D Wielki (1195-1266) >4? CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT) NR 3 (496) MARZEC 2016 v. ... f ■ ' ' 7« ROK PROF. GERARDA LABUDY POMERANIA MIESIECZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 196B www.miesiecznikpomerania.pl I3if h* 9770238904906 Wkół usmióné wszëtczé twarze Köżdi dzys je sobie brata Pón wstôł z martwëch, cud sa zdarził, To më glosymé przed świata »»—Henrik Héwelt Tczëwôrtny Czetińcowie, żëczimë Warna z leżnoscë Jastrów, żebë słowa ti spiéwë zjiscëłë sa w Wajim źëcym. Miéjta w kôżdim czasu uśmiech na skarniach, a lëdze, jaczich pôtikôta na rozmajitëch Stegnach, niech badą dla Wajujak sostrë i bracynowie. Nôleżnicë Redakcj owégô Kolegium i redakcjo miesacznika „Pomerania" POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJEWÓDZTWO POMORSKIE W NUMERZE: 3 Świętopełk Sobiesławowic Tomasz Szymański 8 Książę Pomorza nie tylko w toponimach Jerzy Nacel 10 Życie codzienne w księstwie gdańskim Jerzy Nacel 12 Pierścień na dnie zatoki Sławomir Lewandowski 13 Szmaka rosce ôbczas jedzeniô Adóm Hébel 14 Biznes z Kaszëb za milion Z Mateusza Macha gôdôł Pioter Léssnawa 16 „Nagonka" KPZ na Bôttëcczi Institut wedle „Periklesa" (dz. 2) Słôwk Förmella 19 Taczi dzćń sa długo nie pôwtórzi Z wójta gminë Szëmôłd Riszarda Kalköwsczim gôdôł DM 20 Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków (cz. 8) Zygmunt Szultka 22 Gawędy o ludziach i książkach. Rady Włocha czy Hindusa? Stanisław Salmonowicz 24 Ze wsi na wieś... (z Dziennika podróżnego, cz. n) Daniel Kalinowski 27 Zrobione dlô kaszëbiznë Z Eugeniusza Gołąbka rozmôwiôł Stanisłôw Janka 32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Uczba 51 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 34 Gdańsk mniej znany. Zapomniany kurort -Jelitkowo Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA 35 Z Kociewia. O żelazku z duszą i nie tylko... Maria Pająkowska-Kensik 36 W Tczewie powstaje niezwykłe muzeum Marek Adamkowicz 37 Gadki Rózaliji. Zdrowych ji smacznych Śłantów Wjelginoci! Zyta Wejer 38 Z południa. Dni powszednie i święta Kazimierz Ostrowski 38. Z pôłnia. Pöwszédné dnie ë świata Tłóm. Ana Hébel 40 Czë to jesz są Kaszëbë, czë ju nić? Pioter Léssnawa 42 Kaszëbsczé spiéwniczi autorsczé. Prowadniczk przez historia (dz. 1) Tomôsz Fópka 43 Listy 44 Skarb (cz. 1) Piotr Schmandt 47 Nie napisaliśmy historii Kaszub czy Kaszubów... Zapis dyskusji DM 49 Lektury 54 Zrozumieć Mazury. Śnierć Waldemar Mierzwa 56 Dôwny świat na ódjimkach Halina Malijewskô, tłóm. DM 58 Genius loci. Iskrząca przyjaźń Jacek Borkowicz 59 Czë Balbina to jô? Z Danutą Stanulewicz gôdała Lucyna Radzymińskó 61 Klëka 67 Sëchim paka uszłć. Szkoła żëcô abö czim zając dzeckó Tómk Fópka 68 Z butna. Dzćń dobrëch wiadłów Rómk Drzéżdżónk Ôbkłôdka III: Kaszëbë, Kôcewié, Krajna Ôdj. I.M. i K.S. POMERANIA STRËMIANNIK 2016 Od redaktora W W tym roku mija 750 lat od śmierci Świętopełka li Wielkiego. Jak napisał patron 2016 r. prof. Gerard Labuda w I tomie Historii Kaszubów w dziejach Pomorza, pod jego rządami „księstwo gdańskie osiągnęło szczyt swego rozwoju terytorialnego i ustrojowego zarówno w stosunkach wewnętrznych, jak zewnętrznych". W Gdańsku stoją pomniki księcia Świętopełka, w wielu miejscowościach na Pomorzu jego imię noszą m.in. ulice. Niestety nie wszyscy mieszkańcy naszego regionu wiedzą, kim był ów książę, jakie są jego dokonania i co zawdzięcza mu Pomorze. Dlatego gdański oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zamierza w roku okrągłej rocznicy śmierci tego władcy zorganizować kilka wydarzeń upamiętniających jego czyny. O ich przebiegu będziemy informować w „Pomeranii", a zapowiedzi znajdą się na stronie kaszubi.pl. Chcąc się włączyć w te działania, proponujemy naszym Czytelnikom kilka tekstów poświęconych Świętopełkowi i jego czasom. Polecamy też zamieszczoną w naszym literackim dodatku „Stegna" sztukę teatralną Kasa Swiatopôłka napisaną przez współzałożyciela Zrzeszenia Kaszubskiego Karola Kreffta. A jeśli ktoś nie chce patrzeć w przeszłość, to niech wspólnie z Piotrem Less-nauem i prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim zastanowi się nad tym, co za 20 lub 30 lat będzie oznaczało zdanie: „Jó jem Kaszëba". Zapraszamy do lektury i do dyskusji. TDariu&z^ Majkowski ędowuv! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 9016,58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2016 roku otrzymają jedną z książek do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/prenu-merata. Książki wyślemy we wrześniu br. POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jocz (Najô Uczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Anna Hebel Dariusz Majkowski NA OKŁADCE Mapa „Pommerellen: Slavische Völker bis 1125" [Pomorze ludów słowiańskich do roku 1125] (Karl von Spruner, Historisch-Geographischer Handatlas, wyd. 2,1854) oraz wykonany przez Wawrzyńca Sampa medalion przedstawiający Świętopełka II Projekt okładki: Waldemar Gwizdała WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 DRUK Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o. ul. Bpa Dominika 11 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. 2 POMERANIA MARZEC 2016 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA Świętopełk Sobiesławowic TOMASZ SZYMAŃSKI_ Swoistego uroku badaniom dziejów średniowiecza dodają skąpe i często zafałszowane materiały źródłowe. Historycy interpretują te przekazy w różnoraki sposób, wskutek czego pojawiają się nowe hipotezy, ale wiele wydarzeń okrywa mrok tajemnicy, i najpewniej tak pozostanie. Życiorys księcia gdańskiego Świętopełka II również jest pełen zagadek, począwszy od daty jego urodzin. Przypuszczalnie był najstarszym dzieckiem Mściwoja I i przyszedł na świat pomiędzy rokiem 1190 a 1195. Niepewne jest także pochodzenie matki księcia, Zwinisławy. Historycy próbowali ustalić związki żony Mściwoja z różnymi książęcymi i możno-władczymi rodami piastowskimi, ruskimi, pomorskimi oraz śląskimi, ale wciąż są to jedynie hipotezy. Jeszcze większe emocje towarzyszą badaniom nad pochodzeniem rodu ojca księcia Świętopełka II. Dyskusje budzi już historyczność Sobiesława, pierwszego odnotowanego przedstawiciela pomorskiej dynastii. Przekaz cystersów oliwskich wydaje się jednak na tyle pewny, że można jej nadać miano So-biesławiców. Rozważania o Sobiesławie są jednak tylko częścią szerszej dysputy o pochodzeniu rodu księcia Świętopełka II. Wśród badaczy zajmujących się wspomnianą problematyką dominują dwie główne koncepcje, wywodzące Sobiesławiców z polskiej rodziny moż-nowładczej lub z rodzimych, pomorskich dynastów. Dyskusja jest wciąż żywa i nie ma tutaj potrzeby szerzej jej opisywać, warto jednak zwrócić uwagę na kilka wątków. Na przykład zwolennicy poglądu o pochodzeniu Sobiesława z rodu polskich namiestników osadzonych w Gdańsku przez Bolesława Krzywoustego powołują POMERANIA STRËMIANNIK 2016 się na źródła krzyżackie. Szczególne znaczenie przypisuje się zapiskowi tzw. Translacji św. Barbary, przekazującemu, że Świętopełk II urodził się z prostych wojów pochodzących z ziemi sieradzkiej. Dalej idąc, powiązano tę wzmiankę z możnowładczym rodem Lisów, mających włości m.in. w okolicach Sieradza i Łęczycy, wśród których pojawiały się imiona Mściwoj, Warcisław i Świętopełk. Zważyć należy jednak, że „Translacja" powstała prawdopodobnie dopiero w drugiej połowie XIV wieku i to wśród Krzyżaków, zapewne cały czas mających we „wdzięcznej" pamięci swojego zaciekłego wroga. Wspomniany przekaz, zawierający różne błędy, okazuje się sprzeczny sam w sobie, Lisowie bowiem, co jest poświadczone, na pewno nie byli zwykłym rycerstwem. Zwodnicze wydaje się również podążanie tropem imion. Imię Świętopełk powstało z połączenia starosłowiańskich słów święty oraz pułk i oznaczało potężne wojsko. Szczególne jego znaczenie sprawiło, że było rozpowszechnione wśród książęcych rodów w całej słowiańsz-czyźnie. Przy dalszym rozpatrywaniu wspomnianego wątku nasuwa się myśl, że imiona Sobiesławiców mogły być swoistym manifestem politycznym panów Gdańska dążących do suwerenności. Książę pomorski Świętopełk, być może ich krewny, wszak walczył z najazdem Krzywoustego. Mściwoja wybrano, aby pomścił Pomorzan, a Warcisław (pomorska wersja Wrocisława) miał przywrócić chwałę Pomorza. Kończąc ten wątek, można jeszcze zauważyć, że imię Sobiesław pojawiło się wśród książąt z rodu Przemyślidów dokładnie w przypuszczalnym okresie życia pierwszego poświadczonego przedstawiciela pomorskiej dynastii. Bolesław Krzywousty był wspólnym wrogiem Czechów i Pomorzan, więc niewykluczone są jakieś kontakty i wspólne knowania. Rozważania powyższe wskazują, po jak niepewnym gruncie stąpamy. Istotniejsze wydaje się, że wszelkie przesłanki, niezależnie od tego, czy Sobiesławice wywodzili się od miejscowych dynastów, wskazują na ich pomorskie pochodzenie i przywiązanie do idei wolności ojczystej ziemi. Tendencje separatystyczne na całym Pomorzu, zarówno Wschodnim jak i Zachodnim, zjednoczonym z Polską geniuszem i mieczem pierwszych Piastów były wyjątkowo mocne. Pomorzanie skrupulatnie wykorzystywali każde osłabienie władzy książąt polskich i zrzucali ich zwierzchność. Jednocześnie natychmiast wracali do wiary w rodzimych bogów. Ich reakcja nie dziwi, wszak chrześcijaństwo kojarzono tu raczej z polskimi toporami niż z Dobrą Nowiną. Prawdopodobnie na Pomorzu Wschodnim szczególnie silny był kult Swarożyca, poświadczony w nazwie miejscowości Swarożyn. Bóstwo, czczone w całej słowiańszczyźnie, jest postrzegane jako opiekun ognia w różnych jego emanacjach, w tym ogniska domowego. Wspomniany aspekt kultu, bliski każdemu człowiekowi, sprawiał, że musiał on być wyjątkowo żywotny. Przekaz utrwalony w polskiej historiografii ukazuje podbój Pomorza przez Krzywoustego jako wielki tryumf piastowskiego księcia. Patrząc jednak z perspektywy ówczesnych Pomorzan, jawił się on . jako okres okrutnych na-jazdów, których skutkiem flEjc były setki poległych, ty-siące brańców uprowadzo- l| nych w niewolę i ogromne spusto-szenia. Pamięć o tych krwawych dniach, 3 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA koloryzowana i dramatyzowana, na pewno była przekazywana w tradycji ustnej. Pewne jest, że chęć odwetu i odzyskania dawnych swobód była powszechna wśród Pomorzan. Sobiesław I musiał jednak doskonale rozumieć, że nie będzie już możliwe odzyskanie i utrzymanie niezawisłości Pomorza z dawnymi bogami. Akcja chrystianizacyjna pomorskiego władcy musiała być bardzo intensywna, skoro tradycja oliwska przypisała mu wręcz przyjęcie chrześcijaństwa na Pomorzu. Przekaz, niewątpliwie przesadzony, znajduje jednak pewne potwierdzenie w źródłach archeologicznych, wskazujących np. na możliwość budowy gdańskiego kościoła św. Mikołaja za jego panowania. Zwieńczeniem dzieła była rozpoczęta przez Sobiesława I fundacja opactwa w Oliwie. Zauważyć należy jednak, że sprowadzenie cystersów miało nie tylko wymiar religijny. Wiadomo powszechnie, że klasztory cysterskie, utrzymujące związki ze sobą w całej Europie, wymieniały się różnymi doświadczeniami i były nośnikami kultury oraz nowinek cywilizacyjnych. Widać więc, że dzieło zaczęte przez Sobiesława I miało aspekt wybitnie państwowotwórczy. Prestiżowa fundacja oliwska, dokonana z pozycji samodzielnych władców, ukazywała również aspiracje Sobiesławiców do pełnej niezależności. Działalność Sambora I, syna i następcy Sobiesława I, jest już lepiej udokumentowana. Imię jego zostało wymienione w kronice Wincentego Kadłubka w kontekście wydarzeń związanych z obaleniem księcia-senio-ra Mieszka Starego i zajęciem Krakowa przez Kazimierza Sprawiedliwego. Kazimierz, ostatecznie umocniwszy swoje rządy, na wiecu w Łęczycy dokonał nowego podziału dzielnic Polski. Mistrz Wincenty odnotował m.in., że książę piastowski osadził Sambora I w marchii gdańskiej. Wspomniany zapis budzi od lat ożywione dysputy wśród historyków, głównie jednak w aspekcie pochodzenia rodu Sobiesławiców. Wzmiankę w Kronice Polskiej można jednak rozpatrywać w zupełnie innym kontekście. Lata 1177-1180 były w Polsce okresem ogromnego zamieszania, ponieważ przeciwko Mieszkowi Staremu wystąpił nawet jego syn Odon. Wincenty Kadłubek odnotował, że zbuntowali się przeciwko niemu również wszyscy „przywódcy" Pomorzan, uznając zwierzchnictwo Kazimierza Sprawiedliwego. Kronika Polska to jednak przede wszystkim panegiryk ku jego czci, a zawarte w niej informacje, dotyczące nie tylko spraw pomorskich, budzą wiele wątpliwości. Prawdopodobne jest zatem, że Sambor I, zgodnie ze zwyczajami przodków, próbował wykorzystać zamieszanie i w pełni znieść władzę książąt piastowskich. Wzmiankę Mistrza Wincentego o marchii gdańskiej interpretować należy więc raczej jako uznanie i potwierdzenie przez Kazimierza Sprawiedliwego, dążącego do całkowitego opanowania sytuacji w Polsce, silnej oraz samodzielnej pozycji princepsów gdańskich. Znaczenie Sobiesławiców jeszcze bardziej wzrosło z chwilą przejęcia po Grzymisławie południowej części Pomorza Wschodniego. Okoliczności i chronologia objęcia przez princepsów Gdańska spadku po tym „jednym z książąt pomorskich", władających ziemiami „z dziada pradziada", jak się sam określił, są bardzo niepewne. Wydaje się jednak, że był blisko spokrewniony z rodem Sobiesława I. Szczególnie istotne jest to, że władcy gdańscy dokonali zjednoczenia Pomorza Nadwiślańskiego samodzielnie, bez wpływu książąt piastowskich. Uznać można więc, że wtedy de facto ponownie zaistniało suwerenne, wschodnie księstwo pomorskie. Uzyskaniu i utrzymaniu niezależności Pomorza Wschodniego sprzyjała sytuacja w Polsce. Niespodziewana śmierć Kazimierza Sprawiedliwego spowodowała nowy czas zamętu i ciągłe spory o władzę w Krakowie, którym kresu nie położyła nawet pełnoletność jego synów, Leszka Białego i Konrada Mazowieckiego. Żadne ślady nie wskazują jednak na bezpośrednie zaangażowanie się władców Pomorza Wschodniego w polskie konflikty wewnętrzne oraz zewnętrzne. Neutralność ułatwiła sprawne przejęcie sukcesji po Samborze I, z pominięciem jego syna, Sobiesława II, przez brata, Mściwoja I. Sądzić należy, że była to samodzielna, bez wpływu czynników zewnętrznych, oparta na zasadzie senioratu, decyzja dziedziców Gdańska. Dokładnie nie wiadomo, kiedy rozpoczęło się panowanie Mściwoja I. Dostrzec jednak można, że konsekwentnie kontynuował on politykę swojego brata. Zapewne jedną z pierwszych decyzji Mściwoja I było sfinalizowanie małżeństwa jego najstarszej córki Mirosławy z Bogusławem II, księciem zachodniopomorskim. Mariaż należy rozpatrywać jako ówczesne typowe zwieńczenie sojuszu książąt. Przypuszczać należy, że przymierze zostało zawarte głównie przeciwko Danii, od dłuższego czasu będącej dominującą siłą w obszarze Bałtyku. Sojusz nie uchronił jednak Mściwoja I od najazdu Duńczyków w 1210 r. Władca Gdańska uniknął walki i złożył hołd królowi Waldemarowi II. Kronika duńska opisująca te wydarzenia mm*? Świętopełk II Wielki POMERANIA MARZEC 2016 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA określiła jednak Mściwoja I jako księcia polskiego. Tytulatura wskazuje, że w Danii postrzegano Mściwoja I jako suwerena, równego książętom piastowskim. Wyjątkową pozycję Sobiesławica uznał również polski wiec w Mąkolnie, zapisując go jako dux - samodzielnego księcia. Podczas wspomnianego zjazdu w roku 1212 Mściwoj I sfinalizował ważną inicjatywę sprowadzenia norbertanek na Pomorze. Fundacja klasztoru w dzisiejszym Żukowie odbyła się pod patronatem księżnej Zwi-nisławy, która zapewniła ze swojego wiana nader godne uposażenie, obejmujące m.in. 16 wsi na Kępie Oksywskiej. Zapewne, zgodnie z obyczajami epoki, głównym celem pierwszej żeńskiej wspólnoty zakonnej na Pomorzu Gdańskim było stworzenie spokojnego schronienia dla członkiń elit, w tym pomorskiego domu panującego, dla których nie znaleziono odpowiednich mężów. Mściwoj I dokonał żywota najpewniej w 1220 r. Kronika Wielkopolska odnotowała, że wówczas przybył na Pomorze Leszek Biały i powołał jego i jego syn Mściwoj II w Parku Oliwskim POMERANIA STRËMIANNIK 2016 najstarszego syna Świętopełka na urząd nazwany w niej capitaneus. Tytuł ten, tłumaczony m.in. jako starosta, nieadekwatny do początków XIII wieku, od lat wywołuje wśród badaczy gorące dyskusje, szczególnie w kontekście genealogii Sobiesławiców. Wzmiankę w Kronice Wielkopolskiej, zważywszy widoczną w niej tendencyjną perspektywę - szkalowanie i pomniejszanie pozycji Świętopełka II - należy jednak rozpatrywać w zupełnie innym świetle. Władza princepsów Pomorza była już na tyle ugruntowana, że wręcz nieprawdopodobne jest ustanawianie urzędnika przez Leszka Białego, mającego tylko symboliczne prerogatywy z tytułu panowania w Krakowie. Książę piastowski wybrał się do Gdańska, może przy okazji uroczystości pogrzebowych Mściwoja I, po prostu w celu przeprowadzenia ważkich rozmów politycznych. Szczególnie palącym problemem była sytuacja na pograniczu pruskim. Prusowie poczuli się zagrożeni nasilającą się polską akcją chrystianizacyjną i zaczęli przeprowadzać regularne, niszczycielskie najazdy na Mazowsze. Sytuacja właściwie wymknęła się spod kontroli, i Konradowi Mazowieckiemu potrzebna była natychmiastowa pomoc. Oczywiste więc jest, że jego brat Leszek Biały musiał szukać wsparcia dla niego także u Świętopełka II. Nie mniej istotnym tematem debat musiała być radykalna zmiana układu sił politycznych w Polsce. Zamieszanie zapoczątkował konflikt w Wielkopolsce i wygnanie Władysława Odonica przez jego wuja Władysława Laskonogiego. Dokładne losy banity nie są znane, przypuszcza się, że przebywał m.in. na Węgrzech. Zagadką pozostaje czas i okoliczności przybycia Władysława Odonica do Gdańska, ale mogło się to wydarzyć jeszcze za życia Mściwoja I. Sądzić należy, że zaproszenie wygnańca było gruntownie przemyślanym ruchem princepsów pomorskich, dążących do oficjalnej suwerenności. Odonic, książę piastowski, był cennym sojusznikiem i znacząco wzmacniał pozycję panów Gdańska. Przymierze jednak zostało zawarte na równych prawach udzielnych władców. Zgodnie ze standardami, zwieńczyło je małżeństwo Świętopełka II z Eufrozyną, siostrą Odonica. Możliwe jest, że w tym samym czasie Władysław ożenił się z Jadwigą, domniemaną córką Mściwoja I. Ślub księżniczki piastowskiej z princepsem Pomorza bywa czasami rozpatrywany w kategoriach wyjątkowej nobilitacji Sobiesławiców Obiektywnie patrząc, nie można doszukiwać się w nim żadnej sensacji. Świętopełk II, władający Pomorzem, większym niż niejedno polskie księstewko, de facto książę, potomek zacnego rodu, był dla niej najzwyczajniej godnym i równym partnerem. Sojusz z Władysławem Odonicem był najpewniej jedną z kart w rozgrywce z Leszkiem Białym. Świętopełk II szukał sprzymierzeńców w Polsce, ale musiał zdawać sobie sprawę, że uznanie niepodległości Pomorza de iure można uzyskać jedynie w Rzymie. Rzeczywista, książęca pozycja władcy Gdańska musiała być w Stolicy Apostolskiej doskonale znana, jednak nie wywodził się on z Piastów, polskich „panów przyrodzonych", i materia sprawy była wskutek tego wyjątkowo delikatna. Zapewne jednym z warunków układu z Władysławem Odonicem było wsparcie zabiegów w Rzymie, ale Świętopełk II nie zaniedbywał innych możliwości urzeczywistnienia pomorskiej idei niepodległościowej. Sądzić należy, że jednym z powodów sprowadzenia dominikanów do Gdańska w 1227 r. było wzmocnienie działań dyplomatycznych w papiestwie. Świętopełk II fundacji klasztoru dokonał we współpracy z Jackiem Odrowążem, uczniem św. Dominika. Jacek, niestrudzony misjonarz, postrzegany już za życia jako święty, cieszył się w Rzymie ogromnym autorytetem i szacunkiem, a jego wsparcie było nader cenne i potrzebne. Zobowiązaniem księcia Pomorza wobec Odonica było jego wsparcie militarne w walce o należną dzielnicę z Władysławem Laskonogim. Koalicjanci odnieśli w wojnie znaczne 5 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA sukcesy, zdobyli m.in. ważne strategicznie Ujście i Nakło nad Notecią. Sytuacja Laskonogiego stała się do tego stopnia krytyczna, że zawarł prawdopodobnie w 1225 r. z Leszkiem Białym układ o przeżycie, ustalający przejęcie księstwa sojusznika po śmierci jednego z nich. Porozumienie, z racji przynajmniej 20-letniej różnicy wieku, było korzystne dla księcia krakowskiego, ale zagrożone sukcesami Odonica. Prawdopodobne jest zatem, że Leszek i Władysław Laskonogi w porozumieniu z Konradem Mazowieckim postanowili sprowokować najazd Prusów na Pomorze i wyeliminować z wojny Świętopełka II, jego głównego sprzymierzeńca. Napaść została dobrze przygotowana i przeprowadzona w roku 1226, kiedy to książę pomorski z głównymi siłami wojskowymi przebywał w Wielkopolsce. Prusowie, zanim zostali odparci przez odwody Pomorzan, zdążyli zniszczyć pierwotny klasztor norbertanek w Żukowie, wymordować mniszki, spalić opactwo w Oliwie i dokonać ostentacyjnej egzekucji cystersów pod wałami Gdańska. Rychło się wydało, kto był inspiratorem pruskiego napadu. Świętopełk II złożył w Rzymie skargę na książąt piastowskich, niewątpliwie będącą elementem jego szerszej aktywności dyplomatycznej w Stolicy Apostolskiej. Poważnym sukcesem księcia Pomorza było uzyskanie 5 maja 1227 r. bulli papieża Grzegorza IX, ostrzegającej władców polskich przed surowymi sankcjami kościelnymi za inspirowanie napaści Prusów. Na opisanie wypadków w Gąsawie poświęcono mnóstwo atramentu, a interpretacja przebiegu wydarzeń do dziś budzi wiele kontrowersji. Ustalenie faktycznych sprawców, ich motywów, okoliczności śmierci Leszka Białego oraz poranienia Henryka Brodatego pozostanie raczej nierozwikłaną zagadką. Wszelkie tropy wskazują jednak, że były to porachunki między książętami piastowskimi. Źródła współczesne podają, że najazdu dokonał Władysław Odonic, niewykluczone jest jednak sprawstwo jego stryja, Laskonogiego, a nawet rodzonego brata Leszka, 6 Konrada Mazowieckiego. Książę Mazowsza, znany w swoich czasach z brutalnego i bezwzględnego charakteru, raptem kilka lat później „wsławił" się udanym porwaniem Henryka Brodatego. Niespodziewany przebieg wydarzeń w Gąsawie i śmierć Leszka Białego sprawiła, że winę postanowiono zrzucić na Świętopełka II, jedynego księcia ówczesnych ziem polskich nie-wywodzącego się z Piastów. Mniemać należy, że dziedzic Pomorza nawet nie wiedział o planach zamachowców. Logicznie rzecz ujmując, władca Gdańska nie miał żadnego interesu w porwaniu, a tym bardziej zabójstwie Leszka Białego i Henryka Brodatego. Wymuszone na książętach uznanie niepodległości Pomorza byłoby nader łatwe do podważenia, a morderstwo „świętej osoby pańskiej" ściągnęłoby na Świętopełka II fatalne skutki. Znamienne, że Sobiesławica nie spotkały żadne kary kościelne, które byłyby nieuniknione przy jego rzeczywistym udziale w wypadkach gąsawskich, przeciwnie, w 1231 r. uzyskał protekcję papieską dla siebie, rodziny i całego księstwa wschodniopomorskiego. Bulla Grzegorza IX potwierdzała, że niepodległość Pomorza, zgodnie z ówczesnymi zasadami międzynarodowymi, została uznana de iure. Fundację dominikańską można rozpatrywać również w kontekście lokacji i nadania Gdańskowi praw miejskich. Zauważyć należy, że Świętopełk II od początku swojego władania konsekwentnie zmierzał do przekształcenia swej stolicy w prawdziwe emporium handlowe. Dominikanie, mówiąc w pewnym skrócie - zakon miejski, stanowili istotny czynnik w tym procesie. Gdańsk ówczesny tworzył gród książęcy oraz rozległe podgrodzie, położone mniej więcej na terenie dzisiejszego Osieka i części Starego Miasta, funkcjonujące na tradycyjnych prawach słowiańskich. Rzec można w pewnym uproszczeniu, że był to układ bierny, a Świętopełkowi II zależało na utworzeniu prawdziwego, aktywnego miasta z rozległymi kontaktami zamorskimi. Nie przypadkiem więc książę nawiązał kontakty z Lubeką. Dawny słowiański gród stał się bowiem w tym czasie główną siłą na Bałtyku, zdolną do złamania nawet potęgi Danii. Prawdopodobnie lubeczanie stanowili większość mieszkańców Vi-cus Theutonicus (dzielnica niemiecka) z własnym sołtysem, Andrzejem, odnotowanym w 1227 r. Niemieccy przybysze zapewnili Gdańskowi kapitały i wielkie doświadczenia kupieckie, ale najważniejsza była konsekwentna polityka Świętopełka II. Jednym z głównych utrudnień handlu w XIII wieku było prawo brzegowe, pozwalające rabować rozbite statki. Nadany Lubece przez księcia Pomorza przywilej zapewnił ochronę i pomoc w ratowaniu dobytku za odpowiednią opłatą. Ponadto Świętopełk obniżył cła, a mimo to roczny dochód książęcego skarbu z tego tytułu szacowany jest na ok. 9 tys. grzywien. Suma ogromna na tamte czasy, aczkolwiek trudna dzisiaj do przeliczenia. Potężne przychody zapewniały również daniny gdańskich karczm (większe nawet niż w stołecznym Krakowie), o czym świadczą hojne nadania księcia na rzecz pomorskich klasztorów. Doskonale więc widać, że za panowania Świętopełka II osada nad Motławą wspaniale się rozwijała. Ukoronowaniem przemyślanych działań księcia było nadanie Gdańskowi praw miejskich. Zapewniały one szereg przywilejów oraz swobód i sprzyjały dalszej rozbudowie miasta. Naturalnie ożywione kontakty z Lubeką sprawiły, iż za wzór przyjęto jej statuty. Czas i miejsce lokacji prawnej Gdańska od lat jest przedmiotem dysput. Głównych informacji o układzie urbanistycznym w XIII wieku dostarczają źródła archeologiczne, czasami interpretowane w różnoraki sposób. Istnieją jednak również pewne wzmianki pisemne, m.in. przywilej Świętopełka II, nadany benedyktynom w 1236 r.(w-prawdzie falsyfikat). Gdańsk został w nim określony jako civitas - miasto. Zapis można połączyć z prastarą tradycją, przypisującą księciu Pomorza fundację w 1243 r. pierwszego kościoła Marii Panny Przypuszczać można POMERANIA MARZEC 2016 A ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA więc, że Świętopełk II nadał prawa miejskie Gdańskowi w latach 30. lub najpóźniej w 40. XIII wieku. Hipotezę umacnia ustanowienie w 1260 r. odpustu św. Dominika, związanego również z wielkimi jarmarkami, które musiały się odbywać w już w pełni ukształtowanym mieście. Osobnym spornym zagadnieniem jest miejsce lokacji ówczesnego Gdańska. Przyjmuje się, że prawa miejskie mogły zostać nadane osadzie związanej z kościołem św. Katarzyny lub dzisiejszemu Głównemu Miastu. Pewne wskazówki daje tutaj opis uroczystości pogrzebowych Świętopełka II. Czytamy w nim: „Z czcią niesione jest ciało do kościoła w mieście Gdańsku". Dalej w relacji wzmiankowane są świątynie, które należy identyfikować z kościołami św. Mikołaja i Katarzyny. Wspomniane przesłanki wskazują więc raczej, że Gdańsk był lokowany przy kościele Marii Panny. W tradycji regionalnej Świętopełk określany jest jako Drugi, ponieważ w XII wieku panował już jeden książę pomorski o tym imieniu. Obecnie nie jest możliwe ustalenie koligacji rodzinnych łączących obu władców, ale uznaje się ciągłość władzy dziedziców Pomorza. Świętopełkowi II przydomek Wielkiego nadano w czasach nam współczesnych, patrząc jednak z perspektywy dziejowej oraz konstruktywnych osiągnięć, książę w pełni zasłużył na to zaszczytne miano. Władca Pomorza w historiografii polskiej oceniany jest głównie przez pryzmat Gąsawy i wojen krzyżackich. Powstrzymanie Zakonu Niemieckiego zasługuje jednak na szczególną uwagę. Świętopełk II najpewniej przystępował do rozprawy z Krzyżakami, nie zdając sobie sprawy z tego, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia. Uratowanie niepodległości Pomorza w konfrontacji z przysłowiową hydrą, czerpiącą siły z całej chrześcijańskiej Europy, wspieraną przez najwyższe autorytety duchowe i świeckie, było wielkim sukcesem dziedzica Gdańska. Warto tylko zauważyć, że Krzyżaków nie złamała nawet potęga POMERANIA STRËMIANNIK 2016 Jagiellonów, czego efekty historyczne są widoczne do dziś. Nie unikniemy różnorakich ocen roli Świętopełka II w dziejach Polski. Warto jednak pokusić się o próbę spojrzenia na postać księcia w kontekście jego czasów. Wprawdzie dzisiaj radykalnie się zmieniła - i w zatrważającym tempie nadal zmienia - ludzka mentalność oraz system wartości, ale pewne sprawy są nam chyba nadal wspólne. Ostatnie lata życia Świętopełka były zapewne nader gorzkie. W jednej z rozlicznych wojen poległ jego najmłodszy syn, tajemniczy Jan, o którym w dziejach próżno szukać konkretnego zapisu. Pozostali potomkowie księcia przysparzali mu zaś poważnych obaw o los dziedzictwa przodków. Szczególnie martwił go pierworodny syn, Mściwoj II. Ewidentnie - widać to w późniejszych latach jego władania - złamała mu charakter długoletnia niewola u Krzyżaków i ciągła obawa o własne życie. Mściwoj na pewno miał również ogromne pretensje do ojca, że ten go poświęcił, oddając Zakonowi w imię pomorskiej racji stanu. Trudno dziś wyrokować, czy Świętopełk II większe nadzieje pokładał w młodszym synu, Warcisławie II. Księcia Pomorza przede wszystkim gnębił jednak brak wnuków i nikłe szanse na podtrzymanie dziedzictwa. Smutek sędziwego władcy potęgowała świadomość, że po jego zgonie usposobienie potomków niechybnie doprowadzi do wojny domowej. Obawy swojego władcy dzielili również poddani, o czym świadczy fragment wzruszającego opisu uroczystości pogrzebowych Świętopełka II: Płaczę Słowianie i Teutonowie, płacz, gdzie tylko się spojrzy, płaczę zarówno młodzieńcy, jak i starcy, wszyscy zalani łzami (...). Rzec można w pewnym uproszczeniu, że ówczesny ustrój miał cechy systemu patriarchalnego. Waleczny i gospodarny książę, taki jak Świętopełk, był postrzegany niby dobry ojciec. Poddanym, swojej wielkiej rodzinie, zapewniał byt i poczucie ładu. Rozpacz ludu była więc z pewnością autentyczna. Zgryzot rodzinnych przysparzał też Świętopełkowi brat, Sambor II, urodzony warchoł. Książę Tczewa rozbił jedność Pomorza, a jego nienasycone ambicje, wzmocnione sojuszem z Krzyżakami, sprawiały, że ewentualna wojna domowa groziła dodatkowymi katastrofalnymi skutkami. Jednocześnie wobec zagrożenia ciągłości rodu Świętopełk dzielił niewątpliwie z Samborem smutek i żałobę po nagłej śmierci jego jedynego syna, Sobiesława III, w dalekim Strzało-wie (dziś Stralsund). Zagrożenie krzyżackie musiało wyjątkowo niepokoić starego księcia. Świętopełk II, wytrawny wódz i polityk, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Zakon łapczywym okiem patrzy na Pomorze oraz jego koronę - Gdańsk - i będzie starał się wykorzystać każdą okazję do dokonania zaboru. Poddani zapamiętali swojego władcę na długie lata jako wyzwoliciela ojczyzny. Opat oliwski Stanisław, Pomorzanin, jeszcze około połowy XIV wieku w swojej kronice pisał o Świętopełku: (...) on to zwycięskim ramieniem uwolnił się spod jarzma książąt Polski. Cysters z oczywistych względów nie mógł otwarcie pisać o odparciu przez księcia Pomorza Krzyżaków - ówczesnych ciemiężców. Kronikarz oliwski jednak napisał: Był on (Świętopełk II) mężem bowiem walecznym i zwyciężył wszystkich występujących przeciwko niemu (...) (podkreślenie TS). Legenda o zwycięzcy Zakonu szczególnie żywa musiała być wśród gdańszczan. Mieszczanie, zbytnio nie-rozpieszczani przez Krzyżaków, przez wiele dziesięcioleci mieli we wdzięcznej pamięci Świętopełka II, swojego dobrodzieja. Domniemywać więc należy, że nieprzypadkowo Chlebnicką, jedną z najstarszych bram Gdańska, ozdobiono z jednej strony przejścia kamieniem z wykutą lilią, godłem Sobiesławiców. Artykuł porusza tylko niektóre wątki życia i działalności wielkiego księcia Pomorza. Pełną biografię Świętopełka II napisał profesor Marek Smoliński. Fot. DM 7 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA Książę Pomorza nie tylko w toponimach Pomnik Świętopełka usytuowany na skwerze pomiędzy ulicami Świętojańską i Szeroką w Gdańsku, w pobliżu klasztoru dominikanów i kościoła pw. św. Mikołaja. Fot. DM JERZY NACEL XIII-wieczny książę kaszubsko-gdań-ski patronuje wielu ulicom, placom i parkom w Polsce, zwłaszcza na naszym Pomorzu. Można przypuszczać, że decydenci nadający tym miejscom imię Świętopełka, nie zawsze wyjaśniali, którego władcę mają na myśli, choć zapewne chodziło im o słynnego Świętopełka II Wielkiego, księcia Pomorza Gdańskiego, którego Aleksander Majkowski w swojej Historii Kaszubów z 1938 roku nazywa trzecim. Swiatopôłk II Wiôldżi, Świętopełk, Wszetopełk, Świętopałk, Świętopełek - to dawne imię słowiańskie, obecnie rzadko nadawane, oznacza święty (tj. silny, mocny) pułk (dawne polskie pełk/połk, co dało dzisiejszy pułk). Imię Świętopełk nosili władcy Rusi Kijowskiej, Czech i Moraw, a synem Mieszka I i Ody był Świętopełk Mieszkowic. Upamiętniony w dziełach sztuki i inskrypcjach... W sierpniu 2010 roku, w 750. rocznicę zorganizowania w Gdańsku pierwszego jarmarku św. Dominika, odsłonięto w tym mieście pomnik Świętopełka II Wielkiego. Został on usytuowany na skwerze - nieformalnie nazywanym odtąd Parkiem Świętopełka - pomiędzy ulicami Świętojańską i Szeroką, w pobliżu klasztoru dominikanów i kościoła pw. św. Mikołaja. W tej świątyni, na jednej z przypór w nawie południowej, wisi XIX-wieczny obraz przedstawiający scenę przekazania dominikanom kościoła św. Mikołaja przez księcia Świętopełka II Wielkiego w roku 1227. Natomiast na przyporze w pobliżu kaplicy podwieżowej św. 8 Józefa znajduje się tablica z czarnego łupku upamiętniająca książąt Su-bisława i Świętopełka II. Inskrypcja łacińska podaje, że jako „dziedzic tej ziemi" Svantopelcus przekazuje - po wieczne czasy - kościół św. Mikołaja braciom kaznodziejom. Staraniem oddziału gdańskiego ZKP w 250. rocznicę powstania tej tablicy umieszczono pod nią nową, uzupełnioną pieczęcią wielką Świętopełka, tarczą z gryfem kaszubskim, herbami Gdańska i ojców dominikanów oraz pierścieniem Świętopełka zwanym popularnie „odwróconą kotwicą". Od 1967 roku w Parku Oliwskim znajduje się, umieszczone na granitowym cokole, kamienne popiersie POMERANIA MARZEC 2016 J ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA / ZACHË ZE STÔRISZAFË XIII-wiecznego księcia Pomorza. Na cokole umieszczono napis: „Świętopełk II książę pomorski 1195-1266 r." Na północnej ścianie prezbiterium katedry oliwskiej można oglądać portret Świętopełka wykonany w 1613 roku, na postawie wcześniejszego fresku, przez Hermana Hana, jednego z najwybitniejszych malarzy baroku w Polsce. Napis nad obrazem głosi: „Najjaśniejszy książę pomorski Świętopełk, człowiek pobożny i nadzwyczaj łaskawy donator, uczynił dla Oliwy wiele dobrego". W tej katedrze, zwanej kaszubskim Wawelem, znajduje się również łacińskie epitafium księcia wychwalające jego zalety. Miejsce pochówku władcy Pomorza upamiętnia nagrobek z 1615 roku, na którym wyryto napis: „Grobowiec przesławnych książąt pomorskich, fundatorów tego klasztoru". Jeden ze współczesnych portretów księcia Pomorza, autorstwa Longiny Wysockiej, znajduje się w Bibliotece Publicznej Gminy Wejherowo im. A. Labudy w Bolszewie. ...w nazwie obiektu fizjograficznego i drzewa Miejsce związane z księciem Kaszub mają również Kartuzy. Jest nim Gaj Świętopełka - kompleks leśny na stromym zboczu z drzewostanem bukowym liczącym ponad 350 lat. O Gaju Świętopełka kartuska poetka Teodora Kropidłowska napisała w 1924 roku: Mój z moją Pupkama bawią sa nôczascy môłé dzéwczątka, ale téż starszich lëdzy mögą öne ceszëc. Kö są taczi, co zbierają pupczi z rozmajitëch strón świata. Tak czedës, jak i dzysô sprzedôwóné bëłë, ösoblëwie w Cepelie, pupczi öblokłé w regionalne ruchna. W tim mógł nalezc téż ne kaszëbsczé. W zasobach wejrowsczégö muzeum może nalezc, nié tak czësto stôrą, bö z zôczątku lat 90. XX stalata, pôra Kaszëbów. Stoją oni so fejn, mój z móją, pöd raka a ceszą ökö pësznym, bö racznym wëkônanim. Ną kaszëbską pôra zrëchtowała Irena Michałowskô z Labórga, chtërna czasto dobiwała w örganizowónëch przez Cepelia konkursach na téma regionalnëch pupków. rd LLHKYM L lLLMORVM DVCVM AC PRINCI ^ PVM POMERANIA. ( FVNDATORVM HV!VSDOMVS \mrt\ \JnHł\t i nt Katedra w Oliwie. „Grobowiec przesławnych książąt pomorskich, fundatorów tego klasztoru". Fot. ze zbiorów J. Nacla O, ty ozdobo Kartuz, klasztoru Gaju-staruszku pośród zieleni Dajesz piękności nam do wyboru, Wiekowych wspomnień na swej przestrzeni. Otacza brzegi jeziora wstęgą -Dla serc Kaszubów perłą wspaniałą A w lasach kasztelanii białogardz-kiej (w Lęborskiem), wśród dziesiątki najstarszych polskich drzew, rośnie Dąb Świętopełka, który zakiełkował około 700 lat temu. oraz w urbanonimach Jak już wspomniano, Świętopełk patronuje ulicom wielu miejscowości w Polsce. Imię naszego księcia nadano drogom m.in. w Bydgoszczy, Gdańsku, Gdyni, Słupsku, Toruniu czy Poznaniu. W stolicy Wielkopolski imię Świętopełka znalazło się wśród dawnych nazw słowiańskich, takich jak Mści-bor, Sobiesław, Miłowit czy Witosław. Świętopełk patronuje także ulicom miast na Mierzei Helskiej (Hel, Jurata), a także np. w Kościerzynie, Wejherowie, Żukowie, Chwaszczynie, Chojnicach, Świeciu czy Tczewie. Również w niewielkim Koleczkowie w powiecie wejherowskim znajduje się ulica, która nosi imię naszego księcia, ale w jego pełnym brzmieniu, tj. Świętopełka Wielkiego. POMERANIA 5TRËMIANNIK 2016 9 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA Życie codzienne w księstwie gdańskim Wiek XIII, a zwłaszcza czasy panowania księcia Pomorza Gdańskiego Świętopełka n Wielkiego, był niezwykle bogaty w różnorakie wydarzenia. Gerard Labuda w Historii Kaszubów w dziejach Pomorza napisał: „Niezależnie od politycznych zawirowań, całe księstwo kaszubsko-kociewsltie weszło w XIII wieku w okres wewnętrznych przeobrażeń społeczno-ekonomicznych i kulturowych, przede wszystkim w dziedzinie kultury duchowej, oraz szczególnie istotnych dla jego rozwoju reform administracyjno-ustrojowych". Jednak pomimo owych przeobrażeń i wielu wojen życie codzienne w państwie kaszubskiego księcia toczyło się normalnie. Przedstawię je na przykładzie Gdańska. JERZY NACEL Ludność i języki Dotycząca roku 997 nazwa Gyddanyzc zapisana w dziele Vita sancti Adalberti episcopi Pragensis (Żywot św. Wojciecha, przypisywany opatowi Janowi Kanapariuszowi) ulegała później różnym przekształceniom. W postaci zbliżonej do współczesnego brzmienia „Gdańsk" została odnotowana już w 1148 roku i w tej właśnie formie stosowano ją w czasach Świętopełka II. Choć w 1263 zanotowano oboczny zapis „Danzk", łatwiejszy do wymówienia dla nacji niemieckiej (posługującej się głównie dialektem dolnoniemiec-kim) napływającej do miasta - podgrodzia i uzyskującej coraz większe wpływy we władzach miejskich (sołtysi, rajcy), wśród kleru i w życiu gospodarczym. Obok słowiańskiej (polskiej i kaszubskiej) mowy ludność Gdańska w tamtym okresie posługuje się zatem również coraz częściej językiem niemieckim. W użyciu dworskim, a zwłaszcza kościelnym była łacina. Należy przypuszczać, że w połowie XIII wieku w Gdańsku mieszkało około 7 000 osób, a na całym Pomorzu orientacyjnie około 170 tysięcy. ,a Kaszubri */ac/l PtUlUirsH 'Iwiński Domy W XIII wieku zasiedlony teren ówczesnego Gdańska rozciągał się od kościoła św. Mikołaja w kierunku północnym do Bramy Oliwskiej, przesuwając się w rejon, w którym znajduje się dziś gdański Dworzec Główny oraz, jak na to wskazują niektóre poszlaki, nieco na zachód od okolic Targu Drzewnego. Wczesnośredniowieczny Gdańsk w swych początkach był wyłącznie drewniany. Dopiero w XIII wieku pojawiają się budowle murowane: kościoły św. Mikołaja, św. Katarzyny i wieża w książęcym grodzie. Działki budowlane o rozmiarach 4,00 x 3,80 m pod domostwa były dość pospolite. Mieszkano też w domach wieloizbowych, a być może nawet piętrowych. Zwie- CO rzęta domowe i ptactwo +-> trzymano w tym samym ^ pomieszczeniu, które za- q <^q mieszkiwali ludzie. Ulice O ^ wykładano drewnem. Oh ^ Pożywienie Jf, Mieszkańcy Gdańska jadali posiłki dwa razy dziennie. Ich menu było dość urozmaicone, oprócz mięsa spożywano proso, pszenicę, żyto, jęczmień i owies. W XIII wieku zboża chlebowe odgrywały znaczną rolę w konsumpcji. Uprawiano ogórki, mak i bób. Z owoców spożywano najwięcej śliwek i wiśni, dalej czereśnie, gruszki i jabłka. Korzystano również z owoców leśnych, jadano orzechy i żołędzie. Do słodzenia potraw wykorzystywano miód wybierany ze sztucznych dziupli, tzw. barci, oraz rozdrobnione wysuszone owoce. Smaku potrawom dodawały suszone i sproszkowane zioła, a zwłaszcza beł-żyna (złocień balsamiczny), kozieradka i wrotycz pospolity. Pieprzu nie znano. 