DORZECZE Nr 3 1993 Nr 3 /1993 Sławno, październik 1993 Kolegium redakcyjne: Jan Sroka, Leszek Walkśewicz, IV?arek Żukowski Wydawca: Sławieński Dom Kultury 67-100 Sławno ul. A Cieszkowskiego 2, telefon: 76-70 Skład komputerowy: Józef Rysztak Druk: Sławieński Dom Kultury Zawartość zeszytu: JERZY MIATKOWSK* Polska Organizacja Wojskowa (1948 -1949) str. 4 LESZEK WALKIEWICZ Pieniądze zastępcze w Ziemi Sławieńskiej str. 13 JAN SROKA Amatorski ruch artystyczny w Sławnie Teatr Jednego Aktora "Peryskop" str. 24 JAN SROKA Sławieńskie placówki kultury Biblioteki str. 34 EWA BIELECKA Informacja o działalności Muzeum w Darłowie w latach 1990 -1992 str. 37 JANUSZ WYSOCKI ?ze$ć metrów trzydzieści dwa centymetry (opowiadanie) str. 42 MAREK ŻUKOWSKI Zbysław Górecki - zapomniany pisarz? str. 45 MAREK ŻUKOWSKI Związek Gospodarczy Miast Morskich 1946-1947 str. 47 Dokumentacja Fe&tłwatt Muzyki Organowej i Kameralnej w Sławn*& (199193) str. 54 3 Jerzy Matkowski Młodzież siedziąca w celach więziennych za politykę to nie jest nigdy młodzież przeciętna, zawsze są to ludzie, którzy wysforowali się daleko do przodu. (Aleksander Sołżenicyn "Archipelag Gułag") Dzieci w Polsce zazwyczaj są rozumniejsze i szlachetniejsze od starszego pokolenia. (Stanisław Mackiewicz-Cat "Historia Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r ") POLSKA ORGANIZACJA WOJSKOWA (1948-1949) Niniejsze opracowanie oparte jest przede wszystkim na dokumentach Polskiej Organizacji Wojskowej zachowanych w aktach śledczych (1), na aktach sądu wojskowego ze śledztwa i procesów wojskowych - przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej - także na relacjach członków POW (2). Mimo, że ukazało się w prasie kilka atrykułów o POW, nie wniosły one wiele do wiedzy o organizacji (3). Niektóre z nich mają raczej charakter literacki niż historyczny (4). Wiadomości o POW zawarte w książce "Ojczyźnie i społeczeństwu" wydanej przez Koszalińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne w 1985 roku sąbałamutne i tendencyjne, to raczej świadectwo epoki niż prawda historyczna (5). Opracowanie niniejsze jest rozwinięciem cyklu artykułów zamieszczonych w"Echu Sławna" pod wspólnym tytułem "Polska Organizacja Wojskowa" (6). Istotny wpływ na ostateczny kształt pracy miały też konsultacje (ustne i korespondencyjne) z drem Czesławem Hajdukiem, zastępcą Komendanta POW. W pojałtańskiej atmosferze niespełnionych aspiracji niepodległościowych wzrastała i dojrzewała polska młodzież końca lat czterdziestych, która często otarła się o podziemne organizacje wojskowe, często sama brała udział w waikach z okupantem. Młodzież ta obserwowała sowietyzację kraju, doświadczyła likwidacji swobód obywatelskich i politycznych Jej doświadczeniem było też referendum 30 czerwca 1946r. i wybory do Sejmu 19 stycznia 1947r, k-óre mióry przekonać świat o demokratycznym charakterze państwa, przyniosły jednak fałszerstwo wyborcze i koniec marzeń o demokracji. Młodzież, zawsze uczulona na fałsz: niesprawiedliwość nie chciała zaakceptować nowej rzeczywistości. W latach 1946-1948 zaczęły powstawać młodzieżowe organizacje antykomunistyczne. Na terenie Pomorza Środkoweg o działały wtym okresie m.in. Bataliony Harcerstwa F Jlskiego w Słupsku, Wolni Strzelcy w Białogardzie, Tajna Młodzieżowa Partyzantka Krajowa w Miastku (7). W roku 1939 Sławno było małym miasteczkiem liczącym 9746 mieszkańców. Posiadało dobrze rozwinięty drobny przemysł. Wkroczenie 7 marca 1945r. Armii Radzieckiej przyniosło miastu skutki katastrofalne - zniszczenie w 50%. W roku 1946 liczba ludności spadła do 4846. Powrót do zwykłego, normalnego życia następował w mieście wolno. Kiełkował handel, przemysł, rolnictwo. Otwarto polskie szkoły. W roku 1945 rozpoczęło działalność Państwowe Gimnazjum i Liceum. Tam, wszkolnych murach spotkali się młodzieńcy z różnych stron kraju, o różnorodnych doświadczeniach, odmiennych życiorysach. Łączyło ich to, że nie czuli się wolni w kraju rządzonym na wzór moskiewski. Z niedostatku wolności wynikła konieczność poszukiwania i nnych wzorców niż niosła oficjalna propaganda, co zaowocowało odniesieniami do Towarzystwa Filomatów oraz Połskiej Organizacji Wojskowej z lat budowy II Rzeczypospolitej. 4 Narastająca groza stalinizmu, coraz gęstsza atmosfera polityczna spowodowały przesilenie w umysłach młodzieży. W maju 1948 roku uczniowie gimnazjim i liceum Wacław Pucik, Czesław Hajduk, Czesław Szawroński oraz Czesław Bitel z Białegostoku postanowili utworzyć konspiracjyjną organizację niepodległościową. Prapoczątków organizacji należy szukać w dziecięcych zabawach Wacława Pucika, Czesława Hajduka i Józefa Janukiewicza, którzy w latach 1941-1945 zafascynowani postacią Marszałka, a także na skutek dziejowych wydarzeń tworzyli swoją pierwszą Polską Organizację Wojskową w Iwiu pow. Lida. W roku 1945 Hajduk i Pucik wraz z rodzicami znaleźli się w Sulęcinie, gdzie powrócili do myśli o POW. Z koiei Pucik mieszkając w Elblągu próbował utworzyć POW, wciągając do niej Jana Klapę i Ryszarda Sawickiego (początek roku 1948). Nic więc dziwnego, że gdy wiosną roku 1948 Hajduk i Pucik ponownie spotkali się, tym