www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 977023890490604 AKÖRDIONË, KRÓMË I KASZËBSKÔ MUZYKA Dzeń Jednotë Kaszëbów jesmë swiatowelë w rozmajitëch môlach, ale nôwicy lëdzy M przëjachało latos do Kösôköwa. W Uroczëzna zaczała sa mszą w tuwötészim köscele sw. Antóna. W kôzanim ks. Ma- > j*"* rión Miotk pödczorchiwôł m.jin., że wôrt je budować jednota lëdzy, co öddôwają swôje ™ I serca i czas dlô rozwiju Kaszëb i kaszëbiznë. Późni w czôrno-żôłtim marszu uczastnicë świata przeszłe do kösôköwsczégö Eduka-cjowö-Sportowego Centrum, gdze ödbëło sa uroczësté ötemkniacé uroczëstoscë, a pötemu wëstapöwałë môlowé muzyczne karna, FU-CUS i Weronika Körthals. Jak rokroczno nie Raweł Nowak felowało téż rozmajitëch stojiszczów z kaszëb- jaką prezento sczima ksążkama, pamiątkama, swöj oracz- örkestra. nyma wërobinama, dokazama kunsztu, öbleczenim, jestku, tobaką... wnet wszëtczim, co Kaszëbóm brëköwné! Jedna z klasowëch jizbów ostała zmieniono na wëstôwk akördionów Pawła Nowaka, chtëren tradicyjno dirigöwôł Paweł Nowak béł rôd z rówiznë, jaką prezentowała jegö wiôlgô örkestra. wiôldżim karna lubötników tegö instrumentu |Lfja w finale latosy rozegracje. Tim raza rekordu ' JP. wielënë nie dało sa pôbic, ale tak a tak kaszëb-H 4 sczé spiéwë brzëmiałë snôżo, głośno i möcno, B a wedle dirigenta 276 latosëch uczastników ■ zagrało rekordowo bëlno. -ĘĘm*' Jistno jak łoni latos ôstałë téż przërëchto- wóné atrakcje dlô dzecy. Utwórcowie kaszëb-sczich dokazów dlô nômłodszich czëtelë jima swôje usôdzczi, ödbiwałë sa téż warköwnie i könkursë z nôdgrodama. Lubötnicë cëskaniégô w baszka szlë w tim czasu na miónczi w sportowi halë w Mostach, •ód z rówiznë Örganizatorama wëdarzeniô bëlë: Gmina jegö wiôlgô Kösôkôwô, Kösôköwsczé Centrum Kulturë, Kaszëbskö-Pômörsczé Zrzeszenie part Dabö-görzé-Kösôkôwö, Pödjimizna Kömunalnëch Usłëżnotów „PEKO", Spödlecznô Szkoła w Pôgörzim, Szköłowö-Przed-szköłowi Zespół w Mostach. WEDARZENIA • czrmiiA : iaiiim > W NUMERZE: 3 Pomorańcy w Szwajcarii Mateusz Łącki 4 Laudacja prof. dr. hab. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego z okazji uhonorowania Nagrodą Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza Jerzy Błażejowski 5 Wystąpienie wygłoszone przez prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego podczas uroczystości wręczenia mu Nagrody Naukowej Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza 8 Kaszëbsczi mecz Dark Majkôwsczi 10 Chcemë to nakracëc! Łukôsz Zoitköwsczi 12 Bliżej morza. Porty wychodzą w morze Sławomir Lewandowski 14 Listy 16 Święty Wojciech, Bolesław Chrobry i Otton III Jerzy Nacel 17 Wzgórze Świętego Wojciecha Sławomir Lewandowski 18 Tajemnice Gąsawy (część 1) Tomasz Szymański 22 Literatura. Biblioteka w Sanato (część 1) Ryszard Ronczewski 26 Wôjnowi Kaszëbi. Ô niewinnëch dzéwczątkach nicht nie pamiatô... Z Agnészką Pettką gôdôł Eugeniusz Prëczköwsczi 28 Gawędy o ludziach i książkach. Mariana Biskupa żywot pracowity Stanisław Salmonowicz 30 Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégô partu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô wedle aktów kómunysticzny bezpieczi (dzél 4) Słôwk Förmella 32 Dochtór, co dlô wszëtczich miôl czas Łukôsz Zołtköwsczi 35 Gdańsk mniej znany. Szlakiem nowości po Głównym Mieście Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 4(116) 36 Debata o patriotyzmie w stolicy diecezji pelplińskiej (IV Aeropag Pelpliński) Jan Kulas 37 VIII Ogólnopolski Sejmik Krajoznawczy „Wisła w krajobrazie Pomorza" Ryszard Józef Wrzosek 38 Zëma w kaszëbsczi pieśni - spiéwniköwô wanóżka na zmiarzłëch nóżkach (dzél 2) Tomôsz Fópka 40 Brawadë ó koniach. Świat z konia wëzdrzi jinaczi Mateusz Bułłmann 41 Zachë ze stôri szafë. Wieselny kurier RD 42 XX Biesiada Krajeńska Joanna Gil-Śleboda 44 Ks. Antoni Pepliński - pieśniarz z Kaszub Antoni Szreder 46 Zdroje kaszëbiznë. W słowarzu Sëchtë (dzél 4) Felicjo Bôska-Börzëszkôwskô 49 Z Kociewia. O skrach, co nie gasną Maria Pająkowska-Kensik 50 Zrozumieć Mazury. Westfalia Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Czas na kolej Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Czas na bana Kazmiérz Ôstrowsczi, tłom. Ana Hébel 54 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Midzë czôrnym a biôłim Tómk Fópka 68 Z butna. Môje czasu mudzenié Rómk Drzéżdżónk Ôbkłôdka II Akórdionë, krómë i kaszëbskô muzyka (DJK 2018 w Kôsôkôwie) Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska. a Ministerstwo W Spraw Wewnętrznych S' i Administracji WOJLWODZIWO POMORSKIE GDAŃSK miasto wolności PRENUMERATA PoppteraKUb & dostawą, do domu/! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 102018110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH SA: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pi. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pł lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora Święty Wojciech, biskup i męczennik, jeden z głównych patronów Polski, to jednocześnie symbol duchowej i rzeczywistej jedności tworzącej się wówczas Europy, czego przykładem było spotkanie przy jego grobie w 1000 roku króla Niemiec i Świętego Cesarza Rzymskiego Ottona III oraz księcia Bolesława Chrobrego, władcy rodzącego się wówczas państwa polskiego. O św. Wojciechu, Ottonie III i Bolesławie Chrobrym w kwietniowej „Pomeranii" pisze Jerzy Nacel. Czytelnikom zwracam także uwagę na kilka słów poświęconych gdańskiej dzielnicy Święty Wojciech i pobliskiemu wzgórzu, na które corocznie przybywają pątnicy z całego Pomorza, aby uczcić pamięć patrona Połski — św. Wojciecha. W styczniu br. profesor Cezary Obracht-Prądzyński otrzymał Nagrodę Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza w kategorii nauk humanistycznych za wybitne osiągnięcia w badaniach kultury Kaszub i Pomorza. W imieniu redakcji „Pomeranii' gratuluję mu raz jeszcze tego szczególnego wyróżnienia. Laudację na cześć Profesora oraz tekst wystąpienia Laureata można znaleźć w tym numerze naszego miesięcznika. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 lei. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô liczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZURSKI Anna Hebel Dariusz Majkowski Bożena Ugowska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Pomnik św. Wojciecha stojący na południowym skraju gdańskiej dzielnicy Święty Wojciech Fot. Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Przerwa międzysemestralna na trójmiejskich uczelniach została przez pomorańców wykorzystana na podróże. Tym razem uczestniczyliśmy, jako przedstawiciele jednej z dwudziestu mniejszości i grup etnicznych z całej Europy w seminarium organizowanym przez Youth of European Na-tionalities oraz mniejszość retoromańską w Szwajcarii. Spotkanie w alpejskim miasteczku Trin rozpoczęło się 11 lutego i było pierwszym z czterech zaplanowanych na bieżący rok, a także pierwszym, w którym wzięliśmy udział po organizowanym przez nas w sierpniu zeszłego roku Diversity Festi-val. Pomni obciążeń fizycznych i psychicznych, jakie niesie ze sobą przygotowanie takiego wydarzenia, dziękowaliśmy Bogu, że tym razem to nie my jesteśmy jego organizatorami. Hasło przewodnie seminarium w tłumaczeniu na język polski brzmiało „List w butelce" i poza tym, że celnie ukazywało rozrywkowe podejście do życia młodych Retoromanów, określiło również temat, który zdominował trwającą niemal tydzień dyskusję. Podczas warsztatów dowiedzieliśmy się, na czym polega rozpoczynany przez YEN i organizacje członkowskie projekt „Minority Messengers", który ma służyć zwiększeniu wiedzy o mniejszościach i grupach etnicznych oraz ułatwieniu kontaktu między nimi, co w konsekwencji ma im pomóc zachować swoją tożsamość. Poszczególne grupy mają uczyć się od siebie nawzajem, w jaki sposób mogą działać na przykład na rzecz zachowania swego języka, jak skoordynować takie działania oraz przyciągnąć uwagę innych środowisk do poruszanych przez siebie tematów. Zasadę funkcjonowania tego systemu w prosty sposób obrazuje zamieszczony w internecie spot promujący akcję, którego bohaterowie - uczestnicy seminarium - rozjeżdżają się po Europie i przekazują dalej skrzynki z narzędziami, które docierają w coraz to nowe zakamarki kontynentu. Jak bardzo istotna jest edukacja w zakresie praw mniejszości i grup etnicznych, mogliśmy się przekonać, obserwując zamieszanie wokół publicznych mediów w Szwajcarii. 4 marca miało miejsce referendum w sprawie zniesienia opłaty zwanej Billag, która jest odpowiednikiem polskiego abonamentu radiowo-telewizyjnego. Spotkało się to ze zdecydowanym sprzeciwem społeczności retoromańskiej, która dzięki Billagowi ma radio i programy telewizyjne w swoim języku. Za sprawą kampanii „Na a No Billag" („Nie dla zniesienia Billagu") Retoromanom udało się rozpowszechnić swój punkt widzenia w całym kraju. To z pewnością przyczyniło się do pomyślnego dla naszych gospodarzy rezultatu głosowania, w którym 71,6% głosujących opowiedziało się za zachowaniem obowiązującego systemu. Nie każda grupa potrafi jednak skutecznie walczyć o swoje prawa - i tego właśnie ma się nauczyć dzięki projektowi „Minority Messengers". Podczas seminarium mieliśmy również okazję zwiedzić leżące nieopodal naszej kwatery miasto Chur, położoną u podnóża góry Calanda stolicę Gryzonii - kantonu zamieszkiwanego przez największą liczbę osób mówiących po retoromańsku. Pierwszym przystankiem na naszej drodze był budynek medialny, w którym swoją siedzibę ma Radio-televisiun Svizra Rumantscha, stąd nadaje działające całą dobę radio i tu jest przygotowywany codzienny program telewizyjny emitowany każdego popołudnia w publicznej stacji. Po zajrzeniu w każdy zakątek redakcji, od newsroomu przez studia radiowe po pokój, gdzie realizowane są programy telewizyjne, poszliśmy w kierunku jednej z tamtejszych wyższych uczelni (Hochschule fur Technik und Wirtschaft), przy której działa instytut badawczy gromadzący informacje o języku retoromańskim. W skrzyneczkach poukładanych na regałach szczelnie wypełniających pomieszczenie można znaleźć niemal każde słowo we wszystkich dialektach tego języka. Niemal, prace nad archiwum wciąż bowiem trwają i, jak mówił nam nasz przewodnik, ich końca nie widać. Warsztaty zakończyły się 18 lutego, toteż chcąc nie chcąc musieliśmy opuścić Szwajcarię „właściwą" i udać się do tej, która jest bliższa naszym sercom. Z głowami pełnymi pomysłów spróbujemy wdrożyć to, czego nauczyliśmy się podczas warsztatów. Musimy też znaleźć kogoś, komu będziemy mogli przekazać „skrzynkę z narzędziami", bo projekt „Minority Messengers" zapowiada się zbyt ciekawie, żeby nas w nim zabrakło. Mamy jednak nadzieję, że nie będziemy musieli w tym celu jechać za daleko. W razie czego winieta na szwajcarskie autostrady jest ważna jeszcze przez jedenaście miesięcy. MATEUSZ ŁĄCKI ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA 3 LAUDACJA PROF. DR. HAB. CEZAREGO OBRACHT-PRONDZYŃSKIEGO z okazji uhonorowania Nagrodą Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza j Cezary Obracht-Prondzyński - Laureat Nagrody Naukowej Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza w kategorii nauk humanistycznych i społecznych za rok 2017 - urodził się 27 grudnia 1966 roku w Bytowie. W 1981 roku ukończył szkołę podstawową, a cztery lata później - Liceum Ogólnokształcące w Bytowie. Studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie pod opieką profesora Józefa Borzyszkowskiego przygotował pracę magisterską, obronioną w 1990 roku, a następnie rozprawę doktorską zatytułowaną Jan Karnowski (1886-1939) - pisarz, polityk i kaszubsko-pomorski działacz regionalny, obronioną w 1997 roku, która ukazała się jako monografia w 1999 roku. W 2002 roku opublikował obszerną rozprawę pod tytułem Kaszubi - między dyskryminację a regionalną podmiotowością, na podstawie której uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego nauk humanistycznych w dyscyplinie socjologia na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. W następnych latach ukazały się kolejne opracowania Laureata dotyczące problematyki kaszubsko-pomorskiej, a mianowicie wydana w 2007 roku, w czterech wersjach językowych - polskiej, kaszubskiej, niemieckiej i angielskiej - książka Kaszubi dzisiaj. Kultura -język - tożsamość oraz wydana w 2008 roku monografia zatytułowana Kaszubskich pamiątek skarbnice. O muzeach na Kaszubach - ich dziejach, twórcach i funkcjach społecznych. Stały się one podstawą nadania Laureatowi - przez Prezydenta RP - tytułu naukowego profesora nauk humanistycznych w 2012 roku. Laureat związany jest z Uniwersytetem Gdańskim od okresu studiów, od 2013 roku jako profesor zwyczajny. Obecnie pełni funkcję kierownika Zakładu Antropologii Społecznej na Wydziale Nauk Społecznych. Działa w licznych instytucjach i organizacjach, między innymi w Instytucie Kaszubskim, od 2015 roku sprawuje funkcję jego prezesa. Dorobek naukowy Laureata jest imponujący. Obejmuje on 36 druków zwartych, tym 14 współautorskich, 10 zredagowanych i 18 współredagowanych książek, 31 autorskich i 8 współautorskich artykułów w czasopismach, ponad 120 rozdziałów w książkach, w tym ponad 100 autorskich oraz ponad 200 publikacji innych. Ponad 30 pozycji w dorobku Laureata to publikacje w językach: niemieckim, angielskim, rosyjskim i serbskim. Oprócz wyżej wymienionych dzieł ważne miejsce w dorobku naukowym Laureata zajmują: współredagowana książka pod tytułem The Kashubs: Past and Present, wydana w 2011 roku przez firmę Peter Lang z siedzibą w Szwajcarii, autorska książka zatytułowana Ruch kaszubsko-pomorski. Ludzie - instytucje - idee, która ukazała się w 2016 roku, oraz opublikowany w 2017 roku autorski zbiór studiów opatrzony tutułem Dylematy edukacyjne z Kaszubami i Pomorzem na pierwszym planie. 4 POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 NAGRODY I WYRÓŻNIENIA Wyniki badań prof. Cezary Obracht-Prondzyński prezentował na ponad 150 konferencjach naukowych krajowych i międzynarodowych, w tym wielu przez siebie organizowanych. Laureat efektywnie zabiega o środki finansowe na badania. Obecnie uczestniczy w realizacji dwóch projektów finansowanych w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki zatytułowanych: Historia Kaszubów w dziejach Pomorza (jako jeden z trzech głównych wykonawców) oraz Gniazdo Gryfa. Słownik kaszubskich symboli, pamięci i tradycji kultury (jako kierownik). Utrzymuje ożywione kontakty naukowe z ośrodkami w Republice Federalnej Niemiec, Federacji Rosyjskiej i na Ukrainie oraz krajowymi - między innymi współpracuje z uniwersytetami w Bydgoszczy, Krakowie, Lublinie, Poznaniu, Toruniu i Warszawie. Profesor Obracht-Prondzyński jest uznanym autorytetem w zakresie problematyki socjologiczno-historycznej Kaszub i Pomorza widzianej pod kątem nowoczesnego regionalizmu, wielokulturowości, tożsamości kulturowej, mniejszości etnicznych oraz relacji polsko-kaszubsko-niemieckich. Jego badania szczegółowe skupione na sprawach kaszubsko-pomorskich oraz porównawcze dotyczące mniejszości serbołużyckiej w Republice Federalnej Niemiec oraz tatarskiej w Polsce i na Krymie wpisują się istotnie w poznanie społecznych i kulturowych zjawisk współczesnej Europy. Pozostając badaczem głęboko zakorzenionym w realiach miejscowych oraz zaangażowanym w życie społeczne Pomorza, jest jednocześnie uczonym postrzegającym zjawiska regionalne w perspektywie ogólnej i globalnej. Oprócz wyróżniającego uczestnictwa w działalności naukowej i akademickiej Laureat angażuje się efektywnie w przemiany społeczne dokonujące się w naszym kraju. Był i jest aktywnym uczestnikiem inicjatyw samorządowych i regionalnych w różnych sferach działań obywatelskich i animacji kultury. Udział Laureata w rozwiązywaniu problemów społecznych stanowi z pewnością zarówno jedno ze źródeł inspiracji do badań naukowych, jak i pole weryfikacji stawianych hipotez. Osiągnięcia naukowe profesora Obracht-Prondzyń-skiego oraz jego zaangażowanie w działalność akademicką i społeczną w pełni uzasadniają uhonorowanie go Nagrodą Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza za wybitne osiągnięcia w badaniach kultury Kaszub i Pomorza. To uhonorowanie jest docenieniem nieprzemijających jego osiągnięć oraz podziękowaniem za wkład w rozwój pomorskiego ośrodka naukowego oraz wieloletnie zaangażowanie w podnoszenie prestiżu Uniwersytetu Gdańskiego i naszego 1000-letniego Miasta Gdańska. Gdańsk, Ratusz Głównego Miasta, 28 stycznia 2018 roku JERZY BLAŻEJOWSKI WYSTĄPIENIE WYGŁOSZONE PRZEZ PROF. ZW. DR. HAB. CEZAREGO OBRACHT-PRONDZYŃSKIEGO podczas uroczystości wręczenia mu Nagrody Naukowej Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza Panie Prezydencie! Magnificencje! Wielce Szanowni Państwo! W tym wyjątkowym dniu zadaję sobie pytanie: Jakim splotom życiowych okoliczności zawdzięczam, że staję przed Państwem, aby odebrać Nagrodę Naukową Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza? Jednocześnie gdy pomyślę 0 osobie Patrona oraz spojrzę na listę Mistrzów Gdańskiej Nauki, czuję ciężar odpowiedzialności, dumę i ogromną wdzięczność. Wszak tutaj w Gdańsku - na Uniwersytecie 1 w Instytucie Kaszubskim -wydarzyło się wszystko to, co w moim naukowym życiu najważniejsze. Cieszę się, że wysiłek włożony w badania historii i współczesności Kaszub, Pomorza i Gdańska zostały zauważone i docenione. Przede wszystkim dziękuję panu Prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi za przychylenie się do wniosku kapituły nagrody. Profesor Marii Mendel - przewodniczącej I Wydziału Gdańskiego Towarzystwa Naukowego - dziękuję za okazane zaufanie i uznanie, że godzien jestem, aby mnie zarekomendować kapitule. Z kolei pani profesor Małgorzacie Czermińskiej wdzięczny jestem za tak skuteczną prezentację, a całej kapitule za podzielenie opinii osób rekomendujących i zgłaszających. Zachowam również we wdzięcznej pamięci wsparcie ze strony władz mojej uczelni, szczególnie Jego Magnificencji profesora Jerzego Gwizdały. Przyjmując to wyjątkowe wyróżnienie, mam pełną świadomość, że powodzenie życiowe oraz sukcesy w pracy naukowej nie są efektem tylko indywidualnego wysiłku. Trzeba mieć szczęście do ludzi i ja je miałem, gdyż spotkałem na swojej drodze ludzi, którym zawdzięczam to, kim jestem i gdzie jestem. W gronie tych szczególnie ważnych dla mnie osób było i jest kilka kobiet. Oto, gdy ważyły się losy moich studiów w Gdańsku, trzy mądre kobiety uznały, że warto i trzeba mi pomóc. Były to: moja mama Teresa, jej mama, a moja babcia - Helena oraz jej siostra Marta, u której w Oliwie, na ul. Abrahama, zdobywałem swoje pierwsze gdańskie doświadczenia. To one uradziły, że trzeba mnie ŁŻËKWIAT2018 /POMERANIA 5 NAGRODY I WYRÓŻNIENIA Nagroda Naukowa Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza za 2017 r. Nz. laureaci: Prof. Cezary Obracht-Prądzyński i prof. Michał Woźniak. ulokować u wuja Jerzego na Rudnikach, abym miał jakiś dach nad głową. Warunki życia były tam więcej niż skromne, ale spędziłem tu kilka następnych lat, które wiele mnie nauczyły. W tym też czasie w moim życiu pojawiły się dwie kobiety, które nadały mu sens. Pierwszą jest moja żona Jola, której miłości i wyrozumiałości zawdzięczam to, kim jestem. Niczym też nie da się zastąpić jej determinacji w przypominaniu i uświadamianiu, co się w życiu liczy najbardziej! W tym miejscu dziękuję Joli za każdą wspólną chwilę! Drugą jest Hania, jej pojawienie się sprawiło, że życie stało się ciągłą radością i nadzieją, którym towarzyszy duma i uznanie. Jako młody człowiek rozpoczynający studia w Gdańsku nie przypuszczałem, że zostanę w przyszłości nie tylko szkolnym, ale też badaczem. Nie stałoby się tak, gdybym na swojej drodze nie spotkał prawdziwego Mistrza - mentora, opiekuna i nauczyciela, czyli prof. Józefa Borzyszkowskiego. Za krótkim słowem „dziękuję" kryje się tak wiele treści, że trudno byłoby je wyrazić w długim nawet wystąpieniu. Bo rzecz nie dotyczy wyłącznie (choć jest to tu i teraz fundamentalnie ważne) spraw związanych z warsztatem badawczym. Równie istotna była i pozostaje dla mnie trwająca nieustannie lekcja etyki odpowiedzialności - za jakość naukowej i dydaktycznej pracy, za obywatelską postawę i zaangażowanie, za bieg spraw w małej i wielkiej Ojczyźnie. Tak więc liczy się nie tylko wiedza, opierająca się na badaniach, ale też wykraczająca poza nią mądrość, opierająca się na kaszubsko-pomor-skim etosie, którego składnikami są: praca, odpowiedzialność, rozsądek, „myślenie ku przyszłości". Profesor Borzyszkowski wprowadzał mnie nie tylko w krąg Mistrzów Nauki, wśród których byli profesoro- | wie: Gerard Labuda, Roman Wapiński, | Brunon Synak, Władysław Pałubicki | i wielu innych. Zawdzięczam mu także ! spotkanie z Mistrzami regionalnej pracy: | Stanisławem Pestką, Tadeuszem Boldu-j anem, Tadeuszem Gleinertem i innymi. ° Wszystkim im jestem wdzięczny za możliwość korzystania z ich wiedzy i doświadczenia oraz za wpojenie mi kilku podstawowych zasad, których staram się trzymać czy to w pracy zawodowej, czy to w działalności społecznej. Cieszę się, że dane jest mi współpracować z tak wieloma wspaniałymi osobami na Uniwersytecie, w Instytucie Kaszubskim, w Elblągu i Bytowie oraz w tych wszystkich środowiskach, z którymi się moje życiowe stegnë przecinają. Dziękuję wszystkim Państwu za zaszczycenie swoją obecnością dzisiejszej uroczystości. Traktuję to wyróżnienie i dzisiejsze spotkanie jako szczególny rodzaj zobowiązania do dalszej pracy zgodnie z zasadą Gdańszczan: Nec temere nec timide. W tych gdańskich podziękowaniach kryje się nie tylko wdzięczność za indywidualne wyróżnienie. Dziękuję także za to, iż taka nagroda w ogóle istnieje. Nie ma podobnych zbyt wiele w Polsce! A to, że nasza funkcjonuje już 30 lat, pokazuje, że współcześni gdańszczanie wzorem swoich poprzedników zachowują szacunek dla nauki. To ważne, bo z nauką dzieją się dziś dziwne rzeczy. Z jednej strony nauka stała się ostatecznym autorytetem rozstrzygającym. Dotyczy to niemal wszystkich sfer życia - od medycyny po konsumpcję. Przysłowiowe odwoływanie się do stwierdzenia: „amerykańscy uczeni dowiedli" jest tego najlepszym świadectwem. Widzimy zresztą to zjawisko także w reklamie, gdzie o wyższości danego produktu przesądzają ludzie „inscenizujący" badania, laboratoria etc., a więc odwołujący się do wiedzy, nauki... Paradoksalnie jednocześnie z drugiej strony dyskredytujemy naukę i wiedzę naukową na potęgę. Świadectwem tego jest upadek uznania dla wiedzy eksperckiej. W społecznym odbiorze coraz powszechniejsza jest postawa: nie lubimy tych, którzy wiedzą więcej, nawet (szczególnie!) gdy rzeczywiście wiedzą lepiej. To „wiedzenie lepiej" staje się wręcz powodem do wstydu, do stygmatyzowania, wytykania palcem jako „uznawanie siebie za lepszego". Nie jest to zresztą cecha wyłącznie polska. To trend globalny. Nie tak dawne badania nad zaufaniem w skali globalnej pokazały, że spada zaufanie do wiedzy eksperckiej. Inaczej mówiąc, „ludzie tacy jak ty" są równie wiarygodni jak eksperci akademiccy czy też techniczni! Świadectwa tego odnajdujemy stale wokół 6 POMERANIA KWIECIEŃ 2018 NAGRODY I WYRÓŻNIENIA nas. Nie tak dawno, w trakcie debat sejmowych i senackich, wielokrotnie słyszeliśmy, że ekspertyzy parlamentarnych ekspertów to „tylko opinie"! Wiedza naukowa staje się więc „tylko opinią", która zderza się z „wolą większości" lub (a może szczególnie) wolą wodza, z racjami rynku, z ideologią itd. Nie może to pozostawać bez wpływu na nasze życie - tu i teraz w Polsce, Europie i na świecie. Nieuchronnie prowadzi to do: 1. Osłabienia albo wręcz pogrzebania zaufania do wiedzy i wiary, że nauka ma sens, z jednej strony. W konsekwencji dochodzimy do triumfu ignorancji. Bezwstyd głupoty i niewiedzy staje się dziś coraz powszechniejszy w sferze publicznej. To zjawisko niezwykle niebezpieczne, bo prowadzi do uwiądu odpowiedzialności, a to otwiera drogę do wszelkich nadużyć. 2. Z drugiej strony mamy do czynienia z cynicznym ignorowaniem wiedzy, zwłaszcza wtedy, gdy jest trudna, ujawnia fałsze, uzurpacje i nadużycia. Obok głupca występuje więc cyniczny ślepiec, który znajduje formułę usprawiedliwienia, mówiąc: „nie wiedziałem". Zadaniem ludzi nauki jest nie dawać komfortu niewiedzy i nie zgadzać się na manipulacje wiedzą. 3. Trzecią konsekwencją jest nader często spotykane manipulowanie wiedzą zgodnie z własnymi przekonaniami, ideologią, wiarą... Nauki społeczne i humanistyczne, szczególnie historia, narażone są na to w sposób szczególny. Bo oto, opierając się na zmanipulowanej „wiedzy", można uzasadnić, legitymizować wszelką niegodziwość, podłość, nieprawość, uzurpację... Groźna jest więc dziś nie tylko niewiedza, unikanie wiedzy, ale też wiedza zdeprawowana. 4. Dzieje się tak za sprawą samych ludzi nauki. Zawsze bowiem znajdą się ci, którzy chcą się „przypodobać", którzy dają się uwieść władzy, profitom, prestiżowi, społecznemu uznaniu, sławie, dostępowi „do ucha prezesa" (partii, firmy, korporacji, gazety etc.) Tymczasem Stanisław Ossowski już w 1956 r. po doświadczeniach stalinizmu pisał1: „Pracownik naukowy to taki człowiek, do którego zawodowych obowiązków należy brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega jego służba społeczna, aby pełniąc swe zawodowe czynności, nie był w myśleniu posłuszny. Pod tym względem nie wolno mu być posłusznym ani synodowi, ani komitetowi, ani ministrowi, ani cesarzowi, ani Panu Bogu. Jeżeli jest posłuszny, jeżeli poglądy swoje zmienia na rozkaz albo jeżeli myśl jego nie jest w zgodzie z jego słowami, sprzeniewierza się swoim obowiązkom, tak jak sprzeniewierza się inżynier, który dla świętego spokoju albo dla zysku, albo przez lenistwo, albo przez małoduszność pustakami zastępuje żelazobeton albo drewnem granit". Dedykuję to tym wszystkim, którzy bezrefleksyjnie szli, idą i zamierzają iść „na służbę"... Trzeba nie być Laureat Nagrody Naukowej Miasta Gdańska im. Jana Heweliusza w kategorii nauk humanistycznych i społecznych za rok 2017 w myśleniu posłusznym! Trzeba mieć krytyczne i elastyczne umysły, ale sztywne karki! Julian Tuwim przed wojną w znanym wierszu dzielił ludzi na cztery grupy: Ci, Którzy Nie Wiedzą, Że Nie Wiedzą -To GŁUPCY, Unikaj Ich. Ci, Co Nie Wiedzą, Ale Wiedzą, Że Nie Wiedzą - To PROSTACZKOWIE, Poucz Ich. Ci, Co Wiedzą, A Nie Wiedzą, Że Wiedzą -To ŚPIĄCY, Obudź Ich. Ci, Co Wiedzą i Wiedzą, Że Wiedzą - To MĘDRCY, Idź Ich Śladem. Mądrość to dziś pożądany i ryzykowny „towar". Nie bójmy się z niej korzystać i do niej podążać. 1 S. Ossowski, Taktyka i kultura, [w:] J. Karpiński, Nie być w myśleniu posłusznym. (Ossowscy, socjologia, filozofia), London 1989, s. 136. ŁŻËKW1AT 2018 I POMERANIA / 7 KASZEBSCZI MECZ Pöspólné kibicowanie öbczas pötkaniô Trefla Gduńsk z Cuprum Lubin bëło finała trzecy edicje pödjimiznë Stowôrë Trefl Pomorze i Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô - akcje Aktywne Kaszuby. One bo wej zörganizowałë plasticzny konkurs i wszëtczich jegö uczastników rôczëłë na mecz. Latoś témą dokazów bëło 100-lecé udostaniô nazôd samöstójnotë przez Polska, z ösoblëwim cëska na pömörsczégö heroja tegö czasu - Fracëszka Kracczégö. Tim raza dzecë môgłë ôbezdrzec mecz chłopsczi lidżi sécowi balë. Wôrt pödczorchnąc, że w promocja rëszno włącził sa jeden z miónkôrzów Trefla, Damión Szulc, chtëren pö kaszëbsku rôcził na öbzéranié tegö sportowego widzawiszcza. Pöchôdô ön z Garcze-gôrza, gdze öd czile lat téż je uczony kaszëbsczi jazëk. A öbczas samégö meczu kaszëbizna bëło widzec wnet wszadze, m.jin. öbczas pauzów midzë setama, czedë śpiewała Wérónika Körthals. Dlô mie to je wiôldżi za-szczit, że jô móga tu wëstąpic, bô tu są dzecë z całëch Kaszëb, jaczé spiéwałë raza ze mną taczé usôdzczi, jak: „Welewetka" czë „Mówia: Kaszëbë". Taczé wëdarzenia to cos, co môże zarazëc kaszëbizną. Dzecë chcą tu przejeżdżać, śpiewać i gadać pô kaszëbsku. Môja dësza sa ceszil Dodôwkôwą redoscąje to, że w przërównanim zjinyma latamaje wicy lëdzy i wicy kaszëbsczich akcentów - gô-dała pö wëstapie artistka. Po prôwdze latoś béł to richtich „kaszëbsczi mecz", co pöcwierdzywô Lucyna Radzymińskó z Bióra Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô. W pierszi edicje kaszëbsczich elementów wnet nie bëło, w drëdżi pojawiła sa kaszëbskô spikerka. Latoś téż ókróm profesjonalnego spikera mómë Justina Mikółajczik, chtër-na zapöwiôdô pô kaszëbsku, a do te przed meczą béł dwajazëköwi konkurs wiédzë ô sécowi balë, koncert Wéróniczi Kôrthals, wëstap ôrkestrë z Przedkôwa, jakô grała naje melodie, i karno z Zespołu Szkotów w Przed-kôwie tuńcejące i śpiewające pô kaszëbsku. Ökróm tegö bëłë téż stojiszcza m.jin. z wësziwka, malënkama na szkle, rzezbama. Dzecë miałë möżlëwöta pôspólnégö spiéwaniô pö kaszëbsku dzaka ekranóm, na jaczich pökazywóné bëłë tekstë w naji rodny möwie. Dërch bëło téż widzec kaszëbsczé nôdpisë, jak wezmë na to: „Witôjta w jómie lwa". Nie je wiedzec, czë te zéwisz-cza wërzasłë miónkôrzów Cuprum Lubin, ale Trefl dosc letkö dobéł 3:0, mającë pöwôżniészé jiwrë leno w drëdżim sece. Öbzérôcze na stojąco bilë wnenczas brawö i köskelë, żebë dodac swôjému karnu möcë do biôtczi. Skutköwno. Dlô dzôtków atrakcją béł czasto sóm wëjôzd i leż-nosc do öbezdrzeniô sami ERGO Arenë. To mój pierszi mecz na żëwô. Môcno jesmë to przeżiwelë z całą klasą -gôdô Kamila Kisel (pol. Kisiel) ze szkole w Niepöczo-łowicach. Öbzéróm wiele sécowi bale w telewizje, ale pierszi rôz jem na halë - dodôwô uczeń z Lësëch Jóm. Knôpi z kl. IVb ze szkole w Kroköwie pödczorchiwają, że baro sa jima tuwö widzy i wierzą w dobëcé Tre- 8/POMERANIA/KWIECIEŃ2018 WËDARZENIA * fla. Z Redköwic przëjachało 26 uczniów. Wiele z nich kaszëbsczégô uczi sa dopierze öd 1 séwnika łońscze-gó roku. To dló naju dobrô zóchata do uczbë - czëc je głosë dzéwczatów z ti szköłë. Wtórzi jima szkolno Renata Hópa. To je dlô nich wiôldżé wëdarzenié. Wszët-czé dzecë, co sa uczą kaszëbsczégô, ni môgłë sa docze-kac tego meczu. Ödliczałë dnie i gôdzënë. To je wiôlgô môtiwacjô do nôuczi jazëka. Taczich wiacy, bô to wiôlgô pômôc dlô naju szkólnëch. Przede wszëtczim dzaka kaszëbsczim dzôtkóm udało sa iidostac nôwëższą frekwencja w Plus Lidze ód sezonu 2014/2015. Potkanie obżerało 9781 lëdzy. Dzecy, co uczą sa kaszëbsczégô jazëka, przëjachało köl 7 tys. Dlô przërównaniô łoni bëło jich kol 6 tys., a niło-ni 4 tës. Pöbiti östôł rekord nôwikszégö trzôsku öbczas meczu - ôd terô je to 117 dB. Szköłë, jaczé chcałë wząc udzél w tim widzawiszczu, muszałë nôprzód wësłac dokazë swöjich uczniów na plasticzny konkurs Aktywne Kaszuby. Jistno jak łoni, jesmë dostelë przez 800 malënków. Przëszłë ône z 221 szkôłów z całégô województwa. Jesmë jako organizatorze, raza ze Stowórą Trefl Pomorze, baro ród, że są to mole ze wszëtczich kaszëbsczich powiatów, wespół z tima na grańcach, jak słëpsczi czë chônicczi - pödrechöwuje konkurs Lucyna Radzymińskó. Winszëjemë Kaszëbskô-Pömörsczému Zrzeszeniu i Treflowi udbë i ji zjisceniô. Rôczimë Czetińców do öbezdrzeniô ödjimków z kaszëbsczégö meczu w ERGO Arenie, a na kuńc przedstôwiómë jesz lësta dobiwców. KI. I-III spödleczny szköłë: 1. Juliô Wilczewskô (Sp. Szk. w Proköwie), 2. Juliô Bréza (Sp. Szk. w Kaliszu), 3. Martina Tacza (Sp. Szk. we Wrzescu); wëprzédnie-nia: Zuzana Petrik (Sp. Szk. w Öbjezdze) a Kinga Slu-sarczik (Sp. Szk. w Słonowicach). KI. IV-VII sp. szk.: 1. Karolëna Reiter (Szkołowó--Przedszköłowi Zespół w Kóleczkówie), 2. Kinga Sëch-ta (Sp. Szk. w Möjuszu), 3. Kristión Rogala (Sp. Szk. w Zôlesym); wëprzédnienia: Klaudio Kaszuböwskô (Sp. Szk. w Charzëköwach) a Wiktorio Adolph (Sp. Szk. w Karwi). Gimnazjum: 1. Miköłôj Héwelt (Niepubl. Gimn. w Pucku), 2. Aleksandra Klawiköwskô (Zespół Szkół w Miechucënie), 3. Natalio Ganżumów (Gimn. w Dre-tiniu); wëprzédnienia: Maksymilión Jakusz (Zespół Sztôłceniô i Wëchöwaniô w Stażëcë) a Marta Meszka (Zespół Szk. w Brzéznie Szlachecczim). Wëżigimnazjalné szköłë: Wëprzédnienia - Natalio Szarmach (Technikum nr 3 w Chônicach) a Dorota Sköczke (Akademicczé Liceum w Pucku). DARK MAJKÖWSCZI POMERANIA 9 CHCEME TO NAKRACEC! I Kńnkurs Kaszëbsczich Arnatorsalch Filmów I mól dló SGF Lubno Team Wikszi dzél karna Lubno Team z diplóma za dobëcé w Konkursu Kaszëbsczich Amatorsczich Filmów. Pierszô z prawi jich szkolno öd kaszëbsczégö Ölga Kuklińskó Zôczątk to krótczé filmiczi, jaczé pöwstôwałë przë rozmajitëch leżnoscach. Baro chcelë zrobić cos wicy. Czej uczëlë ö filmówim konkursu, wiedzelë, że to je to. Kąsk jima sa munie wëcygnałë, czej öbôczëlë Wieszczego - dokôz, chtëren gö promöwôł. Tak to më zrobić nie rozmiejemë. Le môże raza cos wëmëslimë - tak so udbelë i pö prôwdze sa dało. Gimnazjaliscë z III klasë z Łubna dobëlë pierszi plac w I Konkursu Kaszëbsczich Amatorsczich Filmów. Lubno to małô wies w gminie Kôłczëgłowë w bëtowsczim krézu. W dôwnëch czasach ökölé nôleżało do Puttkamerów. Je dwór i snôżi XVII-stalatny szachulcowy kóscółk, jaczi nie-dalek szkółë, spömidzë drzéwiat, przëcygô swój im wida. Lata mijałë, wszëtkô sa zmieniwało. Pó wojnie w wikszoscë przëcygnalë tuwö lëdze z jinszich strón. Wiele téż w óbrëmie-nim akcji Wisła. Wkół bëło dosc tëli dôwnëch PGR-ów. Dzys corôz czascy je tu czëc kaszëbizna. Tej niechtërny mögą rzec, że je öna ódzwëskiwónô. Tak do czësta nie je, doch je u se, chôc kąsk zapajiczonó. Chcemë zaparkować na placu przed spódleczną szkołą, a téż gimnazjum, a tak pó prówdze to wcësnąc naje auto midzë jinszé i autobus. Në, stoji. Le jak nim późni wëjachac? Dół Bóg dzeń, do i rada - mëslimë i mómë na to namkłé. Z HORRORU WESZŁA JIMA KOMEDIO W jizbie szkólnëch pötikómë sa z Lubno Team. Filip Dzenisz [pól. Dzienisz], Macéj Czubińsczi, Marta Kulas, Magda Kózeł [Kozieł], Karól Wzątk [Wziątek], Kaja Konopka, Pa-tricjó Móga, Hanna Kapiszka i Wiktorio Wanagó sódają wkół stołu i ópówiódają ó swój im kracenim. Le nie tim szpórtownym, szkółowim, a pówóżnym - filmówim. Tak midzë Boga a prôwdą to za wiôldżégô doswiôdczeniô ni mómë. To je naji drëdżi dłëgszifilm - zaczinają gadać. Oka-zëje sa, że swoja lubóta do filmówaniô przësztôłcëlë w gimnazjalny projekt. Zwôł sa „Chcemë to nakracëc. Jak zrobić swój film". Uczniowie pôznôwalë na nim m.jin., co to je scenarnik, jaczć są etapë pôwstôwaniô filmu i jak gô montować - gódó szkolno Olga Kuklińskó. Z ôrtów X Muzë nóbarżi widzół sa jima hórror. I takô bëła najô udba na zaczątku. Głównym bohatera je Filëp, chtëren wszëtczim dosc tëli zalôzł za skóra. Je przesladowóny bez szkelet z biologiczny klasë. Wszadze, gdze jidze, krok za kroka on je krótko niego. A to wszëtkö ókôzało sa pökrziżawą, mącenim... Në, tego trzeba ju sa samému wëdowiedzec - gódó Filip Dzenisz i zachacywó do óbezdrzenió dokazu „Skazany na strach", jaczi móżna óbôczëc na starnie YouTube. Choć pó prówdze baro buszny z niego nie są. Miôł bëc horror, a wëszło często jinaczi i zrobiła sa z tegô kômédiô - dodówó. Film miół swója premiera w szkole. Bëłë plakatë, popcorn, nie felowało téż czerwonego 10 POMERANIA ł( Cl 2018 NA GÔCHACH tëpichu ë bilietów. Baro sa wszëtczim widzôł. Chôc nóm zdówół sa smiészny, niejedny sd kąsk wërzaslë. Ösoblëwiejeż-lëjidze ô nëch mniészich - öpöwiôdô Wiktoriô Wanagö. KULISË PÖWSTÔWANIÔ NÔDGRODZONÉGÖ FILMU Czej uczëlë ö konkursu na kaszëbsczi amatorsczi film, wie-dzelë, że ni möże jich w nim felowac. Takô téż bëła udba organizatorów, bë pödskacëc młodëch, chtërny ju dosc wiele nagriwają nié leno kamerą, a móbilką czë ôdjimköwim aparata. Z témą na film gimnazjaliscë z Łubna niżódnégö jiwru ni mielë. Na uczbach kaszëbsczégô jazëka jesmë pôznôwelë rozmajité wierzenia, a w tim te ö Borowi Cotce. Wkół nas je dosc tëlé lasów. Tak sa zrodzëła najô udba - gôdô Wiktorio, filmowo starka. Jich dokôz ôpöwiôdô ö Hanie, chtërna jakno malinczé dzeckö zgubiła sa w lese. Uretała ja Börowô Cotka. Po latach öpöwiôdô ji ö tim starka. Dzéwcza nie chce dac temu wiarë, a ji drëchôwie z ny historie kąsk sa wëszczérzają. Je logiczny scenarnik z czekawą udbą i wëzwëskanim kaszëbsczi mitologie, je aktorstwo, dopasowónô muzyka - pódsztrichnął Pioter Léssnawa öbczas zćńdzenió óbsadzëcelów I Konkursu Kaszëbsczich Amatorsczich Filmów. W dzélu jich dokôz pöwstôł w „Kaszëbsczi Ostoje". To sedlëszcze chëczi półożonëch nad jęzora Granicznym. Na-griwelë tu m.jin. popularny serial „rodzinka.pl". Tej më téż chcelë wëzwëskac nen môl. Jesmë baro wdzaczny miéwcóm za pômôc - gôdô Ölga Kuklińskó (szkólnô). Czasa nôleżnicë Łubno Team bëlë ju zmarachöwóny na-griwanim. Ösoblëwie czej jakąś scena muszelë powtarzać nié rôz, a czilenôsce razy. Tak bëło na przëmiar w scenie ze starką. Môja rodzono rodaje z Gôchów i rozmieje pô kaszëbsku, chóc malowiele gôdô. Czej öbôczëla naje nagranie, prost nama rzekła, że to nie je w rodny môwie - kórbi Hanna Kapiszka. Tej nick, całą scena cësnalë w nórt i zaczalë jesz rôz. Jinym raza pöwtôrzanié zanôlégało öd czësto czegös jinszégö. Ale óglowö szło ö to, że tak do kuńca to pó kaszëbsku nie góda-ją. Ko jich familie przëcygnałë tuwö z rozmajitëch strón Pól-sczi. Móji są z Radomia. A móji z Kielc. Z ôkôlégô Łodzë -gôdają jeden bez drëdżégö. Uczą sa kaszëbiznë w szkole, to równak czasa nie sygnie, bë swobodno korbie. A zanôlégało jima na tim, żebë to bëło jak nóbarżi naturalno. Naje szkolne Olga Kuklińskó i Justina Wrońsko nama kąsk pómögłë i przëpilowalë, czë wszëtkô bëlno wëmôwiómë. Tej doma sa uczëlësma swójich rolów - wëjasniwô Magda Kózeł. Równak dosc dragó jima bëło nauczëc sa rolë pó kaszëbsku, kö wcyg muszelë miec bôczënk na wëmöwa. Czej öbczas kraceniô filmu uczëlë jaczis lëchi zwak, zarôzka całą scena pöwtôrzalë. Przë ógniszczu czilenôsce razyjesmë nagriwelë scena z Patri-cją. Wiedno bëła jistnô i ta sama fela. Kuńc kuńców muszelësmë całą wëcąc - ze smiécha wspöminô Wiktorio. Patricjô Môga kąsk sa zasromała, pödezdrzała na drëchów, jakbë chcała rzec: Në jo, doch czasa takje, do czësta jinaczi jak chcemë. Wôrt jesz dopöwiedzec, że gimnazjaliscë z Łubno Team dzysô baro kriticzno zdrzą na swój dokôz: Tu je fela, tuwó miało bëc jinaczi, a tu lëchi zwak. Öpöwiôdają téż ô scenie ze sztërëlatną Zoszą, sosterką Hannë Kapiszczi. Ta zagrała w retrospekcje, w jaczi pökôzónô je malinko główno bohaterka, chtërna sa zgubiła w lese. Jesmëji nick niepówiedzelë i nawetka nie wiedzała, że zagrała w filmie. Chcelësmë, bë wëzdrzało to jak nóbarżi naturalno. Przed nagranim jem ji rzekła, że jidzemë na szpacéra. Leno rózza raza pętała, czemu Marta, jakô grała Borową Cotka, je tak dzywno oblokło i umalowónô - ôpöwiôdô ze smiécha Hanna i zarôzka zdrôdzô jesz jinszé