CENA 5,00 zł (w tym 5%VAT) Nr 3 (529) marzec 2019 ROK JANA TREPCZYKA www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 numerze 977023890490603 PRZYGODY REM USA WTEATRZE MIEJSKIM IM. WITOLDA GOMBROWICZA W GDYNI \ # JM W NUMERZE: 3 Rok Méstra Jana Zdanié sprawë z uroczësti inauguracje Roku Jana Trepczika 4 Baśniowy Remus Andrzej Busler 5 Kaszubska epopeja w gdyńskim teatrze Z Krzysztofem Babickim, reżyserem spektaklu Przygody Remusa, rozmawiał Andrzej Busler 8 Na Remusowym szlaku Andrzej Busler 12 Pół wieku robôtë dlô kaszëbsczi kulturę (swiato Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie) am 13 Chcemë raza swiatowac! (rôczba na öbchôdë Dnia Jednotë Kaszëbów) Red. 14 Kierunek jest dobry! Z Hanną Pruchniewską, burmistrz Miasta Pucka, rozmawiał Sławomir Lewandowski 18 Kaszubska edycja Verba Sacra żyje Z franciszkaninem ojcem Adamem Ryszardem Sikorą rozmawiał Stanisław Jankę 21 Emigranci z dawnych Prus w Południowej Afryce Mariusz Kowalski 23 Nordowé pôwiôstczi. Börowô Cotka Mateusz Bullmann 26 ICrëjamno Welewetka... Dzél 2. Skądkaż jes? Róman Drzéżdżón 27 Gdańsk mniej znany. Ona tu była - szlakiem błogosławionej Doroty Marta Szagżdowicz 28 Gawędy o ludziach i książkach. O czarnej legendzie Armii Krajowej Stanisław Salmonowicz 30 Tacewnô pözwa „Kaszub", to je Zbigórz Talewsczi w papiorach SB (dzél 1) Słôwk Förmella 32 Bliżej morza. Wodowania w gdańskich stoczniach Sławomir Lewandowski 34 A... to tam, gdze mieszko Édmund Kônkôlewsczi Felicjo Bôska-Börzëszköwskô NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 3 (125) 35 Ostatnie pożegnanie Edmunda Konkolewskiego Krzysztof Grabowski 37 Spölëznowé sprawë. Ôböjatnosc Sławomir Klas 39 Bracô zdżinalë na wojnie, a sënów jô pochowa pö ni! Z Elżbietą Biangą (z Brëłów) gôdôl Eugeniusz Prëczkôwsczi 42 Biôtczi ö pölskôsc bëtowsczi zemi Barbara Bôrzëszköwskô, tłom. Łukôsz Zołtkôwsczi 44 Muzyka. Jezë, ôstaw szopa Tomôsz Fópka 47 Z Kociewia. Nawet ruczka może być nagrodą Maria Pająkowslca-Kensik 48 60 lat sztuki Wesele kociewskie ks. Bernarda Sychty Krzysztof Kowalkowski 52 Z południa. Stuletnia „Lutnia" Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Stolatnô „Lutnio" Kadzmiérz Ôstrowsczi, tłom. Bożena Ugöwskô 54 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Tómk niewierny Tómk Fópka 68 Z butna. Welónczi pëlckôwsczégô szôłtësa Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Ministerstwo ijP Spraw Wewnętrznych S' i Administracji WOll WOD/IWO POMORSKIE Od Redaktora PRENUMERATA PoMćrama, z. dostawą do domus! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28102018110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, teł. 58 300 06 83, 58 301 27 31, e-mail: prenumerata@kaszubi.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni podjął się niełatwego zadania, jakim było przygotowanie adaptacji scenicznej całej powieści Ałeksandra Majkowskiego Zycie i przygody Remusa w przekładzie Lecha Będkowskiego. Niełatwe zadanie, ponieważ najwybitniejsze dzieło literatury kaszubskiej to powieść obszerna i wielowątkowa. Jak tłumaczy w rozmowie z Andrzejem Busłerem reżyser spektaklu i jednocześnie dyrektor gdyńskiego teatru Krzysztof Babicki, największą trudnością było dokonanie wyboru najważniejszych kwestii i zmieszczenie sztuki w odpowiednim przedziałe czasowym, tak aby widz nie czuł się znużony. Rozmowę z Krzysztofem Babickim oraz recenzję spektaklu, którego premiera odbyła się 26 stycznia br., znajdziecie Państwo na stronach marcowej „Pomeranii". O tym, dłaczego Puck nie jest już sennym miastem, w jaki sposób udało się doprowadzić do podpisania umowy na budowę i rozbudowę przystani jachtowej w mieście oraz m.in. o tym, skąd pomysł na autobus miejski w Pucku, można się dowiedzieć z lektury rozmowy z burmistrz Pucka Hanną Pruchniewską. Zapis tej rozmowy również publikujemy w marcowym wydaniu naszego miesięcznika. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Bożena Ugowska Łukasz Zołtkowski ZDJĘCIE NA OKŁADCE Olga Barbara Długońska (Królewianka), Grzegorz Wolf (Remus). Fot. Joanna Siercha WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. W Spödleczny Szkole w Miszewie 6 gromicznika östôł uroczësto zaczati Rok Jana Trepczika. Nen bëlny kaszëb-sczi poeta, kompozytor i autór pölskö-kaszëbsczégö słowarza béłtéż szkolnym w tim môlu, jaczi dzysdnia mô prawie jegô miono. Ö ti szkole i rozwiju w ni kaszëbiznë jesmë piselë w slédnym numrze„Pömeranie". W tim mie-sącu bédëjemë czile ôdjimków z miszewsczi (i równoczasno öglowökaszëbsczi) inauguracje roku Méstra Jana. . mm i mmi II r Przédnik Zrzeszeniô Édmund Wittbrodt gôdôł ö utwórstwie Jana Trepczika, jegö patriotizmie i dzejanim dlô kaszëbiznë. I jak tu krajać taką snôżą torta? STREMIANNIK 2019 / POMERANIA / 3 /w llll l'< /) i \|V\ IWIW AK Méstef Jan patrona toku 20)9 2U\'> \N łH\ łl AK JDST Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni 26 stycznia 2019 roku odbyła się premiera Przygód Remusa w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Gdyński Teatr podjął się niełatwego zabiegu przygotowania adaptacji scenicznej całej powieści Aleksandra Majkowskiego Życie i przygody Remusa w przekładzie Lecha Bądkowskiego. Wcześniej ograniczano się do przenoszenia na scenę pierwszego dzéla kaszubskiej epopei, mówię o dwóch spektaklach: Remus w reżyserii Krzysztofa Gordona w Teatrze Telewizji (1987) oraz Remus w reżyserii Remigiusza Brzyka w gdańskim Miejskim Teatrze Miniatura (2014). Na kolejne próby adaptacji tego dzieła patrzę z bagażem Remusowych doświadczeń - byłem współwydawcą kolejnych edycji arcypowieści Majkowskiego i prowadziłem wiele spotkań związanych z tym dziełem. W dużym skrócie: jestem remusowcem, jak wielu moich przyjaciół z kręgu kaszubskiego, zakochanym w tej powieści. Ten bagaż Teatr Miejski w Gdyni GDYNIA ■■■''Wjc miasta tmfS:%: z jednej strony jest pomocny w ocenie gdyńskiego spektaklu, z drugiej strony czyni ją mniej obiektywną. Bardzo się ucieszyłem, gdy rok temu dowiedziałem się, że Teatr Miejski przygotowuje adaptację kaszubskiej epopei. Jaka jest gdyńska odsłona Remusa7. Jeśli chodzi o postacie, to moją uwagę przykuł Czernik/Smętek świetnie zagrany przez Dariusza Szymaniaka. Wszystkie cechy tego bohatera zostały ciekawie uwidocznione -uosobienie zła, demoniczność i przenikliwa inteligencja. Jest to z jednej strony kaszubski Smętek, ale z drugiej strony aktor w pewnych momentach spektaklu nawiązuje do Fausta z dramatu Goethego i Smętka z Sądu Nieostatecznego Lecha Bądkowskiego - pochylającego się nad ludzkim losem. Na uwagę zasługuje także postać Remusa, bardzo ekspresyjnie zagrana przez Grzegorza Wolfa. Świetny aktor Teatru Miejskiego, którego znamy także z dzieł filmowych, został bardzo celnie obsadzony właśnie w tej roli. Gdyńska odsłona Remusa w moim odczuciu jest bardzo baśniowa. Jej mocną stronę stanowi ciekawa scenografia i projekcje autorstwa Roberto Turło, w których wykorzystano współczesne bogate możliwości techniczne. Dzięki tym zabiegom i grze aktorów w wielu momentach widz może się przenosić w magiczne przestrzenie. Zastosowano ciekawy zabieg połączenia tradycyjnego sposobu ukazania fabuły z nowoczesnym - dobrym przykładem są trzy postacie: Trud, Strach i Niewarto. W tym miejscu chciałoby się dodać - tak trzeba! Szczególnie dziś, gdy Remus jest adresowany do pokoleń tzw. cyfrowych. Nie zawiodą się także miłośnicy muzyki -wiele scen przedstawiono za pomocą piosenek. W zamierzeniu twórców spektakl ma być dziełem familijnym. W moim odczuciu to przedstawienie skierowane jest do młodzieży i - przede wszystkim - do widza dorosłego. Wyjątek będą tu stanowić dzieci, które uczą się języka kaszubskiego w szkole i znają dzieło Majkowskiego. Czego w przedstawieniu zabrakło? Moim zdaniem -dopracowania kaszubskich kwestii (nielicznych, ale warto to poprawić). Nie wpływa to jednak na ogólną ocenę spektaklu w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Najważniejsze jest to, że udało się uchwycić esencję tego dzieła. Przygody Remusa to z pewnością pozycja obowiązkowa dla miłośników dzieła Majkowskiego i kaszubsz-czyzny oraz dla widza chcącego posmakować Kaszub w ciekawej odsłonie. To także zachęta do udania się w drogę - Remusowymi Stegnami. ANDRZEJ BUSLER 4 POMERANIA KASZUBSKA EPOPEJA W GDYŃSKIM TEATRZE Niespełna miesiąc po premierze Przygód Remusa w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni spotykam się z dyrektorem artystycznym teatru i reżyserem spektaklu - Krzysztofem Babickim. O tym, jak narodził się Remus w gdyńskim Teatrze Miejskim, i o wielu innych ciekawych kwestiach związanych z tym przedstawieniem dowiaduję się podczas blisko dwugodzinnej rozmowy. Zespół aktorski gdyńskiego Remusa. Fot. Roman Jocher Kiedy pierwszy raz spotkał się pan z powieścią Majkowskiego? Podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Aby zająć się w późniejszym czasie reżyserią, musiałem skończyć wcześniej kierunek humanistyczny, wybrałem filologię polską. Mieliśmy zajęcia związane z dialektologią prowadzone przez prof. Marię Pająkowską--Kensik i wówczas dowiedziałem się, że jest taka epopeja kaszubska pt. Żëcé i przigôdë Remusa. W bibliotece uniwersyteckiej polski przekład Remusa był książką trudno dostępną. Po zdobyciu mocno sfatygowanego egzemplarza przeczytałem tę powieść podczas jednego dnia i nocy. Było to w czasach, kiedy nie istniały jeszcze dwujęzyczne napisy w kaszubskich gminach, które mi się bardzo podobają, bo oddają szacunek autochtonicznym mieszkańcom tym ziem, którzy tworzyli i tworzą swoją kulturę i język. Jest to także poczucie, że żyjemy w kraju, gdzie jest to możliwe, bo jeszcze całkiem niedawno, w czasach PRL-u, było to nieosiągalne. Często narzekamy na rzeczywistość. Być może czasem tak trzeba, bo z pewnej nieufności i negacji niejednokrotnie tworzy się nową wartość, natomiast trzeba widzieć te pozytywy i być ich świadomym. Początek mojej pracy reżyserskiej przypada na wspomniane lata PRL-u. Miałem wówczas taki ciekawy epizod pracy w teatrze fińskim w Turku, nieopodal jego siedziby był drugi teatr, szwedzki, z którym miałem okazję także współpracować: dwa teatry prawie obok siebie - fiński i szwedzki - i do obu chodzili ci sami widzowie, różnych narodowości, i wtedy zastanawiałem się, czy tak będzie kiedyś u nas? Taki rodzaj wspólnoty kulturowej. I po latach okazało się, że jest możliwe! Z pewnością był to wysiłek wielu ludzi. Jakie podobieństwa do innych spektakli, młodopolskich i romantycznych, które wcześniej pan reżyserował, znajdujemy w dziele Majkowskiego? Tak jak wspomniałem, Życie i przygody Remusa zafascynowały mnie już na studiach. Wiedziałem, że Majkowski był miłośnikiem twórczości Adama Mickiewicza, w pewnym sensie na nim literacko wyrósł. Odnajdywałem to wielokrotnie w dziele lidera młodokaszubów, szczególnie w jego rymowanych partiach, z którymi obszedłem się z dużym pietyzmem w swej adaptacji, bo to bardzo ideowe i ważne fragmenty. Kolejne podobieństwo to przenikanie się światów: realnego i fantastycznego, podobnie jak w Mickiewiczowskich Dziadach. Następne skojarzenia - zło, które ma wiele twarzy i u Mickiewicza (Belzebub, carscy urzędnicy), i u Majkowskiego (Smętek, Czernik, hrabia Strozzi, żandarm). W wielu utworach, gdzie mamy bohatera romantycznego, często odnajdujemy taką zasadę, że zło działa w dwóch przestrzeniach, a Remus to przecież bohater romantyczny. Tu trzeba jeszcze powiedzieć 0 kwestii zła, które lęgnie się w naszej głowie, a to nic innego, jak nasze lęki i fobie - w Remusie to: Trud, Strach 1 Niewarto. W dziele Majkowskiego odnajduję także wiele cech dramatu młodopolskiego, bardzo mi bliskiego -w 1985 roku w Teatrze Starym w Krakowie reżyserowałem spektakl Termopile Polskie Tadeusza Micińskiego, który zatrzymała mi cenzura na półtora roku - w epopei kaszubskiej natrafimy na wiele analogii także do tego dzieła, choćby sposób rymowania i pewna zasada, że to, co rymowane, ma większą rangę. Moim zdaniem Majkowski dotknął tego wszystkiego, co w literaturze najważniejsze, i przetworzył to na rodzimy grunt kaszubski. Z pewnością POMERANIA / 5 NASZE ROZMOWY nie byłoby Dziadów Mickiewicza, Wesela Wyspiańskiego i Życia i przygód Remusa Majkowskiego bez zetknięcia się światów realnego i fantastycznego. Te dzieła nie istniałyby bez spotkania się tych przestrzeni. Jeśli ktoś mówi, że Remusa i Dziady można analizować tylko realistycznie, to jest w błędzie. Tadeusz Różewicz napisał kiedyś w jednym ze swych utwór ów: jestem realistę i materialistę, czasem tylko zmęczony zamykam oczy. Dzieło Majkowskiego z pewnością byłoby uboższe bez tego rozpięcia metafizycznego pomiędzy Bogiem a Szatanem, czyli dobrem a złem. W innym przypadku nie ma tej powieści. Ks. Józef Tischner często powtarzał, że prawdziwa sztuka zawsze dotyka absolutu w taki czy inny sposób. Myślę, że człowiek tego potrzebuje. I wyczuwam to u widza, który przychodzi do naszego teatru na epopeję kaszubską, a za parę dni na Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa. Być może dojrzewamy jako społeczeństwo, pamiętam Dekalog Kieślowskiego, który miał swą premierę w końcu grudnia 1989 roku, w kinach zaistniał na początku lat dziewięćdziesiątych i wówczas, na fali zmian politycznych i społecznych, to niezwykle cenne dzieło przeszło prawie niezauważone. Zachwycano się nim natomiast na zachodzie Europy. Te społeczeństwa były z pewnością krok dalej od nas. My zachwycaliśmy się dziełami Kieślowskiego dopiero później. Może jest tu pewna analogia i dobry znak? Być może coś w tym jest. To dobry prognostyk przed Dziadami, które planujemy w naszym Teatrze w końcu 2019 roku. Teatr w Polsce tkwi jeszcze w dziwnym punkcie. Jak przyjrzymy się np. teatrowi w Londynie czy Paryżu, to sztuki wystawia się tam w celu ukazania tekstu, żeby zagrać, a te wszystkie alternatywne eksperymenty są grane po garażach. U nas teatr ofFowy stał się main-streamem. Z pewnością trzeba eksperymentować, ale nie na każdej scenie i nie za wszelką cenę, a co najważniejsze nie z każdym tekstem. Czy wyobraża pan sobie taki eksperyment z Remusem? Czyli utworem, który jest skomplikowany i złożony, nie jest powszechnie znany i jeszcze mielibyśmy utrudnić odbiór skomplikowaną narracją teatralną? Cieszy mnie, że to widzowie głosują w pewien sposób swoją frekwencją i nie zawsze chcą oglądać teatr wyłącznie eksperymentalny. Kiedy pojawił się pomysł wystawienia Życia i przygód Remusa na deskach gdyńskiego Teatru Miejskiego? Po studiach reżyserowałem wiele spektakli i trochę o dziele Majkowskiego niestety zapomniałem. Kilkanaście lat temu, pracując w Lublinie, a mieszkając w Gdy- ni, w wolnych chwilach chodziłem do Teatru Miejskiego w moim rodzinnym mieście i nie śniłem, że w przyszłości będę jego dyrektorem, ale losy ludzkie są tak poplątane i nieprzewidywalne jak w dziele Majkowskiego. W tych wolnych chwilach odwiedzałem także wiele trójmiejskich muzeów. Któregoś razu dostałem zaproszenie od dyrektora Muzeum Narodowego Wojciecha Bonisławskiego na otwarcie wystawy związanej tematycznie z Kaszubami, było to około 2010 roku. Już wtedy wiedziałem, że zawodowo wracam do Gdyni i właśnie wówczas dyrektor Bonisławski namawiał mnie do wystawienia w Gdyni Remusa. Zanim do tego doszło, minęło parę lat. Obejmując Teatr Miejski w Gdyni, zastałem 18% frekwencję, to była groza, a zespół aktorski był dobry, po niewielkich jego wzmocnieniach mamy obecnie podczas większości naszych spektakli komplet widzów. Po tym wszystkim przyszedł czas na Remusa w bardzo ważnym roku dla naszego Teatru - 60-lecia. ■ Jak zareagował zespół na to dzieło? Przybliżając Remusa aktorom, mówiłem, że to epopeja kaszubska. I chciałem, żebyśmy to zrobili w taki sposób, żeby widownia dziecięca i młodzieżowa miała swoją warstwę odbioru, a dorośli - swoją. Aby ci drudzy mogli także zobaczyć kawałek swego życia w działaniach głównego bohatera, w jego sukcesach i porażkach, w odbijaniu się od niewidzialnej szklanej ściany, co często zdarza się nam w życiu. Zespół zareagował bardzo dobrze, przypadł im do gustu przekład Lecha Bądkowskiego. I wtedy rozpoczęły się rozmowy - o kobietach w życiu głównego bohatera, o uniwersum utworu, miejscu akcji, przedstawieniu zła, bo przecież dziś już nikogo nie przekona diabeł z rogami, lecz bardziej ten zły, który dość niepostrzeżenie pojawia się w naszym życiu. Czasem nawet nie dostrzegamy, kiedy się to dzieje. Ale to także zły, który niejednokrotnie pochyla się nad losem człowieka, jak Mefisto u Goethego. Tak powstawał gdyński Czernik/Smętek. Myślę, że naszych aktorów mocno wciągnął Remus, i dzięki temu otrzymałem od nich sporo ważnych spostrzeżeń, które z pewnością wiele wniosły do widowiska. Zespół naszego teatru w dużym stopniu nie ma korzeni kaszubskich, ale zanim zaczęliśmy pracę nad Remusem, przekazałem im myśl, którą wielokrotnie powtarzała mi moja mama pochodząca z Lwowa, która w Gdyni znalazła swą drugą małą ojczyznę. U mojej mamy, absolwentki polonistyki, funkcjonował wręcz kult Kaszub. Często powtarzała mi, że nie Krzysztof Babicki podczas spotkania po premierze Przygód Remusa. Fot. Roman Jocher 6 POMERANIA M-JtZEC2019 NASZE ROZMOWY można mieszkać na Kaszubach, nie zgłębiając duszy i kultury tego regionu, dlatego jako dziecko, a także później zwiedziłem wiele miejsc Kaszub - Wdzydze, Gowidlino, Chmielno i Gołubie Kaszubskie to miejscowości mego dzieciństwa. Mama, odnosząc się do Kaszub - a wtedy nikomu nawet nie śniło się o uchodźcach, mówiła - zobacz, to jest ziemia, która była tak dotknięta przez ten żywioł niemiecki, a jednak udzieliła schronienia wszystkim przybyszom: z Wilna, Lwowa i Grodna oraz wielu innych miejsc. Tę myśl miałem wręcz wbitą do głowy w młodości. Mama wielokrotnie powtarzała, że nigdy nie czuła się tutaj jak na zesłaniu, tylko odnalazła na Kaszubach drugą, małą ojczyznę. ■ Na jakie trudności natrafił pan przy pracy nad Re-musem? Dzieło Majkowskiego nie uchodzi za łatwe... Życie i przygody Remusa to dzieło obszerne i bardzo rozbudowane, a jeśli się je kieruje w pewnym stopniu do widza młodszego, to nie jest możliwe, aby spektakl trwał dłużej niż półtorej godziny. Z pewnością była to największa trudność, czyli sztuka wyboru, ale tak, aby nie pominąć najważniejszych kwestii. Przygotowanie adaptacji zajęło mi półtora roku i największym bólem dla mnie była rezygnacja z niektórych fragmentów. To tak trochę jakby ktoś chciał wystawić w całości Hamleta Szekspira - taki spektakl trwałby co najmniej pięć godzin, o Dziadach Mickiewicza już nawet nie wspomnę. Tworząc adaptację, zastanawiałem się mocno nad końcówką. Nie chciałem być tutaj dosłowny, jak ma to miejsce w powieści, bo nie 0 to chodzi w teatrze. Remus idący w końcówce w stronę swej królewianki to symbol pewnej kontynuacji i chyba sztafety swego ważnego posłannictwa. Zresztą w tej kró-lewiance można odnaleźć dużo więcej znaczeń, w niej jest wszystko, to taki rodzaj kobiecości i z Joyce'a, i z Biblii, taka wieczna kobiecość. Co było dla pana zaskoczeniem lub objawieniem podczas pracy nad inscenizacją Życia i przygód Remusa? Mówiliśmy wcześniej o metafizyce tego dzieła, ale tu jeszcze muszę dodać, że po pewnym czasie, po iluś próbach zauważyłem, że wszystkie postacie realistyczne mają swoją wielowarstwową budowę. Przy pracy nad adaptacją powieści, która nie była napisana dla teatru, wyciągając dialogi i nie dokładając niczego ze swej strony, dostrzegłem, że z tego można zbudować krwiste i wyraziste role. Majkowski nie tworzył dzieła scenicznego, ale miał potężny instynkt teatralny, przykładem są postacie Remusa, Smętka, Trąby i Trąbiny, czyli wzniosłość, straszność 1 śmieszność występująca po sobie w teatrze. Kolejna kwestia, która wywarła na mnie duże wrażenie, to piękna tolerancja na Kaszubach, którą odnajdujemy w Remu-sie w postaci relacji głównego bohatera z Żydem Gabą. Nawet Wyspiański zgrzeszył w Weselu lekkim antysemityzmem. Niezwykle ciekawa jest postać Remusa, który w realnym świecie nigdy się nie cofa w walce ze złem, trudność ma jednak w momencie, gdy walczy z siłami zła z ukrytego świata. Fascynująca jest dla mnie scena w więzieniu, czyli rozmowa Remusa z Królem Jeziora, który zadaje pytanie: Czemu Bóg nas opuścił? Niesamowity tekst, który znowu zwraca nas do Dziadów Mickiewicza i frazy Konrada - jeśli się nie odezwiesz, Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale... [Głos Diabła] Carem! Epopeja kaszubska to ogromna kopalnia dla badaczy literatury. Mocno pochylam się przed Majkowskim. Można powiedzieć, że miał świetne wykształcenie zdobyte na uniwersytetach w Berlinie, Gryfii i Monachium, ale można to mieć i nie umieć stworzyć tak wspaniałej kompilacji, jaką jest Remus. Jak wygląda frekwencja i odbiór przedstawienia, jeśli chodzi o początek Remusowej drogi w gdyńskim Teatrze Miejskim? Do końca marca mamy wykupione wszystkie bilety, a są już kolejni chętni. Spektakle wielokrotnie są nagradzane owacją na stojąco. II Jak długo Remus będzie gościł na deskach teatru? A może planujecie grę w innych miejscach? Będziemy grać to przedstawienie dopóty, dopóki będą widzowie, którzy będą chcieli je oglądać. Pierwszy miesiąc i duże zainteresowanie oraz dobry odbiór świadczą o tym, że Przygody Remusa nie zejdą szybko ze sceny naszego teatru. W kwietniu będziemy wystawiać spektakl w Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie, a później prawdopodobnie w Kościerzynie. Myślę, że dzieło Majkowskiego powinno być grane co roku i powodów jest wiele. Dziwię się, że Remus do dziś na dobre nie zagościł w pomorskich szkołach. Z pewnością powinien. Myślę, że każdy na Pomorzu powinien poznać tę powieść. Na przykład w Krakowie nie ma klasy szkolnej, która nie odwiedziła Bronowie - miejsca pierwowzoru Wesela Wyspiańskiego. Kiedyś w Moskwie w jednym teatrze grano Trzy siostry Czechowa przez trzydzieści lat. W tym czasie zmieniło się już wielu aktorów, a ten spektakl stał się wizytówką tego teatru. Gdynia jest na Kaszubach i chciałbym, żeby epopeja kaszubska Majkowskiego stała się podobną wizytówką dla naszego Teatru. Jakie są najbliższe plany Teatru Miejskiego w Gdyni? Przygodami Remusa rozpoczęliśmy jubileuszowy rok naszej placówki - jej 60-lecie. Za chwilę, w końcu marca, czeka nas premiera Bankietu Witolda Gombrowicza. Trochę później, w czerwcu, inauguracja widowiska z piosenkami Agnieszki Osieckiej reżyserowanego przez Jacka Bałę, a związanego mocno z naszym morzem i Trójmiastem. Idąc dalej, odrobina współczesności czyli napisane dla naszego Teatru Czarne wdowy krakowskiej autorki. Spektaklem wieńczącym nasz jubileusz będą Dziady Mickiewicza. Reasumując - rok jubileuszowy rozpoczęliśmy epopeją kaszubską, a skończymy epopeją polską. Obie mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Te dwa spektakle to filary naszego programu w tym roku. Z KRZYSZTOFEM BABICKIM ROZMAWIAŁ ANDRZEJ BUSLER I/ POMERANIA 7 ) fociaJc '■oto Co roku ria kaszubsko-pomorskim rynku wydawniczym ukazuje się sporo nowych pozycji literackich. Istnieje jednak pewna książka ciesząca się od lat niesłabnącym zainteresowaniem czytelników - to arcydzieło literatury kaszubskiej, powieść Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigödë Remusa. Okazja do przypomnienia tej książki jest szczególna - od 26 stycznia 2019 roku na scenie Teatru Miejskiego w Gdyni można oglądać „Przygody Remusa" w reżyserii Krzysztofa Babickiego oparte na dziele Majkowskiego. 0 wspomnianej książce napisano wiele artykułów i prac naukowych. Ta niezwykła publikacja jest wciąż odkrywana na nowo przez kolejne pokolenia. Jej autor Aleksander Majkowski zmarł przeszło osiemdziesiąt lat temu, jednak główny bohater jego najznamienitszej powieści, Remus, wciąż żyje w umysłach miłośników tego dzieła. Na czym polega niezwykłość tej książki? Odpowiedź nie jest łatwa. Istnieje powiedzenie „Nie zna Kaszub ten, kto nie przeczytał Remusa". Jest sporo prawdy w tym stwierdzeniu. Znany działacz kaszub-sko-pomorski Lech Bądkowski, będący pierwszym tłumaczem powieści Żëcé iprzi-gôdë Remusa na język polski, wielokrotnie powtarzał, że to dzieło powinien poznać każdy Pomorzanin, a także wszyscy ci, którzy zajmują się regionem Kaszub i Pomorza. Pierwsze wydanie Remusa nosiło bardzo trafny podtytuł - zwierciadło kaszubskie. Książka faktycznie zasługuje na miano lustrzanego odbicia Kaszub drugiej połowy XIX wieku, czyli czasu jej akcji. W pewnym sensie pozostaje takim zwierciadłem do dziś. Dzięki postaci głównego bohatera czytelnik ma możliwość zapoznania się z geografią Kaszub, poznania mentalności i zwyczajów rodzimej ludności oraz zrozumienia tej pięknej ziemi. Powieść Żëcé i przigödë Remusa została napisana w literackiej kaszubszczyźnie. Aleksander Majkowski podjął się niełatwego zadania połączenia dialektów kaszubskich. JAK POWSTAŁA KASZUBSKA EPOPEJA? Wielu czytelników z pewnością zadawało sobie pytanie: Skąd pomysł na taką powieść? Trudno stwierdzić, kiedy taka idea narodziła się w umyśle pisarza. Według córki autora, Damroki Majkowskiej, która zajmowała się opracowaniem spuścizny literackiej ojca, był to żmudny proces trwający wiele lat. Pierwsze ślady Remusa znajdujemy w początkowej twórczości pisarza w żartobliwym utworze napisanym XL"MAJKOWSKI ŻËCÉIPRZIGODË REMUSA 1938 1966 w 1899 roku pt. Jak w Koscérznie koscelnygo obrele abo pięc kawalerów a jedna jedyno brutka. Zalotnicy powracający w nocy z nieudanych konkurów napotykają w lesie śpiącego pod drzewem człowieka z taczką: Prze nim stojoł wozyk z dwóma le kołami, / Obładowany cały różnymi pudłami. W tekście znajdziemy także zwrot odnoszący się do właściciela wymienionego wózka, Remus to bełpoprowdze, co to z kôrunkami, / Ksążka-mi, jigłami i ze szkaplerzami / jéżdżoł na decht wszetci na Kaszubach tordzi [...]. Kilka lat później (1903) Aleksander zaczyna pracę nad kolejnym utworem Jak Smętk poe świece wędrowöł. Poewiöstka. Tworzył go przez wiele lat. Wspomina o nim Jan Karnowski, pisząc, że Majkowski podczas ich wspólnej podróży opowiadał, że pracuje nad obszerną epopeją pt. Smętk. Ostatecznie utwór nie został ukończony. Kolejny ślad znajdujemy w korespondencji pisarza z siostrą Franciszką - twórczynią szkoły wejherowskiej haftu kaszubskiego. W liście z Borzyszkowa (9.12.1911) Aleksander wspomina, że kończy rozpoczętą epopeję (należy przypuszczać, że chodziło o wymienionego wcześniej Smętka). Z lat 1910/1911 pochodzi kolejny utwór Majkowskiego Damrokji koruna i Kania, związany częściowo z późniejszą powieścią o Remusie. Autor opracował jednak tylko jego część pt. Kania. Zachował się również kilkukartkowy zeszyt zawierający zarys utworu Paproce kvjat powstały około 1911 roku. Po powrocie Majkowskiego z frontów I wojny światowej nastąpił najważniejszy etap jego twórczości literackiej - praca nad powieścią Żëcé i przigôdë Remusa, w której znajdziemy postacie i motywy z wcześniej pisanych utworów. Książka początkowo miała nosić inny tytuł. Majkowski zastanawiał się nad dwoma: Filozof lub Smutny król. Do intensywnej pracy nad powieścią Aleksander Majkowski powrócił po zakończeniu I wojny światowej i osiedleniu się w Kartuzach w słynnej willi Erem. 8 / POMERANIA / MARZEC 2019 LITERATURA stwa Ryszarda Stryj ca znakomicie oddającymi klimat powieści. W 2009 roku Oficyna Czec i Wydawnictwo Region opublikowało bibliofilską, dwujęzyczną wersję dzieła Majkowskiego. W kolejnej dekadzie książka była wznawiana kilkakrotnie w dwóch wersjach językowych: kaszubskiej i polskiej przez Oficynę Czec, Wydawnictwo Region i przez firmę Art-Baranek Małgorzata Bądkowska (2010, 2014, 2016 i 2017). Powieść została także wydana w oryginalnej pisowni, pt. Żëcé i przigodë Remusa. Zvjer-cadło kaszubskji, z obszernym komentarzem naukowym przez Instytut Kaszubski jako tom V serii Biblioteka Pisarzy Kaszubskich (2010). Dzieło Aleksandra Majkowskiego doczekało się również przekładów na inne języki. Ferdynand Neureiter wspomina w Historii literatury kaszubskiej o tłumaczeniu na niemiecki przez Kalusa Staemmlera jednego z rozdziałów Remusa, które zostało zamieszczone na łamach czasopisma „Begegnung mit Polen". W 1985 roku Jacąueline Dera--Gilmeister przełożyła I część Remusa na język francuski. W 1988 roku książka została wydana w języku niemieckim w przekładzie Ewy Brenner, a w 2008 w języku angielskim w tłumaczeniu Blanche Krbechek i Katarzyny Gawlik-Luiken. W końcu lat dziewięćdziesiątych XX wieku ukazał się pierwszy audiobook z Remu-sem, powieść w języku kaszubskim czyta aktor Zbigniew Jankowski (w pierwszej wersji został wydany na kasecie magnetofonowej, a w 2010 roku wznowiony przez ZKP Oddział w Gdańsku na płytach CD), prze-REMUSA szło dekadę później CD ze swoją głosową interpretacją powieści nagrał Tomasz Fopke. Fragmentów książki czytanych przez lektora mogliśmy słuchać przez kilka lat w Radio Gdańsk -w magazynie kaszubskim „Na botach i w borach". [vNl ALEKSANDER MAJKOWSKI ŻËCÉ 1 PRZIGODË REMUSA 1974 Aleksander Matkowski I I'K/J(iODE /li ii: I PRZYftODY 1995 Na pierwsze wydanie powieści Żëcé i przigôdë Remusa długo trzeba było czekać. W 1922 roku w „Gryfie" zamieszczono początkowe trzy rozdziały powieści. A cała I część oraz początkowe strony II części ukazały się w dopiero w latach 1934-1935 w piśmie „Zrzesz Kaszëbskô". Jeśli zaś chodzi o wydanie książkowe całej powieści, to los wciąż mnożył przeszkody. Aleksander Majkowski ukończył swe dzieło w połowie lat dwudziestych XX wieku. W 1930 roku wydruk zlecono kartuskiemu drukarzowi Adolfowi Splittowi, który po wydrukowaniu pięciu arkuszy (80 stron) zbankrutował. Przez trzy lata przygotowane arkusze leżały na strychu willi Erem. Po tym czasie Adolf Splitt przystąpił do kontynuowania druku. Dokończeniu pracy przeszkodziła jednak śmierć drukarza, który zdążył wydrukować zaledwie jeden arkusz książki. Za życia Majkowskiego, w roku 1935, ukazał się I tom powieści. Wydała go oficyna Jana Bielińskiego, który był też właścicielem i redaktorem „Gazety Kartuskiej". Na stronie tytułowej widnieje błędny rok wydania - 1930. To pozostałość po opisywanych powyżej zawirowaniach wokół wydania książki. Cała powieść ukazała się drukiem kilkanaście miesięcy po śmierci autora, wiosną 1939 roku, nakładem toruńskiej Stanicy. Na karcie tytułowej tego wydania widnieje data... 1938. Cóż działo się dalej z Remusem? Wydany w literackiej kaszubszczyźnie, w niewielkim nakładzie i krótko przed wybuchem wojny, nie dotarł do wielu czytelników. Po wojnie książka została przetłumaczona na polski przez Lecha Bądkowskiego. Wydawnictwo Morskie opublikowało ją, pt. Życie i przygody Remusa, w 1964 i 1966 roku w bardzo niskich nakładach jak na tamte czasy (4 tys. i 10 tys.). Po przełożeniu powieści na język polski rozpoczęła się ostra polemika pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami tego zabiegu. W latach siedemdziesiątych książkę wznowiło Wydawnictwo Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego w oryginalnej kaszubskiej pisowni, w 1974 -1 część, w 1975 - II część, w 1976 - III część. Na następne wydanie trzeba było czekać dość długo, aż do 1995 roku. Książka ukazała się wówczas nakładem Oficyny Czec. Było to wydanie trzytomowe, dwujęzyczne (polsko--kaszubskie). W 1997 roku ta sama Oficyna wydała Remusa w wersji kaszubskiej z pisownią uwspółcześnioną przez Eugeniusza Pryczkowskiego. W roku 2003 Czec wydało epopeję Majkowskiego w wersji polskojęzycznej. Dwa lata później (2005) nakładem wspomnianego wydawnictwa ukazał się Remus w wersji kaszubskojęzycznej, uwspółcześnienia pisowni tekstu dokonał językoznawca prof. Jerzy Treder. Wydanie wzbogacono rycinami autor- ORMUZDOWA IDEA Na kartach Remusa Aleksander Majkowski zamknął całą swoją życiową ideę związaną z odrodzeniem kaszubszczy-zny. Autor wykorzystał pełnię swego talentu oraz bogatą wiedzę o regionie. Książka jest w pewnym sensie duchowym testamentem autora. Żëcé iprzigödë Remusa to powieść uniwersalna, mimo upływu lat nabierająca wciąż nowych znaczeń. Często gdy reklamowałem tę niezwykle cenną książkę i zachęcałem do sięgnięcia po nią, słyszałem pytanie: A o czym ona właściwie jest? Im częściej wracam do Remusa i poświęcam czas tej tematyce, tym trudniejsza się staje odpowiedź na to pytanie. Mówiąc najprościej, to opowieść o walce STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 9 LITERATURA dobra ze złem osadzona w realiach Kaszub drugiej połowy XIX wieku. To także piękny zapis życia głównego bohatera, Remusa, wypełniającego w swym życiu ważne posłannictwo - misję budzenia uśpionych, niesienia światła w mrok. Dzięki wędrówce tej postaci czytelnik ma możliwość poznania wielu przepięknych miejsc Kaszub. Świat realny styka się tutaj ze światem fantazji i mistycyzmu. Zdecydowana większość czytelników po przeczytaniu tej powieści potwierdza jej wyjątkowość. Lech Bądkowski w przedmowie do tłumaczenia Życia i przygód Remusa wspomina swoje pierwsze zetknięcie z tą książką w czasie II wojny światowej w Wielkiej Brytanii. Zaczytując się w powieści, spóźnił się na ślub swego kolegi, na którym miał być świadkiem. Znany reportażysta i pisarz kaszubsko-pomorski Edmund Szczesiak wspomina, że Remusa przeczytał w ciągu jednej nocy. Była to noc pełna wrażeń i olśnień. Poeta Edmund Puzdrowski wyznał, że przeczytanie tej niezwykłej powieści w czasie młodości było naczelnym elementem rzeźbiącym pamięć. Aleksander Majkowski stworzył swoje dzieło w taki sposób, że każdy z jego czytelników ma wrażenie, jakby główne przesłanie skierowane było właśnie do niego. Dziesiątki osób działających na niwie kaszubskiej wspominają, że właśnie ta powieść była swoistą iskrą budzącą do pracy na rzecz Kaszub. Słowa będę skrę ormuzdową wielu czytelników traktuje jako rodzaj drogowskazu. Jest to swoista deklaracja pracy na różnych płaszczyznach na rzecz swojej małej ojczyzny. ODNIESIENIA W LITERATURZE, GEOGRAFIA I MISTYKA Naukowcy, którzy wnikliwie analizowali treść powieści, doszukują się w jej głównym bohaterze podobieństw do innych literackich postaci obecnych w dziełach światowej klasyki. Jan Drzeżdżon w Wędrówkach Remusowychpo Kaszubach (1971) w tragikomizmie Remusa zauważa podobieństwo do Don Kichota, bohatera dzieła Cervantesa, oraz dobrego wojaka Szwejka z książki Jaroslava Haska pod tym tytułem. Aleksander Majkowski w rozmowie z Janem Karnowskim wspominał w 1921 roku, że pisze powieść zbliżoną do Don Kichota. Postacią podobną do Remusa jest także tytułowy bohater powieści Krabat autorstwa Serbołużyczanina Jurija Brëzana. Wędrując z Remusem po Kaszubach, natrafiamy na punkty, których próżno szukać na mapie. Skąd wzięły się wspomniane miejsca? Czy to owoce fantazji autora? Czy może istniały w rzeczywistości? Reportażysta Edmund ALEKSANDER MAJKOWSKI ŻËCE I PRZIGODE REMUSA 1997 ALEKSANDER MAJKOWSKI ŻYCIE I PRZYGODY REMUSA 2003 Szczesiak odbył w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku cykl wypraw śladami bohatera powieści. Ich owocem były artykuły cyklicznie ukazujące się na łamach czasopisma „Pomerania". Przeszło dziesięć lat później autor przedstawił wszystkie swoje wędrówki w książce wydanej przez Oficynę Czec Mała Odyseja. Śladami Remusa. W 2017 roku ukazała się II część Małej Odysei pt. Siadami Remusa. Drogę do nieba, nakładem Wydawnictwa Region i Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomor-skiej. Obecnie powstaje ostatnia część planowanej trylogii. Mała Odyseja jest znakomitym uzupełnieniem Życia i przygód Remusa. Odnajdziemy tam odpowiedzi na wiele pytań, które się nasuwają czytelnikowi powieści. Oto dwa z tych pytań i próba sformułowania odpowiedzi na nie. Gdzie znajduję się rodzinne strony Remusa - Lipińskie Pustki? Wymienionej miejscowości nie ma na żadnej mapie. Jej wierny odpowiednik znajduje się nad jeziorem Sudomie w pobliżu Lubiany (pow. kościerski). Aleksander Majkowski umiejscowił początek akcji powieści w stronach bliskich swemu dzieciństwu i młodości. W tych okolicach mieszkała rodzina jego matki - familia Basków. Idąc dalej tym tropem, można przypuszczać, że powieściową miejscowością Lipno w rzeczywistości jest Lipusz Czy postać Remusa miała swój „odpowiednik" w rzeczywistości? Córka Aleksandra Majkowskiego wspominała w jednym z artykułów, że w rodzinie Basków wychował się człowiek, który się tak nazywał. Początkowo był parobkiem w ich gospodarstwie. Można więc wysnuć tezę, że akcja pierwszej części Remusa w dużym stopniu oparta jest na przeżyciach i wspomnieniach matki Aleksandra Majkowskiego - Józefiny z Basków, która urodziła się w 1858 roku. Baskówna poznała Remusa, gdy była dzieckiem. W późniejszym czasie miała okazję spotykać go wielokrotnie w Kościerzynie, gdzie zamieszkała po za-mążpójściu. Wówczas bowiem Remus zajmował się obwoźnym handlem i odwiedzał Józefinę z Basków Majkowską. Pamięć o wędrownym sprzedawcy Jakubie Remusie zachowała się także u innych mieszkańców tych stron. Na jego ślad trafiła autorka wielu przewodników i publikacji związanych z Kaszubami Izabella Trojanowska, gdy zbierała materiały do przewodnika Kościerzyna i Ziemia Ko-ścierska. Informacje o tej postaci przekazał jej Bogusław Baska. Jakub Remus zachował się w jego wspomnieniach jako rosły mężczyzna, noszący na głowie futrzaną czapę. 10 / POMERANIA / MARZEC 2019 LITERATURA Podobnie jak bohater powieści miał „skażoną gadkę" i nie wymawiał „r". Pytany przez ludzi, po co tak z karą (taczką) jeździ, odpowiadał identycznie jak powieściowy Remus: Zbieram pieniądze na pogrzeb. Jakub Remus zmarł w 1905 lub 1906 roku. Pochowany został na cmentarzu w Lipuszu. Ślad o Remusie napotykamy również w artykule prof. Andrzeja Bukowskiego, który przytoczył fragment tekstu Alfonsa Wysockiego z „Dziennika Bałtyckiego" z 1947 roku. Wysocki, szukając miejsca, w którym mieszkał Remus, trafił do samotnego gospodarstwa Zajączkowo w powiecie kościerskim. Miejscowi potwierdzili, że przed laty mieszkał tu Jakub Remus zajmujący się sprzedażą dewocjonaliów na terenie okolicznych parafii. Był to człowiek niepiśmienny. W sprowadzaniu towaru pomagał mu organista z Lipusza. Podczas zimowych wieczorów Remus przygotowywał swój towar. Z nastaniem ciepłych pór roku, załadowawszy towar na taczkę, wyruszał o suchej kromce chleba w swą podróż. Był postacią powszechnie znaną w tych stronach. W czasie żniw pomagał gospodarzom, u których za niewielką opłatą miał utrzymanie. Był żonaty, lecz wiódł żywot samotnika. Prawdopodobnie jego żona nie godziła się na wędrowny tryb życia. Zmarł w wieku około 60 lat, według autora artykułu około 1910 roku. I, tak jak wspominała Izabella Trojanowska, pochowany został w Lipuszu. Czytając dzieło Majkowskiego, natrafimy na wiele elementów mistycznych i fantastycznych. Autor niejednokrotnie też posługuje się pięknymi figurami stylistycznymi (m.in. metonimią i symbolem). Wspomnij- 2005 my o dwóch najważniejszych. • zapadły zamek: metaforyczne określenie niegdyś rozległych i potężnych Kaszub, okrojonych przez dziejowe zawirowania do niewielkiego obszaru, • uwięziona królewianka: symbol rodzinnej ziemi w niewoli; w czasie, w którym toczy się akcja powieści (koniec XIX wieku), Kaszuby znajdowały się w granicach zaboru pruskiego. Kolejną zagadką do rozwikłania są dokładne ramy czasowe akcji Remusa. Ustalenie ram orientacyjnych nie sprawia trudności, w tekście znajdziemy bowiem wiele zdarzeń pozwalających umieścić akcję w drugiej połowie XIX wieku. Jakie to są lata? Odpowiedź na to pytanie nie jest już taka prosta. Możemy ją znaleźć w artykule ks. Kazimierza Raepke w jednym z archiwalnych numerów „Pomeranii" (nr 2 z 1980 roku). Autor starał się ustalić rok, w którym Remus wędrował z pielgrzymką z Kościerzyny na Kalwarię Wejherowską. Jego zdaniem prawdopodobne są dwie daty - 1871 lub 1874 rok. Życie i przygody Remusa to książka uniwersalna. Wracając do niej co jakiś czas, możemy odkrywać wciąż nowe zna- czenia. Edmund Szczesiak w jednej ze swych wędrówek Śladami Remusa bardzo celnie opisuje uniwersalny sens powieści. Według niego jest to epopeja o zmierzchu pewnego świata ludzkiej kultury. Dla jednych - świata anachronicznego i prymitywnego, natomiast dla innych nasyconego wyobraźnią, osadzonego w mądrości pokoleń i uduchowionego. Mija już prawie sto lat od napisania przez Majkowskiego powieści Żëcé i przigôdë Remusa i przeszło trzydzieści lat od sformułowania powyższych tez przez Edmunda Szczesiaka. Czyż taka walka nie trwa także dzisiaj? Życie i przygody Remusa to książka, która w dalszym ciągu powinna być wznawiana. Każdy z nas na miarę swych możliwości powinien zadbać także o to, aby wiedza 0 Remusie była przekazywana dalej, następnym pokoleniom. Pamięć o tej postaci literackiej można dziś dostrzec w nazewnictwie ulic w wielu kaszubskich miejscowościach. Sporo lokalnych firm i stowarzyszeń turystycznych przyjęło nazwę Remus. Pismo „Pomerania" od wielu lat przyznaje nagrodę dla osób, instytucji i stowarzyszeń działających na rzecz Kaszub i szerzej Pomorza, która to nosi symboliczną nazwę zaczerpniętą z powieści Majkowskiego - Ormuzdowa Skra. Na Kaszubach środkowych funkcjonują dwa stowarzyszenia: nauczycieli-regionalistów Remusowi Drëszë oraz miłośników literatury kaszubskiej - Re-musowy krąg z Borzestowa. Od przeszło trzydziestu lat rokrocznie odbywa się spływ kajakowy pn. „Śladami Remusa" organizowany przez redakcję „Pomeranii" oraz Klub Turystyczny Wanożnik. W Kościerzynie od kilku lat działa kino „Remus", a pomniki bohatera arcypowieści Majkowskiego znajdziemy zarówno w tym mieście jak i w Wejherowie. Wracając myślami do opisywanej kaszubskiej epopeji, często zadaję sobie pytanie: Jak Remus wyglądałby dzisiaj? Może byłby kaszubskim studentem, może kaszubskim wydawcą książek, a może bezrobotnym? Gdzie dzisiaj szukać Remusa? Czy w zatłoczonych miastach, czy też w pomorskich lasach? Kiedy przeczytamy dzieło Aleksandra Majkowskiego, jego główny bohater Remus już na zawsze pozostaje z nami, w naszych sercach. Nie sposób rozstać się z tą postacią. Ks. Kazimierz Raepke zakończył swój artykuł dotyczący Remusowych wędrówek celnym stwierdzeniem: Kończę moje rozważania, ale nie rozstaje się ze szlakiem Re-musowej drogi. Byłoby to równie niemożliwe jak rozstanie się z wiatrem i gwiazdami, kwiatami i ptakami, śmiejącym się 1 płaczącym człowiekiem albo z przeznaczeniem człowieka. Remus jest cały czas blisko nas, wciąż wędruje ze swą karą, spełniając swoje posłannictwo, trzeba tylko umieć go zauważyć i podążyć wspólną Stegną. ANDRZEJ BUSLER STREMIANNIK2019 / POMERANIA /11 WËDARZENIA PÓŁ WIEKU ROBÔTË DLÔ KASZËBSCZI KULTURĘ W 2018 roku Muzeum Kaszëbskô-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie swiatowało 50 lat swöjégö dzejaniô. Przédné uroczëznë z ti leżnoscë ödbëłë sa ju latoś, 8 gromicznika. Rozegracjô zaczała sa od koncertu Marie Malinowsczi (sopran) i Wojcecha Winnicczégö (tenor), chtërnym towarzëła köl klawiru Witosława Frankôwskô. Pô nym wëstapie przemówił Jarosłôw Sellin, Sekretera Stanu w Minysterstwie Kulturę i Nôrodny Spôdköwiznë, jaczi pódczorchnął znaczënk wejrowsczégô Muzeum w roz-köscérzanim kaszëbsczi kulturë. Wracził téż na race direktora Muzeum Kaszëbskö-Pômörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie (MKPPiM) Tomasza Fópczi Strzébrzny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis" dlô czerowónégô przez niegô môla. Dzaka temu je on w prestiżowim karnie dwadzesce pôra institucjów kulturę w Polsce, jaczé ôstałë wëapartnioné na taczi ôrt. Późni od minystra Sellina medale „Zasłużony dla Kultury Polskiej" dostałë: Joana Cëchôckô, Janina Kurowskô i Grażina Wirkus, chtërne wnet całé donëch-czasné warkówé żëcé öddałë wejrowsczému Muzeum. Ökróm nich jistné wëprzédnienia dostelë: ks. Daniél Nowak i Błażéj Musałczik. Jëbleuszowi wëkłôd wëgłosył prof. Cezari Öbracht--Prondzyńsczi, chtëren przëbôcził m.jin. historia MKPPiM i jegó zadania, a téż przedstawił wezwania, jaczé stoją dzysdnia przed môlama tegô ortu w całim kraju. Direktór Tomôsz Fópka ôpówiedzôł ô tim, jaczé dze-jania udało sa zrealizować w jëbleuszowim 2018 roku. A bëło jich pö prôwdze wiele: 28 wëdôwiznów (ksążczi i platczi), 30 czasowëch wëstôwków, 43 kóncertë, 3 konferencje, 20 promöcjów ksążków, wiele edukacjowëch dzejaniów, organizacjo wszelejaczich konkursów, w tim baro wôżnëch dlô rozwiju kaszëbiznë, jak chöcle Lëte-racczi Konkurs m. Jana Drzéżdżona abô Méster Bëlné-gô Czëtaniô. Łońsczi rokbéł téż rekordowi, żelë jidze ö frekwencja - Muzeum nawiedzëło 40 tës. lëdzy. Pózni béł czas na gratulacje dlô MKPPiM - złożëlë je m.jin.: przédnik Kaszëbsczégö Parlamentarnego Zespołu Kadzmiérz Kleina, direktór Departamentu Kulturę Marszôłköwsczégö Urzadu Pömörsczégó Województwa Władisłów Zawistowsczi, Wejrowskó Starosta Gabriela Lisius, przédnik Kaszëbskö-Pömörsczégó Zrzeszeniô i równoczasno przédnik Radzëznë Muzeum prof. Édmund Wittbrodt. Bëłë téż pódzaköwania dlô lëdzy, co 50 lat temu mielë swój wiôldżi udzél w usadzenim Muzeum Kaszëbskö-Pômörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie - m.jin. dlô Edmunda Kamińsczegó (Muzeum rëchtëje prawie dokumentalny film o jego dzejaniach), Irenë Kamecczi, Jerzego Czedrowsczégó, Adama Patoka, Zygfrida Strzebrakówsczégô... Tomôsz Fópka pódzaköwôł téż wszëtczim donëch-czasnym direktoróm wejrowsczégö Muzeum i dzysd-niowim robotnikom tegó môla. AM Östatné chwile przed zaczacym uroczëznë. W pierszi rédze öd lewi: direktór MKPPiM T. Fópka, przédnik KPZ prof. É. Wittbrodt, przédnik Kaszëbsczégö Parlamentarnego Zespołu K. Kleina i minyster J. Sellin. Wëprzédniony medalama„Zasłużony dla Kultury Polskiej" wespół z minystra. Öd lewi: ks. D. Nowak, J. Sellin, J. Kurowskô, G. Wirkus, J. Cëchöckô i B. Musałczik. 