razem w Sławnie, powróciła myśl utworzenia POW. Założyciele POW byli uczniami Państwowego Gimnazjum i Liceum i tam też rozpoczęli werbunek do tworzonej organizacji. Agitacja nie zawsze przebiegała skutecznie, a w dokumentach zachował się ślad kilku nieudanych prób, w większości jednak wypadków upatrzeni kandydaci wstępowali do stowarzyszenia, członkowie POW wciągali następnie do organizacji swych kolegów spoza szkoły i spoza Sławna. Proces ten trwał praktycznie do końca, czyli do aresztowań, przybierając w ostatnim okresie charakter gwałtowny i nie zawsze kontrolowany. POW rozstała się, dochodząc w momencie likwidacji do około 60-ciu członków (8). Polska Organizacja Wojskowa miała przejrzystą strukturę organizacyjną. Działalność bieżącą kierowała Komenda Naczelna, podlegały jej Komendy Okręgów, tym z kolei podporządkowane były Komendy Sztabówkowe mające zwierzchnictwo nad placówkami w terenie. Komendy Okręgów miały obejmować działalnością obszar województwa, ale nie doszło do ich utworzenia. Do cz^su likwidacji POW utworzono tylko jedną Komendę Sztabówki w Sławnie (im. Tadeusza Kościuszki), choć zakładano powołanie tych komend w każdym powiecie. Pierwszy skład Komendy Naczelnej stanowili: Wacław Pucik - komendant naczelny, Czesław Hajduk - zastępca komendanta naczelnego, Czesław Szawroński i Piotr Kawecki. POW zaczynała od struktury "trójkowej" i w przyszłości do Komendy mieii wchodzić trójkowi. Na wniosek Cz. Hajduka we wrześniu 1948 roku zmieniono strukturę organizacji. W komendzie Naczelnej P. Kaweckiego zastąpił Gwidon Kożuch pełniący funkcję sekretarza, a Cz. Szawroński został głównym kwatermistrzem. Wtedy to utworzono Komendę Sztabówkową (z Czesławem Hajdukiem na czele), w skład której mieli wchodzić komendanci piacoweK: uarłowo - Lecn tśzumiiewicz, Maiecnowo - tdmund Kata, Bobrowice - Tadeusz Punto, Stare Ryszewo - Piotr Kawecki, Sławno - Jerzy Górniak, Stary Jarosław - Zbigniew Ledochowicz. Kolejna reorganizacja w marcu 1949r. zmieniła skład Komendy Sztabówkowej usuwając z niej komendantów placówek. Ostateczny skład Komendy to.; Czesław Hajduk -komendant, Wiesław Stypuła - sekretarz, Robert Szanel - kwatermistrz, Zbigniew Ledochowicz - skarbnik. Sztabówka (powiat) dzieliła się na mniejsze okręgi zwane placówkami. Placówki obejmowały obszar wsi lub miasteczka, chociaż przewidywano możliwość istnienia w miastach nawet dwóch, trzech placówek (tak było w Sławnie). Placówki utworzone poza powiatem sławieńskim cechowała odrębność organizacyjna, gdyż podlegały bezpośrednio Komendzie Naczelnej. Planowano, że w przyszłości przekształcone zostaną w Komendy Sztabówkowe. Były tn olacówki w Białymstoku, Białogardzie i Sulęcinie. Wacław Pucik usiłował nawiązać kontakt z Elblągiem celem utworzenia tarn placówki, zabiegi te przerwane zostały w momencie rozbicia organizacji. Każdy członek organizacji składał przysięgę, której rota brzmiała: "Przyrzekam uroczyście Catym życiem dążyć do budowy Niepodległej i Sprawiedliwej Polski, pracować dla dobra powszechnego, być zawsze szlachetnym i postępować według prawa P.O.W. oraz przysięgam, 5 że nie zdradzę w żadnym wypadku organizacji P.O.W. Tak mi dopomóż Bóg i Wszyscy Święci!". W dokumentach zachował się tekst przysięgi podpisany pseudonimami: Znicz, Hardowski, Zwierzyniec, Zawratyński - tj. pierwszego składu Komendy Naczelnej. Inny zachowany dokument głosi: KZa członka uważany jest każdy, który złoży przysięgę nc: prawa P.O. W. Od złożenia jej jest czynnym członkiem organizacji (...) i obowiązany (jest) brać czynny udział w poszerzania szeregów organizacji" (9). Przysięgę składano uroczyście, najczęściej w mieszkaniu, z zachowaniem ceremoniału i korzystając z symboli religijnych. Sporadycznie bywało inaczej, na przykłsl komendant placówki Białogard, Julian Niewiński składał przysięgę na cmentarzu. Ważnym dokumentem wspomnianym w rocie przysięgi było "Prawo P.O.W ": "Peowiak służy Polsce Sprawiedliwiej i spełnia dla niej starannie swoje obowiązki. Peowiak miłuje wolność i sprawiedliwość, broni prawa do nich każdego człowieka. Peowiak czci pracę i szanuje ludzi pracy. Peowiak broni wolności religii rzymsko-katolickiej i popiera ją wszelkimi sposobami. Peowiak jest posłuszny swoim przełożonym, a przełożeni dbają o dobro podwładnych. Peowiak jest odważny, uczynny i ofiarny. Peowiak mówi prawdę i dotrzymuje słowa. Peowiak iest szlachetny w mvśli. mowie i czynach (nie upija się)". Konspiracyjny charakter organizacji wymuszał na członkach POW zachowanie pełnej tajemnicy, stąd posługiwanie się pseudonimami. Komendant Naczelny Wacław Pucik używał trzech pseudonimów, co tłumaczył następująco: początkowo używał pseudonimu "Kmicic", po reorganizacji i ustanowieniu nowej struktury POW - "Znicz", a ponieważ był równocześnie wizytatorem przy Komendzie Sztabówki Sławno - jako wizytator - "Kazimierz". Czesław Hajduk jako zastępca komendanta naczelnego używał pseudonimu "Zawratyński", Gwidon Kożuch-"Winnetou", CzesławSzawroński-"Hardowski". WKomendzie Sztabówki pseudonimy były następujące: Czesław Hajduk - "Gopło" lub "Cz-G", Robert Szanel - "BOB", Zbigniew Ledochowicz - "Wilin", nie znany jest autorowi pseudonim Wiesława Stypuły. Kilku członków organizacji nie obrało sobie pseudonimów. Kryptonimów używały także placówki - były one na ogół cyfrowe np. Malechowo - 222, Darłowo - 279-4. Celem, jaki postawili przed sobą chłopcy z POW była niepodległość Polski. Ów cel zapisany był w "Przysiędze" i w "Prawie P.O.W.". W dokumentach czytamy również: "walka z przemocą Rosji, odebranie utraconych ziem i utrzymanie odzyskanych, walka z egoizmem, obrona praw człowieka i w ogóle sprawiedliwości". Takie postawienie celów wynikało z określonych przesłanek, które były następujące: Poiska nie jest krajem niepodległym. Rząd w Warszawie nie jest autentycznym przedstawicielem narodu, albowiem utworzony został przez Polaków - agentów NKWD. Jedynym prawowitym przedstawicielem (reprezentantem) narodu iest więc rezvduiacv w Londynie prezydent \ugust Zaleski i rzad Tadeusza Bora-Komorowskiego. Rosnące międzynarodowe napięcie doprowadzi do wybuchu trzeciej wojny światowej, zatem konieczne jest utworzenie prawdziwego polskiego wojska, przygotowanego do walki o wolną ojczyznę. Wynikiem przewidywanej wojny będzie odzyskanie niepodległości przez nasz kraj i zmiany terytorialne korzystne dla Polski, czyli powrót kresów wschodnich. Na zachodzie granica utrzymana zostanie na linii Odry - Nysy Łużyckiej, ponieważ Polacy ponieśli wielkie straty w czasie wojny i muszą być one zrekompensowane. Niemcy wreszcie muszą być osłabieni, by nigdy już nie stanowili dla Polski zagrożenia. Taki program wynikał z ogromnej tęsknoty za utraconymi stronami ojczystymi. Większość Peowiaków pochodziła przecież z Kresów. Pięknie powiedział podczas przesłuchania komendant placówki Malechowo Edmund Kata: "imponowała mi walka o ziem.e wschodnie", "urodziłem się na tamtych terenach i pragnąłbym powrócić w swe rodzinne strony". W sprawach społecznych sądy Peowiaków były uproszczone. Uważali, że kolektywizacja 6 była nie do przyjęcia i wszelkimi sposobami należy jej przeciwdziałać. Inne natomiast było spojrzenie na nacjonalizację przemysłu, która wydawała się do zaakceptowania. Powyższe przesłanki nakładały określone obowiązki na członków POW. Każdy z nich musiał być przygotowany do walki w szeregach polskiego wojska, które powstanie. W tym celu należało we własnym zakresie prowadzić szkolenie wojskowe i do maksimum wykorzystać ten przedmiot w szkole. Do przyszłej walki niezbędna będzie broń, więc trzeba było ją gromadzić - broń po Niemcach, odbieraną żołnierzom radzieckim milicjantom, ORMO-wcom. Peowiacy nie tylko szykowali się do walki o Polskę, mieli być również gotowi do pracy w Niepodległej Ojczyźnie. Na członkach organizacji ciążył więc obowiązek jak najlepszej nauki. Dobrzy uczniowie zobowiązani byli do pomocy uczniom słabszym. Ważną dziedziną działalności POW było harcerstwo. Rok 1948 przyniósł wielkie przekształcenia w ZHP, ale Organizacja usiłowała poprzez własne działania jak najdłużej utrzymać w drużynach skauting. Wielu Peowiaków było czynnymi harcerzami - np. Robert Szanel pracował w Komendzie Hufca. Czesław Haiduk bvł drużvnowvm w Warszkowie a Zbigniew Ledochowicz w Kowalewicach. Wszyscy pełnili te funkcje aż do aresztowania. Wyartykułowany cel, jakim była walka o zachowanie religii rzymsko-katolickiej, owocował działalnością Wacława Pucika, Czesława Hajduka i Czesława Szawrońskiego w Militia Immaculata (Milicja Niepokalanej). Komenda Naczelna zdawała sobie sprawę, że potencjał organizacji jest niewielki. Rozpoczęły się więc poszukiwania osoby doświadczonej zdolnej do pokierowania sprzysiężeniem. W styczniu 1949 roku członek placówki darłowskiej Stanisław Hammerling zameldował, że w mieszkaniu jego rodziców przebywa człowiek mający kontakt z konspiracją, prawdopodobnie członek redakcji "Cyrulika Niedemokratycznoego". Poprzez Hammerlinga został więc nawiązany kontakt z Józefem Wiszniewskim i do Darłowa na spotkanie z nim udał się Wacław Pucik. Podczas spotkania Wiszniewski, przez Peowiaków zwany "Profesorem", udzielił Pucikowi instruktażu: "musicie trzymać się, aby organizacja nie rozpadła się - wszyscy jesteście jeszcze młodzi i niedoświadczeni. Nie róbcie żadnych wypadów, grożą one bowiem wsypą. Werbujcie jak największą ilość członków". "Profesor" obiecał przysłać do POW instruktorów, książki wojskowe, gazetki podziemne, obiecałtakże dostarczyć mapę powiatu sławieńskiego i maszynę do pisania. Z Wiszniewskim kontaktował się również Czesław Hajduk. Propozycję Hajduka by objął dowództwo na POW, Wiszniewski odrzucił mówiąc, że może służyć tylko radą. Józef Wiszniewski urodził się 13 kwietnia 1895 roku. Studiował chemie na Uniwersytecie Kijowskim, gdzie wiatach 1915-1918 był członkiem Studenckiego Związku Polskiej Młodzieży Postępowej. W 1916 roku wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, w 1919 r. walczył w wojnie z Rosją Radziecką. Do wybuchu drugiej wojny światowej przebywał w Wilnie pracując w Urzędzie Celnym. Odznaczony był Krzyżem Niepodległości i Medalem 10-fecia. Po wojnie mieszkał początkowo w Krośnie Odrzańskim, potem w Gdańsku-Wrzeszczu. W Darłowie przebywał bez zameldowania. Wiadomo, że udzielał