmia, że ti chcą ji zrobić zylwestrowi fif. Jó timczasa, westrzód rikanió biednego dzéwczątka, szkalowaniô mëmczi a wrzeszczenió knópiczków, baro sa nym chówanim zaczekawił. Nen zakóz mdze ti kół wszëtczich Lësów? Kö jo, chcemë rzec taczi Julis Lës, to z chówanió nawetka dobrze żëje. Sami pórechujta 8 razë 500+... A biójta mie wszëtcë lóz! Z rozmëszlanió wërwałë mie głosné zwaczi dochóda- - jącé zeza butnowëch dwië- rzów. - Ho, hó, hó! Gwiżdże są tu! - brifka z redoscë pód-skókł na zeslu. Chwëcył budla ë czeliszczi a pönëkôł ótem-knąc. W jizba wiózł chłop przeze-blokłi za Stóri Rok. Béł całi usmióny, głódkó na gabie wë-gólony, póchnący dobrima parfimama, z taszi wëcygnął wióldżi tobaczny róg, z chtërnégö sëpół nama fëst prizë tobaczi. - Dożdżë, dożdżë - cos on mie za dobrze wëzdrzôł. - Nie jes të czasa, bratku, pómilony? Të bë miół bëc zmarachówóny, zajiscony, chóroscama pókracony... - Wama sa co nie widzy? - nen bóczno sa na mie przëzdrzół. - Wama 2017 rok béł lëchi?! Aha! Wë pewno jesce z jinszi partëji?! Z ti, co Pëlcköwö óbczas swójich ósmëlatnëch rządów rozkródało! Nick jó nó to nie rzekł, kó doznół jem sa dzysódnia lepi sedzec sztël... Tej w jizba wiózł Nowi Rok - zmiarti, zmórlony, za-biédniałi z dwoma stënkama wiszącyma kol czerwiony knérë. Jó sa nawetka nie pitół, co to je za pokraka. Na gwës nen Nowi Rok miół przedstawiać biédny rok dló PO abó Nowóczasny. Kunc świata! Kuńc roku! Ö dwanósti póżëczëlë më sa köl brifków wszëtczégó nôlepszégó a szlë spac. Doch w Nowi Rok muszi sa dobrze wëspac-jaczi pierszi dzeń, taczi całi rok. Tej spijta długo a dobrze! RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Doch w Nowi Rok muszi sa dobrze wëspac - jaczi pierszi dzeń, taczi całi rok. 68 POMERANIA/STYCZEŃ2018 a Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku PN / MON 01/01/2018 io.nn SALA ■ O.V/\S KONCERTOWA SYMFONIKA Petr Chromćak - dyrygent Vft Fiala s X-tet: Barbora Swinx Rehéćkovś - ,VOKAl Lee Andrew Davison - wokal Jiri Masacek - trąbka Jiri Rużićka-fortepian Jan Linhart perkusja Vit Fiala- kontrabas Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik-prowadzenie Wypoczęci po całym dniu noworocznego drzemania, gotowi na rozpoczęcie Nowego Roku, możemy zacząć jego celebrację w Filharmonii Bałtyckiej. Podczas Koncertu Noworocznego usłyszymy muzycznestandardywwykonaniunie-samowitych muzyków. Rozpoczniemy styczeń nucąc Where Shall I be i Down by the Riverside. Jeżeli mamy dobrze rozpocząć rok, to tylko w Filharmonii Bałtyckiej! SOB / SAT 06/01/2018 iq-OO SALA I9.UU KONCERTOWA ENERGETYCZNE BALE GDAŃSKIE I BAL GDAŃSKI Carrantuohill & Salake - muzyka i taniec Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie W Irlandzkim Rytmie zapraszamy na pierwszy z balów, na którym wystąpią Carrantuohill & Salake. Carrantuohill jest uznawany za jeden z najlepszych zespołów w Europie w gatunku muzyki celtyckiej, natomiast Salake to utytułowany zespół taneczny, który bazując na tańcu irlandzkim, dodaje do niego elementy innych stylów, tworząc niepowtarzalne widowisko. po koncercie zapraszamy państwa do salonu gdańskiego (górne foyer) na czfsf taneczna. towarzyszyć państwu będzie zespół muzyczny Standard Acoustic PT / FRI 12/01/2018 1Q"00 SALA l3,UV KONCERTOWA SYMFONIKA Vag Papian dyrygent Maciej Frąckiewicz - akordeon Orkiestra Symfoniczna PFB R. SCHUMANN Symfonia nr 2 op. 6T K. PENDERECKI prapremiera Koncertu akordeonowego (wersja z Concerto Doppio) P. CZAJKOWSKI Francesca da Rimini op. 32 SOB / SAT 13/01/2018 io.nn SALA I7.VV KONCERTOWA ENERGETYCZNE BALE GDAŃSKIE II BAL GDAŃSKI Jacek Kawalec-aktor Małgorzata Długosz - sopran Dorota Szczepańska - sopran Piotr Rafałko tenor Ryszard Wróblewski - tenor Anna Barańska-Wróblewska - inscenizacja Maciej Przestrzelski - skrzypce/koncertmistrz Kameralna Orkiestra Romantica Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie Dreszcz emocji, niepewność, strach, radość, jakie jeszcze uczucia towarzyszą nam w trakcie pierwszej randki? My zapraszamy na spotkanie, w którym niepokój zastąpimy najlepszą rozrywką. Przedwojenne szlagiery z operetek, wodewili, rewii, kabaretu, kina i filmu odsłonią przed Państwem tajniki miłości. po koncercie zapraszamy państwa 00 salonu gdańskiego (görne foyer) na czfsc taneczna. towarzyszyć państwu będzie zespół muzyczny Riverboat Ramblers PN-WT / MON-TUE 15-16/01/2018 9:00, TL 15,13.-00 Gdańska Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa Zespół taneczny „Perełki" -wercwnkmlartyotzne Irena Stoppa Amal Anani, Wojciech Schmach- wokal Aleksandra Bieg-Piaseczna, Marek Jurski - fortepian Sergiej Kriuczkow-trąbki wokal Yuriy Mishchenko-kontrabas Adam Zagrodzki perkusja Dawid Tokłowicz saksofon Barbara Żurowska-Sutt- prowadzenie koncertów SOB / SAT 20/01/2018 ENERGETYCZNE BALE GDAŃSKIE III BAL GDAŃSKI Szymon Morus - dyrygent Natalia Walewska skrzypce Paweł Nowak-akordeon Magdalena Chmielecka sopran Orkiestra Kameralna Progress Justyna Bolek, Piotr Burba -para taneczna Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie Podczas III Balu Gdańskiego wszyscy marzyciele przeniosą się w świat Amelii i kompozycji Y. Tiersena. Tym, którzy zmagają się z ciężarem życia jako soundtrack posłuży muzyka N. Roty z filmu Ojciec chrzestny. A co z wszystkimi, którzy pragną przeżyć wielką miłość? Oni mogą zanucić za H. Mancinim Moon River i tak jak Hol-ly Golightly ruszyć na podbój świata. po koncercie zapraszamy państwa do salonu gdańskiego (górne foyer) na cześć taneczna. towarzyszyć państwu będzie zespól muzyczny Standard Acoustic PT / FRI 26/01/2018 io.nn SALA la,w KONCERTOWA SYMFONIKA Roman Lasocki - goSC specjalny Vladimir Kiradjiev - dyrygent Szymon Krzeszowiec - skrzypce Orkiestra Symfoniczna PFB W. LUTOSŁAWSKI Partita W.A. MOZART Rondo C-Dur KV373 J. BRAHMS/ A. SCHOENBERG Kwartet fortepianowy g-moll op. 25 SOB / SAT 27/01/2018 ia-no SALA I ZJrnKJKJ KONCERTOWA ENERGETYCZNE BALE GDAŃSKIE IV BAL GDAŃSKI Kassak Brass Ensemble Tadeusz Kassak - aranżacje. przygotowanie i opracowanie koncertu Joanna Wesołowska-wokal Kaja Kuśpiet wokal Zbigniew Kalinowski wokal Maksymilian Pabjańczyk-wokal Krzysztof Dąbrowski-prowadzenie W programie usłyszymy arańżacje muzyki: J.S. Bacha, G.F. Handla, G. Gershwina, E. Mor-ricone, tematy filmowe: Śniadanie u Tiffa-ny'ego, Zaplątani, Król lew, piosenki z repertuaru D. Martina, Z. Wodeckiego, S. Wondera, grupy The Animals. Wydarzenia Impresaryjne 5/01/2018, PIĄTEK, 17:30 KABARET MORALNEGO NIEPOKOJU „MAJ ZACZYNA SIE WE WTOREK" 7/01/2018, NIEDZIELA, 18:00 TANGO MILONGA 14/01/2018, NIEDZIELA, 19:00 10 LECIE KABARETU NOWAKI Z GOŚCINNYM UDZIAŁEM IGORA KWIATKOWSKIEGO ' 28/01/2018, NIEDZIELA, 18:00 GRZEGORZ TURNAU „L - L1VE" 72. Sezon 2017/2018 | Dyrektor prof. Roman Peruclci Dyrektor Artystyczny Orkiestry George Tchitchinadze f /FILHARMONIA STYCZEŃ JANUARY 2018 www.filharmonia.gda.pl m « Przez internet: www.bilety24.pl I BILETY I Telefonicznie 58 320 62 62, 58 323 83 62 L J E-mail: bilety afilharmonia.gda.pl Kasy biletowe PFB: Gdańsk, Ołowianka 1 Biuro Podróży „Barkost": Gdynia, Świętojańska 100 Radio Gdańsk PCE Energia Ciepła S.A. SB, Dziennik , . Bałtyckimi trójmiasto pl \a. o,—osjhit- LIVE&TRAVEL Together Energa http://www.filharmonia.gda.pl PIERWSZE WIR I INTERAKTYW GDYNIA moje miasto UZEUM IASTA DYNI ARCHIWUM CYFROWE GDYNIA W SIECI Jedno miasto. Tysiące fotografii. > Nieskończone źródło inspiracji Gdyński ■wyborcza Radio Gdańsk Together J C_Jrodzinna strona Trójmiasta kaszëbsczé lëteracczé pismiono | darmôk dodôwk do miesacznika „Pomeranio" | numer 1/2018 [47] Redakcjo: Dariusz Mojkôwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Redakcjo zastrzégô so prawo do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji 11 Ministerstwo WjP Spraw Wewnętrznych i Administracji Spisënk zamkłoscë 2. Czëtinc mô sa bawic przë czëtanim Ze Sławomira Förmella gôdô D. Majköwsczi 6. Dzysdniowô humöristika. Wunderwaffe i jinszé Fef-Lotë D. Kalinowsczi 11. Jan Rómpsczi ë jegö pöezjô wöjnowégö cządu A. Jablońsczi 15. Ambasador kaszëbiznë nad Tamizą i jegö Panorama kaszubsko-pomorska D. Majköwsczi 19. Snienié K. Léwna 27. Hej sobótka, sobótka A. Hébel 35. Serce - rozplestańc E. A. Poe 38. Wiérztë S. Frymark Darmôk dodôwk do miesacznika POMERANIA (wëchôdô co trzë miesące) W tim numrze rządzy proza. Je tak przédno za sprawą nowi ksążczi Sławomira Förmellë Wunderwaffe i jinszé Fef-Lotë. Wikszosc öpöwiôdaniów, jaczé sa w ni nalazłë, pierszi rôz pöjawiłë sa prawie w „Stegnie", tej je ten dokôz w môłim dzélu téż najim „dzecka". Ö wôrtnoce tëch usôdzków pisze prof. Daniél Kali-nowsczi, a ö pödskacënkach, lëteracczich udbach i planach na przińdnota gôdô nama sóm autor. Kristina Léwna wëdała ju swöja ksążka w 2016 r., ale dërch je baro aktiwnô i pösobny tegö brzôd nalézeta w nym numrze najégö pismiona. Wôrt dac téż boczenie na öpisënk Wurwóny spiéwë Jana Rómpsczégö, wôżny pöwiescë, jakô czekô na wëdanié cziledzesąt lat. Przëbôcziwómë téż përzna zabëtą ksążeczka, jakô wëszła w Londinie w 1975 r. Panoramo kaszubsko-pomor-sko pöd red. Bronisława Sochë-Börzestowsczégö bëła czekawim przëmiara wespółrobötë kaszëbskö-pömörsczégö ökrażô w pölsczim państwie z emigra-cjowim strzodowiszcza. % / 'jf/ Czetińc mô sa bawić przë czëtanim Ze Sławomirą Formellą, autora ksążczi Wunderwoffe i jinszé Fef--Lotë gôdómë ö jegö pisarsczi stegnie, roböce historika i planach na przińdnota. Jaczé bëłë twöje lëteracczé pöczątczi? Gdze jes debiutowôł, jaczim dokaza? Bëło to köIe 2000 r., czej béł jem jesz nôleżnika Sztudérsczégö Klubu Pömöraniô, a Genk Prëczköwsczi dôł klëka, żebë słac mu szpórtë, jaczich dzél badze wëdóny w apartny publikacji. Brzada ti akcje bëło, jak wszëtcë wiera pamiatómë, wëdanié zbiérku Bëlny szport wiele wôrt. Wësłôł jem tedë czile wiców. Do zbiérku prôwdac sa öne nie dostałë, ale lëszt na pisanié tegö zortu historijków we mie ju östôł. Përzinka jich ukôzało sa w pismionie, jaczé próböwa w tim czasu wëdawac Pömöraniô, ale że z tim cządniczka nie weszło, a Paul „Kąsk" Szczëpta ë Grégór Szramka zabédowelë mie wespółrobóta z „Ödrodą" to tam jem prawie öd 2001 r. publikówôł swöje krótëchné szpörtowné pöwiôstczi. Czej na zymku tego samégö roku stworzono östa lëterackô grëpa „ZYMK", do jaczi pierszich nôleżników téż jem przënôlégôł, kąsk nëch tekstów ukózało sa w pierszim zsziwku ZYMK-u. Jaczé bëłë nôwôżniészé kroczi na lëterac-czi drodze i jaczi znaczënk miała dlô ce „Stegna", do chtërny piszesz regularno wnet öd początku ji jistnieniô? Jak jem rzekł, pierszé möje dokazë bëłë baro krótczima szpörtownyma pówiôstkama. Tak pö prôwdze ni miôł jem se w tim czasu za niżódnégö lëterata, leno lubötnika kaszëbsczégö słowa, co jakno amatora zajimô sa pisanim pöwiôstków. Nôprzód szlachöwałë öne za lëdowima gôdkama i tak pö prôwdze ni miôłjem tedë niżódnëch lëteracczich ambicjów. Ni miôł jem téż za bëlnëch udbów, dopierze ucziłjem sa pisać pö kaszëbsku a ökróm te nie widzôł jem u se zdatnoscë do twórzeniô lëteracczi fikcje. Dopiérku pöd kuńc 2006 r. napisôł jem dokôz Wunderwaffe, chtëren béł pierszim teksta, jaczi sóm jem uznôł za „richtich" lëteratura. Béł ön ju dłëgszi, jak te rëchlészé, a ökróm tegö w przërównanim z nima miôł ju lepi öbmësloną fabuła. Tak pö prôwdze to prawie pó napisanim tego dokazu uwierził jem w to, że jem w sztadze stwörzëc dokôz lëte-racczi wiakszi niżlë jedna czë dwie starnë. Eżlë zôs chödzy ö „Stegna", to cządnik nen miôł (i dërch mô) dlô mie stolemné znaczenie. Pö tim, jak öprzesta wëchadac „Ödroda", to prawie nen dodôwk do „Pomeranii" ödemkł przed piszącyma pö kaszëbsku nowé möżlëwötë. Miôłjem stara te möżlëwötë wëzwëskac. Gdze jesz jes publiköwôł? W pierszich latach XXI stalata moje lëterac-czé tekstë nalezc szło w „Odrodzę" i czile pösobnëch zsziwkach ZYMK-u. Późni, jak jem ju nadczidł, pówsta „Stegna", w chtër-ny ópublikówónó je zacht grëpa mójich tekstów. Wôrt wspómnąc przë lëżnoscë, że 99 Czej pisza, móm stara, żebë Czetińc nie macził sa za baro przë czëtanim. Dëcht czësto öpaczno. Chca, żebë bëlno sa bawił, a tej sej möże nawet-ka pömësLôł ö rozmajitëch sprawach najégö swiata. Czasa są öne smiészné a nawetka absurdalne a zamanówszë gradé. ökróm lëteracczich dokazów pisôłjem téż tipöwö gazétniczé. Czasto tikałë sa öne historie, chöc nié blós ni, a ukôzywałë sa öne téż w „Odrodzę" i w „Stegnie". W 2001 r., czej robił jem jakno urzadownik w Urządzę Gminë w Szëmôłdze, pisôł jem (pö polsku) do tamecznego miesacznika „Lesôk" artikle ö kulturalnym żëcym i sprawach póuczenë w ti gminie. Ökróm tegö dzél möjich tekstów nalezc jidze w „Pomeranii" i w wëdôwóny przez rëmsczi part Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô „Rëmsczi Klëce". Jaczi swój dokôz môsz za nôlepszi? Dragö rzeknąc, bo nie je letkö óbtaksowiwac samégö se, ale mëszla, że jednyma z lepszich są Wunderwaffe, Fef-Lot i może Pamiątka po mördarzu. Ni móm równak jednego, jaczi je wedle mie na pierszim molu. A gdze jes sa ucził kaszëbiznë? Czej béł jem dzecka, mieszkół jem w Gdi-ni. Möji starszi gódelë do se i do mie po polsku. W spódleczny szkole (a bëła to drëgô połowa ösmëdzesątëch lat uszłégó stalata, to je slédné lata „kómunë") nie bëło dëcht nick kaszëbiznë. Naja möwa czuł jem tej ód starków. Ti ód mëmczi stronë mieszkelë w Słówkach kole Kartuz a tatkówó mëma w Gdini Mółim Kacku (ale téż póchóda z pódkartësczich strón). To prawie u nich miół jem czëté dosc tëli kaszëbiznë. Jaż tëlé, że ósta mie w głowie. Sóm zaczął jem gadać pó kaszëbsku dopierze kol 18 roku żëcô. Ju jakno sztudéra naucził jem sa czëtac a zdebło późni pisać w naji mowie. Tak pó prówdze to jem dbë, że möja uczba kaszëbiznë jesz sa nie skuńcza. Na zycher jesz wiele nie wiém i dërch móm stara, żebë poprawiać swoja znajemnota naszi möwë. Jaczé są twöje lëteracczé modła, tak w światowi, jak i kaszëbsczi lëteraturze? Tak pó prówdze to drago na to ódpówiedzec ale pamiatóm, że ód dzecka lubił jem Trilogia Senkewicza i dokazë Zbigórza Nienacczégö o Panu Autku. Na zycher miało to cësk na to, że zainteresowół jem sa historią. Widzół