10 POMERANIA MARZEC 2016 ŚWIĘTOPEŁK WIELKI - TEMAT MIESIĄCA Dużą rolę w żywieniu ludności Gdańska odgrywały ryby. Ulubionym przysmakiem był jesiotr, którego odławiano w dużych ilościach. Jedzono również łososie, sandacze, szczupaki, śledzie, dorsze i certy. Bogaty zestaw sprzętu rybackiego umożliwiał osiąganie obfitych połowów. Spożywano również mleko i jego przetwory, np. ser. Znano kapustę, cebulę, a także kiszkę i kiełbasę. Posiłki gotowano w naczyniach glinianych. Inne liczne naczynia wykonywane były z drewna. Jedzono drewnianymi łyżkami, których trzonki niekiedy były starannie zdobione. Znano także drewniane kubki. Ale biesiadnicy najchętniej posługiwali się własnymi palcami. Widelec był wtedy nieznany. Kaszę z prosa lub jęczmienia tłuczono ręcznie w drewnianej stępie, a ciasto zarabiano w drewnianej misce. Pomorscy poddani księcia nie żyli wiele gorzej niż możnowładcy, chyba że nadchodziły czasy głodu, a te bynajmniej do rzadkości nie należały. Wtedy za pokarm musiała wystarczyć mąka żytnia mieszana z mąką z tłuczonych żołędzi, a pewnie i kasztanów. Hodowano kozy, świnie, owce oraz ptactwo - kury i gęsi. Należy przypuszczać, że na jedno gospodarstwo przypadało około 20 sztuk bydła (doliczając konie). Do pracy wykorzystywano głównie małego konia podobnego w typie do tarpana. Koń większy służył przede wszystkim jako wierzchowiec. Takie rumaki były niezwykle cenne. Wiadomo, że w 1240 roku książę Świętopełk Wielki kupił dwa konie za jedną wieś. Rzemiosło Gdańszczanom w XIII wieku znane było hutnictwo i kowalstwo. Kowale gdańscy wykonywali takie przedmioty, jak nożyce, sierpy, harpuny, podkowy, gwoździe oraz ozdobne okucia do drzwi. Wyrobem zajmującym ważne miejsce w ówczesnej produkcji kowalskiej była broń służąca zarówno w boju, jak i na polowaniu. W Gdańsku poza przedmiotami z żelaza i stali wykonywano także różnorodne rzeczy luksusowe z mosiądzu, brązu, miedzi, cyny, ołowiu, wyjątkowo ze srebra. POMERANIA STRËMIANNIK 2016 Można domniemywać, że słynny złoty pierścień (sygnet) zdobiony rytem z imieniem Świętopełka był wykonany przez złotników gdańskich. W sztuce rzemieślniczej wyróżniali się rogownicy (grzebienie, guziki, krążki do gier). Ważną gałęzią wytwórczości gdańskiej było ponadto tkactwo. Jako surowca do tkania używano lnu, konopi, wełny i włosia końskiego. Licznych odbiorców znajdowali również garncarze. Znano koło garncarskie oraz piece do wypalania glinianych naczyń. Gdańszczanie zaspokajali też pragnienia dzieci. Wykonywano dla nich z kory łódeczki, z drewna łopatki, wózeczki, figurki zwierzęce czy też grzechotki. Wyroby z bursztynu, w których lubowali się ludzie w tamtych czasach, stały się nawet przedmiotem wywozu z Gdańska. Zycie społeczne i gospodarcze Ważną rolę w życiu społecznym odgrywały instrumenty muzyczne (np. pięciostrunowe gęśle z XIII wieku). Ich dźwięk zapewne często akompaniował spotkaniom rzemieślników i kupców w gdańskich tabernach, które były punktem wymiany towarów i pieniędzy, takich chociażby, jak brakteat z kotwicą pochodzący z mennicy księcia Świętopełka (3. ćwierć XIII wieku). Taberny były też miejscem wymiany myśli, przekazywania i pozyskiwania wszelkich informacji o świecie. Takim spotkaniom towarzyszyło wszechobecne w książęcym Gdańsku piwo. Nazwa tego napoju wywodzi się od słowa „ pić". Był po prostu płynem, który gasi pragnienie. Prawie każdy XIII-wieczny gdańszczanin ważył piwo na własny użytek. Bywało, że też na sprzedaż, chociażby we wspomnianych tabernach. Ulubionym napitkiem było piwo mieszane z miodem. Nieco później wśród wielu wyspecjalizowanych wytwórców pojawili się także mieszczanie zawodowo trudniący się piwowarstwem. Duże znaczenie dla życia gospodarczego miały targi i odbywające się prawdopodobnie od 1260 roku coroczne jarmarki św. Dominika. Trzynastowieczna ludność Gdańska zatrudniona była przy transporcie zboża, drewna i jego przetworów (smoła, pak, potaż, węgiel czy też ryby), które szlakiem Wisły trafiały w głąb Polski. Inne szlaki lądowe wiodły na zachód w rejony Poznania i Szczecina. Rola Kościoła W aparacie książęcym ważną rolę odgrywały osoby duchowne. To one pisały dokumenty, sprawowały nadzór nad pieczęcią, opiekowały się archiwum, odbywały poselstwa i prowadziły rokowania. Życie człowieka tamtego wieku nie istniało poza instytucją Kościoła. Każdy dzień gdańszczanina wyznaczał dźwięk sygnatury kościelnej nawołującej wiernych na poranną jutrznię i tą samą muzyką dzwonu przywołującej ich na modlitwy nieszporów. Wtedy dopiero następował koniec dnia pracy. Dwór Życie codzienne mieszkańców tego czasu jest dość dobrze znane. Nie mamy natomiast przekazów o życiu dworskim. Pewną wskazówkę może stanowić opis pogrzebu księcia Świętopełka. Kilkudniowe uroczystości (śpiewy duchowieństwa, nieustanny płacz tłumów) mogą wskazywać na to, że była to wielka i dobrze zorganizowana demonstracja. Jeszcze parę słów o kobietach opisywanej epoki. Panie gdańskiego dworu nie ustępowały charakterem mężczyznom. Bardzo interesującą osobą jest Damroka, pani na Chmielnie, czy siostra Świętopełka Wielkiego Witosława, zwana dyplomatką tamtych czasów, ksieni żukowskich norbertanek. Wartą odnotowania jest również Zwinisława--Małgorzata, która w ludowej tradycji zachowała się jako „dzika łowczyni". O tym, jak żyli mieszkańcy Gdańska, możemy się dowiedzieć z pozostałości zabudowań i przedmiotów zachowanych pod grubymi warstwami ziemi. A dalej to już rola archeologów, którzy z mrówczą pracowitością i dociekliwością odsłaniają zawsze jeszcze fragmentaryczny obraz Gdańska, tego chociażby z czasów księcia Świętopełka II Wielkiego. 11 WYDARZENIA Pierścień na dnie zatoki 10 lutego świętowaliśmy w Pucku 96. rocznicę zaślubin Polski z morzem. Organizatorami uroczystości tradycyjnie były miasto Puck, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie oraz Liga Morska i Rzeczna. Coroczne obchody wpisały się już w kalendarz pomorskich wydarzeń, jednak wciąż nie mogą się przebić do powszechnej świadomości Polaków - jako wydarzenie istotne w historii naszej Ojczyzny. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI „Będziemy go mieli w Szczecinie" Do Pucka gen. Józef Haller wyruszył koleją z Torunia. Pociąg zatrzymał się jeszcze na stacji w Gdańsku, gdzie czekał już tłum polskich mieszkańców miasta. Od gdańskiej Polonii Haller otrzymał dwa pierścienie, które wręczył mu prawnuk twórcy naszego hymnu narodowego - dr Józef Wybicki. Jeden z tych pierścieni wkrótce miał spocząć na dnie Zatoki Puckiej. Z Gdańska pociąg z gen. Hallerem ruszył w stronę Pucka, w którym hallerczyków powitały tłumy Kaszubów. Z dworca w stronę zatoki Józef Haller jechał konno w towarzystwie ułanów. Nad morskim brzegiem wraz z generałem stanęli także m.in. wicepremier Wincenty Witos, minister spraw wewnętrznych i późniejszy prezydent RP Stanisław Wojciechowski, przyszły marszałek sejmu Maciej Rataj, wojewoda pomorski Stefan Łaszewski, komisarz RP w Gdańsku Maciej Biesiadecki, gen. Kazimierz Sosnkowski, dr Józef Wybicki oraz „Król Kaszubów" Antoni Abraham. Słynny obraz Wojciecha Kossaka przedstawia gen. Józefa Hallera wjeżdżającego na koniu w morskie fale i rzucającego daleko w wody zatoki jeden z otrzymanych w Gdańsku platynowych pierścieni. 10 lutego 1920 roku Zatoka Pucka była jednak skuta lodem. Generał wjechał konno na skraj zamarzniętej zatoki, a pierścień wrzucił w przerębel wyrąbany przez rybaków. 12 W swoich pamiętnikach, wydanych w 1964 r. w Londynie, Józef Haller napisał, że zanim pierścień wpadł do morza, potoczył się po lodzie. „Za pierścieniem pobiegło po lodowej tafli kilku Kaszubów, lecz żaden nie mógł uchwycić pierścienia, który wiernie połączył się z wodami Bałtyku - wspominał Haller - a na moje zapytanie: Czemuście go nie pochwycili? - odpowiedzieli proroczo: Będziemy go mieli w Szczecinie". Dzisiaj morska granica Polski liczy 440 km. W 1920 roku był to 147-ki-lometrowy pas nadmorski bez dużego portu handlowego. Puck stanowił wówczas jedynie namiastkę wielkiego portu, który swoją świetność miał dawno za sobą. Zatoka Pucka była zaś tylko małym morzem - jak mówią o tym akwenie Kaszubi. Hallerowi to jednak nie przeszkadzało, istotny bowiem był sam akt zaślubin, symboliczny, a zarazem rzeczywisty powrót Rzeczpospolitej nad Bałtyk. Dbajmy o należyte miejsce zaślubin z morzem w historii Coroczne uroczystości na puckim rynku i w porcie rybackim, tuż obok pomnika gen. Józefa Hallera, oraz msza odprawiana w puckiej farze mają przypominać o wydarzeniach sprzed niemal wieku. Bo choć na lekcjach historii temat zaślubin Polski z morzem jest obecny, to jednak w powszechnej świadomości Polaków, także tych z Pomorza, nie zajmuje on wciąż należytego miejsca. A szkoda, bo to wyjątkowe wydarzenie, to jedna z najważniejszych dat w historii Polski, szczególna także dla Kaszubów, którym gen. Haller dziękował 96 lat temu za to, że przez lata niemieckiej niewoli przechowywali ten skrawek wybrzeża Bałtyku dla Polski. Zresztą 10 lutego w Pucku nigdy nie brakuje kaszubskich akcentów, obowiązkowo wybrzmiewa tam co roku kaszubski hymn, a wśród składających wieńce przed pomnikiem generała Hallera jest delegacja Zrzeszenia. O należyte miejsce tego wydarzenia w historii dbają również władze miasta. Podczas ostatniej uroczystości burmistrz Hanna Próchniewska przypomniała wyjątkową historię miasta, portu, floty wojennej i Morskiego Dywizjonu Lotniczego, który stacjonował w Pucku w okresie międzywojennym. Przypomniała też przyjazd gen. Józefa Hallera do miasta i symboliczne zaślubiny jako jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Pucka oraz w dziejach Rzeczpospolitej. Dlatego warto starać się o to, żeby wydarzenia z 10 lutego nie były tylko świętem lokalnym, odnotowanym wprawdzie w telewizji i szerzej komentowanym w przypadku wizyty urzędującego prezydenta, jak to miało miejsce w tym roku. Za cztery lata okrągła - 100. rocznica zaślubin Polski z morzem. Na pewno będzie wyjątkowo, będzie godnie, z pewnością przyjedzie wielu gości. Dobrze by się stało, aby wrzucony przez gen. Józefa Hallera pierścień symbolizujący nierozerwalność Rzeczypospolitej z Bałtykiem widziany był przez wszystkich Polaków, świadomych wydarzeń, jakie miały miejsce w Pucku 10 lutego 1920 roku. POMERANIA MARZEC2016 WËDARZENIA Szmaka rosce ôbczas jedzeniô ADÓM HÉBEL___ Do Dëchöwi Stolëcë 1 gromicznika sa zjachelë lëdze z rozmajitëch nórtów Kaszëb. 13. wejrowskô edicjô Verba Sacra jistno jak uszłé udokazniła, że Słowô nigdë nie przestónie czekawic lëdzy, a jegö brzëmienié w naji möwie je pö prôwdze gódné. Cykel Verba Sacra sa naczął w 2000 roku w Pöznanim, skądka sa rozköscérził na rozmajité dzéle Pölsczi, dze w wôżnëch swiatnicach znóny ak-torowie mielë czëtóné wëjimczi Biblie i drëdżich religijnëch tekstów. W 2003 roku do tegö karna Wejrowó dołączëło i Danuta Stenka do wëstapu rôczëło. Tuwö to mô nié blós religijny znaczënk, le téż je wôżnym elemeńta naji kulturë. Më muszimë pamiatac, że czilenôsce lat temu z uznanim naji möwë za jazëk, a przede wszëtczim wiarą w ji môżlëwöta wërażiwaniô wëższich dbów bëło baro żimkö i Verba Sacra to je jeden öd wôżniészich elemeńtów uswiądniwaniô ö wôrtnoce kaszëbiznë. Dzysô do ti wôrtnotë ju mało kögö muszi przekönëwac. To ni muszi téż przekönëwac lëdzy, żebë köżdi rok w ten zëmöwi wieczór zjéżdżiwelë do Wejrowa, kaszëbsczégó Jeruzalemu, żebë sa w Słowö wsłëchiwac, jistno jak öd tësący lat w tim richtich Jeruzale-mie. To przërównanié je mést dobré, bö swiaté miasto Wëbrónégö Lëdu bëło płaca, jaczi jich jednocził, jistno jak Wejrowö scygô wierzącëch Kaszëbów do se midzë jinyma z leżnoscë Verba Sacra. Całô ta rozegracjô köżdi rok wëz-drzi jinaczi, równak schemat je jistny: Böżé Słowo we wëkönanim Danutë Stenczi pö kaszëbsku, ö. Jakóba Wasz-kówiaka w óriginalnym jazëku, muzyka Cézarégö Pôcórka, a ôd łońsczegó roku wëstap Kaszëbsczich Misterni-ków z Biblijnym Örszaka. To wszëtkö sa dzeje pod dozéra Przemësława Basyńsczegó, reżisérë widzawiszcza. Latosô edicjô równak bëła jinô. To béł pierszi rôz, czej jazëköwim kónsultańta dolmaczérë, ö. Adama Sykörë nie béł profesor Jerzi Tréder. Ön umarł w uszłim roku pó cażczi chöroscë. Pö wiôldżim kaszëbölogu rola dorôdcë öd sprawów jazëka przëjała Danuta Pioch. Drëgą apart-noscą je wielëna tekstów wzatëch z Biblie i bezpöstrzédno w muzyce wëkónónëch. To temu, że Knéga Wińdzenió mô w se wiele piesniów sławiącëch Böga za Jego prowadzenie Izraelitów z niewole do Namie-niony Zemie. Tuwó w spiéw sa włą-cził pósobny znóny artista Macéj Mieczniköwsczi. Dlô niego wëstap w kóscelë Swiati Trójcë je wrócenim do uszłotë: Jô tu w churze Cantores Veiherovienses zaczinôł śpiewać. Mia- sto sa baro od tego czasu zmieniło -wspöminô spiéwôk. Më sa wnet bez wątplëwötów móżemë spódzewac, że na drëdżi rok uzdrzimë jistny skłôd lëdzy za-angażowónëch we Verba Sacra i te dëchówóartistné przeżëca mdą szla-chöwałë za tim, co widzymë do-nëchczas. To, że mdą taczé same, nie znaczi, że ten projekt sa nie rozwijô, prosto jego formuła, co widzec pó frekwencje, nie je wëczerpónô. Sami artiscë téż, co pödsztrichiwô aktorka Danuta Stenka, nie są ti témiznë na-wielniony: Ta przigôda z kaszëbsczim jazëka i z Pisma Swiatim kôżdi rok mie sa nie nudzy ijôjem wiedno barżi czekawô. Tuwó sa sprôwdzô rzeklëna „Szmaka rosce ob czas jedzeniô". Ne słowa, jaczé ópisywają wrażenia artistów, gwës bëlno pasëją téż do spragłëch Bóżégó Słowa óbzérników. Ödj. ze zbiérów E. Prëczkôwsczégô POMERANIA STRËMIANNIK 2016 13 GOSPODARKA Biznes z Kaszëb za Mateusz Mach z Labörga, chöc mô dopierze 18 lat i uczi sa w öglowösztôłcącym liceum, prôwadzy firma, jakô je wôrtnô milion złotëch. Jak do tego doszedł? Sóm gôdô, że brëköwnô bëła wiôlgô upiartosc i wiele robötë. Jego firma przërëchtowała program na smartfónë, jaczi mô służëc lëdzóm głëchim w komunikacji w internece. Wszëtkö równak zaczało sa öd zajinteresowaniô hip-hopa. Z młodim podjimcą z Kaszëb gôdôł Pioter Léssnawa. Skąd wziąłeś pomysł na aplikację Five App? Pierwotnie nie miał to być program dla osób głuchoniemych, tylko propozycja dla fanów hip-hopu. Skąd zmiana? Sam pomysł wziął się z obserwacji moich znajomych - osób w wieku od 15 do 18 lat - także fanów hip-hopu. Zauważyłem, że coraz częściej używają obrazków i emotikonek, pisząc SMS-y, czy naklejek na Facebooku, wyrażając w ten sposób dodatkowe emocje. Dlatego właśnie - jako fan hip-hopu - postanowiłem stworzyć komunikator oparty na gestach, które w tej subkulturze są bardzo popularne. Nie ukrywam, że też chciałem w jakiś sposób przyczynić się do jej rozwoju. Droga od hip-hopu do pomocy osobom głuchoniemym nie jest krótka... No tak. Po premierze aplikacji i odczekaniu pierwszych dwóch tygodni, kiedy powinniśmy zauważyć jakieś zainteresowanie naszym programem - chociażby w statystykach publikowanych przez Google - okazało się, że tego zainteresowania nie było w ogóle. Natomiast bardzo się ucieszyliśmy, gdy odezwała się do nas Amerykanka - Cindy Shan, która jest osobą głuchoniemą. To ona zasugerowała nam zmianę kierunku rozwoju naszej aplikacji, tak aby mogła ona służyć komunikowaniu się osób głuchoniemych w internecie. Jak się okazuje - o czym nie wiedzieliśmy -80% osób głuchych ma problemy z pisaniem i czytaniem nawet najprostszych wiadomości tekstowych. Te osoby nie słyszą tego wewnętrznego głosu, który my słyszymy, czytając jakiś tekst. Cindy uważa, że Five App ma wielki potencjał, aby stać się komunikatorem internetowym dla tej grupy osób. W jaki sposób Five App ma im to umożliwić ? Wraz z pierwszą wiadomością od Cindy dostaliśmy też cztery obrazki, na których pokazuje nam, w jaki sposób -korzystając z kreatora gestów zawartego w Five App - można w łatwy sposób odwzorować wszystkie znaki amerykańskiego języka migowego. Przy pomocy Cindy tworzymy nową wersję aplikacji, która zamiast liter będzie zawierała całe wyrazy, ponieważ język migowy opiera się na pokazywaniu właśnie całych wyrazów. Takich znaków będzie na początku 800, bo tyle - zdaniem naukowców - wystarcza do codziennej, swobodnej komunikacji. Mowa, póki co - o USA, bo nasza aplikacja jest przygotowywana dla amerykańskiego języka migowego. Dopiero później chcemy wkroczyć do Wielkiej Brytanii i do Polski. Tutaj trzeba podkreślić, że każdy kraj ma własny język migowy. Muszę też dodać, że docelowo aplikacja Five App nie będzie całkowicie darmowa. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to projekt prospołeczny 14 POMERANIA MARZEC 2016 J J 78 GOSPODARKA i dlatego chcemy naszym programem zainteresować duże firmy, które mogłyby finansować ją osobom głuchoniemym. Oprócz Cindy macie jeszcze wsparcie innych osób głuchoniemych? Czy stworzyła się jakaś społeczność, która testuje wasz program ? Muszę zacząć od tego, że środowisko osób głuchoniemych jest bardzo zamknięte, hermetyczne. Trudno się do nich dostać. Wspólnie z Olgierdem Kosibą - nauczycielem i tłumaczem języka migowego z Poznania - mieliśmy ten dostęp i rzeczywiście osoby głuchonieme bardzo nam kibicują. Gdy zaczynaliśmy pracę nad nową wersją aplikacji, właściwie nie byłem do końca przekonany, czy nie ma komunikatora internetowego dla osób głuchoniemych. Okazało się, że problem faktycznie istnieje, bo osoby głuchonieme - oprócz Skype'a do wideorozmów, nie mają żadnego komunikatora tekstowego czy właśnie migowego - co my chcemy im zaproponować. Także mamy ich wsparcie, często np. komentują elementy graficzne nowej aplikacji, które im wysyłamy, czyjej funkcjonalności. Masz 18 lat, cały czas się uczysz, a do tego prowadzisz firmę, w którą fundusz inwestycyjny EYIG zainwestował 400 tysięcy złotych. To wszystko da się pogodzić? Szkołę mam przeważnie od 8.00 do 15.00. Po zajęciach spotykam się z pracownikami spółki, co zajmuje prawie codziennie po trzy, cztery godziny. Do tego dochodzą wyjazdy do Warszawy, Poznania czy Wrocławia, bo tam są ulokowane firmy, z którymi też współpracujemy. Jest zdecydowanie więcej obowiązków i więcej pracy, niż miałem, gdy bawiłem się w tworzenie aplikacji dla hip-hopowców. No i nie wypada już nosić czapki z daszkiem na spotkania biznesowe. Jest ciężej, ale wciąż ciekawie. Mówisz o czapce z daszkiem, co nasuwa mi pytanie o to, jak partnerzy biznesowi patrzą na młodych przedsiębiorców - takich jak ty. Czujecie, że jesteście dla nich wiarygodni? Jako prezes firmy jestem w niej najmłodszy. Mój najbliższy współpracownik, czyli Piotr Polański, ma 35 lat. Gdy razem jedziemy na spotkania biznesowe - on w garniturze, a ja w bluzie - to jakoś się równoważymy. Ale prawdę mówiąc, zastanawiam się nad tym, czy też nie zmienić stylu na nieco poważniejszy. Pochodzisz z Lęborka - ze stosunkowo małej społeczności. Już tam pracowałeś nad projektami internetowymi. Jakie było zainteresowanie nimi? Jeszcze mieszkając w Lęborku, prowadziłem platformę blogową Sagepark. W największym skrócie - było to miejsce, gdzie każda osoba zainteresowana nowoczesnymi technologiami mogła założyć swojego błoga i publikować na nim swoje artykuły. Zainteresowanie platformą było, ale stricte w Lęborku czy najbliższej okolicy go nie zauważyłem. Mówi się, że kaszubskie cechy - upór i pracowitość pomagają w biznesie. Widzisz je u siebie? Szczerze powiedziawszy, nie wiem, jakie cechy są kaszubskie, ale mogę powiedzieć, jak to było u mnie - m.in. co wpłynęło na fakt, że udało nam się pozyskać inwestora. W trakcie pracy nad aplikacją były momenty, gdy wydawało mi się, że to naprawdę nie ma sensu, że to po prostu się nie uda. Ale się nie poddawałem. Wysyłałem informacje, maile, zapytania, wnioski do wszystkich funduszy inwestycyjnych w Polsce. Robiłem to tak długo, aż się udało. Mój upór przyniósł rezultaty. Fot. ze zbiorów M. Macha M. Mach ze swoim partnerem biznesowym Piotrem Polańskim POMERANIA STRËMIANNIK 2016 15 KASZËBIW PRL-U (dzél 2) jr KPZ na Bôłtëcc Institut wedle SŁÔWK FÓRMELLA/__ Jak pisôł jem w slédnym numrze na-jégó cządnika, 6 lëstopadnika 1971 r. w zalë Stôromiesczi Radnicë we Gduń-sku ödbëło sa diskusjowé zéhdzenié wespółörganizowóné przez Kaszëbskö--Pömörsczé Zrzeszenie i Bôłtëcczi Institut, chtërnégö témą bëła dzejnota ti drëdżi institucje. Jaczé zastrzedżi mielë przedstôwcë uczböwégö strzodowiszcza? Öb czas zetkaniégö dzejarze KPZ dosc kriticzno öbtaksowelë dzejanié institutu w jegö sztôłce, jaczi zwë-skôł ön pö 1958 r. Rzeklë óni, że te-rôczasny BI procëmno do tegö z lat 1925-1950 je mało rëszny i że nie wëkönywô zadaniów, jaczé wedle nich powinien zwënégôwiwac. Wedle „Periklesa", chtërnégô relacjo bëła dlô fónkcjonariuszów gduńsczi służbę bezpieku zdrzódła wiadłów ô tim pótkanim, przedstôwcowie uczbôwégô strzodowiszcza Trzëgardu mielë równak czësto jinszi pözdrzatk na ta sprawa. Ju öd samégö zôczątku diskusje mielë oni całą réga zastrze-gów co do tegö, czë KPZ na ógle może i powinno óbtaksowiwac dzejnota i wëznaczëwac czerënczi dzejaniô uczböwö-badérny placówczi, jaką béł BI. Pödsztrëchiwelë öni téż, że BI mô doch swöje wëszëznë, chtërne mają ö niegö stara ë czerëją jegô robötą. Ökróm tegô nadczidniati wëżi przed-stôwcowie na przék dzejarzóm KPZ zwrócëlë uwóga na to, że przedwôjnowi Bôłtëcczi Institut dzejôł w jinszich warënkach. Béljedurną tegô zortu in-stitucją dzejającą w obeńdze Pôlsczi. Terô w obeńdze kraju fónksnérëje całô réga specjalisticznëch placówków, co wëkönywają pewné wëjimkôwé zadania dlô nôrodny gôspôdarczi, ajaczé w uszłoceprzënôlégałë dopôla dzejaniô Bôłtëcczégô Institutu1. Akademicczému strzodowiszczu Trzëgardu nie widzało sa pöpiéróné przez zrzeszeniowëch dzejarzów pöjacé „pömörsczi makroregion". Wedle „Periklesa" rozprawił sa z nim docent Andris Pisközub z Institutu Ekonomie Gduńsczego Uniwersytetu, chtëren scwierdzył, że nordowé pölsczé województwa jakno gospodarcze örganizmë mają zgrôwa do two-rzeniégö związków z pôłniowima wójewództwama. Dodôł téż, że ni ma widzec, żebë nordowé województwa chcałë blëżi rzeszëc sa ze sobą. Czë BI béł procëmimperialisticzną strzelnicą? Uczastnikama diskusje z 6 lësto-padnika 1971 r. bëlë téż Mariô Bö- duszińskó-Bórowikowó ë Lech Bąd-köwsczi, chtërny wedle „Periklesa" bëlë udbödôwôczama nagónczi na Bôłtëcczi Institut. Börowiköwô öb czas swöjegó wëstapieniô wërazno pölemizowa z tim, co pöwiedzôł doc. Pisközub ö felënku blëższi łączbë midzë nordowima wójewództwama. Podług ni dokaza na społeczne związ-czi midzë tima óbeńdama je to, że wëdarzenia z gódnika 1970 roku przebiegałë nitkę od Elbląga przez Gduńsk, Słëpsk i Szczecëno. Wórt przëbôczëc w tim môlu, że tragiczne wëdarzenia z gódnika 1970 r., do ja-czich nawleka w swójim wëstąpienim M. Bóduszińskó-Bórowikówó, bëłë tedë baro swiéżim wspominka. Kó doch nie minął jesz rok ód tego czasu. A ókróm tego przińc może do głowë mësla, że na zycher nie wi-dzôłbë sa kómunysticznym wëszëz-nóm taczi „pómórsczi makroregion", w chtërnym brzada związków midzë lëdzama i óbeńdama béłbë „procëmsocjalisticzny" buńt. Swój pózdrzatk na sprawa BI przedstawił téż na zćńdzenim L. Bądków-sczi. Pówiedzół ón tej midzë jinszima, że Bôłtëcczi Institut powinien iisadzëc pasowną udba mörsczi pöliticzi P[ol-sczi] L[ëdowi] R[zeczpospóliti], powinien bëc ôstrzódka, co bë zbiérôł do grëpë mëslenié i dôwôł określoną 16 POMERANIA MARZEC 2016 KASZËBIW PRL-U pôlitika. Ökróm tegö Bądkówsczi béł dbë, że BI na początku 70. lat béł procëmimperialisticzną strzelnicę. Wedle „Periklesa" w słowach tëch zam-kłé bëło lëché öbtaksowanié przez Bądkówsczćgo donëchczasny dzejnotë BI, jakô mia cél, żebë wëkazëwac pölskôsc Pômôrzégô i bezpodstawność niemiecczich pretensjów do ti zemi. Jeżlë chödzy ö to, jak L. Bądköwsczi widzôł dzejanié BI w przińdnoce, to rzekł ön, że institucjó ta powinna miec w se przewóga społecznego elemeńtu i barżi welëch włączëc sa w społeczną dzejnota. Co sa zôs tikô dëtków, na felënk chtërnëch jiscą sa wëszëznë Insti-tutu, to nie są öne nôwôżniészé. To, co wedle autora prôcë Pomorska myśl polityczna mô nôwikszi cësk na dzejnota, to program i lëdze. W kuńcowim dzélu swöji wëpöwiescë L. Bądköwsczi pöwiedzôł, że przedwöjnowi BI béł baro rëszny i pö prôwdze béł kóórdi-natora wszelejaczich pödjimnotów, co tikałë sa usadzëwaniô pôlsczich udbów zrzeszonëch z najim bëcym nad Bôłta. Dëcht czësto niejidze tegô pôwiedzec ô Bôłtëcczim Instituce w jegô dzysdnio-wim sztôłce. Czë KPZ chcała jakno jedurnô czerowac dzejnotą na Pömörzim? W kuńcowim dzélu służbowego zôpisku z rozmöwë, jaką przepro-wadzëlë z „Periklesa" fónkcjonariu-szowie gduńsczi bezpieczi, zamkłi je kómeńtórz jich rozpöwiôdôcza na téma diskusje z 6 lëstopadnika. Rzekł ön tej, że öd czerwińca 1971 r. widzec bëło niebezpieczną zgrôwa ze stronę KPZ. Wedle „Periklesa" organizacjo ta chcą stwörzëc wkół BI atmosfera, w jaczi letkô bë bëło pösądzëc institut ö to, że nie robi tego, co je jego zada-nim. Ökróm tegö scwierdzył on, że KPZ chce zawojować jak nówiakszą wielëna örganizacjów, jaczé dzejałë tej w óbćńdze Ubrzegu (pól. Wybrzeża). Jinszą zagrôżbą ze stronë zrzeszeniégö bëła möżlëwöta stwörzeniô taczi sytuacje, w jaczi to prawie öno bëłobë jedurną organizacją, co bë czerowa społeczną i pöliticzną dzejnotą na Pömörzim. Widzec w tim wërazno, że „Perikles" miôł stara ö to, żebë w służbie bezpieku i kómunysticzny partie, chtërny bezpieka służą, stwörzëc pöczëcé zagrożeniégö ze starnë KPZ. Kö doch, czejbë zrzeszenie chcało samo czerowac społeczną ë pöliticzną dzejnotą na naji zemi, öznôczałobë to, że „wlôżô" öno na gón, chtëren Polsko Zjednónô Robotniczo Partio (PZRP) uwóża za swój, a tak cos ni mogło sa rządzący partie widzec. To prawie kómunysticznó partio chcą miec w tim czasu monopol na przédnictwó nad rozmajitima wietwiama żëcégó w państwie, a tuwö wëzdrzało na to, że KPZ chce „zarabczëc" cos, co wedle PZRP przënôlégô blós do ni. „Perikles" ób czas kôrbieniô z es-bekama nie zabôcził téż zwrócëc uwódżi na fakt, że to, co terô robią dzejarze KPZ, przënôsziwô pôżëtk dzejającym w obeńdze N[iemiecczi] F[ederalny] R[epubliczi] rewizjoni-sticznym placówkom, co swoją dzejnotą popierają pretensje rozmajitëch naszińsczich (w óriginalnym teksce użëté ostało słowo „ziomkowskich" - S.F.) órganizacjów. Sparłaczonć to bëło gwësno z móżlëwótą pówstaniô dosc tëlé jiwrów dlô Pólsczi. Widzec z tego, że „Perikles" strasził esbeków i jich partiowëch przédników zagrôż-bą ze stronë zôpadnëch Niemców i tim, że KPZ swoją dzejnotą może szkódzëc Polsce. Wiera nie je musz dodawać w tim molu, że sprawa zôpadnoniemiecczégó rewizjonizmu bëła w tim czasu i późni chatno wëzwëskiwónô, żebë öbczernic dzeja-rzów KPZ i całą ta organizacja. Ökróm tego „Perikles" lëchö óbtaksowół sposób, w jaczi KPZ organizowało diskiisjowé zćńdzenia na téma BI. Wedle niego zrzeszeniowi dzejarze dopićrku w óstatny chwilë dôwelë wëszëznóm BI wiadło ó rëchtowónëch przez se zetkaniach, co stôwiało Institut w nić za belny sytuacje. Z wszëtczégó, co rzekł fónkcjonariuszóm SB „Perikles", óglowó wëchôdô, że całô udba, żebë zorganizować tikającé sa BI diskusjowć zćńdzenia, óbtaksowónó ósta przez niego jakno „nagonka", to je atak KPZ na ta institucja. Chto to béł „Perikles"? Na kuńcu wórt spróbować ódpó-wiedzec so na pitanié: kim béł człowiek wëzwëskiwóny przez SB jakno służbowo łączba (pól. kontakt służbowy) „Perikles"? Ze służbowego zópisku, chtëren je dló nas zdrzódła wiédzë na téma kôrbieniégó tego człowieka z esbekama, wëchôdô, że pod tim stôrodôwnym grecczim miona tacył sa chtos, chto robił w Bôłtëcczim Instituce. Móla, gdze ödbëła sa jego rozmowa z majora Kwasniewsczim i serżanta Kotasa, béł... gabinet „Periklesa", jaczi miescył sa prawie w sedzbie BI. Ale to jesz nié wszëtkó. Czej zazdrzi sa do tpzw. ódtwórzeniowi kórtoteczi dównćgó Wójewódzczćgó Urzadu Bënowëch Sprawów we Gduńsku, tej wëchódó z ni, że personą, chtërna ósta zaregistrowónó pod tacewnym miona „Perikles" (pól. „Perykles") bćł nicht jinszi jak człowiek, co przez lata lateczné béł direktora Bółtëcczégó Institutu, to je Stanisłów Pótocczi. Z kórtotekówëch zópisków wëchódó, że chłop nen 27 rujana 1975 r. óstół zaregistrowóny przez Inspektorat Cze-rownictwa (pól. Inspektorat Kierownictwa) SB pod numra 20511 jakno krëjamny wëspółrobótnik (pól. tajny współpracownik; TW) ó tacewnym mionie „Perikles" (óriginalno na korce je „Perykles"). Teczczi jego (jakno TW muszół miec swoja teczka personalną i teczka robótë) óstałë zni-kwionć 8 stëcznika 1990 r., bó nibë ni miałë „óperacjowi wôrtnotë". Tak pó prówdze równak felënk óperacjowi wórtnotë teczków bćł leno óradzą, bó zniszczenie nëch materiałów bëło na gwës dzćla wióldżi akcje nikwie-nió esbecczich archiwów, jakô ódbëła sa w czasach póliticznëch zjinaków w Polsce na przełómanim lat 80. i 90. uszłćgó stalata. Równak uwóżny czetińc dozdrzół na zycher to, że S. Pótocczi jakno „Perikles" bćł krëjamnym wëspółrobötnika służbë bezpieku dopierze ód 1975 r., a më timczasa mómë tuwó dokumentë usadzone szterë lata rëchli. Musz je de-jade pamiatac, że „Perikles" z 1971 r. bćł blós służbową łączbą i jego związk POMERANIA STRËMIANNIK 2016 17 KASZËBIW PRL-U/WAŻNE DATY z SB nie béł jaż tak möcny, jakbë to miało mól w przëtrôfku, czejbë béł krëjamnym wëspółrobótnika. Baro möżlëwé równak je to, że S. Pötocczi mógł bëc „Periklesa" ju w 1971 r. jakno służbowo łączba, a w 1975 r. zmienił blós ôrt swóji prôcë dlô SB i stół sa TW ö juwernym mionie. Zdôwô sa pöcwierdzëwac to fakt, że S. Pótocczi, to je człowiek, co w 1975 r. béł direktora Bôłtëcczégó Institutu, óstôł wiadłodôwôcza bezpieczi jakno „Peri-kles", a czile lat rëchli chtos, chto miôł gabinet w sedzbie BI téż béł „Periklesa". Wôrt tuwó na kuńc tegó doka-zu napisać czile słów ö personie S. Pötocczégó. Żił ón w latach 1916-1993 a ód 1965 r. do 1993 r. (z nić za długą pauzą w latach 1988-1989) béł direktora gduńsczegó BI. Wiémë ju, jak dzejanié czerowóny przez niego insti-tucje óbtaksowiwelë M. Bóduszińskó--Bórowikówó ë L. Bądkówsczi. Jesz óstrzi wiera napisół ó nim Tadeusz Bólduan, chtëren w swóji ksążce pt. Nie dali się złamać pisze, że BI pod jego rządama béł przez dłudżé lata „dót" (w óriginale napisół: dyrektor od lat martwego Instytutu Bałtyckiego Stanisław Potocki). Widzymë tej, że dzejarze KPZ na ógle kriticzno ôbtaksowiwelë dzejnota Pötocczégó i czerowóny przez niego placówczi. Wezdrzi równak na to, że nen slédny téż ni miół za baro żëcznégó ódniesenió do zrzeszeniégó, bó w 80. latach, to je w cządze pó wpro-wódzenim wójnowégó stanu, włącził sa w gazétną „nagonka" na ta organizacja i w swójich tekstach, jaczé czasto publikówół zatacony pod pseudonima, kritikówół zrzeszenie i kaszëbsczich dzejarzów. Z jego paszpórtowëch aktów, jaczé są w archiwum gduńsczegó partu Institutu Nórodny Pamiacë, wëchódó, że nie béł ón prówdac nóleżnika PZRP, ale ób czas nad-czidniatégó wëżi wójnowégó stanu pópiérół pólitika kömunysticznëch wëszëznów, bó w 1983 r. przënôlégôł do gduńsczegó wojewódzczégó wëkónawczégó komitetu Patrioticz-ny Rësznotë Nôrodny Ödrodë (pól. Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego; PRON). W tim sarnim roku, to je 1983, óstół róczony na midzënôrodną uczbówą konferencja, chtërny móla béł uniwersytet w Grifii (Greifswald, tedë w kómunysticzny Niemiecczi Demókraticzny Republice). S. Pótocczi miół na ni wëgłosëc referat, jaczégö témą bëłë mirné dążenia Pfôlsczi] L[ëdowi] R[zeczpôspôliti] w biôtce z imperializmu pö II światowi wojnie. Drago tej dzëwöwac sa L. Bądkówsczému, że nazwół BI pod rządama S. Pótocczégó procëm-imperialisticzną strzelnicę. Wórt jesz zwrócëc uwóga na to, że jeżlë „Periklesa", z chtërnym w 1971 r. gôdelë esbecë, pó prówdze béł S. Pótocczi, to drago uznać go za do kuńca gwësné zdrzódło wiadłów na téma tegó, co sa tedë dzejało. Kó doch wedle swóji dbë „barnił sa" ón przed „nagonką", jaką prowadzëło na niego i jego institut KPZ, temu téż to, co pówiedzół przëdstôwcóm gduń-sczi SB, nie zasłëgiwô wiera na miono óbiektiwny relacje. * Autor je starszim archiwistę w archiwalnym dzélu gduńsczegó partu Institutu Nórodny Pamiacë. DZIAŁO SIĘ w mwrcu 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatę wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Förmella. 4 II11886 - w Czersku urodził się Kazimierz Jasnoch, wybitny malarz kaszubski, uczestnik powstania wielkopolskiego, III powstania śląskiego i wojny polsko-bolszewickiej. Pod wieloma swoimi obrazami podpisywał się pseudonimem Kaszuba. Przed II wojną światową zakupił w Borsku nad jeziorem Wdzydze willę, w której zamieszkiwał również po wojnie. Zmarł 17 stycznia 1966 w Poznaniu i tam został pochowany na Cmentarzu Gorczyńskim. 10 II11976 - w Słupsku odbyło się zebranie założycielskie oddziału ZKP. Prezesem wybrano Leona Lewandowskiego. Decyzją Urzędu Miasta - Wydziału Spraw Wewnętrznych z 27 kwietnia tego roku odmówiono zalegalizowania oddziału. 20 II11896 - w Żukowie urodziła się Zofia Ptach, hafciarka kaszubska. Wspólnie z siostrą Jadwigą przyczyniła się do wyodrębnienia tzw. szkoły żukowskiej, opartej na klasztornej tradycji sióstr norbertanek z Żukowa. Zmarła 28 sierpnia 1970 w Żukowie i tam została pochowana na cmentarzu parafialnym. 24 III 1956 - w wypadku drogowym zginął Jan Szynkiewicz, nauczyciel, regionalista borowiacki, twórca i pierwszy kustosz Muzeum Regionalnego w Tucholi, archeolog, więzień Stutthofu. Urodził się 10 marca 1892 w Chełmży. 30 II11946 - z okazji pierwszej rocznicy wyzwolenia Gdańska na Targu Węglowym miał miejsce inauguracyjny występ Zespołu Pieśni i Tańca „Kaszuby" z Kartuz. Ten właśnie dzień uznano za oficjalną datę narodzin zespołu (nagrodzonego m.in. Medalem Stolema), który jest uznawany za jeden z najlepszych zespołów folklorystycznych na Kaszubach. Pierwszym i długoletnim kierownikiem ZPiT „Kaszuby" była Marta Bystroń. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie REKLAMA NAJSWIEZSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER i G^0 2.a9' fc n Ve*e,a c°! O -o 18 POMERANIA MARZEC 2016 WËDARZENIA Taczi dzeń sa długô nie pöwtórzi 2016 Dzień Jedności Kaszubów Z wójta gminë Szëmôld Riszarda Kalkôwsczim gôdómë ö latosym swiatowanim Dnia Jednotë Kaszëbów w Böjanie. Chcemë zacząc öd programu. Dlô-cze wôrt przëjachac do waju 20 strë-miannika? Program je standardowi i wiele rzeczi badze jistnëch jak na pöprzédnëch Dniach Jednotë Kaszëbów. Zaczinómë mszą swiatą z kaszëbską liturgią słowa ó pół dwanôsti w Bójanie. W koscele zaprezentëje sa nasz chur Jagiellonki i gminnô datô örkestra. Pö mszë öbchödë badą w Zespole Szköłów, gdze wëstąpią m.jin. Koleczkowianie i roz-majité dzecné karna. Ö pół czwiôrti bijemë rekord w równoczasnym gra-nim na akördionach, ó szósti przińdze czas na gwiôzda wieczora, jaką badze finalista programu w TVN „Mam talent" Môrcën Wërostek ze swöjim karna. Ön téż chce bic akórdionowi rekord raza z Kaszëbama.Wszëtkó jidze nalezc na internetowi stronie Urzadu Gminë w Szëmôłdze, gdze je specjalno załóżka tikającô sa tego dnia. Czims nowim badze promocjo gmin z wejrowsczégó powiatu. Koła Wiesczich Góspödëniów z kóżdi gminę mają przërëchtowóné trzë pónktë: pökôz öbleczënków, krótczi kabaret i tuńc. Chcemë, żebë lëdze widzelë, czim te köła sa zajmują, bó to pó prôwdze dobrô robota. Musza zarô rzec, że to sa zapówiôdô na baro czekawi wëstap. Na gwës badze téż szpórtowno. Jak rok w rok nie zafelëje téż rozmajitëch wëstôwków - akördionów, raködzeła i jinëch. Badze co öbzerac i co jesc! Móm nôdzeja, że Kaszëbi nas nie zawiodą i przejadą, ösoblëwie ti z pôłniowëch strón, jaczi tim raza mają kąsk dali na Dzeń Jednotë Kaszëbów. Wierzą, że téż naji mieszkańce przejadą do Bójana. Są specjalne autobusë i badze möżna z kóżdégô szôłtëstwa gminë przëjachac czë to na msza, czë to na bicé rekordu abó na wëstap gwiôzdë, a późni tima autobusama wrócëc dodóm. Gôdô sa, że Szëmôłd to stolëca ka-szëbsczi baszczi. Rozmieja, że öbczas Dnia Jednotë Kaszëbë dlô kartowni-ków téż mdze plac. Jo. Baszkôrze wiedno sa dobrze czëlë w naji gminie i tak badze téż terô. Mómë dlô nich przërëchtowóné wiele placu w budinku remizë. Öd dwa-nôsti môgą sa registrowac, ö drëdżi zaczinómë grac, a tëch nôlepszich nôdgrodzymë ö pół szósti wieczór. Dlôcze Dzeń Jednotë Kaszëbów je w Böjanie, a nié w stolëcë gminë, w Szëmôłdze? Zdecydowała infrastruktura. Buten ti imprezë ni möżemë zrobić, bö w taczi pogodzę sa nie dô. Taczi kompleks obiektów, gdze dómë rada wszëtczich pómiescëc, mómë le w Bójanie. A lëdze, co do nas przejadą, muszą miec wiele placu, parkindżi itd. W Szëmôłdze mómë mniészą zala gimnasticzną, nie sygłobë placu chócle na rozmajité wëstôwczi. A w stolëcë gminë zrobimë za to wiólgą impreza dlô baszkôrzów 12 czerwińca, czedë badzemë bilë rekord w lëczbie grającëch narôz w baszka. Jak sa mô kaszëbizna w Böjanie i cali gminie? Böjano to bëła i je wies kaszëbskô. Le jesz 20 lat temu mieszkało tam ze dwadzesce familiów, a dzysô kol 3 tës. lëdzy. Baro sa ta wies rozrosła i je prôwdą, że wiele z tëch, co przecygnalë do Bójana, to nie są Kaszëbi, ale żëjemë w zgodzę i nie zabiwómë ó kaszëbsczich tradicjach. We wszë-tczich szkołach w gminie uczimë kaszëbsczégó, téż dzecë tëch, co tuwó mieszkają ód niedôwna i przëjachelë z jinszich strón. W wiakszoscë wsów téż na wiesczich zeńdzeniach gôdómë pó kaszëbsku. Baro mocno dzejô kol nas Kaszëbskó-Pómórsczé Zrzeszenie i pómôgô w uchówanim kaszëbskóscë naji gminë. Dzeń Jednotë Kaszëbów w Bójanie mó nama w tim zadanim pomóc, bó taczé swiato kaszëbiznë sa nama pewno długo nie pówtórzi. Patrona łońsczego rokit béł spartaczony z gminą Szëmôłd ks. Léón Heyka. Jesta pamiatelë ö tim kaszëb-sczim dzejôrzu i utwórcë? Pamiatómë ó nim kóżdégó roku. Musza przëpömnąc, że ks. Heyka je ód 1992 r. patrona naji publiczny bibliote-czi. Prówdą je równak, że łoni jesmë gó wspóminelë ósoblëwie mocno. Do bi-blioteczi jezdzëłë dzecë i młodzëzna na uczbë historie ó żëcym i utwórstwie patrona, a téż na smatórz w Czelnie, gdze kol grobu jego starszich je symboliczny grób ks. Heyczi. Nôwôżniészim mómenta obchodów bëło uroczësté zćńdzenie w bibliotece w rujanie, gdze m.jin. uczastnicë móglë óbezdrzec wëstôwk przëszëkówóny przez wejrowsczé Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi „Człowiek o dwóch powołaniach". Bëła téż promocjo ksążczi Świat Kaszëbsczi -Kaszëbsczé pdezje i podania, jaką nasza biblioteka wëdała raza z wëdôwizną Region i wejrowsczim Muzeum. GôdôłDM POMERANIA STRËMIANNIK 2016 19 HISTORIA Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków Część 8 (i ostatnia). Trudne lata międzywojenne i tragiczne wojenne ZYGMUNT SZULTKA Odrodzenie się niepodległego państwa polskiego stworzyło przed autochtoniczną ludnością kaszubską wschodniej części rejencji koszalińskiej zupełnie nową sytuację, dodajmy nieporównanie gorszą niż przed wojną 1914-1918. W wyniku niekorzystnych dla niej decyzji granicznych z powiatów lęborskiego i bytowskiego w latach 1919-1921 do Polski wyjechali najaktywniejsi, najlepiej wykształceni i najzamożniejsi reprezentanci społeczności kaszubsko--polskiej powiatów lęborskiego i bytowskiego, którzy od przełomu 1918/1919 r., we współdziałaniu z polskimi działaczami Pomorza Nadwiślańskiego, prowadzili walkę o przyłączenie tych powiatów - jeśli nie całych, to chociażby części - do państwa polskiego, a po pokoju wersalskim (28 VI1919 r.) o korektę biegu polsko-niemieckiej granicy państwowej na pomorskim odcinku. Działania te zakończyły się niepowodzeniem, bo korekta linii demarkacyjnej przez Międzynarodową Komisję Graniczną w sierpniu 1920 r. była minimalna i podyktowana biegiem linii kolejowej Bytów - Lębork. Skutkiem tego z przygranicznych terenów rejencji koszalińskiej masowo emigrowali lub zamieniali swe nieruchomości z niemieckimi repatriantami przedstawiciele inteligencji, kupcy, przedsiębiorcy i rzemieślnicy, najliczniej z powiatu bytowskiego. Kaszubsko-pol-skie środowisko Bytowa skurczyło się do 50 rodzin, z samej tylko parafii ugoskiej, której proboszczem w latach 1912-1930 był rzeczywisty przywódca społeczności kaszubsko-polskiej powiatu bytowskiego do tego czasu i później, patriotyczny, roztropny i skromny ks. Robert Prą-dzyński, wyemigrowało około 1500 osób. Stan posiadania ziemi w rękach Kaszubów i Polaków w powiecie bytow-skim zmalał aż o 42%. Emigracja inteligencji, z jej przywódcą dużego formatu, działaczem plebiscytowym, członkiem Prezydium Sejmiku Dzielnicowego w Poznaniu (3-5 III 1918), później dyrektorem Departamentu Weterynarii Ministerstwa Rolnictwa i kapłanem, zamordowanym w 1942 r. w Radogoszczy Szczepanem Graczem (1888-1942), oraz kupiectwa i przedsiębiorców z Lęborka była również wielką stratą dla kaszubsko-polskiego środowiska powiatu lęborskiego, już przed wojną blisko związanego z polskimi działaczami Pomorza Gdańskiego i aktywniejszego niż w By-towskiem. Ubytek kaszubsko-polskiej mniejszości w tych latach był bardzo poważny. W powiecie bytowskim zmalała z około 5400 osób w 1905 r. do około 3100 w 1925 r. Dla powiatu lęborskiego liczby te wynoszą odpowiednio 3700 i 2000. W tym czasie w wyniku procesu niemczenia ewangelickich Kaszubów znad jezior Gardno i Łebsko ich liczba zmniejszyła się z około 1600 w 1905 r. do około 400 w 1925 r. W przypadku ostatnich chodzi nie tylko o ludzi mówiących po kaszubsku, ale również podtrzymujących tradycyjne zawody, narzędzia i metody pracy, zwyczaje i obyczaje itd., ludzi, którzy mieli świadomość swej partykularnej, grupowej, kaszubskiej odrębności wobec niemieckiej większości i w mikroskopijnej skali przetrwali do 1945 r.1 Skutkiem tych przemian było to, że w granicach państwa pruskiego w powiatach lęborskim i bytowskim pozostała uboga ludność uzależniona od niemieckich pracodawców, raczej zabiegana o sprawy ekonomiczne niż interesująca się życiem politycznym, o niższej świadomości narodowej i przez to bardziej skłonna do asymilacji i łatwiej poddająca się procesom integracyjnym z niemiecką większością oraz pozbawiona dużej części przywódców. Można przyjąć, że była ona w całości wyznania katolickiego, i celem pogłębienia jej izolacji oraz odcięcia od braci Kaszubów z polskiej strony granicy została ona, staraniem niemieckich władz państwowych, odłączona (dekanat lęborski obejmujący powiaty lęborski i bytowski) od diecezji chełmińskiej i podporządkowana utworzonej w 1923 r. Administracji Apostolskiej w Tucznie (od 1926 r. w Pile). Działania te, a przede wszystkim codzienna walka z polskością i kaszubszczyzną władz państwowych i oświatowych, organizacji paramilitarnych i społecznych, postawa niemieckich pracodawców i niektórych księży katolickich powodowały, że Kaszubi i nieliczni Polacy byli przez cały okres międzywojenny poddawani stałym naciskom 20 POMERANIA MARZEC 2016 HISTORIA Święta Bożego Narodzenia w 1941 r. w obozie robotników przymusowych przy firmie montażowej Gollnov & Sohn, przy ówczesnej Hitlerstrasse. AP Szczecin, Spuścizna B. Frankiewicza, sygn. 147 k. 2. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego.© ZKP Oddział w Szczecinie germanizacyjnym, inwigilacji i szykanom, które od lat trzydziestych przybierały coraz brutalniejszy charakter, by w 1939 r. przerodzić się w niesłychany terror. Dlatego liczba osób deklarujących się jako Kaszubi i Polacy do początku lat trzydziestych utrzymywała się na poziomie 1925 r. i malała od objęcia władzy przez hitlerowców (pow. lęborski 1925,1928 około 2000,1945 -ok. 1500, powiat bytowski 1925 - 3400, 1928 - 3400,1945 - 2500). Mimo tego wiejskie środowiska kaszubskie powiatu bytowskiego w okresie międzywojennym rozwinęły relatywnie żywą działalność oświa-towo-kulturalną i polityczną. W 1924 r. został założony oddział Związku Polaków w Niemczech, wchodzący w skład V Dzielnicy tej organizacji, którego prezesem przez cały międzywojenny okres był Jan Styp-Rekowski (1874--1942), przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Ludowego w Bytowie (1912-1922/43), więzień obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen (1939--1940), gdzie spotkał się z trzema synami - Józefem, Alfonsem i Edmundem, dalej Związek Polskich Towarzystw Szkolnych (1925-1939), działający pod przewodnictwem biednego, ofiarnego rolnika Bernarda Werry (1873-1938) i Jana Bauera (1904-1940), również zamordowanego w Sachsenhausen, któremu udało się uruchomić w 1929--1930 cztery prywatne szkoły mniejszościowe, jedna z nich - w Ugoszczy, dzięki roztropności jej nauczyciela Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie Leona Wysieckiego (1899-1980) przetrwała do jego aresztowania 25 sierpnia 1939 (też więźnia Sachsenhausen). Kaszubi bytowscy nie bali się udziału w wyborach i dwukrotnie wybrali swego reprezentanta (Antoniego F. Schroedera [1885-1943], zgilotynowa-nego w Plötzensee) na członka sejmiku powiatowego, prenumerowali polską prasę i rozwijali inne formy działalności kulturalno-oświatowej, mające na celu rozwijanie i umacnianie swej kaszubskiej i polskiej świadomości narodowej. W tym zakresie nieporównanie skromniejsza była działalność środowisk kaszubsko-polskich powiatu lęborskiego, mniejszych liczebnie, bardziej rozproszonych i całkowicie pozbawionych inteligencji i przywódców2. 1 J. Szułczyńska, Relacje administracji pruskiej z końca XIX i początku XX wieku o ludności polskiej w powiatach bytowskim i lęborskim, Rocznik Koszaliński 2: 1966, s. 66 n.; S. Galikowski, Położenie i walka ludności polskiej w latach 1918-1944, w: Dzieje ziemi bytowskiej, praca zbiorowa pod red. S. Gierszewskiego, Poznań 1972, s. 299 n.; J. Lindmajer, Bytów w okresie republiki weimarskiej i rzędów faszystowskich (1918-1945), w: Historia Bytowa, pod red. Z. Szultki, Bytów 1998, s. 262 n.; A. Czarnik, Stosunki polityczne na Pomorzu Zachodnim w okresie republiki weimarskiej 1919-1935, Poznań 1983, s. 312 n.; Z. Szultka, Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku, Wrocław 1991, s. 306 n.; tenże, Z badań nad stosunkiem ludności polskiej Pomorza Zachodniego wobec odradzającego się państwa polskiego, Przegląd Zachodniopomorski 7:1979, s. 67 n.; tenże, Szczepan Gracz i jego walka o przyłączenie powiatu lęborskiego do Polski, Rocznik Słupski 1980, s. 71-81; W. Skóra, Liczebność ludności kaszubskiej we wschodnich powiatach prowincji Pomorze w okresie dwudziestolecia międzywojennego, Rocznik Gdański 64: 2004, 1-2, s. 10 n.; L. Belzyt, Sprachliche Minderheiten in Bearbeitung und Kommentar, Marburg 1998, s. 22 n.; H. Rybicki, Nazywano ich Słowianami, Słupsk 1995; tenże, Nazywano ich Słowianami. Część 2: Wybór źródeł, Gdańsk - Wejherowo 2003; H. Rybicki, Liczba ludności kaszubskiej w powiecie lęborskim w XIX i XX wieku, w: Życie dawnych Pomorzan, materiały z konferencji, Bytów 17-18 października 2002 r„ pod red. W. Łysiaka, Bytów - Słupsk 2003, s.225-232: W. Skóra, Liczebność, rozmieszczenie i stan posiadania Kaszubów w powiecie bytowskim w dwudziestoleciu międzywojennym, tamże, s. 233-256. 2 Z. Szultka, Polacy z Pogranicza [i Kaszub] w więzieniach i obozach koncentracyjnych, w: Pogranicze i Kaszuby w latach terroru, praca zbiorowa pod red. A. Czechowicza, Koszalin 1970, s. 87 n. OSkUPY NA ODRZE NISIE / BAŁTYKU POMERANIA SIREMlflNNIK 2016 21 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Rady Włocha czy Hindusa? STANISŁAW SALMONOWICZ Myślimy czasem, że wiedza o państwie, którą różni politolodzy czy kon-stytucjonaliści usiłują przedstawiać i tłumaczyć w mediach, że demokracja, państwo prawa - wszystko to to dzień dzisiejszy. Tymczasem, wbrew pozorom, pytanie, czym jest państwo, kim może lub powinien być jego władca, jakie są formy ustroju państwowego -wszystkie te kwestie w różnych kulturach świata były już rozważane przed tysiącami lat. Zmieniają się nie tyle metody działania w walce o władzę, nie tyle mentalność ludzi, co - jak dziś dobrze to widać - głównie „techniczne" sposoby realizacji takiej czy innej polityki. Dziś trudno sobie wyobrazić politykę bez mediów, bez internetu, bez globalnej widowni. Spróbujmy jednak cofnąć się w przeszłość. Oto cywilizacja grecka w dobie antyku stworzyła nie tylko subtelne analizy prawnicze i „politologiczne" w pismach filozofów miary Arystotelesa i Platona, ale i stworzyła pewien model demokracji (dotyczył ówcześnie wprawdzie tylko ludzi wolnych), która czas jakiś funkcjonowała nieźle w starożytnym państwie greckim - w Atenach. Prawdą jest, że demokracja ateńska się zdegenerowała, przybierając postać tak zwanej ochlo-kracji, czyli rządów populistycznych, które ostatecznie zastąpiły rządy tyranów i upadek Aten. Chrześcijaństwo w średniowieczu tworzyło także różne modele ustrojowe, rozważało głęboko, czym jest Państwo Boskie, a czym mogą być ziemskie rządy. Z reguły w filozofii budowano pewien model władcy sprawiedliwego, przestrzegającego praw boskich i ludzkich, unikającego wojen. Niewiele to jednak zmieniało sytuacje realne, które były takie, jakie były: każdy pretendent do władzy w danym kraju dążył do jej pełni, nie cofając się przed zbrodniami. Mord w rodzinie panującej, trucizna czy napad zdradziecki były na porządku dziennym. Przestrogi czy wskazania teologów i oficjalnych hierarchii kościelnych nie miały tu raczej żadnego wpływu, a w wiekach XV-XVI nawet papieże niekoniecznie świecili cnotami godnymi sprawiedliwych władców. Niekoniecznie inaczej było także w wielkich kulturach azjatyckich, w dziejach Chin czy Indii. Dzieła filozofów czy święte księgi różnych religii rzadko miały większy wpływ na bieg spraw wielkiej polityki. Jakie były nieraz zgoła przeciwstawne nurty w myśli politycznej minionych wieków, warto może zasygnalizować dzisiejszemu czytelnikowi na dwóch ciekawych przykładach. Oto na Półwyspie Indyjskim, jednej z kolebek globalnej kultury świata - w kulturze Tamilów - powstała przed wiekami święta księga tej kultury zwana Tirukkural, który to tytuł dosłownie można przetłumaczyć jako Księga Świętych Dwuwierszy (jest przekład polski Bohdana Gębarskiego, z którego korzystam). Była ta księga zbiorem jakby aforyzmów o idealnych celach życia prywatnego i publicznego. Owe cele to trzy podstawowe wartości życiowe Tamilów: 1. zaspokojenie potrzeb materialnych życia, 2. zaspokojenie potrzeb emocjonalnych człowieka (potrzeba miłości), 3.zacność czyli godne zachowanie w życiu publicznym i prywatnym, zgodne z pozycją społeczną czy funkcją życiową jednostki. Europa w XVI w. przeżywać będzie wielki kryzys religijny, społeczny i polityczny. W tej atmosferze ukazało się dzieło zgoła odmienne od filozofii Tamilów. Niccoló Machiavelli (1469-1529) był pisarzem i politykiem włoskiego renesansu rodem z Florencji. Obserwował z troską dzieje współczesnych mu Włoch rozdzieranych na równi ambicjami miejscowych władców, jak i interwencjami Francji, Habsburgów, Hiszpanii. Marzył o zjednoczeniu Włoch, o zapewnieniu ojczyźnie spokoju i bezpieczeństwa, ale obserwując trzeźwym okiem świat mu współczesny oraz doświadczenia historii, opisał w traktacie politycznym II Principe (Książę), w jaki sposób 22 POMERANIA MARZEC 2016 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH zdobywa się władzę, jakimi metodami należy zapewnić jej stabilność, a zarazem spokój i bezpieczeństwo kraju, którym winien władać władca nowego typu, umiejący korzystać z jego rad i rozważań. Warto może, chociażby dla rozrywki czytelnika, ukazać owe dwa prądy w „naukach politycznych" minionych epok, spojrzeć na to z dalekiej dzisiejszej perspektywy. Tirukkural, święta księga południowych Indii napisana w formie pieśni, dwuwierszy określanych najczęściej jako aforyzmy, w I Księdze głosi Sztukę Życia, w II Księdze Sztukę Rządzenia, a w III, ostatniej, Sztukę Miłości. Nas interesuje Księga II. Maluje ona nam obraz mądrego i sprawiedliwego władcy, który nie ulega żonie, krewnym, pochlebcom czy lizusom, a swe zamiary i czyny dostosowuje do własnych możliwości, działa rozważnie, słucha mądrych doradców i ich krytyki, a nade wszystko rządzi sprawiedliwie dla dobra poddanych, kontrolując roztropnie urzędników i możnych, karząc przemoc, korupcję i nadużycia. Oto kilka przykładów jego wskazań: „Troska króla 0 ludzi, kres kładąc przemocy, / Żal 1 bal pokrzywdzonych utula". Czytamy dalej: „Opuszczeni od nieba czekają pomocy, / A poddani się garną do króla". Kolejny werset: „Kraj upadnie, gdy władca nie stara się wszędzie, / Dzień po dniu godziwości przestrzegać". „Dobre rządy przetrwają najgorsze orkany, / Złe nienawiść od środka rozsadzi". I potem może najważniejsza rada: „Dąż do celu, gdziekolwiek to będzie możliwe, / Jeśli trzeba - postępuj z umiarem". „Przed podjęciem decyzji niech legną na wagę / Środki, źródła ich, miejsce i pora". W sumie otrzymujemy obraz władcy przestrzegającego zasad etyki, w działaniu ostrożnego, umiarkowanego w czynach, nade wszystko dbającego o poddanych i ich zadowolenie. Ostrzeżenie może najważniejsze jakby zamyka zestaw dobrych rad dla władcy: „Żaden fakt nie rozgrzeszy wielkiego człowieka, / Gdy swój lot nierozważnie obniży". POMERANIA STRËMIANNIK 2016 Wątpić raczej należy, by Machia-velli, choć wielce wykształcony humanista, także znawca starożytnej kultury, kiedykolwiek słyszał o tamil-skiej świętej księdze. Tak czy owak, interesowały go tylko realia życia politycznego, filozoficzne zasady czy teologiczne napomnienia pozostawiał daleko od siebie, formułując rady dla księcia, któremu życzył zjednoczenia Italii bez rezygnacji z jakichkolwiek metod gwałtownych, jeżeli miały służyć temu celowi. Nie był Machiavelli twórcą poglądu, że cel uświęca środki, lecz był tym, który może najpełniej tę naczelną zasadę stale miał przed oczyma: władca, który chce panować, musi stosować metody najlepiej służące temu celowi. Tak powstała doktryna w polityce, którą nazwano makiawelizmem, doktryna, która trzeba to wyznać, zna- Dzieła filozofów czy święte księgi różnych religii rzadko miały większy wpływ na bieg spraw wielkiej polityki. lazła po śmierci jej twórcy rozlicznych wielbicieli, ci jednak zazwyczaj przez skromność (?) nie formułowali jej publicznie zbyt jasno, ograniczając się do jej realizacji w praktyce i o samym Ma-chiavellim w miarę możliwości w ogóle nie wspominając. Jak można ten głośny traktat polityczny streścić? Machiavelli to nade wszystko teoria praktyki politycznej oparta na relatywizmie moralnym i zasadzie, że o wszystkim decyduje absolutyzm sytuacji konkretnej; władca może być sprawiedliwy i dobroduszny, ale tylko wtedy, gdy uważa, że w danej sytuacji przyniesie mu to korzyść, władca bowiem nie powinien miewać zasad ani poglądów stałych, a o jego formie działań decyduje wyłącznie cel nadrzędny, jakim jest uzyskanie sukcesu, czyli zapewnienie sobie władzy absolutnej. Był Machiavelli empirykiem, nie filozofem etyki. Nie odwoływał się ani do religii, ani do zasad etyki. Władca musi jednak działać racjonalnie, a o tym decydują zmienne sytuacje. Jeżeli dopiero walczy o władzę, to winien być bezlitosny i szybki w działaniu. Wszelkie zbrodnie, które ma popełnić, by się utrzymać przy władzy, są słuszne. Winien je realizować bez żadnej zwłoki, w miarę możliwości przez ludzi zaufanych (których w razie potrzeby później obciąży się odpowiedzialnością za kłopotliwe zbrodnie). Władca miał unikać zbędnego okrucieństwa, zbrodni „bezużytecznych", ale w pełni zrealizować te „konieczne", jak trzeba to i w nocy, bez zbędnych świadków. Trudno byłoby określać autora tych poglądów jako optymistę w spojrzeniu na ludzi. Sam pisał: „Ludzie są zawsze źli, jeśli mus konieczności nie uczynił ich dobrymi". Władca jednak po stabilizacji swej władzy bezwzględnymi metodami może być łagodny, sprawiedliwy, by liczyć na przychylność ludu. Od późniejszych swych naśladowców różnił się Machiavelli także i tym, że widział państwo sprawne jako państwo świeckie, nigdzie nie szukał pomocy Kościoła. W historiografii dzisiaj raczej panuje pogląd, że nie był cynikiem, a jedynie ukazywał realistyczny obraz praktyki rządzenia jego czasów. Oficjalnie jego rady przez wieki będą traktowane jako „przewrotne i cyniczne", ale historycy wiedzą, że władcy i dyktatorzy (jeżeli byli ludźmi w miarę wykształconymi (co nie zawsze, jak wiadomo, dyktatorom się zdarzało) pilnie recepty Włocha studiowali. W sondażowym jakby skrócie ukazałem dwie linie określające zasadniczy przez wieki spór o model rządzenia. Czy chodzi tylko o interes tych, co rządzą, czy o interes rządzonych. Czy ważne są tylko cele (nieraz utopijne czy fałszywie głoszone) a metody dopuszczalne nie podlegają ocenom prawnym i etycznym, czy jednak, zgodnie ze starym dowcipem epoki komunistycznej: z Cyrylem byśmy się jakoś dogadali, ale Metody... 23 Ze wsi na wies. (z Dziennika podróżnego, cz. II) DANIEL KALINOWSKI Jesienny poranek nad Missisipi jest cudowny. Mgły utrzymujące się nad powierzchnią wody z wolna się unoszą, odsłaniając coraz więcej wolnej przestrzeni. Kiedy przejedzie się mostem z Winony na drugi brzeg Wielkiej Rzeki ku Wisconsin, odkrywa się rozległe błota i rozlewiska, które wolne od cywilizacji zamieszkałe są przez rozliczne ptactwo, oburzone obecnością człowieka. Potem trzeba się przebić przez morenę koryta rzeki, a wówczas oczom ukaże się pagórkowaty teren z rozległymi połaciami pól uprawnych, co jakiś czas przerywanych iglastymi lasami. Widać tutaj rolniczą okolicę, wielkie gospodarstwa hodowlane, czuć zapach pól zmieszany z nutą żywicy. W powietrzu zimna wilgoć, natura przygotowuje się na zimę... Z Ronem Galewskim Jedziemy jeepem do kilku miasteczek i wiosek, w których osiedlali się w drugiej połowie dziewiętnastego wieku Polacy i Kaszubi. Naszym przewodnikiem jest Ron Galewski, potomek polskich emigrantów, który o okolicznych wiejskich rejonach Missisipi napisał dwie, wydane własnym sumptem książki: Dodge Wisconsin (2006) oraz Marshland & Whistlers Pass on Trail # 35 (2009). Owe prace to doskonały materiał do dalszych studiów regionalnych. Znajdziemy tutaj mnóstwo fotografii, dokumentów, relacji i wspomnień. Zebrał je George R. Meyers i wielu innych regionalistów, na końcu swych książek wymienia ich Ron Galewski jako ten, który raz jeszcze przejrzał zebrane wcześniej materiały i dokonał ich uszeregowania. Ron był człowiekiem biznesu i techniki, odwiedził mnóstwo miejsc na świecie, w Polsce i na Kaszubach także przebywał. Teraz przeszedł na emeryturę, ma mnóstwo energii i chęci pokazywania innym ludziom bliskich swemu sercu rejonów. Jedziemy zatem przez kilkudziesięcioletni most nad Missisipi, a nasz kierowca pokazuje nam po prawej miejsce, gdzie była stara droga i przeprawa, po lewej zaś potężne filary nowo budowanego mostu, który będzie obsługiwał autostradę. Jesteśmy pośrodku. Jeszcze nie w nowości, już nie w starości. Stary most i droga wyglądają posępnie, w pobliżu znajdują się kanały, na których zakotwiczone są mieszkalne barki. Niektóre z nich obdrapane i przechylone na burtę, w innych zdają się znajdować schronienie na zimę bezdomni. Jedziemy do Dodge - wioski o stupięćdziesięcioletniej historii, którą Galewski opisał w swojej książce, a teraz pokazuje ją nam, zatrzymując się przy co drugim drewnianym domku i objaśniając, kto w nim mieszkał i co w nim się mieściło. Jest pobudzony, opowiada z pasją, domagając się wręcz dalszych pytań. Bez większego entuzjazmu patrzymy na rachityczne budynki, wierząc na słowo, że były kiedyś tętniącymi życiem: sklepem, szkołą, przystankiem kolejowym, hotelem czy pocztą. Teraz jest zgoła inaczej: wszystko stężało, opustoszało, zmurszało... W jednym z miejsc wąskiej drogi Ron przystaje nagle i pokazuje nam zdewastowaną linię kolejową i majaczące się w bagnach kikuty dawnego mostu. Tak... dobrze wiemy, o czym mówi, narzekając na dzisiejsze zaniedbania... Jakbyśmy widzieli roz-grabione pozostałości przedwojennych nasypów kolejowych na Kaszubach. Rodzime strony stale zresztą nas nawiedzają w oglądanej okolicy Wisconsin. Oto ruszamy żużlówką do osady, w której mieszka rodzina Bam-benek, do Ameryki przyjechała z Ko-sobud i Czarnowa. Potem zajeżdżamy na pola familii Brom, która choć wywodziła się z Czech, jednak chętnie łączyła się z członkami rodziny Przybył, 24 POMERANIA MARZEC 2016 REPORTAŻ Wewnątrz świątyni w Independence Ofiarou/ftfo Toaiarostufo Śöj Jdzpfa Brezinski, Lorbiecki czy Wejer. Ron pokazuje nam, gdzie mieszkali Je-reczkowie pochodzący z Grabowa k. Parchowa, wspomina, gdzie szukać domu rodu Kaldunski, wywodzącego się z Wdzydz Kiszewskich. Że już nie wspomnę o Literskich, Kulasach, Kie-drowskich i innych rodzinach z Pomorza i Kaszub, którzy są właścicielami gruntów i nieruchomości. Ron jest bardzo dumny, kiedy wiezie nas do ulicy o nazwie Galewski Street. To właśnie droga, która do dziś zaświadcza, kto zaprowadzał tutaj kulturę rolniczą białego człowieka. Warto pamiętać, że wszyscy pomorsko-kaszubscy osadnicy uciekali ze swojej wsi i kierowali się do wymarzonej amerykańskiej... osady. Choć trafiali do ciężkiej pracy na roli, jednak grunty są tutaj dużo żyźniejsze, a oprócz tego powierzchnia ich nieruchomości była kilkakrotnie większa od tego, co zostawiali w swoich rodzinnych stronach. W porównaniu z piaskami Gochów, tutejsza ziemia aż lśni zwartą i tłustą masą. Kaszubi z nadzieją budowali domy mieszkalne wraz ze stodołami, chlewami, stajniami, owczarniami, elewatorami i wiatrakami. Na jednej działce powstawało małe przedsiębiorstwo z wieloma budynkami i wieloma domownikami. W dzisiejszym obejściu czysto, maszyny pod wiatą, przed wejściem do każdego domu mieszkalnego widnieje maszt z amerykańską flagą. To się nazywa patriotyzm... Później do Trempealeau Nazwa miasteczka francuska, bo też Francuzi byli pierwszymi białymi osadnikami już na końcu XVII wieku. Miejscowych Indian w imię Jezusa wymordowali lub wypędzili, gdyż mieli za dużo sentymentu do swojej ziemi i nie pozwalali jej rabunkowo eksploatować. Potem okazało się, że i Anglicy nabrali ochoty na okolicę, więc osada stała się punktem orientacyjnym na pograniczu francusko-angielskim, zanim jeszcze powstały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dzisiaj miejscowość jest senna, położona na nadrzecznym stoku, z aurą cichego życia, spędzanego POMERANIA STRËMIANNIK 2016 w tempie powoli płynącej Wielkiej Rzeki. Jak zapewnia turystów wielka tablica umieszczona na nabrzeżu, było tutaj niegdyś wiele tartaków, kuźni i składów towarowych. Dzisiaj pustki na ulicach, żadnego przemysłu, transport raczej okazjonalny, ptactwo wodne w oddali. Trudno powiedzieć, czym właściwie zajmują się tutaj mieszkańcy. Ruszamy dalej, do Independence Ron chce nam pokazać końcowy etap remontu kościoła pw. Świętego Piotra i Pawła. Parafia obchodzi właśnie 120. rocznicę założenia. Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie, oczyszczona czerwona cegła, posprzątany cmentarz, iskrząca się na szczycie wieży iglica. Wchodzimy do środka i oglądamy świeżo wymalowane wnętrze, dopiero co odnowioną stolarkę i oczyszczone z brudu witraże. Jeden z robotników chcąc nam zaimponować swoją wiedzą, pyta, czy wiemy, co za misa stoi przed nami. Odpowiadam, że to: „nie misa, panie majster, ale baptysterium". Pospiesznie odchodzi, mrucząc pod nosem, że przysyłają do kościoła jakąś rzymską kontrolę. Dla poszukiwaczy pamiątek z przeszłości ciekawa jest również piwnica świątyni, w której odnaleźć można zaniedbane gabloty z umieszczonymi w nich rękopiśmiennymi kronikami kościelnymi, polskojęzycznymi książeczkami do nabożeństwa, aktami chrztu czy małżeństwa. Czy jednak ktoś z tego skorzysta, można wątpić, ponieważ tomiska, napisane po polsku i angielsku, coraz bardziej upychane są pod schody lub w inne zakamarki. Jedziemy dalej... Tym razem do wioski Pine Creek Założono w niej pierwszą w tych okolicach polsko-czeską parafię, a potem zbudowano piękną, ceglaną świątynię pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego i Świętego Wacława. Wjeżdżamy w obręb osady w nadzwyczajnych okolicznościach. Południowe słońce jaskrawo oświetla drogę, rysuje się długa prosta, na którą zsuwamy się z dużego garbu moreny. Dwa kilometry pod nami widać kościółek i położone przy ulicy drewniane i murowane domy. Wchodzimy na cmentarz, na którym dokonywano pierwszych pochówków osadników z Europy. I znowu przedziwne uczucie swojskości... Mogiły z końca dziewiętnastego wieku z nazwiskami Kulas, Moga, Żabiński, Wejer, Jaszewski, Rudnik, Rekowski, Gabrych. Nagrobki utrzymane w dobrym stanie, z polskojęzycznymi prośbami o modlitwę. Ze wzgórka cmentarza roztacza się piękny widok na rolniczą dolinkę, po której rozłażą się równomiernie chrabąszcze traktorów rozlewających gnojownicę. Potem idziemy do wiejskiego kościoła na mszę odprawianą przez młodego księdza z Polski Sebastiana Kołodziejczyka, który chciałby wrócić do pracy w Ameryce Łacińskiej, ale teraz przyszło mu spędzić kilka lat w Stanach. Patrząc na ilość wiernych podczas mszy (4 osoby), trudno się kapłanowi dziwić, że gdzie indziej wolałby rozwijać swe duszpasterstwo. Poza tym ksiądz tutaj powinien spełniać pokładane w nim nadzieje i być odzwierciedleniem zasobności wspólnoty. 25 REPORTAŻ Od prawej: Ron Galewski, ks. Sebastian Kołodziejczyk, Adela i Daniel Kalinowscy Musi więc jeździć dobrym samochodem, grać w golfa i mieć wyrafinowane hobby. Wówczas będzie można się nim pochwalić, pokazać, że katolicyzm w Ameryce jest w dobrej kondycji... Kapłan tutaj musi być zresztą nie tylko osobą duchowną, ale i psychoterapeutą, specjalistą od zarządzania majątkiem oraz praktykiem public relations. Bez tych umiejętności parafia upadnie... Po obiedzie w stołówce parafialnej, który przygotowali wierni kościoła, zaczynamy rozmowy przy stole, podczas której parafianie z grupy 60+ przypominali sobie na nasz widok pojedyncze polskie słowa. Niektórzy mają łzy w oczach, bo wracają pamięcią do swoich rodziców lub dziadków. Wracamy razem z nimi, z łzami smutku, że zostało im tak mało... Powrót do W i nony Ron Galewski wiezie nas teraz przez miejscowości o tak pięknych nazwach, jak Arcadia czy Tamarack, zapowiadając, że chce nam pokazać coś very special. Znowu kierujemy się ku rozlewiskom i małym wzgórkom blisko Missisipi. Nagle jeep zwalnia i skręcamy w polną drogę. Po kilometrze stajemy na cichej polanie. Ron wskazuje nam pagórek i ściszonym głosem mówi nam, że podjechaliśmy właśnie pod indiański cmentarz. Okolica dość dzika, żadnego odgłosu ludzi, szum starych drzew, jeden ze stoków cmentarza kończy się nagle w zakolu odnogi Wielkiej Rzeki. Nie ma tutaj żadnych nagrobków czy kurhanów, gdyż Indianie palili ciała, nie zostawiając żadnych śladów po kremacji. Może zresztą i zostawiali, lecz kto by o to miał zadbać... Przecież nie biały człowiek. A jego właśnie widać, kiedy odchodzimy z cmentarza. To miejscowe chłopaki i dziewczyny wyciągnęli z pickupa stół, wino, małą przekąskę i robią sobie im-prezkę z radiem samochodowym jako kapelą. Nie mogą wyjść z podziwu, że ktoś jeszcze zna to przeklęte miejsce Indian, którego nikt normalny przecież nie odwiedza. Nie wierzą nam, kiedy się dowiadują, że jesteśmy z Europy, z Polski, z Kaszub. Jeden z nich przeżywa jednak chwilę olśnienia... Przecież miał dziadka z Polski, przecież potrafi nawet powiedzieć: „Jezus--Maryja", co pewnie ma nas wprowadzić w ogromny podziw. Oczywiście wyrażamy uznanie dla lingwistycznych umiejętności miejscowego rolnika i żegnamy się z tym miejscem. Ron jest trochę speszony paplaniną napotkanych Amerykanów, których chciał nam pokazać jako wrażliwych na dziedzictwo Indian, my zaś pocieszamy go słowami zrozumienia dla ciężkiej egzystencji farmera, któremu należy się przecież chwila odpoczynku w ustronnym miejscu. Potem już tylko kilka kilometrów i znowu wjeżdżamy do Winony. Jeździmy trochę po mieście, skręcamy w mniej uczęszczane ulice, aby zobaczyć najstarsze domki osadników, zrobić fotkę najbardziej okazałym siedzibom właścicieli fabryk, tartaków czy browarów. Wille o stuletniej metryce robią pewne wrażenie, ale dla Pomorzan przyzwyczajonych do budownictwa gotyckiego miejscowe historical houses wydają się jakimś żartem. Ron zdaje sobie z tego sprawę, wie, że Ameryka w sferze kultury nie może zaskoczyć Europejczyków. Dlatego zostawia nas przy jednym z najważniejszych postumentów miasta, abyśmy raz jeszcze pomyśleli o Indianach... Oto więc pomnik księżniczki Winony w parku miejskim. Wedle legendy była to pierwsza córka wodza plemienia Wabasha, która nie chciała wyjść za mąż za wskazanego jej przez ojca mężczyznę. Wolała popełnić samobójstwo, niż żyć w poczuciu zniewolenia. Skoczyła więc z wysokiej skały (dzisiaj Maiden Rock) w nurty Missisipi, a pamięć o tym stała się jedną z wielu opowieści Indian, a potem i europejskich osiedleńców. Ci ostatni wszakże wedle swoich wyobrażeń uczynili w legendzie z prostej dziewczyny księżniczkę, przekształcając tym samym historyjkę na jeszcze bardziej romansową. W pomniku z 1900 roku widać modernistyczny idealizm i syn-kretyzm. Dziewczyna uchwycona została na wysokim cokole, w pół kroku, niczym baśniowa, eteryczna rusałka, w lewej ręce od niechcenia trzyma łuk, prawą ręką przysłania oczy przed oślepiającym słońcem. Kogoś mocno wypatruje. .. Pod nią znajdują się pelikany z otwartymi dziobami. Czyżby w ślad za chrześcijańskim znaczeniem symbolicznym były zapowiedzią odrodzenia? Ratunku? Szansy? Dla kogo? Dla niedobitków native Americans czy dla zagłuszających swoje wyrzuty sumienia modern Americans? Fot. ze zbiorów A.D. Kalinowskich 26 POMERANIA MARZEC 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI Zrobione dlô kaszëbiznë Z Eugeniusza Gołąbka rozmôwiôł Stanisłôw Janka. Më wiele razy gôdelë ö twöji ka-szëbsczi drodze, ale jô ni möga so wdarzëc, czedë të so uswiądnił, że jes Kaszëbą... Ö tim, że jó jem Kaszëbą, jô wiedzôł öd môłégö knôpa, a że jem nie gôdôł pö kaszëbsku, to je jinszô sprawa. Bö chóc móji starszi i starkówie bëlë Kaszëbama i chöc jô żił strzód Kaszëbów, möji starszi do mie sa ödzéwelë „z wësoka". Czej jô béł malinczi, starka (mëmka möjégö öjca) sa bödôj zapita móji mëmë: „A wa go nie iiczita po naszemu gadać?", tej möja mëma odrzekła: „Czej on bądze chcôł, tej ön sa późni sóm nauczi". Jô nie pamiatóm, żebë w nômłodszich möjich latach chtos ze mną czedës gôdôł ö kaszëbiznie i próböwôł mie nakłonić do gôdaniô pö kaszëbsku. Möjim starszim téż nicht nie rzekł, że kaszëbizna je czims wôrtnym, ale ko öni użiwelë tegö jazëka w rozmowie midzë sobą i z jinszima lëdzama. Co prôwda umielë sa wësłowic bëlno pö polsku, a nawetka pö niemiecku. Ale köledzë w twöjim wieku gôdelë pö kaszëbsku? Jo, wnet wszëtcë. Ale do mie oni sa zwrôcelë colemało z polska. A dlô nich jô béł wëgódnym partnera do konwersacji, bö öni téż sa wprôwielë w gôdanim pö polsku. A të nie próböwôł kaszëbic? Jô nie ödczuwôł taczi pötrzebë. Późni do szkółë jô ju jezdzył do miasta, do Technikum Komunikacyjnego, tam ju nijak nie bëło leżnoscë, żebë zacząc gadać pö kaszëbsku, tim bar-żi, że uczba mie szła baro drago. W tëch czasach jô kómplowôł ze sëna ösowsczégö szkolnego Mariana Raatzą. Nas łączëło zainteresowanie muzyką. U nich doma mówiło sa le z polska. Öjc Mariana nôleżôł do Kaszëbskó--Pömörsczégó Zrzeszeniô, chöc le tak „jedną nogą". Ön w swóji domôcy biblioteczce miôł midzë jinszima ksążka Historia Kaszubów Aleksandra Majköwsczégö i pierszé dwa tomë Słownika gwar kaszubskich Bernata Zëchtë. Mie sa udało ta historia pöżëczëc. I tak pö przeczëtanim ny ksążczi jô poczuł bucha z tego, że jem potomka taczégö dzyrsczégö nôrodu, jak Kaszëbi. Póżëcził jem so téż jeden tom tegö słowôrza Zëchtë i zaczął dukać pö kaszëbsku. Szło to drago, bo to je drëköwóné lëtrama përzna jinszima öd tëch, co są w normalnëch tekstach pólsczich. Miôł jem tedë jaczé sédmënôsce lat. Człowiek ószmakôł téż tej nisej wina czë jinszégó napitku. Przë tim, czej sa weznie czeliszk na rozplest, jazëk sa robi dżibczi i barżi podatny do uczbë möwów, a wstid, że sa cos niepóprawno wëpöwié, je mniészi. I tak jem sa przełómôł, i përzna zaczął gadać po kaszëbsku. Móji koledze to przëjalë nawetka bez zdzywieniô. Trzeba rzec, że z kaszëbizną jô béł ósłëchóny ód dzecka, ale z wëmówą bëło górzi. Na początku jaż całi pësk mie bólôł... Bó te miasnie w gabie nie bëłë przë-nałożoné do kaszëbsczi wëmówë. W móji wsë mieszkôł tedë histo-rik Bólesłów Hajduk. Po rozmówię ôn mie dół do wëpisaniô deklaracja przëstąpieniô do KPZ i zaproszenie na pierszé zćńdzenić. Bëła to prelekcjo Marii Borowikowi o Związku Zóchódnym założonym przez ji chłopa i o ksążce Ziemia gromadzi prochy... Hajduk późni dół mie téż pôra ksążeczków Biuletinu, pózniészi „Pomeranii". I tak to sa zaczało. Jo zaczął czëtac różné ksążeczczi wëdôwóné przez KPZ i nabéł jem sobie słowórz Zëchtë. Jeden czë dwa tomë tego sło-wórza jó miół wzaté ze sobą do Czech, czej jem tam wëjachôł do robótë w 73 roku. Tego czasu w Czechach të nie zmar-nowôł. Tam firma Spelwar budowa jazë i slëże na rzéce Łabie. Po pierszim urlopie jó wzął z chëczë do Czech kufer ksążk, midzë jinszima wspómnióny tom słowórza i saksofon. W Czechach - za przecziństwa mego ojca Francëszka, chtëren téż tam przebiwôł na robotach - jem zapóznół czesczégó ksadza Zdenka Flejberka, chtëren sa interesowół Kaszëbama. Dló niego jó skaszëbił pierszi w mójim żëcym tekst biblijny, nókrotszi Psalm 117 („Chwólta Pana wszëtczé nôrodë"...). Ön béł słowianofila, uwóżół, że më Słowianowie wszëtcë jesmë braca-ma i trzeba dażëc do zbudowaniô słowiańsczi wspólnotę. Pó jaczims czasu ksądz Zdenk przëjachół do mie dodóm, do Wësoczi, raza z ósmënóscelatnym knôpa, Słowaka. We trzech jesmë zajachelë do Wejherowa, na göscëna do Trepczików i Kamińsczich, i nazód, pode drogą do Wësoczi, wstąpilë jesmë do Czelna, w ódwiedzënë do Alosza Nôgla. Bëłë to téż dló mie pierszé ódwiedzënë u nëch sławnëch, pódzywiónëch przeze mie lëdzy. Jó béł ju tedë dosc óczëtóny w kaszëbsczi lëteraturze i prowadzył korespondencja z Jana Trepczika. Próbówół jem téż polemizować z tim, co bëło w kaszëbsczi publicystkę. POMERANIA STRËMIANNIK 2016 27 NAJE KÔRBIÓNCZI Na ôdjimku: E. Gôłąbk (z prawi) i Stanisłôw Janka w latach dzewiacdzesątëch Wëszedł taczi drëk, pödsëmôwanié III Wdzydzczich Spötkaniów Twórców Lëteraturë Kaszëbskö-Pömörsczi. Ten póchwôt, lëteratura kaszëbskó--pömórskô, mie sa wëdôwôł wątplëwi. W nen spösób jô zapóznôł Lecha Bądköwsczégö. Pierszi lëst, jaczi jem do niegó wësmarowôł, béł w tónie dosc zadzérnym. Ale Bądkówsczi sa nijak nie óbrazył, le mie zaprosył do se na rozmowa. Czej jô sa zjawił, Lech mie rzekł, że letko je kritikówac jinszich, a górzi samemu cos pöżëtecznégó zrobić. I namówił mie do napisaniô czegoś pö kaszëbsku. W nen sposób powstała moja pówiôstka „Odpust". Za jaczis czas przepadło mie zadanie napisanió referatu ómówiającégó kriticzno kaszëbsczé dokazë stworzone przez młodëch autorów, taczich jak Jan Walkusz, Ma-rión Jelińsczi czë Jerzi Stachursczi. Ten tekst óstôł ódczëtóny na pierszim Zetkanim Piszącëch pó Kaszëbsku, w Łączińsczi Hëce kole Wigödë, w czer-wińcu 1978. Do tego zetkaniô jô sa we wióldżim stopniu przëczënił. Podczas drëdżi rozmówë z Bądkówsczim, wtenczas przédnika gduńsczegó partu Zrzeszeniô, jem rzekł to, co mie pöwiôdôł Méster Jan (Trepczik), że na tëch spotkaniach twórców lëteraturë kaszëbskö-pómörsczi we Wdzydzach kaszëbsczi pisarze sa czëją jak piąté koło przë wozu, bo tam nie są ómôwióné jich problemë. Pó rozmowie ze mną „Bądk" przedstawił sprawa na zeńdzenim Zrzeszenió. Pó przëjimniacym przë-nóleżny uchwałę głównym organizatora zetkaniô óstôł mianowóny Józef Bó-rzëszkówsczi, notejszi przédnik Pó-möranii, organizacji studencczi przë Zrzeszenim. Ale jô na to pierszé kóle Wigódë nie pójachôł, bö jesz jem sa nie czuł pewny w tim kaszëbsczim rzemiasle. Ale jô biwół ju na nastapnëch zetkaniach, pótemu ó nazwie zmieniony na seminaria. Tam bëła midzë jinszima mowa ó tim, co bë sa przëdało zrobić, żebë kaszëbizna nabrała wikszégó prestiżu strzód samëch Kaszëbów. A że jednym z mójich drëchów w nëch czasach béł Barnim Rulewsczi (kontrolera zrzeszeniowi ksagöwóscë), ten mie namówił do skaszëbieniô Swiatëch Pi-smionów. Jó zaczął sa do te przemierzać i na nëch zetkaniach sa jem póchwólił, że cos w tim czerënku robią. Tej ód razu powstała udba ódprawieniô pierszégó nóbóżeństwa z elementarna kaszëbiznë. Ödbëło sa ono w 1983 roku w kaplëcë we Wigódze, nad organistówką. Mie przepadło skaszëbienié tekstów. W pó-zniészich latach te kaszëbsczé msze bëłë ju ódprôwióné w parafialnym kóscele wigódzczim. Włącził sa do te ksądz Francëszk Grëcza, chtëren prawił kôza-nia i skaszëbił (przełożił z pólsczégó) tekst liturgii całégó nóbóżeństwa. I tak to szło. Jó sa pótemu ożenił, pisywół do „Pomeranii" co miesąc felietónë, prze-kłôdôł na kaszëbsczi Nowi Testament. Östôł ón wëdóny dopierze w 1993 roku. Ksądz F. Grëcza cebie kąsk urëchlił... Jo, jegó Kaszëbskô Biblëja wëszła drëka rok rëchli. Ale w ti jegó Biblëji są le sztërë Ewanielie i nick wicy. A mie przepadło przekładać całi Nowi Testament. Mój przełożënk östôł wësok oceniony przez prof. Edwarda Bréza, chtëren znaje sa na tekstach biblijnëch jak mało chto. Zós tekst Biblëji ks. Grëczë prof. Bréza mocno „zjachôł", i dodôł, że ódnąd mdze to zwół „Biblią Gruczy". Ks. Grëcza mocno odczuł ta kritika. Robota nad Swiatima Pismiona-ma bödôj wpłënała na wzrost twoji rełigijnoscë? Na pewno przestôwanié z Bóżim słowa je pöżëteczné dlô kóżdégó człowieka. Tak téż bëło ze mną. Bëłë jesz jinszé, dalszé twöje dokaże związóné z tekstama biblijnyma, ta-czé jak Knéga Psalmów. Czej jó ju sa stół znóny z przełożënku Nowégó Testamentu, tej dostówół jem co pôra niedzél jakąś prośba o przesłanie tekstów pötrzébnëch do ódprawienió kaszëbsczi mszë swiati. Przë ostatku mie to zmierzëło i doszedł jem do udbë, że musza rôz przësadnąc i skaszëbic wszëtczé psalmë. A czej ju Knéga Psalmów bëła gótowó (1999), tej wëpôdało zrobić Lekcjonôrz, Mszôł z czëtaniama. Taczi Lekcjonórz jô téż spórządzył, z tekstama (czëtaniama) na niedzele i świata. Ale to bëło pora lat późni, w 2007. Të téż jes autora jinszich rzeczi, na przëkłôd „Dzejów Kaszëbów", chtërne jistnieją le w wersji kómputrowi. To je taczé moje, włósné öprôcowanié historiczné. Je ono kompilacją tekstów wiele historików z mójima kómentarzama. Nóbarżi mie czekawią strzédnowieczné dzeje Kaszëbów. Jó te moje „Dzeje Kaszëbów" móm zamiar, jak Bóg do, jesz doszlifować i może sa udo je wëdrëkówac. Taką popularizacją dzejów môłégö plachca Pömörzô je téż twoja dosc grëbô ksążka Dzieje okolic Gdańska i Gdyni (2014). 