pomocy AK-owcom w ucieczkach z Polski na statkach szwedzkich (w czerwcu 1948 r. w ten sposób Polskę opuścił płk. Włodzimierz Tomaszewski). Aresztpwany w kwietniu 1949, podczas śledztwa i procesu zachowywał się godnie i mężnie. Swoje zaangażowanie w działalność POW wyjaśnił w ten sposób: "Byłem jej (młodzieży) wychowawcą i ideologiczną podporą". Otrzymał najwyższy wyrok ze wszystkich członków POW: 15 lat więzienia, 5 lat utraty praw publicznych i obywatelskich oraz przepadek mienia. Wyszedł z więzienia po siedmiu latach z gruźlicą płuc. Pomagał również Peowiakom wtajemniczony przez Czesława Szawrońskiego Władysław Dobrzański z Pomiłowa. Dobrzański w czasie okupacji był w oddziałach Armii Ludowej, gdzie używał pseudonimu "Władek". W partyzantce nabawił się choroby i z tego powodu nie 7 pracował. Właśnie ze względu na stan zdrowia nie należał formalnie do PO W ale pomagał chłopcom pisząc ulotki i inne dokumenty na maszynie (10). Urząd Bezpieczeństwa post factum chciał także w proces Peowiaków wmieszać inne dorosłe osoby. Przede wszystkim obiektem propagandowego ataku stał się proboszcz sławieńskie] parafii ksiądz Stanisław Talarek mający z chłopcami ścisły kontakt (Militia Immaculata). Mimo usiłowań, nie udało się postawić księdza przed sądem, chociaż jeszcze trzydzieści lat później padały oskarżenia pod jego adresem (11). W Sławnie funkcjonowała Komenda Naczelna, Komenda Sztabówka im. Tadeusza Kościuszki, a także dwie placówki - Jerzego Górniaka i Janusza Zwolińskiego. Dlatego działalność Peowiaków w mieście nie zawsze dawała się zaszeregować do odpowiedniej jednostki organizacyjnej. Komenda Naczelna zbierała się dość regularnie. Wogóle zebrania Komend miały różnorodny charakter - na nich dokonywano zmian strukturalnych sprzysiężenia, przeprowadzano szkolenia, planowano różnego rodzaju akcje, dokonywano oceny bieżącej działalności organizacji (12). Komenda Naczelna, ściśle zakonspirowana, miała ogólny nadzór nad POW i wytyczała kierunki działań. Zachowało się kilka dokumentów, które przybiiżająsposób jej funkcjonowania. Wynika z nich niezbicie, że Komenda dużą wagę przywiązywała do propagandy. Zamierzano nawet wydawać własny dwumiesięcznik© nazwie "Głos Wolności", broszury i ulotki - z czego realizacji doczekało się tylko pisanie tych ostatnich W związku z tym niezbędne stało ssę posiadanie maszyny do pisania. Dwukrotnie usiłowano maszynę zdobyć w siedzibie Zarządu Powiatowego ZMP. W pierwszej akcji - 20 lutego 1949 roku - wzięli udział Czesław Hajduk, Robert Szanel, Gwidon Kożuch i Zbigniew Ledochowicz. Nie powiodła się ona i po raz drugi udała się tam 23 lutego grupa w składzie: Czesław Hajduk, Robert Szanel, Czesław Szawroński i Czesław Wieliczko. Spotkali się około godziny 19-tej. Wieliczko ubezpieczał kolegów stojąc na ulicy, pozostali weszli do budynku i przez balkon dostaii się do pokoju. Wzięli maszynę do worka i zanieśli ją do budki obok placu targowego. Później Hajduk dostarczył ją do Pomiłowa do Władysława Dobrzańskiego. W noc wigilijną 1948 roku Czesław Hajduk, Jerzy Górniak i Wacław Pucik przeprowadzili akcję ulotkową. PodstawowąjednostkąorganizacyjnąPOWbyła placówka. Najstarszą, istniejącąpraktycznie od początku działania stowarzyszenia, była placówka Bobrowice. Placówka Bobrowice Zorganizowana została na przełomie 1948 i 1949 roku. W jej skład wchodzili Tadeusz Putno (Ogień) - komendant, Feliks Libera (Lampart) - z-ca komendanta, Tadeusz Feliński (Wilk) -skarbnik, Roman Bronowicki (Ryś) - sekretarz, Bogdan Filiczkowski oraz wprowadzony dopiero Józef Horbacz, który już nie zdążył złożyć przysięgi. Cuu^iett uyj>pu!!uwdi uaMępująuyiu uzuiujehiem. pibiuitń 5' maiki uniun, nagan, uwa granaty zaczepne wz. 43, flower i kilkadziesiąt naboi. Z tej placówki pochodziła broń (nagan), która użyta została podczas akcji w Sińczycy. Placówka prowadziła bieżącą działalność polegającą na szkoleniu członków POW, rozwieszaniu ulotek przywożonych przez Tadeusza Putno ze Sławna, zbieranie składek. Celem zwiększenia środków finansowych na działanie POW planowano dokonanie akcji w Karwicach. Putno i Feliński przeprowadzili nawet w tym celu zwiad w dniu 3 kwietnia 1949 roku, dalsze działania jednak przerwane zostały aresztowaniami. Placówka Stare Ryszewo Jedna ze starszych placówek. Komendantem był Piotr Kawecki (Zwierzyniec). Jedynym zwerbowanym przez niego członkiem był Mieczysław Sawicki. Członkiem tej placówki przez 8 pewien czas pozostawał także Władysław Grzebień (Jastrząb), aie wkrótce po przysiędze został przeniesiony do placówki sławieńskiej. Placówka Żydowo (albo Czerniejewo) Organizowana była na kilka dni przed rozbiciem POW. Komendantem był Zygmunt Wuttke (Ryś). Prawdopodobnie członkiem tej placówki był też Kazimierz Nowak. Placówka Malechowo Placówkę tę, noszącą imię Zawiszy Czarnego i kryptonim 222 zatażył na początku 1S4S roku Edmund Kata. Jej skład to: Edmund Kata - komendant, Franciszek Bomersbach (Dan) -z-ca komendanta, Zbigniew Miller (Wilk)-sekretarz, Józef Koperski (Rudy), Tadeusz Drozd, Tadeusz Ryś, Bolesław Matyka, Bronisław Matyka, Władysław Sapeta, Stanisław Idee, Zygmunt Koperski (Zbyszko). W placówce prowadzono szkolenie ( w tym nasłuch polskojęzycznych stacji radiowych) oraz gromadzono broń, którą przestrzeliwano w pobliskim lesie. Ulotki rozwieszano w gablocie koło kościoła (np. 20 marca 1949), a zawierały one hasła antysocjalistyczne, w7vwałv ludność, cło niew«;tenowani;» rin «fO*ChnZÓW, n0dtrzymy\V2ły d'jch2 CpCPJ. W tej placówce uzbierano cały arsenał, pistolet bębenkowy nieznanego typu, flower 6 mm, dwie pepesze, kbks, mauser, granaty, 2 szable, kilka bagnetów, kilkadziesiąt sztuk amunicji. Planowano opanowanie posterunku MO w Dobiesławiu w nocy z 8/9 kwietnia, zdobycie broni na dwóch ORMO-wcach z Malechowa. W dniu 5 kwietnia nastąpiły aresztowania, które zakończyły działaność tej placówki. Przysięgę od pierwszych członków tego oddziału przyjmował komendant naczelny - Wacław Pucik. Placówka Sławno 1 Zorganizowanie tej placówki Wacław Pucik powierzył Jerzemu Górniakowi. Skład placówki: Jerzy Górniak (Kmicic) - komendar , Zbigniew Jost, Kazimierz Niedzielski, Czesław Wieliczko (Krwawy), Tadeusz Ślusarczyk, Władysław Grzebień (Jastrząb) oraz nieznany z nazwiska Mały. Komenda Sztabówkowa planowała do tej placówki włączyć także pozostających bez przydziału Alojzego Wuttke i Zbigniewa Kuropatwę. Zadania placówki były typowe i nie odbiegały od zadań innych oddziałów: szkolenie wojskowe, gromadzenie broni, plakatowanie. Na uzbrojeniu placówka posiadała rewolwer 6-strzałowy, 25 sztuk amunicji, mauser, pistolet 12-strzałowy. Broń przestrzeliwano na strzelnicy w lasku miejskim. Pod koniec działania POW placówka Górniaka otrzymała dodatkowe zadania kontrwywiadowcze: rozpoznanie kandydatów do POW, służba wewnętrzna, zabezpieczenie przed przenikaniem wroga w szeregi POW, wywiad. Istniały nawet plany przeniknięcia wewnątrz struktur partyjnych i UB (13). Placówka Sławno 2 Na jej czele stał Janusz Zwoliński (Wicher). Członkami byli Jan Barski (Graf) oraz Zbigniew Szanel (Żbik), który był chyba najmłodszym członkiem organizacji. Wciągnięty został przez Zwolińskiego mimo zakazu przyjmowania do POW chłopców nie mających 17-tu lat. Oddział działał przy sławieńskiej bursie. Uzbrojenie placówki stanowił miotacz min znaleziony przy miejskiej gazowni. Placówka Darłowo Placówka ta nosiła imię gen. Władysława Sikorskiego i numer 279-4. Jej skład: Lech Szumilewicz (Wilk)-komendant, Zdzisław Nowak (Wicher)-zastępca, Stanisław Hammerling (Jastrząb) - sekretarz, Roman Poturbacz (Ryś) - gospodarz, Remigiusz Dominiak (Słowik), Jerzy Dobrowolski (Sokół), Romuald Dytkowski (Foka), Jerzy Guzowski (Tygrys). Władysław 9 Łukaszewicz (Kruk), Jerzy Mończyński (Tarzan), Jan Milejczyk (Żbik), Henryk Raczkowski, Stefan Rosik(Orzeł), Antoni Tabatowski, Mieczysław Zalega (Białazja), Franciszek Wawrowski (Lew), Zbigniew Rzucidło (Ryś, później Wis), Jerzy Skłucki (Cztan). Przed przysięgą, aie już pełnoprawnymi członkami placówki byli Łukasiewicz, Zalega, Mończyński. Przed przysięgą był również Skłucki. Ze względu na liczebność oddziału, w dniu 20 marca 1949 r. zdecydowano się na podział grupy na dwie podpiacówki. Dowódcą całości pozostał Szumilewicz. Komendantem grupy 1 zostałHammerling, członkami Rosik, Łukaszewicz, Zalega, Wawrowski, Dominiak, Milejczyk. Drugą grupą dowodzić miał Poiurbac? a w jej skład wchodzili: Guzowski, Dobrowolski, Nowak. Nie przeprowadzono przydziału pozostałych członków placówki. Uzbrojenie oddziału stanowił pistolet belgijka" 9 mm i 200 sztuk amunicji karabinowej, kilka sztuk amunicji do pepeszy. Zadania placówki podobne były do zadań innych oddziałów. Szkolenia, plakatowanie, gromadzenie broni. Z zadań tych wyniknęły przeprowadzone przez oddział akcje. Pierwsza akcja to próba zdobycia maszyny do pisania i karabinu w Liceum Administracyjno-Handlowym i Spółdzielczo-Morskim. Akcja ta, w której wzięli udział Hammerling, Szumilewicz, Poturbacz, Guzowski, Nowak, Mończyński, Dytkowski i Dobrowolski nie powiodła się. Podobnie nie powiodła się akcja Nowaka, Szumilewicza, Hammerlinga, Poturbacza i Guzowskiego na posterunek SOK na stacji PKP w Darłowie 1 kwifitnia 1949 rnkn Mnńr.7yń<;|e ;j7vwał?> nna r»P7wy Kółko Wy7wn|pnia Polski, a potem Komenda Obrońców Polski. Likwidacja POW nastąpiła błyskawicznie. 4 kwietnia 1949 r. rano została aresztowana prawie cała placówka darłowska. Tego samego dnia miały miejsce aresztowania w Sławnie i Bobrowicach. 5 kwietnia uwięziono część placówki z Malechowa. Uwięzionych Peowiaków osadzono w powiatowym UB (dzisiejszy gmach NBP) (15). Uwięzionych chłopów poddawano podczas śledztwa wymyślnym torturom. Przesłuchania wstępne odbyły się w Sławnie, następnie Peowiaków przewieziono do Szczecina, gdzie w wojewódzkim UB kontynuowano brutalne śledztwo (16). Efektem wielomiesięcznych przesłuchań była seria procesów sądowych, rozpoczętych w sierpniu, a zakończonych w grudniu 1949 r. Warto w tym miejscu przytoczyć tytuły publikacji prasowych ogłaszanych w związku z procesami: "Kurier Szczeciński" nr 2 z dnia 28.08.1949 w kilkupiętrowym tytule na pierwszej stronicy donosił: "9-ciu uczniów na ławie oskarżonych 10 w Szczecinie. Przestroga dla rodziców! Zbrodnicza rola deprawatorów