kulisë pówstôwaniô filmu: Je taczi sztërk, gdze Zosza stoji sama krótko rzéczi. Takpó prówdze, a tego nie je widzec, za drzewa stoji Magda i do ni machó i ja zabówió. Szło ó to, bë moja sosterka na sztót stała na placu i sa nie rëchała, tak cobë sa dało nagrać scena. Na jich filmówim planie tak pówóżno do częsta nie bëło. Jak na przëmiar tej, czej nagriwelë w „Kaszëbsczi Ostoje", a dorwelë sa do karë i zaczalë na ni jezdzëc. Równak ta scena do filmu nie weszła, chóc nie wiém czemu - szpórtowno gódó Filip Dzenisz. Mielë téż jiwrë, a ösoblëwie czej jidze ó sprzat. Aparat do nagriwaniô przeniesie swój. Pierszi rôz krącëlë ze statiwa. Ten pöżiczelë to ód jednëch, to ód drëdżich. Wszëtkö taczé: zdebło tu, zdebelinkó tam, kąsk ód mie, kąsk ód ce. Wiele czasu zajało jima montowanie. Bëło przë tim ful robótë, a jesz skópicą. Wszëtkó jem robiła w Windows Movie Maker. Na sztót zainstalowałam sojinszi, barżi profesjonalny program, ale jem nie rozmiata na nim nick zrobić - gódó Hanna. Pierszi plac béł dló nich wióldżim zaskóczenim. To je wiedzec, że kóżdi mësli ó wëgranim. Mëjistno, le bëlësmë gwësny, że chtos zrobi film lepi ód nas. Doch to je dopiérku naji drëdżi dłëgszi - gôdelë, czej dowiedzelë sa ó wënikach i ród czëtelë taczé wëpówiescë jurorów jak ta: Ta produkcjo bëła nólepszó ód często filmowi stronę. Film mó dobrze rozegróny i przemëslóny biég akcji. Widzało mie sa téż ótemkłé zakuń-czenié [to słowa Doriana Zyppera z RedHorizontStudio -dop. ŁZ\. W przindnoscë chcą nagrać dokóz promujący jich wies i ökólé. Mają téż udba, bë nagrać drëdżi dzél filmu „Skazany na strach". Czej ju wëchôdómë ze szkółë, westrzód rozmajitëch kórt-ków wiszącëch kol wćńdzenió ósoblëwie jedna naju przëchłoscëła: „Ögłoszënk. W póniedzółk ó 14.30 w zalë nr 9 mdze pierszé potkanie szkółowników, jaczi chcą nóleżec do Szkolnego Karna Filmowego Łubno Team. Rôczimë wszëtczich z klas IV-VII a téż gimnazjalistów". Chto mó le-góta? LUKÔSZ ZOLTKÖWSCZI ŁŹËKWIAT 2018 / POMERANIA /11 Koncepcja budowy Portu Centralnego w Gdańsku Bliskość morza to ogromny potencjał. Nie jest to nic odkrywczego, wiedzieli o tym już starożytni Egipcjanie, Rzymianie czy Grecy, którym sąsiedztwo morza dawało wiele możliwości, począwszy od handlu, na podboju nowych ziem kończąc. Dzisiaj zalety mórz i oceanów wiele się nie zmieniły - choć być może rzadziej patrzy się na te akweny pod kątem terytorialnych podbojów, to jednak nadal mają ogromne znaczenie w kontekście gospodarki, a szczególnie wymiany handlowej. Drogą morską bowiem wciąż najłatwiej przewieźć różnego rodzaju towar z najodleglejszych zakątków świata. Aby port był konkurencyjny, musi być atrakcyjny. I nie chodzi tu wcale o jego piękny wygląd, ale o położenie. Musi też spełniać techniczne warunki do tego, aby mogły zawijać do niego np. największe jednostki na świecie. Konieczne jest także portowe zaplecze, które pozwoli rozładowywany towar przewieźć dalej w głąb kraju lub poza jego granice, korzystając z dróg i autostrad oraz ze szlaków kolejowych. W granicach Polski mamy cztery duże porty: Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Świnoujście. Te dwa ostatnie wymienione porty działająjako jeden podmiot pod nazwą Szcze-cin-Świnoujście. Nasze porty radzą sobie dobrze, ale nad Bałtykiem mają silną konkurencję (np. Kłajpeda, St. Pe- tersburg) i aby być konkurencyjne, muszą odpowiadać na potrzeby rynku, czyli muszą się rozwijać. Proces ten jest długofalowy i w przypadku wspomnianych portów trwa już od kilku lat. Obecnie w fazę realizacji wchodzą kolejne przygotowane wcześniej projekty, są one w dużej mierze wdrażane dzięki Unii Europejskiej, która dokłada nawet 85 procent wartości inwestycji. PORT W GDAŃSKU W 2018 roku największe inwestycje to te współfinansowane właśnie przez Unię Europejską Zmiany czekają przede wszystkim tereny w Porcie Wewnętrznym, gdzie zostanie pogłębiony tor wodny i będą rozbudowane nabrzeża: Obrońców Poczty Polskiej, Mew, Oliwskie, Zbożowe, Wisłoujście oraz Dworzec Drzewny. Szacunkowa wartość projektu to ok. 470 min zł. W Porcie Zewnętrznym na rozbudowę i modernizację czeka z kolei sieć drogo-wo-kolejowa (koszt ok. 180 min zł). Wszystkie inwestycje zakończą się do 2020 roku. W ramach dotacji unijnych powstanie także nowe Nabrzeże Północne wraz z terminalem dla ładunków ro-ro. Nabrzeże Północne będzie pierwszym elementem planowanego od kilku lat Portu Centralnego. Koncepcja jego budowy, uwzględniona w „Strategii rozwoju Portu Gdańsk do roku 2027", zakłada budowę na terenach 12 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 BLIŻEJ MORZA „wydartych" morzu nowego portu, który ma powstać między ujściem kanału portowego a Naftoportem. Inwestycja ma obejmować budowę terminali: drobnicowego, pasażerskiego oraz bazy przeładunku kontenerów. Koszt inwestycji szacowany jest na około 6-9 mld zł. Będzie to największa inwestycja w dziejach gdańskiego portu od czasów budowy Portu Północnego na początku lat 70. XX wieku. PORT W GDYNI Dla gdyńskiego portu jeden z priorytetów stanowi lepsza dostępność transportowa, zarówno drogowa jak i kolejowa, stąd oczekiwaną inwestycją jest modernizacja linii kolejowej nr 201 Gdynia - Maksymilianowo (dawna magistrala węglowa). W inwestycji, prowadzonej przy współpracy z PKP PLK, zakłada się m.in. budowę drugiego toru i elektryfikację linii kolejowej. Pozwoli to przede wszystkim zwiększyć przepustowość kolejowego szlaku oraz poprawi bezpieczeństwo przewożonych ładunków. Dopełnieniem tej inwestycji będzie modernizacja infrastruktury kolejowej w samym porcie oraz rewitalizacja pasażerskiej linii kolejowej w kierunku Oksywia. Władze portu liczą także na budowę tzw. Drogi Czerwonej, która połączy tereny portowe z planowaną (niestety aktualnie wstrzymaną] budowądrogi ekspresowej S6, która także jest niezbędna do dalszego rozwoju gdyńskiego portu. Do 2020 roku gotowe mają być takie inwestycje, jak: pogłębienie toru podejściowego i akwenów wewnętrznych oraz przebudowa nabrzeży wraz z rozbudową obrotnicy nr 2. W planach na najbliższe lata jest także budowa pasażerskiego terminalu promowego oraz budowa infrastruktury transportu intermodalnego na terenie Centrum Logistycznego Portu Gdynia. Największą inwestycją planowaną na lata 2018-2030 będzie jednak budowa portu zewnętrznego, który powstanie na wodach Zatoki Gdańskiej. Część nowego nabrzeża zajmie terminal kontenerowy. Budżet ma wynieść 952 min euro, a sama inwestycja pozwoli na zawijanie do Gdyni największych statków na świecie. PORT SZCZECIN-ŚWINOUJŚCIE Zaletą obu portów jest przede wszystkim ich lokalizacja -blisko Skandynawii i szlaków żeglugowych prowadzących z północnego Bałtyku w kierunku Niemiec i dalej przez duńskie cieśniny w kierunku Morza Północnego. Celem strategicznym zarządu jest stworzenie dogodnych warunków rozwoju portów morskich w Szczecinie i Świnoujściu jako najbardziej uniwersalnego kompleksu portowego na południowym Bałtyku. Urzeczywistnienie tego celu pozwoli temu kompleksowi stać się przodującym portem w tej części Europy. Aby to osiągnąć, konieczne są inwestycje infrastrukturalne wewnątrz portu, tj. pogłębienie toru wodnego Świnoujście - Szczecin do głębokości 12,5 m na całej długości, pogłębienie toru podejściowego w Świnoujściu od strony morza do głębokości 14,5 m w pierwszym etapie, docelowo do głębokości 16,7 m, oraz budowa portu zewnętrznego w Świnoujściu z nabrzeżami o głębokości technicznej 17 m. Aby mówić o kompleksowych rozwiązaniach, konieczne są także inwestycje drogowe i kolejowe obsługujące oba porty. Chodzi tu przede wszystkim o przebudowę układu komunikacyjnego w rejonie Międzyodrza w Szczecinie, przebudowę i rozbudowę układu drogowego w Świnoujściu (droga krajowa S3 w kierunku granicy z Czechami) oraz modernizację linii kolejowych E59 i C-E59, a także modernizację i rozbudowę infrastruktury dojazdowej do portu w ciągu linii kolejowej 401 Szczecin Dąbie - Świnoujście Port. Wśród priorytetów decydujących o rozwoju Portu Szczecin-Świnoujście jest także modernizacja Odrzańskiego Systemu Wodnego wraz z likwidacją barier utrudniających rozwój żeglugi śródlądowej oraz realizacja projektu połączenia Odry z Dunajem. Inwestycje w polskich portach to efekt ich dynamicznego rozwoju w ostatnich latach, a co za tym idzie wzrostu oczekiwań ze strony kontrahentów. To także to, o czym wspomniałem na wstępie, czyli konkurencja ze strony innych nadbałtyckich portów, która nie pozwala stać w miejscu. Jeśli mowa o konkurencji, to należy jeszcze wspomnieć 0 trwającej budowie nowego terminala kontenerowego 1 dla ładunków ro-ro Sztokholm Norvik Port. Inwestycja powstaje ok. 50 km na południe od Sztokholmu, w miejscowości Nynashamn. Po otwarciu w 2020 roku będzie on w stanie obsłużyć rocznie około 500 tys. kontenerów i 200 tys. pojazdów (w systemie ro-ro), a dzięki głębokości basenów sięgającej maksymalnie 16,5 metrów będzie mógł przyjmować największe kontenerowce, jakie mogą wpłynąć na Bałtyk. To istotna informacja w kwestii omawianych inwestycji w polskich portach, które zyskają nowego konkurenta w obrębie Morza Bałtyckiego. Dobrze byłoby zatem, abyśmy sami nie ułatwiali zadania konkurencji i zastanowili się nad forsowaniem przez obecny rząd budowy tzw. Via Carpatia, która otworzy krajom nadbałtyckim drogę na południe Europy, wzmacniając tamtejsze porty i jednocześnie osłabiając porty w Gdańsku i Gdyni. Dla nas, w Polsce, priorytetem wydaje się budowa ekspresowej S6 na całej długości, od Szczecina aż po Gdańsk. Nowa S6 wpłynie na rozwój zarówno trójmiejskich portów, jak i tych mniejszych położonych nad Bałtykiem, tj. Ustka czy Kołobrzeg. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI ŁŻËKWIAT 2018 POMERANIA /13 Listy red.pomerania@w WPPPP Szanowny Panie Redaktorze, w „Pomeranii" ze stycznia 2018 r. jest ciekawy artykuł Jerzego Nacla pt. „Ojciec Gabriel Rzączyński SJ", w którym mowa m.in. o terminach przyrodniczych podawanych przez bohatera tekstu w języku kaszubskim. Niektóre przywołane przez autora a użyte przez ojca Rzączyń-skiego kaszubskie nazwy są trwałe, używane do dziś, np. dorsz bałtycki (Gadus morhua callarias) nadal nazywany jest „pomuchlą" (popr. zapis w jęz. kasz.: pómuchla). Inna kaszubska nazwa zapisana przez Rzączyński ego to „jerkowicze" i rzekomo dotyczy janowca. Moim zdaniem raczej był to nadal znany u nas żarnowiec miotlasty (Cytisus scoparius) - gatunek krzewu z rodziny bobowatych rosnący np. w Dolinie Chłapowskiej. Tak wskazuje Bernard Sychta w swoim Słowniku gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, (Wrocław - Warszawa - Kraków 1968, tom II, s. 112: jërköwiczé). Jest wątpliwe, żeby był to np. janowiec ciernisty (Genista germanica), o którym wspomniał Bernard Sychta w VI tomie swojego słownika (Gdańsk 1975, s. 275: żôłcownik). Niektóre kaszubskie nazwy ojca Rzączyńskiego nie brzmią raczej swojsko: „swiedwina" to zapewne po polsku rokitnik zwyczajny (Hippo-phae rhamnoides) - gatunek rośliny z rodziny oliwnikowatych, nazywany po kaszubsku „sëdwina", a nie „swiedwina". Rokitnik zwyczajny występuje głównie wzdłuż wybrzeży morskich, także na Kaszubach (czyli zgodnie z informacją w cytowanym dopisku: in Cassubia ad Mare Bal-thicum). Powyższe dane wskazują, że „pómuchla" i „jërkôwiczé" to stosunkowo dawno, bo ok. 300 lat temu, zapisane słowa kaszubskie. Z pózdrówkama, Marian Jeliński Szanowna Redakcjo, długo zastanawiałem się nad tym, czy odnieść się do artykułu pana Stanisława Jankego pt. „Doktorek" zamieszczonego w „Pomeranii" w numerach 6/2017 i 7-8/2017. Jednak to, że dotyczy we fragmentach też i mojej najbliższej rodziny, spowodowało, że postanowiłem napisać do Was i uściślić niektóre fakty. Antoni Czapiewski „Doktorek" ukrywał się na gospodarstwie u moich dziadków, Jana i Elżbiety Schiitzów, w osadzie Belfort, której nazwę - według rodzinnych przekazów - nadał brat mojego dziadka Leon Schiitz (przedwojenny kierownik szkoły w Wysinie), gdy wrócił z niewoli, z francuskiej twierdzy Belfort. Podczas I wojny światowej wujek Leon znalazł się tam jako pruski jeniec. Dlatego Belfort z anglosaską nazwą nie ma nic wspólnego. Nasz Belfort jest położony w malowniczym zakątku Kaszub, pomiędzy Kaliszem Kaszubskim a Schodnem w odległości 8,5 km od Dziemian, a Wygoda, o której również wspomina autor, leży w odległości 9 km od Dziemian. Chciałbym też zwrócić uwagę na poprawną pisownię naszego nazwiska - Schiitz, natomiast w tekście użyto spolszczenia - Szyc. Najstarsza siostra mojego Taty, Leokadia Wąsikowska „Leośka" z domu Schiitz, a nie jak napisał autor Wasilkowska, brała udział w TO W „Gryf Pomorski". Także młodszy brat mojej babci Elżbiety, Leon Kleinschmidt „Długosz", „Jagiełło" (przed- i powojenny inspektor szkolny) do niej należał. Bardzo często na Belforcie dochodziło do spotkań kierownictwa TO W „Gryf Pomorski" gminy Dziemiany. Bywali na nich m.in. Stanisław Kinelski (a nie, jak podał pan Stanisław Jankę, Kindelski), Józef Cegieł - leśniczy z Trawie, Leon Kleinschmidt „Długosz", "Jagiełło". Do spotkań dochodziło również w leśniczówce Głuchy Bór u leśniczego Stanisława Kinelskiego. Wywózka całej rodziny mojego Taty we wrześniu 1943 do obozu w Potulicach spowodowała, że Belfort przestał funkcjonować jako miejsce ukrywania się Antoniego Czapiewskiego „Doktorka", jak też jako miejsce spotkań członków TO W „Gryfa Pomorskiego". Dziadkowie wraz ze swoimi dziećmi powrócili na Belfort dopiero po wyzwoleniu obozu w Potulicach, w styczniu 1945 roku, niestety bez jednego syna, Jana, data jego śmierci: 6 sierpnia 1944 r. Pochowany jest na potulickim cmentarzu. W załączniku dodaję zdjęcia z Belfortu i Głuchego Boru, na których znajdują się między innymi: Antoni Czapiewski, Józef Cegieł i członkowie rodziny mojego Taty. Mam nadzieję, że udało mi się uzupełnić artykuł pana Stanisława Jankego. Z poważaniem Henryk Schiitz, Koszalin Odpowiedź autora: Dziękuję Panu Henrykowi Schiitzowi z Koszalina za sprostowanie pisowni nazwisk. Pisząc artykuł, korzystałem z pisemnych wspomnień mojego wujka Antoniego Czapiewskiego, niestety powieliłem błędy w nich zawarte, jednak nie byłem w stanie ich zweryfikować, bo nie żyje już nikt z pokolenia „Doktorka". Dziękuję za list, który jest rzeczywiście ważnym uzupełnieniem artykułu. Stanisław Jankę 14 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 LISTY Od lewej: Zygmunt Schutz, osoba nierozpoznana, Franciszka Schutz, Józef Cegieł, jego żona i dwie córki, obok Łucja Schutz, Leokadia Wąsikowska (z d. Schutz), Jan Schutz i Stanisław Kinelski. Zdjęcie wykonane w domu Schutzów na Belforcie Od lewej: Łucja Huzarek (z d. Schutz), NN, Zygmunt Schutz, Stefania Gem-barzewska (z d. Schutz), osoba nierozpoznana, Leokadia Wąsikowska (z d. Schutz) i "Doktorek". Belfort 24 marca 1942 r. Od lewej: Jakub Schutz (pradziadek autora listu) i Antoni Czapiewski "Doktorek", Belfort Pierwszy od lewej stoi Antoni Czapiewski, obok niego siedzą Stanisław Kinelski i Maria Kinelska, za nimi stoi Stanisław Kinelski junior (syn Stanisława), przed "Doktorkiem" siedzi Józef Cegieł. Zdjęcie wykonane w Głuchym Borze 21 maja 1942 r. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA /15 HISTORIA ŚWIĘTY WOJCIECH, BOLESŁAW CHROBRY I OTTON III Wczasach średniowiecza, na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia, św. Wojciech, Bolesław Chrobry i cesarz Otton III odegrali istotną rolę w dziejach Polski i Europy.. W roku 992 książę Bolesław, nowy władca Polski, zajęty groźbą konfliktu z Rusią, nie mógł się stawić na ogłoszoną przez Ottona III wyprawę przeciwko pogańskim Stodora-nom. Ale młody książę na Gnieźnie, Poznaniu, Krakowie i Wrocławiu mógł już wówczas zwrócić uwagę na zachód. Jest to również czas, w którym spotkały się drogi dwóch innych znakomitości epoki: starszego o 10 lat Wojciecha z czeskiego rodu Sławnikowiców i młodziutkiego, kilkunastoletniego króla niemieckiego Ottona III. W roku 996 bp Wojciech spotkał się w Rzymie z 16-let-nim Ottonem, który przybył, by koronować się na cesarza. Rok wcześniej Bolesław Chrobry stawił się osobiście u Ottona III, by uczestniczyć w wyprawie przeciwko Luty-kom. Można domniemywać, że Otton już wtedy dostrzegł w księciu zza Odry partnera dla swoich dojrzewających dopiero planów „renowacji Imperium" na nowych zasadach. Po koronacji na cesarza, która dokonała się w Rzymie, Otton zafascynowany świątobliwym biskupem z Pragi, zabrał go w podróż powrotną do Niemiec. Za zgodą papieża Sylwestra II, po rozmowach z Ottonem i porozumieniu z Bolesławem, udał się Wojciech wraz z bratem przyrodnim Radzymem [Radzimem] Gaudentym w 997 roku do Polski. W drodze do krainy Prusów zatrzymał się w Gdańsku (Gyddanyzc), gdzie spotkał się z ówczesnym władcą. W tym mieście, w przeddzień Wielkanocy, ochrzcił „wielką rzeszę" nawróconych na Chrystusową wiarę pogan. To wydarzenie opisał benedyktyn z rzymskiego klasztoru na Awentynie - Jan Kanapariusz. Po męczeńskiej śmierci Wojciecha 23 kwietnia 997 roku na ziemi Prusów Bolesław polecił wykupione ciało uroczyście pochować w gnieźnieńskim kościele. Otton, niezwykle poruszony śmiercią przyjaciela, sam chciał jak najbardziej podnieść rangę Wojciechowego świadectwa. W 999 roku na synodzie rzymskim Wojciech został oficjalnie uznany za świętego męczennika. Papież, za zgodą cesarza, podjął również decyzję o zmianie orga- nizacji kościelnej na wschodzie łacińskiej Europy. Nowy synod, w Gnieźnie (zwany też zjazdem gnieźnieńskim), na który papież delegował kardynała diakona i oblacjona-riusza Świętego Kościoła Rzymskiego, Roberta, odbył się z udziałem cesarza Ottona III. W Żywotach świętych starego i nowego zakonu... Piotra Skargi zapisano (w „Żywocie świętego Wojciecha, Biskupa i Męczennika"): „Wkrótce [po jego śmierci] imię świętego Apostoła Prusaków rozbrzmiało po całej Polsce, a nawet i w sąsiednich krajach chrześcijańskich, gdyż Bóg wsławił sługę Swego licznymi cudami, które się u jego grobu działy. Toteż na początku roku tysiącznego cesarz Otton III, dotknięty głęboko śmiercią swego przyjaciela i nauczyciela, wybrał się z Rzymu, w świetnym orszaku Biskupów, kapłanów, dostojników kościelnych i rycerzy na pielgrzymkę do Gniezna i grób świętego Biskupa z wielką pobożnością nawiedził; całą drogę, odkąd ujrzał wieże świątyni gnieźnieńskiej, szedł Otton pieszo i boso". Synod w Gnieźnie utwierdził nowo powołane arcybi-skupstwo gnieźnieńskie, które powierzono bratu świętego, Radzymowi Gaudentemu. (Poznań najprawdopodobniej wydzielono wówczas ze struktury nowej archidiecezji). Powołano jednocześnie trzy nowe biskupstwa podporządkowane Gnieznu: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. Erygowane w Kołobrzegu biskupstwo obejmowało całość ziemi Kaszubów, Pomorzan od Wisły poza Odrę. Na zjeździe w Gnieźnie najważniejsza jednak, bo bezprecedensowa, była obecność samego cesarza. Podczas zjazdu Otton III włożył na głowę Bolesława diadem i wręczył mu kopię włóczni świętego Maurycego. W zamian cesarz otrzymał od księcia część relikwii św. Wojciecha. Nasz pierwszy dziejopis Gall Anonim napisał: „I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego". Zjazd gnieźnieński z pewnością przyczynił się do umocnienia pozycji księcia Bolesława wobec władców państw sąsiadujących z Polską. JERZY NACEL 16/POMERANIA CIEŃ2018 WZGÓRZE ŚWIĘTEGO WOJCIECHA Święty Wojciech to najbardziej wysunięta na południe część Gdańska. W granicach miasta znajduje się od 1828 r. Nazwa nawiązuje oczywiście do postaci praskiego biskupa, który w 997 r. przybył na te ziemie chrystianizować plemiona pruskie, a na obecnym Wzgórzu Świętego Wojciecha odprawił mszę świętą. Choć trasa jego wędrówki na północ nie jest dokładnie znana, to bez wątpienia późniejszy święty dotarł do Gdańska, gdzie spędził kilka dni, w trakcie których ochrzcił „licznych ludzi", jak zanotowano w jego hagiografii. Pobyt biskupa Wojciecha nad Motławą miał ogromne znaczenie dla historii Gdańska, którego nazwę, zapisaną jako gyddanyzc, po raz pierwszy wymieniono w „Żywocie świętego Wojciecha", a co więcej Gdańsk został tam określony mianem „miasta" (urbs). Wracając jednak do Wzgórza Świętego Wojciecha. U podnóża wzniesienia stoi zbudowany na początku XIV wieku murowany kościół (w miejscu drewnianego, który powstał w wieku XIII). W sąsiedztwie świątyni, za kanałem Raduni, umiejscowiony został również niewielki cmentarz, który spełnia swoją funkcję od początku XIX stulecia. Wcześniej zmarłych grzebano w pobliżu murów kościoła. Idąc w górę krętą drogą schowaną pod parasolem drzew, mijamy kolejno dwanaście stacji drogi krzyżowej, docierając na końcu do grobu Jezusa. Tuż za nim, na wysokości ponad 60 metrów nad poziomem morza, znajduje się polana, na której skraju stoi gotycka kaplica z XV wieku. W rocznicę śmierci biskupa Wojciecha (w kwietniu) wzgórze jest miejscem corocznych odpustów ku jego czci. W tym dniu przybywają piesze pielgrzymki m.in. z Łęgowa i Pruszcza Gdańskiego. Tradycja pielgrzymowania do tego miejsca sięga przynajmniej XVII wieku. Jak odnotowują kroniki, już od 1685 r. z kościoła jezuitów na Starych Szkotach tysiące pątników z całego Pomorza udawało się na Wojciechowe wzgórze. Na początku roku członkowie pruszczańskiego oddziału ZKP zaalarmowali, że po jesiennych wichurach wzgórze jest pełne zwalonych gałęzi, a nawet konarów drzew. Nieład nie licował z powagą tego miejsca. Obecnie teren jest już uporządkowany, można byłoby rzec: gotowy na przyjęcie pielgrzymów. Niepokój budzi tylko stan gotyckiej kaplicy, której mury są mocno nadszarpnięte upływem czasu, a na dachu i oknach widać skutki jesienno-zimowych wiatrów. Jak informuje Gdański Zarząd Dróg i Zieleni, do którego z interpelacją zwrócił się w tej sprawie radny miasta Gdańska Andrzej Kowalczys, działka wraz z kaplicą znajduje się w użytkowaniu wieczystym Kościoła Rzymskokatolickiego, w tym przypadku Parafii pw. św. Wojciecha, w kompetencji której - jako administratora przedmiotowego terenu - leży realizacja tzw. zadań utrzymaniowych i inwestycyjnych. Jak informują urzędnicy, parafia może się starać o uzyskanie dotacji z budżetu Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków na prace konserwatorskie, restauratorskie i roboty budowlane przy zabytku wpisanym do rejestru zabytków. Innym pomysłem na skuteczne i trwałe uporządkowanie terenu (np. modernizację południowego zejścia ze wzgórza, ustawienie małej architektury na wzgórzu oraz na podejściu) jest skorzystanie z opcji, jaką stanowi gdański budżet obywatelski. W tym miejscu apel do wszystkich, którym to miejsce jest bliskie, aby wsparli ewentualne działania, w pierwszej kolejności odrestaurowanie kaplicy św. Wojciecha, a w dalszej działania, które sprawią, że wzgórze wypięknieje i stanie się chętniej odwiedzane nie tylko przez gdańszczan i nie tylko 23 kwietnia - w kolejną rocznicę męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Gotycka kaplica na wzgórzu św. Wojciecha POMERANIA 17 Jan Matejko „Sejm w Gąsawie" szkic, 1866, Muzeum Narodowe, Wrocław W listopadzie ubiegłego roku minęła 790. rocznica wydarzeń w Gąsawie. Wypadki gąsawskie i śmierć Leszka Białego, księcia krakowskiego, pomimo upływu wieków do dziś budzą emocje oraz ożywione dyskusje. zęsto pojawiają się przy omawianiu tej sprawy nieadekwatne określenia typu mord, zbrodnia, zdrada, szczególnie w kontekście Świętopełka gdańskiego. Swoistą kwintesencją całkowicie ahistorycznych rozważań o Gąsawie i wręcz niezdrowego zacietrzewienia są wywody Andrzeja Nowaka: „Śmierć Leszka, polskiego księcia zwierzchniego, śmierć w bezprecedensowym zamachu - pozostała niepomszczona. Czy uznano, że się upił i przypadkiem spadł z konia? Albo dotknęła tłuścio-cha apopleksja? Takie brednie, o których z zażenowaniem wspomina Marek Chrzanowski, autor najnowszej biografii Leszka Białego, mogą przychodzić na myśl tylko niektórym z dzisiejszych publicystów, zwolenników tzw. historii krytycznej. W 1227 r. wszyscy wiedzieli, że Leszek został zamordowany, i wszystkie współczesne źródła nie pozostawiają co do tego najmniejszej wątpliwości. Ciało księcia odwiózł do Krakowa biskup Iwo Odrowąż. Świętopełk tymczasem pozostał całkowicie bezkarny... On też ma pomnik, tak jego ofiara - polski książę Leszek Biały. Brązowy pomnik Świętopełka stanął w centrum Gdańska z pięknym napisem na cokole w języku kaszubskim »zrze-szonych nikt nas nie złamie« [Zrzeszonëch naju nicht nie złomie - przyp. red.]. Ten, który swoich pomorskich poddanych zrzeszyć próbował przeciwko Polsce (zupełnie inaczej niż w przypadku Kaszubów zawsze patriotycznie związanych z polskością), który bezwzględnie walczył przeciw Piastom i których księcia zwierzchniego kazał w końcu zamordować - otrzymał swój pomnik w Polsce roku 2010. Tu nie miejsce, by zastanawiać się nad meandrami współczesnej polityki historycznej i budowania lokalnej tożsamości w Gdańsku owego roku" (Dzieje Polski, t. 2, Kraków 2015). Dyskusja z takimi absurdalnymi tezami jest bezcelowa, ale ich autor zadał jedno sensowne pytanie, na które trzeba próbować odpowiedzieć: Dlaczego nikt nie pomścił Leszka Białego? Rozważając zagadki Gąsawy, nie możemy zapomnieć, że w wielu publikacjach nadaje się wiecowi w Gąsawie i jego skutkom zbyt duże znaczenie oraz pomija się, iż ściśle wpisuje się w epokę zwaną rozbiciem dzielnicowym. Podział Polski na liczne księstwa zapoczątkował tzw. testament Bolesława Krzywoustego. Szczegóły statutu oraz jego datacja są cały czas przedmiotem dyskusji badaczy. Pomijając niuanse, podstawowym założeniem aktu był podział Polski pomiędzy synami Bolesława na odrębne 18 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 księstwa oraz ustanowienie zasady senioratu, czyli prawdopodobnie władzę zwierzchnią nad nimi miał sprawować najstarszy książę piastowski. Oparciem seniora miała być rozległa dzielnica składająca się z ziemi krakowskiej, łęczyckiej oraz sieradzkiej (pierwotnie dwie ostatnie wydzielone były jako oprawa wdowia księżny Salomei). Dysputy wśród historyków budzi ewentualna przynależność do wspomnianego terytorium również części Kujaw i Wielkopolski. Osobnym zagadnieniem jest nie do końca pewny zakres władzy księcia zwierzchniego nad Pomorzem Wschodnim i Zachodnim. Pierwotny podział ustalał, że seniorem został Władysław Wygnaniec, który oprócz wspomnianych ziem objął Śląsk we władanie dziedziczne. Młodsi synowie Krzywoustego objęli: Mazowsze - Bolesław Kędzierzawy, Wielkopolskę - Mieszko Stary, Henryk natomiast dzielnicę sandomierską. Testament Bolesława nie wymienia natomiast Kazimierza Sprawiedliwego, prawdopodobnie urodził się tuż przed śmiercią ojca lub nawet był jego pogrobowcem. Krzywousty chciał swoim zapisem zachować jedność kraju, a jednocześnie swoim potomkom zapewnić należną część ojcowizny, oczywiście jak większość idealistycznych planów ten również szybko legł w gruzach. Statut Bolesława był niewykonalny z powodu ambicji poszczególnych książąt, niezadowolenia z podziału spadku oraz sporów rodzinnych. Jeśli chodzi o waśnie w rodzie, to trzeba przypomnieć, że matką Władysława Wygnańca była pierwsza żona Krzywoustego, Zbysława kijowska, natomiast juniorzy pochodzili ze związku z Salomeą, hrabianką Bergu. Zapominać przy tym nie można, że statut Bolesława odzwierciedlał rzeczywisty podział ówczesnej Polski, wprawdzie istniało już wtedy poczucie jedności państwowej, ale każdy w pierwszym rzędzie czuł się Wielkopolaninem, Ślązakiem, Pomorzaninem itd. Nadto powstały już pewne niuanse plemienne i zaczęli się pojawiać Kaszubi. Testament Krzywoustego upadł w wyniku wojny domowej i wygnania księcia seniora przez juniorów. Teoretycznie zasada senioratu została utrzymana, ponieważ władzę objął najstarszy po Władysławie - Bolesław Kędzierzawy, a po nim następny w kolejności Mieszko Stary. Zamieszki wewnętrzne i spory wśród Piastów sprzyjały jednak wzrostowi znaczenia i wpływów możnowładztwa świeckiego oraz duchownego. Przekonał się o tym dobitnie Mieszko Stary, który utracił Kraków w wyniku buntu zorganizowanego przez biskupa Gedkę. Nadto przeciwko seniorowi wystąpił jego syn Odo. Podstawą konfliktu Mieszka z możnowładztwem było jego dążenie do utrzymania pełnych, starych prerogatyw książęcych, a niezadowolenie z ich egzekucji widać doskonale w kronice Wincentego Kadłubka. Powołanie na tron krakowski Kazimierza Sprawiedliwego, a po nim jego syna Leszka Białego należy uznać za HISTORIA ostateczne złamanie zasady senioratu. Oczywiście Mieszko Stary nigdy nie pogodził się z utratą należnych praw i kilkakrotnie dążył do odzyskania Krakowa, zarówno na drodze dyplomatycznej, jak i militarnej. Zbrojna próba odzyskania senioratu przez księcia wielkopolskiego zakończyła się jednak w 1195 r. nierozstrzygniętą krwawą bitwą nad rzeką Mozgawą. Skuteczniejsze okazały się pertraktacje, Mieszko odzyskał upragniony Kraków, który po śmierci w 1202 r. na krótko przejął jego ostatni żyjący syn Władysław Laskonogi. Wszystkie wspomniane wydarzenia doskonale obrazują rosnącą siłę różnorakich frakcji możnowładczych i zmniejszenie realnej władzy książęcej. Dodatkowo od lat 80. XI wieku zaczął się kształtować zwyczaj wydzielania własnych dzielnic kolejnym potomkom książąt piastowskich. Efektem był m.in. podział zwartej dotychczas Wielkopolski. Nadto często się zdarzało, że dziedzic księstwa nie osiągnął jeszcze odpowiedniego wieku i kuratelę nad nim powierzano starszemu krewnemu. Przykładem jest objęcie zarządu na ziemiach małoletniego Władysława Odonica przez stryja Laskonogiego, będące przyczyną późniejszych wieloletnich konfliktów. Sytuację w ówczesnej Polsce skomplikowały nadto emancypacyjne dążenia Kościoła, kierowanego przez ambitnego arcybiskupa Henryka Kietlicza, zwolennika reform papieża Innocentego III. Nieuchronny w tej sytuacji był konflikt z Władysławem Laskonogim, twardo obstającym za starymi prawami książęcymi, nadto przeciwko stryjowi wystąpił Odonic domagający się należnej mu dzielnicy. Zapoczątkowało to długotrwały spór kościelno-polityczny, w którego pierwszym etapie został wygnany młodszy z wielkopolskich Władysławów, a Kietlicz stracił urząd. Wstępną fazę konfliktu zakończyła ugoda, na mocy której Odonic odzyskał część przypisanej mu ziemi, a arcybiskup powrócił do Gniezna. Niemal jednocześnie Innocenty III w 1210 r. wydał bullę przywracającą w Polsce zasady senioratu, w efekcie której na krótko Kraków objął Mieszko Plątonogi. Dokument papieski oczywiście spotęgował zamęt wśród książąt piastowskich. Spór pomiędzy Władysławem Laskonogim a arcybiskupem Kietliczem zasadniczo zakończył się w 1215 r. Wybuchł jednak na nowo konflikt z Odo-nicem, sporny jest tutaj rok rozpoczęcia walk oraz data wygnania bratanka przez Laskonogiego z Wielkopolski (przyjmuje się lata 1216-1218). Podsumowując ten okres dziejów Polski, można stwierdzić, że był on niestabilny, pełen różnych zatargów, a dzisiaj nader trudno odtworzyć rzeczywisty przebieg wydarzeń. Zwyczajem stało się rozwiązywanie skomplikowanych spraw państwowych na wiecach książąt i notabli Należy teraz zadać pytanie: Jaka była pozycja Pomorza Gdańskiego i jego princepsów w tamtych czasach? ŁŻËKWIAT2018 POMERANIA /19 HISTORIA Wszystkie przesłanki wskazują na to, że książęta gdańscy (moim zdaniem wywodzący się z rodzimej, pomorskiej dynastii) prowadzili ostrożną politykę, starali się nie mieszać w polskie konflikty i wykorzystując nieustanny zamęt, wzmacniali swój status. Podbój ziem nadbałtyckich był dla Bolesława Krzywoustego kosztowny, przypuszczalnie opór Pomorzan nie został do końca złamany, można więc przyjąć, że dążąc do spacyfikowania nastrojów, pozostawił lokalnych dynastów, za cenę hołdu lennego oraz trybutu, ewentualnie pomocy militarnej. Nasuwa się tutaj oczywista analogia z książętami Pomorza Zachodniego. Układ taki oczywiście mógł funkcjonować wyłącznie w przypadku istnienia silnej, centralnej władzy polskiej. Historiografia od wielu lat lansuje pogląd, że So-biesławice byli tylko urzędnikami książąt krakowskich, co jednak stoi w całkowitej sprzeczności z dostępnymi źródłami. Podstawowym problemem jest, budząca do dziś dyskusje, interpretacja tytułu princeps. Doskonale jednak widać po charakterze fundacji kościelnych, stabilności władzy, że panowie Pomorza Gdańskiego byli samodzielnymi książętami. Symboliczny jest wręcz tytuł, jakiego użył Mściwoj I - dei gracia princeps. Urzędnik z łaski bożej!? Realne wpływy suwerenów krakowskich zaś najlepiej obrazuje fakt, że próżno szukać posiłków pomorskich we wspomnianej już bitwie pod Mozgawą. Mariaże panów Gdańska należy również rozpatrywać w kategoriach klasycznych dla epoki politycznych związków książąt, szukających tą drogą sojuszników. Przypuszczać można, że takimi względami było podyktowane pierwsze znane nam z pośrednich źródeł małżeństwo Sobiesława I z nieznaną przedstawicielką wpływowego rodu wojewody mazowieckiego Żyrona. Szacuje się, że ten związek został zawarty w latach 50.-60. jedenastego wieku, w okresie niepokojów w Polsce związanych z próbami odzyskania władzy przez Władysława Wygnańca. Jeszcze ciekawiej wygląda małżeństwo Mściwoja I ze Zwinisławą. Oryginalne imię księżnej występujące na Rusi, a w Polsce znane tylko na Śląsku i Pomorzu sprawiło, że jest łączona z różnymi rodami. Obecnie pojawiła się ciekawa hipoteza Marka Smolińskiego wywodząca matkę Świętopełka z bocznej linii czeskich Przemyślidów założonej przez Ottona I z Ołomuńca. Przypuszczać można, że małżeństwo Zwinisławy oraz Mściwoja zostało zawarte na przełomie lat 80.-90. jedenastego wieku, możliwe, że w czasie kolejnych polskich zamieszek spowodowanych przejęciem władzy przez Kazimierza Sprawiedliwego. Związek Sobiesławica z księżną, spokrewnioną nawet z królami węgierskimi, ukazywał prestiż oraz aspiracje princepsa gdańskiego. Jednocześnie badania Smolińskiego umacniają wysunięte wcześniej przeze mnie przypuszczenia, że nieprzypadkowo imię Sobiesław pojawiło się jednocześnie w Czechach i na Pomorzu Gdańskim. Lata dwudzieste XIII wieku przyniosły kolejny wzrost napięcia w Polsce, niestety z braku pewnych źródeł przebieg wydarzeń oraz ich chronologia są nader niepewne. Zdominowane zostały szczególnie przez nowy etap konfliktu wielkopolskich Władysławów. Losy Odonica po wygnaniu przez stryja nie są dobrze znane, przypuszcza się nawet, że mógł uczestniczyć w krucjacie. Rok przybycia do Gdańska młodszego z Władysławów jest nieznany, a jeszcze większe dyskusje budzą jego koligacje rodzinne z książętami pomorskimi. Przypuszczać należy jednak, że Eufrozyna, żona Świętopełka, była siostrą Odonica, a Jadwiga, siostra princepsa gdańskiego, poślubiła księcia wielkopolskiego. Jeszcze bardziej niepewna jest datacja owych mariaży, przyjmuje się lata 1216-1221. Małżeństwa z całą pewnością można uznać za tradycyjne potwierdzenie sojuszu Świętopełka i Odonica. Postanowienia paktu wydają się również jasne. Młody princeps Gdańska miał dość fikcyjnej zależności od Krakowa, opartej już tylko na trybucie (w późniejszych przekazach jest informacja o pokaźnej sumie 500-1000 grzywien), a alians z księciem piastowskim wzmacniał znacząco jego pozycję. Zupełnie nieprawdopodobna jest tutaj relacja Kroniki Wielkopolskiej o przybyciu Leszka Białego na Pomorze w celu ustanowienia Świętopełka swoim urzędnikiem. Jasne jest, że przy realnych wpływach książę krakowski wezwałby gdańskiego princepsa na swój dwór. Oczywistym celem Odonica było odzyskanie należnej dzielnicy, problemem natomiast jest to, że pierwszym pewnym sukcesem sojuszników było zdobycie w 1223 r. Ujścia nad Notecią. Jeśli się weźmie pod uwagę prawdopodobne daty małżeństw i zawarcia sojuszu, to zadziwiająca może się wydawać bezczynność w tym czasie Świętopełka oraz Odonica. Rozwiązania problemu możemy szukać na kilka sposobów. Prawdopodobne jest to, że Świętopełk gdański, zaabsorbowany innymi wydarzeniami, początkowo próbował nacisków dyplomatycznych. Uwagę księcia pomorskiego mogły skupić także problemy króla duńskiego Waldemara II i rozpoczęcie działań o pozyskanie Słupska znajdującego się wtedy w jego władaniu (nieznana jest data zdobycia ziemi słupskiej przez Świętopełka). Osobnym problemem była sytuacja na pograniczu pomorsko-pruskim. Wiadomo, że Prusowie poczuli się zagrożeni przez postępującą akcję chrystianizacyjną książąt polskich i rozpoczęli dotkliwe odwetowe najazdy. Wypadom pruskim próbowano zaradzić wyprawami mającymi charakter krucjat, taka z uczestnictwem Świętopełka odbyła się w 1223 r. Jeszcze innym problemem princepsa pomorskiego było wykorzystywanie przez książąt piastowskich w rozgrywkach z nim Prusów. Szczególnie dotkliwy był pruski najazd w 1226 r. inspirowany z dużym prawdopodobieństwem przez Władysława Laskonogiego, możliwe jednak, 20 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 HISTORIA że za wiedzą i cichą zgodą Leszka Białego i Konrada Mazowieckiego. Prusowie zniszczyli wtedy klasztory w Oliwie i Żukowie oraz wymordowali zakonnice oraz mnichów cysterskich. Działania zbrojne Świętopełka i Odonica przeciwko Laskonogiemu mogły się jednak rozpocząć również dużo wcześniej, niepewne w datacji i oryginalności dokumenty oliwskie wspominają bowiem o powinności obrony kraju i obowiązku uczestnictwa w zagranicznych wyprawach wojennych poddanych księcia gdańskiego. Pewne jest, że zdobycie Ujścia przez młodszego Władysława nie było końcem jego sukcesów militarnych i jeszcze w 1223 r. zajął Nakło nad Notecią wraz z przyległymi ziemiami. Pokój zawarty w Kcyni w tymże roku pomiędzy Odonicem a Laskonogim nie zakończył jednak konfliktu książąt wielkopolskich. Sporne wiadomości wskazują, iż bratanek starszego Władysława w kilku kampaniach miał zdobyć m.in. Poznań oraz Kalisz. Dodatkowo istnieją informacje, że kontraktak Laskonogie-go zakończył się jego sromotną klęską pod Ujściem latem 1227 r. Sytuacja stryja Władysława musiała być nader poważna, ponieważ prawdopodobnie w tym roku zawarł układ o przeżycie z Leszkiem Białym. Mocą aktu książę krakowski miał przejąć cały spadek Laskonogiego, a więc z racji różnicy wieku zapis był dla niego bardzo korzystny. Oczywiście datacja i szczegóły dokumentu, podobnie jak w przypadku większości wydarzeń z tego okresu, są kontrowersyjne. Dodatkowo nasz pogląd na ówczesną sytuację w Polsce mąci wzmianka o wyprawie Henryka Brodatego na Kraków w 1225 r. Widać więc, jak płynne i niepewne były sojusze pomiędzy Piastami. Zapominać nie można, że sytuację skomplikowały również niespodziewane narodziny w 1226 r. syna Leszka Bolesława, zwanego później Wstydliwym. Generalnie przypuszczać należy jednak, że zdobycze Odonica były na tyle znaczne, iż zagroziły ewentualnemu spadkowi księcia Krakowa. Leszek Biały nie ruszył jednak Laskonogiemu z pomocą militarną, a zgodnie ze zwyczajem postanowił zwołać ogólnopolski wiec celem rozstrzygnięcia konfliktów. Pojawiają się tutaj pierwsze zagadki. Dlaczego na miejsce zjazdu wybrano Gąsawę? Biskup krakowski Iwo Odrowąż skarżył się później, że wiec odbył się w miejscu odległym i opustoszałym. Gąsawa niewątpliwie była własnością kościelną kanoników regularnych z Trzemeszna, ale niepewna jest jurysdykcja polityczna nad tymi terenami, oczywiście rozważa się obu Władysławów. Równie istotne jest pytanie o stan sojuszu Świętopełka i Odonica, a w szczególności o to, kto z nich w 1227 r. dzierżył Nakło. Nadto niepewna jest lista uczestników wiecu, jego przebieg oraz choćby wstępne ustalenia poczynione na zebraniu. Wiadomo jedynie, co poświadczono w późniejszych dokumentach, że w wiecu Jan Matejko „Wyjazd Henryka Pobożnego z Legnicy", olej na płótnie, 1865, Muzeum Narodowe, Poznań wziął udział cały episkopat Polski, tj. arcybiskup Wincenty, Iwon krakowski, Wawrzyniec wrocławski, Michał włocławski, Paweł poznański, Wawrzyniec lubuski oraz elekt płocki Guenter. Dodatkowo nie znamy, ważnych dla przebiegu późniejszych wydarzeń, warunków zakwaterowania książąt, biskupów oraz notabli Polski, trudno jednak przypuszczać, aby koczowali w listopadzie pod namiotami. Gąsawa zapewne już w tamtych czasach była sporą osadą, ale jest prawdopodobne, że część uczestników wiecu rozlokowała się w okolicznych wsiach. Możliwe, że miejscem pobytu duchowieństwa był pobliski Żnin, siedziba rezydencji arcybiskupów gnieźnieńskich. Niebagatelnym problemem jest charakter wiecu, istnieją także przypuszczenia, iż było to preludium do wyprawy wojennej skierowanej przeciwko sojuszowi Świętopełka i Odonica lub przeciw któremuś z nich. Wskazówką może być fakt, że wybrano miejsce położone właściwie na linii frontu. Nadchodząca zima nie była przeszkodą do ataku, istnieje wiele przykładów, że w średniowieczu kampanie przeprowadzano tą porą, wykorzystując m.in. zamarznięte przeszkody naturalne. Rzecz jasna dysponujemy jedynie niepełnymi, sprzecznymi przekazami i nie znamy odpowiedzi na powyższe kluczowe pytania. Tak więc wyglądała w ogólnym zarysie sytuacja przed Gąsawą. TOMASZ SZYMAŃSKI Ciąg dalszy w następnym numerze ŁŹËKWIAT 2018 / POMERANIA / 21 ojna skonała ostatecznie w maju 1945 roku. Od Skierniewic do Warszawy, po jednym torze, zaczął jeździć pociąg, ciągnięty przez starą przetokową lokomotywę. Mogłem wyruszyć na poszukiwanie Babci i Ciotki. Mieszkaliśmy kątem w małym domku w podwarszawskiej miejscowości, znanej okolicznym mieszkańcom, a i ludziom zza Żyrardowa, jako Bimbrówek. Istotnie, prawie w każdej chałupie warzono bimber, z mąki razowej albo z melasy. Wieś śmierdziała wygotowanym zacierem i wódą. Koniec wojny nie zmienił tutejszych zwyczajów, tyle że zamiast żandarmów, obłaskawianych bańkami domowego spirytusu i połciami słoniny, pojawili się Ruskie, a ci zabierali wszystkim wszystko. Miałem, zachowaną jeszcze ze Lwowa, banieczkę z niezłym zamknięciem. We Lwowie nosiliśmy w niej mleko od Petra Holaka z Sołonki, teraz przed wyruszeniem do Warszawy, może i dalej, postanowiłem zabrać do banieczki spirytus wygotowany z razówki. Waluta wymienialna. Pociąg od strony Skierniewic zjawiał się na naszej stacyjce dosyć wcześnie, rozkładu jazdy nie było, podróżni czatowali od rana, a oczekujących było dużo. W słoneczny poranek wyruszyłem z banieczką i chlebakiem na stację. Około godziny 9 doturlał się pociąg. Jakoś udało mi się wcisnąć do wagonu pomiędzy grubą babę i pokaszlującego, chudego staruszka i tak dojechałem do Warszawy Zachodniej, to była końcowa stacja kolei Skierniewicko-Warszawskiej. Przelazłem przez ruiny dworca, na placyku stały furmanki, na oponach, a jakże. „Na Pragie, na Pragie, na Mokotów, na Zolibóz" - przekrzykiwali się woźnice. Placyk... ledwo zagojony strup w poranionej i zrytej przydworcowej ulicy. Dwie budki sklejone ze starych desek, pokryte papą. Na jednej apetyczny napis „Flaki"... na drugiej „Chleb"... Między budkami stała trójka muzykantów, akordeon, mandolina i skrzypce. Przez wrzask woźniców, przekrzykiwanie dopiero przybyłych podróżnych, przebijała się melodia, słyszałem ją po raz pierwszy, stała się potem, a może już była, szlagierem... Śpiewał mandolinista, podkreślając słowa mocniejszymi akordami. Warszawo, ty moja Warszawo, Tyś treścią mych marzeń i snów... Ulicznym hałasem i wrzawą... Nie pamiętam dobrze całego tekstu, ale zakończenia nie można zapomnieć: „jam gotów ci życie poświęcić!"