12 / POMERANIA / MARZEC 2019 Akördioniscë öbczas łohsczégö DJK w Kösôköwie. Ödj. dm W dniu 19 strëmiannika (a téż 16 i 23 tegö miesąca) na wdôr pierszi pisóny nadczidczi ö Kaszëbach w bullë papieża Grzegorza IX z 1238 r. badzemë swiatowac Dzeń Jednotë Kaszëbów. Öbchödë badą w rozmajitëch placach, a centralne uroczëznë örganizëje latos Żuköwö. Swiatowanié Dnia Jednotë Kaszëbów je zaplanowóné w tim gardzę w sobota 23 strëmiannika. Nôwôżniészim pónk-ta programu je bicé rekordu w równo-czasnym granim na akördionach. Ba-dze ôno - jistno jak wikszosc rozegra-cjów zrzeszonëch ze świata - w sportowi halë Spödleczny Szköłë nr 2 m. Jana Heweliusza (szas. Krajewi Armie 2e). Latos akördioniscë czerowóny przez Pawła Nowaka zagrają: Kaszëbë wołają nas, Kaszëbsczi himn, Kaszëbskô polka, Nasze Żukowo a Żale gęsórczi. Nótë do nëch dokazów jidze nalezc na starnie Östrzódka Kulturę i Sportu w Żukowie (okis-zukowo.pl/index.php/2494-nu-ty-dla-akordeonistow-na-djk-23-03). Do pôbicô rekordu badze brëköwnëch 373 akördionistów. Mómë nódzeja, że to sa dô! Jak rok w rok óbczas obchodów Dnia Jednotë Kaszëbów nie mdze felo-wac krómów z rozmajitima kaszëbsczi-ma wërobinama, m.jin. usódzkama lëdowëch utwórców, ksążkama i óble-czënka. Badą téż wëstôwczi akórdio-nów i swójoraczno robionëch dokazów, stojiszcza Kolów Wiesczich Gós-pödëniów, wëstapë môlowëch karnów i rozmajité atrakcje dlô dzecy. Uroczëzna zacznie sa ó dzesąti reno ód mszë swiati w kóscele Bóżégó Miło-serdzô (szas. sostrë Faustinë 1) pód przédnictwa bpa Zbigórza Zelińsczegó. Pózni (kól 11.15) je zaplanowóny przemarsz do Spôdleczny Szkółë nr 2, gdze ó dwanôsti, tj. w pôłnié, mô bëc ótem-kniacé Dnia Jednotë Kaszëbów, a zarô pótemu wëstap Regionalnego Karna Spiéwë i Tuńca „Bazuny" a téż roz-majitëch mólowëch karnów i artistów. Równoczasno ju ód dzewiąti reno mdze möżlëwôta registrowaniô sa akór-dionistów, chtërny chcą brac udzél w bi-cym rekördu, i zaczną sa próbë prowadzone przez Pawła Nowaka. Wióldżi akórdionowi finał badze o pół czwiôrti pó półnim. W Spódleczny Szkole nr 1 w Żukowie (szas. Gdińskó 7) mdze turniér cëskaniégó w baszka. Öd jednôsti uczastnicë mogą sa zapisywać, a pó-czątk graniô ó dwanôsti - w pôłnié. Dodówkówą atrakcją żuköwsczégó Dnia Jednotë Kaszëbów badą pókózczi póklótkówi animacje pt. Przygody Re-musa. Badą na mółi binie w Spódleczny Szkole nr 2 o pierszi i drëdżi pó półnim. Dló chatnëch mdze téż möżlëwóta zwiedzanió zabëtkówégó kóscoła pw. Wniebówzacó Nóswiatszi Mariji Pannę z prowadnika (ó pół pierszi i pół drëdżi pó półnim). Örganizatorama żukówsczich obchodów Dnia Jednotë Kaszëbów są: Kaszëbskó-Pómórsczé Zrzeszenie, Gmina Żukowo, Östrzódk Kulturę i Spórtu w Żukowie, Spódlecznó Szkoła nr 2 w Żukowie a Spódlecznó Szkoła nr 1 w Żukowie. Serdeczno rôczimë w jich i swoje miono! Jeżlë chtos chce swiatowac na swié-żim lëfce, może ju 16 strëmiannika wzyc udzél w Spórtowim Dniu Jednotë Kaszëbów we Wióldżi Wsë. Organizatorze (Centrum Kulturę, Promocje i Spórtu we Wióldżi Wsë wespół z Kaszëbską Jednotą, wiólżińsczim parta Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszenió, UKS Bliza, Stowórą Rozwiju Szotlandu i KS Klif Chłapówó) przërëchtowelë trzë biegöwé rozegracje: IV Biég Jed-notë Kaszëbów (dló dzecy na 1238 m, dló dozdrzeniałëch na 5 i 10 km), III Marsz lednotë Kaszëbów (nordic wal-king na 5 km), I Parada Jednotë Kaszë-bów (jachanié na kołach na 5 km). Regulamin miónków i móżlëwóta za-pisënków na starnie elektronicznezapi-sy.pl/event/3257.html. Dobrzińcą roze-gracji je Grupa Energa S.A. I na kuńc chcemë przëbóczëc, że Dzeń Jednotë Kaszëbów móżemë swiatowac w kóżdim placu. Wórt 19 strë-miannika wëwiesëc czórno-żółté fanë i grifë, óblec cos kaszëbsczégö, póczëtac pó kaszëbsku sobie abó dzecóm i ób całi dzeń miec stara gadać w rodny mowie - to óstatné nólepi całi rok jaż do pósobnégó świata! 0 RED. STRËMIANNIK 2019 / POMERANIA /13 KIERUNEK JEST DOBRY! ROZMOWA Z HANNĄPRUCHNIEWSKĄ, BURMISTRZ MIASTA PUCKA Hanna Pruchniewska na puckim rynku. Fot. Sławomir Lewandowski W 2011 roku pisałem w „Pomeranii" o Pucku, że to piękne, aczkolwiek senne miasto. Dzisiaj Puck wciąż jest piękny i wszystko wskazuje na to, że wybudził się już z letargu, w którym tkwił przez lata. Hanna Pruchniewska: Myślę, że miasto się mocno zmieniło. Przez ostatnie parę lat zrealizowaliśmy wiele działań, które miały wyciągnąć miasto Puck z takiego zaszufladkowania. Mówiono: senne miasto, miasto w marazmie, miasto, które niewiele znaczy. Mnie, jako mieszkance Pucka od urodzenia, było bardzo przykro, gdy słyszałam takie negatywne stwierdzenia, szczególnie, że byłam radną od 2006 do 2014 roku. Starałam się przez ten czas pewne rzeczy realizować, aby cokolwiek w tym temacie zmienić. Ale ciągle było za mało. Wydawało mi się, że nie tak wykorzystujemy możliwości, które ma Puck, dlatego też zdecydowałam się na to, aby stać się władzą wykonawczą, aby zawalczyć o urząd burmistrza. Miałam świadomość, że moc sprawcza będzie większa w takim przypadku, oczywiście przy zrozumieniu i wsparciu radnych oraz mieszkańców. Dzisiaj staramy się konsultować z mieszkańcami większość zadań, bo głos pucczan, ich poparcie jest bardzo ważne w codziennym działaniu. Dlatego uważam, że dzisiaj o mieście Puck powinniśmy mówić pozytywnie. Na pewno możemy mówić o mieście, które zamienia się stopniowo w „slow city" [w dosłownym tłumaczeniu z j. angielskiego oznacza to „powolne miasto" - przyp. red.]. Tego sformułowania bym się trzymała, z tym sformułowaniem szłam pierwszy raz do wyborów, bo to oznacza, że jest to miasto, w którym się nie nudzimy. Miasto, w którym możemy zwolnić na chwilę, spokojniej oddychać. Miasto, w którym jesteśmy wolni od smogu i gdzie możemy mówić, że jakość życia jest na odpowiednim poziomie. Dzisiaj Puck jest miejscem, do którego chce się przyjechać i zrelaksować, które ma całoroczną ofertę kulturalną, ciekawą ofertę sportową. Oczywiście do tego, o czym mówię, należy dołączyć niepowtarzalne wartości historyczne, które staramy się sukcesywnie, w miarę możliwości finansowych, wyeksponować. Pomysłów mamy sporo, ale nigdy ich dość, zawsze czekamy na nowe rozwiązania, płynące z różnych stron, przede wszystkim od ludzi, którym Puck leży na sercu. Wokół nas nie brakuje miłośników Pucka, co jest bardzo przyjemne. Cieszy mnie, gdy mieszkańcy Pucka okazują dumę ze swojego miasta, są jego ambasadorami, mówią pięknie o swoim mieście, również w mediach społecznościowych. Przekonujemy się, że w Pucku warto robić coś fajnego, że warto cieszyć się z naszego Pucka, bo wówczas mamy szanse stać się całkiem innym miastem, niż to było postrzegane jeszcze kilka lat temu. W Pucku każdego roku przybywa turystów, ożywili się też inwestorzy. To chyba najbardziej widoczny obraz zmian, jakie dokonują się w mieście? Kilka lat temu w konkursie na hasło promujące miasto spośród 27 propozycji wybraliśmy z dziennikarzami „Dziennika Bałtyckiego", według nas najlepsze, motywujące: „Zwiększ apetyt na Puck". Dla- 14 / POMERANIA MARZEC 2019 NASZE ROZMOWY czego przywołuję to hasło? Uważam bowiem, że dzisiaj musimy je zmienić, gdyż cel został osiągnięty. Nie to, że osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy, do końca, ale na pewno zwiększyliśmy apetyt na Puck. Naszym miastem zdecydowanie więcej ludzi się interesuje, od mieszkańców począwszy, którzy wiedzą, że coś wartościowego mogą tutaj przeżyć, że każdy znajdzie tutaj jakieś zajęcie dla siebie. Ale również przybyło nam bardzo dużo turystów. Odnowiliśmy kontakty z naszymi miastami partnerskimi, dzięki czemu największą grupę turystów stanowią dzisiaj Czesi oraz mieszkańcy polskiego Cieszyna, z którym bardzo dobrze współpracujemy. Nie brakuje nam oczywiście turystów z Bawarii, z kolejnego partnerskiego miasta Stein, czy z regionu Luksemburga, ponieważ jesteśmy tam obecni, pokazujemy się, tworzymy ciekawe oferty turystyczne. Przede wszystkim jednak są w Pucku przedsiębiorcy, którym jestem bardzo wdzięczna za to, że uwierzyli w to miasto. Na początku bardzo często spotykałam się z oporem z ich strony. Często słyszałam, że w Pucku nie warto, nie opłaca się, lepiej zainwestować w biznes na Mierzei Helskiej. Ja z kolei uważałam, że wszystko zależy od dobrze rozpisanego biznesplanu. Dlatego dziękuję wszystkim właścicielom restauracji, właścicielom nowych pensjonatów i hotelików za to, że przekonali się do Pucka, że zainwestowali duże pieniądze, które dzisiaj pracują powoli na ich sukces. Puckiem zaczęli również interesować się inwestorzy, dzięki którym po latach przestoju, ruszyła budowa nowych pensjonatów oraz osiedli mieszkaniowych. To jest dobry czas dla Pucka i dla inwestycji w Pucku. Oczywiście mnóstwo pracy jeszcze przed nami, ale wydaje nam się, że kierunek jest dobry. Musimy dalej podążać tym szlakiem, aby miasto nabrało specyficznego charakteru: miasta historycznego, „slow city", miasta otwartego na ludzi i, co ważne, otwartego ku wodzie. Nie boi się pani, że Puck w pewnym momencie podzieli los niektórych nadbałtyckich miejscowości, że będzie tłumnie, głośno i mniej klimatycznie? W tę stronę na pewno nie zmierzamy. W ubiegłym sezonie był taki moment, że Puck był jednym z niewielu miast, gdzie plaże były wolne od sinic. Mieszkańcy zobaczyli wówczas, że plaże w Pucku też mogą być pełne, ale Puck nie chce być miastem pełnych do granic możliwości plaż. Tutaj oczekujemy turystów bardziej wysublimowanych, turystów, którzy mają konkretne oczekiwania związane z historią i kulturą. Jesteśmy też idealnym miejscem do rodzinnego wypoczynku, ponieważ nasze plaże są bezpieczne dla rodzin z małymi dziećmi. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że musimy wprowadzić też pewne standardy. Aby Puck nie stał się małym Disneylandem, potrzebne są pewne ograniczenia architektoniczne i choć wszystko w mieście jest pod ochroną konserwatora zabytków, a każda inwestycja konsultowana jest z konserwatorem, to aby było jeszcze ładniej, konieczna jest uchwała krajobrazowa. Ureguluje ona najważniejsze kwestie związane choćby z reklamą zewnętrzną. Zdaję sobie sprawę, patrząc na czas wprowadzania uchwały krajobrazowej w innych miastach, że będzie to długotrwały proces, ale tylko w ten sposób jesteśmy w stanie uchronić miejską przestrzeń przed chaosem architektonicznym czy nachalną reklamą. Mimo wszystko miasto musi tętnić życiem, szczególnie w sezonie letnim. Też tak uważam, dlatego mamy ciekawe koncerty organizowane przede wszystkim z myślą 0 mieszkańcach, którzy są dla nas na pierwszym miejscu. Wprowadzamy też wiele udogodnień dla turystów - chcemy, by nasze miasto było celem podróży, nie tylko „miejscowością w drodze na półwysep". W tworzeniu atrakcji turystycznych uczestniczą też przedsiębiorcy i organizacje pozarządowe. My, samorządowcy mamy wiele pomysłów na pokazanie ciekawej historii miasta czy walorów przyrodniczych i cały czas intensywnie poszukujemy zewnętrznego wsparcia finansowego. Póki co spore pieniądze przeznaczyliśmy m.in. na inwestycje w kanalizację, czyli to, co powinno było być zrobione dawno temu, na co były pieniądze z Unii Europejskiej w poprzedniej perspektywie unijnej 2007-2014. Niestety, przespaliśmy wówczas pewne sprawy i dzisiaj trzeba to nadrobić, zabezpieczając jednak wkład własny z własnego budżetu. Wielkie wyzwanie stanowi dla nas rewitalizacja kamienic na Starym Mieście, którą realizujemy wspólnie ze wspólnotami mieszkaniowymi. Zaczynamy od modernizacji 10 budynków komunalnych, instalacji 72 kamer monitoringu, budowy Puckiego Centrum Wsparcia oraz rewitalizacji Parku Dziejów Pucka 1 trzech skwerów. Widzę w mieście wolę zmian, także ze strony administratorów budynków, którzy nawet sami, własnym na- STRËMIANNIK2019 / POMERANIA /15 NASZE ROZMOWY kładem finansowym, remontują i odnawiają fasady domów. Takie działanie pozytywnie wpływa na wizerunek i jakość życia w naszym mieście. Wspomniała pani o otwarciu Pucka ku wodzie. Kilka tygodni temu udało się podpisać pierwszą umowę na przebudowę i rozbudowę portu jachtowego. Inwestycja w nową marinę to ogromna szansa dla miasta i w pewnym sensie ponowne zwrócenie się właśnie ku wodzie. Gdy rozpoczęłyśmy z panią wiceburmistrz przygotowania do tej inwestycji, w grudniu 2014 roku, na biurku leżała koncepcja mariny, etap absolutnie pierwotny. Z tej koncepcji wynikało, że nowy port jachtowy ma kosztować 80 min zł. Miałyśmy pewne wątpliwości co do wielkości i rozmachu tej inwestycji, bo pierwsze pytanie, jakie przychodziło wówczas do głowy, było takie: Czy nas na to stać? Co innego wizja, a co innego rzeczywistość. W styczniu 2015 roku przeprowadziliśmy konsultacje, w których uczestniczyło kilkudziesięciu fachowców: żeglarze, kapitanowie żeglugi wielkiej, technicy, inżynierowie. Była bardzo ożywiona dyskusja. Dyskutowano o tym, czy potrzebny jest falochron zachodni, czy wielkość mariny jest odpowiednia itd. Finał tej dyskusji sprawił, że musieliśmy zmniejszyć liczbę miejsc postojowych w marinie oraz wycofać się z pewnych rzeczy, aby inwestycja stała się realna do wykonania. W efekcie z 80 min zł zeszliśmy na 40 min, co dalej dla miasta Pucka było ogromną sumą, która przekraczała wówczas roczny budżet miasta. Pytanie było też, skąd uzyskać dofinansowanie, bez którego nie byłoby szansy ruszyć z inwestycją. Udało się podzielić inwestycję na kilka części i uzyskać dofinansowanie z kilku źródeł: z Urzędu Morskiego w Gdyni, z Ministerstwa Sportu i Turystyki w II etapie oraz od samorządu województwa pomorskiego w I etapie. Przez ostatnie cztery lata walczyliśmy o to, żeby uzyskać wszystkie niezbędne pozwolenia. Mieliśmy po drodze przeróżne przeszkody, w tym najdłuższą, trwającą niemal trzy lata przygodę z ekologami. Udało się pokonać wszystkie bariery i podpisaliśmy z marszałkiem województwa pomorskiego Mieczysławem Strukiem umowę na realizację I etapu tej inwestycji. Zdajemy sobie sprawę, że nowy port jachtowy będzie potężnym impulsem rozwojowym dla naszego miasta. To jest aktualnie nasz priorytet i dążymy do tego, aby inwestycja została zrealizowana. Za rok, na 100-lecie Zaślubin Polski z Morzem efektu końcowego jeszcze nie będzie widać, ale będą widoczne już pierwsze prace przy tej inwestycji. Nowoczesna marina jest dla nas bardzo ważna, bo otworzy nowe możliwości przed nami, liczymy, że przyciągnie wielu żeglarzy, ożywi turystykę oraz zwiększy dochody mieszkańców i budżetu miasta. Czy inwestycja pozwoli również na rozwój pasażerskiej komunikacji wodnej? Cztery lata temu uruchomiliśmy rejsy białej floty z Pucka do Jastarni i w weekend do Helu, które w sezonie letnim cieszą się dużym zainteresowaniem. Takie połączenie przez Zatokę Pucką pokazało, że również w ten spo- sób można podróżować na Mierzeję Helską, przy okazji poznając piękno „małego morza". Prowadzimy rozmowy z operatorami jednostek pasażerskich na temat wzbogacenia siatki połączeń, np. 0 połączenie do Gdyni. Marzy nam się, aby w sezonie letnim wprowadzić regularne połączenie, które byłoby alternatywą dla komunikacji samochodowej 1 kolejowej. Póki co, turystyka wodna w naszym powiecie jest słabo rozwinięta, są próby, ale to nie jest synchronizowane, dlatego dobrze byłoby, gdyby armatorzy zainteresowali się bardziej Zatoką Pucką, bo tutaj widzę wielką przyszłość dla naszego miasta. Marzą mi się także targi rybne, które można byłoby zorganizować w porcie rybackim. Próbowaliśmy już takie wydarzenie zainicjować, ale dzisiaj z rybami jest duży problem, jak również z rybakami, których w Pucku mamy zaledwie czterech. To nie koniec wielkich inwestycji. Będzie rower metropolitalny oraz zmienią się okolice dworca kolejowego, choć sam budynek dworcowy będzie jeszcze musiał poczekać na remont. Położenie stanowi nasz duży atut i ten atut wykorzystujemy, także w kontekście pozyskiwania środków finansowych. Prawie w realizacji jest już duży projekt związany z węzłem przesiadkowym w sąsiedztwie dworca kolejowego. Będzie tam utworzonych 139 miejsc przesiadkowych, z myślą 0 mieszkańcach miasta Pucka, ale również o mieszkańcach gminy wiejskiej Puck zostawiających swoje auta w naszym mieście 1 w dalszej części podróży korzystających z transportu kolejowe- 16 / POMERANIA / MARZEC 2019 NASZE ROZMOWY go i autobusowego, który cieszy się dużym zainteresowaniem, nie tylko w sezonie letnim. Zmieni się też ulica Dworcowa, która dopiero teraz staje się miejską ulicą. Wcześniej była własnością PKP, przez co nasze działania były mocno ograniczone. Zaczynamy od budowy kanalizacji deszczowej i sanitarnej, będzie nowy chodnik, ścieżka rowerowa, lepsze oświetlenie, nowa organizacja drogi. Inwestycje w okolicy dworca mogą być zrealizowane dlatego, że jesteśmy beneficjentem Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych (ZIT), jest to część środków z alokacji Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego na lata 2014-2020, które przeznacza się na zintegrowane działania na rzecz zrównoważonego rozwoju obszarów miejskich. Co innego węzeł, a co innego dworzec, który jest własnością PKP. Niestety na modernizację budynku musimy poczekać przynajmniej do 2021 roku. Planujemy otworzyć tam centrum informacji turystycznej, będzie poczekalnia i nowe toalety. Natomiast dzięki temu, że Puck położony jest w Obszarze Metropolitalnym Gdańsk -Gdynia - Sopot, będziemy mieli w mieście rower metropolitalny. Puck to jedna z 14 gmin, które uczestniczą w tym projekcie. Już wiemy, że 22 rowery, które przypadną na nasze miasto, to za mało. Główna stacja rowerowa znajdować się będzie naprzeciwko budynku dworca. Będziemy się starali o większą ilość elektrycznych rowerów, którymi będzie można dojechać do Władysławowa, Redy i Rumi czy innych miejscowości. Rowerem będzie można przemieszczać się oczywiście również po samym Pucku z możliwością pozostawienia go na jednej z 14 stacji rowerowych. Czy rower miejski będzie konkurencją dla miejskiego autobusu, który od ponad roku wozi pasażerów po ulicach Pucka? Wiele osób patrzyło sceptycznie na pomysł miejskiego autobusu, trzeba jednak pamiętać, że w Pucku 60 procent mieszkańców to osoby powyżej 60. roku życia. Choć wielu z nich to bardzo aktywni i sprawni ludzie, to w tym gronie są także osoby, dla których autobus to doskonały środek transportu pomagający im przemieszczać się po mieście. Autobus, wyposażony w klimatyzację i ogrzewanie, przystosowany jest także do przewozu wózków dziecięcych i jest przyjazny dla osób niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. Komunikacja autobusowa ukierunkowana jest również na młodzież szkolną, aby mogła bezpiecznie i szybko dotrzeć do szkoły i do domu. Na każdym przystanku podaje się także informacje po polsku i kaszubsku. Gdy zmieniliśmy trochę kierunek jazdy, wpływy z biletów się zwiększyły i są na poziomie 4-5 tys. zł miesięcznie. Co jednak jest ważne, korzystanie z autobusu przez mieszkańców eliminuje z użytku kilka, kilkanaście samochodów, a to już wpływa na lepszą jakość powietrza. Wiem, że pomysł z autobusem mieszkańcom się podoba, tak jak inne przedsięwzięcia, tj. winda w Urzędzie Miasta, która została zainstalowana, to trzeba podkreślić -z myślą o mieszkańcach Pucka. Zaczęliśmy też modernizować przejścia dla pieszych, mając na uwadze osoby mniej sprawne. Podjęliśmy ponadto działania, aby Pucki Klub Malucha czynny był nie pięć, a dziewięć godzin, co pozwoli młodym mamom wrócić na rynek pracy. Rolą samorządu jest to, aby ułatwiać mieszkańcom codzienne życie. Podane powyżej przykłady są tego potwierdzeniem. Za nami 99. rocznica obchodów Zaślubin Polski z Morzem. Za rok okrągła 100. rocznica. Czy z tej okazji planowane jest coś szczególnego? Dzięki postawie Kaszubów w czasach zaborów, a także dzięki ich uporowi 100 lat temu Polska odzyskała dostęp do morza. Kaszubi odgrywają kluczową rolę także w obchodach rocznicowych. Pucki oddział ZKP pięknie to przygotowuje, mocno angażuje się w coroczne uroczystości. Postać rybaka kaszubskiego przy słupku zaślubinowym i w trakcie mszy świętej przy ołtarzu to bardzo ważny element i podkreślenie kaszubskiej obecności na ziemi puckiej, nad Bałtykiem. Mam jednak nadzieję, że tej ka-szubskości będzie jeszcze więcej, nie tylko na zewnątrz, w ubiorze, ale także w mowie, np. podczas mszy świętej w farze. Wiem, że takie jest też oczekiwanie gości, którzy przyjeżdżają do nas na te obchody. 100. rocznicę Zaślubin Polski z Morzem chcemy zorganizować w miejscu, gdzie się faktycznie odbyły zaślubiny Polski z morzem, na terenie, na którym przed laty działał Morski Dywizjon Lotniczy. Mam wstępne zapewnienie od prezesa firmy, która jest dzisiaj właścicielem tego terenu, że będziemy mogli ten plan zrealizować. ROZMAWIAŁ SŁAWOMIR LEWANDOWSKI STRËMIANNIK 2019 / POMERANIA /17 KASZUBSKA EDYCJA VERBA SACRA ŻYJE Z franciszkaninem ojcem prof. Adamem Ryszardem Sikorą rozmawia Stanisław Jankę Zacznę od tonów górnolotnych. Wybitny magnat pomorski Jakub Wejher - fundator fary i opiekun franciszkanów, założyciel miasta i kalwarii, jak mówimy: Kaszubskiej Jerozolimy - był właścicielem kompleksu dóbr rzucewsko-wejherowskich, w tym obecnej dzielnicy Śmiechowo w Wejherowie. Zmarł przeszło 360 lat temu - w roku 1657.1 oto prawie trzysta lat później w Śmiechowie przyszedł na świat przyszły franciszkanin ojciec profesor Adam Ryszard Sikora... Wpierw małe sprostowanie. Do ósmego roku życia mieszkałem niemalże w samym centrum miasta, a mianowicie przy ul. Sienkiewicza. Tam też się urodziłem. Potem dopiero rodzina przeniosła się do jednorodzinnego domu w Śmiechowie, gdzie mieszkałem aż do wstąpienia do Zakonu Franciszkanów i wyjazdu z Wejherowa. Moja świadomość wyjątkowości miasta, jego historii, a zwłaszcza jego roli w życiu religijnym rosła powoli wraz ze mną. Od najmłodszych lat, najpierw prowadzony przez rodziców i dziadków, a potem już samodzielnie uczestnicząc w nabożeństwach na Kalwarii, coraz bardziej odkrywałem niezwykłą wagę dziedzictwa Jakuba Wejhera i jego wpływ nie tylko na mnie, ale i na charakter oraz losy samego miasta, i szerzej, na społeczność kaszubską. Pamiętam, że jako kilkuletni chłopak, gdy w naszym domu zatrzymywali się pielgrzymi gościnnie przyjmowani przez dziadków i rodziców, z dumą słuchałem ich słów o wyjątkowej roli Kalwarii Wejherowskiej w ich często niełatwym życiu. W miarę upływu lat mój obraz Wejherowa się zmieniał. Wpierw uległ chyba pewnej idealizacji, jako konsekwencji nostalgii po opuszczeniu rodzinnego miasta. Potem rodziło się we mnie pragnienie coraz lepszego poznania historii miasta, jego zabytków, wśród których zawsze jednak najważniejsza dla mnie była Kalwaria Wej-herowska, oczywiście nie tyle jako fenomen architektoniczny, ile duchowy, decydujący, moim zdaniem, o genius loci miasta. To Kalwaria określała od samego początku rolę i swoistą misję Wejherowa w życiu religijnym regio- nu. Przez nią także przede wszystkim wieść o Wejherowie rozeszła się do najdalszych zakątków kraju. Redaktor Regina Osowicka napisała w Bedekerze wej-herowskim, że ojciec profesor wychował się w rodzinie piekarza Stanisława i urzędniczki miejskiej Hildegardy z domu Rozenkranc... Urodziłem się i wychowywałem w tak zwanej rodzinie wielopokoleniowej. Razem z nami mieszkali wszyscy moi dziadkowie. Zarówno rodzice ojca jak i matki mieli kaszubskie korzenie, ale jedynie rodzice ojca posługiwali się na co dzień wyłącznie językiem kaszubskim, z nimi więc rozmawiałem tylko po kaszubsku. Dziadkowie ze strony mamy i moi rodzice mówili zasadniczo po polsku, choć oczywiście z różnymi wtrąceniami kaszubskimi. W sumie jednak mój kontakt z językiem kaszubskim był dość ograniczony i nigdy nie zdołałem się nauczyć płynnie mówić po kaszubsku. Dziadkowie i rodzice bardzo troszczyli się o religijne wychowanie dzieci: moich dwóch sióstr i mnie. Najsilniej oddziaływali własnym przykładem, udziałem we Mszach św. w niedziele, w nabożeństwach majowych i różańcowych, Drogach Krzyżowych, odpustach na Kalwarii, ale też modląc się w domu. Często odmawialiśmy wspólnie różaniec. Rodzice ojca codziennie wcześnie rano śpiewali Godzinki ku czci Matki Bożej. Rodzicom i dziadkom zawdzięczam też wpojenie zasad dotyczących np. szacunku dla każdego człowieka, troski o rodzinę, etosu pracy, pamięci o zmarłych. Ci prości ludzie potrafili stworzyć dom, w którym znajdowało się oparcie i dużą dawkę miłości. Przejdźmy do okresu szkolnego. Ojciec profesor chodził w Wejherowie najpierw do śmiechowskiej piątki, a potem przez pięć lat do Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Jana III Sobieskiego, co zostało zwieńczone maturą w 1975 roku. Szkoły to nie tylko nauka, ale nade wszystko koleżanki i koledzy, autorytety nauczycielskie. Właściwie zacząłem naukę w wejherowskiej ósemce, a do piątki w Śmiechowie chodziłem od drugiej klasy. Do dziś przetrwały więzy koleżeńskie z tamtych czasów, przyjmujące formę okazywanej sobie życzliwości w spotkaniach, rozmowach telefonicznych, listach. Niestety coraz częściej docierają wieści o czyjejś poważnej chorobie czy śmierci. Szkołę średnią wspominam najżywiej. Być może trudno byłoby mi wskazać kogoś, kto byłby dla mnie wówczas autorytetem, ale bez wątpienia mogę mówić 0 wielu profesorach, których zarówno kompetencje, jak 1 zasady etyczne robiły na mnie duże wrażenie i pozostały w pamięci jako cenne wzorce. Noszę też w sercu wiele koleżanek i kolegów, których zawsze serdecznie wspominam. Był to piękny czas zawiązywania przyjaźni, niektóre z nich przetrwały do dnia dzisiejszego. Gdy chodzi o osoby duchowne, to byli to kapłani, z którymi wpraw- -/POMERANIA/MARZEC 2019 NASZE ROZMOWY dzie nie utrzymywałem bliższych kontaktów (nie byłem też ministrantem), ale których przykład życia, modlitwy, troski o potrzebujących i starania o same obiekty sakralne nie uszły mojej uwagi. Ceniłem ich jednak przede wszystkim za ich dyskretne prowadzenie do Boga. Imiennie chciałbym wspomnieć dwie siostry zmartwychwstanki, a mianowicie s. Elżbietę i s. Grażynę, które miały niemały wpływ na kształtowanie mojej osobowości jeszcze przed szkołą podstawową. Pracowałem na początku lat 90. w redakcji dwutygodnika katolickiego diecezji chełmińskiej (dziś pelpliń-skiej) „Pielgrzym", wielokrotnie rozmawiałem z osobami duchownymi, konsekrowanymi o ich powołaniu. W większości odpowiadano mi, że to bardzo trudne sprawy, że tak naprawdę nie da się jednoznacznie tego opisać czy uchwycić... Kiedy odpowiadam na pytania o powołanie, niejednokrotnie mi już stawiane, zawsze potem mam poczucie, że to, co istotne, i tak w odpowiedzi gdzieś umknęło. Myślę, że najtrafniej w słowach ujmuje to św. Jan Paweł II, gdy mówi, że powołanie to „dar i tajemnica". Nieco tej tajemnicy uchylają słowa Pana Jezusa, który powiedział kiedyś swoim uczniom: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go Ojciec mój nie pociągnie" (J 6,68). Nie chodzi tu zatem na pierwszym miejscu o własną decyzję, ale o wiele ważniejszy fakt owego „pociągania" przez Boga. Od początku przeczuwałem, a potem już wiedziałem, że to „pociąganie" wcześniej czy później będzie się domagało dania odpowiedzi. Ale nie od razu byłem gotowy na jej udzielenie. Były też chwile, gdy świadomie tłumiłem ten głos, snując plany na przyszłość zupełnie inne niż te związane z Bożą propozycją. Czas dania odpowiedzi Panu Bogu nadszedł po zdaniu matury. Decyzję oparłem przede wszystkim na osobistym doświadczeniu, jak bliski i kochany jest Pan Bóg, jak wiele Mu zawdzięczam, jak niezawodnym jest On Przyjacielem. Odkrywałem to wszystko w treściach Ewangelii, modlitwie, nauczaniu i działalności Kościoła oraz budujących przykładach ludzi wiary, których pokój serca, dobroć, wierność zasadom pociągały do urzeczywistniania ideałów, którymi oni żyli. Wielu ludzi jako niezwykłe drogowskazy stawiał mi Pan Bóg na drodze, a część z nich z pewnością zupełnie nieświadomie pomagała mi odkrywać kierunek życiowej drogi. Dziękuję Bogu za nich, a pamięć o nich noszę głęboko w sercu. Wręcz niezwykła jest droga edukacyjna i naukowa ojca profesora: seminarium franciszkańskie w Kato-wicach-Panewnikach, studia z zakresu biblistyki na KUL-u, Papieski Instytut Biblijny w Rzymie, Uniwersytet Harvarda w USA, a potem praca dydaktyczna w Instytucie Nauk Biblijnych w Lublinie, w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów we Wronkach, na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, profesura w 2015 roku. Jest ojciec profesor autorem kilku solennych książek, ponad stu artykułów naukowych... Moja droga edukacyjna i naukowa, już po ukończeniu franciszkańskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Katowicach-Panewnikach, wynikała z bezpośrednich decyzji przełożonych zakonnych. Była ona związana ze specjalistycznymi studiami z zakresu biblistyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie, a potem na Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie. Na Uniwersytecie Harvarda studiowałem tylko jeden semestr -dzięki otrzymanemu stypendium naukowemu. Uczelnie te wspominam nie tylko jako miejsca pogłębiania wiedzy biblijnej, ale i jako miejsca poznania wyjątkowych ludzi, profesorów i studentów, z których intelektualnego i duchowego bogactwa mogłem czerpać. Po powrocie do Polski zlecono mi równoległe prowadzenie wykładów w naszym franciszkańskim seminarium duchownym we Wronkach (które od 1998 r. wchodzi w skład Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) oraz w Instytucie Nauk Biblijnych KUL STRËMIANNIK2019 / POMERANIA 19 NASZE ROZMOWY w Lublinie. Zacząłem publikować artykuły i książki biblijne, które dotyczyły głównie pism św. Jana Apostoła oraz franciszkańskiego wkładu w teologię i archeologię biblijną. Z czasem doszły do tego zagadnienia związane z kaszubską translatoryką biblijną, a w końcu same przekłady Pisma Świętego z języków oryginalnych. Na pierwszym etapie pracy na uczelni pociągała mnie bardziej praca dydaktyczna. Obecnie chętniej więcej czasu poświęciłbym zgłębianiu i opracowaniu interesujących mnie tematów badawczych. Oczywiście, jedno i drugie realizuję jako franciszkanin, co jak ufam, wyciska swoiste piętno na wykonywanej pracy. Chętnie też efekty badań naukowych przekładam na pracę duszpasterską realizowaną przede wszystkim na polu rekolekcyjnym i poprzez różnego rodzaju konferencje pastoralne, skierowane do duchownych i wiernych świeckich. Jest rok 2004. To dzięki ojcu profesorowi do wejherow-skiej kolegiaty zawitał szczególny projekt religijny Ver-ba Sacra - Modlitwa Katedr Polskich z tekstami biblijnymi tłumaczonymi przez księdza na język kaszubski i niezwykłym artystycznym czytaniem tych dzieł przez Danutę Stenkę... Verba Sacra zagościła w Wejherowie w pierwszej kolejności dzięki reżyserowi projektu Przemysławowi Basińskiemu i panu prezydentowi Wejherowa Krzysztofowi Hildebrandtowi. Mój udział był natomiast taki, że gdy po edycji kaszubskiej Verba Sacra w Poznaniu w 2003 roku pan Basiński spytał o miejsce na Kaszubach, gdzie można by ten projekt przedstawić, wówczas wskazałem bez wahania na Wejherowo. I tak to się zaczęło. Od samego początku teksty czyta wybitna polska aktorka Danuta Stenka, pochodząca z kaszubskiego Gowidlina. Sposób, w jaki to czyni, porusza do głębi i sprawia, że rokrocznie, w zimowy wieczór w kolegiacie wejherowskiej gromadzą się bardzo liczni słuchacze Słowa Bożego i miłośnicy języka kaszubskiego. Na samym początku, gdy tylko zacząłem przygotowywać przekłady tekstów biblijnych na kaszubski, o ich korektę językową poprosiłem pana prof. Jerzego Tredera. W projekcie Verba Sacra uczestniczył On również jako językoznawca, opracowując do tekstów biblijnych komentarze filologiczne. Znajomość moja z prof. Trederem z czasem się pogłębiała, a nasze wspólne tematy nie ograniczały się już ściśle do kwestii korektorskich, ale zaczęły obejmować coraz szersze zagadnienia. Nieraz spotkania przyjmowały formę minisympozjów naukowych, a kiedy indziej autentycznie przyjacielskich gawęd. Wyrastały one na gruncie wspólnej pracy nad tekstami biblijnymi, a w miarę upływu czasu dotykały szeroko rozumianych spraw egzystencjalnych, zwłaszcza gdy pojawiła się choroba Profesora. Dom państwa Trederów stał się dla mnie domem przyjaciół. Podobny styl pracy, punktualność, słowność, cementowały naszą przyjaźń. Wkład prof. Tredera w przekłady Pisma Świętego z języków oryginalnych na kaszubski jest nie do przecenienia, a wiele Jego sugestii, rad, uwag nadal znajduje swoje odbicie w przekładach, nad którymi teraz pracuję. Wracając do Verba Sacra, to z pewnością w świadomości naukowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu projekt ten ma swoje trwałe miejsce. Verba Sacra „żyje" też na konferencjach naukowych zarówno w kraju, jak i za granicą. Liczne wzmianki i oceny projektu można znaleźć też w publikacjach naukowych. Ostatnio na przykład w publikacji książkowej ks. dr. Mariana Miotka Recepcja kaszubskich przekładów Biblii (Wejherowo-Gniewino 2018), omawiającej w sposób syntetyczny wszystkie dotychczasowe edycje Verba Sacra w Wejherowie. Wśród moich znajomych i przyjaciół zasadniczo o Verba Sacra w Wejherowie mówi się z dużym uznaniem. Dla mnie osobiście, choć forma przekazu jest ważna i trzeba zadbać o jej najwyższą jakość, najważniejsze jest samo Słowo Boże, dla którego otwarta została nowa przestrzeń. W zimowe wieczory w kolegiacie wejherowskiej pojawiają się zarówno ludzie, którzy regularnie chodzą do kościoła i słuchają Słowa Bożego, jak i tacy, którzy do kościoła chodzą sporadycznie albo nie chodzą wcale. Słowo Boże poprzez Verba Sacra może dotrzeć też do nich, i może pewnego dnia rozświetli drogę ich życia prowadzącą do głębszej relacji z Bogiem. Nie będę oryginalny. Na zakończenie naszej rozmowy pragnę zapytać ojca o plany dydaktyczne, naukowe, a może przede wszystkim o te dotyczące życia zakonnego... No cóż. Moje zamierzenia, bo plany to chyba zbyt wielkie słowo, na najbliższy czas w dużym stopniu podyktowane są wymogami życia zakonnego i działalności naukowej na uczelni. W wielu punktach są one styczne, przy czym, jak ufam, moje życie inspirowane duchowością św. Franciszka z Asyżu nadaje także kształt, a nieraz i treść temu, co wynika z pracy na uniwersytecie. Od pewnego czasu pracuję nad monografią dotyczącą wyspy Patmos - Świętej Wyspy Morza Egejskiego, na której pod koniec I wieku przebywał na zesłaniu św. Jan Apostoł. Właśnie tam otrzymał on objawienie, które zapisane zostało w Księdze Apokalipsy. Zainteresowanie wyspą Patmos i jej wpływem na Apostoła wyrosło z moich wcześniejszych prac dotyczących pism św. Jana. Poza tym cały czas tłumaczę księgi biblijne na kaszubski. W obecnym roku planowane jest wydanie ostatniej księgi Pięcioksięgu, a mianowicie Księgi Powtórzonego Prawa. Uwieńczy ona przekład całego Pięcioksięgu z języka hebrajskiego na kaszubski, który rozpocząłem pięć lat temu. Pracuję już także nad siedemnastą edycją Verba Sacra - Biblia kaszubska. Z reżyserem Przemysławem Basińskim ustaliliśmy, że w 2020 roku będą czytane fragmenty właśnie Księgi Powtórzonego Prawa. 20/POMERANIA/MARZEC2019 EMIGRANCI Z DAWNYCH PRUS W POŁUDNIOWEJ AFRYCE Udział emigrantów z Prus, w tym z Kaszub, w kolonizowaniu i zagospodarowywaniu Południowej Afryki jest mało znany. Tymczasem od początków europejskiej kolonizacji ich obecność była tam stałym zjawiskiem. Początkowo wynikała z silnych więzów gospodarczych łączących Rzeczypospolitą z Niderlandami, do których należała południowoafrykańska Kolonia Przylądkowa. Później była pochodną polityki osadniczej prowadzonej przez brytyjskie władze kolonialne. Pruskie porty, a przede wszystkim Gdańsk, były głównym pośrednikiem wymiany handlowej między Rzeczypospolitą a Niderlandami, które zmonopolizowały handel bałtycki. Wielu tutejszych mieszkańców zaciągało się na służbę w holenderskiej flocie i siłach kolonialnych. W rejestrach Kompanii Wschodnioindyjskiej znajdują się dane kilku tysięcy mężczyzn z obu części Prus (Królewskich i Książęcych), którzy w XVII i XVIII stuleciu podjęli służbę dla tej instytucji. Nie zabrakło ich nawet wśród założycieli holenderskiej kolonii na południu Afryki w 1652 r. Należał do nich pochodzący z Gdańska Paulus Petkau (do dzisiaj na Kaszubach spotyka się nazwisko typu Petka, Petke lub Petk). Jako podoficer wziął udział w pierwszych kolonialnych radach wojennych. Kolejny znany gdańszczanin, Jan Liske (do dziś na Kaszubach występują nazwiska Liske i Leske), przybył do Kolonii cztery lata później. Wkrótce uzyskał status obywatela kolonii, a w 1659 r. wziął udział w siedmioosobowej ekspedycji do plemienia Namaąua. Była to prawdopodobnie pierwsza wyprawa eksploracyjna w głąb południowoafrykańskiego interioru. Życie w kolonii nie spełniło jednak oczekiwań Liskego, gdyż w 1660 r. powrócił do Europy. W latach 60. i 70. XVII wieku w afrykańskiej kolonii pojawili się kolejni emigranci z Gdańska, m.in. Jan Corne-lisz, Michiel Bischop, Pieter Mouw, Claes Barenski czy Jan Demant. Tak liczna reprezentacja emigrantów z Prus w holenderskich siłach kolonialnych w XVII stuleciu została odnotowana w pamiętnikach chirurga Nicolaasa de Graaffa. Wśród przedstawicieli obcych nacji, z którymi przyszło mu służyć, na pierwszym miejscu wymienia ogólnie Polaków, w dalszej kolejności wyróżnia dodatkowo gdańszczan i króle wczan. W tym zestawieniu pojawia się również określenie „kassoepers", urobione prawdopodobnie od nazwy Kaszubi, a używane być może jako przezwisko dla najmniej zgerma-nizowanych mieszkańców Pomorza i Prus. Szczególnie dużo emigrantów z Prus pojawiło się w Południowej Afryce za rządów gubernatorów z rodziny van der Stel (1679-1707), najpierw Simona, a później jego syna, Wilhelma Adriana. Niewykluczone, że rodzina ta miała związki z Prusami, gdyż synową gubernatora Simona van der Stel była pochodząca z Gdańska Constantia Abrahamsz cc CD Robert Jutrzenka i Ludwik Zelewski (siedzą) w czasie oblężenia Ladysmith przez Burów w 1899 r. Zdjęcie opublikowane w: W. Vallentin, Der Burenkrieg, Rheinisches Verlagshaus, Leipzig, 1903, s. 48. (do dzisiaj mamy na Kaszubach nazwisko Abraham). Spędziła ona nawet rok (1703-1704) w Południowej Afryce, gdy wraz z mężem, Henrikiem van der Stelem, podróżowała do Indii. W tym czasie pojawili się w Kolonii Przylądkowej inni gdańszczanie, m.in. Jan Knuppel, Pieter Malmer, Martin Mecklemburg, HenrikTessner czy Bartholomeus Nachtigal, jak również emigranci z Prus Książęcych: m.in. Michiel Kowalski, Lodewyk Romeyk, Pieter Becker, Christoffel Grunwald, Jakob Hofland czy Thomas Eysman (brzmienie imion za oryginalnymi holenderskimi dokumentami). Większość tych emigrantów osiedliła się tam na stałe, założyła rodziny, a ich potomstwo zasiliło formującą się społeczność burską (afrykanerską), jedyny afrykański naród europejskiego pochodzenia. Szczególnie liczni są dzisiaj potomkowie Chris-toffela Grunwalda, gdyż nazwisko Groenewald nosi ok. 30 tys. mieszkańców Południowej Afryki. Jak wykazały badania DNA, dziedziczą oni w linii męskiej mutację w chromosomie Y (haplotyp Rla-M458) występującą przede wszystkim u Słowian (w tym u Kaszubów). Nazwisko Groenewald lub Grunwald wciąż zresztą można spotkać w rejonie dawnych Prus Książęcych i na Kaszubach. Dwaj Prusacy, Michiel Kowalski i Jakob Hofland, obaj z Królewca (oraz Thomas Tyl z Warszawy), należeli do siedmioosobowej grupy przywódców pionierskiej wyprawy, która w 1702 r. jako pierwsza dotarła w okolice rzeki STRËMIANNIK 2019 / POMERANIA / 21 HISTORIA Obraz Charles's Davidsona Bella (1813-1882) ukazujący przybycie Jana van Riebeecka do Zatoki Stołowej w kwietniu 1652 r. Groot-Vis i wzgórz Bruintjes Hoogte, leżących ok. 700 km na wschód od Kapsztadu. W jej trakcie nastąpiło pierwsze bezpośrednie zetknięcie europejskich osadników z przedstawicielami plemion Bantu, zakończone pierwszą w dziejach Południowej Afryki potyczką zbrojną pomiędzy obydwiema społecznościami. W wyprawie uczestniczyło w sumie 45 Europejczyków, a wśród nich jeszcze dwaj gdańszczanie: HenrikTessner i Bartolomeus Nachtigal, a trzeci, Jan Knup-pel, udostępnił na potrzeby wyprawy swój wóz. W ciągu XVIII wieku w kolonii pojawiło się kilkuset nowych emigrantów z Prus. Wielu osiedliło się tu na stałe i założyło rodziny. Dotyczyło to w sumie ok. 40 osób (na ok. 2 tys. wszystkich osadników, wśród których dominowali Holendrzy, Niemcy i Francuzi). Choć w większości deklarowali pochodzenie z Gdańska lub Królewca, jednak można przypuszczać, że wielu miało kaszubskie lub mazurskie korzenie. Ich potomstwo weszło w skład miejscowego społeczeństwa, czego świadectwem są takie dzisiejsze rody afrykanerskie, jak m.in.: Dirksen, Knoop, Tessenaar, Kroll, Kube, Freislich, Drotskie, van Reenen, Melck, Kromhout, Dippenaar, Raphael, Meeding, Willer, Henkes, Troskie, Schoonraad. Informacje dotyczące tych osadników przekazał polski szlachcic Teodor Anzelm Dzwonkowski, który w latach 1788-1793 pełnił służbę na holenderskim okręcie Zephir. W trakcie postoju w Południowej Afryce uznali go za swego ziomka i obdarzyli przyjaźnią. Dzięki nim poznał życie towarzyskie Kapsztadu oraz zebrał interesujące dane na temat kraju, które następnie przedstawił w swoich wspomnieniach. W wyniku wojen napoleońskich Kolonia Przylądkowa stała się na początku XIX wieku częścią imperium brytyjskiego. Nie spowodowało to jednak zahamowania napływu emigrantów z ziem pruskich. Przez cały okres brytyjski liczną ich grupę stanowili przedstawiciele protestanckich towarzystw misyjnych. Jednym z nich był Reinhold Teodor Gregorowski z Malborka. W Południowej Afryce założył rodzinę, a jeden z jego synów, Reinhold, został prokuratorem generalnym Republiki Południowoafrykańskiej. Inny misjonarz, Albert Neizel pochodził z Krokowej, protestanckiej enklawy w północnej części Kaszub, a jeszcze inny, Robert Kiihl, ze Sławutówka koło Pucka. Kolejni dwaj, bracia Johannes August i Johannes Carl Prozescy urodzili się w Królewcu, jednak wychowywali się w okolicach Gdańska. Wszyscy wspomniani założyli w Południowej Afryce rodziny i dochowali się licznego potomstwa, którego kolejne generacje żyją tam do dzisiaj. Przybywali również zwykli emigranci sprowadzani przez Brytyjczyków. Jeszcze w I połowie XIX wieku z Prus Zachodnich przybył Peter Beirowski, a z Prus Wschodnich Mattheus Jamnik. W II połowie tego stulecia przybyli wraz z rodzinami Wilhelm Dobrowski z Kacka i Andreas Litkie z Chojnic. Kolejny emigrant, Lorenz Żuroch von Czapiewski, pochodził z Leśna koło Brus i wywodził się ze znanego kaszubskiego rodu szlacheckiego. Być może z Pomorza pochodził także Mattheus Abogotski, założyciel afrykanerskiego rodu Aproskie, gdyż osiedlił się nad Oceanem Atlantyckim i został rybakiem. Potomkowie wszystkich wspomnianych emigrantów żyją w Południowej Afryce do dzisiaj. Dziewiętnastowiecznych emigrantów z obu części Prus (zachodniej i wschodniej) było jednak więcej (rejestry wymieniają m.in. takie nazwiska, jak: Ehmke, Tadza, Fritsch, Koch, Krull, Lahtz, Lemke, Schulz, Witzke). Dodatkowo, liczną grupę stanowili niemieccy osadnicy z Pomorza Zachodniego, których nazwiska niejednokrotnie wskazywały na słowiańskie (kaszubskie) pochodzenie (m.in. Elske, Gadów, Garske, Gierke, Goetsch, Kumm, Laesecke, Liipke, Lutzke, Maaske, Mierke, Ninow, Panneck, Peincke, RadlofF, Radu, Raske, Ristow, Rosenow, Skibbe, TrielofF, Venski, Zastrow). Przybywali oni do Kolonii Przylądkowej także w czasach rządów holenderskich (np. Wrensch, Dusing, Kranspek). Ważnym wydarzeniem w dziejach Południowej Afryki była wojna brytyjsko-burska z lat 1899-1902. Wśród walczących znaleźli się również przedstawiciele miejscowych rodzin pruskiego pochodzenia. Na listach wziętych do niewoli brytyjskiej widnieje aż dziesięciu przedstawicieli rodu Troskie (potomków emigranta z Gdańska Christiana Truschke) oraz siedmiu przedstawicielu rodu Drotsky. Walczących Burów wsparli także ochotnicy z różnych krajów. Źródła wymieniają m.in. Roberta Jutrzenkę i Ludwika Zelewskiego, którzy pełnili funkcje oficerskie. Obaj, niezależnie od miejsca pochodzenia (Jutrzenka urodził się na Śląsku), prawdopodobnie wywodzili się ze starych ka-szubsko-pomorskich rodów szlacheckich: Żelewskich herbu Brochwicz i Jutrzenków herbu Jutrzenka. Emigranci z Prus, a w mniejszej liczbie także z innych części Polski, tworzyli stały, choć w porównaniu z przybyszami z Niderlandów, Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii, niezbyt liczny kontyngent osadników w Południowej Afryce. Przytoczone przykłady dowodzą jednak, że udawało im się zaznaczyć swoją obecność w istotnych dla tego kraju wydarzeniach, a potomkowie wielu z nich do dzisiaj współtworzą społeczeństwo afrykanerskie. MARIUSZ KOWALSKI 22 / POMERANIA / MARZEC 2019 BOROWO COTKA Köżdi stôri las mô swöje krëjamnotë. Łączą sa z nim historëje, brawadë, pöwiôstczi, w chtërnëch je ôn płaca prôwdzëwëch abô zmëszlonëch zdarzeniów. Je taczi las téż chëczą dlô wszeljaczich dëchów, strôszków czë ösoblëwëch lëdzy. Na nordze to wszëstkö nalézemë w Lasach Darzlëb-sczich. Klémas Richert bél bëlnym fërsztą. Blós to bëla jinô bëlnosc niżlë ta, jaką chcôlbë widzec köl niegö jegó uberfërszta. Ni miôl ön nôwicy wëcatégö drzewa, a co za tim jidze, nie nëkôl nôwicy dëtków do kasë nadlesyństwa. Klémas Richert bél bëlnym leśnym dlô swôjégô lasë a dlô lëdzy, chtërny wkól niegö żëlë. Dbôl ó to, żebë nie cąc nôstar-szich ë nôsnôższich bómów. Robotnice nie wchôdalë w place, gdze swöje spanié mialë zwierzata, ni-gdë téż nie bëlo niżódnégô szrumu tam, gdze mieszkalë jaczés rzôdczé gatënczi. A dlô lëdzy? Klémas nie bël jak nen jachtarsczi scyrz. Czedë jaczi biédniészi człowiek chcôl placëc za wërobioné drzewö, nié rôz czul: - Jaczé drzewö? Jô nick nie wiém, le móżemë wëpic pö kórnu-sku. Jô tu prawie móm. Jak chtos chcôl so chöc rejzech wëkupic, tedë téż czasto pöd-pöwiôdôl mu fërszta, że tam-sam naléze jakąs grëbszą bóma zwróconą na przëmiar przez wiater. Tak ju Klémas rozmiôl swója roböta, përzna jakö slëżba przede wszët-czim dlô rodë, le téż dlô związônëch z nią lëdzy. Kôchôl swój fach ë ledze téż jegö lubilë. To bél póniedzôlk. Reno. Klémas rëchtowôl sa do robötë. Jak wiedno wstôl ë sparzil so zelé do picô. Umil sa ë spaköwôl tasza ze wszëtczim, czegô brëköwôl w lese, wząn téż kôlôcze a sërą wörszta. Frisztëk wiedno lubil zjesc ju pöd bómamë, slëchającë lasowëch glosów. Czej wëszedl buten, ôd raza sczerowôl szrëtë do stodole. Z bëna wëprowa-dzyl könia, zalożil mu sla, a wëpchl letczi wóz, do chtërnégó zalożil ji-ska. Timczasa na pódwórzim pojawił sa bëniel. Odstawił kölo pöd mur lesniczówczi ë podszedł do leśnego. - Dobri dzeń. - Na wieczi wieków - odrzekł mu Klémas. Knôp zarô sa poprawił: - Niech badze pöchwôlony! Jô móm na miono Jacek. Jem prakti-kanta... - Jo, to jô sa domëszlaja - prze-rwól mu fërszta - të jes z Domóto-wa, doch jo? - Jo, temu jô tu ni miól tak da-lek, a na kole przëjachôl. - Në jo, dalek to nie je. Jô wiém, ód kogo të jes. Tak czë jinak mdzesz miól tu plac do spaniégö. Uzdrzisz, jak sa mieszko na lesyństwie. Mdze czas téż pogadać z wieczora. - Le jo ni móm wzaté nick ze sobą, bó to doch je tu sztëczk na wëszczegóra, tej sztëczk w dół ë ju. Klémas pódsmiól sa pod knérą. Widza mu sa, że mlodi znól molowe przezwë. Wëszczegórą zwónô bëla grzëpa, na chtërny lëdze przódë robilë so przerwa, jadącë przez las do Wejrowa. Smielë sa, że tam stôwają, żebë sa wëszczac, stądka przezwa. Pó prôwdze knóp widzól mii sa ód raza, chóc chwa-cyl go nôprzód na tim przëwita-nim. Wëzdrzôl usmiôny ë wiesoli, a przë tim taczi flotny, pójatny. - To graje, że to je krótko, dôsz rada na tim kólim pódjachac pó wszëtkö, co cë felëje. Le to późni. Terô wlażój na kósta. Czas je rë-szac. Dzys muszimë naprawie plot przë mlodëch bómkach, bó nama tam wszëtkô óbeżrą sarmë, a to dąb. Szkoda bë bëlo. Öbëdwaji chłopi sedlë na wóz. Klémas blós pópuscyl lécków, a kóń spokojno rëszil do przodku. Za bramą lesyństwa skracëlë w prawo, a pó sztócëku, czej minalë krziżówka, w lewo w las, stegną, chtërna bëlo ju słabo widzec. Kóń ë jego kuczer znalë równak ne kątë jak