młodzieży". Wyroki zapadały różne: zzawieszeniem, kilka lat więzienia - wszystkie z karami dodatkowymi w postaci utraty praw publicznych i przepadku mienia. Dowództwo POW sądzone było 10 grudnia, wyrok zapadł 14 grudnia. Najwyższy wyniósł 15 lat pozbawienia wolności i otrzymał go Józef Wiszniewski. Wacław Pucik skazany został na 8 lat, a Czesław Hajduk na 10 lat więzienia. Pozostałe wyroki były niższe. Warto również wyjaśnić pewne nieporozumienia, jakie narosły wokół sprawy aresztowania Peowiaków. W cz. I swojego cyklu M. Witkowski pisze: "przyjechała ze wschodniej Polski specjalna grupa żołnierzy podziemia zbrojnego i dokonała zamachu na kierownictwo Urzędu Bezpieczeństwa w Sławnie. W odwecie za aresztowanie licealistów zabito pięciu funkcjonariuszy UB, w tym szefa urzędu Blocha, nazywanego "katem ze Sławna". Jest to tekst co najmniej wątpliwy. Urzędy Bezpieczeństwa likwidowały w tym czasie szereg organizacji konspiracyjnych, w tym także młodzieżowych (17). Nie powodowało to żadnych akcji specjalnych, z kierowaniem oddziałów z drugiego końca Polski włącznie - nie wydaje się więc prawdopodobnym, by likwidacja POW miała spowodować taką reakcję - i w żadnych dokumentach na ślad tego typu akcji nie natykamy się. Ewentualny zamach na funkcjonariuszy uB w Stawnie nie mógł miec nic wspolnego z POW. Sam mjr Bogdan Bloch przeszedł do Koszalina, gdzie zostałnaczelnikiem wydziału WUBP i zginął podczas walki z Krajową Policją Bezpieczeństwa w dniu 1.08.1951. KPB, przemianowana na Siły Zbrojne Kraju zlikwidowana została 5 marca 1952 r. Trudno znaleźć związek z POW. Zainteresowanie Służb Bezpieczeństwa Peowiakami nie ustało nawet po ich wyjściu z więzień. Jednych nakłaniano do współpracy z SB grożąc trudnościami w znalezieniu pracy, innym utrudniano kontynuowanie nauki. Inną represją i to bardzo uciążliwą był sposób odbywania służby wojskowej. Wielu członków POW trafiło do wojskowego korpusu górniczego i cały okres służby wojskowej fedrowało węgiel - między innymi w kopalni "Wujek". Dyskretny nadzór służb bezpieczeństwa na życiem prywatnym i zawodowym Peowiaków trwał praktycznie do końca lat osiemdziesiątych. Wybory z roku 1989 i przekształcenia polityczne naszego kraju definitywnie zmieniły sytuację. W ostatnim okresie członkowie dawnej POW podejmowali wiele prób doprowadzenia do rehabilitacji Wysiłki te zakończyły się powodzeniem. Wyroki na Peowiakach zostały przez Sąd Wojewódzki w Szczecinie uznane za niesprawiedliwe i bezprawne. Przypisy 1. "Hymn", "Przysięga", "Prawo P.O.W.", "Regulamin wewnętrzny P.O.W.", sprawozdanie miesięczne, rozkazy, ulotki. 2. Sr. 548/49 "Milejczyk Jan i inni"; Sr. 649/49 "Bombersbach Franciszek i inni"; Sr. 650/49 "Feliński Tadeusz i inni"; notatki z rozmów z Czesławem Hajdukiem, Józefem Koperskim, Jerzym Górniakiem, Gwidonem Kożuchem, Władysławem Łukaszewiczem, Zbigniewem Millerem, Tadeuszem Putno. 3. Janusz Bartoszewski "Procesy licealistów" (w) "Głos Pomorza" Nr 109 z 11-12 maja 1991 r. s. 7; Zbigniew Mielczarski "Zdziejów Polskiej Organizacji Wojskowej" (w) "Echo Darłowa" nr 6 z 1 listopada 1990 r. s. 6; Z. Mielczarski "Aresztowanie i proces darłowskiego oddziału POW" (w) "Echo Darłowa" Nr 7 z 15 listopada 1990 r. ss. 10-11. 4. Witold Skuter "Glosa do dziejów POW (kolaż reportażowy)" cz. 1 (w) "Echo Darłowa" Nr 9-10 z 31 grudnia 1990 r. ss. 17-18; Mirosław Witkowski "Procesy w Polsce Ludowej 'Pucik Wacław i inni'" (w) "Jedność. Tygodnik Szczeciński" cz. 1 Nr 1(122), cz. 2 Nr 2(123), cz. 3 Nr 3(124) z 1991 roku. 11 5. "Ojczyźnie i społeczeństwu. Działalność Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa na Pomorzy Środkowym w latach 1945-1984", Koszalin 1985. 8. "Echo Darłowa" NrNr 2-8 i 10-16 z 1991 r.: "Początki", "Tworzenie", "Wtajemniczanie", "Program", "Profesor", Działalność", "Placówki", "Aresztowania", "Represje", "Literatura". 7. "Kronika ważniejszych wydarzeń z pierwszego dziesięciolecia MO I SB" zawarta w "Ojczyźnie i społeczeństwu" ss. 207-244 wymienia wiele organizacji, z których co najmniej 6 można zakwalifikować jako młodzieżowe. W "Odkłamać historię" - rozmowie Jerzego Rudzika z Andrzejem Jaroszem, Januszem Bartoszewskim i Tadeuszem Gasztoidem ("Goniec Pomorski" Nr 7 z 9 grudnia 1990 r.) mowa jest o 10 takich organizacjach. 8. W żaden sposób nie można przyjąć podanej przez M. Witkowskiego w artykule "Procesy w Polsce Ludowej 'Pucik Wacław i inni'" cz.1 s. 13 liczby 48 sądzonych chłopców. Z akt wynika, że przed sądem stanęło 39 oskarżonych. Wydaje się, że M. Witkowski przyjął tę liczbę z akt Sr. 653/49 k. 41, lecz są to personalia osób przeciwko którym wszczęto śledztwo, trudno uznać ich wszystkich za chłopców (jedna kobieta, mężczyźni: 54-letni i 29-letni). 9. "Regulamin wewnętrzny P.O.W." 10. Czesław Hajduk, "W szponach bezpieki", Płock 1993 podaje, że Dobrzański "był peowiakiem de facto" i pełnił "funkcję maszynisty biurowego". 