... Mandolinista zagrał jeszcze parę akordów, zdjął kaszkiet i zaczął obchodzić słuchających. Nie miałem pieniędzy... Przez zwały gruzów, wysokie jak piętrowa kamienica, przeciskała się droga... ulica... po której odjeżdżały i przyjeżdżały furmanki. Ruszyłem w kierunku, jak mi się zdawało, śródmieścia. Muzycy rozpoczęli następny utwór: Czerwone maki na Monte Cassino zamiast rosy piły polskę krew... po tych makach szedł żołnierz i ginął, lecz od śmierci silniejszy był... Droga zakręcała obok wysokiego, zupełnie wypalonego domu, już nie słyszałem piosenki. Chciałem dotrzeć na ulicę Natolińską, obok kościoła Zbawiciela. Na trzecim piętrze, w ogromnym mieszkaniu, tuż przed wybuchem Powstania mieszkały Ciotka Marysia i Babcia Adela, była tam też część naszych rzeczy, bo mieszkaliśmy trochę na Natolińskiej, a trochę w Bimbrówku. Mijały mnie furmanki, pełne tłumo-ków i siedzących na nich ludzi. Jedna zatrzymała się przy mnie, obok woźnicy było wolne miejsce na worku z sieczką. - Kawaler siada, podwiozę... - Nie mam pieniędzy... mogę poczęstować łykiem... - odpowiedziałem. Z chlebaka, który przeszedł służbę i w Po- 22 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 LITERATURA wstaniu, wyciągnąłem banieczkę. Woźnica wsadził lejce pod but i otworzył podsuniętą bańkę. Powąchał, chwilę się namyślał... Łykał ostrożnie, ale się rozsmakował... myślałem, że odda mi bańkę pustą. Chlupnął ostatniego łyka: - Z razówki... niezła... Pozostali pasażerowie spoglądali z zazdrością, woźnica zdecydowanie zamknął banieczkę, przesunął się kapkę na lewo i zachęcającym ruchem poklepał worek, na którym siedział. Wlazłem na furę, furman splunął na zad konia, cmoknął i ruszyliśmy. - Daleko kawaler? - Na Natolińską, koło Zbawiciela... - Jakoś dojadziem... ale czy Natolińska jeszcze jest? Ja na Mokotów, nadbrzeżem jeżdżę, mniej gruzu. Przy Marszałkowskiej kawaler wysiądzie, dalej się przejdzie... Koń zrobił kupę, zapachniało stajnią naszego sąsiada z Bimbrówka... Woźnica, widać podochocony bimbrem, zachęcał konia do szybszego kłusa, klapnięciami lejc po zadzie. W Skierniewicach pod sygnałem, dwie panienki zapoznałem... - zaczął schrypniętym głosem. Jeden z pasażerów się przyłączył: W Milanówku poprawiłem, a w Pruszkowie dokończyłem. Reszta jadących podchwyciła refren: Oj! wojna, wojna wszędzie. Kiedy ten koniec będzie?... Woźnica zatrzymał konia. - Kurwa, już się skończyła... Siedzący za mną, siwawy chłop w kaszkiecie, zagadnął, wyciągając górala: - Kawaler przepuści banieczkie między ludzi... się złożym... Woźnica zdecydowanym ruchem wyciągnął z mego chle-baczka bańkę... odemknął, łyknął, tym razem ostrożniej i oddał memu sąsiadowi: -Ale po uważaniu, po uważaniu... Siwy chłop siorbnął ostrożnie, podał bańkę do tyłu, kilku pasażerów napiło się po trochu i pusta bańka wróciła do mnie, a siwy po zebraniu paru banknotów od tych, co pili, wsunął mi w garść pieniądze: - Honorowo! - zaznaczył. Ruszyliśmy, furka wjechała w wąski przesmyk między wysokimi, wypalonymi domami. Minęło już sporo czasu od Powstania, a jednak zalatywało spalenizną, tak samo śmierdział piecyk-koza w naszym mieszkanku w Bimbrówku, gdy płyta rozgrzała się do czerwoności. Popatrywałem na mijane ruiny, przed furę. Wystukana w gruzowisku droga kręciła się dziwacznie, jak serpentyna w Gorganach, górach naszych ostatnich wakacji przed wojną. Kopyta konia podnosiły małe obłoczki rudego kurzu. Bruk może tam i był pod spodem, teraz droga wiodła przez zwały zmielonych cegieł. Nad miastem niebieskie niebo z rzadkimi, białymi obłokami. Takie było w pierwszych dniach Powstania, gdy od Bielan przekradałem się na Plac Wilsona, jeszcze polski. W chlebacz-ku, tym samym, w którym tkwiła teraz pusta już bańka, wtedy miałem dwie książki, w nich jakieś meldunki... Oddałem je w bramie kamienicy przy placu. Czy dotarły do adresata...? Powrót był trudny, pierścień niemieckich oddziałów już prawie zamknął Warszawę. A potem, już z Bimbrówka, patrzyliśmy na coraz wyższe kłęby, chmury dymu nad Warszawą. Tam w środku byli... mój Tato, wujek Edek... kapitan Jerzy... Wrócił tylko ojciec z obciętą nogą, wrócił, gdy Powstanie jeszcze trwało, wciśnięty pod ranne dzieci, które jakiś bardziej człowieczy Szkop pozwolił wywieźć do Pruszkowa... Warszawa się budziła, w mijanych ruinach i resztkach domów krzątali się ludzie, ciągnąc jakieś kawały desek, belek okopconych, klecili swoje pierwsze powojenne mieszkania. Co zastanę na Natolińskiej? Chłop za mną skręcił papierosa z ruskich machorkowych krupek, zapalił: - Spaliły skurwysyny Warszawę... Baba z tyłu furki pochlipywała: - Sama zostałam... może na Powiślu kto się uchował?... - Dojadziem, się zobaczy, a smarkać się nie ma czego... co ma być, to i jest... - skomentował woźnica i popędził konia. I tak, raz kłusem, raz wolniej doturlaliśmy się do wąwozu, który nazywał się Marszałkowska. - Kawaler pójdzie tam... - pokazał na prawo woźnica... - Tylko w ruiny nie włazi... miny się zdarzają. Zeskoczyłem z furki. Woźnica cmoknął i zostałem przy wysokiej pryzmie cegieł i odłamków betonu. To była Marszałkowska. Zza gruzów, zza wypalonych domów majaczyła dzwonnica kościoła Zbawiciela. Na lewym skraju ruin uchowała się część niespalonego domu. Dwa okna zabite dyktą i jedno już oszklone, a nad nim, całkiem ładnie odmalowany szyld: „Kawiarnia"... Ktoś wchodził, jacyś roześmiani ludzie w kurtkach zupełnie partyzanckich wysypali się z drzwi, postali chwilę, przypalając papierosy, i ruszyli wąwozem Alei Jerozolimskich w stronę Wisły. Postałem i ja jeszcze chwilę. Alejami od strony zachodniej przez zwały gruzu przedzierał się, rycząc silnikiem, ruski ził. Na otwartej skrzyni siedziało kilku żołnierzy w polskich mundurach. Jeden wstał i zaczął walić pięścią w dach szoferki. Ciężarowa zatrzymała się, strzeliła z rury wydechowej, silnik zgasł. Z szoferki wygramolił się kierowca, Ruski: - Da szto ty...? Młody żołnierz w polskim mundurze zeskoczył z paki. Podszedł do kierowcy, wyciągnął coś zza pazuchy i podał Ruskowi. - Nu i wsio - kierowca podlazł pod przód ciężarówki, zakręcił z wyraźnym wysiłkiem korbą, silnik zaskoczył i ził odjechał w stronę Wisły. Młody żołnierz poprawił czapkę i ruszył w stronę Zbawiciela. Poszedłem za nim. Żołnierz przeszedł kawałek Marszałkowską, skręcił na prawo i skrył się w ruinach narożnika Nowogrodzkiej. Niedaleko, na Krakowskim Przedmieściu, przed wojną była restauracja Simona i Steckiego. W 1939, wczesną wiosną, zabrał nas Tato na obiad do tej knajpy. Dobrze to pamiętałem, bo na drugie danie podano sztukamięs w gotowanych jarzynach... Serdecznie tego nie znosiłem, ale władczy wzrok Taty wykluczył jakikolwiek protest. Natolińska była coraz bliżej, nie miałem nadziei na jakiś poczęstunek... a może...? Minąłem Koszykową, o dziwo tu domy nie były spalone i nawet niezbyt postrzelane. Zbawiciel był nadpalony, główne wejście okopcone, kolorowe szybki w okienkach nad wrotami, które tak lubiliśmy z siostrą oglądać od środka, wybite. Na resztce schodów siedziała jakaś starowinka. Na lewo Natolińska... Wypalona do cna. Wysoka kamienica zaraz za rogiem, ta w której mieszkały Babcia i Ciotka, rozwalona do połowy, oficyny i podwórko zasypane gruzem. Wolno podchodziłem. Nie, tutaj ich chyba nie znajdę... W bramie sąsiedniej kamienicy, nie tak zrujnowanej, ale też spalonej stał jakiś mężczyzna... szedłem coraz wolniej... nie mogłem się mylić, to był pan Zaleski, dozorca z Natolińskiej. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 23 LITERATURA On też mnie poznał: - Przeżyli, wszyscy przeżyli, niech kawaler się nie martwi. A co u was? Wpatrywałem się w rozwaloną bramę domu, w którym mieszkały Babcia i Ciotka, powoli zacząłem iść przez rumowisko cegieł zamykające wejście. Jedna strona bramy, nadpalona, wisiała na wygiętym zawiasie, druga wciśnięta widać jakimś wybuchem w mur wewnątrz sklepienia, otwierała jednak wejście na podwórko. Pan Zaleski szedł za mną, lecz gdy chciałem wejść na pokręcone, rozbite, a jednak istniejące schody, zatrzymał mnie stanowczo: - Chce kawaler do aniołków... to wszystko może pieprznąć... Wyszarpnąłem rękaw z łapy dozorcy i przelazłem przez gruz na podwórko. Czarna studnia oficyn pochyliła się nade mną, wydało mi się, że zaraz runą. - Panie Zaleski... nie wie pan, gdzie Babcia, gdzie wszyscy...? - Pani Najstarsza to z Anią zaraz na początku wywiała do Chyliczek, tam do tej jejnej wili. Ale Babcia i Ciocia, o te były twarde, robiły za sanitariuszki... jak zaczęli walić od Ujazdowskich, to wszystkie lekarze przenieśli się do „Sanato", na Lwowską... pod trzynasty... kawaler tam pójdzie, to niedaleko, może coś wiedzą... Koszyki i Lwowska jakoś się uchowały, niespalo-ne, trochę tylko postrzelane, tam blisko powstańców, stojali szkopy - coś jeszcze mówił, ale nie słyszałem... Pod gruzem, pod połamaną i nadpaloną komodą, dostrzegłem okładkę książki tak dobrze mi znanej... Przygody Piotrusia Pana. Uniosłem resztki komody i wyciągnąłem książkę. Była tylko okopcona, jedynie górny róg okładki lekko nadpalony. Dostaliśmy Piotrusia Pana od przyjaciółki Mamy, od Zosi Batyckiej, pierwszej polskiej Miss Polonia. Gdy mieszkaliśmy we Lwowie... na ulicy Grochowskiej. Otworzyłem książkę, na otwartej stronie Piotruś Pan siedział na grzybku i grał na fletni, wokół niego tańczyły Elfy. - Patrz pan... się nie spaliła... Zaleski podszedł bliżej. Wsadziłem książkę pod pachę. „Chwytaj chwilę za czub, bo umknie. Przybędziesz po dzwonku..." Kruk Salomo miał rację... może moja chwila już umknęła... czy na Lwowską przyjdę już po dzwonku? - Panie Zaleski, jakby kto pytał, wszyscy żyjemy, tylko Tato zostawił nogę na Żelaznej... Widok ulic Warszawy - zrujnowane budynki na Rynku Starego Miasta. Widoczna Strona Dekerta, 1945 r. 24 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 - To jak pan Włodzimierz będzie tera za szofera robił? -zastanowił się Zaleski. Postałem jeszcze chwilę w bramie i ruszyłem na Lwowską. Przeszedłem krótki kawałek resztek Natolińskiej. Babina na schodach kościoła siedziała nieruchoma, może zasnęła...? Marszałkowską, od strony placu Unii Lubelskiej, zataczając się na całą szerokość wąwozu gruzów, szedł jakiś pijany mężczyzna, śpiewając na całe gardło, rycząc: „Jeszcze Polska Nie Zginęła..." Zarzuciło go koło babci... opadł ciężko na najniższym schodku. Opierając się na rękach i szurając tyłkiem po kamieniu, babcia podpełzła do pijaka, przytuliła jego siwą, potarganą głowę do kolan i zaczęła dosyć głośno „Pod Twą Obronę, Ojcze na Niebie..." Żeby dojść do Lwowskiej, musiałem się kawałek cofnąć do Koszykowej. Śpiewająca babina została za plecami, gdy doszedłem do Koszykowej, doleciały ostatnie słowa: „i chroń od zguby, gdy zagraża cios". Spojrzałem na kościół Zbawiciela, babina z pijakiem ruszyli w stronę placu Unii... Krótki odcinek Koszykowej do Lwowskiej prawie przebiegłem, jezdnia była wolna od gruzu. Pan Zaleski miał rację, narożnik Lwowskiej nie był rozwalony, tak jakby Powstanie w ogóle tutaj nie dotarło. Numer 13. był niedaleko, czwarty dom po prawej stronie, gdy się szło od Koszykowej. Duża drewniana brama była zamknięta, ale w lewym skrzydle mała furtka otwarta, właściwie tylko lekko uchylona. Otworzyłem ją szerzej, zaskrzypiała dosyć głośno, mimo jasnego dnia w tunelu bramy było ciemnawo. Wyszedłem na podwórze, po lewej i prawej stronie oficyny... w głębi, pośrodku, pałacyk. Wejście po kilku schodach, węższych u góry. Piękne, ozdobne duże drzwi, a nad nimi, trochę nieczytelny, jakby zamazany serią z pistoletu maszynowego, napis SANATO. - Kawaler uważa? - zachrypiało za mną. Odwróciłem się, za mną stała chuda, wysoka, ale przygięta w połowie baba. Widać dozorczyni. - Szukam cioci, także babci, mieszkały na Natolińskiej. Pan Zaleski - tamtejszy dozorca - powiedział mi, że może tu na Lwowskiej... Babcia Adela... - Aaa, starsza pani Adelcia... jakże by, przecież się uchowały, a pani Marysia to nawet tutaj posadę posiada... a jakże... mieszkają w tej prawej oficynie, na parterze. Odwróciłem się, popatrując po oknach prawego parteru. - Nie ma co patrzeć, nie ma ich. Klucza mnie nie zostawiły, nie żeby cóś myślały, ale zawsze... Stałem bezradny, no... radowałem się, że żyją, ale co ja mam teraz zrobić? - A nie wie, przypadkiem, kiedy wrócą? - Cosik mówiła pani Marysia, że do Chyliczek się wybierają. Do tej pani, co to z nią na Natolińskiej mieszkały - dozorczyni podeszła bliżej, widać nie miałem za pewnej miny, bo i naprawdę nie bardzo wiedziałem, co robić. W Chylicz-kach byłem kilka razy w czasie okupacji, mała, piękna miejscowość niedaleko Piaseczna. Ale teraz jak tam się dostać? Było już dobrze po południu. - Się kawaler nie nerwuje, niech pójdzie pod numer 15... tu zaraz obok, tamuj jest taka mała knajpka, można coś zjeść... Ma kawaler jakiś pieniądz? LITERATURA Miałem utarg za bimber. Kiwnąłem głową, że mam. - Jak kawaler cosik wszama, to wróci tutaj, na lewo w bramie jest stróżówka, tam zajdzie, cóś wykompinujem -dozorczyni cofnęła się nieco. Pomiętosiłem w kieszeni banknoty, jakie od pasażerów furki dostałem, i zdecydowanie ruszyłem pod 15. Brama była otwarta na oścież, w drzwiach lewej oficyny napis na kawałku dykty: „Jadłodajnia". Po kilku schodach wszedłem na wysoki parter. Drzwi były otwarte, pachniało zachęcająco jakąś smażeniną. Wszedłem do środka. Niewielka salka, ze ścianami, na których tapety pomalowano dodatkowo bukietami jesiennych kwiatów. Cztery stoliki, widać zebrane z różnych miejsc, jeden nawet z pięknie wygiętymi nóżkami, przypominał nasz dawny, z saloniku na Mazowieckiej we Lwowie. Pod oknem, przy najmniejszym stoliku, siedział przygarbiony starowinka i zajadle siorbał zupę. Naprzeciw okna krótki szynkwas, a za nim drzwi, z których zaraz po moim wejściu, wyjrzała pulchna, rumiana na twarzy, widać podgrzanej przy płycie kuchennej, paniusia. Biały, a raczej ciemno-biały fartuszek ledwo przykrywał środek talii, po obydwu stronach, tuż pod brodą, wylewały się z przyciasnej czerwonej bluzeczki ogromne piersi. Czegoś podobnego nigdy nie widziałem. - Mamy mielone z marchewką i kartofelkami, i zupkę jarzynową. Dla fachowców - flaki - zaszczebiotała paniusia, widać kelnerka i kucharka w jednej osobie. - To ja poproszę mielone - bąknąłem nieśmiało. - Ale jakże to, jakże, bez zupki ani rusz... no flaczki to... no, właśnie... Prosiemy siadać, gdzie chęć... Migiem podam - paniusia zniknęła za drzwiami kuchni. - Ona bierze forsę z góry - zagadał starowinka, który skończył już zupę i podnosił się do wyjścia. Na wszelki wypadek wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i próbowałem wygładzić banknoty. - Ale smacznie daje, smacznie - mruknął staruszek i wyszedł. Po chwili z kuchennych drzwi wysunęły się dwie łapki dzierżące talerze, na jednym widać było nawet sporej wielkości mielony, kilka kartofelków i niezłą porcję marchewki. Drugi, głęboki, na razie skrywał zawartość. Kucharka postawiła talerze na bufecie i skwapliwie wycierając dłonie o falbankę fartuszka, podbiegła do mego stolika. - Ale my tu zwyczajne z góry pieniążki... z góry. Dopiero teraz poczułem straszliwy głód. Pośpiesznie wyciągnąłem rękę z pieniędzmi, żeby tylko wystarczyło, żeby wystarczyło... - modliłem się w duszy, połykając ślinę. Wyjęła mi banknoty z dłoni, odwróciła się, pomrukując: - Mhm... raz, mhm... dwa - umilkła, ale dalej liczyła pieniądze. -Więcej nie mam - wydusiłem. - Ależ starczy, starczy... no, może reszty nie będzie, ale będzie - zawiesiła głos - kompocik - wydreptała do kuchni i zaraz wróciła, oburącz trzymając duży kubek. Z mocnym stuknięciem postawiła kubas przede mną: -No to,i niech smakuje, niech smakuje... - I prędko wyszła do kuchni. Przysunąłem zupę do siebie, żadnej łyżki ani widelca nie było. Chwilę milczałem, połykając ślinę... - Łyżki, łyżki nie ma - krzyknąłem w stronę kuchni. m Plac Trzech Krzyży - widok w kierunku północnym. Na pierwszym planie widoczna figura Św. Jana Nepomucena. W głębi widoczne ruiny kościoła św. Aleksandra, 1945 r. Różowa bluzeczka, fartuszek i chwytliwe łapki zawirowały w drzwiach kuchennych: - Ja zawsze, zawsze... taka jestem roszczepana... - wysokim sopranikiem krzyknęła kucharka, podfrunęła do stolika, z brzękiem kładąc sztućce. Cofnęła się trochę i przekrzywiwszy głowę, oczekiwała na mój pierwszy łyk, wyraźnie oczekując pochwały. Zupa parowała na talerzu, gorąca. Zaczerpnąłem pierwszą łyżkę, podmuchałem trochę. Przypomniało mi się powiedzenie Ojca, gdy skarżyliśmy się z siostrą, że potrawa gorąca: „A wiatr pod nosem to co ...?". Ostrożnie posmakowałem jarzynówki, była wspaniała, z kawałkami wędzonki, taka, jaką robiła moja mama. Popatrzyłem znad talerza na kucharkę: - Pyszna zupa, taka, jak mama robi... - No i widzi... niech ze smakiem... - nie dokończyła i wybiegła do kuchni. Już w ciszy, samotnie, zacząłem jeść. Zupa zniknęła w mig, mielony kusił, żeby zjeść go w paru kęsach, od razu. Nasycony troszeczkę zupą, rozpocząłem zabawę z kotletem, odkroiłem mały kawałeczek, poszurałem nim po talerzu i... nabrałem na widelec trochę kartofli, przegryzłem marchewką, ciągle oszczędzając mięsko. Mimo tych zabiegów drugie danie szybko zniknęło z talerza. Popiłem kompotem, trochę wodnisty, ale miał smak jabłkowy. Na krześle obok mojego leżał chlebaczek, a w nim nadpalony Piotruś Pan... Czy Babcia i Ciotka Marysia wrócą z Chyliczek dzisiaj, może jutro? Nie bardzo wiedziałem, co robić, do Bimbrówka postanowiłem nie wracać, dopóki ich nie odnajdę. Podniosłem się od stolika, rzuciłem w stronę kuchni: - Do widzenia i dziękuję. Z kuchni doleciało: - Na zdrowie, na zdrowie... a jakże. Na schodach spotkałem czwórkę młodych, dwie dziewczyny z chłopakami. Już od drzwi krzyczeli: - Pani Loniu, pani Loniu, umieramy z głodu!. RYSZARD RONCZEWSKI Dokończenie w następnym numerze ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 25 Ô NIEWINNËCH DZÉWCZĄTKACH NICHT NIE PAMIATÔ... W Rabiechöwie mieszkô Agnészka Pettka (pöl. Pettke) z dodomu Köbiela, rocznik 1930. Czej bëła malinczim dzecka, przez Rabiechówó przejacha pierszô bana do Gdini. Sztreka bëła budowónô w latach 1926-1933. Półączëła Górny Śląsk z pörta w Gdini - wnenczasnym ôkna Pólsczi na świat. Zôs w tëch czasach, u kuńca żëcégö, zbudowelë blisko jich chëczi nową linia do Gduńska Pömörsczi Köleji Metropolitalny. Nen „wiôldżi" świat miészôł sa w żëcym Agnesë z „môłim" kaszëbsczim świata przez całé żëcé. Jesz niloni mieszka öna w snôżi chëczë, w chtërny béł wiôldżi kömin, jaczi dzys môże ôbzerac blós we wdzydzczim skansenie. Tacëlë sa w taczich kominach w wojnie. Tak wiele dzéwczatów robiło. Czasa sa udało. Ale ti Ruscë téż to zmerkelë i oni tam mët zazérelë i wëdostôwelë te dzéwczata stąd - wspöminô. Uczniowie szköłë w Rabiechówie. W górny rédze drëgô öd lewi Agnészka Kobiela (późni Pettka). A Wë wiéce ö jaczich smiertelnëch ofiarach tego czasu, czej Rusk tu wkrocził? Kö gwës, że jo. To belo straszne prze-żëcé. To nie je do wëöbrażeniô, co tu sa dzejalo w 1945 roku. Ko tu szedł główny front. Miemcë mielë obstawiony mól köle môla, a Ruscë napiérelë. Ruscë szlë w strona Gduńska, a Miemcë jich copelë. I tak piać razy, nim Ruscë w kuńcu dobelë. Tu bëło wszëtkö poniszczone. Nie bëło budë, żebë nie ucerpia. Wiele bëło spôloné. Na ostatku sami Ruscë spôlëlë nawetka szkoła, ale to bëło ju pôra miesądzy po wojnie, mëszla dopierze tak w lipcu. A tero, jak ti Ruscë tu wlezie, tej öni swöje robilë. Wiele niewinnëch dzéw-czat tak ucerpiało ód nich. Moja koleżanka z klasë, Danuta Klinkósz, ona le mia piatnósce lat, ti Ruscë dorwelë i tak długö maczëlë, że ona pó miesądzu umarła. To bëło piakné dzéwcza. Jô jesz móm fôtografka, na chtërny öna je. Abó Aniela Pettke, ôna bëła kąsk krew-nô z möjim chłopa. Z nią bëło to samö. Öna mia 24 lata. Lénka Pionk - 17 lat - téż umarła ód Rusków. Jo je wszëtczé dobrze pamiatóm. Më raza chödzëłë do szkółë w Rabiechówie, raza robilë na półach, so pömógelë jeden drëdżému. To bëłë wszëtkö niewinne dzéwczata. Czemu one muszałë tak wczas umrzeć? Tu bëło wiele zgwôłconé. Jedne Bogu dzaka przeżëłë, ale do kuńc żëcégó ta tragedio w nich bëła bënë. Jedna umarła le łoni, ale jo nie mda góda chto, bó to sa lëchö gódó. A czekawé, że w Żukowie za komimystów pöstawilë Ru-skama pomnik. Ön stoji do dzys. Tej ti, co krziwdzëlë, są wësławiony, a ö tëch niewinnëch dzéwczątkach nicht nie pa- 26 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 WOJ NOWI KASZËBI miató. Je to tak dobrze? Ko to dôwno bë muszało bëc zdrzuconé w tim Żukowie! Jô nie gôdóm ö smatórzu. To bëlë lëdze, niech spokojno leżą. Më jich tu zwözywelë z polów do Żukowa. Tu jich leżałë tësące. Naszi ojcowie i bracô jich kłedlë na wözë i wiozlë do Żukowa. Jô przë tim bela. Móm to w oczach jak dzys. Niech oni spią spokojno, ale nie żebë jich pömnikama wësławiac, a jich öfiarë wëmazac z pamiacë. Tak ni może bëc! JÔ prawie w radiu slëcha, że wojewoda nie dôł zdrzucëc ne pomnika. Jô wiém, co ôni robilë, i jó czekom, żebë ta jich chwała sa skuńcza, a chócle skromną tôblëca przënôlégô sa pó-wiesëc tim dzéwczatóm. To béł kuńc wöjnë, a jak wëzdrzôł pö-czątk? Pierszégö września przed piątą bëło czëc strzelanie. Wszëtcë wstelë. Naszi sąsadzë Bastiani mët. Më raza z nima zapaköwelë sa na żniwny wóz i jachelë jaż do Trzech Rzék za Przedköwa. Rabiechöwö östało pusté. Tam më bëlë piac dni. Tej më przëszlë nazôd. Doma béł bałagan, Miemcë mielë wszëtkö przeszukóné, ale poniszczone nick nie bëło. Më mielë jedna krowa. Tu bëła östónô sąsôdka Cymanka. Öna gôda, że öna nigdze nie jidze, chócbë mia zdżinąc. Ta wëdoja ta krowa, a że to bëło lato, tej z głodu óna nie zdechła. W tëch pierszich dniach nicht nie béł zabiti, le kąsk późni oni wzalë Alfónksa Majewsczégö z Rabiechówa i go w Bë-sewie zabilë. Ön béł w tim związku tëch pólsczich gduńczanów. Pótemu nick sa specjalnego nie dzejało. Gospodarka szła dali. I tak przez całé piac lat béł bezpiek? Jo, specjalnie nick sa nie dzało. Le młodëch chłopów brelë na wojna. Mój bëniel téż béł na wojnie. Ön jesz ni miół 19 lat. Wiele ostało zabitëch. A tej, w sztërdzestim drëdżim roku, Miemcë wësedlëlë wiele rodzynów i óbsadzëlë tima Bezarabczikama. To bëło baro lë-chó. Krefcë z Rabiechówa bëlë wënëkó-ny, naszi sąsadzë Bastiani, Sztenclowie i jesz wiele jinszich. Na Bastianowé przeszedł jaczis Kruger, kąsk dali Bu-blitz, we wsë Gunsch, dali jesz jinszi. Öni góspódarzëlë, robilë tak, jak më wszëtcë. Pód kuńc wöjnë oni wszëtcë uceklë. Öni jesz przeszłe sa z nama pożegnać. To nie bëlë lëchi lëdze. Öni gódelë, że jakbë oni östelë, tej Rusk bë jich zabił. Wiera tak bë to bëło. Kö ön pö prôw-dze wnetka wkrocził. Jo, to sa tu zaczało wszëtkó 9 marca, chóc strzelanie bëło ju czëc ód pora dni, z daleka. Miemcë sa bronilë, szprengówelë przez to möstë. Tu ten nad sztreką téż béł wësadzony. Tej më muszelë sa schówac w sklepë, bó szło óstré strzelanie. 16 marca Rusk z rena béł ju tu. Do drëdżi óni walczëlë na naszich podwórzach ó ten malinczi sztëczk zemi. Tej Miemc béł ju wënëkó-ny. A më dërch sedzelë w tim sąsado-wim sklepie. Oni nama nick nie zrobilë. Öni gódelë, pół po polsku, pół po ru- s sku, że przińdze jesz wióldżi front, i tej s më tam mómë dali sedzec. Do te czasu ^ O më móglë chódzëc blós po pódwórzim. A tej jedną razą óni nama kôzelë jic précz. Më tej szlë do Zôłażégö, dze më mielë krewnëch. Tam më bëlë do 25 mar- lëdzy. Jak na jedna wies to bëło ókrop- ca. Tam mielë radio. Öni w nim pówió- no wiele. A do te całô wies bëła pótłëkłô, delë, że Rabiechówó je ju zdobëté i że lë- budë spóloné, szkoła spólonó. Zaró pó dze móglë wracac. Tej më szlë nazód. Ale wojnie lëdze mieszkelë w sklepach. më jesz tu zaró ni möglë przińc. Przez Trzeba bëło wszëtkó odbudować. trzë dni më bëlë jesz kol Mielewczików . , ,, ... r, . . ., , .. , , A1 , Dzys ni ma iu zodnech siadów tech w Baninie. Ale tam beło wszetko spolone. 1 ' , , .a i i,/ tam czasów, a Rabiechowo sa rozwiio. Me mieszkeie w spolonym chlewie. ' Pöwstôwają nowe ösedla. Przecygają A w kuńcu czej wa przeszła dodóm, nowi lëdze. Ti nick nie wiedzą, jakô tej co tu bëło? tragedio przeszła przez ta wies. Tu nie bëło nic. Ani krowë, ani kurë, To je prówda. Temu wórt to spisać. Tu ani swinczëca, chléwë bëłë czësto pusté. je wjele do ópówiedzenió i ópisaniô. Le Mitë bëłë ódkrëté, bulwë bëłë wëbróné. mało chto z tëch lëdzy żëje jedny wë_ Żëto téż bëło wëkradłé. A u sąsada cygnalë pó wôjnie do Miemców. w budze bëło ful naszabrowóné rzeczi: ^ nama sa w wójnie ukriwałë möje trzë pierznë, óbrazë, zégrë, wszëtkó ód półsostrë z môłima dzecama. Öne gbuiów wëkradłé. Za tidzeń óni to wszëtczé mieszkałë w Oliwie, bó tam wszëtkó wëwiozlë. Ruscë tu jesz bëlë zamieszka sostra môji mëmë Jich jaż do lipca i szabrowelë. dz£cë wszëtczé gôdałë pô kaszëbsk{l Wë pamiatôce tëch, co bëlë zabiti? W Oliwie przed wojną nôwiacy czëc Jó wszëtczich pamiatóm. Na fronce ^ëło kaszëbską möwa. Sztërë lata temu zdżinął Jan Bólina. Ön béł ód nich nô- ^ëlë przëjachóny do nas - te dzecë, starszi. Mieczk Bastian béł zabiti, a ód ^ó möje półsostrë ju nie żëją. Dzys Richertów Klémas, a trzeji bratowie oni są ju téż stóri, ale óni wszëtcë móglë jegó przëszlë dodóm z wójnë. Przez ta Jesz P^ kaszëbsku z nama gadać, wójna téż wiele dzecy umarło. Wiele Adzysômłodijuniegôdająpökaszëb- umarło w lagrach. Në i te dzéwczata. sku. Ta mówa wiera sa wnet skuńczi. Wszëtczich raza w Rabiechówie umar- ZAGNÉSZKĄPETTKĄGÔDÔŁ ło i zdżinało w wójnie kół sztërdzescë EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI Agnészka Pettka ŁŻËKWIAT2018 I POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Marian Biskup (1922-2012) był, po Gerardzie Labudzie i po swoim mistrzu Karolu Górskim, człowiekiem, który w XX w. najwięcej dokonał dla badania dziejów Pomorza Wschodniego. Nie był Kaszubem ani Mazurem, nie był z urodzenia mieszkańcem Pomorza. Wywodził się z Kujaw, zwanych w XIX wieku pruskimi, z Inowrocławia, z rodziny rzemieślniczej. Odegrał przecież, jak i niektórzy przybysze z Wilna w Gdańsku czy w Toruniu, dla humanistyki pomorskiej rolę ogromną. W 1939 r. jako licealista marzył już o zamieszkaniu w Toruniu, słyszał o planach utworzenia w tym mieście uniwersytetu. Po przebiedowaniu lat okupacji niemieckiej i spóźnionej wojną maturze zrealizował swe marzenia, na UMK studiując nauki historyczne i z miejsca ulegając fascynacji profesorem Karolem Górskim, który - znakomity mediewista - reprezentował w Toruniu zainteresowania historią zakonu krzyżackiego i dziejami Pomorza. Tak się jednak w latach pięćdziesiątych złożyło, że nie związał się młody historyk z UMK z Toruniem na stałe, lecz po kilku latach wszedł w skład tworzonej przez uczonych poznańskich i toruńskich filii Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. W Toruniu istniała od roku 1958 Pracownia Historii Pomorza i Torunia podlegająca zakładowi kierowanemu przez wiele lat przez prof. Gerarda Labudę. Późniejszym samodzielnym Zakładem Historii Pomorza w Toruniu będzie kierował Marian Biskup aż do przejścia na emeryturę, co w niczym zresztą nie obniżało jego działalności naukowej. W Zakładzie Historii Pomorza i Krajów Bałtyckich kształtowało się pod jego kierunkiem silne środowisko badaczy dziejów Pomorza od Rugii i Szczecina po kraje bałtyckie. Nie leży w możliwościach felietonisty wyliczenie choćby głównych dzieł naukowych czy rozlicznych jego funkcji organizacyjnych pełnionych w kraju czy za granicą. Parę istotnych faktów chciałbym jednak wspomnieć. Po pierwsze, był profesor swego rodzaju alfą i omegą działalności Towarzystwa Naukowego w Toruniu (TNT), zarówno jako długoletni sekretarz generalny, a na- 28/POMERANIA /IECIEŃ2018 stępnie, po wielkim prezesie Konradzie Górskim, był niemal do końca swego pracowitego życia prezesem TNT. Godności naukowe spływały nań z kraju i z zagranicy. Był członkiem rzeczywistym PAN, działał w wielu międzynarodowych gremiach (od Niemiec i Sztokholmu po Paryż), był wreszcie jednym z organizatorów, obok Gerarda Labudy, odrodzonej Polskiej Akademii Umiejętności z siedzibą w Krakowie. Już w 1998 r. otrzymał doktorat honorowy uniwersytetu w Poznaniu, a w roku 2001 - w Gdańsku. Jeżeli zaś popatrzymy na dzieła napisane czy współtworzone przez Mariana Biskupa, to może nawet wbrew pozorom, jego dorobek naukowy rozkładał się równomiernie na dzieje całego Pomorza Wschodniego, na dzieje trzech miast szczególnie przez niego badanych - Torunia, Gdańska i Elbląga - oraz generalnie na dzieje zakonu krzyżackiego i tematykę kopernikańską, badania nad biografią i działalnością różnorodną Mikołaja Kopernika. Wśród opracowywanych przez niego w pierwszym okresie działalności ważnych źródłowych monografii, które odbierały kolejno wiele tematów historiografii niemieckiej panującej dla dziejów Pomorza po rok 1918, wymienić należy dwie książki z dziejów Gdańska: jakże istotną dla pozycji tego miasta w Rzeczypospolitej pracę pt. Stosunek Gdańska do Kazimierza Jagiellończyka w okresie wojny trzynastoletniej (1952 r.!) oraz kolejną dużą publikację wydaną już w 1953 pt. Gdańska flota kaperska w okresie wojny trzynastoletniej, 1454-1466. Gdyby nie fakt, że profesor Marian nie przepadał za trunkami, powiedziałbym, że browar gdański produkujący piwo marki „Kaper" winien był przesyłać rokrocznie skrzynię takiego piwa profesorowi do Torunia! Swoje badania nad kluczową sprawą dla dziejów Pomorza - powstaniem Prus Królewskich - podsumował w monografii pt. Zjednoczenie Pomorza Wschodniego z Polskę w połowie XV wieku (1959). Wraz z Karolem Górskim i Gerardem Labudą określili także w Polsce badania nad dziejami zakonu krzyżackiego, udatnie je umiędzynarodo-wiając przez stworzenie nadal działającego w Toruniu GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH ośrodka badań inicjującego kompleksowe studia nad całokształtem dziejów zakonu, który siłą rzeczy, w dawniejszej historiografii badany był wyłącznie w kontekście konfliktów z Polską i Litwą. Późniejszym nurtem badań M. Biskupa, także wraz z Karolem Górskim, były istotne studia epoki kopernikańskiej, otwierające szereg nowych wątków także w biografii Mikołaja Kopernika. Wydawanie źródeł historycznych, zadanie dla badacza, zwłaszcza średniowiecza, niezwykle ważne i trudne, oraz liczne działania wydawnicze i organizacyjne, określają kolejne dziedziny działalności Profesora. Znów, nieraz wraz z Gerardem Labudą, inicjowali badania, zdobywali sponsorów, organizowali wydawnictwa słownikowe, atlasy map historycznych, słowniki biograficzne, syntezy dziejów miast pomorskich. Warto podkreślić, że Marian Biskup w trudnej epoce PRL-u potrafił być dyplomatą, omijając rafy cenzuralne i polityczne, dążąc jednak zawsze do tego, by jego prace i prace przezeń wydawane osiągały rzetelny poziom naukowy. Udawało mu się unikać wielu typowych, „antyimperiali-stycznych" ataków na historiografię niemiecką, którą potrafił jednak wielokrotnie skłaniać do przyjmowania ustaleń nauki polskiej. Dodajmy, nie zawsze się to udawało, także w dyplomacji wobec władz PRL-u co do kontaktów zagranicznych, ale tylko ten, kto nie pojmuje trudności uprawiania międzynarodowej nauki w tej dobie, może to krytykować. Publikowany w 2002 r. wybór mniejszych prac Mariana Biskupa, liczący blisko 500 stron druku, był ważnym dowodem na fakt, że jego liczne prace nadal stanowią ważny głos nauki polskiej (Opera Minora. Studia z dziejów Zakonu Krzyżackiego, Prus, Polski i krajów nadbałtyckich). Nikt nie może zaprzeczyć, że prace Mariana Biskupa dla epoki XIII-XVI wieku były zawsze oparte na studium źródeł polskich, pruskich, niemieckich, ogólnoeuropejskich. Warto postawić pytanie: Jak jeden człowiek mógł tak wiele w swym życiu dokonać? Warunki, w których działał, nie były łatwe, z każdego punktu widzenia. Każdy, kto odwiedzał skromne mieszkanie Profesora, w którym wychowywał troje dzieci z żoną, także wybitną badaczką źródeł historycznych, może być o tym przekonany. Był człowiekiem pracowitym, fakt to bezsporny, odznaczał się wybitnymi zdolnościami, znakomitą pamięcią, to też fakt. To jednak z pewnością by nie wystarczało. Był jednak ponadto człowiekiem znakomicie zorganizowanym i mistrzem rzeczowej rozmowy. Mógł chyba powtarzać, za Komeńskim, wielkim czeskim filozofem i pedagogiem wieku XVII: „Tylko skąpstwo czasu jest szlachetnym skąpstwem!". Sam kiedyś Wyznał w wywiadzie: „Treścią mojego życia jest codzienna praca". Nie był pozbawiony ani poczucia humoru, ani życzliwości dla kolegów czy współpracowników, rozrywek jednak raczej nie szukał. Historyk niemiecki uznawałby w nim wpływ surowego protestanckiego, pruskiego eto- su, może mieszczańskie zamiłowanie do rzetelnej pracy, uregulowanego trybu życia. W wielu sprawach, zwłaszcza w kontaktach z możnymi tego świata, był nieraz i zręcznym dyplomatą. Dla zaufanych, co mogę potwierdzić, był bliski krytykom reżimu komunistycznego i jego licznych absurdów, ale głosił, podobnie jak i Karol Górski, że w istniejących warunkach należy realizować swoisty program pracy organicznej. Dbałość Profesora o współpracowników, o poziom naukowy kierowanego przezeń czasopisma „Zapiski Historyczne", które doprowadził do roli pisma o międzynarodowej renomie, była bezdyskusyjna. „Zapiski" pod jego redakcją prowadziły jeden z najlepszych w Polsce działów recenzyjnych, pilnie, mimo trudności, śledziły badania niemieckie czy skandynawskie. Jak można było godzić te liczne obowiązki? Metodę rozmów naukowych z kolegami, współpracownikami, z reguły w skromnym gabinecie domowym w godzinach gdzieś między 16 a 18, można było (niektórzy tego nie lubili) krytykować, czasami powoływać się na hasło typu „Załatw sprawę i żegnaj!". Osobiście całe życie, także jako profesor, uważałem - i wmawiałem studentom - że tylko „ludzie prawdziwie zajęci mają czas na wszystko". Faktem jest, że znałem w mojej karierze naukowej ludzi nieraz bardzo zdolnych, ludzi, którzy w pewnym momencie „zapowiadali się świetnie", a następnie padali ofiarą przekonania, że są już świetni, że nie muszą się trudzić. Kończyło się to w ten sposób, że ich talenty okazywały się „rzucaniem słów na wiatr", jak pisał o tym jeszcze w dobie imperium rzymskiego poeta Owidiusz. Szczytem umiejętności Profesora była jego umiejętność kierowania pracami zespołowymi. Najczęściej, przy trudnych tematach, to jest z autorami droga przez mękę. Profesor Biskup potrafił ludzi mobilizować, nawet ich „straszyć", a rezultaty były w sumie bardzo pozytywne, wiele publikacji wychodziło na czas, zgodnie z życzeniami sponsorów czy zgodnie z terminami rocznic historycznych. Epoka PRL-u nie była dla wielu historyków łaskawa, na przykład o dziejach XX wieku wielu kwestii nawet nie można było poruszać, nie brakowało autorów, którzy potrafili pisać o niemieckim Katyniu czy o bohaterskiej pomocy Armii Czerwonej dla powstania warszawskiego. Marian Biskup był mediewistą, ale i tu były różne pułapki. Mogę stwierdzić, że należał do tych badaczy, których dorobek do dziś jest ceniony i stale żywotny. Oczywiście, jak w każdej nauce, są pewne nowe odkrycia, pewne nowe ustalenia, nowe dyskusje, jednakże w sumie każdy z nas wie, że dorobek takich historyków, jak Gerard Labuda, Karol Górski, Marian Biskup, pozostaje dla naszych dziejów regionalnych dorobkiem o nieprzemijającej wartości. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 29 Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégö partu Kaszëbsczégô Zrzeszeniô WEDLE AKTÓW KÖMUNYSTICZNY BEZPIECZI Klémas Derc béł ököma Jana Trepczika tim dzejarza wej-rowsczégö partu Kaszëb-sczégö Zrzeszeniô, jaczi baro môcno interesowôł Służba Bezpieku „łëdo-wi" Pölsczi. Przëczëną tegö bëłë gwësno jegö kawie öb czas II światowi wöjnë. Nigle równak do tegö przeńdzeme, chcemë le zazdrzec, cëż taczégö wëczëtac jidze w esbec-czich aktach z drëdżi pöłowë lat 50. ö żëcym i dzejnoce „figuranta" Derca w cządze przed nadczidniatą przed sztóta wójną. W Planie ôperacjowëch pôdjimnotów do ewidencjowô-ôbser-wacjowi sprawë nagrëpa kript[onim] „Apartnota"] (pöl. „Odrębność") z 2 séwnika 1957 r. widzymë, żepôliticz-nô dzejnota Derca z midzëwójnowé-gö cządu nie bëła w tim czasu bezpiece znónô. Z przëzérku papiorów, jaczé östałë pö kömunysticznëch krëjamnëch służbach, wëchôdô, że przez półtora roku, bö do strëmian-nika 1959 r., jich wiédzô ö przedwój-nowim żëcym Klémasa Derca nie pówiaksza sa za baro. W jego cha-rakteristice, jakô napisónô östa w Wejrowie 13 strëmiannika 1959 r., czëtómë, że Derc ob czas pierszi światowi wôjnë służił w niemiecczim wojsku jakno kaprôl. W cządze mi-dzëwôjnowim (...) robił w szkôłowiz-nie jakno szkolny w Gniéżdżewie ë w Wejrowie. I to ju wszëtkö. Wëzdrzi tej na to, że fónkcjonariuszóm bez-pieczi nie do kuńca udało sa poznać żëcé człowieka, jaczi jich intereso-wôł, i mielë ö nim baro ógrańczoną wiédza. Timczasa pierszé wnetka 40 lat żëcégö Klémasa Derca bëło baro cekawé i dzejało sa w nim wiele rze-czów nié nadczidniatëch nawetka przez piszącëch ö nim fónkcjona-riuszów. Pózniészi sekretera wejrowsczé-gô partu KZ a téż czerownik bióra Öglowégö Zarządu Kaszëbskö--Pömörsczégö Zrzeszeniô pöchôdôł z Gniéżdżewa, gdze urodzył sa 24 séwnika 1900 r. Öd baro młodëch lat interesowôł sa teatra. Ju jakno czësto młodi bëniel w 1915 r. béł jednym z wespółzałóżców i aktorów ama-torsczégö teatrowégö karna, co dzejało w jegö rodny wsë. W roku 1918 wzati östôł do niemiecczégö wojska. Nie wöjowôł w nim dejade długo, bó w pósobnym roku zaczął służëc w pólsczim wojsku, a tak richtich to w Kaszëbsczim Półku Piechôtë. W 1921 r. skuńcził w Grëdządzu kurs dlô szkólnëch. Ökróm tegö udało mu sa udostac uprawnienia reżiserów lëdowëch teatrów, co przëdało mu sa w czile molach, gdze zajimół sa prawie jich prowadzenim. W swój im dzejanim w teatrowi rësznocë dërch szedł do przodku i dzaka temu óstôł nawetka sekreterą Öglowégö Zarządu Związku Lëdowëch Teatrów (pol. Związek Teatrów Ludowych) w Warszawie. Interesowôł sa téż tuńcama, dzaka czemu ôstôł przédnika Sto- wôrë Lubótników Pólsczich Tuńców (pol. Stowarzyszenie Miłośników Tańców Polskich). W 1932 r. wëdôł ksążka pod titla Zbiór wiadomości o tańcach polskich. W tim sarnim roku przeniósł sa do Włocławka, gdze téż dzejół na teatrowim gónie. Lata 30. XX stalata to czas, czej Derc pisôł dokaże na bina, a w slédnëch latach przed wëbucha wójnë we-spółrobił z wëchôdającą w latach 1937-1939 w Wejrowie „Klëką". Wi-dzymë tej, że żëwót najégó bohatera przed 1939 r. béł dosc bógati, czegó nijak ni ma widzec w esbecczich aktach. Czemu tak sa stało (nie chcało sa jima czë może nie bëlë w sztadze udostac wiadłów?), ostónie ju wiera krëjamnotą. Sytuacjo sa zmieniwô, czej gôdka je ó II światowi wojnie. Ö tim cządze w żëcym swójégó „figuranta" SB wiedza ju wiele wiacy i to taczich rzeczów, przez chtërne prawie sa nim interesowa. Wôrt pódsztrëchnąc w tim môlu, że dzél wiadłów, jaczé na jego téma dochôdałë do bezpieczi, późni uznóny óstół za łżélstwó. Chcemë le tej przezdrzec sa përzinka kawlóm Derca z tego czasu i temu, co stało sa późni. Czej wojna sa zacza, bohater najégó tekstu robił we Włocławku w Skórbówim Urządzę. W jednym z esbecczich papiorów wëczëtac jidze, że miôł on nibë sóm starać sa ö niemiecczé öbëwatelstwó, to je * Wszëtczé wëzwëskóné w artiklu cytatë wzaté z pölskôjazëköwëch zdrzódlowëch tekstów skaszëbil autór. 30 POMERANIA KASZE BI W PRL-U ö wpisënk na niemiecką nórodną lësta (Deutsche Volksliste, DVL). Sóm Derc w pismionie, jaczé wësłôł w 1945 r. w sprawie swóji rehabilitacje do Grodczégö Sądu w Pucku, pisze, że po zarabczenim Włocławka przez hitlerowców wszëtcë prócow-nicë henëtnégö Skôrböwégö Urzadu mielë przińc na swôje môle robötë. Sóm Derc óstôł kasjérą urzadu. Jak napisôł w swöjim pismionie do puc-czégö sądu, pó jaczims czasu czile dôwnëch pôlsczich urzadowników ostało aresztowónëch i wëwiozłëch w nieznónym czerënku. W tim czasu zawôłôł mie do se przédnik urzadu [...] i zapitôl mie, czë zaregistrowôł jem sa, wedle wezwanió niemiecczich wëszëznów, w niemiecczi nôrodny lësce. Öswiôdcził jem, że jem Pôlôcha i temu téż nie zgłosył jem sa do regi-stracje. Ökróm te przédnik rzekł mie, że eżlë sa natëchstopach nie zgłoszą, bada wërzucony z robôtë, pôjmóny i wëwiozłi. Dërno kôzôł mie, żebëjô zarô iidôł sa do Miesczégô Zarządu, bë sa zaregistrowac. Möje ôsobisté zgłoszenie do Miesczégô Zarządu nie przeniosło brzadu, bo ni mógł jem wëkôzac sajaką le dzejnotą dlô Niemców przed 1939 r. Po telefonicznym kôrbienim przédnika [Skôrböwégô] Urzadu z sekreterą Miesczégö Zarządu, przédnik kôzôł mie jesz rôzjic do Miesczégô Zarządu, gdze wëdelë mie timczasowé zaswiôdczenié ö wcygnie-nim mie na niemiecką nôrodną lësta. Zarô pö tim [...] bióro niemiecczi nôrodny lëstë żądało ôd mieprzënie-seniô papiorów (matrëków) ösobistëch i môjich starszich ë starków. Jô nie póspiéwôł sa z halanim nëch dokumentów, a ôkróm tego na rozmajiti ôrt pômôgôłjem Pólóchóm [...], temu téż óstôłjem aresztowóny 28 strëmianni-ka 1941 r. i wëwiozłi do kóncentracjo-wégö lagru w Inowrocławiu. Po wara- jącym sztërë tidzenie bëcym tam ôstôł jem zwolniony. Wezwóny ôstôłjem na Gestapo, gdze kôzelë mie przeczëtac i podpisać ostrzeżenie, co zabróniwa-ło mie kamrôceniégô sa z Pôlôchama z zagrôżbą wsadzeniô na nieógrań-czony czas do lagru w przëtrôfku pö-wtórzeniô sa przestôwaniégö z Pôlô-chama. Delë mie pôlét, żebë jô dali robił i wëznaczëlë mie termin złożeniô papiorów na volkslësta. Dokumentë jem złożił, bo nie chcôł jem trafie jesz rôz do lagru, a za zgödą skôrbôwëch wëszëznów przëcygnął jem do Torunia, gdze jem robił w Miesczim Zarządzę i gdze mie w lepińcu 1941 r. przesłelë ôsobisti dokôz III grëpë niemiecczi nôrodny lëstë z dopisënka, że móm niemiecczé óbëwatelstwô do ôdwółaniô. W Toruniu nimö östrze-żeniégó kamrôcył jem sa leno z Pólô-chama i wspiérôł jem jich, jak jem mógł, a môjich włocławsczich zna-jemnëch ôdwiedzywôł jem nocama. [...] Z Torunia ôstôłjem delegôwóny do Powiatowego Starostwa w Swie-cym i robił jem w Zarządzę Gminë w Drzëcymiu, gdze béł jem ôglowô znóny jakno Pôlôch, bô ob czas służbę ipó ni gôdôł jem z Polóchama blós w pólsczim jazëku. [...] W nen sposób wëkazywôł jem polską nórodną apartnota, za co grozëłë östré sztrôfë. W swöjim pismionie bohater negó dokazu wëmieniwô jesz to, jak konkretno pómôgôł Pólóchóm ób czas wôjnë, i dołącził do tego spisënk ósmë swiódków (raza z mólama jich zamieszkaniégö), jaczi móglëbë pócwierdzëc to, że pisół ón prówda. Jak uzdrzimë późni, nie uchroniło gó to ód rozmajitëch jiwrów. Pod kuńc wöjnë Klémas Derc wcygniati óstół do niemiecczi policje, w jaczi służił ód 28 gromicznika 1944 r. do lëstopadnika tego roku. Mola jego służbë bëło Laon w nor- dowó-wschódnym dzélu Francje, a przëczëną jego zwólnienió bëłë chórosc i niezdatność do dalszi służbę. Pózniészi sekretera wejrowsczé-gó partu KZ wspómnął o tim dzélu swojego żëwöta w nadczidniatim ju pismionie do pucczégö Grodczégö Sądu z zélnika 1945 r. Dejade chóc przëznôł sa do służbę w niemiecczi policji w Laon, równak wëzdrzi na to, że późni i tak urząd publicznego bezpieku nie dół mu póku. Z aktów wëchôdô, że w 1955 r. Powiatowo Delegatura do sprawów Publicznego Bezpieku w Pucku mia u se jaczés papiorë, co tikałë sa prawie Klémasa Derca, a tak richtich to jego służbę w niemiecczi policji we Francji. Nie wiémë teró, czedë tikającó sa tego sprawa bëła prowôdzonô, ale na zy-cher muszało to bëc przed lëstopad-nika 1955 r., bo prawie tedë ji akta dóné bëłë do ubecczégô archiwum, jaczé miescëło sa w X Wëdzélu Woje wódzczégó Urzadu do sprawów Publicznego Bezpieku we Gduńsku. W lëstopadniku 1944 r. Derc po wiele latach wrócył do rodny wsë i zamieszkół w Gniéżdżewie. Tam téż przebiwół, czej skuńcza sa wojna. 1 séwnika 1945 r. óstół czerownika gniéżdżewsczi szkółë, a jesz zdebło przed tim, bó 28 zélnika tego roku, napisół do Grodczégó Sądu w Pucku wniósk ó zaczacé rehabilitacjowégö pöstapówaniô, chtërno bëło potrzebne do tego, cobë bohater najégô dokazu, jistno jak baro wiele Kaszëbów w tim czasu, dostół nazód stracone ób czas wójnë pölsczé öbëwatelstwö. Ökôzało sa dejade, że nie bëło z tim tak ëjnfach... SŁÔWK FÖRMELLA* * Autór je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgo partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 31 DOCHTÓR, CO DLÔ WSZËTCZICH MIÔŁ CZAS W nym roku przëpôdô 110. roczëzna urodzeniégö Józwë Brusczégö. Czej dzysô chtos ö nim wspomni na Gôchach, uczëje czile abö i wicy szpörtów. Opowiedzą ö jegö gôdkach, zajimanim sa kaszëbizną, a do te, ni möże bëc jinaczi, ö lékarzenim. Bél bëlny, bô béłprosti, to je bezpôstrzédny i żëczlëwi - tak wspöminôł gô Kadzmiérz Raepka, dôwny jegomość z Börzëszków. 20 KM NA WSTECZNYM Roda béł z Przëtarni, a w drobnotach z pustków zwónëch Robaczköwö. Urodzył sa 11 gromicznika 1908 r. Jegô ôjc miôł dosc wiôldżé gburstwô, a do te wicy jak 100 ha lasu. Nie dzyw, że béł téż jachtôrza, a mlodi Józef jistno jak on. Baro ô nen las dbelë. Na przëmiar zajczi do rozmnażaniô sprowôdzelë jaż zFrancëji - dzys wspöminô syn Brusczégô, Andrzej. Wiele mielë do uczinku z dzëczima strzélcama. Jednego razu Józef sa do częsta rozgórził. Wzął flińta i postanowił sa z nima rozprawie. Le doch nié tak na amen. Nôprzód wëjimnęl szrót strzelniczy i nasëpôl wjego plac grëbi solë. Jednégô z nëch postrzelił w slôdk. Öni sa pözni pôtkalë i ô se wiedzelë, le nick po se nie dalëpoznać - śmieje sa Andrzej Brusczi. Józef Brusczi ucził sa m.jin. w Pelplënie i Chełmnie, gdze zdôł matura w 1927 r. Późni sztôłcył sa za dochtora, le sztudiów nie skuńcził. Öbczas wöjnë, z pöleceniô Pömôrsczégô Grifa, zacygnął sa do mie-miecczégö wojska, gdze krëjamno miôł organizować Pögrzéb Józefa Brusczégö Pölôchów, jaczi óstelë wcelony do Wehrmachtu. Trafił do Francji, a tej do partizantczi i ną Stegną do pól-sczégó wojska. Józef béł wiôldżim lubötnika mótorizacje. Prawo jazdë zrobił we Włoszech. Öjc wspôminôl, że czej ucził sa jezdzëc w Alpach, muszelë czasa nawetka 20 km jachac na wstecznym - öpówiôdô Andrzej Brusczi. Szło ó to, że na wąsczi szasëji nie je letko sa minąć. Tej jeden miiszôł jachac do tëłu i wëszëkac jaczis szerszi mól. We Włoszech, a konkretno w Bolonie, skuńcził sztudia mediczné, a tej w 1947 r. przëjachôł nazôd do Pölsczi. Robił m.jin. w Słownie ë Człë-chöwie. Nen czas pamiatóm ju baro bëlno. Wnenczas chôdzyłjem do spôdleczny szkole. Ale wicy można mie bëlo ôbaczëc na gburstwie, chtërno nôleżalo do bôlëcë - wspöminô syn Józefa. Pömôgôł w gbursczi robóce, a tej na kuńc miesądza, raza z jinszima robótnikama, ustówiół sa, bë ód swójégó ojca dostać kuwerta z dëtkama. Baro jem béł z tego buszny, jesz barżi, czej jem doma ôddôwôł wszëtkö mëmce - dodôwô Andrzej. Czej je rolô, tej i są gbursczé zwëczi. Jeden z nich baro móckó óstół w jego pa-miacë. Pamiatóm, że jak jem béł môłim knôpiczka, dosc môckô fejrowelë dożniwk. Tej, czej jachalë z ôstatnę fórą, pôléwelë wszëtczich wôdą. Le nié tak zdeblo. Jeden z chłopów brôł ogniowi szlauch i lôł wszët-czich równo - śmieje sa mój rozmównik. W CZŁËCHÖWIEI CZERSKU | Dló dochtora Józwë równak béł to czas | baro dradżi. Na kuńc gromicznika miół | ju zrobionëch sto óperacjów. A do te i muszôł mëslec nié le ö bólëcë, chtërna | dosc móckó ucerpiała óbczas wójnë, ale | téż ó gburstwie a jesz ó zaópatrzenim. W budinku felowało łóżków, jizbë téż 32 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 ROCZËZNË muszôł remontować, dragö bëło z lëdzama do robötë. Tej nie dzyw, że dochtór umëslił zbudować hötel dlô prôcowników. Ten pöwstôł przë sz. Szczecynsczi (pol. ul. Szczecińska). To bëła baro dobro udba, bo tej w Człëchöwie felowało nié le lékarzi, ale téż dozérôcz-ków. W tim czasu dosc wiele miôł do uczinku z tpzw. służbama. Równak wiele sobie z tego nie robił. A do te jesz so z nich wipköwôł. Wieczór wiedno słëchôł Radia Londyn abó Wolna Europa. Tej ôdmikôł szerok dwiérze ôd balkonu i gôdôł do nich: Në, pôjta téż pôsłëchac, co sa w Pôlsce ë w Europie dzeje - wspöminô Andrzej. Tec nie bëło tak, że le co do śmiechu z tego dało. Bezpieka nie chcała mu pöpuscëc i co sztót ö cos gö sa jimalë. Pö Człëchöwie trafił do Czerska. Tuwó baro czasto do Brusczégö przëjéżdżiwała redachtórka z Radia Bëdgöszcz. Öjc miôł tam baro cekawą audicja. Tikała sa rozmajitëch gusłów. Nibë pôwôżno, a tak pö prów-dze szło ô pôdkôrbianié z lëdzy, chtërny w to wierzëlë - gôdô mój rozmôwnik. Miałë bëc szpörtë, le bëlë téż ti, co sa na to delë nabrac. Mëmka miała z jedną taką białką do uczinku. Ji chôwa bëła wcyg chôrô. Nick nie pômôgało, tej ta umëslëła so, żebë jachac do tego do-chtora, co tak prawi w radio. Przëjachała wënajatim autoła jaż spód Biôłégôstoku. Tatka akurótno nie bëło doma. Tak letko nie bëło, bö przëjachała jesz rôz. Nie dała sa przegadać. Öjc cos ji tam rzekł, równak jachac nie jachôł do ni, tak jak ta to so umëslëła - öpöwiôdô syn Brusczégö. SZPÖRTOWNY DOCHTÓR Pöd kuńc 1960 r. östôł dochtora w Lepińcach. Tuwó robił m.jn. z Janiną Depka Prondzynską. Baro mi-lecznogô wspôminóm. Wiedno cos szpórtownégô rzekł - gôdô białka. Robiła jakno dozérôczka, a tej prowa-dzëła téż aptéka. To je dosc wiôldżé słowô jak na dwie szafë z lékama. W nym czasu tak to wëzdrzało i sygło - dodôwô. Roda je z Gôchów, z Börowégö Młëna, tej ni miała żódnëch jiwrów z dogôdanim sa z lëdzama, chtërny tej (jak dzys) w wikszoscë gôdalë pö kaszëb-sku. Sóm Brusczi z nima téż gôdôł w rodny mowie. A w ökôlim znóny je jegö szpórtowny charakter. Tec nie dzyw, że taczé wspöminczi mô téż Janina. Przeszła rôz do niego białka, cos kole 80-90 lat stôrô. Jała narzekać, że ja tak straszno jazëk boli. Na co dochtór prost ji rzekł: „Jo, jo wiém, czemu on ce tak möckô bôli. To ód tego, że të nim za wiele pëtlëjesz" - śmieje sa Ödkrëcé tôflë na wdôr Brusczégö Depka Prondzynskô. Taczich przëtrôfków bëło wiele wicy. Za wiele, bë je wszëtczé spamiatac - gôdô dôw-nô dozérôczka. Za sztócëk równak cygnie dali. Czedës jachała jem daczastrzik. Le to nie bëło tak, jak terôzka - jachac autoła. Przëjachół pó mie chłop, ale trëkra. Jo miała stac z tëłu. Na drodze to tak sztukrota-ło, że na jaczis dzurzejó spadła z trëkra. Tej nen chłop sa ódwrócył i uceszno pówiedzół: „Jenë, të spadła? A stało cë sa co?" - usmiéchô sa na nen wspómink wastnô Janina. I tej dodôwô: Jinym raza w konia przëgnalë chłopëpó dochtora. Chutuszkó, bójich ma-tinka je baro choro, a ju pewno umiérającô. Tej jem jachała z dochtora. To bëła zëma, a do te noc. Öb droga Brusczi głośno rzekł: „Ö, wejleno, lës!". Ti chłopi, jak to iiczëlë, skóczëlë za nym lësa, a nas óstawilë samëch we westrzódku pola. Tejju matince dochtór nie béł tak brëkówny - śmieje sa Janina Depka Prondzynskó. Czasa ofiarą szpórtów óstôł téż sóm Brusczi. Jedna białka pówadzëła sa ze swójim slëbnym i sa do niego nie ódzéwała. Ten zazwónił do óstrzódka zdrowió. I gôdô, że z jego kobietą je lëchó, ona mowa stracëła. Dochtór na to, że to nie je tak zle, to mëji naprawimë. Tej nick, trzeba bëło jachac i óbaczëc, cëżje lóz. Czej raza jesmë weszlë do jizbë i óbôczëła nas na białka, rzekła do swojego chłopa: „Né czës të ószalół?". Ten leno rzekł do naji: „Né, tero widzec je ju ji lepi" -ópôwiôdô möja rozmówniczka. Jinszim raza pö akt skönu swöjégö starka przeszedł młodi knópiczk. Prost rzekł do Brusczégó, że doma wszëtczi są zajati i nie bëło komujic. Tej dochtór sa go zapëtôł, czë ón wié, na co stark umarł. Ten rzekł, że jo - na smierc - wdarzi so póstapną historia wastnó Janina. ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 33 ROCZËZNË Janina Depka Prondzyńskó WRAZLËWI CZŁOWIEK, CO MIÔŁ CZAS DLÔJINËCH Gôchöwie baro bëlno wspominają swôjégó dochtora. Ösoblëwie za to, że wiedno miôł dlô nich czas. Dzeń czë noc môglë do niegö przińc i pówiedzec, co jima je. Niejidze tu leno ö chôroscë. Wszëtczich wësłëchôł, köżdému cos doradzył. Z uszłëch lat Janina Depka Prondzynskô wspôminô téż jegô wrëjarzenié. Zda-rzëło sa, że Brusczi i jeden ze stôrëch kawalerów spôtkalë sa w Brusach. Pôzni raza z nimjachôł nazôd. Dochtór chudzy zazwônil do swôji białczi, u chtërny tej bëła ji sostra, i gôdôł, żebë ta bëła doma, bô ôn do ni przëjedze z kawalera. Jô akurôtno téż tam bëłam. I Brusczi przëjachôł z nym chłopa, le ôn tej miôł cos köl 70 lat. Tej nié dzyw, że z tegô nick nie dało - śmieje sa dôwnô dozérôczka z Lepińc. Równak to nie béł jedurny przëtrôfk. Baro czasto, czej gdze jachôł, pëtôł: „A të ijes żeniałô? Jô bë dlô cejednégô kawalera miôł" - tak dopôwiedzała Janina. Czej chcemë sa dowie-dzec jesz czegôs wicy, rozkłôdô race: Nëch różnëch przëtrôfków bëło wiele. Tak w drobnotach jô tegô ju dzys nie pamiatóm. Za sztócëk równak wspöminô zabawę, jaczé örganizowôł ön m.jin. dlô robotników östrzódka, a do te téż dlô redakcje „Pomeranie". Baro czasto tej dało zupa z reków. Zbiéralë je beńlowie z Wojska, Lepińc czë z Czedrôjc. Ôjc wiedno gôdôł, że möżna sa nima najesc dopierze tej, czedë dwuch lëdzy sedzy naprocëm se, a midze nima je tëlé skôrëp, że sa nie widzą - dopówiôdô Andrzej Brusczi. Jego ójc to nié leno dochtór, gôdkôrz a kaszëbsczi dzejôrz. Tej-sej dało sa czëc jego refleksyjną nôtëra. Czasa mie nick, tobie nick potrafił sa zatrzëmac we we-strzódku pola. Za pierszim raza jem sa zastanôwiała, ö co jidze. Kol naji nikogo nie bëło, nic sa nie dzeje, a on stoji i wzérô - wspóminó wastnó Janina i ód razu wëja-sniwô: Pôzni, czej to sa ju czile razy przëtrafiło, jem wiedzała, że ôbzérôł, jak rosce żëto abô jinszé zbôżé. Mëszla, że kq.sk teskniączka gö brała za gbursczima czasama. Stędka öwce, jaczé miôł, a téż krowë, chtërne pasłë sa kôl ôstrzódka. Le nié leno to. Baro lubił spiéw ptôchów. Tej sa zatrzëmiwôł i gôdôł: „Öbôcz, Janinkô, jak ône snôżo swiérgôlą. A pôsłëchôjma jich sztót. Chto wié, czë na drëdżim swiece ône téż tak swiérzkają". Tec ni ma w tim nick dzywnégó. Czej w kögums wetkłô je skra czëłotë, chiitinkó jinaczi zdrzi na kąsk zapajiczoné Gôchë ze snôżotą jich krôjmalënku. Tak bëło téż z Józwa Brusczim. Dôł sa tuwó pöznac jakno bëlny dochtór, chtëren wipköwôł wnetka tak jak jego pacjencë. Ti sa nie öbrażalë, bo wiedzelë, że lżi je smióc sa jak płakać. Wiedzelë téż, że w kóżdim czasu mogą do swojego dochtora przińc i pöprosëc o rada. Tej nić dzyw, że jego smierc lëdze przëjalë z wiôldżim żôla. Pôjachôł do Bëdgôszczë tłómaczëc sa z jaczégôs zwôlnieniô, chtërno wëstawił. Jesz sa z autoła wrócył, bô zabéł dokumentów. Jem do niegó rzekła, że jak chtos sa copie, to lechö wróżi. Rzekł, żebë lepi tak nie gadać. Z Chônic miôł szofera. Nen, czej jachalë nazôd, chcôł, bë Brusczi óstôł w Chönicach. Ön równak wôlôłjachac dodóm. To bëła zëma, a do te baro slëskö. Ju w Lepiń-cach, wnetka na môlu, miôł wëpôdk. Umarł w bôlëcë w Człëchówie 14 gódnika 1974 r. Na pogrzeb do Brus jachało stędka baro wiele lëdzy - ópówiôdô Janina Depka Prondzynskó. Terôzka lëpnicczi part Zrzeszeniégö przed henët-nym óstrzódka zdrowió postawił kam z toflą, na jaczi je nódpis: „Doktorowi z Lepińc w 110. roczëzna uro-dzenió mieszkańce Gochów". ŁUKÔSZ ZOŁTKÖWSCZI 34 / POMERANIA I KWIECIEŃ 2018 Hatarzëna lianków&kFTdëpiôk %laM wëżiApödiecznëch ôzhôtów Haról Hreffl - Hrćl 'hcuzëbćw Céle uczbë Szköłownik: • pôznôwô pöstacëja Karola Kreffta, • pöznôwô historia i céle dzejaniô korporacji „Cassubia", • pôznôwô nowé słowa: kara, stanica, korporacjo, nazwë jazëków i môlów na Kaszëbach (Zôwörë, Chmielno, Pelplin), • utrwaliwô pisownia pôznónëch rëchli wërazów i zwrotów, • rozmieje nalezc słowa ukrëté w diagramie, • czëtô ze zrozmienim tekstë i wiérztë, • gôdô (öpöwiôdô, ödpöwiôdô na pëtania). Fôrmë robötë samöstójnô, w pôrach Metodë robötë roböta z teksta, czëtanié ze zrozmienim, kôrbionka, pisanie, wëfulowanié tekstów. Didakticzné pömöce słowôrz, zestôwczi jak w czwiczeniach Bibliografio Dosz J., „W Chmielnie odsłonięto tablicę Kaszubskiego Króla", https:// www.akademiakaszubska.com/single-post/2017/ll/21/W-Chmielnie--ods%C5%82oni%C4%99to-tablic%C4%99-pami%C4%99ci-Kaszubskie-go-Kr%C3%B3la „Kaszëbskô Zemia" nr 3, 28 maja 2017 ze starnë https://www.mlodi-kaszebi.com/kasz Prëczköwsczi E., Król Kaszëbów. Karól Krefft, Banino 2016. WSTAPNY DZÉL Czwiczenié 1 Żebë dowiedzec sa, jakô je terna zajaców, rozwiąże malowónq wëzgódka. Téma zajmów mô dwa dzéle. Pôstapno dofuluj tekst i przeczëtôj. * openclipart.com KR; publicdomainvectors.org openclipart.com publicdomainvectors.org ..............................................- urodzył sa 15 czerwińca 1907 roku w Zôwörach köl Chmielna. Ucził sa w Powszechny Szkole w Zôwörach, w Collegium Marianum w Pelplinie, a téż w Gimnazjum we Gduńsku. W latach 1927-1932 sztudérowôł ön prawö na Uniwersytece Warszawsczim. W 1936 roku béł radcą wöjewödë pömörsczégö w Toruniu, Władisława Racz-kiewicza. Téż w 1936 roku wespółzakłôdôł Zrzeszenie Lubötników Kaszëbiznë „Stanica". W 1946 roku ön östôł pierszim pöwöjnowim kartësczim starostą, jaczi béł nazéwóny sprawiedlëwim a szczodrim gospodarza. 2 gödnika 1956 roku béł jednym z załóżców Kaszëbsczégô Zrzeszeniô (KZ; öd 1963 r. KPZ - Kaszëbskö-Pömôrsczé Zrzeszenie) we Gduńsku, a 7 ë 8 gödnika założił pierszi part KZ w Żukowie a Chmielnie. Umarł sómno 28 rujana 1995 roku za meandra Redunii. (Na spôdlim artikla Jana Dosza „W Chmielnie odsłonięto tablicę Kaszubskiego Króla"). NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (116), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASE WËŻISPÖDLECZNËCH SZKÖŁÓW _ ROZWłJNY DZÉL Czwiczenié 2 Nalézë w diagramie sztërë ukrëté nazwë jazëków, jaczé znôł sztudéra warszawsczégô uniwersytetu, a téż nazwa korporacji, jaczi béł ön pierszim przédnika. Pöstapno dofuluj wëpôwiésc w blónie nalazłima słowama. Zapisze je w pasowny formie. G O A F R A N C Z U S S A B S A C D G K R F F N Ł A C Ë Z N A U R C P 1 D E C A K D S A A C A S S U B 1 A C N A J U T O P B G U Z C M 1 E M 1 E C C Z 1 E C Z G R U W P A c A S B U W C A 1 M E 1 M C P 1 D A B C D W A A Z Ë T E E W B D A E B 1 O D F G W E R U S 1 A openclipart.com Na uniwersytece Karól béł wëróżniającym sa sztudérą. Znôł ................................................ ...........................i....................jazëk. Uböléwôł nad tim, że wiele warszawiaków öbchadało sa z Kaszëbama jak z Miemcama. Dlôtegô téż Krefft postanowił założëc kaszëbską stowôra. Plan ön zrealizowôł na pierszim roku uczbów, w 1927 roku, czedë założił korporacja..........................", jaczi östôł pierszim przédnika. Czwiczenié 3 Prôwda czë łeż? Pö przeczëtanim tekstu przeczëtôj zdania w tôbelce i nacechuj bezzmilkôwą ôdpôwiésc. Z nacéchôwónëch lëtrów ułożë słowô, jaczé mdze aofulowanim wiadła zapisónégô pöd tôbelą. openclipart.com Céla korporacji bëła köżdostarnowô pömöc dlô nôleżników w czasu sztudérowaniégô i pö skuńczenim uczbów, wprowôdzanié förmów dobrégö wëchöwaniégô na spödlim möralno-eticznëch re-glów, a ösoblëwie uwszednienié szeroczi znajomöscë historii kaszëbsczégö regionu i dozéranié jegö kulturë. Dejowim opiekuna korporacji béł dr Aleksander Majköwsczi, wnenczas ju znónyjakö wëbitny dzejôrz i kaszëbsczi pisôrz. Korporacjo mia rozmajité sukcesë, m. jin. ôprôcowanié wëjimków Historii Kaszubów Aleksandra Majköwsczégö i swöja stanica, jakô w 1938 roku bëła ufundowónô przede wszëtczim przez Karola Kreffta. Stanica w pözdrzatku kaszëbsczi spölëznë bëła akta nobilitacje, bó przez lata dlô kaszëbsczi młodzëznë sztudérowanié bëło niemôżebné. Pôd nią skupiała sa pierszô generacjo kaszëbsczi inteligencje. Pö wöjnie uznelë, że stanica zadżinała. Prôwda Łeż 1 2 Céla korporacji bëła pömôc dlô sztudérów w czasu uczbë i pö ji skuńczenim. Céla „Cassubii" bëło upowszechnianie kaszëbsczégö jazëka. P T S O 3 Dr Aleksander Majköwsczi béł przédnika „Cassubii". A M 4 „Cassubia" ôprôcowa wëjimczi Historii Kaszubów Majköwsczégö. _ O N 5 Karól Krefft nie béł fundatora stanice. 1 R 6 Stanica bëła akta pökôzaniô wölnotë przez Kaszëbów. C A 7 Kaszëbi wiedno möglë sztudérowac na uniwersytece. A N 8 9 Pöd stanicą „Cassubii" skupiała sa pierszô generacjo kaszëbsczi inteligencje. Stanica pö wojnie bëła w muzeum. _L S C A W 1993 ökôzało sa, że stanica przechöwôł östatny przédnik korporacji Antón Skwiercz, chtëren 23 łżëkwiata negö roku przekôzôł stanica sztudéróm klubu ......................................" Bëło to w czasu ödemkniacô Kaszëbsczégö Dodomu we Gduńsku, dze stanica do terô je przechöwiwónô. i NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (116), DODÔWK DO„PÖMERANH" KLASE WËŻISPÖDLECZNËCH SZKÖŁÓW Czwiczenié 4 Przeczëtôjta w pôrze (np. z drëcha abö drëszką z łôwczi) do-kôz Karola Kreffta. Pö jegô przeczëtanim zastanówta sa nad titla wiérztë. Pôtemu, pô rozmowie w pôrze, dopiszta jeden titel, jaczi wë bë delë temu tekstowi. Zapiszta nen titel na kôrtce. Nad snôżi z daleka stôwk zlecôł böcón, dze żabów trój co noc rechötôł! - Duńc w zôtór niejdze! - Dłudżich szpér cknie pón. Tej na ôrt taczi wej je öszukôł. Na brzég warô, na chrzept cësnął dzób, jegö gnôcany zwak naj dzëwi żabë; - Ja, króla głos, a figura jak dąb! -brzątwią kątorë a głupé jich babë. A bócón: - Jô posła jem z Żabiégó Kraju, co, dze słuńce mieszko, za morza leżi! Niweczi waj stôwk procëm jich Raju! Chto mądri, pój hewó! Niech ze mną tam bieżi! I celëczé kątorë, w wôbcë wierzą syreni głos, same wej lézą w böcóna rëmną munia... Wtim jaskułczi z nieba czëją znóny głos; - Öbman! Rut! Je dzoba pchócz wej, doch nëkô w trëma! Urzas i naj żabë le plumps galop nazôd w zótór: - Żëc lepi biédno, stôri dzyrzkö trzëmac mól! - wëtrzészczóm zbarchniałim stóri prawi kątór -nigle buszny wëzér i klekot a taczi grobócz - król! (Tekst pöchödzy z ksążczi E. Prëczköwsczégö Król Kaszubów. Karol Krefft). 1. Dokóz je zatitlowóny „Żaba". Jaczés karno mó dóné taką prawie nazwa? A może chóc podobną do tego titla? 2. Pöwiédzta drëchóm z klasë (przedstôwca kóżdi pórë), dlócze taczi titel wa delë tekstowi. 3. Ö czim je nen dokóz? Pömëslta sztócëk i köżdé karno tedë przedstawi swój pózdrzatk. KUŃCOWI DZÉL Czwiczenié 5 Na spódlim uczbë ó Karolu Kreffce odpowiedz na pętania. Na niechtërne pętania je wiacy nigle jedna bezzmiłkówó ödpówiésc. 1. Dze urodzył sa Karól Krefft? a) w Chmielnie b) w Zówórach c) w Warszawie 2. Dze on sa ucził? a) w Zówórach b) w Warszawie c) w Pelplinie 3. Jak Krefft béł nazéwóny? a) sprawiedlëwim a szczodrim gospodarza b) przédnika Pómóranii c) Króla Kaszëbów 4. Dze Karól Krefft założił korporacja „Cassubia"? a) we Gduńsku b) w Pelplinie c) we Warszawie 5. Jaczé béł cél „Cassubii"? a) pómóc dló nóleżników korporacji b) dozéranié kaszëbsczi kulturę c) nóuka kaszëbsczégö jazëka 6. Chto béł dejowim opiekuna korporacji? a) Róman Skwiercz b) Karól Krefft c) Aleksander Majkówsczi 7. W jaczim roku stanica „Cassubii" ostała przekôzónô przedstôwcóm klubu „Pomorania"? a) w 1990 b) w 1995 c) w 1993 ÖDPÖWIESCË Czwiczenié 1 Karól Krefft Czwiczenié 2 G Ö A F R A N C Z U S S A B S A C D G K R F F N Ł A C Ë Z N A U R C P 1 D E C A K D S A A C A S S U B 1 A C N A J U T O P B G U Z C M 1 E M 1 E C C Z 1 Ë C Z G R U W P A c A S B U W C A 1 M E 1 M C P 1 D A B C D W A A Z Ë T E E W B D A É B 1 O D F G W E R U S 1 A Czwiczenié 1 Karól Krefft Czwiczenié 2 Słowa, jaczé nót bëło nalezc: łacëzna, rusczi, francësczi, miemiecczi, Cassubia. Słowa, jaczé nót bëło nalezc: łacëzna, rusczi, francësczi, miemiecczi, Cassubia. Czwiczenié 3 1. Prôwda, 2. Łeż, 3. Łeż, 4. Prôwda, 5. Łeż, 6. Łeż, 7. Łeż, 8. Prôwda, 9. Łeż Słowô, jaczé powstało z całoscë: POMORANIA Czwiczenié 5 1. B; 2. A, B, C; 3. A, C; 4. C; 5. A, B; 6. C; 7. C MUZYCZNY NÓRCËK Janina Wömlowdkô* 'Muzyczny rwrcëh Spiéwómë z krômiatama Ilustracja: Joanna Koźlarska Autorka je dbë, że wôrt w uczenim „śpiewać z pökazywanim" i tuwö bëdéjemë szkolnym ji tłomaczenié stôri frantówczi pöd pölsczim titla „My jesteśmy krasnoludki" i choreograficzny ukłód do ti spiéwónczi. Dwie pierszé strofczi są tłomacze-nim, a pööstałé są autorstwa Janinë Kösedowsczi. "Ta i jinszé udbë autorczi möże nalezc na starnie skarbnicakaszubska.pl. Bôczënk: Frantówka spiéwómë z uczniama w kole. mtwóni z uwsw^tyiw 1. A më jesmë krôsniatama. - pökazëjemë na sebie rakama La la la, la la la. - trzimiemë sa pöd bóczi i krącymë sa rôz na jedna strona, rôz na drëgą I mieszkómë pöd grzibkama. - wëcygómë race wësok w góra, łączimë jedna dłóń z drëgą, cobë to wëzdrzało za daszka (grzibka) nad głową i przësôdómë na ukuczku Jo jo jo, jo jo jo! - dali robimë daszk, a na köżdé Jo" cziwiemë głową na znak pötwierdzeniô 2. Grzibczi roscą w wiôldżim lese. - wstôjómë i robimë rakama wiôldżé köło wköł se La la la, la la la. - trzimiemë sa pöd bóczi i krącymë na prawö i lewö Tam, gdze echô głosë niese. - trzimiemë sa pöd bóczi i spiéwómë do se Oho ho, oho ho! - ukłôdómë dłonie na sztôłt trąbczi i spiéwómë z gabą przëtkniatą do ti trąbczi" 3. A to echö pödpöwiôdô... - trzimiemë sa pöd böczi i spiéwómë do se A cëż, cëż? A cëż, cëż? - zakriwómë prawą raką gaba z prawi stronë, a tedë zmieniwómë raka i z lewi stronë Zeza drzéwiat wilk sa skrôdô! - nachilómë sa, wëcygómë do przodku race, jakbë më cos chcelë uchwacëc (abö sa pödkrôdelë) i jidzemë całi czas do westrzódka köła Ój biéda, ój biéda! - prostëjemë sa i trzimómë głowa w rakach, a tedë dżibiemë sa na böczi 4. Wilka më sa nie böjimë, - trzimiemë sa pöd böczi i krącymë głową na znak przeczeniô Nié, nié, nié! Nié, nié, nié! - lewô raka östôwô na biodrze, a pôlca prawi raczi pökazywómë znak na „nié, nié, nié" Wnet gö z lasu pögönimë, - spiéwómë do sebie, trzimiąc race na biodrach, le przë östatnym słowie wëwijómë möcno prawą raką do tëłu, jakbë më chcelë ödegnac negö wilka Ój dididë, ój dididë! - trzimiemë sa pöd böczi i skôczemë letëchno z jedny nodżi na drëgą, kracąc sa dwa razë wkół 5. Chóc le jesma krôsniatama, - wëcygómë race wësok w góra, łączimë jedna dłóń z drëgą, cobë to wëzdrzało za daszka (grzibka) nad głową La la la, la la la. - dżibiemë sa ritmiczno na bóczi, ale dali robimë daszk nad głową To stolemné serca mómë, - ödmikómë nad głową szerok race i öpuszcziwómë je pomału do boków Ho ho ho, ho ho ho! - trzimiemë sa pód bóczi i ritmiczno sa dżibiemë w prawó i lewo 6. A żëjemë jak wiesc niese - trzimiemë sa pód bóczi, śpiewając do se A gdze, gdze? A gdze, gdze? - zakriwómë prawą raką gaba z prawi stronë, a tedë zmieniwómë raka i z lewi stronę W tim kaszëbsczim snóżim lese. - trzimiemë sa pod bóczi, śpiewając do se Në, në, në! Në, në, në! - trzimiemë sa pód bóczi i energiczno cziwiemë głową trzë razë w prawó i późni dwa razë w lewo, a róz do westrzódka * Autorka je przédniczką partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô w Chônicach. Uczëła jazëka kaszëbsczégö w tamecznym przedszkölim „Wesołe Przedszkolaki", Spödleczny Szkole nr 1 miona Juliana Rydzköwsczégö i Spôdleczny Szkole nr 7 miona Jana Karnowsczégö Ilustracja: Ewa Poklewska-Koziełło KLASË V—VISPÖDLECZNY SZKÖŁË Taulëna M\I(tier&kfr * Jak ledze na Hadzëbach póznelë tobaka? Céle uczbë Szkółownik: • rozmieje öpöwiedzec, jak lëdze na Kaszëbach pöznelë tobaka, • rozmieje łączëc mëslë i wëjimczi tekstu (tresc), • czëtô ze zrozmienim legenda, • rozmieje opowiadać historia na spödlim öbrôzków. Uczniowie na początku czëtają tekst pć> cëchu. Pótemu chatnô ösoba czëtô nen tekst głośno. Późni szköłownicë öpöwiôdają historia na spödlim öbrôzków, a na sarnim kuńcu je teatrowi przedstôwk, dze uczniowie przedstówia-ją tresc z pamiacë. Bez to robi sa corôz drażi, bo uczniowie muszą wëzwëskac swöja wiédza z corôz to mniészą iloscą materiału tekstowego od szkolnego. Metodë robötë • harmonijka z papioru, tworzenie spójnego tekstu na spódlim zdaniów jinëch szkółowników, ukłôdanié zdaniów z wëzwëskanim pödónëch wërazów • öpöwiôdanié pöwiôstczi na spôdlim öbrôzków • ôdpöwiôdanié na pëtania do tekstu • teatrowi przedstôwk Didakticzné pömôce • biôłô kôrtka z zapisónym zdanim Żiłrôz jeden robôcy ë spôkójnygburz białką i z sąsadama wiedno w zgôdze. • kôrtczi ze słowama (czwiczenié 2) • wëjimczi pôwiôstczi „Diôbelsczé zelëskö" Jerzégô Sampa • papiorowô ksążeczka do złożeniô • krédczi, pisaczi, kôrtczi, gumczi (do robieniô larwów) Bibliografio Jerzy Samp, Zaklęta stegna/Zaklatô stegna, Gdańsk 2017 CYG UCZBË WSTAPNY DZÉL 1. Szköłownicë sedzą na stołkach w kôle. Kôżdi mô przë se cos do pisaniô. Szkólny mô przëszëköwóné biôłą kôrtka z zapisónym zdanim Żiłrôz jeden robôcy ë spôkójny gbur z białką i z sąsadama wiedno w zgodzę. Uczniowie mają dopisać dalszi cyg ny öpöwiescë. Pierszi szköłownik czëtô no chudzy przërëchtowó-né zdanié i dopisëje pöstapné. Pótemu robi zakłôdka tak, żebë pierszégö zdaniô nie bëło widzec, a blós to, chtërno sóm napisôł. Wszëtcë szköłownicë są zaanga-żowóny. Na kuńc pöwstónie z tegö pöspólnô historiô. Czej slédny szkôłownik zapisze swóje zdanié, tej szkólny czëtô głośno całą historia i gôdô, że na ti uczbie poznają historia negó gbura i porównają swöje udbë z lëteracczim teksta. 2. Uczniowie z pôdónëch słowów muszą ułożëc piać zdaniów. Ne zdania muszą twörzëc całowno ópówiôdanié. Czej zdania óstóną napisóné, wszët-cë czëtają na głos swoja krótëchną ópówiésc. Czej jeden szkółownik czëtô, póóstałi rechują, czë na gwës użił piać zdaniów. _gbur białka robócy diôbéł diôbelsczé zelëskö dësza wiatowanié tobaka rolô görzëc sa 3. Szkółownicë zapisëją temat uczbë w zesziwkach: Jak lëdze na Kaszëbach pöznelë tobaka. ROZWIJNY DZÉL 4. Szkólny rozdówô ucznióm tekstë pt. „Dióbelsczé zelëskö" wedle Jerzego Sampa, a tedë czëtają po cëchu. Pótemu chatnô ósoba czëtô głośno. Szkólny bôczi na jazëkówą poprawność. Diôbelsczé zelëskö Żił na północnëch Kaszëbach jeden gbur. Béł chłop robócy i spokojny, a żił z białką swoją Francëszką i z sąsadama wiedno w zgodzę. To baro görzëło diôbła, chtëren sa wtenczas jesz krącył na zemi. Pöörôł ón swójima pazu-rama kawał rolë (...) i zasadzył tobaka. Lëdze tego dzywnégô zelëska nie znelë i nicht nie wiedzół, jak sa óno nazéwało. Rôz szedł nasz gbur kole diôbelsczi rolë, óbzérôł dzywné zelëskó z wiôldżima dłudżima lësta-ma. Diôbéł przestąpił do niego i rzekł: - Të môsz bëc baro mądri. Wiész të, jak to zelëskó, co jó tu zasadzył, sa zwie? To të gwësno w twójim żëcu nie wëzgódniesz! Gbur mądrala ódpówiedzół markotno: - (...) Jó sa dowiem, jak twöje zelëskö sa zwie! - Wiatëjma sa!!! — rzekł diôbéł. — Pöwiész të mie w trzech dniach (...), tedë dostóniesz całą moja rola. Nie wëzgôdniesz të, to ale jó wezna twöja dësza! NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (116), D0DÔWK DO „POMERANII' KLASË V—VISPÔDLECZNY SZKÖŁË Gbur sa z diôbła wiatowôł. Jak przeszedł dodóm, żałowôł baro, że tak letkömëslnie swöja dësza stracył. (...) - Co të jes taczi smutny? — zapitała sa białka. - Ach, kôchónô Francëszkô, ze mną je baro zle. (...) Mie wnet diôbéł weznie. - I opöwiedzôłji (...) ô wiatowaniu. Białka sa rozsmiała i rzekła: - Ö taką drobnostka le sa nie kłopöcë. Jédz i pij, jô wëzgödna, jak to diôbelsczé zelëskö sa nazéwô! Drëdżégö dnia reno białka (...) wlazła w beczka ze smołą, rozprëła pierzëna i wolała sa w piórach. (...) wëzdrzała tak, jak dzywny ptôch. Tej szła na rola diôbelską, łazëła midzë zelëska pö brózdach (...). Diôbéł (...) mëslôł, że dzywny jaczis ptôch jegö zelëskö rwac i jesc chcôł. Abë gô wënëkac, klaskôł w race i rikôł: - Brzëd-kô sowö nocnô, wëlezë z möji rolë! Nié dlô cebie jô tobaka sadzył! Précz z möji tobaczi!!! Skoro białka to słowö „tobaka" le uczëła, zwiornała chutkó dodóm. (...) Trzecy dzeń nadszedł. Biés sa ju cesził, że gburską dësza zarobił (...). Jak gbur do niego przestąpił, rzekł: - Jak to moje zelëskô sa zwie? (...) Gbur ödpöwiedzôł spokojno: - Tobaka! (...) të głupi purtku! Diôbéł przegrôł, rozgórził sa i ucekł bez dëszë gbura do piekła. (...) Tak pôznalë lëdze na Kaszëbach tobaka. Sadzëlë, żniwilë ja i pömłolë ja do zażiwanió. (...) Wëjimczi z brawadë „Diôbelsczé zelëskö" z ksążczi Jerzégö Sampa Zaklęta stegna/ Zaklatô stegna (Gdańsk 2017). Za uprzistapnienié tekstu do edukacjowëch célów dzakiijemë Christianowi Sampôwi. 5. Szkolny zadôwô uczniom pitania spartaczone z teksta. Ô co wiatowôł sa gbur z diôbła? Chto dopomógł gburowi wińc z kłopotu? Jak białka dowiedzą sa, co zasadzył diôbéł? 6. Szkolny rozdôwô szköłownikóm biôłé kôrtczi, z chtër-nëch uczniowie złożą ksążeczka, jak nauczą sa ja składać. Uczniowie tworzą plan wëdarzeniów w formie malińczi ksążeczczi z öbrôzkama. Wôrt, bë szkolny chudzy przërëchtowôł so taką ksążeczka, bë bëlno rozdzelëc na pösobnëch kôrteczkach wëdarzenia i bë dzaka temu uczniów naprowadzać na to, jak mają to zrobić. Cëchunczi mają bëc baro proste. Ksążeczka mô bëc blós przëbôcznicą przë öpöwiôdanim bez tekstu. Jak zrobić ksążeczka? VI NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (116), DODÔWK D0„PÖMERANII" Ödjimczi autorczi KLASË V-VISPÖDLECZNY SZKÓŁË Przikładowi plan wëdarzeniów, wedle chtërnégö möże przëszëköwac cëchunczi: Titlowô starna: Diôbelsczé zelëskö. Jak lëdze na Kaszëbach pöznelë tobaka... 