mie sa téż na przëmiôr Szwejk Jarosława Haszka. W swójim utwórstwie inspirowół jem sa téż jinszima rzeczama. Wiedno z chacą óbzérół jem stóré ale bëlné komedie Stanisława Ba-reje abó znóny z baro ósoblëwégö humoru Lótający Cyrk Monty Pythona. Móże je to nawetka widzec w dzélu mójich dokazów... Eżlë zós chódzy ö kaszëbską pismienizna, tej nie 3 mda wiera za baro öriginalny. Widzą mie sa midzë jinszima Remus Majköwsczégö, proza Stanisława Janczi i bëlny szpört w dokazach Rómka Drzéżdżona. Jes blós prozajika, czë piszesz téż wiérztë abö dokazë na bina? Jakno lëterat jem blós prozajika. Do pisa-niô wiérztów ni móm szëku. Möże mô to związk z tim, że jem téż historika i wiedno baro pöcygô mie „konkret". Temu téż wiera lepi czëja sa w prozę. Co sa zôs tikô dokazów na bina, to béł taczi czas, że jem próböwôł cos stwörzëc ale nié za baro miôł jem udba i jakös nie szło mie nick do przodku. Kureszce nick z tegö nie wëszło. Z drëdżi starnë de-jade gôdô sa, żebë „nigdë nie gadać nigdë". Möże czedes jaczis binowi dokôzk dóm rada stwörzëc?... Dlôcze piszesz? To wëchôdô z „pötrzébnotë serca"? Chacë przekôzaniô wôżnëch sprôw Kaszëbóm? We wiôldżim dzélu jidze wiera ö to, żebë pökazac, że kaszëbizna je jazëka, w jaczim jidze wërazëc wszëtkö. Że nie je to möwa „öd chléwa" ale richtich lëteracczi jazëk. Mëszla zresztą, że ju wiele jinszich, w tim téż dôwnëch, kaszëbsczich utwórców dało rada to udokaznic. A ókróm te przë pisa-nim mójich szpórtownëch tekstów miôł jem stara, żebë pokazać świat, w jaczim żëjemë, z ósoblëwim humöra, jaczi, móm nódzeja, zbógacy përzna naja domôcą pismienizna. W Kapónie chcół jem ukózac żëcowé kawie przédnégö bohatera i jich cësk na to, co mëslôł i jaczim człowieka sa stół a w Pamiątce pö mördorzu chcół jem ópówiedzec historia zwëczajnëch lëdzy w niezwëczajnym czasu, jaczim bëła nié blós drëgó światowo wojna, ale i pierszé lata pó ni. Co je nôwôżniészim céla twöjégö pisaniô, jaczé témë są tobie nôbarżi blësczé? Czej pisza, móm stara, żebë Czetińc nie macził sa za baro przë czëtanim. Dëcht czësto ópaczno. Chcą, żebë bëlno sa bawił, a tej sej móże nawetka pömëslôł ó rozmajitëch sprawach najégö świata. Czasa są one smiészné a nawetka absurdalne, a zamanówszë gradé. Eżlë zôs chódzy ó témë, to są rozmajité. Je w mójich tekstach dosc tëlé historii, ale nie ucékóm téż ód dzysdniowóscë. Na przëmiar w Fef-Loce ukózół jem, gwësno z ösoblëwim szpórta, dzysdniowé radio, gdze lëdze tej-sej biwają niespódzajno dló se „wkrącywóny" w różné dzywné rzeczë przez niechtërnëch radiowców. Wôżniészô je dlô ce wëszukónô lëterackô förma, jazëk czë przekôzanié „przesłania", mëslë? Mëszla, że wóżniészó je dló mie zamkłosc jak forma. Móm stara ó to, żebë to, co pisza, nawetka jeżlë je to szpórt, öpiarté bëło na żëcym, jawernoce, co je wkół nas. Z drëdżi starnë cygnie mie czasto do tego, żebë ta jawernota kąsk przësztółcëc na groteskowi ôrt. Bëlno czëja sa w grotesce, jakno sposobie na szpörtowné pókózanié tego, co widzymë na codzeń. Czej cos nas mier'zy, tej wiera lepi óbsmióc to, jak sa złoscëc. W „Pomeranie" są twöje artikle ö „przigö-dach" Kaszëbów z UB. Lepi sa czëjesz w taczi formie, czë lëteraturze? Z wësztôłceniô jem historika o archiwi-sticzny specjalnoscë i lubią zajimac sa póznówanim krëjamnotów najich dzejów ë jich ópisywanim. Równak w twórzenim lëteraturë (w mójim przëtrôfku prozë) je cos taczégó, czego badérowanié historie nie dówó. Je to redota z tego, że twórzi sa cos czësto nowego, jakbë cos z niczego, cos apartnégö i leno swojego. Wëchôdô to z tego, że w robóce lëterata je wiele wicy kreatiwnoscë niżle w dzejanim historika. Nen slédny téż muszi bëlno póznac faktë, dobrze je zrozmióc i przemëslec, ale nie za-jimó sa twórzenim czegós czësto nowego, leno ódtwórzanim tegó, co bëło. Ale na óbu gonach mojego dzejanió czëja sa dobrze. Czë robota w Instituce Nôrodny Pamiacë je dlô ce pödskacenim do pisaniô lëtera-turë? W niejednëch tekstach zdôwô sa, że je to wërazno widzec, np. w Pamiątce pö môrda rzu? Möże pödskacenim to nié, ale na zycher përzna mie pömôgô. Môsz prówda, że je to ösoblëwie widzec w Pamiątce pö mördarzu, bö, chöc całô akcjô tegö dokazu je czësto wëmëslonô, tej równak przë pisanim miôł jem stara ö to, żebë bëlno öpisac jeleżno-scë, w jaczich dzejałë sa öpisóné w teksce zdarzenia. Żebë zwiakszëc swója wiédza, za-zérôł jem tej-sej do najich akt. Na przëmiar chcôł jem tam sprôwdzëc taczé drobnotë jak to, kuli sztëk lëdzy robiło w milicjowi wasze na Kaszëbach zarô pö wöjnie, jaczé stąpnie mielë kómańdance wiesczich wa-chów abö co kredlë w tim czasu nôleżnicë rabunköwëch bańdów. Ta dbałota ö tegö zortu rzeczë, möże wedle niechtërnëch za wiôlgô, wëchôdô gwës z tegö, że nawetka, czej pisza lëteracczé dokazë (przënômni niechtërne), tej równak w dzélu dërch jem historika. Jakô je wedle ce dzysdniowô stojizna kaszëbsczi lëteraturë? Widzysz pökrok czë stojimë w môlu? Jaż tak baro nie znaja sa na tim, żebë to samemu öbtaksowiwac, ale zdôwô mie sa, że wcyg nimó wszëtkö jidzemë wprzódk z tą nają kaszëbizną. Wôrt wspómnąc w tim môlu na przëmiar pöwiescë Artura Jabłońsczegó abö W stolëcë chmurników Stanisława Pestczi. Coróz czascy widzec je, że piszące w naji rodny möwie pörësziwómë baro rozmajité témë, nié wiedno spartaczone z Kaszëbama. Pökazywô sa téż wiacy ta-czich zortów lëteraturë, jaczich przódë w kaszëbsczi pismieniznie nie bëło za wiele, jak na przëmiôr kriminałë abö science--fiction. Nôwikszim dejade jiwra dzysdniowi kaszëbsczi lëteraturë je nié wielëna dokazów, bö nëch je ju dosc tëli, ale to, kuli dobadze öna czetińców. Prawie to, czë pisónô pö kaszëbsku ksążka trafi do „chëczów", je wedle mie jednym z wôżniészich zdrzódłów nieubëtku dlô utwórców naji pismieniznë. Winszëja twöji pierszi ksążczi. Môsz ju w planach pöstapné? Jeżlë chódzy o moja pisarską dzejnota, to dzysô nie robią nad niżódnym lëteracczim dokaza, ale nie öznôczô to gwësno, że ni móm chacë tego wiacy robie. Terô barżi zajati jem pisanim tekstów historicznëch, a że wiele czasu zajimają mie téż codniowé rodzënné ë jinszé sprawë, temu felëje czasu na to, żebë twórzëc lëteratura. Cos tam równak wiedno po móji głowie chódzy i wiera jakós udba na nowi prozatorsczi tekst sa z tego wëklarëje. Ale na to, żebë jaczis tegó zortu dokôz pöwstôł, musz je na zycher jesz kąsk póczekac. Gôdôi Dark Majköwsczi Daniél Kalinowsczi Dzysdniowô humôristika. Wunderwaffe i jinszé Fef-Lotë Humóristika to póchwôt, jaczi pojawił sa w XIX wieku w öpisënku prozatorsczégö utwórstwa taczich autorów, jak Charles Dickens, Honoré Balzak, Antón Czechów, Jaroslav Haśek, a w pölsczi lëteraturze przédno Bölesłôw Prus. Termin ten je tëli czekawi, że mô pödrobno zjinaczoné apart-nosc epiczi, chtërny póetika je rozcygnionó midzë ostrą satirą a ludiczną kómizną, w jaczi ópówiôdôcz nie taksëje jednoznaczno bohaterów i wëdarzeniów, przez co nie pózwóliwó czetińcowi przëjimnąc wedle nich prostego eticznégö ódniesenió. W este-ticznym rezultace pöwstôwôł dokóz, jaczi pókazywôł pömachtóné, smiészno-smutné jestë, wielestronowé, dobro-zté mötiwacje jich póstapówania, zapëzglony swiat, jaczi ókróm negatiwnëch znanków, miôł téż dzej-niczi czësto jinszé. Sławomir Förmella to kaszëbskójazëkówi autór, chtërnégö utwórstwö baro dobrze we-spółgraje z wspómnióną tuwó humóristiką. Jakno dzysdniowi prozajik nie je ón prôw-dac zrzeszony z öpisënka spólëznowëch przesztôłceniów, zmieniwającëch feudalno-wiesczé ódniesenia w kapitalisticzno-gar- dowé, jak to bëło w przëtrôfku lëteratu-rów rozmajitëch jazëków w epice drëdżi pöłowë XIX wieku. Letkó równak jidze na-lezc szlachöwné pódéhdzenié do heroja--bióralistë z jedny stronë w usódzkach np. Czechowa a z drëdżi z dzysdniowima urzadnikama, jaczi próbują na rozmajiti ôrt uchówac swoja robota jak to przedstówió Fórmella. Abó czekawó wespółbrzëmi ópisënk letkówiérnëch, prostëch pöstacjów małomiasteczkówégó folkloru u np. Haśka i charakteristiczi niewërobionégó żołnierza abó mającego öficérsczi stąpień dołemóna z prowincje kól kaszëbsczégö pisarza. Taczé kómparatisticzné przërównania wôrt óbczas lekturë zrobić, bó ópówiódania Fórmellë są napisóné z wióldżim wëczëcym förmë, ze swiądą jistnieniô lëteracczich modłów, wedle jaczich muszje przëjimnąc swöje narracjowé uprocëmnienié. Taczégó uprocëmnieniô sa do tradicje nie felëje téż w prozę Fórmelle wedle kaszëbs-czi lëteraturë. Nie je ón równak dejologa i nie robi ze swójich usódzków juwerno-towëch manifestów, mó równak stara o to, żebë zrozmiało nacéchöwac pózytiwné ***"40 r>r» , 0rn>Tr> -'""pUZ ■ "l -'«-, ' *«*» 2?. dWS"" j fSS^-SS "«* "fa»»c /. OA «*>»* ,r n>.,.." »o**"* W. r» * ®b», S»««<9. •"»'' "«»« ts '^enim t/'asu- "'.5/. '^rwi- ..^wiii tb, *- ,. « ckw, „ • -"föôi fu.," lniani {-», ?**'«» c». *," ""■ <«2f*«**■» "•«*> "«teto „"f"1 •** piń' '"^maJZl •« ft- SSL"^^' Srtfe1* *M?,£55w«255" '*•» »7°*. """im,, ,. , w*"'»m«», m»ta £^=js*S: S"°' " «££?? f*> ,b,ki"x^'Z' -*i5Z *f ^^""y Hi**" ""je**#. < z a UJ h- un ödniesenié do jiwrów zrzeszonëch ze swią-dą. Ödbiwô sa to téż w humóristiczny förmie, w przëbôcziwanim pöwôżno/nié pöwôżno prowadzonëch gôdków ö Remusu i Czerniku, abö w przëbôczenim smutno-szpörtownëch öbzérków tikającëch sa „wa-nożącëch" abö „dżinącëch" grańców Kaszëb. W esteticznym rezultace Förmella udostôwô w öpöwiôdaniach Iżészi zwak wëpöwiescë, co mô uwolnione kömunikacjową stojizna öd niepotrzebnego dzysô napapużeniô i ritualizmu, dôwającë za to möżlëwöta pökôzaniô priwatnégö ödnieseniô do tatczëznë. Równoczasno, jak sa słëchô humörisce, öpöwiôdôcz pözwöliwô czëtihco-wi, żebë sóm w swöjim sëmienim ötaksowôł, jak dzysô nôlepi möże uchöwac dëchöwą spôdköwizna Kaszëb. * * * Sławomir Förmella dzaka wëdôwiznie Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô pre- zentëje pierszi swój zbiérk öpöwiôdaniów, ale doch pierszëzna miôł wiele rëchli, czej drëköwôł swöje usôdzczi w antologiach kaszëbsczi lëteraturë. Ten urodzony w 1976 roku w Gdinie prozajik (dzys mieszko w Rëmi), historik-archiwista w wësztôłce-niô, pöd kuńc dzewiacdzesątëch lat zrzeszony z Kluba Sztudérów „Pomorania", w latach 2001-2006 béł nôleżnika redakcje cządnika „Ödroda" (późni „Kaszëbskô Ödroda"). Pötemu publiköwôł w taczich pismionach jak: „Pomerania", „Stegna", „Lesôk" i „Rëmskô Klëka". Nôbarżi cawno öd artisticzny stronë dół sa pöznac w ökrażim utwórców almanachu „Zymk" (w numrze 5, 6 i 7). Jegó publikacjowô aktiwnota je wi-dzec téż dzaka kaszëbsköjazëköwi historicz-ny publicystice, jaką ód czile lat prezentëje na starnach „Pomeranie", tikającë dradżich, budzącëch do dzysô wiôldżé emöcje témów inwigilacje i rozmajitëch prowökacjów, jaczé örganizowôł Urząd Bezpieku PRL-u wedle kaszëbsczégö ökrażô. 7 Förmella swöji pierszi lëteracczi ksążce dôł titel Wunderwaffe i jinszé Fef-Lotë. Öd kómpözycjowi stronë zdrzącë, pökazywô to prosto partë ksążczi. Równak pödchôdającë do ti pözwë semanticzno i brzëmieniowó, wôrt dac bôczenié, że dorazu je tuwö czëc informacja ö lëteracczi jigrze, jakô sa w ni zjiscywô. Jeżlë wej zéwiszcze „cëdowny bar-ni" pözwöliwô wstapno könkretizowac militarne spartaczenia, to „fef-lotë" mają naju zaskökłé i są enigmaticzné, a do te brzëmią kąsk deprecjacyjno. Dalszo lektura, za köżdim nowim przeczëtónym dokaza, dol-maczi, z jaką to „cëdownoscą" i „feflotama" mómë do uczinku... Pierszé dwa öpöwiôdania debiutanc-czi ksążczi Förmelle pökazywają swójny ôrt lëteracczégö heroja, wedle jaczégö drago je miec jednoznaczne ödniesenié. Z jedny stronę to përzna dołemón, chtëren pöchôdającë z wiesczégö cywilizacjowégö ókrażô, kąsk nieszëköwno dôwô so rada w nowëch strzodowiszczach jegö codniowégö żëcô. A z drëdżi stronë to ópórtunista, człowiek z wëgódë, kompleksów i felënku samökriticyzmu wchôda-jący w symbioza z ökölim. Jak to sa dze-je w usódzkach klasycznego humórizmu, pöstacjô taczégö ôrtu nie je leno pözytiwnô abö negatiwnó, a barżi je w zawiesze-nim, w niedorobiony decyzje ö przemianie swöjégö człowiectwa, jakô zjiscy-wô sa leno w dzélu i niemuszebno na lepsze. Z kaszëbsczima herojama Wunderwaffe abö Prôwdzëwô twórz majora Ka-pónë czekawö wespółbrzëmią pöstacje z epiczi Jaroslava Haśka abö Roberta Musila, chtërne pörësziwają sa pö hierarchiczno i wöjsköwö zrëchtowónym świece z rozma-jitima dlô se skutkama, wcyg biôtkującë sa z könserwatiwno-absurdalnyma leżnosca-ma, przez jaczé cerpią zwëczajny, utcëwi ledze. Kógums taczim je prawie Józefk Pléwka abö Franc Kapóna zagubiony i niedowiérny chłopi ö pömachtónëch mótiwacjach, chtër-ny muszą jic na miónczi z öglowö niedrësz- nym świata. Pierszi je „wënalôzcą" użiwaniô tobaczi jakö cëdowny barni na wrogów w pozycyjny wöjnie, drëdżi je biôtkującym ö swöja pöczestnota öficérą, sedzącym w beznôdzejny stojiznie zanôleżnotów we frontowim sztabie. Trzecym öpöwiôdanim w zbiorze Förmellë je Pamiątka pö mördarzu. Jak pökazywô titel, je to sensacjowö-kriminalnô öpöwiedniô, chöc w dalszi lekturze je widzec, że równoczasno przechôdô öna w pöetika spölëznowó-öbëczajowégö dokazu. Fabuła zrzeszono je z öpisënka szlachówaniô w sprawie smiercë młodi białczi, co w sytuacje pierszich mie-sąców po II światowi wojnie nie je letczé. Przédny heroja öpöwiôdaniô Ali Pétka wëz-drzi na zwëczajnégö milicjanta szeregowca, jaczi wichlô sa w sprawie swöjich żëcowëch wëbörów. Nie rozmieje do kuńca zaangażować sa w szlachówanié, ódkriwającë równak óbczas jego waraniô fele w fónksnérowanim nowi, socjalisticzny wëszëznë na Kaszëbach, a i mentalne ógrańczenia swójich naszińców. Rozsądzeniô ö tim, żebë nalezc mórdarza, nie doprowadzył do kuńca, doznół sa blós 0 coróz to nowëch, niewôrtnëch chwalbë uczinkach swojego ókrażô. Narracjo Förmellë je niepóspiéwnô, jakbë z dôleka i bez taksowaniô. Dzeje sa tak nié leno w ódniesenim do Alégö, le téż wedle jinëch, niejednoznacznëch w uczinkach póstacjów ópówiôdaniô. Je to bez wątpieniô wórtnota, bo Pamiątka pö mördarzu to doch historio dosc akurôtno pökazëjącô czasowe 1 mentalnoscowé warënczi pówójnowëch lat, w jaczich system stójnëch wórtnotów dopierze co wrôcôł pö wójnowëch zjina-czeniach. Mórdarztwó