28 POMERANIA MARZEC 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI Jem z ti ksążczi (napisóny po polsku) baro zadowolony. Udało mie sa utrwalëc na piśmie jesz wiele wspó-mnieniów ö lëdzach żëjącëch nie-dówno, w XX wieku. Równak w ksąż-ce ti są zgromadzone informacje historiczné ö wiele miescowóscach od początku jich jistnieniô. Ömôwióm miescowöscë położone pöza centra-ma Gduńska, Öléwë, Sopotu i Gdini na dosc szeroczim obszarze zakreślonym łaka od Pruszcza Gduńsczćgó, pö Przedköwö, jaż do Łażëc köle Gdini. Przëtocziwóm tam to, co cze-kawégö spiselë dôwniészi historicë i pöpularizatorzë dzejów powiatów kartësczégö, wejherowsczégö i gduńsczćgo: Willy Heidn, Franz Schulz i John Muhl. Niedôwno, jaczé półtora roku temu napisôł jem jesz jedna ksążka „Wspomnienia różnych ludzi". Temata je wiôldżim dzéla drëgô wojna światowo, widzónô öczama ji bezpöstrzédnëch swiôdków. Tej pochwale sa tim, co jesz môsz zrobione dlô kaszëbiznë. Czej ju sa chwalëc, tej na całégö... Hewó, dzaka mie ukózół sa drëka napisóny po kaszëbsku tom Wspomnieniów kaszëbsczégô gbura Bolesława Jażdżew-sczégö. Nastapnym dzeła tegö samégö autora, przëgótowónym do drëku przez mie są jego pöwiôstczi, w tim Jôrmark w Börzëszkach. W podobny sposób przeze mie ósta öprôcowónô ksążka Augustina Chrabköwsczégö Jak jô béł bôgati. Do wëdaniô jaczich ksążk të jesz przëłożił raka? Wszëtczégö nie mda wëmieniwôł. Wspomną le, że jaczis czas temu Eugeniusz Prëczkówsczi mie pówierził do skaszëbieniô mądrą ksążka ó te-matice religijny Rozważania ô wierze - z problemów teologii duchowości, jaczi autora je ks. Tadeusz Dajczer. A pora lat temu jem sa przëczënił do nowégö wëdaniô poematu Jarosza Derdowsczégô Ô panu Czórlińsczim, co do Pucka pô sécëjachôł. Filologicznym szefa tegö nowégö wëdaniô béł prof. Jerzi Tréder, a jô béł ód przepisanió całégó tekstu na kómputrze w nowim pisënku. Te dwie wspómnióné ksążczi Jażdżewsczégó i Chrabkówsczégó téż są wëdóné w nowim pisënku. Të béł möcno zaangażowóny w sprawa reförmë kaszëbsczégö pisënku. To je dosc długo i zawiło historio. Kaszëbsczi system pisowni béł czile razy refórmówóny. W latach szesc-dzesątëch jistniałë conómni trzë sy-stemë pisënkówé. Na początku lat sétmëdzesątëch Pisënkówô Komisjo przë Kaszëbskó-Pómorsczim Zrzesze-nim ustalëła nowé „Zasadë kaszëbsczi pisowni", chtërne bëłë tak pó prów-dze zasadama pisënku stosowónégö przez Léóna Roppla ju ód pöłowë lat piacdzesątëch. Zrzeszińcowie - Labuda i Trepczik - bëlë téż w ti komisji i pódpiselë kuńcowe protokółë, a późni, póniewczasu, tego żałowelë i próböwelë ne zasadę bojkotować... W kuńcu, w 1996 roku, udało sa doprowadzëc do ugódë i, miéjmë nódzeja, óstatny refórmë kaszëbsczégó pisënku. Wnetka od początku utwórczi robötë të béł zaczekawiony nają słowizną, pisenka. W twöjim dorobku są midzë jinszima Rozmówki kaszubskie (1992) i Wskôzëkaszëbsczégöpisënku (1997). Öd 1987 roku të zaczął drëköwac w „Pomeranii" „Słowniczek polsko--kaszubski". Sprawa normalizacji czë sztandarizacji pisóny kaszëbiznë mie leżała na sercu ód samégó początku móji kaszëbsczi drodżi. Dlóte jem napisół m.jin. ne Wskôzë... i Kaszëbsczi Słowôrz Norma-tiwny. Biótka jidze o modło dialektowé lëteracczi kaszëbiznë, ó to, jaczi dialekt mó bëc tim wzorcowim dlô kaszëbiznë uczony w szkołach i, wezmë, czëtóny w kóscołach. Je ju dosc powszechno zgoda na to, że mó to bëc szerok pójati dialekt westrzédnokaszëbsczi. Le jak no w żëcym biwô: „pop swoje, czort swoje". Jô bédëja w pismieni-znie (poprzez m.jin. mój Słowôrz Normatiwny) stosować apartniészi kunószk tipu Böga, böka itp., a jinszi wólą pólsczi tip: Bôgem, bökem (a je jesz na półniu: Bódżim || Bódżem, boczim || bôczem). I tak to jidze - krok w przódk, krok dowsladë. Jak może wiész, do ułożeniô Kaszëbsczégö Sło-wôrza Normatiwnégö (KSN) przëczënił sa prof. Jerzi Treder, on pó przezdrze-niu mójich Wskôzów doradzył mie rozszerzëc dołączony do ti cenczi ksążeczczi słowórzk. Pó ukózanim sa KSN Wanda Czedrowskó zapita sa prof. Edwarda Brézë, czë móżemë uznać ten słowórz za normatiwny dlô szkólnëch, co uczą dzecë kaszëbiznë, na co Profesor odrzekł, że je to słowórz leno autorsczi - Eugeniusza Gołąbka. W nen sposób jego „normatiwnosc" ostała podwożono. Pó jaczims czasu, na zeńdzenim Radzëznë Kaszëbsczégö Jazëka (RKJ), do chtërny jó tej nóleżół, jem sa spitół Profesora - przédnika RKJ - o ta sprawa. Ön rzekł: „Në bó to je słowórz autorsczi. A czejbë miół miec ranga słowórza normatiwnégó, jego autora bë musza bëc RKJ". Na to jó rzekł, że tej taczi słowórz bë pówstół może za dzesac lat. A znając chutkósc dzejanió RKJ, to taczi słowórz pewno bë sa ukózół na swiatégó Nigdócza. Në i teró może Radzëzna bë nawet ród chcała zalecëc szkolnym ód kaszëbsczégó jaczis jinszi słowórz normatiwny, ale jinszégó ni ma... Są wëdóné drëka ju trzë dzéle twojego wiôldżégö dokazu pt. Słownik polsko-kaszubski, a badze wiera jesz rôz tëlé. Nen słowórz pöwstôł przë nôuköwim wspiarcym prof. Jerzégö Trédra, chtëren gö baro wësok öbtaksowôł. Jô téż jem dbë, że to je pö prôwdze stolëmny dokôz, nôwikszô donëchczôs inwentarizacjô kaszëbiznë. Ale są téż narzéczköwie, że za wiele je w nim pölaszëznë... Nen mój słowórz ni miół bëc jaż taczi wióldżi. Zamówienie bëło na pódraczny słowórzk, i nawetka jego dzél jem zrobił, ale sa ókózało, że nie dó sa tego wëkónac bez przezdrzenió całi kaszëbsczi słowiznë. Trzeba bëło do pólsczich zéwiszczów dobrać jich ódpówiedniczi. Przede wszëtczim chódzy ó słowizna pózebróną przez Sztefana Ramułta, Friedricha Lorentza, Bernata Zëchta, jako je zawarto POMERANIA STRËMIANNIK 2016 29 NAJE KÔRBIÓNCZI Ôd lewi: prof. M. Cybiilsczi, prof J. Tréder i E. Gôłąbk ôbczas promôcji pierszégô tomu pôlskô-kaszëbsczégô słowôrza. Ödj. DM w jich słowôrzach, tpzw. nôuköwëch. Drëdżim dzéla je słowizna pôchödzącô z lëteraturë (w tim z publikacji w gazetach), jaką dzéla nalôżómë w sło-wôrzu Friedhelma Hinza (kóntinuacji słowôrza Lorentza). Trzecym dzéla je słowizna zrzeszińskó zamkłô w sło-wôrzach Aleksandra Labudę i Jana Trepczika. A że Słownik polsko-kaszub-ski Trepczika béł w wersji kómputrowi, tej on stół sa osnową möjégö słowôrza. Czë je w nim wiele pôlaszëznë? Hm. Jô starom sa zachówac równowóga midzë wiele tendencjama, jaczé jistniałë i jist-nieją w kaszëbiznie lëteracczi. Möga sa przëznac, że mie sa widzy kaszëbizna zwëczajnô, jaką znaja z żëwi môwë i jaką nalôżóm w słowôrzach Ramułta, Lorentza czë Zëchtë. Nié takô sztëcznô, przetkónô neölogizmama i słowama archajizëjącyma, jaką stosowelë zrze-szińcowie - Labuda, Trepczik, pózni ks. Grëcza. Zrzeszińcowie głosëlë, że jidą drogą Floriana Cenôwë. Ale kö Cenôwa pisôł kaszëbizną dosc pölaszącą. W słowôrzu Ramułta, chtëren zbiérôł kaszëbską słowizna na przełomie XIX i XX wieku, mómë përzna starszą szëchta kaszëbiznë (téż dzéla pochodzącą öd Cenôwë), chtërna dłô zrzeszińców bëła téż za baro pölaszącô. Ale dlô mie to połaszenie je świadectwa ji autentizmu. Taką möwą, wspömôgóną tam-sam pölsczim czë niemiecczim słowa posługiwała sa wnenczas kaszëbskô klasa strzédnô, lëdze kąska öcarti w świece, öczëtóny, bögatszi gburzë, szlachta (colemało ta bulewköwô), ksaża. A tak prôwda rzec, nie dô sa za-przeczëc, że kaszëbizna je nôblë-ższô pölszczëznie i przez wieczi wëstapöwałë w ni z grëbsza te same tendencje jazëköwé, np. przeńscć dôwniészich t', d' na c, dz (w pólsczim na ć, dź). Abó wezmë taczé słowa, jak zdrajca, rôjca, ôjc z dôwniészégö zdrôdca, rôdca, ôtc. To wszëtkö bë mógł nazwać „spölaszenim". Mie w ti robóce nad słowôrza, jak w kóżdi jiny sferze żëcégó, interesëje prôwda (przë dokópiwanim sa w kaszëbiznie tegó, co w ni je autenticzné) i rzetelność w dobiéranim elementów jazëka przë twórzenim jaczégós nowégö słowa. Jô, tak samó jak Trepczik, starom sa 0 dobieranie domôcëch drżéniów 1 kunószków. Co prôwda rezultatë sa përzna jiné... Të dzys sa dosc möcno ödcynôsz öd zrzeszińsczi słowiznë. Édmund Kamińsczi mie wëtkł, że Gółąbk sa ódwrócył plecama ód kaszëbiznë Jana Trepczika. Jak wiesz, czej jem przekłódół na kaszëbsczi Nowi Testament, jô béł pod wióldżim wpłiwa jazëka zrzeszińców. I jesz dzys uwóżóm, że leno zrzeszińcowie trwelë w przekónanim, że lëteracczim jazëka Kaszëbów powinna bëc kaszëbizna. Pódóm cë taczi przëkłôd. Na zôczątku móji kaszëbsczi drodżi, jesz podczas móji bëtnoscë w Czechach, jem napi-sôł dwa lëstë - jeden do Léóna Roppla, drëdżi do Trepczika. Oni óbaji mie ódpówiedzelë lëstowno, z tim, że lëst Trepczika béł napisóny pó kaszëbsku. I to bëła ta różnica w pödchôdanim do kaszëbiznë. Co prówda, pö latach zaczął jem doceniwac téż to, co dlô kaszëbiznë zrobił Roppel, a nawetka jem zdaniô, że czejbë zrzeszińcowie sa zgódzëlë na módło kaszëbsczégó pisënku Roppla, to kaszëbskô lëteratura bë bëła dzys dali w przódku. Ale oni sa upiérelë, a pisënk Roppla nazéwelë zgardlëwie roplewizną. A pózni, czej nôleżelë do komisji w sprawie pisënku, na ta roplewizną oni sa zgódzëlë, pódpiselë sa pod kómisyjnyma protokólarna. Ale pótemu Trepczik ten zatwierdzony przez sebie pisënk bójkótowół (ó czim jô ju gódół) i mie téż buńtowół... Wiémë, że z kaszëbizną je biéda, ona öprzestôwô bëc jazëka komunikacji midzë lëdzama. Jak të w całoscë wi-dzysz przińdnosc naji rodny möwë? Czë dô sa obronie rzeczónka Jarosza Derdowsczégö „Nigdë do zgubë nie przińdą Kaszëbë"? Jó ni móm receptë na przetrwanie i rozwój kaszëbiznë. Möga odpowiadać leno za sebie. Jó téż nie wiém, czë udô sa nóm zascygnąc zanikanie kaszëbiznë. Wiele wskazëje na to, że chóc mómë dosc wiôldżi doróbk (jak na tak mółi lud), kaszëbizna sa badze dali copała. Ju w latach sédmëdzesątëch przeszłego wieku strzód dzejarzi Zrze-szeniô Kaszëbskó-Pómórsczégó prze-wôżało zdanié, że kaszëbizna przë ostatku ostónie le w môłëch enklawach óddalonëch ód miast, gdzes na nódal-szich përdëgónach. Ale sa ókózało, że tam téż kaszëbizna wëmiéró, bó letnicë 30 POMERANIA MARZEC 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI z głabi Pölsczi szukają prawie taczich zapadłëch strón, żebë ódpócząc öd miastowego trzósku. Tej taczima en-klawama są strzodowiska lëdzczé, w jaczich kaszëbizna je achtnionô przez tëch Kaszëbów, chtërny widzą w ni jakąś wórtnota. Je to szeroczi, ale dosc przikri temat. Ale ko wiele sa dzeje dobrego w ka-szëbsczich sprawach. Jeden czas, w latach ösmëdzesątëch, czej sa ukazowałë rozmajité nowé rzeczë pisóné pö kaszëbsku, bëło gôdóné ö ödrodze kaszëbiznë. Ale bëło to dosc marné odrodzenie, na miara tedëczasnëch warënków. Późni, pö przełomie pöliticznym w Polsce, w latach dzewiacdzesątëch kąsk kaszëbiznë pojawiło sa téż w radiu i telewizji. Ale nić ze wszëtczégö möżemë bëc zadowolony. Ta, wezmë, radiowo kaszëbizna bëła na ögle dosc kalécznô, przënômni mie to zrazëło tak, że do dzys nie lubią kaszëbsczich audicji w radiu. W mediach powinna bëc propagöwónô bëlnô, lëterackô kaszëbizna, a nié tak, jak no biwało, dopuszcziwô sa do mikrofonów ösobë, chtërne dopiérku sa uczą gadać (a dobrze, czej jesz starają sa tego kiińsztu uczëc). Mómë kaszëbizna w niechtërnëch szkołach. To wëzdrzi wszelejak. Môlama je to normalno uczba mówë i kulturę. Moje córczi uczą kaszëbsczégö, ale one ni mogą prowadzëc swobodno lekcji po kaszëbsku, bö na terenach taczich, jak Chwaszczëno je wiele lëdzy przëbëcznëch. Ti swöje dzecë zapisëją na uczba kaszëbsczégô, czasa nawetka chatni nigle Kaszëbi, ale ko jich dzót-czi pöznôwanié kaszëbiznë muszą zaczënac öd pödstawów. Kaszëbizna ni mia i ni mô letczégö żëcégö... Żelë sa przëzdrzimë na dzeje ka-szëbiznë ód wieku XIX do XXI, to dlô ni nigdë nie bëło dobrégö czasu. W połowie XIX w., za czasów prësczégó zôböru dopiérku lëdze zaczalë dostrzegać, że jistnieje cos taczégó, jak kaszëbizna. Dzaka Florianowi Cenôwie i, późni, Heronimówi Derdowsczému narodzëła sa ka-szëbskô lëteratura. Późni ta sprawa kóntinuówelë Majkówsczi, Karnow-sczi, Hejka - młodokaszëbi, a pó nich przëszlë zrzeszińcowie, lëdze wik-szim dzéla përzna mni utalentowóny: Labuda, Trepczik, Rompsczi i jinszi, ale kö öni jedny w latach midzëwójnowëch i pó II wójnie czerowelë sa udbą, że kaszëbizna ni mô bëc leno jazëka ar-tisticznym abó le codniową gôdką, ale téż jazëka publicysticzi czë mową wieców (Majkówsczi uwóżół, że w ti fónk-cji trzeba óstawic pólszczëzna). Zrzeszińcowie w nen sposób wrócëlë do Cenôwë. Öni przed wojną wëdôwelë ta „Zrzesz Kaszëbską". Jich program béł taczi, że w nôgórszim przëpôdku wkół kaszëbiznë udô sa jima narobić përzna trzósku. Nie bëlë dobrima pólitikama. To Labudowe „nie dómë sa iigardlëc!" wëdrëkówóné pó niemiecku... w sy-tuacji zagrożenió wojną Pólsczi z Niemcama. A późni, podczas wöjnë oni - nibë kaszëbsczi wójarze, co nad groba Majkówsczégó wëkónywelë pa-trioticzné gestë - muszelë pökórno pomaszerować do Wehrmachtu. Pó wójnie, w latach sétmëdzesątëch, czej jo zapóznół zrzeszińców, to oni ju bëlë na schiłku żëcó, zniechacony i zwątpiałi. Ale bëlë jesz jinszi, nie le zrzeszińcowie. Në jo, w latach pó I wójnie pisywół Alojzy Budzysz, chtërnému jego REKLAMA słownik 45 pówióstczi publikówół Lorentz. To béł jeden z nóbarżi utalentowónëch autorów kaszëbsczich. Le jego dokózë są mało zrozëmiałé dló dzysészégó póköleniô Kaszëbów. Wiele je w nich germanizmów i niezrozëmiałëch dzys zwrotów jazëköwëch czë skrótów mëslowëch, ale są to rzecze baro szmaköwité. W latach szescdzesątëch, sétmëdzesątëch bëlë jesz taczi, nawetka wëbitny póecë, jak Jan Piepka i Alojzy Nódżel, chtërnému sa wëdôwało, że to on je tim óstatnym tworzącym pó kaszëbsku... Ön ze zrzeszińcama sa ni mógł dogadać. Uwóżół, że oni są zdzëwaczałi, że wszëtczé jich biótczi toczą sa ó pisënk. Jistnielë jesz taczi, słab-szi mójim zdanim, póecë, jak Roppel, Józef Cenowa, Jan Zbrzëca (Stanisłów Pestka). Prawie w latach 1970 objawił sa Jan Drzéżdżón, piszący pó bëlacku. Co do Zbrzëcë jô jem dëcht jiny dbë - dlô mie ön bél piesniodzejôrza, méstra poezji nôbëlniészégö ôrtu. Mëszla, że w całoscë Kaszëbóm w nëch trudnëch czasach i warënkach udało sa dosc wiele dokonać. To je prówda. Może jesmë sa óbudzëlë z tego dzejowégó spiku za późno, jak no rzekł czedës ks. F. Grëcza: dló kaszëbiznë dzys je ju nić „za piać dwa-nóstó, le piać pó dwanósti"... Całą rozmowa, zjaczi tuwô dôwómë wiôldżi dzél, jidze przeczëtac na Internetowi starnie najégô cządnika www. miesiecznikpomerania.pl fei? -kaszubski www. Kaszubska Książka, pl zamówienia telefoniczne pod numerem 607904846 02 Lubski POMERANIA STRËMIANNIK 2016 31 KASZËBSCZIDLÔ WSZËTCZICH UCZBA 51 Film RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Film to pö polsku film. No słowö w kaszëbsczim jazëku wëmôwiô sa [fylm]. Film möże bëc chöcbë fabularny abö dokumentalny. W filmie grają aktorze, tj. aktorzy. Scenarnik, tj. scenariusz, pisze scenarzista (scenarzysta), a nad całoscą mô bôczënk reżiséra [reżyser). Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdka i przełożë ja na pölsczi jazëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskö-pölsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz jq na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko--polski). - Wejta le! To je nen aktor, jaczi graje w nym kaszëbsczim filmie, co jegö terôzka krącą. - Dze, co, chto? - Hewó tam jidze. Nó le! Nie pöznôwôsz të. Hej! To doch je Janusz Gajos. - Hola! On graje w kaszëbsczim filmie? - Nie czuł të? Krącą Kamerdinera - tak nen film mdze sa zwôł. Jegö akcjô je na Kaszëbach, midzë jinszima w Piôsznicë. Dzél aktorów badze gadać pö kaszëbsku. Gajos téż. -Jô jem czekawi, jak jemu to pudze, ko on nie je Kaszëba. - Ale je baro dobrim aktora, tej mëszla, że bëlno zagraje. - Uzdrzimë. -A fuj! Të jes wiedno wątpiący, gniotą të. - Jô tak temu gôdóm, bö móm ju pôra „kaszëbsczich" filmów widzóné, në i z tą gôdką nôlepi nie bëło. Chöcbë Miasto z morza ó budowie Gdinie. - Nie gôdôj, jaż tak lëchö oni nie gôdelë. - Nôlepi czejbë w kaszëbsczich filmach grelë Kaszëbi, tedë na jich gôdka je bëlnô. Jô móm czedës widzóné taczi fejn film... Zarô, zarô, jakuż ön sa zwôł... - Kaszëbë\ - Nié, jinaczi... Testament! Co jô sa usmiôł, czedë nen stôri Kónéwka umiérôł. - Môsz prôwda. Żôl, że taczich filmów më mómë tak mało. - Cëż za problem? Napisze scenarnik, jô mda reżisérą, dobrëch aktorów na gwës nalézemë... Móm! Przędną bohaterka zagraje nasza Danuta Stenka! - Mëslisz, że öna bë zagrała? - A czemuż bë nié? - Ju-cha! Tej bierzemë sa za robota. - Në... a môsz kamera? - Nié. A të? -Téż nié... - O je! Në tej mómë jiwer. Bez kamerë niżódnégó filmu nie jesmë w sztadze nakrącëc... Cwiczënk 2 Wëzwëskującë słowarze, przełożë title fabula-rnëch filmów z pölsczi gôdczi na kaszëbską. (Korzystając ze słowników, przetłumacz nazwy filmów fabularnych z języka polskiego na kaszubski). Człowiek z marmuru - Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł- Miasto z morza - Sami swoi - Stawka większa niż życie -Gwiezdne wojny -Władca Pierścieni. Powrót króla -Hobbit. Niezwykła podróż -Gdzie jest Nemo? -Epoka lodowcowa - Cwiczënk 3 Szëkôj w internece i wëpiszë (wedle pödónégö mödła) wiadła ö filmach w kaszëbsczim jazëku abö ö Kaszëbach (Kaszëbë, Testament, Kamerdyner, Czarny czwartek, Re-mus, Miasto z morza, Blaszany bębenek). (Poszukaj w internecie i wynotuj [według podanego wzoru] informacje o filmach z kaszubskimi dialogami lub o Kaszubach...). Titel: Ôrt filmu: Reżiséra: Scenarnik: Premiera: Przędny aktorze: Kaszëbë fabularny Ryszard Ber Ryszard Ber 1970 Hanna Giza, Jan Piepka Cwiczënk 4 Aktorze pöchôdający z Kaszëb to m.jin. (aktorzy wywodzący się z Kaszub to m.in.): Danuta Stenka - dzieciństwo spędziła w Gowi-dlinie, potem ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Hieronima Derdowskiego w Kartuzach i Studium Aktorskie przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, gdzie debiu- 32 POMERANIA MARZEC 2016 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH towała w 1982 roku. Od 1984 roku występowała na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie, następnie w Teatrze Nowym w Poznaniu, od 1991 roku aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie, obecnie warszawskiego Teatru Narodowego. Joanna Kurowskô - absolwentka Szkoły Podstawowej nr 1 w Rumi, Liceum Ogólnokształcące skończyła w Wejherowie, Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi (1988). Aktorka Teatru Nowego w Warszawie (1988-1994), występowała na scenach m.in. teatrów Ateneum, Na Woli, Rampa, Studio. Często występuje też jako wokalistka. Marta Żmuda-Trzebiatowskô - wywodzi się z Przechlewa, gdzie ukończyła Szkołę Podstawową im. Janusza Korczaka, potem Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w Człuchowie, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie (2007). Laureatka programu Telekamery 2009 w kategorii aktorko oraz nagrody Róże Gali w kategorii piękne debiuty i Elle Style Awards 2009 w kategorii najlepsza aktorka. Zbigórz Jankôwsczi- ur. 7 września 1950, ukończył PWST w Warszawie w 1972 roku, debiutował w teatrze w 1973 jako Aleksy Fiedotik w „Trzech siostrach" Antoniego Czechowa. Uzyskał nagrodę prezydenta Sopotu „Sopocka Muza" w 1995 roku Występował w teatrach: Ziemi Gdańskiej w Gdyni, Ziemi Pomorskiej w Grudziądzu, im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Dramatycznym w Elblągu, Dramatycznym w Gdyni, od roku 1991 w Teatrze Miejskim w Gdyni. Marek Richter - ur. 29 lutego 1964 w Gdyni, polski aktor i wokalista. W 1990 roku ukończył Studium Wokalno--Aktorskie im. D. Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, debiut sceniczny w 1989. Aktor Teatru Muzycznego w Gdyni, Teatru Dramatycznego w Elblągu, gościnnie w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie, a w latach 2001-2002 w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Iga Krefft - ur. 2 września 1995 roku w Gniewinie, polska aktorka telewizyjna, filmowa i dubbingowa, od 2007 roku występuje w serialu M jak miłość jako Urszula Mo-stowiak. » Przełożë na kaszëbsczi wiadła ö aktorach. (Dokonaj przekładu informacji o aktorach na język kaszubski). Wëkrzëczniczi östałë pödzeloné na: a) önomatopeiczné (szlachującé za zwakama): mu, hau, miau, szur, frr, łup-cup, bim-bam, pif-paf, wrr; b) ekspresywné - wërôżającé wseczëca (wedle Cenôwë): * wërôżającé redota: ju-cha, didlum dôj, tra la la, rum; * wërôżającé smutk: ach ö je, ö je; * wërôżającé wzgarda: tfuj, tfi, fuj, be; * jinszé: hej, hola, cët, nó le, nóta le, nóce że; c) impresywné - do wëwöłaniô reakcje słechińca (nôczascy przëwöłania abö zawołania na zwierzata): * ksobie, links, höjt, hija, czóder, kruszą krusz, mac mac, bucz bucz, puj puj, pil pil, kacz kacz, tip tip... (Słowa zapisane w dialogu pogrubioną czcionką należą do kategorii wykrzykników - nieodmiennej części mowy, której zadaniem jest wyrażanie ekspresji, uczuć wypowiadającej się osoby, wywoływanie określonej reakcji słuchacza albo pełnienie roli słów dźwiękonaśla-dowczych. Wykrzykniki podzielono na: onomatopeicz-ne [dżwiękonaśladowczej; ekspresywne - wyrażające uczucia [według Ceynowyj: radość, smutek, pogardę, inne; impresywne - wyrażające określone reakcje słuchacza, najczęściej zawołania na zwierzęta) Wëpiszë zaznaczone w kôrbiónce słowa, ale (Wypisz z rozmowy słowa zapisane pogrubioną czcionką, ale z podziałem na kategorie podane w ramce). - Ułożë i zapisze zdania, w jaczich użëjesz jak nôwicy zawółaniów na zwierzata. (Ułóż i zapisz zdania, w których użyjesz jak najwięcej zawołań na zwierzęta). Cwiczënk 6 Przedstawi so, że jes nad mörza z drëchama ^—** i widzyta na pieglëszczu znóną aktorka. Godota o tim midzë sobą. Napisze relacja z waszi kôr-biónczi na témat niespödzajnégö spötkaniô z gwiôzdą ekranu. Staraj sa w teksce wëzwëskac jak nôwicy póznónëch wëkrzëczników, chtërne pasëją do ta-czi sytuacje. (Wyobraź sobie, że jesteś z przyjaciółmi nad morzem i widzicie na plaży znaną aktorkę. Rozmawiacie o tym. Napisz relację z waszej rozmowy o niespodziewanym spotkaniu z gwiazdą ekranu. Staraj się w tekście wykorzystać jak najwięcej poznanych wykrzykników, które są odpowiednie w tej sytuacji). Cwiczënk 5 Zdrzë na słowa zapisóné w dialogu pögrëbioną czconką. Jak mëslisz, do jaczégö dzéla mówë one nôleżą? (Spójrz na słowa zapisane w dialogu pogrubioną czcionką. Jak sądzisz, do jakiej części mowy należy je zaliczyć?) Słowa zapisóné w dialogu pögrëbioną czconką nôleżą do kategorie wëkrzëczników - nieödmieniwnégó dzéla möwë, co mô za zadanié wërôżac ekspresja, wseczëca gôdający ösobë, wëwöłac jakąś reakcja u słechińca abö bëc słowama szlachującyma za zwakama. dzél - część, gwës - pewnie, nie bëc w sztadze - nie być w stanie, nie udać się, przédnô bohaterka - główna bohaterka, uzdrzec - zobaczyć, zdrzec - patrzeć, spoglądać, zwać - nazywać POMERANIA STRËMIANNIK 2016 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Zapomniany kurort - Jelitkowo Na pierwszy wiosenny spacer w tym roku udajemy się do Jelitkowa. Bliskość Sopotu przyćmiła urok tej gdańskiej dzielnicy, a niegdyś i o tym miejscu mówiono kurort... MARTA SZAGZDOWICZ Rybacka przeszłość Jelitkowo po raz pierwszy wzmiankowane było w 1480 roku, choć dziś trudno się tu doszukać śladów przeszłości. Wieś należała do opactwa cystersów w Oliwie, a mieszkający tu rybacy byli skazani na łaskę konwentu. W 1734 roku osada została zniszczona przez wojska rosyjskie. Rosjanie oblegali wtedy Gdańsk, w którym ukrywał się liczący na koronę polską Stanisław Leszczyński. Zniszczenia były tak znaczne, że mieszkańcy Jelitkowa nie byli w stanie opłacić cystersom należnych podatków. Ci bezlitośnie zagrozili, że w takim wypadku wygnają sołtysa. Najstarsze obiekty w Jelitkowie zobaczymy na ulicy Bałtyckiej. To domki rybackie, które zbudowano wiatach 1884-1904. Wydaje się, że na tej zacisznej uliczce czas się zatrzymał. Udajemy się teraz na ulicę Kapliczną. Jej nazwa wskazuje, że znajduje się tutaj świątynia. Dzisiejszy kościół parafii św. Apostołów Piotra i Pawła został zbudowany w latach 1976-1981 na miejscu starej kaplicy rozebranej do fundamentu. Pierwsza świątynia powstała w Jelitkowie w 1925 roku z inicjatywy mieszkańców, którzy wcześniej uczęszczali na nabożeństwa do Oliwy. Niestety dzisiejszy kościół w niczym nie przypomina swym wyglądem dawnej kapliczki. Wody potoku Idąc dalej w kierunku północnym, dotrzemy do ulicy Jelitkowskiej. Na skrzyżowaniu z ulicą Pomorską znajduje się staw. Zachował się tutaj mostek z tamą i upustem, który jest świadectwem stojącego tu do lat 50. XX wieku młyna. Pierwszy młyn powstał w Jelitkowie już w 1609 roku. W XVII wieku służył do przemiału kości, później przebudowano go na tartak, kuźnię stali, młyn papierniczy W XIX wieku zrujnowany obiekt zakupił mistrz młynarski, który uruchomił tu młyn zbożowy o 3 kołach. Zakład funkcjonował dzięki wodom Potoku Oliwskiego. Potok zaczyna swój bieg w okolicach Matami. Jego długość wynosi 9600 metrów, co czyni go najdłuższym gdańskim potokiem. Płynie z wzgórz morenowych, z wysokości 140 metrów. Odcinki Potoku Oliwskiego w otoczeniu Parku Oliwskiego oraz Jelitkowskiego objęte są ochroną konserwatorską. Dawny kurort Za stawem dostrzeżemy pętlę tramwajową. Niewielki budynek mieszczący lokal gastronomiczny pamięta czasy, gdy dojechał tu pierwszy tramwaj. W 1908 roku Jelitkowo zostało połączone z Oliwą, a obiekt ten mieścił wtedy poczekalnię. Z transportu chętnie korzystano, tym bardziej że kąpielisko kusiło nowym domem zdrojowym z restauracją, bufetem i salami do odpoczynku. Gdańszczanie przybywali na spacery na... molo! Cumowały tutaj nawet statki wycieczkowe, którymi można było popłynąć na Hel, do Sopotu czy w rejs po gdańskim porcie. W nadmorskim parku zachwycano się wodami Potoku Oliwskiego, któremu uroku dodawały drewniane mostki. W Jelitkowie można też było pograć w tenisa. Niestety po molo nie ma nawet śladu, a dom zdrojowy został przebudowany i mieści dziś restaurację Parkowa. Okres prosperity zakończył się wraz z II wojną światową. Spacer zakończymy oczywiście nad morzem. Jeżeli mamy odwagę, to możemy dołączyć tu do Gdańskiego Klubu Morsów, który właśnie w Jelitkowie promuje zimowe kąpiele. Pierwszy raz zbiorowe pływanie w morzu zimą zorganizowano na przełomie 1974/1975 roku. Jeśli morsowanie nas nie przekonuje, to promenadą możemy dotrzeć do Sopotu lub w przeciwnym kierunku do Brzeźna. Jelitkowo, ul. Bałtycka, dawne domki rybackie. Fot. MS POMERANIA MARZEC 2016 I l / EDUKACYJNYDODOWK DO„POMERANII", NR3 (95), STREMIANNIK2016 flgné&ika 'Ridzew&kfr Wórcëk jigrów dlô rwmniéôzich Ja&trë Cwiczënk 1 Jaczé swiata nadchôdają? Ułożë jich pôzwa z rozsëpón-czi: a t r s j Cwiczënk 2 Pöłączë słowö i ôbrôzk. jatówc palmë köszik zajk malowóné jôjkö Cwiczënk 3 Wëzgôdni wëzgódczi: Wiklinowi köszik snôżo ozdobiony swiaconyma rzeczama do ful napełniony. W jastrowim kösziczku leżeć sobie badą. Nigle je tam włoża, piakno je özdobia. Grzecznym dzecóm do gniôzdka bómków bôrda włożi. Niegrzeczne w nim nalézą bôbczi narobione. W Jastrowi Pôniedzôłk na całëch Kaszëbach wódą sa nie leje, le z........biegô. A chto sa nie dô wëdëgöwac tegö mëdżi zjedzą. Cwiczënk 4 Jigra w pôrach. Je to jastrowi zort grë w statczi. Na starnie II są namalowóné dwie plansze, po jedny dlô köżdégö grającego. Grający pilëją, żebë wzajemno nie pödzérelë w swoje plansze. Na swöji plansze muszi namalować piać jastrowëch jôj, np. jedno w öknie zajk 3, jinszé w öknie kôszik 5 itd. Jak kôżdi bądze miôł na-malowóné jaja, zaczinô sa jigra. Grôcz A gôdô: zajk 2. Jeżlë trafił, grôcz B gôdô: trafioné, zjadłé. Późni zgadiwô grôcz B. Grają tak długö, jaż jeden z nich badze miół zja-dłé wszëtczé jôjka. NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), DODÔWK DO „POMERANII I' 1 2 3 4 5 1 2 3 4 5 Cwiczënk 5 Nalézë i zaznaczę na öbrôzku: 1) Sétme jôj, 2) Piać zajków, 3) Szterë palmë. NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), DODÔWK DO„PÔMERANH" ___ NÓRCËK JIGRÓW DLÔ NÔMNIÉSZICH Cwiczënk 6 Pömaluj jôjkô. AKADEmiA BAJKI KASZUBSKIEJ Kaszubskie Bajania to spölëznowô kampanio re-alizowónô przez Kaszëbskô-Pömörsczé Zrzeszenie i Radio Gduńsk. Pöwsta öna z mëslą ö dze-cach, żebë ju öd nômłodszich lat pöznôwałë kulturową spôdköwizna Kaszub. Jednym z célów kampanii je pödniesenié w spölëznie swiądë tegö, jak wiôldżé znaczenie mô czëtanié dzecóm. ^ wicy na www.akadeiriiabąjkikaszubskięj.plj^ NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), D0DÔWK DO „POMERANII" WANOŻIMË PÖ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM Harolëna Czemplik Waiwiimë pó Haazëbach, 'Hlmë 1M-M1 i gimnazjum labórg - zwiedzuwómë lwi gród Céle wanodżi Uczeń: • pöznôwô historia Labörga • pöznôwô strzédnowieczné stôrodôwnotë gardu • pôznôwô patrona gardu • pöznôwô dôwną jednostka miarë • zapöznôwô sa z wëzdrzatka i symboliką herbu gardu • utrwaliwô wiédza zwënégöwóną öb czas zwiedzy-waniô gardu Metodë robötë • usôdzanié gwôsny nadczidczi • dofulowiwanié pustëch placów w teksce • wskôzywanié zdaniów zamikającëch w se prôw-dzëwé i nieprôwdzëwé ödpöwiescë • kôrbiónka z mieszkańcama gardu Förmë robötë • indiwidualnô / w pôrach Didakticzné pömöce • kôrta robötë (möże ja öprôcowac np. w formie ksą-żeczczi) Bibliografio W. Budkowski, Ziemia Lęborska: Lębork, Łeba, Słowiński Park Narodowy: przewodnik turystyczny, Lębork 2006, s. 15-38. J. Ellwart, Śladami Bismarcka po Pomorzu: vademecum hi-storyczno-krajoznawcze, Gdynia 2012, s. 170-171. J. Kociuba, Po morze: praktyczny przewodnik turystyczny po ziemiach dawnego Księstwa Pomorskiego, Szczecin 2012, s. 626-631. http://www.lebork.pl/dla-turysty/atrakcje/ Przed zaczacym wanodżi szkolny rozdôwô kôżdému uczniowi (abô pôrze uczniów) jeden egzemplôrz kôrtë robôtë z zadaniama do zrobieniô. CYG WANODŻI Dzysdnia ödwiedzysz Labórg, gard wiele stôrodôw-notów. Twöjim zadanim mdze odwiedzenie môlów, chtërne przëblëżą Cë nié leno dzeje negö sedlëszcza, ale téż historia Kaszub. Jeżlë mdzesz bôczlëwö słëchac i zdrzec, na gwës udô Cë sa bezzmiłköwö dofulowac kôrta robötë. Dobri zwënédżi! Zadanié 1 Pierszé zadanie żdaje na Cebie na Parkowi Górze (pl. Góra Parkowa). Je to nôwëższô wëszawa w gardzę - mô jaż 105 métrów wësoköscë. W strzédnowieczim góra na bëła nazéwónô Szëbniczną (Szubieniczna), bö bëła tuwö wëkönywónô sztrôfa smiercë. Pözdze miała öna pózwa Browarcznô, a w cządze rządzeniô labórską zemią przez Miemców nazéwónô bëła öna Wilhelmshöhe. Terôcza-sno na topögrafnëch mapach mô öna pözwa Czartoryja. Cobë wlezc na czëp, biéj na sz. Wyczółkowskiego 1. Sprzëti drodżi nalézesz betonowe trapë, jaczé zaprowadzą Ce na czëp górë. Na czëpie wëszawë öbôczisz baro czekawi budink, chtëren szlachuje za zómeczka, to Wieża Bismarcka. Je to jeden z nôwikszich i nôlepi uchöwónëch obiektów negó ôrtu na Pómórzim. Wieżo ostała wëbudowónô w 1912 i mô funkcja wieżë cësnieniów, tzn. na ji czëpie nachôdô sa zbiérnik wödë zwënégôwóny do zagwësnieniô stabilnego cësnieniô w wödoprowôdniku. Jak mëslisz, dlôcze bëłë stôwióné wieże w XIX stala-tim na teza kanclerza Rzeszë Ottona von Bismarcka? Pamiatôj, że Labórg jaż do kuńca II światowi wöjnë na-chôdôł sa w rakach Miemców. IV NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), D0DÔWK D0„PÓMERANH' WANOŻIMË PÖ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM Dlôcze postać sw. Jakuba je tak wôżnô dlô gardu? Zadanie 2 Cobë rozrzeszëc pöstapné zadanie, muszisz zeńc z Parkôwi Górë. Nôbarżi łagódné zeńsce je spicha w nor- ............................................................................................ dowö-wschódnym czerënku. U pödsköpia wëszawë umôlowóny östôł w 1970 roku czôłg, jaczi uwdôrziwô slédną wöjna. Sczerëj sa terôzka na sz. Gdańska, jakô ôbkrążiwô las. Skrac w lewö i czerëj sa w strona ronda Popiełuszki. Na rondze skrac w drëdżi zjôzd na aleja Chtërnëch z wëmienionëch Jakubów Të ju chutczi znôł/ Niepodległości, a póstapno zeńdze z wiaduktu nôblëż- znała? Gdze abó czedë jes ö nich uczuł/uczëła? szima trapama. Nalézesz sa terô w môłim parku przë rzéce Łebie. Prosto przed sobą, w ödległoscë kôl 100 métrów, öbôczisz stôrodôwny budink z cegłë. Biéj na jego podwórze. ............................................................................................ Nachôdôsz sa terô na pódwórzim Rejonowego Sądu. W strzédnowieczim umôlowóné bëło tuwö przédné ...... .. _ ... p, . .. skrzidło krzëżacczégô zómku wëbudowónégô w latach Chteren z Jakubów nobarzi Ce zaczekawił. Opisze gwosnyma słowama jedna webroną postać i udokazni swój wëbiér. Twöja wëpöwiésc ni miałabë bëc krótszô a) Na pódwórzim dôwnégó krzëżacczégö zómku öbô- n'^'e zdaniów. czisz pragôrz i kłódczi. Napisze, do czego bëłë zwë-négöwóné czedës te sprzatë. b) Do dzysdniowégö sądu przënôlégó zniszczony budink. Pödéndzë do niego i zapöznôj sa z infórmacjama tika-jącyma sa dôwnégó przeznaczeniô negó môlu. Biéj terózka na sz. Przyzamcze. Na môlu zetkaniô ti szaséji i sz. Młyńska nachódają sa pósobné dwa stôrodôw-né budinczi. Pó zapóznanim sa z infórmacjama ó nich dofuluj pusté place w póniższim teksce. Do jedny ze scanów dôwnégó krzëżacczégö zómku przëlégô...................................Niedalek niego nachôdô sa ............................................... chtëren ôstôł wëbudowóny na zôczątku ....................... stolatégö. Naprocëm negó budinku nachôdô sa dôwny ......................., w jaczim dzysdnia miescy sa kóscółzelonoswiątköwców. Budinczi te ôstałë zbudowóné na srabach........................basztë. Zadanié 3 Pósobné zadanie żdaje na Cebie przë Sanktuarium sw. Jakuba, jaczé nachôdô sa przë sz. Basztowa 8. Cobë do niegó duńc, biéj prosto sz. Młyńska. Pó czile métrach öbôczisz wiôldżi kóscółz cegłë - to punkt, do chtërnégó jidzesz. Do bëna swiatnicë weńdzesz bocznym weń-scym. Dój ósoblëwi bôczënk na stôrodôwny wôłtôrz, kazalnica i tabernakulum ze élefantowi kóscë. Köl köscoła je sz. Derdowskiego, przë jaczi nachôdô sa nadzwëkówó czekawô Galeria Jakubów. Zapöznôj sa z öpisënkama tikającyma sa mni abó barżi znónëch pó-staców, a pöstapno odpowiedz na taczé hewó pëtania: Zadanié 4 a)Twójim póstapnym zadanim mdze test na merkanié införmacjów. Wezdrzi na umôlowóny niżi ödjimk. Ödszukôj te budinczi i napisze, jak sa nazéwają. b) Skądka sa wzała pózwa Bluszczowi Basztë? Cobë rozrzeszëc to zadanie, możesz zwënégöwac pomóc mieszkańców gardu. WANOŻIMË PÔ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM Na sz. Derdowskiego muszebno öbaczë Baszta nr 24. Pö b) Znajesz Të jiné określenia miarë? Jeżlë jo, tej zapisze je. ji zwiedzenim sczerëj sa do Basztë nr 27. Cobë do ni duńc, muszisz przë Bluszczowi Baszce skracëc w lewô. ............................................................................................ Pö zwiedzenim öbu môlów i zapöznanim sa z nachôdają-cyma sa tam ekspönatama, nacechuj köl köżdégö zdaniô lëtra P, jeżlë zamikô öno w se prôwdzëwé informacje, Na scanie rôtësza nachôdô sa wizerënk herbu gardu, abö F - jeżlë falszëwé. Przëzdrzi mu sa wjimno, a póstapno wëkönôj pöniższé pölétë. W Baszce nr 24 nachôdają sa ekspönatë spartaczone c) usacjzë öpisënk herbu. z bronią i wëstôwk ö tim, jak dôwni sa żëło w gardzę. Leno Baszta nr 27 przedérowała do najich czasów bez ............................................................................................ niżódnëch zmianów. W Baszce nr 27 möże öbaczëc, jak czedës lëdze wëzwëskiwelë gardowé murë np. do mieszkaniô. W Baszce nr 24 möże öbaczëc przedmiotë spartaczone z kulturą i kuńszta Kaszub. ............................................................................................ Na spódlim wëstôwku w Baszce nr 27 möże scwierdzëc, że Kaszëbi baro bëlno znelë sa na rozmajitëch ortach d) Napisze, dlôcze w herbie Labórga nachôdô sa lew? żelów. Cobë rozrzeszëc to zadanie, możesz zwënégôwac pomoc mieszkańców gardu. Bôczënk: W nym zadanim możesz zwënégöwac dodôwkôwé punktë. Sygnie, że napiszesz jesz rôz zdania, przë jaczich rëchli môsz postawione lëtra F, tak cobë nym raza öne zamikałë w se prôwdzëwé informacje. Zadanie 5 Pösobné zadanie żdaje na Cebie przë gardowim rôtëszu, jaczi nachôdô sa przë sz. Armii Krajowej 14. Cobë do ni duńc, czerëj sa całi czas prosto szaséją Basztowa, jako póstapno zmieni pózwa na sz. Findera, a pözdze znôwu zmieni pozwą na sz. Korczaka. Na sz. Korczaka midzë nr 6 a 8 możesz ôbaczëc jiną ódbudowóną baszta, w jaczi nachôdô sa Dom Technika. Z sz. Korczaka skrac w lewo w sz. Konopnickiej. Pö przeńscym czile métrów znôwu skrac w lewö - nalézesz sa na sz. Armii Krajowej, przë sarnim rôtëszu. Jeżlë rôtësz je ötemkłi, to muszebno wlezë do westrzód-ka. Dzél körëtarzów uchöwôł swój dôwny wëzdrzatk. W Zalë Rajców możesz öbaczëc stolatné witraże z her-bama nôlepszich szlachecczich rodów labórsczi zemi, ja-czé przëczëniłë sa do pówstaniô dzysdniowégö budinku Gardowégö Urzadu w Labórgu. a) Pö zwiedzenim budinku ödszukôj na jedny ze scanów rôtësza replika chetmińsczegó prata. Po zapóznanim sa z wiadłama nachôdającyma sa na informacyjny tôflë napisze, do czego béł ón czedës wëzwëskiwóny. Slédné zadanie żdaje na Cebie na bulwarze nad rzéką Łebą. Cobë tam duńc, muszisz copnąc sa do sz. Konopnickiej. Na krziżówce nigdze nie skracywôj, le biój całi czas prosto sz. Armii Krajowej, jaż do sztótu, czej öbôczisz rzéka. Póstapno skrac w lewo - jes ju na bulwarze. Pószukôj wigódny łôwczi i rozrzeszë slédné zadanie. Zadanie 6 Jeżlë bôczlëwö jes öbserwówôł/ôbserwówała stôro-dôwnotë gardu, to bez jiwru dofulëjesz krótczi tekst fikający sa dzejów i historii Labórga. Zôczątk gardu spartaczony béł z dzejanim Krzëżôków. Terôczasno dôwny klôsztór mô funkcja ....................... ........................ przë jaczim uchówałë sa trzë budinczi spartaczone z funkcjonëjącym tuwó krzëżacczim zómka. Przënôlégają do nich:............................................... młin i ........................ Öb czas zwiedzywaniô gardu wôrt dac bôczënk na uchôwóné fragmentë gardowégó ....................... i na ôtnowioné basztë. Nôczekawszé z nich to:.......................Baszta, Baszta nr 24 i Baszta nr ........................Na jedny ze scanów Gardowégô Urzadu môże ôbaczëc dôwny symbol miarë, jaczi nazéwómë ............................................... Niedalek centrum gardu, w Parku ......................., nachôdô sa nadzwëköwô czekawi budink wieżë cësnieniów, chtëren mô pózwa ................................................Terôczasno patrona gardu i hewôtnégö sanktuarium je........................ chtëren béł jednym z apostołów Jezësa. ■ NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), DODÔWK DO„PÔMERANII" WANOŻIMË PÖ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM /GRAMATIKA ÖDPÖWIESCË Zadanié 1 Lëdze stôwielë wieże na teza Bismarcka, bô chcelë na ten ôrt uczestnic kanclerza Miemców. Zadanie 2 a) W dôwnëch czasach kłódczi i pragórz bëłë wëzwëskiwóné do cemiażeniô przesprôwców. b) Do jedny ze scanów dôwnégö krzëżacczégö zómku przëlégô młin. Niedalek niegô nachôdô sa Dodóm Młënarza (Dom Młynarza), chtëren östôł wëbudowóny na zôczątku XIX stolatégô. Naprocëm negö budinku nachôdô sa dôwny spikrz, w jaczim dzysdnia miescy sa köscół zelonoswiątköwców. Budinczi te ôstałë zbudowóné na srabach obronny basztë. Zadanié 3 Sw. Jakub to wôżnô pöstac dlô gardu, bö je ön patrona Labôrga i hewötnégô sanktuarium. Zadanié 4 a) Przeszklony budink to Baszta nr 24, a budink za nim to Bluszczowô Baszta. b) Pozwą basztę nót je wëprowadzac stąd, że póróstółja gasti bluszcz. Pöd kuńc XIX stolatégö bluszcz na skutk wiôldżich mrozów wëmiarz-nął. Ödtądka póóstała ju leno pôzwa, chtërna uwdôrziwô ji dôwny wëzdrzatk. 1F, 2F, 3P, 4F, 5P Zdania, chtërne nót bë bëło poprawie tak, cobë zamikałë w se prôw-dzëwé informacje: W Baszce nr 24 nachôdają sa ekspönatë spartaczone z bronią i wëstôwk ö tim, jak dôwni żëło sa w baszce. Öba budinczi nie przedérowałë do najich czasów bez niżódnëch zmianów. W Baszce nr 27 möże öbaczëc przedmiotë spartaczone z kulturą i kuńszta Kaszub. Zadanie 5 a) Chełmińsczi pratje to jednostka miarë ustanowiono przez Krzëżac-czi Zôkón. Östôł ön zwënégöwóny pierszi rôz przë loköwanim gardu Chełmna, stądka jegö pözwa. Pönadto budowóny gard Chełmno miôł bëc garda, jaczi béłbë mödła przë zakłôdanim pösobnëch gardów przez Krzëżacczi Zôkón. b) Np. stopa, łokc. c) Na herbie gardu na czerwionym tle pö lewi stronie nachôdô sa biôłi fragment gardowëch murów raza z basztama ó mödrëch dakach. Pó prawi stronie je wióldżi złoti lew, chtëren zdrzi w lewą strona. Pod gar-dowim mura i Iwa nachódó sa zeloné spódlé i mödrô wóda rzéczi Łebë. d) Lew symbôlizëje opiekuna krzëżacczégó zómku. Zadanie 6 Zóczątk gardu spartaczony béł z dzejanim Krzëżôków. Teróczasno dôwny klôsztór mô funkcja Rejonowego Sądu, przë jaczim uchöwałë sa trzë budinczi sparłaczoné z funkcjonëjącym tuwó krzëżacczim zómka. Przënólégają do nich: Dodóm Młënarza, młin i spikrz. Öb czas zwiedzywanió gardu wórt dac bóczënk na uchówóné fragmen-të gardowégó muru i na ötnowioné basztë. Nóczekawszé z nich to: Bluszczowô Baszta, Baszta nr 24 i Baszta nr 27. Na jedny ze scanów Gardowégö Urzadu möże öbaczëc downy symbol miarë, jaczi nazéwó-më chełmińsczim prata. Niedalek centrum gardu, w Parku Chrobrego, nachódó sa nadzwëköwö czekawi budink wieżë cësnieniów, chtëren mô pözwa Wieżô Bismarcka. Teróczasno patrona gardu i hewötnégö sanktuarium je sw. Jakub, chtëren béł jednym z apostołów Jezësa. Tłómaczëła Hana Makurôt Uana Makiirôi ęramatika Otmiana znanhównihów przez przëpôdczi Znanköwnik pödlégô deklinacji, to znaczi ötmieniwô sa przez przëpôdczi i lëczbë. W hewótnym rozdzélu östónie omówiono ötmiana znanköwnika przez przëpôd-czi z bôczënka na lëczba i ôrt. W kaszëbiznie apartno nót je öbgadac ôtmienianié znanköwników, jaczich téma kuńczi sa na spółzwaczi: cz, dż, sz, ż, np. chutczi, dradżi, mëszi, swiéżi; niejedne zakuńczenia negó karna znankówników są jiné nigle pôöstałëch znanköwników. Ötmiana znankówników, jaczich téma kuńczi sa na cz, dż, sz, i pôjedincznô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kogo?, czego?) Dôwôcz (kómu?, czemu?) Winowôcz (kógó?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (o kim?, o czim?) Wöłiwôcz (o!) wielnô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kógó?, czego?) Dôwôcz (kómu?, czemu?) Winowôcz (kógó?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (o kim?, o czim?) Wółiwôcz (o!) chłopsczi ôrt snóżi (np. dzeń) snôżégó snóżému snóżi snôżim snôżim snóżi chłopskópersonowi ôrt snóżi (np. królowie) snóżich snóżim snóżich snóżima snóżich snóżi białogłowsczi órt snóżó (np. szkoła) snóżi snóżi snóżą snóżą snóżi snóżó dzecny órt snôżé (np. pióro) snóżégó snôżému snóżé snóżim snôżim snóżé niechłopsköpersonowi órt snóżé (np. dnie, szkółë, pióra) snóżich snóżim snóżé snôżima snóżich snóżé NAJÔ UCZBA, NUMER 3 (95), DODÔWK DO^PÖMERANH' GRAMATIKA Ötmiana pöôstałëch znanköwników pöjedincznô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kögö?, czegö?) Dôwôcz (kömu?, czemu?) Winowôcz (kögö?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (ö kim?, o czim?) Wöłiwôcz (o!) wielnô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kögö?, czegö?) Dôwôcz (kömu?, czemu?) Winowôcz (kögô?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (ö kim?, ö czim?) Wöłiwôcz (ô!) pöjedincznô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kögö?, czegö?) Dôwôcz (kömu?, czemu?) Winowôcz (kögö?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (ö kim?, ö czim?) Wöłiwôcz (ö!) wielnô lëczba Nazéwôcz (chto?, co?) Rodzôcz (kögö?, czegö?) Dôwôcz (kômu?, czemu?) Winowôcz (kôgö?, co?) Narzadzôcz (z kim?, z czim?) Môlnik (ö kim?, ô czim?) Wöłiwôcz (ö!) chłopsczi ôrt stôri (np. człowiek) stôrégö stôrému stôri stôrim stôrim stôri chłopsköpersonowi ôrt stôri (np. lëdze) stôrëch stôrim stôrëch stôrima stôrëch stôri chłopsczi ôrt bëlny (np. kuch) bëlnégö bëlnému bëlny bëlnym bëlnym bëlny chłopsköpersonowi ôrt bëlny (np. knôpi) bëlnëch bëlnym bëlnëch bëlnyma bëlnëch bëlny białogłowsczi ôrt stôrô (np. rëba) stôri stôri stôrą stôrą stôri stôrô dzecny ôrt stôré (np. wëro) stôrégö stôrému stôré stôrim stôrim stôré niechłopsköpersonowi ôrt stôré (np. stołë, rëbë, wëra) stôrëch stôrim stôré stôrima stôrëch stôré białogłowsczi ôrt bëlnô (np. ksążka) bëlny bëlny bëlną bëlną bëlny bëlnô dzecny ôrt bëlné (np. jabkö) bëlnégö bëlnému bëlné bëlnym bëlnym bëlné niechłopskôpersonowi ôrt bëlné (np. kuchë ksążczi, jabka) bëlnëch bëlnym bëlné bëlnyma bëlnëch bëlné Cwiczënk 1 Ötmieni przez przëpödczi, lëczbë i ôrtë znankôwniczi: kaszëbsczi, wôrtny, môłi. Cwiczënk 2 Dofuluj tekst pödónyma w nôwiasu znanköwnikama w pasownym przëpôdku, lëczbie i ôrce. Nad.....................(mödri) mörza mieszkała jedna.......................(niemłodi) białka, chtërria w....................(biôłi) chëczë miała karno...................(môłi) krôsniatów. Co dzén te..........................(malińczi) jistwë sprzątałë ji......................(pësz- ny) jizba. Za to öne dostôwałë miska.......................(cepłi) mléka i brót....................(swiéżi) chleba. Jak ta białka bëła ....................(chöri), tej krôsniata robiłë ji...................(maiënowi) harbata i przënôszałë z.....................(pöbiësczi) lasów ........................(lékarsczi) zela. Cwiczënk 3 Wëbierzë z ramczi znanköwniczi w pasownym przëpôdku i wpiszë je w niewëfulowónëch placach: srodżi, zëmôwą, zelonëch, cepłi, sniéżnyma, snôżé, biôłégô Buten je ful..........................