1. Dióbéł zasadzył tobaka na pölu, gdze spötkôł gbura i sa z nim zawiatowôł. 2. Gbur przeszedł dodóm i jiscył sa swöji białce. 3. Białka wôla sa w smole i piórach i poszła na póle do dióbła. 4. Białka, jakno dzywny ptôch, chôdza pö rolë dióbła, na co ten sa möcno rozgörził i kôzôł ji ucekac z jegö tobaczi. 5. Białka powiedzą chłopu, jak no zelëskö sa zwie. 6. Chłop spótkół sa z dióbła i pówiedzół mu nazwa zelégó. 7. Dióbéł sa rozgórził i ucekł do piekła bez dëszë chłopa. Ilustracja: Ewa Poklewska-Koziełfo Czej ksążeczka badze zrobiono, szkolny pitô sa: Chto mie ôpôwié na spôdlim ôbrôzków z ksążeczczi, jak lëdze na Kaszëbach pöznelë tobaka? Bôczënk: Może bëc tak, że jedna chatnó ösoba öpôwiôdô całosc. Tej póóstałi słëchają uwóżno, czë to, co gódó, je zgódné z teksta. Möże bëc téż tak, że uczniowie pósobicą ópówiódają na spódlim jednégó, wëbrónégö obróżka. 7. Szkółownicë są pódzelony na sztërë karna. Kôżdé karno rëchtëje jedna larwa: dióbła, gbura, białczi i narratora. Larwą narratora möże bëc to, co so szköłownicë umëslą. Może to bëc żaba, drzewo, sąsód, robók, toczk itp. W teksce nie je napisóné, chto dokładno béł nym, co ópówiódó całą ta historia. KUŃCOWI DZÉL 8. Teatrowi przedstówk. Szkolny wëbiéró sztërzech chatnëch uczniów. Badą óni böhatérama widzawiszcza. Uczniowie mają chwilka, żebë sa pódzelëc rolama i dogadać pödrobné rzeczë. Mó to bëc improwizacjo, tak tej nie użiwają óni tekstów, le gódają z głowë. Wóżné, bë szëk całi öpöwiescë béł uchöwóny. Badze to przedstówk dlô pôöstałëch w klase. Môże pózni przërëchtowac całé stroje i zrobić taczé môłé widzawiszcze przed całą szkôtq. Je wiedzec, że tedë bëłobë brëkôwné zrobić wiele próbów, przëszëkôwac wiele rzeczów itp. NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (116), DODÔWK DO „POMERANII" GRAMATIKA Wana Wakurót ęramatum Wiążënii Wiążëna - je to part möwë, jaczi parłaczi: słowa abö rzeczenia w jednym wëpöwiedzenim, zdania abö wëpôwiedzenia, jaczé skłôdają sa na zesadzoné zdanié. Wiążënë mögą bëc pödzeloné na wespółrzadné i pódrzadné. Wespółrzadné wiążënë - mögą wëstapiwac w zdaniach wespółrzadno zesadzonëch abö parłaczëc apartné słowa czë wërażenia. Möże je pödzelëc nôslédno: 1. parłaczné wiążënë, np.: /, ë, a, téż, ani, jak téż Ala nie czëtała ksążczi ani nie öbzérała zdrzélnika. Na rozegracji béł sok i bąbelwöda. 2. procëmstójné wiążënë, np.: a, ale, le, leno, jeno, kö, dejade, równak, za to, zôs Pauel mie ô to prosył, le jó zabëła. To nie bëłë niżódné skarbë, ale kamienie. 3. rozparłaczné wiążënë, np.: abô, czë, bądz Ön je doma abö szedł buten z psa. To dzeckó miało trzë abô sztërë lata. 4. pösobiznowé wiążënë, np.: tej, tak tej, tedë, wiać, wic Öna gôdała głośno, tak tej wszëtcë ja czëlë. 5. równoznaczeniowé wiążënë, np.: hewôtno, czëlë Gita nie lëdô słuńca, czëlë nie chödzy na pieglëszcze.Móm trzë sostrë, hewötno: Ana, Marika i Paulëna. Pôdrzadné wiążënë - parłaczą zdania pödrzadno zesadzoné. Do pódrzadnëch wiążënów przënôlégają m.jin.: że,żebë, abë, bë, cobë, jeżlë, żlë, eżlë, żelë, czejbë, czej, czë, jak, chôc, nimô że, bô, kö, nigle, niżle, nim, zanim, jaż, dlôte, dlôtegô, temu. Niżi są pödóné przëmiarë zdaniów, w jaczich pökazywają sa pödrzadné wiążënë: Jô przërzékóm, że nie bada nick robie na przék. Nënka Barbôrczi bëła rôd, bô ji córce dobrze szło w szkole. W klasę bëło cëchö, jaż narôz szkolny zaczął gadać. Bëło dosc cepło, nimö że zaczała sa jeseń. Czwiczenié 1 W pôdónym teksce pödsztrëchni wiąiënë. Zëma latoś zacza sa baro chutkó. Sniég spôdł ju na początku gödnika i ob droga na rôrotë më sa cëskelë z knôpama snieżón-kama, a dzéwczata më mëlë sniega. Öne möcno krzikałë i bëłë na nas baro złé, ale za dalek nie ucékałë i jakös wiedno sa nalazłë krótko nas. Na Gödë më mielë prawie dwie niedzele wölnégö, bo do szkôłë më szlë jaż pö Nowim Roku. We Wilëją z Gdini przëja-chelë do nas cotka Stazjó z wuja Antona, a z nima jich dwie córczi: starszo Karolëna i môłô Danka. Wuja z cotką i Danką östelë u nas do drëdżégô świata, a Karolëna wëjacha jaż drëdżégö stëcznika. (Janusz Mamelsczi, Mack, Gduńsk 2016, s. 75) Czwiczenié 2 Sparłaczë niżi pôdóné słowa za pômôcą wiążënów pôdónëch w ramce. c, abô, le, czë, czëlë Czwiczenié 3 Pôdóné przësłowia dofuluj wiążënama z ramczi. ale, i, a. chöc, jaż, bô Wszadze dobrze,.................doma nôlepi. Tak długö brzôd wisy na drzewie,...............spadnie. To mdze deszcz..................jaskuleczczi wedle zemi lótają. Kawa na ława,..................prówda na stół. Dzeń...............noc chôdô słunészkö öb zemia. Nicht nie chce stôri bëc,.................pragnie długö żëc. Czwiczenié 4 Z pôdónëch słowów wëbierzë te, chtërne m.ögą bëc wiąiënama: öb, ani, cos, midzë, gwës, jeżlë, hewötno, wszëtkö, wiac, wa, nie-chbë, procëm, że, tuwö, w, leno, zôs, zeza, cobë, nigle, në Czwiczenié 5 Dofuluj zdania pasownyma wiążënama pôdónyma w nôwiasach. Jem sa dowiedzą,..................witro mie ödwiedzysz. (bö, że) Chatno pôgróm w sécówka..............w nożną bala. (czëlë, abö) Jó béł nólepszi w klase, .................. na gwës nimó wszëtkó jó mógł bëc lepszi. (ë, chöc) Lubia óbzerac filmë w zdrzélniku,.......................jesz barżi w kinie. (ale, jak téż) Móm to widzóné dwa..................trzë razë. (a, abó) ÖDPÖWIESCË Czwiczenié 1 Wiążënë, jaczé nót bëło pödsztrëchnąc: i, a, i, ale, i, bó, a, i, i, a Czwiczenié 2 sposobny, le zgniłi arbata czë kawa zyb, czëlë zëma. brat ë sostra uczba abö zóbawa Nicht nie chce stôri bëc, chöc pragnie długó żëc. Czwiczenié 4 Wiążënë, jaczé nót bëło wëbrac: ani, jeżlë, hewótno, wiac, że, leno, zôs, cobë, nigle Czwiczenié 5 Jem sa dowiedzą, że witro mie ódwiedzysz. Chatno pógróm w sécówka abö w nożną bala. Jó béł nólepszi w klase, chöc na gwës nimó wszëtkö jó mógł bëc lepszi. Lubia óbzerac filmë w zdrzélniku, ale jesz barżi w kinie. Móm to widzóné dwa abó trzë razë. Czwiczenié 3 Wszadze dobrze, ale doma nólepi. Tak długó brzód wisy na drzewie, jaż spadnie. To mdze deszcz, bo jaskuleczczi wedle zemi lótają. Kawa na ława, a prówda na stół. Dzeń i noc chódó słunészkö ób zemia. sposobny.....................zgniłi arbata...................kawa zyb.....................zëma brat....................sostra uczba.............zóbawa VIII Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke/ Skłôd: Damian Chrul //Wespółrobôta: Hana Makurôt, Karolëna Keler ta GDAŃSK MNIEJ ZNANY «■ SZLAKIEM NOWOŚCI PO GŁÓWNYM MIEŚCIE Podczas dzisiejszego wiosennego spaceru zatrzymamy się przed fasadami, których oblicze zmieniło się w ostatnim czasie. Przecinając turystyczne szlaki z Ogarnej, dotrzemy do ulicy Szerokiej. WIOSNA NA CHLEBNICKIEJ Spacer kontynuujemy, idąc w stronę s ulicy Chlebnickiej 13/16. Niedawno 1 zakończył się tutaj remont elewacji | Domu Angielskiego będącego w rę- g kach gdańskiej Akademii Sztuk Pięk- | nych. Mieści się w nim dom studencki, g ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 35 OdNowa NA OGARNEJ Zaczynamy na ulicy Ogarnej od strony Bramy Krowiej. Z tego miejsca możemy podziwiać efekt szóstej edycji projektu „Gdańskie Fasady OdNowa". Jego celem jest pomoc wspólnotom mieszkaniowym Głównego Miasta w odnowieniu i upiększeniu elewacji budynków, które nie są wpisane do rejestru zabytków. Za stronę artystyczną odpowiada Fundacja Urban Forms, której działalność finansuje miasto Gdańsk. Zadaniem właścicieli kamienic jest natomiast przeprowadzenie remontu przygotowawczego. Do programu zgłoszono już ponad 120 elewacji. W 2017 roku pracowano na ulicy Ogarnej i Szerokiej. Zwróćmy uwagę na północną pierzeję. Kamienice przy Ogarnej 74-78 prezentują nowe oblicze. Najbardziej wyróżnia się najwyższa, której artystka, Justyna Posiecz-Polkowska, nadała wyraźny pomarańczowo-czerwony kolor. Wrażenie przestrzenności dodaje poziomy wzór. Kamienica kontrastuje ze spokojnymi sąsiednimi fasadami. Lewą (nr 77) zdobią delikatne detale ceramiczno-aluminiowe, a prawą (nr 75) obrazy akwarelowe, na których malarka Wilga Badowska ukazała lwy i szachownice. Z Ogarnej skręcamy w ulicę Mieszczańską, gdzie zobaczymy dopiero co zbudowany hotel grupy IBB. Inwestor odnowił fasady od strony Długiego Targu, warto więc nacieszyć nimi oko. Akademik zachwyca wyjątkową renesansową fasadą. Została ona zbudowana w 1570 roku na podstawie projektu Hansa Kramera, twórcy Zielonej Bramy. Ma aż osiem kondygnacji. Zwróćmy uwagę na monumentalny portal - to część fasady, która przetrwała zniszczenia wojenne. Łby lwów zdobią postumenty pod kolumnami. W XVII wieku kamienica dzierżawiona była przez angielskich kupców, stąd jej nazwa. Organizowali oni tutaj swoje zebrania, a nawet nabożeństwa. W XIX stuleciu pełniła funkcje hotelowe. Kamienica zniszczona pod koniec II wojny światowej odbudowana została w 1974 roku. Od tego czasu nie była odnawiana. Renowacji poddano także przedpro-ża przylegających kamienic. Na balustradzie po prawej stronie zobaczymy płaskorzeźby personifikacji pór roku. KAMIENICA POD MEDUZAMI Przecinamy ulicę Mariacką i Świętego Ducha. Tutaj zwróćmy uwagę na nową kostkę brukową, chodniki, ławeczki i stojaki na rowery. To wszystko efekt programu rewaloryzacji ulic na Głównym Mieście. Spacer kończymy na ulicy Szerokiej. Ponownie możemy podziwiać fasady odnowione w ramach projektu „Gdańskie Fasady OdNowa". W edycji w 2017 roku pracowano nad budynkami numer 58/60 i 61/63. W efekcie na Szerokiej zagościły... meduzy! Można je oglądać na fasadzie kamienicy 61/63. Zostały wykonane w technice odlewów aluminiowych, a ich pomysłodawcami byli Alicja i Dymitrij Fankidejscy. Celem artystów było odwrócenie uwagi przechodniów od formy budynku, który przypomina raczej blok, a nie gdańską kamieniczkę. MARTA SZAGŻDOWICZ DEBATA O PATRIOTYZMIE W STOLICY DIECEZJI PELPLIŃSKIEJ Areopag Pelpliński staje się dobrą tradycją. Jego czwarta edycja została poświęcona wielkiemu i zobowiązującemu wyzwaniu: „Miłości małych i wielkich ojczyzn". W tym roku to wydarzenie trwało dwa dni: 24 i 25 lutego. W sobotę prowadzono trzy debaty problemowe. Może w przyszłości warto by ograniczyć się do dwóch? W niedzielę w bazylice katedralnej był czas na dziękczynienie i modlitwy w intencji Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz uczestników Areopagu Pelpliń-skiego. Tegoroczny Areopag przypadł na kulminację zimy. W Bibliotece Diecezjalnej im. Jana Bernarda Szlagi w Pelplinie, gdzie odbywały się debaty, mieliśmy bardzo dobre warunki do rozmów i dyskusji. Ale na mszy świętej w katedrze było naprawdę zimno. Wytrwaliśmy. Za oprawę mszy świętej chwała się należy celebransom, głównie ks. dr. Wincentemu Pytlikowi i ks. prof. Januszowi Szulistowi. IV Areopag Pelpliński rozpoczął się od powitania uczestników przez biskupa pelplińskiego, dr. Ryszarda Kasynę. Biskup przywołał List Episkopatu Polski nt. „Chrześcijańskiego kształtu patriotyzmu", podkreślił znaczenie postawy służby, troski o los bliźnich i z uznaniem skonstatował, że Areopag nawiązuje do tradycji Spotkań Pelplińskich. Następnie prof. Edmund Wittbrodt, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, wyeksponował ideę naszego pomorskiego dziedzictwa, w tym kaszubskiej i ko-ciewskiej tożsamości. Nawiązał także do 100-lecia niepodległości w kontekście małej i wielkiej Ojczyzny, wskazując na pomorskiego patrona roku 2018, Franciszka Kręckiego, oraz przypominając, jak wiele wysił- ków i starań podejmowano, „aby Pomorze było częścią Polski". Podczas IV Areopagu Pelplińskiego „Miłość małych i wielkich ojczyzn" zrealizowano trzy panele wykładowe. I panel, prowadzony przez prof. E. Wittbrodta, dotyczył trzech tematów. Najpierw o „Tożsamości religijnej i tożsamości narodowej" mówił ks. prof. Mirosław Mróz (UMK Toruń). Drugi prelegent, dr Michał Kargul (ZKP, Instytut Kaszubski) zatytułował swoje pierwsze wystąpienie „Pomorskie tożsamości regionalne formą nowoczesnego patriotyzmu", a po wygłoszeniu ww. referatu zaprezentował najnowszy numer rocznika „Teki Kociewskie". II panel, „pilotowany" przez ks. prof. Janusza Szulista (UMK Toruń), także obejmował trzy tematy. Pierwszy z nich, „Rodzina jako społeczność pośrednia", omówił ks. dr hab. Wiesław Łużyński (UMK Toruń), następnie „Wychowanie do patriotyzmu w nauczaniu arcybiskupa Leszka Sławoja Głodzia" wykazał ks. dr Jarosław Lisica (WSKS Gdynia), na koniec Józef Belgrau (dyrektor Szkoły Podstawowej w Borkowie, ZKP) dowodził, że „Edukacja regionalna [jest] drogą do miłości małej ojczyzny". Podczas III panelu, moderowanego przez Łukasza Grzędzickiego (wiceprezesa ZKP), również przedstawiono trzy zagadnienia. O „Miłości do ojczyzny jako wspólnoty naturalnej w nauczaniu św. Jana Pawła II" mówił ks. dr Ireneusz Smagliński (dyrektor Radia Głos), postać „Ks. Alfonsa Szulza (1872-1940) - duszpasterza, patrioty, społecznika na Pomorzu Gdańskim" przybliżył słuchaczom ks. dr Wiesław Szuca (Collegium Marianum), a „Pomorską małą ojczyznę w działalności patriotycznej księdza Józefa Wryczy (1884--1961)" ukazywał dr Krzysztof Korda (ZKP, Instytut Kaszubski). W dziewięciu prelekcjach zawarto wiele wartościowych treści, wzbogaconych cennymi refleksjami moderatorów poszczególnych paneli. Miejmy nadzieję, że te referaty zostaną opublikowane (w wersji papierowej i elektronicznej). Podczas przyszłorocznego, już piątego Aeropagu, warto by też upowszechnić, przede wszystkim z myślą o młodszym pokoleniu, dorobek legendarnych Spotkań Pelplińskich (I-XX). Byłaby to również okazja do uhonorowania jego współtwórców... IV Areopag Pelpliński został starannie, profesjonalnie przygotowany. Organizatorzy skorzystali ze wsparcia i autorytetu patronów honorowych: biskupa pelplińskiego dr. Ryszarda Kasyny i Marszałka Województwa Pomorskiego Mieczysława Struka. Za przyjazną i jak zawsze twórczą atmosferę podziękowania należą się gospodarzowi miejsca, Kurii Diecezjalnej Pelplińskiej, Wydziałowi Teologicznemu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz władzom Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Merytoryczna i partnerska kooperacja między nimi doskonale się sprawdziła. JAN KULAS 36 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 VIII OGÓLNOPOLSKI SEJMIK KRAJOZNAWCZY „WISŁAW KRAJOBRAZIE POMORZA" W ramach cyklu „Mijające krajobrazy Polski" po raz ósmy zorganizowano Ogólnopolski Sejmik Krajoznawczy, w 2017 r. odbywał się pod hasłem: „Wisła w krajobrazie Pomorza". Wiodącym organizatorem sejmiku było Pomorskie Porozumienie Oddziałów PTTK, współpracowały z nim Oddział Gdański Polskiego Towarzystwa Geograficznego, Gdańskie Towarzystwo Naukowe i Zarząd Okręgu Ligi Ochrony Przyrody w Gdańsku. Bezpośrednimi organizatorami tej imprezy były Pomorskie Kolegium Instruktorów Krajoznawstwa PTTK i Pomorska Komisja Fotografii Krajoznawczej PTTK w Gdańsku. Honorowy patronat nad sejmikiem sprawowali: Marszałek Województwa Pomorskiego, Rektor Uniwersytetu Gdańskiego i Prezes Zarządu Głównego PTTK. Patroni medialni to: „Gazeta Uniwersytecka" (UG), „Gościniec" (ZG PTTK), „Pomerania" (Zrzeszenie Ka-szubsko-Pomorskie) oraz „Dziennik Bałtycki". Przypomnijmy, że w ubiegłym roku w całej Polsce obchodzono święto naszej największej rzeki. Na Pomorzu obchody zainaugurowano pod koniec lutego w Muzeum Wisły w Tczewie. Sesja naukowa VIII Ogólnopolskiego Sejmiku Krajoznawczego pt. „Wisła w krajobrazie Pomorza" odbyła się na Uniwersytecie Gdańskim 14 października 2017 r. Uczestników powitał Ryszard Józef Wrzosek, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Sejmiku. W imieniu Marszałka Województwa Pomorskiego przywitała uczestników Marta Chełkowska, Dyrektor Departamentu Turystyki Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku. Otwarcia sesji naukowej dokonała prof. Joanna Fac-Bene-da, prodziekan Wydziału Oceanografii i Geografii UG. Była też jej moderatorem. W pierwszej części sesji wygłoszono pięć następujących referatów pod hasłem Od początku do końca z jej biegiem: Ryszard J. Wrzosek „2017 - Rok Rzeki Wisły", Józef Partyka „Mijające krajobrazy Polski", Mariusz Szmidka „Autostrada wodna na Wiśle. Akcja społeczna Dziennika Bałtyckiego", Joanna Angiel „Krajobrazy kulturowe widziane z rzeki i ich wartości edukacyjne" oraz Krzysztof Kruszyński „Miasta nadwiślańskie w dawnej kartografii i obrazach". Następnie, podczas przerwy, prowadzono dyskusję i oglądano wystawę fotograficzną „Wisła - królowa rzek polskich", przygotowaną przez Alicję Wrzosek. Drugiej części sesji przewodniczył R.J. Wrzosek. Jej hasło brzmiało: Gdzie wody Wisły osiągaja kres wędrówki. W tej części wygłoszono także pięć referatów: Wojciech Majewski „Przekop Wisły i jego znaczenie dla ochrony przeciwpowodziowej", Paweł Jarczewski „Jak przekop Wisły zbudowano", Katarzyna Krawczyk „U ujścia Wisły - wczoraj i dziś", Paweł Raczyński, Włodzimierz Sakwiński „Wokół dolnej Wisły", Alicja Wrzosek „Wycieczki krajoznawcze PTTK w roku Wisły". Po referatach zaprezentowano film pt. „Najpiękniejsza droga wodna MDWE 70". Na zakończenie sesji odbyła się dyskusja poświęcona Wiśle i jej znaczeniu dla Polski. W sesji uczestniczyło ponad 150 krajoznawców, w tym Komisja Krajoznawcza Zarządu Głównego PTTK z jej przewodniczącym dr. Szymonem Bijakiem z Warszawy. W drugim dniu sejmiku, czyli 15 października 2017 r., odbyła się sesja terenowa na Żuławach Wiślanych, głównie w dolnym odcinku ujściowym Wisły. Wycieczkę poprowadzili przewodnicy turystyczni PTTK, Grzegorz Litwińczuk i R.J. Wrzosek. Tunelem pod Martwą Wisłą dojechaliśmy do Świb-na, a stąd wzdłuż przekopu Wisły na południe do Przegaliny, gdzie zwiedziliśmy dwie śluzy. Następnie po obejrzeniu ważnej śluzy Gdańska Głowa udaliśmy się do Przepompowni w Rybi-nie. Potem pojechaliśmy do Tczewa, gdzie zwiedziliśmy w Fabryce Sztuk stałą wystawę z historii tego miasta. Następnie odwiedziliśmy Muzeum Wisły i Centrum Konserwacji Wraków, oprowadzani przez przewodników muzeum. Po ośmiu godzinach zwiedzania Żuław Wiślanych wróciliśmy do Gdańska. W wycieczce uczestniczyło prawie 50 osób. Organizatorzy zamierzają wydać materiały sejmikowe, w czasopiśmie krajoznawczym „Jantarowe Szlaki", w „Gościńcu", „Gazecie Uniwersyteckiej" oraz w „Pomeranii". RYSZARD JÓZEF WRZOSEK VI TORUŃSKI KIERMASZ KSIĄŻKI REGIONALNEJ W ramach Tygodnia Bibliotek we współpracy z Biblioteką Uniwersytecką w Toruniu 14 maja br. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Toruniu organizuje VI Toruński Kiermasz Książki Regionalnej. Coroczna impreza, która ma promować wydawnictwa regionalne dotyczące Pomorza Wschodniego i Zachodniego, Warmii, Mazur, Powiśla i województwa kujawsko-pomorskiego, odbędzie się na parterze Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu. Na Kiermasz zgłaszają się wydawcy z Pomorza Gdańskiego, Mazur i województwa kujawsko-pomorskiego. Są to m.in.: Informacja Turystyczna w Grudziądzu, Miejska Biblioteka Publiczna im. Aleksandra Skulteta w Tczewie, Towarzystwo Miłośników Torunia, Wydawnictwo Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Oficyna Wydawnicza „Retman" z Dąbrówna, Towarzystwo Naukowe w Toruniu, Wydawnictwo STOTOM z Torunia, Toruński Antykwariat Księgarski, Kwartalnik Społeczno-Kulturalny Dolnego Powiśla i Żuław „PROWINCJA" oraz IPN z Bydgoszczy. Na stoisku Wydawnictwa ZKP będzie też można nabyć publikacje Instytutu Kaszubskiego. W promocyjnych cenach zainteresowani będą mogli zakupić wartościowe wydawnictwa, które nierzadko trudno znaleźć w księgarniach. Osoby, które wypełnią ankietę przy stoisku organizatora Kiermaszu, otrzymają najnowszy numer „Tek Kociewskich" (do rozdysponowania będzie kilkadziesiąt egzemplarzy czasopisma). Oficjalne otwarcie VI Toruńskiego Kiermaszu Książki Regionalnej zaplanowane jest na godz. 11. Przewidziane są promocje trzech książek o tematyce regionalnej. Wstęp na Kiermasz i imprezy mu towarzyszące jest wolny. Bieżących informacji o wydarzeniu prosimy szukać na Facebooku. Serdecznie zapraszamy. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 37 l ZËMA W IKASZËBSCZI PIEŚNI - SPJÉWNIKÔWÔ WANÔŻKA INIA ZMIARZŁËCH NÓŻKACH (DZËl 2) DZECNIÉ Pöstrzód corôz wielniészich spiéwów dlô dzôtk „zëmöwé" tematë nie sa wcale jaż tak rzôdczé. Kôl Stachursczégö a Prëczkôwsczégö mómë chöcle „Sznëpa"1, dze buten biôło piaknoje i jesz mróz je buten, śniegu rzma. Zëmie dedikôwónô je jich frantówka „Zëmöwé rozegracje"2. W refrenie mómë: Zëma, zëma czëc w lëfce. Ród są dzéwczata, ceszą sa bówce. Öbrôz mróz-malôrz zrobił. Sniég biôłą deką całi świat zdobi. Zëmie swöje dzecné spiéwë dediköwôł téż Jan Trep-czik. Podobno jak w „Zëmöwëch rozegracjach" w jegö redotny pieśni „Spadłë sniedżi"3 mómë rôczba do dzôtk, cobë sa bawiłë, bö: spadłë, spadłë sniedżi. Leżą do kôlón. Wëzdrzi jakbë z nieba upódł biôłi blón. Podobno je z programową „Zëmą'4, co sa rozgôrza, zemia w kóp-nią pózmiarzła. Wôdëprzëkrił lodny most. Wiatersczidł ju slédny lëst. Melodio „Zëmöwégö wiatru"5, jaczi badze wiedno (...) zyb ë zëma niósł, czësto przék słowöma - je tak letkô jak zymkôwi wiaterk, co zapöwiôdô słuńce. Zôpôwiédz bëlny zabawë pópiartą letką melodią dôwô téż „Purgówka"6, bö spiéwómë: mdze jachanié tej na miónczi, lód cwiardi jak stôl. Pózwóniewac mdą nóm zwónczi, smiéchë piidą w dôl! Do nôdelikatniészich zëmôwëch dzecnëch spiéwów nôleżą te ö snieżenkach a szwatołkach, płatkach śniegu. Słowa są tu zdrobniwóné. Méster Jan dół temu dokôz w „Snieżenkach"7. Pisze: Je z nich pierzëninka bie-lenëchenkô, co calëchną zëma zemia ókriwó. Podobno je köl Fópczi w „Szwatołczënym snienim"8 z muzyką Tomasza Perza: rôz szwatołk na zemia spôdł bielëszinczi, wdzaczno sódł na, co w zëmë strój sa oblókł, kwiótk... Muzyka jidze drëszno słowöma z pomocą. Do zëmöwëch kölibiónków Tomasza Fópczi za-rechôwac muszi... „Zëmöwą żużónka"9. W ji refrenie rozlégô sa:padó sniég, niebny zbiég. Z wiatra chutkó ród tuńceje, pierzną krëje naj. Muzyka Jerzégô Stachursczé-gö akurôtno skłôdô sa z teksta. Pösobną spiéwą tegö ôrtu je „Biżónka dlô Mëmczi"10 do dżezëjący muzyczi Tomasza Perza. Jinaczi jak wiedno, to dzeckó spiéwô mëmie żużónka: Lulkôj, bibkôj le. Jó przë Tobie jem. Kruk kol nogów dobrze grzeje. Buten mróz, jesz wiater wieje. Spië, Matinkó, spië. Do kölibiónk zalicza Wito-sława Frankôwskô11 téż „Dwanôsce pugów"12, dze kąsk mókré pudżi sztërë so drogą szłë: tup, tup! Zgrochóta! Trzë są. Zabrół ód ódsnićżanió pług... Ze szpörta je téż dokôzk zëmë sa tikający, z muzyką Stachursczégö, pt. „Rëmë zëmë"13. Zëma je tuwö baro nieżëcznô: zëma wcągód rena kurzi, znobi. Lëdzóm przék cos chatno robi i leno dzótczi wstec sa ceszą, czej na sónkach z górë zrë-szą. Ta spiéwa dożdała sa m.jin. bëlnégö wëkônaniô przez kwartét „Örganiscë z Białkama" z towarzenim akördiónowim Cezarégö Pôcórka14. Jiné bëlné karno, 1 Eugeniusz Prëczköwsczi, Jerzi Stachursczi, Serce miec, Banino 2015, s 31. 2 Ibidem, s 32-33. 3 Kaszubski Śpiewnik Szkolny pod red. Witosławy Frankowskiej, Gdynia - Wejherowo 2016, s. 184-185. 4 Jan Trepczyk, Lecë choranko. Pieśni kaszubskie,Wejherowo 1997, s. 34. 5 Ibidem, s. 35. 6 Kaszubski Śpiewnik Szkolny..., s. 122-123. 7 Jan Trepczyk, op. cit., s. 96. 8 Kaszubski Śpiewnik Domowy pod red. Witosławy Frankowskiej, Gdynia - Wejherowo 2014, s. 52-55. 9 Kaszubski Śpiewnik Szkolny..., s. 190-191. 10 Kaszubski Śpiewnik Domowy..., s. 30-31. 11 Redaktorka m.jin. wskôzywónëch w przepisach śpiewników: domôwégö, gôdowégö a szköłowégö. 12 Kaszubski Śpiewnik Domowy..., s. 44-47. 13 Kaszubski Śpiewnik Szkolny..., s. 192-193. 14 CD Kaszëbi na Gôdë, Region, „Dziennik Bałtycki", 2003. 38 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 MUZYKA śpiewnik szkolny l§: Region q Bel Canto zez Serakójc15, wëkônało jedną z pierszich spiéwów napisónëch przez Fópka dlô programu TV „Rodnô Zemia". Béł to „Biôłi rock and roli"16, w jaczim: padô sniég, biôłi sniég - puch tuńceje wkół. Zapadóny cali świat. Dzôtczi na to żdżą. Je to jeden z dwuch „zëmöwëch" tuńców w kaszëbsczi pieśni. Drëdżi tuńc je... dzywny. Muzyka do „Dzywnégö tuńca"17 stwórził jediny żiwca ödlóny z akórdióna Kaszëba - Tadeusz Dargacz18. Na śpiewa je léka dlô tegö, chto zëmôwim spika spi. Slédną spiéwą, wësznëkrowóną w dzecnëch śpiewnikach a dedikówóną zëmie je „Zëmöwi czas" kar-tësczich utwórców: Mieczësława Kilarsczégö a Mare-ka Serkôwsczégö. Jistno jak w chutczi wspômniónëch: „Zëmöwëch rozegracjach" a w „Zëmie" - autorze mają stara pökôzac, co w zëma môże robie. W całoscë dzecë. I kąsk zadzywno rzucają: chócje buten sëwi mróz, nama zëma nie dô w twórz! A nie żałują przë tim spiéwają-cyma synkópów. JBWÉ „Zëmöwą" spiéwą, co ni möże ji nazwać ani godową, ani dzecną, je „Ach, Sybir nen"19, jaką uczuł w swiónow-sczich stronach i przedolmacził na nasze Genk Prëcz-köwsczi. Je to piaknô, baro „zëmnô" w teksce piesniô, dze wszadze sniég jak sygô zdrok i górë z lodu cawny rok. Smutk dokazu łagódzy dumköwô melodio, jakô równak trzimie sa w durowim szturze jaż po tragiczne zakuńczenie, dze zesłónégö na Sybir: chwócył mróz i z bëna żól mu scësnął głos. Ôstatnô z oczu weszła łza. Do nieba prosto dësza szła. Cekawé, że w wëdónym piać lat późni śpiewniku Nótë kaszëbsczé. Popularnepiesnie20 pödónô je czësto jinô melodia, marszowô i redotnô... Kureszce ksądz Antoni Peplińsczi, co latoś bë fejro-wôł swôją 100. roczëzna - użił „zëmöwëch" słowów w trzecy sztrófce swöji snôżi chöranczi pt. „Czemu le-cysz?"21. Spiéwómë: Zdżiną śniedzi, zdżiną lodë, zakwitnie na łące kwiat - dze stôwiô kömudną zëma procëm zymköwi, co zwiastëje nôdzeja. Nôdzeja na warcenié dodóm, bö mroźny czas nie je dlô ptôszków. Möże rzec, że zëma w kaszëbsczich pieśniach pójôwiô sa jakno öradzé: do redotë (dzecné piesnie), do smutku („Ach, Sybir nen" i „Czemu lecysz?") i jakno pöeticczé i mni pöeticczé tło przë i przed narodzenim Jezësa (gödowé spiéwë). Nôpełni wëzwëskóny ji temat östôł w dzecnëch pieśniach, a padający sniég, trzôska-jący mróz, zacynający wiater wcyg pödskôcywają do twórzbë utwórców. T0MÔSZFÓPKA 15 CD „Bel Canto. You've Got a Friend", GOK Sierakowice 2004. 16 Kaszubski Śpiewnik Szkolny..., s. 194-195. 17 Kaszubski Śpiewnik Szkolny..., s. 142-143. 18 Jidze ö baro popularną figura grającego akördionistë w wejrowsczim parku m. Aleksandra Majköwsczégö, krótko sedzbë Muzeum Pismieniznë i Kaszëbskö-Pömörsczi Muzyczi. Tadeusz sedzy na łôwce i graje pôra melodiów, pô wcësniacym wëb-róny knąpë w basach instrumeńtu. Je to östatny dzél Szlachu Kaszëbsczich Nótów, turisticznégô produktu Wejrowa. 19 Tomôsz Fópka, Eugeniusz Prëczköwsczi, Jerzi Stachursczi, Piesnie Rodny Zemi, Banino 2003, s. 68. 20 Nótë kaszëbsczé. Popularne piesnie, przërëchtowôł Eugeniusz Prëczköwsczi, Banino 2008, s. 70. 21 Antologia lëteracczich dokôzów. Antón i Aleks Peplińsce, Gmina Sierakowice 2009, s. 40. ŁŹËKWIAT2018 / POMERANIA / 39 \ Przed kulinga w Kolanie ŚWIAT Z KÖNIA WËZDRZIJINACZI „Nôwikszé szczescé na świece na kóńsczim leżi grzbiece" - tak sa gôdô. Żebë to sprawdzëc, muszita spróbować. Na gwës z kóńsczego pukla wszëtkö wëzdrzi jinaczi. Mómë nowi pözdrzatk na znóné môle czë krôjöbrazë. Môżemë téż wjachac w place, gdze ni piechti, ni auta sa nie dostóniemë. Czasa möżemë sa pöczëc jak na kortach znóny nama ksążczi. KUCZRA BËC Świat, czej kóń bél zwierzaca użët-köwim, dôwno je miniony. Dzysô gôdô sa, że je to stworzenie towarzë-szącé abô sportowe. Chôc czasa je jesz czëc pömión tamtëch czasów, czedë kóń bél jak dzys auto, a prawie kóżdi potrafił chwacëc za lécczi. Kóń użëtkówó robi jesz w naszich stronach w państwówech lasach, gdzë sprôwdzô sa w cażczim terenie przë zriwce. Gwës téż w pôra slédnëch gburstwach. Chcemë le pömëslëc, jak to przódë bëlo ë czë bë më sa dzys z taczim „auta" delë rada. NAGBURSTWIE Co to je użëtkówô robota z konia? To nick jinégó jak wëzwëskanié jego do normalnëch, codniowëch sprôw. Do robótë w polu, w lese czë za prosta jachanié kóniczka do miasta abó krómu. Tak doch bëlo przez calé sta-lata. Dzys jesz möżemë pamiatac, jak z konia robiło sa na gburstwach. Czasa czëjemë, że te konie bëlë biedne. Nie do kunca. Może tak bëlo kol lëchëch gburów, równak nen porządny góspódôrz wiedzól, jak bëlno sa zajimac swójima hiskama. Muszól ó nie fejn dbać, żebë mielë móc, bëlë zdrów ë slużëlë jemu przez wiele lat. Chłop muszôl wiedzec, jak robie, żebë konia nie zmarachówac, a robotę nen miôl doch ful. Może rzek-nąc, że na gburstwie robił za auto, trëker czë napad do wszelejaczich maszinów. Nie robił tego za gbura, robilë raza. Gbur muszól sa lepi z konia rozmieć jak na przëmiar prosti kuczer. Prawie przez to, jak wiele zortów robotę muszól raza ze swoją mërą robie. Muszôl nić blós powodować konia léckama, ale téż tak sa z nim dogadać ë jego wëuczëc, żebë kóń wiele rzeczi rozmiól sóm abó blós na glos człowieka. Tikô to sa chócle nibë prostego óraniégó w pólim. Pómëslëta: doch gbur rakama trzëmie plug. Timczasa lécczi za-klódól so na remiona, a konia czero-wól glosa. Żebë kóń rëszil do przodku, muszi rzeknąc „hije", a żebë sa zatrzimól „prr" - to równak wnet kóżdi téż dzysó wić. Ale göspödôrze uczëlë téż könie skracac na glos: w prawo to „Hujt-je" abó „wit", w lewo to „czuder". „Curik" to komenda na copnij. Czasa góspódórz ë kóń ni muszelë sa nawetka widzec. Wszelejaczć ma-szinë stojalë w stodole, a rozwark przed nią. Öd rozwarku (to taczć wióldżć zabatć kolo, chtërnym krący kóń) do maszinë jidze sztaga, co 40 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 BRAWADË Ö KÔNIACH /ZACHË ZE STÔRISZAFË szle), a co to je. Musz je potrafić zapiąć lécczi do jednégö könia abó do dwuch (ju nie gôdaja ö trzech abó wicy). Wiele wszelejaczich słów mu-szi znac: diszla, diszelczi, póstrónczi, wôga ëtd. Równak je to wszëtkö do zrobieniégö, muszimë le pamiatac, że to je tak samo jak z ridowanim: musz sa tegö uczëc, a nie blós sadnąc ë jachac. Wprawę nawetka może mu-szi miec wicy jak przë jachanim sarnim konia. To je ta apartnosc. Midzë tim wëzwëskanim könia „użëtkówim" ë rekreacjowim. W tim pierszim to, co robimë, je naturalne, wchôdô w krew przez lata ë pokolenia. Je żëcym na jaczis jiny, dôwny ôrt. To drëdżé - téż möże bëc snôżé, a möże doprowa-dzëc do taczi wprawë jak no pierszé. Równak muszi wiedzec, że to nie je blós cos potrafić czë nié. To je cos wicy - dzél kulturë ë historii. W chtërna möżemë wchadac nazôd. Sygnie chac. MATEUSZ BULLMANN *'■ ------P^ismika .929 r. Kurjer \yeseijj^~ _ Wychocu, co V!a |,|. . Czej Kaszëbi sa bawilë, tej na zôbawa dëtka nie skamżëlë, ôsoblëwie żlë jidze ô wiesoła. Hewö w zbiorach wejrowsczégö muzeum nalôzł sa „Kurjer Weselny" - gazetka, co bëła apart wëdónô na wieselé Gertrudë öd Klinköszów a Aleksandra Förmelë z Kartuz. Na wiesołô a szpórtownô jednodniówka bëła rozdôwónô góscóm, tak abë midzë jednym tuńca a drëdżim móglë so co pöczëtac. Bëła to téż pësznô pamiątka z wieselégó. Ökazëje sa, że dzysô dnia taczé gazétczi téż rëchtowóné są na wiesoła. Môże wôrt bë bëło zabédowac żeniącym sa „gołąbkom" z Kaszëb, bë taczé „kurjerë", w jaczich bë pö kaszëbsku stojało napisóné, swöjim góscóm na wdôr zdënku rozdôwelë? RD ŁŻËKWIAT2018 /POMERANIA 41 przenôszô möc. Mój ópa robił to tak, że stojôl przë maszinie w stodole ë nie widzącë könia, wölôl do niego „hije" abó „prr", czej chcôl, żebë np. draszmaszina dzejala abó nié. Czej ópie stôri kóń zdech, mlodi jesz nie bél tak bëlno nauczony - żebë sa slë-chac, muszôl widzec, że chtos trzi-mie w race batug. Tej ópa wiązôl do remienia rozwarku za konia sónczi, sôdzól na nich swója mlodëchną córka ë dôwôl ji w raka batużk. Ni muszala ona jegö użëwac, syglo, że kóń jego widzôl ë ju sa slëchôl, jak sa nôleżalo. Tak człowiek muszól sa z mërama swójima dogadëwac w żëcym, bó żëlë raza. Przëmiarów möżna bë szëkac wiele. Czedës mądri kóń bél chócbë nauczony stojec w molu, czej człowiek cos robił przë wozu abó briczce. Dzysô widzymë czasa, że nie je to takbëlno. MOŻNA SPRÓBOWAĆ W wiele kóniarniach na Kaszëbach móżemë sa uczëc ridowaniégó. Ju gwës barżi drago je nalezc taczi plac, gdze móżemë jic na iiczba kuczrowa-nió. Chóc jak pósznëkrowac, to sa naléze. To je często co jinégó jak jachac na koniu. Czasto jô czëja, że to doch je proste. Kó sygnie sadnąc fejn na wasążku, zlapac za lécczi ë cygnąc w lewó, prawo. Nie tak flot. Biwó, że chtos spróbuje, tak so prawie sądnie ë kiinc - ni może nawetka rëszëc z mola. Czasto téż lëdze wołają - znające to ze zdrzélnika na gwës - „wio!" Doch kol nas tak do konia sa nie gódó. Jak chto ju rëszi, to pó prôwdze może bëc dosc prosto. Równak pod warënka, a nawetka dwuma! To muszą bëc stôré, mądré konie, a dosc prosto Stegna. Co zrobić jak na przemiar kóń przestąpi nama póstrónk? Co jak cos sa ódep-nie? A co jak muszimë jachac z górë abó jedze na nas jaczis wiôldżé auto ze straszącą plandeką? Tedë mómë tak zwóny klops! Bëcé kuczra wcóle a wcóle nie je taczé prosté, jak to na filmach wëzdrzi. Do tego doch negó calégö konia musz je przërëchtowac. Tej le trzeba sa nauczëc, jak sa zaklódó sla (abó : j| ocf Szczęść Boże Młodej Pane- toczne. i A' form Polecam «t ifht % podręczniki, książki przybory różnego rodzaju tunku do prowadzenia wojny domowej Księgarnia A, Hłew3adU>xasld. dwa rowery dla podróży poślubnej Formela zna<1 —ifim oni 3 Sto lat Sto chat Ztota beczką Tuzin synó córeczką życzy Redakcja Kurjera Weselnego OFERTY wózek dziéęinny XX BIESIADA KRAJEŃSKA Jubileuszową Biesiadę Krajeńską w dniach 29-30 września 2017 r. zorganizował jak zwykle Gminny Dom Kultury w Miasteczku Krajeńskim. Gmina niewielka, bo liczy tylko ok 3200 mieszkańców, ale aktywności kulturalnej mogłoby jej pozazdrościć niejedno większe miasto. Wśród wielu imprez kulturalnych, które się tu odbywają, Biesiady Krajeńskie rozsławiają gminę Miasteczko Krajeńskie w całym kraju. Jedną z inicjatorek i główną organizatorką biesiad jest dyrektorka Gminnego Domu Kultury Ewa Stachowska. Stałymi gośćmi i zarazem współprowadzącymi są: konserwator zabytków z Piły Roman Chwaliszewski, zespół Krajniacy z Wielkiego Buczka oraz Barbara i Henryk Szopińscy wraz z zespołami Rodlanie i Wrzosy z Domu Polskiego w Zakrzewie. Założeniem krajeńskich biesiad była promocja gminy poprzez poznawanie tradycji, historii, obyczajów, kultury, krajobrazu i kuchni na Krajnie. Uczestnikami, oprócz mieszkańców gminy, przez 20 lat są też goście - autorzy ciekawych referatów, nauczyciele uniwersytetów ludowych z całej Polski, a także przyjaciele z Kaszub i innych regionów. 19 biesiad miało swoje, co roku inne, wiodące tematy, XX Biesiada Krajeńska była podsumowaniem i wspomnieniami. Na każdej biesiadzie odbywa się koncert lub spektakl teatralny w wykonaniu zaproszonych gości. Pewnie miałyby one nieco skromniejszy wymiar, gdyby nie wsparcie finansowe Starostwa Powiatowego w Pile i pomoc wielu sponsorów. W 2017 r. dzięki wsparciu Sejmiku Województwa Wielkopolskiego w miejscowym kościele parafialnym pw. Podwyższenia Krzyża Świętego można było posłuchać wspaniałego koncertu w wykonaniu sekstetu AfFabre Concinui z Poznania. Sześciu śpiewających a' capella muzyków sprawiło słuchaczom niebywałą ucztę duchową, przedstawiając muzykę sakralną, klasyczną i współczesną. Utwory Bacha, Vivaldiego i Mozarta, ale też zespołu The Beatles oraz niezwykłe wykonanie utworu „Wspomnienie" Czesława Niemena spotkały się z gorącym przyjęciem słuchaczy. Następny dzień biesiady tradycyjnie zaczął się wycieczką, którą „Krajeńskim szlakiem przez wioski, huby i osady... śladami przemian osadniczych" poprowadził Roman Chwaliszewski. Ziemia krajeńska w toku historii przechodziła z rąk do rąk. Kolonizowana przez Niemców za czasów pruskiego króla Fryderyka II w drugiej połowie XVIII w., po 1919 r. po odzyskaniu niepodległości była odzyskiwana i parcelowana. W wyniku reformy rolnej Władysława Grabskiego przekazywana w formie tzw. poniatówek osadnikom z biedniejszych regionów Polski, terenów nękanych powodziami oraz byłym wojskowym. Ówczesny minister rolnictwa Juliusz Poniatowski wspierał parcelacje dużych majątków ziemskich. Poniatówki były to gospodarstwa od 2 do 10 ha z drewnianą zabudową. Budowano je według jednego wzoru, z drewna świerkowego: dom z łamanym dachem z sześcioma pomieszczeniami (sień, kuchnia, dwa pokoje, spiżarnia i poddasze), obok stodoła i obora, również drewniane. W wielu wsiach na Krajnie poniatówki stoją do dziś. Nasza wycieczka pierwszy postój miała w Pobórce Wielkiej w Regionalnym Centrum Sadownictwa. Do tej wsi trafili osadnicy ze Śląska. We wsi jest 17 gospodarstw sadowniczych. Spotkaliśmy się tam z autorką monografii wsi Haliną Drab i obejrzeliśmy ciekawą wystawę o historii Pobórki. Potem pojechaliśmy do Podróżnej, gdzie w kaplicy przerobionej z dawnego dworu sołtys pokazał nam zabytkowy sztandar Polsko-Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży z roku 1927, przechowywany w czasie II wojny przez rodzinę znanego dialektologa, wykładowcy WSP w Słupsku, Władysława Brzezińskiego. Jest on autorem m.in. obszernego dzieła Gwara wsi Podróżna w Złotowskiem. Następnie we wsi Głub-czyn zwiedziliśmy kościół i przy grobie bojownika o polskość i wolność Krajny ks. Maksymiliana Grochowskiego odśpiewaliśmy Rotę. Wędrując po Krajnie, co rusz natykamy się na ślady bliskich związków z Kaszubami. Ks. Grochowski, urodzony w 1869 r. w Borzechowie (pow. starogardzki), po 42 POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 Uczestnicy XX Biesiady przed poniatówką w skansenie w Osieku n. Notecią Zespół Affabre Concinui z Poznania ukończeniu Seminarium Duchownego w Pelplinie trafił na-pierw do parafii w Oksywiu, a potem na Krajnę. Od 1907 r. do końca życia służył jako proboszcz w Głubczynie. Był aktywnym działaczem polonijnym, zabiegał o nauczanie języka polskiego, m.in. jako prezes Polsko-Katolickie-go Towarzystwa Szkolnego w rejencji pilskiej. Po śmierci ks. Bolesława Domańskiego został prezesem V Dzielnicy Związku Polaków w Niemczech. 