nieópisónégó blëżi dzéwczëca stało sa tej w teksce Fórmellë przëmiara leno jedny stojiznë zamanifesto-waniô sa zła, a kó przëtrôfków nieprawótë, kradzélstwa, przemódżi i zabijaniô bëło wnenczas wiele wicy, a lëdze pökazowelë swoje nôgórszé instinktë. Dzysdniowi czetińc dostôł do ótaksowanió równoczasno ze-stôwk kriminalnëch pëzglënów i ópisënk mi- dzëlëdzczich ödnieseniów a téż psychicznëch ósamataniów herojów dokazu. Pöstapné öpöwiôdanié Förmellë tikô sa blëższich dzysdniowöscë czasów. Zeżorté dziecko bonowi rewolucje jidze umôlowic w dzewiacdzesątëch latach uszłégó wieku, w czasu wchôdającégö na rodny rënk agresywnego kapitalizmu. Z historie wiémë, że przeńdzenie z planowi i rządzony cen-tralno göspödarczi w ekonomiczne mödło wölnégö rënku ödbiwało sa tej-sej óstro, tworzące tak pózytiwné, jak i negatiwné przesztôłcenia. Ösoblëwie lëché rozrze-szenia miałë dożarté zwëkłim öbëwatelóm i budzëłë óprzéczczi, a czasa ötemkłi protest. Taczim prawie badącym procëm nadchôda-jącym kapitalisticznym porządkom je Zbigórz Udroszk, człowiek stôwający sa - zgódno z titla öpöwiôdaniô - öfiarą ekönomicznëch przesztôłceniów. W narracje Förmellë nié jemu równak dôwô sa nôwicy bóczenió, le bezpöstrzédnému przëczihcë spölëznowégö zła - Michôłowi Mizuno. Ten je szpektora öd public relations, specjalistą öd techników przedówanió, ösoblëwim racjonalizatora szukającym receptów na nôwikszé wząt-czi dlô banowi wëcmaniznë. To absurdalne udbë Mizunë, jaczé mają wprowôdzóné np. zakôz gôdaniô na peronach, żebë bëło czëc wiadła ze skażonëch głośników, mają rozgörzoné rézowników. „Öbmëslny" szpek-tor to człowiek, chtëren dlô dobëcô dobrëch financowëch rezultatów je w sztadze wpro-wadzëc nôbarżi dzywné nôkazë. Tak baro óddôł sa robieniu kariérë i chacë pókôzaniô sa przed swójim pódwëższim, że stracył samókriticyzm, stół sa buszny i zdôwało mu sa, że nigdë sa nie mili. Fórmella w swójim öpöwiôdanim pókazywó jesz jedna ne-gatiwną sprawa: konsumencką zgoda na przepisë, co są buten szëku, ôrt spólëznowi óbójatnoscë, chtërna dopierze po jaczim wiôldżim nieszczescym zmieniwó sa w do-môganié sa pózmianów. Może tej nié pö stronie Mizunë je całô wina za lëchö dze-jającé gardowé banë, ale ódpówiôdają za to lëdze, co są za baro pasywny abö lëché prawö, jaczé pózwóliwô na kratë-watë...? Na jistny ôrt są ódzdrzadloné negatiwné spólëznowé zjawiszcza w ópówiôdanim Spe-cjoliscë i urzadownice. Przedstówioné w nim relacje są öpiarté na porządku stanowiszczów i znajomóscach, a mni na umiejatnoscach abó kompetencjach. Wszëtcë robotnice są dopasowóny do pödwëższégó, a ten bierze do prôcë lëdzy pósłësznëch i nié za baro am-bitnëch. W taczi stojiznie żëcé urzadników jidze zgniło, wszëtcë udówają, że robią, pó prówdze tracące energia na zôzdrosc, klaprë i pókrziżawë. Przedstôwiony w ópówiódanim Förmellë Tadeusz, Dark, Damian, Jurk, Pio-ter, Marzena, „Dłudżi" abó „Krëjamny" to wiórzta urzadników-zgnilców, chtërny pó prówdze nikomu nie są brëkówny, ale doch mają sa za bëlnëch mógówëch robotników. Narrator pökazëjącë jich dëchówą snód-czëzna i inteligencja złómóną egójizma zdówó sa równoczasno pëtac czetińca, jak to je möżlëwé, że dërch óstówają na swójich stanowiszczach? Mómë sa z taką stojizną zgödzëc czë biótkówac sa o ji zmiana? Pösobné ópówiódanié zbiérku Förmellë mó apartny, przekasny titel Fef-Lot. Jidze tuwö ö pózwa programu w kaszëbsczim radio, w jaczim dwaji gazétnicë prowadzą „uczałé" gódczi o kaszëbsczi lëteraturze. Rówizna audicje nié bez przëtrôfk parłaczi sa z „fe-flotanim", to je wëmëszlanim i kórbienim ó bële czim. Gazétnicë zajimają sa taksowa-nim Żëcégö i przigödów Remusa, a w drob-notach sprawą eticznégö pöstapöwaniô Remusa i Czernika. Wedle nónowszich, „rze-czowëch" lëteracczich badérowaniów, musz je jinaczi jak to bëło tradicyjno, mëslec o tim, chtëren z herojów romana Majköwsczégö pó prówdze je pózytiwny, a jaczi negatiwny. Öpówiódanié Fórmellë móżemë w tim mólu miec za kritika terôczasnëch, mediów, jaczé szukają wszadze wiadłów, pógórchów i dzyw-noscë. Jeżlë nie są one do dobëcô, wnen-czas zmëslny gazétnicë sami usadzywają medialne prówdë, mają roznëkóné machina < z u LII I- nawetka za-pisóną data napisaniô gö 29.09.39 r. Mómë tej do uczinku z zópisa tegö, co sa dzejalo ë co przeżiwôl poeta za ceplégö prawa. W wiérztach Copani ë 1/1/ Rëmi na lotnisku dôwô sa czëc jaczés stamienié prostégö żołnierza biôtkującégó sa na Öksëwsczi Kapie ë pötemu ju pójmańczika, chtëren żdaje na przewözënk w nieznóné. To sa miészô z żala do niemiecczégö rabusznika, nierzôdkö mlodégö gduńczóna, pömörsczégö sąsada, jak hewö nen żołnierz z lirika 1/1/ Rëmi na lotnisku, co bez semieniô pchô bagneta pro-wadzonëch na cëzą zemia. W wiérzce Copani je widzec, że pöeta mô téż żôl do wiôldżich negö świata, co nie przëchôdają z pömöcą, czej żołnierz jidze w krëwi pö Stegnie. Móże tu jidze ö Anglia ë Francja, co nie przëszlë Polsce z konkret pomocą, a móże równak ö dzél pölsczi spölëznë, jakô we wseczëcym na prziklôd robötników-kösników, w te tam séwniköwé dnie nie zrobiła wszëtczégö, co zrobić mogła: Narzékani czëcje i słabëch głosë: Przedelë nas możny - spaszowelë kösë.2 We widzę światowego znikwieniô, Jan Rómpsczi jakbë chcôl sa upómnąc ö jiny pörządk, ö sprawiedlëwöta ë szëk. Ta mësla ön jesz rozwinie pötemu w Wurvany spjéwie. Timczasa rozjutrzenié pöetë w wiérzce Deus ex machina przeöbrôżô sa w urzas: Straszno jeseń serca znobi, Zefir zjinaczet sa w sztorm. Zymk ju w smiercë noc sa robi - Wëszed świat ze swójich form. Zamiast snôżotë, le urzas, Miast to serca, chëba drżi. 2 J. Rompski, Copani, [w:] Tegö, Pomión zwonów, s. 6. Ni ma lubötë ju u nas, Żëcy cemżą na nas zdrzi.3 Jak ju bëlo napisóné, Rómpsczi przez całą wöjna bél téż aktiw jakno dzejôrz ë żołnierz trzech könspiracjowëch karnów. To doprowôdzô do jego dwuch aresztowa-niów. Pierszi rôz on trófil do sôdzë gestapo w Gduńsku w gromiczniku 1943 r., ale östôl wëpuszczony, bo Niemce nie nalezlë na niegö dosc möcnëch kwitów. Pojmanie 10 gromicznika 1944 r. skuńczelo sa ju wëwiezenim do KL Stutthof. Poeta prze-kroczil bróma lôgru 22 strëmiannika 1944 r. Ödnąd jaż do 8 maja 1945 r. bél sódze-wim o numrze 33041. Jak kóżden jeden, tak Rómpsczi mët przeszed ösoblëwi lagrowi „óbrzad przëjimnieniégó". Céla nëch nielëdz-czich procedur bëlo zlómienié człowieka ë ubezwôrtnienié gó. Autor swoje wseczëca z tego óddól w krótëchny wiérzce Wsmrok... Wórt je ja tuwó dac w caloscë: W smrok... Odzarty z łachów Z krzyżem na głowie Zeszlapany Na lodżrowy gnój W bolecë prëcz leg Numer 33044 To bet pokrok W smrok... Umar człowiek Obroz i podoba Boga Wsta trwoga...4 Nielëdzczi strach ë urzas to wseczëca, ja-czich doznać sa móżemë w pösobny wiérz-ce Drëdżi krok.5 To je krok w lógrowi rum, w juwernota mördarsczégö świata, buten 3 J. Rompski, Deus ex machina, [w:] Tegö, Pomión zwonów, s. 3. 4 Rps - MKPPiM, R-1830 5 Rps-MKPPiM, R-1830 baraku, dze krëwiô jakno deszcz spôdô z „nieba maczi". Lôgrowé szasé z wiérztë Wulica,6 poeta móże przeńc blós dzaka wspomnieniom jinëch stegnów, jaczima w żëcym szed. Hewó wszadze tam widzôl lë-dzy „piaknëch", tuwö jaż drëżi, czej zdrzi na tëch, co ju blós „möje ë lëdzczi niesą znan-czi". Lôgrowi upódk lëdztwa Jan Rómpsczi öpisëje nôwicy przez wid pöjedincznégö człowieka, równo bezmionowi öfiarë bestijnictwa, jak téż öbsesjowégö bukizra, jaczégö miono dobrze pamiató. W wiérzce Karcelak7 autor domôgô sa kapö ó mionie Zelonka (Selonke). Je wiedzec, że bél to sódzewi, jaczi z karna niemiecczich kriminalistów przëjachôl do KL Stutthof w gódniku 1941 r. ë doszedł w lógrze do stanowiszcza starszego kapo [Steyer, s. 168]. W pamiacë pöetë zaöstalo téż miono Kemnitz (SS-Oberscharfurer Arno Chemnitz), ö jaczim w liriku Chaja nad Sztu-tofem8 pisze, że bél „szatana", co „w prë-czach do nas strzélôł sóm / Półką zabijół jak zwierza". Kawel Żëdów, westrzód chtërnëch nôwicy sôdzewëch umierało, ödbiérô nódzeja nómrowi 33044, a namienienié mlodëch lôgrowników, czej tëch z wiérztë.//-wru pömión9, kôże mu mëslec, co żecé je bez szëku. Lôdżer znikwi köżdégö, bö człowiek chöc rëchli bél chwatczi ë chcalo mu sa żëc, w tim „bagnie znij", dze „w krëwi rządzy kat", trący möc dëcha, jak je to öpisóné w liriku / to sc( dzejafo.10 Odnószając sa do lógrowi poezje J. Róm-psczégö w teksce Pieśń i słowa. O liryce Zrzeszińców, Daniel Kalinowsczi napisól: „Rompski uniknął zbagatelizowania zła, nie doprowadził do schematycznego przedstawienia w swych utworach przemocy, cier- 6 „Chëcz", 1945, nr 11; Pömión zwônów..., s. 16-17 7 „Chëcz", 1945, nr 10; Pömión zwönów..., s. 13-16 8 Pömión zwônów..., s. 9-11 9 Tamö, s. 17-19 10 Tamö, s. 21-22 pienia, czy śmierci" [Poezjo Zrzeszyńców, s. LVIII], Póeta nie rozmieje ë nie akceptëje wszechbëtnégö gwóltu. Nie przeżilbë tegö bez bezgreńczny wiarë w Bóżé miloserdzé. Dlôtë nie öbskôrżô Stwórcë ó to, że östawil człowieka, nie ödwrócó sa ód Boga, chóc nie rozmieje czemu On nie kóże jesz słuńcu gasnąc „Gwiózdóm spadać...wiatre jes nie wzdął?!"11. W wiérzce Östatny apel ön wóló: Czë parmień mie słuńca wnet zbudzy I czëc mda serca bratné? O, w chlechu Të, żdóny, pój chudzy I zrób apel óstatny!...12 Lirik Pömión zwönów, co ód niegó wząn sa titel calégó tomiku wójnowi poezje Jana Rómpsczégó, je ösoblëwim wëznanim wiarë w zmartwëchwstanie lëdztwa. Je prówdą, że czej „Nad głową skrzepią lagru prëczë" dzyw-no brzëmi „Aleiuja", równak: Przez zemia w krëwi i kurzu, w biótkach, Czëc spiéwë tón we wszednëch gódkach. Niesą wiarë wióldżi wiéw, Że wstanie wolny świat zós całi I z maków lud naj wstónie wdałi -Wölnoscë naj zad'rżi spiéw!...13 Z taczégó pózdrzatku ë taczi ufnoscë do Boga mni apartny wëdôwô sa gwósny rozrechunk pöetë ze swójim urzasa, z glabóczim utrapa koncentracyjnego lógru, jaczi J. Rómpsczi robi w liriku Medicina cordis.1Ą Hewó, mómë tu do uczinku z dialoga, a gódają ze sobą „Kam" ë „Robók". Pierszi móże bëc personifikacją konającego człowieka - lógrowi ófiarë, a drëdżi to móże bëc mórdórz, co ni-kwi wszëtkö ë kóżdégó. „Robók" wëszczérzô sa z upadlégó „Kama": 11 Miëłotë zdroju..., [w:] J. Rompski, Pömión zwönów..., s. 25-26. 12 Pömión zwönów..., s. 11-12 13 Tamö, s. 8-9 14 Pömión zwônów..., s. 28-30 Czegö mie tu jaczisz? Prawa chcesz mie uczëc? Że môsz serce skaczisz? I móm z tobą kwiczec? Mördôrz nie rëchuje sa ze skutkama swójich uczinków, kö ön wierzi w swöja nadlëdzką móc, co nijak nie pasëje do miona, jaczé ön mć> dostóné. Robôk znaczi doch zmurszenie, rozwôlëna, zepsëcé. W chrzescejańsczi tradi-cje to je znanka grzechu, pökusë, nimöcë ë kara Böskô. Kol Jana Rómpsczégö, jistno jak w Biblie, miono „Robok" znaczi bezlëdztwö. Kamień to je znanka czegoś wiecznego, co chöc möckö przez „Robôka" pötlëklé, stoji w swöjim môlu ë mdze tam wiedno. Nie znikwi gö nawetka „kömin" krematorium15. Móżemë nen „Kam" rozmieć wedle tegö, co ö kamach napisalë ju rëchli Jerzi Samp [Samp, s. 50], czë Adela Kuik-Kalinowskô [Kuik-Kalinowskô, s. 207-214], jakno znak kulturowi zrzeszony pömörsczim rëma. Pöeta wëkörzistëje równak téż kaszëbską lë-dową wiara w öżiwné möcë kamieni [Tréder, s. 109-110], jak téż öglowi znaczënk kamienia, jakno znanczi möcë, cwiardoscë, wiecz-noscë [Kopalińsczi, s. 136]. Jan Rómpsczi nôgle przeriwô jednak nen öbskarżeniowi dialog midze Kamienia a Robôka ë - czegö ni ma w żódnym jinym jegö liriku z öpisowónégö zbiérku - pojôwiô sa dosc niespödzajny, chcemë so rzec, wnet-ka groteskowi kuńc: Ha! Jô żil w tim krómie, Dze le tak dlô szpôsu Żebra cë sa złómie, Krew weznie do zusu... * Jak mie miono Emil, Jô jem modus prawa, Pulvis, cinis, nihil, Ad acta sprawa. Jedurną medicyną na umączone cało ë bolące serce je przestać drapać renë. Nót je pamiatac, le nié sa rozpamiatac. Pöeta chce zôs bëc człowieka ë jak człowiek żëc, cobë samému sobie wskazëwac przédny czerënk, a nen lôgrowi utrôp uszloce östawic. Tomik Pömión zwönów, w chtërnym nalazlë sa 23 wöjnowé wiérztë Jana Rómpsczégö, je baro wôżnym w jegö utwórstwie. Nót je jednak pamiatac, że ju pö smiercë autora ne liriczi do drëku przërëchtowôl Jan Trep-czik, co nie bëlo bez znaczënku dIô jich förmë, a czasa nawetka dlô jich wëmöwë. Pödsztrichnąl to ju Daniel Kalinowsczi we wstąpię do ksążczi Poezjo Zrzeszyńców (s. LVIII). Szczestlëwie dzél lirików z Pömiónu zwönów je znóny z jich pierwödrëków w „Chëczë", dodówku do pöwöjnowi „Zrzeszë Kaszëbsczi", abö raköpisów ë na-lezcje móże przëpisóné przez Hana Makurôt w przëwölónym ju tomiszczu Poezja Zrzeszyńców, wëdónym przez Jinstitut Kaszëbsczi w Gduńsku w 2013 r. Bibliografio: W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 2007 [Kopalińsczi]. A. Kuik-Kalinowska, Tatczëzna. Literackie przestrzenie Kaszub, Gdańsk-Słupsk 2011 [Kuik-Kalinowskó]. Poezja Zrzeszyńców, opracowanie i przypisy Hanna Makurat, wstęp Józef Borzyszkowski, Daniel Kalinowski, Hanna Makurat, Gdańsk 2013 [Poezjo Zrzeszyńców]. J. Rompski, Pömión zwónów, Gdańsk 1970 J. Samp, Droga na sabat, Gdańsk 1981 [Samp]. Stutthof. Hitlerowski obóz koncentracyjny, redakcja naukowa D. Steyer, Warszawa 1988 [Steyer]. J. Treder, Kaszubi. Wierzenia i twórczość ze Słownika Sychty, Gdynia 2012 [Treder]. 15 Tamö, s. 28 Dariusz Majköwsczi Ambasador kaszëbiznë nad Tamizą i jego Panorama kaszubsko--pomorska Bronisłôw Socha-Börzestowsczi - „Kaszuba znad Tamizy", jak öpisywô gö w jednym ze swójich tekstów ks. Władisłôw Szu-Iist1 - urodzył sa 12 czerwińca 1915 r. w Hagen w Westfalie, gdze jegö starszi bëlë w tim czasu na emigracje. W 1920 r. familio wrócëła do Pólsczi, do Tornia. Tam Bro-nisłôw w midzëwöjnowim cządze skuńcził Szkólnowsczé Seminarium. W 1938 roku zaczął robota jakno administracjowi sekretera w chönicczim starostwie. Ju wnen-czas zaczało sa jegö rozlubienié w kaszëbsczi lëteraturze, ö jaczi kôrbił m.jin. z Aleksandra Majköwsczim, Jana Trepczika i Aleksandra Labudą. W gódniku 1939 r. béł w Pölsczi Armie we Francje, skądka przedostół sa do Wiôldżi Britanie. Tam ju öbczas wöjnë sztudérowôł psychologia na Uniwersytece w Edinburgu. W 1946 r. östôł w stapniu porucznika zdemóbilizowóny z pölsczi armie i zaczął sztudia na London Polytechnic. W 1947 r. wëjachôł do Brazylie, do Rio de Janeiro. W pierszi połowie 60. lat mieszkôł w kana-dijsczim Toronto. Brzada bëtnoscë w tim miesce i kraju bëła wôżnô ksążka Społecz- Sronisłaiy Socha POMORSKA LO N^l) O N ność kaszubsko w Kanadzie2, dzaka jaczi stół sa zôczatnika badérowaniów nad kaszëbską mniészëzną w tim państwie. W drëdżi połowie 60. lat wrócył do Londi-nu, gdze zamieszkół do swöji smiercë (31.05.2002). W anielsczi stolëcë dzejół w polonijnym ökrażim, trzimającë kóntaktë przede wszëtczim z badącyma we Wiól-dżi Britanie Kaszëbama, m.jin. z Antonim Dargasa pöchôdającym z Czôrnowa köI Brus wielelatnym redaktora pismiona „Myśl 1 W. Szulist, Z życia Bronisława Sochy - Borzestowskiego z Londynu (1915 - 2002), „Naji Gochë" nr 10/2002. 