swoja tasza. Wjachalë w stóri, wësoczi, bukowi las. Strzébrzné kólumnë wióldżich bómów szlë prosto do górë, a na dole wëzdrza jistno jak w parku. Bukówé lëste mieszalë sa na zemi ze snóżo zelo-nym mcha. Tam-sam bëlë kapë mlodëch krzów, môlé blotka abó zwrócone ze staroscë pnie. Stroną bëla łąka, zarosło ë zalónó wódą. Na grańce tëch dwóch światów fërszta zatrzimól konia. - Nen plac zwie sa Bulmanową Łączką - zacząn prawic - przezwa STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 23 NORDOWÉ PÖWIÔSTCZI pewno je ôd nôzwëska gbura, co tu czëdes miôl ta łąka. Tu chcemë so zjesc frisztëk. - Gburskô łąka tak w lese? -dzëwil sa Jacek. - Tak tu lëdze gôdają, a czemu, to nie wiém, czë chtos pamiató. Móże czedës to nie bëlo tak glabók w las. Lasów doch z latamë je kol nas corôz to wicy. Przëzdrzë sa, na bomach uzdrzisz jesz wrośli szta-cheldrót. Pewno tu bëlë zwierzata na wédze. Ne drzewiata muszalë bëc w ten czas jesz dosc môlé. Pö prôwdze Jacek nalôzl stôri przerdzewiali drót w samim we-strzódku dzys ju grëbégö pnia. Timczasa fërszta wëcygnąn zjest-kii, chcôl sa pödzelëc ze swójim praktikanta, le nen odrzekł: - Nie, Bóg zapiać, jô móm swoje. Doma jô nigdë nie jém z rena, jô lubią prawie w lese zjesc, a dopierze jak ju përzna porobią. Klémas blós sa na to usmiôl pod knérą, a pô sztóce gôdôl dali: - Żebë bëc dobrim leśnym, mu-szi lubić swoja robota. Jak ze wszët-czim. A do tegö muszi kóchac las. Nie krziwdzëc jego. Jinaczi to sa wiedno öddô. Flëk pasëje sétmë lat. Abö öd lëdzy sa óddô, abó w robö-ce. Czasa téż - tu fërszta pöwzérôl w ôczë mlodégö - czësto chudzy, jakbë człowiek ju cos pô prôwdze lëchégö narobił, tej móże mii sa to oddać od Borowi Cotczi. - A pan fërszta wierzi w taczé rzeczë? - pödsmiôl sa bëniel. - Wierzą, nie wierzą. Rzeka cë równak, że czasa tak mie cos dzyw-no sa robi. Gódają, że Bórowô Cot-ka je bëlnô, że jak chtos bómë kaléczi, to potrafi jegô pogonie. Le jak chtos je dobri, to ona móże mu nawetka pomóc. Czë porządnemu leśnemu w robóce, czë chócbë dzecku niedowinnému, czej sa za- gubi. Jô przez lata móm swoje krëjamné przëtrôfczi. Lubią mëslëc, że to Bórowó Cotka w czims pomogła, a nie, że to sa blós tak zdarzëlo. Tak so ti chłopi prawilë, czej Jacek podniósł głowa do góre, wcy-gnąn głośno lëft ë rzekł: - Panie fërszta, tu je dim czëc. Klémas téż pówóniôl. - Jo, a tu nigdze robotnice nie robią. Co to móże bëc?! Chłopi nôprzód cknalë blós za dëma, le po sztóce uzdrzelë - rzecz dzywnô - jak dludżé jakbë klatë szarégö dëmii plënalë midzë bómamë. Ta ósoblëwô Stegna skraca wköl ti podmokli lączi. - Tak cos jô jesz nie widzôl -rzekł Jacek - czemu nen dim nie jidze do górë? - Pój, muszimë jic to sprawdzëc. Móm nódzeja, że las sa nie póli -odrzekł Klćmas - blós chcemë bëc sztël, bó pó prówdze, chto wić, ód czego to je. - Móże to je co lëchégó? Pan tak o tëch strôszkach gôdôl. - Të doch nie wierzil?! Dój pókii. A jak to bë bëlo co zlégó, to bë sarka bëlo czëc. Pój. Chłopi pómalinku dreptalë jeden za drëdżim. Dim bëlo widzec ë czëc na tëli, żebë bëlno za nim wëtrafic. Z wësoczégô bukowego lasu przeszłe w cemné ë gasté danë. Tu przë zemi ni mialë óne równak jiglënë ë dało sa jic dali. W kuncu uczëlë lëdzczé glosë. Doszlë do żłobu ë letkó zazdrzëlë do niegö. Tam schówôny przed óczama bëlë trzeji chlopi. Pôlëlë môłi ódżin. Na prosto zrobiony z nalazlëch gajdów drôbce jeden sprôwiól dzëka. Jiny zajimól sa wszeljaczim sprzata. Klémas dozdrzôl, że bëlë tam drótë do chwôtaniégó zwierząt. W taczim czims dzëk czë sarna móże sa dłu- go maczëc, nim zdechnie abó chtos je dobije. Stôri fërszta dozdrzól téż flinta, dzëczi jachtórze ni möglë równak ji donąd użëwac, bó to bë bëlo czëc. Klćmas ë Jacek coplë sa kąsk dowsladë. - To nie są naszi lëdze, jo jich nie znaj a - cëchó szeptól fërszta. - Muszimë jich chwacëc ë kunc - odrzekł Jacek. - Jo, le z taczima cëzyma nigdë nick nie je wiedzec. Doch oni tu za jednym dzëka z daleka nie przëja-chalë. Abó oni tu mëszlą dlëżi jachtowac, abó to tu jaczi cëzy są sprowadzony. - Jo puda. - Nié, të wzérôj a bądzë sztël. Jak wszëtkö pudze bëlno, to wëlezesz, jak nié, tej wiornij a zwóni z lesni-czówczi pó szandarów. Plac pa-miatósz. - Móże ód raza za szandaramë? Öni mają flinta, a pan swóji nić. - Tej jich móże ju nie bëc. Të widzól, nen dim nas darmók nie prowadzyl. Klćmas wstól, wëlôzl na grańca żłobu wëprostowôny ë głośno rzeki: - Nie rëszta sa! Östawta wszëtkó. Të przë tim dzëku, óstawi nóż. Chlopi lëchö pówzéralë na leśnego, le póslëchalë. Klćmas zlózl w dól do nich. - Chto wa jesta? - Panie fërszta, në jak chto? Doch jachtórze. - Jó widza, co wa jesta za jachtórze. Pudzeta za mną tu prosto do drodżi! - A dali? - odrzekł jeden, pómalinku pódchódając do leśnego. - Dali to wa ju sa dożdóta! Wa wićta na kogo. Roz! Tu prosto bićj-ta przede... Chłop nie skunczil. Nie wiedzec czedë nen, co mu ódpöwiôdôl, podskoki do niegó ë czidnąn mii 24/POMERANIA/MARZEC2019 NORDOWÉ PÖWIÔSTCZI piscą w kark. Fërszce aż cemno sa w oczach zrobiło ë pódl na zemia. Czul, jak drëdżi ju chwacyl go za nodżi. W tim sztócëku Jacek miast, jak mu gôdôl Klémas, wiornąc do telefónë, zeskoki flot w dól ë zarikôl przë tim baro brzëdkô na tëch trzech. Jednégô kópnąn ë zwrócyl. Drëdżému dôl piscą w knéra, jaż krew plëwnala dalek na jaka. Le nen slédny zalożil mu na szëja nen drót do chwëtaniégô zwierząt. Chcôl gö udëszëc, ë pewno bélbë to zrobił, żebë nié fërszta, co przeszedł ju do se. Nen ódepchl go, a na wszëtczich trzech chilnąn wodą, chtërna warzëla sa na ogniu. - Terô flot chcemë wiornąc -krziknąn na Jaceka, bö widzôl téż, że jeden z dzëczich łowców, nim dostól wara, ju chwëtôl za na flinta. Chłopi wskóklë na urzma ë sadzëlë midzë ne danë. Bëlo czëc, że tamti gónią za nimë. Öd raza uczëlë szos. Szrót trafił Klémasa prosto w rzëc. Nen pódl na zemia ë zawil z bölescë. - Jacku, wiornij, ti sa nie bawią! - Ni mogą doch pana óstawic. - Wiornij, bö cebie téż ustrzelą! Le ti trzeji bëlë ju kół nich. - Në, leśny, co më terô mómë z wama zrobić?! Nie bëlo nama wchadac w droga! Klémas jaczól, le wëcedzyl jesz: - A biéjta do dióchla! - Wa tam, mie sa zdówó, pierszi pudzeta, bo jak më mómë waji puscëc?! - Të doch nie mëslisz jich zabijać? - wtrącyl jegö drëch, chtërny sóm pewno sa wëstraszil tegö wszëtczégö. - Öni doch zaró szandarów nama tu sprowadzą! - Tej chcemë jich przërzeszëc do bómë! Jak sa zretëją, to jich sprawa, a më badzemë ju dalek - póradzyl póstapny dzëczi jachtórz. - Pó tim szróce z jego słodka ce nie należą. Tak gôdalë ti trzeji, a timczasa Jacek wzérôl, jak nad jich glowamë robi sa czórno. Pó sztóce ju tamti domôgalë sa, że cos cażkó brzaczi nad nima. Pöwzéralë do górë ë tedë cesnąn na nich rój szerszeniów. Chcelë zwiornąc, le w tëch gastëch danach bëlo to dradżć. Zaró pó pôra szrëtach bëlë pódrapóny ód wëschlëch gajdów ë kóżdi bél ju pora razy ugrëzli. Jak na zlosc téż w slódczi. Klémas, pótlëkli ë postrzelony, nigle óstól ód se, uzdrzól jesz, jak przed nim ju w tëch wësoczich bukach midzë bómamë stoji ë śmieje sa do niego snóżó mlodó pani. Stojala boso, na se mia piakny kléd przeszëwôny lesnymë kwiatamë. Wlosë dludżé baro, a w nich wplątóné zelé. Wszëtkó wkól ni bëlo jakbë żëwszé, farwniészé, jak na zymku. Tedë fërszta uczul w swój i głowie mili bialczëny glosk: - Spij Klćmasku, nie miéj strachu. Dzys ë ju nigdë w mójim dodomie. Leśny zamki óczë. Minąn jaczis czas. Nëch trzech dochtorowie ledwo ódretalë, tëli razy bëlë ód szerszeniów póżarti. Klémas chutkó wrócyl do zdrowić-gó, bo pó prówdze ta jego rena nić bëla zódnó straszno. Pierszégô dnia czej wrócyl ju do robótë, raza z Jaceka jedlë frisztëk wëstrzód bómów. Nen mlodszi pierszi wrócyl w gódce do tamtégó pierszégö dnia swóji robótë: - Panie fërszta. To, co tedë sa stało. Doch nas niżóden szerszeń nić kasyl. To bëlo cos tak, jak pan gódól o ti Borowi Cotce. Taczi dzywny przëtrôfk. - Jo - usmiól sa Klćmas. - Chto wić. Móże ona pó prówdze jistnieje. Mie też starka góda, jak jó bel moli, że chódzy ona jak-no stóró białka pó lese. - Tak o ni gódają. Jó mëszla, że ona je, blós często jinó jak w nëch lëdzczich brawadach - usmiól sa do swój ich mësli. - Jakó? - Snóżó jak roda, jak las. MATEUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama nordowi kaszëbiznë STRËMIANNIK 2019 / POMERANIA / 25 aj ą wanoga zaczniemë ôd hélsczégö półóstrowu. Jak ju wiémë, zapisënk tekstu piesnie Welewetka pojawił sa dopierze pö II światowi wojnie. Nie znaczi to, że nie bëła ôna rëchli znónô. Bëła na gwës, kö w midzëwôjnowim cządze w Jastarni dzejało lëdowé karno Guligutczi, jacze swoja pozwą wzało prawie öd negó nordowôkaszëbsczégö wariantu Wele-wetczi. Wôżné dlô najich badérowaniów mdą słowa drëdżi sztro-fczi ny szatopórczi, dze gôdka ô „tatku, co przeniósł w miechu smaczné slëwë". Hewö Józef Łagówsczi (doktór Nadmórsczi) w ksążce Kaszuby i Kociewie (1892 r.) notérëje taką śpiewka z pucczégó krézu: Hôla, hôla, ósasa Jachôl tata do łasa, Cëż ôn przëniós, Ful miech sliw Szmaka dobrze, Tak, panie. Jistną wersja w latach 30. XX stolata zapisół na półóstrowie Alfred Swierkósz1. Ökazëje sa, że nen sóm „slëwöwi" môtiw nalézemë w wielu wariantach niemiecczich a duńsczich. A nëch je skópicą. Tekstë pieśni drëköwóné bëłë ju w śpiewnikach z pöłowë XIX stolata. Wejle wersjo niemiecko z 1841 roku ze zbiérku Kinder Gartlein, ein Buch fur Mutter: Heidewidewum, mein Mann ist kommen, Heidewidewum, was hat er bracht? Heidewidewum, eińn Sack voll Blumen Heidewidewum, was kost't das Pfund? Heidewidewum, das Pfund drei Groschen, Heidewidewum, das ist zu viell W przełożënku brzëmi to tak: Heidewidewum, mój chłop przeszedł,/ Heidewidewum, cëż ôn przeniósł?/Heidewidewum, ful tasza kwiatów,/ Heidewidewum, wieleżfunt kósztô?/ Heidewidewum, funt trzë grosze,/ Heidewidewum, to je za wiele! W tekscë miast „kwiatów" pewno bë miałë bëc „slëwë" -kó w wiela pózdniészich wariantach nen brzôd czasto sa pôjôwiô. Tuwó môże to bëc le fela w drëku. Hewö wersjô duńsko ze zbiérku Det Plattydskefolkesprog i angel tilligemed nogle sprogpröver z 1857 roku: Videvidevitt, min Mand is kamen, Videvidevitt, vat hett he mit? Videvidevitt, en Sakkfull Plommen, Videvidevitt, de sind gud mit. Jistno jak w przëtrôfku niemiecczi wersje słowa ti duńsczi frańtówczi szlachują za drëgą sztrofką kaszëbsczi Welewetczi. Melodiô je jinô jak kaszëbskô, je żëwszô a wieselszô, le tempó sa zgôdzô. Zaspiéw w kaszëbsczich wersjach brzëmiący welewetka, guligutka, widewidewita w germańsczich wariantach téż je rozmajiti: videvidevitt, wide-wide-vit, wide, wide, wittwidde-widdewid, widdewidddewitt, kritte-vitte-vit, wittewittewitt, zwillewillewik... Cëż no słowo (słowa?) znaczi? Móże to jaczé „trojlowanié" ptôchów? Na internetowi starnie Ordbog over det danske sprog (kasz. Słowôrz duńsczi möwë) „Witte, witte, witt" dolmaczoné je jakno niezrozmiałi ökrzik z tuńcowi spiéwónczi ó pözwie Syvspringi (kasz. sétmë skóków) - zabawë namieniony óso-blëwie dzecóm. Nen tuńc znóny je téż w Niemcach pód pozwą Siebensprung. Wórt bë bëło porównać, czë szlachują one za kaszëbsczim tuńca zrekóństruówónym bez Pawła Szefka. Widewidewitta je do dzys dnia żëwą śpiewką a tuńca roz-kóscérzonyma w Niemcach a Duńsczi. Pewno znónó je téż przez Frizów a Ôladrów. Chto czekawi, może bez jiwru wësz-nëkrowac jeji tekst a melodia w internece. Bez ôdpöwiescë óstôwô pëtanié, w jaczim czerënku na piesniô wadrowała: ód germańsczich lëdów na Pomorską czë w drëgą strona - to słowiańsko wersjo bëła wzató bez Germanów. Móże równak prówda mó prof. Gerat Labuda, jaczi parłaczi Welewetka z pógańsczim zadëszkówim óbrzada? Temu nie je to kuńc naju wanodżi - żlë bë chcôł nalezc znaczënk a zdrój ny piesnie, tej bë mielë ze sobą wespółdzejac uczałi z rozmajitëch wietwiów nóuczi: mówóuczałi, miizy-kólodzë a etnografowie. Do te téż zachacywóm. RÓMAN DRZÉŻDŻÓN 1 Świerkosz A., Brzegiem Międzymorza. Wielka Wieś, Chałupy, Jastarnia, Bór, Jurata. Zarys monograficzny osad z półwyspu Helskiego, w: „Kaszuby". Dodatek regionalny „Gazety Kartuskiej", nr 5 z 20 maja 1937 r. 2 Tuńce möże öbezdrzec np. na nëch starnach: youtube.com/watch?v=ZCeD-ho-hKE, folkdancemusings.blogspot.com/2015/06/ seven-jumps-syvspring-denmark-germany.html 26 / POMERANIA / MARZEC 2019 GDAŃSK MNIEJ ZNANY ONA TU BYŁA- SZLAKIEM BŁOGOSŁAWI DOROTY Marzec skłania do szukania w Gdańsku śladów niezwykłych kobiet. Błogosławiona Dorota z Mątów to postać kojarzona głównie z Kwidzynem. Tymczasem tam spędziła tylko trzy lata, za to w Gdańsku aż dziewiętnaście! POZORNE SZCZĘŚCIE Dzisiejszy spacer zaczynamy, idąc ulicą Długą, choć właściwie trzeba by było na Żuławach. Dorota urodziła się jako siódme dziecko w rodzinie osadnika niderlandzkiego Wilhelma Schwartze-go w 1347 roku we wsi Mątowy Wielkie (Gross Montau). Mając dziesięć lat, uległa groźnemu poparzeniu. Miała wtedy usłyszeć głos Boga mówiący „Uczynię ciebie nowym człowiekiem". Choć od dziecka pragnęła wstąpić do zakonu, jednak po po śmierci ojca musiała wyjechać do Gdańska, by poślubić bogatego, starszego o 20 lat Adalberta Schwertfegera. Gdy ze spokojnej żuławskiej wsi wysłano ją nad Motła-wę, miała zaledwie 17 lat. Zamieszkała z mężem przy ul. Długiej 64, gdzie mieścił się jego warsztat. Adalbert był płatnerzem, tworzył rycerskie zbroje. Jednak bogactwo męża nie cieszyło Doroty. Jej pragnieniem było poświęcać czas na modlitwy, uczestniczyć w Eucharystii. On tego nie rozumiał i niejednokrotnie ją bił oraz poniżał. W pokorze znosiła ciężkie życie. Rodziła kolejne dzieci. Miała 27 lat, gdy w czasie epidemii zmarło troje z nich. W tym samym roku do Gdańska dotarł kondukt żałobny z ciałem Brygidy Szwedzkiej. Dorota obrała sobie tę wielką świętą za wzór. Po kilku latach zaraza znów odebrała małżeństwu pięć pociech. Została tylko najmłodsza córka Gertruda. SZUKAJĄC DROGI Utrata dzieci była przełomem w relacji Doroty i Adalberta. Bogaty płatnerz ślubował powściągliwość i wspólnie rozpoczęli pokutne pielgrzymki. Do Akwizgranu, do Einsiedeln, aż w końcu Dorota, samotnie, do Rzymu. Po śmierci męża za radą spowiednika z kościoła Mariackiego wyjechała do Kwidzyna. Pracował tam wtedy przybyły z Pragi profesor, zwany dziś Janem z Kwidzyna. Stał się jej przewodnikiem duchowym. Dorota podjęła decyzję całkowitego odcięcia się od świata i poprosiła, by zamurować ją w celi - w ten sposób stała się re-kluzą. Zmarła w 1394 roku w opinii świętości. Jej postać interesowała papieża Benedykta XVI, który jako kardynał w 1979 tłumaczył paradoks jej życia: „droga ku wnętrzu skierowuje na otwartość, prowadzi w dal, znosi granice i przywraca jedność". W tym samym roku erygowana została parafia pw. Błogosławionej Doroty z Mątów w Gdańsku-Jasieniu. DOROTA W XXI WIEKU Kult błogosławionej Doroty przeżywa odrodzenie. Od 2014 roku mieszkańcy Gdańska pielgrzymują do Mątów Wielkich, gdzie znajduje się Sanktuarium Błogosławionej Doroty. Z powodu zainteresowania błogosławioną w 2017 roku w kościele Mariackim zawisł jej obraz. To tu się modliła i doznawała pierwszych wizji. Zobaczymy go w nawie północnej (po wejściu kierujemy się w lewo). Malarz Krzysztof Izdebski-Cruz ukazał Dorotę w stroju gdańskiej mieszczki. Jej suknia jest skromna, bo taka była Dorota. Nie chciała nosić zdobnych materiałów, które fundował jej mąż. Wręcz przeciwnie, pozbywała się ich, rozdając ubogim, co przyczyniało się do małżeńskich sporów. Dorota w prawej ręce trzyma Pismo Święte otwarte na prologu Ewangelii św. Jana, w drugiej dłoni ma różaniec. W postać błogosławionej skierowane są strzały. Wskazują one miejsca stygmatów, które pojawiły się na jej ciele już w młodości. Dorota to jedyna błogosławiona parafianka kościoła Mariackiego. Jej żywot prowadzi nas do Kwidzyna, warto jednak pamiętać, że jej życie związane było głównie z Gdańskiem. MARTA SZAGŻDOWICZ STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Być może można by się oburzyć na tytuł mego felietonu: od upadku PRL, w którym akowców źle traktowano, minęło już wiele lat. Przez ostatnie 25 mieliśmy rozkwit historiografii w kraju w tej tematyce. Sam tworzyłem, ze słynną Elżbietą Zawacką, ośrodek badań nad dziejami AK na Pomorzu w Toruniu. Nie zmieniały te fakty stwierdzenia, że po II wojnie - aż do dzisiaj - w skali światowej panuje raczej ignorancja bądź zła wola w odniesieniu do dziejów Armii Krajowej. Polski historyk wie, że ZWZ-AK była najsilniejszą militarną organizacją podziemną w Europie lat 1939-1945. Jej, jak i kraju, nieszczęściem był fakt, że Polska miała dwóch wrogów: III Rzeszę niemiecką i sowiecką Rosję. Zasługi AK są nam dobrze znane. Po latach walki z okupantem niemieckim została rozbita w latach 1944-1945 przez Armię Czerwoną, wspomaganą przez polskich komunistów. Powstaje pytanie, jak po roku 1945 kształtował się w świecie wizerunek Armii Krajowej. Dla imperium sowieckiego AK i jej dziedzictwo było to zjawisko wrogie, które nadal trzeba było zwalczać. Można by sądzić, że przynajmniej nasi sojusznicy - Wielka Brytania i Stany Zjednoczone - doceniali zasługi i trudności dziejów Armii Krajowej. Tak jednak nie było i obraz polskiego Państwa Podziemnego i jego siły zbrojnej, jaką była Armia Krajowa, był obrazem w skali światowej fałszywym, negatywnym bądź świadomie przemilczanym. Polaków w czasie wojny chwalono w Wielkiej Brytanii, ale głównie tylko do końca 1941 r. Odtąd, dla Churchilla i mediów brytyjskich, rozpocznie się długa droga współpracy z Rosją sowiecką prowadząca w każdej niemal kwestii do gloryfikowania Armii Czerwonej... Fakt, że czołowi politycy anglosascy szli na współpracę ze Związkiem Radzieckim jest zrozumiały. Była to jednak w swoich konsekwencjach polityka raczej krótkowzroczna: za sukcesy Armii Czer- wonej płacono Stalinowi cesją całej niemal Europy środ-kowo-wschodniej. Okazać się miało, że nie był to koniec apetytów rosyjskich. Główną ofiarą tej polityki była Polska. Widoczne to było naprzód w polityce mediów brytyjskich. Słynne BBC, radio brytyjskie, słuchane pilnie w Polsce pod okupacją niemiecką, od początku 1942 r. odmiennie będzie opisywać wojnę w audycjach dla Polaków, a odmiennie w audycjach w języku angielskim. W 1945 r. przekaz mediów brytyjskich był jasny: Polacy powinni porozumieć się z Rosją, a jeżeli nie chcieli, to byli określani jako „reakcjoniści". Mechanizmy propagandy, różnych inspiracji, ale z takim samym skutkiem, nie są dziś jasne. Wiemy tylko raczej o tym, dla kogo było szczególnie korzystne fałszowanie obrazu spraw polskich. Na czoło wysuwałbym rolę sowieckich służb tajnych i propagandowych, ich znakomite metody inspirowania różnych środowisk, zależnie od sytuacji czy epoki. Generalnie działał tu ważny czynnik psychologiczny: wpływowe koła anglosaskie po konferencji w Jałcie wolały o polskich sprawach raczej zapomnieć, a winę za kłopoty dyplomatyczne zrzucać wyłącznie na Polaków w Londynie czy w kraju. Jak się kształtowała czarna legenda AK w USA po 1945 r., dokładnie nie wiemy. Propaganda sowiecka wykorzystywała fakty dokonane w dobie sowieckiej w Polsce: ludziom z AK wytaczano rozliczne procesy, oskarżając nawet o rzekomą współpracę czy działanie „na korzyść okupanta niemieckiego". Także z tej epoki wywodzą się oskarżenia, generalnie nieprawdziwe, o antysemityzm mający panować w Armii Krajowej. Warto dodać, że wielu komentatorów zagranicznych, ale i ocalałych z Holocaustu polskich Żydów przypisywało Armii Krajowej różne działania czy zbrodnie epoki okupacji, których winowajcami była skrajna prawica niezwiązana z AK. W rezultacie gdyby spytać, jak w skrócie wyglądał obraz 28 / POMERANIA / MARZEC 2019 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Armii Krajowej w mediach amerykańskich, to odpowiedź lapidarna brzmi tak: faszystowska polska organizacja militarna lat 1939-1945, walcząca z Armią Czerwoną. Wbrew pozorom tak wielokrotnie to formułowano... Ostatnio w przekładzie na język polski ukazała się obszerna i solidna, choć w pewnej mierze dyskusyjna, książka historyka amerykańskiego, który - jak sam napisał - interesując się dziejami Holocaustu na ziemiach polskich, nabrał pewnych wątpliwości co do panujących w USA poglądów na temat Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Joshua D. Zimmermann początkowo swą wiedzę o Armii Krajowej czerpał z wypowiedzi negatywnych, z których wynikało, że pozytywną rolę w Polsce odgrywali tylko komuniści, a Armia Krajowa, jak twierdził laureat Nobla Elie Wiesel: ochoczo angażowała się w polowania na Żydów. Zimmermann zajął się fachowo dziejami Państwa Podziemnego, ustalając fakty, które polski historyk raczej znał. Odrzucił pogląd, że kierownictwo Armii Krajowej czy ogół jej żołnierzy byli nastawieni wrogo do Żydów. Tu dodam, że w masowej organizacji, jaką była Armia Krajowa, zdarzali się także antysemici, ale brak podstaw do uogólniania takiego ustalenia. Bezpośrednio Zimmermann nie zajął się zarzutem, że Armia Krajowa miała być organizacją faszystowską, ale jego analizy dowodzą, że brak jakichkolwiek podstaw do takiego twierdzenia. Takie zarzuty propagowała sowiecka propaganda. Kierownictwo AK podlegało demokratycznemu rządowi polskiemu na emigracji i w każdej kwestii lojalnie wykonywało jego rozkazy. Skonkludujmy. Armia Krajowa była siłami zbrojnymi legalnego polskiego rządu w walce z Niemcami od 1 września 1939 r. Wszelkie zarzuty polityczne przeciw Armii Krajowej są fałszywe. Jej żołnierze byli różnych poglądów politycznych czy społecznych, ale łączyła ich obrona polskiej niepodległości, zarówno wobec nazistowskich Niemiec, jak i stalinowskiego Związku Sowieckiego. Notabene to nie Armia Krajowa atakowała Armię Czerwoną, to Armia Czerwona traktowała AK jako swego wroga na drodze do budowy reżimu komunistycznego w Polsce. Jeżeli tego typu ogólne zarzuty pod adresem Armii Krajowej są absolutnym nonsensem historycznym, to obok nich wysuwa się inne zarzuty wobec ludzi Armii Krajowej, głównie są to zarzuty o działania na szkodę ludności żydowskiej, o antysemityzm. Wszelkie takie kwestie można badać jedynie na podstawie całokształtu spraw okupacji niemieckiej w Polsce. Jestem autorem tekstów związanych z tą tematyką, a przed wielu laty napisałem istotny artykuł na temat patologii społecz- nych w tej epoce. Wskazywałem, że zwłaszcza pod koniec okresu długiego okupacji niemieckiej w społeczeństwie polskim obok tych, co walczyli z okupantem, obok tych, którzy starali się tylko przeżyć w trudnych warunkach, byli także i ci, którzy korzystali ze specyficznych warunków chaosu prawnego okupacji, by rabować, zbijać majątki procederami niedopuszczalnymi, czy nawet mordować dla zysku czy z inspiracji antysemickich. Nie jest prawdą, nieraz o tym pisałem, że terror i cierpienia ludzi budzą uczucia wyższe, uszlachetniają. Prawda społeczna jest taka, że u wielu ludzi prym bierze darwinowska zasada bezwzględnej walki o byt. Rzecz w tym, że owe niewesołe zjawiska - wysługiwanie się okupantowi, grabież czy nawet mordy, będąc fragmentem dziejów okupacji niemieckiej, dotyczyły generalnie ludzi marginesu społecznego, który w każdym społeczeństwie istnieje. Żołnierzy AK takie zarzuty dotyczą bardzo rzadko. Jest prawdą, że w sporej mierze patologie społeczne epoki dotyczyły Żydów, grupy ludzi wyjętej przez Niemców z jakiejkolwiek ochrony prawa. Mówiąc bez ogródek: ten, kto rabował Żydów bądź ich mordował, wiedział, że ma z góry aprobatę, zachętę, a nawet przymus władz okupacyjnych! Kierownictwo Armii Krajowej informowało świat o zbrodniach wobec Żydów, sugerowało różne działania odwetowe. Alianci byli głusi na te informacje: w istocie decydenci nie chcieli przyjmować ich do wiadomości. Można oczywiście twierdzić, że zrobiono w tej dziedzinie za mało czy za późno. Zdarzały się także, to oczywiste, wśród żołnierzy AK przypadki samowoli czy demoralizacji. Życie konspiracyjne czy późniejsze działania partyzanckie nie zawsze można było w pełni kontrolować. Czym innym natomiast jest fakt, że po roku 1945 partyzanci, walczący z reżimem komunistycznym w warunkach klęski i osamotnienia, także popełniali czyny wobec ludności cywilnej niedopuszczalne, (zwłaszcza na Pomorzu i w Białostockiem). Nie upoważnia to nikogo do ocen uogólniających. Po roku 1989 skoncentrowano się - i było to naturalne - na opisach pozytywnych, doceniono życiorysy kombatantów, którzy przez lata byli dyskryminowani przez władze komunistyczne. Natomiast nic się nie zmieniło na arenie międzynarodowej: podobnie jak nadal się pisze o „polskich obozach zagłady dla Żydów", podobnie dominuje dziś w USA czarna legenda AK. Nie jest łatwo przezwyciężać legendy. Armia Krajowa swoimi dokonaniami i tragicznymi dziejami zasługuje na naszą pozytywną pamięć. Piszmy o niej, może bez nadmiernego patosu, ale zawsze musimy widzieć epokę i jej krwawe rany, które wiele tłumaczą. STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 29 Tacewnô pözwa „Kaszub", to je Zbigórz Talewsczi w papiorach SB Jawernota, w jaczi żëjemë, biwô tej-sej dosc tëlé zapëzglonô. Musz je wiedno ö tim pamiatac, a óso-blëwie tedë, czej pisze sa ô kawlach i rozsądzënkach lëdzczich w taczich czasach, jak na przëmiar cząd tpzw. Lëdowi Pölsczi. Świat nie je czór-no-biôłi i nie je leno tak, że bëlë ti „dobri", co biôtköwelë sa z komuną, i ti „lëchi", co z nią wespółdzejalë. Timczasa zdôrzało sa, że przënôleż-nota do rządzący tej Pólsczi Zjed-nóny Robótniczi Partie (PZRP) nie dôwała niżódny zôraczi bezpieku. Sygło blós w czims sa narazëc swöjim wëszëznóm, miec pözdrzat-czi, chtërne sa jima nie widzałë, abö téż dzejac nié tak, jak „sa przënôlé-gć>". W taczim przëtrôfku z pomocą partiowim przédnikóm przëchô-dałë krëjamné służbë, to je Służba Bezpieku, chtërna zajima sa taczim „niepösłësznym" nôleżnika partii. Przikłada taczégö partiowégö dzejarza, jaczi béł ustëgöwóny przez swöjich pödwëższich i krëjamno rozprôcowiwóny przez bezpieka, je znóny na Kaszëbach, a ösoblëwie na Gôchach (Göchach), Zôbörach i słëpsczi zemi, Zbigórz Talewsczi. Nigle na przełómanim stolatów ôstôł załóżcą i redaktora pismiona „Naji Göchë", dłudżi czas ju dzejôł na kaszëbsczim gónie. Co cekawé i co wôrt je pódsztrichnąc w tim môlu, to prawie dzejanié dlô kaszë-biznë bëło jedną z przëczënów rozprôcowiwaniô gô przez służba bezpieku Wöjewódzczégö Urzadu Bënowëch Sprawów w Słëpsku, bö w tim to prawie gardzę Talewsczi béł przédnika partu Kaszëbsko-Pómór-sczégö Zrzeszeniô. We wniósku ö założenie ewidencjowégô kwestionariusza1 zrëchtowónégô przez fónk-cjonariuszów III Wedzélu słëpsczi SB w lëstopadniku 1985 roku2 czë-tómë, że: w dzejnoce słëpsczégô partu Kaszëbskô-Pömôrsczégö Zrze-szeniô wiele zastrzégów je do eticz-no-möralny pôstawë przédnika [Zbigörza Talewsczégö]. Przędnym môtiwa jegô dzejaniégô je dążenie do zjisceniô ôsobistëch celów koszta pôliticznëch i spôlecznëch interesów. Zgrôwô do zwëskaniô w strzodo-wiszczu „tóny pôpularnotë" szkodzące nierôz uwôżaniému partii [...]. W nôblëższim bkrażim uznôwóny je za persona bezpodstawno krziwdzo-ną i ustëgöwóną przez partiowé in-stitucje. Je udbódôwcą pöstawieniégô czile pomników ó sakralno-religij-nym charakterze. Rozkôscérzô póz-drzatk, że w szkołach musz je uczëc kaszëbsczégó jazëka i wprowôdzac dwajazëkôwé pózwë na Kaszëbach3. Widzymë tej, że dzejanié bohatera naszégô tekstu w ôsmëdze-sątëch latach XX wieku nie widzało sa póliticzny policji Lëdowi Pölsczi i stało sa óradzą do tegô, żebë sa nim kąsk barżi krëjamno zainteresować. Nigle równak przedstawimë to, co dzejało sa w tim czasu, wôrt na sztërk copnąc sa w përzna dalszą uszłota, cobë blëżi poznać wcza-sniészé żëcowé kawie jegô i jego ro-dzëznë. Familio Talewsczich pöchö-dzy z pögrahczégö Kaszëb, Kôce-wiô i Tëchôlsczich Börów. Leżącô w tëch stronach wies Żebrowö köle Bąka (ökölé Kôrsëna) ju ôd XVII w. bëła rodnym môla Talewsczich. Öjc przédnégö redaktora „Najich Gö-chów" Anastazy urodzył sa dejade w Czersku, gdze familio przëcygła na przełómanim XIX i XX stola-ta. W 1937 r. ożenił sa on z Joaną Jaszczerską z Subköwów kole Tczewa i przeniósł sa z Czerska do kól-tczewsczich Sëchôstrzëgów, a zde-bło późni - do Grëdządza. Slédnym przed II światową wôjną môla robotę Anastazego Talewsczégó béła pödjimizna młinë i piłë w Prze-chöwie kôle Swiecégö nad Wisłą, gdze robił jakno ksagöwi. Webuch-niacé II światowi wójnë wënëkało familia Talewsczich z Pómórzégö i przez póstapnëch czile lat mieszka ona we wsë Wagańc (pól. Waganiec) kóle Nieszawë. Taczé prawie żëcowé kawlë sprawiłë, że przińdny redaktor „Najich Góchów" na świat przeszedł na Kujawach. Urodzył sa on 22 lëstopadnika 1942 r. w bölëcë w Aleksandrowie Kujawsczim. Ju po wojnie, czej bohater naszego tekstu miół piać 1 Ewidencjowi kwestionariusz béł jednym z zortów ôperacjowëch sprawów prowôdzonëch w sétmëdzesątëch i ösmëdzesątëch latach uszłégö wieku przez kömunysticzną SB. 2 W dokumence tim wëstapiwô téż data 1986, aleje to wiera zmiłka. 3 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił autór. 30 / POMERANIA / MARZEC 2019 KASZËBIW PRL-U lat, familiô jegö na czile lat przë-cygna do Chöniców, bë jesz późni, czej Zbiszk béł dzesac lat stôri, wrócëc do Czerska. Do spödlecz-nëch szköłów Zbigórz Talewsczi chódzył w Chönicach i w Czersku. W tim slédnym gardzę ucził sa téż w strzédny szkole, pö czim cygnął dali swöja uczba w póma-turowim Technikum Budowę Dar-gów w Bëdgöszczë. Ju jakno młodi człowiek zaczął swoja społeczną dzejnota. W 1960 r. raza z Jana Be-lona wespółtworził koło Związku Wiesczi Młodzëznë w Czersku-Kamionce, dzaka czemu spölëzna tegö ökôlô zwëska wieską zala i biblioteka, chtërny Talewsczi przekôzôł swöje ksążczi. Rëszno zajimôł sa téż rozmajitima wietwiama sportu. W latach 1968-1972 grôł na przëmiar w raczną bala w karnie Borowiak Czersk, a na początku sétmëdzesątëch lat uszłégö stola-ta dostôł prawo do sadzowaniégö fusbalowëch meczów. Interesowôł sa téż żeglarstwa i przez wiele pó-sobnëch lat zajimôł sa dzejanim na tim gónie. Po skuńczenim uczbë jaczis czas warköwö robił w chónicczim Rejonie Eksploatacje Publicznëch Drogów. Za to kuńc szescdzesątëch a póczątk sétmëdzesątëch lat XX stolata to czas robötë Zbigórza Talewsczégó w fabrice filcowëch piatów w köcewsczi Czôrny Wodze, gdze téż włącził sa w sportową i spôlëznową rësznota. Ceka-wą rzeczą je to, że w służbówim zópisku z 26 gromicznika 1985 r. usadzonym przez przédnictwô Rejonowego Urzadu Bënowëch Sprôw w Bëtowie te dwa mole robotę bohatera najégö tekstu östałë czësto wëmiészóné. W dokumen-ce tim, w jaczim zamkłô bëła wie- dza bëtowsczi bezpieczi na téma donëchczasnégö żëwöta Talewsczé-gö, napisóné bëło, że pô skuńczenim strzédny szköłë robił ôn w Rejonie Publicznëch Dargów w Czôrny Wôdze. Móże to uznac za pósob-ny dokôz na to, że wiedno musz je öpasowac na to, co zamkłé je w roz-majitëch historicznëch zdrzódłach, a ósoblëwie w esbecczicn teczkach. Szescdzesąté ë sétmëdzesąté lata uszłégô wieku to téż cząd przënô-leżnotë Zbigörza Talewsczégô do PZRP. W 1965 r. béł kandidata na nôleżnika, a w 1966 r. stôł sa ŚTLpUy . dou 2 8- «jr ewUMKjJny 9$ 54 nłtmao I imm TftŁCwSM Ntmtako utyw.no lob ,~»*»k»y - takm n*Uk-*w .; : • 7 ■ ■ • -J ' • N»vrl*o (u m^Ulrk, - D.U I orodnni. .....ri ' - ' < , - H ■ ■ < . k V . m ' • Ntrodowete 1 ■ ł Ô : - wrn* ..£ML... ocay 'S-Sl- włwy £RIxtL- 9t»n cywilny.....Jt83Li.... wykwUkeni* tó UW>» pncj |ninri , «L-r. lr. pr«y) ■"> Poprednlc p«cy .iOl. ' - > " JłU-Cöty__jQQ&^EfiUfi......MŚS £5 feffiBS Pnyn.łeii^ ■ 1 ' • (_W«" „n Dokument pöchôdô z archiwum Institutu Nôrodny Pamiacë we Gduńsku richtich nôleżnika partii. W póz^ niészich latach dzejôł w komitetach PZRP w swójich molach robôtë. W 1976 r. skuńcził Węższą Szkoła Spôlecznëch Uczbów we Warszawie, chtërna dzeja kol Centralnego Komitetu PZRP. Östôł tej magistra politologie a jego magistersko proca tikała sa dejowëch a wëchöwaw-czich fónkcjów sportu. W tim mni wiacy czasu östôł szpektora w Wôjewódzczim Kömitece PZRP w Słëpsku, a od 1978 do 1981 r. béł I Sekreterą Gminnego Komitetu ti partie w Köłczëgłowach. Swoja dzejnota w Kaszëbskô--Pömörsczim Zrzeszenim (KPZ) pózniészi figurant4 óperacjowi sprawë o kriptonimie „Kaszub" zaczął w 1974 r., a w ösmëdzesątëch latach jakno przédnik czerowôł słëpsczim parta ti organizacje. Wôrt w tim môlu przëbôczëc, że kómu-nysticznym wëszëznóm nie widza sa zgrôwa Zrzeszeniégó do tworze -niô nowëch partów i jego öglowi rozwij. Temu téż, nimó że tak po prôwdze part w Słëpsku pówstôł ju w połowie sétmëdzesątëch lat dzaka dzejaniému Lecha Bądköwsczégö i tamecznym dzejarzóm, równak KPZ jaż do czasu pöwstaniô rësz-notë „Solidarnoscë" miało stolemny tôczel z jego (i nić blós tego partu) zaregistrowanim. Bëło tak temu, że przédnicë nowo utworzonego w 1975 r. słëpsczégó województwa dërch nie chcelë sa na to zgó-dzëc. Dopierze pôliticzné zjinaczi z czasu pó zélniköwëch sztrajkach z 1980 r. sprawiłë, że kômunyscë na sztërk (jak sa późni ökôzało - nié za dłudżi) delë lëdzóm përzna wicy wölnotë. Tedë téż, to je w pierszi połowie 1981 r. kaszëbskö-pómör-sczi dzejarze ze Słëpska môglë ju czësto oficjalno i legalno stwórzëc part, chtëren pö krótczim czasu östôł zaregistrowóny przez admi-nistracjowé wëszëznë. Jak jem ju nadczidł, przédnika tego partu, jaczi pod kuńc 1981 r. miół wnetka 100 nôleżników, östôł prawie Zbigórz Talewsczi i czerowôł nim jaż do początku dzewiacdzesątëch lat uszłégó stolata. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autór je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gdunsczégô partu Institutu Nôrodny Pamiacë 4 Figurantama w swöji słowiznie fónkcjonariuszowie SB nazéwelë lëdzy, chtërnëch krëjamno rozprôcowiwelë. STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 31 WODOWANIA W GDAŃSKICH STOCZNIACH A «• . »r: Trawler Birthe wodowany za pomocą dwóch dźwigów pływających Czekając na wodowanie w polskiej stoczni nowego promu pasażerskiego dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej lub fregaty dla Marynarki Wojennej RP, na razie musimy się zadowolić nieco mniej spektakularnymi wodowaniami, co oczywiście nie oznacza, że mniej istotnymi. Każda bowiem jednostka zrzucona na wodę ma swoją wartość i swoje przeznaczenie. Wielkość kadłuba jest wprost proporcjonalna do tego, czemu ma on służyć. W ostatnich 12 miesiącach w gdańskich stoczniach odbyło się lalka wodowań, głównie trawlerów dla duńskich armatorów. Co ciekawe, choć część jednostek gabarytowo była podobna, to ich wodowania różniły się od siebie, co miało związek m.in. z miejscem ich budowania. 15 maja 2018 roku w stoczni Remontowa Shipbuilding SA (dawna Stocznia Północna), należącej do grupy kapitałowej Remontowa Holding, zwodowano jednocześnie dwa hybrydowe promy pasażersko-samochodowe budowane na zamówienie brytyjskiego armatora. Po raz pierwszy w tej stoczni z jednego doku pływającego wodowano równocześnie dwa statki. Operacja była możliwa dzięki zbliżonej ma- 32 / POMERANIA/MARZEC2019 sie obu promów, a co za tym idzie - podobnej pływalności jednostek. Pierwszy etap operacji stanowiło przesunięcie obu promów z nabrzeża na dok pływający, co było procesem skomplikowanym i czasochłonnym. Po zakończeniu przesuwania promów dok przeholowano na głębię, gdzie został zanurzony, a jednostki zostały wydokowane. Kolejne dwa wodowania w tej gdańskiej stoczni miały charakter wodowania poprzecznego (bocznego), co w praktyce oznaczało spuszczenie na wodę kadłuba ustawionego bokiem do linii nabrzeża. Takie wodowanie przeznaczone jest głównie dla małych i średnich jednostek. Zdaniem ekspertów statek przechodzi w ten sposób pierwszy test stabilności i wytrzymałości kadłuba. 17 sierpnia 2018 roku zwodowano w ten sposób kadłub trawlera budowanego dla duńskiego klienta. Częściowo wyposażona jednostka miała długość 75 m i szerokość 15,5 m. Statek służy dzisiaj do połowu ryb dennych za pomocą włoków dennych i pelagicz-nych, ciągnionych za statkiem. Klasa lodowa pozwala łowić na wodach sezonowo pokrywaj ąch się lodem morskim lub na takich, na których występuje całoroczna pokrywa lodo- BLIŻEJ MORZA wa. 12 lutego 2019 roku odbyło się wodowanie kolejnej tego typu jednostki. Były to druga i trzecia jednostka z tej serii zbudowana dla duńskiej stoczni Karstensens Skibsvaerft A/S, specjalizującej się w budowie i wyposażaniu różnego rodzaju statków. Pomiędzy wodowaniami rybackich trawlerów w stoczni zwodowano nowy holownik dla Marynarki Wojennej RP. To pierwsza z serii sześciu jednostek tego typu budowana na potrzeby polskiej floty. Holownik Bolko ma służyć m.in. do wyławiania torped wystrzeliwanych w czasie ćwiczeń przez okręty czy śmigłowce. Dodatkowo ma służyć do przewozu ludzi i ładunków. Bolko powinien zostać przekazany Marynarce Wojennej wiosną 2019 roku, a kolejne holowniki z tej serii mają trafiać do służby średnio co sześć miesięcy. Wszystkie powinny wejść do służby do końca 2020 roku. Co ciekawe, wodowanie odbyło się za pomocą dźwigu pływającego, który podjął kadłub holownika z pochylni i opuścił na wodę. W podobny sposób zwodowano 30-metrowy trawler zbudowany przez stocznię Stal-Rem. Jednostkę budowano na terenie Gdańskiej Stoczni „Remontowa" SA. Wodowanie, które nie miało uroczystego charakteru, odbyło się z wykorzystaniem dźwigów pływających Maja i Rem-220. Stocznia Wisła z gdańskich Górek Zachodnich w sierpniu 2018 roku przekazała norweskiemu armatorowi zaawansowaną jednostkę rybacką Nordhavet. Statek, o długości 43,15 m i szerokości 9,25 m, obecnie pracuje w niezwykle trudnych warunkach, jakie panują na Morzu Norweskim i Mo- rzu Barentsa. Choć jednostka została zbudowana w Stoczni Wisła, to przypłynęła na pontonie do stoczni „Remontowa" SA, gdzie po wpłynięciu w pływający dok została zwodowana. W podobny sposób kilka tygodni temu zwodowana została inna jednostka - częściowo wyposażony statek rybacki Zephyr, zbudowany na terenie stoczni Marinę Projects nad Martwą Wisłą na gdańskich Stogach. Statek przypłynął do stoczni „Remontowa" SA na pontonie Conrad 2. Po wprowadzeniu do doku pływającego został zwodowany. Statek, po pracach wykończeniowych i wyposażeniowych w Norwegii, ma być przekazany do eksploatacji szkockiemu właścicielowi w lecie tego roku. Podsumowując ciekawsze wodowania ostatniego roku, nie można pominąć luksusowego i największego jachtu motorowego zbudowanego w gdańskiej Stoczni Conrad, który jest jednocześnie największym tego typu jachtem zbudowanym w Polsce (40 m długości i 8,3 m szerokości). Viatoris (łac. Wędrowiec) zwodowany został w maju 2018 roku, również z pomocą pływającego doku. Wartą 18 min euro jednostkę nabył tajemniczy klient, stocznia nie ujawniła bowiem, kto jest nabywcą jachtu. Na wstępie napisałem, że każda jednostka zrzucona na wodę ma swoją wartość i swoje przeznaczenie. Warto uściślić, że niektóre jednostki swoją wartość pokazują podczas pracy na morzu, a inne, takie jak jacht Viatoris, są same w sobie wartością. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Wodowanie boczne w stoczni Remontowa Shipbuilding SA Jacht Yiatoris na Martwej Wiśle STREMIANNIK2019 / POMERANIA / 33 A... TO TAM, GD2E MIESZKÔ ÉDMUND KÔNKÖLEWSCZI To sa czëło, czej chto pitôł ö Wielé. A Wielé pö prów-dze miało i mô szczescé do lëdzy dokazu - dokóz-ców, chtërny nié le promówelë swöja wies, ale z ji pomocą - całé Kaszëbë. Żił tu „gról" i gôdkôrz Wiek Rogala, proböszczowôł ks. płk Józef Wręcza. Niech żałuje ten, co niedôwno nie béł w chónicczim muzeum na wëstôwku wësziwków wielewiana Leonarda Brzezyń-sczégö. Baro sa cesza, że w tim roku wdôrową tófla mdą mielë w swöji wsë znónô wësziwôczka i möja szkolno w Köscérznie Bronisława Plińskó i ji chłop - uwóżóny żłobiôrz Tédor. Pamiatóm, jak ö swójim starku, uwóżó-nym plecónkôrzu we Wielu, ôpöwiôdała nóm czedës na liczbach w Kaszëbsczim LO w Brusach jego wnuczka Marta. A jô jesz jakno môłé dzéwcza, dzaka möjému starkówi z Łubiane, czëła jem ö Heronimie Derdow-sczim, równak zdôwô mie sa, że jegö Ô Czórlińsczim co do Pucka pö sécë jachôł zainteresowała jem sa barżi dzaka Edmundowi Könkölewsczému. Jem dbë, że nicht nie béł taczim jak Ön znajórza i lubótnika ti kaszëbsczi pöemë. Na Turniej Lëdowëch Gadëszów jezdzëła jem do Wiela wnet ód zóczątku. Wiedno widza na binie Edmunda Kónkólewsczégó recëtującégó, a zdówało mie sa, że coróz to nowi, wëjimk Czórlińsczego. Z czasa ósmielëła jem sa pódeńc do te cekawégö recëtatora i rozpëtac ô jegö zainteresowania usódzcą pöemë. Möje kôrbiónczi z wastą Edmunda stôwałë sa corôz cekawszé i za-chacëwałë mie do zazéraniô do jinëch lëteracczich do-kazów Derdowsczégö, chtërnégö strofë wiérztów do dzys pówtôrzają kaszëbsczé pokolenia. Czej zdrzała jem późni na Drëcha Edmunda stojącego przed pomnika Derdowsczégó, przëbôcziwała jem so szpósowną relacja mójégó ojca, zapisóną w Edmunda Szczesóka ksążce Mała Odyseja, a tikającą sa móji starczi, chtërna swójému chłopu wëbiérającému sa na ódsłoniacé pomnika do Wiela gódała: „Derdowsczi koniowi i krowom żrëc nie dó". Lubiła jem téż przësłëchiwac sa kórbiónkóm Edmunda z bëtnikama wielewsczich turniejów. W óstatnëch latach bëła téż jich laureatką Eugenio Lôska - usôdzczë-ni gódków „Z lëpusczich stron" i „Tuszkówsczé gódczi". Wiele so mielë do pówiedzenió ó Derdowsczim - bracy-nie starczi Eugenii. Dobrze je miec uczniów, bó dzaka nima sa wiedno wszadze zdążi. Ze mną to czasa tak je, że wszelejakó „technika": internet, radio, zdrzélnik, nawetka móbilka, je u mie na jaczis czas wëłączonô. I prawie w taczi czas 34 / POMERANIA / MARZEC 2019 Édmund Könkölewsczi (2017 r.). Ödj. dm uczëła jem w KLO w Brusach: „Witro, wastna, jedzemë do Wiela na pogrzeb..A cëż sa stało? - pitała jem za-dzëwówónó. „Në, umarł wasta Edmund Kónkólewsczi, ó chtërnym më sa rozpówiódelë na uczbach i béł on gósca na najich szkółowëch biwakach, ó czim jidze sa dowie-dzec z najich szkółowëch kroników". Do jarisczi włożëlë szkółową stanica, gronko kwiatów z brusczi „Kwiatnicë" i w piątk 1 gromicznika stanalë w pogrzebowi kaplëcë, bë óddzakówac sa z bëlnym kaszëbsczim dzejórza, chtëren chódzył po ti naju rodny zemi rozmajitima stegnama. Béł gódkórza, kąsk póetą, ógniórza... Czej ópówiódół ó swóji wójnowi drodze, wiedno zanócył swoja partizancką pieśnią: To partizanckô jidze wiara, Le pôd skörzniama chrzuszczi wrzos, Céla je najim walka krwawo, A losa najim - Pölsczi los. W całoscë na pieśnią nalézemë w ksążce Bedeker kaszubski Różë Östrowsczi i Izabelle Trojanowsczi. Nić dzyw, że rozmajitosc bëlnégô dzejanió wastë Edmunda sprawiła, że chcelë sa z nim óddzakówac przedstôwcë "«mSŁ CH EDUKACYJNY DODÔWK DO„PĆ)MERANII", NR 3 (125), STRËMIANNIK 2019 -fHehAandra DzaceWw-{Jamoch 'ftlmë Atrzédny ôzkóŁë (3 gôdzënë uczbôwé) ędiuuh Je nócëdowniéôzim miadta na dwiece... - wApómink a Tawle Adamowiczu, Trezydence ędutuha Céle uczbë pöznanié wiadë ö żëcym a smiercë Pawła Adamowicza pöznanié införmacjów tikającëch sa dzejaniô Pawła Adamowicza dlô kaszëbsczi sprawë czëtanié i analizowanie wëjimku Żëcégö i przigód Remusa Aleksandra Majköwsczégö rozmienié, dlôcze Gduńsk je historiczną stolëcą Ka-szëb rozwijanie umiejatnosców jazëköwëch Metodë robötë kôrbiónka z całą klasą i w kamach robota w kamach prôca z lëteracczim teksta i Interneta Fôrmë robötë zxałą klasą w kamach Materiałë didakticzné ödjimczi, ksążczi i materiałë ö Gduńsku wëjimczi Żëcégö i przigód Remusa kôrtë z pëtaniama do robötë w kamach ödjimczi z Gduńska w żałobie pö smiercë Pawła Adamowicza kôrtczi ze slédnyma słowama Prezydenta Gduńska komputer i projektor Internet (może realizować uczba w kómputrowi zalë abö robota w kamach möże bëc zrobiono z pomocą uczniowsczich móbilków z dostapa do Internetu) słowôrze kaszëbsczégô jazëka tôfla Bibliografiô Jacek Borkowicz, Oczywiście Gdańsk!, [w:] 50 lat z Pomeranią, Wydawnictwo ZG ZKP, Gdańsk 2013, s. 409-415. Józef Borzyszkowski, Katarzyna Kulikowska, Cezary Ob-racht-Prondzyński, Kaszubi a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2009. Aleksander Majkowski, Żëcé i przigôdë Remusa. Zwierca-dło kaszëbsczé, Oficyna CZEC, Kartuzy 2010. Ks. Janusz Stanisław Pasierb, Stąd powiał największy wiatr, [w:] 50 lat z Pomeranią, s. 220-224. CYG UCZBË Wstapny dzél 1. Szkolny kôrbi z uczniama na téma Gduńska. Może przenieść na uczba materiałë, ksążczi a ödjimczi spartaczone z Gduńska, tedë szkôłownicë ôbzérają materiałë öbczas kôrbiónczi i pöjôwiają sa nowé udbë w diskusji. Bédënczi pitaniów: Jaczi je Gduńsk? Jaczé znóné historiczné môle tam są? Dlôcze je to historicznô stolëca Kaszëb? Zgôdzôta sa, że je to stolëca? Wedle was Gduńsk je miasta ôtemkłim, w chtërnym swój mól do żëcô mógą nalezc rozmajiti lëdze? Jak rozmiejeta nazéwanié Gduńska miasta wölnotë i solidarnoscë? 2. Szkolny dôwô köżdému uczniowi wëjimk z Żëcégó i przigód Remusa i zadôwô dwa spartaczone ze sobą pëtania: Dzysô më téż môżemë miec taczi ôbrôz Gduńska, jaczi je ópisóny przez Aleksandra Majkôwsczégô? Jak më terô zdrzimë na to, co widzymë ôczama Remusa? Szkolny wëbiérô chatnëch uczniów do głośnego czëtaniô, a wszëtcë szukają w teksce ödpöwiedzë na pętania. Pierszé miasto, gdzem sa zatrzimôł, béł Gduńsk. Schodzą sa tam przez dużą wóda ókratama lëdze ze wszëtczich strón świata. A kożdi z nich mó głowa pełną swójim hańdla. Dlôtegô mie sa nie dzëwilë tak, jak Trąba mie strasził. Bó pöwiôdôł ôn mie w Lëpnie, że kôżdégô, chto pierszi rôz przińdze do Gduńska, zaprowadzą na rôtësz, gdze muszi Krësztofa kusznąc. Öde mie nicht taczi ceremonii nie żądół, chóc jem przekarowół przez Zeloną Bróma Dłudżim Rénka jaż do Wësoczi Brómë. Na tëch ulëcach nie widzôł jô nikôgô obleczonego jak jô: w môdri waps föliszowi NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (125), D0DÔWK D0„PÔMERANH" i muca z czôrnym baranka. Alem za to uzdrzôł całé madlë żëdów w dłudżich ferezjach i z takq urodą, jakbë przed pół gödzëną Pana Jezësa ukrziżowelë. Króm nich pôdł mie w öczë postawiony za żelôzną kratą nadżi bóżk pógańsczi, tcony bodôj przez gduńszczón jak swiati. Ale jô rozmiôł, że öni go sobie z buchë pôstawilë, bô ten bóżk mô znaczëc jich władza na morzu, a ne osce w jego raku władza nad rëbim świata. Ko procëm gôłégô bóżka i pejsatëch żëdów ni miôł jem sa co wstidzëc, ôbzérôł jem z wiôlgą czekawóscą te wësoczé murë i wieże, ô chtërnëch mie cëda ôpówiôdôł ksądz Paweł na Glonku. Wkół sebie czuł jem cëzą môwa, jakbë to nie bëła stolëca Kaszëb, le jaczé cëzé miasto. Ale czedëm zakarowôł wedle Mutławë na Rëbi Rénk, tej jô uzdrzôł swôjich i jich gôdka rozmiôł. Tam przë bulwarku stojałë szkutë z brunyma żôglama, chtërne wiozłë rëbë z Hélu i ze sztrądu. A na Targu Kaszëbsczim widzôł jem bracy z lądu. Zrobiło mie sa cepło kol serca ód redoscë, że w tim miesce, założonym przez naszich ksążat kaszëbsczich, mówa nasza jesz do nédżi nie wëmarła" (s. 362-364). 3. Szkolny kôrbi z uczniama ö wëjimku romana i raza pörównëją dôwny Gduńsk z dzysészim Gduńska, szëkającë przédno wspólnëch znanków [np. czedës i dzysô je tam ful lëdzy i gôdô sa rozmajitima jazëkama, w niechtërnëch placach czëc kaszëbizna]. 