śniegu. Na drzewach ni ma.........................lëstów, na łąkach nie kwitną......................... kwiatë. Jak sa wińdze z chëczë, czëc je............................mróz. Żebë nie bëło tak zëmno, nót je zakładać...............szal i...............muca. Dzecë cëskają....................kuglama. VIII Redakcjo: Marika Jocz/ Projekt: Madej Stanke/ Skłôd: Piotr Machola / Öbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: Hana Makurôt, Karolena Czëmplik ZKOCIEWIA O żelazku z duszą i nie tylko... MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Muszę o tym wspomnieć w swoim felietonie, myślę, gdy zatrzymuje mnie w życiowym biegu jakaś niezwykła sytuacja, niepospolita postać, znamienne słowa. W pierwszych tygodniach nowego roku znowu było tego wiele. Aż trudno ogarnąć to, co ważne, skłaniające do refleksji. Najpierw parę zdań o ciekawej wystawie zatytułowanej „W trosce o czystość i urodę" zakończonej właśnie w znajdującym się w oliwskim Spichlerzu Opackim Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku. Już pierwszy fotogram przedstawiający praczki, które drewnianymi kijón-kami mozolnie usuwały brud z płóciennych koszul, budził uznanie dla trudu. Wynalazkiem okazały się tary/ tarki. Pokazano drewniane, metalowe, szklane, nawet marmurowe. Teraz taka tarka jest w moich zbiorach z Kociewia przedmiotem ozdobnym, pretekstem, by zacząć opowieść, jak to trzeba było przynieść ze studni wodę (wiadra na szuńdach, czyli nosidłach), wlać do ba-liji..W przechowywanych tekstach gwarowych mam opowieści od rodzinnych informatorów m.in. o wynoszeniu prania na bjilawę, czyli czystą łączkę, gdzie rozłożone płachty polewano wodą, by słónyszko z większą mocą robiło swoje. Potem mónczkowanie, czyli krochmalenie, suszenie, prasowanie żelazkiem z duszą lub na węgiel drzewny. Dawny, miniony świat. Według organizatora wystawy - XIX i pierwsza REKLAMA - połowa XX wieku. Na Pomorzu i dłużej tak było, gdy na wybudowaniach wsi nie założono jeszcze elekstryki. Eksponaty wypożyczono m.in. z Ko-ciewskiej Izby Regionalnej w Bytoni, którą miałam okazję poznać i jej zbiory podziwiać podczas spotkań nauczycieli przejętych rozwijającą się edukacją regionalną na Kociewiu. Bardzo ciekawa jestem, czy założenia programowe i spore już osiągnięcia nie zostaną pochopnie zweryfikowane przez nowe władze oświatowe. We wspomnianej, ukierunkowanej na region uczbie jakiś dawny przedmiot może być punktem wyjścia do opowieści „Jak na Kociewiu dawniej bywało..." Świat starożytnych Rzymian czy Egipcjan warto poznawać, ale my też mieliśmy swój - słowiański. Świat starożytnych Rzymian czy Egipcjan warto poznawać, ale my też mieliśmy swój - słowiański. Tu przypomniało mi się, że dawno, dawno temu, na jakimś ważnym zebraniu Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-skiego profesor (choć nie wiem, czy już wtedy był profesorem) Józef Borzysz-kowski otrzymał w darze właśnie stare żelazko. Pewnie było z duszą, może poetycką, na pewno realną. Miałam przyjemność uczestniczyć w Jego święcie w gdańskim Ratuszu Staromiejskim. Szczęściem dla Kaszub jest mieć takiego profesora... Podziwiam Jego postawę i dokonania od wielu lat. Niedościgniony przykład historyka, badacza, regionalisty, który widzi ciekawy świat także poza Kaszubami. Wdzięczne są mu Kociewie, Krajna, Bory Tucholskie. Pamiętam Jego zasadę (jedną z wielu) -inny nie jest gorszy. Prezentacja bohatera w wykonaniu (bardzo wiarygodnym i ciekawym) profesora Cezarego Ob-racht-Prondzyńskiego, bogata wystawa dzieł i... zupa z brukwi - złożyły się na wielkie święto Pomorza. Nieco później w Borzechowie odbyło się kociewskie świętowanie z okazji jubileuszowej (bo już 10!) edycji wręczenia Kociewskich Piór literatom, publicystom, animatorom kultury. W sumie pokaźny dorobek twórców potwierdzających, że Kociewie żyje i pięknieje. Dla tych, którzy „robią coś ponad" - wielka chwalba. Na sali wielu znakomitych gości: samorządowcy z trzech powiatów, regionaliści. Później koncert świeżo odkrytej gwiazdy z południowego Kociewia - Tobiasza Staniszewskiego, no i wielka biesiada. Jeszcze w Tczewie, największym mieście na Kociewiu, w Bibliotece Miejskiej odbyła się uroczysta prezentacja nowego numeru „Tek Kociewskich" i „Kociewskiego Magazynu Regionalnego". A w najbliższym czasie szykujemy się na spotkanie pokongresowe - by jeszcze raz, chłodnym okiem spojrzeć na dotychczasową realizację odrodzenia Kociewia i odświeżyć drogowskazy przy drodze przyszłości. Kręte i malownicze stecki też się liczą, byle nie prowadziły donikąd... W życiu szczęśliwe są tylko chwile, jednak ważne są całe lata. POMERANIA na Facebooku www.facebook.com/pomerania.kaszuby POMERANIA STRËMIANNIK 2016 35 MORZE W Tczewie powstaje niezwykłe muzeum Pomorze stało się w ostatnich latach istnym muzealnym zagłębiem. I to takim, w którym wiele się dzieje. Wystarczy wspomnieć otwarcie w Gdańsku Europejskiego Centrum Solidarności, a w Gdyni Muzeum Emigracji, budowę siedziby Muzeum II Wojny Światowej, utworzenie placówek mających pielęgnować pamięć o ofiarach Piaśnicy i obronie Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, czy też remont Muzeum Tradycji Szlacheckiej w Waplewie. W natłoku dobrych informacji warto zauważyć jeszcze jedną - o budowie Centrum Konserwacji Wraków Statków. MAREK ADAMKOWICZ Centrum ulokowano w Tczewie jako oddział Narodowego Muzeum Morskiego, które przez lata borykało się z problemem przechowywania zabytków, zwłaszcza wielkogabarytowych, w rodzaju jachtów czy elementów konstrukcyjnych historycznych statków i łodzi. Placówce brakowało odpowiednio wyposażonych przestrzeni, gdzie nie tylko można by magazynować i prezentować tego rodzaju obiekty, ale też prowadzić prace konserwatorskie oraz badawcze. Rozwiązaniem okazało się właśnie stworzenie Centrum Konserwacji Wraków Statków wraz z Magazynem Studyjnym. Budowa Centrum Konserwacji Wraków jest naturalną i konieczną linią rozwoju Narodowego Muzeum Morskiego - wyjaśnia Maria Dyrka, główny konserwator i zastępczyni dyrektora NMM ds. merytorycznych. Chcemy, żeby nie tylko była to część muzealnego zaplecza, ale też miejsce przyciągające tczewian oraz turystów odwiedzających województwo pomorskie. Nadzieję, że faktycznie tak będzie, dają zgromadzone tu eksponaty oraz znakomite położenie. Obiekt powstał na obrzeżach Starego Miasta, w miejscu, gdzie dawniej mieścił się Zespół Fabryk Wyrobów Metalowych. Muzealnicy podkreślają jednak, że największym atutem CKWS jest nowoczesność, przy jego budowie zastosowano rozwiązania odpowiadające wymogom XXI wieku. Warto zwrócić uwagę również na architekturę. Centrum stanowią dwie przenikające się bryły, które wyznaczają wewnętrzny podział na dwie podstawowe części: Pracownię Konserwacji i Magazyn Studyjny wraz z Salą Ekspozycyjną. W Sali Ekspozycyjnej, o powierzchni ok. 313 m kw., będą przechowywane i udostępniane zwiedzającym zabytki wielkogabarytowe. Tu również mają być prezentowane części konstrukcyjne statków, a nade wszystko jachty Dal, Opty i Kumka IV. To jednostki, które zapisały się w morskich dziejach Polski - mówi Radosław Paternoga z Działu Historii Wychowania Morskiego NMM. Wszystkie one przeszły niedawno konserwację i są w doskonałym stanie. Ponieważ dla jachtów przewidziano funkcję wyłącznie muzealną, nie będą jużpływać. Drugą przestrzenią Magazynu Studyjnego jest antresola o powierzchni ok. 169 m kw. Przewidziano umieszczenie tam przeszklonych regałów przesuwnych, w których będą eksponowane muzealia o małych rozmiarach. Z antresoli będzie też można obserwować specjalistów z Pracowni Konserwacji. Jak przyznaje Irena Rodzik, kierownik Działu Konserwacji Muzealiów, praca pod okiem zwiedzających jest dla konserwatorów pewnym POMERANIA MARZEC 2016 MORZE/GADKI RÓZALIil novum, do którego jednak można się przyzwyczaić. Muzealnicy wskazują, że jest to dowód otwierania się placówki na społeczeństwo. Inną oznaką zmian jest wprowadzanie w szerokim zakresie nowoczesnych technik. Przewiduje się bowiem, że w Centrum prowadzone będą działania związane z rozwojem zasobów cyfrowych. Jednym z nich jest wykorzystanie technologii rozszerzonej rzeczywistości (ang. augmented reality) do prezentacji informacji o zbiorach muzealnych. Rozszerzona rzeczywistość to system charakteryzujący się trzema cechami: łączy świat realny z rzeczywistością wirtualną, umożliwia interakcję w czasie rzeczywistym oraz swobodę ruchów w trzech wymiarach - tłumaczy Szymon Kulas, koordynator tczewskiego projektu i zastępca dyrektora ds. admi-nistracyjno-technicznych NMM. W budynku CKWS w Tczewie goście będą mogli korzystać z rozszerzonej rzeczywistości przy użyciu własnych urządzeń mobilnych, za pomocą specjalnie przygotowanej darmowej aplikacji. Wykorzystanie tej rozwijającej się technologii umożliwi m.in. przedstawienie kontekstu zabytku w niezwykle atrakcyjnej i przystępnej dla odbiorcy formie, bez konieczności tworzenia dodatkowej aranżacji scenograficznej. To z kolei pozwoli ograniczyć strefę ekspozycji tylko do przestrzeni niezbędnej dla umiejscowienia zabytku - zaznacza Marcin Kłos, kierownik Działu Informatyzacji i osoba odpowiedzialna za działania związane z zasobami cyfrowymi w ramach projektu. Kiedy będzie można zapoznać się z ofertą CKWS? Mamy nadzieję, że zaprosimy zwiedzających już latem tego roku - mówi Szymon Kulas. Budowa nowego oddziału Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku to ważna inwestycja i poważne przedsięwzięcie, więc tym bardziej cieszymy się, że jesteśmy bardzo blisko finiszu. Projekt pn. „Centrum Konserwacji Wraków Statków wraz z Magazynem Studyjnym w Tczewie - budowa infrastruktury kultury Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku" jest realizowany w ramach programu „Konserwacja i rewitalizacja dziedzictwa kulturowego". Koszt całkowity to ponad 22 min zł. Pieniądze pochodziły z funduszy norweskich i funduszy Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz ze środków krajowych. Zdrowych ji smacznych Śłantów Wjelginoci! ZYTA WEJER Kele Śłantów Wjelginoci ślim sobje różne żiczania! Na tan przikład: Kolorowych jajeczków Wacianych króliczków Pisznościów wew kosziku! A przede wszitkim łudanygo łuciykania, Wew dniu „Wjelgygo lania" Tradycja eszcze niy zginyła. Só eszcze różne kónkursa na najpjakniejsza kraszanka, najbardzi kolorowa pjisanka, najsmaczniejsza Baba abo Mazurek, Żurek pachnióci śłóntecz-nie ji żiczania złożone grzecznie!!! Śmnigus! Dingus! Chodzim mi tu po dyngusie - połóż jajka na obrusie! Kuku riku, kuku riku - zniesłóm jajka wew kurniku! Jó, smacznego jajka sobje żiczim! Bo to je symbol nowygo żicia! Zmartwychwstali Jezus, co stoji zez fanó, wiszed jak to kurcze zez skorupi! Tedi to wszitko krziczi: Christus Zmartwychwstali je, nóm na przikład dani je, iż mómi zmartwychpowstać, Jamu cześć ji chwała dać!!! Ale to nie je koniec! A Zajek? Gzubi szukajó Zajka po polach ji po lesie. Zajek tyż sia niesie! Czasami, jak je bo-gati, to prziłazi zez suwjeniram, ale to bardzi dló starszych. Dzieciska woló po staramu! Całki puc je wew tim szukaniu. Łuciechi je richt po pachi! Tedi Wóm żicza, żebi te Śłanta nie byli gorsze jak onegdaj - niech Wóm sia przipómnó młode lata, jak żeśta lateli ji pod chójki zaglóndeli! Jó, jó, latka lejtó! Bylim dzieciskami, potamu Mamami i Łojcami, a tera łuż Babusiami ji Dziadziusiami, ji tyle tego, co sia na wnuków abo prawnuków napatrzim! Ja łuż prawnuka móm! Tyle je moji łuciechi! Bogu dzianki ji za to! Miśla, że jak puda do kościoła, to nicht na mnie kubła wodi nie wyleje! A bogać, to bogać! Tego eszcze wszitke nie powiedzieli? Śłóntecznie nastrojona Rózalija Tekst w gwarze kociewskiej, w pisowni autorki. POMERANIA STRËMIANNIK 2016 37 Z POŁUDNIA Dni powszednie i święta KAZIMIERZ OSTROWSKI Dużo dobrego w ostatnim czasie dzieje się w świecie słowa drukowanego. Raz po raz ukazują się ważne książki naukowe oraz popularyzujące wiedzę o historii i kulturze, np. encyklopedyczna Historia Kaszubów. Historio Kaszebów J. Borzyszkowskiego, która powinna się znaleźć w każdej bibliotece publicznej i szkolnej. Wychodzą drukiem kolejne tomy Biblioteki Pisarzy Kaszubskich. Rodzą się książki edukacyjne, nowe podręczniki (np. Z kaszebsczim w szkole), nieocenione dla nauczycieli i kilkunastu tysięcy (na razie!) dzieci i młodzieży uczących się języka i kultury kaszubskiej. Nauczanie języka kaszubskiego zatacza coraz szersze kręgi. Na początku największy problem stanowił brak nauczycieli, ale i uczniów chętnych do nauki nie było zbyt dużo, a część rodziców patrzyła na rzecz z rezerwą (A po co? Do czego to potrzebne?). Po paru latach nastawienie rodziców i dyrekcji szkół bardzo się zmieniło. Choć nauczycieli uprawnionych do nauczania wciąż jest za mało, jednak np. w Chojnicach uczniowie trzech podstawówek i dwóch szkół ponadgimnazjalnych mogą się uczyć kaszubskiego. Niedawno widzieliśmy w gdańskiej telewizji, w programie Tedëjo (z 7 lutego), jak ładnie zaprezentowali swoje umiejętności uczniowie SP nr 7 im. }. Karnowskiego w Chojnicach. A przecież Jan Karnowski, którego 130. rocznicę urodzin będziemy obchodzić w maju, bardzo pragnął, żebë twôji môwë, co ja Pón Bóg dół, nie przëkrëłë grobë. To cieszy, to daje nadzieję, że coraz więcej będzie czytelników literatury kaszubskiej zwłaszcza wśród najmłodszego pokolenia. A oni właśnie otrzymali wspaniałe prezenty: napisaną przez Danutę Stanulewicz Balbinę z IV b oraz słynnego na cały świat Winnie-the-Pooh (autorstwa A.A. Milne'a) - po polsku Kubusia Puchatka, który po kaszubsku nazywa 10 lutego (...) Gdynia obchodziła swoje 90. urodziny (...), dumna ze wspaniałego rozkwitu na kaszubskim podglebiu. Gdynia to prawdziwy fenomen kaszubsko-pomorsko-polskiej myśli i zbiorowego wysiłku. Pöwszédné dnie ë świata Slédnym czasa wiele dobrego sa stało w świece drëköwónégö słowa. Co sztót publiköwóné są wôżné, nôuköwé dokazë a téż taczé, co rozkóscérzają wiédza ó historie ë kulturze, np. encyklopedicznô Historia Kaszubów, Historio Kaszëbów Józefa Bórzëszkówsczégö, jakô miałabë sa nalezc w köżdi publiczny a szkółowi czëtnicë. Z drëkarnie wëchôdają póstapné dzéle serie Biblioteka Pisarzy Kaszubskich. Pówstôwają edukacjowé ksążczi, czësto nowé uczbówniczi (np. Z kaszebsczim w szkole). Nie jidze wërażëc słowama, jak wiôlgą wôrtnota öne mają dlô szkólnëch i (blós terô!) czile-nôsce tësąców dzecy a młodzëznë póznôwającëch jazëk ë kaszëbską kultura. Nôuka kaszëbsczégó jidze w przódk. Na zôczątku felo-wało szkólnëch, co bëło wiôldżim tôkla, uczniowie nie bëlë przekönóny do nôuczi dodôwköwégó jazëka, a jakbë tegó bëło mało, starszi wzéralë na ta pödjimizna z distansa (Za czim to? Kömu to mdze brëköwné?). Muszało minąc czile lat, cobë pözdrzatk starszich i direkcje sa zmienił. Jaczis sztót nazôd më mielë leżnosc óbezdrzec we gduńsczi telewizje, w programie Tëdejo (z sódmégö gromicznika) umiejatnoscë uczniów z SP nr 7 miona J. Karnowsczégö w Chojnicach. Jón Karnowsczi, jaczégó 130. roczëzna mdzemë fëjrowac w maju, ó jednym dërch prażił, żëbë twôji mówë, co ja Pón Bógdoł, nieprzëkrëłëgrobë. Baro ceszi i dôwô nôdzeja mësl, że mdze wicy czetińców kaszëbsczi lëteraturë, przede wszëtczim tëch nômłodszich. Oni doch dostalë bëlné darënczi: ksążka Balbina z IV a, jaczi autorką je Danuta Stanulewicz, a téż kaszëbską wersja znónégö na całim świece Winnie-the-Pooh (autorstwa A. A. Milne'a) - chtëren po polsku sa zwie Kubuś Puchatek, a pó kaszëbsku Miedzwiódk Pufótk. Autorką dolmaczënku öbedwuch knéżków je Bożena Ugówskó, jaczi jesmë baro wdzaczny za tak dragą robota, a téż wiôldżé Bóg zapłać dló ni za jinszé dokazë, jaczé dzaka ni wchôdają z aniel-sczi lëteraturë do naszi. Miedzwiôtk Pufôtk je lubötnym drëcha wiôldżi wieleznë dzecy na całim świece, jaczé mają 38 POMERANIA MARZEC 2016 Z PÔŁNIÉGÖ się Miedzwiôdk Pufôtk. Obie książeczki na kaszubski przełożyła Bożena Ugowska, chwała jej za trud, a także winniśmy jej podziękowanie za inne utwory literatury światowej, które nam z angielskiego przyswaja. Kubuś Puchatek to ulubieniec milionów dzieci, które czytają o nim w kilkudziesięciu językach. Teraz dołączają do nich dzieci kaszubskie, choć pewnie większość zaprzyjaźniła się już z Puchatkiem w wersji polskiej. Ale to jednak kolejny krok do umocnienia kaszubsz-czyzny w rodzinie języków świata. Do radosnych zdarzeń niewątpliwie należą jubileusze twórców, koryfeuszy naszej kultury. Jeszcze nie przebrzmiały echa wielkiej uroczystości z okazji 70. urodzin prof. Borzysz-kowskiego, którego osiągnięcia na polu nauk o historii i kulturze Kaszub i Pomorza trudno komukolwiek doścignąć, a już przed nami świętowanie 60-lecia Stanisława Jankego. Prozaik i poeta, publicysta, rodem z Lipusza - Remusowego Lipna - a wejherowianin z wyboru, przyczynił naszej kulturze niejedno oryginalne dzieło, a jednym z największych jego osiągnięć artystycznych jest przekład na kaszubski mickiewiczowskiej epopei Pan Tadeusz. Gratulując poecie pięknego dorobku, zauważmy, że do twórczej emerytury daleko i jeszcze wielu płodów jego talentu możemy się doczekać. Okazji do świętowania mamy niemało. W wielu miejscowościach na przełomie stycznia i lutego obchodziliśmy rocznicę powrotu do odrodzonej ojczyzny w 1920 roku, rzecz jasna najbardziej uroczyście 10 lutego w Pucku na pamiątkę zaślubin Polski z Bałtykiem. Tego samego dnia Gdynia obchodziła swoje 90. urodziny, czyli rocznicę nadania praw miejskich, dumna ze wspaniałego rozkwitu na kaszubskim podglebiu. Gdynia to prawdziwy fenomen kaszubsko-po-morsko-polskiej myśli i zbiorowego wysiłku. 10 lutego był także dniem szczególnym dla mieszkańców Kociewia, którzy pragnąc upamiętnić pojawienie się w piśmie po raz pierwszy nazwy regionu (1807 r.), ustanowili przed pięciu laty doroczny Światowy Dzień Kociewia. W nadwiślańskich powiatach Pomorza odbyło się z tej okazji mnóstwo imprez promujących kociewską kulturę. Nie ma jednak powodu zazdrościć Kociewiakom, bo już niebawem - 19 marca - z takim samym rozmachem i w radosnym nastroju obchodzony będzie Dzień Jedności Kaszubów. Centralna uroczystość w tym roku w Bojanie, lecz miejmy nadzieję, że manifestacja jedności będzie powszechna -w miastach i wioskach, w szkołach, domach kultury REKLAMA- leżnosc czëtac o jego przigódach w cziledzesąt jazëkach. Terô westrzód nich nalazłë sa i kaszëbsczé dzecë, le wiedzec je, że jich dzél je zdrëszony z Pufôtka w pólsczi wersje. Nót je równak rzeknąc, że to wëdanié je stolëmnym kroka do wzmöcnieniô kaszëbiznë w familie jazëków na całim świece. Redotą dlô kaszëbiznë są roczëznë utwórców, wiôldżich dzejarzów naszi kulturę. Dali je czëc ó uroczëstim dniu sétmëdzesątégö gëburstagu prof. Bórzëszkówsczégö, jaczi wiele dobéł na Stegnie nôuczi o historie i kulturze Kaszëb i Pómórzô, ë pó prôwdze drago je zmierzëc sa komu jinszému z jego zwënégama. A ju niedługo mdzemë fëjrowac szesc-dzesąt lat Stanisława Janczi. Méster słowa pisónégö, pöéta, publicysta z Lëpusza - Rëmusowégö Lëpna - mieszkańc Wej-rowa z wëbiéru, je autora znónëch na Kaszëbach usódzków, jaczé na wiedno óstóną w kaszëbsczi kulturze, a jego nôwik-szim artistnym dokaza je kaszëbsczi dolmaczënk wiôl-dżi Mickewiczowsczi epopeje Pan Tadeusz. Chcemë pogratulować pöéce tak piaknégö dorobku, le wôrt je pödsztrichnąc, że do artistny emeriturë jesz wiele czasu, tej mómë nôdzeja na pöstapné wiôldżé dokazë. Mómë wiele leżnosców do fëjrowaniégô. Midzë stëcznika i gromicznika w rozmajitëch môlëznach obchodzono bëła roczëzna ödrodzeniô ójczëznë w 1920 roku. Nót je nadczorchnąc, że baro uroczësto bëło 10 gromicznika w Pucku, cobë upamiatnic zdënk Pólsczi z Bółta. Prawie tego samego dnia Gdiniô fëjrowa 90-lecé nadaniégö miejsczich prawów, baro busznô ze swégó widzałégó rozwiju na kaszëbsczi zemi. Gdinió je prôwdzëwą czekawinką kaszëbskó-pömörskó-pölsczi mëslë zbiérnégó dokazu. 10 gromicznika béł téż wôżnym dnia dlô mieszkańców Kócewiô, jaczi chcelë upamiatnic pojawienie sa pier-szi róz w pisënku pözwë regionu (1807 r.), temu co roku, ód piać lat, órganizowóny je Światowi Dzćń Köcewiô. Na Pomorzu, w powiatach leżącëch krótko Wisłë ödbëło sa wiele rozegracjów badącëch zôchacbą do pöznaniô kôcewsczi kulturę. Ni ma co bëc zózdrosnym, bo ju niedługo, 19 strëmiannika, z wiôldżim trzôska bądze redosno fëjrowóny Dzćń Jednotë Kaszëbów. W tim roku przédnô uroczëstosc mdze w Bojanie, le chcemë miec nôdzeja, że manifestacjo jednoscë mdze mia swój plac w gardach, môlëznach, szkołach i kulturowëch östrzódkach. Tłómaczëła Ana Hébel POMERANIA STRËMIANNIK 2016 39 KASZËBSKÔ DZYSIW PRZIŃDNOCE - RÔCZBA DO DISKUSJE Czë to jesz są Kaszëbë, czë ju nié? PIO TER LÉSSNAWA _ Rozwij Pömörzégö w slédnëch latach sprôwiô, że naji region zmieniwô sa dzysô wiele chutczi jak czedës. Zdôwô sa - nôchutczi w historëji. Pójôwiô sa tej pitanié: Jak zmieniwają sa raza z nim Kaszëbë ë jaczi mdze to miało cësk na spölëzna ë kaszëbską juwernota? - Ni ma ju powrotu do czegoś taczégó, że „mały, biały domek mi się śni". Taczich Kaszëb, jaczé są pökôzóné w uczbównikach, ju ni ma ë nie mdze. Dlôte muszimë wëmëslëc Kaszëbë i kaszëbizna jakno deja - möże nié czësto öd nowa, ale muszimë sa zastanowić, jak mô öna wëzdrzec na przëmiôr za 30 lat. Co to je 30 lat? To je nick. A 30 lat temu Kaszëbë bëłë czësto jinszé jak dzysô - dolmaczi prof. Ce-zari Öbracht Prondzyńsczi, socjolog z Gduńsczćgó Uniwersytetu. * * * Jak Kaszëbë sa zmienią przez nôblëższich pora lat? Powstanie na przëmiôr Kaszëbskô Trasa z Gdinie do Labórga, Metropolitalno Ökrażnica - a raza z nią - ókrażnica Żukowa, pojawi sa ökrażnica Köscérznë. Dzysô jesz nie widzymë, iaczé zmianë zrobi Pomorsko Metropolitalno Bana, ale za cziles lat banowiszcza, jaczé dzysô są w polach, mdą w centrach wsów. - To gwës nie je takô sama stojizna, jak czedës bëła z Wejrowa czë Rëmią, czedë do tëch gardów zaczała jezdzëc bana SKM. To béł czas pówójnowi ë wiakszô bëła demögraficznô rësznota. Rëmiô mia piac tësąców mieszkańców, Wejrowó - dzesac. Dzys óbadwa gardë jidą pód 50 tësąców. Téż plac, w ja-czim leżą te gardë, dôwôł móżlëwótë rozwiju a rozbudowę. Kartuzë taczich móżlëwótów ni mają, barżi móże Żukówö - ale w czerënku Gduńska -gôdô prof. Óbracht-Prondzyńsczi. - Jak 40 POMERANIA MARZEC 2016 gmina SZEMUD woj. POMORSKIE powiat WEJHEROWSKI jedzemë ze Gduńska przez Rabiechówó ë Banino abó przez Chwaszczëno, tej tak po prówdze nie widzymë grańców, nie wiémë, dze sa cos zaczinó, a dze kuńczi. Më to nazywómë „wsiasto" - to je raza gard ë wies. I prawie taczich placów na Ka-szëbach je corôz to wiacy. Nie blós ókóla Żukowa, ale téż gminë Kósôkówó czë Szëmôłd. * * * W 2018 rëszi, a dwa lata późni mô sa skuńczec budacëjô Kaszëbsczi Trasë - dzélu chutczi dardżi S6, jakô sparłaczi Trójgard z Labórga. Wiôldżi dzél dro-dżi - wiacy jak 20 czilométrów - pudze przez gmina Szëmôłd. Wójt Riszard Kalkówsczi pódczorchiwô, że inwesti-cjô przewrócy gminë do górë nogama. - Ale óczëwistno w tim dobrim znaczënku - dodôwó. - Dwa lata jesmë robilë nad nowim sztudium czerënków zagóspódarzeniégó gminë Szëmôłd. Pô to, żebë - czej ju droga pówstónie - miec zrëchtowóny plac w ókólim drogówech wazłów ë téż regle dlô inwestorów, jaczi chcą rozwijać usłudżi ë téż letczi przemësł. Gmina Szëmôłd rechuje dzysô kóle 16 tësąców lëdzy, a nowé sztudium je przërëchtowóné nawetka na 60 tësąców lëdzy. Równak w krôjóbrôzu nick to nie zmieni - lasë, górczi ë jęzora ostaną. Nôwôżniészi w gminie są miesz-kańcowie - gódó wójt Szëmôłda - ale sëła je w góspódarzënku, w firmach, jaczé w gminie dzejają. To one dówają place robötë, dôwają pódatczi. I dlô nich plac mdze prawie w ókólim Kaszëbsczi Trasë. Z drëdżi starnë - dérëją robötë nad urbanisticznyma papiorama, jaczé téż chcemë późni konsultować z miesz-kańcama. Uzdrzimë, co naji mieszkań-cowie na to wszëtkö rzeką. Tam, gdze je droga, je téż żëcé -stwierdzó Kalkówsczi. - Öczëwistno nié wszëtczim sa widzy budacëjó dro-dżi S6 - procëmników je wiele, ale bez tego nie mdze rozwiju. A jak nie mdze rozwiju, tej gmina zacznie sa copac. KASZËBSKÔ DZYSIW PRZIŃDNOCE - RÔCZBA DO DISKUSJE * * * Co to wszëtkô öznôczô dlô Kaszëb? Gduńsk, jaczi wëchôdô na gmina Żuköwö, Gdiniô, jakó wëchôdô na Szëmôłd, Wejrowö, jaczé wëchôdô na Lëzëno ë ökölé. Metropolio jidze w samö serce kaszëbiznë. - Nôwiacy lëdzy, jaczi rozmie-ją gadac pö kaszëbsku, je we wsach - wëjasniwô prof. Cezari Öbracht--Prondzyńsczi. A co sa z nima stónie, czej wies sa zmieni? Czedë stónie sa „wsiastem"? Seraköjce czë Szëmôłd -to ju dzysô są taczé „wsiasta": wiosczi, w jaczich żëje sa jak w miesce. Wiosczi, gdze ni ma ju cziledzesąt gburów - może trafi sa jich czile... Nawetka w Lëni, jakô je dalek od Trójgardu, czej robilë jesmë badérowania, mło-di lëdze gôdalë, że nie chcą tam żëc i cygnie jich do gardów. Niechtërny wrócą, ale wikszosc óstónie w miesce. Z drëdżi stronë - na wies jidą miesz-kańcowie gardów. Öni kupiają zemia na wsë, budëją chëcze, a do robötë jeżdżą do gardów. Kaszëbsczi wsë, w jaczi są gburze i w jaczi wszëtcë gôdają pö kaszëbsku, nie mdze - muszimë miec tego swiąda i sa do tegö przërëchtowac - pódrechówuje prof. Öbracht--Prondzyńsczi. * * * Wójt Szëmôłda uwôżô, że Kaszëb-skô Trasa - jakô z sami ju przezwë je kaszëbskô, wiele nie zmieni w spólëznie gminë. Öczëwistno powstaną nowé firmë, gmina sa rozrosce, gwës mdze wiacy mieszkańców, ale to dërch mdą Kaszëbi, jaczi wcyg mdą żëc na Kaszëbach - pódczorchiwó samórządôrz. - Inwesticjô na gwës nie złomie kaszëbsczi kulturę. Nie widza w tim zagrôżbë. A że gmina sa zmieni czë óglowó - że zmienią sa Kaszëbë, to je normalne. Świat jidze do przodku, a Kaszëbë nie są buten świata i muszą jic do przodku raza z nim. Mómë XXI wiek i zdaje mie sa, że nikomu nie zanôlégô na tim, żebë bëc slôdë ë dërch chödzëc na podwórze do szituza. Kaszëbskô wies mdze do óbezdrzeniô w skansenach, a më muszimë jic z dëcha czasu, nimó wszëtkö - dodôwô Riszard Kalkówsczi. * * * - Co to badze znaczëc za 20 czë 30 lat „Jô jem Kaszëba"? To nie mdze to samó, co belo 50 lat nazôt - to ni może tak bëc, bó tej mdą żëlë czësto jinszi lëdze. Może kaszëbskô swiąda mdze żëwô przede wszëtczim w internece? Czej chtos mdze chcół miec ta swiąda, tej mdze ja miôł zaró - na sztócëk abó dłëżi. A jak mdze chcół miec jinszą, tej téż mdze ja miôł ód raczi - tłómaczi prof. Cezari Obracht-Prondzyńsczi. - Swiąda, juwernota nie są dóné rôz na calé żëcé. Ju dzysô lëdze mogą wëbierac i wôżné je, co sa wëbiérô i jaczi w tim wëbörze mdze znaczënk kaszëbiznë. Pódóm przikłôd z Bëtowa, dze wiele lëdzy rzecze: „Mëmka je Kaszëbką, tatk je Ukrajińc, a jo jem Pólóch". Jem gwës, że mdą lëdze, dló jaczich kaszëbizna mdze nôwôżniészą sprawą - może jedurną. I to nimó tego, jak chutkó świat - a raza z nim Kaszëbë - mdze sa rozwijać. Prof. Obracht-Prondzyńsczi do-dówó jesz, na kuńc - i to gwës je nó-wôżniészé - że ö stojiznie kaszëbiznë w przińdnoce, w módernym świece, gdze baro chutkó można bëc, gdze sa chce i kim sa chce - zadecydëje to, jak dzysô starszi ë szkoła wësztôłcô dzecë a młodzëzna. To, czim badą, nie za-nôlégô ód póstapnëch inwesticjów w najim regionie: - Edukacjo mdze muszała bëc rozmajitô dló różnëch dzecy - edukacjo jazëkówô, kiilturalnó ë téż jazëkówó-kulturalnô. Z jedny starnë mómë strach, bó pó prówdze nie wiémë, jak to badze, ale z drëdżi stronë - prawie dzaka temu móżemë pówiedzec: „pójmë w przódk z kaszëbizną". POMERANIA STRËMIANNIK 2016 41 MUZYKA Kaszëbsczé spiéwniczi autorsczé. Prowadniczk przez historia1 dzél 1 TOMOSZFOPKA V zabôczenju je téż kaszëbskô pjes-njôczka. Żejë jesz może wu sąsadów, v spolôszoni abo zmjemczoni formje, bo czësto kaszëbskjich znaję le kjile -tak pisôł we wstąpię do swöjégö Ka-szebskjego pjesniôka Jón Trepczik, 81 lat temu2.1 stwörził pierszi spiéwnik autorsczi, öd jaczégö möżemë rechöwac nowi cząd w naszi muzyce - muzyczi nié-lëdowi. Muzyczi kaszëbsczi w roz-mienim w całoscë słowno-muzycznëch dokôzów, dze znanką kaszëbsköscë je jazëk, kö ni ma apartny kaszëbsczi muzyczny skalë. Ksążeczka wëszła w Wiôlgöpöl-sczim Rogoźnie, dze szkólnégö Trep-czika przeniosło Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w łżëkwiace 1934 roku3. Przeniesenié bëło sztrófą za jegö dzejanié regionalne. Jak pödôwô ks. Ökroy: Intensywniej pracujący Kaszubi w ruchu regionalnym byli podejrzani, a nawet w miarę możliwości karani. Tak, np. z natury spokojny Kaszuba z Miszewa Jan Trepczyk otrzymał karne przesiedlenie do Rogoźna w Poznańskie4. W Piesnjôku nalazłë sa 32 dokôz-czi, w tim: 6 na jeden głos, 20 na dwa głosë i 6 na sztërë głosë. Pöstrzód tëch piesniów je téż piac lëdowëch spiéwów5: „Vod błotka..." (s. 14-15) - z cekawą wskôzą dlô wëkönôwcë - wedle dołu6, „Szed chłép..." (s. 17), „Viém, viém..." (s. 18), „Széper" (s. 19-20) a „Kosés" (s. 29-30). W „Wock so Grif" (s. 16) jakô autór muzyczi je pödóny krëjamny G. Karsczi. W jinym autorsczim śpiewniku Trepczika Lecë choranko z 1980 roku7 - ti piesnie ju ni ma, za to w östatny edicje Lecë... z 1997 roku8 usôdcą muzyczi ti piesnie je... J. Trepczik9. Okróm Trepczika jakno autora tekstów w Piesniôku10 wëstapiwô téż Aleksander Labuda. Co cekawé w pôra przëtrôfkach je on pódpisóny z nôzwëska („Marsz Zrzeszeńcóv", „Leszczena", „Wojcze-nasz", „Njezabotkji", „Gęsorka", „Rok stari"), a w jednym („Wock so Grif') - jako LARA. Pod spiéwą „Wudba" jakno tekscôrz pödpisôł sa J.R. (Jón Rómpsczi). Ten sóm, le pełnym miona i nôzwëska (Jan Rompskji) pódpisôł sa pod „Gusła". Pod „Żegnaję" mómë inicjałë R.G. Na tiłny öbkłôdce śpiewnika nalézemë téż sposobną zôchacba do kupieniô w Kartuzach (ul. Cmentarna), wësziwu Fr. Majkówsczi. Trepczik doczekôł sa 4 autorsczich śpiewników (nie liczące ópracowaniów na churë a jinëch), z chtërnëch trzë wëszłë za jegô żëcô. (Żił w latach 1907--1989). Pósobno, w roku 1968, Powiatowi Dodóm Kulturę a Gduńscze Towa-rzëstwö Drëchów Kuńsztu we Wej-rowie wëdelë Cztery pieśni kaszubskie Jana Trepczika. Są to: „Moje Wéjrowó"11, „Mójé stronë", „Na łów" a „Marika". Są tam le melodie a tekstë poprzedzone wstapa Mieczisława Barana, w jaczim m.jin. zachacywô do wëzwëskaniô tëch dokôzków w szkołach a öbczas wejrowsczégö Festiwalu Piesnie ö Môrzu. 12 lat późni wëszedł śpiewnik Lecë choranko12, dze nalazło sa ju 85 Trepczikówëch pieśni z oglowó napisónëch 13313. W 1995 roku Wej-rowsczé Centrum Kulturę wëdało kaséta z wëbrónyma spiëwama ze śpiewnika14. Dwa lata późni miała K ikepczik pjesnjôk Kjj Ł'R000^0 UtKI, 1935 môl II edicjó Lecë choranko, w stórim jesz pisënku, ale z pödzéla tematicz-nym, dze je 115 spiéwów Méstra Jana. Pełniészégö zbiéru pieśni Trepczika donąd nicht nie wëdôł. Charakteristika jego utwórstwa muzycznego może na-lezc w ksążce Muzyka Kaszub15. Jinym autora, dwa lata młod-szim ód J. Trepczika, béł Aleksander Tomaczköwsczi (1909-1979), chtëren óstawił pó sobie le jeden, pósmiertno wëdóny śpiewnik16. Jego Wybór pieśni mó w se 19 pieśni a 5 dokózów instrumentalnëch: „Sëka lësa goniła", „Zbyszek" i „Marta" - pólczi, „Hejnał Bazun" a tuńc czarowniców „Grëlka". Jakno że nótë wëdóné óstałë pó smiercë autora, w śpiewniku felëje karna autorów tekstów - piac wskózów. W jednym przëtrôfku -„Tata i koza" - pödóné je, że autora tekstu je A. Tomaczkówsczi a muzyka je popularno. Czësto jinaczi uwóżó 42 POMERANIA MARZEC 2016 MUZYKA /LISTY Francëszk Kwidzyńsczi, czerownik karna Kaszuby z Kartuz, podług jaczégô melodia i tekst pierszi sztróf-czi pödôł Jan Trepczik z Proköwa, jego stark, a pösobné zwrotczi dopisôł sóm F. Kwidzyńsczi17. We wstąpię do śpiewnika utcëwie pisze Barbara Madajczyk, że: w zbiorze znalazły się także pieśni z muzykę Tomaczkowskiego do tekstów niezidentyfikowanych autorów. Zwracamy się z prośbę do wszystkich, którzy mogliby udzielić informacji o pochodzeniu tych tekstów. Dokuńczenić w łżëkwiatowim numrze. 1 Autór öprôcowaniô zgrôwô do zebraniô śpiewników, co mają w se dokôzë muzyczne z muzyką jednégö, dwuch czë trzech kompozytorów. Przë czim ksążka muszi miec nótë a słowa w jazëku kaszëbsczim. Tak tej ni ma tuwó śpiewników tematicznëch, leżnoscowëch i öprôcowaniów kaszëbsczi spiéwë na głosë, tuńców a muzyczi na örkestrë. Nie pödjimóm téż próbë öceniwaniô artisticzny wôrtnoscë spiéwów, östôwiając to wëkönôwcóm. 2 Jan Trepczik, Kaszebski piesniók, dzél I, vedov e gvosnosc autora, ceskę drek S. Formelle, Rogoźno Wlkp., 1935, s. 3. 3 Jan Trepczyk a współczesny kaszubski ruch śpiewaczy. Na pamiątkę X Zjazdu Kaszubskich Śpiewaków, oprać. Eugeniusz Pryczkowski, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie oddział w Baninie, 2012, s. 29. 4 Franciszek Okroy, Dzieje klasztorów norbertańskich w Żukowie, Żukowo 2010, w: Jan Trepczyk a współczesny kaszubski ruch śpiewaczy..., s. 28. 5 Mieczisłów Baran bładno podaje, że w Piesnióku je 6 spiéwów lëdowëch. W: Jan Trepczyk, Cztery pieśni kaszubskie, Powiatowy Dom Kultury, Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki w Wejherowie 1968, s. 4. 6 Jón Trepczik jakno pierszi w śpiewniku wprowadzył kaszëbsczé określenia - wskôzë dlô wëkönôwców pieśni. Öd roku 2015 Rada Kaszëbsczégö Jazëka pödjała sa standarizacje kaszëbsczich pôzwów muzycznëch. 7 Jan Trepczyk, Lecë choranko, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie oddział w Gdańsku, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Gdańsk - Wejherowo 1980. 8 Lecë choranko, pieśni kaszubskie, wyd II, Wejherowskie Centrum Kultury, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko--Pomorskiej w Wejherowie, 1997, s. 53. 9 Temat muzyczno-lëteracczi spôdköwiznë Jana Trepczika w pösobnëch śpiewnikach a dokôzów donëchczôs niewëdónëch wëmôgô ósóbny badérowny kwerendë. 10 Autór muzyczi pödóny je w śpiewniku nad nótama na górze z prawi stronę, a autór tekstu - pod nótama, z prawi. Pód pieśnią „Domocé" (s. 11-12) ni ma inicjałów autora tekstu. Podobno je pód piesniama: „Zimkowi zéw" (s. 43-44), „Reboce" (s. 45-46) i „Tesknjączka" (s. 47-49); 11 Pódół jem óriginalny pisënk ze śpiewnika. 12 Jan Trepczyk, Lecë choranko. 13 Lecë choranko, pieśni kaszubskie, wyd II, s. 136. 14 W nagranim wzalë udzél: Aleksandra Kucharska-Szefler, Joanna Limańska, Agata Bieńkowska, Wojciech Parchem, Radosław Wielgus, Witosława Frankowska (autorka öprôcowaniô na fortepian). W: Muzyka Kaszub. Materiały encyklopedyczne, pod redakcją W. Witosławy Frankowskiej, Oficyna Czec, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Gdańsk 2005, s. 242. 15 Muzyka Kaszub..., s. 241. 16 Aleksander Tomaczkowski, Wybór pieśni, wybór i redakcja Jerzy Stachurski, Wojewódzki Ośrodek Kultury, Gdańsk 1981. 17 Tómk Fópka, Muzyczno zupa z tatkowi Kózë, „Pomerania" nr 4/2013. Listy red.pomerania@w Czedrowsczi a Labuda Z wiôldżim zaczekawienim jô prze-czëtôł w stëczniköwi „Pomeranii" articzel Marii Krosnicczi „Mötil w jantarze" ö profesorze Gerace La-budze. To baro skrëszający wspömink ö Wiôldżim Naszińcu. Öbczas czëtaniô przeszła mie do głowë udba, że bë nôleżało jesz do-pöwiedzec ö bëlny roböce nieza-bôczonégö redaktora „Pomeranii" Wöjcecha Czedrowsczégö w uwsza-dzëwanim dokazów Profesora. Zaczało to sa ju w 1987 roku, czej öd majewégö numra „Pomeranie" szła w dzélach rozprawa Gerata Labudë „O Kaszubach, o ich nazwie i ziemi zamieszkania". Późni Wöjcech Czedrowsczi, ju jakö włôscëcél pödjimiznë Oficyna Czec, wëdôł swoją starą i za swoje pieńdze czile widzałëch ksążków Profesora: Kaszubi i ich dzieje (1996,2000), Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie (2000), Listy ks. Bernarda Sychty i prof. Gerarda Labudy do Lecha Będkowskiego (2006), W hołdzie Wielkiemu Kaszubie. Gerard Labuda (1916-2010) (2011). Ö ti roböce trzeba pamiatac i ja przëbôcziwac. Stanisłôw Janka, Wejrowô POMERANIA STRËMIANNIK 2016 43 LITERATURA Skarb (cz. 1) PIOTR SCHMANDT_ Ogród żył własnym życiem. Liście drzew szumiały, raz mocniej, raz słabiej, a ptaki przesiadujące w koronach drzew ćwierkały zrozumiałe tylko dla siebie słowa i zdania. W tamtej chwili ogród zdawał się całym światem. Poza nim niech tam sobie huczą miasta, ludzie niech rozmawiają i nawet niech czasem podniosą głos, to podobno oczyszcza duszę z emocjonalnych złogów. O tym, że ogród nie jest jednak samotną wyspą na oceanie wszechświata, świadczył zapach kurcząt pieczonych przez proboszczowską gospodynię dochodzący przez otwarte okno kuchni. „Kurczęta i mizeria" - pomyślał i poczuł głód, tak jakby nie wystarczała kontemplacja piękna ogrodu. Spojrzał na zegarek. Masywna, lecz elegancka delbana na pasku imitującym skórę krokodyla. Prezent od matki z okazji święceń. Nie byłoby go stać na podobny wydatek, ale taka okazja... Matka bardzo się cieszyła, że może mu ofiarować zegarek. Równo dwa tygodnie wcześniej odprawił w tutejszym kościele swoją pierwszą bezkrwawą ofiarę. Żałował, że nie ma sposobności przebywania w rodzinnym domu, ot, ze trzysta metrów od plebanii. Ale kiedy był w seminarium, dwie siostry wyszły za mąż i obie mieszkały z nowymi rodzinami u mamy. Nie sposób się pomieścić. Neogotycki kościół z brunatnej, nieco przybrudzonej upływającym czasem cegły był świadkiem zgromadzenia się prawie całej wsi. Parafia nieduża, wszyscy się znają, a na Kaszubach nadal „kapłan rzecz święta", jak mawiał proboszcz, ksiądz Antoni. Tylko dawny 44 naczelnik gminy, jeszcze z czasów komunistycznych, nie przyszedł, i jego rodzina też nie, co zauważyła ciotka Katarzyna, która zawsze wie i widzi więcej niż inni. Oni zresztą nie chodzą do kościoła i podobno nawet kilka lat wcześniej głosowali na partię tego, co to z gumową zabawką i świńskim ryjem występował na konferencji prasowej. Tak, lud pobożny, to i docenił, że ich chłopak został księdzem. A dwóm pannom było smutno. Jedna z nich już nawet nie panna, a mężatka, ale też jej było smutno. Tak to wszystko opowiadała ciotka Katarzyna. Jeszcze godzina do obiadu. Proboszcz Antoni pojechał do kurii, do Pelplina, ale na szesnastą ma zdążyć. Tak obiecał, a jest punktualny. W kurii również są punktualni i cenią czas, więc kurczęta nie zdążą ostygnąć. Odłożył na wiklinowy stolik Przewodnik chrześcijanina rzymsko-katolickiego ks. Gapczyńskiego z 1905 roku, opasłe tomisko, które wynalazł w bibliotece proboszcza. Lubił zapach starych książek i czasem wyobrażał sobie ich dzieje. Bo przecież książki mają swoją historię. Habent suafata libelli. Jeszcze tydzień i pojedzie do Kościerzyny, gdzie został mianowany wikariuszem. I cieszy się, i trochę lęka. Dość odpoczynku. Odczuł potrzebę rozmowy z Bogiem. Południową modlitwę brewiarzową odmówił przepisowo, ale teraz to było coś innego, jakiś głos wewnętrzny. Tak to odczuł. Wstał i skierował się w stronę kościoła. Klęczał nieopodal konfesjonału, kryjąc twarz w złożonych rękach, z taką żarliwością, na jaką tylko może się zdobyć wyświęcony niedawno ksiądz. Między nim a Bogiem nie padały żadne wielkie słowa. Po prostu zatopił się w kontemplacji. Uścisk był mocny. Gwałtownie odwrócił głowę. Pierwsze, co ujrzał, to sękatą dłoń zatopioną w rękawie jego sutanny. Bardziej zalękniony niż zdziwiony, podniósł wzrok. Nad nim stał stary mężczyzna o śniadej, kościstej i pomarszczonej twarzy. Na wysokie czoło spadały dość dawno niestrzyżo-ne włosy - Kim pan jest?! - podniósł głos, patrząc w oczy starego człowieka. - Niech ksiądz się nie boi - odparł tamten cichym, choć mocnym głosem. - Nie jestem żaden wariat. - Więc niech pan mnie puści - znaczące spojrzenie księdza na rękaw sutanny sprawiło, że przybysz cofnął dłoń. - Przepraszam. Widzi ksiądz, ja... ja jestem w złym stanie. W złym stanie ducha - uściślił stary człowiek. -1 muszę z księdzem porozmawiać. Dopiero teraz młody kapłan podniósł się z klęczek. Znów spojrzał w oczy mężczyzny. Tamten był znacznie wyższy, więc ksiądz musiał podnieść głowę, aby podtrzymać kontakt wzrokowy. Uderzył go sposób mówienia przybysza. Twarda wymowa, charakterystyczna dla starszych ludzi z Kaszub. Podobna jak u ciotki Katarzyny, ale znacznie wyrazistsza. Prawie taka, jaką mają Niemcy. Nie, Niemcy, którzy uczą się polskiego, prawie wszyscy mówią tak samo. Słychać, że polski jest dla nich obcy, mimo starań i metodycznej nauki reguł językowych. A ten tu...? - Pan chciałby się wyspowiadać? Zapraszam do konfesjonału - bezwiednie wskazał staremu człowiekowi konfesjonał, i bez tego gestu zauważalny od samego wejścia do świątyni. POMERANIA MARZEC 2016 LITERATURA ■p^iĘÉi^dia '.Cômmons. Autor: }yiMżAŻtt -.Tomasz Bienias-. - Ach nie, ksiądz mnie nie zrozumiał. Ja chciałem porozmawiać - znów twarde i gardłowe „r", bardziej słyszalne niż dotąd. - Ja jestem ewangelik. Luteranin - dopowiedział mężczyzna. - Oczywiście. A... o czym? O wierze? Wspomniał pan, że jest w złym stanie. Rozterki duchowe? I dlaczego przyszedł pan do katolickiego księdza? - liczba pytań i ich zakres świadczyły o tym, że minie jeszcze kilka lat, nim kapłan nauczy się naprawdę rozmawiać z ludźmi. - To trudne - smutno uśmiechnął się mężczyzna. - Czy możemy wyjść z kościoła? Ja przepraszam, ale to, o czym chcę mówić, no, będzie mi łatwiej. - Dobrze, ale w takim razie po co pan w ogóle wszedł do kościoła? Widział mnie pan? - Nie. To znaczy, tak. To trudne -powtórzył stary mężczyzna. - Dobrze - uśmiechnął się ksiądz. - W takim razie zapraszam do ogrodu. Mamy trochę czasu. Pozwoli pan, ksiądz Karol. - Ernst Dekker - odparł mężczyzna. - Jestem Niemcem - dodał, jakby to było najważniejsze. Później okazało się, że właściwie było. Drzewa nadal szumiały, ptaki szalały w koronach drzew, ale ksiądz Karol potrafił się skupić. Już nie słyszał tego wszystkiego, co sprawiało, że tak lubił przebywać w proboszczowskim ogrodzie. Słuchał Ernsta Dekkera. - Ksiądz jest młody, ksiądz nie wszystko wie i nie rozumie, jak było. Jak kiedyś było tu. Niech ksiądz nie przerywa, może to księdzu ktoś mówił, ale inna sprawa przeżyć wojnę. Samemu przeżyć wojnę, so. A jak człowiek jest młody i wydaje się, że będzie żył stale, na zawsze... - To akurat rozumiem - uśmiechnął się ksiądz, który niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. - Na ja. Ma ksiądz prawdę. - Czy pan chce mi