2 B. Socha-Borzestowski, Społeczność kaszubska w Kanadzie, Londyn 1968. Polska". Socha-Börzestowsczi wespółrobił z tim cządnika, a téż z „Gazetą Niedzielną" i polonijną prasą w Kanadze („Głos Polski") i Francje („Horyzonty"). Pisôł tak po polsku, jak i pö anielsku. Publikówôł swöje lëteracczé tekstë - colemało bëłë to sfabularizowóné wspöminczi i nowele3, öpisowôł téż wëchôdającé w Polsce kaszëbsköjazëköwé dokazë. Miôł stójny lëstowi köntakt z kaszëbsczima lëteratama: „Znałem kilku literatów wymienionych w antologii [jidze ö Swiati dzél dëszë. Antologia kaszubskiej poezji religijnej, red. J. Walkusz, Pelplin 1981 -dm]: Bieszka, Labudę i Rompskiego niestety już nieżyjących. Z innymi utrzymywałem korespondencję: śp. Derc, Nagel, śp. Roppel, śp. ks. Sychta, Trepczyk"4. Je uchöwónëch wiele lëstów Sochë-Börzestowsczégö do tamtoczasnëch pisarzów i poetów5. Nie dô sa w krótczim artiklu öpisac wszëtczich zasłëgów tegö Kaszëbë znad Tamizë i jegö starë ö kaszëbizna. Östôwô miec nôdzeja, że pöwstónie w przińdnoce jegö biografio, w jaczi badą öne zebróné. W nym teksce chcemë rzeknąc ö jednym z nôwôżniészich jegö dobëców - Panoramie kaszubsko-pomorskiej, kąsk zabëti przez kaszëbsczich badérów publikacje, jakô miała wôżny znaczënk dlô rozwiju kaszëbsczi lëte-raturë. Socha-Börzestowsczi béł pöczatnika, redaktora i autora niejednëch tekstów za-mkłëch w ti ksążce wëdóny w Londinie w 1975 r. Ukôzała sa öna dzaka pömöcë Zrzeszë Pölsczich Zôpadnëch Zemiów [pöl. Związku Polskich Ziem Zachodnich]. Céla, jaczi stôwielë soji usôdzcë, bëło pökôzanié wëbrónëch kaszëbskö-pömórsczich sprôw przez jich znajôrzów. Miała to bëc przéd- 3 Zdrzë np. B. Socha-Borzestowski, Szkice i nowele. Migawki z życia, Londyn 1978; tego, Przygody pilota turystycznego, Londyn 1994. 4 B. Socha-Borzestowski, Antologia kaszubska, „Myśl Polska" nr 5/6 (910/911) 1983 r„ s. 4. 5 Wiele ztëch lëstów je w Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie a téż w priwatnëch zbierach autora tekstu. no zôchata do sztudérowaniô, a nawetka „do replik, jeśli nie wręcz do uzupełniających szkiców6". Jak sa słëchô panoramie (kragöbrôzkówi), publikacjo miała óbjimac szeroką temizna. Po prôwdze ostała ógrańczonó równak leno do trzech partów: historie, lëteraturë i kaszëbsczégö jazëka. W historicznym dzélu wórt dac boczenie na odmitologizowanie znaczënku rézë Tónë Ôbrama i Tomasza Rogalë - przed-stôwców Pódkömisariatu Przédny Lëdo-wi Radzëznë we Gduńsku, chtërny mielë przedstawić diplomatóm badącym we Wersalu w 1919 r. dokazë na pölskösc Pómórzô7. Socha-Bórzestowsczi dôwô bôczenié, że nie bëło möżlëwé, żebë Ôbram wszedł na zala öbradów i płomnym przemówie-nim przekönôł sygnatariuszów mirnégö dogôdënku. Stanął tim artikla procëm nie-jednëch udbów publikówónëch wnenczas w pölsczi prasę8. W Panoramie je téż artikel ó bëtnoscë Kaszëbów w biôtkach z Tërkama, ó kaszëbsczi wnożënie w Kanadze, a téż recenzjo Historii Pomorza pöd red. prof. Gerata Labudę9. Nôwikszą wôrtnota w Panoramie mają równak nié historiczné artikle, a tekstë lëteracczé i zrzeszone z lëteraturą. Publikujące w Londinie, Socha-Bórzestowsczi mógł przëbôczëc póstacje, jaczé w Polsce kömunisticznô cenzura miała ödsënioné w cenią. Tikô to sa ósoblëwie Karola Krefftë, zwónégö „króla 6 B. Socha-Borzestowski, Słowo wstępne. W: Panrama kaszubsko-pomorska, red. B. Socha-Borzestowski, London 1975. 7 Zdrzë B. Socha-Borzestowski, Kaszubscy delegaci na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku. W: Panorama kaszubsko-pomorska... 8 Zdrzë J. Bartlewicz, Pięścią w stół, „7-my Głos Tygodnia", nr 28/1960. 9 Zdrzë R. Małańczak, Zaczątki Ośrodków Młodzieżowego i Harcerskiego na Kaszubach w Ontario. W: Panorama kaszubsko-pomorska...-, B. Socha-Borzestowski, Niedosyt wiedzy historycznej o udziale Kaszubów w walkach z Turkami. W: Panorama kaszubsko-pomorska..., P. Wojtowicz, Historia Pomorza. Recenzja. W: Panorama kaszubsko-pomorska... Kaszëbów" przedwöjnowégö kaszëbsczégö dzejarza, starosta Kartësczégö Krézu, dramaturga i póeta. Na skutk ustëgöwaniów ze stronë kömunisticznëch wëszëznów, ödgrodzył sa ön öd świata i zamieszkôł nad Redënią w Ötominie. Môlowi lëdze mielë gö za „letczégó na rozëmie". Sóm Kreffta w krëjamnoce miôł rzeknąc odwiedzającemu gö Edmundowi Kamińsczemu, że udôwô psychiczną chörosc, żebë bezpieka dała mu pöku10. Jaż do 2016 r. leno dzaka Panoramie jesmë znelë jegö wiérzta Pö marku11. Kreffta östrzégô w tim usódzku przed óbójatnym zdrzenim na to, jak „panowie" zabijają pöjedinczné karna zwierzatów. Mëslenié, że naju to na gwës minie, doprowadzy do tegö, że wszëtcë zdżiną - taką mësla möżemë wëprowadzëc z dokazu. Analogio do stoji-znë, jakô bëła wnenczas w kómunisticzny Polsce, gdze wëszëznë próböwałë „łómac" rozmajité spölëznowé grëpë, je tu wëraznô. Jesz barżi antikömunisticznô bëła wiérzta Stefana Bieszka Karol. Gduńskó ballada ö 25-lecu. Autór przëbôcziwô w ni wëda-rzenié z 1958 r. Öbczas Zjazdu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô przëtomny béł m.jin. pierszi sekretera KW PZPR we Gduńsku Józef Machno. Ataköwôł ön wëszëznë Zrzeszeniô m.jin. za to, że dôwają kaszëbsczim pisarzom zgöda na diskusje ö kaszëbsczim pisënku, jakô wedle niegö bëła sztëcznym wëstwôrzanim, bö kaszëbsczi to dialekt pölsczégö jazëka. Diskutowelë z nim m.jin. Jón Rómpsczi i K. Kreffta. W jedny chwilë rozgörzony Machno krziknął do Rómpsczégö, żebë gódôł pö pölsku, bö gö nie rozmieje. Wnenczas Kreffta zapitôł: „Dlaczego pan sekretarz nie rozumie tego, o czym się tu mówi po kaszubsku, skoro przed chwilą usłyszeliśmy kategoryczne oświadczenie, że mowa kaszubska niczym nie różni się od języka polskiego?"11 10 Zdrzë E. Kamińsczi, Mój wspömink ö Karlu Kreffce z Ötomina, „Pomerania" nr 11/2016, s. 32. 11 T. Bolduan, Nie dali się złamać.Spojrzenie na ruch kaszubski 1939-1995, Gdańsk 1996, s. 136. Je wiedzec, że wiérzta Bieszka, jakô przëbô-cziwała to wëdarzenié, ni mogła sa ukózac w Lëdowi Polsce. Dlôte autór wëswôł ja do B. Sochë-Börzestowsczégö i dół do ni znanköwné motto: „Nie dómë sa ugardlëc!" W liriku cało ta diskusjó ostała przed-stôwionô jak wóżnó chwila w historie Kaszëbów. Dlóte pówtórzają sa we wiérzce miona kaszëbskö-pömörsczich panowników z dinastie Sobiesławiców, chtërny rządzëlë w latach samöstójnotë Pómórzó („Wew Swiatopełcczim gardzę", „Nie zmółknie Samborów mól"). Sóm Kreffta je ópisóny jakno heroja, wnetka miticzny heros: „Chtëż Ön, stôlané, co słowa z gabë, a skrë z widów sepie". Woźnym artikla zamkłim w Panoramie béł téż tekst Ferdinanda Neureitra Krótka ocena poezji kaszubskiej. Austriacczi jazëköznajôrz i historik kaszëbsczi lëteraturë miôł w swöjim artiklu partë tekstu, jaczé bëłë procëm oficjalnym pözdrzatkóm. Przede wszëtczim napisôł prosto, że tak przed, jak i po II światowi wojnie, kaszëbsczi póecë „ponosili ofiary osobiste i jak także bywało - szykany12" i ni möglë nijak miec nódzeji na niżód-ną pomóc. Nie je to niżódnó nowizna, ale wnenczas Kaszëbi w Polsce ni möglë o tim pisać na ótemkłi ort. Neureiter pódczorchnął téż, że w historie kaszëbsczi lëteraturë nie fe-lowało utwórców, jaczi „chcieli osiągnąć zachowanie odrębności kulturalnej Kaszubów przez podkreślanie wszystkich właściwości kaszubskich i pragnęli separować się od ogólnopolskiej kultury". Austriacczi badéra béł dbë, że jak nôrëchli miôłbë powstać lëteracczi jazëk obowiązujący wszëtczich, że musz je kunczëc z „degradowaniem języka do rangi gwary". Dló kaszëbsczich (i nié leno) dzejarzów, jaczé czëtelë Panorama, te słowa bëłë abó barnią do biótczi ó kaszëbizna, abó przëmiara „niemiecczégö rewizjonizmu". Pó ti drëdżi stronie stojôł ósoblëwie Andrzej 12 F. Neureiter, Krótka ocena poezji kaszubskiej. W: Panorama kaszubsko-pomorska..., s. 17-20. Buköwsczi, usôdzca baro wôżny monografie kaszëbsczi rësznotë Regionalizm kaszubski, jaczi „lansował z gruntu polonocentryczne widzenie problematyki kaszubskiej"13. Miôt ön pöpiarcé kömunisticznëch wëszëznów, chtërnym pömôgôł na wszelejaczi ôrt (np. wësłowiającë wiôldżi żôl pö smiercë Stalina, rësznym dzejanim w PZPR, w PRON, piszącë artikle chwôlącé lëdowé wëszëznë). Buköwsczi jesz w 1986 r. pisôł ö dokazach Neureitra, że są „podlane i przesiąknięte sosem niemieckich poglądów na sprawy kaszubskie" a ókróm tego są pisóné i wëdôwóné w Monachium, to je „zachod-nioniemieckim ośrodku rewizjonistycznym". Artikel Neureitra ópublikówóny w Panoramie kritiköwelë téż jinszi pölsczi badéro-wie, m.jin. jazëköznajôrka Janina Pilatowô, chtërny nie widzało sa pödczorchiwanié jazëköwëch apartnosców pölskö-kaszë-bsczich. Pödrechöwującë, wôrt dozdrzec, że dzeja-nié B. Sochë-Börzestowsczégö, a ösoblëwie Panorama kaszubsko-pomorska, jaczi béł zôczatnika i redaktora bëła jednym z niewielnëch przëmiarów wespótrobötë emigracjowégö ökrażô z Kaszëbama twörzącyma w Polsce. Dzaka Börzestowsczému Kaszëbi i Pölôsze, co mieszkelë w Londinie, Pariżu abö Toronto möglë sa doznac m.jin. ö wëdôwónëch kaszëbsczich ksążkach, ö nie-jednëch sprawach sparłaczonëch z kaszëbską historią. Na jegö roböce skörzistelë równak (möże nawetka barżi) téż Kaszëbi, co miesz-kelë w Pölsce. Socha-Börzestowsczi miôł stara, żebë jich dokazë trôfiatë do wôżniészich biblioteków w Zôpadny Europie. Dzaka niemu möglë tej-sej publikować bez cësku cenzurë i bez öpasowaniô na köżdé słowö. Nawetka, jeżlë do kraju dochôdało mało egzemplarów, to béł to dlô niejednëch lëte-ratów „wiéw wölnotë". A lëdze zrzeszony z kaszëbskö-pömörską rësznotą rozmajiti- POLSKl OŚRODEK SPOŁECZNO-KULTURALNY BIBLIOTEKA POLSKA 238-246 KING STREET, LONDON W6 ORF TEL.: 01-741 0474 Kierownik: Dr Zdzisław Jagodziński Biblioteka Polska potwierdza z podziękowaniem odbiór: 1 książki do zbiorów Hieronim Derdowski: The ^assubia Viennô#Poreword by Bronisław Soc Borzestovski.London-Gdansk 1994 Kłączamy do księgozbior v /j/t Z^ągodzilUki ✓^Kierownik Biblioteki Wp.B.Socha Borzestow 104 Stourhead House 79 Tachbrook Street London SW1 2QP ma stegnama doznôwelë sa ó publikacjach „Kaszuby znad Tamizy" i próböwelë do nich dotrzéc. Przëmiara möże bëc Izabella Trojanowsko, pierszô przédnô redaktorka „Pomeranie" (wnenczas jesz „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubskiego") a téż przédniczka Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô w latach 1980-1983. W lësce do Börzestowsczégö z 8 gódnika 1975 r. informowała go, że do-wiedzała sa ö wëdanim Panoramę „pośrednio przez Alojzego Nagła, od p. Neureitera", i prosëła ö dotëgöwanié ti publikacje do półsostrë w Londinie, chtërna w nôblëższim czasu miała wëjachac do Pólsczi. Wôrt pamiatac ö redaktorze Panoramę, bö mó zrobione wiele dobrégö dlô najégö jazëka i lëteraturë. 13 Zdrzë A. Cholcha, Wiek Andrzeja Bukowskiego, „Pomerania" nr 2/2012, s. 19-21. Kristina Léwria Snienié Grażina wlazła reno do kuchnie i rzekła: -Kurwa mac! - Të zamiast czegö dobrégö, tak walisz, Grażina, że słabi bë zszed a zarô zwątpił - rzek ji chłop i chwôcyl bidel ze sztólama, chtërne so prawie pösmarowôl. - Zôs jô östa sama! - rzekła do se Grażina i zaczala czosac wlosë, późni naklôda puder na gaba i téż szla do robötë, ale tam bëla czësto zmachtónô; mëslë ji biegalë w różné stronë: rôz bëla doma, drëdżim raza w snieniu, chtërne ja tak wërzaslo. Zacza to öpöwiadac białkom, chtërne do krómu przëchôdalë. - Kó to nie wëzdrzi dobrze! - jednomëslno gôdalë, a żalowalë Grażinë barżi niżle równo kogo na świece. Grażina dërch gniotła to samo, że mia snie-nié, a tam wiele lëazy bëlo, ale ona jich twôrzów nie zna, le öczë mialë pöfarwöwóné i tuńcowale köl wiôldżégö ógnia, jaczi ona so le blós ob Sobótczi móże przëpömnąc. Grażina wrócëla dodóm i zdrza na swöjégó chłopa. Wzéra jak on jod i nick nie gôda, ale ten nie bél czidli i zarô zmerkôl, co białce pó lepie chödzy, znelë sa ju tëli lat, że Grażina ni mia przed nim wióldżich tajemniców. -Të le na mie tak pözérôsz!