4. Szkolny dzeli uczniów na karna, chtërne zapisëją swöje udbë na pëtanié, jaczé szkolny zapisëje na tôflë: Za co i dlôcze möże kóchac Gduńsk? Wôżné je, cobë ödpôwiedzë tikałë sa rozmajitëch kategóriów, jak zabëtczi, kultura, historio, prziroda ëtd. Szköłownicë robią w kamach, a szkolny mönitorëje robota. Pömöcą dlô uczniów w tim zadanim môgą sa stac materiałë ó Gduńsku, jaczé szkolny mô przëniosłé na uczba. 5. Szkolny rôczi uczniów do przeczëtaniô swójich udbów. Köżdé karno wëbiérô ösoba, chtërna badze czëtac, i je to leżnosc do pórównanió ódpówiedzów. Wôrt, bë szkolny przërównôł Gduńsk do Môłi Tatczëznë i zapitôł, czë wedle uczniów je cos taczégö, jak gduńskó swiąda i dlôcze je abó ji ni ma. 6. Szkolny wprowódzó w téma uczbë. Wiele lëdzy kochało i köchô Gduńsk. Baro czasto może uczëc, że chtos je gduńszczana, i je to rzekłé z buchą a miłotą do swöjégô miasta. Na gwës Gduńsk béł głabók w sercu sp. Prezydenta Gduńska Pawła Adamowicza -nawetka jegô białka góda, że dzelił miłota pômidzë rodzëna a Gduńsk. Szkolny zapisëje téma na tôflë, a uczniowie w zesziwkach. ROZWIJNY DZÉL 7. Szkolny tłomaczi, że uczba badze sa tikała sp. Prezydenta Gduńska Pawła Adamowicza, chtëren ukóchół Gduńsk i całé swoje dorosłe żëcé sparłacził z prôcą dlô tegó gardu, a chtëren östôł smiertelno reniony óbczas finału WÖSP. 8. Szkolny dzeli uczniów na karna (wedle swóji udbë i lëczbë szkółowników w klasę) i rozdówó pętania, na jaczé karna mają nalezc ödpöwiedzë. Jeżlë uczba je w kómputrowi zalë, to uczniowie kôrzëstają z kómputrów pöłączonëch z Interneta, a jeżlë nié, tej z sécë w swójich móbilkach. Waszim zadanim je nalezc i zapisać w zesziwkach ôdpôwiedzë na pëtania, jaczé słëchają waszemu karnu. Wiadła nót je nalezc w Internece, le miéjta stara, cobë nalezc jinszé starnë niżlë V/ikipediô, na przikłôd starnë doticzącé kaszëbiznë. Zapiszta ôdpöwiedzë pô kaszëbsku. Karno I - Żëcé Pawła Adamowicza Gdze i czedë sa urodzył? Skądka pöchôdają jegö rodzëce? Gdze sa ucził i co sztudérowôł? Jak wëzdrzałë jegö spôlëznowé dzejania óbczas sztudiów? Co robił w samôrządzenie? Öd czedë béł Prezydenta Gduńska i co starół sa robie dló Gduńska? Jak wëzdrzało jegó priwatné żëcé? Karno II - Smierc Pawła Adamowicza i żałoba w Gduńsku/ Pömörsce/ Polsce Gdze i czedë ôstôł zaataköwóny? Jak wëzdrzała biôtka dochtorów ö jegö żëcé? Czedë umarł i jakô bëła przëczëna jegó smiercë? Jaczé bëłë reakcje Gduńska/ Pömôrsczi/ Pólsczi na jegó smierc? Jak długo warała żałoba pó nim? Jak Gduńsk óddzakówół sa ze swójim Prezydenta? Jak wëzdrzałë pogrzebowe uroczëstoscë? Gdze je póchówóny i dlócze prawie tam? Karno III - Paweł Adamowicz a Kaszëbi Jak wëzdrzała jegó wespółrobóta z Kaszëbama? Jak jich traktowół i co o nich gódół? Co Kaszëbi mu zawdzacziwają? Jak ódnószół sa do sprawë kaszëbsczi etnofilologie (ji ótemkniacó, a pótemu zagrôżbë zamkniacó)? Jak wëjasniwôł swoja decyzja ó póstawienim tôflów z nódpisa „Gduńsk stolëca Kaszëb"? Jak Kaszëbi óddzakówelë sa z Prezydenta Gduńska óbczas żałobę? Jak wëzdrzała Pusto Noc przed pógrzeba Prezydenta?* * Szkolny może odwołać sa do tekstu ks. Damiana Klajsta pod titla „Pusto noc - półnió żëcó", chtëren ukôzôł sa w lëstopadnikówim numrze „Naji Uczbë" (nr 9/2018). 9. Szkolny róczi uczniów do ódczëtanió ódpówiedzów i kórbi z nima o nich. W tim czasu zadanim köżdégö ucznia je téż słëchanié wszëtczich ódpówiesców i zapisanie pod témą uczbë w zesziwku przënômni piać rozmajitëch infórmacjów z ódpówiedzów jinszich karnów niż to, do chtërnégö nôleżôł. NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (125), DODÔWK D0„PÔMERANH" KLASË STRZÉDNY SZKÖŁË ■1 10. Szkólny pôkazëje ödjimczi z Gduńska öbczas żałobë i kôrbi z uczniama ö placach i wëdarzeniach sparłaczonëch z żałobą, jaczé je widzec na ödjimkach. Bédënczi pitaniów: A czëlë wa ö tim? Bëlë wa we Gduńsku w tim czasu? Jak wa zareagöwelë na wiadło ô ataku na Prezydenta Gduńska i co wa czëlë, czedë ön umarł? Co mëszlita ô ôddzakôwanim sa gduńszczan z Pawia Adamowicza? Jaczé je wasze zdanié ô ti żałobie? Dlôcze Kaszëbi tak baro przeżiwëlë smierc Prezydenta Gduńska? Ödjimczi: ADJ 11. Szkolny gôdô szköłownikóm, że westrzód ödjimków, chtërne ôni prawie öbezdrzelë, köżdi z nich mô so wëbrac jeden i wëmëslëc do niegö pasowny titel. Może tu wëzwëskac słowôrze. Szkólny sprôwdzô title i pômôgô uczniom, jak je nót (w tim zadanim muszi dac boczenie na pisënk). Pötemu köżdi szköłownik zapisëje swój titei na tôflë, je to téż czas na prôca nad pisënka i przëbôczenim jegô reglów. 12. Szkólny kôrbi z uczniama ö köżdim titlu, równoczasno pökazëjącë ödjimk, ö jaczi jidze, autór köżdégö titla muszi gö udokôzac (wëtłomaczëc). KUNCOWI DZÉL 13. Szkólny rôczi do wësłëchaniô piosenczi, chtërna östała symböla żałobë pô smiercë Pawła Adamowicza -The sound ofsilence (pö kaszëbsku: Zwak cëszë), napisóny köl 1964 roku przez Paula Simona, a we Gduńsku odtworzony 14 stëcznika óbczas Marszu Milczenió w wersje wëkónóny przez karno Disturbed. Szkólny włącziwô muzyka z kómputra (spiéwa w rozmajitëch wëkönaniach jidze nalezc na YouTube). 14. Szkólny zachacywô uczniów do przetłomaczeniô piosenczi z jazëka angelsczégö na kaszëbsczi. Badze to domôcô robota dlô chatnëch na dodówkówą ocena. Jeżlë szkólny nie znaje angelsczégó tak dobrze, cobë sóm mógł sprôwdzëc tłomaczënczi, to móże pöprosëc ó pomóc szkólnégö tegó jazëka w swóji szkole. 15. Szkólny pisze na tôflë (abó pökazëje na projektorze) slédné słowa Pawła Adamowicza, a uczniowie dostôwają je na kórtkach do wklejenió w zesziwkach pöd témą uczbë. Szkólny kôrbi z uczniama ó znaczenim tëch słów, pawle, bz«ękujb«y za gdańsk. niooy ciebie nie zapomnimy iii gdańszczanie KLASË STRZÉDNY SZKÔŁË apartno w könteksce smiercë Prezydenta Gduńska. Pö całi uczbie szköłownicë kôrbią ö témie uczbë i ji znaczenim. Tłom. ADJ 16. Jakno domôcą robôta dlô wszëtczich szköłownicë mają za zadanie napisać krótczi tekst, chtëren mdze zaczënac sa ód słów: 14 stëcznika 2019 roku pakło serce Gduńska. Bôczënk: Szkolny może pó ti uczbie zachacëc uczniów do szëkaniô wiadłów ó osobach, chtërne nadzwëköwö kóchałë Gduńsk (np. profesor Jerzi Samp abó Gunter Grass), i rôczëc do przërëchtowaniô multimedialny prezentacje ó nich. Póstapną udbą je wëkörzëstanié przemöwë ójca Ludwika Wiszniewsczégö wëgłoszony öbczas mszë swiati pogrzebowi w intencje Pawła Adamowicza - na przëmiar może ja tłomaczëc na kaszëbsczi wespół z uczniama i tak czwiczëc pisënk. Wiôldżi Céch Miasta Gduńska Gduńsk je szczëri, Gduńsk dzeli sa dobra, Gduńsk chce bëc miasta solidarnoscë. Za to wszëtkô serdeczno warna dzakuja, bô -na ulëcach, placach Gduńska - dôwelë wa dëtczi, wa bëlë wôlontérama. To je cëdowny czas dzeleniô sa dobra. Jesta köchóny. Gduńsk je nôcëdowniészim miasta na świece. Dzakuja Warna! Hóbert Hloikówiczi (2 godzenc uczbowe) Dorota fflbzewska 'Moja iilëdónô luążka Céle uczbë Szkółownik: • samóstójno wëpöwiôdô zdanié zaczinającé sa ód słów: Môja ulëdónô ksqżka to..., • rozmieje czëtac i odpowiadać na pętania, • ukłódó proste pętania, • öpówiôdô pó kaszëbsku dzéle ksążczi przeczëtóné w jazëku pôlsczim i kaszëbsczim, • poznaje słowizna spartaczoną z wëdôwanim ksążczi: tłomaczënk, skaszëbic, wëdôwk, wëdôwizna, malënczi, heroj, autór, titel, akcjô, • öpisëje, kögö abó co widzy na öbkłôdce ksążczi (chto to je, co robi, jaczé mô ruchna/ obleczenie, wjaczich farwach itp.), • w karnie twörzi ksążka, chtërna raza ze swöjima drëchama prezentëje przed całą klasą (ôpisënk), • utrwaliwó czëtanié i przërëchtowuje sa do udzélu w akcji Czëtôj dzecóm pô kaszëbsku abö Kaszëbsczé bajania. Metodë i förmë robötë • robota nad znaczenim wërazu z wëkórzëstanim ödjimków (metoda „pókôż, co to je") • kôrbienié pód czerënka szkolnego • przërëchtowanié ksążeczczi (w karnach) • prezentacje szkółowników Didakticzné strzódczi • ódjimczi óbkłódków ksążków i ödjimczi titlowëch starnów: J. Brzechwa, Akademia Pana Kleksa; A.A. Milne, Miedzwiôdk Pufôtk; D. Stanulewicz, Balbina z IV B • jasnofarwné kôrtczi A4, nożiczczi Bibliografio A.A. Milne, Miedzwiôdk Pufôtk, tłom. B. Ugówskó, Wydawnictwo ZKP, Gduńsk 2015. D. Stanulewicz, Balbina z IV B, tłom. B. Ugówskó, Wydawnictwo ZKP, Gduńsk 2015. J. Brzechwa, Akademia Pana Kleksa, Wydawnictwo Greg, Kraków 2013 (lub inne wydanie). J. Brzechwa, Brzechwa dzecoma, tłom. Tómk Fópka, Wydawnictwo Oskar, Gduńsk 2014. IV NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (125), D0DÔWK DO „POMERANII" KLASA IV SPÖDLECZNY SZKÖŁË CYG UCZBË Wstapny dzél Prezentacjo ôbkłôdków i kôrbiónka z całą klasą Szkolny na multimedialny tôflë prezentëje trzë öbkłôdczi ksążków, chtërne szköłownicë znają. Bôczënk: Ne ksążczi mdą brëköwné na uczbie, żebë czëtac jich titlową i redakcjową starna. Jak bë wëzdrzôł titel ksążczi Akademia Pana Kleksa w kaszëbsczim jazëku? Môże bëc czile udbów. [np. Akademiô Wastë Kleksa] Szkólny pitô sa uczniów ö jich ulëdóną ksążka: Jakô je twôja ulëdónô ksążka? Rzeknij ô ksążce, jaką jes przeczëtôł/ przeczëtała w slédnym czasu... Szkólny zapisëje ksążka. na tôflë temat uczbë: Môja ulëdónô ROZWIJNY DZEL Poznanie słowiznë spartaczony z öbkłôdką ksążczi i kôrbiónka w pôrach Szkólny na multimedialny tôflë prezentëje pöstapny ödjimk - titlowi stronë ksążczi Brzechwa dzecoma Jana Brzechwë i zadaje pëtania tikające sa tegö ödjimka. Szkólny prowadzy gôdka ö ksążkach, jich titlach, ôdjimkach na ôbkłôdkach ëtd. Zdrzita tuwô, na tôfla. Co wa widzyta na ôbkłôdkach tëch ksążków? Przeczëtôjta title tëch ksążków. Co widzyta na ti ôbkłôdce? Znajeta Balbina z IV B? Gdze sa dzeje akcjô?Jakô je Balbina? Chto znaje ksążka ô titlu Miedzwiôdk Pufôtk? A co tuwô wi-dzysz na ôdjimku? Chto je ji autora? Gdze sa dzejają przigôdë Miedzwiôdka Pufôtka? A chto czëtôł ta trzecą ksążka [Akademia Pana Kleksa]? Co widzysz na ödjimku? Chto je ji przędnym heroja? Chto napi-sôł ta ksążka? Czim sa ta ksążka różni öd dwuch pôôstałëch, wczasni pôkazywónëch? Badzemë szëkac rozmajitëch różni-ców midzë tima ksążkama. Bédënczi dlô szkólnégô (pösobica nalôżaniô różniców nie je wôżnô): 1. Szkôłownicë bë mielë sa dozdrzec na pöczątk, że trze-cô ksążka je wëdónô pô polsku, a dwie wczasniészé pö kaszëbsku, tedë bë mógł sa zając sprawą tłómaczeniô -chto tłomacziłjaką ksążka i z jaczich jazëków. 2. Pó tim bë mógł uczniów pëtac dali, tj. szëkac jinëch apartnosców, może chtos sa dozdrzi, że są w nich rozma-jiti bohaterowie - w pierszi i drëdżi ksążce titlowi heroj to je jedna osoba: bohaterka i bohater, a w trzecy - karno lëdzy. 3. Może uczniowie dozdrzą sa téż trzecy różnice, tj. tego, w jaczi personie są pisóné te trzë ksążczi: że w Miedzwiôdku Pufôtku i Balbinie z IV B öpôwiésc je w pierszi personie, a trzecó ksążka ósta napisónó w trzecy personie. 4. Czwiôrtô różnica je takô, że przędnym heroja Balbinę z IV B je dzéwczątkö, a pööstałëch - knópi. 5. Piąto różnica je w titlach: w titlu Akademie Pana Kleksa je mól, w jaczim ödbiwô sa akcjô, a jinszé ksążczi w titlu mają miono przédnégö heroja. Brzechwa dzecoma skoszébH Tórnk Fópka Zdrzëta terô tuwô, na tôfla. To ôbkłôdka ksążczi Jana Brzechwë. Co w ni taczégô je? [Wiérzte]. Chto znaje jaką wiérzta Jana Brzechwë? Leno pô kaszëbsku! Szkólny rôczi do zadôwaniô so w porach pëtaniów tikającëch sa redakcyjny starnë. Jeden uczeń wëmësliwô pëtanié, a drëdżi na nie ödpöwiôdô, a późni je zamiana. Do pömôcë szkólny zapisëje na tôflë nowé słowa: tłomaczënk, skaszëbił, wëdôwk, wëdôwizna, malënczi, heroj/ bôhater, autór, titel, akcjô. Jeżlë uczniowie nie rozmieją tëch słów, szkólny je jima wëjasniwô przë użëcym przikładów w zdaniach, le nie tłomaczi na pölsczi jazëk. Przikładowé pëtania w pôrach: Chto je autora ti ksążczi? Jaczi ôna mô titel? Chto ja skaszëbił? Chto je autora malënków? Jakô wëdôwizna ja wëdala? Gdze i w jaczim roku na ksążka ostała wëdónô? Robota w kamach (jeżlë karno szköłowników je môłé, to robota indiwidualnô) Szkólny dzeli szkółowników na karna i dôwô uczniom dwie farwné kôrtczi A4. Zrobima terô z nëch kôrtków ksążczi! Balbina z IV B Jan Brzechwa AKADEMIA PANA KLEKSA r A. A. Milnc ^ Miedzwiôdk ■ Pujôtk . KLASA IV SPÖDLEC2NY SZKÔŁË Krok 1 Öbëdwie kôrtczi muszi zdżąc na pół i tedë na zdżacu kôżdi z nich zoznaczëc nokca (z dwuch strón kôrtczi), gdze je 2 cm ôd brzegu. Krok 2 Jedna kôrtka natniemë z dwuch strón ód butna (do môla, gdze je zaznaczenie nokca), a drëgą - ód zaznaczeniom nokca do bëna. Krok 3 Kôrtka z dwuma wëcacama z butna zwijómë w rulon wzdłuż kôrtczi i wkłôdómë ten rulon w bënowi wëcacé drëdżi kôrtczi tak, żebë wëszła ksążka (z dwuma öbkłôdkama, jedną kôrtką na titlową i redakcyjną starna i z jesz jedną kôrtką we westrzódku, do jaczi môże wklejic wiérzta). KLASA IV SPÔDLECZNY SZKÖŁË Terô kôżdé karno dostónie jedna wiérzta, chtërną trzeba wklejic do waji ksążczi. Wajim zadanim je odgadnąć titel ti wiérztë, zaprojektować ôbkłôdczi i dofulowac wiadła tikającé sa redakcyjny starnë, leno nie zabôczta, że to wa jesta autorama ôbkłôdczi, malënków itp. Wiérztë do wëbiérku: „Wasto Tigrisu , cëż je czëc?" „Nick. Jimrotno mie je". „Nie chcelë Wë bë z klôtczi ti wińc?" „Pewno. Przënômni bëm Wasta zgrizł!" Sztrus ze strachu Schówac głowa w piôsk potrafi Tej gó skaczka pózéwają A do te niese jaja wiôlgöscë sztruségö jaja. Lësy öjc je, stark téż lësy Lësy ögón - to mój sposób Ajô sóm jem lësy lës Biôj le précz, bö chca ca zjesc. „Papużko, papużko. „Rzekni mie co na uszko". „Nick nie rzekną, bö jes plesta" „Wëklapiesz kóżdému, kógó pótkósz". Dôjta le przedstawić sobie: Żuber w swi jistny ösobie Niech sa pökôże pón żuber 1 jegô munie gubël! Dzëk je dzëczi, złi je dzëk, Dzëk mô baro óstré kłë. Chto pötikô w lasu dzëka, Ten na drzewo chutkô nëkô. Sedzy sroka na dzerdzy 1 twierdzy, Że cëczer je słony, Że mrówka je wikszô öd wronë, Że wóda sëchô je w morzu, Że wół ód muchë mni wóżi, Że mlékó czerwiony je farwë, Że znija ogona łapsó (...) Z kąpielów kóżdi kórzëstô, A mucha chcała bëc czëstô. Sa kapa w niedzela w smole, W pöniedzôłk znowu w rosole. W czerwionym we wtórk tej - winie, A we strzoda za to - w czarninie, A tedë we czwiórtk - w bigosu, W piątk - w tatarsczim - zôs - zósu, W sobota - w soku z morele... Cëż dôwa ji taczé kąpiele? Cëż dô te? Jiscenié dało, Bo wëczapónô je cało, Na mësla ji nie przëchödzy, Żebë wëkapac sa w wodze. Wiérztë do wëbiérku: Za 10 minut bada rôczëc waju, bë kôżdi z was wëstąpiłprzed resztą klasë i ôpôwiedzôł ö swôji ksążce, jak wa bë bëlë na Tôrgach Kaszëbsczi Ksążczi, chtërne są ôrganizowóné rok w rok öb lato w Kôscérznie. Pödrechôwanié robötë Szkólny rôczi szkölôków do pödzeleniô sa brzada swöji prôcë z jinszima. Dzysô tuwô mómë Tôrdżi Kaszëbsczi Ksążczi. Kôżdé karno muszi zaprezentować swôja ksążka tak, żebë chtos jin-szi ja chcôł wząc dodóm. Rôcza wszëtczich do prezentacji [öpisënk ksążeczczi raza z przeczëtanim głośno wiérztë]. KUŃCOWI DZÉL Szkólny raza z uczniama robi klasową gazetka, do chtërny rëchli przërëchtowôł titel: Tôrdżi Kaszëbsczi Ksążczi. Malënk: A. Majköwskô v„ NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (125), DODÔWK DO „POMERANII" FARWË KSADZA ZËCHTË Autorka: Marta Maszota Redakcjo: Aleksandra Dzacełskô-Jasnoch/ Projekt: Maciej Stanke/Skłôd: Damian Chrul/Wespółroböta: Hana Makurôt-Snuzëk jak kanark... Nasze jabka ju sa robią zołta möżemë je zjic/zjąc. jakcytróna... Zôłtoch - warstwa nieurodzajnego żółtego piasku. - mm ■ .5 /y.ł - !,»>• %,mj. Bernard Sychta „Słownik gwar kaszubskich" 1973 (töm Vi, s. 274-275) ÖDDZAKÖWANIÉ wiele karnów, a wöjsköwé salwë i zwaczi ögniôrzowëch autów wiele gôdałë. Ks. proboszcz Jan Flisykówsczi ödnôszôł sa do spar-łaczeniégö Edmunda Könkôlewsczégö z Wielim i jego umiłowaniô ti môłi öjczëznë, chtërna promôwôł. A Jegó żëcé i bókadosc dokazów przedstawił Krësztof Graböwsczi - dôwny direktór wielewsczi szköłë. Swöjému Drëchö-wi - nôwôżniészi w swôjim karnie ösobie - spiéwôł w köscele i nad mödżiłą Zespół Pieśni i Tańca „Kaszuby" Wiele - Karsin, prowadzony przez zaangażowóné w dze-janim dlô kaszëbiznë małżeństwo, Urszula i Zbigörza Stë-dzyńsczich. Nôleżnicë Kaszëbskó-Pómörsczégö Zrzesze-niô Part Wielé - Kôrsëno téż są wdzaczny Drëchówi Edmundowi, że je wespółtwörził: jakno kóło, a pötemu samóstójny part, chtërnégô béł nôleżnika zarządu. Pa-miatelë wiedno ö Jegö urodzënach, a w lëstopadniku wërecëtowôł jesz jima w całoscë wiérzta „Reduta Ordona". Niedôwno miała jem leżnosc öbezdrzeniô w dodomu Edmunda multimedialny prezentacji z óstatny Jego dro-dżi. Wsłëchiwała jem sa w cepłé słowa ö Öjcu wërzekłé przez sëna Piotra i jego białka - ulëdóną sënową. Wzbö-gacëła jem swója wiada ó pieśni Jana Kóndraka, jaką baro lubił jich Tata, a béł gwësno wdzaczny, że mógł ji, wespół z pózeszłima na Jego wanoga na niebiesczé niwë, wësłë-chac w kóscele. FELICJO BÔSKA-BÔRZËSZKÔWSKÔ OSTATNIE POŻEGNANIE EDMUNDA KONKOLEWSKIEGO Q 1 maja 2002 r. uchwałą Rady Gminy nadano Edmun-wJ -L dowi Konkolewskiemu tytuł Honorowy Obywatel Gminy Karsin. Do przygotowanej przeze mnie na tę okoliczność laudacji przyszło dopisać słowa ostatniego pożegnania. Stojąc nad trumną druha Konkolewskiego, dziękuję Mu za dokonania na rzecz wsi, gminy i Kaszub w imieniu Samorządu Gminy, Wójta, złożonego chorobą prof. Józefa Borzyszkowskiego, Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie-gorzespołu „Kaszuby" Karsin-Wiele, wielewskiej szkoły, Domu Kultury w Wielu, strażaków i wielewiaków, których ta śmierć dotyka. Edmund Konkolewski urodził się 28 listopada 1921 r. w Wielu. Edukację szkolną odbył w Kościerzynie. Przez kilka lat Jego młodzieńczą wrażliwość kształtował ks. dr Leon Heyke, ówczesny katecheta Szkoły Ćwiczeń i Seminarium Nauczycielskiego. Po śmierci ojca Edmund przerywa naukę. Na kilka lat przed wojną, razem z rodziną, powraca na rodzinne gospodarstwo do Wiela. Nie był stworzony do pracy na roli. Szukał swojej drogi, recepty na życie. Rozbudzone w okresie kościerskim zainteresowanie kaszubszczyzną i skautingiem mógł rozwijać we Wielu. Przez drogę sąsiadował z Wickiem Rogalą, a mit Hieronima Derdowskiego był w społeczności wielewskiej żywy. W marcu 1939 r. wstąpił do Junackiego Hufca Pracy w Toruniu. Jako ochotnik powodowany patriotyzmem budował fortyfikacje na wschodzie, w rejonie Kostopola na Wołyniu. Wybuch II wojny światowej zastaje Edmunda Konkolewskiego w Poznaniu, skąd transportem kole- jowym trafia do Warszawy, gdzie zostaje wcielony do wojska. Swoją junacko-żołnierską drogę kończy z Armią Polesie gen. Kleeberga 5 października 1939 r. pod Kockiem. Trafia do niewoli w Dęblinie i Kielcach. Jako młody żołnierz bez szarży zostaje zwolniony z niewoli. Do Wiela powraca 5 grudnia 1939 r. Od początków 1940 r. współorganizuje ruch oporu. Na życie zarabia w gospodarstwie ciotki w Gliśnie i suszarni grzybów w Brusach. Kiedy odmówił wyjazdu do kopania okopów w Wozarce koło Grudziądza w 1944 r., w obawie przed zatrzymaniem przez Niemców przeniósł się na stałe do lasu. Z tego partyzanckiego okresu pochodzi znany Jego wiersz „Pieśń partyzancka". Po przejściu frontu w marcu 1945 r. z przyzwolenia wojsk wyzwoleńczych organizuje trzyosobowy posterunek policji w Wielu. Funkcję komendanta pełnił krótko, przez okres około dwóch miesięcy. Z tego powodu doświadczał dużo przykrości. Co rusz w naszej przestrzeni życiowej trafiają się sezonowi „prawdziwi" patrioci, co potrafią dopiec do żywego. Kiedy tylko pozwoliły okoliczności, powraca do przerwanej przez wojnę edukacji. Wstępuje jeszcze w 1945 r. do gimnazjum w Chojnicach, a później do liceum w Gdańsku. Edukację kończy w 1948 r. kursem przygotowawczym na Politechnikę Gdańską. W tymże roku podejmuje pracę w Biurze Projektów Przemysłu Metalowego i Elektrotechnicznego jako kreślarz, a potem asystent projektanta W 1951 r. zostaje przeniesiony do pracy w Centralnym Biurze Projektowym Budownictwa Wiejskiego w Gdańsku. Okres pracy i życia w dużym mieście wyostrzył w Nim instynkt dążenia za postępem. Za zmia- STRËMIANNIK2019 POMERANIA 35 OSTATNIE POŻEGNANIE nami, ulepszeniami cywilizacyjnymi umiał pociągnąć innych. W 1957 r. wraca do Wiela. Od tej daty zaczyna się szczególna, wielowątkowa działalność społecznika i animatora kultury kaszubskiej. Sam Edmund Konkolewski uważał, że początków jego życiowych pasji należy się doszukiwać w ideach i filozofii harcerstwa. Już przed wojną brał udział w dwóch międzynarodowych zlotach harcerskich. Idee skautingu są Mu bliskie do końca. Z tamtych lat wywodzi się ciągle obecna w Jego życiu potrzeba podróżowania, spotykania ciekawych ludzi, potrzeba pracy z młodzieżą, służenie swoją wiedzą innym, praca na rzecz społeczności lokalnej i pielęgnowanie tradycji kaszubskiej. Można zaryzykować stwierdzenie, że po wojnie w życiu wielewiaków nie stało się nic ważnego, w czym nie brałby udziału, i to udziału przywódczego, Edmund Konkolewski. Nie sposób wymienić wszystkich dokonań tego człowieka. Z konieczności odnotować można tylko te najciekawsze: • 1957 r. -staraniem głównie Edmunda Konkolewskiego Wiele staje się znaną na Kaszubach miejscowością wczasową. W wielu domach zaczęto przyjmować turystów kierowanych przez FWP i Spółdzielnię „Turysta" z Bydgoszczy. • 1957 r. - w Wielu po raz pierwszy zabłysło światło elektryczne. Stało się to staraniem Społecznego Komitetu Elektryfikacji, którego filarem był Edmund Konkolewski. • 1960 r. - zakłada pierwsze w Polsce wiejskie Koło Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Od tego momentu to nie tylko turyści przyjeżdżają do Wiela, to też wielewiacy wyruszają na zwiedzanie świata. • 1961 r. - od tego roku działa, prowadzony przez Edmunda Konkolewskiego, ośrodek sportów wodnych, baza PTTK, później schronisko turystyczne. • lata70/80 - nie bez kłopotów, ale wytrwale działał na rzecz butlowej gazyfikacji gospodarstw. • 1970-1977 r. - trwała budowa Domu Kultury w Wielu. Jest oczywiste, że oprócz małżeństwa lekarzy państwa Jelińskich, działał Edmund Konkolewski. Kiedy entuzjazm budowania wśród wielewiaków przygasł, On wytrwał do końca. Na oddzielną uwagę zasługuje rola pana Konkolewskiego w OSP Wiele. Strażakiem był „od zawsze", pełniąc wszelkie możliwe funkcje. Jednak nie pasja społecznika zdecydowała, że nazwisko Edmund Konkolewski znane jest na całych Kaszubach. To dzięki pasji, z jaką przekazywał wiedzę o wielkich Kaszubach: Herusiu Derdowskim i Wicku Rogali, zna Go bez mała pół Polski. Nie da się zliczyć, ile spotkań, w ilu miejscach kraju i dla jakich słuchaczy, dokonało się dzięki talentowi i gawędziarskiemu zacięciu pana Edmunda. Pierwszą nagrodę gawędziarza zdobył w Pałacu Opatów w Oliwie w 1971 r. Od tego czasu jako gawędziarz sławił Kaszuby, Wiele, gminę Karsin w konkursach i spotkaniach w całej Polsce. Przez lata był rozpoznawany na konkursach krasomówczych w Golubiu-Dobrzyniu i podczas Sabałowych Baj ań w Bukowinie Tatrzańskiej. Aktywność i sprawność intelektualną zachował do końca. Miał ciekawe i bogate w wydarzenia życie. Miał oparcie w rodzinie, zwłaszcza w żonie i dzieciach. Cieszył się szacunkiem i poważaniem przyjaciół. Teraz, w interesie nas wszystkich, jest mądrze zagospodarować to, co po sobie zostawił, Jego twórczą i kronikarską spuściznę. Prof. Józef Borzyszkowski upoważnił mnie do złożenia w Jego imieniu deklaracji, że jak się wyraził, „pamięć o druhu Edmundzie Konkolewskim utrwalać będzie, póki siły pozwolą". Żegnaj Druhu. Kaszëbó żegnôj KRZYSZTOF GRABOWSKI Mowa pożegnalna wygłoszona podczas pogrzebu śp. Druha Edmunda Konkolewskiego 1 lutego 2019 roku. Kościół we Wielu Odjimczi z pogrzebu sp. Edmunda Könkölewsczégö uprzistapnioné przez portal Nowe Pomorze. Odj. Adam Loewe Kiedrowski 36 / POMERANIA / MARZEC 2019 e zëmny i kômudny dzćń stëcznika. Na ôgle sobötë są dniama ódpóczinku, ö czim nôlepi wiedzą miewcowie składów. Lëdze dłëżi spią, i nigle pudą na sprawunczi, dochôdô dzesątô. Tedë ruch w krómach chutkó rosce i trzimie sa do gödzënë drëdżi pô pôłnim. Chodnika jidze białka z taszą, ale szła nié dosc ostrożno i sa purgnała na tił. Upódk béł tak môcny, że ni môgła sa podnieść. Czedë doszła do se, zmërkała, że wcyg leżi na zëmnym i slësczim chodniku. Nicht nie pódeszedł. Przekrącywô sa na bök i dwigô na kolana. Pöd przëstónk pódjćżdżó autobus, szofera ôtmikô dwiérze i sa przëzérô, pô sztócë jedze dali. Jak ju białka dostała sa na nodżi, czëje, że ni môże sa wëproscëc. Przechôdô jedna ôsoba, drëgô, nicht sa nie interesëje. Nigle sadnała na łôwce, minało pôra minut. Kureszce białką zajął sa przechôdający chłop, chtëren zawezwôł pômôc. Lëzëno, 19 stëcznika, ö pierszi pö pôłnim. I terô pöjôwiô sa pëtanié: czemu żóden człowiek rëchli nie pomógł białce? A gôdają, że to mieszkań -cowie môłëch môlëznów chatni pömôgają... Gdze mómë stracone lëdzczi instinkt pömöcë? Pömôganié jinyma pó prôwdze je instinktowné? Encyklopedio PWN pödôwô, że instinkt je wrodzoną umiejatnoscą robienió czegoś wôżnégö, nié wiedno uswiądnioną, je uwarunkówóny genetycznie, ale i sterowóny óbez zdarzenia (zestôwk zdrzódłów je na kuńcu artikla). Jak sa człowiek póöbzérô, to sa doznó, że wiele lë-dzy mó tokel w taczich sytuacjach i nie wić, jak sa zachöwac. Badącë swiódka niewëgódnégó zdarzenié-gö, lëdze sa śmieją, spuszczają öczë, nôgle interesëją sa swöjim smartfóna. Terôczasno lëdze nie chódzą, a nëkają, są tak baro zajati swój ima sprawama, jiże udówają, że nick nie widzą, a jak ju taczégó nańdze niewëgódné zdarzenie, nôlepi bë sa zarô zapitół: czemu jo, czemu mie to potkało, czemu musza to obżerać? Ale czë wszëtcë tak mëszlą? Jedna białka z Katowic robiącô kupiszcze w składze wëpösażeniô chëczów, widzące wedle kas krëjamno ucékającégó złodzeja, pierszô za nim pónëka. Żóden ze stojącëch w rédze sa nie rësził. Dzaka dzyrsczi klijentce, persona ostała zatrzimónó przë wspiarcym... ochroniarza. Z tego wëchôdô, że nie sygó wrodzony instynkt, wóżnó je mótiwacjó, zależno ód kulturowó-spólëz-nowëch wzorców. Hana Hamer pódsztrichiwô wóga wësztôłceniô normë pómóganió w dzecnëch latach. Wedle ni felënk normë może prowadzëc do óbójat-noscë (Hamer 2005). Lëdzką óbójatnosc łączi sa ze zjawiszcza ódpówie-dzalnotë rozproszony. Chcemë zazdrzec do kómpe-dium PWN:pôczëcé ôdpôwiedzalnotë nakazywô nama wprowadzenie reglów lëdzczégô wëspółżëcô, ôglowô przëjatëch i akceptówónëch. Ödpôwiedzalnosc to ôbrzészkyje to prawô do wëbiéru taczich zachôwaniów, za jaczé czëjemë sa ôdpôwiedzalny. Z tego wëchôdô, że wikszosc bë miała znac óglowé regle i öbrzészczi spôlëznë, w jaczi żëje, a nimó to lëdze są óbójatny nawetka tedë, czedë w póblëżim dochódó do gwółtu. Taką sytuacja przeżëła 30-latnó białka z francësczégó miasta Lille, jąkną w metrze próbówół zgwółcëc spiti chłop. Nimó krzików i wółanió o pomóc nicht z 15 wespółjadącëch nie pomógł. Jidze racjonalno wëdolmaczëc przëczëna taczich zachówaniów? Chcemë wrócëc do mechanizmu rozproszony ödpówiedzalnotë, jaczi zanôlégô na póczë-cu tim mniészi ódpówiedzalnotë za gwósné dzejania, jim wiacy lëdzy je swiódkama konkretnego zdarze-niégó. Jeżlë zdarzeniu przëzérô sa grëpa lëdzy, nigle chtos sa dó na dzejanié, nóprzód obserwuje nie blós pószkódowónégó, ale téż jinëch óbzéroczów i óce-niwó jich reakcja. Jeżlë jiny téż blós sa przëzérają, to człowiek so mësli, że „nick lëchégö sa nie dzejó", tej nie brëkuje nick robie. Ökróm tego w grëpie czëjemë sa anonimowo, temu nie winimë sebie za brak reakcje, usprawiedliwiające sa sewierdzenim: i tak so nie póradza, jiny nadówają sa do tego barżi. Paradok-salno, jim mni lëdzy je swiódkama zdarzenió, tym wiakszô gwësnosc, że rëchli przińdze pomóc. Mó-żemë rzeknąc za znóną badérką, że nólżi je umrzeć w rzmie lëdzy. Przëczënë óbójatnoscë szukó sa w óbëczajnëch zmianach, jaczé zachódają na naszich oczach. Za przi-kłód pódówó sa óbrózczi ze strzódków powszechny komunikacje, gdze całima grëpama lëdze (nić blós młodi) ze słëchulkama na uszach sedzą zazdrzóny w swoje ekraniczi, czasto z nasëniatima na łësëna ka- STRËMIANNIK2019 POMERANIA / 37 SPÖLËZNOWÉ SPRAWË pucama. Taczi człowiek zauważi, czedë chtos köl niegö sa przewrócy? Wiôldżi cësk na decyzje lëdzy mô internet, gdze fikcjô zléwô sa z realnotą, gdze wiele wëp-kôrzów „wkrącywó" jinëch mającëch instinktowné ôdruchë pömöcë, równak pô ösmieszenim dwa razë sa zastanowią, nim kömus pómógą. Taczé wąt-plëwötë miôł młodi człowiek z Tarnowsczich Gór, jaczi w smutanie 2014 roku pötkôł ö pierszi w nocë młodégö chłopa z przërzeszonym stółka. Jak sa późni doznôł, chłop ucekł swój im rakórzóm, jaczi gó mal-tretowalë. Równak przed uceka biédôk nie béł w szta-dze rozjąc lińcuchów, jaczima béł przekuty do stółka. Czasa óbójatnosc przechódającëch lëdzy tłómaczi sa zagubienim i wątplëwótama, chto je sprówcą, a chto pókrziwdzonym. Tak mogło bëc we Warszawie, gdze dwóch lapsów pobiło jednego chłopa i nicht pobitemu nie pomógł. Dówó sa téż boczenie na óso-blëwôsc w fónksnérowaniu lëdzczégó môgu, chtëren je zgniłi i mô stara, żebë w swój bezpiek włożëc jak nômni robótë. W sytuacje zdarzenió odbiegającego ód normë pierwószno móg wësyłô sygnał, żebë sa nie zajimac sprawą i jic dali. Pódjimniacé dzejania brëkuje konkretnego umësłowégó trudu i może sa rozmajice skuńczec. Z przëczënë rostu zjawiszcza spölëznowi óbójatno-scë w legislacjach państw pójawiłë sa zôpisë penalizë-jącé nen problem. W Polsce niechanié pômócë je ób-jaté sódzą, sztrófąabó zókazaprowadzenió autów, jeżlë jidze ó uczastników drogowego ruchu. Artikel 162 w §1 gódó ó prawnym óbrzészku pómócë kóżdému człowiekowi badącému w niebezpieku utratë żëcégö, jak téż taczému, jaczi mógłbë doznać cażczi stratë na zdrowim. Za niechanié pómócë ustawódówôcz bédë-je do trzech lat sôdzë. Rozmieje sa, że człowiek móże odstąpić ód udzeleniô pómócë w sytuacje pójawie-nió sa zagróżbë dló gwósnégó zdrowió abó żëcégó, o czim gódó §2 artiklu. Jidącë tim szlacha, za udzelenié pómócë uwóżô sa taczé dzejanié, chtërno spowoduje zmniészenié abó usëniacé niebezpieku, zagrożeniô żëcégó abó téż zdrowiô ósobë pószkódowóny. Czedë zetkómë sa z człowieka leżącym na chodniku, taczim dzejanim nie mdze przëkrëcé jego swójim meńtla, le wezwanie pómócë. Ösobë, jaczé boją sa skutków nieumiejatnégó udzelenió pomoce, ni muszą sa lakac, bo jeżlë pódjaté dzejania badą prowadzone w dobri wierze z óglowó przëjatima reglama, na gwës nicht jich nie mdze skarżił. Osobie pószkódowóny barżi móże zaszkódzëc niechanié pómócë. W mediach gódają, że drago sa procëmstawic zmianom badącym skutka cywilizacyjnego rozwiju. Gódó sa o wëkrapanim wórtnotów, gdze przed kóntaktama z jinyma na pierszi plac wënôszô są céle. W całoscë przëczëna widzy sa w zmianie sztilu naszégó żëcégó. Równak uczałi pódsztrëchują, że óbójatnosc je skutka żëcégó w lëdzczich grëpach i nie je przëpisónó jaczims osobom, że taczé zachowania są normą, a nić skutka spólëznowi patologie. Dodówó sa przë tim, że wiele psychólogicznëch eksperymeńtów udokazniło mnié-szą szansa na pomóc, czej wzrôstô lëczba swiódków (Hamer 2005, Domachówsczi 2007). Je na to rada? Ni ma jedny receptë i tikó to sa swiódków zdarzenió, cobë nie muszelë sa za se wstidzëc, jak téż pókrziw-dzonëch, cobë cało wińc z kłopotu. Na gwës wórtné są ósobë z póczëcym óbëwatelsczi ódpówiedzalnotë, ósobë swiądné gwôsnëch möżlëwótów pómóganió jinym. Żebë znikwic skutk rozproszony ódpówie-dzalnotë, radży sa narobić trzósku, jaczi wszëtczich postawi na nodżi (krzikanié „Pómócë!"), ze wskôza-nim, chto je atakującym. Wôżné je téż, żebë w taczim sztócë wskazać konkretną ösoba i zwrócëc sa do ni ó pomóc, tpzw. apel naczerowóny. Swiódkówie wë-darzenió móglëbë przënômni wezwać pomóc, zapa-miatac gabë abó numrë rejestracyjne autów, bó nié wiedno zdarzenie badze rejestrowóné przez kamera, tak jak we Wëszkówie (woj. mazowiecczé), czedë 17-latny bëniel bez kórtë jachanió auta uderził na pasach 12-latnégó knópa, po czim ódjachół. Na drodze béł ruch autów, przechôdelë lëdze, w grëpie kol cziledzesąt osób. Pószkôdowónému pómóglë knópi, a numer rejestracyjny auta óstół ódczëtóny z monitoringu. Chcemë miec boczenie na taczé sytuacje. SŁAWOMIR KLAS Zdrzódła • Domachowski Waldemar, Przewodnik po psychologii społecznej, Warszawa 2007. • Hamer Hanna, Psychologia Społeczna. Teoria i praktyka, Warszawa 2005. • Psychologia, Tom 3: Jednostka w społeczeństwie i elementy psychologii stosowanej, pod red. Jana Strelaua, Gdańsk 2000. • encyklopedia.pwn.pl; facebook.com/NIE-dla-Znieczulicy-w-Tym-Kraju; isap.sejm.gov.pl; natemat.pl; tvn24.pl 38 / POMERANIA / MARZEC 2019 BRACÔZDŻINALË NA WOJNIE, A SËNÓW JÔ POCHOWA PO NI! Elżbieta Bianga z dodomu Brëła (pol. Bryła) urodzono je 20 zélnika 1928 roku w Tokarach, dzys gmina Przed-köwö, a tej bëła to gmina Banino. Z tim terena związa sa na całé żëcé. Je nóstarszą nóleżniczką Kaszëbskó-Pómör-sczégö Zrzeszeniô w Baninie. W latach 90. uszłégô stolatégö wëstapiwa w karnie spiéwaczim przë Strażë Ogniowi w Czeczewie. Midzë jinszima spiéwa kaszëbsczé köladë Jerzego Stachursczégó, jaczé nagriwa do programu „Rodnô zemia" Izabella Trojanowsko. Do dzys dnia wastnô Biandżënô jesz tej-sej je widzec, jak na kole wanożi midzë tima i jinszima wsama w ôkölim. Jesz piatnósce lat temu szła piechti całą droga z banińską kompanią do Swiónowa. Terô moce ju są ödeszłé, ale duch jesz dërch je wiôldżi. Nôbarżi ji felëje, że ni może ju duńc do kósco-ła w Czeczewie, dze dëcht nimö leżą na smatórzu ji wszëtczi krewny, blisczi i znajemny*. Wë tu öd urodzeniô mieszkôce w Tokarach? Jo, jô sa urodzą na tim gospodarstwie w taczi barace. Bo to bëła parcela ödpisónô od majątku. Mój ójc pôchôdzył ze Swiónowa, a mëmka öd Pötrëkusów z Zôwór köle Chmielna. Jó tam biwała w młodo-scë. Jedna ji sostra bëła żeniałô do Kosów w Lewinie, co tam mieszkelë tak pod łasa. Tam jô téż dówno temu bëła. Öd nich bëła sostra klósztornó o mionie Zofio. To bëła mëmina sostrzenica, a moja półso-stra. Jó bëła na ji pogrzebie. Ona je w Torniu pöchówónô. Në i jak ti móji starszi sa óżenilë, tej oni wiera mieszkelë kąsk w tëch Zówörach, tej jesz dze jindze, ale jó ju nie wiém, dze. Në a tej öni sa dowiedzelë, że w Tokarach je majątk parcelowóny. I ôni tu przeszłe kol 1925 roku robie na tim majątku, a przë tim oni do-stelë sztëk swój i zemi. Tu jó sa urodzą i mieszkom do dzysó dnia. I tu wë chödzëlë do szköłë jesz przed wojną? Ödjimkz pierszi kômónie sostrzónczi Elżbiétë Biandżi - Bronisławę Belczi (1956 r.). Pö öbëdwuch stronach Broni sedzą: ji mëmka Anna i tatk Stanisłôw. Za Anną są starszi ji i böhaterczi tekstu - Augustin i Elżbieta Brëłowie. Sama bohaterka - Biandżënô - stoji za Anną, w slédny rédze, czësto u górë, w ti sami rédze, alejaknotrzecy öd lewi, je ji chłop Józef. STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 39 WÖJNOWI KASZËBI O O Ks. Bölesłôw Meloch Jo, szkôła bëła w Tokarach przë główny drodze, na tim wiôldżim zôkrace. Nen budink do dzys dnia tam stoji. A köscół je w Czeczewie. Jô sa smieja, że më jesmë wnet równo stôri z kóscoła, bö ön w 1927 roku béł zbudowóny, a jó sa urodza le rok późni. Przed wójną jô chódza dwa lata do szköłë. Tej przeszedł Miemc. Jaczis czas nie bëło szkolnego. A pótemu przeszedł szkolny z Czeczewa. To béł Kaszëba, on nie rozmiôł richtich pó niemiecku. Tej on nas dzecy pitôł pö kaszëbsku, jak sa mötëka nazéwô pó niemiecku. A më doch nie wiedzelë, në i ön rzekł po polsku: „A niech się tymczasowo nazywa motyczka". Jô to do dzys pamiatóm, bo to bëło dlô nas smiészné. A pótemu më rôz szlë, a rôz nie szlë. Z ti szköłë wiele co nie bëło. Jak wöjna nasta, tej wë ju mielë jednôsce lat. Wë to wszëtkö dobrze muszice pamiatac, co sa dzejało. 1 września Miemcë tu le przejéż-dżelë. Z daleka, tam ód Banina a Gduńska, czëc bëło strzelanie, ale u nas nicht nie zdżinął. Dëcht przed wôjną jô bëła przëjatô do kómónii swiati. Tu béł ksądz Bólesłów Meloch. Rëchli më nôleżelë do parafii w Żukowie. Moja starszo sostra jesz biega do Żukowa na nóuka. Ksądz Meloch béł tam wikarim i tu przeszedł na proboszcza. Dwa lata nas rëchtowôł do kómónii, ale ón wiedzół, że jidze wojna. Tej ón tëch młodszich o rok mët chcôł przëjąc i ón nama kąsk przedłużił ta nóuka, żebë oni sa douczëlë. Më bëlë przëjati dokładno 27 serpnia, trzë dni przed wëbucha wöjnë. Tej to bëło baro skrómné i smutné przëjacé? Jo, nicht sa nie cesził, le smucył. Mój tata béł dwa razy żeniałi. Pier-szó białka umarła. Z ni bëlë dwaji móji starszi bracó. I oni bëlë ju za-cygniony na obronną wojna. Jich nie bëło ju na tim przëjacym. Tak bëło we wiele checzach. Më sa blós módlëlë, żebë oni przëszlë nazód. Ny dwaji trafilë wnet do niewole, ale wojna przeżëlë. Öni bëlë Pölôchama w wojsku, tej ti Miemcë doch warna tu gwës nie delë pökii? Në nié. Kó przeszło wnet, że muszôł sa podpisać tak abó tak. Nastapny knópi bëlë ju wnet urosłi. Tata mógł nie podpisać lëstë, ale ón wiedzół, czim to grozëło - Stutthof. Tej ón pódpisół. Wiele lëdzy sa retało w ten sposób. Kóżdi chcół żëc, a poza tim martwi człowiek Pólsczi nie zretó, le żëjący. Tak më sa ein-gedeutschowełë. Në i wnet móji dwaji bracó bëlë wzati do niemiec-czégó wojska na wojna. To béł Francyszk i Antoni. Öbaji zdżinalë. Më le wiémë, że Antón je póchówó- ny we Warszawie, bó oni delë znac, żebë gó ódwiedzëc, bó leżi, reniony, w szpëtalu. Tej móji starszi sa wzalë i jachelë w ti wojnie. Jak oni przëja-chelë, tej ón béł umarłi. Në i oni bëlë na jego pogrzebie. A ö tim drëdżim je cos wiedzec? Nick. Blós przeszedł lëst, że je za-dżiniony, ale dze i jak - më nie wiémë do dzys dnia. Pó wiele latach mój nómłodszi brat, co jesz żëje, rzekł, że ón chce sa dokonać, czë nen Antón pó prówdze je póchówó-ny w ti Warszawie. I ón jachół. Ön sa pitół wszadze. Ni mógł nalezc tego smatórza. Tej ón sa dowiedzół, że je zlëkwidowóny, ale grobë są przeniosłé. Öni mu rzeklë, dze one są. Në i ón w kuńcu je nalózł. Tam bëłë grobë baro blisko se, tak pó prówdze bëłë blós te tófle jedna kóle drëdżi. Në i wejle ón równak nalózł te brata. A wë pamiatôce téż jinszich stąd-ka, co zdżinalë? Jo, tu bëlë jinszi knópi zabiti z Tokór. Jó jich móm w oczach, ale jo ju nie pamiatóm, jak oni sa na-zéwelë. Czasa jó sa domëszla, a czasa mie ju pamiac. czësto ucékó. Në, a z Kłosowa béł nen Klémas Wicczi, co gó skózelë na smierc w Berlinie. Ön mó tu pomnik na smatórzu w Czeczewie, ale jego cała tu ni ma. To ón przekózół Anglikom, co sa dzejało w Peenemiin-de z bronią V-1 i V-2. Jakbë nié ón, tej chto wić, jak dali bë szła ta wojna. Jó gó pamiatóm jesz sprzed wojnę. Ön chódzył do gimnazjum we Wejrowie. Dzys szkoła w Papowie mó jego miono. Wiera i tak nôgörzi bëło, jak wlezie Ruscë? Tej to pó prówdze wëzdrzało, że je ju kuńc świata. Jak Rusk przeszedł, tej 40 / POMERANIA / MARZEC 2019 tu béł front. Tu bëłë same rowë wëköpóné, w jedna i drëgą strona wedle drodżi. To bëła jedna wiôlgô dzura. Jeden czołg jachôł köle drëdżégö. Jenëse z nieba! }ô je wszët-czé widza. Më chcelë ucekac, ale öni nas nie chcelë wëpuscëc. Jak ôni pre-lë, tej wszëtczé ökna w chëczi wële-całë. Më w kuńcu i tak uceklë, bô më mielë strach, że w kóżdi chwile w nas trafi jakô bómba. Tu blisko béł w To-karach majątk. Tam béł w wojnie Miemc. Le ön ju béł ucekli. Tam më przenocowelë jedna noc. A przed wojną tam béł Pölôch? Jo, ön sa nazéwôł Alkewicz, ale na początku wöjnë ön östôł z białką wënëkóny. Bödôj öna jesz żëje w Miemcach. Musza bë miec terô bez sto lat. Öna bëła Kaszëbką. Pochodzą ôd Flësów z Tokôr. Ta ro-dzyna do dzys tu mieszko. Robiła u niegô na majątku. Ona sa mii uwi-dza, në i öni sa öżenilë, ale dzecy ni mielë. Pö ti jedny nocë më szlë dali, do krewnëch. To bëło cos strasznego. Jô tego za ród nie wspóminóm. Na szczescé, że nama dzéwczatóm w fim fronce delë póku. Görzi bëło tam, dze bëło kąsk nibë spökójni, jak w Kłosowie czë Kłosówku. Tam ti Ruscë wëprôwielë. A co sa dzało z Miemcama, co tu bëlë w wojnie, Ruscë jich tu dobij elë? Miemcë bëlë ju ucekłi. Öni szlë rëchli blëżi Gduńska. Mëslelë, że tam badze bezpieczno, a tam w Baninie a Rabiechówie bëłë nôwiakszé walczi. Przez całą wöjna Miemcë sa tu krącëlë. U naszich sąsadów téż bëlë. To bëlë wojskowi. Ale cëż to bëlë za Miemcë? Öni bëlë einge-deutschowóny jak më. Öni pö polsku téż rozmielë gadać, a jedny möglë téż pö kaszëbsku. Nie robilë nama krziwdë. WÖJNOWI KASZËBI Jak to tu wszëtkö wëzdrzało pö fronce? Tu bëło okropno. Tata miôł chutczi nażorgóné mączi i wszëtczégö na wojna, ale jak Ruscë wlezie, tej oni wszëtkö wzalë. Könie wzalë, krowë wzalë, wszëtka chôwa. Gadzëna jesz rôz! Nie ostało dëcht nick, le jeden stôri kóń. Wszadze bëło ful dzurów pö bómbach i rowach. I terô jô östa tu sama do robötë, bö tata béł ju taczi słabszi. Jô to musza wszëtkö zarzëcac, żebë mógł so za-sôc cos na zymku, cobë na pölu urosło. Pö Ruskach przeszła nowô władza. Kóżdi muszół szëkac matrëczi. Tej öni mie pósłelë zarô do Swiónowa na kôle. Jô musza je halac. Tata nie jachôł sóm, le mie ön pósłôł, a jô ta droga słabö jesz zna. Ale jó da rada. Rodzyce bëlë ödwôżny, żebë posłać taczé młodé dzéwcza. Jô jesz musza zarô jachac do Chmielna na gmina, a tej do Zôwór, bó mëma mie przëkôza, żebë halac ód wuje rëbów. Öni mie gôdelë, żebë óstac ób noc. Ale jó sa upiarła i późno wieczór dojacha dodóm. To bëła jeseń i chutkó sa cemno robiło. To koło téż bëło taczé bëlejaczé. To pöwöjnowé żëcé bëło w tim terenie baro smutné. Ale jakös dało rada? Jó wszëtkö robiła w konie. Jó sa naucza órac. Z początku to szło baro cażkó, ale późni coróz lepi. Görzi bëło z óbóriwanim płużka. Ön mie dërch ucékół. A tej jó sa naucza téż sec kosą. Jó musza robie jak wszëtcë chłopi, bó naszi knópi bëlë zabiti, a ti starszi szlë précz. Pótemu jó sa ożenią i dali gospodarza z chłopa na ti zemi. Jeden mój syn umarł, jak béł jesz mółi. A drë-dżi óstół na naszim gbiirstwie. Chłop umarł w 1991 roku, a pora lat temu umarł nen syn. Sënowô sa drëdżi róz ożenią. Në i jó tak nówia-cy sama dërch tero tu sedza. Jak moja sostra Anna w Baninie jesz żëła, tej jó do ni tej-sej jacha. To mógł bëc smiot, zawióné, jak jó rzekła, tej jó przëjacha, chóc czasa całą droga jó prowadza to koło. Ale ona je téż umarło. To są ju trzë lata. Ona mia sto lat i trzë miesące. Terô jó czekom na zymk. Jak sa përzna óce-pli, tej jó spróbują sadnąc na koło. Nógórzi je na początku, ale jak mie sa udo, tej jó jesz póżëja. Zajada do kóscoła, na smatórz, a może jesz kogo odwiedza na tim świece. Z ELŻBIÉTĄBIANGĄZ TOKÔR GÔDÔŁ EUGENIUSZ PRËCZKÔWSCZI * Elżbieta Bianga nie dożęła publikacje artikla, umarła 20 gromicznika. Pöchöwónô östa na czeczewsczim smatôrzu w sobota 23 gromicznika. Elżbieta Bianga STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 41 Biôtczi ö pölskôsc bëtowsczi zemi Przekôzywanié wiédzë bez muzea je wnetka tak stôré jak ône same. Zôpadnokaszëbsczé Muzeum w Bëtowie nie je tu apartné i ju öd dôwna wespółdzejô ze szköłama. 