opowiedzieć swoje wojenne losy? - kapłan nagle pomyślał, że relacja przedstawiciela drugiej strony mogłaby być ciekawa. - Nie. To znaczy, tak, w krótkim sensie. Ale nie, mi chodzi o to, że ja z siebie muszę zrzucić ciężar. - Ciężar winy? - Tak, winy. Bardzo dużej winy. Kapłan zdziwił się, że z tego, co zrozumiał, Dekker jeszcze nikomu nie powiedział, co działo się kilkadziesiąt lat wcześniej. Żył przez cały ten czas z ciężarem winy?! - Niech się ksiądz nie gorszy. Znaczy, nie dziwi - poprawił się zaraz Ernst Dekker. U nas nie ma takiej spowiedzi sam na sam, osobistej. U nas, ewangelików. A ja nie mam rodziny, jestem sam jak palec, tak się u was mówi, ja? - Ja - uśmiechnął się ksiądz, aby nieco rozładować napięcie narastające na twarzy, więc pewnie i w duszy, przybysza. - I komu ja miałem mówić to? A widzi ksiądz, u nas nikt nie chce słuchać o winie. U nas się mówi, że wojna to naziści, że tacy obcy, przyszli do nas i nas zabrali, ukradli, nie... Zdenerwowałem się, szukam słowa... - Zniewolili. - Zniewolili - odetchnął Dekker i wyjął z kieszeni chusteczkę. Przetarł czoło. - Nie trzeba się przyznawać, nie trzeba głośno mówić, dawne czasy, dawne czasy. A ja jestem w nerwach. I jest jeszcze coś. Dlatego tu przyjechałem. Z daleka, z Badenii. Niech ksiądz słucha. Ernst Dekker pochodził stąd. Nie z samej wsi, ale kilka kilometrów dalej istniała od połowy dziewiętnastego wieku kolonia Niemców, trochę jak Kosznajdrzy pod Chojnicami czy poznańscy Bambrzy. Tyle że ci byli ewangelikami. Mieszkało ich może trzydzieści rodzin, ze dwieście ludzi. Okoliczni Kaszubi nazywali ich lutrami, odnosili się do Niemców z pewną wyższością, ale i zazdrościli im. Doceniali gospodarność, schludność obejść, bogactwo, do którego szybko doszli przybysze z daleka. I w końcu żyli w jednym państwie. To łagodziło poczucie obcości. Handlowali między sobą, do kuźni przyszli raz ci, raz tamci, albo do warsztatu, gdzie trumny POMERANIA STRËMIANNIK 2016 45 LITERATURA robili. Zwyczajnie, po sąsiedzku. Tak było do końca wielkiej wojny A potem? - Ksiądz rozumie, nasi się zburzali, że tu teraz Polska, tak nagle. Kilku gospodarzy z rodzinami wyjechało do Niemiec. Inni zostali. Najpierw wyczekujący, potem coraz wyraźniej widzący, że nowe państwo jednak od razu się nie rozpadnie. Bolszewików się bali w tysiąc dziewięćset dwudziestym, ale też myśleli sobie, że Polska zniknie, że Rosja dogada się z Niemcami i że oni znów będą mieszkali w Niemczech. No, a potem już wiedzieli, że muszą czekać. I czekali. I organizowali sobie życie. Bardziej uważali, z kim się stykają, z kim rozmawiają. Na co dzień jednak niby wszystko było jak dawniej. Spotykali się z Polakami, bo nie było innego wyjścia. Mimo żalów, nieufności i rzadszych niż kiedyś kontaktów, znali się dość dobrze, wiedzieli o sobie nawzajem tyle, ile trzeba. Ernst dorastał już w końcówce lat trzydziestych. Dziadkowie uczyli go zasad chrześcijańskich, podsuwali lu-terański katechizm, to samo mówił pastor, który co miesiąc dojeżdżał do osady na nabożeństwo. Ale już rodzice... Ojciec był inwalidą wojennym, nie 46 miał połowy lewej nogi i był zawzięty na wrogów z czasów wielkiej wojny, ale oprócz wygrażania przeszłości nie robił niczego, co byłoby sprzeczne z jego dawnym pojęciem niemieckiego honoru. Matka... Matka prenumerowała „Der Danziger Vorposten", gdzie codziennie uczono nowych Niemców, jak mają myśleć według wytycznych opracowywanych w Berlinie. Ściany domu nieustannie były świadkiem wykładów i złorzeczeń mamy. I jej zachwytów nad kanclerzem. Ernst, jak to kilkunastoletni chłopak, dobierał sobie znajomych niejako w poprzek sympatii narodowych. Rudowłosa Hannelore i jej brat Uli, tak, ale i Stefan, rówieśnik z „polskiej strony". Z tym Stefkiem to była taka sprawa. Pochodził z bogatej gburskiej rodziny, najbogatszej we wsi, jak mówiono. A nie wywyższał się, ze wszystkimi chciał się bawić, jak jeszcze był dzieckiem, a potem, gdy dorastał, to nie zapominał o dawnych, najwcześniejszych przyjaciołach. Z Niemcami też się przyjaźnił. Co prawda, najbardziej z rudowłosą Hannelore. Przez nią poznali się, Ernst i Uli, ze Stefanem. Uli w trzydziestym ósmym wyjechał do szkoły z internatem, do Gdańska. I przyjeżdżał rzadko, a potem go powołali do polskiego wojska. Szybko zdezerterował i już od jesieni trzydziestego dziewiątego służył w Wehrmachcie. W domu bywał rzadko, a i to jak po ogień. Tymczasem Stefek i Hannelore przestali się spotykać. Taka była oficjalna wersja, a czy dalej się widywali, nikt nie wiedział. Każdy wolał myśleć, skoro za rękę się nie złapało, że znajomość się zakończyła. W czterdziestym czwartym mieli po siedemnaście lat. Rodzice Stefka musieli podpisać niemiecką listę. Każdy wiedział, że to ze strachu, a nie szczerze, ale podpisali. Dzięki temu zostali na gospodarstwie, krzywda im się nie stała. Tyle że ojca Stefka i jego samego objęła mobilizacja. Była późna jesień. Lada dzień mieli się zgłosić do obozu szkoleniowego. Ernst Dekker, chcąc się pożegnać z kolegą, przypadkiem natknął się na coś, co wyglądało jak nie z tej ziemi. Zapadała już noc. Na niebie niepokojącą ostrością odznaczał się srebrzysty półksiężyc, ale gwiazdy zakryte były chmurami, które tylko co jakiś czas, na moment, rozwiewał silny wiatr. Zobaczył ich. Rozpoznał. W tamtym miejscu to mogli być tylko oni. Kilkanaście metrów za domem. Podkradł się bliżej. Stefan ze swoim ojcem. Rozkopywali ziemię. Szło im dobrze, mimo że starali się nie hałasować. Obok stała skrzynka. Ernst jak zahipnotyzowany przyglądał się nierzeczywistemu zjawisku. Nikłe światło księżyca, dwóch mężczyzn przygotowujących skrytkę, skrzynka z... Z czym? Z kosztownościami, z czym by innym? Nie wiedział, ile czasu zajęło kopanie, ile włożenie skrzynki do dołu, ile zakopywanie. Kiedy odeszli w stronę domu, wciąż wpatrywał się w miejsce skrywające skarb. Wreszcie otrzeźwiał. Pomyślał, że teraz już można zapukać do drzwi, pożegnać się ze Stefkiem. Już, już miał się wysunąć zza kępy krzaków, które zachowały jeszcze resztki listków, ale znieruchomiał. Drzwi się otworzyły i wyszedł Stefan. Rozejrzał się uważnie i szybkim krokiem ruszył duktem w stronę niewielkiego lasku. POMERANIA MARZEC 2016 EDUKACJA Nie napisaliśmy historii Kaszub czy Kaszubów... Nakładem wydawnictwa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego ukazał się poradnik dla nauczycieli własnej historii i kultury zatytułowany Kaszuby przez wieki. 9 lutego w gdyńskim Ośrodku Kultury Kaszubsko-Po-morskiej odbyła się dyskusja na temat tej publikacji. Szkoda, że frekwencja nie była zbyt duża i tylko kilku uczestników zabierało głos... Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty tej dyskusji. Łukasz Grzędzicki: Przez kilka lat Zrzeszenie Kaszubsko-Pomor-skie zabiegało o wydanie materiałów, które mogłyby pomóc nauczycielom w nauczaniu własnej historii i kultury w szkołach na Kaszubach. Udało się nam w końcu wydać poradnik dla nauczycieli. Jego autorami są Michał Kargul i Krzysztof Korda. Na początek oddajmy im głos. Michał Kargul: (...) Intencja ustawodawcy, który wprowadził ten przedmiot, była taka, że przy okazji nauki języka nie do końca można wszystkie rzeczy istotne dla społeczności przedstawić. Dla takich społeczności, jak Kaszubi czy Łemkowie, Tatarzy to bardzo istotny problem. (...) Mają oni własną kulturę, własną wizję historii i chcieliby, żeby dzieci, które uczą się w szkołach, miały też okazję się z tym zapoznać. Dla nas jako autorów bardzo ważna była swego rodzaju służebność tego przedmiotu względem nauki języka kaszubskiego. Dla mnie pierwszym szokiem było, że nie ma podstawy programowej do własnej historii i kultury. (...) To pokazuje problemy, przed którymi staliśmy. Gdy pierwszy raz się z tym tematem zderzyliśmy, pojawił się pomysł, żeby napisać podręcznik, ale zmieniliśmy zdanie. Po pierwsze, z praktycznego powodu, ponieważ przedmiot, którego naucza się przez 10 godzin w roku, nie jest przedmiotem, dla którego ktoś będzie kupował podręcznik, a po drugie, z dyskusji z nauczycielami wynikało, że POMERANIA STRËMIANNIK 2016 potrzebowaliby oni pewnego rodzaju wskazówki, schematu, na co zwracać uwagę. Program pisze dzisiaj każdy sam i nawet jeśli bierzemy go z jakiegoś podręcznika, to i tak większość nauczycieli dokonuje w nim zmian wg własnych potrzeb. (...) Nasz pomysł sprowadzał się do dwóch rzeczy: 1. Przygotować materiały, które będzie mógł nauczyciel wykorzystać na zajęciach, czyli karty pracy i do tego scenariusze podpowiadające, jak można te karty wykorzystać; 2. Każda z 30 jednostek składa się z dwóch części, pierwsza jest wprowadzeniem - to nie jest podręcznik, to nie są treści, które mają być przekazane uczniom, to raczej wskazanie dla nauczycieli, którzy mają się dowiedzieć, że warto poświęcić jedną z godzin na ten temat. I podajemy im literaturę, gdzie znajdą na dany temat informacje. Te jednostki lekcyjne są pewnym wypełnieniem tego, co jest na samym początku, czyli planu wynikowego (co dziecko powinno wiedzieć po przeprowadzonej lekcji), który stanowi serce tego poradnika i od którego będzie wychodził nauczyciel piszący swój program. Jeśli chodzi o dobór tematów, to kierowaliśmy się m.in. pragmatyzmem. Uznaliśmy, że skoro pewne rzeczy są szeroko omawiane na lekcjach języka kaszubskiego, to można potraktować je nieco pobieżniej, a zwrócić uwagę na inne elementy. I na zakończenie jeszcze jedna kwestia: uważamy, że ta własna historia Kaszubów jest trochę inna w Pucku, Kartuzach czy Chojnicach. Zachęcamy nauczycieli, żeby zwracali na to uwagę i uczyli historii swojej miejscowości, okolicy. Elżbieta Bugajna: Mówiliście o 10 godzinach na własną historię i kulturę, tymczasem na ten przedmiot przeznaczonych jest 30 godzin. M.K.: Tak, ale tych 30 godzin jest przeznaczonych na cały etap edukacji, więc jeśli mamy 30 godzin na etap kl. IV-VI, to rocznie wychodzi właśnie 10 godzin. W praktyce na ogół skupia się te godziny w jednym roku. Jan Mordawski: Co panowie wiedzą o edukacji regionalnej w naszym regionie? Kiedyś była ścieżka regionalna, edukacja regionalna, pod moim kierunkiem powstało kilkadziesiąt prac magisterskich. Dosłownie każda gmina Kaszub została opracowana. Pisałem książki na ten temat, odbywały się konferencje, moi magistranci robili wiele rzeczy związanych z tą edukacją. Radziłbym z tego skorzystać. M.K.: Oczywiście wiemy o tych działaniach. Natomiast problem jest taki, że tych ścieżek edukacyjnych już nie ma. Włożono w nie bardzo dużo pracy, w skali całego kraju, i to zostało zarzucone. Monika Mazurek: Mam bardzo konkretne pytanie. Czy książka jest o miejscu czy o ludziach, a jeśli o ludziach, to o kim? Jak określacie przedmiot swojego dyskursu w książce? M.K.: Historia Kaszubów w kontekście pomorskim. 47 EDUKACJA M.M.: Kaszubów, czyli kogo? M.K.: Ludzi, którzy mieszkali na Pomorzu, byli tutejszymi autochtonami, a którzy dzisiaj chcą poznać swoją kulturę i historię, uważając się za Kaszubów, tych tutejszych, miejscowych, świadomych swej kaszubskości. To w wielkim skrócie i w związku z tym nieprecyzyjnie... M.M.: A autochton? M.K.: Człowiek, który pochodzi pod względem rodzinnym z danego terenu, czuje z nim związki rodzinne, ale również utożsamia się z nim w sposób świadomy. Artur Jabłoński: Ja sobie pozwolę ten wątek kontynuować. Zgadzam się z panią prof. Mazurek, że to pytanie jest niezwykle istotne, a tymczasem autorzy mają problem z określeniem tego, kim są Kaszubi. W jednym tyko akapicie pojawia się kilka określeń, np. „najbardziej wyrazista grupa etniczna na obszarze Pomorza Gdańskiego", w kolejnym zdaniu mamy: „są kaszubską mniejszością", a w następnym: „grupą autochtoniczną" czy wreszcie „społecznością lokalną". Jeśli tego wyraźnie nie określimy, to pojawiają się różne nieporozumienia, jak choćby tutaj, na dzisiejszym spotkaniu, bo mówimy o bardzo różnych rzeczach. Pytanie brzmi, czy warto uczyć w szkołach historii lokalnej i regionalnej - odpowiadam: tak, ale trzeba też uczyć w szkołach własnej historii Kaszubów. To są dwa różne przedmioty. To 30 godzin zostało nam dane w rozporządzeniu, które dotyczy podtrzymania tożsamości narodowej, etnicznej i językowej (...). I jeszcze jedna kwestia, o tym, czego ten podręcznik nie daje - nie daje wyboru. Jest napisany wg jednej opowieści o Kaszubach. Od czasów Ceynowy mamy co najmniej dwie opowieści, jedna o społeczności regionalnej, a druga o mniejszości etnicznej, o narodzie. Chcę też powiedzieć, że nie do końca jest prawdą to, co powiedział dzisiaj Michał Kargul, że piszecie historię Kaszubów na tle historii Pomorza. Na każdej stronie tej książki piszecie historię regionalną Polski, nie Pomorza. Począwszy od pierwszej strony, gdzie mamy informację, że Pomorze jest regionem Polski. Owszem dzisiaj jest, ale przez naście wieków nie było. I takich stwierdzeń w tej książce, ustawiających całą narrację, jest o wiele więcej (...). M.K.: Bardzo trafne było zacytowanie rozporządzenia (...). Niestety to rozporządzenie nie daje jasnej wskazówki, dla kogo jest ten przedmiot. Wiemy tylko, że ma być dla tych, którzy się uczą języka kaszubskiego. Nie precyzuje też, czy to ma być nauka historii własnej tej społeczności tutaj w Polsce czy nauka historii Kaszubów w ogóle. To są ważne dylematy. Tylko że my nie napisaliśmy żadnej historii Kaszubów. To nie jest nawet podręcznik. My przygotowaliśmy poradnik mówiący o tym, w jaki sposób, przy użyciu jakich narzędzi, nauczyciele uczący w szkołach historii i kultury własnej mają prowadzić ten przedmiot. I jeśli jest mowa o tej wielości narracji, to pojawia się bardzo praktyczne pytanie: czy jeśli mam do przepracowania 45 minut, to czy mam się bardziej koncentrować na tym, żeby przedstawiać wielość narracji, czy bardziej na tym, żeby pokazać pewną historię z pełną świadomością - to jest szkoła podstawowa - że jest to duże uproszczenie. A.J.: Uściślijmy jeszcze raz: czy to jest poradnik dla nauczycieli czy podręcznik dla uczniów klas 4-6? Jeśli dla uczniów, to masz rację, jeśli dla nauczycieli, to racji nie masz. M.K.: Te cytaty, które przed chwilą kolega Artur przytaczał, pochodzą ze wstępu dla nauczycieli. To jest takie przypomnienie dla nich. Ja nie uważam nauczycieli korzystających z naszego poradnika za idiotów, a za takich trzeba by uznać kogoś, czyja wiedza na temat danego zagadnienia ogranicza się do dwóch stron takiego wstępu. To tylko pewna pomoc metodyczna, żeby nauczyciel sobie pewne rzeczy przypomniał. Rzecz jasna, można dyskutować o tym, czy te rzeczy są istotniejsze czy inne. Dariusz Szymikowski: Mamy do czynienia z nowatorskim dziełem. Pierwszy raz coś takiego widzimy na rynku kaszubskim i być może dlatego autorom nie udało się uniknąć jakichś błędów, nawet faktograficznych czy Poradnik dla nauczycieli Michał Kargul • Krzysztof Korda Kaszuby przez wieki WŁASNA HISTORIA I KULTURA niedomówień. Np. na str. 194 czytamy: „w Wejherowie staraniem Aleksandra Labudy publikowano »Klëkę« oraz »Zrzesz Kaszëbską«". Tymczasem A. Labuda nie wydawał „Klëki", tylko „Zrzesz", która w tym czasie nie była wydawana w Wejherowie (...). I jeszcze pytanie: czy panowie używają pojęcia polonizacja? Czy czegoś takiego nie było? M.K.: Często spotykam się z takim określeniem na różne działania w dwudziestoleciu międzywojennym, które nie były tak naprawdę polonizacją, tylko służyły unifikacji ziem polskich. Tępienie miejscowej mowy, dyskryminacja miejscowej ludności poprzez obsadzanie urzędnikami z innych stron - są to rzeczy związane z przejęciem przez państwo polskie nowych ziem i bardzo nieufnym traktowaniem tamtejszych mieszkańców. Ale nie jest to polonizacja, nie miało to na celu skłonienie Kaszubów do tego, żeby przestali się czuć Kaszubami, a [czuli się] tylko Polakami. Poza tym warto powiedzieć, że często największymi bojownikami o polskość tych ziem byli rodowici Kaszubi, działacze endecji, częściowo młodokaszubscy działacze. D. Sz.: Przedmiot nazywa się „własna historia i kultura". Pytanie brzmi: czyja [historia i kultura]? Skoro tytuł brzmi Kaszuby przez wieki, to książka powinna dotyczyć też innych społeczności zamieszkujących na Kaszubach: 48 POMERANIA MARZEC 2016 EDUKACJA/LEKTURY Polaków, Niemców itd. Ale tego w poradniku właściwie nie mamy. I żeby nie było tylko źle: cenną rzeczą jest to, że są tu karty pracy, chociaż przydałyby się także karty odpowiedzi. I jeszcze jedna rzecz. Pierwsza lekcja jest zatytułowana: Pomorze - nasza mała ojczyzna. Jaka jest zatem ideologiczna ojczyzna Kaszubów? Bo jeśli Pomorze jest małą, to musi być ta duża. M.K.: Jak najbardziej stoimy na stanowisku, że Pomorze jest małą ojczyzną Kaszubów, zdecydowana większość Kaszubów uważa się również za Polaków. Dlatego odpowiadam: dla większości Kaszubów dużą ojczyzną jest Polska. D.Sz.: A gdybyście pisali poradnik pod koniec XIX w., to co byłoby ojczyzną Kaszubów? A.J.: Odpowiedź jest prosta: Niemcy. Krzysztof Korda: A dlaczego? Jeśli chodzi o XVIII-XIX w., to filozofowie europejscy dziwili się, jak taki Wybicki może pisać, że jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Dziwili się, że może nie być państwa, a są ludzie, którzy się czują z tym krajem związani. Jeśli chodzi o Kaszubów pod koniec XIX w., to za swoją ojczyznę uważali - dzięki ruchowi narodowemu polskiemu, który na Kaszubach kwitł, też dzięki młodokaszubom - Polskę, co przyniosło m.in. taki skutek, jak zaślubiny Polski z morzem. M.K.: Nie było tu ani jednego pytania dotyczącego scenariuszy lekcji i kart pracy. Wszystkie właściwie dotyczą części wstępnej, tych dwóch stron przypomnienia dla nauczycieli i podania 2-3 pozycji przykładowej literatury. A wracając do wielości narracji, to polega ona na tym, że nauczyciel może sobie wybrać, czy chce korzystać z poradnika Kargula i Kordy, czy np. z podręcznika Szymikowskiego. K.K.: Nie napisaliśmy historii Kaszub czy Kaszubów. Napisaliśmy poradnik, w którym zamieściliśmy 30 lekcji. Wybór tematów jest autorski. Wybór fragmentów dyskusji i jej zapis: DM Zapraszamy również na stronę kaszubi.pl, gdzie znajduje się szersza wymiana zdań między autorami poradnika a Arturem Jabłońskim. ^MMMMMI POMERANIA STRËMIANNIK 2016 Lektury Demonizm małego miasteczka Nakładem Oficyny Wydawniczej Fundacji Fuhrmanna w ubiegłym roku wyszła książka Helmuta Walse-ra Smitha o pogromie Żydów, który dokonał się na Pomorzu w 1900 roku. Wydawałoby się, że to bardzo dawna historia, o której się już nie pamięta, a jeśli nawet, to jedynie wśród wąskiej grupy historyków regionu, zorientowanych już co do specyfiki gwałtownych wydarzeń antyżydowskich rozgrywających się w Chojnicach, gdzie po zabójstwie niemieckiego gimnazjalisty Ernsta Wintera gruchnęła wiadomość, że w istocie było to żydowskie morderstwo rytualne. Jednak tak nie jest, skoro amerykański historyk z Uniwersytetu Vanderbilt w Nashville H.W. Smith napisał o tym w 2002 roku. Praca została przetłumaczona przez Marcina Wałdocha, a w polskim wydaniu przeszła przez naukową recenzję takich samodzielnych pracowników nauki, jak Marek N. Jakubowski oraz Jolanta Żyndul. Książka zaopatrzona jest we wstęp autora do czytelników wydania polskiego, wstęp tłumacza, mapy, zdjęcia, indeks osób oraz wieloczęściową bibliografię z odnotowaniem archiwów rękopiśmiennych, a także materiałów wydanych drukiem (gazet, stenogramów sądowych, literatury o wydarzeniach chojnickich oraz prac związanych z rasizmem, nazizmem i Szoa). Wymieniam te części składowe książki Smitha, ponieważ została napisana przede wszystkim jako praca naukowa, spełniająca warunki opracowania wyważonego, obiektywnego i dążącego do maksymalnej precyzji. Zawiera jednak coś rzadkiego w dyskursie naukowym: lekkość języka i umiejętność budowania wypowiedzi frapującej, o narracji wręcz sensacyjnej. W polskojęzycznej narracji akademickiej nieczęsto się tak pisze, pozostawiając lekki styl wszelakiej maści „odkrywcom historii", sądząc (niesłusznie), że pisanie z zabiegami retorycznymi, technikami literackimi nie służy poważnej nauce. Tymczasem ta właśnie atrakcyjność dyskursu, choć słowo „atrakcyjność" brzmi nieco dziwnie ze względu na tematykę pracy, przysporzyła Smithowi nagród i aktów uznania, co zresztą w przygotowawczych cząstkach książki wyraźnie wyeksponowano. Jego pisanie jest bardzo amerykańskie w takim zestawianiu faktów, aby przykuwały uwagę czytelnika, to używanie słów, które wywołują nie tylko podziw dla wiedzy autora, ale i emocje z racji odkrywania kwestii wciąż aktualnych i ważnych dla dzisiejszego człowieka. Zastanówmy się, dlaczego w opracowaniu o pogromie Żydów, niepokojach społecznych i politycznych oraz spekulacjach z nimi związanych pojawia się tytuł Opowieść rzeźnika? Otóż dlatego, że narracją fundacyjną dla gwałtownych wydarzeń w pruskim wówczas miasteczku pomorskim była historyjka ułożona przez niemieckiego rzeźnika miejskiego Gustawa Hoffmanna o mordzie rytualnym. Miało to oddalić od niego wszelkie podejrzenia o udział w morderstwie młodego Wintera, choć to właśnie córka owego Hoffmanna (szanowanego obywatela, członka Rady Miasta) była obiektem westchnień miłosnych gimnazjalisty 0 wątpliwej reputacji. Trzeba przyznać, że chojnicki konfabulator celnie trafił... W sytuacji niewykrycia zabójców, dostrzeganej opieszałości policji 1 jednocześnie odnajdywania coraz to nowych części poćwiartowanego ciała młodzieńca, chojnickie mieszczaństwo żądało natychmiastowej odpowiedzi na pytanie: Kto jest winien śmierci Wintera? Rzucona przez Hoffmanna bajeczka miała wiele pozorów prawdy, a nade wszystko uruchamiała jeden ze starych przesądów skierowanych przeciwko Żydom: oto potrzebowali oni jakoby do sprawowania swoich religijnych obrządków (tudzież do wyrabiania macy) 49 LEKTURY " «°nhz «iiai;ziK*r> *♦ «•-«, •" . ."ZZl Jcrt^ Sili Ł?S^""'%= "".' iii- "'" 5,,» «r" ■t'' "STSSE S^jSsStt £ ł»" JSwkJJ I E fö^sT • ; ?^if"„uff?01 **332* "ur;wei ; KASZËBSCZICH ZWËKACH Öd gödnika warają pókôzczi filmu Na psa urok zjisconégö przez fundacja Aby Chciało się Chcieć. Reżiserką filmu je Ewelina Karczewsko. Ödjimczi zrobił Pioter Zatoń. Produkcjo ostała zreali- zowónô w wespółrobóce z Muzeum - Kaszëbsczim Etnograficznym Parka m. Tédorë i Izydorë Gulgöwsczich we Wdzydzach i z pomocą Iwónë Klinger. Muzyka przërëchtowôł Ölo Walicczi i karno Laboratorium Pieśni. Film je fabularizowónym do-kumenta ó dżinącëch kaszëbsczich zwëkach i öbrzadach. Utwórcowie gôdają ó nich z mieszkańcama wes-trzédnëch Kaszub, ale w filmie pöjô-wiają sa téż aktorze, chtërny ödgriwają rozmajité scenë. Na psa urok béł ju prezentowóny w Sëlëczënie (prapremiera, 13 gódnika 2015 r.) i wdzydzczim skansenie, gdze ödbëła sa premiera (29 stëcznika). W Chmielnie film östôł pökôzóny 12 gromicznika, a we Wiôldżi Wsë 19 gromicznika. Ö pöstapnëch pökôzkach móżemë przeczëtac na starnie: https:// www.facebook.com/Na-psa-urok. Do öbezdrzeniô je téż pöprzédny film Éwelinë Karczewsczi Ze śmiercią na ty, jaczi je przistapny na kanale youtube. Red. Odj. https://www.facebook.com/ Na-psa-urok 66 POMERANIA MARZEC 2016 SËCHIM PAKA USZŁÉ Szkoła żëcô abö czim zając dzeckö TÓMKFÓPKA ____ Öbczas deszczu dzecë gnabi jimra - to je öglowö wiedzec. I nié leno öbczas deszczu. Czim bë tu je zając? Tegô ju öglowö wiedzec nie je. Kuńszt dozéraniô dzôtk a zagöspödarowiwaniô jima czasu nie je dóny wszëtczima. W całoscë chłopi mało czedë dostąpiwają ti czestnoscë. Pewno felëje jima cerplëwóscë, bö ta je przë tim baro wôżnô. Żelë doma czë w szkole na czas nie wëmëszlimë jaczégö zajimu - dzecë same sobie go wëmëszlą. Môgą czësto częstą scana pomalować w kwiót-czi. }iné kwiôtczi, w krutopach, jaką bąbelwódą pödlôc. Do stołka pódelnąc guma a schówac cos. Chatno téż sa drzą jak ösamatóné - stôri szkolny mówią, że tak cos mô mól ósoblëwie na deszcz. Tak tej téż za barométer taczé dzeckö robie może. Mają w se wiele mócë, temu sa gönią. Przë leżnoscë co pótłëką, zdrzucą, stłëkną, wëleją - i nie pómógó dzercé sa na nie. One prosto taczé fabriczné ju są. Colema-ło, czej sa trafi karenkó dzecy, co ni mó zajacó - nalóżó sa jego przédnik. Taczé czło-wieczk mó udbów nówiacy i to dosc szôlonëch. A reszta jidze za nim jak ówieczczi. Pöwié przédnik: narobimë do akwarium - i ju wóda wkół ribków robi sa żółto a one pëseczkama łapią óstatczi wólnoscë w swi szklany klótce. Jiné zwierzątka téż ni mają przë dzecach czësti pójudżi. Co ne biédné kótë a psë są najarmóloné, namiagóloné?! W tim szpecjalizëją sa mółé dzeculczi. Za uszë taczi pieska cygnie. Kota za ógón. Ugrëze w cnik abó dze popadnie, bó prawie môłému człowiekowi zabë wëchódają na wiérzk i muszi je spróbować. Taczé karno nipócéuszów dosc chutkó rosce i tej mó ju co jinégó do brojenió. A szpraja nowi budinuszk pómalëją. A ruta w póżdówkówi wiace wëtłëkną czë w banie. W Jastrë za starëszką z wabórka wódë gonią. A na kołach, motorach na miónczi jidą. Biwó, że knópi, co jima muskulów chutczi jak rozëmkii przëbiwó - muszą sa póbic. Jidą tedë na rozmajité muzyczi, dze wcale ni muszi tań-cowac. Kó to dzéwczata robią! Knópi tej bohatersko trzimią scanë, cobë sa nie zwrócałë ód głośny muzyczi a zawórają. Jidą do zwadë. Sygnie, że chto sa potknie a na noga nastąpi. Zaró je dżewałt. I trzósk, bo w raka letko wpódają przë leżnoscë różnisté drzéwiané i nié le statczi: sztachétë, stółkówé nodżi, półczi... I chto möcniészi. Dobré do zajacó dzecy ód małoscë są jigrë a spórtë. Öd bieganió sa zaczinó. Mówią, że w zdrów cele - zdrów cela. To je wiera krziwdzący rzeklan - w całoscë dló celatów. Grë a sportowo aktiwnota rozwijają. Mółi człowiek zesódzó do grëpë swoje cało, co chutkó rosce. Uczi sa je wëzwëskiwac, póznówó grańce swójich fizycznëch móżlëwósców. Ćwiczące bieganie - lżi mu przińdze późni zdążëc za autobusa. Grające w ping-pónga, wëróbió sobie zracznosc a rzeszi oko z dzejanim raków a nogów, co przëdô sa gwës do óbsłudżi rozmajitëch maszinów, w tim autoła. Wôżné, że taczi sportowe lepi óddichó, a co sa z tim wiąże - musk dolëftowóny lepi prócëje. Spórtë wërôbiają pórządk w młodim człowieku a uczą dzejanió w karnie. Ta-czé, wezmë chócle, granié w bala. Kuli tuwó różnistëch rzeczi w człowieku sa uprówió! I cało, i mëszlenié, a dokładno kombinowanie, co sa w żëcym wiedno przëdówó. Kóżdi mó tam (na bójiszczu) namie-niony swój plac, jistno jak w spólëznie. Taczi brómkórz to je pólicëjant, ti z óbarnë - to gwës jaczé urzadë, co „pómôgają" nama w codniowim wa-nożenim w żëcym. Ajtakównicë - to media, w całoscë z re-klamama. Gwiżdżą chłopi ód służbów. Trenera - szkolny. A całô reszta - to kibicowie. Nie je tak? Są téż spörtë, co sa nie nabiegó za wiele. Taczi bilard czë golf na przikłód. Abó szachë, ale nié szachë knëplowaté, le te z figurkama. Je tam król, królewó, laufer, wieżo - kóżdi może co jinégó. To téż uczba - przërëchtowanié do żëcô, fąkcjów. Dzecë niepilowóné potrafią stolëmno nabrojic. Sprówdzają swoje grańce: wëóbraznie, móżnosców a wëtrzëmałosc jinëch. Czasa, nieupilowóné, dzeckó może zrobić sobie krziwda. Czascy te dzecné psotë są późni nómili wspóminóné przez statecznëch ju ustnëch. Nóchatni star-ków, co swójima wnukama ópówiódają, jaczi bëlë za knópi-czich, dzéwczëcëch lat... Dobré do zajacó dzecy od małoscë są jigrë a spörtë. (...) taczi sportowe lepi öddichô, a co sa z tim wiąże - musk dolëftowóny lepi prôcëje. Spörtë wërôbiają pôrządk w młodim człowieku a uczą dzejanió w karnie. POMERANIA STRËMIANNIK 2016 67 Z BUTNA Dzeń dobrëch wiadłów RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Brifka zrobił dwa kółeczka pö pödwörzim, zahamöwôł, sëpiącë kamiszkama, ôpiarł köło ö łówka, öcarł zmökłą łësëna, na sztócëk stanął sztram przed butnowima dwiérza-ma, jakbë chcôł jima złożëc meldunk, a tej, jak to w zwëku czasto miôł, bez klepaniô bënë chëczë sa wkarowôł. - Pöchwôlony niech badze nen, chto w tim dodomie mieszkô ë wszëtkö żëwé stworzenie w dómie, jizbach, sklepie, komorze a na pödwörzim mët - zawöłôł wiesoło öd progu. - Niech mdze gösc pozdrowiony a błogosławione wszëtkö to, co mô z sobą mët przëniosłé - odrzekł jem równo wiesoło na jego powitanie. - Pój sa, sadnij. Co ta dzysô môsz przëwiozłé? - Leno samé dobré wiadła - brifka ótemkł swóją wiôlgą tasza, a jô, czekawö, zdrzôł mu bez remia, jaczéż to dobré wiadła köchóny brifka mô mie przëniosłé. Na kuchniowim stole lądowałë rozmajité kuwertë a papiorë - pismiona z ZUS-ë, wezwania do sądë, jedno nawetka do IPN-ë, czile cedlów z ubezpieczeniô, lëstë z gminë a pöwiatë, pöcztowé kôrtczi a skópicą rozmajitëch farwnëch reklamówków i gazétków. - To wszëtkó do mie? - zadzëwówóny zdrzôł jem na ro-scący na stole sztapel makulaturę. - Ale dze! Pismiona z ZUS-ë są dlô emeritów ë rency-stów. Nowi rząd dół doch jima pödwëżka. - Wiele? - Tak strzédno 10 złotëch 22 grosze. - Miec a nie miec - westchnął jem szczeslëwi, że do emeriturë jesz trocha lat mie ostało. Może udô mie sa co wicy w żoce uszpórowac? - A to z IPN-ë to do kogo? - Aaa, tooo, leno sztël - brifka rozezdrzôł sa pó kuchni a krëjamkó szeptnął: - Nick nikomu nie gôdôj... Jidze ó ne nalazłé kwitë na „Bóleka". Nasz „Julis" mó co wiedzec, temu jego wzéwają... Kureszce më sa dowiémë, jakuż to po prôwdze bëło... Jo, jo, drëszku, më sa dowiémë, jo. W gó... ti ta na górze grzebią, a smród më wszëtcë mdzemë wönialë - przelecało mie bez bania, ale flot jem zmienił téma, ko jo nie chcôł skażëc negö dobrego lëftu, jaczi dzysô béł midzë nama. - A wejle, cëż jô tuwö widza! - zawöłôł jem, zdrzącë na kôrtka z göłim, në prawie gółim, dzéwczëca. - Terôzka, wa brifce, w taczé niesromótë sa bawita!? Z wają firmą muszi bëc krëchó, jak wa sa za reklama „szopów" bierzeta. - Kö to je, të macku, kôrtka z łóńsczich wiwczasów na Tenerifie ód Bronisza do jego ómë Klarë. Na doch sa na tëch wszëtczich SMS-ach a mejlach nie wëznaje, temu muszi ji na stóri ort pózdrówczi selac. _ - I baro dobrze! - klepnął jem brifka pó chrzebce. - Bez to wa jesz dërch robota mota. - A jô puczel... - sëknął brifka, ale zarózka szerok sa uśmiechnął. Dobrze wie-dzół, że taczé ómczi jak Klara dówają jemu zôróbk. - Cëż ta czëc na świece? - znowu zmienił jem téma, chcącë wëzwëskac dobri humor mójégó drëcha, bë wszëtczé wiadła z niego wëcygnąc. - Zymk jidze, Pëlckówö rozkwitó. Bócóné wnetk wrócą. .. Në prawie jo! Dzecë! To je no dobré wiadło dló ce! Dëtczi są do wzacó, ale to ju pewno wiész. - Dëtczi? - Hewó, tuwó môsz artikel z gazétë, w chtërnym stoji, że latoś bócónë bogatsze ó całé 500 złotëch z Africzi wrócają. Tuwó piszą, żebë brac sa za robota, nólepi ju teró-zaró, bë ód jeseni - tuwó brifka dół przëcësk na trzë słowa - twoje drëdżé dzeckó brało ód państwa dobri wzątk. Chutkó zrobił jem rechunk sëmieniô. - Fejn, ale jo ni móm dzecy... Brifka sa zasmiôł, mrëgnął oka a cëchó rzekł: - Jes gwës? Kó „Julis" mie gódół, że chłopi mogą nie wiedzec. Nie béł të czasa w Miesce sétmë lat temu? Nie óstół të ób noc? Hmm, pówiódają, że w Miesce je taczi jeden knôpiczk, chtëren za tobą często szlachuje ... A të wiész -klepnął mie brifka w remia. - „Julis" wiele wié, pó prówdze wiele... A 500 złotëch piechti nie chôdô, leno sa za robota brac! - Zymk jidze, Pëlcköwö rozkwitó. Böcóné wnetk wrócą... 68 POMERANIA MARZEC2016 Kaszëbë, Kôcewié, Krajna Latos Ôrmuzd sejôł swöje skrë na całim Pömôrzim. Wëprzédniony östelë: z Kaszub - Elżbieta Bugajnô, Éwa Ôrzechöwskô, Paweł Ruszkôwsczi, Antón Szréder, Turisticzny Klub „Wanożnik", z Kocewiô - Karno Spiéwë i Tuńca „Modraki" z Peplëna, z Krajnë - Elżbieta Czarnotta. Dzaka temu uroczëzna wracziwaniô rokroczny nôdgrodë cządnika „Pomerania" bëła baro farwnô i wielekulturowô. Zaczało sa -Jak wiednol- ôd wëjimkii z Remusa. jacziprzeczëtała redaktorka Bogumiła Cërockô Późni na binie pój/iwił sa przédnik Redakcjowégô KMepmm^Édrtyj^ Szczesôk i przedst^Jiłprotokólziłeń-dzeniô WapitułësWow Örmiizdowëch Dobré wspôminczi z iimroczëznë gwës mdze miôl stipendista Funduszu 1- Ti^^mfwi&!ftukôsz Zołtkôwsczi, chtëren z raków Éwë Górsczi ôdebrôł kiiwerta z dëtkama I INSTYTUCJA KULTURY F SAMORZĄDU W WOJEWÓDZTWA V POMORSKIEGO Dyrektor Naczelny prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry PFB Ernst van Tiel Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku MARZEC 2016 I 70. JUBILEUSZOWY SEZON 2015/2016 04/03 PIĄTEK 19:00 SALA KONCERTOWA MAESTRO... NIE TYLKO SKRZYPIEC JAN STANIENDA skrzypce, dyrygent MAREK TOPOROWSKI klawesyn ORKIESTRA PFB BEETHOVEN, BACH, MOZART 11/03 PIĄTEK 19:00 SALA KONCERTOWA MAESTRO... NIE TYLKO SKRZYPIEC WIESŁAW KWAŚNY skrzypce, dyrygent NATALIA WALEWSKA skrzypce ORKIESTRA PFB MENDELSSOHN-BARTHOLDY, VIVALDI, BACH, CZAJKOWSKI 12/03 SOBOTA 19:00 SALA KONCERTOWA ORGANY SYMFONICZNIE. KONCERT LAUREATA IX MIĘDZYNARODOWEGO KONKURSU MUZYKI ORGANOWEJ IM. J. P. SWEELINCKA 2015 JIYOUNG KIM-BARTHEN organy BACH, DURUFLÉ, LISZT, VIERNE 13/03 NIEDZIELA 12:00 SALA KONCERTOWA KONCERT FAMILIJNY. Z MUZYKĄ DO SERDUSZKA MALUSZKA 19/03 SOBOTA 19:00 Koncert o wyjątkowej formule dedykowany przyszłym mamom oraz wszystkim najmłodszym. Razem z dziećmi otworzymy czarodziejska ksiege ze śpiewanymi i tańczonymi bajkami. Dźwiękami namalujemy cały świat i odpowiemy dowcipna piosenka na pytanie ,.Co - Gdzie - Kiedy - Jak". 14/03 PONIEDZIAŁEK 1 SALA KONCERTOWA KONCERTY EDUKACYJNE. FRYDERYK CHOPIN W ROZTAŃCZONYM SALONIE Koncert poświęcony XVII Międzynarodowemu Konkursowi im. Fryderyka Chopina w Warszawie 2015. Fryderyka Chopina, największego polskiego kompozytora, zna i kocha cały świat. Na estradzie Filharmonii odtworzymy piękny salon z czasów Chopina ze stylowymi meblami, a goście salonu oraz artyści w romantycznych strojach rusza do tańca. 18/03 PIĄTEK 19:00 SALA KONCERTOWA KLASYCY NIE TYLKO WIEDEŃSCY JERZY SWOBODA dyrygent DOMINIK POŁOŃSKI wiolonczela ORKIESTRA SYMFONICZNA PFB MOZART, KACZOROWSKI, SIBELIUS, SCHUBERT * SALA KONCERTOWA EVENING IN NEW YORK. MICHEL LETHIEC & MECCORRE STRING OUARTET MICHEL LETHIEC klarnet VILLU VESKI saksofon TOMASZ JANUCHTA kontrabas MECCORRE STRING OUARTET BERNSTEIN, GERSHWIN Coroczny koncert odbywający się w ramach wydarzeń towarzyszących 20. Wielkanocnemu Festiwalowi Ludwiga van Beethovena, we współpracy ze Stowarzyszeniem im. Ludwiga van Beethovena. Stowarzyszenie im. Ludwiga i Beetho Michel Lethiec FILHARMONICY GDAŃSCY NA SWÓJ JUBILEUSZ 05/03 SOBOTA 18:00 Michał Szczerba waltornia Marek Wroniszewski fortepian VIGNERY, KIRCHNER, BOZZA 06/03 NIEDZIELA 17:00 KONCERT MUZYKI FILMOWEJ Baltic Trio: Ewa Hermann-Baranowska skrzypce Małgorzata Pestka-Horoń skrzypce Wioletta Jakimcio wiolonczela PIRACI Z KARAIBÓW, WŁADCA PIERŚCIENI, LISTA SCHINDLERA, FORREST GUMP, OJCIEC CHRZESTNY 31/03 CZWARTEK 18:00 Hornet Ouartet: Gabriel Czopka waltornia Michał Szczerba waltornia Łukasz Łacny waltornia Piotr Kowalski waltornia PAPEGHIN, WILLIAMS, PERKINS, TURNER, BERNSTEIN WYDARZENIA IMPRESARYJNE 05/03 SOBOTA 18:00 ZAKOPOWER „DRUGIE PÓŁ" 06/03 NIEDZIELA 19:00 OPERA LWOWSKA - VIVAT OPERETKA CZ. II 08/03 WTOREK 19:00 RAZ DWA TRZY 09/03 ŚRODA 19:00 TEATR NARODOWY OPERETKI KIJOWSKIEJ 13/03 NIEDZIELA 17:00 BACH, BEETHOVEN, BRAHMS - KAMERALNIE 20/03 NIEDZIELA 18:00 WŁODEK PAWLIK TRIO - AMERICA i WWW.FILHARMONtA.GDA.PL • BILETYaFILHARMONIA.GDA.PL ■ TEL. 58 320 62 62 • TEL. 58 323 83 62 ■ WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Ołowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost" Gdynia, Świętojańska 100 Radio Gdańsk „Dobre^ ^Oj§fiąZ§t|, J^ eDF Baityciili** trójmiasto pl a n y LIVE&TRAVEL "5? © Energa http://www.filharmonia.gda.pl kaszëbsczé lëteracczé pismiono | darmôk dodôwk do miesacznika „Pomeranio" | numer 3/2016 [41] Spisënk zamkłoscë Redakcjo: Sfôwk Förmella Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Redakcjô zastrzégô so prawö do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji | Ministerstwo ' Spraw Wewnętrznych ■ ; i Administracji Darmôk dodôwk do miesacznika POMERANIA (wëchôdô co trzë miesące) 2. Szeptë nôdzeji D. Kalinowsczi 5. Intimné mönolodżi (wëbróné wiérztë) H. Makurôt 9. Wiérztë M. Wątor 10. Lëst z Łubianë F. Bôska-Börzëszköwskô 12. Blós 14? Jaż 14? Latosy turniér we Wielu G. Schramka 12. W köscele K. Keler 14. Ö dzecach abö ö tim, czë wiacy znaczi mni A. Gleszczińskó 16. Widzałô fejra Kaszëbów. Dzél 2. E. Prëczköwsczi 20. Wëcygniatô z „szuflôdë" historio K. Główczewskô 24. Widzôł jô ja wczora, widza ja i dzysô (dzél 7) W. Mëszk 29. Pamiatné dnie. Wilhelm wöjna wëpöwiedzôł Józef Cenôwa 32. Chcemë wrócëc do bôjków Z Duszana Pażdżersczim gôdô D. Majköwsczi 35. Böżé dokôzczi Tomôsz Fópka kaszubski roöno Monolog' tironé ntyrnne lodzi W slédnym czasu kaszëbskô pöezjô stoji przede wszëtczim na białczënëch remionach. W czerwińcu jesmë piselë ö snôżich wiérztach Böżenë Ugöwsczi, a w tim numrze z czëstim sëmienim möżemë zabédowac Czetińcóm Intimné mönolodżi Hanë Makurôt. Lëteraturoznajôrz ze Słëpska prof. Daniél Kalinowsczi ni mô wątplëwötów, że pöwstôł wôżny i czekawi dokôz. Wôrt sa doznac, dlôcze tak mësli i czë mô prôwda... W „Stegnie" mómë öpubliköwóné tak recenzja wastë profesora, jak i czile wiérztów autorczi, chtër-ny „lirika dôwô sa merkac jakö nôbarżi intelektualne skrzidło kaszëbsköjazëköwi poezji" (to słowa D. Kalinowsczégö). W redakcje „Stegnë" jesmë ród z köżdégö dobrego słowa w czerënku tak H. Makurôt, jak i B. Ugöwsczi, bö wespółrobią öne z najim pismiona öd samégö zôczątku i jich ar-tikle, wiérztë czë recenzje jidze nalezcju w numrach z 2006 r. Za pöspólną prôca dlô rozwiju kaszëbsczi lëteraturë baro dzakujemë jima i wszëtczim, co ob 10 lat pömôgelë w rëchtowanim i wëdôwanim „Stegnë". A na pödrechöwanié dekadë i przëbôczenié, jak powstało naje pismiono, ju terô rôczimë do gödniköwégö numra. DaniéL Kalinowsczi Szeptë nôdzeji (Hana Makurôt, Intimné mönolodżi / Monologi intymne, Gduńsk 2016) Utwórstwö Hanë Makurôt jistnieje w kaszëb-sczi lëteraturze nié za długö, ale je to bët-nosc baro möcnô i wôżnô. Öd pierszégö pöeticczégö tomiku wëdónégö w 2010 r. pt. Chléw, przez rok pózni wëdóné Testo-meńte imaginacji ji lirika dôwô sa mer-kac jakö nôbarżi intelektualne skrzidło kaszëbsköjazëköwi poezji. Jak köżdé utwór-stwö taczégö ôrtu nie je letkô dlô ödbiérców, a ökróm te ni mô öna w kaszëbiznie wiele esteticznëch mödłów dlô taczégö żochu kuńsztu. Przemikłô pölemikama z niejed-nyma filozofama, dialogującô z rozmajitima artistama wszelejaczich jazëków i pöetików, stôwiô przed czetińca wësoczé wëmôga-nia. Wczëtiwanié sa w bédënczi Makurôt dôwô pöczëcé przestôwaniô z ambitną i ödpöwiedzalną lëteraturą, a przë tim zagłabioną w jiwrë lëdzczi egzystencje, wëra-żoné na öriginalny i nadzwëköwi w kaszëbs-czi lëteraturze ôrt. Pö dwuch pöeticczich tomikach zdôwało sa, że ji obrazowanie dërch ju mdze sa opierać na meandriczny mëslë, nacéchöwóny pesymisticznym pözdrzatka na świat i melanchölicznym klimata, w jaczim ni ma tak pö prôwdze placu na jasné stronë jawernotë. intimné mönolodżi / Monologi intymne zrnieniwają ta stojizna, mają wërażoné nie-wiôlgą i delikatną, ale równak rozwidniającą cemnica egzystencji nôdzeja. Je öna baro subtelno, zagrożono rozmajitima dos-wiôdczeniama dradżégö, materialisticznégö żëcô, ale równak swiécy. Może nawetka nié wiedno i nié wszadze przecyskô sa przez pro-cëmnotë świata, le tëch pôra chwil miłotë, drëszbë i redotë, czedë ni stąd, ni znąd zajist-nieją... Prawie öne pözwöliwają człowiekowi dali egzystować... To nowi dzejnik w poezji Hanë Makurôt, jaczi wôrt powitać z sympatią i żdanim na dalszé, téż tak frapujące artisticz-né aktë. Intimné mönolodżi östałë pödzeloné na trzë partë, w jaczich autorka wchôdô w roz-majité rëmë lëdzczégó żëcô i öpisywô je z wmëszlenim, bez głosnëch pödzywów czë narzékaniô, bec nacéchöwaniô möcny namiatnoscë czë téż apatie. Pierszi dzél mô emöcjonalno-eroticzny wëmiar, drë-dżi ösóbno-egzystencjalny, trzecy kureszce filozoficzno-eschatologiczny. Jich pöspólną znanką je öpöwiôdanié scëszonym głosa, w dowiérnoce i szepta. Nie są to wej historie, z jaczima podmiot dzeli sa w ótemkłoscë wedle köżdégö człowieka. To zapisënczi dos-wiôdczeniô barżi priwatnégö, osobistego, ö jaczim móżna rzeknąc leno komuś swojemu, kömus dowiérnému. Wiera nôbarżi interesëjącym parta nowëch wiérztów Hanë Makurôt je pierszé karno dokazów, jaczé tikają miłotë. Nie je to krwi-sti, ful zbôłdowónëch emöcjów swiat zmô-gów i czëców, a namikłi aurą mitu i brawadë stón ödkrëwaniô wseczëców jakno drodżi, co prowadzy podmiot wiérztów do póczëcô spełnieniô, nalézeniô swöjégó placu w sen- su żëcô i nauczeniô sa akceptacje świata. Wiérztë z ti grëpë tikają delikatną erotika, jakbë niedozdrzeniałą czë téż letköwiérną. Ni ma jesz tuwö dramaticznëch aspektów wseczëców: rozczarzeniów, zdrôdë czë pörzëceniô. Wëznanié w wiérzce je skutka zaköchaniô i wiarë w möc miłotë, jakô robi człowieka barżi wrazlëwim, lepszim, piakniészim... W taczim zdrzenim gôdô sa na nôblëższą gwiôzda „wasta słuńce" / „pan słońce", miesądz mô sa w uwôżanim jak wôżnégö człowieka, a roda towarzi zaköchónym w öchronnëch pörëchach i magiczny aurze. W taczim dëchu ostała napisónô bójka ö Rumcojsu i Hance / bojka o Rumcajsie i Hance, jaczi nadzwëköwô snôżota je zamkłô w przëwöłanim pöwiôstczi z dzecnëch lat i namiknienié ji letkö ironicznym i dozdrzeniało eroticznym humöra. Udostôwónô je