- rzek chłop i dali jôd. - Ale ö co cë chódzy? - spita nibë zdzëwionô białka. - Bo ca sa wëdôwô, że jak jô jem taczi puklati, tej jó ju ni móm musku? - Co të pleszczesz! - broniła sa, a czëla, że ji chłop wdzérô sa do placów, do chtërnëch ona bë gó nigdë nie wpuscëla. - O co cë chódzy? - spita sa niecerplëwie. - Grażina, kó të mie traktëjesz jak niebóróka. To, że jó spód z daku budinku, chtëren jó dló nas budowól, ni mó do ce żódnégó znaczę- niô. Të jidzesz w swöja jizba, jô w swöja. Grażina nie chcą tegö czëc. Mia dosc swojego jisceniô ö nym strasznym snienim. Boja sa usnąć, a ten tu zaczinô ji gadać, jak ön je traktowóny. - Jak ona je traktowónô? -tegö nicht nie mësli, le kóżdi blós ö se żorgó; żebë jemu bëio dobrze, żebë jegö acht-nąc, pöchwalëc i żebë ön köżdi dzeń móg zakunczëc rôd z se. - Jô doch nie jem psychologa?! - broniła sa Grażina i szla do se w jizba. - Të sa, Grażina, dojigrôsz! - grozyl ji chłop, ale ta ju nie slëcha jegö żalów. Terô mia wikszé utrapienie: móże nie mdze sa dzysô do spaniô szëköwa, móże sa le tak na zéslu sądnie i do rena przedërchô? Zakrëla głowa zóglówka, tak na wszelejaczi przëpôdk, żebë to ji ju nie nalazlo, bo mëslów przez cali dzeń ni mógla zebrać, blós to marné snienié i snie-nié... Reno wsta zmachtónô i gôdô, że zôs mia ta-czé snienié, że calô köszla nocnô je mökrô, wëżëmac ja móżesz, ale ten ji nie bél chatny do gódczi. To ja jesz barżi zaniepókójilo, bó ji sa wëdôwalo, że ón tak wszëtkö bierze, co mu ona rzecze. Tu jednak bëlo jinaczi. Białka nie bëla ród. Zós lazła do robötë, ale öczë ji sa klejilë ód niewëspaniô. Całą noc śniła, że ja moczą w wódze, a późni götëją, a z gnótów uklódają jaczé nódpisë. - Në, ale czë të chóc to, Grażina, ödczëta, co tam z nëch gnótów bëlo sztrëknioné? Kö móże cë sa wióldżé jaczé objawienie snije, a të nie wiész richtich co a gdze? Móże të takô drëgó Faustina Kowalsko mdzesz, blós sa ni móżesz z tim pógódzëc? - dopitiwalë sa bialczi, a köżdô jakbë mia wicy czasu i nym snienim Grażinë sa zaczala interesować ju na pówóżno. - Nie wiém richtich, co z nëch gnôtów bëlo ułożone, bó jó sa chcą óbezdrzec, jako na dësza, ale nym czasa to ju mie wzano i gdzes dali nękało. Boja jó sa ny smiercë, chóc óni dërch mie czims tumanilë. Jeden z nich mie sëpnąn w öczë taczi zloti pulwer, pó chtër- nym jó nibë spa, ale to nie bëlo spanie, le ta-czé na pól czuwanie. Jó sa chcą wërwac z jich lapsków, ale ni mia möcë. Öni ze mną szoro-walë prosto na nen wóltórz, pó to, żebë mie zabić, a późni ugotować w wióldzim grópie. - Fuj! Wez ju skuńcze! - rzekła Krauzënó i sa zacza dopëtiwac, czë móże Grażina jaczi marny film öbzéra. Na to ta chutkó zaprze-czëla i że le blós na rekolekcjach bëla i nick wicy. - Jastrë jidą, tej sa trzeba përzna skupie, a zastanowić nad sobą - ódpówiedzala Grażina. To sa baro białkom widzalo, kóżdó z nich bëla póbóżnó i Jastrë mia za nôwôżniészé świata w roku. - Jak nic, to mdze objawienie! - wnet jed-nomëslno ji ödpöwiedzalë i zapówiedzalë sa na jitro, żebë czegö wicy ó nym cëdownym snieniu sa dowiedzec. Ale Grażina w taczé rzeczë nie wierzëla. Öna doch nie bëla jaż tak póbóżnó. Wszëtkö so mógla wëtlómaczëc - i żëcé, i smierc ji na jednako köpëto szafówalë. Nie bója sa tego, co dzeń mó przenieść. Chodzëla do robötë, mia chłopa i chëczë, mia co jesc i w co sa óblec, tak że nic ji nie felalo. Móże dzecy, ale nie bëla za to obrażono ani na Boga, ani na se. Nóprzód chcą je miec, ale czej chłop spód z daku, tej mia z nim ölér, na dzeckó nie bëlo ju ani czasu, ani sëlów. Późni to jakós przeminalo. Żëcé wërównëje luczi; jeden mó tegó wicy, drëdżi czego jinégö. Zresztą, jak sa mia kóchac ze swójim chłopa, czej gó tak wszëtkó bolało. Wëprowadzëla sa do drëdżi jizbë i tam ódpócziwa. - Të, dzeckó, lëchó robisz! - góda ji muter - tegó swojego chłopa za nic të môsz! To sa nie slëchó białce. Grażina zaró nawróca pod dodóm. - Mie nicht póuczac nie mdze! - góda. - To jó sa nim muszala zajic, czej ón do upódku przëszed. Mëma doch wié nólepi, jak to bëlo! A terô kóżdi je mądri, bó „pó targu kóżdó białka je mądro". Dójta mie póku! Kuli jó sa muszala nacerpiec; a to pódniesë, a zaniesë, a pódój... To je i tak dobrze, że ón na wözyku nie jezdzy! Wa mie terô dopierze gôdôta, że jô gö lëchö dozéróm?! A mie? Chto mie dozérô? Jôjem jesz mlodô? Późni stôrô zwónia, czë Grażina na köle do-dóm dobrze dojacha, bö sa bëla i znerwówa. - Dobrze - ödpöwiôdôl zac i ödklôdôl telefon. Sóm czul, że Grażina mu bëla cëzô, barżi jak doktor abö pielagniórz jak białka. Tęsknił za nią. Reno dotikól ji napierśnika; körónköwé wekuńczenia wdzéralë sa jemu pod nokce, ale to bëlo dobré dzercé. Czul w tim jaką redosc. Tak baro bë chcôl, żebë öna sa legia köl niegó, ale czej wezdrzôl w szpédżel, zarô mu sa mëslë roznëkalë. Ön wëzdrzôl jak jaczé jiné stworzenie. Jakbë bél przëchlastli. Zlómiony w pól. Dësza równak jegó dërch bëla mlodô, jak tej, czej sa żenił. Ni móg pójic, czemu prawie jemu sa to przëtrafilo. - Grażina! - wrzeszczôl - twoja muter zwónila. -To mie nie óbchódzy! Niech zwónila! -ódpówióda. - Të ji zós napëskówa! - Nié! - rzekła białka i zlazła na dól do chłopa -joji nie napësköwa, jó blós rzekła, że ni mó sa dërch wtrącac i dopëtowac, jak midzë name je. - A jak je? - pódchwacyl chłop. - Ko dobrze! - odrzekła Grażina - a jak mó bëc? Tak je kol köżdégö! Żëcé, nick wicy. Dzeń jak codzeń. Ni mósz sa za wiele zastanawiać, bo cë w lep zańdze, a i tak niczego nie zmienisz. - Të, Grażina, mie jesz köchôsz? - spitól sa chłop, ale ona nie odpowiedzą, bó sama nie wiedza, co to milota, co górz. Żëcé ni mó definicje. Nie do sa tak letko odrzec. Możesz spróbować, ale żebë późni nie żałować. Czej Grażina sa nad tim barżi zastanówia, tej bola ja głowa. Sama nie wiedza, czë kóchó swójégó chłopa. Chcą miec spokój. Ji snienié to bëlo jaż nadto, żebë sa jesz nad milotą zastanawiać. Po co ona kómu? Czë chto bél z ni najadli? Tu trzeba do przodku dzerżgnąc i sa nie óbzerac! Milota -glëpóta! - mëslala, ale czej wezdrza w ókno, widza, że czas ji nie ömijô; broda sa wëdlużëla, zmurgólëla sa jakbë gaba, kół óczów ful brózdów..., czë to bëla ona? Kó ji sa wëdówalo, że ona cali czas je fejn: mlodô i zapiérającô westchnienie: skra we wsë, a tu zdrzë - chto ona je? Cénią ti, co bëla? A ji snienié? Zós noc sa cësnala do chëczów i ona nie wiedza, co je wôżniészé; czë óna, czë ji snienié? - Biôj spac! - wrzeszczól chłop, ale Grażina jesz sa öbzéra w oknie: z jedny stronë bél za-pólony wid, a z drëdżi noc. Twórz ji sa odbija, jak w szpéglu. - Glëpóta! - rzekła do se i zgasëla lampa. W nocë zós naszło ja to samó snienié; wszëtcë tuncowalë, późni ja zabilë i götowalë, a z gnótów ulożëlë nópis... Grażina wlecą w jizba do chłopa. - Pösëni sa! - rzekła i ten pöslëszno to zrobił. - Dój mie raka! - nakóza i ten sa do ni przëcesnąn, ale to sa ji nie widzalo. Bél w ji oczach kaléczi i móli. To óna bë miała sa nim opiekować, a nié on nią. Grażina mu ópówiedzala wszëtkó, co ji sa snilo i na kuńcu doda, że jemu móże wszëtkö rzec, bó on jak sostra je. -Te, Grażina, czasa mëslisz? — spitôl sa chłop i ódwrócyl sa do scanë. - Ale ó co cë chódzy? Öbrôżôsz sa i nic wicy! Jak moja muter! - docyga sa Grażina, ale zmerka, że zós cos chlapla, co nie bëlo na placu. Reno wzéra na swöjégö chłopa i nie widza w nim nic, co bë ja miało zaczeka-wic: prosté lëpë i môlé, za môlé cało jak na chłopa i te zëmné polce, to bëlo cos, co ja wëfulowiwalo jakąś odrazą, jakbë trup leżól, a nié człowiek. Ja! - rzekła pó cëchu i wsta z łóżka. Dzysó nie szła do robótë. Zazwónila i rzekła, że chëba je w cążi. Na to ji szefowo pógratulowa, a Grażina jesz doda, że witro téż nie przińdze. - W cążi - pömëslala. - Aj!-doda. Cali dzén leża w łóżku. Wzéra przez ókno, późni sa załogowa na fb, ale tam téż same glëpötë. Bója sa nocë, tak téż wlazła do wërów chłopa, chtëren z tegó bél baro ród. - O! Zmianę - rzek, ale óna na niegó wezdrza i nick nie odpowiedzą. Mia na se kószla i përzna śmierdzą, bö cali dzeń leża w łóżku i jadła, pila wino. Leża, a ön gôdôl, że zmiana i to ja denerwowało barżi jak snienié, jaczé miało na nia przińc. - Jes të szczestlëwi? - spita. - Ale ö co cë chödzy? - ön na to. - Bo mie sa wëdôwô, że ta sa dëszisz? - rzekła Grażina i doda - wezdrzë na se? Co të jes? Chłop jakbë zmalôl. Zjąn buksë i sa lég. W nocë Grażina upojono wina, zacza gö smulëc. - Grażina, kö të biôj do mëmël - ón ji rzek i ódepch ji raka. Ta sa nawet nie öbrazëla. Ödwrócëla sa pieca ma i slëcha jegö westchnieniô. Snienié przeszło samö. Wërwa sa z wiôldżim rëka, czej öni ja zôs mördowalë. - To nie je do strzimaniô! - rzek ji chłop i wezdrzôl na Grażina, chtërna calô sa trzasla. - Dój póku! Nie dotikój mie! - oznajmiła białka i szła sa napie wödë. Wzéra przez okno i na zédżer. Czas ni miól dló ni wikszégö znaczeniô. Wlączëla telewizor, ale tam nic nie bëlo, blós wróżka objaśnia lëdzóm, co öznôczają jich jiwrë i przewidzenia. Grażina przeszła do se. Wklepa w telefon numr do wróżczi. Zanim to ja pólączëlo, minano móże pińc minut. Grażina bëla zaniepokojono. Wzéra na telefon i slëcha, co oni do ni pieszczą. W kuńcu sa udało. Wielebnó wróżka ódebra. Gódala do Grażinë pómale i wërazno. Ta chcą chutkó ji ópówiedzec, co i jak, i zaró óczekiwa ódpówiedzë. Wróżka przecyga. Gôda, że to wszëtkö wskazëje na falszëwëch lëdzy, chtërnëch dzysdnia nie feló, że jeden drëdżému zózdroscy, czej temu bë përzna lepi szlo, że wôrt bë bëlo sa barżi skupie na nôpisach z gnótów, bö to pewnie są miona i nôzwëska tëch, co są pro-cëm ni... - Tëli to jô sama wiém! - rzekła ji Grażina i sa rozlączëla. Wezdrza na pódsztrëchnienié rechunku: 90 zlotëch. - I jesz richtich babsko nick nie rzekło! - znerwöwónô rzekła do se Grażina. Reno bola ja głowa, ale wstója z łóżka i sa oblekła. Nie góda ze swójim chłopa. Bëla na niego obrażono. On zresztą téż sa óbrazyl za to, że Grażina rzekła mu: „co të jes", a nié „chto". Rozeszlë sa reno, jakbë bëlë cëzy. Kóżdé w swoja strona, blós pacalë dwiérze. Öna sadła na kolo i smarowa do mëmë, on - do robötë. - Jô sa rozwiodą! - rzekła, zamiast pó-chwólenió i sadła na zésel. Stóró ledwo co bëla z wërów wstónó i mia Burusza urzeszoné. - A të nie jes dzysó w robóce? - spita. - Nié, jó rzekła, że jô jem w cążi. - Në ko temu to z tobą tak wëprôwiô. Nówëższi czas, żebë të mia dzeckó. Të sa uspókójisz, a nié dërch to twoje jamrowanié a szukanie. - Do tego trzeba chłopa! - odrzekła Grażina. - Żelë jó sa nie mila, te të doch gó mósz. Od wiele to mdze? Dwadzesce lat? Czë dlëżi? -dopitiwa zloslëwó stóró. - Jak të nic nie rozmiejesz! Cë sa wëdówó, że to jak przódë: co sa w dzeń pószczekósz, noc pógódzy, ale dzysó je jinaczi. Bënômni kol mie. Jak sa ni mósz jak gödzëc? - Grażina, të jesz jaczé nieszczescé na se sprowadzysz tim plestanim! - przestrzega stóró. Të tak gódósz, jakbë cë mia rozëm ódebróné! Mósz chłopa, budink i robota, tej co cë jesz feló? Kó za dobrze të mósz, temu të sa jiwrëjesz! A tero garnij sa pod dodóm i zacznij co robie, bó to nie je do pömëszleniô, żebë mlodô białka ni mia co do robótë, le ód rena na pludrach sedza! Kół pólnió przëjachôl chłop Grażinë do swóji tescowi i zaczinó na na sama nóta, co ta reno. - Në, dójta wa mie póku! Kó jó doch rnóm kół sétmëdzesąt lat! Jó nie mda wajich spra-wów lóżkówëch rozstrząsa! Jó sa na tim nie znóm! Gödzëta sa doma, a nié, że wa mie jesz tim lep sëszita. Jó nie jem doktor ód lepa! Tam! Na óstrzódk zdrowió lezëta, a nié do mie! Stôrô ötemknala dwiérze i zac sa dwignąn. Na odchodnym jesz chcôl rzec, że ön téż nie mdze wicy telefonów ödbiérôl öd tescowi, ale ta mu nie da weńc na slowö, blós cali czas swiergölëla, że lëdzóm z ti dobrocë w glowë jidze. Grażina leża na délu, chtërnégö so z butna zwlekła. Pódpiarla go dwuma pustakama i udôwa, że je na marach. - Tero jó widza, że to ce mô czësto pöjebónë! - rzek chłop i jesz dodól, że sa nie dzëwi, bo pó kim öna mô bëc mądrô. - To je pokoleniowe! Të to ód mutrë môsz dostóné! Ta téż dzysô gôda, jakbë ji co na głowa spadlo! - Wezdrzë so lepi na swöja muter! -ödgrëzla sa białka i wsta. Lazła do kuchnie. Zapôlëla wid i zôs sa zazdrza w swöje ödbicé w öknie. Spuscëla öczë. Nie mdze wicy sa öbzéra. Czasu nie przechitrzi. Ön nëkô sóm i sa śmieje z tëch, co mëszlą, że go oszukają. Chcą zazwónic do wróżczi, ale szkoda ji bëlo pieńdzy. - 90 zlotëch piechti nie chódzy, a tu Jastrë za proga, tej i wicy wszëtczégö trzeba przërëchtowac - pömëslala, chöc nie ceszëla sa do świąt, bo midech bëla i jakós tako rozbito przez to marné snienié. Przëpömna sobie, że na Glinym Polu mieszko Drewka, co sa na taczich niewëjasnionëch rzeczach znaje. Lëdze gôdalë, że to je glëpc, ale böjelë sa z nim zaczic. Cos w nim bëlo, bó jak głowa bola, tej on móg swójim dotknie-nim ulżëc człowiekowi, róża téż ódczëniôl i uroczi. Dówól wiedno na uroczenie trzë wagliszczi w wodze i kózól to przez trzë dni pic. Grażina rzekła do chłopa, żebë ón ja tam za-wióz, ale ten nie bél chatny. - Jó jem midech - ódpówiedzól. - Midech? Pó czim? Ta twoja robota doch nie je cażkô?! Blós sedzysz a zdrzisz w komputer. Pón ksagówi! Midech! Jó jem midech, bó w robóce sa nëch skrzëniów nadwigaja, ale të? - ödpësköwa Grażina i zaró zmerka, że tero ón ju na pewno z nią nie pójedze. Sama boja sa na kole nëkac, bó ju cemno i wsze-lejaczi łażą. - Widzysz, Grażina, tak jak të mëslisz ö möji robóce, tak téż të mëslisz ö mie! Nic nie wôrt! Niebörôk abö pajk, të na mie gôdôsz, a jó doch sa tak starom. Jó nie chcól spadnąc z negó daku! Jó chcól bëc taczi jak jiny chłopi; chödzëc z tobą szpacérą, smukac ce i spac z tobą. Ale co zrobisz! Tak ju je! Më na to nic nie pöradzymë. Të na mie gódósz: trup. Ale mie sa wëdówó, że të jes barżi zëmnó jak jó, bó to twoje snienié, to téż mó jaczi cwëk. Të sa mósz nawrócëc i bëc dobro! - Wiész, jak të co rzeczesz, tej mie sa wëdówó, że jakbë jaczi prorok przemówiól. Móm ce gdzes i to twoje gderanie! Reno Grażina zwónia do robótë i góda, że to chëba nie je cążó, że to je rek i ona sama nie wié, czedë ona richtich przińdze. Jak sa ji pólepszi, tej sa zjawi. Chutkó sa rozlączëla, bó nie chcą slëchac ódpówiedzë. Późni nëka pod Gliné Póle. Stóri Drewka krójól bulwë knagom i sa na nia wezdrzól. - Co të chcą? - spitôl dërno. Ta mu zaró no swoje snienié wëlożëla i że je takô utlëklô, bó spac bez to ni móże, nic blós dërch to samo ji sa ukazëje. - Móże wa świnia zabija? - spitôI strëch i nie żdól na odpowiedz, le cygnąn dali. - Bó jak sa świnia zabijó, tej taczé różné późni człowiek mó urojenia: krew, miaso, grôpë... To nie je nick jinégö jak to. - Më żódny świnie nie zabijalë! - odpowiedzą białka i zacza gadać, ód czedë to mó i że je wekuńczonó. - Jó cë na to ni móga wiele rzec, bó jó nie jem tak mądri. Të bë muszala lezc do kógó jinégó. A tero biój pod dodóm i mie nie za-wracój wicy lepa, bó jó móm zacht robötë! -ódpówiedzól Drewka. Grażinie to sa nie widzalo. Zaró sa óbrazëla. Bëla pewno, że ten stóri ja zbél, że ji snie-nié na pewno mó jaczé znaczenie, ale ón sa bójól ji o tim rzec. Czej ju bëla w ny swóji réze, tej za jednym wjacha na óstrzódk zdro-wió i zaszła do swöjégö doktora. Ten ji doi pële na spanie i rzek, że to je ód przerobie-nió, że mó sa wëspac i ódpóczic, nôlepi jakbë so gdze wëjacha. Doma Grażina so pólkla pëla i żda na spanie, ale jak to nie szlo, tak nie szlo. Wzana so jesz jedna i jesz jedna. Nie czëla, czej chłop do chëczów wlôz, ale widza, że sprôwdzôl, czë öna