2018 rok béł ösoblëwi, a to przez program „Granica niepodległości - walka o polskość i wolność ziemi bytowskiej". I f ^ É13Hi Bëtowsczi kréz na möcë wersalsczégö traktatu nie ôstôł przełączony do Pólsczi. To nie öznô-czało, że lëdze stądka ni mielë starë ö to, bë to zmienić. W czilenôsce wsach wkół Bëtowa powstałe óstrzódczi pölsköscë. Jednym z nich bëło malinczé Płótowö. Tuwô ôd lat mieszkelë Stip-Rekôwsczi. To tu Jón Stip-Reköwsczi wespół z Bernata Werrą ju na jeseni 1918 r. ôbmësliwelë, jak sparłaczëc ôkölé z Polską. Nen drëdżi bez miestnëch östôł wëbróny na delegata do Pölsczégö Dzélnicowégö Sejmu w Poznaniu w 1918 r. Za jegö dzejanié dlô nowi Pölsczi miemiec-czé władze skôzałë gö na dzewiac tidzeni w areszce w Słëpsku. Czedë gô wëpuscëlë na wôlnosc, raza z jinszima pölonijnyma dzejôrzama, m.jin. z Antona Szrédra z Kłączna, Róberta Pluto-Prądzynsczim z Ugoszczę, Jana Stip-Reköwsczim z Płotowa i czile-set jinszima gburama, rzemiasnikama, urzadnikama, szkólnyma i hańdlarzama, spisôł manifest Kaszëbów, z chtërnym w maju 1920 r. udalë sa do Bëtowa jakno procëmnicë östawieniô jich ökölégö pö miemiecczi stronie. Czej ju bëło wiedzec, że przesëniacé grańce je niemöżebné, dzaka starom Werrë i Stip-Reköwsczé-gô w Płótowie ôtemklë w lepińcu 1929 r. pierszą na bëtowsczi zemi polską szkoła. Ta fónksnérowała raza z nyma w Osławię Dąbrowie, Rabacënie i Ugoszczę (na östatnô przedërchała jaż do 1939 r.). To je wiedzec, że Płótowó nie je jedurnym przi-kłada biôtköwaniô sa ö pölskösc w ökölim Bëtowa. Wôrt jesz wspomnieć chôc ô lëdzach z Bôrowégô Młëna, jaczi pöd wodzą ks. Bernata Gończe dopro-wadzëlë do tzw. wöjnë palikowi. Szło ô wërwanié granicznego słupka i chac samowolnego przesëniącô grańce midzë Polską a Miemcama. Zôpadnokaszëbsczé Muzeum, swiatëjącë 100-lece ödzwëskaniô niepödległoscë bez Polska, napisało program „Grańca niepôdległoscë", chtëren miôł pömöc szköłownikóm poznać jich lokalną historia, a téż pokazać, jak lëdze stądka biôtkôwalë sa ô pölskösc. Na zôczątku 2018 r. muzeum rozesłało do szkół wiadło ô warkôwniach, uczbach, wëkładach z badérama, a do te ó terenowëch badérowaniach, jaczé miałë sa ódbëwac w ramach „Grańce niepódle- 42 / POMERANIA/MARZEC2019 NAGÔCHACH głosce'. Zgłosëło sa 15 szkół (spödleczné, gimnazja i wëżigimnazjalné) z bëtowsczégö krézu. Na pôczątk szköłownicë wëfulowalë anketa. Nalazłë sa w ni pętania tikającé sa historie Pölsczi, a téż ôkôlnëch zemiów. Ne slédné ökôzałë sa nôbarżi dradżé. Jak rzeklë szkól-nowie, je to skutk felowaniô nëch témów w ramôwim programie sztôłceniô. Warkôwnie przërëchtowóné bez bëtowsczé muzeum w wikszim dzélu ödbiwałë sa w Domôc-twie Stip-Reköwsczich w Płótowie, a w drobnotach - w budinku na placu dôwnégö gburstwa Jana Stip--Reköwsczégö. W programie bëło m.jin. odwiedzenie môlowégö, zabëtköwégö smatôrza, na chtërnym pöchöwóny są m.jin. Jón Stip-Reköwsczi i Bernat Werra. Szkôłownicë mielë leżnosc ôbôczëc Muzeum Pölsczi Szköłë. Öbzérelë uczbówą sala uszëköwaną tak, jak 100 lat dowsladë, a przë leżnoscë téż wëstawa ö historie ökölégö. Młodzëzna baro chatno pëtała ö rozmajité sprawë, a téż domakliwała sa sparłaczeniô swöji rodzënë z lokalnyma böhaterama. Z zajmów, jaczé dérowałë 10 miesąców, skôrzësta-ło do grëpë 922 szköłowników z bëtowsczégö krézu w wieku ôd 7 do 19 lat. Ökróm nich bëła przez 30-ösoböwô grëpa z Uniwersytetu III Wieku, a tej 30 harcerzi z Bëdgöszczë, jaczi ob lato wëpöcziwelë w Bëtowie. Program „Grańca niepödległoscë" to nić leno pökôzanié dokumentów i wëkładë. Zajmë pöpro-wadzëlë badérowie roda z bëtowsczich strón - dr To-môsz Rembalsczi i dr Małgorzata Risz-Kełtika [pol. Ryś-Kiełtyka]. Zachacywelë młodëch do zrobieniô swójich badérowaniów tikającëch sa rodzëznë, wsë. Brzada je ôsmë kôrbiónków, jaczé ôstóną udostap-nioné na internetowi starnie bëtowsczégó muzeum. Żëwim pötkanim z historią bëła réza szlacha downy grańce. Młodi lëdze ôdwiedzëlë m.jin. Wôjsk, Ostrowite, Borowi Młin, Łączé, Börzëszczi, Szla-checczé Brzézno i Brzozowo. Pötkelë sa téż z Geneka Tandecczim, 92-latnym mieszkańca Łączégó na Gô-chach. Öpówiedzôł jima ö II światowi wôjnie, roböce w miemiecczich gburstwach, a tej ó midzësąsedzczich relacjach na wielekulturowim pógrańczu. W Bôro-wim Młënie na sztót uczastnicë warkówniów zatrzi-melë sa w Strażnice Pamiacë i Patriotizmu miona Böhatersczich Gôchów, postawiony na wdôr „wöjnë palikowi". Pöstapnym wëdarzenim bëło przërëchtowanié inscenizacje marszu na Bëtowô, jakô ödwôłiwała sa do negó z 16 maja 1920 r. (wszëtczé ödjimczi na s. 42 i 43 są z tegö wëdarzeniô). Szkołownicë w strojach z epöczi wcelëlë sa w historiczné pöstacje włodôrzów gardu i nôleżników Midzënôrodny Grańcowi Komisje. Ze stanicama i ódjimkama dôwnëch dzejôrzów uczastnicë przeszłe ulëcama Bëtowa pôd budink dôwnégö Landratsamtu. W marszu wzało udzél wicy jak 700 sztëk lëdzy, a z przódku szlë potomkowie Jana Stip-Rekówsczégö i Bernata Werrë. A ókróm nich jinszi krewny tëch, chtërny wnetka 100 lat dowsladë maszérowelë na Bëtowô. Program „Grańca niepódległoscë" pócwierdzył, że wôrt organizować w muzeum taczé edukacyjne zajmë. Rozköscérzanié na nen ôrt wiédzë je łącznika midzë dzejanim nôukôwim, wespółrobótą ze szkóła-ma a óczekiwaniama ödbiércë, jaczi ni mó specjalistyczny wiédzë. BARBARA BÔRZËSZKÖWSKÔ, TLÓM. LUKÔSZ ZOŁTKÖWSCZI STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 43 JEZË, ÔSTA' Midzë muzeama we Wejrowie a w Bëtowie powstała udba, cobë zapnąc uszłi rok 100-lecô urodzënów ksadza Antoniego Peplińsczego wëdanim jegö wszëtczich gödowëch spiéwów. Gödowô spiéwa Jezë, östaw szopa ksadza Antoniego Peplińsczego je jedną z pastorałków, jaczé nalazłë sa w pierszim na-szim śpiewniku z kaszëbsczima kóladoma - Kaszëbsczié kolędë ë godowé spiéwë z 1982 roku. Są tam pósobicą 24 dokôzczi [title w terôczasnym pisënku]: Nad nasze môrze, Czemu nić nad naszim morza, Chtëż tobie, chłopie, Öbie-cóny w raju, W stajeneczce narodzone, Czemużesta anieli, Jezë, östaw szopa, Pastuszkowie w polu spalë, Leżi w żłobie, Chłopia, Spij, małi Jezusku, Biegójta, pastuszce, Cëż za gwiôzda, Do szopë, Czë to môłniô, Pastuszkowie, Nad stajenkę w Betlejemie, Östawta, pastur-cë, robota, Z daleczi drodżi, Nad stajenkę, W Betlejemsczi szopie, Czemu, Boże, W stajeneczce i Bez berła i kôrunë. Spiéwë bëłë na-pisóné w latach 1967-1968. Je to donëchczôs nôpełniészi wë-dóny zbiér pastorałków ksadza. Drëdżim zdrój a z nótama tëch pastorałków je Kaszubski Śpiewnik Bożonarodzeniowy pod redakcją Witosławë Frankówsczi z roku 2016. Nalôżómë tam szesc ksażëch pieśni: Z daleczi drodżi, Czemu nie nad naszim morza?, Jezë, östaw szopa, Pastuszkowie w pôlu spalë, W Betlejemsczi szopie a Spij, małi Jezusku. Z tego nônowszégô kaszëbsczégö śpiewnika kóladowégö1 bédëja tekst spiéwë: Jezë, ôstaw szopa, słoma, sano w żłobie, przińdz do naszi chëczë, zaspiéwóma Tobie: Glorija! Glorija! Glorija! Zamiast żłobu dómë Tobie naju łóżko, Zamiast stôri słomë - pierzëna z pôdëszkę. Glorija! Glorija! Glorija! Zamiast ôsła z wôłem, chtërne tam mieszkaję, dzôtczi stanę wkoło i tej zaspiéwaję: Glorija! Glorija! Glorija! Metrum 4/4. Tonacjo öriginal-nô, „pastoralno" F-Dur2. Modło budowę: sztrófka - refren. Znajôrz-ka kaszëbsczi muzyczi, a w całoscë kóladów, Witosława Frankôwskô wëmieniwô jezë, ôstaw szopa strzód kóladów, gdze: wzorem ludowych kolęd witajęcych obserwujemy tu wętek o charakterze porównawczym z kategorii „gdybyś"3. Pôdôwô téż dali: Jego pastorałki oparte sę w większości na stałym schemacie, uwzględniajęcym opis narodzenia Pańskiego, przebudzenie pasterzy, drogę do Betlejem, pokłon z darami4. Wskôzywô téż na bëlną kaszëbską góscynnosc, co sa wërôżô w słowach: zamiast żłobu - dómë Tobie naju łóżko, zamiast stôri słomë - pierzëna z pödësz-kę5. Udzél zwierząt w ti godowi śpiewie i w całoscë w utwórstwie ks. proboszcza z Czarnowa zmer-kiwô T. Fópka6. Jak wskôzywô data pôdónô przez autora pod teksta w śpiewniku Kaszëbsczié kolędë ë godowé spiéwë na starnie 144 - piesniô Jezë, ôstaw szopa napisónô ostała w Czarnowie 28 rujana 1967 roku. W latach 1959-1977 w gduń-sczi Rozsélnicë Pölsczégö Radia ostało nagrónëch 15 gödowëch kaszëbsczich śpiewów. Strzód nich Jezë, östaw szopa, w wëköna-nim Fracëszka Kwidzyńsczego. W 1967 roku w tim sarnim sztu-dio nagrelë cykel sétmë kóladów (w tim Jezë, óstaw szopa) na solowi głos, chur a karno instru-meńtalne podług öprôcowaniô Adolfa Wiktorsczégô7. Ta godowo spiéwa bëła w programie pierszégó radiowego kón- 1 W. Frankowska (red.), Kaszubski Śpiewnik Bożonarodzeniowy, Wejherowo - Gdynia 2016, s. 96-97. 2 Ludwig van Beethoven swöja VI Symfonia w F-Dur pôzwôł „Pastoralną". 3 W. Frankowska, Kolędowanie na Kaszubach. Dzieje kolęd na Pomorzu od XVI do XXI wieku, Warszawa 2015, s. 180. 4 Tamże, s. 187. 5 Tamże, s. 277. 6 T. Fópka, Zwierzné pierwiastczi w kaszëbsczim spiéwanim, „Stegna" 2014, nr 2, s. 9-16. 7 W. Frankowska, Kolędowanie..., s. 75. 44 / POMERANIA / MARZEC 2019 MUZYKA certu kóladów, jaczi szedł na świat z gduńsczego radia 26 gódnika 1967 roku. Koncert zrëchtowôł Léón Roppel wespół z Adolfa Wiktorsczim. Jak pisze Józef Bórzëszkówsczi: Z najżywszym przyjęciem słuchaczy spotkały się dwie kolędy: „Jezu, ostaw szopę..." ks. Peplińskiego (słowa i muzyka) oraz „Kaszebsko kolęda" L. Roppla (słowa) i A. Wiktorskiego (muzyka). (...) Wspomniana kolęda ks. Peplińskiego, ujmująca swą prostotą, w wersji polskiej została wówczas wysłana do Warszawy, gdzie miała wejść do repertuaru jednego z tamtejszych chórów kościelnych. W styczniu 1968 roku radiowy koncert kolęd kaszubskich powtórzono między innymi w ramach programu tradycyjnego opłatka w Oddziale Stowarzyszenia „Pax" w Gdańsku. Od tego czasu kolędy te coraz częściej prezentowane były publicznie w różnych miejscowościach i środowiskach między innymi przez Leokadię i Jana Trepczyków oraz ks. Antoniego Peplińskiego wzbudzając niezmiennie entuzjazm słuchaczy8. Po 33 latach Witosława Fran-köwskô w swi doktorsczi rozprawie ö kóladowaniu na Kaszëbach pisze: Przez wzgląd na umiejętne łączenie świata dawnego z obecnym, nawiązywanie do melody- REGJON/U.Ny . zespół. PIEŚNI l tańca KASZUBY z kartuz Karno„Kaszuby" z Kartuz czasto promuje köladë ks. A. Peplińsczegó ki ludowej, kolędy proboszcza z Czarnowa i Mściszewic zyskały sobie wielką popularność. Są do dziś filarem zbioru kolęd kaszubskich - nie tylko w kraju, wśród członków Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego, dzieci szkolnych, chórów i zespołów folklorystycznych, ale i wśród Polonii kanadyjskiej9. Witosława Franköwskô wskó-zywô na trzë öprôcowania na składë churowé dokôzku: na chur miészóny - Tomôsz Fópka, na 3 głosë równé - Zbigórz Szablew-sczi i na 4-głosowi chur chłopsczi i miészóny Adólf Wiktorsczi10. W swim repertuarze udokazni-wają ta kölada churë miészóné: „Lutnia" z Lëzëna11, „Piaclënió" z Lëni12 a „Discantus" z Gówi-dlëna. „Lutnia" i „Piaclëniô" miałë ja chöcle w repertuarze pöspól-négö koncertu w TV Trwam 6 stëcznika 2008 roku w Toruniu13. Strzód trójgardowëch spiéwnëch karnów śpiewie ja téż chór Wë-dzélu Zarządzywanió Gduńsczego Uniwersytetu „Non serio"14. Jak pócwierdzywają óbsą-dzëcelowie, óbczas Przezérku Karnów Kóladowëch órganizo-wónégö w Serakójcach kólada Jezë, óstaw szopa ks. Peplińsczegó bëła jedną z nôpópularnié-szich15. Nóczascy potkać ja może w gódowëch dokazach na bina Aleksego Peplińsczegó, brata ks. Antoniego16. Podobno je na Festiwalu Kóladów Kaszëbsczich w Pierwöszënie17. Czile razy mógł ja uczëc na koncertach z cyklu „Zetkania z muzyką Kaszëb" órganizowónëch przez Witosława Frankowską ód 2002 roku w Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë a Muzyczi we Wej-rowie. Osobno wspómnąc muszi ó Pómórsczim Konkursu Kaszëb-sczi Godowi Spiéwë robionym w Szëmółdze ód roku 2006. Jeże, óstaw szopa nóleżi do baro chat-no tam wëkónywónëch. W roku 2018 na 129 wszëtczich śpiewów zabrzëmiało 9 razy. Rok późni leno w starszich kategoriach (ód 8 W. Kirstein (red.), Kaszëbsczié kolędë ëgodowé spiéwë, Gdańsk 1982, s. 11. 9 W. Frankowska, Kolędowanie..., s. 342. 10 Tamże, s. 415. 11 Z. Brzeziński, T. Fopke, A. Hinz, Z. Mielke, M. Pobłocka, Historia ruchu śpiewaczego na Kaszubach - gmina Luzino, Luzino 2014, s. 112. 12 T. Chyła, Historia chóru „Pięciolinia" (1986-2016) pod redakcją Marty Kowalskiej, Gdynia - Linia - Wejherowo 2014, s. 73. 13 DVD z koncertu, z archiwum autora öprôcowaniô. 14 Piesniô ta w jich wëkönanim bëło czëc 4 stëcznika 2016 roku w Aulë B-4 Wëdzélu Zarządzywaniô Gduńsczego Uniwersytetu w So-pöce. Bëło to koladowanié z cyklu „Muzyka na Zarządzanim". Dirigöwała Béjata Borowicz. 15 W. Frankowska, Kolędowanie..., s. 150. 16 Tamże, s. 205. 1 Öd roku 2017 öbczas Festiwalu spiéwoné są téż piesnie jagwańtowć. STRËMIANNIK 2019 / POMERANIA / 45 IV klasów do ustnëch) Jezë, ôstaw szopa zaspiéwóné bëło 5 razy na 93 wëkönania18. Słowa ti kóladë môże nalezc téż w śpiewnikach wëdôwónëch na pöspólné spiéwanié kôla-dów: w parafii sw. Apószto-łów Szëmöna i Judë Tadeusza w Chwaszczënie (Rodzinne spotkanie z kolędą), w parafii pw. NMP Królewi Pólsczi we Wejro-wie (Wspólne śpiewanie kolęd) a óbczas rëchtowónégö przez Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie w Chwaszczënie „Ödwitanió z kóladą". Witosława Frankôwskô pisze ö magnetofonowi kaséce wëdó-ny w 1990 roku przez Kaszëb-skö-Pömörsczé Zrzeszenie z Bëdgöszczë. Kaséta mô titel Jezu ostaw szopę - Kaszëbsczi kolędë i są na ni dokôzë ks. Peplińsczegó19, chtëren sóm spiéwô a przëgriwô sobie na gitarze20. Pösobnô kaséta weszła w 1998 roku pod titla Kolędy Kaszubskie Regionalny Zespół Pieśni i Tańca Kaszuby z Kartuz (wznowiwónô na place przez Tomasza Dorniaka z Żukowa). 18 lëstopadnika 1999 w Centrum Kulturë „Kaszëbsczi Dwór" w Kartuzach östałë na-gróné kaszëbsczé gôdowé spiéwë ks. Peplińsczegó, w tim prawie Jezu, ostaw szopę, jaczé nalazło sa na place Kolędy doparłaczony do gazétë „Dziennik Bałtycki" na Gödë. Ökróm karna „Kaszuby" z Kartuz wëstąpiłë na ni: „Cap-pella Gedanensis" ze Gduńska, Dzecny Chur „Cartusia" z Kartuz a chur „Lutnia" z Malbórga. Cekawszé pózniészé nagrania omówiony kôladë na piatach: • CD Kaszëbi na Gôdë II, wëd. przez „Dziennik Bałtycki" w roku 20 0 521. Są tam dwa wëkönania ti godowi spiéwë. Jedno na duet wiolonczelowi, a drëdżé na modło gospel. W gazéce wëdrëkówóné bëłë słowa kölad z platë. • CD Wëcmanim, Panie z roku 2009 - to je piata dwuch spar-łaczonëch churów, z Lëzëna i z Lëni. Dokózk je spiéwo-ny przë akórdionowim gra-nim Riszarda Bórisónka. Do-parłaczoné są tekstë dokózków. • CD Gôde na Kaszëbach churu „Discantus" z Gôwidlëna z roku 2012, dze chur wczuwó sa w często amerikańską aranżacja Maceja Bólewsczégö na chur a órkestra, do platë dodóné są tekstë śpiewów z tłómaczenio-ma na anielsczi. • CD Kaszëbsczé Kôladë karna „LEVINO z Lęborka" (2012) -w baro redotnym wëkónanim. • CD Felix Cassubia! Nôsnôż-niészé kaszëbsczé köladë. Najpiękniejsze kolędy kaszubskie, dze wëkónôwcama są przede wszëtczim profesorowie, ab-solweńce i sztudeńce Institutu Muzyczi Pómórsczi Akademie w Słëpsku. Plata z roku 2017 z dołączonyma do ni tekstoma. Spömidzë wspómniónëch na zôczatku 24 gódowëch spiéwów ksadza Peplińsczegó nôchatni wëkónywóné są Jezë, ôstaw szopa i W stajeneczce narodzone. Rów-nak ta drëgô je mni przëtomnô na piatach. Czemu dokazë ks. Antoniego są tak popularne? Wëdôwô sa, że jich „rankingowe" dobëcé je zrzeszone z jich cha-raktera. Witosława Frankówskó tłómaczi to tak: Wszystkie utwory ks. Peplińskiego łączy prostota formy, budowa zwrotkowa, predylek-cja do trybu durowego22. Kuńszt kóladów ksadza Peplińsczegó tacy sa tej w jich prostoscë förmë, pasownoscë muzyczi i zrozmia-łoscë zamkłoscë słów. TOMÔSZFÓPKA Zdrzódło: zbiérné kartë komisji öbsądzëcelów Konkursu - z archiwum autora ôprôcowaniô. W. Frankowska (red.), Muzyka Kaszub. Materiały encyklopedyczne, Gdańsk - Wejherowo 2005, s. 108. W. Frankowska, Kolędowanie..., s. 75. Mariusz Szmidka, Kaszëbi na Gôdë, „Dziennik Bałtycki" nr 297 (18/585), 22.12.2005, s. 1; Alicja Szczypta, Kaszëbi na Gôdë II, „Pomerania" 2006, nr 2 (384), s. 45. W. Frankowska (red.), Muzyka Kaszub..., s. 176. % PRZEKAŻ 1% PODATKU DLA ZKP Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jest Organizacją Pożytku Publicznego i zbiera środki z tytułu odpisu 1% podatku dochodowego. Przekazanie 1% dla Zrzeszenia, jest niezwykle proste. Wystarczy wypefnić odpowiednią rubrykę w rocznym zeznaniu podatkowym i wpisać nr KRS Zrzeszenia: 0000228279. 46 / POMERANIA / MARZEC 2019 Z KOCIEWIA NAWET RUCZKA MOŻE BYĆ NAGRODĄ W ostatnim felietonie tragiczne i zarazem doniosłe wydarzenia w Gdańsku odwróciły bieg moich myśli od Kociewia. Zmieniły skalę niecodziennych przeżyć. Nie zdążyłam dość nachwalić zrzeszeńców z oddziału w Pruszczu Gdańskim, którzy barwnie i zjawiskowo przedstawili „Betlejem kociewskie" według tekstów Ryszarda Szwocha z udanym włączeniem motywów kaszubskich. Wspomniałam, że wybierają się też do Pelplina. I tak się stało. Oddział ZKP tu również działa aktywnie. Powinniśmy się na Kociewiu cieszyć, że mamy taką pomorską perłę - Pelplin. Majestatyczna katedra, Muzeum Diecezjalne z Biblią Gutenberga i groby niezwykłych Polaków... Zaszczytnym obowiązkiem jest dla mnie zapalenie światełka na grobie ks. Bernarda Sych-ty, ks. Janusza Pasierba. Zakładam, że wielu regionalistów o tym pamięta. Mały Pelplin - wielcy ludzie... Pamiętamy. Tu też radośnie prezentuje się zespół Modraki. Właśnie ten zespół na swój jubileusz przygotował kiedyś uroczyste spotkanie obrazów z kultury kaszubskiej i kociewskiej. Przeplatujące się, niosące nadzieję, że warto razem, wszak „jedna matka nas wszystkich kolebała..." . Wdzięczna jestem ks. Sychcie, za „zaostałe kłosy" gwary też. Ciągle zbieram. Tu i ówdzie ziarno idei regionalnych wydaje obiecujący plon. Z okazji Światowego Dnia Kociewia we wszystkich głównych ośrodkach coś dobrego się działo. W Tczewie uroczyste spotkanie w Bibliotece Miejskiej, artystyczne akcenty i prezentacja - promocja nowych wydawnictw. Dr Michał Kargul przedstawił zawartość „Tek Kociewskich", już dwunastych. Główna animatorka Festiwalu Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego Eleonora Lewandowska śmiało mogła się pochwalić książką Kociewie noszą w sercu upamiętniającą twórczość i artystyczne dokonania dzieci, młodzieży i nauczycieli z całego regionu. To już 10 lat spotykamy się w Tczewie, gdzie najdłużej żył i tworzył Roman Landowski. Siedzi i czuwa na pomnikowej ławeczce. Życiem i dokonaniami ogarnął całe Kociewie. Teraz syn poety Janusz oraz Fundacja „Oko-Lice Kultury" upowszechniają dokonania. Rozsiewają słowa, w których ukryta jest poezja. Wiemy-wrażliwych poezja ocala, nadaje kształt chwilom. W poezji nawet codzienność staje się niezwykła i skłania nas do podniebnych lotów. Możemy powtórzyć za Romanem Landowskim: Nie umiem tok/ bez pochylania głowy/ bez poruszania warg/ przed niepewną drogą. Jedenaście festiwali za nami. Będą kolejne. Uczestnictwo w nich łączy cały region. Z ziemi świeckiej docierają tu laureaci konkursu recytatorskiego „Poeci z Kociewia". I wzruszają nas wiersze Zygmunta Bukowskiego, Andrzeja Grzyba, ks. Franciszka Ka-meckiego, Małgorzaty Hillar. O przebudzeniu się Kociewia świadczą kongresy, festiwale, różne formy piśmiennictwa, efekty edukacji regionalnej itd. Nawet felietony „Z Kociewia", w których jest zawsze o czym pisać, co chwalić. Dobre niby chwali się samo, potrzebuje jednak wspomagania, promocji. Zwłaszcza po czasie pewnego zastoju. Kociewscy regionaliści są ambitni. Ustalili -Światowy Dzień Kociewia, dzięki internetowi jest to możliwe. W tym roku po raz trzynasty działo się. Wydarzeniem w powiecie starogardzkim był „Kociewie. Design Festiwal" zorganizowany 10 lutego w Skórczu, z rozmachem, z zaangażowaniem wielu młodych Ko-ciewiaków. Najpierw ważna popularnonaukowa konferencja. Mówiono o wzornictwie inspirowanym wzorami ludowymi, o motywach haftu kociewskiego, o prawie autorskim. Były stoiska z rękodziełami, pokaz mody inspirowanej kociewskimi motywami. Na koniec Familija Kociewska zabawiła uczestników (a było ich wielu) regionalnym weselem... W sumie całość była ważnym i udanym kulturalnym wydarzeniem. Nad wszystkim czuwała Dorota Piechowska, jedna z tych, którzy umieją ożywić dawne formy, przenosić tradycję we współczesność, zaangażować w dzieło ożywiania wielu młodych. Brawo! Jest nadzieja, że nie wszystko przeminie z wiatrem historii. Regionalna tradycja nie musi zawsze siedzieć na tronie. Może zatrzymać się na ruczce, czyli prostym krzesełku... Ruczki malowane w kociewskie kwiaty stały się niezwykłą nagrodą. Też mi się taka ulazła. Postawiłam ją w moim domu przy zabytkowej skrzyni wianowej. I zaczął się nowy żywot ruczki. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Wydarzeniem (...) był „Kociewie. Design Festiwal" zorganizowany 10 lutego w Skórczu, z rozmachem, z zaangażowaniem wielu młodych Kociewiaków. (...) Jest nadzieja, że nie wszystko przeminie z wiatrem historii. rRÉMIANNI 2019 / POMERANIA / 47 60 LAT SZTUKI WESELE KOCIEWSKIE KS. BERNARDA SYCHTY utorem tytułowego Wesela kociew-skiego jest zasłużony dla Kociewia, a przede wszystkim dla Kaszub ks. Bernard Sychta. Poza wymienioną napisał jeszcze wiele sztuk, w tym w języku kaszubskim i w gwarze kociewskiej. Do jego najcenniejszych dzieł należą siedmioto-mowy Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej oraz trzytomowe Słownictwo kociewskie na tle kultury ludowej. Spod jego ręki wyszły również publikacje z zakresu psychiatrii, m.in.: Duszpasterz wobec histerii. Jest też autorem wielu obrazów, grafik i karykatur1. Wspomniana tu sztuka odegrała niebagatelną rolę w zachowaniu dla potomnych materialnej i duchowej kultury Kociewia, dlatego warto o niej pamiętać, a przy okazji mijających 60 lat od jej wydania i prapremiery przypomnieć jej ideę i istotę. Sam Sychta w słowie od autora napisał o niej: Cały materiałgwarowo-etnogra-ficzny „Wesela Kociewskiegowraz z ubiorami weselników, tańcami i śpiewem, oparty jest wyłącznie na wynikach własnych poszukiwań i badań wśród Kociewiaków2. Warto też dodać, że w tej właśnie sztuce ks. Sychta zamieścił pieśń skrzypka Jandracha (melodia 37) ze słowami swego autorstwa. Jej pierwsze zwrotki brzmią: Pytasz sia dzie Kociewiaki Majo swoje dómy, Swe pachnónce chlebem pola, Swoje sochy, bróny? Dzie Wierzyca, Wda Przy srebrnym fal śpiewie Niesó woda w dal, Tam nasze Kociewie3 Dziś pieśń tę uważa się za hymn kociewski. Autorem muzyki do słów ks. Sychty jest ks. prałat dr Edward Hinz4'5. Ks. prof. Jan Walkusz w książce poświęconej ks. Bernardowi Sychcie pisze, że sztuka jest oryginalnym opisem Jan Walkusz Piastun Słowa ks. Bernard Sychta XIX-wiecznego obrzędu weselnego sąsiadującego z Kaszubami Kociewia. Autor wykorzystał tutaj bogaty materiałgwarowo-etno-graficzny wraz z opisem ubioru weselników, tańców i śpiewów stanowiący owoc jego własnych poszukiwań wśród południowo--wschodnich sąsiadów Kaszub. Stąd też w sztuce znajdziemy oryginalny opis swatów wpleciony w obrzęd noworocznych i zaduszkowych obyczajów, ubierania panny młodej do ślubu, błogosławieństwa młodej pary przed wyruszeniem do kościoła, uroczystości weselnej z nieodłącznym tańcem maszków (przebierańców) i tańcem panny młodej (zwanym wykupem) oraz oczepinami. Natomiast Hanna Popowska-Taborska, omawiając temat „Kociewie w twórczości ks. Bernarda Sychty", o Weselu kociewskim pisze: Ma się wrażenie, że właściwa akcja utworu jest tu w zasadzie drugorzędna i służy naczelnemu celowi, którym jest ukazanie wielorakich aspektów materialnej i duchowej kultury Kociewia. I dalej: Szczególną wartość mają włączone w tekst sztuki autentyczne ludowe melodie i pieśni oraz tańce. Wesele kociewskie zawiera tych melodii aż 59, tańców - 22. Załączony do dramatu aneks przedstawia nuty i słowa pieśni występujących w tekście, odpowiednie partie tekstu opatrzone są zaś szczegółowym opisem poszczególnych tańców. Gdy dodamy do tego, że w akcję dramatu wplecione zostały autentyczne wierzenia i zwyczaje ludowe, gdy ponadto weźmiemy pod uwagę fakt, że przedstawiony tu obrządek weselny odbywa się ściśle według tego utworu jako kapitalnego etnograficznego dokumentu Kociewia. Napisane z niewątpliwym talentem dramatopisarskim i przepojone swoistą poezją jest więc Wesele kociewskie zarazem owocem głębokiej wiedzy i wieloletnich studiów etnograficznych6. Tematem tego artykułu nie jest przedstawienie sztuki, jako że wielokrotnie ją omawiano. Robili to choćby wspomniani już ks. Jan Walkusz, Hanna Popowska-Taborska czy Józef Borzyszkowski. Tu chciałbym przybliżyć jedynie 1 Więcej o ks. dr. Bernardzie Sychcie zob. np. w: J. Walkusz, Piastun Słowa. Ks. Bernard Sychta 1907-1982, Gdańsk 2015. 2 B. Sychta, Wesele kociewskie, Gdynia 1959, s. 3. 3 Tamże, s. 149. 4 J. Borzyszkowski, Pro memoria. Ks. Bernard Sychta (1907-1982) A Kociewie ... Jego poprzednicy i następcy. Gdańsk - Starogard Gdański 2007, s. 16. 5 Ks. prałat dr Edward Hinz (1929-2014) był doktorem muzykologii, kompozytorem, organistą i dyrygentem. Wykładał m.in. w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie i Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, pełnił funkcję dyrektora Studium Organistowskiego w Pelplinie. 6 H. Popowska-Taborska, Kociewie w twórczości Bernarda Sychty, [w:] Kociewie II, wyd. II, Wrocław - Warszawa - Kraków 1992, s. 176-177. 48 / POMERANIA / MARZEC 2019 KULTURA fakty związane z jej wydaniem drukiem, a przede wszystkim z prapremierowymi przedstawieniami, bo jak się okazuje, istnieją różne informacje mówiące o prapremierach w 1959 i 1960 roku, o czym w dalszej części tego tekstu. Sztukę Wesele kociewskie pierwotnie miał wydać drukiem Wojewódzki Dom Twórczości Ludowej w Gdańsku, o czym ks. Sychta informował w swoim liście z 12 marca 1958 roku do Andrzeja Bukowskiego. Do planów tych podchodził jednak sceptycznie, pisząc: Zupełnie w to nie wierzę7. Jak się okazało - słusznie. Ostatecznie umowę na wydanie Wesela kociewskiego ks. Bernard Sychta podpisał w kwietniu 1958 roku z Wydawnictwem Morskim w Gdyni. Pisząc w liście do Bukowskiego o tym fakcie, dodał: Okładkę projektowałem sam na podstawie haftów z katedry pelplińskiej zr. 1672*. Sztuka, wbrew pierwotnym planom zakładającym jej wydanie w III kwartale 1958 roku, ukazała się drukiem dopiero w początkach 1959 roku9. Dokładniejszą datę wydania przybliża recenzja książki zamieszczona w „Dzienniku Bałtyckim" z 14-15 lutego 1959 roku, w której napisano: Tym większa jest więc zasługa naszego Wydawnictwa Morskiego, dzięki któremu na półki księgarskie wchodzi właśnie „Wesele Kociewskie"Bernarda Sychty10. Już wkrótce recenzję sztuki w dwutygodniku „Kaszëbe' zamieścił także Stanisław Pestka, pisząc m.in.: Nie wiadomo co bardziej podziwiać w sztuce ks. Sychty: świetną znajomość warsztatu dramaturga czy imponującą wiedzę o folklorze Kociewian. Wydawałoby się, że sztuka napisana kociewską gwarą nieprędko zostanie wystawiona. A jednak znalazły się osoby, które postanowiły ją zainscenizować. Prapremiera Wesela kociewskiego, a w zasadzie jego dwa przedstawienia, miały miejsce w sołeckiej wsi Krąg w gminie Starogard Gdański w dniach 29 i 30 marca 1959 roku. Pisałem o tym fakcie w swojej książce Historia wsi i parafii Krąg12, zamieszczając w niej także zdjęcie wykonane po spektaklu na scenie, nad którą wisi napis „Wesele kociewskie". Przybliżmy więc kulisy wystawienia sztuki w Kręgu. Kierownik szkoły Józef Baranowski tak zapisał informację w lutym 1959 roku w sprawie przygotowania inscenizacji sztuki: W dniu 15 lutego br. zawiązał się przy Komitecie Rodzicielskim zespół amatorski, aby odegrać sztukę regionalną pt. „Kociewskie wesele", którego autorem jest Bernard Sychta z Pelplina13. Trudno dziś jednoznacznie powiedzieć, kiedy narodziła się idea powołania zespołu teatralnego w Kręgu, kto był pomysłodawcą i dlaczego zespół ten wybrał sztukę Wesele kociewskie. Może wpływ na to miały znajomości mieszkańców z ks. Sychtą z czasów, gdy był on kapelanem w Krajowym Szpitalu Psychiatrycznym w niedalekim Ko-cborowie. Funkcję kuratusa tego zakładu pełnił ks. Sychta w latach 1935-1939 oraz w latach 1945-194714. Być może odwiedzał on wieś, pracując nad wiekopomną dla Kociewia pracą Słownictwo kociewskie na tle kultury ludowej albo nad przygotowywaną wcześniej rozprawą Kultura materialna Borów Tucholskich na tle etnografii kaszubskiej i ko-ciewskiej, która była podstawą jego doktoratu. Wiadomo, że powołanie zespołu zbiegło się z wydaniem sztuki drukiem. Czy pomysłodawca powołania teatru amatorskiego znał termin publikacji Wesela kociewskiego, czy też może znał maszynopis sztuki? Wiadomo, że utwór powstał dwa lata wcześniej. Informację o tym, że ks. Sychta napisał Wesele Kociewskie, podano już w lipcu 1957 roku w wydaniu specjalnym gazety „Kaszëbë"15. Tu warto dodać informację Józefa Golickiego, który o sztuce pisze, że jej bohaterami są wieśniacy spod Starogardu Gdańskiego16. Czy ze wsi Krąg? I czy ten fakt przyczynił się do zaprezentowania właśnie w tej wsi prapremierowego spektaklu? Tego dziś nie wiemy, ale to właśnie w tej wsi odbyła się premiera Wesela kociewskiego. Kierownik szkoły w Kręgu zapisał w kronice, że przygotowanie inscenizacji Wesela Kociewskiego było bardzo trudne, gdyż: W sztuce tej bardzo dużo występuje śpiewów i tańców i dlatego oćwiczenie jej napotyka na poważne trudności. Jednak zespół wystawił sztukę już po półtoramie-sięcznych przygotowaniach. Pierwsze przedstawienie, dla dzieci, odbyło się 29 marca 1959 roku. Spektakl dla dorosłych mieszkańców pokazano następnego dnia. I dalej ^ weselej nocie uiSKié bernard c sucnta wv WYDAWNICTWO MORSKIE Strona tytułowa Wesela kociewskiego wydanego w 1959 roku, w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego 7 Listy Bernarda Sychty 1937-1982, opracował Andrzej Bukowski, Gdańsk 1994, s. 65. 8 Tamże, s. 66. 9 B. Sychta, Wesele kociewskie, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1959. 10 A. Gostomska, »Wesele Kociewskie« Takich sztuk trzeba więcej, „Dziennik Bałtycki", 1959, 15-16 lutego, s. 6. 11 S. Pestka, Wesele kociewskie to prawdziwy obraz duszy ludu, „Kaszëbë", 1959, nr 5(36), 1-15 marca, s. 10. 12 K. Kowalkowski, Historia wsi i parafii Krąg, Pelplin 2002, s. 50-51. 13 Kronika szkoły w Kręgu 1945-1974, rękopis, nlb. 14 J. Walkusz, Piastun Słowa..., s. 43-48. 15 Zrzeszenie Kociewskie, „Kaszëbë", wydanie specjalne, lipiec 1957, s. 10. 16 J. Golicki, Kociewie, literatura etnograficzna, „Kociewski Magazyn Regionalny" 1987, nr 2, s. 3. STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 49 KULTURA znajdujemy jego wpis dotyczący samego przedstawienia: Regularne uczęszczanie członków zespołu na często odbywające się próby umożliwiło zespołowi występie pierwszy raz na scenie w Pon. Wielk. t.j. 30 marca br. Sala parafialna zapełniona była do ostatniego miejsca. Wśród widzów obecny był również autor „Wesela Kociewskiego" Bernard Sychta z Pelplina. W niedzielę dnia 29 marca br. odbyło się przedstawienie dla dzieci. Kwota uzyskana za bilety wynosi 2482 zł". Wspomniana sala parafialna to zapewne przebudowany przez ks. Wałdocha18 budynek gospodarczy, wykorzystywany jako świetlica wiejska oraz miejsce odbywania wieczornic i wystawiania sztuk19. Budynek ten stoi do dziś i dalej pełni swoją funkcję. Należy tu zwrócić uwagę na fakt, że kierownik Baranowski pomija cały czas w swoich zapisach informację o tym, że autor sztuki Bernard Sychta był księdzem. Podobnie notatka prasowa cytowana poniżej przemilcza ten fakt. O wrażeniach ks. Sychty po obejrzeniu swojej sztuki kierownik szkoły napisał: Zdaniem autora, sztuka odegrana została dobrze, a widzowie, których na sali było w dniu 30 III około 300, wyrażali swoje zadowolenie obfitymi oklaskami. Zespół ma wizje, wszelkie dane do osiągnięcia sukcesów, choć osobiście nie wróżę mu dłuższego „żywota", bo zaledwie uzyskano pierwszy dochód, a już wśród członków zespołu zaistniały spory o cel, na który przeznaczona ma być uzyskana gotówka20. Pamiętać należy, że wszelkie pozyskane przez komitet rodzicielski pieniądze przekazywane były na cele związane z funkcjonowaniem szkoły i komitetu rodzicielskiego. Kierownik szkoły, jak sam napisał, chciał część tych dochodów, 2300 zł, przeznaczyć na malowanie świetlicy szkolnej. Mylił się jednak kierownik co do krótkiego żywota zespołu, bo pokazywał on Wesele kociewskie w następnych miesiącach, o czym poniżej. W tym miejscu należy dodać, że informacje o spektaklu ukazały się w prasie, niestety przy notatce wklejonej do kroniki nie napisano, z jakiego pisma ona pochodzi. Warto przytoczyć treść tej notatki: W Kręgu odegrano »Wesele Kociewskie«. W ubiegłą niedzielę miejscowy zespół ludowy odegrał w Kręgu w powiecie starogardzkim sceniczną sztukę regionalną pt. „Wesele Kociewskie", której autorem jest Ber- nard Sychta. Sztukę przygotował na scenę ob. Baranowski z Kręga. Frekwencja na przedstawieniu była bardzo duża. Wśród widzów można było zauważyć samego autora „Wesela". Obecnie 28-osobowy zespół ruszył z „Weselem" w teren powiatu. W kronice szkolnej wklejone zostało także zdjęcie zrobione zapewne po zakończeniu przedstawienia. Niestety nie zostało opisane i dziś po latach udało się ustalić tylko część nazwisk osób znajdujących się na zdjęciu. Bardzo pomocny był w tym pochodzący z Kręgu Stefan Gełdon, który rozmawiał ze Stefanią Saj i Marią Lewkowską pamiętającymi tamte czasy. One rozpoznały na zdjęciach 17 osób, przy czym nie w każdym przypadku udało się ustalić imiona. Tych ludzi, których udało się rozpoznać, opisano pod zdjęciem, przy czym w opisie zachowano oryginalną pisownię imion i nazwisk podaną przez obie panie. Według Stefanii Saj w przedstawieniu grali także Czesław Gers z żoną Anną i Kazimierz Sarna z żoną Jadwigą21. Z zapisów w kronice szkolnej wiadomo, że zespół zaprezentował się ponownie 1 maja 1959 roku podczas akademii gromadzkiej22 w Żabnie, do której to gromady należał Krąg. Wówczas to aktorzy z Kręga odegrali bezpłatnie przedstawienie pt. Wesele kociewskie dla mieszkańców całej gromady zebranych na uroczystości pierwszomajowej. Kolejny spektakl zespół z Kręga wystawił 20 lipca 1959 roku. Wówczas to na zaproszenie Zakładów Farmaceutycznych ze Starogardu zespół zaprezentował Wesele kociewskie w kinie „Sokół". Przedstawienie pokazano też na zakończenie akademii z okazji 15-lecia Polski Ludowej. Po akademii zespół nasz (Komitet Rodzicielski) odegrał „Wesele Kociewskie". Zebrana na sali ludność -około 700 osób - darzyła amatorów hucznymi oklaskami. Po przedstawieniu udali się amatorowie i przedstawiciele Zakładów Farmaceutycznych do domu socjalnego, gdzie odbyło się skromne, ale serdeczne przyjęcie. Nawiązanie kontaktu naszych amatorów z ludźmi miasta stanowi dla nich niezapomniane przeżycie23. To jest ostatnia informacja w kronice o przedstawieniach Wesela kociewskiego w wykonaniu zespołu ze wsi Krąg. Jak z powyższego wynika, pierwszy (prapremierowy) spektakl zaprezentowano 29 marca 1959 roku w Kręgu (dla dzieci), a drugi raz (jako przedstawienie premierowe) odegrano Wesele kociewskie W Kręgu odegrano »Wesele Kociewskie« W ubiegłą niedzielę miej scowy zespół ludowy odegrał w Kręgu w powiecie starogardzkim sceniczną sztukę regionalną pt. „We- Jscle Kociewskie", której autorem jest Rernafd Sychta Sztukę przjgotował na scenę ob. Baranowski * Kręgla. Frekwencja na przedstawieniu była bardzo duża. Wśród ./id/ów można było zauważyć samego auto ra „Wesela". Obecnie 28-osobowy zespół ruszył z „Weselem" w teren powiatu. Notatka prasowa wklejona do kroniki szkoły w Kręgu 17 Kronika szkoły..., nlb. 18 Ks. Jan Wałdoch (1896-1939), w latach 1933-1939 proboszcz parafii w Kręgu. Zob. więcej: R. Szwoch, Słownik biograficzny Kociewia, tom 3, Starogard Gdański 2008, s. 262-263. 19 R. Szwoch, Słownik biograficzny..., s. 263. 20 Kronika szkoły... 21 S. Gełdon, List do autora, Nowe n/Wisłą, 13.11.2018. 22 Gromada - najmniejsza jednostka administracyjna w Polsce w latach 1954-1972. 23 Kronika szkoły... 50 / POMERANIA / MARZEC 2019 30 marca - dla dorosłych. Następnie do 20 lipca 1959 roku zespół wystawił na scenie tę sztukę jeszcze co najmniej dwa razy. W tym miejscu należy podać informacje ks. Jana Wal-kusza dotyczące wystawienia Wesela kociewskiego w Pelplinie 23 maja 1960 roku. Tak o tym pisał w cytowanej wcześniej książce: Wspomniany wyżej ks. Raepke podjął się w styczniu 1960 roku reżyserii jedynego drukowanego utworu literackiego ks. Sychty napisanego w gwarze kociewskiej, tj. „Wesela kociewskiego". Jako wikariusz pelpliński, a więc najbliższy współpracownik autora „Wesela" miał z tego powodu nieco ułatwione zadanie, co wcale nie oznacza, że mniej pracochłonne. Przeciwnie, w czasie trwania prób ks. Sychta dopisał jeszcze ósmy obraz sztuki, by uczynić ją bliższą Kociewiakom. Przygotowania około 30-osobowego zespołu trwały ponad cztery miesiące, by 23 maja 1960 roku w Domu Kultury w Pelplinie zaprezentować „Wesele kociew-skie". Poprzedniego dnia, co traktowano jako próbę generalną przed ostatecznym wystawieniem sztuki, odegrano ją dla dzieci w świetlicy pelplińskiej cukrowni. Po spektaklu premierowym „Wesele" wystawiono jeszcze w Walichnowach (29 V) i Subkowach (5 VI). W przypisie do tego tekstu ks. Walkusz dodał, że: prapremiera „Wesela kociewskiego" odbyła się jesienią 1959 roku w szkole na Piaseckim Polu z inicjatywy Jana Ejankowskiego24. Interesująca jest tu informacja o dopisaniu ósmego obrazu sztuki. W pierwszym wydaniu Wesela kociewskiego pochodzącym z 1959 roku obrazów jest siedem. Także w książce Dramaty Bernarda Sychty wydanej w 2008 roku zamieszczono sztukę zawierającą siedem obrazów25. Wynika z tego, że dopisany obraz ósmy był wystawiony jednorazowo i nie wszedł do popularnego obiegu ani też do druku. Ciekawe, że ks. Sychta nie napisał w swoich listach do Andrzeja Bukowskiego ani o wystawieniu przez kleryków Wesela kociewskiego, choć informował go o zaplanowanej na 15 lutego 1959 roku inscenizacji sztuki Ostatnia Gwiazdka Mestwina w wykonaniu tychże, ani o dopisaniu ósmego obrazu26. Ale dodać tu należy, że nie napisał też w swych listach o odegraniu Wesela kociewskiego w Kręgu przez tamtejszy zespół amatorski, choć uczestniczył w premierowym przedstawieniu. Potwierdził jednak ks. Sychta swoje uczestnictwo, pisząc 22 kwietnia 1976 roku w liście do Hanny Popowskiej-Taborskiej: O ile wiem, Kociewiacy ujrzeli siebie po raz pierwszy na scenie. Przedstawienia, które się odbywały, były gorąco przyjmowane na Kociewiu oraz miały ciepłe, entuzjastyczne recenzje. Osobiście byłem na trzech prapremierach27. Obsada Wesela kociewskiego w Kręgu. W pierwszym rzędzie od lewej siedzą Franciszek Błęski i Władysław Załęski. W drugim rzędzie siedzą od lewej: N.N., Helena Papka, nauczyciel Ginter, Helena Bławat. Stoją od lewej: żona M. Słomskiego, Michał Słomski, Bena Błeńska, za nią Piotr Opiela i Józef Baranowski, dalej żona Franciszka Błeńskiego, N.N., Irena Zych z domu Gełdon, N.N. Dalej w pierwszym rzędzie stoją: Irena Dulków, Jadwiga Rocławska, żona BolkaToporowskiego i Bolek Toporowski. Za Ireną Dulków stoi Maria Fligner. Porównując daty wystawienia Wesela kociewskiego w Kręgu oraz Pelplinie czy choćby w Piaseckim Polu, jasno widać, że to w Kręgu 29 marca 1959 roku miała miejsce rzeczywista prapremiera tej sztuki. Podobną informację dotyczącą wystawienia Wesela kociewskiego w Kręgu podaje Ryszard Szwoch w biogramie ks. Sychty, pisząc, że Wesele kociewskie wystawiały amatorskie zespoły teatralne z Kręga w 1959 roku, Pinczyna w 1960 roku, Lip w 1961 roku oraz Sławoszyna i Tczewa, nie podając w tych dwóch ostatnich miejscowościach daty spektaklu. Pominął natomiast fakt wystawienia na scenie sztuki ks. Sychty w Pelplinie i Piaseckim Polu28. W Tczewie, jak wynika ze zdjęć zamieszczonych w artykule przez H. Popowską-Taborską, Wesele kociewskie zostało odegrane w 1959 roku29. Autorka nie podała jednak dokładnej daty i miejsca wystawienia sztuki. Niestety amatorski zespół teatralny w Kręgu, który zasłynął z pierwszej inscenizacji Wesela kociewskiego, nie przetrwał próby czasu. Brak informacji dotyczącej zaprzestania działalności zespołu, wiadomo jednak, że 3 lata później powstał w Kręgu nowy zespół, o czym informuje wpis w kronice szkolnej30. KRZYSZTOF KOWALKOWSKI 24 J. Walkusz, Piastun Słowa..., s. 146-147. 25 Dramaty Bernarda Sychty, tom I Dramaty obyczajowe, oprać. J. Treder, J. Walkusz, Gdańsk 2008. 26 Listy Bernarda Sychty..., s. 68-69 27 H. Popowska-Taborska, Kociewie w twórczości..., s. 177. 28 R. Szwoch, Słownik biograficzny..., s. 237. 29 H. Popowska-Taborska, Kociewie w twórczości..., s. 177. 30 Kronika szkoły... , nlb. KULTURA STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 51 Z POŁUDNIA STULETNIA„LUTNIA" W obfitości obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości nie może zabraknąć jubileuszu stulecia chojnickiej „Lutni", która do dnia dzisiejszego krzewi kulturę muzyczną. Trzeba się wczuć w gorącą atmosferę przedwiośnia 1919 r„ gdy z jednej strony rosła pewność Polaków na złączenie Pomorza z Polską, a z drugiej burzyli się i protestowali miejscowi Niemcy W Chojnicach ludność polska przytłoczona była ogromną liczebną przewagą oraz jawną wrogością niemieckich sąsiadów, dyskryminacją i represyjnymi zarządzeniami władz. Na tym tle widać, jak znaczną rolę odegrał chór w budowaniu polskiej tożsamości. Na początku roku działacze polscy wymogli na proboszczu fary zgodę na polski śpiew podczas jednej mszy w niedzielę. Stąd powstała myśl założenia chóru. Dwaj młodzi ludzie chodzili z kurendą po domach: Szukać trzeba było Polaków w mieście, każdego z osobna -wspominał po latach jeden z nich Julian Rydzkowski. Raz tylko „wykryto" większe grono. Na salce Heinricha udzielała lekcji języka polskiego _ p. Wolszlegierówna z Coł-danek. Od razu uzyskano tu około 20 podpisów i niemal tyle śpiewaków. Radość powstała wśród Polaków wielka na wiadomość, że tworzy się pierwsze towarzystwo polskie. Formalnie narodziło się 9 marca 1919 r. pod nazwą Towarzystwo Śpiewu „Lutnia". Prezesem został wikary ks. Aleksander Pronobis, wspomniana młoda działaczka Władysława Wolszlegierówna - jego zastępczynią, a skarbnikiem Rydzkowski (Medal Stolema w 1973!). Od pierwszych dni Towarzystwo przyjęło na siebie wielkie zadanie, wszak nie chodziło tylko o kościelne pieśni. Organizowało kursy języka polskiego, pogadanki historyczne, inscenizacje teatralne czy zwyczajne spotkania towarzyskie Polaków. Łatwo nie było, bo wszystko odbywało się w nieprzyjaznym otoczeniu, pod obserwacją policji, przy pomrukach władzy. Prusacy nie chcieli się pogodzić z nadchodzącą zmianą, czego dowodem wydarzenie z 10 sierpnia 1919 r. Tego dnia „Lutnia" urządziła imprezę dobroczynną w restauracji Nowa Ameryka na obrzeżach miasta, gdy nagle w sam środek zabawy wkroczyli żołnierze Grenzschutzu, zniszczyli dekoracje i polskie emblematy, rozproszyli uczestników. W tym czasie, po traktacie wersalskim, w Chojnicach powstawały już kolejne polskie organizacje: „Sokół", Towarzystwo Ludowe, Towarzystwo Kupców Samodzielnych, lecz w życiu kulturalnym „Lutnia" trzymała prym. 31 stycznia 1920 r. na Rynku witała śpiewem Wojsko Polskie przejmujące miasto Chojnice dla Rzeczypospolitej. Na balkonie ratusza chórzystka Bronisława Stammowa odegrała symboliczną scenę Polonii zrywającej kajdany, co w 1939 r. przypłaciła życiem. W następnych latach chór stanowił jeden z filarów żywego ośrodka kulturalnego, jakim wówczas były przygraniczne Chojnice. 6 sierpnia 1924 r. w sali starostwa powiatowego wystąpił przed wizytującym Pomorze prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Niezmiennie utrzymywał wysoki poziom artystyczny; w lipcu 1923 r. na I Zjeździe Kół Śpiewaczych w Więcborku otrzymał I lokatę za wykonanie utworów Feliksa Nowowiejskiego. Ze sławnym kompozytorem chojnicki zespół był zaprzyjaźniony, m.in. 6 listopada 1927 r. w auli tutejszego gimnazjum „Lutnia" dała koncert pod dyrekcją Nowowiejskiego. Gościem w Chojnicach bywał także dyrygent chórów i kompozytor Wacław Lachman. W lipcu 1927 r. podczas IV Zjazdu VII Okręgu Śpiewackiego w Chojni-_ cach został uroczyście poświęcony sztandar „Lutni" Twórcą sukcesów i sławy chóru był Kaszuba ze Swor-negaci Franciszek Gierszewski, organista i kompozytor z tytułem profesora muzyki kościelnej, w 1963 r. przez papieża Jana XXIII obdarzony Orderem św. Grzegorza Wielkiego. Pałeczkę dyrygenta dzierżył od 1920 r. przez pół wieku, z przerwą okupacyjną. W pierwszym okresie powojennym, gdy Gierszewski zasiadł ponownie za manuałem i wziął batutę, „Lutnia" po raz drugi w swych dziejach odgrywała kulturotwórczą rolę, zastępując brakujące instytucje. Wyjąwszy kilkuletni okres stalinizmu, przez długie dziesięciolecia była mocnym punktem w panoramie kulturalnej miasta. Kontynuowała tradycje, z kaszubskimi pieśniami w repertuarze umacniała kulturę regionalną, pozostawała w dobrych relacjach m.in. ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Po-morskim. Następcą prof. Gierszewskiego przez ćwierć wieku był Franciszek Koperski. Od września 2006 r. godnym kontynuatorem artystycznego dorobku poprzedników jest Przemysław Woźniak, absolwent Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Pod jego kierownictwem zespół podtrzymuje tradycje uczestnictwa w pomorskim ruchu śpiewaczym i życiu społecz-no-kulturalnym regionu. Jemu właśnie przypadł radosny obowiązek zorganizowania jubileuszu stuletniej „Lutni", sławy i dumy mieszkańców Chojnic. KAZIMIERZ OSTROWSKI [„Lutnia"] (...) przez długie dziesięciolecia była mocnym punktem w panoramie kulturalnej miasta. Kontynuowała tradycje, z kaszubskimi pieśniami w repertuarze umacniała kulturę regionalną (...). 52 POMERANIA ZPÔŁNIA We wielënie uczestnieniów setny roczëznë ödzwëskaniô samóstójnoscë ni möże zafelac jubileuszu stolecô chönicczi „Lutnie", jakô do dzysdnia rozköscérzô muzyczną kultura. Nót je wmiknąc w na-piaté przedzymkôwé nôstroje 1919 r., czej z jedny stronę rosła gwësnota Pölôchów na złączenie Pómórzé-gö z Polską, a z drëdżi buńtowele sa i procëmstôwielë môleczny Niemcë. W samëch Chönicach pölsczi mieszkańce bëlë przemogli nié leno liczebną wiakszo-scą, ale téż jawną niezgarą niemiecczich sąsadów, a nadto diskriminacyjnym pódeńdzenim i represyjny-ma zarządzeniama panowników. To spôdlé pôkazëje, jaczé bëło znaczenie churu w budowanim pölsczi ju-wernotë. Na początku wdôrzónégö roku pölsczi dzejarze na proboszczu farë wëmuszëlë zgöda na spiéwanié pö polsku ôb czas jedny z niedzélnëch mszów. Stądka wzała sa udba ö założenim churu. Dwaji młodi lëdze chödzëlë pö checzach z kurendą: Nót bëło szëkac Pôlôchów pö miesce, kôżdégô z ösóbna - wspöminôł pö latach jeden z nich Julión Ridzköwsczi. Rôz leno „wëkrëté" ostało wiakszé karno. W salce Heinricha wastnô Wólszlegerów-nô z Całdanków prowadzëła iiczbë pölsczégö jazëka. Tu dorazu zebrało sa kôl 20 podpisów i prawie tëli sarno spiéwôków. Westrzód Pölôchów nasta wiôlgô redosc na wiesc, że twórzi sapierszépölsczé towarzëstwö... Do formalnego założeniô Towarzëstwa Spiéwu „Lutnio" doszło 9 strëmiannika 1919 r. Prezesa östôł wika-ri ks. Aleksander Pronobis, wspômniónô młodô szkolno Władisława Wölszlegerównô - jegö zastapczënią, a skarbnika J. Ridzkówsczi (medal Stolema w 1973 r.!). Öd pierszich dni Towarzëstwö przëjało na se wôżné zadania, doch nie rozchôdało sa leno o köscelné pie-snie. Organizowało kursë pölsczégö jazëka, historiczné pögadanczi, teatralne inscenizacje i zwëczajné towa-rzësczé zeńdzenia dlô Pölôchów. Nie przëchôdało to letkö, kö wszëtkö ödbiwało sa w niedrësznym öbrëmim, pöd obserwacją szandarów i przë nieżëcznoce włodôrzów. Prësôcë nie chcelë sa pôgôdzëc z szëkują-cyma sa zmianama, czegö pöswiôdczenim je wëdarze-nié z 10 zélnika 1919 r. Tegô dnia „Lutnio" przërëch-towa dobroczinną rozegracja w restauracji Nowô Ame-rika na kuńcu miasta, czej narôz, w sarnim westrzódku balu, wparzëlë żołnierze Grenzschutzu, chtërny pónisz-czëlë öbstrój i pölsczé emblematë, a uczestników roznëkelë. W tim czasu, ju pô wersalsczim ugôdënku, w Chönicach powstałe póstapné pölsczé organizacje: „Sokół", Towarzëstwó Lëdowé, Towarzëstwö Samöstój-nëch Kupców, równak w żëcym kulturalnym przédnika bëła „Lutniô". 31 stëcznika 1920 r. na Rënku spiéwa witała Pölsczé Wöjskó wceliwającé gard Chönice do Rzeczëpöspöliti. Na balkónie rôtësza churzistka Bronisława Stammówô odstawiła symboliczną scena Polonii rozriwający kajdanë, za co ósta rozstrzelono jesenią 1939 r. W póstapnëch latach chur stanowił jeden z filarów żëwégó óstrzódka kulturalnego dló ódródzywający sa spólëznë zamieszkali w przegrańczny óbeńdze Chónic. 6 zélnika 1924 r. w salë starostwa powiatowego „Lutnio" wëstąpiła przed wizytëjącym Pomorze prezydenta Stanisława Wójcechówsczim. Niezmieniwno dbała ó wë-soczi artisticzny kuńszt; w lepińcu 1923 r. na pierszim Zjezdze Spiéwnëch Kółów we Wiacbórku udosta I plac za wëkönanié dokazów Feliksa Nowówiejsczégó. Zresztą chónicczé karno bëło zdrëszoné z nym widzałim kompozytora, m.jin. 6 lëstopadnika 1927 r. w aulë môlecznégö gimnazjum „Lutnio" wëstąpiła z kóncerta pód direkcją Nowówiejsczégö. W Chónicach góscył téż jiny dirigent churów i kompozytor Wacłów Lachman. W lepińcu 1927 roku ob czas IV Zjazdu VII Śpiewnego Ökragu w Chónicach ósta uroczësto póswiaconó stanica „Lutni". Za wszëtczima zwënégama i póczest-notą churu stojół Kaszëba ze Swórów Fracyszk Ger-szewsczi, organista i kompozytor z tituła profesora kóscelny muzyczi, óbdarowóny w 1963 r. przez papieża Jana XXIII Ördera sw. Grzegorza Wiôldżégö. Batuta dirigenta trzimół bez pół wieku ód 1920 r., z przerwą czasu okupacje. W początkach pöwójnowégó cządu, czej Gerszew-sczi zós zasódł za manuała i zaczął czerowanié, „Lutnio" drëdżi róz wzała na se kulturoutwórczą rola, za-stapującë felëjącé institucje. Z wëjimka póralatnégó cządu stalinizmu, bez wielné dekadë bëła mócnym punkta kulturalny kartë miasta. Miała stara o tradicje, z kaszëbsczima piesniama w repertuarze zmócniwała regionalną kultura, óstówa w dobrëch ódnieseniach z Kaszëbskó-Pömórsczim Zrzeszenim. Pósobnika prof. Gerszewsczégô bez dalszi wierteł wieku béł Fracyszk Kópersczi, a ód séwnika 2006 r. artisticzny doróbk poprzedników gódno kóntinuuje Przemësłôw Wóz-niók, absolwent Muzyczny Akademie miona Feliksa Nowówiejsczégó w Bëdgószczë. Pód jego przédnictwa karno pódtrzëmiwô tradicje óbecnoscë w pómórsczi spiéwny rësznoce i spółeczno-kulturalnym żëcym regionu. To prawie jemu przëpôdł téż redosny öbrzészk zórganizowanió jubileuszu stolatny „Lutni", sławë i buchë Chóniców. KADZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TLOMACZËLA BOŻENA UGÔWSKÔ STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 53 LEKTURY Dwie wizje odzyskania przez Polskę niepodległości a Pomorze Z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości ukazało się sporo jubileuszowych publikacji przedstawiających powstanie II Rzeczypospolitej. Wśród nich można wyróżnić dwie: Sławomira Kopera i Tymoteusza Pawłowskiego Korepetycje z niepodległości oraz Jochena Böhlera Wojnę domową. Nowe spojrzenie na odrodzenie Polski. Chociaż pierwsza z nich ma charakter popularny, a druga naukowy, obie oparte są na rzetelnej wiedzy historycznej. Największą różnicę między nimi stanowi podejście do tematu. Pomijając niuanse, dla autorów pierwszej z nich nadrzędną wartością jest naród (Polacy) i restauracja jego państwa, Polski. Natomiast dla Böhlera są to lokalne społeczności w poszczególnych regionach odradzającej się Polski, w których trudno o jednoznaczną identyfikację, kto jest Polakiem, kto Niemcem, Ukraińcem, Białorusinem, Czechem, Litwinem. Społeczności te przechodzą gehennę, gdy polityczni liderzy skonfliktowanych narodów podjęli starania o ustanowienie na ich terenie takiego czy innego narodowego („etnocentrycznego") państwa. W konsekwencji Koper i Pawłowski budują u czytelnika radość z każdego polskiego sukcesu w drodze do odrodzenia Polski i smutek, gdy zabiegi polskich działaczy i wojska kończą się mniejszą bądź większą porażką. Natomiast Bóhler ukazuje, jak często ubocznym skutkiem tych działań, a także działań innych narodów chcących się wówczas wybić na niepodległość były bratobójcze walki, zbrodnie popełniane na przeciwnikach. W jego książce jest na przykład ogrom opisów grabieży, gwałtów, mordowania ludności cywilnej i jeńców dokonanych przez Polaków. Część z nich później doceniono i upamiętniono. Tak więc u części polskich czytelników ta publikacja może wywołać szok. Najlepiej tę różnicę widać w ocenie odzyskanego przez Polaków państwa, w obu pracach ujętą w ich zakończeniu. W ostatnim akapicie Korepetycji napisano: Budowanie niepodległej Rzeczpospolitej trwało wiele lat [...]