11 września 1939 r. został aresztowany, w wyniku ciężkiej choroby zmarł 7 listopada 1939 r. Potajemnie pochowany przez siostry elżbietanki przy kościelnej dzwonnicy w Tucznie. W 1947 r. ciało księdza ekshumowano i uroczyście pochowano na cmentarzu parafialnym w Głubczynie. Jest tam patronem miejscowej szkoły. Z Głubczyna trafiliśmy do wsi Stare, gdzie czekali na nas sołtys wraz z Radą Sołecką. Wcześniej jednak oddaliśmy hołd pierwszym ofiarom II wojny przy pamiątkowym kamieniu w tej wsi. Ostatnim punktem naszej wycieczki był skansen w Osieku nad Notecią, gdzie zobaczyliśmy typową poniatówkę - drewniany dom z oborą i stodołą. Po południu odbyła się zasadnicza część XX Biesiady Krajeńskiej. Po tradycyjnym odśpiewaniu „Hymnu Krajny" autorstwa Pawła Jaśka z Zakrzewa i oficjalnym otwarciu i powitaniu przybyłych gości przez Małgorzatę Włodarczyk, która pełni funkcję wójta Miasteczka Krajeńskiego, odbył się koncert. Najpierw wystąpił Chór Towarzystwa Śpiewu im. I.J. Paderewskiego z Szamocina pod dyrekcją Marka Frąckowiaka, a następnie zespoły z Domu Polskiego w Zakrzewie, prowadzonego przez Barbarę Matysek-Szopińską. Rodlanie brawurowo wykonali polskie tańce, zespół seniorów Wrzosy przy akompaniamencie Henryka Szopińskiego zaśpiewał pieśni ludowe, a pod koniec wieczoru do tańca przygrywała kapela Rypcium-Pypcium. Współpraca zakrzewskich zespołów z Miasteczkiem trwa od pierwszej Biesiady Krajeńskiej, podobnie jak przyjaźń z zespołem Krajniacy z Wielkiego Buczka pod kierunkiem prof. Jowity Kęcińskiej-Kaczmarek. Profesor miała też podczas jubileuszowej XX Biesiady Krajeńskiej zadanie: zrobić krótkie podsumowanie poprzednich biesiad. Wywiązała się z tego znakomicie, komentując po kolei najciekawsze wydarzenia. Przy okazji wspomniała WYDARZENIA 0 kaszubskich zespołach, m.in z Tuchomia, Lubiany i Lipnicy, które występowały na biesiadach. (Wspomnę tylko tytuły niektórych poprzednich biesiad: „Krajeńskie wesele", „Michał Drzymała - symbol trwania na Krajnie", „Krajna mlekiem i miodem płynąca", „Wielkanocne zwyczaje na Krajnie", „Jak na Krajnie uroki rzucano", „Ziemia i jej gospodarze", „Krajeńskie ogrody", „Darcie pierza", „Adwent i Boże Narodzenie na Krajnie" oraz bardzo ciekawa ubiegłoroczna „Krajna 3 kultur i 3 religii"). Wraz z Krajniakami cała sala odśpiewała pieśń o przyjaźni Miasteczka Krajeńskiego i Wielkiego Buczka, a potem biesiadowano przy tradycyjnych regionalnych potrawach przygotowanych przez nauczycieli, uczniów i pracowników Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Brzostowie pod okiem Marii Kujawskiej Do stołu podawali uczniowie w strojach krajeńskich. Scenografię przygotowała nieoceniona Magdalena Jeszka, a całość prowadziła Ewa Stachowska. Dla mnie Biesiady w Miasteczku Krajeńskim, gdzie urodziła się moja Mama, są nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim źródłem wiedzy o Krajnie i jej mieszkańcach oraz okazją do poznawania historii i co roku nowych, ciekawych ludzi. Warto dodać, że z Miasteczkiem Krajeńskim związany był nasz bohater narodowy Michał Drzymała, zamieszkały po latach tułaczki w pobliskim Grabównie i pochowany na cmentarzu parafialnym w Miasteczku Krajeńskim. Na jednej z biesiad jemu poświęconej niezwykle ciekawy wykład pt. „Drzymała 1 drzymalici pomorscy" wygłosił prof. Józef Borzyszkowski. Tu też - w Nadleśnictwie Grabówno - mieszkał komandor Bolesław Romanowski, dowódca okrętów podwodnych w czasie II wojny światowej. Z pobliskim Brzostowem związany był patriota i ziemianin Wacław Popiel, zamordowany przez Niemców w Stutthofie, spoczywający na gdańskiej Zaspie. W należącym niegdyś do niego pałacu w Brzostowie mieści się dziś Zespół Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego. Podczas biesiad krajeńskich poznałam jego wspaniałą córkę, przybyłą z Kanady śp. Annę Poray-Wybranowską i innych członków rodziny. 20 Biesiad Krajeńskich za nami. Życzę organizatorom zapału i dalszych wspaniałych pomysłów. JOANNA GIL-ŚLEBODA, DRETYŃ Historyczny sztandar z Podróżnej SB PAMIĘCI PIERWSZYCH OFIAR ZBRODNI DOKONANEJ 1.09.1939r PRZEZ NAJEŹDŹCÓW NIEMIECKICH I * > * » 3 J KA2MIËRŻA BATOR I HELENY BARCIŚZEWSKIEJ OSAfr>acra KWlAJOWSKlKftO « f: MIESZKANO STAREGO IJKjËJltiMK Kamień we wsi Stare upamiętniający pierwsze ofiary wojny na Krajnie ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 43 KS. : PEPLINSKI - PIEŚNIARZ Z KASZUB Urodził się 26 kwietnia 1918 r. w Wielkim Klinczu niedaleko Kościerzyny jako pierwsze dziecko z drugiego małżeństwa Justyny z domu Szreder (Szroeder? -przyp. red.), która była siostrą mego dziadka Antoniego z Kłączna (w pow. bytowskim). Z racji tego pokrewieństwa i tego, że był również moim wielkim dobrodziejem, nazywałem go wujkiem. W czasie moich studiów na UMK w Toruniu (1964-1969) bardzo często gościł mnie (z moją przyszłą żoną Elżbietą) na plebanii w Czarnowie koło Torunia, a po ich ukończeniu wyprawił nam (jak zresztą wielu innym parom) na własny koszt ucztę weselną, na którą zaprosił, bez naszej wiedzy, licznych krewnych. Tam bardzo chłonęliśmy atmosferę plebanii, w której mimo że znajdowała się z dala od Kaszub, obowiązywał język kaszubski. Będąc proboszczem, ks. Pepliński tradycyjnie raz do roku, najczęściej około pierwszego kwietnia odprawiał mszę św. za duszę mego dziadka Antoniego, który za działalność propolską został 1 kwietnia 1943 r. zgilotynowany w więzieniu Ploetzensee w Berlinie. Udział w tych nabożeństwach nie był jednak jedyną przyczyną naszych odwiedzin. Na czas pobytu mogliśmy sprzedać bony stołówkowe i uzyskać trochę grosza. Szczególnie nam smakowała wiejska szynka, którą nas częstowano, gdyż ks. Antoni wraz z dwiema siostrami, Anusią i Wandą, prowadził gospodarstwo rolne o powierzchni 5 ha, bo z tzw. tacy by nie wyżył. Na msze, mimo że Czarnowo jest dogodnie położone na trasie pomiędzy Bydgoszczą a Toruniem, przychodziło bardzo mało ludzi, czasami nawet było tak, że byliśmy na nich sami z Anusią, ale mimo to odbywały się one z całym ceremoniałem; przypominam sobie, że kiedyś ksiądz (przyjezdny, kolega Antoniego) wszedł na kazalnicę i dla naszej trójki wygłosił dłuższe kazanie, tak jakby kościół był pełen wiernych. Sam ks. Antoni żył bardzo skromnie, chociaż ciężko pracował, m.in. zajmował się orką i zasiewami w gospodarstwie oraz utrzymaniem i wychowaniem dzieci po tragicznie zmarłym w 1962 r. Franciszku Leszczyńskim, który osierocił 10 dzieci, a był jego bratem z pierwszego małżeństwa matki. Z tych jego wychowanków najbardziej utkwiły w mojej pamięci Zosia i Celina (aktualnie Lesz-czyńska-Rubin), która bardzo pięknie śpiewała, i z nią ksiądz komponował swoje pieśni. Pełniła ona zresztą od 14. roku życia obowiązki organisty w miejscowej parafii i z nich nie zrezygnowała nawet w czasie studiów w pobliskim Toruniu. Na plebanii rezydował również brat księdza Aleksy, który jako były nauczyciel, dopisywał niekiedy kolejne zwrotki do pieśni księdza, jak np. trzecią do pieśni „Rëbôcë" czy drugą do „Kochano zemia". Mimo rozlicznych obowiązków ks. Pepliński znajdował czas na rozgrywki piłkarskie z młodszymi parafianami, dla których urządził przy plebanii boisko sportowe. Z ministrantami, a zwłaszcza z Mirkiem Gajdemskim (który był muzykantem na naszym weselu) stworzył zespół muzyczny, dający występy m.in. w pobliskiej Bydgoszczy i zdobywał tam na przeglądach zespołów amatorskich nagrody i wyróżnienia. Ksiądz Antoni ubolewał, że musi pełnić służbę duszpasterską poza Kaszubami. Jego wieloletnie starania w kurii pelplińskiej o przeniesienie na Kaszuby wreszcie poskutkowały: w roku 1983 przeszedł na probostwo w Mścisze-wicach, niedaleko rodzinnego Łyśniewa, w którym się wychowywał od 1922 r., kiedy to jego rodzice przeprowadzili się tam z Wielkiego Klincza. Do tego czasu odwiedzał 2-3 razy w roku swoje rodzinne miejscowości kaszubskie, jeżeli znalazł zastępstwo duszpasterskie, aby - jak mawiał - „óddichnąc kaszëbsczim lëftem". Warto wspomnieć, że w czasie jednego z takich pobytów, podczas pieszej wędrówki ze Studzienic do Kłączna (w 1967 r.), powstała pieśń: „Stëdnicczé jęzora", bodajże najważniejsza w jego twórczości, śpiewana w różnych wersjach, w tym jako „Kaszëbsczé jęzora", na całych Kaszubach. Jej oryginalna pierwsza zwrotka nawiązuje do tej historii (cytaty pieśni w pisowni współczesnej - przyp. red.): Chto chce przeżëc dobré wczasë, Niech w stëdnicczé jedze lasë. Tam kaszëbsczi dobri lëdze Pomogę mu w kôżdi biédze. Ref.: Stëdnicczéjezoro, stëdnicczi las, Stëdnicczé Kaszëbë wołają nas. Stëdnicczé jezoro, stëdnicczi las, Kaszëbë wołają nas. O szczególnej popularności pieśni ks. Peplińskiego świadczy m.in. to, że 5 czerwca 1999 r. na hipodromie w Sopocie, kiedy w homilii Jan Paweł II powiedział: „Pozdrawiam lud kaszubski, odwiecznych gospodarzy tej pomorskiej ziemi (...). Pragnę raz jeszcze zachęcić Was, abyście nadal strzegli swojej tożsamości, podtrzymywali więzy rodzinne, pogłębiali znajomość swojego języka i starali się przekazywać swoją bogatą tradycję kaszubską młodemu pokoleniu. Trzymajcie z Bogiem zawsze!", tysiącosobowy chór Kaszubów zaśpiewał inną pieśń ks. Antoniego „Nie je co żól?": Nie je ce żôl ti ôjczësti chôtë, öjczësti môwë, ôjczësti nótë, ôjczësti zemi, öjczësti wsë? Czej ni môsz w swöjich oczach ju łzë. 44 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 26 ROCZNICE Żlë nie je cë żól, to jedz bez trwóg, niech błogosławi ce Dobri Bóg. Żle nie je cë żôl, to jedz bez trwóg, Niech błogosławi ce Dobri Bóg. (...) Na zakończenie tego historycznego spotkania, na żądanie zgromadzonych tłumów, chór odśpiewał jeszcze wspomniane „Kaszëbsczé jęzora". Wujka bardzo ucieszyła wiadomość, że po studiach z żoną pojechaliśmy do pracy w Bytowie, gdyż do Ziemi Bytowskiej, z której wywodzili się jego rodzice, miał szczególny sentyment. Wyrazem tego jest kolejna piosenka, „Bëtowskô zemia": Bëtowskô zemia, naszich ojców gónë, Bëtowskô zemia, naszich ojców krew. Bëtowskô zemia to nôlepszé stronë, ó twoja wolność lud bil so jak lew. Ref.: Dzys z twóji krwi wëroslë nowi woje, co badę strzéc swich stôrëch ojców las. A skórno przińdze ôddac żëcé swoje, powstanę nowi, chóc nie badze nas, powstanę nowi, chóc nie badze nas. (...) Ks. Antoni Pepliński w Czarnowie bardzo tęsknił za rodzinnymi Kaszubami. Tęsknotę do rodzinnych stron wyraża m.in. pieśń „Gdze mója wies?": Gdze so pódzała mója wies? Czë jó ja jeszcze uzdrza czejs. Czë jó za dównëch swójich lat póznółjem jaczi piakny świat, piakny świat. Tam mie na łękach póchnęł kwiat. Tam dló mie kóżdi béł jak brat. Tam dló mie wszëtczich ptôchów spiéw, tam leno dló mie wiatru wiew, wiatru wiéw. (...) Wakacyjne pożegnania z Kaszubami też nie były łatwe, co oddaje nostalgiczny ton kolejnej pieśni „Pożegnanie", a zwłaszcza „Żeby wrócył ten czas". Pożegnanie Dzysô më so rozeńdzeme, ódejdzemë z waju wsë. Ale wama óstawimë w wajich wódach nasze łzë. (...) Żebë wrócył ten czas Na naszi łęcejô bëdło pasł. To béł nólepszi w mim żëcu czas. Spiéwôł jem trele o naszi wse a dzysó tęskno mie za nięje. Ref.: Żebë wrócył ten czas czedëm bëdełkó pasł. Żebëm mógł wrócëc do swójich strón, gdze mój ojczësti dóm, gdze mój ojczësti dóm. (...) Do ckliwego nastroju jesieni, kiedy zazwyczaj wracał z Kaszub do Czarnowa, dopasowuje się pieśń „Czemu lecysz?": Czemu lecysz w cëzé stronë, czë ce ptôszku u nas zle? Më téż tobie wszëtkó dómë, mółiptószku, óstańże. (...) Ksiądz Pepliński zmarł 6 sierpnia 1995 r., na jego pogrzebie ówczesny wicewojewoda pomorski Józef Bo-rzyszkowski, wśród licznych żałobników, przywołał pieśń „Pörénczny wiéw", która najlepiej charakteryzowała panujący wówczas nastrój. Pórénczny wiéw so zriwó i szëmi cemny las ajó na czółnie biwóm, bo do odjazdu czas. A czółen ten na fali jak serce skacze mie i płënie coróz dali ód mi ojczësti wsë. (...) Słupscy Kaszubi przypomnieli wówczas, że dla nich odprawiał msze w języku kaszubskim w kościele św. Jacka, chociaż z tym były początkowo problemy, np. 15 czerwca 1992 nie otrzymał na to zgody od ówczesnego, nowo mianowanego ordynariusza Czesława Domina (dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji katowickiej), zapewne obawiającego się „separatyzmu kaszubskiego". Gwoli sprawiedliwości należy jednak podkreślić, że w krótkim czasie przyjął on kierownictwo oddziału słupskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego na tzw. posłuchaniu, w wyniku którego zezwolił na sprawowanie mszy kaszubskiej na terenie swojej diecezji oraz obiecał powołać kapelana, „jeżeli znajdzie się ksiądz z biegłą znajomością języka kaszubskiego". Wyrazem wdzięczności dla Pieśniarza z Kaszub jest obranie go na patrona szkół w Kamienicy Królewskiej i Studzienicach, a wyrazem uznania - umieszczenie sześciu jego utworów w wydanej w Monachium w 1973 Kaschubische Antologie, opracowanej przez Ferdinanda Neureitera, oraz zorganizowanie w Wejherowie w 2004 r. przez Instytut Kaszubski seminarium literacko-językowe-go dla pisarzy kaszubskich poświęconego literaturze braci Aleksego i Antoniego Peplińskich. ANTONISZREDER ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 45 W SŁOWARZU SECHTE d,4 LËPUSZIÖKÖLÉ WIV TOMIE Pözwë: - Pieczełkö, -a, n, 2. 'nazwa jeziora pod Lipuszem'. Czej chto w Pieczełku utonie, to on w Reduni 'jeziorze Radlińskim' wëpłënie, s. 248 - Psniôk, -a, m 'nazwa stawu w Lipuskiej Hucie", s. 266 - Rosochi, -ów, plt 'nazwa łąki w Tuszkowach", s. 342 Świat roslënny i zwierzacy: - pachacëna, -ë, f, 2. 'marne zboże, stojące jeszcze na pniu. To le takô pachacëna urosła (Kościerskie, zwł. okolica Lipusza). Zob. mërlëna w znacz. 1., s. 8-9 - pażac, -ëcë, f, 2. bot. 'torfowiec kończysty, Sphagrum euspidatum' Ehrh. (Lubiana, Lipusz), s. 46 - rapa, -ë, f, 1. stara krowa. Ta starô rapa leje na miaso (Strzepcz, Linia, Sierakowice, Puzdrowo, Lipusz, Dziemiany). 2. fig. 'stara panna. Chto bë sa spôdzôł, że ta rapa jesz chłopa dostónie (jw.), s. 301 Ösobë: - parobk, -a, m, 2. 'robotnik najemny w prywatnym gospodarstwie rolnym, służący we dworze lub karczmie'. Facecja (informator lat 31, Gostomko): Pierwiparob-cë mieszkelë w kóńsczim chlewie. Jeden parobk schöwôł sobie w łóżku pôra jabków, żebë ône mu uleżałë i po dwuch niedzelach chcôłje zjesc. Czej ön chcôł tejabka jesc, tej kóń miôłjeju wëżarté i zamiast jabków kóńsczć kôłôcze ôstawioné. Ale ô tim ten parobk nie wiedzół. Jak on włożił raka pôd pierzëna, tej on chwëcył cos miatczégô. Jak on to ôpôchniôł, tej to smiérdzało, a jak on to lizół, tej on widzôł, co to bëło. Tak to parobkowi szło zjabkama, s. 33 - pagwica, -ë, f 2. 'kobieta otyła, Ta pagwica ledwie léze (Lipusz, Kościerzyna, Lubiana), s. 48 - pökrôknik, -a, m 'pokraka, niedołęga. Wëzdrzi jak óstatny pôkrôknik (Stężyca, Zdunowice, Czarlino, Go-stomie, Lipusz, Lubiana), s. 117 - pötrôs, -asa, m, 3. 'człowiek kłótliwy". Pótrasowi nóleżi wiedno wińc z drodżi (Kościerskie, zwł. Lipusz), s. 149 -1 przekurécznik, -a, m 'mężczyzna przekorny'. Z tobą, przekuréczniku, ani diôbeł bë sa nie zgódzył (Puzdrowo, Lipusz, Brusy, Męcikał), s. 186 - pura, -ë, mf, 1. 'łgarz, bajarz, opowiadacz niestworzonych rzeczy, gaduła, pleciuga'. Tegö bë nicht nie uwierził, co to je za pura (Wiele, Karsin, Lipusz, Borzyszkowy, Ugoszcz, Parchowo, Mści sze wice). Zob. purzéla, s. 224 - purzéla, -e, mf 'opowiadacz niestworzonych rzeczy, bajarz, łgaż'. Purzélapurzi, co mu dogłowëprzińdze. Të purzélo ópurzonô! (pn, śr). Zob. pura w znacz. 1., s. 231 - psënka, -czi, mf, 2. 'mały chłopiec'. Wëlézesz të mie z tego grochu, të psënkö të (Strzepcz, Miłoszewo, Lipusz, Chmielno), s. 266 - pińdarińda, -ë, f'kobieta lekkich obyczajów'. Pińdariń-dów nigdë nie zabraknie (Tuszkowy, Lipusz). Por. koc. pińderinda, s. 275 - rińda, -ë, f, 'kobieta rozpustna. Czë ce, sënie, nie je wstid z taką rińdą sa zadawać (Sulęczyno, Parchowo, Tuszkowy, Ramleje). Zob. pińdarińda, pizdarina, sza-farinda, s. 329 - puszczikrewka, -czi, m (Parchowo, }amno, Lipusz), zob. puszczôłk-, puszczôłk, -czi, m (śr), zob. puszczad-nik. Zob. [téż] krewpuszczółka, pijówka w znacz. 4 - puszczadnik, -a, m' znachor leczący za pomocą puszczania krwi'. Biéj le do starégô Zmudë, to je dobri puszczadnik (pd.), s. 232 - krewpuszczółka, -czi, f 'znachor leczący za pomocą puszczanió krwi'. Miiszi jic za krewpuszczółką, co ti świni krew spuscy, bó ona zdechnie (okolice Stężycy, Parchowa, Sulęczyna), t. 2, s. 254. Demonologio, wierzenia, zwëczi, przesądë: - pérzëk, -u, m 'urok, oczarowanie'. W Tuszkowach odróżniają dwojaki urok: urok i pérzëk. Rzucëc... zjąc pérzëk. Zdejmując urok, powtarzają: Zjimóm urok abó pérzëk zadóny ód chłopaka abó dzéwczaca (Lipusz, Tuszkowy), s. 60 - Płocëce, plt 'nazwa wsi Płocice pod Lipuszem'. Przysł.: W Płocëcach kózë kują. - 'aluzja do dawnej biedy na wsi'. Por. odpust w znacz. 1. Wierzenie: Płocice należą do rzekomych siedzib czarownic. Opowiadają, jak ktoś podczas oddawania stolca za stodołą, widząc miotelnika, czyli diabła lecącego ze skarbami do Płocic, zawołał: „Lec, lec do Płocëc, gabą Bogu, dupą tobie". Zob. wsie czarownic pod hasłem czarownica, miotelnik w znacz. 5, s. 88 - purtin, -a, m 3. f 'zły duch, diabeł'. Czë w cebiepurtin wiózł (sporad. Lipusz, Korne, Lubiana). 4. czarownik'. Lëdze sa boją tego purtina (Lipuska Huta, Krugliniec, Płocice), s. 228 - purtinka, -czi, f, 2. t czarownica. Purtinka potrafi cza-rowac (Tuszkowy, Lipusz), s. 228 - pieniądz, -a, -adza, m 'pieniądz'. Zwroty i przysł.: Gark 46 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 ZDROJE KASZËBIZNË mu wëpôdł zpieniadzama - stracił coś kosztownego': Michałowi wëpôdł gark z pieniadzama. A cëżsa stało ? Kóń mu zdechł (Gostomek, Gostomie, Lipusz). Wierzenia: Na Kaszubach, podobnie jak na całym Pomorzu, istnieje mnóstwo podań wierzeniowych o ukrytych skarbach. Według ogólnej wiary obowiązek strzeżenia skarbów przyjmuje na siebie chętnie diabeł, ponieważ dusza człowieka, który je zakopał i powierzył jego pieczy, należy po śmierci do niego, o ile ktoś inny nie wydobędzie ich na światło dzienne. W Kartoszynie na Kępie Żarnowieckiej nazywają takiego diabła skarbowe, w Lubkowie mamón, niekiedy także skamżoch skąpiec'. Wielką przysługę oddają mu tu niezliczone jego oczy w postaci błędnych ogników, zwanych switka-mi lub diôblima slépiama. Por. diôblé slépia pod hasłem diôbli. W obawie, by pieniędzy rdza nie pożarła w ziemi, zapala skarbowe co pewien czas ogień i je w tym ogniu suszy i czyści. Ludzie powiadają wówczas, że to pieniądze sa przesuszają lub przecziszczaję albo że diôbełprze-suszô lub czëszezi pieniądze. W Lipuszu i okolicy nazywają takie pieniądze smëkôeze. Zob. smëkócz, przesuszné pieniądze pod hasłem przesuszny. Zachowując pewne warunki, można pieniądze wydobyć z ziemi. Od chwili ujrzenia ognia należy przede wszystkim milczeć, nie śmiać się, lecz śmiało iść przed siebie i rozgarnąć ódżin na krziż. W tej chwili ogień gaśnie, a pieniądze pojawiają się na powierzchni ziemi, s. 250/251 - rosc, rosce, vn, impf, 2. o cieście: 'rosnąć'. Chléb dzys lëchö rosce. Castoju rosce, czas z chleba do pieca. Przesąd (z Lipusza): Z chwilą włożenia ostatniego bochenka do pieca, chutkó dwigają kôrëto w góra, żebë chléb rosł, bô jinaczi ôn badze nisczi i miôł zakalec, s. 341 Sprzat, nôrzadza: - pödłacëna, -ë, f, 2. 'żelazne okucie, tzw. skrat u wozu' (Parchowo, Lipusz). Por. skratë, s. 102 - rapa, -ë, f'drabina umieszczona nad żłobem, za którą zakłada się siano, słomę itp. dla bydła. Włóż za rapa sana krowom. Odm.: rifa (Lipusz), s. 364 - rup, -a, m, w znacz, pejor. 6. 'szmata. Wez kawał rupa i wëtrzijpodłoga (Tuszkowy, Lipusz), s. 369 - pitroch, -u, m 'nafta. Kup mie literpitrochu z karczmę. Odm. pitrich (Wiele, Lipusz, Brusy, Dziemiany), s. 282 Czas: - pojutrze, adv. 'pojutrze'. Pojutrze badze niedzela (zwł. pd). Odm.: pój itrze (śr ),póitrze (Lipusz, Dziemiany). Zob.pówitrze, niewitro, s. 116 Lëteratura: - pöwiôdka, - czi, f, 'powiastka, krótkie opowiadanie, historyjka, bajka'. Cotka pówiedzała nóm pówiódka o wilku i lësu (Nakla, Parchowo, Jamno, Lipusz), 154 Anatomio: - przedródk, -a, m 'płód poroniony, foetus praema-turus'. Mie ju trzë przedródczi szłë w las (Parchowo, Jamno, Lipusz). Por. komin w znacz. 1., grzebanie zwłok pod hasłem pogrzeb, s. 182 Zabawę, bawidła: - Puck, -a, m 'Puck'. Jachac do Pucka. Zabawa: Puck wi-dzec - a) 'zabawa dziewcząt obliczona na nabieranie chłopców'. Dziewczyna pyta: Chcesz të Puck widzec? Gdy otrzyma odpowiedź twierdzącą, podnosi sukienkę i pokazuje ciekawemu tylną część ciała, dodając: Terô të widzôł Puck (pn, sporad. także na pd, np. Lubiana, Lipusz), s. 215/216 - piszczółka, -czi, f'piszczałka, fujarka. Kupce mie, tatku, piszczółka (Hel, Kartuzy, Goręczyno, Lipusz), odm. piszczółka, s. 281 -rachôwac, rachuje, va impf, 1. 'rachować, liczyć'. Rachówac na madle... na kópë. 2. 'liczyć na kogo'. Na mie nie rachuj, jó nieprzińda. Comp.: dorachówac sa, óbrachówac, ódrachówac, przërachówac sa, wërachówac, pf, mają składnię i znaczenie ogólnopolskie (pn). Odm. (pd, śr): rechówac. Ödrechówanié, czyli odliczanie przy grach dzieci (Gostomek): Gdi bidi, dwa dna, trzë wszë, sztërë bëre, piać zac, szesc wiesc, sedim bidim, ósém bosym przeszła baba z kószim, jednósce, dwanósce bulwë są na misce, s. 292/293 - Jôda, brzôd: - pinuszka, -ków, plt, zob. pińtczi. To może skrobać i skrobać te pinuszczi, a do pół wabórka jesz dalek (Podjazy, Lipusz, Sulęczyno, Parchowo);pińtczi, -ków, plt 'małe, drobne ziemniaki, mały owoc, np. śliwki, jabłka, gruszki'. Taczich małëch pińtków przewiózł, że je musza gódzënama skrobać. To le latoś taczé pińtczi urosłë, to nie je żóden brzód (Zabory), s. 276 Rëmë: - pösôg, -agu, m 'posag'. Cëż ten biéduła może swim córkom dac za pósóg?! Dac w posagu. Rymy żartobliwe: Stôré konie, fóra sana/ Je to pósóg (tu wymienia się nazwę mieszkańca wsi, np.) tuszkówiana. Albo: Miska kiosków, zbón maslónczU Je to pósóg (np.) lipuszónczi. Zob. spósóg, przëdócó, sposób w znacz. 4, s. 143 LUBIANO WIVT0MIE Sprzat, nôrzadza: - pôłcza, -ë, f'wiosło przymocowane do łodzi'. Zwykle są dwie półcze, które chodzą w knagach. Rëbók odbił połcza ód brzegu (Kościerskie, zwł. okolica Lubiany). Por.punel, s. 16 -1 punel, adv. 'wiele'. Dzys je punel wiatrë - 'o silnym wietrze', s. 223 ŁŹËKWIAT 2018 / POMERANIA / 47 ZDROJE KASZËBIZNË/ KLËKA - puta, -ë, f, 3. pływak korkowy u sieci'. Przepraw te ôderwóné putë do sécë (Kościerskie, zwł. Lubiana i okolica), s. 234 Ösobë: - pödgajdzony, adj. (Lubiana), zob. pödgajony. Por. gajda i pochodne - gajda, -ë, f, 1. 'długa noga. Mô gajdë jak böcón. Jak cë wërzna w pësk, to të le gajdë do górë zniesesz!, 3. 'dryblas, drągal'. Co za gajda! (Gochy), t. 1., s. 299 - pödgajony, adj. o ludziach i zwierzętach: 'długonogi, chudy'. Pôdgajoné świnie wiele nie ważą. Pôdgajony chłop wëzdrzi straszno, s. 98 - purtinka, -czi, f, 1. niemowlę płci żeńskiej". Purtinka to je taczé dzéwczątkö, co eszcze w pieluszkach leżi (Lubiana i okolica), s. 228 Jôda, brzôd: - psónka, -czi, f, zwykle psónczi pl 'odmiana małych, okrągłych, nieszczepionych śliwek' Dała mie klin psónków do sëszeniô (pn., sporad. śr, np. Będargowo, Staniszewo, a nawet Lubiana pod Kościerzyną), s. 266 Zwëczi: - raczba [radżba], -ë, f, 1. 'dawne rymowane zaproszenie na wesele, utrzymane w tonie żartobliwym, jakie wygłaszał niegdyś drużba zwany także rôczk. Odm. rôcz-ba. Drużba piakną pöwiedzôł raczba. Przysł.: Eszcze raz delë wajuprosëc na hamham ucztę' na dërdë 'muzykę', na tuptë 'taniec' (Lubiana), s. 289-290 Świat roslënny i zwierzacy: - rozstropest, -u, m, bot. (Lubiana), zob. roztropôsc; roz-tropösc, -u, m, bot. 'bieluń dziędzierzawa, Datura stramonium' L. (Gowino, Zbychowo, Reda, Rumia). Por. östropösc, s. 357 i 358 - przasny, adj., 1. zwykle tylko w wyrażeniu: przasnô wöda - 'woda po deszczu z grzmotem, w jeziorze lub rzece, pomyślna dla połowu ryb' (Zabory od Lubiany aż po Wdzydze), s. 177 Krajöbrôzk: - przedwies, przedewsë, f 'pole tuż przed wsią. Na przedewsë zaczinają dzys budować (Lubiana i okolica), s. 182 FELICJO BÔSKA-BÔRZËSZKÔWSKÔ BRUSY. PROMOCJA PODRĘCZNIKA JÔ W KASZËBSCZI, KASZËBSKÔ W ŚWIECE Pod koniec roku 2017 Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie (ZKP) wydało trzecią część podręcznika Jô w Kaszëbsczi, Kaszëb-skô w świece autorstwa Felicji Baski-Bo-rzyszkowskiej i Wojciecha Myszka. Na tę część, w zamierzeniu dopełniającą cykl, uczniowie i nauczyciele szkół ponadgim-nazjalnych, w których naucza się języka kaszubskiego, czekali z niecierpliwością. Promocja podręcznika odbyła się 15 lutego br. w Kaszubskim Liceum Ogólnokształcącym (KLO) w Brusach. Prowadziła ją Lucyna Radzimińska, absolwentka KLO, obecnie specjalistka ds. edukacji w Biurze Zarządu Głównego ZKP. Autorów i gości przywitał dyrektor szkoły, Zbigniew Łomiński. Słowo o podręczniku wygłosił prezes ZKP, prof. Edmund Wittbrodt, podkreślając, jak ważnym wydarzeniem dla całej społeczności kaszubskiej jest jego publikacja. Głos zabrał także Stefan Rymon-Lipiński, przedstawiciel Kuratorium Oświaty (delegatury w Kościerzynie). Następnie goście mogli się zapoznać z podręcznikiem w czterech odsłonach: uczniowskiej, akademickiej, nauczycielskiej i autorskiej - jak je nazwala Lucyna Radzimińska. Pierwszą odsłonę przygotowała grupa uczniów KLO pod kierunkiem Katarzyny Główczewskiej, także absolwentki szkoły, obecnie nauczy- cielki języka kaszubskiego w Technikum nr 3 im. Bohaterów Szarży pod Krojan-tami w Chojnicach. Uczniowie w atrakcyjny sposób zaprezentowali strukturę podręcznika i zawarte w nim treści. Wygłoszenia laudacji podręcznika (odsłony akademickiej) podjęła się prof. Jowita Kę-cińska-Kaczmarek, znawczyni literatury kaszubskiej. Pięknie mówiła o bogactwie tekstów i ukrytych skarbach czekających na użytkowników podręcznika oraz o promowanych przezeń szlachetnych ideach. Trzecia odsłona należała do Doroty Wilczewskiej, poetki, członkini Rady Języka Kaszubskiego (RJK) i nauczycielki języka kaszubskiego z Zespołu Szkół Ponadgim-nazjalnych w Przodkowie, która przedstawiła rozliczne możliwości edukacyjne oferowane przez podręcznik. I wreszcie, w czwartej odsłonie, sami autorzy ciepło mówili o ludziach, którym bliski jest język kaszubski i kultura kaszubska, a także o inspiracjach i literaturze kaszubskiej. Promocję podręcznika uświetniły występy artystyczne w wykonaniu zespołu Krajniacy z Wielkiego Buczka i utalentowanych absolwentek KLO: Ewy Nowickiej oraz Pauliny Szymlek i Weroniki Weltrowskiej. Po występach nadszedł czas na gratulacje, składane przez przedstawicieli ZKP (z Brus, Chojnic, Gdańska, Lipnicy, Li-pusza), Rady Języka Kaszubskiego, władz oświatowych i samorządów (Brus i Bytowa), Stowarzyszenia Twórców Ludowych, Kaszubskiego Parku Etnograficznego im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach, przez nauczycieli-regionalistów z Borowego Młyna, Brus, Brzeźna Szlacheckiego, Bytowa, Chojnic, Czerska, Kościerzyny i Słupska oraz przez przyjaciół (m.in. z ziemi dretyńskiej i USA) i rodziny autorów. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie chętnie korzystają z pierwszej i drugiej części podręcznika a także wysoko je oceniają. Jestem przekonana, że i trzecia część spotka się z ich entuzjastycznym przyjęciem. Składając gratulacje, wiele osób pytało autorów o plany dotyczące kolejnej części podręcznika lub innych projektów edukacyjnych. Felicja Baska --Borzyszkowska i Wojciech Myszk odnieśli się do tych sugestii pozytywnie, choć na razie dosyć ostrożnie. Należy zatem im życzyć, by - oczywiście po krótkim odpoczynku od pisania - znaleźli siły, inspiracje i pomysły na tę następną część podręcznika Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece, którą - jak się okazuje - są już zainteresowani uczniowie i nauczyciele. DANUTA STANULEWICZ 48 / POMERANIA / KWIECIEŃ 201 Z KOCIEWłA O SKRACH, CO NIE GASNĄ I dopadły nas na południowym Pomorzu iskry, co nie gasną, bo są Ormuzdowe. Muszę zacząć uroczyście, z wysoka, od samego C.K. Norwida i jego ponadczasowych zdań: Nie jest światło, by pod korcem stolo/ ani sól ziemi do przypraw kuchennych/ Piękno jest, by zachwycało do pracy/praca by się zmartwychwstało... W czasie wielkanocnym też, a może tym bardziej trzeba o tym pamiętać, robiąc swoje, pomnażając otrzymane talenty. Nie można „kręcić się wokół własnego ogona" - tak prozaicznie mówił ktoś bardzo mi bliski, więc robimy, rodzinnie, coś ponad, dla sprawy przez lata. Kiedyś zatrzymało nawet trójkami... Podczas uroczystej gali zorganizowanej w Zblewie przez Towarzystwo Społeczno-Kultural-ne im. Małgorzaty Hillar otrzymałam Kociewskie Pióro 2017 za... comiesięczne felietony drukowane w „Pomeranii". Tyle radości żadna kipa nie pomieści. Nie piszę dla chwalby, ale z potrzeby serca, by przypomnieć, że na Pomorzu jest też Kociewie, w którym DZIEJE SIĘ, w którym mamy szkoły imienia Floriana Ceynowy i Bernarda Sychty. Właśnie w pierwszy dzień wiosny Szkoły Katolickie w Świeciu obchodzą swoje święto, urodziny patrona. W tym roku uroczyście roz- mnie zdanie: Nagrodą za czynienie dobra jest właśnie (tylko!) to dobro, które powstało... Może nie być laurów. Kiedy się jednak zdarzą, to cieszą i zobowiązują, by nie spocząć. Chciałam ten felieton zacząć nie tak górnolot- nie, ale prosto - w naszej rodzinie aż iskrzy... Jednak to mogłoby się kojarzyć z kłótnią, która jest bardzo obcą mi „przestrzenią". By w niej nie uczestniczyć, ucinam: Szkoda mojego pięknego (i tu znowu samochwała) życia na kłótnie. Po raz trzeci szare trudy dnia rozświetliła nam Skra Ormuzdowa. Ostatnio otrzymała ją moja córka - polonistka organizująca przez wiele lat konkurs recytatorski „Poeci z Kociewia" i stale czuwająca, by w Szkołach Katolickich w Świeciu duch patrona, czyli ks. dra Bernarda Sychty, czuł się dobrze. Właśnie szykujemy się do jubileuszu szkół, czym wkrótce nie tylko w kwietniu będzie się można pochwalić. Tak, tak wielcy Kaszubi - dr Florian Ceynowa, później ks. dr Bernard Sychta - tworzyli na Kociewiu ponadczasowe dzieła. Podczas uroczystości wręczenia Skier podkreślono, że nauczycielka z Kociewia, jedna wśród zasłużonych Kaszubów. Tu gratuluję im serdecznie, szczególnie rodzinnemu zespołowi BAS, czytającemu też „Pomeranię". Rodzinne działanie to wartość dodatkowa, dlatego muszę się pochwalić, że przed laty ucieszyła mnie Skra Ormuzdowa, która otrzymał mój syn dbający o ochronę krajobrazu kulturowego w pięknym parku nad dolną Wisłą. W moich zbiorze zobowiązujących wyróżnień Skra Ormuzdowa też zajmuje ważne miejsce. Pamiętne będzie dla mnie także latosie przedwiośnie. Dobre rzeczy - sprawy też idą parami, niekiedy Podczas uroczystej gali zorganizowanej w Zblewie przez Towarzystwo Społeczno--Kulturalne im. Małgorzaty Hillar otrzymałam Kociewskie Pióro 2017 za... comiesięczne felietony drukowane w „Pomeranii". Tyle radości żadna kipa nie pomieści. poczęto jubileusz, 20 lat temu powstała szkoła, która była darem na 800-lecie grodu. Nie tylko rozległe obszary wiedzy, czyli solidna uczba, ale równocześnie formacja - wychowanie do godnego przeżywania życia, tworzenia dobra - została obrana za cel. Miałam szczęście przed laty być w grupie inicjatywnej (też w radzie programowej ), pierwszą klasę uczyć języka polskiego i przy okazji przypominać, że gwary nie są językiem zepsutym, lecz języka odmianą. Również to, że ich patron zbierał słowa jak zastałe na polu kłosy. Szkoła rozrasta się, pięknieje. Przed nią jest jeszcze Aniołowo, czyli katolickie przedszkole. Podczas programu artystycznego pojawiły się duchy z przeszłości starego grodu nad Wisłą, później przebywające w zabytkowym klasztorze pobernardyńskim. Trzysta lat historii obiektu na chwilę zostało przywołane. Zapewne nie dowiemy się, o jakich duchach pisał kiedyś ks. Sychta w swojej sztuce („Duchy w Klasztorze"), 0 której wspomina się w opracowaniach, że powstała w Świeciu. Niestety zaginęła. Pole dla wyobraźni szerokie. Wiarygodnie wyglądała scenka wsłuchiwania się „księdza" w mowę Kociewiaka, który wyznał, że zamanówszy jestaj frechowny... Niejednemu zdarza się być w czasach szkolnych brojkiem lub nawet bro-jónem. Ważna jest świadomość życiowych postaw 1 ich poprawy. O to w tej szkole dbają. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK POMERANIA 49 Zakończony w połowie XIX w. proces uwłaszczeniowy na Mazurach przyniósł gwałtowny wzrost wielkiej własności, przede wszystkim kosztem ziemi chłopskiej. Historyk Robert Stein pozwoli sobie na uwagę, że w wyniku tych zmian, zapewne nawet wbrew intencjom ustawodawcy, „chłopi zostali rozłożeni na łopatki o wiele bardziej niż w XVI i XVII w." Duża część wiejskiej ludności popadła w nędzę, tylko nieliczni znaleźli zatrudnienie w nowo powstałych folwarkach. Tysiące robotników rolnych, czeladzi i służby nie miało żadnych szans na znalezienie jakiejkolwiek pracy. Za „chlebem" wyruszano w różne strony świata, do wybuchu powstania styczniowego (1863), a właściwie ukazów uwłaszczeniowych (1864), celem ekonomicznej migracji niemałej liczby Mazurów było także Królestwo Polskie. Latem wyjeżdżano, by zarobić przy żniwach w Meklemburgii czy Brandenburgii, sporo robotników rolnych znajdowało tam w gospodarstwach robotę także poza letnim sezonem. Podejmowano też pracę na budowach w niemieckich miastach, przede wszystkim Berlinie, oraz stoczniach Hamburga i Bremy. Rozbudowa sieci połączeń kolejowych przyniosła wprawdzie mieszkańcom Prus Wschodnich możliwość szybkich podróży, ale i unicestwienie, i tak marnego w ich krainie, przemysłu. Zalew tańszych produktów z głębi Prus przyczynił się do zamknięcia ostatnich papierni, hut i kuźnic, przed poważnymi problemami stanęli miejscowi sukiennicy, płóciennicy, garbarze, stola- rze, a nawet szewcy i krawcy. Nim polepszyła się koniunktura (po 1871, dzięki szerokiemu otwarciu rynku zjednoczonych Niemiec na wschodniopru-skie zboże), wielu Mazurów zdążyło wyprawić się w daleką drogę. Niektórzy wyruszyli przez niemieckie porty do Ameryki, największa grupa trafiła jednak do kopalń i hut Zagłębia Ruhry w Westfalii. W 1880 r. Mazurów i Warmiaków było tu już ponad 16 tys., a prawdziwa fala wyjazdów dopiero się zaczynała. W roku wybuchu I wojny światowej (1914) w Zagłębiu Ruhry mieszkało już 180 tys. samych tylko Mazurów, co oznacza, że w krótkim czasie przybył tu, opuszczając swą „małą ojczyznę", co trzeci Mazur! Tylko wiatach 1895-1900 mazurskie powiaty straciły ponad 10 proc. ludności. Między 1881 a 1910 rokiem ubytki emigracyjne we wsiach Prus Wschodnich były większe niż przyrost naturalny. Z położonej niedaleko Świętajna wsi Piasutno aż 60 proc. osób urodzonych w latach 1880-1914 wyjechało na Zachód, większość do Westfalii. Ci, którzy wyjechali, znaleźli pracę i dach nad głową, namawiali do przyjazdu członków swoich rodzin, sąsiadów i znajomych. Poszukiwanej na Mazurach pracy było w Zagłębiu aż nadto. Werbujący do kopalń i hut agenci nie mieli problemu z pozyskaniem chętnych. Trudno było się oprzeć propozycji stałego zatrudnienia, dziesię-ciogodzinnego dnia pracy i wysokich zarobków. Choć kreślona w ulotkach i na plakatach wizja nowego życia bywała często przerysowana, jednak, ma- zurscy biedacy z łatwością ulegali jej czarowi. Głodnemu zawsze jest zresztą łatwiej uwierzyć, że prócz pracy czeka nań „kolonia położona całkiem jak wieś mazurska", a w niej nowe domy, a w każdym „cztery mieszkania (...). Każde mieszkanie ma 3-4 pokoje (...), do każdego należy dobra i sucha piwnica. Ponadto obszerna obora, gdzie każdy może trzymać świnię, kozę i kury. Wreszcie przynależy do każdego mieszkania także ogród. (...) Cała kolonia jest poprzecinana pięknymi, szerokimi ulicami, są wodociągi i kanalizacja. Wieczorami ulice oświetla światło elektryczne". I choć wodociągi, kanalizacja i „elektryka" nie należały do świata pojęć znanych mazurskiej wsi, odzew był gremialny. Zachęcający w ten sposób do pracy w jednej z kopalń twierdzili, że nie „chcą nikogo namawiać do opuszczenia stron ojczystych", chcą tylko „porządnym ludziom, którzy w swoich stronach nie mają pracy albo jedynie niewielki zarobek, pomóc zarabiać więcej i jeszcze ekstra zaoszczędzić, aby nie musieli głodować na starość", zapewniając, że „ten plakat nie mami. Wszystko to jest prawda". Początkowo Mazurzy wyjeżdżali samotnie i sezonowo, jesienią, po skończonych pracach w polu, by przed wiosenną orką powrócić. Dość szybko jednak wyjazdy nabrały charakteru rodzinnego. Westfalscy pracodawcy nawet nalegali, by przybywały całe rodziny, choć i samotni robotnicy nie sprawiali im poważniejszych problemów. Mazurscy emigranci cieszyli się opinią ludzi zdyscyplinowanych, religijnych 50 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 ZROZUMIEĆ MAZURY i niewymagających, niewykształconych, przyzwyczajonych do ciężkiej pracy i bycia rządzonym. Mówiąc wprost, byli ucieleśnieniem marzeń każdego kapitalisty Przybysze z Mazur starali się trzymać razem. Ci, którzy przybyli jako pierwsi, robili wszystko, by swoim krewnym i znajomym, a także krajanom z jednej wioski czy parafii zapewnić pracę i mieszkanie w pobliżu swego miejsca zamieszkania. W ten sposób powstały w Westfalii centra mazurskiego osadnictwa. W 1912 r. Gelsenkirchen zamieszkiwało 48 tys. Mazurów, w Recklinghausen było ich 38 tys., w Essen 19 tys., w Bochum 24 tys., a w Dortmundzie 12,5 tys. Dotychczasowi mieszkańcy okolic Niborka (Nidzicy) i Działdowa osiedlali się w pobliżu Bochum, Mazurzy z okolic Szczytna upodobali sobie Gelsenkirchen. Schal-ke, wieś, która stała się później górniczą dzielnicą tego miasta, zwana była Klein Ortelsburg (Małe Szczytno). Skala emigracji była tak wielka, że nie było mazurskiej, ale i też warmińskiej rodziny, która nie miałaby krewnych w Zagłębiu Ruhry. Im więcej „rodaków" zamieszkało w pobliżu, tym bardziej prawdopodobne było, że językiem domu i handlu pozostawał polski. Michał Lengowski wspominał (Na Warmii i w Westfalii), że na przełomie XIX i XX w., „gdyś poszedł na rynek po zakup warzywa, ryb, jaj, toś nie potrzebował znać języka niemieckiego, bo handel tym towarem był w rękach polskich. Uświadomiony Polak, gdy w składzie towarowym, odzieżowym chciał coś kupować, żądał po polsku, przez co powodował odnośną firmę do zatrudnienia polskiej obsługi i do ogłoszeń swej firmy w »Wiarusie Polskim«". Pierwsi Mazurzy wyjeżdżali jeszcze z myślą o powrocie i wielu rzeczywiście wracało do swej „małej ojczyzny". Na obczyźnie starali się zachować tradycje, mocno też trwali przy wierze. Konsy-storz Kościoła ewangelickiego zaczął prowadzić duszpasterstwo dla Mazurów w Zagłębiu dopiero w 1897 r. Jego wieloletnią bierność znakomicie wykorzystali gromadkarze, którzy ostali się zresztą w religijnym krajobrazie Westfalii aż do naszych czasów. Jak słusznie zauważy Andreas Kossert, „duszpasterstwo ewangelickie w języku polskim było już tylko reakcją na działalność gromadkarską". Na początku XX w. w 14 gminach westfalskich działali albo dwujęzyczni pastorzy, albo kościelnicy (pomocnicy), którzy w kolejnych 16 gminach odprawiali nabożeństwa w języku polskim. Warto