dichô. Nachilôl uchö i slëchól, ale ta ni mögla sa terô przebudzëc i mu rzec, że je wszëtkö dobrze, że ona blós spi. Szarpôl ja, jaż öna sa öbudzëla. - Të jes normalno? - spitôl sa póde-nerwöwóny chłop. - Të sa óbeżgrzesz pëlów, a jô nie wiém co i jak. Wariatka z ce, nic wicy! Nie chce mie sa z tobą mieszkać. Chcą, żebë të sa öd mie wëprowadzëla! Biôj do mëmë abö gdze tam wolisz! Sprzikrzëlo mie sa to żëcé z tobą i to twöje wërąpianié, bö mie sa wëdôwô, że të mie nigdë nie kocha. Blós të i twöje jiwrë cali czas bëlë nôwôżniészé. A pöza tim jô kögös móm! Grażinie jakbë chto dôl w pësk. Nie wiedza, czë jesz je w nym snienim, czë to je na prôwdzëwö. Podniosła sa z łóżka i szla pó wóda. Wrócëla do chłopa i sa jesz róz spita ó ta óstatną informacja. - Taczi pajk, rozczidli i so jesz kógós nalóz? Nie rzeczesz mie, że öna téż je tako pókrąconó? Móże na nëch rehabilitacjach wa sa pozna, bo gdze jindze, to bë nie bëlo möżlëwé? - To ju nie je twoja sprawa. Witro mósz sa wënaszac! Grażina, chtërna wiedno mia wiele do pówiedzeniô, tim raza czëla, że miara sa przebra. Zamkla dwiérze i nëka na kole do mutrë. Ta jesz ji poprawiła: że ona sa nie dzëwi temu, bo chto normalny, bë taką öpësköwóną Grażina zlëdôl, a tej to ji snie-nié, a ona doch wiedno powtórzą: „sen mara, Bóg wiara", ale nicht ji nie slëchô. Teró je lepi, bo ani chłopa, ani gdze mieszkać. - Kó co za sromóta! - zaijscëla sa jesz na kunc stóró. - Chłop to je chłop i nie pozwoli so ód bialczi wërąpiac i upokarzać, a të derch z nim zaczina. I dobrze cë tak! Czë të chóc, Grażina, mósz robota? Przez to twóje jamro-wanié, të doch tam i pora dni nie bëla. Grażina nie ótmika gabë. Nawet nie bëlo ji jakós wstid ani smutno. - Dobrze, że ni muszala Jastrów rëchtowac! - mëslala - bo to bë rechli czë późni sa wëdalo, że ji chłop kógós mó. A tak? Pffi tam! Wszëtkö jedno. Ji żëcé z taczim uklëcznym czë bez niego, na to samo wińdze. Ale stóró bëla markotno. Chödzëla z nórta w nórt i mëslala, jakbë Grażina dodóm wëprawic. - Nëkôj do niego, a gó przeproszë! - dora-dzëla ji muter. - A za co jo móm przepraszać! Kó jo doch mu nick nie zrobiła! Jo so nikogo nie nalazla! A że jo gó tam përzna nawëzéwa! Wiôldżé mie co?! - Të jes Grażina frëch! I tak të teró mósz. We dwie më mdzemë sa tu grużdżëlë: gdowa a rozwiodło. A to wszëtkö przed Jastrama, jakbë to ni mogło sa jakós późni stac! Jak jo móm teró sa do spöwiedzë szëkówac, czej górz na ce móm wióldżi i sromóta mie za ce téż je! Chto to widzól! Öd ny dobrocë warna je w slódkach przewrócone! - Żebë muter wiedza, że to moje snienié straszniészé je ód tego, co mie sa przëtrafilo! Taczé strószczi mie sa sniją, ale nëch nópi-sów z gnótów jó nie jem w sztadze ódczëtac. Mie sa wëdówó, że to bëlo ostrzeżenie. - Grażina, të jesz mdzesz sa jisca, bo të nie wiész chëba, że bez grosza przë deszi të ósta. - A - machna raką białka i dali zacza o nym snienim opowiadać. Wariatka We Wiólgą Sobota Grażinë mëma jesz róz sa pöchwôlëla tim, że ona tak chutkó różdzi wstawia w kana i na piata postawiła: - Bënômni teró one są zeloné i richtich rozpuszczone, jak na świata bë mialë bëc! Do kóscola Grażina w świata nie szla, bó ni mia glowë, nie chcą obżerać swojego rozczidlégö chłopa, chtëren z pierszi lawë jidze do kómóni, jakbë sa nick nie stało. - Të mósz, Grażina, wióldżi grzech! -upomina ja stóró i sama czurza do kóscola. Tam bialczi sa dopitiwalë o to, czemu córczi w kromie ni ma i co z ji snienim, czë sa cos wëklarowalo, czë öna gdze wëjacha... - Nié! Öna nigdze nie je wëjachónô. Sedzy köl mie i wzérô przez okno! Stôrô nie !ga, bo chcą jic do kómóni, ale w żódną gódka sa téż nie wdôwa. Białkom to dało do mëszlenió, a pö muniach bëlo widzec, że to sa nawetka jima widzalo. - Ten twój bél na mszi! - rzekła stóró, ledwo co chwôcëla za klómka. - Ta jegö téż? - spita sa Grażina. - Nié, ön bél często sóm. Widzec, że je zmarniali. Aj, Boże, co to je na tim świece za nienawiść... i żebë chłopi taczé rzeczë robilë... -jiscëla sa stôrô, a żda, żebë Grażina dali sa dopëtiwa, ale ta nic nie gôda, le pólca pö telefonie szmagrowa. - Od tego telefonu të stracysz wid I - ödezwa sa stôrô i zacza Grażinie gadać, żebë pö ja-czés lómpë dodóm jacha, bö dërch w tim sarnim maszerëje. Mëslala so, że jak öna ju tam pöléze, tej i östónie, ale ta nawet ni mia taczégö zamiaru. - Jô so od ce co wezna i téż mdze dobrze! -ödpöwiôda córka. - Në a robota so jaką wëszëkac bë mögla? -zôs pödjimnala téma stôrô. - Kó të za mlodô jes, abë calima dniama köl ökna sedzec. Të sa muszisz do lëdzy garnąc, a férëjesz sa görzi jak jô; nick, blós doma. Lëdze cë różné nowöscë pöwiedzą. Të wiész, jak më mielë dobrze, czej öni do krómu przëchôdalë, më wiedno wszëtkö wiedzalë: chto na zeszit bierze, co kupiô i za ile, czë mu lepi jidze, czë górzi... - Niech ju muter dô póku lëdzóm, a sa lepi swöjim sëmienia zajmie! - Të równak jes ópësköwónô, a öpëskó-wónëch nicht nie chce! Żóden chłop nie lëdô taczich frëch bialków. Kóżdi chce sympaticzną, co przëtaknie a sa usmieje, abó rzecze, że nie wié. Taczé są w módze, a nié të! Në cali czas cos! Jó jedno, të drëdżé! Górzi, jak na rënku w Seraköjcach: dërch zaczinôsz! Grażina wzéra przez okno, ale nicht nie łóz drogą. Wlazła na przater i zacza sznëkrowac w stôrëch sapétach. Nala-zla tam swóje ksążczi ze szkölë i ódjimczi, hëftë i stóri kólowrot... - Óch! - cażkó westchną, wöniającë zakurzone rzecze. - Kuli żëcó, sztëk i wicy ód tego, co miało tej cwëk - pömëslala. Zrobiło ji sa zëmno, tak téż wëjana z kléderszpinie stóri kóżëch. Podeszła do môlégö okna, w chtërnym przez paklą ruta wcyskól sa zymkówi lëft. Wzéra na dak stóri szopë i chëcz Czapë, ö chtërnégó jistnieniu czësto zabëla. Zamëszlëla sa. Żëcé ji sa zaplątało. Nie widza drodżi, blós to marné snienié, do chtërnégö sa ju përzna przënacëla. Wiedza, co mdze w tim snieniu sa dzejalo i jakbë sa „zarëchtowa" na kóżdé wezdrzenié nëch marnëch twórzów i na to, że ja zós zabiją... Naróz w óknie köl Czapë zapóIił sa wid. Grażina przësëna sa blëżi swóji rutë. Chłop stojól często osowiali i pólca ódprowódzól krople. Zaczinól ód wëcygnienió raczi, późni niezgrabny pazur zniżól sa na dół i tak to sa powtórzalo, jaż do sprzikrzenió. Czasa nawet wëkukiwól za ną kroplą deszczu, chtërna nóprzód bëla môlô, późni sa lączëla zjiną i nabrzmiało rozczida ó dererest. Grażina zrozmia jego robota i zacza robie jistno jak on. Ale nie bëlo z tegó dló ni wikszi ucechë. Co ten w tim widzól? Nijak ni mógla pójic. Opówiedzala to stóri, chtërna zaró rzekła, że ón to wiedno robi, czej blós padó. Czedës sa gó nawet pita, ale ón ji blós cos tam zmrëczôl pod nosa. - A ta jego białka? - spita sa Grażina - „Wariatka" më na nia gôdalë! Żëje óna jesz? - To mdze móże z jaczi rok, jak óna je umarló. To ód ji smiercë ón tak sa férëje. Je sóm i z nikógum sa nie zadówó. Czasa do krómu, do miasta jedze, bo tu sa gó za wiele dopitëją. - Ön bél wiedno taczi barżi miastowi! - rzekła Grażina i doda, że gó pamiató, czej jesz do szkole chödzëla, tej ón wiedno do robótë jachól. Późni jesz so przëpömna, że wiedno cos z negó miasta wiek, że to bëlë ksążczi, chtërne óna czëta. - Kö ta blós czëta! - oznajmiła stôrô. - Ön nawetka diplóm dostôl z ny czëtnicë za to, że je nôlepszim czetińca w powiece. Pökazywôl gö mie nierôz, a Wariatka gö chwôlëla. To bëla richtich Wariatka! Te ji strëszé klédë, chtërne öna z negö köfra ny stôri Czapinë wëgrzeba i ne czôpczi a szormë..., kö to doch wszëtkö bëlo pöżarté przez mule a mëszë. Jak strôszk öna szpacérowa a wszëtczim gôda: „Dzień dobry!". Kö smiéch i nick wicy. Co ucechë më tu mielë... Le Wariatka sa pókóza, a ju wszëtcë më köl pórtów stojelë. - Jô to pamiatóm! - rzekła Grażina i jesz doda, że pamiatô, czej bëla köl ni na arba-ce. Wariatka pösadzëla ja przë wiôldżim stole i postawiła fejn taska w róże z miodną arbatą. Öpöwiôda ji tej o Alicji, chtërna przez szpédżel dosta sa do jinégö świata. - I jó pamiatóm, że późni, przez wiele lat, jo szuka tegö szpégla, tegó jednego i prôwdzëwégö, przez chtëren do tamtego świata jó bë sa mogła przedostać. - Në, widzysz, co za glëpstwa ta plesta! Chlapie to bëlo i nick wicy! - doda stôrô, a jesz nie zabëla dorzëcëc, że Grażina prawie z ta-czi czarowny krôjnë wërzucëlë. - A co on robi tero? On je sóm? - spita sa Grażina o Czapa. -Jo! Ale on nie je dló ce! - zarô przestrzegła stôró, boju wicy klopótlëwëch zdarzeniow óna bë nie strzima. - On je w mójich latach! - dorzucëla. - Co téż stórim białkom po lepie chódzy? To jaż nie je do pömëszleniô! - skwitowa Grażina, a tim sarnim zacza sa zastanawiać, jak żëcé Czapë z Wariatką wëzdrzalo ód bëna. To bëla tako nowo dló ni zabówka. - Jó sa jida przeńc wedle Gumin! - rzekła Grażina i wëlazla buten. - Ale të so co jinégö oblecz! Doch nie mëslisz w nym kóżëchu lezc! - protestowa stôrô. -Dzysó tu je wiele lëdzy zjachóné na góscëna, to są Jastrë, atëw nym ... - ale Grażinë ju nie bëlo. Szla flot, blós w dómie östalë słowa, chtërne sa zawieszëlë gdzes midzë slëcha a gôdką. Grażina öbeszla wszëtczé póła. Postawiła kołnierz, bo deszcz zacynôl. Czej przeszła nazód, stana kół pórtë i zós zdrza na Czapa. Ten sedzól i cos zsziwôl, jakbë szorëm abó co...? Zaczekawilo to białka. Podeszła blëzi, ale na pólcach i skrëla sa za jabłonią. - Jo, richtich szorëm: żôlti w jaczé wzorë! -dzëwówa sa Grażina, chóc richtich nie widza, co na nym sztofie bëlo nadrëköwóné, późna blós, że to nie je szorëm ód deszczu, że taczé w filmach widza i to jesz nié wiedno. Dokólka öbszëti bél kórunką, a Czapa prawie gó zszil i sa nim bawił. Grażinie sa zdówalo, że wi-dzy nôpiakniészą rzecz na świece: taczi żólti szorëm w jizbie Czapë zaró ji przëpómnąn lato. Jakbë ten chwócyl sluńce, co sa baro Grażinie widzalo i zaró postąpiła blëżi okna. Czapa wlôz do jizbë Wariatczi i zapólil wid. Późni ódpólól swiéczczi, chtërne stojalë na kómódze. Grażina widza tam wióldżi pórządk: wszëtkó ułożone i na swójim placu wnet tak, jakbë tam mieszka białka. Klédë bëlë weplatowóné i powieszone na biglach: jedne bëlë jasné i letczé, drëdżé - zëmöwé i cemné. Chłop zjąn z bigla balowi kléd z dludżim rakowa. Kusznąl sztof rakowa tak, jakbë w niego öbleklô bëla jakô póstacjó. Przëcës-nąn gó do se, a sztof letko doklejól sa do niego. Pód raka wlożił szorëm i zacząn tań-cowac. Grażina krzëcza, bo z nią - białką z krwie i gnóta - nicht nigdë tak nie tan-cowól! Czapa przewalcowól całą jizba, jaż umączony lég sa z nym kléda na lóżkó. Tam nakril so nim głowa i tak leżól. Grażina wnëka do chëczów i rzekła, że wëjéż-dżó, że jedze w świat swöjégö Czapa szukać! - Ale dzysó doch nick nie jezdzy, a gdze të na nym kole! - wrzeszczą stôrô, ale czëla blós ód córczi, że sa ni mó jiscëc, że ta sa odezwie i do znac, co i jak. - W nym köżëchu! - doda stôrô. Adóm Hébel Hej sobótka, sobótka! Tekst na mötiwach sobótköwëch öbrzadów öpisónëch przez Paula Széfka. W dokazu są wëzwëskóné cytatë ze scenarnika wëdónégö przez Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie. AKT I Na binie je miedzo i trzë kamë. Stare bierze ne kamë i kładze na miedze. Tak jem sobie umëslół ë taczi jem wej môl nalózł. Tu, ë blós tu, w taczim môlu zwëczôj ë wiara naszich öjców kôżą nóm przeżëc ten swiati wieczór. Të ju wej zachódzysz słunuszkó! Të, co nóm zemia ögrzéwôsz, ë łączi, zboża, lasë ë wódë swójim gorącym decha... Të, co swim płószcza promieni chuchósz na ten zëmny świat. Wnet gö óstawisz, żebë mógł zasnąć w óbjacach ti latny nocë ë snic ó lëdzczi nimöcë. Reno të zwilżisz jegó lëpë rosą ë letczim wiatra, bë mógł wstać swiéżi ë dzyrsczi, twójim widoka uceszony! Tero ju óstatnym twójim promienia kólibiesz ta zemia do snu nocnégö. Zatim terô je czas öznaczëc sobótka. Wtikô wietewka brzozę na skrziżowanim miedzów, po czim kładze kamienie w tim placu -dwa na pöla öddzeloné miedzama, a trzecy, nôwikszi na pöspólną greńca drëdżich dwuch pölów pö czim gôdô\ A wa sąsôdzë, co waji niezgoda rozdzelëła, niechże ta trówa, zela ë kwiatë, co tu po obu stronach tëch miedz wëroscą, ësow jednym wińcu miescą - niechże i waji pögödzą, ë pokój, ë redosc w checze waji wniosą. 