11. "Ojczyźnie i społeczeństwu" s. 101:inspiratorem i duchownym przywódcą okazał się były piłsudczyk (...) oraz znany ze swej wrogości do władzy ludowej duchowny wyznania rzymsko-katolickiego", oraz s. 230 "Moralnym przywódcą organizacji był proboszcz parafii rzymsko-katolickiej w Sławnie ks. Stanisław T." 12. Np. wiemy, że podczas jednego z zebrań Pucik miał wykład o kampanii wrześniowej, na innym W. Bifel o wojskowości, wreszcie Cz. Hajduk o socjaliźmie i demokracji. Z planowanych akcji można wymienićtutajzamiarzrywania plakatowo zjednoczeniu PPS i PPR, czy też plan zakłócenia akademii z okazji dni oświaty poprzez wpuszczenie do sali dymu. 13. Nie tylko plany, dwóch członków POW złożyło podania o przyjęcie do Urzędu Bezpieczeństwa w Sławnie. 14. Karabin ten zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. 15. Aresztowań dokonywano najczęściej rano w domach, chociaż były wypadki, że chłopców zabierano z innych miejsc np. ze szkoły. W tym miejscu trzeba sprostować błędną informację, iż np. W. Pucik był uczniem szkoły zawodowej, co podaje J. Bartoszewski: "Procesy licealistów" (w) "Głos Pomorza" Nr 109 z 11-12 maja 1991, oraz w rozmowie zatytułowanej "Historia mało znana. Młodzież kontra komuna" (w) "Zbliżenia" Nr 4 (572) z 24 stycznia 1991. Wśród wymienionych 18-tu uczniów w protokole Rady Pedagogicznej LO w Sławnie aresztowanych przez UB 4 i 5 kwietnia 1949 r. wymieniony jest też W. Pucik, uczeń X klasy 16. W. Łukaszewicz wspomina, że jego współtowarzysze niedoli siedzący w celi nr 16, m.in. A. Tabatowski, Zalega i Milejczyk usiłowali wydostać się na wolność - zdobytą gdzieś piłką starali się przepiłować kraty (2,5 cm). To nie powiodło się, zresztą chłopcy nie mieli pianów, co dalej - chcieli się tylko wyrwać na wolność. 17. Do 1950 roku UB na terenie b. województwa koszalińskiego zlikwidował 47 organizacji. ("Ojczyźnie i społeczeństwu" s. 145). 12 Leszek Wal ki ewi cz Pieniądze zastępcze w Ziemi Sławieńskiej Dziejom pieniądza na Ziemi Sławieńskiej do tej pory poświęcano niewiele uwagi. Temat ten pomijano w poważniejszych numizmatycznych opracowaniach. Trudno również znaleźć okazy r'c«i monet»picp««ę dzy papierowych zarówno w zbiorach muzealnych czy w Katalogacn numizmatycznych. Czyniąc krok w tym kierunku pragnę podać trochę faktów i uwag z tej dziedziny. Księstwo Sławieńskie z miejscowądynastiąplemiennąwykształciło się najprawdopodobniej na przełomie X! i XII wieku. W jego głównym grodzie w Sławsku była siedziba książęca, komandoria zakonu joanitów !/ i mennica. Bito w niej srebrne denary z imieniem księcia i nazwą Sławna 21 około 1190 roku v. Są to krążki o średnicy 15 mm, mające na awersie wyobrażenie głowy en face z podniesionymi z obu stron dłońmi, iub z dłonią i berłem w kształcie lilii, co wskazuje na wyobrażeni* władcy czyli księcia. Bvł nim wówczas Boni isł«w syn Racioora - Książę sławiensko-słupski panujący na przełomie XII i Xlii wieku i zmarły po roku 1200. Rewers denarów przedstawia tiojczłonowąbudowłę wspartąna wysokim łuku pod którym znajduje się jeszcze jedna wieża zwieńczona blankami. Na otoku znajduje się napis: SELAFI KASTRVM, który Dannenberg objaśnił jako gród Sławno. Imię księcia + BOG6CCLOFF: ECTS9 znajduje się na awersie wokół jego podobizny. Istniejątrzy typy tych denarów o wadze od 0,55 do 0,91 g bitych w d wóch lub trzech mennicach do tej pory niezidentyfikowanych. Wcześniej w kontaktach handlowych używano monet obcych. Świadczy o tym m. in. odkryty w zakolu rzeki Wieprzy w Darłowie skarb monet datowany na Xi wiek (tj. po 1046 roku)41. Były w nim monety arabskie, czeskie, węgierskie denary krryżnwp ą także monety angielskie, duńskie i niemieckie oraz fragmenty ozdób. Wraz z wymarciem dynastii książąt sławieńskich około 1227 roku5' zaprzestała bicia denarów również sławieńska mennica. Chociaż niektórzy autorzy6' przypuszczają, że działała jeszcze do roku 1240 i biła denary Barnima i Dobrego, księcia szczecińskiego (1224 -1278) z głową i znakami mincerza na awersie oraz-gryfem i listkami na rewersie. W XiV wieku rolę mennicy dia tych terenów przejęło Darłowo. Świadczy o tym dokument księcia Bogusława VIil z 1398 r. nadający miastu Darłowo prawo bicia monet. Książę przyrzekł równocześnie opiekę darłowskirn mincerzom. Mennica mieściła się najprawdopodobniej w mieście lub na zamku książęcym na terenie do niego przyległym od południa, gdzie były zabudowania gospodarcze jak kuźnia, browar, młyn, rzeźnia, piekarnia itp. W gabinetach i kolekcjach numizmatycznych nie zachowały sie darłowskie monety z XIV i XV wieku. Emisje były zapewne niewielkie, gdyż wkrótce, bo w roku 1412 Darłowo zostaje pełnopiawnym członkiem Hanzy i zmuszone jest do prowadzenia wspólnej polityki menniczej. Pewną natomiast wiadomość mamy dopiero z lat 1618-1622, kiedy to w książęcej mennicy w Darłowie biii swe monety książę Ulryk, który był tytularnym biskupem kamieńskim i książę Bogusław XI V, któn/ od roku 1606 został księciem Darłowa. Na Pomorzu kursowały wówczas 13 talary cesarskie. Na jednego talara wchodziło 4 orty = 24 dobrym groszom = 48 szelągom = 192 witenom = 576 fenigom. W Darłowie bito m.in. talary, półtoraki, szelągi pojedyncze i podwójne, grosze, półgrosze, witeny. Bite tu półtoraki księcia Ulryka na awersie miały stempel gryfa i legendę w otoku: VLDARIC/ us/ 3D/ei/ G/ratia/DVX S/tetinensis et/ PO /meraniae/ i