przez to cepłô aura budzący sa białgłowsczi swiądë płcë, wspöminónô z pözdrzatku ustnégö człowieka, chtëren pisze wiérzta. Baro öriginalno wëzdrzi téż dokôz wôiczé przëczulanczi / wilczurze przytulanki, w jaczim klimat brawadë miészô sa z symbölicznyma merkama mi-łotnëch mötiwów, co dôwô efekt wëszu-kóny snôżotë ö përzna perwersyjnym, ale dzaka temu pikantnym wëmiarze. Kureszce narodzënë Wenus / narodziny Wenus to subtelno i napisónô z ösoblëwim ôrta rzewnotë wiérzta ö dzecnëch eroticznëch inicjacjach. Pökôzóné öne östałë w liriku z dôczką cëdownoscë, z farwnoscowö-fruktualnym rëma, we wespółdzejanim, bël-no mają zöbrazowóné wrazlëwöta pöetczi na to, co midzë dzéwczëca a knôpa pierszé, niedopöwiedzóné i ful krëjamnotë. W drëdżim dzélu tomiku Hanë Makurôt wcyg jesz czëjemë klimat cepłégö widu dze-cnëch lat. Je ön równak corôz słabszi, bö östri materializm dozdrzeniałotë i wrzeszczącej jawernota codniowégö żëcô niszczą magia dôwnégö, dejowégö ôrtu mësleniô. Corôz möcniészô stôwô sa nostalgio za utraconym czasa letköwiérnotë i prostotę. Dżiniacé dowiérnotë dlô swiata prowadzy do barżi kömudnégö zdrzeniô na se i na lë-dzy, do melancholie, jakô corôz casni wëpeł-niwô wszelejaczé rëmë egzystencje. W liriku spöwiédz starëszczi /spowiedź staruszki białka, chtërna öpöwiôdô ö swöjim żëcym, dramaticzno pödczorchiwô, że nigdë nie bëła w swöjim dłudżim żëcym köchónô, a blós zgwôłconô. To wëznanié pökazywô, jak dradżé i smutné möże bëc doznanie mi-łotë, jak möże öno wëpôlëc i zrobić sómnym. Dlô procëmwôdżi pöjôwiają sa w tim parce tomiku Makurôt öbrazë matczi, wiedno cerplëwi, kochający, tłómaczący świat jak zwëkłô białka, ale i jakno bödżinka, jakbë bëła öbrotną rodzëcelką, ale i jakbë miała czarodzejsczé möce. Wiérztë mëma / mama i nënka / mama a téż czile jinszich, w chtërnëch pöjôwiô sa pöstacjô rodzëcelczi, to łisczi nôdzeji, przëkładë wiarë w drëdżégö człowieka, jedurrté, skrómné znaczi szczescô na zemi. W slédnym dzélu Intimnëch monologów je wësłowionô ösoblëwie dragô téma -smierc. We wiérztach Makurót wchôdô öna w lëdzczé kawle bezceremönialno i zabiérô möżlëwöta doswiôdczaniô szmaków i far-wów, mëslów i wseczëców, sebie i drëdżégö człowieka. Nie je równak demoniczno, ökrutnô czë zwiólgówónó, przesadzono. Je zwëkłim/niezwëkłim, a do te nieodwołalnym kuńca lëdzczégö żëcó, jaczégö nie rozwid-niwô ösoblëwie möcnô nôdzeja abö wiara. Prawie niesyga wiarë je nadzwëköwö dradżim doswiôdczenim podmiotu, jaczi biôtkuje z zagrôżbą smiercë. Dowiérnota w świat, a przede wszëtczim w Böga, nie dôwô retënku czë ubëtku, czedë przëchôdô czas umiéraniô. Bóg zdôwô sa podmiotowi slédnégö partu tomiku kims daleczim öd lëdzczich sprôw, kims, chto nie reaguje na smierc öjca czë drëszczi. Kuńczące sa żëcé niese ze sobą nié tëli pöczëcé wëpełnieniô, co barżi cerpieniô i rozczarzeniô, czemu nicht, téż i podmiot wiérztów, nie rozmieje jic przéką. Östôwô jistniec w zadzëwöwanim fenomena żëcô jak w liriku zdzëwienié / zdziwienie, w jaczim ödkrëcóm swöji swiądë towarzi wrażenie krótköscë egzystowaniô i timczasowöscë swöji köndicje. Abö möże téż empaticzno wchadac w stojizna i köndicja lëdzy, co kuńczą swöje żëcé jak w wiérzce sta rota / starość, przë czim zrozmienié dlô jich cerpieniô nijak nie zmniésziwô tegö bólu. Ösoblëwie pörëszająco wëzdrzą w tim karnie lirików wëznania pt. autoportret bôlëcë / autoportret szpitala abó co të bë zrobił? / co ty byś zrobił? czë kureszce reno jem płakała w Auschwitz / rano płakałam w Auschwitz. W dokazach tëch ögromniô bólu i rozpadu pókazywô człowieka nadżégö w bezradnoscë, zdeterminowónégö czasa i cała, próbującego w rozpacze uretac jaczés nédżi pöczestnoscë. Intimné mönolodżi Hanë Makurót to póezjô wësokô, jakô wëmôgô wespółuczastnictwa w dôwaniu sensu lëteraturze. W kaszëbsczi lëteraturze tego prawie chcelë öd czetiń-ców téż Jan Kôrnowsczi czë Stanisłôw Pestka, chöc mielë sfórmułowóné swöje żëczbë w neóromanticzny abö öniriczny póetice. Autorka w taką strona nie jidze. Makurót westrzód piszącëch Kaszëbków mô so wëro-bioné specyficzny mól, z jaczégó pisze/gôdô w gwësny artisticzny sómnoce, w distan-su do tego, co czedës bédowała Kristina Muza abó co dzysó przedstówió Ida Czajinó. Tą apartną znanką je melanchólicznosc ji poezje, wcyg sugestiwnó i dramaticznó. Czejbë przërównac wiérztë z ji nônowszégó tomiku do pólsczich poetów, mógłëbë one rezonowac z utwórstwa Czesława Miłosza, a ösoblëwie z jego rozmienim letköwiérnotë. Kaszëbskô poetka je tuwó baro krótko wëkreöwónégö przez noblista świata szczestlëwégó dzectwa, ful möżlëwötów i niepójatosców. U Makurót i Miłosza szlachują téż za sobą pöczëcé katastrofę, rozpadu dównégó świata wiarë, redotë i sensu. Czë nieżëjący ju klasyk póprowadzy wcyg aktiwną, dërch eksploatującą cemną strona bëtu młodą poetka w strona przińd-notë - tego nie je wiedzec. Kaszëbskô poetka mó ambicja usadzać samóstójno, ze wszët-czima pózytiwnyma, jak i negatiwnyma tego skutkama. Może tej barżi mdze szëkac retënku w lëdzczim magu (filozofie, prawie, nóuce) abó zôs przesënie sa do intuicyjny wiarë w transcendencja (Bóg, roda, świat)... Przedóstatny dokóz tomiku Hanë Makurót mó titel żëcé w nas krążi / życie w nas krąży. To baro wërazny znak, że nimó egzystencjalny cemnicë, nimó klótczi cała i omanów magu, jaczis dëch - pódług doka-zów póetczi - w człowieku żëje. Może leno co je go widzec, może słabi wedle mócë destrukcji, wcyg równak pödpöwiôdô szepta podmiotowi i wszëtczim czëtającym, że wôrt je przëjimnąc trud i jesz róz spróbować żëc... Skaszëbił dm Hana Makurôt • Intimné mönolodżi (wëbróné wiérztë) kölibiónka jem zaplątała dLô cebie słuńce i rozśpiewała gwiôzdë cëchutką pajiczą köLibiónką raza z ksyżëca na pôlcach jem wëtancowała strzébro snieniô ö dzywczëcu co przëgriwało brawadë ö słodczich czerwionëch jagödach gwiôzdë wcyg mërgałë refren czej jem kładła do wërów twöje spiczi cepłim smukniacym lëpów jem zamkła płatczi twöjich öczów różewé jak senné Latné kwiatë w môL miedwiôdka przëczuLanczi jem utulëła ca pucha pączków piersy splątóny köstkama kuhczënów pöusniemë w hôwingach nocë wôłczé przëczulanczi Lëdóm ne wôłczé przëczulanczi jak zapuscywôsz marmurowe trzënórtë sëro rëwącëch kłów w chrząszczczi mi rënienczi szëjny zybötóny przë przëtomnym niebie Lińcuchama Zefira w półwidze królestwa jabłóni nabrzëmiałi cepłą czerwionoscą soków zapôdómë sa w se w kombinacji półdzëwégö głodu pöd nama bladé kórónczi błogösławionëch majewëch zwónków porozkłôdałë wëcësniaté z kuLków grądka zapachniałëch płatków narodzënë Wenus narodzënë Wenus w sklepach i pödskLepiach tam bëła ta sama krëjamnota pöznôwónô we dwoje ö pödrôstający miłoce bez cësnieniô bez pöspiéwku kôrmimë sa nadpakłą krzesznią wëjimniatą z könfiturów wjamicë pözeleniałi mcha tam krijówka wëbuchów pökwitła Legendą wastë ksyżëca i głaböczim żëcym w doLëznie öplotłi ögroda winogradu i rebińców stôri bogowie widzelë na miłota wëkradłą gwiôzdóm czej niebö stało sa plaskaté i bladé zbëlë to bezgłosa przëzwöLeniô z redotë skłôdóm dłónie do kösków że mómë sebie wiwat miłota! bôjka ö żôbce nie wiém czë wiész a nawetkajeżlë nie wiész to możesz zacząc wiedzec że bôjczi czasa sa zjiscywają szlachöwno jak spiczi mają swöjich herojów w jaczich wierzimë ijaczich pököchujemë zapôdómë sa w nich nie chcemë jic nazôd do ternôczasnotë pödköpiwómë naje bôjczi cobë sa do nich przedostać żëc długö i szczestlëwie pö tamti stronie ksyżëca chcemë miec swöja gwôsną baśń pöszukiwómë wëöbrôżómë so wiém że jes to sprawdzył żëcé to nié bôjka jô sa znaja na taczich co przeczidają w jawernota jem zżabiała muszisz mie kusznąc a zamienia sa w twöja ksażniczka mödlëtwa pejzaże dzecyństwa zamikóm öczë jak płatczi stokrotczi w cemny nocë i wmikóm w spiącé naczinie rojeniów i snieniów grimasë widza tkanka farwnégö dzecyństwa na listkach błogostanu z włóczikija skrzëpiącym na skrzip-kach piesnie Lawendowe nie dosc skömpliköwóné ritma dali czëja wónia gözdzyköwi kąpiele jabköwëch kompotów z cynamonową szcziptą swöjsköscë ni móm dosc przëmikóm sa köritarzama cemnëch kwiatów w strona taczowëch wiatrów tancëjącëch walca w rzekach ma-linowëch i widza łisk ksyżëca skurczonego w mödlëtwie nad möjim wëra w półsmroku budzącego sa dnia za dôką głabiznë nocë czëja dotkniacé nënczinëch rak wicy mödlëtwë je w rzechötanim żabë nigLe w przewlokłëch pôcerzach wëczorgającëch trzë razë na dzén z zemi i niknącëch z öbrota nieboskłonu pöd ful słuńca wicy mödlëtwë je w brzaku muchów co lecą drapnąc wiecznota i w rozmajitëch ötmianach lëtanii ptôchów wyszczeblotónëch na obudzenie zymku w granace nieba i w nórcëkach czerwieni czej z serca jidze miłota czej prawie serio köchôsz ną miłotą błagające ć> jistnienié Boga melancholio melancholio to céniô niejistnieniô czedë öddechôsz a nie dôwôsz radë tak pö prostu żëc czas dérëje w strona rozkładu i degradacji Lepszego witra niedozdrzeniałi do egzystencji kontem piejesz bezsens i absurd öbecnoscë wëczërpóny procesa gwôsnégö bëcô chtërno öcérô sa ö niebëcé bezmionowô sërowô pöstac cebie zgróżdżonô w cemnym nórce czasorëmnotë sedzy i stwôrzô nick z wszëstköscë bezpłodno macyca twöji dëszë krëjamnô przestrzeń niejistnieniô czësto nagô i głodnô psychiczno przërëchtowiwô nicosc ze wstëda wzérô na cebie Bóg zakatarzone niebö płacze samöta samöta równo jakô je nôbarżi nieszczestlëwô bële gdze i wszadze płacze w ni deszcz nôbarżi ful kroplama pija opuszczoną gdzes harbata nie wierzą ju w miłota wëpëchającą mie w słuńce co nôwëżi w smierc cos mie dopchnie ale tedë téż bada sama westrzód milionów przecëskającëch sa do wiecznoscë na ziemi ku reszce téż przeludnienie samötnëch jaż smutno sa smiôc czej je sa z nieóbecnoscama samima leno na ógło to nie wierzą w nick ani w to że jaczis Bóg pilëje nad moją samótą A co të bë zrobił czejbëjem dzysészi nocë tak prosto umarła sama pörzëconô tobą na lodzę rozmarzłim bez powrotu bez wińscó stamtądka zëmnô głodno sërowô cwiardô jô bë poszła w cëzëna jak żôłnérz co nie przeżił Afganistanu nie wrócëłabë jem ju móm wątplëwötë czë w ögLe bëłobë cë smutno rëchli öböjatno i spökójno të bë pözwöLił mie ödéric na chłodno scwierdzającë: smierc të bë köchôł miejesz mni a pötemu całim serca wcale nawetka przez przëpôdkjes bë nie tęsknił jô bë sa stała jakąs cëzą ani përzna niewidzaLną kropką të bë nigdë nie przeprosył mie za na smierc żëcé w nas krążi w plachcach widu midzë wschöda a zôpada wszëtczégö nick nigdë nie pööstónie na wiedno köżdégö möże w köżdim sztóce nie weprzińc bö jawernota colemało dérëje krocy nigLe w rojeniach ani na pamiac nie dôwô sa nauczëc wedLe stôrëch kluczów dLôte nót je nóm pieszczëc köchac ful piersą cobë nie uczidnąc chöcbë dzéLëka nieskuńczonosce żëcé w nas krążi 9 Felicjo Bôska-Börzëszköwskô Lëst z Łubiane Dzaka wszëtczim, chtërny zjachelë 16 lepiń-ca 2016 r. na naje lëteracczé zéhdzenié do ogródka na Lepińsczich Pustkach (Łubianô). Ökôzało sa, że bëło to ju... szósti rôz. Tim raza nié le przë wspiarcym Szôłtëstwa Lubiano, ale téż Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie. Nawetka słunuszkó wiedzało, że kaszëbskô lëteratura je tak snôżô i te dnia muszi ödgónic deszcz i wiater! Zrodzëło sa nawetka czile nowëch udbów, ale ö tim... na drëdżi rok. Mómë karno tëch, chtërny bëlë na köżdim zeńdzenim, ale bëlë i taczi, co przëjachelë pierszi rôz. Tej nôpierwi jesmë muszelë sa pöznac. Rómk Drzéżdżón pöwiôdôł ö „Zymku" i zachacywôł do pisaniô w nim. A prawie Ana Różk zez Brus je poetką, chtërny jedne z pier-szich wiérztów nalazłë sa w nym cządniczku. Mielë jesmë leżnoscjich pósłëchac. Bëlë je-smë zgodny, że domôgają sa zbiérku! Przédnik KPZ zez Brus Stanisłôw Kobus i jegö białka Jadwiżka ödkrëlë nama kąsk krëjamnotë ö dzejanim komitetu dIô öbchödów nadchôdającégö roku Józwa Chełmöwsczégö. Z redoscą witelë jesmë reżiséra „Remusa" Zdzysława Górsczégö i jegó białka Danuta. Dowiedzelë jesmë sa wiele o historii Teatru Snów. Rôczëlë téż naju do Lëpusza 6 zélnika a 7 zélnika do Wiela na pökôzk „Remusa". Ökróm tegö östelë jesmë przërôczony 22 lepińca do Dworku Serakówsczich w Sopóce na swiatowanié 30 lat dzejaniô Teatru Snów. Jak wiedno widzałë sa słechińcóm dôwné gôdczi Eugenii Lôsczi z Lëpusza. Tëli w nich zwëków, öbrzadów, pozwów z Remusowégó Lipna i jegó ókölégö. Słëchelë jesmë nowégö dokazu Tómka Fóp-czi, chtërnému zeńdzony nie dozwólëlë wëjachac bez zaspiéwaniô czile piesniów z bókadoscë swojego repertuaru. Wszëtcë bëlë jesmë pod wióldżim dozna- 10 nim méstersczégö wëstapu na naji zdrzadni Idë Czajinë. Ji Czôrny kléd na długö östónie w naji pamiacë. Leno recytatorka taczi miarë jak Ida Czajinô, mögła tak misterno ödczëtac poezja Jolë Steppun - póetczi z Köcewiô. Wöjk Mëszk, chöc ö tim nigdë nie gôdô, mô co nowégó napisóné. Rokroczno żdajemë na jegö dokôz! Chöc nie bëło tak letko, dało sa gö namówić i möglë jesmë słëchac snôżotë kaszëbsczégö słowa. Kaszka Główczewską, ö chtërny poezji jesz nierôz uczëjemë, musza jem zastąpić, bö na nia nie bëło jinszégö spösobu. A jć> nie bëła téż takô i ökróm te ödczëta jem... pôra swöjich wiérztów. Bëło naju corôz wiacy, bö przëjachelë z Wdzydzczégö Jôrmarku lëdowi artiscë z Kaszëb: Janina Gliszczińskó z Miastka, Alicjo Serköwskô z Kartuzów, Regina Białk z Köscérznë, Halina Turzińskó z Lëpusza, a z Köcewiô: Mark Zagórsczi, Zenon Pląskówsczi, Jola i Sylwk Steppunowie. Gratulowelë jesmë Alicji Serkówsczi napisaniô snôżégö licencjacczégö dokazu ó kaszëbsczim malënku na szkle. Ala pó prôwdze östa öbdarowónô bókadoscą darënków! Swójim granim na akórdionie zachacëła zéhdzonëch do tuńców i śpiewów. Od Marka Zagórsczégö dowiedzelë jesmë sa ö wespółdzejanim artistów lëdowëch z Kaszëb i Köcewiô. Wiele z naju ö tim wié, bo öbzérało chudzy wëstôwk „Zakochani w Kociewiu, zakochani w Kaszubach" (m. jin. w Lëpuszu, Könarzënach). Wiele jesmë dowiedzelë sa o kunsztach lëdowëch artistów, a ó technice intarsji öpöwiôdôł ji znajórz Zenon Pląskówsczi. Lubötnicë kaszëbsczi lëteraturë i kulturë przëchôdelë z kragu na trówie do przëdomówi latnicë - przëstrojony u pósowë dokazama Reginë Białk. Bëlë jesmë w bezpieku, bó dôwała bóczënk Bożena - dozérôczka w Technikum nr 3 z Chóniców, piakno gôdającô góską mową. Bëła téż szkolno Regina Klamrowskó z Łubiane, Kristina i Wójk Felskówscë z Kornego, u chtërnëch góscëlë jesmë łońsczegó roku. Bëłë téż drëszczi z Kóscérznë. Wszëtcë sa czëlë góspódôrzama i pömôgelë, jak le móglë. Na stole bëło corôz wiacy smaczków, a ó lëteraturze i kulturze kaszëbs-czi kôrbilë jesmë dosc długó. Móm nôdzeja, że w lëpihcu 2017 roku na Lëpihsczé Pustczi przińdze i przëjedze naju jesz wiacy. Ödj. K. Główczewskô Grégór Schramka Blós 14? Jaż 14? Latosy turniér we Wielu W iiszłim roku bëło jich jaż 29 sztëk. Latoś 14. Zafelowało m.jin. Józwë Rosz-mana (łonsczégó dobiwcë przédny nôd-grodë), młodégö Janusza Prëczköwsczégö (niłohsczégó dobëtnika) czë Stanisława Göstomczika (nôlepszégö nizałoni), chöc dwuch z nich wiera przesłało swöje zgłoszenia. Nie bëło téż Stefanie Budë z Rze-szowszczëznë, jakô w swöji kategorie (mn. Wincentego Rogale, to je dlô tëch zeza Kaszub a Köcewiô) zajała łoni pierszi plac. Na latosym, ju 39. Turniéru Lëdowëch Gôdkarzów Kaszub a Köcewió we Wielu, jaczi miôł mól 13. (eliminacje) i 14. zélnika (ogłoszenie wëników i koncert laureatów) nie bëło tej za wiele ópówiódajków. W trzecy kategorie - mn. W. Rogalë - niżódnégö. Chóc kąsk felowało tëch, co östelë wëpisóny wëżi, niwizna biótków na gôdczi bëła wësokô. Ösoblëwie w ti nôwôżniészi kategorie, to je mn. H. Derdowsczégó (na dokóz swój, nigdze rëchli niepublikówóny). Widzec bëło, że ti, co snilë ö dobëcym w ni, muszelë rëchli fest sa do swöjich wëstapów przërëchtowiwac. Latoś przędną nódgroda i laur méstra gód-karzów dobëła Karolëna Keler z Kaszëbsczi Dabnicë, a pierszi plac Ana Gleszczińskó z Lepińc (wicy ö turniéru w „Pomeranii" w Klëce). Wórt dopówiedzec, że A. Gleszczińskó w drëdżi kategorie, to je mn. Józwë Brusczégó, bëła latoś nôlepszô. Kórbiónczi óbadwu białków drëkujema niżi, a ju terô rôczimë do Wiela na jedna sobota a niedzela w pierszi połowie Zelnika przińdnegó roku na roczëznowi, ju 40. Turniér Lëdowëch Gódkarzów Kaszub a Kócewió. Chto wié, może latosó niebëtno-ta niechtërnëch pówióstników bëła swöjégó órtu taktiką przed pósobną we Wielu biótką na gódczi? KaroLëna Keler W köscele Kaszëbi to baro wierzący lëdze, a chodzenie do kóscoła, to dló nich jedna z nôwôżniészich sprawów na świece. Ale dló köżdégö chodzenie do kóscoła parłaczi sa z jinszina przeżëcama. W kóscele ókróm tego, że möżna sa pómódlëc, można téż sa wiele dowiedzec. Czedrowskó przëchódzy z sëmë i wrzeszczi do chłopa: - Maceju, te wiész, że Klewiszczón je umarti? - Ten muszół so fest nażgac, że jaż za jezoro gö wëwiało! Tam ón mó jak w niebie, doch Marta to je prôwdzëwô białka! Öna wié jak chłopa do se przëcygnąc... - Nié jak w niebie, a pö prôwdze w niebie. Ön nié do Martë zaszedł, a do swiatégó Piotra, öbarchniélcu! Podług Walerczi z Gôchów nôlepi chödzëc do köscoła dwa razë na dzeń. Rôz ksądz pö mszë podszedł do Walerczi i sa pitô: - Walerkó, doch na jedna msza sygnie przińc, Walerka ni mô robötë doma? - Ksaże proboszczu, doma mój chłop wiedno zazérô na te stronę www i tede ön gôdô, że ön wié wszëtkö pierszi, bö tam wiadła z pierszi raczi są. A jô wöla wiadła z prawi raczi. Tedë, czej jô jida do köscoła, gôdóm, że jida na swöje „www" - wiesczé wiescë z wësoka. Czej ksądz nick cekawégö nie pöwié, tedë jida na „ppp" - pököscelné plestë do Prądzyńsczi. Köscół pö prôwdze to je nôwôżniészi budink we wsë. Czej człowiek przed dwiérzama stónie i zazdrzi do górë, zarô czëje sa taczi malinczi. Dlô niejednego chodzenie do köscoła to je wiôldżi stres. I nie jidze blós ö grzéchë na sëmieniu. Bö co zrobić, czej „w köscele so cos zachce"? Wichódków ju ni ma, a nié w kóżdim kóscele je gdze w taczi sytułacje jic. I tedë człowiek zaczinô kombinować, cobë zrobić, żebë w kóscele so jednak nie zachcało. Jedny jidą na głodnego. Jinszi gödzëna przed mszą bierzą wadżel, a jesz jinszi sedzą doma na tronie tak długö, jaż wszëtkö z nich wińdze. Ale czasa sa tak zdarzi, że jednak i w kóscele „so zachce". Tedë trza kombinować, żebë so chutkó ódechcało. Jedny tak möcno patrzą na wid. Jinszi wpatrëją sa w ksadza, jakbë ön mógł pomóc. Ale czej jich ócze robią sa wiôldżé jak u krowë prze celenim, ni ma radë, je nót wińc. Terô jak to zrobić, żebë so nicht nie domëslił, że jidze sa prawie po to? Jedny bierzą ze sobą dzecë, doch jima wiedno wszadze i wszëtkö może sa zachcec. Jinszi udówają, że czegoś zabôczëlë z autoła. Ale czej ni ma ju czasu, scyskają mocno kolana do se i jidą. Bëlë do przodku i do wichódku! Jinszi przëmiôr? Ksądz z tacą chódzy, w czeszeniach pustczi, a wszëtcë zdrzą - dół czë nie dół i wiele dół? Jesz jinszi. Jidzeta do komunie, chceta wząc Pana Jezësa do serca, ksądz wëcygô raka z opłotka i aaa pszik!! Abó pieśń jakąś ksądz zacznie, jaczi sa nie znó. Jak śpiewać, żebë sa nie wëdało, że sa słów nie znó? Czejbë nama w taczich sytułacjach mikrofon pödsënąc, tobë wëszło cos taczëgó: „ta ie uia enie i ko ióm ce panie, że la na do uuu iiw iek aaameen". Co muszi so Pón Bóg mëslëc czëjącë taczé cos? Nowi jazëk! Ju nie chcą gadać ó tim, jak so człowiek stresëje, czej do spówiedzë mó jic. „Tero jak to bëło, jak zacząc? Czë wszëtkó pówiedzec, czë so zdebło na późni óstawic...?" Ale chëba nówiakszi stres je na zdënköwëch mszach. Tam nawet prosté pëtanié stówo sa nôdragszé. Mój bracyna wzął so dzéwcza z cëzy wsë. Wszëtcë stoją ju w kóscele i ceremonio mó so zaczënac. Ale ksądz zabócził jak mó na jimia pón młodi. Pitô sa nóprzód cecho: -Jak pón mó na jimia? Młodi stoji. Cëszô. Zdebło głośni: -Jak pón mó na jimia? Cëszô. Do mikrofonu: -Jak pón mó na jimia? Młodi w kuńcu ódpówiódó: - Pón mó na jimia Jezës. Gôdô sa, że ksądz mó wiedno prówda. Ale są téż taczé sytułacje, że dobrze sa dzeje, czej ksądz ti racje ni mô. Lepińskó z leżnotë dwadzesti roczëznë zdënku zaprosëła całą swoja familia i zamówiła msza. Bëło to prawie w zélniku, a ob lato proboszcz w réza wëjéżdżó, a na latné ferie bierze wikarego z sąsedny wsë. Ale wikari młodi i wszëtczich znac ni muszi. Lëdze w köscele sedzą i Lepińskó z chłopa usedlë na swöjim placu - na churze. Zaczinô sa. Ksądz gôdô: - Dzysô më sa pötkelë, żebë sa pömödlëc za swiati pamiacë Maria i Mariana Lepińsczich. Zëmny pöt öblôł Lepińską, zrobiła sa biôłô jak öbrus na wôłtôrzu. Rodzëzna sa zaczała usmiewac, a öna czej doszła do se, wrzeszczi do wikarégö z górë: - Proszą ksadza, ale ma tu jesma, më dzysô mómë dwadzestą roczëzna zdënku! - Proszą wastnë, jô tu móm krziżik postawiony i to je msza za swiati pamiacë i kuńc. - Ale doch më jesz żëjemë! I pö to je ta mszô, cobë më żëlë jesz dłëżi, a nié żebë nas usmiercac! - Proboszcz tu napisôł krziżik i badze krziżik. To warna nie zaszkódzy, a badzeta mielë jedna msza do przodku. Lepińskó do kóscoła poszła żëwô a weszła umarto. W kóscele może sa wëdarzëc pö prôwdze wszëtkó. Gruńt, żebë sa wiedno a dobrze pómödlëc. Ana Gleszczińsko Ö dzecach abö ö tim, czë wiacy znaczi mni Pszczołów jó ni móm. Choć czasa sobie mëszla, że trza bëło sobie pora ułów sprawie i miec swiati bezpiek, a wszëtkö tam, gdze piece kuńczą swója póczestną pózwa. A tak? Miodu ni ma, za to są dzecë. Dzejcë... - jak to krótko naju gódają. Mëslita so pewno, że jó mda tero na nie wadzëc? Gdze tam! One są tak köchóné, jak mało chto. Ösoblëwie, czej spią. Wszëtczé. 1 jesz nólepi ó jednym czasu i równo długo. A ókróm tego 500 złotëch piechti nie chódzy, tej co jó mda wiele szkalować. Chto mó dzecë, ten wié, jak to je. Tu nie brëkuje wiele gadać. A prawie tim, co jesz jich ni mają, a na bócóna żdają, abó choc le o nim mëszlą - tim jó bë chcała cos rzeknąc. Baro wóżny na górze so öbmëslëlë chitrą udba, cobë młodëch dëtkama do robötë wiadomi przënacëc. Dëtk jak dëtk - dzysô je, jitro gö ni ma. Tej wiedno cos tam sa przëdô. Jó równak mëszla, że to bë bëło lepi pokazać młodim, jak tak pó prówdze to żëcé z taczim funkel nowim człowieka wëzdrzi. I to nié blós z jednym, ale zaró z trzema krósniatama. Może nié naróz... Ale wezmë na to - pó jednym co dwa lata. I óbóczita, że za szesc lat wszëtcë mdą ród. I ti baro wôżny na górze (öni gwësno nć>-barżi), bö dëtków na swoje pensje dosc tëli uszpórëją i młodi, bö dali mdą młodi, często fit i welëch, a do te jesz bögatszi ö troje sztëk dzecy i doswiôdczenié. Dzysô czasto a gasto to wëzdrzi tak, że młodi przë pierszim dzecku są ju tak zmarachöwóny, że mają ju dosc. I drëdżégö nijak nie badze. Ze strachu i zgnilstwa. A prôwda je tako, że chöc dzecy je wiacy, tej robötë może bëc pö prôwdze mni. Nimöżebné? Tec jo! Öbôczta le. Przë pierszim dzecku, jesz przed jego wëlagniacym, białka bëlno czwiczi te öddechë. Przë drëdżim öna ju wié, że to sa ji i tak do niczego nie przëdô. A przë trzecym wöłô, żebë ji delë znieczulenie ju w ósmim miesącu cążë. Przë pierszim - białka chatno kupiwô, pierze i platëje nowé dzecné ruchna. Wszëtkö ukłôdô podług farwów, réga za régą w piakny, ekstra kupiony szafie. Przë drëdżim - sprôwdzô leno, czë te pö pierszim są jesz dobré. Na smiecë jidą co czôrniészé lómpë. A przë trzecym - a gdze to je napisónë, że knôp w ró-żewëch buksach ni möże chödzëc? Jak je pierszé dzeckö, tej sygnie, że ono sa kąsk skrzéwi abö përzna piśnie, tej zarô jidze na race. Drëdżé mdze z wërów wëjaté leno tej, czejbë jegö rëk miôł zbudzëc to pierszé, abö - co görszé -przënëkac pöd dwiérze sąsôdów, czë jin-szé tvnë. Przë trzecym to të môsz ju wëszköloné starszé dzecë, jak bëlno i skuteczno kölibka bujac. Przë pierszim zmieniwôsz pielëcha co gödzëna - nawetka jak je czëstô. Przë drëdżim - co 2-3 gödzënë - jak je nót. A przë trzecym môsz stara, cobë bëła nowô, jak ju rodzëzna rëczi, że smierdzy abö pielëcha wisy niżi kölón. Przë pierszim téż prawie bez całi dzeń sedzysz i wzérôsz na dzeckö. Ach jenë, jak öno piakno spi! Ach jenë, jak öno sa piakno usmiéwô! Ach jenë! Przë drëdżim -to ju wiacy zdrzisz, cobë to starsze nie psocëło sa temu môłému. A przë trzecym - to ju mëma i tatk zdrzą, cobë sa przed dzecama schöwac! No i rzeknijta terô - wa barżi doswiôdczony - nie je tak pö prôwdze? Tej ni ma co sa wiele obżerać, le za roböta sa brac. Eugeniusz Prëczköwsczi Widzałô fejra Kaszëbów Dzél 2 - To swiato gôdô nama téż, że nie je wölno nigdë gasëc dëcha żódnégö człowieka. Nicht nie je lepszi temu, że urodzył sa w wiôldżi metropolii, ani nicht nie je górszi, że pöchödzy z pustk. A może prawie je lepszi, bö wié, co to je robota, co to je dążenie do uczbë, bö rozmieje achtnąc biédnégö i chörégö, bö znaje wôga rodnëch a ödwiecznëch wôrtnotów. Wszëtkö, co le z wierzchu wëzdrzi snôżo, chutkö stracy swój blôsk. Leno to co z bëna je piakné, wëwidni swója snôżota na wiérzk i trzimie ja długö, a czasa nawet wiedno. - Tak sa prawie stało z tim lëda, jaczi béł zgardzony, ale jaczi dërch dozérôł nôbël-niészé wôrtnotë: möc katolëcczi wiarë a roböcosc, swiąda pöspólny pömöcë, a uczbë, dobrota i szacënk. I trzimô sa jich wiérno. Jeżlë bë je znikwił, tej wnet przińd-nota znikwi jego! Tak jak wiele jinszich nôrodów świata, co nad wszëtkö pöstawiłë rozpust, zgarda dlô ödwiecznëch wôrtnotów, bezsromóta, pseudowölnota podług zéwisz-cza „róbta co chceta". Taczé dzejanié stało sa prawie pierszim kroka do zniewöleniô, a kureszce znikwieniô. Tegö słëchelë gösce ze świata, ale ösoblëwie urma nôbëlniészich Kaszëbów. Pö wszët-czich prôwcach, diplómach, nôdgrodach, a pamiątkach, przeszedł czas na zamkniacé czile corocznëch konkursów. Na pierszi pöczątk wzati béł lëteracczi. Dobiwca trzeba bëło wëbrac z westrzód kol pół tësąca prôc. Nen konkurs miôł stolemny cësk na rozwij kaszëbsczi lëteraturë. Temu téż główno nôd-groda to wierteł miliona dolarów. Ta razą dostôłja köl 40-latny pisôrz Örzéł, znóny ju w westrzédny Europie, chtëren ópisôł przes-nôżą rzecz ó szlachetny a czësti miłoce. - To je przikłôd nôwspanialszi prozë - gôdôł przédnik ösadzëcelów Wejer. - Öd wnet wierteł wieku nasza pismienizna tak piakno sa rozwijô. Taczi utwórcë, jak latosy laureat, są ju znóny w świece. To je nôwëższô niwi-zna. A gwës doch jesz nóstarszi pamiatają, a żelë bë chto miôł ju zabôczoné, tej letko je sa doczëtac, jak to nasza lëteratura bëła czëstô upadło. Szła w ślepi nórt. Szukała so pola w pornografii, w nôbrzëdszi sprosno-scë. I to béł ju kuńc. Piszący szlë w to, a tej chcelë jesz dali, ale dali ju nie jistniało. Dali bëła leno scana abó przepadnió. Nie szło ju wëmëszlac wicy tëch swiństw, bo wnet sa mądrzészi docygnalë, że to wszëtkó ju dów-no bëło öpisóné. Kaszëbskô lëteratura copna sa köl dwasta lat procemku przikładowó ji sostrzany pólsczi lëteraturze. Në i kureszce, pö wiôldżi rodny przemianie, wszëtkó sa odmieniło tak bëlno. Lëdze zaczalë pisać 0 miłoce, chtërna je stôrô jak świat, a o jaczi wiedno jidze napisać pósobnyjesz piakniészi dokóz ód przesnôżich dzełów, co wórtny są ju nôwëższi nôdgrodë. Latosy dobiwca je tego przikłada. W jego obrazach nie felëje niezgarë, pókrziżawów, przekracznotë 1 zdradë. Nie felëje kóchbë, a nawetka gwół-tu. Le równak ni ma swiństw, co leno niżą nasza lëteratura do dna, co kładzą nasza pismienizna na stegna nórtową, zacopóną i wstëdlëwą. Nen dzysészi dokôz pókôzywô dobëcé nôpiakniészi miłotë, jakô je czëstô i cerplëwô, i jakô téż potrafi przecerpiec Cap Arkóna to téż btizo Czëp półöstrowa nikwił Ödźin Wulkana retôł że rani Słowianów, co delë gardowi stawilë w herbie, a najezdnicë möst łączi dzys stałi ląd i ostrów Ju smrok zapö r+rnn a • f Rugie witô n^ pdzec je bez pó przej strona; Chutkö szaséj Ö cemnicë nie r W nocë znowu Swinoujsczi sar Dwa stowiańsc Szëkającë erbö Z rena na Grifia Pozwą orifa. é rute u dal wony y v zim nôwikszé zło, jaż kureszce wiedno dobiwô. Herojowie tegö dokôzu są herojama dlô nas, dlô Kaszëbów, dlô Pölsczi, dlô świata. Öni dwigają dobrota na wiżawë. Są przikłada, jaką stegną kroczëc, żebë w żëcym szło bël-no, bë nigdë nas nie dotkła klaska taczégö lëteracczégö upôdku, jaczi më przeżiwelë wiele lat temu. Dobëcé Örzła pö prôwdze bëło widzałé. Béł to drëdżi jegö tak wësok öbszacowóny dokôz. Za pierszą razą napisôł dzeło, w jaczim miłota téż mia swój möcny plac, le wszëtkö ösadzoné bëło w historiczny ja-wernoce ksążëcëch czasów Kaszëbów, czej to Swiatopełk pöddwigiwôł zniszczony przez Prësów pödpuszczonëch przez Konrada Mazowiecczégö żuköwsczi klôsztor. Tą razą Örzéł pókôzôł, jak miłota wpisywô sa w codniowósc, jak potrafi przedërchac wszëtczé ucemiadżi i dobëc z procemnika-ma, chtërnëch wiedno je za wiele. Nen bëlny pisôrz nijak nie dulcził na te dët-czi. Kö miôł dosc swöjich. Całą nôdgroda dôł tej na kaszëbską młodzëzna, chtërna dobrze sa uczëła, dozéra w se szlachetne wôrt-notë, a nikwia ószôc, niebëlnota i zgniłota. Te znanczi, jaczé rôz piérwi zabiłë rësznota kaszëbską, jaczé doprowadzëłë do znikwie-niô ambitnëch udbów początku XXI wieku. Tëch znanków, chtërne pö prôwdze zagubiłë tej kaszëbizna. Wiera nôbarżi zagubiła ja falszëwöta i chcëwöta na dëtczi. Terô z tim ju ni ma niżódnëch jiscënków. Krôjna je machtnô i baro bógatô, lëdze mają robota a dobëtk. Ni ma zôzdroscë, le je zrozmienié i wzôjnô żëczba szczescégö. Jesz bëlniészô nôdgroda żdała na dobiwca filmowego konkursu. Z westrzód bez trzëdze-scë filmów trzeba bëło wëbrac ten nôlepszi. Nie bëło letkö, kö wnet wszëtczé wôrt bëłë nôdgrodë. Tej nie bëło dzyw, że ósadzëcelë tą razą nôwëżi öbszacowelë dokôz, co przedstôwiôł nen prawie czas sprzed bez pół wieku, co znikwił bëcé kaszëbiznë w publiczny telewizji. Na przełómanim XX i XXI wieku Kaszëbi mielë swój program óbzéróny bez sto piacdzesąt a nawetka dwa-sta tësący öbzérników. Miôłtaczé znaczenie, że zaczął mier'zëc pódwëższich w telewizji, co corôz krzëwi zdrzelë na jego usódzców böjącë sa, że möglëbë oni czasa chcec cos wicy tam znaczëc. Le program béł tak dôż-ny, że wszelczé próbë jegó znikwieniô bëłë próżné. Dopierze, jak nalezlë oni so drëchów westrzód przédników wnenczasny rësznotë kaszëbsczi, chtërny sami chcelë przejąć nen atrakcyjny program i miec bez to wpłiw na lëdzy, tej sa udało. Në i wespół dobilë óni gózdz do zarka programu. Na wiedno. - Nen film pökôzywô, do cze zdatnô je lëdzkô nieżëczlëwöta. Pókôzywô, jak jed-ny, co mienilë sa bëc Kaszëbama, bëlë w sztadze robie przék drëdżému, le temu, że nen béł lepszi ód nich samëch. Przë tim niszczëlë kaszëbizna. Ko tak po prówdze ó nia nigdë jima nie szło - wëjôsniôł przédnik ósadzëcelów. - A w radiu téż bëło wszelejak. Po kąsku robią to biéda. Snôżota kaszëbiznë mało sa rechówa. Wôżniészé bëłë módë, co szłë colemało w bëlejaczëzna. Wôżniészi béł jazëkówi folklor kaszëbsczi - jinaczi nót bë rzec - möwnô bëlejaczëzna, jakô ópisywa öbëczajowi primitiwizm, niżlë snôżota jazëka i möralnota na wësoczi niwiznie. Na szcze-scé ta uszłota ju ni mô niżódny szansë przińc nazôd. Dzys mómë piac radiowëch stacjów, w tim dwie nadôwają leno pó kaszëbsku. Kóżdi bëlny sztëczk, ósoblëwie napisóny w snôżim jazëku, je przënôleżno achtniony. Pö tim prawie zaczała swój koncert gwiôz-da światowi binë, Sulina z Bëtowa. Mia przërëchtowóné dëcht nowé sztëczczi, a piselë dlô ni nôlepszi utwórcë, z noblistą Mazura na przodze. - To są spiéwë ösoblëwie ö wrazlëwöce na krziwda drëdżégó. Öne dôwają wskôzë, jak dzejac, bë dobiwała redota. Kó nôlepi je uczëc sa wiedno na przikładach. Më jich mómë dosc w swöjich dzejach, a më doch wiémë, że swóje fele i konsekwencje, co z nich wëlôżają, sa nólepi zapamiatiwó -gódała Sulina przed rozpóczacym pierszi spiéwë. Wnetka ji złoti głos i póriwający chwat wëdôł słowa, jaczé rozprzëniosłë tësą-ce lëdzy zebróné na Góskówim rénku. Hewó óne: Më chcemë szëkac przigódów Zjinszima dërch sa przecëwiac Nama je trzeba wigódów Nama sa trzeba wëżëwac! Doch jesmë barżi moderny Cëzy nas lepi rozmieją Co może w nas je felerné Wërgle i pöpisë skrëją. Leno czë mô cwëk szôlenié? Lepi krok mądrzészi stawiać I w se dristné sprzidz mëszlenié, Bë sa lepszim wiedno stawać. A czej przińdze tóczel, jak tu z môla rëszëc? Kö nóm bëło tak doch wszadze fejn wëwie-jac, Le że czemu to tak chutkó muszało sa zlëszëc... Më gwës bëlë, że tak dërch sa miało dzejac! Blós taczé marné te czënë Prowadzą w nórtë cemnawé Jiwrë wnet zrénëją bënë Żëwöt sa stónie szarawi. I dragö je tedë nazôd Na prostą Stegna sa wdrapać, Bë odtąd ju ani razu Cemnëch sa rzeczi nie chwatac. - Muzyka je uniwersalną wôrtnotą -nadczidna zôs Sulina midzë sztëczkama. -Më sa möżemë cëszëc, że nasza rodnô ze-mia je znónô z wiôldżich utwórców, autorów tekstów i kompozytorów. Piakno je, czej wszelejaczé ôrtë muzyczi sa prima rozwijają; i warköwé, i amatorsczé. Jô jem ósoblëwie wdzacznô möjim starszim a starkóm, że delë mie móżnosc śpiewać i tuńcowac przódë w lëdowim karnie "Słëpsk". Tam bëłë móje pierszé kroczi. Czejbë nié to, tej wiera nig-dë bë jem nie stoją na délach parisczich, czë londińsczich warköwëch binów. Ösoblëwie jima, mójim pierszim szkolnym i kaszëbsczim utwórcóm, dedikuja pösobny dokôzk. Në i zazwaczëłë przesnôżo pösobné słowa spiéwë. Lëdze winköwelë, a spiéwelë raza. Całi wiôldżi plac béł wiôlgą kaszëbską jedno-tą. Tak cos rzôdkö bëło w dzejach. Möże le tej, czej köl sto lat temu pölsczi Öjc Swiati gôdôł w Gdini, a kąsk późni w Sopotach, do Kaszëbów, żebë dozérelë swóji jawer-notë, żebë dbelë ó familijną łączba, uczëlë sa swöji mówë, a wiedno trzimelë z Böga. Móże le prawie tej. Tak wëzdrzało, jakbë dopierze terô to sa pó prôwdze zjiscëło. Bó przez wiele dzesątków lat to le bëło blós ród powtórzone i mało co wicy. Wszëtkö na żëwó relacjonowałë dwie całodobowe telewizje "Wiedno Kaszëbë" i "Rodno Zemia". Do te czile radiowëch sta-cjów, a wielné cządniczi. Całi świat mógł öbzerac, a słëchac, co dzeje sa w stołecznym gardzę Kaszëbów - Gduńsku. Miliónë bëłë swiódkama, jak wësok podniósł sa przódë zgardzony lud, jak wëdwignął sa zapadłi zómk, a jak wëbawionô ósta snóżó króle-wiónka - kaszëbskô mowa. I w tim rëgnałë dalek a szerok słowa pósobny spiéwë. Do Sulinienégó głosu doparłaczëło całé lëdztwó. To dało taką móc kaszëbsczégó słowa, jaczi jesz nigdë nie bëło. A pómión niósł te słowa. Tak sa zdówó, że dali dërch je niese: Pój le brace ze mną wstec Rodną Stegną w góra, w dół Tam dze wid je, tam dze miecz Zrzeszać nasze mëslë wkół. To nówikszó w żëcym czesc Trzëmac rodny zemi straż, Bëlné deje méstrów wiezc, Mądrość ojców w przińdnosc niesc I nódrogszi jazëk nasz. Chcemë jic le wespół drist Procem udbóm, czënóm złim Chóc prost w lica trzasko swist, Dzejac w dobrim - odbić grzim. Niech kandarë urwią sa Co kaszëbsczi dëszą zómk Żebë wstół i w piaknëch skrach Teza nóleżną miółju wcąg. A pómión dali niósł te słowa pó kuńc fejrë, pó kuńc dnia i nocë, dali dodóm, do chëczi. Na lata, na wieczi. Serwin i jego przesnóżi mulk bëlë wnet żeniałi. Dzecë jich rosłë baro buszny, że są Kaszëbama z dbą, że wnetka bądą - tak jak jich starszi - möglë służëc swóji Tatczëznie swójim wrodzonym taleńta a erbówóną i powieloną mądroscą. W östatny „Stegnie" jesmë piselë ö konkursu „Twörzimë w rodny möwie" ja-czi zorganizowało Kaszëbsczé Öglowösztôłcącé Liceum w Brusach i Zespół Ekönomiczno-Usłëgöwëch Szköłów w Bëtowie. W tim numrze bédëjemë dokôz, jaczi dobéł w kategorie: Maturańtowie kaszëbsczégö jazëka, proza. Katarzëna Główczewskô Wëcygniatô z „szuflôdë" historio Bölëca. Plac bölączków i jiscënków. Öb noc corôz to wiakszich. Wszadze zeloné scanë... Piakno wëmalowóné scanë nie są żódną znanką nôdzeji. Nôdzeja muszi widzec le bëne se. Abó wëcëgac öd jinszich... Nalazła sa czedës takô pöstacjô w placu öbarchniałëch (tëch w biôłëch czitlach, bö przeca nié tëch co ledwo chodzą pö köritarzu), chtërna z nich so nadriwała. W na-driwanim bëło j ej i zatacenié sa i przeżëcé. Chöc pö prôwdze taką udba na żëcé miôł ju dôwnô przëjaté ten, co tuwö w bölëcë sa nalôzł. Chto bë pömëslôł tak cos... Tej czas zacząc na historia, chóc może lepi pozwać ja „dzéla historii" jednégö człowieka. Andrzej miôł na miono. Tak zwëczajno Andrzej. Lëdôł baro żëcé. Ni mógł so wëóbrazëc żëcégö bez żëcô, tegö prôwdzëwégö. Nibë ju miôł wiele przeżëté, wiele latków jemu przeszło köl öczów, le jesz je lëdôł. Jaż dzyw brôł, że to béł tak zwëczajny człowiek, jaczi wcyg lëdôł żëcé. Möcôrz w taczim chudim jak pa-sternók cele. Taczi béł. Je! Jedno co do niego nie pasowało, to żëcé bënowé i butnowé. Czësto dwa jinszé swiatë, a równak bëłë tak baro köl se i raza, że jaż strach... Chto tego ni miôł widzóné, ten nig-dë nie zrozmieje. Przez śmiech téż jidze chlë-chac, tak jakbë so wbijół jigła przez skóra jaż do samégó gnôta. Całé żëcé tak w śmiechu, tej jak ni miec tak dali? Le to ju je jinszi śmiech. W podszewce czeszeni zaszëté są baro czôrné mëslë, nié do öpöwiedzeniô. I möże lepi, że jich nie jidze tak zwëczajno pówiedzec. Niech le są sobie dali w nym bënowim świece, pöd pódëszką. Öb noc. Młodi Andrzej na gabie miôł zasadzony usmiéwk. To nie béł taczi głëpköwati usmiéwk, le taczi kąsk krëjamny, a kąsk co-dniowi. Zwëczajno pewno muszół óptimistno zdrzec na świat. W oczach i na muni bëło to widzec. Jak bëło widzec, tak téż w ja-wernoce muszało u niego bëc. Gaba z taczim usmiéwka wëzdrzała jak jedna z wiele gabów. Człowieczich gabów. Zdrzenié z per-spektiwë piacdzesąt lat dali zmieniło znaczenie dwadzescelatny gabë. Normalne? Może sa tak przëtrôfiô, jo, jo... Starszi, a może kąsk ju stôri Andrzej stół sa kąsk groteskówim. To prawie do niego pasowało, na groteska. Chóc w óbtaksowanim jego ósobë pówiedzec bë można, że to barżi jaczis absurd béł, a nié groteska. Le czë öglowö jô möga tak ö nim gadac? Móga le przez sztótë gadac. Möga le fragmentaricz-no, nigdë nié w całoscë... Dzeckö baro ceszi sa, że dostónie bómka, tak niespödzajno. Ale to je redosc w öczach. Jesz wiakszô wiera redosc stôrégö człowieka, co möże uceknąc z zelonëch scanów, chtërne nie dôwają nôdzeji. Piakno je uzdrzec swoje sztërë nórtë, chöc öbtłëkłé w nórtach, le są swöje. Mileczné żëcé, że so żëje, le jesz lepsze jak so w nim żëje w swójich öbdzartëch scanach. Zrobił to specjalno. A po co chtos mô tracëc swój czas na przëchôdanié do stôrégö człowieka. Nie chcôł nen Andrzej, le równak chcôł. Rozmieć to möżna bëło (a tak po prôwdze czëc), że mô strach przed bëcym sóm ze sobą. Cażkó tak samému, le z drëdżi stronë - cażkó przeżëc cażczé sztótë. Cerpie-nié w samötnoscë je cażczé i gwësno mdze so do kuńca samotnym, bö drëdżi ni möże doznać sa, jak wiôldżé je cerpienié bëne tegö pierszégö. Ani jedna, ani drëgô strona tegö nie öpisze, bö nie dô sa. Andrzej wiedzôł ö tim wszëtczim, gôdôł ö tim tak zwëczajno. Nicht nie wierził. - Wejle, tuwö mie swadzy, jô musza so podrapać, wejle, tu... - pökôzywôł jeden rôz Andrzej. Béłto mól, gdze ju nie bëło szpétë. - Jó dobrze wiém ju, jaką jô cë dobrą noga zrobią - rzeknął na to Beno. - Obóczisz, jaką badzesz miół. - Jo, jo, to sa wié - rzekł na to Andrzej tim swójim pół szpósownym, a pół cerpiącym głosa. - Widzół jes czedës tëch piratów, co taczé mają? A pó co cë całô szpéta, doch to je tedë cażczé, a tak mdze lepi. Biegać ju nie mdzesz, a leno do łażenió je cë brëköwné, nié? -Beno na sztót óprzestół gadac, bo zaczął so dłëbac na race. Kąsk cëszô dérowała, chtos przeszedł kól nich kóritarza. Mółé i wolne kroczi dało sa czëc, gwësno to jaczi z jich sąsódów na szpacéra szedł abó do szituza. Równak do szituza, bó kroczi stanałë i czëc ju bëło ótmikanié skrzëpiącëch dwiérzów. - Jo, jo, tak to je - przë tim kąsk westchnął Andrzej. - Le obóczisz, może to mdze jakô lëpa? - dali żëwó zaczął gadac Beno. - To so do załatwić, jó cë to zrobią ruk-cuk - przerwół dłëbanié w swóji łapie i zdrzół terô na Andrzeja. - Abó wiész co? Z korka! Jo, to bë bëło letczé i bës so wcale ni muszół maczëc, i to bë béł leno taczi kikut z korka, bó na co cë szpéta? - sóm ze swóji udbë béł zadowolony teró. - Jo, jo, to jó wiém - jak wiedno szpósowno odrzekł Andrzej. - A widzysz, jaczé tuwó mógą bëc rozmajité gôdczi? - rzekł do mie Andrzej. -Jo, fest, jaż sa nie chce tego słëchac - nibë na kuńc dostół ód mie taką odpowiedz. - Jak kóżdi dzeń so tuwó je, to sa człowiek co nasłëchó, to bë muszôł chtos ó tëch historiach napisać, to bë grëbą knéga dało -pödsmiéwôł sa Beno. Andrzej nie wiedzół jesz tedë, że ne historie mdą öpisóné. Ni można bëło tegó strzëmac w se, tej naje zéndzenia muszałë bëc tak bëlejakó napisóné na kôrtkach. I do szuflódë pószłë taczé czësto prosté historie tëch chłopów z jednego öddzélu, chtërnëch sparłaczëłë czas i plac. Midzë kôrtkama w szuflôdze nalózł sa jesz jeden wspómink. Cemizna jesénnégó wieczora. Chcałobë sa ju bëc doma, w cepełku, a timczasa górz bierze ze swiądë ó tim, co sa przeżiwô. Le ju, żebë dostac sa dodóm. I zôs codniowé żdanié na autobus, chtëren ni móże latac. Chöba je za cażczi ód tëch umaczonëch dëszów, jaczé w nim sedzą. Ju nie chce sa dali strzëmëwac ny niekuńczący sa drodżi żdanió. Le stojec, nie mëslëc o czasu. Le chutkó dodóm, ódpócząc. Kureszce, je nen co bierze dodóm. Choć na sztót ugrzóc sa bëne, wząc na droga póra ce-płëch westchnieniów, nëkac do cemiznë. Në, le doma jakós niespókójnosc. Móże równak jachac w zeloné scanë? Nié, nié, ju nié do zelonëch. Do tëch jinszich, óbtłëkłëch. Decyzja, co zrobić: jo abó nié... Żëcowé dwa nôwôżniészé