27 CZAROWNIK: Hej młodzëzno! Chto wié, czë të jesz jes takó, jaczima bëlë twöji ojcowie? Czë të jesz ostała wiérną wierze twöjich przodków?... Czej tak, tej przińdzta tu dzys wieczór ë ödprawta waji pojednanie! Tak zwëczôj kôże: abó sa pojednać, abó badzesz wëklatô jak czarownik. Ztégö dzys je wiele na świece. Niech waji mają moce bösczé w opiece! Wëchôdają Wchôdoją bazunyscë. BAZUNYSTA I (Wkukiwô i gôdô): Tóna, Tóna! Czuł të!? Wërazno tu Ksawer gôdôł: „Abó na pojednanie, abó na wëklacé!" Taczé wëklacé muszi bëc straszne! BAZUNYSTA II: Jo brace - jó czuł wszëtkó! Pamiatóm, jak róz mója matka pówióda o taczim wëklacu w Pótagówie. To bëłë te czasë, jak ona jesz dzéwczëca bëła. Ale jak ona nóm o tim pówióda, to jaż włosë na głowie stôwałë! Rozpólonyma głowniama ta wëklatą ze wsë wëg-nelë! BAZUNYSTA III: Jo, a ód tegó czasu wies ni miała spokoju. Nawet swiacenié ksadza nic nie pomogło! Lëdze, wej, pöwiôdelë, że co noc czëlë, jakbë całó urzma lëdzy ë psów przez wies na jachta gnała. Nicht spac ni mógł w ti wsë! Jaż po dwuch latach przëjalë ta wëgnóną nazód do wsë, bó sa pógódzëlë na sobótce - ë tej dopierze béł spokój. MATIS (Pöjôwiô sa no binie téż z bazunq): Cëż wa tu za zwerch robita. Znaku czasu szëkac! Widzół jem z dóleka Ksawra, tej jem gnół w ten mól, skąd ón szedł. Jak më gó do zóchódu słuńca nie nalézemë, sobótka przepadnie! BAZUNYSTA I: Matis? Cëż të tu robisz? BAZUNYSTA III: Më ce sto lat ni mómë widzoné! Mają oni cë z ti Holandie wënëkóné? MATIS: A co, jó miół sobótka w Amsterdamie spadzëc? Jak sa całó wies zeńdze, tej mie ni mogło zabraknąć! BAZUNYSTA I: Në jo. Szklarnio póczekó, te gurczi tam nie zgniją. A na długo të tu jes? BAZUNYSTA IV: To sa uzdrzi. Të wiész, w ta nókrótszą noc to sa rozmajité rzeczë mogą wë-darzëc, może i mie jaczi czar tu na dłëżi óstawi. Dobra, dze je ten znak czasu? Jak më gó nie nalézemë, tej sobótka przepadnie. BAZUNYSTA I: Niczego sa nie bój. Znak tu je! Tu më gó mómë zmerkóné, jak gó stóri robił. BAZUNYSTA II: Serce gó bolało, bó nie béł pewny, czë më ten stóri zwëczôj teróz tak ódprawimë, jak to naszi praojcowie gó öbchódzëlë. Jemu sa zdówało, że më ju ö wszëtczim -co nasze, ju dôwno zabóczëlë! Ön, wej, mësli, że sa czësto w nowömódnëch lëdzy wërodzëlë, ë że më ju nick ni mómë wspólnego ze zwëczajama naszich stórosłowiańsczich praojców! MATIS: Póczi jó żił bada - tak bada óbchódzył nasze zwëczaje, jak to naszi ojcowie wëprôwielë i tak, jak to oni nas tegó uczëlë! BAZUNYSTA I: Jo jo, za greńcą w szklarniach! MATIS: Na kóżdim mólu, gdze mie żëcé póniese! BAZUNYSTA II: Jaż do smiercë! BAZUNYSTA I: Terô drëchówie je czas nasza młodzéż na sobótka zwołać. Chwëcta le za ba-zunë... BAZUNYSTA II: Jó naszemu pörénkówi - naszi jutrzny stronie óbznójmia póczątk naszi stórodówny sobótczi! Niech ta jutrznio, co nóm reną rosą skrópió nasze spragnione póła -niech ji rené przëmrózczi wëgóniô. Z ti stronę raza ze wschóda cepłégó słuńca rosce nasza nódzeja ë budzy sa móc naszi wiarë ë żëcó! MATIS: A jó w drëgą strona świata zatrąbia! Tam, skąd wieczorny spokój ë wëpóczink nas ógórnió. BAZUNYSTA III: Jó półniu ta wiólgą redosc ógłosza! Niech ta górąc, co nama doskwiérô, teró nas zapôli do stôrégö óbrzadu, do swiatégö widu ti nocë! BAZUNYSTA I: A të wiôlgô gwiôzdo môłégö wóza, co naszim rëbôkóm ë ökratnikóm droga pókózywósz, a widzysz płacze i redo-sce, szczesca i nieszczesca - natchnij nas do zgödë i sprawiedlëwötë w ten swiati wieczór! A niech më nick z óbrzadu nie zabą-dzemë ani nie przekrącymë! Chwócta le tero za bazunë. Zagrôjmë! Grają hejnôł, pö czim szëkują plac do ögniszcza. Schôdajg z binë, na jaczi terô pöjôwiają sa Kasza i Krisza. KASZA: Në, tej sobótka sa zaczinó! Kriszka? KRISZA: Co Kaszka? KASZA: Të czëła, że Swiatégó Jana to je noc zakóchónëch? KRISZA: Tej jô móm Swiatégö Jana co tidzeń! KASZA: A jó tam w miłota nie wierzą. Në, może że miłota do jedzenió! KRISZA: Pój, walniemë so selfika! KASZA: Wez, bo te moje klatë bądą widzec! KRISZA: Wzerôj! Matis je z Holandie przëja-chóny! O, to pewno mu wiater ta szklarnia, dze ón robi, rozwalił. KASZA: A tam je taczi wiater? Öd czego? KRISZA: Jenë, Kaszka, të jes ale głupó. Në, ód czego w Holandie je wiater? Od wiatraków! Jó móm w robóce taczi malinczi i to tak dmuchó. A oni mają taczich wióldżich, a jesz ful. To oni nawet w lato mają chłód i wiater. KASZA: Në jo, wiater, wiatrak... że jó tego nie zmerka! KRISZA: Në bo të jes głupó jak pak słomë, lol. KASZA: Jó so mëszla, czekawé, czë Matis ju je ze swóją mëmą a tatą pogodzony. Może prawie temu ón tu przëjachôł? KRISZA: Jó nie wiém, ale ón bë sa mógł z tą swóją Agnes dogadać. A jak nié, tej dobrze, jó sa wkół niego zakrąca! On mie bądze tëlpë z ti Holandie wiózł! KASZA: Wez ju sztël badzë! Jidzema so ustawie tak, co nama dim w öczë nie pudze. O, państwo Mariola i Józef jidą, czekawé, czë oni ju Matisa widzelë, tegó sëna marnotrawnego! MARIOLA: Józef, chłopie, pój doch, te bazunë ju rëczałë. JÓZEF (jidze z krëkwiama) : Dój mie póku białko! Dze të mie cygniesz! Jó mógł doma sedzec, a o ti sobótce w radiu słëchac. To, jak kóżdi rok, mó napadóné i jó so le tima krëkwiama w tim błocę ślizgom. Të bë mie da póku. MARIOLA: A cëż të taczi zgniłi sa zrobił? Jó wiém o co cebie jidze. Że Ksawer za starca na sobótce je! JÓZEF: Wez mie o nim nawet nie gadój. 29 MARIOLA: Jô nic nie gôdóm. Le të dërch doma ö tim gniecesz. Ni możesz të ju dac póku? Żëcé jidze dali! Zresztą, më mómë terô jiné problemë. Twöjim dzecka sa jiscë! JÓZEF: A co, nasza Marcelinka co nawëstwôrzała? MARIOLA: Jô ö Matisu gôdóm. Ten ju sa nick za familią nie czerëje. JÓZEF: Tegö jô ju móm zabëté, niech on le spróbuje czego od nas chcec. Niech so radży, jć> mu dobrze żëcza, le niech so tam dalek żëcé sóm ukłódó. MARIOLA: Jak të tak wzérôsz, tej to nie je dzyw, że cebie je tak czażkó. Pój, tu zarô muzyka bądze, cebie sa wieselni zrobi. JÓZEF: Wiész të co? Jô so tam z tëłu stóna, jô sa z tima krëkwiama nie mda rozpichôł. Jak të chcesz, tej biôj blëżi do ögnia. AKTII STARĆ: Nieba niech wama zapłacą za to, żesta sa tu w tim môlu zeszła, bë ödbëc nasze zwëczaje, nasza sobótka! Prôwdzëwô redosc ë duma mie rozpiérô, że wa wiara ë stôri zwëczôj tu przeszła odprawie! Serce mie jaż rosce, czej jó waji tu widza zebrónëch, zgódnëch ë gödzëwëch zastąpić swöjich öjców przë tim obrządzę. Z öjca na sëna szedł ten zwëczôj, jedno pokolenie uczëło sa ód drëdżégó, bó w tim je nasza móc ë wiara. A móc to je tako, jako je ta noc, a jako sa le róz do roku zdarzi! To je noc, dze dzeń z nocą sa möcëją, dze zło z dobrim, łża z prôwdą ë łaska z grzécha wiólgą ódbiwają bitwa! To je ta noc, w chtërny sa kwiat parpacë rodzy. Przez to më tu ten wińc kwiatów na ten ódżin przënioslë, bë sa spólëłë w tim czëstim ogniu kwiatu szczescó, kwiatu parpacë na czesc, na chwała, na lëdzką redosc! To je jedna jedinó noc w roku, dze nasza młodzéż móże ten kwiat parpacë nalezc! Chto gó naléze - mdze nôszczestlëwszi na świece! Ale parpac ta le kwitnie jedna gódzëna w nocë! To je jedna noc, co móże szczescé ze sprawiedlëwóscą złączëc! Ale pamiatôjta téż ó tim, że ta noc straszną bëc móże! Nigdë tëli pókus w całim roku nie zwódzô młodëch, co w ta noc! Przez to jó waji napóminóm ë óstrzégóm, bësta sa złému skusëc nie da! Wszelejaczé widzadła sa wóm badą öbjôwiałë. Dzéwczatóm - królewicze, bógati ricerze, bógati żołnierze ë jinszé pësznoscë! Bënlôkóm pokazywać sa badą pëszné dzéwczątka, strojne ë głôdczé jak aniółczi, tak cëdowné, że dësza bë sa chca do nich urwac! Za taczima widzadłama nie jidzta! Bó to mdze wajó zguba! Niech nicht w ta gödzëna nie chódzy samotny! Szëkôjta kwiatu parpacë grëpama - pó dwie, trzë ë sztërë ösobë. Jinaczi wa zbłądzyta! A chto zbłądzy - przez gódzëna le mdze szczestlëwi - reszta żëcô mdze dló niego wieczną udraką! Mijó gódzëna przemienie-nió słuńca. Ódżin trzeba zapalëc! Zapôliwanié ögniszczo prze śpiewach. KASZA: Kriszka, pój sa bawić! KRISZA: Terô jó ni móga! KASZA: Czemu? Të sa nie chcesz z nama bawić? KRISZA: Nié, jó sa nie bawia, bó jó musza ódjimk zrobić, żebë jiny widzelë, że jó sa dobrze bawia! Wchôdô Agnes. AGNES: Ó, Kriszka. Nie widza të móże Tónë? Jó bë do naszégó bazunystë sprawa mia. KRISZA: Nié. Pewno szedł drzewa halac. Pöjôwiô sa Matis. Në, tej jó so puda... AGNES: Wejle, przëjachôł. Szkoda, że nié na biółim kóniu. MATIS: Agnes, nie badzë takô. Jó tu przëjachôł i chca wiedzec, czë jó tu móm za czim szëkac. Czë ma jesz... AGNES: Nié, ma ju nié. To wszëtkö? MATIS: Agnes... Jô wiém, że jć> wiele öd cebie wëmôgóm, że to nasze urwóné wrëjowanié böli. Jô równak bë chcôł jesz jedna szansa. AGNES: Jesz jedna szansa? A późni co? Znôwu sa cos wôżnégö w żëcym wëdarzi, znôwu të badzesz muszół ucekac, zôs cebie tu badze za dëszno! A jô óstóna sama. MATIS: Jô ju za to przeprosył. AGNES: Ale jô nie wiém, czë të sa zmienił. MATIS: Baro wiele sa zmieniło öd czasu jak jć> do Holandie jachôł. Tedë jô nie wiedzôł, co jô chcą, na czim ma stojima. AGNES: A terô co? Kariera przë gurkach w szklarnie cebie odmieniła? Matis, nie görzë sa. Jô wierzą, że të sa zmienił, le... jô sa téż zmieniła. I ma ju nick nie ödbudëjema, bö möje żëcé téż sa budëje. Z Antona. MATIS: I të mie nic nie rzekła? Öd czedë wa...? Agnes wëchôdô. MARIOLA: Matis, synku, të nic nie gôdôł, że të przëjedzesz. MATIS: Jo, jô nie wiém na jak długö. Jô miôł sprawa w kraju... le pewno nic z tego nie mdze. MARIOLA: Të tu môsz niejedna sprawa. Të bë mógł wrócëc. MATIS: Mëma... jô nie chcą. Mie tu nic nie trzimô. Jô sa tu dësza. MARIOLA: A të wiész jak më sa czëjemë? Të wëszedł tak prosto, jak më cebie nôbarżi brëköwelë. Jak twój ójc... Wchôdô Józef. JÓZEF: Sënie, jô cebie jedno rzeka. Dlô mie të możesz nawet w pałacu zamieszkać. Ale tedë to nie znaczi, że të wiózł do pałacu. Të do niego ucekł. MATIS: Jo, jo do niego ucekł. Przed ojca, co óbwiniwó całi świat za swoje kalectwo! Jo po prówdze ucekł i teró wa móżeta gadać co wa chceta, le mie tego nie je żól. MARIOLA: A naju cebie nie je żól? JÓZEF: Jó wiém, że jo sa nie zachówół dobrze. Ale të téż mógł mie zrozmiec. Jo le chcół rzec, że jó cebie dzysó rozmieja. I jó nie jem złi, że të jes tam, dze të jes. Wszëtczégó bëlnégö. A teró jó cebie nie przeszkódzóm. Jesz nié wszëtkó bazunyscë wëtrąbilë. Mariola, pój, jidzema na plac, niech on sa przërëchtëje do wzacó na se tradicje ojców. Mariola z Józefa jidą. Przëchôdô Marta z wińca. MARTA: Matis, to të? Jó miała ten wińc do spólenió zanieść. Cëż të tu robisz? MATIS: Głoszą światu gödzëna biótków. Jó jem przëjachóny, jesz nie wiém na jak długo. MARTA (czichô): A! Pszik! Matis ji dôwô sznëptuch. MARTA: Ó, to të nie gódósz mie, że jak jó czichna, to mdze tsunami. Tak të sa ze mie w szkole wëszczérzôł. A tedë jesz jó bëła grëbô, tej ód cebie jó na kóżdim kroku czëła, że jó móm sportową sylwetka, bó jó jak bala wëzdrza. Że jó nie pojada na wanoga do Wdzy-dzów, bó w autokarze je pó jednym placu na ucznia, a jó brëkuja trzë. Że na festinie zamiast dmuchónëch zómków oni mogą mój slódk postawie. A jak jó sa w tobie zakocha, pamiatósz të to? Jó chcała z tobą bëc, a të rzekł... MATIS: Że jó nie wiém, czë jó udwigna ten czażór. Hehe! Przeprószóm, to bëło pó prówdze głupé. MARTA : Nié tam. A wa mia richtich użiwanié. A të sa za to wiedno spózniwół. A jó ce wiedno gódała - na swój pögrzéb të mdzesz téż spóźniony! Ale to są stôré dzeje. MATIS: Në jo, tëli sa zmieniło. Całi czas sa zmieniwó. Më tego nie zatrzimiemë, chócbë më chcelë. MARTA: Në, le niejedne rzeczë östôwają. MATIS: Jaczé? Kö ma jesma młodi, ale nawet ma pamiatóma jak tu bëło czësto jinaczi. Tëch chëczów tu nie bëło, lëdze jinaczi żëlë, në, wzerôj na te dzecë co do szkółë chodzą - ma doch taczi nie bëła! MARTA: Jo, le nie zmieniwô sa to, że wszëtkö sa dali zmieniwô. Dali je ten ódżin, jaczi spôli to co złé, żebë dali nama to żëcé szło. I fejn bë bëło jakbë më to wszëtkö pö prôwdze w nen ödżin kłedlë. Te złoscë, te winë i ten strach. Strach przed ódemkniacym sa. MATIS: Jo, lato sa skuńczi to të uzdrzisz, że më wszëtkö w tim ögniu östôwiómë. Plastik, farbë, lakérowóné drzewo! Le sa sztachniesz i mdzesz mia w płëcach pół tôflë Mendelejewa! MARTA: Jo. Të wiedno tak szpórtowno gôdôł... wiedno, jak cebie cos gniotło. Co je lóz? To jidze ö twójich starszich? MATIS: O to téż. Jô móm tu niezałatwioné sprawë. I pewno jich ju nie załatwia. MARTA: Ale möże jaczé jiné sprawë ce tu przëcygną... Chcą sa kusznąc. CZAROWNIK (zeza binë): Przestóńta sa bawić! AKT III MATIS: Dobra, czarownik nas do ögnia wöłô. Biôj z tim wińca! CZAROWNIK: Na to jesz przińdze czas! Terô pojednać sa trzeba. Bazunyscë, głosta światu gödzëna biôtków! Do starca: A të, Ksawrze, zacznij sadzëc lëdzy! Dôwô mu wietewka parpacë STARĆ: Nadeszła gödzëna biôtków złégö ë dobrégö. Chto dobadze? To le öd naju zanôlégô. Jeżlë sztridë i zwadë mdą panowałë - złé mdze möcniészé. Nastąpi zgöda i sprawiedlëwösc - dobra nick nie dobadze. Wëbierôjta, co wa chceta! BAZUNYSCË: Më chcemë zgödë! WSZËTCË: Chcemë zgödë! BAZUNYSTA II: Je tam chto, co mô jaczé zwadë z czims? BAZUNYSTA IV: Tu je Liks, Ambrożi ë Mónika, öni chcą gadac! STARĆ: Tej le nôprzód, chłopi. Niech wëstąpią. A wa wszëtcë sądzta jich tak, jak w sądzę! Nie bôczta na krewnosc ë znajomość. Terô le dbać muszimë ö sprawiedlëwösc! LIKS: Całô wies mie znô. Wa wszëtcë wiéta, żem wama krôdł, co popadło... Przebaczta mie! Jô wicy nie chcą krasc! Jô chcą bëc rzetelnym człowieka. Wëbôczëta mie lëdze! AMBROŻI: Jô jem krzëwóprzësażcą! Przeze mie Wiktor trzë lata w sôdzë spadzył! Terô ta sprawa mie póku nie dała. Sëmienié mie grëzło. Dôjta mie za to sztrôfa, le wëbôczta! RÓŻA: Jô óbgadiwa Gusta i Mónika. Przeze mie oni sa nie öżenilë. Jô bëła zôzdrosnô. Wëbôcz-taże mie! STARC: Terô je czas sądzeniô, a to je wasz czas. Nôprzód niech dzéwczata co rzeką! DZEUSË: Niech Mónika gôdô! Rózka ja skrziwdzëła! Niech óna sądzy! MÓNIKA: Jô Rózce przebóczóm... Par pac ji dôwô. Le bez rok Rózka nie mdze sa na wiesołach bawia! GUST: Jak Liks żałuje, a sa do winë przëznôwô, ko tej më muszimë mu pomóc, wëbaczëc a sa ujednac. WSZËTCË: Przebóczómë! GUST: Le cobë wina bëła scygnionó, to të muszisz żôrotnym to, co môsz ukradłé, rozdać! CZAROWNIK: Chto jesz mć> jaką wina? Przëznac sa! Bö chto dzysô w ta nôkrótszą noc swöjich winów nie óczëszczi, tegö serce w tim ögniu wëlądëje, a ön sóm badze wëklati! MATIS: Jô... jô długo tu z warna nie béł, bö w daleczim kraju so żëcé ukłódół. I jô tu przeszedł, żebë sprawdzëc, czë mie tu jesz co trzimô. Czë ten ödżin sa jesz pôli dlô mie. I chöc niejedny mie ju mają wësztrichnioné... to jô chca przënômni wszëtczé swöje zaszłé sprawë öpörządzëc i winë uprawie. Jô östawił matka i öjca w potrzebie. Öjc pö wëpôdku béł bez robötë, przeszła biéda, a jô miast pömöc jima, to jô ucekł. Bö jô ni mógł słëchac, jak mój ójc sa stół taczim gniotą, co blós wina jinëch widzôł. Jô ju ni mógł w ti chëczë strzëmac. I temu ta chëcz, ta, dze jô sa wëchöwôł, dze mie wëkarmilë, öbleklë i delë na puczel to, co mie do żëcégö pötrzébné... jô ja óstawił w potrzebie. Matko, ojcze, wëbôczta mie, sënowi, co nie je gödny bëc waszim dzecka. Wszëtcë są wërazno zdzëwiony i pörëszony Matisowq mową. MARIOLA: Synku! Dló mie të wiedno jes kóchónym dzecka. Pewno, że jô ce wëbôcziwóm. Öjc téż, doch jo? JÓZEF: Dló mie to téż béł złi czas. Jô so téż rozmajité do głowë brôł przez to co sa stało. I ma óbaji pókôza, że ucékóma ód tego, co nama namienioné - dozéraniô swójich. Jó cebie rozmieja. I chóc jó dali ni móga zjąc z sebie tego czażaru z tamtégö czasu... to cebie jó nie chca nim óbarcziwac. Sënie, badze z Boga i midzë nama niech ju wiedno je zgóda. CZAROWNIK: Ale za to, co të procëm czwiôrtému przëkôzaniému stanął, të muszisz zadosc uczënic. Jak blós të bądzesz doma, tej ójcowi të bądzesz wszëtkö pódôwôł, a jemu usłëgiwôł, tak co ön, chóc je krépel, badze jak zdrów chłop sa czuł. Czë chtos jesz mô jaczé winë? MATIS: Jó, jak jó jesz móga... to jó bë chcôł Agnes przeprosëc, że jó tak ji kózół to moje wëja-chanié zlëdac. I jakbë öna