. Spuścizna zaborów została zagospodarowana, a wszystkie różnice wyjaśniono na korzyść obywateli, nie państwa. Z tej różnorodności wynika atrakcyjność Rzeczpospolitej Polskiej, która po 1918 r. stała się jednym z najbardziej udanych państw na świecie (s. 299), a w końcowych wnioskach Wojny domowej czytamy: W latach dwudziestych i trzydziestych II Rzeczpospolita zdradzała kolonialną postawę wobec swoich mniejszości etnicznych [...]. Podstawowe założenie [...], że to koniec końców etniczni Polacy są właścicielami państwa i mogą prawomocnie decydować o jego ustroju, było w zasadzie niekwestionowane (s. 268). Jedno i drugie spostrzeżenie jest w jakiejś części prawdziwe, bo ujęte w nich treści wzajemnie się przenikały w dziejach międzywojennej Polski. Ciekawsze jednak wydaje się to, że -jak można domniemywać - opisywane publikacje są doskonałym przykładem uzależnienia prezentowanych poglądów od sytuacji, drogi i doświadczenia życiowego ich autorów. Twórcy Korepetycji są współczesnymi Polakami, żyjącymi od urodzenia w zasadzie jednolitym narodowościowo polskim państwie. Z kolei Jochen Bóhler jest Niemcem ożenionym z Polką, a jego synowie „są Polakami i Niemcami jednocześnie", płynnie posługującymi się językami swoich rodziców (s. 272). Nie ukrywa, że jego rodzinie dano boleśnie odczuć, zarówno w Polsce, jak i Niemczech, że nie przystają do jednorodnych narodowościowo społeczeństw. Z posłowia jego książki można się domyślać, że między innymi jej treść ma zapobiec wszelkim nacjonalizmom, by jego polsko-niemieccy potomkowie nie musieli się opowiadać po jakiejkolwiek stronie ewentualnego kolejnego, narodowościowego konfliktu, tak jak stało się to doświadczeniem naszych przodków. Warto pochylić się nad tym także w naszym regionie, bo przecież również tutaj w historii i współcześnie dochodziło i dochodzi do polsko-niemieckich powiązań rodzinnych. Z punktu widzenia dziejów Kaszub i Pomorza obie książki łączy najbardziej coś innego. Zostały one w nich zmarginalizowane, znajduje się w nich jedynie kilka pomorskich wzmianek. Kaszuby są wymienione wyłącznie w Korepetycjach przy informacji o wstępowaniu do oddziałów wojskowych formowanych w Wielkopolsce także osób z tego obszaru (s. 260). Trochę lepiej jest w odniesieniu do Pomorza, które występuje w obu opracowaniach, kiedy jest mowa o traktacie wersalskim, na podstawie którego wróciło ono do Polski w 1920 r. Sławomir Koper i Tymoteusz Pawłowski wspominają nawet o zaślubinach Polski z morzem 10 lutego 1920 r. (s. 253). Nie zmienia to faktu, że Pomorzu wśród wszystkich nadgranicznych regionów odradzającego się państwa polskiego w obu tych pozycjach poświęcono najmniej miejsca. Może to budzić spore zdziwienie, bo również z nich wynika, że wówczas 54 / POMERANIA / MARZEC 2019 LEKTURY - na tle wszystkich innych nadgranicznych części Rzeczpospolitej - nasz region i jego mieszkańcy byli fenomenem. Tylko tutaj, nie licząc kilku incydentów, nie doszło do walk, w tym bratobójczych. Narracja obu omawianych publikacji pośrednio ukazuje, jakoby jedyną przesłanką przyłączenia Pomorza do Polski w 1920 r. była decyzja wielkich mocarstw ujęta w traktacie wersalskim. Tym bardziej, że w Korepetycjach z niepodległości jest mowa o „germanizacji Pomorza" (s. 87), a w Wojnie domowej (s. 142) są przytoczone niekorzystne (przesadzone) dla strony polskiej statystyki narodowościowe. Przy tym nie ma informacji o staraniach pomorskich Polaków (i Kaszubów), by ich region stał się częścią państwa polskiego, czy też o tym, że wytrzymali oni próbę nerwów (a jeszcze bardziej miejscowi Niemcy) i wbrew popularnemu wizerunkowi Polaka oraz istniejącym tendencjom konfrontacyjnym - nie chwycili za broń. Należy przyjąć, że chociaż jak wynika ze wstępów, autorzy prezentowanych prac zamierzali przedstawić odrodzenie Polski mniej stereotypowo, to jednak w tym zakresie im się to nie udało. Ponadto okazuje się, że też autorów zagranicznych (i czytelników w oryginale ich prac) bardziej interesują konflikty, walka, a nie pokojowe rozwiązywanie sporów. Z perspektywy pomorskiej, regionalnej najsmutniejsze wydaje się to, że Koper i Pawłowski, podobnie jak część ogólnopolskich historyków tego okresu, chociaż dostrzegają wagę Pomorza dla odradzanej Rzeczypospolitej jako jej „okna na świat", podchodzą do niego przedmiotowo jako terenu rozgrywek politycznych i dyplomatycznych, nie jako obszaru zamieszkiwanego przez rodaków, którzy również wnieśli znaczący wkład w odzyskanie niepodległości. Niestety, lektura Wojny domowej -po części - ukazuje też mniej chwalebną stronę pomorskiej „natury". Według Jochena Bóhlera oddziały Wojska Polskiego z Wielkopolski, wśród których było przecież sporo pomorskich, kaszubskich ochotników w czasie walk na wschodzie, najbardziej wyróżniły się poczuciem wyższości nad żołnierzami polskimi z innych regionów oraz pogromami ludności żydowskiej, cywilnej, grabieżami itp. Drugimi w kolejności pod tym względem miały być jednostki armii gen. Józefa Hallera. Na to ostatnie warto zwrócić szczególną uwagę, bo zmienia to optykę postrzegania negatywnych przejawów zachowania polskich żołnierzy armii Hallera przejmujących w 1920 r. Pomorze. Zachowało się sporo przekazów, że część z nich, stacjonując w poszczególnych pomorskich miejscowościach, dopuściła się gwałtów na miejscowej ludności, niszczenia mienia itp. Pomorzanie przez to czuli się pokrzywdzeni, między innymi odbierając takie działania jako dowód niższości kulturowej i cywilizacyjnej mieszkańców pozostałych zaborów, ich przestępczości oraz braku zasad moralnych. Kiedy się czyta przekazy Böhlera, widać, że w takiej ocenie tkwił błąd. Po pierwsze, naganne działanie hallerczyków nie tyle było skutkiem kulturowych różnic międzydziel-nicowych, ile ogólnego upadku norm etycznych, który nastąpił po I wojnie światowej. Po drugie, żołnierskie wybryki w 1920 r. na Pomorzu najprawdopodobniej były odbierane przez ich sprawców jako mało istotne, a tych, którzy je krytykowali, uznawali za przewrażliwionych. Rzeczywiście - jeżeli wierzyć autorowi Wojny domowej - to, co wyczyniali na wschodzie kraju, było o wiele gorsze, okrutniejsze. Innymi słowy, mieszkańcy Pomorza nie zdawali sobie sprawy z tego, że w postrzeganiu zachowania części polskich wojskowych mieli odczucia podobne do tych, których doświadczali mieszkańcy wschodniej części kraju, ale w nadmorskim regionie było mniej ku temu powodów. Nie miejsce tutaj na wyliczanie błędów, potknięć prezentowanych wydawnictw, można mieć nadzieję, że zostaną one dostrzeżone w naukowych recenzjach, szczególnie w odniesieniu do pracy Böhlera. Natomiast ogólnie rzecz ujmując, skłaniają one przede wszystkim do jednego ważnego wniosku. Na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości i nieco późniejszy powrót do niej Pomorza nie można patrzeć wyłącznie przez pryzmat cukierkowych, okolicznościowych akademii czy publikacji. Te bardzo znaczące dla nas wszystkich wydarzenia miały wielowymiarowy, niejednoznaczny wyraz. Warto o tym pamiętać, organizując różne jubileuszowe przedsięwzięcia, także w przyszłym roku, kiedy przypadnie okrągła rocznica ponownego zjednoczenia naszego regionu z Polską. Tylko bowiem w ten sposób możemy oddać w pełni cześć naszym przodkom, którzy byli bezpośrednimi świadkami tych wydarzeń i ich realizatorami. BOGUSŁAW BREZA Jochen Böhler, Wojna domowa. Nowe spojrzenie na odrodzenie Polski, przełożył R. Sudoł, Znak -Horyzont, Kraków 2018. Sławomir Koper, Tymoteusz Pawłowski, Korepetycje z niepodległości, Grupa Wydawnicza Foksal Sp. zo.o., Warszawa 2018. kopib . c,fusi pawiowski WORtPE.TVCJt 1 "'ÉPODUCtOkl tuj STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 55 LEKTURY O mieście przyszłości Estetyka komiksu to odrębna ekspresja artystyczna, która manifestuje się także w stosunku do rzeczywistości kulturowej Pomorza i Kaszub. Nie tak dawno prezentowana wystawa komiksów kaszubskich w wejherowskim muzeum dokumentuje, że można już na przestrzeni kilkudziesięciu lat zaobserwować kilka poetyk tego gatunku wypowiedzi. Pozostaje jednak pewne „ale"... Opublikowane dotychczas rysowane historie - jedne monochromatyczne, inne wielobarwne, jedne skupione na pojedynczym bohaterze, drugie ukazujące wiele postaci -wszystkie dość mocno trzymają się kategorii realizmu. Oczywiście to dobrze, bo widać, że autorzy scenariusza komiksu znają historię Pomorza, a autorzy obrazu potrafią się posługiwać kategorią prawdopodobieństwa. Jednocześnie jednak to niedobrze, ponieważ komiks staje się koloryzo-waną historyjką sensacyjną bądź publicystyczną, która stale trzyma się historycznych czy życiowych realiów. A przecież gatunek ten bardzo się wyemancypował i już dawno stał się formą sztuki współczesnej, niemal samowystarczalną rzeczywistością estetyczną. W takim kontekście warto przywołać komiks Stolp autorstwa Wojciecha Stefańca i Daniela Odii, opublikowany w 2017 roku jako pierwsza część tetralogii. Kolejne części cyklu są na różnym etapie realizacji. Najbliżej ukończenia i zapowiadana do druku w 2019 roku jest Rita. Trzecia część Rege istnieje dopiero we wstępnym zarysie fabularnym, natomiast czwarta Bardo jest w fazie pracy koncepcyjnej. Spotkanie Stefańca i Odii jest ciekawym spotkaniem silnych osobowości. W zależności od tego, na co położony zostanie akcent oceny ich pracy, tak będzie określana: jedni stwierdzą, że to obrazowa opowieść pełna wizjonerstwa i poetyki noir, drudzy, że to literatura futurystyczna z domieszką narracji sensacyjnej. Wojciech Stefaniec to rysownik mający na koncie takie komiksy, jak np.: Opowieści znad morza (2012), Noir (2013), Wróć do mnie, jeszcze raz (2016). Odija z kolei to autor takich powieści jak: Ulica (2001), Tartak (2005), Szklana huta (2005), Niech to nie będzie sen (2008), Kronika umarłych (2010), Przezroczyste głowy (2018). Ich współpraca zaowocowała wspólnym obrazowo-literackim utworem o znaczącej nazwie Stolp. Dla słupszczan sprawa jest dość oczywista, że rysunki odnoszą się do ich miasta. Po pierwsze dlatego, że już sam tytuł komiksu nawiązuje do niemieckiej nazwy pomorskiej miejscowości. Po drugie dlatego, że zarówno rysownik jak i autor scenariusza tutaj się właśnie urodzili i mieszkają. Dla zwolenników lokalnego patriotyzmu rysunki Stefańca ukazują wyolbrzymione elementy rzeczywistego miasta, wraz z elementami autentycznie istniejących budynków, ulic oraz podwórek. Także i scenariusz Odii, choć z realizmem niewiele ma wspólnego, wciąż eksploatuje techniki przedstawiania miasta w aurze tajemniczości, rozpadu, brudu i beznadziei znanej z poprzednich jego powieści. Patrząc wszakże na pozostałą zawartość graficzną i treściową komiksu, tezy o słupskości przestrzeni nie da się utrzymać. To przecież miasto wymyślone, nierzeczywiste i dystopijne, którego istnienie jest motywowane czynnikami deformacji, karykatury i groteski. Dystopia miasta w komiksie Stolp swój początek bierze już w nazwie przedstawianego miasta - Bardo. Jest to miano bardzo znaczące i bynajmniej nie z tego powodu, że istnieje już miasteczko o identycznej nazwie na Śląsku. Chodzi tutaj nade wszystko o kontekst orientalny i termin występujący w buddyzmie tybetańskim, oznaczający stan pośredni pomiędzy śmiercią a życiem. Jeśli trzymać się tego kontekstu, to można by przyjąć, że komiksowe miasto w istocie nie jest żadnym geograficznie potwierdzanym miejscem, lecz wizją stanu bardo, a więc rodzajem halucynacji. Już w pierwszych rysunkach wydawnictwa widać nagromadzenie wielopiętrowych, secesyjno-mieszczańskich kamienic, które wraz z potężnymi wieżowcami tworzą masywną ścianę budynków. To miasto wygląda na staro-nową metropolię, w której wysokościowce panują nad pustymi arteriami albo -przeciwnie: nad pełnymi ludzkiej ciżby ulicami. Aby jeszcze bardziej wzmocnić efekt obcości i bezładu narysowanej aglomeracji, została ona na kilku obrazach przedstawiona za pomocą figury labiryntu. Nie jest to odwołanie Stefańca i Odii do tradycyjnego obrazu tajemniczego ładu i porządku, lecz odwrotnie: alegoryczny zapis zagubienia jednostki we wrogim 56 / POMERANIA / MARZEC 2019 LEKTURY świecie, w którym brak pomocy i sensowności. Trzeba wszak zauważyć, że to labirynt z dodatkowym znaczeniem widocznym w zarysie ulic centrum, który ma kształt dłoni, co zapowiada jakiś tajemniczy udział, sprawczość, a może i pomoc w rzeczywistości miasta. Być może to dłoń Stolpa, może Naczelnego, a może kobiety, która pojawi się dopiero w przyszłej części komiksu. Ciekawe jest to, że labirynt narysowany przez Stefańca przypomina nieco kształt planu miasta, może niekoniecznie bardzo precyzyjny to zarys, ale może znowu można poszukiwać wzorca architektonicznego w układzie słupskich ulic... Stolp to nie tylko komiks dy-stopijny. Silnie obecny jest w nim element futurystyczno-apoka-liptyczny. Nastrój dekadencji został wywołany za sprawą narracji - główny bohater historii o imieniu Stolp żyje w okolicy, w której główną zasadą organizującą jest seksualizm i agresja. Oba czynniki swoje źródło mają w fakcie nieposiadania przez mieszkańców dzieci. Nie do końca wiadomo, czy dzieje się tak na skutek choroby całej społeczności, nieświadomego udziału w eksperymencie medycznym, a może ze względu na metafizyczne przekleństwo... Ludność miasta zamiast tradycyjnego pożywienia zaopatrywana jest w pastylki zawierające składniki odżywcze oraz w tabletki umożliwiające porozumiewanie się. Bez tych środków chemicznych ludzie popadają w samozagładę. Oprócz tych czynników w Bardo panuje moralne rozprężenie, obywatele miasta szukają coraz to nowych podniet seksualnych, korzystają z hologramów dzieci i klonów ludzi, aby tylko uspokoić swoje emocjonalne obsesje i zaspokoić fizjologiczne pragnienia. Zarysowana atmosfera życia miasta prowadzi ku poetyce apokalipsy. Ponieważ Stolp to dopiero pierwsza część tetralogii, nie można w tym miejscu przesądzać, czy jest to najbardziej zasadny tryb odczytania utworu. Jednak wymieranie ludzkiej populacji, degeneracja sfery emocjonalnej i intelektualnej mieszkańców, fałszywi prorocy, pozorne wartości, brak życia wegetatywnego w przyrodzie i kwaśne deszcze, wszystkie te elementy można traktować jako oznaki czasów nadchodzącej apokalipsy. Apokalipsa w Stolpie jest więc światem stężałym w konwulsji. Zastanawiający jest również w komiksie Stolp motyw dżende-rowy, który może być traktowany albo jako komentarz do aktualnej sytuacji kulturowej Zachodu, albo jako wizja niedalekiej przyszłości. Pierwsza sprawa w tym motywie to marginalizacja postaci kobiet. Żona tytułowego bohatera pojawia się tylko jako jego bolesne wspomnienie, a zaginiona dziewczynka Sava widoczna jest dwukrotnie: na plakacie poszukiwawczym, a potem w ostatnich scenach jako obiekt doświadczalny. Kilka ujęć na cały ponadstustronicowy album to znaczące przemilczenie. Druga kwestia to etykietyzacja postaci kobiet. Jeśli już się zarys kobiety pojawia, to w ujęciach estetycznej prowokacji. Na przykład w scenach zbiorowych, kiedy stanowi element przedstawienia tłumu, jest ukazana w ekscentrycznych fryzurach i stylizacjach podkreślających zewnętrzne atrybuty płci. Wszędzie kobieta została sprowadzona do funkcji seksualnej, kojarzonej z „króliczkami" czy aktorkami przemysłu pornograficznego. Komiks Stolp Stefańca i Odii jest zatem przestrzenią rozpadu, który jest może jeszcze do uniknięcia, lecz póki co niewiele na to wskazuje. Być może takim składnikiem nadziei jest kompozycja ramowa utworu. Na obrazku otwierającym album widnieje roślina, czy też sadzonka kwiatu, a więc rodzaj kiełkującego optymizmu. Z kolei na rysunku zamykającym komiks widnieje model miasta w szklanej kuli pokrytej cyfrą 49, a więc określeniem ostatniego dnia buddyjskiego stanu bardo, dnia, po którym następuje nowa inkarnacja. I wreszcie aktem nadziei na zbawienie jest na planie fabuły ostatni motyw, w którym okazuje się, że Sava, jedna z zaginionych dziewcząt z Bardo, jest w ciąży, a więc może nie wszystko zostało zaprzepaszczone... Dy-stopijna przestrzeń, apokaliptyczna aura i dżenderowe prowokacje komiksu Stolp nie przekreślają więc nikłych iskier wiary w sens i obiecują może lepszą przyszłość. DANIEL KALINOWSKI Wojciech Stefaniec, Daniel Odija, Stolp, Warszawa 2017. STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 57 LEKTURY Panie Marianie, niezłe ziołko z Ciebie wyrosło... Literatura wspomnieniowa cieszy się na naszym rynku wydawniczym rosnącą popularnością. Kto bowiem nie lubi poczytać o prawdziwym życiu? Beletrystyka też ma swoich wielbicieli i oddanych czytelników, ale wielu wizytę w księgarni rozpoczyna od regału ze wspomnieniami czy autobiografiami. Do książki Mariana Frydy Maryś, chłopcze, co z ciebie wyrośnie? dotrzeć niełatwo. A szkoda, bo to nie tylko rzetelne źródło wiedzy historycznej, ale i literacki brylant. Urodzony i ochrzczony (s. 133) w Chojnicach, a mieszkający w Człuchowie autor jest znanym historykiem i regionalistą, ale ma też nieprzeciętny talent eseistyczny. Niektórzy nazywają go nawet „człuchowskim Pawłem Jasienicą". Praca nad książką, jak podaje Marian Fryda (s. 214), trwała 10 lat. Autor zaczął od opisania lat nauki (i nie tylko...) w szkole średniej - z okazji 40. rocznicy zdania matury. Później postanowił przedstawić jeszcze inne wydarzenia, przede wszystkim z okresu dzieciństwa i młodości (wieku pacholęcego, s. 173). Publikacja Frydy to lektura obowiązkowa dla każdego badacza dziejów Gochów i powiatu człuchowskiego. Opisywane realia dotyczą trudnej historii tego obszaru Pomorza tuż po II wojnie światowej i w drugiej połowie XX stulecia. Rodzi- ce autora pochodzili z Borowego Młyna i z Upiłki. Walory narracyjne wspomnień Marysia zilustrować może następujący fragment: Mama była młodą 22-letnią panienkę z porządnego domu, wychowana w licznej rodzinie wiejskiego rzemieślnika (...). Tata to tzw. „stary" kawaler, któremu wojna całkiem pomieszała osobiste losy. Najpierw kampania wrześniowa, potem krótko niewola, ucieczka, powrót do domu, konspiracja w szeregach „Gryfa Kaszubskiego", wreszcie aresztowanie, więzienie Gestapo w Gdańsku i obóz koncentracyjny Stutthof. Można powiedzieć, że starczyłoby tego na kilka niezłych życiorysów (s. 10). A ślub rodziców odbył się w Boże Narodzenie 1946 roku: (...) był raczej skromny, mama wystąpiła w nim nie w białej, okazałej sukni, jak sobie kiedyś wymarzyła, ale (...) w kostiumie uszytym z wojskowego szynela. Cóż, jakie czasy, takie śluby (s. 10). W grudniu następnego roku urodził się Maryś. Pierwszy rozdział swoich memuarów rozpoczyna następująco: Jeszcze przed pojawieniem się na tym łez padole, wypiąłem d... na wszystko i wszystkich (s. 10). Dlaczego obecny doktor nauk Marian Fryda wypiął d... na cały świat? Odpowiedź na to intrygujące pytanie znajdziemy już na stronie 12 publikacji. Zachęcamy do lektury. Dowiemy się też sporo m.in. o budowie i losach nieistniejącej już trasy kolejowej Człuchów - Słosinko (rozdział „Droga żelazna", s. 108-131), domu, życiu i nadleśnictwie w Niedźwiadach (s. 28-78), szkole i drużynie harcerskiej w Bielsku (s. 79-97) czy fascynacji wędkarskiej autora („Woda", s. 152-172). Dopełnieniem wspomnień, znakomicie opowiedzianych, jest bogaty materiał ilustracyjny. W doborze ilustracji Marian Fryda zrezygnował z wrażeń czysto estetycznych na rzecz dokumentacyjnych (s. 8). Takie działanie jeszcze bardziej podnosi walor źródłowy publikacji. A podziękowania dla pań, które wynajdywały w przepastnych archiwalnych szafach zakurzone świadectwa (s. 214-215) z okresu nauki Marysia w szkołach w Bielsku i Borowym Młynie po prostu wzruszają.. .Wszak książka ukazała się dzięki wsparciu dużego grona Dobrych Ludzi (adnotacja na stronie redakcyjnej). KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Marian Fryda („Maryś"), Maryś, chłopcze, co z ciebie wyrośnie?, Człuchów - Niedźwiady 2017. Maryś, chłopcze. co z ciebie wyrośnie? pomerania.kaszuby 58 / POMERANIA / MARZEC 2019 GDINIO. O PRZIGODACH MAJKOWSCZEGO m WEJROWÔ. BÉDËNK DLÔ KASZËBSCZICH LËTERATÓW Dobiwcowie łońsczi edicje konkursu m. Jana Drzéżdżona. Ödj. M. Wiszowatô Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Mu-zyczi mô ogłoszone 20. edicja Öglowôpôlsczégö Lëteracczégö Konkursu m. Jana Drzéżdżona. Jistno jak łoni organizatorze żdają na tekstë w trzech kategoriach: 1. öpöwiôdanié abö esej, 2. pöeticczi usôdzk, 3. dokôz na bina. Wszëtczé konkursowe prôce muszą bëc napisóné w kaszëbsczim jazëku, a köżdi uczastnik möże wzyc udzél w dwuch kategoriach. Niepubliköwóné rëchli dokazë musz je selac do 2 zélnika na adres wejrowsczégó Muzeum. Zakuńcze-nié konkursu i wraczenié nôdgrodów je zaplanowóné na séwnik 2019 roku. Drobnotë jidze nalezc na star-nie: www.muzeum.wejherowo.pl, a na rozmajité pita-nia zrzeszone z könkursa odpowiedzą organizatorze pöd numra telefonu: (58) 672-29-56. XX Öglowöpölsczi Lëteracczi Konkurs m. Jana Drzéżdżona je realizowóny dzaka dotacje Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje a téż dotacje Wej-rowsczégö Powiatu. RED. Ödj. z archiwum KFK Na zôczątku 2019 roku Kaszëbsczé Forum Kulturę w Gdi-nie möcno dzejô wkół rozköscérzaniô dokazu Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przigôdë Remusa. KFK (wespół z gdińsczim parta Kaszëbskô-Pômôrsczégô Zrzeszeniô) ostało m.jin. partnera przedstôwku Przygody Remusa, jaczégö premiera ödbëła sa 26 stëcznika w Gardowim Teatrze w Gdinie, 16 stëcznika zorganizowało zéndzenié namienioné kaszëbsczi epopej i, a 6 gromicznika rôczëło zainteresowónëch na potkanie, jaczégô témą bëła biografio Aleksandra Majköwsczégô. Na zrzeszone z tą póstacją pitania ödpôwiôdôł przédnik KPZ w Gdinie Andrzéj Busler, chtëren kôrbił ö dzecnëch latach pisarza w ökölim Köscérznë, ö edukacje autora Remusa, a téż ö jegö nôwikszich zwënégach, jak np. usadzenie w Sopóce kaszëbsczégó muzeum abö powołanie do żëcô Towarze-stwa Młodokaszëbów. Öbczas zeńdzenió bëła téż gôdka ô charakterze Maj-kôwsczégö, jegö ödnieseniach z jinyma kaszëbsczima dzejôrzama i rolë autora Remusa we włączenim Pômörzô do pölsczégö państwa. Dzélëczi z epopej i czëtała redaktorka Radia Gduńsk Tatiana Slowi. Na kuńc béł czas na pitania gôscy i recenzje na gorąco szpetôkla przërëchtowónégö przez Gardowi Teater w Gdinie. Wôrt pödczorchnąc, że westrzód czile-dzesąt uczastników pötkaniô wikszosc ju przeczëtała abô prawie czëtô Żëcé i przigôdë Remusa. RED. ■i GDUNSK. ZEMOWE FERIE Z REMUSA Centrum Edukacje Szkólnëch (pol. Centrum Edukacji Nauczycieli, CEN) we Gduńsku zorganizowało darmowe warkównie, jaczé miałë za cél pômöc we wprowôdzanim ksążczi Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przigödë Remusa do programu uczbë kaszëb-sczégö jazëka. Zéndzenia ödbiwałë sa 11, 13 i 15 gromicznika. Prowadzëlë je könsultancë CES, animatorka pe- dagógiczi Freineta, artiscë, reżisérka i scenografka. Uczastnicë uczëlë sa usadzywaniô swöjégô szkólnowsczégö lapbooka na téma: „Jak robie z teksta szkôłowi lekturë?" Öbczas warköwniów bëła leżnosc do robötë z teksta romana Majköwsczégö, analizowaniô gö, szukaniô ôrtów wëzwëskaniô Remusa w uczbach kaszëbsczégö jazëka. W programie bëło téż öbzéranié animöwónégö filmu Przigödë Remu- sa i teatru rzezbë, pöznôwanié kartë wanogów przédnégö heroja dokazu Majkôwsczégö. Köżdi z uczastników dostôł téż nowi specjalny numer wëdôwiznë „CEN-ne Praktyki. Edukacja kaszubska", jaczégó dzéla je didakticz-nô jigra „Podróż z Remusem przez kartki szkolnej lektury" dlô uczniów spödleczny i wëżispödleczny szköłë. RED. S POMERANIA 59 m TCZEW. ŚWIATOWY DZIEŃ KOCIEWIA W BIBLIOTECE ATOWY EWII Od kilku lat 10 lutego obchodzony jest Światowy Dzień Kociewia. Data wspólnego świętowania mieszkańców regionu nie jest przypadkowa, nazwa „Kociewie" pojawiła się bowiem w źródłach pisanych 10 lutego 1807 roku. W okresie wojen napoleońskich, a dokładniej w czasie konfliktu pomiędzy Francją a Prusami i Rosją, kiedy pod francuską egidą walczyły Legiony Polskie na czele z gen. Janem Henrykiem Dąbrowskim, ppłk Józef Hurtig wysłał z zajętej miejscowości Nowe meldunek gen. Dąbrowskiemu, że posyła w kierunku północnym dwa patrole: jeden w kierunku Starogardu, a drugi ku „Gociewiu...". Z tej okazji w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tczewie odbyła się prezentacja nowości wydawniczych dotyczących Kociewia. Dr Michał Kargul przedstawił zawartość 12. numeru „Tek Kociewskich" - periodyku popularnonaukowego poświęconego regionowi, a Eleonora Lewandowska i Janusz Landowski zebranej publiczności zaprezentowali jubileuszową publikację pt. Kociewie noszę w sercu. Festiwale Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego 2008-2018. Wydawnictwo jest podsumowaniem dziesięcioletniej historii konkursowych zmagań, które swoim zasięgiem obejmują całe Kociewie. Spotkanie zostało przygotowane przez Miejską Bibliotekę Publiczną im. Aleksandra Skulteta w Tczewie, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział Kociewski w Tczewie oraz Towarzystwo Miłośników Ziemi Tczewskiej. TOMASZ JAGIELSKI m KÔŁPINO, PELPLIN. PÔS0BNY KASZËBA ÔSTÔŁ BISKUPA Papież Fracyszk miano wół ks. prałata Arkadiusza Ökroja pômöcniczim biskupa pelplińsczi diecezje. Nowi biskup je Kaszëbą z Chmielna, ob dłudżé lata béł m.jin. dëchöwim opiekuna Klubu Sztudérów Kaszëbów „Jutrznio" w Pelplënie, prowadzył kaszëbskójazëkówé Krziżewé Drodżi, różańc, nóbóżeństwa Böżégö Słowa i głosył kôzania w rodny mowie. Jego tekstë pó kaszëbsku jidze téż nalezc w pismionie „Zwónk kaszëbsczi". W pierszi pó nominacje na biskupa kôrbiónce z gazétnikama Katolëcczi Infórmacjowi Agencje (KAI) pód-czorchnął, że kaszëbsczé kulturowe ókrażé je dlô niego czims nôtërnym, przëbôcził zéwiszcze „Më trzimómë z Boga' i dodół, że „na szczescé żë-jemë w czasach, czedë wiele dobrégó je robione dló promocje kaszëbiznë w kulturowim remie". Ks. Arkadiusz Ökroj óstatno béł proboszcza w parafie sw. Michała Archanioła w Kôłpinie. Urodzył sa 27 maja 1967 roku. Je doktora teologie. Pó skuńczenim sztudiów w Weższim Dëchöwnym Seminarium w Pelplë- nie przëjimnął swiacenia w 1992 roku. Béł wikariusza w parafie Matczi Bóżi Póceszenió w Drzëcymiu i w parafie sw. Józefa we Wigódze. Pótemu sztudérowôł teologia dëchówöscë na Katolëcczim Lubelsczim Uniwersyte-ce, a pó sztudiach óstół dëchównym ojca i wëkłôdowcą w Wëższim Seminarium Dëchôwnym w Pelplënie. W 2010 roku bp Jón Bernat Szlaga mianowół gó kółpińsczim proboszcza. Winszëjemë nowému ksadzu biskupowi i mómë nódzeja, że nimó wiele ôbrzészków naléze czas téż na kaszëbizna. RED. wykład prof. dra hab. Józefa Borzyszkowskiego m KARTUZE. WEKŁOD Ô MAJKÔWSCZIM I MARSZÔŁCE Kol sto uczastników przeszło 8 gro-micznika do Kaszëbsczégó Muzeum na wëkłód prof. Józefa Bórzësz-kówsczégó ó Aleksandrze Majków-sczim i Féliksu Marszôłkôwsczim. Leżnoscą do zeńdzenió bëła 81. ro-czëzna smiercë autora Żëcégô i przi-gódów Remusa. Referent przëbôcził, we wiôldżim skrócënku, biografia Majköwsczégö, wkóscersczim, gduń-sczim i kartësczim cządze, wspómnął téż ó sztudiach w Greifswaldze. Prze-czëtôł pôra wiérztów pisarza i ar- tikel z „Grifa" o pómórsczim etosu, deji państwa i patriotizmie. Prof. Börzëszköwsczi kôrbił téż ó tpzw. żëcowëch sprawach zrzeszonëch z Majköwsczim, ósoblëwie ó jego fi-nancach. Drëdżim heroja pötkaniô béł Féliks Marszôłkówsczi, wielelatny sekretera autora Remusa. Wórt dopówiedzec, że na zalë bëła córka Marszółczi - Mirosława Kazana, kaszëbskô artistka i dzejórka. Prelegeńt pódczorchiwôł wiólgą rola białków w żëcym i dzeja-nim óbëdwuch bohaterów zeńdzenió. Gôdôł téż, że za dzejanim i utwórstwa 0 Feliksie Marszałkowskim i Aleksandrze Majkowskim w 81. rocznicę jego śmierci Muzeurn.- Kaszubski' w Kartuzach piątek. 8 lutego 20\?t godz 17:3" pewno köżdégó znónégó z historie chłopa stojała wiedno chóc jedna białka, a colemało trzë - sztërë. Örganizatorama wëdarzeniô bëlë: Kaszëbsczé Muzeum w Kartuzach i kartësczi part Kaszëbskó-Pómór-sczégö Zrzeszenió. BC Fot. ze zbiorów TJ 60 / POMERANIA / MARZEC 2019 KLËKA m PUZDROWO. SZKOLNYM PÔMÔŻE KASZËBSCZI ÔDKRIWCA Östôł wëdóny pierszi uczböwnik do kaszëbsczégô jazëka dopasowóny do nowégö programowego spödlégö z 2017 roku. Je ôn przërëchtowóny dlô uczniów IV klasë spödleczny szköłë, a jegô autorką je Emilio Maszke, szkolno ze Spödleczny Szkole m. ks. Bernata Sëchtë w Puzdrowie. I prawie w ti szkole 7 gromicznika bëła promocjo uczbównika Kaszëbsczi Ödkriwca. Nową publikacja prezentowała wiceprzédniczka Kaszëbskô--Pömörsczégö Zrzeszeniô Danuta Pioch, chtërna pödczorchnała ji edukacjowé i meritoriczné wôrtnotë, dôwającë równoczasno bôczenié na czekawé graficzne obrobienie. W artisticznym dzélu wëstąpilë uczniowie molowi szkole, jaczi pökôzelë przedstôwk Terézë Wejer U Borowi Cotczi, a pötemu Wero- nika Prëczköwskô zaśpiewała czile usôdzków, chtërne są na place do-parłaczony do uczbównika, i spiéwë ze swöji debiutancczi platë Dwie stegnë. UC2BÔWNIK DO KASZÉBSCZÉGÔ JAZÉKA Emilia Maszke Kaszëbsczi Ôdkriwca Klasa 4 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE Na zakuńczenie wëstąpiła autorka Kaszëbsczégô Ödkriwcë, jakô ópówie-dzała ö tim, jak pöwstôwôł uczböw-nik, i pódzakówała wszëtczim, chtër-ny pömôglë w jegô napisanim. NA SPÖDLIM WIADLA NA KASZUBI.PL m WEJROWO. LESTE SW. JANA W KÔLEGIACE Ju szesnôsti rôz we wejrowsczi köle-giace bëłë czëtóné dzélëczi biblij-nëch tekstów w kaszëbsczim jazëku w ôbrëmienim projektu Verba Sacra. 28 stëcznika słowa z lëstów sw. Jana skaszëbioné z óriginału przez öjca prof. Adama Riszarda Sykóra prezentowała aktorka pöchôdającô z Kaszëb Danuta Stenka. Reżisérą i autora scenarnika béł direktór Verba Sacra Przemësłôw Basyńsczi. Muzyczne spódlé do słów Biblie twôrzëlë latoś: chur Cantores Veiherovienses pod przédnictwa Tomasza Chëłë (skrzëpice), Dariô Pełeń-skô (spiéw), Maja Miro-Wisniewskô (flét), Ireneusz Kaczmar - perkusjowé instrumentë, Cezari Pôcórk (akördión, elektriczny klawir). Wôrt pódczorchnąc, że köżdi z uczastników tegö uroczëstégö zeń-dzeniô z Böżim Słowa dostôł program wëdarzeniô z przepisónyma raczno przez Danuta Stenka wëjimkama lë-stów sw. Jana czëtónyma przez nia ôbczas wëdarzeniô. edr Polskich Biblia Kaszubska Lëstë Swiatégö Jana Apostoła Listy Świętego Jana Apostoła ę ciyta: r Danuta Stenka Kolegiata w Wejherowie, poniedziałek 28 stycznia 2019 r., godz. 17.00 Cykl Verba Sacra zaczął sa w 2000 roku w Poznaniu. Znóny pölsczi artiscë öd tegö czasu czëtają biblijne dzélëczi w rozmajitëch köscołach w cali Polsce. Öd 2004 roku Danuta Stenka prezen-tëje we Wej rowie wëjimczi ze Swiatëch Pismionów pô kaszëbsku. 'Swtszć (fał aj: Jama OpméoLa i j% Wtma c&tżnOfntUfómëj, co bSo od zôccąAUc^ cd TrU o flb&u, ŻAugb uozeli, co mi tuzcbuCi' newuma bceama na. co mi wjsćtelij' acecSô cioti-kad, noAzt race- bo żtct na ctycwrito a rniji &e-(lziU, o tum. ocuodcKimi ? uo-ma. ófcwymi ieci ujitci-w ,jucxź ććtb u Ojca., a nam 6So ctyaiatoté.3 71U QL&)ynu lioma, co mi iirclnuli i uczUe, Żebt i tao. nuo Za z niMiia. 0 ZfécUumeni/z nama, to bic ar 'CączbU. z yaa ijtgb Mia, 'JfzéAa Chrirtbwiö-- to póyu4ni,&ki najô ftdoia bela pcUnd. SCL ti irtnOna jtiJcą mi itcxili od Jfago i jaką warna żjtcL- nocoMiu i OwcUymi- w Cfwunci.Thjnu i nu. cJwdzymi co ptóiiXtJi%*Żcii mi chjMajmi w wiciu, lak, jak On je- ure. ttidze, zjuJmdoumi truom* jtden. xctaitfl/żi/Hi, cl kfrtiisJUeiM, ^e^.1ena,bauMixi^ ma Z kbzctfjgo ^nxchue%të mi0do>ni> że mi Mómi (ŹKMfiii., to ôcwnich. ót6i& bctUimi t nil ma t£ nM prôtDcU 9Zeti mi inteniytiémi myi gnaJii, t$udn/y i tymuudeëw. nów. y bdpittoy t baz.0mxi ncu z kbzdc yjpfcwbii. iDŻeli ml gódOTni, że. ni nu. zgttótzett, {o r Jugo MMiOwi t nu tna w nai 7eób nëuca. Dzélëk lëstu sw. Jana przepisóny raczno przez D. Stenka Przędnym organizatora rozegracje béł Prezydent Gardu Wejrowö Krësz-tof Hildebrandt wespół z Parafią pw. Swiati Trójce we Wej rowie, Kaszëbską Filharmonią i Uniwersyteta m. Adama Mickewicza w Poznaniu. RED. STREMIANNIK2019 / POMERANIA / 61 KLËKA m KÔSÔKÔWÔ. CZEKAWÉ MIESĄCE Pöczątk roku béł bökadny w roze-gracje örganizowóné przez zrzeszeń-ców z partu Dabögórzé-Kösôköwö. Nôprzód ôbczas noworocznego zćń-dzeniô dzecë z dabógórsczi szköłë prezentowałë jasełka pö kaszëbsku i pólsku. 9 gromicznika ôdbëła sa zôbawa dlô nôleżników Kaszëbskó--Pömörsczégô Zrzeszeniô, a 12 gromicznika bëłë warköwnie dlô dzecy, öbczas chtërnëch nômłodszi póz- nôwelë zabôwczi, jaczima bawilë sa jich starszi i starköwie, dôw-né nôrzadła do pisaniô i öbzéralë skarbónczi z uszłotë. Prowadzący warköwnie öpöwiôdelë téż historie ô dzejach Kaszëb, ô far wach kaszëbsczégö wësziwu i legenda ö pöwstanim Kaszëb. Bëła téż leżnosc do zagraniô na kaszëbsczich instrumentach i spiéwaniô Kaszëbsczich nótów. NA SPODLIM WIADŁA DANUTĘ TOCKE żoné kwiatë pôd pömnika gen. Józefa Hallera. Obchodom roczëznë Zdënku to-warził specjalny biég. Jego uczast-nicë rëgnalë spód pomnika Hallera we Wiôldżi Wsë, a kuńc miónków bel pod pomnika generóła w Pucku. 12-kilometrowi tur przebiegło kol 450 lëdzy. Dobiwcą óstół Paweł Bórawsczi, a westrzód białków nólep-szó bëła Paulëna Szczepkówskô. Dzeń przed uroczëzną w Muzeum Piicczi Zemi béł ótemkłi wëstôwk „Będziemy Ciebie Wiernie Strzec", a w rôtëszu w Pucku ödbëła sa konferencjo zrzeszono ze Zdënka Pólsczi z Morza. RED. ti rozegracje piszemë w „Stegnie", jako je dodówka do tego numra „Pomeranie". Niżi rezultatë konkursu. Kat. kl. IV-VI: 1. Emila Szëszka (Sp. Sz. w Swórach), 2. Szëmón Szajner (Sp. Sz. w Lubnie), 3. Agata Wan-toch Rekówskó (Sp. Sz. w Lepińcach), wëprzédnienia - Michalëna Öwsnic-kô, Juliô Swiątk Brzezyńskó i Nataliô Swiątk Brzezyńskó. Kat. kl. VII—VIII i gimn.: 1. Adrión Kacalak, 2. Paulëna Wałdoch, 3. Kinga Łącko. Kat. dozdrzeniałëch: 1. Karolëna Keler, 2. Joana Jester, 3. Kazmiérz Budzyńsczi. Öbsadzëcele (Pioter Dzekanow-sczi, Dark Majkówsczi i Irena Lew--Czedrowskô) przëznelë téż nôdgroda za nôlepszi gwósny tekst. Dostała ja Karolëna Keler. RED. na rënku óstół ódspiéwóny pólsczi himn, a późni - pó przëwitaniach i przemowach - uczastnicë maszéro-welë w ritmie zwaków grónëch przez Reprezentacjową Örkestra Wójno-wi Marinarczi do kóscoła sw. Piotra i Pawła. Pó mszë swiati ódprówiony pod przédnictwa abpa Sławoja Leszka Głodzą wszëtcë przeszłe do rëbacczé-gó portu, gdze generół Jarosłów Kra-szewsczi przeczëtół lëst ód Prezydenta Pólsczi Andrzeja Dudë, napisóny z łeżnoscë 99. Roczëznë Zdënku. Tradicjowó jednym z pónktów programu bëło cësniacé z helikoptera wińca na wódë Pucczégó Wiku. Na zakuńczenie delegacje miałë póło- m LEPIŃCE. GÔDKÔRZE SZLË NA MIÓNCZI Drëgó edicjó konkursu m. Józefa Brusczégö na nólepszą prezentacja kaszëbsczi gódczi ódbëła sa 9 gromicznika w Lepińcach. Wzało w ni udzél 31 uczastników. Jesmë baro ród z taczi frekwencje. Łoni przëjachalo do naju 14 gadëszów, a latoś mómë jich dwa razë wicy - gódó szkolno z lepińsczi szkółë Ana Gleszczińskó. Céla konkursu je pópularizacjó kaszëbsczégô jazëka i gódczi jakno lëteracczégó ortu westrzód dzecy, młodzëznë i dozdrzeniałëch. Örga-nizëje gó Zespół Szköłów w Lepińcach w wespółrobóce z Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie. Wicy na téma Ödj. dm m PUCK. SWIATOWELE ROCZËZNA ZDËNKU Z MORZA Ödj. pl 10 gromicznika w Pucku ódbëła sa uroczëstosc z leżnoscë 99. Roczëznë Zdënku Pólsczi z Morza. Nóprzód Ödj. z archiwum partu KPZ Dabögórzé-Kösôköwö 62/POMERANIA R2EC201 KLËKA m SŁËPSK. BARBARA SWIATÔ Ô RËBÔKACH PAMIATÔ 4 gödnika 2018 roku bëło w Słëpsku sympozjum namienioné sw. Barbarze, patronce rëbôków i lëdzy mörza. Wëdarzenié zaczało sa w köscele sw. Jacka öd mszë swiati pôd przédnictwa Édwarda Daj czaka, biskupa kószaliń-skô-kölbrzesczi diecezje, chtëren miôł patronat nad sympozjum. Późni - w Ricersczi Zalë Zómku Pó-mörsczich Ksążatów - przeszedł czas na prezentacja referatów. Jakno pier- szô wëstąpiła prof. Adela Kuik-Kali-nowskô, ji przemowa bëła zatitlowónô „Barbara swiatô ó rëbôkach pamiatô. Kult św. Barbary w tradycji literackiej Kaszub", po ni prof. Agnészka Tetericz-Puzo (pól. Teterycz-Puzio) prezentowała téma „Między Świętopełkiem gdańskim a Krzyżakami. Trzynastowieczne dzieje głowy św. Barbary". Późni prof. Daniel Kalinow-sczi kórbił ó symbólicznëch dzélëkach w ópówiescach ó swiati Barbarze, Przemësłôw Kobiałka ó zabëtkówim kóscele sw. Barbarę we Gduńsku, Wój-cech Wróblewsczi i Éwa Jaszewskô ó swiatnicë sw. Barbarę ze Swórów, jako je dzysdnia w skansenie we Wdzydzach. Sympozjum zamknął referat prof. Elżbiétë Kai ó ikonografie sw. Barbarę pt. „Wiara i wieża". Örganizatorama wëdarzeniô bëłë: Institut Pólonisticzi, Zakłód Antropologie Kulturę i Kaszëbskö-Pömör-sczich Badérowaniów Pómórsczi Akademie we Słëpsku a téż Muzeum Westrzédnégó Pómórzô. RED. m BÖRZESTOWÖ. ZÉNDZENIÉ Z RÉZOWNIKA W bórzestowsczi szkole 7 gromicz-nika zeszlë sa nôleżnicë i lubótnicë Remusowégó Kragu. Pó tradicjo-wim ódspiéwanim klubowego him-nu i przeczëtanim dzélëku z ksążczi Aleksandra Majkówsczégó Żëcé iprzi-gôdë Remusa prowadzący pótkanié Bruno Cërocczi przedstawił gósca. W gromiczniku béł nim rézownik Jan Kostuch, chtëren ópówiôdôł przédno ó swój i óstatny wanodze pó Zjednónëch Stanach. Z leżnoscë 100-lecô udostaniô samóstójnotë przez Pólską rézowôł on pó USA, odwiedzające nôwikszé miasta i miészë môlëznë - raza 7650 km. Nawiedzył m.jin. Chica- Ödj. z archiwum Remusowégö Kragu go, gdze 11 lëstopadnika brół udzél w patrioticznëch uroczëznach wespół z mieszkającyma tam Pólócha-ma. Zeńdzenie skuńczeło sa ódspié- wanim spiéwë Zemia rodnô, jaczi autora je latosy patron roku Jan Trepczik. RED. y w U - W ti wsë 6 gromicznika potkała sa Radzëzna Westrzéd-nëch Partów Kaszëbskô-Pómórsczégó Zrzeszenió. Nôwôżniészą témą bëło swiatowanié roku Jana Trepczi-ka, jaczé zaczało sa prawie w Miszewie. Nóleżnicë RWP udbelë m.jin., że latosym darënka óbczas odpustu w swió-nowsczim sanktuarium badze tôfla z teksta nôbarżi znóny kóscelny spiéwë w kaszëbsczim jazëku - Kaszëbskô Kró-lewô, napisóny przez Méstra Jana. Öbgôdczi tikałë sa téż planowóny budowë pómnika (kama) na wdôr Jana Trepczika i Aleksandra Labudë w jich rodny Strëszi Budzę, jaczi mó bëc ódkrëti w séw-niku. Jiną témą, jako pojawiła sa óbczas zćńdzenió, bëła organizacjo Kaszëbsczi Krziżewi Drodżi w Swiónowie, jako latoś (5 łżëkwiata) ódbadze sa ju szesnósti róz. RED. m MISZEWÔ. KÔRBILË Ô KASZËBSCZICH NÔBÔŻENSTWACH I TREPCZIKU Ödj. ze zbiérów EP STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 63 KLËKA/ZACHË ZE STÔRI SZAFË ■iWEJROWÔ. NOWÉ WËDÔWIZNË W pierszich miesącach latoségö roku ukôzałë sa ju sztërë wëdôwiznë z logö Muzeum Kaszëbskö-Pömör-sczi Pismieniznë i Muzyczi we Wej-rowie. Do stëczniköwëch ksążków: 0 Muzeum w Wejherowie snuta komiksem opowieść Tomasza Meringa 1 Piotra Schmandta a téż Zdarzyło się na Kaszubach. Z muzealnej prasy P. Schmandta doszła jesz piata karna „Kaszubki" z Chwaszczëna Nasz świata dzél wëdónô z SOLI-TONTa z leżnoscë 15-lecô dzeja-niégö zespołu (znóné kaszëbsczé usôdzczi w nowi aranżacje) i publikacjo Literatura a polityka. Casus Pomorza i Kaszub pod red. Daniela Kalinowsczégô - zbiér tekstów na-mienionëch témóm nawzôjnëch öd-nieseniów midzë dwuma swiatama: lëteracczim i pöliticznym. Westrzód autorów są m.jin. Cezari Öbracht--Prondzyńsczi (Literatura kaszubska jako projekt polityczny? Emancypacja - podmiotowość - niepewność), Bó- gusłôw Gögöl (Szczególnie „trudny" odcinek. Cenzura wobec publicystyki kaszubskiej w latach 1945-1965) i Daniel Kalinowsczi (Polityczne gry wobec Jana Rompskiego). RED. O Muzeum w Wejherowie snuta komiksem opowieść Scenariusz: Piotr Schmandt Rysunki: Tomasz Mering 20Z8 W dzélu muzycznym wejrowsczégö muzeum je widzałi taktométer (metronom), jaczi béł zrobiony we Gduńsku w firmie lutnika Willégô Tosserta (1875-1945). Datowóny je na midzëwójnowi cząd. No nôrzadło do trzimaniô muzycznego tapa, słëchało znónému wejrowsczému örganisce Stanisławowi Kleinowi (1938-2012). Nen lubötnik muzyczi a historëji Wejrowa grôł w köscele sw. Anë, béł téż ceremöniarza kalwarijsczich uroczëznów. Pó jegó smiercë dzél pamiątków pó nim przekôza do zbiorów wejrowsczégö muzeum jegö białka Böżena. rd DZIAŁO SIĘ W MARCU • DZIAŁO SIĘ W MARCU • DZIAŁO SIĘ W MARCU • DZIAŁO SIĘ W MARCU 41111929-w Chojnicach urodził się Witold Look, archiwista, historyk, współzałożyciel pisma regionalnego „Zeszyty Chojnickie", autor licznych artykułów naukowych i publikacji związanych z rodzinnym miastem, w którym zmarł 4 września 1976 i w którym został pochowany. 7 II11959 - z inicjatywy redaktora naczelnego „Kaszëb", Tadeusza Bolduana, powstał Klub Pracy Twórczej „Pomerania". 91111919 - w Chojnicach powstało Towarzystwo Śpiewu „Lutnia", jedna z pierwszych polskich organizacji założonych po okresie niewoli pruskiej, a pierwsze stowarzyszenie polskie o charakterze ściśle kulturalnym. Pierwszym jego prezesem został ks. Aleksander Pronobis. 27 II11849 -w Komorzy Wielkiej k. Tucholi urodził się Roman Teodor Stanisław Janta--Połczyński, ziemianin, poseł kaszubski do parlamentu niemieckiego, działacz narodowy w Wielkopolsce i na Pomorzu Gdańskim, pu- blicysta i kompozytor. Zmarł 30 września 1916 w Sopocie, pochowany został w Dąbrówce k. Tucholi. • 31 II11879 - w Borowcu urodził się ks. Leon Borowski, filomata pomorski, skazany w toruńskim procesie filomatów (1901). W 1923 r. został proboszczem w Piecach (pow. starogardzki). Zginął 16 października 1939 w Lesie Szpęgawskim. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 64 / POMERANIA / MARZEC 2019 m ROK 2019 ROKA WOLNOTE I SOLIDARNOTË Radny Sejmiku Pömörsczégö Województwa óbczas stëczniköwi sesji przëjimnalë uchwôlënk tikający sa ögłoszeniô 2019 roku Roka Wölnotë i Solidarnotë. Uchwôlënk béł przëjimniati jednomëslno. W udokaznie-nim stoji: „Mającë bôczënk na pótrzébnota umócnieniô pamiacë ô wëdarzeniach z 1919 roku, a téż 1989 i 2004, jaczé zmieniłë öbrôz Pömörzô i miałë dërżeniowi cësk na udo-stanié wôlnotë, rozwij demokracje i rówiznë żëcô mieszkańców, Sejmik Pömórsczé-gô Województwa ógłôszô rok 2019 Roka Wólnotë i Solidarnotë. Na taczi ôrt chcemë nawléc do nôwôżniészich wôrtnotów pia-stowónëch w najim regionie: przërzeszenié do wölnotë, do Pólsczi, dzejanié na spódlim reglów solidarnotë i demokracje. Öbchódë taczégó roku badą miałë cësk na zmócnie-nié identifikacje mieszkańców pómörsczégó województwa z regiona, na póznanié jegö zwënégów i sztôłtowanié póczëcô juwernotë z nima". m PRZEZ 12 MLN ZŁ Z UNIE NA ROZBUDOWA PORTU W PUCKU 5 gromicznika w budinku bosmanatu w Rëbacczim Pórce w Pucku marszôłk pömórsczégó województwa Mieczësłôw Struk i burméster Pucka Hana Pruchniewskô pódpiselë do-gôdënk na uniowé dofinancowanié rozbudowę i przebudowe portu w Pucku. Inwesticjô dô móżlëwóta rozwijaniô rëbac-czich, turisticznëch i żeglarsczich fónkcjów. Pierszi dzél robotów badze udëtkówiony w 76% z Regionalnego Öpe-racjowégó Programu Pömórsczégó Województwa na lata 2014-2020, a w 24% - z dëtków miasta Pucka. Dzaka przebudowie zwikszi sa zabiérnota marinë w Pucku, a usadzono infrastruktura towarzącó inwesticje badze óbjimała budowa dzélu Nordowégó Wałochronu dlô öchronë Rëbacczégö Basenu przed wiôldżima wałama, budowa stój-négó pomostu ó dłëgóscë 180 m wespół z trzema płiwający-ma pómóstama dló jachtów. Na pomostach mdą zainstalo-wóné wspiérniczi do póbieranió energie i wódë, stanowiszcza z retownym sprzata i dróbkama. Dzaka temu pówstónie jaż 98 nowëch placów dló jachtów. Ökróm tego óstałë zaprojek-towóné nowé kómunikacjowé rozrzeszenia, dzaka chtërnym poprawi sa przistap do portu. Planowónó wôrtnota pódjimiznë to wnet 20 min zł, z czego uniowé dofinancowanié to przez 12 min zł. Pucko inwe-sticjó je dzéla turisticzny strategiczny pôdjimiznë samorządu pómórsczégó województwa pod titla: „Rozwój oferty turystyki wodnej w obszarze Pętli Żuławskiej i Zatoki Gdańskiej". Planowony termin ji zakuńczenió to kuńc 2022 roku. POMERANIA / 65 Inwesticjô w Specjalistyczny Bölëcë w Köscérznie badze realizowónô öd czerwińca 2019 roku do lësto-padnika 2020 roku. Badze ôna ôbjimac rozbudowa bölëcë i kupienie medicznégö sprzatu. Zmódernizo-wóny i wëkustrzony östónie Zakłôd Obrazowi Dia-gnosticzi. Kupiony mdze m.jin. kómputrowi tomögrôf, dwa aparatë RTG i dwa aparatë USG. Pówstónie hibri-dowô zala do óperacjów, dotądka przistapnô leno we Gduńsku. Wôrtnota inwesticje to raza 16 min zł (dofi-nancowanié z samorządu pömörsczégö województwa ze strzódków europejsczich funduszów to 13,5 min zł). W Jarcewie medicznô spółka Bonamed usadzy óstrzódk kardiologowi rehabilitacje, w jaczim mdze uprzistapnionëch 20 môlów na stacjonarną rehabilitacja i 20 môlów na dniową rehabilitacja. Östónie kupionëch 10 urządzeniów do inowacjowi hibri-dowi rehabilitacje. Dzaka realizacje uniowégó projektu badze przeszkolone téż karno fizjoterapeutów w öbrëmienim kardiologowi rehabilitacje. Projekt spółczi Bonamed z Jarcewa badze realizowóny ód strëmiannika 2019 roku do zélnika 2020 roku. Wëcma-nizna dostónie kół 4 min dofinancowanió. Céla óbëdwuch inwesticjów je m.jin. poprawa przi-stapnoscë i jakóscë medicznëch usłëżnotów. Öbr. S. Lewandowsczi, tłom. DM Specjalisticznô Bólëca w Köscérznie zbögacy sa m.jin. ó kómputrowi tomógrôf, a w Jarcewie w gminie Chó-nice pówstónie óstrzódk kardiologowi rehabilitacje. Öbëdwie inwesticje badą miałë uniowé udëtkówienié - raza 17,4 min zł. Dogôdënczi na óbëdwa projektë 4 gromicznika pódpisół marszôłk pómórsczégó województwa Mieczësłôw Struk. A PUCK, 10 GROMICZNIKA 2019 ROKU. UR0CZËST0SCË 99. ROCZËZNË ZDËNKU PÔLSCZIZ MORZA. m ÖDJ. S. LEWANDOWSCZI SECHIM PAKA USZŁÉ TOMK NIEWIERNY Wierzą w Boga. Chtos muszi to wszëtkö trzëmac w gôrscë. Pilëje, cobë mój rechunk dobëców a niedostónków sa zgôdzôł. Nôwëższô instancjo spra-wiedlëwöscë. Chtos, z Kógums möga pögadac bez swiôdków. Kömu sa wëżalëc móga. Pöchwalëc. Chto mie rozmieje. Nawetka bez słów. Czemu wierzą w Böga? Ko Chtos muszół czedës Świat zebrać do grëpë. Stwörzëc człowieka, tak pësznégö, a tak słabego w swi pójudze. Zrobić zwierzata człowiekowi do jedzeniô, óbleczenió, pómócë, öbarnë a prosto - do towarzëstwa, czej ju bëlnëch lëdzy nie sygô. Chtos muszôł zrëchtowac słuńce, _ wiater, lëft, wóda a ro-scënë wszelejaczé. Czemu brëkuja Boga? Bo Bóg je dlô mie sztabilną scaną, co ja mające za sobą - móga sa procëmstawiac napierający na mie lëdzczi głëpó-ce, złoscë a niezgarze. To dôwô mie ódwóga robie swoje, bó wiem, że Chtos mie wspiérô, a żelë zrobią, co nié tak - rozliczi. Bóg to je Chtos, co mie traktëje pówóżno - jak człowieka, chtëren mô swoja wola i ód- jf pöwiôdô za swoje czënë. Bóg ce nie óbklapie za pieca ma, bó z kógum miôłbë to zrobić? Tec ni mó sobie równëch. Pisze taczé żëcowé scenarniczi, jaczé bë człowiekowi do głowë nie przëszłë. I ni ma tuwó przëtrófku. Nôwëższi tak czerëje mójima krokama, jak On prawie chce. I je musz pokorno sa z tim zgódzëc. Ön wié, co robi. Z lëdzoma je często jinak. Nie wierzą jima. Czasa leno móm nódzeja, że mdze tak, jak bëm sa po nich czë ód nich spódzywół. Może z gruntu złi nie są, ale żëcé rozmajice jich wekrapiwó. Co më ö se wiémë? Mało. Mómë strach za wiele ó se komu rzec, bó za wikszi abó mniészi sztót twój nôlepszi drëch czë drësz-ka wëzwëskô ta wiédza procëm tobie. Na jaczim fejsu narôz wëskóczi, że trzimiesz żółwia w łóżku, kózla na balkonie abó że mósz sztërë sztuczne zabë w górny szczace, a jesz, że chatno drapiwósz sa w lewi pódupk. A to miała bëc krëjamnota... Lëdze mają za krótką pa-miac, cobë dotrzëmiwac słowa. Temu chutczi czë późni köżdëchny łeż wiedno sa wëwidniwó. Nóbarżi cëga-nią w mediach. Zôchacbë, reklamë są nóczastszą przëczëną wëłącziwaniô, przełącziwaniô tv czë radio. Nôbarżi cëganią w mediach póliticë. Nie mówią lëdzo-ma, jak je. Mówią to, co lëdze chcelëbë czëc. A tak ni może. Nôbarżi cëganią w mediach pöliticë, czej jidze welowanié. Przëóbiecywają złoté górë, bëlebë jich wëbrac na rządowe, parlamentowé stółczi. Późni i tak swöjégó diôbła wëczëniwają, bó przez pôra lat öbjimô jich immunitet, co sa czëtô „mómë na was namkłé". Temu lëdze coróz mni chodzą welowac na tëch łżél-ców, bó widzą, że jich, welowników, zdanie nie je woźne. Jesz le w internece może nalezc kąsk prôwdë, ale _ i to sa wnetka skuńczi, bó Bóg tO je ChtOS, dołemóni z Bruksele szëku-co mie traktëje J3 Ju ACTA11 ~'nie mdze ju pöwôżno - jak w°lno bëc wolnym w cy- człowieka, chtëren mô swöja wöla i ôdpöwiôdô za swöje czënë. berrëmie. Cëganią wszëtcë. Dóné słowo nie je wôżné. Zamôwiôsz kóminiórza na czwiôrtk, na piątą pó pôł-_ nim - przińdze w sobota. I jesz łaska robi, bó on tak w całoscë zarobiony je i ni muszi na te përdëgónë cë-snąc swoją tojotką. Zwónisz pó dostawa drzewa do kominka, żdajesz, a chłopa ni ma... Zwónisz, gódó, że w sztopie stoji. Późni dochôdô do cebie, że nen biés twoje zamówione sëché drzewo jinému zawiózł, co to on blëżi mieszkół, a dló ce to mókrzészé ostało... We wulkanizacji nalinają, cobë wëmienic wszëtczé sztërë ópónë naróz, bó szandarzë dadzą mandat, a të... jez-dzysz lata lateczné i żódnëch szandarów ni ma widzec. A do tego jesz cë pölsczé państwo mô za srela, co ö se nie potrafi zadbać. Ni możesz w aptece kupie sóm dló se léku. Możesz le sóm zapłacëc, bó ó tim, co je dló ce lepszé, decydëje przez państwowi NFZ (nólepi flotni zdechnąc) ópłócóny dochtór. To on (ona) cë zapisze na recepta, a të to muszisz wëkupic: ód datë na recepce wskózóny do datë na recepce wskózóny. Kupisz za flot - płacysz dëbëlt abó trzëbëlt. Chcesz kupie pó czasu - nie dadzą, bó recepta nie je wóżnó, a bez receptë ni może.... To znaczi, że oni cebie też nie wierzą, że chcesz sóm dló se dobrze zrobić. Nie wierzą, że mdzesz chcół do smiercë rakarzëc na całą ta niepotrzebną bańda urzadników, co z cebie susają pódatczi jak wieczno nienażartó mëga krew. TÓMKFÓPKA STRËMIANNIK2019 / POMERANIA / 67 Z BUTNA WELONCZI PELCKOWSCZEGO SZOŁTESA Całi krój rëchtëje sa do welónków do Europarlameń-të, ale më, tuwö w najim zapadłim na kuńcu świata Pëlckówie, mómë nó to namkłé. Móże czedës to mdze naju wicy interesowało... Në tedë, czej naju pëlcköwskô gôdka mdze w Unie jedną z nëch urzado-wëch. Më tuwö mómë wôżniészé welónczi - szôłtësa wëbiérómë! Kö europösélca më ani nie uzdrzimë, ani nie dotkniemë, ani z nim na codzeń nie pögô-dómë. Szôłtës co jinégö - köżden wié, dze mieszkô, co robi, co ród pije, z kim spi... Në dobra, tak głabók szôłtësa żëcé naju nie _ interesëje. Jidze ó to, że më gö na codzeń mómë, móżemë z nim pogadać... a jak sa nama co nie widzy, jesmë w sztadze na niegö naszkalowac nié le w internece, ale téż _ w żëwé öczë. To je bez-pöstrzédnô demokracjo! Jo. Z welónkama szôłtësa to rozmajice kol naju biwało. Rôz jegö wëbiérôł pón, rôz lëdze, rôz w taszi béł przëwiozłi, rôz wsza... Jo, jo! Bëła kol naju takô historëjô, co je dosc dobrze w ksążkach öpisónô. Chwacëta chöc pismiona Alozégö Budzysza a so pöczëtôjta. W XIX stolatim, a może jesz w XVIII, lëdzëska nijak ni möglë sa zgödzëc, chtëż mô we wsë rządzëc. Kureszce jeden wadrowczik pöradzył tak: „Chwacëta wsza, dôjta ja na westrzódk stołu, na jegö zberk niech chłopi brodë położą, na kóguż broda wsza wskóknie, nen dobądze". Lepi wsza wëbrac ni mögła - wskókła na broda swiniôrza, jaczi ze wszëtczima swiniama we wsë pörządk rozmiôł zrobić. Muszôł chłop pö prôw-dze bëlny pörządk zrobić, kö rządzył wiele wiele lat. A czej umarł, rządzył jego syn, a pótemu jego wnuk. Szôłtëską kariera wnuka na pôra miesący przerwelë urzadnicë z Miasta, chtërny nowégö szôłtësa w taszë przëwiozlë a próböwelë na szôłtëstwie jak nôdłëżi utrzëmac. Nen biédôk mało co pö pëlcköwku rozmiôł, kö béł antka z cepłëch strón, temu lëdze z wszëtczima gmi-nowima sprawama ë tak do stôrégö chödzëlë. W kuńcu nen nowi miôł dosc a abdiköwôł. Stôri rządzył spokojno dali a szôłtësczégö kozła - ną znanka władzë - przekôzôł swöjému sënowi. Wszëtkö z pó-szanowanim demokracje - kö köżdégö z ny szôłtësczi familie lëdzëska w Pëlcköwie jednomëslno wëbiére-lë. Wiedno! Latoś je jinaczi. Le kąskjinaczi. Stôri szôłtës umarł, niech mu pëlcköwskô zemia letką bądze, a sëna ni _ miôł. Le jedną jediną córka! T , r Ai t Cëż terô? Në, welónczi muszą Jidze o to, ze më [szoitësaj „ . na codzeń mómë, móżemë Córka sa zgłoszą a, jak sa z nim pogadać... ajaksa słëchô, welacyjną kampania za- nama co nie widzy, jesmë CZa|a że dobrze sa na ti robóce w sztadze na nieró naszka- ,, . , , , . lowac nić le w internece, ale zna'e " obiecywała na zendze- téż w żëwé öczë. To je bez- niach w kromie a na Kole Wie- pöstrzédnô demokracjo! Jo. sczich Göspödëniów - ko _ w szôłtësczim dodomie wëro- sła, że nikomu krziwdë nie zrobi, że lëdze ja znają, że jak mdze trzeba, kozła na wies puscy, że nie zrobi nic wicy, jak lëdze nie mdą chcelë. Brifka wszëtczima gôdôł, że öna bëlno a rozëmno gôdô. Jistno jak ji tatk. Ko czej brifka tak gódó, tej jó téż wszëtczima gôdôł, że to ni ma co, le ja wëbrac. - Cëż z tegö, że brodë jak ji przodkowie nie nosy? - prawił brifka tima, co chcelë brodatego szôłtësa. Do te nen mój drëch nóbëlniészi zmerkół: -Zresztą, komu bë sa chcało na tóblëczka z nód-pisa SZÔŁTËS ódkracywac, ko ona na jejich budinku wisy wicy jak dwasta lat... Szkoda nó to czasu. Tak so mëszla, że to béł nen nôwôżniészi argument. Jo, tak téż më córka swiati pamiacë szółtësa na szôłtëska Pëlckówa wëbrelë. Kó wiémë, że bez ną cy-głosc władzë mdzemë mielë pórządk ë póku... Kó pokój je na tim świece nôwôżniészi! A ti ta w kraju robią wióldżi trzósk z eurowelónka-ma! Nie je to lepi usadzëc kańdidatów kol stołu, wsza wskóknie na negó nómądrzészégó... a tej to ju pudze na spokojno, dinasticzno, z pószanowanim wszëtczich demökraticznëch wórtnoscy. RÓMK DRZÉŻDŻÓNK 68 / POMERANIA / MARZEC 2019 H.tnno Mi ku rot Z KASZUBAMI ł POMORZEM NA PIERWSZYM PIANIE ZAsyi Hisroon woicnnei 66 KASZUBSKIEGO PUŁKU PIECHOTY IMIENIA MARSZAŁKA KRETA MUUPSK1ECO Kazimierz Ickiewfcz Intimné Monologi mônolodżi intymne Słôwk Fórmella Cezary Obracht- Prondzy ński BSKOZi RUCH KASZUBSKO-POMORSKI KASZËBSKÖ-PÖMÓRSKÔ RËSZNOTA jinsze Fef-Lotë .............1 ^1,-fYi i itelklliMiii Wybraną pozycję książkową należy wpisać w tytule przelewu Pełna lista książek dla prenumeratorów znajduje się na stronie internetowej: www.Miesiecznikpomerania.PI/kontakt/prenumerata Zaprenumeruj „Pomeranię" na 2019 rok w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim DYLEMATY EDUKACYJNE - OTRZYMASZ CIEKAWĄ KSIĄŻKĘ!* CEZARY OBRACHT-PRONDZYŃSKI W czasie 2 tygodni kursanci poznają lub doszlifują język kaszubski pod okiem profesjonalnej i sprawdzonej kadry nauczycielskiej. Oprócz świetnie przygotowanego lektoratu uczestników kursu czeka bogaty program wycieczek i warsztatów. Przewidujemy również wykłady osób zaangażowanych w rozwój współczesnej kultury Kaszub i Pomorza oraz spotkania z bardzo ciekawymi ludźmi. Program atrakcji zawiera m.in. sptyw kajakowy Zbrzycą potączony z poznawaniem twórczości literackiej Stanisława Peśtki (pseud. Jan Zbrzyca), uczestnictwo w XXI Zjeździe Kaszubów w Chojnicach czy też zwiedzanie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Udział w naszym przedsięwzięciu to okazja do spędzenia interesującego urlopu, podczas którego można połączyć naukę z zabawą. CENA: 1000 ZŁ MIEJSCE KURSU: WIEŻYCA - SZYMBARK TERMIN: 1 -13 LIPCA 2019 • PROGRAM OBEJMUJE: -120 GODZIN KURSU (TEORETYCZNEGO I WARSZTATOWEGO) - WYŻYWIENIE - NOCLEG - WYJAZDY STUDYJNE (WRAZ Z AUTOKAREM I BILETAMI WSTĘPU) Projekt zośtat zrealizowany dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji f Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji www.kaszubi.pl facebook.com/kaszubi kaszëbsczé lëteracczé pismione | darmôk dodôwk do miesacznika „Pomeranio" | numer 3/2019 [53] Redakcjo: Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégô Redakcjo zastrzégô so prawö do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné bez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji Spisënk zamkłoscë 01. Wstąp 02. O wielewsczim plestanim A. Gleszczińskó 05. Wiôldżé jiwrë môłi białczi O. Kuklińskó 07. Plesta z Gniéżdżewa Z Józefa Roszmana gôdô R. Drzéżdżón 09. Kaszëbskô dëchöwô częsta am 10. Réza H. Wréza 12. Swiatô robota i swiatô codniowösc we wiérztach Katarzënë Główczewsczi A. Majköwskô 14. Piesnie wanodżi. Tekstë do muzyczi Szëmóna Kamińsczego T. Fópka 18. Wiérztë H. Makurôt-Snuzëk 20. Wiérztë K. Serköwskô 21. Móda we wiérztach M. Wątor 22. Möja pierszô Bibliô A. i D. Majköwscë 25. Gail Olsheski S. Frimark, B. Ugówskô 28. Wnetka ptôch K. Léwna 33. Öpöwiém cë ö jednym zabëtku... A. Majköwskô 36. (Nie)natchnionô pöezjô H. Makurôt-Snuzëk Darmôk dodôwk do miesacznika „Pömeraniô" (wëchôdô co trzë miesące) Gôdka to znóny öd dôwna ôrt kaszëbsczi lëteraturë. Jednym z jegö méstrów je na gwës Józef Roszman. Prawie östała wëdónô płatka z jegö dokazama, taczima jak znónô wiele Kaszëbóm Jachta na dzëka, ale téż wiele jinëch. Latoś wasta Józef óbczas wielewsczégö turnieru gôdëszów bôczno słëchôł młodszich plestów, ale nalôzł téż përzna czasu, żebë rzeknąc cos najim Czetińcóm (wôrt pamiatac, że w pierszich numrach „Stegnë" publiköwôł ön köl naju regularno). Rôczimë do lekturë ti wëdowiedzë a téż relacji z konkursu we Wielu i tekstu latosy dobiwczczi Öldżi Kuklińsczi. W lëteracczi kaszëbsczi kaladôrz wpisałë sa ju na dobré téż zén-dzenia w ogródku Felicje Bôska-Börzëszköwsczi. Na te zeńdzenia rëchtëje sa z köżdim roka wicy pisarzów i poetów. O znaczenim tëch pótkaniów móżeta przeczëtac w najim pismionie. Ökróm tego żdaje na Waju wiele jinëch wôrtnëch prozatorsczich i póeticczich dokazów. Mómë nódzeja, że badą sa warna widzec. Ana Gleszczińskó Ö wielewsczim plestanim 42. Wielewsczi Turniér Gôdëszów to ju historio. W dniach 3-4 zélnika 24 uczastników z Kaszëb, Köcewiô i Rzeszowsczi Zemi biôt-köwało sa na słowa ö titel nôlepszich ple-stów w swöjich kategoriach. Örganizatorama bëlë: Gmina Kôrsëno, Dodóm Kulturę miona Heronima Derdowsczégö we Wielu, Muzeum Zôbörsczi Zemi i Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie part Kôrsëno-Wiele, a na dragą jurorską roböta delë sa: Felicjo Bôska-Börzëszköwskô, Bożena Ugöwskô, Grégór Schramke i Tadeusz Lipsczi (przédnik komisje). Në cëż to nibë taczégö je - to całe ple-stanié? „Doch tak jô bë téż mógł prawic. Wlezc na bina i jaczis wic rzeknąc, rozmie-je wiera köżdi. A jakbë jô so tak jesz przed tim jednégö głabszégö wzął, tej bë mie öni tam stądka sëłą scëgac muszelë. Jô bë jima pökôzôł, co to znaczi richtich pö kaszëbsku prawic!" „Konkurs dlô gôdëszów? A to wej pewno ta-czi starszi lëdze na bina wchôdają i ö swöjim dzectwie i młodoscë pieszczą... abö jaczés stôré bôjczi czë legehdë pöwiôdają. Nié, to nie je dlô mie. Mie to kąsk mierny". „Kaszëbskô gôdka - tëc to nie je dlô mło-dëch, nowöczasnëch lëdzy! Kaszëbsczi jazëk nie brëkuje taczich skansenowëch promöcjów. Turiscë möże i rôd tegö słëcha-ją, chöc mało co rozmieją... Równak za czim jima do głowë kłasc, że kaszëbizna kuńczi sa a zaczinô na kaszëbsczich gôdkach i ruch-nach...? Kömu to je brëköwné...?" Wëöbrażenia, jeżlë jidze ö plestanié, mögą J. Roszman i Ö. Kuklińskó bëc rozmajité. Öbczas rokrocznëch zéhdze-niów na Wieiewsczim Turnieru Gôdëszów, lëdzy co tak prawie mëszlą, dragö bë bëło nalezc. Równak gdzes sa wëtwörził i w nie-jednëch głowach zaöstôł taczi prawie öbrôzk - starszich lëdzy kôrbiącëch ö strôszkach, dëchach czë ukôzkach abö öpöwiôdającëch małowôrtné szpörtë. Könkurs we Wielu pökôzywô, że tak nie je. Latoś ju 42. rôz pötkelë sa, bë przëbôczëc, gdze je zôczątk wszelejaczi lëteraturë. Gôdëszczi i gôdëszë-Gôdkarze- Plescë. Prowadnice i czarzélcowie słowów. Kögum tak pö prôwdze öni są? Wedle gôdkarsczich méstrów a znajôrzów témë plestą trza sa urodzëc. I na gwës nié ö ôrt kölpörodowégö rëkii tu jidze. Trza „to cos" miec erböwóné pö ópie, wëcëckóny öd Latosy öbsadzëcele: (öd lewi) T. Lipsczi, F. Bôska-Börzëszköwskô, G. Schramke. Ökróm nich w komisje bëta jesz B. Ugöwskô mëmczi abö prosto - namienioné z Górë. Gôdësz rozmieje i lëdô bëc z lëdzama. Je ötemkłi na drëdżégö, baro swöbódny w köntakce. Dlô niegö bina to je plac, gdze sa möże „wëspówiadac" i mdze na gwës wësłëchóny, jeżlë to dobrze zrobi. A bëlny gôdësz bëlno wié, jak te dokonać. Słëchin-ca trza szónowac i słëchac, trza rozmieć gö do se przëcygnąc - całim sobą. I ni möżna miec strachu opowiadać ö se. Plestanié to je dôwanié sebie jinszim. Ale téż piaknô interakcjo, w jaczi widownio jesz wiacy gôdëszo-wi öddôwô. Brëköwnô je téż ösoblëwô wiédzô o świece i żëcym, bë rozmieć wdzaczno a chwatkó „kluczëc" midze rozmajitima témama. Dzys-dniowô gôdka tej-sej jesz sygô do nëch dôwni baro pópularnëch, dzes köl piéc-ka u starëszka czë starczi uczëtëch bojków a bôjeczków. I baro dobrze, że ne strôszczi a ukôzczi nie zadżiną dzes nöwöczasnoscą przecësniaté. Równak ta lëdowösc w gôd-kach dżinie. Zmieniwô sa jawernota, zmie-niwô sa téż témizna negö ôrtu słowny lëteraturë. Dzysdniowô gôdka kluczi dzes midzë codniowima sprawama. Je w ni wiele szpórtu, ale je téż përzna pöwôdżi. Równak jedno sa nie zmieniwô - wcyg w sarnim centrum są warającé wôrtnotë, chöc ösadzoné w jinszim świece. Wielewsczi Turniér Gôdëszów je bastiona kaszëbsczi gôdczi. Öd 42 lat bezustôwno pókôzywô, że gôdónô lëteratura jistnieje i dosc dobrze sa mô. A na to wskôzëwac bë mögło téż to, że pöwstôwają nowé tego zor-tu könkursë - jak chöcbë Gôdkarsczi Konkurs m. Józefa Brusczégó w Lepińcach, jaczi rôczi przede wszëtczim dzecë a młodzëzna, jistno jak dodrzeniałëch. Latoś we Wielu beło téż dosc tëlé debiutantów, co dobëlë wësoczé place. Grand Prix dostała Olga Kuklińskó z Kółczigłów, chtërna kaszëbsczégó z dodómu nie znała. Nauczëła sa go ju jakno ustnó. W kategorie m. Józefa Brzezyńsczegó laureatką 1. placu ostała Emilio Sziszka (pol. Szyszka), jakô dobiwała téż w lepińsczim konkursu. Ceszi, że nowi gôdësze pójówiają sa na wielewsczi binie. Ceszi, że chcą jic 5 g s 3 W artisticznym dzélu wëstąpiło karno Fucus szlacha méstrów, jaczi téż rokroczno dze-lą sa swöjim taleńta a uczą młodëch ple-stów. Bo żebë östac méstra, ökróm „tego czegös" trza téż czasa kąsk czasu i dobrégö modła. O to prawie téż öd dwuch lat mają stara wejrowsczé Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi a Dodóm Kulturę we Wielu wëdôwającé platczi z gôdkama. Prawie óbczas latoségö finału miała plac promocjo platczi Józefa Rosz-mana pn. „Jachtë z Plestą". Łońsczegó roku ukôzała sa pierszô z gôdkarsczi serie - „Wszëtczim nie dogödzy" z gôdkama ks. Romana Skwierczą. A na kuńc möjégö plestaniô lësta latosëch dobiwców. Trzimta sa gôdësze a gôdëszczi! Kategorio m. Heronima Derdowsczégö: GRAND PRIX - Olga Kuklińskó I - Józef Roszman II - Karolëna Keler III - Halina Wréza Kategorio m. Józefa Brusczégö I - Ana Gleszczińskó II - Karolëna Keler III - Joana Jester Wëprzédnienié - Kristina Kamińskó Kategorio m. Józefa Brzezyńsczegó I - Emilio Sziszka II - Patricjô Gölimöwskô III - Andżelika Kamińskó Kategorio m. Wicka Rogale I - Mateusz Iżińsczi II - Paulëna Iżińskó II - Hubert Sajdak III - Wiktorio Wąsyk Ödj. ze stornë http://belok.kaszubia.com Grand Prix 42. Wielewsczégö Turnieru Gôdëszów we Wielu Olga Kuklińskó Wiôldżé jiwrë môłi białczi z żëcô wzaté Dzysdniowi świat je taczi wiôldżi, lëdzy wszadze jak mrówków, a kóżdi chce bëc w nym świece nôwôżniészi i dobëc wësoczé stółczi. I terô jak jó, takô môłô białka z jesz mniészi wiosczi, móm so w tim stolemnym świece dac rada? O tim jô prawie chca-ła wama gôdac, bö czasa cëzym lëdzóm je lepi cos rzeknąc jak swójim, ti doma doch to wszëtkö ju wiedzą i nie chcą tegö wcyg słëchac. Möże jô za tim nie wëzdrza, le jô swoje lata ju móm, chóc möże öd zemi za wiele jć> nie jem odrosło. I to je prawie nen mój nówiakszi jiwer! Jó so nié rôz mëszla, jak to je w nym świece, że niechtërny mają centimétrów za wiele, a jinszim jich kąsk felëje? Uczałi twierdzą, że to wszëtkö je wina geneticzi. Jó sa pitóm, jaczi geneticzi, czej mëmka i tatk są doch wësoczi, sosterczi i bracyna téż, a jó? Sami widzyta. Dze tu je fela? (...) Jó mia taką udba, żebë sprawdzëc, kögö téż ta całô genetika mô jesz tak na świece skrziwdzoné? Wlazła jó w internet i jem wpi-sa: „Znóny môłi lëdze" i czekom, czekom, co mie wësköczi... Pierszé nôzwëskó: Napoleon (mëszla - fejn, möże bëc), dali Kant, Picasso, Ghandi (taczé towarzëstwö mie sa widzy), jesz dali bëło përzna górzi: Stalin i pora jinszich chłopów z ti nowszi historie świata. Blós nié ó to mie jidze! Dze są białczi? Niżódny znóny mółi białczi w całi lëdzczi historie? Ni móże bëc! Mëszla so: je plac dló mie! Móże to buszno a wëniosle wëszło, në w żëcym tak prawie je. Czej człowiek je nie-wësoczi, tej on muszi wësok mierzëc, bo jak ón óstnie na dole, przë zemi, tej gó jin-szi mogą miec chutkó zdeptóné. Jó prawie cos ó tim wiém. Z drëdżi równak stronę, czej wëżi sa wléze, tej barżi badze bolec, jak sa zlądëje. Në, tak je zrëchtowóny nen świat. Wiéta wa, kuli jó móm jiwrów sparłaczonëch z tą moją wiólgóscą! Ni musza dalek szëkac. Na przëmiôr, czedës w kromie z kósmetikama bëła promocjo, nëkóm. Jo, te nôlepszé ë nótóńsze kósmeticzi są dze? Nôwëżi! Teró co jó móm zrobić? Öbzéróm sa, czë mie nicht nie widzy i spósoba na trzë (róz, dwa, trzë) jó chcała dosköczëc do tegö wëbrónégö krému na zmarszczczi, le cos mie nie weszło i... blós béł trzósk na całi króm. Lëdze sa do mie zbiegłe, cobë mie retowac. Na szczescé mie sa nick nie stało, blós mie nen krém na gubë prosto na łeb béł spadłi. Öchróniórz jesz mie na kuńc rzekł, żebë jó czasa nie chcała sygnąc pó nen wióldżi, niemiecczi proszk do pranió, bo móga tego nie przeżëc... Jinszégó razu jó bëła na góscënie u móji drëszczi Agnésë, óbaczëc ji nową chëcz. Chałpa jak z bójczi, wszëtkö na wësoczi łisk. Agnésa mie rôcza bënë. Wiéta wa, teró wszëtcë w tëch nowëch budinkach mają kuchnia raza z pańską jizbą. Në, ona téż tak mô. I co jô widza! Miast stołu je „wëspa", miast zwëkłëch stołków są taczé wësoczé, co mają nodżi wëżi möji brodë. Jak jô móm terô na to wlezc? Jezës köchóny, zôs na trzë? Przëca to sa nie dô! Wzéróm na te stółczi i na te nowé marmurowe kachlë na podłodze i jem całô mökrô, bö móm w pamiacë jesz nen króm. Na szczescé Agnésa mie wëbawiła i kawa postawiła na ławie przë zófie. Pora lat do tëłu jô bëła zapisónô na kurs na prawo jazdë. Tam jó sa dopierze nasłëchała ód möjégö instruktora. Ön mie baro chcół ódnacëc ód jazdë autoła, le nié ze mną ta-czé numrë. Jak jó cos robią, to musza to skuńczec. I zrobić to tak, żebë sa późni nie sromie. - Wastnó Ölga jinszich czerowców badze straszëc, doch oni pómëszlą, że autół sóm jedze, bez szoférë! - tak ón mie wcyg prawił. Na pierszi uczbie za dalek bëłë dló mie na-wetka te deptë hamulca a gazu. To bëła prôwdzëwô gimnastika. Jak nen instuktór sa cesził, a mie sa tak pó prówdze chcało rëczec. Na póstapną uczba jó bëła mądrzészô i wzała jem so pódëszka, cobë wëżi sedzec i lepi widzec. Instruktor miół wiôldżé óczë, bó na tim zôgłówku béł malënk z buczką Pepą z ti bójczi dló dzecy. I tak do dzysdnia so pó Kaszëbach wanożimë, jó i moja Pepa, dló bezpieku jinszich czerowców, cobë nie bëlë wërzasłi, że autół sóm jedze. Widzyta, jak môłé białczi muszą bëc óbmëslné, cobë jaczims spösoba przeżëc w nym wiôldżim świece. Nógórzi równak je, czedë lëdze ni mają dló mie uwôżaniô- Në bó co takó môłô białka möże ó tim, a ö nym wiedzec... Nawetka mój tatk to gôdô, że ón bë na mie mógł jesz dostać 500+, czejbë sa w urządzę w dokumeńtach nie póznelë-Jinszim raza jô bëła na geburstagu u cotczi Anë. Pósadzëlë mie naprocëm jubilatczi i drëdżi cotczi, Adelë, tej słëcha jem, co one do se prawiłë. Jedna do drëdżi gódó: - Ana, jó móm do grobu wszëtkó dówno so przërechtówóné, trëma je wëbrónô, óbleczënk i bótë téż, nawetka nólepszą tasza móm so wëbróną - gódó cotka Adela - bó czejbë mie ten mój wëszëköwôł, to jó bë sa mógła tam z górë nie póznac. Na to ödzéwô sa cotka Ana: - Jó jida z dëcha czasu, na co mie je trëma, jó chcą bëc spôlonô i póchówónó w taczim malinczim a strzébrznym gronku. Doch żól mie je nowégó öbleczënku do zemi, wszëtkö i tak robóczi zjedzą! Jó tak zdzëwionô słëchała i pömëslała jem so, że te starsze białczi to na smierc mają taczi barżi prakticzny pózdrzatk. Z tegó filozoficznego zamëszleniô wërwôł mie wuja Frac, slëbny cotczi Anë: - Dzeckó, nie słëchój, co one tam prawią, ta moja białka to ju piąti róz sa na nen drëdżi świat wëbiérô. Wszëtkó mô so dôwnô przërëchtówöné, blós wiedno mó cos do zrobieniô. A jô czekóm i czekom - prawił mie wuja. Wuja Frac czëtô téż wiele mądrëch ksążków. W jedny ón mô wëczëtóné, że pó dwadze-stim piątim roku żëcô lëdze sa zaczinają kurczëc, a wszëtkö bez jaczés kolagenowe nitczi, chtërnëch je córóz mni i mni. Wuja zdrzół na mie, jakbë widzół óczama wëóbraznie, że wedle ti mëslë to ze mie na starosc óstónie taczé malinczé, pómórloné krósniątkó. Móże i uczałi mają prówda? Jó jak jó, le co mają tedë pówiedzec chłopi. Lepi wa sa zastanówta, czë wórt je tak długó żëc, czedë to sa wszëtkö nama tak skurczi. Jo... i tak mie wuja Frac bolesną prówda ó żëcym głośno pówiedzół. Na sóm kuńc jó bë chcała wama rzeknąc, że wedle mie, tak pó prówdze nie je wôżné, czë më jesmë wësoczi, czë nisczi, przeca më wszëtcë tam na górze badzemë równy, bó do nieba jidze leno dësza. Jó jem gwësnô, że mółi człowiek téż mó wiôldżé móżlëwóscë, leno muszi mócni chcec. Nôwôżniészé równak, co bë tuwó, w nym świece, nalezc dló se dobri plac z dobrima lëdzama wkół. Tëde më so dómë rada z wszëtczima procëmnoscama żëcó. Żlë môsz stara, tej jidzesz w góra! I tegó jó wama i sobie żëcza. Bóg zapłać. 5 g Plesta z Gniéżdżewa 5 aft Z Józefa Roszmana gôdô Róman Drzéżdżón. Latoś starą Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie, köl wspiarcô Dodomu Kulturę we Wielu ë Östrzódka Kulturę w Gminie Puck weszła płatka z roszmanowima gôdkama „Jachtë... z Plestą". Czedë so zaczała Twöja binowô kariera? Jô miôl 17 lat, czedë jô wëstąpil na pierszim Fölkloristicznym Jôrmarku w Pucku, a to dzaka bibliotekarce z Pôlczëna, Magdalenie Płomień, jakô dozéra kaszëbską kultura, a przëcyga do te mlodëch. Ta bëla takô fejnô atmosfera kol ni. Na tim Jôrmarku jô dostôl główną nôdgroda öd Augustina Dominika, Anë Jarzaböwsczi a Bronisławę Rôdczi. Sta-nislôw Okóń, mie sa zdaje, téż tedë bél... A tej, jak jô miôl 23 lata, jô bél ju żeniali, jô jachôl na drëdżi könkurs do Wiela. Ö pierszim jô nie wiedzôl. Tedë główną nôdgroda miona Heronima Derdowsczégó wëgrôl Zdzyslôw Dawidowsczi spód Kartuz, a jô miôl pierszi plac. Tedë bez przerwë jô jezdzyl do Wiela bez 20 lat. 10 razyjô nie bél, a latoś jô bél 31 rôz. Jednégö roku jô dobél nawet trzë nôdgrodë-w kategorie Derdowsczégö, Brusczégö, a tej jesz nôdgroda publëcznoscë. Chtëż béł dlô Cebie wzora? Mój ópa, Jan Lipke - ten rozmiôl zmëszlac a opowiadać. Na geburstagach ön pöwiôdôl, pód wieczór ö straszkach, taczé wiesolé do pösmianiô. Jô ta póra pamiatóm gôdków ópë. Ön téż pöwiôdôl ó jachce na dzëka, le kąsk jinaczi, jak jô to gódóm. Jô sa niżódny gôdczi nie ucza na pamiac, temu wiedno gôdóm kąsk jinaczi. Wiôldżim autoriteta bél dlô mie Augustin Dominik, jô sa wzorowôl na jegö gôdkach z naszich strón. Mie wiedno jegö historie czekawilë. Më czasa raza z nim jezdzëlë do Wiela. Dzysô Të jes wzora dlô jinëch, wadzy to Cë? Janusz Prëczkówsczi je dobrze zapöwiôdający 7 gawadzôrz. Jô czëtôl w „Pomeranie", że jô jem dlô niegö autoriteta, ön wszëtczé te möje gôdczi znaje i sa na nich wzorëje. Terô chca jezdzëc do Wiela leno pöslëchac jakö gösc „mlodi gwardie". Kö mómë bël-nëch gawadzarzi - Janusza Prëczköwsczégö, Karolëna Keler, Ana Gleszczińską, Halina Wréza... ë ta co latos wëgrala Ölga Kuklińsko. Të môsz głowa ful wszelejaczich udbów, chce so Cë jesz co robie? Jô grôl w wiele kapelach, chöcbë „Klon", „Pomerania", örganizowôl könkurs „Bë nie zabëc möwë starków", wëstapöwôl w kabarece „Bëlôk", jaczi rëchtëje „Topienie wagörza" w Gniéżdżewie. Nôbarżi jô sa cesza z „Kaszëbsczégö brëmzowaniô". Latos to mdze ju piąti rôz. Je corôz wicy tëch, co grają na brëmze. Czedës köżden knôp grôt na brëmze, do krów paseniô, a to je taczi fejny jinstrumeńt, w tasza móg so wlożëc a wszadze zagrać. Co Të môsz jesz w głowie? Wëtrzimiôsz Të doma bez robötë? Jô móm wadzarnia kupione... Na drëdżi rok jô jida na emeritura, a më chcemë z białką wadzëc swójsczé wörztë, rëbë... A tej nama z białką sa marzi piéck do chleba ë taczi tra-dicyjny, jak bëlo przódë lat, chleb piec dlć> se, dlô familie. Chca wrócëc do robieniô rożków... a jak czasa chto przëjedze, pósedzec, pogadać, jezdzëc pö kaszëbsczich imprezach... i tak to wëzdrzi. Ödj. ze starnë http://belok.kaszubia.com 8 Kaszëbskô dëchôwô częsta Je ju tradicją, że öb lato w snôżim ögardze Felicje Bôska-Börzëszköwsczi w Łubianie zbierają sa lëteracë, lëdowi artiscë i wsze-lejaczi lubötnicë kaszëbsczégö słowa. Latos to zeńdzenie bëło 13 lepińca, a w organizacji pömôgało Szôłtëstwö Łubianô i Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie. Latosé potkanie w ögardze wastny Felë bëło jesz barżi öglowöpömörsczé jak wiedno. Pöjawilë sa Kaszëbi, Köcewiôcë, Börowiôcë, a - jak mô akurôtno wërechöwóné góspö-dëni zéndzeniô - przëjachelë gösce z Czëcz-ków, Czerska, Stôri Cziszewë, Chwaszczëna, Dretinia, Kóscérznë, Roköcëna, Slëwiczków, Chöniców, Könarzënów, Przedköwa, Brusów, Gduńska, Körnégö, Lepińców, Wej-rowa, Łubiane i Lëpusza. Bëlë westrzód nich dzecë, młodzëzna i starszi, tradicyjno nie felowało absolwentów Kaszëbsczégö Öglowösztôłcącégö Liceum w Brusach, gdze ju ód wiele lat szkolną je prawie F. Bóska-Bórzëszköwskô. Zaczało sa ód pówitanió i przedstawienió bëtników, óbezdrzenió kroniczi i ódjimków z uszłëch pótkaniów. Późni swoje „piać minut" (a tak pó prówdze wicy) mielë lëdowi artiscë - Regina Białk, Jirena i Mark Zagór-scë, Riszórd Rosławsczi, Karolëna Bóber, chtërny pókózelë swoje dokazë i ópöwiôdelë ö swóji robóce. W lëteracczim dzélu pótkanió swoje tekstë (napisóné prawie na łubiańscze zeńdzenie) czëtelë: Aleksandra Dzacelskó-Jasnoch, Kazmiérz Żarsczi, Halina Wréza, Karolëna Keler, Katarzëna Główczewskô i Wójcech Mëszk. Bëłë téż jiné dokazë - napisónéju përzna rëchli, ale prezentowóné na zéhdze-nim. Czëtelë je: Tómk Fópka, Felicjo Bóska-Bórzëszkówskô, Ana Glëszczihskô i Anielka Makurót. Wórtnym dzéla pótkaniô bëłë ópówiescë bëtników ö jich codniowi robóce: ó dze-janim na dretińsczi zemi i warköwniach w Dodomu Pólsczim w Zakrzewie (Joana Gil-Slebóda), ó tłomaczënkach z rusczégó jazëka na pölsczi (Éwa Lachówskô-Żarskô), ó roböce w parce Kaszëbskó-Pömörsczégö Zrzeszeniô w Chönicach i teatralnëch dzejaniach (Janina Kösedowskô), ö roböce w „Pomeranii" i sparłaczonyma z nią lëdzach (Bogumiła Cërockô), ö swöji drodze do kaszëbiznë (Pioter Widłaszewsczi) i ö turisticznëch wôrtnotach i miłoce do Kaszëb (Maria Wróblewskô). Jak wiedno bëło téż co do jedzeniô i co do picô, ale przede wszëtczim potkania w łu-biańsczim ögardze to dëchöwö-kaszëbskô częsta! A najim czëtincóm bédëjemë jeden z tekstów, jaczi östôł przërëchtowóny prawie na latosé zeńdzenie. Jego autorką je Halina Wréza, a öpöwiôdô ö dradżim czasu „wëzwöleniô" przez Czerwoną Armia i tragedie wëwiozłëch na wschód. (am) na spodlim tekstu Felicji Bôska-Börzë-szkówsczi Ödj. z facebookôwégö profilu: Lëteracczé Zeńdzenia w Łubianie Halina Wréza Réza tekst przërëchtowóny no łubiańścze zéhdzenié w ögordze F. Bôska-Börzëszköwsczi w 2019 r. Béł nowember 1943 roku. Ópa wstôł z łóżka złi jak pies. - Cëż We môce taką munia? - letëchnö spita sa jego córka Ana. - Në móm, a cëż z tego? Wejle, córeczko, mie sa dzyso tak lëchö śniło. Wczora jô wi-dzôł, jak toczk robił toczëzna prawie pod naszą chałpą. To nie wskazëje na nick dobrégö. Nim wëbuchła wöjna, ón téż swidrowół pod checzą. - Ale, tatku, cëż wë gôdôce? Co mô ślepi toczk do nieszczescégó? Sadnijce do stołu, zjédzce frisztëk i mdze wszëtkö dobrze. Po frisztëku ópa sa cepło oblókł i szedł do chlewa. Jedną razą przëgnôł do chëczë i wrzeszczi. - Marija Józef! Ana, gdze są dzecë? Chutuszkó zebierz jich do grëpë, bo Ruscë do nas jadą. - Le spokojno, tatku. Cëż oni mogą nama zrobić? Doch jesmë dobri lëdze. Rabusze wlezie do chëczë, przewrócëlë wszëtkö do górë nogama. Szukelë Anienégó slëbnika, Jana. Ópa jima wëjasnił, że Jan je w niemiecczim pójmanim. Tedë delë póku. Za czilenósce dni wczas reno na pódwórk za-jachelë Ruscë furmanką. Kôzelë sa pakować i rëchtowac do drodżi. Anka z tatka wiedze-lë, że to może bëc jich óstatnó droga. Białka zwiną obleczenia w dwa pindelczi, oblokła cepło piać sztëk dzecy, sadła z nima na wóz i rëszëlë w droga. Ópa z różańca w race béł czësto bladi. Wërzucony z chëczë, zdrewniałi ód strachu todrowelë sa z Ruskama. Dokąd, tego nie wiedzelë. Wieczór bëlë we Wejrowie na banowiszczu. Tam wnëkelë jich w bidlé wagónë, na fest zamklë, i cuch rësził. We wagonie bëło lëdzy jak sledzy w beczce. Wszëtcë stojelë, a pötrzebë fizjologiczne kóżdi załótwiół na placu. Lëché warënczi sprawiłë, że lëdze pôdelë jak muchë. Jedną razą westrzód łąków ban stanął. Ruscë wërzucëlë umarłëch z wagonów. Wërzucëlë téż ópa. Ance z żôlbë serce chcało paknąc. Za sztócëk bana jacha dali. Za dwie niedzele transport zajachół do Kazachstanu. Tam rusczima autama wiozlë jich do leżë wënëkanców, chtërna sa nazéwa Karabułak. Dzysdnia to nie je do wëöbrażeniô, jaką maka ti lëdze tam przeszłe. Cażkó robi-lë wszëtcë, nawetka dzecë. Długô zëma z 50-gradowim mroza, głód i wszë bëłë nié do strzimaniô. Ze świata zeszłë setczi lëdzy. Ance ze zëmna umarło dwóje tëch nôm-łodszich dzecy. Nóstarszi syn Paweł smutno zdrzôł na zrobiałą, zawszoną i chudą matinka. Wiedzół, że ona długo nie pócygnie. W głowie miół blós jedna mësla: Jakbë tu wiornąc z tego piekła? Jednego dnia jódł na wieczerza zmiarzłé wrëczi i tej zaświtała jemu w głowie mësla... Wësmarowôł gaba szadzą, na głowa wsadzył czôrny czópk, na chtërnym miół przëszëté kózé rodżi. Do burczi przësził krowi ógón, wzął widłë w raka i szedł do budczi strażnika, wieczno napitego jak pruch. Knôp szturnął go w remia. Ten wëlakłi zawrzeszczôł: - Szto eto? - Eto czort - rzekł Paweł. - Wot czort, cziewo choczesz? - Të terôzka żiwca pudzesz w pieczelny ödżin. - Niet, niet! - rëczôł napiti Rusk. Zrobią wszëtkö, co chcesz, le mie nie bierz do piekła. - Tedë słëchôj, co do cebie gôdóm. Eżlë mdzesz dobri dlô wënëkanców, nie mdzesz jich bił i „kablowôł" do sztabu, jć> tu wicy nie przińda. Jak słowa nie dotrzimôsz, jidzesz do piekła. - Oczeń charaszo, czort, oczeń charaszo... Od tego czasu Rusk, eżlë nawetka cos widzôł, béł cëszi köta. Taczim szëka Anka z dzecama jedny nocë ucekła. Szła drogą przez maka. Jedlë kóra z drzewów i körzónczi. Ostało ji le dwoje dzecy. Jedno umarło pod drogą na tifus. Teskniączka za öjczëzną i tatczëzną dodôwa jima möcë. Jak długö szlë, tegö nie wiedzelë. Przed gödama w 1946 roku przëszlë do swöjich chëczi. W dwiérzach stojôł zmiarti chłop z długą brodą. Anka gö nijak ni mogła poznać. To béł ji slëbnik. Redosc ze zéndze-niô bëła wiôlgô. Anka wëcygna z taszë wëgniotłi môłi öbrôzk Matczi Bösczi Swôrzewsczi. Postawiła gö na stole i całô rodzëna dzaköwa Böżi mëmce za öcalenié. Swôrzewskö nasza Pani, kaszëbskö mëmkö... - köżdi dzén dało sa czëc Anczëna spiéwa. Aleksandra Majkôwskô A • M | A ■ \ . • • M . /V Swiato robota i swiato codniowösc we wiérztach Katarzënë Główczewsczi Do 30 séwnika organizatorze XXXIV Öglowôpölsczégö Lëteracczégö Konkursu m. Mieczisława Strijewsczégö żdają za tekstama. Öd 80. lat XX wieku są w nim nôdgrodë téż za kaszëbskôjazëkôwé dokazë. W lëpiricowö-zélniköwi „Pomeranie" zachacywała najich lëteratów do udzélu w tim konkursu Regina Szczupaczeńskó z labörsczégö partu Zrzeszeniô, a w ti „Stegnie" chcemë sa przëzdrzec dokazóm wëprzédnionym w 2017 r. Rok w rok wszëtczé nôdgrodzoné tek-stë są publiköwóné w specjalny ksążecz-ce-antologii namieniony Konkursowi m. Strijewsczégö. Czetińcowie mogą je téż nalezc w internece na starnie http://www. biblioteka.lebork.pl/ogolnopolski-konkurs-literacki-im-mieczyslawa-stryjewskiego/ nagrodzone-teksty/. Je wiedzec, że są tam i kaszëbsköjazëköwé dokazë, ale naji czetińcowie mato czedë zazérają do tëch publikacjów. A szköda, bö czasto są to wórt-né tekstë. Na szczescé, wszëtczé usôdzczi wëprzédnioné łoni östałë ju öpubliköwóné téż w jinëch placach. Péda Kristinë Léw-në (dostała nôdgroda Partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô w Labörgu) ukôzała sa w „Stegnie" i tam bëła ju omówiono, a wiérztë Adelë Kuik-Kalinowsczi - Narodzënë, Pörénk, W möjim ogrodzę i Kölibiónka, jaczé dostałë nôdgroda Öglowégö Zarządu KPZ, są w debiutancczim tomiku ti pöetczi Z pola dodóm (Gduńsk 2018), gdze je téż posłów Stanisława Janczi namieniony ji lirikóm. Taczégö bôczënku ze starnë lubötników naji lëteraturë nie dożdałë jesz dokazë wëprzéd- nioné w 2017 r. Jurorzë nôwëżi ötaksowelë wnenczas wiérztë Katarzënë Główczewsczi i öpöwiôdanié Wöjcecha Mëszka. Öbëdwöje są dobrze znóny Czetińcóm najégö pismio-na, bö dosc regularno publiköwóné są tu jich tekstë. W tim numrze chcemë sa kąsk przëz-drzec pöeticczim usôdzkóm, jaczi dostałë nôdgroda Zarządu KPZ. Wëprzédnioné wiérztë pörësziwają rozmaji-té témë, ale zdôwô sa, że wszëtczé na jaczis ôrt parłaczi ze sobą mötiw prôcë i ji zna-czeniô w lëdzczim żëcym. Słowö „roböta", „zarobiałi" pöjôwiô sa w köżdim z sztërzech kónkursowëch lirików. Nôprzód we wiérz-ce Môti pöcerz mómë do uczinku z sakralizacją trëdu człowieka. Titlową codniową mödlëtwą je prawie roböta, a swiatô je nié leno óna, ale i ji wszelejaczé znanczi -np. zmöklëzna wedle liricznégö subiektu móżemë przërównac do swiacony wödë: nôpierwi zaczinô sa kropienim solë gbursczima remionama, rzucanim na sano Uj»Ówę a"«s?s?K» M'tQ«UWASTRy,£WSKIEOo lf,°«-«usro,ADAMl!,. kropelków biôłi swiacony wödë Takô cażkó roböta je bëlnym pôcerza, öbczas jaczégö człowiek nie brëkuje nick gadac. Czej badze ju „mökri i czôrny", to „wiacy ni muszi"... Póstapnô wiérzta je namienionô rakóm, na jaczich je czëc pôcha żëcégö. Żebë równak tak wöniałë, muszą zbierać „piósczi, pichë i pôchë lëftu", do czegö zôs je brëköwnô roböta, jakô „zamikô sa i ötmikô na rakach". Trzecô wiérzta ödwöłiwô sa do öbrazów z romana Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przigôdë Remusa, a ösoblëwie do skrów, jaczi seje Örmuzd: nen malinczi płom remusowi wëwidnij przed pöstapnëch öczama pööstałosc w cemnicë zamknij I tuwö równak wrôcô téma robótë, bö taczi ptom dostôwô sa i rozdôwô jinym zarobiałi-ma rakama. Trzimóny je ön „w gubach lewi raczi", a nié w głôdczich dłoniach. Czekawô je téż mësla ö tim, że nié wszëtkö möżemë öddawac lëdzóm. Bënômni nié öd razu... Dzélëk tegö widu wiedno muszi bëc köl naju. To „wiôlgô Möc", jaką mómë trzëmac köl se. Möże dlôte, że köżdi dzejôrz sóm téż brëkuje zdrzódła sëłë? Kö jak wszëtkö rozdô na lewö i prawö, co jemu östónie - zdôwô sa pëtac liriczny subiekt. Slédnô wiérzta Swiötnica je namienionô dodomöwi. Je ön swiatnicą „cëchöscë, łzów i uśmiechów", ale przédno kóscoła codniowöscë, jakô je wësłôwionô w roböce, w jadłi dzeń w dzeń wieczerze, w „zamkniacym umaczonëch öczów". Jistno jak w pierszim dokazu, tuwö téż möżemë gadac ö sakralizacji - tam robötë, a tuwó swöjégö dodomu i pöwszednégö żëcô. Poetka chwôli w tëch sztërzech könkur-sowëch wiérztach könserwatiwné wôrtno-të, znóné ód lat latecznëch w kaszëbsczim żëcym i lëteraturze, ale rozmieje to zrobic na dosc öriginalny ôrt. Wiele je w tëch do-kazach niespödzajnëch przërównaniów, cze-rowaniô mëslów czetińca do nieba i snôżotë, ale równak kuńc kuńców nié liriczné wzdich-nienia są tuwó nôbarżi achtnioné, a cwiar-dé chodzenie pó zemi, zmöklëzna, człowiek mókri i czórny ód robótë abó dodóm, gdze je përzna ódpóczinku i codniowó wieczerza. I w tim prawie je cało poezjo, cało liri-ka i unôszanié sa do nieba. Musz je leno to dozdrzec. A że autorka tëch wiérztów, wiele lat ro-biącô téż w „Pomeranie", nigdë nie ucékô ód prôcë, ósoblëwie dló kaszëbiznë, chce-më miec nódzeja, że ju wnetka doczekómë sa całego ji tomiku. Uznóny óbsadzëcelë Konkursu m. M. Strijewsczégó - Kadzmiérz Nowóselsczi, Wójcech Bóros, Małgorzata Bórzëszkówskô, Daniél Ödjia i Bożena Ugówska - ju dozdrzelë w ni „to cos". Czas na wicy... 13 Tómk Fópka Piesnie wanodżi Tekstë do muzyczi Szëmóna Kamińsczego Kólibiónka na krzëkwia Nie mda jô cë klëszków scyna Jaż dwanôsti miesądz minie Nie mda jô ôbcyna nokcków Jaż na świece tim mdzesz roczk ju... Nié grzebiónka, leno szczotką Dzegurza i knôp Czosac bada moje złotko Cobë główka ce nie bola Cobë ribka rosła möja... Dzegurza jak róża Usmiónô jak słuńce Cëgónka wëwróża Pötkac sa na łące... Pótkac sa na łące Bë pó sercu mie nie depta Czej mdze ustné moje dzeckó Bë na stôré móje latka Chóc co dozdrza swégö tatka... Zazdrzec głabök w öczë Świata rôz zakrącëc Widk miłotë zniecëc... Widk miłotë zniecëc Co sa stónie płoma Nie zgarają lëdze Że më sa köchómë... „Że më sa köchómë"-Wiater rozwióc zdążił Knóp jak malowóny Dzegurza jak róża... Dorada na droga Pöjkôj, Synku, pökôża Cë Stegna, Ta, co prosto prowadzy na świat Pötkôsz lëdzy tam, biéda niejedna I niejeden mdze wanożny czap... Nierôz badzesz namiszlôł sa w drodze Kądka jic, chtëren wëbrac môsz szlach Wiédzkôj Synku, że pöswia Cë przodzy Möja gwiôzda, bë görnią Twą ba... Czedë czëpë dobadzesz nôwëższé A nieznóny człek gôdac mdze - Wë Wspomnij öjca, co wiele lat rëchli Taczé słowa do Synka béł rzekł: Pöjkôj, Synku, pökôża Cë Stegna, Ta, co prosto prowadzy na świat Pötkôsz lëdzy tam, biéda niejedna I niejeden mdze wanożny czap... Na rozchödnym Na rozchödnym pödôsz mie raka Swiôdka badze nóm brzózczi köruna Wezdrza w öczë serca udraką Pödzakuja za droga pôspólną... Na rozchödnym... Nie płacz, terô smiéchu nóm trzeba Co rozgoni kömudnoscë blónë I pözwöli w klôtce zasztëkac Lop wseczëców, bö nie ba nóm dóné. Na rozchödnym... Namienioné nie bëło szczescé Cëchô redosc szła w głośną jadłoba A wspomnienie całé sa miescy Na ödjimku, dze jesmë ze sobą... Na rozchödnym... Czej Cebie ni ma Czej Cebie ni ma Nawetka kropelka deszczu je môrza, môrza... Czej Cebie ni ma Köżdô sekuńda trwô gödzënë dłëżi, dłëżi... Czej Cebie ni ma Ptôchë swą nóta gubią w spiéwanim, w spiéwanim. Czej Cebie ni ma Kądka móm jic do Ce, Nôwiakszi Panie, Panie... Czej Cebie ni ma Ni móm ju wiacy pëtaniów... Panie... Nie mda robiec nick a nick! Nôwôżniészi w chëczi piéck! Mie nie leżi żódnô sla Taczi ze mie hulała! Nie pômöga starce, nié! Głëchi jem na jinëch krzik! Co, że na mie wzérô tak Taczi ze mie hulała! Sznapsu wëpic, dobrze zjesc Tegö mie sa terô chce! Tej so puda smaczno spac Taczi ze mie hulała! Jak pô smiercë przińdze czas, Dze mô Swiati Pioter dac - Biôj, dze diôbłów żdaje rzma Taczi z cebie hulała! Hana Makurôt-Snuzëk Wiérztë dësza upadła na spódk lëstopadnika czasju nôwëższi sa przëznac chöc je to smutné jak ô tim pömëslec jô szła bezmionowô i nieznónô pnącë sa na wësoczich hawsëcach przez zarosłą noc w dniu czedë nie bëło zôczątku 40 stapniów minus piać lat przódë wësokô stażëna Strachu Cemna i Zëmna miało sa na wöjna prusził deszcz lôł sniég wszëtkö podało a jem tuwö słuńce nié za baro widza całim cała jem czëła za to umierające gwiôzdë ale czej jem je czëła tej jem nie czëła wierzëć jem chcą w aniołë ale czej jem wierzëła gwësnosc znikała jem umierała nigle zdążëła öżëc z öbecnoscë jem pösëwa sa w nieöbecnosc midzë chëczozgliszczama mrok scekôł mie z nosa półprzitomno splëgawionô jem wiedza że gwôłtownosc je kategorią czasu nimo to jem naprażëła sa i zatrzasła jem pobladła wëchudła wklasła jem spadła köżdim möjim dzélka tak dokładno na bezgruńt że jem chcą sa jaż przespać wieczno jem czajiła sa pö zmiartëch nórtach möże përzna jem żëła tak czejbë to miało cos znaczëc nimô to jem nie rozmia równak dérowac na zawołanie jem zaczała przërëchtowiwac sa do pogrzebu dëszë upadłi na spódk lëstopadnika minało 1046 dniów minało 1046 dniów jinëch nigle tamten jem stanała za régą pö lepszi czas jaczi nie nadchôdôł nimô wszëtkô jem zapuszcza sa w głąb przemierzające séc przëcasnëch kôrëtarzów jem wcëska pôlce w zżatą cemnota chcące zrobić dzura w widzę dërcha dërch nicht nie gasył mégö płaczu jem widza pögrzebë w niebie jem wbija zdrok w dno blónów i zbiera jem kuszniaca smiercë w nocny czôrnoscë tak möcné że lëpë pakałë cojôz wëżi jem wrzeszczą na obrazach pötemu przez lata malowa jem köszmarë, jaczé nimö to nie mijałë nawetka na zymk möje pôrtretë sa ze mie wëszczérzałë nëkałë za mną wëchôdającé z nich pötwörë ö przekrwionëch ślepiach i zwłoczi ptôchów z jaczima jem mieszka w öpuscony chëczë chorzała jem na wszëtkö nôbarżi skarżące sa na zbolałą dësza za köżdim raza jem spôda deszcza na zemia cobë biôtköwac sa téż ö gödnosc żôbów gwôłconëch w jich nielëdzczim strachu w ten wtórk bóla rozköpónô miłota wëzdrzała dlô mie leno za smiercą w szlachtowni dëszów uparto jem wbija östré pazrë w köżden centiméter skórë öblokłi remionama bezradno wëdłëböjącë splamienia i sromôta przenëkującë półgłupi strach całi czas jesz jem ödmôwia lëtania do smutku Karolëna Serköwskô Wiérztë dwiérze mómë dostóną szansa na nowi spik zmërgnienié öczów pö zbudzenim pödzyw malënku z wiôldżégö ökna żëcô nie öddôwómë bezswiądno lózy dwiérze codniowöscë östrzégają za nima wszëtkö krący sa wkół załóżmë różewé brëlë na słuńce cobë nie stracëc widu köżdą lëtra stôwiôj prosto bë nie zgubie udbë na sebie wëplatëja strach z jegö köszlë żebës w nas mögła mieszkać 24.05.2019 r. Dzaka Të jes mie dôł swójsczi lëft, jaczim möga chuchnąc w dim; swójską ksążka, co przenôszô w swiat dzëwów; swójską möwa, co skłôniô do uśmiechu mëslów; swójsczi dzeń ful brzadny robötë; swöjich lëdzy, jaczi pökazëją szëk w świece bez szëku; swójsczi chléb i jegö pôcha... pisadło, dzaka niemu môga wërazëc doznanie nié do ôpisaniô. Të jes to dobrze wëmëslił, chöc mie sa nié wiedno widzało. Terô czëja -to je mój czas. Małgorzata Wątor Móda we wiérztach Pôcórnica Białka co lubi pôcórczi Włosë krótko östrzëgłé miała. Na szëji mô pôcórczi. Na nogach téż! Ji kusô sëczenka bëła bez kôlnérza A na rakôwku miała kwiatë z krepinczi i Z czôrnëch perłów! Wcyg kölnérzk zastapiwô Opinka farbôwniô jedwôbu. Pôcórnica, Pötrafiła farwöwac płótno na wszelejaczé kôlorë. Tej-sej tak bëło z blewiązką. Chtërna mögła przëwiazac sa bliskö szëji jak chustka pöd brodą. Jôrmark dominikańsczi Żebë gustowno wëzdrzec Kaszëbi znelë téż szlipsë. ë chłopsczi öbleczënk. Chłop jak tak sobie wszëtkö dopasëje to wiedno sposobno wëzdrzi. Tedë möże téż ôblakac so w szlipsë ë ancuch na miara chtëren wedle miarë möże nabëc na jôrmarku dominikańsczim. Aleksandra i Dark Majköwscë Möja pierszô Biblio Wiôlgô wiara centuriona O słowach i uzdrowieniach Jezësa gôdelë midzë sobą nié leno Żëdzë. W Izraelu bëło wnenczas wiele rzimsczich urzadników i żół-niérzów, jaczi pilowelë porządku i mielë stara ö to, żebë nicht sa nie buntowół procëm cesarzowi. Öni téż bôczno stëchelë ö tim, co robił nowi Méster, jaczégö niechtërny zwe-lë Mesjasza. Jednym z taczich przedstów-ców Rzimsczégö Cesarstwa béł centurion w Kafarnaum. Centurion (abójinaczi setnik) béł wódcą wojska, chtërnému słëchało köl sto żôłniérzów. Nie béł ön Żëda i nie wierził w Böga Jahwe. Rozmiôł równak dobrze żëc z lëdzama i nawetka zbudowół synagoga. Lëdze bëlë mu za to baro wdzaczny. Zdarzëło sa rôz tak, że cażkó zachörzôł słëga tegö centuriona i niżóden dochtór nie roz-miôł gö wëlékarzëc. Rzimsczi wódca baro chcôł mii pömöc i pömëslôł, że wôrt ó to prosëc Jezësa. Czedë rzekł ö tim Żëdóm w Kafarnaum, ti pöszlë do Jezësa i rzeklë: - Pömóżce mu, Méstrze. Ön pö prôwdze je tegö wôrt. Nie wierzi w jedinégö Böga, ale köchô naji nôród i zbudowôł nama synagoga. - Zaprowadzëta mie do niegö. Uzdrowią jegö słëga. Czej bëlë ju krótko dodomu centuriona, ten wësłôł do nich swöjich drëchów, żebë pöwiedzelë: - Panie, jô nie jem wôrt tegö, żebë Wë we-szlë pöd mój dak. Nie jem téż wôrt tegö, żebë z Wami gadac, dlôte jem sóm nie przeszedł. Mai. M. Niebudek - Widza, że to baro pokorny człowiek - rzekł Jezës. A drëszë