zauważyć, że w Westfalii kontynuowana była nawet tradycja bożonarodzeniowej jutrzni. Sporym powodzeniem cieszyły się polskojęzyczne gazety, słane z Prus Wschodnich „Kalendarze", amatorskie koła teatralne i koncerty. Robotnicy zaczęli wstępować do „polskich" związków zawodowych. Kolejne pokolenia mazurskich emigrantów ekonomicznych coraz mocniej wtapiały się w niemieckie otoczenie. Na świat zaczęły przychodzić dzieci, które o Mazurach dowiadywały się jedynie z opowiadań rodziców. Coraz częściej bywało tak, że ojciec nauczył się niemieckiego w pracy, dzieci znały go jako jedyny język, a niepracująca matka pozostawała przy mazurskiej gwarze. Niemieccy sąsiedzi nie odróżniali oczywiście Mazurów od innych polskojęzycznych mieszkańców Westfalii (Ślązaków, Pomorzaków czy Warmiaków), nazywając ich wszystkich „Ruhrpolen" i mając za gorszych od siebie („Polaczki"), nawet wtedy, gdy odnosili znaczące sukcesy, jak choćby piłkarze Schalke 04 Gelsenkirchen, klubu założonego przez mazurskich emigrantów osiadłych w „Małym Szczytnie". Drużyna ta dominowała w piłce nożnej w latach 30. i 40. XX w. Legendami niemieckiego futbolu zostali dwaj jej zawodnicy: Ernst Kuzzora (rodzice spod Ostródy) i Fritz Szczepan (rodzice spod Szczytna). W mistrzowskim zespole grali jeszcze m.in. Tibulski, Czerwiński, Urban, Burdenski, Sobotka, Kalwitzki i Bado-reck. Od kunsztu piłkarzy dla wielu Niemców ważniejsza była jednak ich pozycja społeczna i pochodzenie, stąd Erich Urban (1936-2014), któremu dano imię gauleitera Kocha, nie wyjechał do Westfalii jako jedyny z rodziny. Fot. Michał Karpowicz Schalke nazywano „klubem proli i Polaczków" (proli - proletariuszy, tu: robotników - WM). Sławomir Ambroziak zwrócił uwagę, że do zespołu miał słabość sam Adolf Hitler. Hitlerowcy mieli dostrzegać „podobieństwo mitu tej piłkarskiej drużyny z mitem, jaki sami tworzyli. Oto wywodzący się z górniczych rodzin piłkarze wznieśli się na wyżyny. Świetnie miało to pasować do robotniczych korzeni NSDAP". Westfalia stała się też miejscem wyjazdów Mazurów po 1945 r. Dziś mieszka ich tam więcej niż na samych Mazurach. Niewielu potrafiło się oprzeć mocy uchodźczej fali. Wszyscy spotkali się z pomocą niemieckiego państwa, wielu z chłodnym przyjęciem dawnych krajan. Wyjechała m.in. cała rodzina Ericha Urbana z Niedźwiedziego Rogu nad Śniardwami. On sam pojechał raz (1976), by się rozejrzeć, i wrócił. Jak wspominał (Zasmakuj w Mazurach), „Westfalia była wówczas krainą hut i kopalń, wszędzie brudno, czarno od pyłu, na wszystkich ścianach sadza, powietrze jak zatrute. (...) Starzy Mazurzy, którzy tam trafili, żyli niedługo, a żeby w ogóle przeżyć, nauczyli się oddychać krótko, jak zmachane psy". Urban uznał, że niemieckie życie, pełne pozorów i fałszywego blichtru, nie jest dla niego. Zmarł (2014) za swoją stodołą. Pękło mu serce, gdy zobaczył leżącą bez życia ukochaną kobyłę. WALDEMAR MIERZWA ŁŻËKWIAT 2018 POMERANIA 51 \ Z POŁUDNIA CZAS NA KOLEJ Mieszkańcom Chojnic, Człuchowa i Czerska zaświtała nadzieja na cywilizacyjny postęp, przynajmniej w dziedzinie komunikacji kolejowej. Przedstawiciele spółki PKP Polskie Linie Kolejowe (PLK) roztoczyli bowiem, apelując do wyobraźni słuchaczy, wizję rozbudowy i elektryfikacji regionalnych linii, po których mknąć będą szybkie (120-160 km/godz.) i nowoczesne pociągi PKP Intercity. Byłby to rzeczywisty przełom w życiu południowo-zachodniej części województwa, generujący rozwój społeczny i gospodarczy. Kiedy to się stanie? Terminu realizacji nikt nie odważy się przyobiecać, na razie trwają studyjne prace przedprojektowe. Kilkanaście lat temu w perspektywicznym programie rozwoju województwa pomorskiego zapisano, że Chojnice i Człuchów wespół będą pełnić na południu funkcję ponadlokalnego ośrodka, zaspokajającego potrzeby ponad 100 tys. mieszkańców w sferze życia społecznego, kultury, usług, handlu, do pewnego stopnia stanowiącego przeciwwagę dla odległego Trójmiasta. Nic takiego oczywiście się nie stało, ani na to się nie zanosi. Wydaje się, że w naszym regionie nadal obowiązuje myślenie 0 metropolii trójmiejskiej jako życiodajnym słoneczku, w którego promieniach samorzutnie 1 bez niczyjej pomocy rozkwitną wszystkie miasta i miasteczka. Jak dotąd powiatowe i mniejsze ośrodki na obrzeżach Pomorza nie doświadczyły tego dobrodziejstwa; a im dalej od centrum, tym promieniowanie słabsze. Przed dwoma laty głośno odtrąbiono sukces: Pomorska Kolej Metropolitalna połączyła Kaszuby z Trójmiastem, tymczasem wagony PKM dojeżdżają tylko do Kartuz i Kościerzyny. Ale Kaszuby sięgają dalej, a oprócz kaszubskiego rdzenia są w województwie jeszcze inne ziemie. Tak więc elektryfikacja linii z Tczewa do Chojnic urealniłaby powstanie południowego bieguna społeczno--gospodarczego na Pomorzu. Koncepcja modernizacji zakłada wybudowanie całkiem nowego odcinka kolei Człuchów - Wierzchowo (8 km), który stanowiłby swoisty bypass, spinający dwie linie - na Szczecin i na Poznań. Pozwoliłoby to przeprowadzić ruch z Chojnic do Piły (nieco wydłużoną trasą) przez Człuchów, który tym samym uzyskałby wreszcie połączenie kolejowe ze stolicą województwa - Gdańskiem, oraz w drugą stronę - z Poznaniem. Innym elementem szeroko zakrojonych planów jest modernizacja szlaku z Chojnic przez Tucho- lę do Bydgoszczy. Przewiduje się także całościową elektryfikację linii 201 między Gdynią a Bydgoszczą, niemal na całej długości dwutorowej. Ponadto nie wyklucza się elektryfikacji odcinka Bąk - Czersk - Szlachta - Śliwice, dzięki temu część pociągów PKP Intercity z Gdyni do Bydgoszczy mogłaby być skierowana na nową trasę przez Czersk. Te wszystkie ambitne założenia są na razie na etapie studiów, ale ukazują jakąś szansę, choć zapewne odległą, na włączenie miasteczek i wsi na dużej połaci w krwio-bieg województwa. Oby nie skończyło się na projektowaniu. Starsi mieszkańcy naszego regionu z pewnością pamiętają z „epoki gierkowskiej" (lata 70.) plan elektryfikacji alternatywnej linii kolejowej ze Śląska przez Jarocin - Gniezno - Nakło - Chojnice - Kościerzynę do Gdyni. Wiele elementów tej wielkiej inwestycji było już w trakcie realizacji; przebudowywano stacje kolejowe, wiadukty, torowiska. Aż nagle okazało się, że dla gospodarki państwa ważniejsza jest budowa magistrali siarkowej, z Tarnobrzega na Ukrainę. O elektryfikacji linii Chojnice - Gdynia zapomniano, a pociągi z Chojnic do Nakła po pewnym czasie w ogóle przestały kursować. Ale to historia, pomyślmy raczej o przyszłości. Bliższa niż unowocześnienie szlaków jest kompleksowa modernizacja dworca kolejowego w Chojnicach, w stadium realizacji wkracza bowiem budowa tzw. węzła integracyjnego. Obliczona na kilkadziesiąt milionów złotych inwestycja obejmuje m.in. restaurację zabytkowego gmachu głównego i innych budynków dworcowych, peronów i otoczenia, wybudowanie tunelu z dworca do ul. Warszawskiej, budowę dworca autobusowego, parkingów i ścieżek rowerowych w mieście, zakup nowoczesnych autobusów komunikacji miejskiej. Zakończyły się trudne negocjacje z wojewódzkim konserwatorem zabytków, trwają już zakupy oraz przetargi na wykonawstwo poszczególnych zadań, można więc uwierzyć, że na zamiarach się nie skończy. Od wielu lat dworzec chojnicki (niegdyś wzór kolejowej architektury i estetyki) wręcz zdumiewa skalą zaniedbań i przynosi wstyd miastu. Jeżeli szumnie zapowiadany węzeł integracyjny stanie się faktem, a szybkie pociągi na zelektryfikowanych liniach przybliżą chojnicko-człuchowski rejon do świata, to jest nadzieja na przełamanie marazmu. KAZIMIERZ OSTROWSKI Jeżeli szumnie zapowiadany węzeł integracyjny [w Chojnicach] stanie się faktem, a szybkie pociągi na zelektryfikowanych liniach przybliżą chojnicko-człuchowski rejon do świata, to jest nadzieja na przełamanie marazmu. 52 POMERANIA ZPÔŁNIA W mieszkańców Chöniców, Człëchöwa i Czerska wstąpiła nôdzeja na cywilizacjowi pókrok, przënômni w öbrëmienim banowi komunikacje. Przed-stôwcowie spółczi PKP Pölsczé Banowé Lënie (PBL) zaprezeńtowele przez odwołanie sa do wëöbraznie słë-chińców, zamëslënk odbudowe a téż elektrifikacje linii regionalnëch, pö jaczich nëkac badą chutczé (120-160 km/godz.) i terôczasné cudżi PKP Intercity. To béłbë pö prôwdze nowi cząd w żëcym pôłniowö-zôpadnégö dzéla województwa, jaczi bë dôwôł spölëznowi i göspó-darczi rozwij. Czilenôsce lat dowslade w przińdnoscowim programie rozwiju pómörsczégö województwa napiselë, że Chónice i Człëchówö badą na pôłnim wespółrobic, pełniące fónkcja wëżilokalnégö östrzódka, jaczi mô zagwë-snic brëkównotë wicy jak 100 tës. mieszkańców w öbrëmienim spölëznowégô żëcô, kulturë, usłëgów, hańdlu, do pewnego sztótu badącë procëmwôgą dlô da-leczégö Trzëgardu. Nick taczégö sa prawie nie stało, na-wetka nick na to nie wskazywô, żebë sa stac miało. Wëdôwô sa, że w naszim ókölim dali je mëszlenié ó trzëgardowi metropolie jakno dôwającym żëcé słunészku, w jaczégö parmieniach same ód se, nie brëku-jącë pömöcë, zakwitną wszëtczé wiôldżé i môłé gardë. Do tegö sztótu krézowé i mniészé óstrzódczi w öbrëmie-nim Pómórzó nie doznałe tegó ubëtku, a czim dali ód ceńtrum, tim słuńcowe parmieniowanié je słabi czëc. Dwa lata nazôd głośno ódtrąbilë dobëcé: Pômôrskô Metropolitalno Banowizna sparłaczëła reszta Kaszëb z Trzëgarda, timczasa wagónë PKM dojeżdżają blós do Kartuz i Köscérznë. Le Kaszëbë sygają dali, a ókróm kaszëbsczégó pöchôdaniô są we województwie jesz jiné zemie. Tej za elektrifikacją linie z Dërszewa do Chóniców realno mógłbë powstać pôłniowi, spóleznowó-góspó-darczi biegun na Pómórzim. Céla módernizacjowi kóń-cepcje je wëbudowanié czësto nowégó dzéla banë Człëchówó - Wierzchowo (8 km), jaczi bë twörził swójégö zortu bypass, zrzeszający dwie lënie - na Szczecëno i Poznań. Dzaka temu dałobë rada przepro-Wadzëc rëszba z Chóniców do Piłë (përzna wëdłëżoną trasą) bez Człëchówó, jaczé tim samim miałobë ku resz-ce banowé sparłaczenié ze stolëcą województwa -Gduńska, a téż w drëgą starna - z Poznania. Jinym ele-meńta szerok rozmiónëch planów je módernizacjó szpuru z Chóniców bez Tëchóla do Bëdgószczë. Prze- widiwó sa téż całowną elektrifikacja szpuru lënie 201 midzë Gdinią a Bëdgöszczą, wnetka na całi dwasz-treköwi długóscë. Co wicy elektifikacjô dzélu Bąk -Czersko - Szlachta - Slëwice nie je wëkluczonô, dzaka temu dzél cugów PKP Intercity z Gdinie do Bëdgószczë może sczerowac na nowi szpur bez Czersko. Wszëtczé ambitne wizje na nen czas są na etapie sztu-diów, le dôwają nôdzeja, pewno dalek wësëniatą, na doparłaczenié gardków i wsów na wióldżim terenie w öbiég krëwie naszego województwa. Żebë sa blós nie skuńczeło na projechtowanim. Starszi mieszkańcowie naszego regionu zycher pamiatają z „gierkówégö cządu" (70. lata) udba elektifikacje alternatiwny banowi lënie ze Szląska bez Jarocën - Gniezno - Nakło - Chónice - Kóscérzna do Gdinie. Wióldżi dzél ti pówôżny inwe-sticje béł ju realizowóny, przebudowiwelë banowé stacje, wiaduktë, sztrekówiszcza. Nógle sa ókôzało, że dlô państwowi gópódarczi wôżniészô je budowa sarkówi magistrale, z Tarnobrzegu na Ukrajina. Jedną razą za-bëlë ó elektrifikacje lënie Chónice - Gdiniô, a cudżi z Chóniców do Nakła pó jaczims czasu przestałë kursować. To ju historio, a terô muszimë mëszlec o przińd-nocë. Barżi realno do zjiscenió jak unowóczasnienié szpurów je całownó módernizacjó banofu w Chóni-cach, chcą téż zjiscëc budowa tzw. integracjowégó wazła. W óbrechówóną na pôradzesąt mëliónów złotëch inwesticja wchódają m.jin. odnowienie zabëtkówégó przińdnćgó gmachu i drëdżich banowëch budinków, peronów i ókólégó, wëbudowanié tunelu z banofu do sztr. Warszawsczi, budowa autobusowiszcza, parkpla-ców i kółowëch szpurów w gardzę, kupianié terócza-snëch autobusów gardowi komunikacje. Je ju kuńc dradżich negócjacjów z wójewódzczim kóńserwatora zabëtków, dérëją ju sprawunczi a téż przetórdżi na wëkönanié rozmajitëch zadaniów, móże tej uwierzëc, że na planowanim sa nie skuńczi. Öd downa chónicczi banof (czedës modło banowi architekturë i esteticzi) je takbaro zaniedbóny, a jedurné, co przënosy dló gardu, to wstid. Jeżlë głośno zapówiôdóny plan integracjowégó wazła stónie sa fakta, a chutczé cudżi na zelektri-fikówónëch leniach przëblëżą chónickó-człëchówsczi rejon do świata, to je nódzeja na przełómanié tegó za-stëgniacégó. KAZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TLÓMACZËLAANA HEBEL ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 53 \ LEKTURY Ötmikanié öczów Öd pierszégö wëdaniô zbiérku wiérzt-ków dlô dzôtk Stanisława Janczi w 2017 roku minałë 33 lata. Je to dłudżi sztërk i öb nen czas zadzejało sa tak wiele, że wëdôwóny terô na nowö usódzk Żużónka jak mrzonka / Kołysanka z marzeń publiköwóny raza z tomika Krôjczi pôjczi nalôżô sa w czësto ju jiny kulturowi konfiguracji. Ju tak nie je jak przódë, czedë jakno autór poezji dlô dzecy Janka miół ödniesenié do jednégô leno pöetë zajimającégó sa tą tematiką - Alojzégö Nôgla. W XXI wieku kaszëbskójazëcznó lëteratura dożda sa wielënë nowëch bédënków i autorów piszącëch möwą wiązóną dlô nômłodszégö ödbiércë. Nimö ti strzodowisköwö-artisticzny jeleżnoscë i minionëch trzech dekadów póetic-czé utwórstwö Janczi dlô dzecy wcyg zdôwô sa cekawé, a zdrzódła tegö môże bëc jegö lëterackô empatiô i inwencjo. Wôrt rozezdrzec, jak pöeta do-przëszedł do te, że jegö wiérztczi z pierszégö zbiérku, przeważno krót-czé i bezpöstrzédné, dali chłoscą do se czetińców. Wej, öd artisticzny stronë nie są to jaczés apartné förmë, autór nie stosëje ösoblëwie zaznacziwający sa lëteracczi grë, öbszcządno użiwô önomatopeje czë strzódków pödsztrë-chiwającëch wëpöwiésc. Tak tej wëbrôł jiną droga niżlë pöecë-klasycë chöcbë pölsczi lëteraturë dlô dzecy - Julión Tuwim czë Jón Brzechwa, chtërny zwakówó-semanticzné zabawë zrobilë nieodłączną znanką swöjich strofków. Janka postawił na prostota, swój né emocjonalne cepło, spokojny, chóc téż bójkówó-brawadowi przedstôwk świata. Möże przejąć, że jemu barżi sa rozchödzëło ó bezpretensjonalnosc förmë, skrómnosc i kómunikatiwnosc niżlë sklënienié włôsnyma förmalnyma iidbama czë zabôwianié czetińca. Dokazë na stronach wznowionego zbiérku zapisóné są w dwuch wersjach: pólsczi i kaszëbsczi. Nie są to równak bezpöstrzédné ödniesenia öriginału i tłómaczeniô. Za wiele je w tëch doka-zach stilisticznëch pózmianów, apart-niącëch sa ritmicznëch rozwiązaniów a nawetka mionów bohaterów, cobë möżna bëło przëjąc ukłôd kompozycyjny zbiérku za jedność. Za to tak w kaszëbskó- jak i pólskójazëcznëch wiérztach dôwô sa widzec dbałota póetë ó zaznaczenie jinaczącëch sa pódrobnotów artisticzny wëpöwiescë w nibë tëch samëch równoległo zesta-wionëch formach. Niejeden rôz mô sa wrażenie, że kaszëbskô wersjô je barżi udałô i wërazniészô, a przë tim swójnô i nôteralnô. Möże je to sprawa artisticzny swiéżoscë kaszëbiznë, jakô w do-kazach dló młodego czetińca jesz nie wpadła w sydła wërobieniô i spódzyw-notë. Jakbë na to nie zdrzec, w przewó-żającym dzélu wiérztë z Żużónczi.../ Kołysanki... są lëteracczima zadzëwie-niama nad sprawama z codniowöscë znónyma baro młodemu człowiekowi, tëczącyma sa taczégó spódlégó, jak butnowé óbrëmié, familijny dodóm, włôsny wëzdrzatk, bez wchôdaniô w barżi abstrakcyjne zagadnienia. Je to wërazno widzec w przëtrôfku dokazów ödnószającëch sa do naókölny nôtërë. Janka rozmieje empaticzno wmiknąc we wrazlëwöta i zöbrazëna czetińca w przedszkolnym wieku i öddac dzecné nastawienie do kura, kota, pawa, skoczka czë mótila. Taczi sposób narzesziwa-niô do póstrzéganiô świata wëwółiwô doznanie blisczi parłaczë z ópisywóny-ma jistnieniama, a obserwacjo atmósfe-ricznëch zjawiszczów czë opisywanie pózmianów w cządach roku ökazëją sa wóżnyma mótiwama pöznôwaniô, coróz to nowima próbama szeroczégö ju ótmikanió óczów przez młodego człowieka. Drëdżi z przëbôcziwónëch dzysó zbiérków Janczi nosy tituł Krôjczi pôj-czi, a pierszi róz béł wëdóny w 1995 roku. Wiacy jak dzesac lat dzelącëch obie wzmiónkówóné wëdôwiznë ad-resowóné do dzecy brzadowało tim, że bédowóné wiérztczi bëłë ju barżi ambitne. To samo ódniesenié mó sa téż i dzysó. W dokazach z drëdżé-gó tomiku, chóc dali czerowónëch do môłégó, przedszkolnego czetińca, móże sa równak doznać barżi abstrakcyjny zawiartoscë i widzec w nich wiakszą kompozycyjną dbałota. Wiérztë ni mają tak lapidarny fórmë jak w omówionym pierszim zbiérku, a stówają sa głabszima charakteristika-ma stilu mësleniô i zachówanió dzecy. Te prawie znanczi zdówają sa osobie wie zaj imającé, wezmë na to dokaże „Krójczi pójczi", „Mrëczk", „Chwalisza", „Rómk Sómk", „Dosebny Marcelik" pókazëją ze szczëptą szpósownoscë i didaktizmu zachowania rozmajitëch ösobówóscowëch postawów dzecy. Na brzadną udałosc wiérztów móże tu za-rechówac zachacba, kritika czë öbsądë ódmalowónégó sprawówaniô sa dzecy, przë czim nie są to cwiardé, szkóło-wé marczi, ale apartnó chac niesenió pomoce. Janka zbudowół psychologiczne céchunczi, z pódezdrzónyma gestama, muniama, sprawówanim sa za baro ambitnëch, zgnilcowatëch abó busznëch dzecy, chtërne na taczi órt domógają sa dówanió na nie wiakszé-gó bóczenió czë miłotë. Kó doch dzecë móże jesz zachacëc do pözmianë pro- 54 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 wadzeniô sa, möże jesz nadżąc do dobrego, chöcbë przez taczé wëchöwiwa-jącé wiérztë... Jesz jedną jinaczącą znanką tegô zbiérku je głabszé wmiknienié w öpisënk swiata zwierzatów, jaczé nie óbgrańcziwó sa leno do ödzdrzadleniô bökadoscë faunë. Nalezc tu jidze téż pökôzanié prawów rządzącëch w tim swiece, lëterackö öddónëch zastoso-wóną antropómörfizacją zwierzacëch pöstacjów, a tim sarnim nadanie jima wieleôrtnëch lëdzczich mötiwacjów dzejaniô. Pókazëjącé sa we wiérztkach zwierzata (zajc, sköczk, mëszi król, papuga, mróweczka) są w dokazach - jak nakazywô konwencjo klasyczny bôjczi - zataconyma pöstawama jawernégö swiata lëdzy dozdrzeniałëch. Janka w łagódny formie perswazji i pózytiw-négö abö negatiwnégö obrazu ödsło-niwô przed młodim czetińca nen öbjim egzystencje, a przë tim nie demónizëje jistnieniô tegö, co lëché. A skörno ju gôdka ö öbrazu, wôrt przëzdrzec sa graficznemu öbrobie-niému zbiérku. Je ôno czësto jiné i bogatsze w przërównanim do te, co bëło w pierszich wëdôwiznach nëch wiérzt-ków. Joana Közlarskô jesz rôz pöcwier-dzëła swój kuńszt ilustratorczi, stosë-jącë fórmë plakatowo-wëcynanköwé i malarskö-kölażowé z öbszcządnoscą i udałoscą. Zdrzącë całowno na seria lëtera-turë dlô dzecy wëchôdającą z oficynę Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzesze-niô, möże sa doznać ö naznaczonym czerënku w trzimanim sa linie pla-sticzny nëch ksążków. Uzbiérôł sa ju dosc bökadny zbiér bédënków (np. Stanulewicz, Mamelsczi, Fópka) i baro dobrze, że jich ôbrazowim wëapartnie-nim są prawie prôce Kózlarsczi. Wôrt-né je téż to, że wëdôwcë ti lëteraturë nie copają sa przed doparłacziwanim do ksążczi płatków (CD) z czëtónyma wersjama dokazów. Wiérztë Janczi recytëje Tomôsz Fópka, a skłóniô sa ôn do dosc dinamiczny interpretacji, kąsk zmierzwiony, zachacywający do te, żebë samému sa wząc za czëtanié dzecóm poezji. I to nié jaczis pöjedin-czi, przëtrôfköwi lekturë, ale prawie bezustôwno, rozskôcającë młodégô człowieka do swöjich przemësleniów i samöökresleniów... Dlô młodégó czetińca nôbar-żi dradżé, ale öd artisticzny stronë nôcekawszé, mögą bëc sztërë óstat-né wiérztë zbiérku Janczi z lirikama: „Malowónô rözegracjô", „Bestri plac", „Cëdowny świat" i „Öddzaköwanié dnia", w jaczich na pierszim placu ödmalowónô je cëdownô zamkłosc swiata. Rozprzenôszô sa tu snôżota nôtërë w ji majestace, pözmianach, roz-majitëch farwach i sztôłtach. Pódmiot wiérztów mô stara uwrazlëwic dzec-négö ödbiérca na zataconé óbrëmia przërodë, dôwô leżnosc pöznaniô bö-gati słowiznë, rozmajitoscë epitetów i zapôdającëch w pamiac obrazów. To ju nie je leno lëteratura, jakô ópöwiôdô ó spódlim... To poezjo, jakô pôwiôdô ö wôrtoscach, ódnieseniach i od- ^ /IWiaitilElglJ LEKTURY q 0 www.kaszubskaksiazka.pl pówiedzalnoscë. Spóstrzód wszëtczich dokazów zbiérku ne sztërë liriczi są nôbarżi malarsczé i ósoblëwö namikłé nieprzikrzącą sa metafizyką opisów, co pöswiôdcziwô, że Stanisłôw Janka téż dlô nômłodszégö czetińca szukół ambitnego sposobu przedstôwianiô jawer-notë. Te prawie förmë, chóc są zawiarté w zbiérku sprofilowónym generacyjno, tak pó prówdze dotikają dozdrzelałi, uniwersalny problematiczi, ódnôsza-jący sa do kóżdégö... Taczé utwórstwó dozwóliwó ótemknąc óczë nôprzód na włôsną wrazlëwóta, wiédza i ódniese-nia. Pótemu ótmikô öczë na naokólną nôtëra i świat, dające leżnosc zrozmie-niô, skądka bierze sa redosc, snôżota czë dobro. Tak tej pósobny rôz ókazëje sa, że poezjo dlô dzecy je w swóji jistwie lëteraturą dlô wszëtczich lëdzy. DANIÉL KALINOWSCZI, TŁOMACZËŁA BÖŻENA UGÖWSKÔ Stanisław Janke, Wiérztë dlô dzecy: Żużónka jak mrzonka. Kołysanka z marzeń/ Krôjczi pôjczi, Gdańsk 2017 (+ audiobook). Niemiecki wrzesień na Pomorzu Tytułowy wrzesień odnosi się do nazywania w Polsce „kampanią wrześniową" przebiegu wojny z niemiecką Rzeszą w 1939 r., naznaczonej klęską państwa polskiego, także na Pomorzu. Omawiana książka Ericha Murawskiego pt. Bój o Pomorze. Ostatnie wal- ki obronne na wschodzie, wydana po raz pierwszy w niemieckim oryginale w 1969 r., ukazuje wiele podobieństw pomiędzy dwoma konfliktami zbrojnymi, jakie przeszły przez nasz region w XX w.: najazdem Niemiec na Rzeczpospolitą w 1939 r. i zwycięską ofensywą Armii Czerwonej, z sojuszniczymi oddziałami Ludowego Wojska Polskiego, znad Wisły na początku 1945 r. Nie ma przy tym większego znaczenia, że w 1939 r. wojenna zawierucha przeszła przez fragment Pomorza (tzw. Gdańskiego) będącego w granicach międzywojennej Polski, a w 1945 r. także przez jego pozostałą część, Pomorze zwane w Polsce Zachodnim, a po drugiej stronie Odry -Przednim (zaodrzańskim). To właśnie toczącym się w 1945 r. walkom w tej \ ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 55 LEKTURY drugiej części regionu poświęcona jest prezentowana pozycja. W zawartych w niej opisach mocno uderza podobieństwo opinii i sytuacji do tych funkcjonujących w polskiej literaturze wspomnieniowej, w naukowych i popularnych opracowaniach przedstawiających walki, położenie ludności cywilnej w trakcie zajmowania polskiego fragmentu Pomorza (Kaszub) przez niemiecki Wehrmacht w 1939 r. Zmieniają się tylko strony konfliktu i ich ocena. W polskich książkach w odniesieniu do 1939 r. niewątpliwym agresorem jest zbrodnicza niemiecka armia, między innymi zastraszająca, terroryzująca ludność cywilną, polskie wojsko natomiast stawia jej bohaterski opór. Z kolei dla Murawskiego najeźdźcą jest Armia Czerwona i towarzyszące jej polskie wojsko, walczące okrutnie i zbrodniczo. Polska historiografia podkreśla wszystkie nieudane ataki, niedoskonałości niemieckiego przeciwnika, autor omawianej książki - czerwonoarmistów i ich polskich sojuszników. Na tym tle rysują się jeszcze wyraźniej osiągnięcia obrońców, którzy przegrywają pod względem wojskowym, ale są moralnymi zwycięzcami. Przegrywają tylko dlatego, że druga strona dysponowała ogromną przewagą w liczbie żołnierzy, sprzęcie, możliwościach technicznych itp. Wręcz zaskakuje skala tego podobieństwa. Jeden i drugi agresor wygrywa nie tylko dlatego, że dysponuje przewagą lotnictwa i broni pancernej, ale także z tego powodu, że obrońcy nie zdążyli przygotować wszystkich planowanych i koniecznych umocnień, mieli ogromne problemy z łącznością, zapanowaniem nad wywołanym wojną chaosem na terytorium, które dotychczas było prawie oazą pokoju. Wszystko to ma unaocznić, że gdyby siły, warunki były wyrównane, mniej więcej tak jak w rywalizacji sportowej, niewątpliwe, oczywiste zwycięstwo byłoby po stronie obrony. Na pewno warto polecić polskiemu, także kaszubskiemu, Czytelnikowi publika- cję Ericha Murawskiego także z tego względu, że jak mało która uzmysławia, jak w gruncie rzeczy wszyscy ludzie są do siebie podobni, mają takie same odczucia, zachowania, opinie w porównywalnych sytuacjach. Szczególnie dotyczy to sąsiadów w narodowościowych tyglach, w tym Polaków, Kaszubów i Niemców. Tym bardziej, że Murawski, sądząc z brzmienia jego nazwiska, prawdopodobnie mógłby być Polakiem, gdyby inaczej potoczyły się jego - lub jego przodków - losy. Przynajmniej jednak na kartach przedstawianej pracy taka refleksja jest mu całkowicie obca. Przeciwnie, prowadzi w niej narrację wyłącznie z niemieckiego punktu widzenia jako niemiecki patriota, bez jakiekolwiek zrozumienia, wiedzy o możliwym innym, polskim, radzieckim czy nawet alianckim, spojrzeniu. To, że Armia Czerwona atakuje Pomorze, jest według niego wyłącznie skutkiem chęci dokonania „azjatyckiej zemsty" (np. s. 258), i nawet nie wyjaśnia, co było jej powodem. Wszystkie jednostki radzieckie były zahartowane, doświadczone w bojach, niemieckie - świeżo sformowane, nieprzeszkolone, jakby wojna dla Niemiec zaczęła się w 1945 r., a wcześniej Armia Czerwona nie traciła swoich żołnierzy itp. W części dotyczy to nawet, co powinno szczególnie zainteresować kaszubskich historyków regionalnych, 207 dywizji Landwehry, która we wrześniu 1939 r. przekroczyła granicę polsko-niemiec-ką w okolicach Bytowa i Chojnic, docierając później do ówczesnego polskiego wybrzeża Bałtyku, następnie brała udział w kolejnych hitlerowskich kampaniach wojennych, by wiosną 1945 r. bronić wtedy niemieckiego Szczecina (s. 220). Z będącego przed zaborami i po 1918 r. w polskich granicach Wyrzyska, dzięki dzielnej postawie niemieckich żołnierzy, mogła być ewakuowana ludność niemiecka. Pozostali w nim nie Polacy, lecz jak to ujmuje: „mieszkańcy o polskich przekonaniach" (s. 115). Podobny eu- femizm zastosowano wobec Polaków przymusowo pracujących w Wałczu, którzy byli w nim po prostu „zatrudnieni" (s. 119). Nie ujawnia też Murawski, że będąca dla niego katastrofą porażka niemieckiej armii nad Wisłą w styczniu 1945 r., pozwalająca Armii Czerwonej na ofensywę w kierunku Pomorza, była jednocześnie, mimo wszystkich negatywnych konsekwencji, dla miejscowej ludności wyzwoleniem spod straszliwej niemieckiej okupacji. Niezorientowany czytelnik będzie pewny, że tam również były niewątpliwie niemieckie tereny. Nie ma też dla autora różnicy pomiędzy niemieckimi prowincjami Pomorzem (Zachodnim) i Prusami Zachodnimi (Pomorzem Gdańskim), które przecież zostały zajęte zbrojnie przez Niemcy w 1939 r., a ludność niemiecka wówczas nie miała tam liczebnej przewagi. Między innymi w opisie walk o Chojnice, utracone „bezpowrotnie" (s. 100) przez niemiecką armię, nie ma nawet wzmianki o tym, że był to co najmniej teren mieszany narodowościowo. Z perspektywy bardziej lokalnej należy z pewnym uznaniem odnotować niewątpliwy pomorski patriotyzm autora książki, „jako Pomorzanina z urodzenia" (s. 13). Jest to jednak patriotyzm bardzo subiektywny, zaściankowy. Ogranicza się on właściwie do sentymentu do Pomorza jako jednej z wielu prowincji Niemiec i to w bardzo ograniczonym zakresie. Przede wszystkim jest to ograniczenie chronologiczne, liczone od 1815 r., kiedy Pomorze po obu brzegach Odry stało się częścią Prus i pozostawało w nich do 1945 r., chociaż z tej zasady autor wyłącza wschodnią część tak rozumianego Pomorza, która weszła w skład niemieckiego państwa już w XVII w. Na przykład na stronie 264 podaje, że od tego wieku było pięć oblężeń Kołobrzegu (w ten sposób pomija średniowieczne, zbrojne zajęcie tego miasta przez Bolesława Krzywoustego). Zabieg ten w pełni wpisuje się w drugie ograniczenie: narodowo- 56 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 LEKTURY mm ściowe. Dla Murawskiego pełnoprawnym Pomorzaninem, spadkobiercą jego tradycji, wyłącznie może być (była) osoba narodowości niemieckiej, tym samym pozbawia Pomorza jego etnicznego kolorytu. W takiej narracji oczywisty się staje brak nawiązań do słowiańskiej przeszłości tego regionu czy prastarych gospodarzy tej ziemi, Kaszubów, w tym, co raczej autorowi w ogóle nie było wiadome, znaczenia, jaka ta przeszłość miała w mitologii kaszubskiego ruchu regionalnego. Pod tym względem w książce znajdują się dwa niewielkie wyjątki. W zadaniach polskiej 1 Armii w jej pomorskich działaniach autor słusznie upatruje oprócz celów militarnych - jeszcze większe znaczenie polityczne w dążeniu do odzyskania „starej, słowiańskiej krainy" (s. 62), w zrealizowaniu mitu Polski morskiej. Zbywa jednak milczeniem, że miało to jakieś realne podstawy, a w historii niewątpliwie ten region był dłużej pod zwierzchnictwem rodzimych władców i miał słowiańskie oblicze, niż podlegał niemieckiemu panowaniu i w wyraźnej przewadze była na nim niemczyzna. Przymiotnik „kaszubski" został użyty tylko raz, gdy przyznano, że powiat bytowski był zamieszkały w sporej części przez „mniejszość kaszubską", która - jak należy domniemywać - według autora sympatyzowała „z przeciwnikiem" i w liczbie około tysiąca, mimo możliwości ucieczki, „pozostała jednak na miejscu" (s. 209). Na marginesie można zauważyć, że pośrednio to ostatnie ukazuje, że jednym z subiektywnych, tożsamościowych wyznaczników ówczesnych niemieckich Pomorzan było podjęcie ewakuacji przed nacierającą Armią Czerwoną. Osoby, które zostawały, nie podejmowały prób ucieczki na Zachód, według tych kryteriów nie były prawdziwymi, pełnoprawnymi mieszkańcami Pomorza. Autor najbardziej odmawia prawa bycia Pomorzanami powojennej polskiej ludności, która zasiedliła Pomorze po 1945 r. Dotyczy to także rdzen- nych, słowiańskich, kaszubskich jego mieszkańców. Jednak opis ostatnich walk na zachodnich krańcach zaodrzań-skiego Pomorza ukazuje, że nawet po ponadstuletnim panowaniu na nim niemieckiej władzy i przyjęciu przez jego mieszkańców niemieckiej tożsamości narodowej, nadal zachowali oni specyficzne cechy wyodrębniające ich w ramach narodu niemieckiego. Otóż to właśnie tutaj, w tak znaczących w pomorskiej, kaszubskiej historii i świadomości miejscowościach, jak w Stralsundzie (Strzałowie), Greifswaldzie (Gryfu) i na nieodległej od nich wyspie Rugii z kultową, mityczną dla świadomych Kaszubów Arkoną, mieszańcy wrogo odnosili się do Wehrmachtu, okazywali chęć paktowania z wrogiem, poddania się bez walki itp. Były to tak silne nastroje, że niemieccy oficerowie określali je jako „wręcz antyniemiec-kie" czy zdradzieckie (s. 372). W ich wyniku między innymi Greifswald poddał się czerwonoarmistom bez walki, a mający go bronić żołnierze pod naciskiem mieszkańców oddali się dobrowolnie do niewoli wraz ze swoimi dowódcami, co było jedynym takim przypadkiem „na całym froncie niemiecko-sowieckim" (s. 361). Natomiast na Rugii taka postawa ludności była jedną z przyczyn, że niemieccy oficerowie nie podjęli tam walki, tylko doprowadzili do ewakuacji podległych im oddziałów na zachód. W jakim stopniu takie zachowanie mieszkańców było wynikiem coraz większego rozprężenia społeczeństwa niemieckiego, wzrastającej świadomości bezsensowności dalszego oporu, a w jakim zachowanego poczucia odrębności, możliwej jeszcze tradycji własnego, odrębnego pomorskiego, kaszubskiego państwa? Czytelnika może zdziwić wiele występujących w prezentowanym wydawnictwie opisów poszczególnych batalii, niekiedy wręcz specjalistycznych, trzeba tu zatem wyjaśnić, że autor to były wojskowy, uczestnik przedstawianych wydarzeń. Ponadto wcześniej był m.in. wysoko postawionym oficerem propagandowym Wehrmachtu, co w części może tłumaczyć jego bezkrytyczny stosunek do tej formacji, jej dowódców średniego i niskiego szczebla. Trudno też nie zauważyć, że w sporej części książka się zdezaktualizowała, powstawała bowiem pięćdziesiąt lat temu, niewłaściwe więc by było poddanie jej tradycyjnej recenzji. Zachowała jednak znaczną wartość poznawczą, szczególnie w kontekście konfrontacji różnych punktów widzenia na przeszłość naszego pomorskiego regionu. Chciałoby się wręcz, by czasem sięgali do niej turyści korzystający coraz bardziej masowo z plaż Pomorza Zachodniego dla uświadomienia sobie, że miejsce ich wypoczynku miało bogatą przeszłość, niewolną od wielu osobistych i grupowych tragedii. Mówiąc bardziej ogólnie, ujawniony także w tej publikacji brak świadomości słowiańskiej przeszłości Pomorza (jego znaczenia w kaszubskiej, a także polskiej, tożsamości), również po stronie niemieckiej, stanowi dla kaszubskich regionalistów poważne, stałe wyzwanie, żeby bardziej skutecznie upowszechniać wyznawane idee. BOGUSŁAW BREZA Erich Murawski, Bój o Pomorze. Ostatnie walki obronne na wschodzie, tłum. Grzegorz Bębnik, Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2015. ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 57 LEKTURY Album o swarzewskiej Madonnie W gdyńskim przewodniku Wybrzeże i Kaszuby z 1935 roku można znaleźć krótki opis neogotyckiego kościoła wybudowanego w 1880 roku w Swarzewie nad Zatoką Pucką. W tej świątyni znajduje się słynąca cudami rzeźba Matki Boskiej, która „wg tradycji, ma pochodzić ze starego kościoła w Helu, skąd ją usunięto po opanowaniu tej miejscowości przez ewangelików. Według podania przypłynęła do Swarzewa morzem". Historycy sztuki datują powstanie rzeźby swarzewskiej Madonny na pierwszą połowę XV wieku. Ta niezwykle cenna późnogotycka figurka pochodzi z pracowni mistrzów gdańskich. Z dokumentu dotyczącego 1487 roku dowiadujemy się, że Królowa Polskiego Morza zadomowiła się w pierwotnym ówczesnym drewnianym kościółku. Cudowna figurka przechodziła różne doświadczenia na przestrzeni wieków. Ta nieduża, mająca 52 cm wysokości, rzeźba dziś stoi na tronie koronacyjnym z 1937 roku, przedstawiającym kulę ziemską opasaną Ten album fotograficzny stanowi ewenement na skalę światową. Jego autor, Zenon Mirota, jest chyba jedynym fotografikiem, który poświęcił swój talent jednemu zakładowi pracy, Stoczni Gdańskiej, gdzie przez 50 lat tworzył artystyczne zdjęcia. Album zawiera około tysiąca starannie wybranych i opracowanych zdjęć autorstwa tego wybitnego polskiego fotografika. To jedyny w swoim rodzaju fotograficzny zapis historii Stoczni Gdańskiej, „ukazujący, czym była stocznia jako firma, kim byli ludzie tworzący jej załogę, co złożyło się na to, że w ciągu stosunkowo krótkiego czasu w kraju bez większych tradycji okrętowych powsta- różańcem i podtrzymywaną przez aniołów. Jest to nawiązanie do uroczystej koronacji Madonny, która jest strażniczką polskiego wybrzeża. Staraniem krakowskiego wydawnictwa Astraia w ubiegłym roku ukazała się pierwsza monografia swarzewskiego sanktuarium. Autorem zamieszczonego w niej tekstu jest proboszcz tutejszej parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, ks. Stanisław Majkowski, fotografiami opatrzył ją zaś Rafał Monita. Ks. Majkowski przedstawia w książce historię parafii i opowiada o pojawieniu się w Swarzewie figury Matki Bożej oraz o jej niezwykłych losach. Ten piękny album jest też przewodnikiem po Sanktuarium Matki Bożej Korony Polskiego Morza w Swarzewie, miejscu niezwykle ważnym dla Kaszubów, Pomorzan. Publikacja ułatwia poznawanie wyposażenia sanktuarium w aspekcie historycznym i artystycznym, co może być bardzo przydatne podczas wędrówki po nim. Piękne fotografie eksponują detale, ła jedna z największych i najlepszych stoczni świata", jak czytamy we wprowadzeniu autorstwa pomysłodawcy albumu Zbigniewa Szczypińskiego. Znajdujące się w książce zdjęcia, będące w większości reprodukcjami odbitek, mają niepowtarzalny klimat i ekspresję. Wiele negatywów przepadło, a część zaś została zarekwirowana w stanie wojennym przez władze wojskowe, które wprowadziły zarząd komisaryczny w stoczni (przepadły wówczas m.in. negatywy z grudnia 1970 r„ sierpnia 1980 r. i z początku stanu wojennego). Część zbiorów ukazanych w albumie była prezentowana na wystawie w Europejskim Centrum Solidarności. które może trudno byłoby dostrzec i docenić w naturze. Książka przybliża również postaci związane z sanktuarium swarzewskim, wśród których poczesne miejsce zajmuje Sługa Boży ks. bp Konstantyn Dominik, urodzony w nieodległym Gnieżdżewie na kaszubskiej ziemi. Jednym z patronów medialnych wydania jest nasz miesięcznik społeczno--kulturalny „Pomerania". JERZY NACEL Swarzewo - Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polskiego Morza, tekst: ks. Stanisław Majkowski, fotografie: Rafat Monita. Wydawnictwo Astraia, Kraków 2017. S^MH/ł\\V() Ze względu na ograniczony nakład ten absolutnie unikatowy na polskim rynku wydawniczym album monograficzny można kupić wyłącznie na stronie internetowej www.portalmorski.pl GRZEGORZ LANDOWSKI Zenon Mirota, Stocznia, jaka była. Stocznia Gdańska - powstanie, rozwój, upadek, wydawcy: Temat sp. z o.o. i Remontowa Holding SA, Gdańsk 2015. „STOCZNIA GDAŃSKA - powstanie, rozwój, upadek" 58 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 KARTUZE. NA WDOR MOKWE Romuald Tadeusz Bławat Stołem z morza i Kaszub W sedzbie Kaszëbsczégö Muzeum w Kartuzach 22 gromicznika bëło zéhdzenié z dr. Romualda Tadeusza Bławata, autora ksążczi Stołem z morza i Kaszub. Życie i twórczość Mariana Mokwy (1889-1987). Potkaniu towarził wëstôwk czi-le dokazów artistë pöchôdającëch ze zbiérów Muzeum Kaszëbskö--Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi We Wejrowie. Publikacjo ö Marianie Môkwie - bëlnym malarzu ma-rinisce, rézowniku i spölëznowim dzejarzu - je dochtorską robötą R.T. Bławata dofulowóną nowima wiadłama i czekawinkama z żëcégö artistë. Jak gôdôł autór, wrôcô öna Pamiac i môl słëchający Mökwie w pölsczi historie kuńsztu. Bławat kôrbił uczastnikóm zeń-dzeniô ö póstacje utwórcë, pókazy-^ającë jegö malarsczé, spölëznowé 1 patrioticzné dzejanié. Nie felowa-ło téż mało znónëch införmacjów, Jak ta, że prawie Mökwa dôł pieniądze na réza Tónë Ôbrama na konferencja w Wersalu. Bëtnicë pötkaniô doznelë sa téż m.jin. ô tim, że dokaże malarza przedstôwiającé dobëca Polsczégö wöjska östałë spôloné Przez Niemców pö zajacym przez ^ich Gdinie w 1939 r. NA SPÔDLIM WIADŁA NA STARNIE KASZËB-SCZÉGÖ MUZEUM W KARTUZACH KROKOWO. KULINARNO POBITWA2018 Piątô Regionalnô Kulinarnô Póbi-twa ödbëła sa 3 strëmiannika w Spödleczny Szkole w Kroköwie. Dzaka żëcznoce direkcje tegö môla - Andrzeja Rożka i Marie Wiśnie wsczi - örganizëjący rozegracja krokówsczi zrzeszeńce i miónkôrze möglë wëzwëskac nié leno plac, ale téż brëköwné sprzatë i urządzenia. Na miónczi szłë trzë karna. Z Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô w Chwaszczënie przëjachałë: Dómnika Klawiköwskô, Małgorzata Siewert i Mariô Kwiatköwskô. Wespół z nima pojawił sa Tomôsz Fóp-ka, przédnik partu. Przedstôwcama lëpusczégó partu bëlë: Karola Bóber, Béjata Kluk i Édwôrd Kluk. Pômô-gała jima téż Felicjô Börzëszköwskô. Z