tak... chcała mie wëbóczëc, tej jó móga ji öbiécac, że... AGNES: Terô to të so możesz. Znaczi... jó cebie wëbôcziwóm, ale na bëcé ze mną to taczi sezonowi robotnik so muszi zasłużëc. CZAROWNIK: Sprawę mulków oni muszą sami załatwić midzë sobą. Niech jima swiati Jón dopomoże. A czë chtos jesz winë swoje chce wëznac i w tim sobótkówim ógniu spôlëc? Starcu, cëż wë tero taczi sztël sa zrobilë? STARĆ: Bo i jó móm wina. JÓZEF: To jó so puda na cygareta białko. MARIOLA: Ani möwë ni ma! Stój tu i słëchôj! STARĆ: Wszëtcë wiedzą, czemu Józef z krëkwiama chódzy. Tedë bëło czażkó gó na etat wząc. A budować muszół, bó sa budë jedna za drëgą stówiałë. I jó gó rniół zatrudnione, chóc sytuacjo bëła czażkó. Në i jó téż béł na dëtka chcëwi. Docz jó sa miół z fiskusa dzelëc? Tak ón na czórno robił. I jak béł wëpódk, tej dze ón bë sa miôł przëznac, że ón kol mie robił? JÓZEF: To jó bë zrobił, të pamiatój, że jó blós cebie nie chcół pó sądach wlec. STARĆ: Józefie, jó wiém. Ale jô bë wölôł wólnota stracëc i wërok ödsedzec, jak stracëc drëcha. A terô bez te lata jó tego drëcha ni miôł. Jó wiém, że jó so móm na nôgórszé zasłëżoné. Jó wiém, że tego nic nie copnie, ale Józefku... pudze to jesz wrócëc do tëch czasów, jak më sa kómplowelë? Të mie wëbôczisz ta straszną rzecz? JÓZEF: Ksawér, wzérôj na mie. Widzysz të, co jó teró jem? Co të mie zrobił? STARĆ: Jó widza. I jó cë ti nodżi nie uzdrowią. Ale niech chóc twoja dësza nie mdze zatrëtô tą złoscą. CZAROWNIK: Teró pamiatójta starca słowa. Abó na pojednanie abó na wëklacé! JÓZEF: Ksawer, brace! Niech badze zgóda! WSZËTCË: Swiati wid, pôlący wid Wszëtczé winë lëdzczé sczidł Grom zapôlô, wiater zwôlô Wöda topi, suszô trôpi Swiati widzę, widzę nocny Pökôż wërok möcny. CZAROWNIK: Tu jô cebie sprawiedlëwösc wëmierza. Żebë sa pöjednac, të muszisz tima, co są chöri, pömöc. Twöja firma stôwiô budink do rehabilitacje. Z tegö të nic nie zarabiôj, niech zapłacą blós za materiale i robota twöjich lëdzy. I köżdému öpłacë ZUS! Jô wiém, że to w na-jich warënkach je wiele, le tëli të muszisz zrobić. STARĆ: Jô to zrobią, dlô ti zgödë jô to zrobią. A jesz Józefowi może jaką robota przë biórku załatwia. MATIS: O to wë sa nie jiscëce! Jô tata w möji firmie zatrudnia. MARIOLA: We firmie? Të môsz tam firma? BAZUNYSTA II: To të tam nie robisz w szklarnie? MATIS: Jô nie robią w szklarnie, le jô robią szklarnie. Moja firma je trzecym nôwikszim produceńta szklarniów w Holandie. I terô jô mëslôł, czë jô möga geszeftë tu przenieść. I jô widza, że mie nigdze nie mdze lepi jak tuwö! AGNES: Në, pewno Mulku, dze cebie badze tak jak tuwö ze mną? Në dobra, jô miała takticznégö föcha, a terô möga ju bëc dlô ce miłô. MATIS: Terô to të so możesz robie, co chcesz. BAZUNYSTA III : Terô do tuńca drëszë! MATIS: Marta, snôżo cebie w tim wiónku. Zanim të gö puscysz w wöda, wez mie SMSa puscë, żebë jô wiedzôł, dze gö złapać. CZAROWNIK: Pömale! Nôprzód wińc muszimë spalëc! Jinaczi nicht z nas kwiatu parpacë nie naléze. Chłopi z głowniama tu do mie! Dobrze! -Terô trzeba wrzëcëc nasze głownie do tego wińca. Tej ön sa spôli. Wa dzéwczata narwijta bëlëcë. Bëlëca - to czarodzejsczé zelé. BAZUNYSTA I: Të Matisu w Holandie to môsz lepszé zelé! Wëchôdojq Kriszka i Kaszo. KASZA: A të Kriszka sa ni miała do czegö przëznac w tëch winach? KRISZA: A nibë do czego? KASZA: Że të na facebooku wicy lajków dostała od mie! KRISZA: Bö jak jô na lekcjach sedza, tej jô sa nie öbijóm, le wrzucóm zdjaca, to móm! Dobra, jô nëkóm, jak jô ten kwiat parpacë naléza, tej jô mda szczestlëwô KASZA: A jô mda szczestlëwô jak të sa w tim lese zgubisz! Haha! Jidq na bôk; wchôdô Morta i Matis. MARTA: A të nie jidzesz z resztą kwiatu szczescô szëkac? MATIS: Jô ju nalôzł. KASZA: To je ale romanticzné! Żebë mie chtos tak rzekł! A tedë jô bë chcała, żebë mie sa öbswiôdcził, a na siebie jô chcą bëc örginalnô i niech mie Alleluja ze Shreka zaśpiewają! KRISZKA: Ale öriginalné! Żebë to sa zjiscëło, to muszisz szczescému pömöc. Całô noc na ro-manticzné słowa przed nama! KUŃC Edgar Allan Poe THE TELL-TALE HEART AND OTHER WRITINGS EDGAR AltAN POE Serce - rozplestańc (The Tell-Tale Heart) Je to prôwda - nerwowi - baro nerwowi jć> béł i jem dali, ale gadać, że jem óbarchniałi, to je za wiele. Chörosc wëkrzosa möje zmësłë, a nie znikwita jejich ani nie przëga-sła. Nôbarżi wrażlëwé bëłë möje uszë. Czuł jem wszëtkö, co sa dzejało na zemi i w niebie. Czuł jem téż pieczelné zwaczi. Muszi to bëc, że jem natrzasłi? Le öpasëjta! Zdrzi na to, jak zwëczajno i w bezpieku möga cë wszëtkö öpöwiedzec. To je niemöżebné przińc na to, jak ta udba przeszła do móji głowë, ale jak sa rôz pökôza, tak przëchôda do mie w dzeń i öb noc. Ani köl tegö nie bëło przëczënë, ani célu. Na-wetka jem gö lëdôł. Ön mie nigdë krziwdë nie zrobił, nigdë téż nie rzekł lëchégö słowa. Nie chcôł jem téż jegö dëtków. Mëszla, że to przez to jegö ökö! To muszało jic ö to! Ko miôł ökö jak sap - widné, mödré i jesz nad nim plewa. Czej ono na mie zdrzało, tej tak mie mrozëło; i temu - pómalinku - corôz to barżi chcôł jem odebrać jemu żëcé, bë sa stac wolnym öd tegö öka na wieczi. O to prawie jidze, môta mie za szôlonégö, a szôlony mają we łbie le pak słomë. Ale të miôł mie widzec! Jak jô rozmëslno dze-jóm, jak öpasëja, jak dôwóm bôczënk na przińdnota, jak pódstapno jem sa brôł za roböta! Jô nigdë nie béł taczi miłi dlć> tego starka, jak öbczas slédnégö tidzenia przed tim, jak jem gö zabił. Köżdi nocë, czej wë-brzmia dwanôstô, pödchôdôł jem pöd jego dwiérze, ötmikôł jem zómk - jak cëchö! Czej dwiérze ötemkłë sa tak, bë sa w nich zmiescëła głowa, tak, bë wid nie wiózł do strzódka, tej wcyskôł jem moja bania. Të bë sa usmiôł, czej të bë widzôł, jak mie szëköwno nen łeb przechôdôł. Rëszôł jem wölno, pómalinku, bë nie zbudzëc stôrégö. Zeszła mie gödzëna na wcyskanié głowë tak dalek, bë uzdrzec leżącégö na łóżku. Czë szôlony człowiek bë mógł miec tëli rozezna-niô? A czej möja głowa bëła ju w jizbie, scze-rowół jem łapka baro ostrożno - pó prów-dze ostrożno - ostrożno, bë nie dało sa czëc żódnëch köl tegö zwaków - le tëlé, bë malin-czi wid sygnął le óka sapa. Pöwtôrzôł jem to sétmë dłudżich noców - wiedno ö dwanôsti - ale ökö bëło zamkłé; temu téż roböta nie szła, bö nie macził mie nen człowiek, le jegö Diôbelsczé Ökö. A co dzeń z rena, czej wstôwało słuńce, jô śmiało wchôdôł na jizba i pitôł, wöłającë jegö miono, z wiôlgą serdecznoscą, jak jemu minała noc. Ön bë muszôł bëc pö prôwdze öbmëslny, bë so chöc kąsk wdarzëc to, ö czim jô rozmiszlôł, zdrzącë na niegö, czej spôł. Ósmi nocë öpasowôł jem jesz barżi köl ötmikaniô dwiérzów. Sekundë uchödałë chudzy jak möja raka. Nigdë pradzy jem nie czuł tak baro swóji wiôlgöscë i rozmësl-noscë. Wnetka bë przeszło do tegö, bë jô nie upilowół swöjich wseczëców. Chto bë pömëslôł, że jô tamöj béł, pömalinku ötmikôł dwiérze, a ön nawetka nie snił ö tim, co jô w krëjamnoce robią i co mëszla. Jaż mie sa stało smiészno; a möże mie tej uczuł; rë-sził sa na łóżku jakbë wstrząsniati. Mëslisz, że jem sa copnął? Nijak. Jegö jizba bëła tak czôrnô jak smöła i zacemnionô (öczelnice bëłë dokładno zatkłé ze strachu przed kra-dzélcama), że jô wiedzół, że ön nie widzy, jak jô ötmikóm dwiérze, tej wcyskôł jem sa dërch dali. Wcësnął jem głowa i chcôłjem dac wid, ale mój dużi póle zjechół na blaszanym zómku i stôri sa zerwôł, wołające: „Chto tam?" Jem sa nie rësził i nick jem nie rzekł. Całą gódzëna jem nie drgnął, a nie czuł jem, bë stark legnął nazôd w łóżkó. Wcyg sedzół i na-słëchiwôł — jak jô całima nocama, öpasëjącë na miarowe bicé w scanie. W jednym sztóce uczuł jem stakniacé, wie-dzôł jem, że to stakniacé smiercë. To nie bëło stakniacé z bólu czë smatwë - nié! - to béł nisczi głëchi zwak z dna złakniony dëszë. Dobrze nen zwak znaja. Nierôz ö dwanósti w nocë, czej świat béł zemglony sna, to ze mie wëchôdało ze swójim okropnym cëska, dëszącë mie strachama. Gôdóm, że to dobrze znaja? Kö wiém, co nen stark uczuł i nawetka zrobiło sa mie jegö żôl, ale tak pó prôwdze to moje serce jaż sa zaśmia- ło. Jó póznół, że ón ópasowôł ód pierszégö letczégó trzósku, czej sa zrësził w łóżku. Jego lak coróz barżi sa w nim rozköscérzôł. Chcół nen strach widzec bez przëczënë, ale ni mógł. Gódół do se: „To le huczi w kominie -to je mësz, jako padzy pó podłodze" abó: „to miiszi bëc jaczis skóczk, co dół taczi zwak". Tak to so próbówół tłómaczëc, ale na nick jemu to przeszło. Wszëtkó darmo, kó Smierc cygnącó do niego pódchôda, czórniącë sa przed nim i óbkrążiwającë jegó. I nen smatny cësk nieótkrëti ceni dół mu znac, chóc nic nie widzół ani nie czuł, że jem w ti jizbie ze swóją głową. Długo jem cerplëwie czekół, ale na kuńc chcół jem dac përzna widu, përzinka. Tej jem zaswiécył - nawetka nie wiész, jak ostrożno, ostrożno - póczi prosti słabi parmień, taczi jak pajiczëna, wid z rësënë wiózł i wëfulowôł ókó sapa. Bëło ótemkłé - szerok, szerok ötemkłé -i jem sa rozgórził, czej jem na nie zdrzół. Jó widzół ta apartną jinszosc - wszëtkö do jimrë mödré z okropną plewą nad tim, co baro zmrozëło mie jaż do kóscy; ale jó nie widzół nick wiacy z gabë abó cała starka: parmień jakbë rozmëslnie óstół prawie w tim przeklatim placu. I czë to nie je tak, że to, co môta za óba-rchnienié, to je prosto wëöstrzenié czëców? I teró w móje uszë wdzarł sa głëchi zwak, jaczi wëdôwô zédżerk ówiniati w wata. Jó to dobrze znół. To bëło bicé serca stôrégó człowieka. To jesz barżi mie rozgörzëło - jak babnë na ódwóga do biótczi. Dejade jem sa wstrzimół i nie rësził. Wnetka jem lëftu nie wcygół. Zatrzimół jem wid i próbówół jem nie rëszac parmienia. Timczasa bicé serca sa zwiaksziwało. Rosło chudzy i chudzy, głośni i głośni z kóżdą chwilą. Strach starka muszół bëc nieogarniony! Bëło coróz głośni, gódóm, głośni z kóżdą chwilą! I dobrze so mëslisz - jó rzekł, że jem nerwowi, tej jem. A teró w godzenie smiercë ti nocë, w okropny cëszë ti stóri chëczë nen cëzy zwak zmrozył mie do resztë. Równak póra minut pózni zôs jem sa wstrzimôł i dali stojôł. Ale bicé bëło corôz głosniészé. I terô nowi nieubëtk mie chwëcył - zwak mógł bëc uczëti przez sąsada. Wëbiła gödzëna stôrégö człowieka! Z głośnym krzika jô zaswiécył i wsköcził do jizbë. Ön wrzasnął, ale leno rôz. Öb chwila jem scygnął gö na pödłoga i przëcësnął cażczim łóżka. Pózni jem sa uśmiechnął, mëszlącë ö swóji robóce. Ale ju jaczis czas serce biło głëchim zwaka. Jó równak miół to gdzes, ko nie jidze tego czëc przez scana. Na kuńc przestôł. Stark nie żił. Rësził jem łóżkö i zbadérowôł niebószczëka. Jo, béłjak kam, umarłi kam. Dół jem raka na jego serce na pora minut-ju nie bëło pulsu. Skon. Nie badze mie wiacy jiwra. Jeżlë dali mëslisz, że jem óbarchniałi, zjina-czisz swoje mëslë, czej cë powiem, jak jem ópasowôł köl ukrëcô cała. Noc ju odpuszcza, a jó robił chutkó, ale w cëszë. Przede wszët-czim schówac trupa. Ödetna głowa, race i nodżi. Dali wëcygnął jem trzë déle z pódłodżi ód schowka i dół jem wszëtczé midzë kańtów-czi. Pózni zamienił jem déle tak, bë nicht nie mógł nick wëkrëc. Nie ostało nick do mëcô - żódny krwi. Jó baro ópasowôł. Wszëtkö zdzejóné - cha! cha! Czej jó skuńcził, bëła czwiôrtô - wcyg cemno jak ó dwanôsti. Czej zwón zagrół na gódzëna, uczuł jem klepanie we dwiérze ód ulëcë. Zeszedł jem z letczim serca ótemknąc - czego miół jem miec strach? Weszło trzech chłopów, jaczi delë sa póznac jakno szandarowie. Zwak w nocë muszół bëc uczëti przez sąsada, jaczi so pömëslôł, że cos nie je tak. Poszedł na policja i ti östelë tuwó wësłóny, bë przeszukać dodóm. Jó sa uśmiechnął - cëż bëło do strachu? Przëwitôł jem nëch chłopów. Krzik, rzekł jem, to mie sa śniło. Stori człowiek, jem wspómniół, nie bëło jego w kraju. Rócził jem góscy dodóm. Chceta szukać? Szukójta dobrze. Wprowadzył jem jejich w jego jizba. Pókózół jem jima jegó skarbë - bezpieczne, nierëszoné. W redoce z móji dowiérnotë postawił jem stółczi w jizbie i chcółjem, bë so ódpóczalë. Swój stółk z buchë z dobëcô postawił jem na placu, pod jaczim leżół nieboszczek. Szandaróm sa widzało. Mója gódka jich przekona. Jó béł ósoblëwie spókójny. Usedlë, jó z redotą ódpówiódół na jich pitania, a oni óbczas tego gôdelë ö znónëch jinëch sprawach. Długo to nie dérowało. Poczuł jem, że sa robią bladi i chcółjem, bë so pöszlë. Głowa mie bolała i zwóniło mie w uszach. A oni wcyg sedzelë i gôdelë. Zwónienié bëło czëc jesz barżi, dérowało dali i jesz głośni. Zaczął jem wiacy gadać, bë wëkarczowac lëché mëslë, ale óstôł jem gwës tegó, że trzósk nie je le w mójich uszach. Jem sa stół jesz barżi bladi, ale gódół jem coróz wiacy i głośni. Zwak równak béł coróz mócniészi. Cëż mógł jem zrobić? To béł ni-sczi, tapi, głëchi zwak - taczi zwak, jaczi wëdôwô zédżerk ówiniati w wata. Cażko przeszło mie złapać lëft - kó szandarowie tegó nie czëlë. Gódół jem jesz pradzy -barżi chutkó, ale trzósk wcyg robił sa wik-szi. Jó wstół i rozprówiół ó głëpötach, baro pówóżno, ale zwak dërch rósł. Czemu oni so nie jidą? Chódzyłjem pó podłodze dosc cażkö, przejimającë sa górza chłopów, ale bëło jesz głośni. Mój Bóże! Co móm robie? Zaczął jem gadać głëpótë i kląc. Rëszôł jem stołka, na jaczim jem sedzół; cygnął jem stółk pó podłodze. Zwak dali nie ustówół i jesz rósł. Głośni, głośni, głośni! A oni wcyg gôdelë i sa smielë. Czë bë to mogło bëc, że óni nie czëlë? Bóże Wszechmocny! Nié, nié! Öni czëlë! Wiedzelë! Mielë ze mie smiéch! -to jem mëslôł i tak mëszla. Ale wszëtkó bëło lepszé ód tegó pósmiewiszcza! Ni mógł jem tegó dłëżi znosëc! Czuł jem, że abó krzikna, abó umrza! A tero zós głośni! głośni! głośni! głośni! „Łotrë" - wrzeszczół jem - „nie badze wiacy krëjamnotë! To jó! Wëcygnij déle! Tuwó, tuwó! To bicé jegó okropnego serca!" Tfóm. Emilio Peplińskó Stanisłôw Frymark Zómk Zôbörsczi 2018.01.23 Niesóm Jem niesóm Ale möckö nieszczestlëwi Brzôd chtërnégö nie urodzą Nie wëchöwóm, nie uzdrza Brzôd dzywnégö wrëjowaniô Wiele Lat no dérowało Mödri dim béłjegö znanką Terô je, rosce, toczi, böli Z köżdi USG ödjimka wiakszi Chödzaju w östatny skórze Tëpna w trëma raza z nim Na Lëpöwi alejce posadzony Badzemë żdac na Ostatny Sąd