dodelë: - Centurion jesz prosył, żebë më przekôze-lë taczé jegö słowa: „Sygnie Wasze jedno słowó, żebë mój słëga béł znôwu zdrów". Jezës béłtim baro zadzëwöwóny. - Musza warna rzeknąc, że jesz nigdë jô nie widzôł i nie czuł, żebë jaczi człowiek miôł taką wiólgą wiara. A doch on nie je Żëda, ale pógóna, niewierzącym w Jahwe... Widzyta -pówiedzół do Żëdów - żebë östac zbawiony, człowiek ni miiszi bëc Izraelitą. Niejeden Żid trafi w cemnica, gdze nie uzdrzi Bóga, a pogoni z całego świata, jeżlë uwierzą, badą chwalëc Jahwe raza z wajima prastarkama -Abrahama, Izaaka i Jakuba. A do drëchów centuriona pówiedzół: - Móżeta wracac. Uzdrowią tegö słëga mójim słowa. I tak téż sa stało. Na göscënie u farizeusza Mai. M. Niebudek Jeden z farizeuszów, chtëren miôł miono Szëmón, rôcził Jezësa do se na môltëch. Czedë sedzelë köl stołu, podeszła do nich białka, jakô bëła wiôlgą grzesznicą. W race miała budelka z pôchnącym alabastrowim ólejka. Stanała przed Jezësa i tak płakała, że ji łizë spôdałë Mu na nodżi. Öbcérała te łizë swöjima dłudżima włosama, a późni kuszkała Jegö stopë i smarowała je ólejka. Farizeusz Szëmón zdrzôł na to wszëtkö i gôdôł sóm do se: - Ten Jezës je nibë wiôldżim proroka, a nie wié, że ta białka je grzesznicą. To sromóta, że pözwöliwô sa ji dotëkac. Jegö gösc uczuł te cëché słowa i rzekł: -Słëchôj, Szëmönie, cos cë musza pö-wiedzec - Gadôjce, Méstrze. - To historio ö jednym człowieku, chtëren miôł dwuch pöżëczników. Jeden miôł mu do öddaniô piacset denarów, a drëdżi piacdzesąt... - Jó zarôbióm jednégö denara ob dzeń, tej żebë spłacëc piacset jô bë muszôł robie i robie - rzekł głośno jeden z góscy sedzącëch wkół stołu. - Tim pöżëcznikóm téż bëło dragö óddac te dëtczi - pöwiedzôł Jezës. - Mielë równak szczescé, bö czedë ten człowiek widzół, że nie są w sztadze go spłacëc, darowôł jima i nie kôzôł oddawać. - To muszół bëc baro dobri chłop! - krziknął jiny gósc. -To prôwda. A terô móm pëtanié do cebie, Szëmönie. Jak mëslisz, chtëren z tëch dwuch pöżëczników badze barżi wdzaczny i barżi badze kóchół tegó człowieka? - Gwës ten, jaczi miół wiacy do öddaniô -odrzekł farizeusz bez namiszlaniô. - Mie téż sa tak zdôwô - pócwierdzył jego słowa Jezës. I dodôł: - Zdrzë na ta białka. Gôdôsz, że je grzesznicą i jô bë ni miôł ji pözwölëc pödchadac do sebie. Ale pömëslë: të mie nie dół wödë, żebë jô sobie umił nodżi pó wanodze, a öna öbmiwô je swöjima łizama. Të mie nie kusznął na przëwitanié, a öna dërch kuszkô möje stopë. Të nie nasmarowôł mie głowë ölejka, a öna smarëje móje nodżi. Ta białka möcno köchô, bo ódpuszcziwóm ji wiele grzechów. A komu mało sa ódpuszcziwó, ten mało köchô. Szëmón sa zawstëdzył tima słowama, bo pó prówdze ókózół swojemu góscowi mni miło-të i uwóżanió jak ta białka. A Jezës wiele jesz razy pókazywół, że chce pómagac grzesznikom, a nié jich obwiniać. Gódół, że przeszedł prawie do nich, żebë óni téż móglë bëc zbawiony i trafie do nieba. Potkania ze Zmartwëchwstałim Trzecégö dnia pó smiercë Jezësa, w nie-dzela, dwuch Jego uczniów szło do wsë, jakó sa zwała Emaus. Bëła ona kol 11 km ód Jeruzalemu, tej mielë wiele czasu, żebë pógadac so o tim, co sa wëdarzëło z Jezësa w óstatnëch dniach. Öbczas dro- dżi pödeszedł do nich jaczis chłop i zapitół, dlôcze są taczi smutny i ó czim prawią. - O tim, co sa stało w slédnym czasu z Jezësa - rzekł jeden z uczniów, co miôł miono Kleofas. - A co sa stało? - Nie wiész? Kö wszëtcë w ökölim gôdają blós ö tim. - Nie wiém. Cëż taczégö sa wëdarzëło? - pi-tôł sa chłop. - Jezës z Nazaretu, chtëren béł wiôldżim proroka, uzdrôwiôł lëdzy i mądrze nauczôł, östôł zabiti na krziżu. Wëdelë Gö na smierc naji arcëkapłanowie - ödpöwiedzôł Kleöfas. - A më mëslelë, że to prawie Ön je öbie-cónym przez Böga Mesjasza, chtëren wëbawi Izraela öd Rzimianów - dodôł drëdżi uczeń. - Kö w Swiatëch Pismionach je napisóné, że Mesjôsz badze cerpiôł, a dopierze późni pökôże swöja chwała i wiôlgösc - rzekł krëjamny wanożnik. - Möże Jezës prawie dzaka ti smiercë wëbawi Izraela i całi swiat? Czedë sa czëtô to, co napiselë ö Nim proro-cë, to zdôwô sa, że Ön chce uretac lëdzy öd grzechu, a nié öd rzimsczégö wöjska - tłó-macził. Uczniowie słëchelë i bëlë zadzëwöwóny mądroscą tegö dzywnégö chłopa. Czej do-szlë do Emaus prosëlë, żebë östôł z nima na noc i jesz kąsk pögôdôł. Ön sa zgödzył. Se-dlë raza do wieczerze, a czedë nieznajemny pobłogosławił i pödzelił chléb, pöznelë, że to je Jezës. Zarô pö tim zdzinął jima z öczów. - Kleöfasu, jak to sa stało, że më dorazu nie wiedzelë, że to je Méster? Kó nicht jinszi nie znaje tak dobrze Swiatëch Pismionów i nie rozmieje jich tak tłómaczëc. - Téż tego nie wiém. Chcemë zarô jic nazôd do Jeruzalemu i pöwiedzec ö wszëtczim Piotrowi i jinym. A czedë wrócëlë do miasta, nalezlë jed-nósce apósztołów (ókróm Judasza, chtëren zdradzył Jezësa) i jinëch uczniów. Zeszłe sa öni raza i gôdelë, że Pón po prówdze zmar-twëchwstôł, bö ukózół sa téż Szëmónowi Piotrowi. Ob wieczór Jezës zós przeszedł do uczniów. Uzdrzelë Gó w jizbie, chóc dwiérze bëłë zasztëkóné i nicht nie czuł, żebë chtos je ódmikół. - Mir warna - pówiedzół. Wszëtcë sa uredowelë, ale i përzna wërzaslë, bo nie bëlë gwës, czë nie widzą dëcha. Jezës rzekł: - Czemu môta w swójich sercach strach? Wątpita, że to po prôwdze jô? Zdrzëta na moje race i stopë: to jo jem. Móżeta Mie dotknąć. Duch ni mó cała ani gnótów, a jó móm. A czej widzół, że dali mają wątplëwötë, póprosył, żebë delë mu cos zjesc. Pószmakół përzna rëbë i rzekł: - Dëchë nie jedzą. Jó nie jem niżódnym dëcha. Pó prówdze jem zmartwëchwstôł. Dopierze terô uczniowie bëlë gwës, że stoji przed nima żëwi Jezës. Öbczas tego pótkanió nie bëło jednégó z apósztołów - Tomasza. Czej öpówiôdelë mu ó tim, że ódwiedzył jich zmartwëchwstałi Méster, ni mógł w to uwierzëc. -Jak sóm nie uzdrza dzurów pó gózdzach w Jegó rakach i nogach i nie włożą tam swöjégö pólca, to nie uwierzą. Pó ósmë dniach Jezës zós pókózół sa apósztołóm. Tim raza béł z nima téż Tomósz. - Dój mie swój póle. Możesz Gó włożëc w plac pó gózdzach, a raka w mól, gdze żołnierz przebił mie bók - rzekł Jezës. Ale Tomósz ju nie chcół nick sprawdzać. Uwierził zaró, jak leno uzdrzół Méstra. Pówiedzół leno: - Pón mój i Bóg mój. Gail Olsheski Kaszëbsczé ôpöwiescë KASZUBY Farmer Road Gail Olsheski urodzëła sa 6 gödnika 1950 r. wRillaloe, w kanadijsczim stanie Ontario, 13 km od Wilna. Ji rodzëzna tak ze stronę matczi, jak i ojca pöchödzëła z Kaszëb. Ji przodkowie wëemigrowelë do Kanadę: w 1858 roku ze stronę matczi Szczypior/Chip-pior (kasz. Szczipiór), a w 1872 roku ze stronę öjca Walk/OIsheski (kasz. Walk/Walkusz, Ölszewsczi). W wiele krajach, pod miona Gail Henley (bö wëdôwca béł dbë, że taczi lëterac-czi pseudonim möże pömöc w promocji i marketingu ksążczi), ukôzało sa tłómaczenié ji pierszi pöwiescë Where the Cherries End Up, midzë jinszima téż w pölsczim jazëku w przekładze Béatë Janiżanczi pod titla Co się stało z wisienkami (1985). Spitónô, czë sa czëje kaszëbską pisôrką, odrzekła, że jo, bö w swöji ksążce öpöwiôdô prôwdzëwą historia, jakô dzeja sa midzë 1950 a 1970 roka w kanadijskö-kaszëbsczi spölëznie, a je to cząd öd ji urodzeniô do czasu, czej z wiôldżima jiwrama sa z ni wëdosta, rojącë ö wësztôłcenim i nowim żëcym w wiôldżim gardzę. „The New York Times Book Review" w 1979 r. bédëjącë dokôz Gail napisôł w recenzji, że je to „jeden z nôlepszich debiutów roku. Ö nôbarżi dradżim dzectwie, jaczé le może sobie wëöbrazëc. Muszebné do prze-czëtaniô". Dzysô na nowö pöwrôcô jakno pisôrka krótczima öpöwiescama ö Kaszëbach zeza oceanu, bë nama przëbliżëc jich kawie w Ka-nadze. I. Öpöwiescë i rozskacenia Tak wiele wëdarzeniów przëchôdô na mësl, a nie je nijak wiedzec, skądka öne wszétczé sa wzałë. Do klôsztoru öna szła jesz jakno młodé dzéw- cza i żëła tam całé swöje żëcé. Nowicjôt zaczała w Pembroke, diecezji naszich klôsz-torniców i nigdë nie bëła nigdze jindze, nigdë téż nie öpuscëła diecezji, a przëbëcé do na-szi parafii bëło jediną ji rézą pöza klôsztor- r* i nyma murama. A równak, pöd mączköwóną napierśnicą ji habitu, w ritm serca biłë pöwiescë. W naszim parafialnym klôsztorze nie pötikałë nikögö ökróm nas i sebie samëch, a całe noce sa mödlëłë i niglë póreńczny wid sa rozswiécył, ju zôs bëłë przë mödlëtwie. Przez szköłowi deptownik më möglë öbaczëc, gdze bëła ji jizba. Leno te nôpöböżniészé miałë swöja włôsną klôsztorną cela. A bëła öna baro skrómnô. Më wiedzelë, że w ti jizbie bëło leno môłé łóżkö i wiôldżi krucyfiks na scanie. Tam öna wiedno klęczała. W świata to mögło bëc trzë dni jeden pć> drëdżim. Wiedzec téż bëło, że czasto pöscy i tedë klëczi nawetka dwanôsce gödzënów. Podłoga bëła z délów, czëstô, ale do klëcze-niô cwiardô. Bezustôwno nosëła cażczi czôrny habit, do köstków dłudżi, a pöd nim grëbé, czôrné strefie, chtërne bë mögłë dac ulga w klëczenim, ale gwësno öna je zjimała, bë ni miec pöczëcô winë z tegö uletczeniô. Doch nie chödzëło ö wëgödë w tim pösce czë w mödlëtwie, a nawetka pôra stréflów mögła sprawie, że dlô ni to póswiacenié bëłobë za môłé. Habit béł cażczi, ale nick nie bëło cażészé jak ten metalowi lińcuch, öbwiti wkół pasa, z czôrnyma, drewnianyma pócora-ma, zwieszający sa wzdłuż ji uda. Muszała sa zdebło udżąc, czej chcała dosygnąc krzi-ża zaczinającégö różańc, chtëren wisôł ju pöniżi kölanów. Pôcorë bëłë z drewna cypri-sów ze Swiati Zemi, bë nigdë nie zabôczëła, że z tegö samégö drzewa béł zrëchtowóny krziż ukrziżowaniô. Trzeba bëło möcë, bë cygnąc jedna dzesątka różańca pö drëdżi, z nieubëtną mëslą, czë bë sa mögło zda-rzëc, że öpuscy dzesątka i nawetka tegó nie zmerkô, a tej wzdichó z ulgą pö wszët-czich piać dzesątkach. Ale wcyg jesz cze-kałë dwa póstapné różańce pó piać dze-sątków do zmówienió, ale nawetka to jesz nie óznóczało kuńca, kó muszała ódmówic różańc jesz róz przed wieczerzą, pó wieczerze i przed spanim. Wiedno i wiedno ji polce przesuwałë jedna kulëstą pócórka pó drëdżi. Ten drewniany lińcuch nie béł zjimóny, czej klęczała w swóji jizbie. Dali wisół óbwiti wkół ji pasa, coróz cażészi i cażészi, a óna bëła co-róz słabszo i słabszo ód pószczenió. Temu prawie drago bëło pójąc, że óna mó tak wiele historiów do ópówiedzenió. One za czasto nie gôdałë ze sobą, bo kóżdó z nich, a bëłë leno sztërë w klósztorze, mia to samó do zrobienió. Wszëtczé żëłë w swójich jizbach, mödlëłë sa i póscëłë. Jeżlë sa pótkałë w kuchni, tej bëłë zajaté robienim kómunijnëch höstiów, jaczé za-nôszałë bez podwórze do köscoła, abó téż czëszczëłë statczi, prałë, mączkówałë, płatowate wôłtôrzową bielëzna i ksażé albë. To bëłë swiaté óbówiązczi, öznôczającé, że sa modlisz robótą. W co dzeń bëłë dwie msze swiaté, a w niedzela trzë. Parafianowie dosc chutkó zbrëkówelë hostie, a wółtórzowó bie-lëzna i ksażé biółé obleczenia muszałë znów bëc próné, mączkówóné, platowóné, bë bëłë wôrtné celebracji, tak jakbë köżdô zwëczaj-nó mszô ódprówiónô köżdégö zwëczajnégó dnia bëła dëcht jak ta nôpierszô abó jak östatnô w żëcym. Tak tej jich robota ni miała kuńca. Bëło to w latach piacdzesątëch, wszëtkö bëło robione raczno, bez maszinów. Kuchnio muszała bëc wësterilizowónô, nim zaczało sa robie casto. Dali, ostrożno, kóżdi swiati ópłatk trzeba bëło raczno wëtłoczëc. Zaóstałó resztka ópłótkówégó casta bëła dokładno wëskrobónô i zgarnionó w miska do wmiészaniô w póstapné zaczënienié casta w klósztorny kuchni. Swiatokradztwa bë bëło wërzucenié resztków öbczas czëszczenió blatów w kuchni. Më wiedzelë, że w te wszët-czé lata nie zmarnowa sa nawetka ókrëszëna powstało z óczëszczony mączi wëmiészóny z wódą. Do jich obowiązków nóleżało dbanie o swój klósztór, parafialny kóscół i nasza ka-tolëcką szkóła. Ni miałë niżódny pomoce ani zôpłatë czë ófiarë, a doch nawetka nômiészi wek gurków béł przekazywóny na plebania. Dlóte më wiedzelë, że to nie bëła kuchnio do ucztowanió, i téż stądka më bëlë przeswiôd- 26 czony, że nôwôżniészim dzéla jich dnia bëło klëczenié i mödlëtwa w swöjich jizbach. Ale skądka sa brałë te wszëtczé öpöwiescë? Tim, co nas tak rozskôcało w nëch ópó-wiescach, bëła jich urzasnota. Më zamie-niwelë sa w słëch czëjącë, jak straszno draczony bëlë pöwëcygóny z nôbarżi krëjam-nëch nórtów kóscołów, skłódköwóny lińcu-chama, znëkóny jak bëdło i wrzucony w lochę. Ani jednégö ksadza nie óbszczadzëlë. A bëłë to jich dni óstatné, w za môtëch celach, gdze nie bëło czim öddëchac - tak za-czinałë sa ne öpöwiescë. W najim mëslenim wöjna bëła czims, co zdôrzało sa gdzes dalek, gdzes w świece, bö më tak pö prôwdze nigdë ni mielë nick czëté ö wojnie, zanim më nie pöznelë tëch historiów. Umierający z głodu pójmańce zjôdelë swöje nokce. Czedë jeden z ksażi nalôzł wërzuconą tubka pastë, niglë östôł zôs cësniony do swöji maczelny celë, chöwôł ja przed strażnikama, cobë mu ji przëtrôfka nie wzalë, i bë mógł ja dac umiérającyma z głodu skôzónyma. Dobrze wiedzôł, że öna jima pömöże przedërchac chöc jesz jeden dzeń, nawet jeżlë jegö bë mielë za to zabić. Jinszi barżi brëköwelë ti pastę niżlë ön, bö öni sa mödlëlë ö swöje żëcé, a ön za swöja dësza, abë nie umarła przed nim. Czej nalôzł malinczi sztëczk cynë zrobił z niegö krziż, a tej na scanach celë wëdra-pôł nim różane, i chöc przë kóżdim „Zdrowaś Marija" pakałë i łómałë sa krëché gnôtë jego pôlców, dësza nie pakła. Taczé historie ona öpówiôdała. Zdrigającé öpówiescë o chwalebnym pöswiacenim. A czej strażnice rągelë z nich za wëstôwia-nié samëch se zamiast jinszich rëczącë, że to co zrobilë, nijak jima żëcô nie uretó, ksaża stanalë régą pierszi, bë przejąć łaska złożeniô öfiarë z se. Skarnie sostrë Therisitë sklëniałë buchą dlô tëch herojów. Öpöwiôdała te historie z taczim szczescym w głosu, z wiôldżim pödzëwa dlô tëch herojów wöjnë. Bö to bëlë herojowie. To bëłë dradżé öpöwiescë czasu wöjnë. Ti herojowie pierszi öddelë swöje żëcé. Umerlë, ale zachöwelë wiara. Më sa dzëwöwelë, jak to je möżebné, że pö wöjnie jesz jaczis ksaża zaöstelë, tak wiele bëło wëbitëch, a tim co po nich zaöstało, bëłë te öpówiescë. A czejbë tëch historiów nigdë nie öpöwiedzała? Bëłë to lata piacdzesąté, a më, ji uczniowie, mielë po dzesac lat i chödzëlë do katolëcczi szkółë Swiatégó Józefa na Kaszëbach w Ka-nadze1. Më ni mielë zdrzélników ani gazétów. Më mielë leno sostra Therisita i to bëła nasza edukacjo. Ona przeniosła nas w świat öpöwiôdaniów, a prawiła jak natchnionó bez Swiatégö Dëcha. Czedë ona zaczinała, më czëlë sa dzéla ti wöjnë, më sa grużdżałë jak torturowóny katolëcczi ksaża, dotikałë szkaplerzów na szëji, ódnôwiałë swoja wiara wiedzące, że czejbë ti ksaża żëlë w Kanadze, w naszi katolëcczi parafii, më bë öbchôdałë sa z nima jak z czims nóswiatszim na świece. Czarzëła nas tima ópówiescama i roz-skócała nasz rozëm. Më téż chcelë rozmieć korbie z taczim kuńszta, jak ona. To bë bëło błogosławieństwa ósygnąc taczé zôwzacé w ópówiôdanim historiów, a tej pówiedzec chóc jedna jak óna i umrzéc. W ti cëchi szkole môłi kaszëbsczi spölëznë, më póznałë narracje ó ödwôdze pójedincznëch lëdzy, taczich jak më, chtërny równak stracëlë żëcé chcącë óstac wiérnyma swóji wierze. Z naszego môłégö zôkątka Kaszëb tak prawie wëzdrza historio drëdżi światowi wöjnë. Dolmaczënk: Stanisłów Frimark Korekta: Bożena Ugöwskô 1 Pôzwa włôsnô: Kaszuby - ôbénda w Kanadze. Kristina Léwna Wnetka ptôch dokimczenié Do te wtrącyl sa Stach, że co to za matka, chtërna nie dbô ö swöje dzecë, żebë nie chödzëlë jak szôtornicë. Kö sromöta jemu je i nick wicy! - Sromóta to mie je za ce! - rzekła zner-wöwónô Sala i trzasla dwiérzama. Szla do robötë. Dzéwczata sadlë do auta i Stach z nima jachôl. Nie wezdrzôl nawet na Sala. Bél obrażony. Ta zascygna sa na drodze kol plëtë. Wëja z taszë grzebień, uczosa klatë we wiôldżi kök, spia gö szpangą ze strzrébrzną jaskuleczką i umalowa so lëpë. Poprawiła kołnierz kol bluzczi i zmieniła kurpë. Wlazła na poczta usmiónô i försz. Nie da poznać, co czëla, że sa znerwöwa, że ni móże sa za baro strojëc, bö Stach zarô sa ji czépiô. Przezdrza lëstë. Jeden bél do Jignaca, to lëst polecony, z gminë. - Same nudë! - rzekła do se Sala, chtërna jakbë öczekiwa ja-czis krëjamnotë w tëch cëzëch pisemkach. Czegös, co bë zbudzëlo ji mëslë do sznëkro-waniô i domiszlaniô. Milotë zakôzóny, cëchö zamkli w papierową kuwerta, czegoś, co bë ja oderwało öd ji szarégö żëcô. Badącë w Mökrëch Rënach nie omieszka wstąpić do stôri, ale dwiérze tim raza bëlë zasztëkóné. - Pewno sa kapna, że jô w ji rzeczach sznëkrowa - zawstidza sa Sala i cza-dzëla do Jignaca. Wlazła na kamiané trapë, chwôca za klómka, ale nie zaklepa. Stana w dómie i czëla wërazné chlopsczé czëtanié. Uchilëla dwiérze, żebë lepi rozmieć słowa-Dolecalo ja, że obloką sa misterno w na nową sëknia, że mia różewé kurpë öbszëté kôlpim pucha, że na bôce ukriwalë sa i ce-szëlë z köżdégö zéndzeniô... Zdradzyl ja ji smiéch, bö czëtający pölikôl „s" i miast tegö dôwôl „c". Wënôdgrôdzôl to jego tembr głosu, ale nimö to smiészno to Sali w uszach brzaczalo. Czej czëtanié ucëchlo, zmiesza sa. Nie wiedza zrazu, jak sa mô wëtlómaczëc. Wëja lëst i rzekła, że tu a tu trzeba sztrëknąc, że to z gminë i że pewnie chödzy ö pódatczi. Jignac ódlożil ksążka, a na zéslu sedza jego sąsôdka, chtërna ucëszëla sa do brifczëny. - A móże wlézesz dali? - zapita sa stôrô. -Odpoczniesz i napijesz sa kawë - doda. Sala rôd bë weszła, ale czeka na zaproszenie ze stronë góspódórza. Ten óbójatno we-zdrzól, a nym czasa stóró ju nastawiła top z wódą. Jignac nie bél ani stóri, ani mlodi. Ni mogła go ókreslec co do wieku. Nie chcą sa na niego zdrzec, ale óczë same dërch ji ucékalë w jego strona. Miól zrobiąlé race i mödré öczë. Biôlé zabë letkö wësëwalë sa spód za-roslëch lëpów, co wëdôwalo ji sa wôrt przëz-drzeniô. I te wlosë: trocha dludżé i sëwé, chtërne ón uglôdzôl i zacygól za uszë. Sala wezdrza na ksążka: Emma Bovary G. Flauberta. Zna ta historia. Lubiła Emma i ji bëtnosc. Pamiata, że sama krzëcza, czej ta najadła sa trëcëznë, że widza, jak Karól rwie so klatë z bezradnoscë, jak móló Berta późni óstówó sama, jak to wszëtkó rozpadło sa przez wióldżé Emmë jiwrowanié. Ta ksążka bëla dló ni przestrogą i góda, jak nie nóleżi sa ferować, jak chłopi są próżny i samolubny. Ale czejbë pokocha kógós tak jak Bovarka, tej nie wié, czë cało zapanowalobë nad rozëma? Póczi co, ni mia taczich utrapieniów. Pila kawa i cekawó öbzéra scanë. Stôrô chcą zagadać i pita, co we wsë je czëc. Sala öpöwiôda ó różnëch ogrodach, o tim, że sa terô wszëtcë szëkują do wakacjów, że pla-nëją rézë, że kupiają latné lómpë... Na kuńc doda, że sama téż bë so gdzes wëjacha. Jignac gôdôl ö RPA, o Namibii, ö Syberii... Sala pölika köżdé jegö slowö. Mitkósc głosu wchôda w ji musk. Öpöwiôdôl tak cekawie, że białka wnet widza wszëtczé zwierzata i czëla glosë wëdôwóné przez ptôchë. Görąc sluńca wëdowa ji sa czims baro dobrim, a sëchösc w gardle normalnym dlô tamtëch strón zjawiska. Chłód Syberie nie znobil ji möcno, le malowôl tamten sëri, ale farwny świat. - Mómë jesz jedna ksążka - wtrącëla stôrô, przeriwając Jignacowi. - To Hemingway i jegö zwón. A të wiész, co on tam szrajbnąl na sarnim zóczątku, że wszëtczim nama bije zwón. „Nigdë nie pëtôj, komu bije zwón, bije ón tobie"1 i kóżdému, chto umar. Temu jó sa wiedno mödla, czej czëja jegö brzaczenié. I wiém, że na mie téż to przińdze. Późni stôrô opowiedzą, że ksążczi óstawila letniczka-malôrka, chtërna köl ni bëla pôra niedzel. Zabôcza o nich i tak oni je zaczalë czëtac. Znają ju je wnet z glowë, ale za kóżdim raza zamiszlają sa w tëch samëch molach, i za kóżdim raza jinaczi widzą te dobrze jima znóné öbrazë. - Jó ju musza jic, bó czerownik zós mdze markotny - rzekła Sala i sa podniosła do dwiérzów. Jignac téż wstôl. Ödprowadzyl ja do pórtë i ona so gó óbezdrza. Wëdôwól ji sa miészi przë stole i nawet jakbë miól ta-czi moli puczel, ale tero prze nym ploce stojôl wëproscony i wësoczi. Zalożil na plot gumówé öbrëmié, chtërne przëtrzimiwalo pórtka. Sala sa nie óbzéra, chóc wiele ja to kósztalo. Cekawósc tego człowieka mocno ji dokucza. Szla prosto i wonią całą bókadosc zaczina-jącégö sa lata. Zelonosc lëstów nastraja ja do śpiewów i chutszégö przebieraniô szpérama. Ötemkla dwiérze do swöjich chëczów i dole-côl ja smród przëpólonégó miasa. - To pewno Stacha robota - pömëslala. - Zós gôdôl przez telefon i zabóczil do tego zazdrzec. Nie milëla sa. Wszadze leżalë sztëczi przë-pôlonégö jedzeniô. Szpinie bëlë óbchla- 1 E. Hemingway, Komu bije dzwon, Warszawa 1957, s. 5 (tłómaczenié swöje). póné sëtim tak mésterno, że jich nie pözna. Dzéwczata sa biôtköwalë, a öna wza sa do sprzątaniô. Nôprzód wëniosla mökré kurpë chlopa, chtërne stojalë na samim wléze-niu, późni jesz jegö nogawice - namiklé i śmierdzące - chwôca dwuma pôlcama i zaniosła do praniô. - Jak móżna bëc ta-czim niedoczegusa? - zmrëcza pöd nosa i wëklôda, i wklôda skörëpë. Scéra i zamiô-ta, ale ji mëslë dërch ödtwôrzalë Jignaca: sztëczk pö sztëczku, slowö pö slowie, cëché i niewërazné, spökójno wléwalë sa ji jesz rôz w uszë, jakbë jich nie chcalë zgubie. Podeszła do swöji szpinie i przerzuca lómpë. Nie nalazla tam nick, w co möglabë sa öbléc. Postanowiła, że pöjedze do miasta, że ju czas wërzëcëc te stôré, znoszone klédë i kurpë, że muszi so cos kupie. Chcą téż jesz rôz lezc do Jignaca, ale doch ni mia za czim. Nicht do niegö nie pisôl: ani kôrtków, ani lëstów, blós ti z gminë, ale to bëlo malo. Sama sa zmusza, żebë cos pödrzëcëc, żebë zrobić sobie sprawa. - Móże weznie ulotczi i ga-zétë? - mëslala i to wëdôwalo ji sa nôbarżi sensowne, ale późni ödwróca óczë i klepa sa pö lësënie: - Chto z nich brëkuje elek-triczną szczotka do zabów abó odkurzacz do autółów, czej oni ni mają autów! Głupio! -rzekła do se, ale mëslë ji stateczno mërgalë przë pódjatim róz postanowieniu: ödwiedzëc jesz róz, zagadać, nawzerac sa! Reno zós ten sóm trzósk: dzéwczata nie chcalë wstać. Nie pudą do szkölë, bo ju nicht w czerwińcu tam nie lazy. Jak twierdzëlë: „To sa jima nie óplacëlo!". Wrzeszczenie i szukanie ruchnów... Sala zamkla dwiérze. Na odchodnym doda, żebe robilë, co chcą. I weszła. Jaż Stach sa zerwól. Podrapól sa po lepie i pódcygnąl buksë. Nie spódzéwól sa tego. Dzéwczata zresztą téż. Uspókójilë sa i zaczalë letkö rëchtowac do szkölë. Sala bëla ju w robóce. Późni planowa réza do miasta. - Nie przejada tak chutkó dodóm! -postanowiła. Czeka na przëstónku, jaż wszët-cë lëdze sa ji ju uklonilë i spitelë, gdze óna rëmó? Ta ödpöwiôda, ale taczim półsłowa, ód niechcenió, blós tak, żebë delë ji póku. W miesce długö wanożëla ód jednego krómu do drëdżégó. Mierzëla klédë, bótë, bluzę, jaczi... Przezéra sa dlugö w krómówëch szpéglach. Dobiera rzemienie, órindżi i brosze. Wëglôdza sztofë i obrócą sa wkól. Nie-chtërne krómówé to nerwówalo, jinszé zdrzalë, udówającë zaczekawienié. Przëjacha pózno. Stôró ju żda na nia i ni mógla sa nadzëwówacji letkómëslnému pó-stapówaniu. Jak mógla jachac i nie zając sa dodoma, gdze żdają glodné dzecë? Sala wëja swóje sprawunczi. Pókóza stóri co i za ile. Ta wzéra cekawó z ótemklą gabą. Na kuńc da stóri nowi szërtuch w drobne, módré kwiatë. Białka chwóca go chcëwó i oblekła. Stana na strzódku jizbë i wzéra za szpégla. Wtim wlóz Stach. Zmrëczôl cos pod nosa, że jich nie je stac na taczé marnowanie dëtków, że lepi dzecóm bë co kupiła jak sobie - strëszi białce, chtërny i tak wszëtkó równo leżi. Nóprzód Sala mëslala, że chłop to gôdôl do mëmë, bö widzól cédel z ceną na nowim obleczeniu, ale chutkó zmerka, że ta gó wcale nie interesowa, blós óna - ji ferowanie i „nieödpöwiedzalné gospodarzenie". Éwa téż zlazła na dól i zacza sznëkrowac w ji sprawunkach. Përzna przez zózdrosc smia sa z ny abó ti rzecze, ale późni ódklóda ja na wiéchrz zófë. Reno Sala sa wëstrojila. Długo czosa klatë, upina je i rozpina, róz bél to kok, drëdżim raza zakrąconé loczi. Sama nie wiedza, jak wëzdrzi lepi? Umalowa lëpë i szarim pulwra pócëgna pówieczi. Bëla fardich. Mógla lezc. Stach wzérôl na nia spód lepa i nie wërzek ani słowa. Zalazla na Mökré Rënë do Jignaca. Obeszła budinczi i zadzëwówónó uzdrza, że nikogo nie bëlo doma. Szla pod szasé. Mia spuszczoną głowa. Tëli sa doch namaczëla, żebë sa tu dostać. Muszala specjalno wëslac maila, żebë ji przeslalë ófertë z ógrodowima sa-pétama, późni to jesz wëdrëköwac i... I nic! Nikögö nie bëlo. - Szkoda! - pömëslala i żôl ji sa zrobiło sami se, że chöc ni mô wiele czasu, to jesz sa tak sama dôwô nabrać. Ale pod kuńc lączi uczëla zôs mitczi glos Jignaca. Sedzelë ze stôrą na grëpie sana i ödpöcziwelë. Stôrô podniosła sa zdzëwio-nô. Nie zabédowa ji tim raza, żebë so sadła. Blós Jignac wezdrzôl na nia i zmierził ja öd glowë do stopów. - Dobrze waji widzec! - oznajmiła za-wstëdzonô Sala i wëja ze swöji taszë lop wëdrëköwónëch reklamów. -Të sa nie darwa fatëgöwac! - rzekła stôrô. - Kö më i tak wiele nie brëkujemë. Sala chcą, żebë öni jesz cos rzeklë, ale żódno z nich nie podejmowało témë. Pożegna sa i lazła pod dodóm. To nie bél ji dobri dzeń. Jignac ja zbél, chöc pö jegö wezdrzeniu möglabë sa sejmikować, że ród ja widzól i prawie ta mësla doda ji përzna ödwôdżi, abë na drëdżi tidzeń zós sa tam wëpuszczëc. Tim raza przërëchtowa cali lop katalogów zabiorów rézowëch, chtërne to nibë na poczta przesélają. Dokracza do Mókrëch Rënów i czadzëla pód chëczë Jignaca. Ten, ku ji wióldżi redoscë, bél sóm. Zabédowól, bë so sadła. Öna ród skörzësta z zaprosze-nió. Chłop przëniós ji taska wódë, a Sala póprósela, żebë ji póczëtól o Emmie. Nóprzód sa ópiéról, ale doi sa przekonać. Czëtól, jak Léón zerwól z wastną Bovary, jak ona krzëcza i mgla na przemión. Sala pólika słowa. Spuszczëla na óczë swoje czórné brële i ukriwa wzrëszenié. Późni sa podniosła i rzekła, że na dzysó ju sygnie, że za tidzeń zós tu wléze. Jignac sa zgódzyl i to ja baro uceszëlo. Ale za tidzeń nie żdól na nia chłop, le jego sąsódka, stóró białka, ö chtërny Sala wiedza blós tëlé, że mieszko sama, i że mó doma kropielniczka, brële i ódjimk z jaczims nie-znónym ji człowieka. Stóró nie bëla uprzejmo, ale zaprosa Sala do bëna. Widzec, że zna dobrze kóżdi nórt w Ji-gnacowim budinku. - A terô zdrzë! - rozkóza stóró i wskóza na scanë, na chtërnëch wisalë óbrazë, jaczich jesz Sala nie widza. Mókré Rënë, jakbë w odjimku. Wszëtkö w nómiészich sztëcz-kach - lëstë i ptôchë, wóda, zdebla trówë, kwiatë, chëczë i malwë... Ko wszëtkó jak żëwé. Na niechtërnëch bëla białka w dludżi, latny sëkni i rozpuszczonëch, czórnëch klatach. Ösoblëwô to bëla postać, jak z reklamë abó pierszich strón nëch farwnëch gazétów dló bialk. - Czë ona je do ce podobno? - spita drist-no stóró i nie żdającë na odpowiedz, rzekła sama, że nié! A të wiész, że chłopi mają swój jeden ulubiony tip bialczi - jak widzy mu sa blondina, tej mdze szukól taczi, jak brunetka, tej taczi, jak grëbszô abo miészô, abo wik-szó czë rudó... zresztą, co jo mda ce ucza? Të doch jes dosc stóró w lepie i sama to wiész lepi ode mie! Rzeka to prosto: të nie jes w jego tipie! I nie ważë sa wcale gó uwödzëc, bó jó jem ju za stóró, żebë gó z nëch udraków milotë retac! Czej ta gó óstawila: malórka-artistka, pińda jedna, co to z niejednego pieca mia chleba jadlé, tej jó mëslala, że serce mu z żalu paknie. Nie spól i nie jôd, jaż wëbölôl sa cali i wëkurowól, ale co scyrz zaszczekó, on sa pódnószó i czadzy do ókna, bó mó nódzeja, że ona do niego wrócy. To bél biés ód bialczi, tak miodno góda, że tu na Kaszëbach taczé widoczi, że óna bë so ród sama ösedlëla tu na wiedno, że to rój dló ji artisticzny dëszë... Lga prosto w öczë. Delikatne to bëlo i paskudne zaraza. Ni miało wióldżi sromötë. Chódzëlo rozebloklé po łące, a Jignac stracyl dló ni lep. Dôlbë żëcé za nia, ale óna zebra sa jednégó pórénka i ódeszla. Co pó ni óstalo, to të widzysz: óbrazë i ne dwie ksążczi. Sala chcą sa bronie, ale stóró nie da ji dónc do słowa. - Jó doch nie jem slepó i widza, co të sa mósz udbónél Czë wama nie je sromóta! Z nyma piczkama nie wiéta co zrobić! Të mósz doch chłopa! Kóchój gó! A nié dërch tu lézesz! Je on cë zbrzëdli? Bó mie sa zdówó, że to nie je tak, jak të so mëslisz? Twöje ucechë i uwodzenia... To sa wnet wëdô! A tej co të zrobisz? Stôrô wëcyga nôczôrniészé öbrazë z mëslów Salë. Öna sama mia je schöwóné gdzes glabök w niepamiacë, chöc ödzéwalë sa czasa do ni, to je upicha jesz glabi, ale terô czëla sa jak köl psychiatrę, chtëren wëcygô nôcemniészé rzeczë, ö chtërnëch pacjent bë chcôl mu rzec, ale sa böji abö nie chce ö nich pamiatac. W ti stôri białce odezwa sa jakôs wiôlgô przeniklëwösc. Sztótama przëpömina zajadłego scërza, chtëren wëcygnąl stôrą szmata i pöniewiérô ja we wszëtczé stronë. Sala czëla sa jak na ködra i môchna raką. Ni mögla tegö strzëmac. Nëka pöd dodóm. -Jak chutkó i bez żódny ögladë ta stôrô roz-dzarla ji pöwiesc, chtërna öna so szëla kórt-ka pö kôrtce, dzeń pö dniu... - żalowa Sala, bö nie ostało ji nick. Ni mogła tego zlepić. Krzëcza. Zatika uszë rakama, ale słowa stôri wrôcalë. Obudzone sëmienié ni möglo sa uspököjic. Jaż Stach dół na nia óbacht i spi-tôl: „Co sa stało?". Żebë öna chöc përzna mogła köchac swöjégö Stacha, bëlabë jiną białką, a tak co? Co öna za to móże? Jignac dôwôl ji spökój i szczescé. Chcą, żebë tak ostało. Wiele razë w mëslach pakowa swöje sapéta i sa do niego wpro-wôdza. Wiele razë widza téż swöje dzéwczata i czëla glosë pludrëjącëch ö ni lëdzy. Sama nie wiedza, co bëlo görszé, ale chëba to, że sa böja. Boja sa zmienić swöje żëcé. Zabrakło ji ödwôdżi. Zaslónianié przësëgą köscelną wëdôwalo ji sa za slabé, abë uretacji dësza. Marzëla, żebö östac ptôcha, tej wszëtkö wëdôwalobë sa ji lepszé, prostsze i sensowne, ale to nie bëlo möżlëwé. Stach pöslôl pö tescową, rzek, żebë zarô przeszła, bö Sala mô abö co pöżarté, abó ön sóm nie wié? Mô rzëcëc wszëtkö i tu przëcza-dzëc! - nakôzôl Éwie, a ta, chöc niechatno, wëköna polecenie tatka. Nie zawaralo to długö, a ju mëma bëla na podwórzu i ód dwiérzi zawödzëla, jakbë bél chto umarli. Sala ji nie wpuscëla do jizbë. Ta sa dopitowa, czë móże ja chto napód abó co? Na kuńcu sa spita, czë je w cążë. Stach ódpówiedzól z dołu, że to nie je möżlëwé, bó chëba, że in vitro! Nym czasa na podwórzu zaczął ujadać pies. W pórtce stana stóró z Mókrëch Rënów. Sala ódcygna gardina i zaniemówiła. Stóró białka szuka ji mutrë. Mia z nią do pógódanió. Widzec bëlo, że sa znalë, co zdzëwilo zdrzą-cą na nie Sala, bó chutkó so wspómnia, że czej góda o ny kuńcowi chëczi w Mókrëch, ji muter przéköwala, że nikogo taczégó nie pamiató. Bialczi szlë do drzéwiany altanë ustawiony prosto przed Salënym ókna. Ta nie dzyrżëla sa zlezc w dól, ale mia dobré widzenie na to, co we westrzódku latnégó budinku sa dzeje. Stóró z Mókrëch wëja z taszë kropielniczka. Sala ja pozna, bó to ta sama, chtërna ona wonią kol ni doma. Ji muter wëmachiwa rakama. Sala uchilëla ókno. Z ogrodu dolati-walë ja jaczés półsłowa: o Niemcu, co kóchól mëma, o tim, że ji ópa sprowadzyl tam Rusków, a to ju bél kuńc wöjnë, że zgwółcyl kógos, że ta bëla nieszczestlëwô, ód pomiotu niemiecczégó dërch ja werąpialë... Stóró Szwabinó wëmachiwa raką, że ni mó nick z tim do uczinku, że sama bëla dzecka, że nick nie wiedza... I trzëmôj ja doma! - nakóza stóró z Mökrëch i odeszła. Szwabinó sedza, jakbë ja cos zamurowało. Ni mógla wlezc na slowó. Sala podleca do ni, czej zmerka, że „gość" ju je sztëk za brómą. - I co të robisz? - zapita sa Szwabinó z taką pogardą w oczach. - Mó to cë rozëm ödebróné? Féruj doch sa tak, jak nôleżi! -doda i szła smutno dodóm. Sala ósta sama. Wszëtkö na nia wërzucëlë, ale nie wiedza, czemu? Co ona taczégö robiła? - pita sa sebie po cëchu. - A one, te dwie? Jaczé krëjamnotë mają? Móże wikszé jak ona? Nicht nie ödpöwiôdôl. Ptôchë ucëchlë, blós Éwa puszcza glosno muzyka. Aleksandra Majköwskô Öpöwiém cë ö jednym zabëtku... Witôj! Jô jem Paulëna. Móm 11 lat. Rôd spé-wóm, czëtóm ksąż-czi, kó*chóm môłé pujczi, ale nôbarżi w świece widzy mie sa pöznôwanié nowëch môlów. - Klasowé wanodżi? -baro je lubia! - Wëjazdë za miasto ze starszima? - to je cos dlô mie! - Piechtné rézë pö lasowëch Stegnach? - ni móga sa doczekac! Ju w trzecy klasę jć> so udbała, że jak bada dozdrzeniałô, to óstóna prowadnika i pilota wanogów. Chcą pökazëwac jinszim, jaczi naji świat je czekawi i bëlny. Jô poznała ju wiele nadzwëköwëch môlów i przeżëła czile cze-kawëch przigödów. O jedny z ni chcą wama dzysô öpöwiedzec! Łoni möji starszi udbelë so, że póczątk lato-wëch feriów spadzymë nad kaszëbsczima jezorama. Më pöjachelë całą familią (möji starszi, jô i mój młodszi bracyna Krësztof) na Gôchë. Terô wiera mëslita nad tim, co to są Gôchë? Ju wama gódóm! To region na Kaszëbach, jaczi je w gminie Lepińce, w bëtowsczim powiece. Na tëch terenach je wiele lasów i jezór. Zemie są tam baro piôszczëté, ale nie felëje łąków i polów. Na Góchach gburze czasto mieszkają na tak pözwónëch pustkach. Stôwiają chëcze krótko swójich zemiów, ale dalek ód wikszich wsów. W ta- czim prawie gospodarstwie më spadzëlë całi tidzén. Jesmë mieszkelë blëskó łasa. Më ni mielë internetu ani telewizje! Po ógardze chódzëłë kurë i skôkałë trusë. Na sprawunczi, do nôblëższégó krómu, më muszelë jezdzëc pólnyma drogama wnet 10 kilometrów. - Całi tidzeń bez internetu? I të jes nie ógłëpiała? - móżeta zapëtac. Je wiedzec, że nié! Jó miała wiele zajaców i nie sygło mie nawetka czasu, żebë ótemknąc swója lubótną ksążka. Przeżëła jem téż jedna magiczną przigóda. Tero wama ó ni opowiem... W dodómku na Góchach jó nalazła kórta ókólégó. Jem ja przesztudérowała i trzecégó dnia urlopu jó namówiła starszich na piechtną wanoga. Najim céla béł dzejający jesz stóri młin w Hamer Młënie, zwónym w ókólim prosto Hamra. Bez problemu je-smë tam doszlë, zbierające ob droga pësz-né jagódë. Ökóma młëna płënała rzéka. Më sedlë na ji brzegu, żebë ódetchnąc. Kôrta jó półożëła na trówie. Czedë jesmë chcelë wra-cac dodóm, jô ódkrëła, że kôrta zdżinała! - To gwës Krësztof sa nią bawił, a późni ja zgubił! - jó zaczała obwiniać bracyna. - To nié jó! - bronił sa Krësztófk. - I co terô? Jak wrócymë dodóm? Ni mómë kórtë ani telefonów z nawigacją - rzekł kąsk wërzasłi tatk. - Jó wama pömöga -jesmë uczëlë cëchi i pi-sklëwi głos. Nógle stanął przed nama mółi knóp. Wëzdrzół kąsk jak... Pinokio. Pówiedzół, że sa zwie Chójnowi Môrcën. Wëtłómacził, że mieszko tu ód wiele lat. Miół czedës tatka, chtëren gó wërzezbił, ale tero je ju sóm i pómógó lëdzóm w pile, jako je tero w Hamer Młënie. Rzekł téż nama, i\ia bocnacn r* g s że naja kôrta ukradłë krôsniata. Kôzôł nama nalezc w lese Borową ^ Cotka, chtërna póradzy, jak möżemë wińc z tego łasa. Më ze zdzëwieniô ni möglë rów-nak rëgnąc z môla... - Môłi, drzéwiany i na dodôwk gôdający knôp? Co to za szpörtë? Ale to nie bëłë szpörtë. Borową Cotka jesmë nalezlë zarô pö weńdzenim do łasa. Zaprowadzëła naju do drzéwianégö köscoła w Börzëszkach (na Gôchach gôdô sa: Börëszkach). Öb droga szedł z nama Chöjnowi Môrcën. Më bëlë umączony i kąsk wërzasłi. Słuńce mocno grzało, ale stëdzył naju lubczi wiater. - To Szëmich. Ukózka, jakô sprowôdzô taczi bëlny wiaterk. Wiera Börowô Cotka pöprosëła gó, żebë nama dôł përzna öddichnieniô - wëtłómacził drzéwiany knôp. Zarô jem sa pöczëła lepi i barżi redotnô. Jô zaczała nawetka rwac kwiatë z póla, jaczé bëło köl drodżi. - Nie dotëkôj tëch kwiatów. W pölu möże sa tacëc Żëtnô Baba. Je baro niebezpiecznym strószka - rzekł mie Môrcën. W ti chwilë tatk dozdrzôł, że cos sa rëszô w żëce. Wërzasłi më zaczalë ucekac. Je-smë biegelë długö i zatrzimelë sa do-pérze w Börzëszkach. Zarô jesmë weszlë do tamecznego drzéwianégö köscoła pw. sw. Môrcëna. Bënë jesmë sa uspököjilë i zaczalë pödzëwiac wëstrojenié. Tatk béł öczarzony architekturą ti swiatnicë. Do-zdrzôł partaczenia balków zwóné „jaskulczim ögóna". Mëmka öbzérała rzezbioną ambóna. Dała bôczenié na to, że je nad nią baldach, a na nim herbë tuwötészich rodów. Na szcze-scé jô miała przë sobie fotograficzny aparat i zrobiła czile ödjimków. Terô möżemë zba-dérowac, do kögö öne nôleżą. Jô z Krësztofka pödzywiała jiné rzezbë. Nôbarżi widzała sa nama pieta. Je to rzezba, jakô przedstôwiô Matka Böską trzimającą na kolanach umarłégö Jezësa. Ta z kóscoła w Börzëszkach je ösoblëwô. Marija pödnôszô race do górë, do Boga. Je to znak mödlëtwë. A Jezës je taczi malinczi jak dzecątkó. W ksążkach pietë wëzdrzą czësto jinaczi. Są kömudné i je widzec na nich wiele cerpie-nió. Tuwó Matka Böskô zdôwô sa spokojno, a może nawetka përzna sa usmiéchó. Obżerające bënë kóscoła më zabëlë ö najim strachu i ö kaszëbsczich strôszkach. Chöjnowégö Môrcëna téż ju nie bëło. Gwësno wëszedł krëjamkö i wrócył do swójégö lasa. Pózni jesmë mëslelë, czë naja przigöda pó prówdze sa wëdarzëła. Jó próbowała roz-rzeszëc ta wëzgódka öbzérającë ódjimczi. Na jednym z nich jem dozdrzała czerwoną czopka i mółą raczka, jako trzimie moja kórta! Terô wiém ju na gwës, że Kaszëbë są magiczne i je w nich wiele krëjamnotów. Śpiący ricerz z Czelna Lubita sa bawić w ricerzów i królewiónczi? Mie to sa baro widzy. Wëcynóm raza z drësz-kama kórunë z papioru, przezeblôkómë sa w farwné sëknie. Tej-sej jem téż ricerką i raza z drëchama zmieniwómë dłudżé knëple w miecze, a naje koła w chutczé jak wiater konie. Przedstawta so tero, że przenószóta sa w czasu, do daleczi uszłotë. Je 1613 rok. Nosyta metalową zbroja, zwóną czasa pó kaszëbsku piersnika. Kóżdi z waju mô téż bëlnégó kónia. Jistno jak jo. Mój je baro ódwóżny i sa zwie Strzela. Czëjeta? Waje kónie prawie hiczą, jakbë chcałë waju róczëc do wsköczeniô na jich chrzebtë i rëgniacô prosto przed se. Nie za-bądzta téż wzyc ze sobą swójich mieczów, bó nie je wiedzec, jaczi zleczińcowie tacą sa zókrata. 34 Jô, na möjim köniu, dojachała jem do jedny wiosczi. Kol drodżi jć> potkała jaczégös hań-dlôrza, chtëren szedł w strona klôsztoru kartuzów. Jem so przëbôczëła, że musza zawiezc wôżny lëst do Caspara Uberfelta, chtëren je miéwcą Köleczköwa. - Wëbôczce, jak sa zwie ta wies; do jaczi jem prawie dojachała? I jaczé wezwanie mć> kóscół, jaczi stoji tam, na górze? - jć> zapitała kupca. - To Czelno. A köscół mô wezwanie sw. Marii Magdalénë. Möże chcesz kupie ode mie czile cepłëch köżëchów? Jidze óstrô zëma! A taczé kóżëchë drago je kupie w ökólim -prawił kupc. - Nié. Bóg zapłać-jem rzekła i rëgnała prosto w czerënku kóscoła. „W swiatnicë w Czelnie jô bë miała potkać jaczégös człowieka, chtëren pomoże mie nalezc Caspara Uberfelta, miéwca tëch ze- miów" - jô pömëslała. Jem miała prówda. W prezbiterium, przed wôłtôrza, stojôł proboszcz. Dorazu mie uzdrzół. - Niech badze pöchwôlony Jezës Christus! Jô bë chcała pogadać z wastą Uberfelta. Musza dac mu wôżny lëst! Wiéce, gdze go móga nalezc? - Na wieczi wieków. Amen. Jes sa spóźniła. Caspar Uberfelt umarł latoś ob zymk. Możesz sa leno pómódlëc za jego dësza. Proboszcz zaprowadzył mie do placu, gdze wasta Caspar óstół póchówóny, to je do krip-të w czelińsczim kóscele. Zrobiło mie sa smutno. Jó uklękła tej przed epitafium i odmówiła mödlëtwa. Nie oddała jem Casparowi Uberfeltowi wôżnégö lëstu. Bëło mie żôl. Wrôcającë dodóm jô mëslała ö jegö grob-ny place. Bëła nadzwëköwô. Nigdë jem ta-czi nie widzała. Nie je to zwëkłô piata, ale rzezba „śpiącego ricerza". Dôwny miéwca Kóleczkówa wëzdrzi na ni, jakbë spokojno spôł. Jakbë Casper Uberfelt umączony półożił sa, głowa ópiarł o lewą raka, a prawą noga zdżął w kolanie. Nawetka je widzec, jak spiącë óddichó przez ótemkłą gaba. Hmm... mëszla, że ten spik ni może bëc głabóczi. Kó wasta Uberfelt je óblokłi w pancerz. Na nogach mó metalowe bótë, pód remienia leżi chełmica, a w race trzimie miecz. Zdówó sa bëc w pószëku do póbitwë. Wëzdrzi tak, jakbë zarô miôł sa zbudzëc, wstać, dwignąc miecz i rëgnąc do biôtczi. Może pó prôwdze sa czedës zbudzy? Chcemë terô óstawic najégó ricerza z Czelna, copnąc sa ó sto lat i ódwiedzëc Wawel w Krakowie. Tam w 1533 r. bëła pöswiaconô nowô kaplëca, jakô miała bëc grobowca dlô familie króla Zygmunta I Stôrégö. W ni ital-sczi żłobiórz Bartolommeo Berecci zaprojek-towół i wëkumôł w marmurze nógróbk króla z nogama ułożonyma tak, jakbë spół baro głabóczim spika. Wiele bógatëch i wôżnëch lëdzy w Polsce miało so öbsztëlowóné w XVI wieku taczé prawie nôgróbczi. Robilë je żło-biarze, chtërny przëjéżdżelë z Italie. Ten czas na pólsczich zemiach je zwóny renesansa. A terô przedstówta so, że Casper Uberfelt ódwiedzył w jaczis sprawie zómk na Wawelu. Möże téż - jistno jak jó - miół dac królowi wóżny lëst? Wszedł do katedrë i stanął przed rzezbama spiącëch królów Zygmunta I i Zygmunta II Augusta. Zdrzącë na möcnëch i biótkarsczich panowników, chtërny nawetka pó smiercë óblokłi są w zbroje z chełmicą pód nogama, pömëslôł, że ón téż bë chcôł miec taką grobną piata i ostać na wiedno dzyrsczim ricerza. Hana Makurôt-Snuzëk (Nie)natchnionô pôezjô Zdôwô sa, że pisanié wiérztów to nie je sprawa leno öbwiónégö dôką i tajemnoscą natchnieniô czë téż gwësny potencji, chtërna pöeta mô so zarab-czëc i w konkretnym sztóce jak nôbarżi chitro wëzwëskac. Pödskôcenié miało-bë polegać na tim, że wiérzta sama bez jiwru sa pisze, a utwórca biós przepisy-wô ja na papiór. Wëdôwô sa, że miało-bë sa to dokonywać dosc dinamiczno, samöbëtno, spontaniczno, w równo ja-czi rëmi i na niespödzajny ôrt, pöd cëska gwësnégö sztërku, chöc raza niezanôleżno od chöc le czegö. Henrik Ibsen w swöjm dramace Dzëkô Kaczko napisôł na téma pödskôcënku taczé zdanié: „Nót je Tobie wiedzec, że inspiracjo, natchnienie, jeżlë ma przińc, to przińdze niezanôleżno öd wszëtczégö". Zdôwô sa równak, że czej-bë taczé bëło pö prôwdze całé pisanie, to bëłobë ono nazbët prosté. Ökróm tegö, jeżlë tak rozmieć natchnienie, jak je móm öpisóné wëżi, to möże sa wëdawac, że niejedny wiôldżi artiscë ni mają gö nigdë, chöc czejbë öno östało uchwëconé na jiny ôrt, tej möże öni mie-lëbë je wiedno. Jeżlë ö mie jidze, to móm taczé doswiôdczenié, że czim dłëżi zaji-móm sa pöezją, tim dłëżi pöwstôwô köżdô pöstapnô wiérzta, co dokönywô sa téż z ögrarkzenim spöntanicznoscë i pöd corôz barżi akuratną kontrolą autorczi, to znaczi dosc niezanôleżno öd tak pözéwónégö natchnieniô. Nimö dërchnégö narôstaniô udbów zdôwô sa, że wiérztë nié wiedno piszą sa chutkô, narôzka i dinamiczno, w tim tuwö sztërku. Kö usôdzanié liricz-nëch dokazów je to colemało przewlekłi proces. Möże rzec wicy, nierôz dérëje ön całé żëcé. Je ön zakörzeniałi w egzystencji, chtërna je czims doch barżi stolemnym ni-gle jaczés sztërköwé pödskôcenié. Jeżlë ö mie chödzy, to z dnia na dzeń corôz barżi wmikóm w to, co usôdzóm, przeżëwóm to wicy nigle czedës, żëja tim i dokóchiwóm corôz dokładni kóżdą nową wiérzta. Na skutk tegö nié leno köżden pöstapny do-kôz je tworzony corôz dłëżi, ale je téż mo-żebné, że niechtërne z nich mdą pisóné i pöprôwióné dożëwötno. Równoczasno mësla, że tak pözéwónému natchnieniu ni möże do kuńca wierzëc. Czasa sa öno pökazywô, a czasa nie. Przëchôdô uczajką, a pötemu ömëlëcą znikô. Nierôz öno niese ze sobą cos möże mądrégö, jinym raza - niemuszebno. Impuls dodôwköwö czasa je procëmny temu, co möże nazewac samöstójnym po-malińczim ödkrëwanim, wëchôdającym stądka, że to, co nôbarżi wôżné, nie je widoczne göłim öka i trzeba za tim długö szukać. Impuls möże bëc téż czasa smiész-ny abö bezrozëmny, jeżlë sa gö nie upilëje, czim ön möże narazëc sa na iirąg. Jeżlë jidze ö poezja, jaką sa zajimóm, nigdë nie je to creatio ex nihilo. Wiérz-të wëchôdają z bënowi głabökoscë żëcô i konieczno muszą tikac sa wôżnëch jegö aspektów, jaczich długóczasowó nót je szukać. Taczich, chtërne są dërżéniowé dlô całégö lëdztwa abö dlô sami autorczi. W nym projekce pöeticczi egzystencji mëslô je wôżniészô nigle förma, na skutk czegö ta slédnô möże czasa nawetka je zanielusonô abö niedopieszczonô, jak bë miało bëc. Równoczasno pömëslënk i zbé-rónô przez wiele lat mądrota, ösoblëwö ta zwënégöwónô dzaka sztudérowaniu sebie sami a mëmczi filozofii, zdôwô sa bëc wôżniészô nigle pörwisti pódskócënk, jaczému - jak jô ju rzekła - nigdë ni möże ufac do kuńca. Materiô wiérztów je czims jak wielelatno hödowóny dąb, chtëren roz-wijô sa i rosce przez trój zëmów i zymków. Tak rozmiónô pöezjô miałabë bëc möcnô dëchöwö i wëtrzëmałô, miałabë niesc i gadać prôwda, nawetka jeżlë mdze öna na-zbët dragô i nierozmiónô dlô terôczasnégô czëtinca. Jeżlë pöecë spuscëlëbë sa na sarno leno natchnienie, jich utwórstwó mögłobë bëc baro niegwësné. W Dialogach Platona Sokrates, wëpöwiadającë sa ö poetach, gôdôł, że to, co usódzają, nie wëchôdô z mądrotë, ale z jaczis przirodzony spösobnoscë, z tegö, że Bóg w nich wstapiwô. Pöecë timczasa wedle grecczégö filozofa mają czasa miec pöczëcé, że chtos prowadzy jich raka abó diktëje jima, co mają pisać. Rozëm utwórcë miôłbë stawać sa w akce pödskôcënku jas-niészi i nié do kuńca kóntrolowóny przez piszącego, chtëren miôłbë zwënégöwac sztót öczarzeniô, wizji, nagłi inspiracji, utwórczi pödnietë. Möże w przëtrôfku niejednëch poetów to sa nierôz sprôwdzô, choc przëznóm, że jô na tim etapie, na jaczim jem, lubią miec ful kontrola nad tim, co pisza. Przez dłudżi czas gromadza w głowie wątczi, jaczé pótemu öbrôcóm w pöeticczé słowa. Köżdégö dnia mësla ö napisanim pósobny wiérztë. Jak to gôdôł Julión Przëbös, poeta dzeń w dzeń nosy sa z dbą usadzenió czegös nowégö. Nié wiedno to wëchôdô, czasa mëslë jednégö dnia są przekłôdóné na pósobny dzeń. Jô, czej trzeba, zezwôlóm konkretny deji, cobë dozdrzeniała, cobë stała sa barżi pełnô i brzadnô. Równoczasno zdôwô sa, że wôżniészé je to, co je bënë, nigle to, co butnowé. Jeżlë ö mie jidze, wiedno nôbarżi móm stara dozérac westrzódk, chtëren téż nôpierwi wjimno badérëja. Chóc móm wiele stôrëch wiérztów, z poezją óbchôdóm sa wcyg jak z niemówlątka, chtërno we mie dozdrzeniwô. Dzecuszkó t przez lata wëchöwiwóm, ale téż ono wie le mie uczi i wëchöwiwô na bëlną nënka. Czej płacze, móm stara o nie barżi zadbać, wparłacziwającë w to wrazlëwöta i wiôldżé wsëczëcé. Czedë moja poezjo je smutno, óbtulóm ja pasownym słowa. Czej sa ce-szi, jô jem ród raza z nią. Tedë téż usôdzóm dlô ni w wëöbrazni chëczë i całé krôjnë, wjaczich óbaczëc möże rozmajité óbéhdë tegó, co prôwdzëwé, snôżé i bëlné. Dramaticzné dló poezji je to, że dzysdnia mało lëdzy czëtô wiérztë i colemało są to le sami blós pöecë. Równak nawetka czej ni ma ödbiérców, zdôwô sa, że wórt je pisać poezja dló sami poezji, cobë ta sa rozróstała gasto i widzało a żëła farwama gwôsnégö pónadzwëczajnégó przeca żëcó. Móm swiąda tegó, że czedës nadeńdze nen dzeń, czej óstóna umarłą poetką i musza na ten sztót przërëchtowac möje wiérz-të. Tragedią bë bëło, czejbë óne stałë sa ódpada abó smiecama pósadzonyma na cerpiszczu słowa. Równoczasno wiém, że wnenczas moja poezjo mdze muszała so radzëc sama, póóstawionó w wióldżim, może zwiartim w uprocëmnienim do ni świece. Slédno jó bë baro chcała, cobë ona nie umarła, dlóte móm stara ja ostateczno skóchac. Ta miłota równak wëmógó colemało wëchôdaniô buten natchnionëch stanów i pchanió poezji w sam westrzódk Prôwdë, Snóżoscë i Dobra.