wielnym karna öbzérôczów przë-jachałë białczi z Wejrowa: Anna Kwiatkówskô, Halina Machöl i Jolanta Hébel. Wspiérôł je przédnik wej-rowsczégö partu Mirosłôw Gaffke i wiceprzédniczka Böżena Szczëpior. Nôwôżniészô öbczas Póbitwë bëła bulwa. Miónkôrze mielë za swój cél öb 99 minut przëszëkôwac z ni zupa - przegótówka, bulewné plińce, a na dopôłnik radikuchë. Öbsadzëcelka-ma bëłë dobiwczczi z łońsczćgó roku z konkursu w Jastarnie - Éwa Kur, Mario Littwin i Bożena Hartin-Lesz-czińskó. Miałë ona BARO dradżé zadanie, żebë wëbrac nôlepszich. Öb-czas degustacje szmakało wszëtkö, a öczë jaż barchniałë öbczas takso-waniô esteticzny stronë jôdë. Turniér na Kulinarnego Arcë-méstra KPZ dobëłë nôleżniczczi Zrzeszeniô z Chwaszczëna. Ledwô co za nima bëło karno KPZ Lëpusz, jaczé udostało titel Kulinarnego Méstra. Trzecy môl i miono wice-méstra miałë latos przedstôwczczi KPZ Wejrowó. Wszëtcë miónkôrze östelë uczest-niony diplomama i nôdgrodama. Na pödzakówania mają zasłëżoné do-brzińcowie, a westrzód nich pucczi starosta za ufundowanie przédny nôdgrodë, wójt Gminë Krokowo za nôdgroda za II mól i direktór KCK w Krokówie, chtëren wracziwôł nôd-groda za III plac. Jestku dlô wszëtczich, co przëszlë obżerać miónczi, zawdzacziwómë Nordowókaszëbsczému Môlowému Rëbacczému Karnu z Wiôldżi Wsë. Uczastnicë dostelë téż miechë z bul-wama ôd CN w Nidzycë i rëbné przerobinë z firmë Graal. Swóje nôdgrodë przërëchtowelë téż organizatorze kulinarny pöbitwë - part KPZ w Krokówie. Wiele bëło darënków i titlów do rozdaniô, bó słëchało sa to uczastnikóm za jich zaangażowanie i robota a téż trud dojazdu do Krokowa. Nôwôżniészé bëłë równak emocje miónkôrzów i ôbzérôczów, jaczé jesz pódskacywało karno Manijócë z Rafała Pótrëkusa. Öglowi Zarząd KPZ, jaczi piać lat temu béł póczatnika ti kulinarny rozegracje, móże bëc baro ród, jistno jak nôleżnicë Zrzeszenió w Krokówie, bó i latos ta rozegracjó bëła baro udało. BOŻENA HARTIN-LESZCZEŃSKÓ ŁZEKWIAT2018 / POMERANIA / 59 Białczi z Chwaszczëna odbierają miech bulew. Ödj. K. Körthals II plac miało karno z Lëpusza. Ödj. K. Körthals KLËKA m GDINIÔ. SZLACHAMA REMUSA ZE SZCZESÔKA Gösca Kaszëbsczégö Förum Kulturë w Gdinie 7 strëmiannika béł Édmund Szczesôk, chtëren prezentowôł swój a ksążka Drogę do nieba. Śladami Re-musa. Potkanie zaczało sa od redotny informacje wespółwëdôwcë publikacje, Jarosława Ellwarta, jaczi rzekł, że pierszi nakłôd östôł ju wëkupiony i brëköwny béł dodrëk. To nie trôfiô sa czasto w przëtrôfkii wëdôwiznów na kaszëbsczé témë, tej winszëjemë wszëtczim, co włączëlë sa w powstanie ti ksążczi. Autór öpôwiôdôł ô swöjich wanogach szlachama Remusa - przéd-négö böhatérë epopeje Aleksandra Majköwsczégö. Nawlékôł do pierszégö dzélu romana namienionégö pôłnio-wim Kaszëbóm, ale przede wszëtczim kôrbił ö zbiéranim materiałów do Drogę do nieba, jakô öpôwiôdô ô köscer-sczi pielgrzimce do Wejrowa. Jistno jak lëteracczi Remus (i Majköwsczi) Szczesôk rëgnął w droga z pielgrzima-ma, co zamanówszë zdrzącë wkół se i szëkającë czekawëch repôrtersczich témów. Czasto przërównywôł téż óbróz Kaszëb z kuńca XIX w. z tim, jak wëzdrzą öne dzysdnia. Brzôd tëch öbzérków je öpisóny w promöwóny w KFK wëdôwiznie. Öbczas promocji wiele bëło téż gô-dóné ô Żëcym i przigödach Remusa, Red. Szczesôk pôdpisywô swöje ksążczi. Ödj. ze zbiérów KFK bö prawie ten dokôz béł pódskacënka i pónkta windzeniô do pöwstaniô nô-nowszi ksążczi Édmunda Szczesôka. RED. ® TËCHLËNO. „ZŁOTO LARWA" DLÔ GÔSPÔDÔRZÓW Ju 19. rôz östôł zôrganizowóny Krézowi Przezérk Szkóło-wëch Teatrów „Kaszëbskô Bina". Latos 23 strëmiannika w Spödleczny Szkóle w Tëchlënie prezentowałë przed-stôwczi trzë karna: z Miszewa, Mójusza i Tëchlëna. Latosô „Złotô Larwa" i dëtköwô nôdgroda ufudowónô przez Starosta Kartësczégö Powiatu i seraköjsczi part Kaszëbskö--Pömörsczégô Zrzeszeniô trafiłë do göspódarzów prze-zérku. Rozsądzëlë ó tim öbsadzëcele, chtërnyma bëlë: Tomôsz Fópka, Irena Kulwikówskô i Mariô Krosnickô. Techlińsczim teatra czerëje Éwa Warmówskô. Drëdżi plac östôł przëznóny dzecóm z Mójusza (pód czerënka Danutë Pioch), a trzecy - nômłodszim uczastnikóm konkursu, dzôtkóm ze spódleczny szköłë w Miszewie prowadzonym przez Elżbieta Prëczkówską. W artisticznym dzélu wëstąpił m.jin. finalista Kaszëb-sczégó Idola Matéusz Pawelczik. Organizatora przezérku béł Gminowi Östrzódk Kulturë w Serakójcach. RED. m WEJROWÔ. KASZËBSKÔ KRZIŻEWÔ DROGA W piątk 23 strëmiannika na Wejrowsczi Kalwarie óstała ödprôwionô Krziżewô Droga w kaszëbsczim jazëku. Pópro-wadzył ja ks. Tomôsz Syldatk, chtëren wëgłosył téż kôzanié óbczas mszë, ód jaczi zaczała sa uroczëzna. Kaszëbizna bëła przëtomnô na Eucharistie téż dzaka wejrowsczim zrzesziń-cóm - Eugenii Kónköl, Radosławowi Kamińsczćmu i Al-fónksowi Grubbie. Rozmiszlania czëtóné na stacjach Krziżewi Drodżi przërëchtowała latos dr Ludmiła Môdzelewskô. Czëtelë je Kaszëbi z rozmajitëch strón: Mirosłôw Gaffka, Bóżena Ugöwskô, Kazmiérz Zorn, Karolëna Keler, Jerzi Kreft, Gabriela Lisius, Radosłôw Mrozewsczi, Dorota Miszewskô, Tomôsz Fópka (kóórdinatór całégó wëdarzeniô), Anna Klein, Bóżena Szczëpior, Barbara Kąköl, Riszôrd Sylka i Édmund Wittbrodt. RED. m WEJROWO. GRYF LITERACKI DLO EDMUNDA SZCZESÔKA Ju jednósti róz Mieskô Publiczno Biblioteka we Wej-rowie miała ogłoszone konkurs „Gryf Literacki" na ksążka roku. Nominowónëch bëło 36 ksążków. Kôżdô z nich muszała bëc wëdónô na terenie wejrowsczégó powiatu abó autór póchódzył z tegó krézu, abó témizna bëła zrzeszono z tą óbćńdą. W zestówk Kapitułę rokroczno wchó-dają dobiwcowie nôdgrodë z uszłëch lat, direktorka Biblioteczi i czerownik Wëdzélu Kulturë, Spólëznowëch Sprów, Promocje i Turisticzi Urzadu Miasta we Wejrowie. Kóżdi z öbsadzëcelów mó do rozdanió 10 pónktów. Latos nówëżi ótaksowelë ksążka Edmunda Szczesóka Drogę do nieba. Śladami Remusa, wë-dóną przez Wëdôwizna Region z Gdinie i Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie. 15 strëmiannika uroczësto autorowi ostało wraczoné wëprzédnienie Gryf Literacki 2017. Ökróm przédny nôdgrodë bëłë téż przëz-nóné dwa wëapartnienia - Wejrowsczégó Starostë za ksążka w kaszëbsczim jazëku (dostelë je Tomôsz Fópka i Róman Drzéżdżón za Rómka & Tómka przecywiónka wëdóną przez Kaszëbskó-Pómór-sczé Zrzeszenie) i Wójta Gminë Wejrowó (latosym dobiwcą tegó wëprzédnienió óstôł Tomôsz Mering za historiczny komiks Las Piaśnicki). W artisticznym dzélu wëstąpiło teatrowé karno Errata, jaczé dzejó kól wejrowsczi biblioteczi pód czerënka Éwelinë Magdzarczik-Plebanek. RED. 60 POMERANIA / KWIECIEŃ 31 KLËKA MB CHOJNICE. REGIONALIŚCI PATRONAMI ULIC Wskutek uchwał Rady Miejskiej w Chojnicach dwóch zasłużonych działaczy regionalnych zostało patronami ulic. Działania te miały związek z wprowadzeniem zmian nazw ulic i placów w ramach tzw. ustawy dekomunizacyjnej. W gronie patronów chojnickich ulic pojawili się Franciszek Pabich i Witold Look. Obaj w 1964 r., wspólnie z Julianem Rydzkowskim, założyli ukazujący się do dziś rocznik „Zeszyty Chojnickie", obaj też ogłaszali drukiem niektóre swoje publikacje na łamach „Pomeranii". F. Pabich był wybitnym, w skali międzynarodowej, znawcą filigranów (znaków wodnych na papierze) i dziejów papiernictwa, natomiast W. Look zajmował się przede wszystkim bogatą historią ziemi chojnickiej. Obu regionalistów rekomendował Radzie Miejskiej działający od dwóch lat w chojnickim ratuszu Zespół ds. Nazewnictwa Miejskiego. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI m CHOJNICE. SYMPOZJUM DLA MŁODZIEŻY Już po raz jedenasty w LO im. Filomatów Chojnickich - w ramach Dni Kultury Kaszubsko-Pomorskiej - 24 października 2017 r. odbyło się sympozjum edukacyjne dla młodzieży. Tym razem sympozjum miało aż dwa rocznicowe akcenty, prelegenci wspominali bowiem postać ks. Leona Lew Kiedrowskiego, maturzysty z 1891 r. W 2017 r. przypadała 150. rocznica jego urodzin i 100. śmierci. Wygłoszono trzy prelekcje. O rodzinnych stronach (Gochach) kapłana i działacza patriotycznego w okresie zaborów opowiedział Paweł Piotr My-narczyk, o jego drodze życiowej i posłudze duszpasterskiej - Kazimierz Jaruszewski, natomiast o pruskim gimnazjum w Chojnicach - Olgierd Buchwald. Była to wartościowa lekcja regionalnej historii, ale również patriotyzmu. KJ m LËZËN0. SZKOŁA PÔD PATRO-NATA WIÔLDŻÉGÔ PROFESORA Spödlecznô Szkoła nr 2 w Lëzënie 6 strëmiannika óbchödzëła swiato sparłaczoné z oficjalnym nadanim ji miona Gerata Labudë. Rëchli, bó ju w czerwińcu 2017 r., direktór Kaz-miérz Bistroń złożił do lezyńscze-gó Urzadu Gminë wniosk w sprawie wëbóru Profesora na patrona. Östôł on pôzytiwno przëjimniati, co przedstówcowie samorządu oficjalno pôcwierdzëlë óbczas uroczëznë. Na zôczątk swiatowaniô Kaz-miérz Bistroń pöwitôł góscy i kôrbił ö niejednëch prôwdach z biografie Profesora. Późni Natalio Kupskô przeczëtała lëst napisóny przez sëna patrona, Adama Labuda, chtëren wiele razy pódsztrichnął, że dlô ojca baro wôżnô bëła kaszëbskô spólëzna. Pöstapnym pónkta swiata béł wëkłôd prof. Józefa Bórzëszkôwsczégö ö profesorze Labudze. Pótemu szkóło-wé teatrowé karno, jaczému towarził muzyczny zespół dirigöwóny przez Zofia Meyer, zaprezentowało przedstówk Öbrôzczi z żëcégó Gerata Labudę. Öbczas uroczëznë bëłë téż ogłoszone rezultatë dwuch konkursów: Wöjewódzczégó Pôetickó-Prozator-sczégö Konkursu „Miłość, Przyjaźń, Dobro" i plasticznégö a historicznégö konkursu ô Gerace Labudze. W pier-szim z nich, w kategorie poezje do-bëła Ewelina Cyman ze Spödleczny Szkółë nr 2 w Lëzënie, drëgô bëła Magda Jereczek z Publicznego Gimnazjum w Skórzewie, a trzecô Kinga Pöbudzkô ze Sp. Sz. nr 2 w Serakój- cach. W kategorie prozë dobiwczka-ma östałë: I. Juliô Gorący (Szkoło-wö-Przedszköłowi Zespół nr 3 w Kôscérznie), II. Natalio Kwidzińskó (Sp. Sz. nr 2 w Lëzënie), III. Wiktorio Rajzyngier (Sp. Sz. w Żelëstrzewie). Drëdżi ze wspömniónëch konkursów östôł pödzelony na dwa partë. Pierszi z nich - plasticzny - miôł titel: „Gerard Labuda - Wielbiciel Kaszub i Miłośnik Nauki". Hewó jego dobiw-cowie: Kat. VII kl. sp. szk.: I. Macéj Schmidke, II. Kinga Czech, III. Mak-symilión Tempsczi i Karolëna Bójkę; wëprzédnienia: Igór Pikron, Marta Tempskô, Karolëna Reszke; Kat. II i III kl. gimnazjum: I. Szë-món Skiba, II. Martena Pallach, III. Julianna Post i Klaudio Mëszke; wëprzédnienia: Monika Héwelt, Natalio Nowickô, Juliô Kepke. Historiczny dzél konkursu ô prof. Gerardze Labudze dobëlë: I. Agata Klawikówskô, II. Kacper Jaszewsczi, III. Mariola Dampc. NA SPÖDLIM TEKSTU KRISTINË LÉWNË ■I CHMIELNO. N0WÉUDBË „GARECZNICË" Pod czerownictwa nowégó przédnika „Garecznicë" Łukasza Mëszka óstało zórganizowóné zćńdzenić tego mło-dzëznowégó klubu z Chmielna. Bëło ono spartaczone z pókózka dokumentalnego filmu „Król Kaszubów", jaczégö heroją je Karól Krefft, chtëren m.jin. béł wespółzałóżcą chmieleńsczegó partu Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô. Referat na téma ti póstacji wëgłosył Eugeniusz Prëczkôwsczi. Öbczas pótkaniô młodzëzna szukała drogów rozköscérzanió kaszëb- sczi kulturë i jazëka w swöjim ökólim. Wiceprzédnik Pioter Chistowsczi zapówiedzôł, że planowóny je m.jin. turniér dôwny kaszëbsczi jigrë zwóny „buczka", jaczi mô bëc zórganizowóny w Miechucënie. Badący na zeńdzenim gósce: Robert Groth z młodzëznowégö klubu „Cassubia" i przédniczka banińsczegó partu KPZ Elżbieta Prëczkówskô, za-chacywelë do wzacô udzélu w konkursu „Kaszëbsczé karaoke". Pótkanié „Garecznicë" ódbëło sa w Gminowim Östrzódku Kulturë, Sportu i Rekreacje w Chmielnie. NA SPÖDLIM NOTCZI JD * Gôdô K. Bistroń. Ôdj. z archiwum szköłë ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 61 KLËKA m GDUŃSK. DJK W STOLËCË Öbchödë Dnła Jednotë Kaszëbów (tedë jesz nié z tą nazwą) - na pamiątka pier-szi pisemny wzmiónczi ö Kaszëbach -zaczałë sa we Gduńsku w 2004 r. A od czile lat w tim miesce 19 strëmiannika gduńsczi part KPZ örganizëje Kaszëb-sczi Dzeń. Latosô rozegracjô zaczała sa w samo pôłnié pôd pomnika Swiatopôłka Wiôldżégö na skwerze miona tego ksaca (köl. sz. Szeroczi). Tuwó béł ód-czëtóny dzélëlc bullë papieża Grzegorza IX z 19 strëmiannika 1238 r., w jaczi pierszi rôz pojawiła sa nazwa Kaszëbë (w łacyńsczim jazëku). Wöjcech Józef Könkel öpöwiedzôł ö żëcym i dobë-cach Swiatopôłka II, a pöd sztaturą tegö panownika kwiatë złożëlë m.jin. marszôłk pömörsczégô województwa Mieczësłôw Struk i prezydent Gduńska Paweł Adamowicz. Późni uczastnicë obchodów z towa-rzenim snôżo grający Örkestrë Wójno-wi Marinarczi przeszłe szas. Szeroką na Dłëdżi Pöbrzég, a dali do Zelóny Brómë i Dłëdżim Tôrga w starna tôflë na wdôr Fracëszka Kracczégô, chtërnégô Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie ógło-sëło latosym patrona. Tuwô delegacjo gduńsczćgo partu Zrzeszeniô złożëła kwiatë. A pötemu swiatëjący rëgnalë do Przédnégö Rôtësza Miasta Gduńska, gdze béł artisticzny dzél wëdarzeniô. Henë wiceprzédnik KPZ Łukôsz Grza-dzëcczi wëgłosył referat ö Kracczim. Wiodro bëlo latos nadzwëkôwö pëszné, a przede wszëtczim jesmë rôd z wielënë iiczastników. Dzakujemë stanicóm z jinëch partów Zrzeszeniô, wszëtczim bëtnikóm, a ösoblëwie dzecóm z gduń-sczich (i nié leno) szköłów. Dzaka nima naji przemarsz béł baro farwny i ful redo të - gôdô Jerzi Nacel z gduńsczćgo partu KPZ, organizatora Kaszëbsczégö Dnia. Ö piąti pô pôłnim pôd sztaturą ksaca Swiatopółka potkało sa jesz jedno karno Kaszëbów. Zaspiéwelë pieśnią Jana Trepczika „Zemia rodnô". Bëlë westrzód nich uczastnicë pierszégö świata, z 2004 r., chtërno tedë bëło na-zwóné w rôczbach na zćńdzenić pód sztaturą boga morza na Dłudżim Tôr-gu - „kaszëbsczim Nôrodnym Świata". A pótemu zćńdzony szlë do karczmę, cobë wëpic kąsk jantarowégö napitku na uczestnienié wszëtczich Kaszëbów. RED. Ödj. A. Sipajło m WIÔLGÔ WIES. SWIATOWELË NA SWIÉŻIM LËFCE Dzeń Jednotë Kaszëbów béł swiato-wóny w rozmajitëch placach. Jednym z nich bëła Wiôlgô Wies, gdze ödbéł sa ju trzecy Biég Jednotë Kaszëbów i drëdżi Marsz Jednotë Kaszëbów. Westrzód célów ti rozegracje je nié leno parłaczenié Kaszëbów, ale téż promöcjô zdrowégö żëcô i spadzywaniô czasu na swiéżim lëfce. Organizatora tegö wëda-rzeniô bëło tradicyjno Centrum Kulturę, Promocje i Sportu we Wiôldżi Wsë wespół z Kaszëbską Jednotą i wiólżiń-sczim parta Kaszëbskö-Pómörsczégö Zrzeszenió. 17 strëmiannika na starce stanało 250 uczastników. Westrzód nómłod-szich, jaczé biegelë 1238 m (to na wdôr pierszégö pôjawieniô sa pôzwë Kaszëbë w oficjalnym dokumence 19 III 1238 r.), dobéł Ródk Budzysz, a westrzód dzéw-czatów Milena Cysköwskô. W biegu na 5 km pierszi bëlë Michół Szweda i Katarzëna Owczarek, na 10 km - Pio-ter Jadrëczka i Anna Sliwak-Błońsko, a w miónkach nordic walking Môrcën Grzegôrczik i Wiktorio Naczk. Nôwôżniészé równak bëło póspólné swiatowanié i redosc, jaczi nie felowało, chóc buten béł wiater i mróz. RED. 62 / POMERANIA / KWI KLËKA m CZELNO, SZËMÔŁD. GRAND PRIX DLÔ CHURU NADZIEJA W XII Pömörsczim Festiwalu Wiôl-göpöstny Piesni wzałë latos udzél 23 churë. Przesłëchë ödbiwałë sa 17 strëmiannika w köscołach w Czelnie i Szëmôłdze. Bezkónkurencjowi bél chur Nadzieja z Nakła nad Notecą, jaczi dostôł Grand Prix festiwalu i téż specjalną nódgroda gduńsczegó metropolitę. Jem baro rôd. Nôdgroda je dlô naju wiôldżim wëprzédnienim, ale i zasköczenim, bô wëstapôwałë tu bëlné karna - gôdôł Michôł Gacka, dirigent negó karna. Wôrt pôdczorchnąc, że ôkróm ka-tolëcczich wiôlgöpöstnëch spiéwów pöjawiłë sa latos téż lëtersczé i cer-kwiowé. Dzaka temu Festiwal stół sa barżi farwny i rozmajiti. Całownô lësta nôdgrodzonëch karnów wëzdrzi tak: - nôdgroda dlô nôlepszégö churu wëbrónégó przez publika - mło-dzëznowi chur Kamerton z Jaswi-łów, m PRZEDKÖWÔ. UTWÓRCË Z NAJICH STRÓN W Publiczny Biblotece Gminë Przed-köwó m. Henrika Héwelta 1 strëmian-nika ju szósti rôz pötkelë sa lëdze, dlô chtërnëch je wôżnô lëteratura pisónô przez môlowëch usôdzców. W tim dniu bó wej ödbiwôł sa latosy Powiatowi Konkurs „Utwórcë z najich strón". Tą razą nie bëłë to miónczi recytator-sczé jak w rëchlészich edicjach, leno Kónkurs Bëlnégö Czëtaniô Kaszëb-sczich Brawadów „Bursztynowe drzewo" z prowadnym titla „Wyobraźnia to jest taka sfera... - twórczość Edmunda Puzdrowskiego". Na róczba do udzélu w miónkach ód-pöwiedzelë uczniowie klas öd IV do VI z szesc spödlecznëch szkółów: w Czecze-wie, Dzérzążnie, Kartuzach, Pömieczë-nie, Prokówie i Przedkówie. W pierszi dzeń strëmiannika do bibloteczi przëja-chało 29 szkółówników ze swój ima szkólnyma. Kóżdi uczastnik czëtôł jedna starna brawadë z ksążczi Puzdrowsczé-gó Bursztynowe drzewo. Baśnie kaszubskie; chtërna starna i z chtërnégô z szesc bédowónëch dokazów, dowiadiwół sa - nódgroda dlô nôlepszégó dirigenta festiwalu szëmôłdzczégö dzélu -Tomôsz Chëła, - nódgroda dlô nólepszégó dirigenta festiwalu czeleńsczegó dzélu - Béja-ta Snieg-Wądołowskó, - nódgroda za nôlepszé wëkónanié pas-jowi piesni w kaszëbsczim jazëku -kameralny białczëny chur köl I Öglo-wósztółcącégó Liceum w Kóscérznie (szëmôłdzczi dzél) i chur Musie Eve-rywhere z Gduńska (czeleńsczi dzél), -1 mól westrzód schólów i wókal-nëch karnów - parafialnó liturgicz-nô schóla kol parafii NMP Królewi Swiatégó Różańca we Gduńsku, - I mól westrzód parafialnëch churów - Sine Nomine z Gdini, -1 mól westrzód młodzëznowëch churów i karnów - kameralny biał-czëny chur köl I Öglowösztôłcącégô Liceum w Köscérznie, - I mól westrzód churów dzejającëch kol óstrzódków kulturę - Musie Everywhere ze Gduńska, dopiérku óbczas konkursu. Tim spösoba uczniowie, jedna szkolno i óbsadzëcel-czi przeczëtelë sztërë calëchné brawadë! Czëtaniô słëchôł téż Édmund Puzdrow-sczi (na ódjimkach), chtëren óbczas pó-sedzenió juri ópöwiôdôł uczastnikóm miónków i jich dozérôczóm ó swójim żëcym (póchódzy z Kartuz), prôcë i bibliofilsczich zainteresowaniach, pô-kôzywôł téż arcëczekawé wëdôwiznë, czësto jiné niżlë te, jaczé móże uzdrzec w ksagarniach... Czedë kónkursowô kómisjô (Ka-zmiera Nowickô, Dorota Wilczewskó i niżi pódpisónô - przédniczka juri) dogôdała sa, komu dac jaką nódgroda a kömu wëprzédnienié, wrócëła na miónköwą zala, ji przédniczka ógłosëła niżi pödóné wëniczi. Pierszi nódgrodë öbsadzëcelczi nie przëznałë. Zato drëdżich placów bëło jaż sztërë, hewó dobëtniczczi: Domnika Cza-plińskó, Sonia Groszek, Klaudiô Hirsz, Victoriô Wolff. Trzecy plac, téż ex aequo, dostelë: Sandra Böbkówskô, Mateusz Fórmela, Liwiô Tobys. A wëprzédniony óstelë: Paweł Drewniak, Sandra Mar-köwskô i Adóm Wesołowsczi. - I mól westrzód churów i kameral-nëch karnów - chur Appasionata w Lubawie, - specjalny diplóm - chur Appasiona-to z Gniewina, - Grand Prix Festiwalu i specjalno nódgroda gduńsczegó metropölitë - chur Nadzieja. Ökróm wëprzédnieniów zrzeszo-nëch z Festiwala wraczoné óstałë téż nôdgrodë w V Öglowópölsczim Kóm-pózytorsczim Konkursu na churowi pasjowi dokôz do tekstu w kaszëb-sczim jazëku. Nólepszim kompozytora ókôzôł sa Filip Ceszińsczi ze Gduńska, drëdżi plac miała Joanna Widera, a trzecy Krësztof Falkówsczi. Kómpózytorsczi Kónkurs zorganizowało Muzeum Kaszëbskó-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie w wespółroboce z Gminowim Centrum Kulturę, Sportu i Rekreacje w Szëmôłdze a téż Radzëzną Kaszëb-sczich Churów. RED. Ôdj. L.Templin W miono organizatorów rócza na miónczi w przińdnym roku, wiadła ó nich badze mógł nalezc na początku 2019 r. na starnie: www.biblioteka. przodkowo.eu BOGUMIŁA ÔD CËROCCZICH \ ŁŻËKWIAT2018 / POMERANIA / 63 KLËKA m BRUSË, BËTOWÔ. TWÔRZËLË W RODNY MÔWIE Kaszëbsczé Öglowósztółcącé Liceum w Brusach i Zespół Szkółów Ekönomiczno-Usłëgöwëch w Bëto-wie ju piąti rôz zörganizowelë konkurs „Twörzimë w rodny mowie". Pôdrechöwanié konkursu raza z wraczenim nôdgrodów ódbëło sa 20 strëmiannika 2018 r. w Kaszëb-sczim Öglowósztôłcącym Liceum w Brusach. Na konkurs latoségó roku bëło przësłónëch 30 dokazów: w kategorii klas 7 spödleczny szköłë i gimnazjum - 10 dokazów (5 wiérztów i 5 prozatorsczich dokazów), w kategorii wëżigimnazjalnëch klas - 17 dokazów (10 wiérztów, 2 dramë i 5 prozatorsczich dokazów), w kategorii maturantów kaszëbsczégö jazëka - 3 dokazë (2 wiérztë, 1 pro-zatorsczi dokôz). Spömidzë nadesłónëch usôdz-ków öbsadzëcelë (Dark Majköwsczi, Anna Różk i Wójcech Mëszk) przëz-nelë nôdgrodë. Dobiwcama óstelë: W kł. 7 spödleczny szkółë i gimnazjum w kategorii poezji: I mól - Agnészka Szulc (Spödlecznô Szkoła w Lubni), II mól - Samanta Naczk (Gimnazjum w Gówidlënie), III mól - Agata Kostuch (Gimnazjum w Gówidlënie). W kl. 7 spódleczny szkółë i gimnazjum w kategorii prozë: I mól - Zuzana Gleszczińskó (Zespół Szkółów w Lepińcach), II mól - Aleksandra Wysockó (Spódlecz-nó Szkoła nr 2 w Brusach), III mól - Kristión Nowik (Spólëznowô Spódlecznó Szkoła w Czersku). W wëżigimnazjalnëch szkołach w kategorii poezji: I mól - Julio Fórmela (Oglowó-sztôłcącé Liceum m. H. Derdow-sczégö w Kartuzach), II mól - Aldona Czapiewskó (Technikum nr 3 m. Bohaterów Szarże pod Krojanta-ma w Chónicach), III mól - Agata Czedrowskó (Technikum nr 3 m. Bohaterów Szarże pod Krojantama w Chónicach); wëapartnienia: Zu- zana Frimark (Kaszëbsczé Öglo-wösztôłcącé Liceum w Brusach), Patricjó Knitter (Kaszëbsczé Öglo-wósztółcącé Liceum w Brusach), Mateusz Stanisławsczi (Zespół Ekónomiczno-Usłëgówëch Szkółów w Bëtowie). W wëżigimnazjalnëch szkołach w kategorii prozë: I mól - Natalio Czucha (I Öglo-wósztółcącé Liceum w Kóscérznie), II mół - Mikółój Rëdëger (Kaszëb-sczé LO w Brusach), III mól - Ka-tarzëna Niemczik (Technikum nr 3 w Chónicach); wëapartnienié: Kasper Rudtka (Technikum nr 3 w Chónicach). W wëżigimnazjalnëch szkołach w kategorii drama: I mól - Magdalena Wantoch Rekówskó (Zespół Ekónomiczno--Usłëgówëch Szkółów w Bëtowie), II mól - Agnészka Megier (Zespół Ekónomiczno-Usłëgówëch Szkółów w Bëtowie). Westrzód maturantów kaszëb-sczégó jazëka w kategorii poezji: I mól - Katarzëna Główczewskó, II mól - Éwa Nowickó. Westrzód maturantów kaszëb-sczégó jazëka w kategorii prozë do-biwcą óstół Stanisłów Frimark. RED. NASPÖDLIM PROTOKÓŁU KOMISJI ÔBSADZËCELÓW m ŻUKOWO. KASZUBY BIEGAJĄ, TEJ BIEGÔ I „POMERANIA" fiSIuBY Mllm mm MORSKI. port KASZUBI mm W sobota 24 strëmiannika nad żukówsczim Jezórka béł zaczątk drëdżégó cyklu pn. Biegowe Grand Prix Kaszub (GPX) i drëdżé ju latosé miónczi w öbrëmim nowego cyklu Kaszuby Biegają na 5 km (pierszô kaszëb-skó „piątka" bëła 17.03 w Chwaszczë-nie). Przędnym organizatora tëch dwuch cyklów biegów je Kaszubskie Stowarzyszenie Kultury Fizycznej w Żukowie, z direktora biegów Hen-rika Miotka na przodku. W sobótnëch miónkach GPX na miła (a mógł jesz nëkac na 5 abó 10 km) wzalë udzél przedstówcë najégó cządnika - dwóje nôleżników biegowego karna „Cządnik Pomerania" i synk przédnégó redaktora: Jaszk. RED. Ödj. A. Gleszczińskó 64 POMERANIA KLĘKA m LËZËNO. PART MÔ STANICA W Lëzënie 17 strëmiannika 2018 roku z leżnoscë Dnia Jednotë Kaszëbów ostała pöswiaconô stanica. Pödskôcënka do dzejanió wkół ti sprawë bëła zgoda samôrządowëch wëszëznów Lëzëna (z wójta Jarosława Wejra) ë Öglowégö Zarządu Kaszëbskô-Pömörsczégö Zrze-szeniô (z prezesa KPZ Edmunda Witt-brodta) na organizacja XX Światowego Zjazdu Kaszëbów w Lëzënie. Zacwier-dzenié projektu stanice ödbëło sa 14 rujana 2017 roku na wëjazdowim zeń-dzenim Przédny Radzëznë Kaszëbskó--Pömörsczégö Zrzeszeniô w Sëlëczënie. Stanica symbölizëje przewiązanie do tradicji i kulturę regionu i môlu zamieszkaniô. Dobrą żëczbą bëłobë, żebë ze stanicą zeszlachöwała sa całô spölëzna lezyńsczi zemi, stądka nawleczenie do herbu gminë Lëzëno. Na stanice je wëapartniony kaszëbsczi grif, to je znanka, céch wielestalatné-gö dérowaniô Kaszëbów na pömôrsczi zemi. Nôdpisë na stanice są w pólsczim jazëku i naju rodny mowie. Je to pôzwa partu i mól dzejanió: „Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział Luzino" a téż zawołanie pó kaszëbsku: „Niech Stanica Grifa Prowadzy Nas". Projekt stanice pówstół w dzewiac-dzesątëch latach dwadzestégó stala-ta. Wëkónôwcą projektu béł szkolny z Lëzëna Marión Mielewczik. Z wsze-łejaczich zanôleżënów projekt muszół póczekac do 2018 r. Dzakujemë wastnie Marii Witt-stock za przechowanie projektu stanice. Stolemné pôdzaköwanié za jich robota słëchô sa nółeżnikóm partu w Lëzënie: Alicji i Romanowi Klin-kószóm, Teofilowi Syrocczému, Reginie i Markowi Mudlawóm, Aleksandrze i Mieczësławöwi Bistronióm. Snóżo wëszëła stanica Kristina Bargańskó. Pôswiacenié ódbëło sa w kóscele pw. sw. Wawrzińca w Lëzënie. Msza Swiatą i kôzanié w rodny mówię wëgłosył ks. prof. Jan Perszon. Stanica póswiacył ks. Leszk Krëża, chtëren w tim sarnim dniu dostół Medal Honornego Öbëwa-tela Gminë Lëzëno. Prezes lezyńsczćgó partu Mieczësłôw Bistroń sczerowół do zebrónëch m.jin. taczé słowa: Póswiacenié stanice to nôwóżniészi dzeń dló najégô partu. Môżna rzec, że to ukoronowanie 37 lat dzejanió. Jesmë 46. parta KPZ, chtëren mô stanica. Dzys jesmë nômłodszi. Jesmë rôd z bëcégô w rodzëznie kaszëbsczich staniców. To budëje naja juwernota w zunifikówó-nym i zglobalizowónym dzysdniowim świece. Mając stanica, czëjemë sa gwë-sno i śmiało wzérómë wprzińdnota, nie bôjimë sa busznëch planów, jak chócbë organizacji XX Zjazdu Kaszëbów. Ödj. R. Klinkösz Jesmë wdzaczny wszëtczim dobrziń-cóm za żëczlëwôta i pomóc. Bez wajégó wiôldżégó serca nie bëłobëstanicëKaszëb-sko-Pömórsczégô Zrzeszenió w Leżenie. Za kóżdą pomóc materialną i dobré słowo baro, baro dzakuja. Part w Lëzënie dzakuje wszëtczim, chtërny przëjachelë do naju na Dzeń Jednotë Kaszëbów, ósoblëwie Bóg zapłać partom, chtërne pójawiłë sa ze swójima stanicama. PART KPZ LËZËNO m WEJROWÔ. DRZIDŻÔDZ W PAŁACU Pałace rozmajice sa kojarzą. Jeżlë zamknąć óczë, może przińc óbróz zajéżdżającëch przed szeroczé rozeswietloné podwórca briczków, z chtërnëch wësódają elegancczé damë i szëkôwno óblokłi chłopi. Dochôdają zwaczi muzyczi i re-dosnëch smiéchów, przësłëchiwają sa jima strzegący usza-ma kónie i parköwé drzewa... Ech, chtëżbë nie rojił ó taczim balu w salach pamiata-jącëch czasë Keyserlingków. Latoś ókózało sa, że te rojenia zjiscëłë sa dló karna sztudérów kaszëbsczi etnofilologii. Swój strzódsemestralny, a dló III roku ju óstatny „drzi-dżódz" (tak le sztudérzë etnofilologii mógą sztółtowac no-wóczasné pójaca i czënic so jazëk kaszëbsczi póddónym) przeżiwelë prawie w murach wejrowsczi sedzbë dôwnëch grafów, zawiadëjącëch w XVIII i XIX w. Wejrowa, a to-warzëlë jima jich profesorowie i wëkładowcë z gduńsczi Alma Mater. Rozegracjó mia baro uroczësti charakter. Na początku, w ramach pódzakówaniów, na teza köżdégó ze szkólnëch ósta wëgłoszonó szpórtownó laudacjo, a do leż- noscowégó kwiótka doparłaczoné bëłë dwa snóżé talérze óbzdobioné kaszëbsczima mótiwama. Po dzélu dëchówëch przeżëców przeszedł czas na pókrzésnik, i jak to na ucztach, stołë udżibałë sa ôd naszëköwónëch wiktuałów. Parafrazëjące wieszcza, móga le dodać, że i jo tam bëła, strawë dëcha i cała zażëła, redoscą sa dzelëła, a na póswiód-czenié ódjimk doparłaczëła. BOŻENA UGÖWSKÔ ŁZEKWIAT 2018 / POMERANIA / 65 KLËKA m PRZEDKÔWÔ. RECYTOWELË PANA TADEUSZA PÔ KASZËBSKU... 6 strëmiannika w aulë Zespołu Wëżi-gimnazjalnëch Szköłów w Przedköwie béł Kaszëbsczi Recytatorsczi Konkurs „W romantycznej scenerii - rzecz o Panu TadeuszuMłodzëzna z gimnazjum i wëżigimnazjalnëch szköłów deklamowała pö kaszëbsku dzélëczi dokazu Adama Mickewicza zrzeszone z kulina-riama. Öbsadzëcelczi (Danuta Rzepka -direktorka Publiczny Biblioteczi Gminë Przedköwö, Izabella Marczińskó - szkolno ze Szköłowö-Wëchôwnégô Östrzód-ka w Tursku, a Bogumiła Cërockô - redaktorka miesacznika „Pomerania") po wësłëchanim 16 recytatorów przëznałë hewötné place: Gimnazjum - I. Kamila Domarus, II. Anna Szreder, III. Marta Stole; wëprzédnienia: Natalio Ganżumow a Éwa Nirëch; Wëżigimnazjalné szköłë - I. Prze-mësłôw Birr, II. Sandra Drążköwskô, III. Martena Skörowskô. Młodzëzna dobrze dała so rada z recytacją wëbrónëch wëjimków tłóma-czeniô Stanisława Janczi. W pösobnëch Ödj. z archiwum ZSW w Przedkówie latach chcemë ödkrëwac jinszé dzélëczi epopej i, a przez to rozköscerzac snôżą lëteratura i kaszëbizna. Przed recytacjama wëstąpił wice-przédnik Kaszëbskö-Pömörsczégô Zrze-szeniô Łukôsz Grzadzëcczi, jaczi öpôwiôdôł ö udzélu Kaszëbów w udo-stôwanim samöstójnotë Pölsczi a téż ö Fracëszku Kracczim, patronie 2018 roku w KPZ. Późni uczniowie Zespołu Wëżi-gimnazjalnëch Szkółów w Przedkówie (latosy maturańce) zaprezentowelë sa w kuńsztowno przërëchtowónym tuńcu. Na zakuńczenić wëstąpił jesz Przemësłôw Bruhn, dobiwca Kaszëb-sczégö Idola w 2016 roku. Öb całi dzén towarzëła nama i kibicowała recytatorom wizytatórka z Kuratorium Pöuczënë we Gduńsku, delegatura w Kóscérznie, Halina Knapińskó. Tak jak pódpówiôdôł titel latosy edi-cje konkursu, na stole nie zafelowało dobrego jestku. Do uzdrzenió za rok! DOROTA WILCZEWSKÔ, TŁÓM. DM GDUŃSK-NOWI PÔRT. CZEJ JE ZYMKÔWÉ WIODRO, BËLNO MÔŻE PÔDZËWIAC t MÔRSCZÉ WIDZËNCZI. ÖDJ. S. LEWANDOWSCZI SËCHIM PAKA USZŁÉ MIDZE CZORNYM A BIOŁIM Izôs pölsczi parlameńt zaczął co czwarzëc. Białczi sa uprocëmniłë. I zrobiłë czôrné piątczi. Jiné białczi na to zrobią biôłé piątczi. A czej jem wëpuscył szesnôsce lat temu möje eroticzné wiérztë - to dało trzôsk. Kaszë-bi ö takczims nie mówią, nie piszą! Czëstô pögörcha! Nié? Nie mówią, nie piszą? Przekartowôł jem dwa tomë Ksa-dzaSëchtowégö Słowarza i... je tego skópicą, co swiódczi ö tim, że ód wiedna Kaszëbi mielë z seksa do czënieniô i... z jego skutkama. Knôp, melkus, szcząker, smôrszcz, srajk, sróPzaczinó sa przëzerac firlitkóma, czijónkóma, piżuloma, syków-kóma, jesónkóma, syksoma, smuszkóma, srajduli-noma, sraldoma, szatkóma, sziksama, traldama2 i - jesz mów tutce3. - Pomału sa zaczinó chodzenie wkół se. Knóp muszi dzéwcza: wëgël-dzëc, uszczipnąc a brodą wëszorowac (colemało w tuńcu). Szaroputczi so nócą4. Trzimią sa za race, wżerają w öczë, wzdicha-ją - jakbë jima w głowa zaszło. Czasa sa szwania- - ją5 abó gnëbają6. Biwają porządny knópi i dzewusë, co leno po siebie jidą raza do wërów. Równak biwó téż jinak. Trafi sa bóbiôrz7, zwódzyjósz8, buklin9, przëputa, sułtan10 abó grużdżëlk, smulnik, szatónk, szmechta, szmektał11 czë szparkównik12. A potrafią chłopi na rozmajité órtë do białk sa zabierać. I stądka je: pódchwótajk, pódszczipajk, macoch, macykura, skubajk13, smukała14 a szwania15. Nie je letko bëc sybrzóna16! A z białeczków téż są trópnice17 a taczé, co chłopóma sostrzą18. Nóprzódka niedowinnó sybrzónka, szôlëca, szlëcznica, szlëza, szmektółka19 - co to zaczinó kramówac, kitrowac20 abó mnizgac, musz-kac a skajac sa21 — jaż po smrodnica22, czwiérzadło23 czë trzaska i trzasëdło24. Od kramówczi25 do gałganienió26, pieskówanió, rëmcëkówanió27 - jaż pó jistną katrzëtwa, sodomë i gómórë28. Może tedë kózaczëc sa29 a żëc na kaspra, na knebel30. Prosto: bëc zlazłim. Letkó jidze rozmółpic sa31. Czej nańdze szemarzëca32 - zdżinie flagowanie, krëwawienié w dole, czas, cotka, krwawica, cządzawica a sowa33. A białka może: miec môłé, spó-dzéwac sa mółégó, chódzëc ö mółim, chödzëc z mółim, bëc sprano, dyk, zaódzónó, ótwarnó, na óstatnëch nogach, óstóną, na rozwalenim, w jinszim stónie a chödzëc z szopką34. Prosto: szopnica35, co mó baben, je óspónó, - sprónó a spuchło36 - chócó je pin37. Zaró nańdą sa taczi, co mdą ó ni mówić: kózócz-nica, kufa, kurwica, lafirińda, ludrzëca, óbdojonó, óbeck-niató, óbkóchónó, pópósnica, ridówka, włóczëdło, sakwa, sëka, skuszbaba, szafarijó, sza-farinica, szafarińda, szafarnica, szórcka a szlapiroch38. Pósob- - no skoczka, panna z felą, na- puchłó jak kątór a óberit39 - co to ji jeden oko podbił, przespół ja, zesrół ja a strzasnął40. Jesz pół biédë, żlë bëło to zgodno z wolą białczi - mógła to bëc prosto jakô wiólgó miłosc. Czasa je tak, że je to procëm białce - tej je to gwółt, za jaczi sprówca muszi jic do sódzë. Biwó tak, że białka östôwô sama z brzëcha a niesama, bo ji „mulkówi" sygnało leno tëli rozëmku a ödpöwiedzalnotë i zrobił „nóżka-pón". Żlë ni ma skąd-ka pömócë - przëchódzy pónëknąc w las, uskrómnic a zwalëc to41. Jic za płot, tak cobë dzeckó ucekło42. Niesz-czescë nieszczeri miłotë. TÓMKFÓPKA Przekartowół jem dwa tomë KsadzaSëchtowé-gô Słowarza i... je tego skópicą, co swiódczi ó tim, że ód wiedna Kaszëbi mielë z seksa do czënieniô i... z jego skutkama. 1 Chłopiec dorastający, smarkacz, młokos, wyrostek. 2 Podlotek, podfruwajka, kociak. 3 O mężczyźnie, który nie miał jeszcze stosunku. 4 Piosenka o treści miłosnej. 5 Całować się. 6 Lizać się wzajemnie. 7 Kobieciarz. 8 Uwodziciel. 9 Facet, który ugania się za kobietami. 10 Mężczyzna prowadzący niemoralny tryb życia. 11 Mężczyzna kokietujący kobiety, zalotny, przymilający się, pochlebca. 12 Podrywacz. 13 Mężczyzna podszczypujący kobiety. 14 Mężczyzna zalecający się do kobiet poprzez głaskanie ich po twarzy. 15 Mężczyzna znienacka całujący kobiety, bez przyzwolenia. 16 Mężczyzna zabiegający o względy kobiety. 17 Kobieta uwodząca mężczyzn. 18 Kobieta, która żyje w nielegalnym związku z mężczyzną. 19 Kokietka. 20 Flirtować. 21 Wdzięczyć się, umizgiwać, zalecać się, przymilać. 22 Kobieta skąpo odziana, opalająca się w miejscu publicznym. 23 Kobieta prowokująca ubiorem. 24 Dziewczyna poruszająca przesadnie pośladkami. 25 Schadzka miłosna, randka. 26 Stosunek płciowy. 27 Oddawać się nierządowi, uprawiać seks. 28 Wyuzdanie, rozpusta. 29 Prowadzić życie nierządne. 30 Żyć w konkubinacie. 31 Stać się rozpustnym. 32 Stan wzmożonego popędu płciowego u kobiety. 33 Miesiączka, okres, menstruacja. 34 Być w ciąży, ciężarną, brzemienną. 35 Kobieta ciężarna. 36 Być w ciąży poza małżeństwem. 37 Krótko po stosunku. 38 Kobieta rozpustna, lekkich obyczajów, prostytutka. 39 Kobieta niezamężna z dzieckiem. 40 Uczynić brzemienną. 41 Przerwać ciążę, poddać aborcji. 42 Poronić. I ŁŻËKWIAT 2018 / POMERANIA / 67 Z BUTNA MOJE CZASU MUDZENIE Lubią mudzëc czas. Taczi ju jem, a zmieniwac sa nijak nie mëszla. Hewö lësta möjégö zmudzonégö czasu: Mudza czas, czëtającë ksążczi. Mudza czas, przezérającë gazétë. Mudza czas, sznëkrëjącë w internece. Mudza czas, obżerające filmë. Mudza czas, sedzącë w kintopie. Mudza czas, zdrzącë bez ökno. Mudza czas, spötikającë sa z lëdzama. Mudza czas, gôdającë a - z lëdzama plestającë (öso-blëwie z brifką a leśnym, jaczi jistno jak jô nadzwëk czas mudzëc lubią). Mudza czas, wëszczérza-jącë sa a śmiejące. Mudza czas, śpiewające (prôwdac falszëwie, le Ösoblëwie mudza czas nëch, co terôzka muszą po słowôrzach sznëkrowac, bë sprawdzëc cëż do purtka (!) no pëlcköwsczé słowö „mudzëc" znaczi! Jak Wa widzyta, na lësta möjégö mudzeniô je tak długô, jak Stegna z jednégö kuńca Pëlcköwa na drëdżi. A że naju, zataconé na zbërku świata, Pëlcköwö ani zć>-czątku, ani kuńca ni mć>, tej no möje mudzenié je nie-skuńczono wiôldżé. Jo, jo, jć> dobrze wiém, wiele z Waju rzecze, że to, co _ je wëżi wëpisóné, je czasu Mudza czas, buszniącë sa mudzenim do kwadratu, ko strachu ni miéjta - na papiorze möjégö spiéwaniô nie dô sa wëdrëköwac). Mudza czas, wanożącë pö świece. Mudza czas, buszniącë sa z nëch pëlcköwsczich fanów, co je möże óbezdrzec ob czas telewizjowëch relacjów z rozmajitëch spörtowëch imprezów (në ni miôłjem pojącego, że westrzód Pëlcköwiôków je jaż tëli lubötni- ków skôkaniô na délach, co widzec sa dało chöcbë w Norwegie a Słowenie!). Mudza czas, rozmiszlającë. Mudza czas, piszące (téż óbczas pisaniô negó krótëchné-gö felietónë). Mudza czas na jiscënczi a szkalindżi (ösoblëwie möjégö drëcha brifczi). Mudza czas, słëchającë filozóföwaniô (znôwu nen bri-fka). Mudza czas, klapiące bez telefon. Mudza czas, nawetka czëtającë „Pomerania", co mie ja miesąc w miesąc brifka przënôszô. Mudza czas, piszące ö mudzenim. Mudza, Tczëwôrtny Czetińcowie, Waju czas, jaczi nen felietónk czëtôta. z nëch pëlcköwsczich Prôwdzëwi Pëlcköwiôk czasu fanów, co je może óbez- nie mudzy, czej: drzeć ób czas telewizjowëch örze, brónëje, haczkuje, relacjów z rozmajitëch rozdrzucô, kopie, rąbie, spörtowëch imprezów (...). rëbaczl szëje_ warzi_ pieczei --strzélô, rzôguje, pierze, platë- je, dozérô, pielagnëje, futrëje, figlëje, rodzy a wëchöwuje, ëtd, ëtd. Jesz jedno - pewno mie jak téż Waju görzi, czej chtos mudzy nóm czas! Naju czas je naji czasa, a nie lubimë, czej chto z negö najégö czasu chöc minuta kradnie. Nie robi Waju nerwés, że w nocë z 24 na 25 strëmiannika jaczis nipöcy lëdze ukradlë nama całą gödzëna?! Në biôjta a gôdôjta, a rzeczëta, czemuż nie dadzą sa człowiekowi wëspac? Tegö ani gburka, ani rëbôk, ani szkolno, ani szofera pojic nie są w sztadze. Ufff! Në jo, gratulëja tima, co zmudzëlë swój czas, czëta-jącë do kuńca nen felietónk. Serdeczne Warna w tim môlu skłôdaja Bóg zapłać! PS. Wëbaczëta, że dzysô nie bëło kol mie Waju ukó-chónégó brifczi, le on slédnym czasa mudzy czas, jeżdżące donąd a nazôd pö Pëlckówie na kole. Wiera cos wicy lëdzëska lëstów piszą a sélają - jednym słowa mu-dzą swój a jinëch czas. RÓMK DRZÉŻDŻÓNK 68 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2018 w Lig aJ .lumlk *IT'M W czasie 2 tygodni kursanci poznają lub doszlifują język kaszubski pod okiem profesjonalnej i sprawdzonej kadry nauczycielskiej. Oprócz świetnie przygotowanego lektoratu uczestników kursu czeka bogaty program wycieczek i warsztatów. Przewidujemy również wyktady osób zaangażowanych w rozwój współczesnej kultury Kaszub i Pomorza oraz spotkania z bardzo ciekawymi ludźmi. Program atrakcji zawiera m.in. sptyw kajakowy Zbrzycą połączony z poznawaniem twórczości literackiej Stanisława Peśtki (pseud. Jan Zbrzyca), uczestnictwo w XX Zjeździe Kaszubów w Luzinie czy też zwiedzanie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Udziat w naszym przedsięwzięciu to okazja do spędzenia interesującego urlopu, podczas którego można połączyć naukę z zabawą CENA: 1000 ZŁ MIEJSCE KURSU: WIEŻYCA - SZYMBARK TERMIN: 2 -14 LIPCA 2018 PROGRAM OBEJMUJE: -120 GODZIN KURSU (TEORETYCZNEGO I WARSZTATOWEGO) -WYŻYWIENIE -NOCLEG -WYJAZDY STUDYJNE (WRAZ Z AUTOKAREM I BILETAMI WSTĘPU) www.kaszubi.pl facebook.com/kaszubi V" ( \ 'l'Z'- - OTRZYMASZ CIEKAWĄ KSIĄŻKĘ! v/5£r JJ5 ™»L' Vr murownio kórzkwią chlapłi KROKÓW || ■ wesztop kąkolnik « KASZUBSKI NA KAŻDY DZIEŃ ZapÖm6rSCZëC ferôt BP'- zawiewiórczëc Tomasz Fopke SŁÓWKA JIDĄ W GŁÓWKA öprzepôłnica U: OPOMflftSCZf^EWflllt shew" k Pieśni pustej nocy m * ii\ Hana Makurót Gramatika * kaszëbsczégö jazëka i* w cuRI *mwm SS " fi SE 1 5555? Pomerania" HF m H y 5 ■ H gflbffl lc 11 pomeiunu' ■»! i ~ jm i m Joanna Zorn Szumiło *1 ou> ILUSTRACJE KALINA ZJEDNOCZENI W IDEI Pięćdziesiąt lut «Lu«Unoftci irticni* K:u/uhsl<<> Pnfiiiir*kipgri <1956-2006) K1M£GA ZÖCZĄTKÓW Antologio kaszëbsczi dramë Spod strzechë na bina Horda 25 lat Rady Zn'iq:ku Oddziałów Północnych