zókratë. Në jo, równak... möże ju nie mdze leżnoscë żebë pöwiedzec „jo", tej chcemë le jachac zôs. Nazôd... Psychiczne nastawienie na biôtköwanié z zëmna na zôczątku dobiwô. Le nie mëslec za wiele. Le jachac, do célu. Öbôczëc negö öbarchnionégö „pirata". To przeca dlô niegö. Tej w midzëczasu jidze ju sa nalezc w zataca-nim ó tim, jak to mdze, czej ju sa dojedze, czej sa uzdrzi drëcha. Drëcha? Chöba möżna czasa tak cëzégö człowieka nazwać. Nié wszëtczich przeca, to sa wié, leno tëch, co taczi pö prôwdze są. Jich dć> sa tak pozwać. Tej jak to mdze, czej sa ju uzdrzi? Może jaką nową historia żëcégö Andrzeja uczëja? To bë bëło wôrt czegös taczégö pösłëchac. Jak za dôwnëch czasów köl piécka u möji starczi. I zôs bë bëło bökadné jaczés żëcé: przede wszëtczim negö, co gôdô. Jegö öpöwiescë wëpöwiôdóny dôwają redota z dzeleniô sa swöjima przëtrôfkama, a jak sa przë tim Iżi robi, to ju leno ten co gôdô wié. Je téż bökadné żëcé słëchającégö. Pö prôwdze jegö, bö tak sa w nim redëje cos dzywnégö. Ceszi sa, czej z drëdżégö redota wëchôdô. Tak to jidze, że słëchający nôbarżi widzy rodzenie redotë. Równoczasno jeden ö drë-dżim nie czëje. To je fejn i temu to sobie pisza do szuflôdë. I co sa stónie, czej zôs mda gósca? Wiele bë möżna bëło miec ödpöwiesców. Pewno póstapno historia ö dôwnëch rézach Andrzeja za mörza i öceanë... Rôz tak so zmilił i öpöwiedzôł mie pôra rzeczów. Wiedzôł dobrze, że są nié do uwierzenió przez tëch swöjich lëdzy, tej nie chcôł nick gadać. Ale póku mu nie dôwało, że jegö gósc wëdôwô sa bëc tim, co zrozmieje. Tak bënômni z óczów mu szło. Może to bëła jakôs wskôza, że mô wërzucëc z sebie w taką prawie lëdzką tóń wszëtczich wseczëców swöje zapëzgloné kawie? Tak jô sa docygóm terô i wiém, że Andrzej mógł tak pömëslec. Zôs te jich szpôsowné chorobowe gôdczi a spanie kol zegara co zwónił... Beno wie- dzôł, czedë sa odezwać i pöwiedzec głëpöta. Në i pöwiedzôł mie rôz cos ösoblëwégö. To béł z niegó dopierze pirat. Wiele po oceanach jezdzył i pöznôwôł snôżé białczi. Wspominków sa nie zabierze komuś, na-wetka jeżlë bë ze skórë öbcygôł. A skórë na świece, ösoblëwie u białków, to Andrzej lubił öbzerac. Przëzéranié nick go wiele nie kosztowało. Doch jak je na wëstôwku, tej i muszi to do czegös prowadzëc. Le ód jednego razu ju nie szło dali szmakówac brzadu tego piakniészégö ortu człowieka.... - Wejle, óbócz Andrzej - jakbë cos mu strzélëło terô do łba - cos mie tuwó swadzy pó puklu. Öbócz zarô, co to je - głośno rëk-nął w moja strona. - Móże to jaczi tropikalny pajk? - nibë tak zwëczajno chcół pówiedzec Andrzej -Të mie tuwó nie straszę żódnyma pajka-ma. Dze, dze on je?!? - ju sa szarpół w łóżku i trząsł ze strachu. - Wezta mie gó, je na puklu! I sa zaczało. Wiele brzëdczich słowów. Wiól-dżi strach przed niczim. Mie sa zdówało, że zeloné scanë pacałë. Ni mögłë tego strzëmac jak i jô. A Andrzej? - Jidzemë Andrzej na jaczé zakupë, nié? Gwësno jaczé ókazë badą na lądze - ju jaczégós celesnégó szczescô ni mógł strzëmac Aleks z jich ókratu. - Jo, jo... - tak so achtnął sóm sytuacja Andrzej - czej to tuwó naju przegnało, tej muszi wëlezc ze swóji norë. -Jô bë tak öszmakôł kureszce jaką mulaska... - prawie jak scyrz mëslącë ó wióldżim gnóce mëslôł głośno Aleks. - Co jinszé, to nié nasze, a jak nasze, to nié jinszé - tak wej ódpówiedzół Andrzej pó swójému. Nópierwi bëło co öbzerac jidącë wedle stegnów z budinkama a lëdzama. Farwny plachc ödsłoniwôł tego i negó... Zdówało sa chłopom, że nen szlach ni mó kuńca. Cekawósc rosła coróz barżi. Znajórze „swójich" placów sznëkrowelë óczama móle. Zazérelë i zazérelë. Jaż jednégö razu ókróm zacygniati burką głowë widzôł Andrzej twórz kąsk jinszą od jinszich. Bëła pö prôwdze jinszó, bö nië bëła piaknó... Je to möżlëwé, że takô brzëdkô twórz je na swiece? Zdôwô sa, że jo. Bëła to leno skóra baro pögrużdżonô. Görszô jak miôł ten, co z karą pö swiece chödzył z ksążkama. Ji skarnie scygniaté bëłë plamama, blëznama... górama i dolëznama. We wiôldżim dole miało bëc Mörsczé Ökö... bëło tam przódë tak piakné jak pö drëdżi stronie nosowi górë. Terô östa tam pustô kula, co w ni ani mech, ani żódné zelëskö nie chce rosnąc. Le jedno malinczé ókó łizów ostało. Wiacy jak to i kąsk włosów nie bëło widzec. Reszta zakrëtô bëła cénią białgöwsczi chustë. Wëzdrzatku cało-scë möżna bëło le sa docëgac. Le sygło ju widzec zdrok płënący z dôczi jednégó óka. Taczi krëjamny twarzë u naju nie nalézesz. Möże to prawie przëcygało Andrzeja? Pewno tak bëło, ale mie tegö nie pöwiedzôł. Bö czejbë nié to, tej czemu bë mie ö tim gôdôł? Pöstapnym raza uzdrzelë sa równoczas-no. Jedné óczë z drëdżima sa pótkałë bez przëtrôfk. Le czë béł to przëtrôfk? Jô jem dbë, że nié, le nie chca sa z Andrzeja sztridowac przë ópöwiescach. Dejadë sa pötkelë öczama i ju bëcym. Andrzéj miôł leżnosc ösóbno, kureszce nié przë Aleksu, póóstac przë ni. Nen jeden rôz do dzysô wspöminô. Ösoblëwösc zdroku nie rozmieje sa wëpöwiedzec, bö to muszi öbôczëc i nijak jinaczi sa nie dô. Czë z öczów móże jic czëstosc? Cos na ten ôrt öpisywôł mie Andrzej. Jeji zdrok zdôwôł sa bëc skleniącą sa kuglą. Tam w oczach cos krëjamnégö, ale prôwdzëwégö uzdrzôł. Taczégó uzdrzeniô ju późni nie widzół, a szukół le białczi pó oczach. Białka Andrzeja chóc bëła le tą jedi-ną, ni miała równak ju taczich óczów... Ö drëdżim razu nie chce mie gadać nigdë. Kąsk sa docygóm, le nie wiém jesz... Krëjam-nota óstónie na wiedno, le móga sa docëgac. Gwësno bëło drëdżé zdrzeniowé potkanie. Ö wiacy pötkaniach ni móżna bëło ju mëslec. Andrzéj muszół nëkac dali ökrata w swiat. - Przeprószóm ce, le dzysó jem baro słabi - kureszce pó dłëdżim czasu Andrzej sa ódezwół do mie - ale fejn, że zwónisz wiész? - Në... dobrze... - kąsk felowało mie słowów. - Jó ce baro przeprószóm, ale jo nie dóm radë. Jó szedł précz ód tëch zelonëch sca-nów i nie jem w sztadze przejmować góscy - krótëchno zaczął sa tłómaczëc. - Rozmieja i nie mda tej przeszkadzać. - Ale nie jiscë sa na mie. Zazwóni późni, jo? Proszą, zazwóni jesz. Nawetka sóm tim raza zakuńcził kórbiónka. Pierszi i... róz... Na gaba tim slédnym raza miała zamkniaté ókó. Jistno jak przódë na muni óstałë brózdë i brzëdczé znanczi, jakbë wëpóloné bez ödżin. Teró z bliska doznać sa mogło, że są to jaczés blëznë, chtërne bëłë póöstałoscama pó jaczis biótce, a móże wëpôdku. Chto to mógł wiedzec. Andrzéj uzdrzół na grëpie gruzów na twórz. Nie zdrzół ju na reszta cała, jaczé szlachówało za sztaturą człowieka, z chtërnégö żëcé ucekło. Chtos je tak póóstawił, żebë zdówało sa bëc w spiku. Race spokojno leżałë spartaczone na brzëchu, nodżi ódpócziwałë sobie na miatczi zemi, a chusta ósta cësniató na ze-mia, kol stopów, jak mółó festmódró strëżka wódë. Z nią pöpłënało bëcé ti białczi. Taką ja uzdrzół nen óstatny róz. Nigdë ju późni Andrzej nie czuł mójégö głosu. Szôłtës to nie je jaczis rozbléka. Prôwda, że dzecy on ni mô, le białka to mć> fest. Cëż jemu tam bë w chëczë felowało, żebë ön do jinszich miôł chödzëc. Lëdze to rozmajice gôdają. Wiedno sa lepi pöwiôdô ö kims. - Adris, béł të u ny Kąkólczi - zapita Truda chłopa. - Jo, më tam bëlë raza ze Sztefana. Öna mô całi chléw spôloné. Jô nie mëslôł, że tak cos we wsë möże dac - ödrzeknął na to Adris. - Le to ni muszôł chto ögnia zarô pödłożëc. - Jo - odpowiedzą białka. - Lëdze tuwó są dobri. Tak cos bë zrobić ni möglë. - Wiész të, to tak nie je. Jak sa i dobri rozgórzi, to ju le ju. Le jô, póczi jem szôłtësa, to nie pozwolą, bë chto so co robił, cobë jô ö tim nie wiedzôł. - Jo, Adrisku, të jes möcny. Dlôte jô ce wza. - Doch to jô ce wzął. Të bë równak za tim köwôla wcyg wëzéra. - Adris, të nie wiész, że të jes dlô mie nôwôż-niészi - wzéra w niegö redostno. - Jo, to jô wiém. Doch dlôte jesmë raza. A jak sa tobie widzôł nen trzasłi? - Adris nadczid-nął nową gódka. 24 - Tak të nie gadôj. Ön za to ni może. - Në, prôwda... - za sztërk dodôł - za to ön ni może. - A ön nie mieszkôł prawie u Kąkolczi? - za-stanowia sa białka. - Jo, jć> go tam sóm wësłôł, jak ön tuwö przëlôzł. Wiész, tej jak më mielë na przesprawa z ną czarzélnicą. - To möże ön to zrobił - na udba wpadła Truda. - Doch të gôdôł, że tuwö ön u naju chcôł chójka spuszczac. To bë ze sobą sztëmöwało. Letczi on je, a nima to wiedzec nic nie je. - Të gôda, że jô lëchö na niegö gôdôł, a terô të sama gôdôsz - letczi. - Wiész, ö co mie jidze. - Jo, bö jô w twóji głowie sedza - rzekł rozgörzony. - Jak co chcesz pöwiedzec, to gadôj, a nié że jô musza mëslëc. Jak jć> móm co do pöwiedzeniô, to gôdóm, a öni wszëtcë zarô wiedzą. - Dôj pöku, Adris. Të wiedno muszisz pökazac, że jes mądrzészi. -Truda, të sa lepi wez za swoja robota, bojô z przëwadrama sóm so dóm rada. Jak bada chcôł, to on chójka spuscy, a czej nié, to on ji nawetka nie córnie. -To bëła twoja robota, że ón sa na na chójka wzął? - zadzëwöwónô Truda z te bëła. - A jak! - szôłtës béł baro buszny ze swójich wiców, że tak mu fejn z nym przëwadra weszło. - Jô nie mëszla, że të taczi jes? - Trudzę rów-nak taczé wice sa nie widzałë. - A jak jô Władisa wënëkół, tej to bëło dobrze? Terô të te nie pamiatósz? -Jo, a ten co tobie je winien? - zapita sa. - Jegö zdrok... Cos czëja, że... nie wiém, jak to pöwiedzec. Musza mu sa barżi przëzdrzec. - Le sa za wiele jemu nie przëzerôj, bö jô ce nie chcą stracëc - udżibła sa do niego kuszkającë gö - i doda - mëslë czasa ö mie, jak co robisz. Scanë staknałë, dzes pöd ustrzechą cëchö sedzôł głos. Nad wsą robiło sa zôs smroczno. Na kuńc dnia nadchôdô noc. Przëkriwô świat swöją płôchtą. Kąkölka sedzy köl piécka, zdrzącë sa w ödżin, chtëren mô rozgrzôc zastëgłé öczë. Cepło bufsëje z piécka, skarniô robi sa görącô, żëcé uchôdô. Ö prôwdze jidze długö gadac, ji szëkac, abö öd ni nëkac. Jakô öna je? Jak wëzdrzi? Jeden czuł to, drëdżi to, a nicht ji nie widzôł. Le ö ni czuł, że dzes tam je. Sygnie le ja czëc i ju ja sa znaje. Po swojemu, le sa znaje. Cos w tim je. To sygnie. To cos, to muszi bëc prôwda. Z kupë gnoju le môłi kamiszk może zrobić prówda. Jo, sygnie, że ön tam je, tej nen całi gnój ju je prówdą. - Kąkölkö, czemu wë môce nen chléw spôloné? Wë doch nie chcelë, żebë jô tuwö dali mieszkôł, gwës jo? -Të so możesz gadac, co të chcesz, le wiedze, że jó ni móm lësztu do głupi kórbiónczi. Tak tej możesz so tak gadac do ny chójczi, co tam stoji. Mie tuwó ni ma. - Möże jô lëchö równak zaczął, Kąkólkó - jó widzół, że nie je to takô prosto kobieta, jak bë më so czasa chcelë. - Jó was nie chcół nijak urazëc, le jó tuwó óstół przesłony bez negó kowala, co jó u niego robią. - Tëli to jó sama wiém - odrzekła mie na to widzące doch, że jó równak z ni sa nijak nie wëszczérzóm. - Të to mósz tuwó uprawie -doda. - Jó to móga doch zrobić, le pöwiédzce mie, jak to sa stało? Doch to nie je móżlëwé, żebë nen chléw sóm ód se sa zapólił. - Chléw sa zapóli, czej cos go za po I i -odrzekła na to, nick wicy jakbë nie chcą do te dodać. - A na co wë bë mielë pömëszlenié? - jó sa zapitół, bó jó równak sa chcół wëdowiedzec ód ni dlócze sa stało tak, a nié jinaczi. - Bó taczé je żëcé. I taczim muszi póóstac. Nié, żebë jó tego chcą, to nié. Le ono je ta-czé, jaczé je. - To, to jó wiém, le më sa ni muszimë na wszëtkó gódzëc - jó ji chcół wszëtkö wëtło-maczëc. - A chto gódó, ó gódzenim sa na wszëtkó? Jó cos taczégó nie rzekła. Jó le cë gódóm, że żëcé je taczé, jaczé je. I wiedno naléze sa chtos, chto mdze chcół je zrobić swójim. Pó swojemu je urządzëc. A czej nalézesz sa krótko taczégó, to twoje żëcé mdze ułożone przez niego wedle niego samego. - Jo, to je prówda. Mie sa tak czasa zdówó, że chtos mie żëcé ukłódó podług sebie, le jó doch sa na to ni musza gödzëc. - Nié... - zawiesëła głos - ni muszisz. - Le jó to gódóm do was, Kąkólkó. Pówiedzce mie le, na kogo môce pömëszlenié, że to zrobił. -Za wiele chcesz wiedzec... I sa nie dowiesz, czej wiedzec nie chcesz. - Jó ju swoje wiém. Długó jó u waju nie sedza, a równak kąsk jó móm lëdzy póznóné. Nawetka, czejbë jó jich nie znół, jó jich znaja, bó lëdze sa wszadze taczi sami. Gdze bë nie szedł, wiedno są taczi sami lëdze. - To nie je prówda, bó u naju sedzy on -tuwó ju wiacy nick nie rzekła. Östawiła mie z nym zdanim. Në nick, czej jó miół uprawie ji nen płotk, tak jô sa wzął za na robota, le jô so wied-no mëslôł, czemu öna mie pöwiôda ö głosu. Bo jô béł gwës, że ö niegö jidze. Jô jegö głos czuł, jinszi gö nie czëlë, tej czemuż öna mie gôda, że lëdze są jinszi, skörno öni gö nie czëją. Doch, czejbë gö mielë czëté, tej jo, tej to bë miało jaczis szëk, a tak. Skórno gö nie czëją, to on nijak jich zmieniać ni möże. Le prôwda mie na głowa zarô przeszła! Doch on miôł jich wszëtczich zjinaczoné. Jo, to je to, co w nich sedzy. W nich sedzy Smatk! - Môsz të to ju zrobione? - zapitôł sa Köwôl - Bö jô nie chcą sa tłomaczëc przed Adrisa za cebie. -Jo, ni miéj strachu. Wszëtkö jidze zrobić, czej sa chce. Czej sa nie chce, to nié, le czej sa chce, to jidze wszëtkö. - Jô gôdczi taczi prôwadzëc nie bada. Tak të so möżesz gôdac z Kąkölką, le nié ze mną. Jô ju móm dosc lózëch gôdków. Taczich jô ju prowadzëc nie bada. - A szkoda, bö möże i të bë co mądrégö mie rzekł. - Na ne słowa Köwôl stanął i naczął mie sa bôczno przëzerac. Tej przesënął sa krodzy mie, le za sztërk öbdôł. - Wiém, të sa chcesz ze mną próbować, le jć> nie jem taczi, co bë sa chcôł z taczima przëwadrama brac. Chléw stojôł zôs na nym sarnim placu, co czedës. Żëcé kulało sa tak jak czedës. Czejbë terô przeszedł cëzy, pötkôłbë zôs zgódnëch lëdzy. Pöznôłbë tej Kąkólka. Ta, chtërną mieszkô pöd lasa. Córczi bë öna tej ni mia, le tegö cëzy bë nie wiedzôł. I nawetka bë sa ö nia nie pitôł. Świat je snôżi i kóżden mô w nim swój plac. Prôwdac cëzy nie przënôlégô do negó świata, le w nim żëje. Chto pöznôł Kąkólka, ten wiedzôł, chto ona je. Chto ji nie znół, ten ny wiosczi w całoscë przerozmiôc ni mógł. We wsë na świat przeszedł strach. Przeszedł ón sóm, chóc nicht gó nie rôcził. Tak ze stracha je, przëchôdô ón tej, czej ón chce, i östôwô tak długo, jak le ón długo chce. U Adrisa strachu nie bëło. Taczi u niego chléw stojół do dzysódnia. Tak jak czedës jego prastarkówie mielë gó postawione, tak ón stojół do dzysó. Pod ustrzechą rodzył sa strach. I tam mu plużëło bëc, bó jinaczi tam bë nie béł sedzół. Lëdze bëlë baro ród, że strach zalągł sa prawie u szółtësa. Czej mieszkół u niego to we wsë béł tej bezpiek. On gó spuszczół z liń-cucha, czej le sóm chcół. A strach béł jemu wierny. Jak jego włôsné dzeckó. Adris no dzeckó swoje miół tej, czej chcół. Wżerające w ókó rozmiół gó przëwöłac. I szło mu to tak letko. Nawetka ó tim mëslec ni muszół. Sygło zdrzec. Jinaczi bëło w szpéglu. Tam téż strach rozmiół pökazac. Nie bëło letkö, le nicht z nim gadać nie chcôł. Wölôł głowa spuscëc w dół i swöje mëslë schówac, bë strach tam nie wiózł. Le ón wchódół i póóstowół dali. Świat tej sa rodzył na nowo. Le w jednëch oczach strachu nie bëło. W oczach Adrisa. Tam béł lózy plac. Przeszło róz do te, że Adris béł u Kowala. Przeszedł do niego. Tej midzë nima doprzëszło do taczi kórbiónczi: - Móm jó dló ce robota - rzekł Adris. - Të môsz wiedno robota -Köwôl jak wiedno gódanim sa nie zajimół. - Jó, le moja robota je wiedno pewno - pówóżno zdrzół teró w köwalowé slépia - të ó tim dobrze wiész. Adris ni mógł przerozmióc dlócze Kówól nie przëjimô strachu. Czemuż ón ni może zagöscëc u Kowala. Miast tego u Kowala rósł górz. Górz ten równak muszół póóstac u tego, u chtërnégó sa rodzył, to je u Kowala. Czemuż? Bó ón wie-dzół, że tak świat je ustawiony. Górz tej przechódół bez raka w młot i rodzył redota. Le ó to szôłtësowi nijak nie szło. Redota rządzëła sa sama. Ona nie brëkówa szółtësowégó pózwóleniégó, bëjistniec. - Tej cëż të chcôł? - spitół sa Kówól. - Cebie pótkac. Më tuwó dobrze wiémë, jak swiat wëzdrzi. Jô ni möga zdrzec na to, że të tuwö sóm sedzysz. - Doch të dół mie ucznia - ödrzeknął Kówól. - Jô nié ö nym. Jidze mie ö białka, twoja białka - gôdôł dërno szôłtës. - A cëż tobie naszło? Ni môsz të lepszi robótë, jak mie białka rajic. - Jó cë białczi nie raja. Jó le gódóm, że to je <1 lëchó, że të tuwó sóm sedzysz - szôłtës coróz to barżi Kowala próbówół. - To jó widza, Adris. Słëchôj le... - na sztërk ucëchnął, jakbë kąsk chcół zważëc swoje słowa, bë nie bëłë one za cażczé, chtërnëch bë szółtës mógł nie strzëmac. Równak za sztërk rzekł: - Jó z tobą o tim gadać nie bada. Jidzë w ubëtku i óstawi mie. Gódczi midzë nama nie bëło i niech le tak lepi óstónie. - Lepi? Dló kogo? Mëslisz, że jó nie wiém 0 tobie i ó Trudzę. Taczé bëleco to të so możesz nemu lelekówi gadać, nié mie. - Jó cë, Adrisu, gódóm: skuńcz, bó to nie mdze tak, jak të bë to chcół. Jó twóji Trudë nie rëszóm i të ó tim wiész. Jak tobie je mało, to jidze so do Warblewa, bó w ny wiosce jes ju tak rozlazłi, że cebie nicht w jizba nie wpuscy. Adris na sztót zamółknął. Le górz miast strachu rodzył sa mu w oczach. Górz, chtëren Kówól rozmiół zjinaczëc w szëkówną robota, u Adrisa jinacził sa w ból i cerzpienié. Ön nie rozmiół go w se utrzëmac tak jakno Kówól utrzëmiwôł ódżin, jak le sóm chcół. - Të jes wiera baro mądri, le wiedze, że të sóm możesz na Warblewie robótë szëkac - na sztót strzimół gódka, le zaró dołożił - chócle w Warblewie kowala mają - 1 rzechótac sa przë tim naczął. - Możesz sa smióc, le jó cë gnótë chutni przetrąca. Szôłtës do robótë raków nie brëkuje... - Jó wiedzół, że të tego nie strzimiesz. Jes jak ta głupó buła, chtërna bódze bez szëku. Jes za głupi, bë sa ze mną mierzëc. Truda të mógł miec, bó ona za tobą cknie. Le jó ji cë nie dóm. Bó co je moje, to je móje. Të na-wetka robota mósz u mie. Kówól ju dali nick nie gódół. Östawił Adrisa samego i szedł do swóji robótë. Ten sa krącył kol niego i szkalowół, le kureszce sa dobrół, że ten ju mu dzysó nick wicy nie powie. Tak tej móchnął raką i rzekł: -Jesz do mie przińdzesz. 27 Za jaczis czas Truda zachórza. Adris chódzył köl ni, öbzérôł. Kureszce wöłôł za Sztefana. Ten przëlôzł i rzekł: - Jô cë gódół, że jô lëdzy nie rozmieja léka-rzëc. Co jô zrobią, czej öna padnie?! Jô ji lékarzëc nie mda. Słowa tak głabók wlazłë w szôłtësowé uszë, bö wiedzôł, że tak sa Sztefón bronił przed lé-karzenim, że ön pö prôwdze tegö robie nie mdze. Tej gö puscył lóz. Sztefón, jak wëchôdôł, jesz mu rzekł: - Jidze z nią do Kąkólczi, czej chcesz, bë żëła. Za dwa dni szôłtës béł zôs u Sztefana. - Lékarzë ja, bć> ona mie zdżinie. - Jô ce szónëja. Le jô cë dobrze radża. Jidzë z nią do Kąkólczi. Jesz je czas. Le równak czas zminął. Raza z czasa Truda odeszła w świat stworzony dëcha. Ostało le cało, chtërno Adris zaköpôł w zemi. Adris östôł sóm. Równak pöd ustrzechą mieszkôł górz. - Negö czarzeniô abó badze kuńc, abó jó nie wiém, co jó z nym zrobią! - krzikôł głośno szôłtës - Na chëcz je sedlëszcza całégó złégó. To łazy po wsë i w naju sedzy tak, że më ju ö tim nawetka nie wiémë. Tak to je wżarté. Dzysô je nôlepszi czas, bë z tim skuńczec. Trzeba z nym bëło ju dówno zrobić pórządk, a nie żdac, jak to sa rozléze pö wsë. A równak bëło to rozlazłe. Wszadze, dze béł plac, pókôzywôł sa nen górz. Co bëło robie? Świat miôł plac i na redota, lubóta, miłota, a i na strach, górz i zwada. Wszëtkö miało tuwó swój plac. A Truda szła do nieba. Obra sa ną droga, bo takô ji sa pó prôwdze uwidza. Czemuż ni mogła óstac na nym gwësnym świece? Dlôcze niebo, skórno zemia je pewnô? Cëż taczégó bëło w nym niebie, czego fëlało ji na zemi. Szuka może prôwdë, le ta doch ju bëła na zemi. Ni muszi za nią lótac pó niebach. Sygnie ji szëkac w sercu zatacony, bo tam ona głabók wëtkniatô je. I le ja wëcygnąc. Ale lëdze te nie wiedzelë abó wiedzëc ani czëc nie chcelë. Adris swoja białka wrzucył w kula i sóm ja pióska zasëpôł. Chlëchôł ón nad nią, a óna nym chlëchanim pörëszonô, chlëcha nad Adrisa. I tak oni so chlëchelë. Ön łizama zemsczima, óna łizama niebiesczima. Ön wëpówiôdôł prówdzëwóta swojego serca, bez jeden môłi sztëczk dopuszczonego lëftu do serca, a óna chlëcha nad nym sztëczka, bó wiedza, że to mdze le mółi sztëczk, a pózdni nie badze ju nick. Odemknie sa na dzura. Za ną dzu-rą mdze cemizna, krósë czórny. A w nórce sedzy udëszonô prôwda łżélstwa mocą. Le sedzy i dërchô na bëlniészé dnie, czej uńdze. I taczi to dzeń przeszedł na świat, czej Truda udba so jic do nieba. Świat béł taczi, jaczi béł, a Truda nie mësla ó nim lëchó, doch w nim sa węchowa i w nim dorosła, tak tej wied-no za nim mia wiólgą tësznota. Le kureszce nadchódó czas. I jak tak sa stónie, to nicht sa procëm temu nie ustôwiô, le smatné race żëcô zabierają w świat, te co na sercowëch pustkach narodzone. Droga je daleko, ful procëmnosców, le czasa i redotë, chócó łiza cygnie w strona dodóm. Świat domócy wërżniati w sercu i ten óbróz mielony towarzi ob całą droga. Dówó i wiara, i nôdzeja, bë dali jic. Taką téż i wiara musza miec doch Truda, skórno udba so jic w nieb-ny świat. Le dze óna mogła udostac ny wiarë, skórno Adris zasztëkóné miôł na swoja sercową prówda przed nią. W nocë Adris sa rozbudzył. Dzysó doch jemu bëło, jakbë chto gó raką przez munia letko córnął. Cëż to bëło? Co za mëszlenié. Doch ji ju ni ma. - Adris, óbudzë sa - cëchó szepta Truda. Nie czëjesz të mie? Jó jesz sztót tu mda, bó zaró puda w nen świat, tero przede mną całi ótemkniati doch je. Wiedno jem gó bëła ce-kawó. Józef Cenowa Pamiatné dnie Pôjta, pöjta - Ruscë śpiewają Ruscë śpiewają - gôdałë dzecë, czej spöd stôri półczińsczi szköłë dało czëc churalny spiéw harmönijnëch lëdowëch piesniów. Dragö bëło jich zatrzëmac doma, nëkałë pöd szkötowé ögrodzenié, żebë zdrzec na wëso-czich i bogato öblokłëch Rusków, skaszaro-wónëch tuwö wöjnowëch pojmańczików, jaczi östelë scygniony, żebë retac pölowö-chöwną gospodarka wsy. Felowało chłopów, a wöjnowé brëköwnotë kôzałë uprôwiac wszëtczé pöla, chöwac nômni tëli bëdła i swiniów, kuli bëło chöwóné przed wójną. Planë bëłë cażczé do zjisceniô. Pojmańczików scygelë z lôgrów, gdze bëło za wiele lëdzy i wszëtczégö felowało. Tej bëlë rôd, czej przëchödzëlë do naji wsy. Chutkö sa doznôwelë, że są westrzód swöjich. Wiele z nich bëło Pölôchama z rusczégö zôbóru. Ti stôwelë sa łącznikama midzë jich rusczima, biôłorusczima i ukrajińsczima drëchama a najima lëdzama. Niemcë na zôczątku za-kôzywelë wszelejaczich kontaktów z nima, ale czej dozdrzelë, że nie są w sztadze nick zrobić, to delë so póku i pözwóliwelë na gôdczi. Kureszce zaczalë przëdzeliwac pojmańczików gburom, co brëkówelë fizyczny pómócë. Wnenczas stelë sa oni wnet-ka parobkama wcygnionyma we wszëtczé robótë i gospodarcze dzejania najich rolników. Niejedny z nôtërną dló Słowianów starą tak zajimelë sa chówą i zemią jak sami gburze. Nënka téż dosta pójmańczika do pómóce w gospodarce. Ten włącził sa we wszele-jaczé sprawë i jiwrë familie. Móltëchë jôdł raza ze wszëtczima. Cotce i nënce widzół sa jako chrzescëjón: béł pobożny, przed jedze-nim i pójedzenim żegnół sa na prawosławny ôrt trzë razë, czerëjącë sa wiedno w strona swiatëch obrazów, jaczé wisałë jistno jak w jinëch kaszëbsczich checzach. - Ti prawosławny są barżi pobożny i mést lepszi jak më, katolëcë - gôdała cotka Fracëszka. Béł i roböcy. Rôd zjiscywół wszëtczé nakôzë białków czerëjącëch gburstwa. Nick tej dzywnégó, że mielë gö w uwôżanim jak człowieka blësczégö familie. Béł téż méster-ny - to ön uprawił nama znikwioné żarna, pöłożił pód nima kamë, całosc schówôł w tacówce, żebë nicht nie ödkrił najich za-kôzónëch przez władze dzejaniów. Ön béł pierszim pómagérą cotczi przë öbrôbianim lnu, bö i uprôwa lnu jesmë muszelë wpro-wadzëc na nowö z pözdrzatku na rënköwé felënczi. Cażkó bëło kupic wôrp i wërobinë z lnu. Pójmańczik uprawił abö skönstruówôł dzerlëca i cerlëca, bó tëch nôrzadzów ju jesmë ni mielë. Rôd téż chödzył do robótë u göspödôrzów, jaczi nama uprôwielë póle, przëwözëlë zbiérë, ópôł i robilë jiné usłëżnotë zaprziga, bö - czej nie bëło ójca -jesmë ni mielë könia, a gburzë nie chcelë jinaczi pomagać, jak leno za ódrôbianié. Jem gôdôł z nim jakno uczeń spódleczny szköłë ö jegö wiôldżim kraju, ö Wołdze, Syberie. Ön naucził mie mierzeniô daleköscë na kartach i planach. Jednégö dnia kóń najégö sąsada Léöna Böldë öbczas produkcje seczczi naderwôł so kostka. Spartaczenie przekładnie, jaczé jidze öd seczkarnie do rozwerku nie bëło zabezpieczone i ön tak nieszczestlëwö stanął, że skrzidło złączów wcësnało mu sa dosc głabök w cało. Krew zaczała chutkö płënąc. Bölda sa wërzasnął, zawöłôł sąsadów, ti radzëlë. Do weterinôrza dalek, tej udbelë zatrzëmac krew znóną jima metodą, ale nick to nie dało. Widzôł jich jiwer Jurij i do nich pöbiegł. Znelë jegö umiejatnoscë, tej pöprosëlë ö pömöc. Zgödzył sa, ale rzekł, że ni mają mu zawadzać i pözwölëc, żebë sóm zrobił, co sa pödług niegö słëchô. Muszelë sa na to zgödzëc. Terô pöprosył jich, żebë pöszlë na bök, pótemu cësnął batug i zaczął könia uspököjiwac gładzenim i mujkanim pö szëji i pësku, a téż pieszczącyma słowa-ma. Göspödôrzë wëcygelë szëje i sa temu dzëwöwelë. Czedë kóń sa öbdôł, to Jurij klęknął na zemi, podniósł noga konia letko w góra i zaczął pómale i ostrożno nacëskac cało wëżi renë, szukające żëłë, z jaczi leca-ła krew. Pó chwile ja nalôzł. Tej jął cësnąc na ten mól pólcama i pópuszczac, kureszce sa uśmiechnął, bó dozdrzół, że krew nie lecy ju tak mocno. Ob całi ten czas gódół do konia ubëtno i cëchó, żebë jesz barżi gó uspókójic. Czedë krew óprzestała lecec, póprosył o podanie mu czile lëstów przë-dróżnika, jaczi rósł krótko. Kózół je starow-no umëc i przenieść raza z bandaża. Czej je nałożił na rena i dobrze óbwiązół, to zós konia pómujkół i ódprowadzył do stani. Tero dopierze zawółół góspódórza, żebë dół zwierzacu kléwer abó dobré sano. Rena chutkó sa zgójiła. Bólda béł ród. Jinszi pójmańczice téż mielë uwôżanié köl gburów. Gospodarstwo Pótrëkusa prakticzno prowadzëlë wójnowi niewolnice. Z nima to óbgadiwół pótrzébnotë normalnego prowa-dzeniô gburstwa mało czedë przejeżdżający na urlop Pötrëkus. Jeden z pójmańczików za-jimôł sa nawetka ógroda, wënëkiwół kradél-ców, miôł stara o póczestnota dodomu, ale to béł Pólóch z Biôłorusëji. Më, knópi, jesmë ród gôdelë z pójmań-czikama i uczëlë sa jich śpiewów. Nóbarżi sa nama widzałë churowé wëstapë całégó jich karna - wësoczé tenorë i głabóczé basë - Jermak, Wołgo, Pułkownik nasz udołi, So-łowie, Praszczaj dierewnio i jiné piesni je-smë spiéwelë przë pasenim bëdła, nic so nie robiące z zakôzów szkolnego i bicégö przez niego strzëną. Pójmańczice robilë nama rozmajité zabówczi, np. młinczi, wiatraczi, figurczi zwierzatów, dôwelë szmaczczi z paczétów, chtërne do-stôwelë, i tak całô prëskô propaganda, przedstówiającó Rusja w krzëwim zdrzadle, 30 w przërównanim z faktama okazywała sa łżélstwa. Szkolny to czëlë i zaczalë tolerować nawet to, że pojmańczice pömôgelë przë ta-cenim zböżô i bulew, bëdła, swiniów, gasów. Pojmańczice sami chcelë robie u gburów, zgłosziwelë sa z dobri wölë. W lôgrach mielë swój samorząd, ale tikół on leno jich bënowëch porządków. Tam mielë wiól-dżi niedostónk, nawetka głód, zabijałë jich chóroscë, ó czim swiôdczëłë wiôldżé smatôrze, jaczé óstałë pó zlëkwidowanim lôgrów w Czersku, Czôrnym, Tëchólë. Trôfiałë sa uceczi. Jesmë czëlë ó strzélanim do nich przë kóżdi próbie ucekniacô, co górzëło na-jich lëdzy. W jednym roku przëdzelëlë nama Ruska, chtëren dobrze sa znôł na póliticznëch ódnieseniach w Europie, béł pódóficérą. Czej ójc przëjéżdżôł na urlopë, to wiedno öbëdwaji mielë so wiele do pöwiôdaniô. Öjc zamikół jizba i czestëjącë gó piwa prawił ó góspódarczich i póliticznëch sprawach jich kraju i - to ósoblëwie - ó wojnie, frontach. Wiele razy jô pódsłëchówôł - czuł jem taczé słowa jak: Polsko, Dmówsczi, Piłsud-sczi. To on tak baro opróżnił naji przatrowi spikrz, że kóntrolno-aprowizacyjnó komisjo dzëwówała sa, że matka mó tak mało zbóżó i miała pömëszlenié, że zatacëła nadwëż-czi kôrtköwégö przëdzélu. Nënka obroniła sa leno dzaka pómócë szôłtësa Körthalsa, chtëren béł ód lat z nama zdrëszony. Czej wojna sa skuńczeła i ójc zaczął wëcëgac to, co ostało zataconé, ni mógł sa nadzëwówac, że rusczi podoficera jaż tëli żëta, jiczmie-nia i bulew mógł schówac i to tak, że jego wórtnota sa nie pógórszëła. Chcół mu tatk pódzakówac, jakós wënôdgrodzëc za robóta, ale ten ódjachół zaró pó Brzesczim Mirze raza z jinszima pójmańczikama do lagru, skąd wedle prasowëch przekazënków niewolnice bëlë wëwiozłi ókratama do Rusëji. Przed jich wëjachanim bëło widzec westrzód nich jaczé pórëszenié, ale chto w tim czasu w Pôłczënie znół sa na bënowëch sprawach Rusëji. A oni sami bëlë ódcati ód świata, tej téż ni móglë za wiele wiedzec o póliticzno-góspódarczi biótce w jich kraju. Pó ódeńdzenim Rusków wies zrobiła sa barżi smutno, zmniészëła sa i wëlëdzała. Ju nicht nie wółół: Pójmë do stôri szkółë -Ruscë śpiewają. Tero ju leno më, knópi, je-smë udôwelë jich przemarsze i rëczelë na całi głos: "Pułkownik nasz udałi po frontu przejezżał" abó "Sołowie, sołowie" i jin-szé spiéwë. Östałë pó nich pamiątczi - za-bôwczi, jaczé nama delë: figurczi z drzewa, uplotë, drewniaczi, skórowé pasë i nawet wërobinë z bursztinu, bó niejedny ökôzelë sa rzezbiôrzama. Zaóstałë téż żarna i nórzadza do óbróbianió lnu, a téż wspóminczi. Ö tëch wësoczich, spósobnëch chłopach nie zabëłë téż białczi. Niejedna miała w planach ożenić sa z Ruska. Nicht wnenczas równak nie mëslôł, że pó póradzesąt latach rusczi żołnierz w zmieniony póliticzny stojiznie Europë wëzwóli z niemieckó-hitlerowsczi niewole naje stronę, że tero to on badze prowadzył szaséjama Półczëna pójmańczików w bru-no-zelonëch uniformach. Ko to prawie tima drogama w maju 1945 roku prowadzëlë Niemców z jich óstatny bółtowi redutë, jaką bëłë umócnienienia na Hélu. A jo ni mógł wiedzec, że mie - pölsczégö oficera -wëzwóli radzecczi żołnierz i to z głabi Rzesze, gdze w Oflagu lic, ob piać lat jem tęsknił za wëbôwcą, wierzące w dobëcé aliantów, w dobëcé dobri sprawę. Pó ódeńdzenim pójmańczików kómuda codniowégó żëcó wsë pógłabiwôł felënk lë-dzy do robótë. I zôs białczi-żółniérczi, jaczé ni miałë na gburstwie chłopów do pömöcë, bëłë w dradżi stojiznie. A bögati zaczalë jesz barżi pödnaszac prizë za zaprzigówé usłëżnotë. Wnenczas ju równak biédny mielë w se wiele nôdzeji, bó czëlë, że wnet sa skuńczi wójna, służenie niemiecczim wëszëznóm i bógatim wëzwëskiwôczóm. Skaszëbif DM Chcemë wrócëc do bôjków Z prof. Duszana Pażdżersczim z Gduńsczego Uniwersytetu, chtëren zajimô sa m.jin. promocją Kaszëb w Serbie, gôdómë ö bójkach, stojiznie kaszëbsczi lëteraturë i kaszëbskö-serbsczich kontaktach. Słowôrz kaszëbskö-serbsczi, ksążka KauiyncKe meiwe, östatno film ö Kaszëbach, jaczi östôł görąco przëjati öbczas VI Festiwalu Kaszëbsczich Filmów... Skądka w Serbie taczé zainteresowanie Kaszëba-ma? Rozmieja, że to przédno brzôd Twöji robötë, ale skörno wëchödzą ksążczi, pökazywają filmë ö naju w TV, to muszą téż bëc chatny do czëtaniô i öbzéraniô. Jesz do niedôwna Serbowie nie wiedzelë za wiele ö Kaszëbach, chöc pamiatóm, że na sztudiach na przedmioce öglowö lingwistika, jesmë sa czegös na ta téma uczëlë. Bëłë to równak baro öglowé wiadła i mie sa zdôwa-ło, że je möjim öbrzészka zaprezentować Serbom „kaszëbską sprawa", przede wszëtczim jazëk i to, co sa z nim parłaczi. Mëslôł jem, jak to zrobić... I pöwstôł nôprzód projekt Rastko Kaszëbë. To béł 2004 rok. To prôwda. Bëła tam prezentacjo rozma-jitëch tekstów tikającëch kaszëbiznë. Béł to dzél wiakszégö projektu, jaczi miôł na célu pokazywanie w internece serbsczi kulturę, a czedë öbczas jegö waraniô ökôzało sa, że je wiele sparłaczeniów Serbów z jinyma nóro-dama, pöwstôwałë dzéle ö tëch kontaktach. Jô jem zabédowôł, żebë włączëc do Rastko téż Kaszëbów. Prôwdac, donëchczôs nie bëło za baro sparłaczeniów serbskó-kaszëbsczich, ale ten projekt mógł bëc (i béł) prawie jich póczątka. Dostôwôłjem lëstë z rozmajitëch krajów ód lëdzy, co kórzistelë z Rastko, przeżerające statisticzi widzół jem, że internaucë z wnetka całego świata czëtelë tam kaszëbs-czé tekstë. Bëła to szeroko promocjo kaszëbi-znë. A czë dzaka temu wiacy Serbów zainteresowało sa Kaszëbama? Móm nôdzeja, że jo, ale ni mogą tego pówiedzec na gwës. A co z jinyma projektama? Jednego drëcha, chtëren mô wëdôwizna w Belgradze, jem namówił na stworzenie serie Biblioteka Kaszëbskô. To wiera pierszó tako biblioteka na świece. Do dzysdnia wë-szłë w tim cyklu dwie publikacje, a trzecó je rëchtowónô. Badą to Kaszëbi i jich dzeje prof. Gerata Labudę w tłómaczenim na serbsczi. Z leżnoscë pöwstaniô ti biblioteczi béł ze mną zrobiony wëwiôd do jedny codniowi wësoknakładowi (kol 200 tës. egz.) gazétë w Serbie. Ta wëdowiedza ópublikówelë z wiôldżima felama, dodelë wiele rzeczi, ja-czich jem nigdë nie rzekł, i tak pó prówdze wnetka wëchôdało z ni, że Kaszëbi gódają pó serbsku. Gazétniköwi, co ze mną gôdôł, tak sa widzałë szlachótë tëch dwuch jazëków, że dół jich trójno téż ód se. Në, wëwiôd skandaliczny, ale nimó tëch łżélstwów i prze-krąceniów, a może prawie dzaka nima, zainteresowanie bëło stolemné. Ten tekst je wcyg w internece i do tero co jaczis czas chtos do mie pisze w ti sprawie i np. pro-sy ó wespółrobóta, abó pödzywiô to, co sa dzeje na Kaszëbach. Tej nawet nierzetelność Nôbarżi jem ród z tegô> że są ledze, co chcą pisać pô kaszëbsku. Wedle mie, rëchli bëto czasté mëslenié, że za czim pisać w jazëku, jaczi znaje baro mało lëdzy, a jesz mni w nim czëtô. Östatno corôz wiacy ôsoblëwie młodëch ju tak nie mësli. Ökróm te téż kriticzny rënk za-czinô sa rozwijać, a czasa czëja, że gôdczi ô kaszëbsczi lëteratu-rze utwórców z kritikama mają wëwôłóné emocje i sztridë. mm / gazétnika möże czasa doprowadzëc do do-brëch rzeczi, tim barżi, że wszëtkö, co na-pisôł, pokazywało Kaszëbów w baro dobrim widze. Antologio kaszëbsczi bôjczi - 78 rozmajitëch bôjków przetłómaczonëch na serbsczi - je ju do czësta wëkupionô, a zainteresowanie möją ksążką KaujyncKe meMe, ö jaczi „Pomerania" pisała w strëmianniku 2015 r., téż nie je môłé. Mëszla, że to wôżné dlô Kaszëbów. Dzaka rozwijaniu taczi midzesłowiańsczi wespółrobötë dostôwają sygnałë, że to, co robią, jich jazëk, kultura, są dlô kögös wôżné i wôrtné. To wiera pömôgô chöcle w ödrzucenim rozmajitëch kompleksów i zrozmienim, że môłé spölëznë mögą dosc tëli dac od se tim wiakszim. Szkoda leno, że corôz mni je starë ö taczé słowiańscze ödniesenia, że mni sa słowianizna badérëje na uczböwniach. „Stegna" to lëteracczé pismiono, tej chcemë przeńc do tegö ôrtu kulturę. Co dlô Cebie je nôbarżi wôrtné achtnieniô w kaszëbs- czi lëteraturze? Co möżemë bez strachu pökazac np. jinszim słowiańsczim nôro-dóm? Jem próböwôł tłomaczëc na serbsczi roz-majité wëjimczi kaszëbsczi lëteraturë, np. Budzysza. Nôbarżi pözytiwnô reakcjo bëła równak wiedno na bôjczi. Przede wszëtczim dlôte, że mają öne w sobie ja-czis uniwersalizm. Zdôwô mie sa, że lëte-rat miôłbë szëkac ödpöwiedzë na pitanié: Jak przekazać to, co je nasze, swójsczé, na uniwersalny ôrt, żebë na całim świece to sa dało zrozmiec? Möżna dëcht czësto östawic lokalnosc i pisać uniwersalną lëteratura, jakô nijak nie körespöndëje z nają spôdköwizną, ale wiera nié ö to jidze. Bôjczi z nôtërë są baro uniwersalne, pöwstôwają wnetka we wszëtczich krajach, w köżdim jazëku, a nimö tegö wiele mötiwów je w rozma-jitëch stronach świata jinaczi öpisywóné. Ökróm te, musz je rzeknąc, że Serbowie żëją téż swöjima lëdowima bôjkama, są öne w tim kraju baro popularne, wcyg są nowé wëdôwczi. To, że kaszëbsczé bójczi 33 są w całoscë przedóné, téż je tegö dobrim dokaza. Z drëdżi stronë - gôdóm to nie badącë lëteraturoznajôrza - zdôwô mie sa, że bôjczi na Kaszëbach są prozatorsczim utwórstwa nôwëższi jaköscë. Kąsk jiwra je to, że wiakszosc z tëch dokazów, chöc nie pódpisywóné, bëłë rëchtowóné przez autorów, np. bôjczi w „Grifie" wiera przez Aleksandra Majköwsczégö. Mést przerabiające je, pózniészi autor Remusa pödnôszôł swója lëteracką rówizna. Mało czedë mómë przestąp do tëch zdrzódłowëch bôjków, nôwiacy je jich wiera w tekstach Friedricha Lorentza. Z trzecy kureszce stronę, je mie żôl, że kaszëbsczé bójczi są tak mało zbadérowóné. Lëdze nawetka nie są w sztadze rozdzelëc tëch pisónëch przez dzysdniowëch autorów ód tëch usadzonëch przez lëdowégó utwórca. Zdôwô mie sa, że chtos bë sa miół za to wząc. Dobrze bëłobë, czejbë pówstówałë doktoratë namienioné kaszëbsczim bójkóm. Dlóte raza z Nadbôłtowim Centrum Kulturë jesmë zaczalë taką inicjatiwa spartaczoną z regularnym órganizowanim nóukówëch kónferencjów na téma bójków. Chcemë na nie rôczëc nié le autorów, co zajimają sa kaszëbską bójką, ale téż jinëch, bó móże dzaka temu spróbują do tëch dokazów syg-nąc. Badze to téż leżnosc do przërównanió kaszëbsczich bôjków zjinyma słowiańsczi-ma. Takó konferencjo ódbadze sa 3 lësto-padnika w NCK. Wëstąpi ósmë prelegentów. Niejedny donëchczós zajimelë sa np. pólsczim, ukrajińsczim fólklora i je to dlô nich pierszi kontakt z kaszëbską bójką. Późni óstónie wëdóny tom z tima referatama i móm nódzeja, że to mdze póczątk renesansu badérowaniów bôjków, bó to je kopalnio témów. A jak Cë sa widzy to, co w slédnëch latach dzeje sa z całą kaszëbską lëteraturą? Jidze to jakös przërównac do stojiznë w Serbie? Nóbarżi jem ród z tego, że są lëdze, co chcą pisać pó kaszëbsku. Wedle mie, rëchli bëło czasté mëslenié, że za czim pisać w jazëku, jaczi znaje baro mało lëdzy, a jesz mni w nim czëtô. Östatno corôz wiacy ósoblëwie młodëch ju tak nie mësli. Ökróm te téż kri-ticzny rënk zaczinó sa rozwijać, a czasa czëja, że gôdczi ó kaszëbsczi lëteraturze utwórców z kritikama mają wëwółóné emocje i sztridë. To dobrze. Do Serbie drago je to przërównac, bó tam, jak gódóm czasa szpórtowno, co drëdżi człowiek pisze, a jesz wiacy zajimó sa malowa-nim abó jinszima órtama kuńsztu. I mają niekriticzné ódniesenié do swójégó utwórstwa. To lëchó, że ni ma autoritetów, ale z drëdżi stronë, je baro wiólgó produkcjo. Wëchódó np. kol 100 romanów ób rok. To wedle mie baro wiele, jak na 7-8 milionowi nóród. Ko taką powieść sa pisze latama. Baro wiele je téż lëteracczich nódgrodów. Nié le óglowókrajewëch, tëch nóbarżi pre-stiżowëch. Kóżdi pisórz dostówó chócle nódgroda ód gminë, z jaczi póchódzy. Chcemë wrócëc na Kaszëbë. Jak jes rzekł, lëdze chcą pisać, ale czë rosce téż rówizna naji lëteraturë? Nie chcą wchódzëc w bótë kritika. Widza przede wszëtczim, że wiacy kaszëbsczi lëte-raturë je tłomaczoné w rozmajitëch krajach. To dokóz tego, że je ona barżi doceniwónó. Mëszla równak, że nawet, jeżlë nie mdze wësoczi rówiznë, a wiacy lëdzy zaczinó pisać, to i tak dobrze. Jakósc przińdze z czasa, a umiejatnoscë je musz pódnaszac. To, że są lëdze, chtërny óddówają swój czas na pisanie, tak jak np. Artur Jabłońsczi pisze ro-manë, pókazywó, że jidzemë w dobrą strona. Gôdôt Dark Mojköwsczi Tomôsz Fópka Böżé dokôzczi Adóm I wëprowadzył wid Adama z grzëpë Narodzony z zemi-dzéwicë Leżił sobie na lewim böku w dôczce stwórzbë I wëmëslił Adóm miono zwierzatóm, co jegö słëchałë A wszëtczé snôżé bëłë, żódny môłpë, W całoscë blaszany Żił w wiecznym zadzëwöwanim Nawetka, czej spôł Sa dzëwił Na podoba gbura dozérôł rosLënë a zwierze Stopë jegö gëLdzëłë môłé kwiatë, czej Nadeszedł czas twórzbë białgłowsczégö ôrtu Chwaszczëno, 15 lepińca 2015 roku To béł prawi bök, Nawetka nie bolało, Czej Bóg wëjimnął z niego Ewa (na lewim boku leżił Adóm) To bëło we śnie Z môla skażonego kasjuszowim Péka Namienieniô Wëszła i zarô zaczała wszadze chödzëc (ödtądka öne lubią chödzëc) Piaknô bëłajakno snicé Pö tim dobëtnym zbokuwińscym Bóg pobłogosławił Adamowi (tedëjesz nie pilë papköwégö) Chwaszczëno, 15 lepińca 2015 roku 35 Adóm i Ewa Jak dwoje dzecy, Co jich prawötë a krôsë wërzeknąc nie jidze Stojelë, za race sa trzimiącë Adóm, jakbë słuńcowim wida mówił Ewa z piao copama na głowie, co zgasłą chwała rzeszą Dwa na skarniach, przë uszach i jeden z tëłu Wanożëlë po raju a ceszëlë sa wszëternôstczim Kwiatną damą przeszłe na ostrów westrzód wödë błogósławieństwów Pode drzewo, co sztôłt miało chójczi a brzôd jakno różë pączczi No drzéwia żëcô óbzdobioné spiéwa biôłëch ptôszków Tej-sej gutorzëło w stôri möwie wietwów drobnëchnëma Lëstkama Z zezagroblowim sąsôda: drzewa pöznaniô dobra a zła, Co jak palma bëło, z szeroczima Lëscama Pó piać krëszkówatëch brzadów wisało w karnie z papka wiérzku A Adóm jesz wej, nie zmerkôł, że je hetero... Chwaszczëno, 15 lepińca 2015 roku Do Starzińsczego Anioła Swiati Michale Aniele, Co wôżisz dobré uczinczi W stôrim starzińsczim kóscele Nad głowama wiérnëch milczisz... Möże chto słowa öchëbë Öbrazył béł Böżą Maka...? Abö dze puscëłë nerwë Na nierobijôsza - zaca... A möże mëslëska szpetné Köl cëzy białczi sa krącą... Chtos kömus ukrôdł miészk dëtków... Krómöwô pöd nosa zburcza... Zaklął, bö spurgnął sa z rena Slédny ujachôł autobus Abö, bö sztrómu zafela Przë tim, że robił - udôwôł... Je naszim na zemi stróża, Co wstec prowadzy za raka A czedë grzmi żëcô burza Ön ö nas, biédnëch, pamiatô... I żóden na droga lëchą Nie zbłądzy za Jegö wida Jesz chwôlëc badze sa drëchóm: Tak mie sczerowôł sóm Michôł... Grzéch z ögnia miecza wëpôli Précz znëkô słowa bluzniercë W skrzidła ubëtku nałowi A stojec mdze przë mi smiercë... Të nawetk nie mrëgniesz öka Na nitka ruchna nie zrëszisz... Möże chcesz miec swiati spökój Co sa przed niedzelą wëspisz... (...)