dewizę na rewersie. DEVS .PROTEKTOR.MEVS. Również Bogusław XiV bił monety ze swoim stemplem w mennicy darłowskiej 2 okazji ślubów czy śmierci wybitnych osobistości bito też mniej liczne monety pamiątkowe. Monety wysokich nominałów rozdawano gościom, a drobne rozrzucano wśród tłumu. Witen, 1620 r. szeląg podwójny, 1622 r. Wojna trzydziestoletnia zniszczyła darłowską mennicę. Inne darłowskie pieniądze pojawiły się dopiero w czasie I wojny światowej. Niemal od pierwszych dni po wybuchu I wojny światowej w całych Niemczech a także w innych państwach wystąpił dokuczliwy brak bilonu. Prawie w całości znikł on z obiegu. Przyczynami tego zjawiska były m.in. zawieszenie wymienialność: banknotów na monety złote, drożyzna, de'.va!'jacjc oraz duzc zapctrzdjGwsniG na metai^s k /iorowc, iiić^uęuiic na puuz.euy wujny, jak np. do produkcji łusek do pociskóvy. Były to czasy w których wyjmowano z zamków mosiężne klamki, zabierano mosiężne piece, brązowe miednice, rondle. Poszły również na przetop kościelne dzwony i piszczałki organów. Sięgano po ostatnie rezerwy. Nie oszczędzano nawet niewielkich fenigów, halerzy czy centów. Wzrastała wartość srebra, miedzi i innych kruszców a spadała wartość monety obiegowej. Monety złote oraz srebrne marki i półmarki zostały zatrzymane przez banki do regulowania zobowiązań zagranicznych. Również poszczególni obywatele pochowali dla siebie kruszcowe monety. Monety zawierające miedź 1 i 2 fenigowc i nikiel 5 i 10 fenigów zostały ściągnięte przez państwo i przetopione dla celów wojennych. Szybko postępował kryzys monetarny o rozmiarach dotąd nieznanych w Europie, Miejsce najgorszych metali jak cynk czy żelazo zajął wtedy papier, który był najtańszym materiałem używanym do emisji coraz mr.iej wartych pieniędzy. 14 Permanentny brak drobnych monet był poważnym utrudnieniem w dokonywaniu zakupów i wypłat dla pracowników. Miasta i gminy postanowiły same temu zaradzić. W tej sytuacji od 1914 roku w całych Niemczech zaczęły się pGjawiać coraz liczniejsze emisje monet i bonów papierowych, których wydawcami nie były władze centralne. Kasy miejskie, gminne, poczty, spółdzielnie, prywatne przedsiębiorstwa produkcyjne i handlowe oraz duże gospodarstwa bez formalnego zezwolenia, ale przy cichej aprobacie pruskich władz centralnych przystąpiły do emitowania pieniędzy zastępczych zarówno metalowych, ceramicznych, a przede wszystkim papierowych. Dla emitantów był to dobry interes, gdyż wiele bonów nie wracało uo kas wymiany. Pierwszy znany wypadek wypuszczenia bonów był w Holandii w roku 1574, kiedy to miasto Leyden wydało pieniądz zastępczy z grubej tektury, gdy zabrakło srebra. Pieniądz zastępczy różni się od pieniądza obiegowego wieloma cechami: - emitentem nie jest bank emisyjny, ani centralne władze państwowe, - ich wygląd zewnętrzy odbiega od pieniądza normalnego, - powodem emisji jest z reguły niedostatek normalnych środków obiegowych, - emitentem ich były samorządy miast, gmin, poczty, przedsiębiorstwa przemysłowe, hanrłinwf* <;r>we, inograniowe teksty "pisane na dzeszczkach" wyśpiewywać w domu na głos podczas normalnych , domowych zajęć ("śpiewam je na wszelakie melodie, słyszę je lepiej, lepiej rozumiem, bardziej utrwalam w pamięci"). Posłuchał Stanisław Galik owych wierszy, choćby tej "Pastorałki z gór", gdzie Józef z Maryją postwili pensjonat "Pod Gwiazdą", posłuchał jak to "las się palił w polskie święta" i przysposobił Jadwidze skrzynię góralską, w spódnicę szeroką ubrał, chustkę kazał zawiązać i tak to z mężowskim przyzwoleniem wystąpiła po raz pierwszy w swoim monodramie. Przywiozła ze Zgorzelca drugą nagrodę i splendor przestawienia we Wrocławiu, gdzie grała ona, amatorka, wśród prawdziwych sław aktorskich - i recenzję przywiozła, w której piszą, że jest to przedstawienie urokliwe, bardzo śv;ieże i ciepłe, nawet wtedy, kiedy dotyka bolesnej pamięci, że z przyjemnością się słucha urokliwej poezji. I jeszcze o niedosycie po tym programie; chociaż lepsze to, niż nasycenie. Ona sama czuła niedosyt po tym swoim "Pisaniu na deszczkach", urzeczona już poezją, w której Harasymowicz tak pieknie umiał pokazać sposób patrzenia ludu i wrażliwość ludu, dlatego pewnie tak niecierpliwie sięgnęła po kolejne teksty i zaczęła przygotowywać drugi program ("z pięciu, jakie zrobiłam, najukochańszy"), w którym zaroiły się beskidzkie powsinogi. Zegadłowicz stał się jej teraz najbliższy, a ballada o starym Wowrze, który rzeźbił swojego świątka, mówiła tak, że niemal słyszało się ową ciszę, jaką Bóg nakazał w niebie , by zejść do utrudzonego Wowra, wyjąć jego duszę i włożyć ją do świątka. Jadwiga do dziś mówi to przejmująco, nie kryje wzruszenia; chce, żeby wraz z nią wzruszali się wszyscy słuchacze i nic dziwnegp, że znów ze Zgorzelca, z Ogólnopolskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, przywiozła nagrodę, a w "Gazecie Robotniczej" ojej "Kolędziołkach, sadownikach, świątkach" pisano, że to już niemal skończony, świetnie zakomponowany i bardzo dobrze zrealizowany spektakl o dużej świeżości i urodzie. Wtedy to także nagrodę specjalną otrzymał Stanisław Galik za scenografię do Zegadłowicza. Naciosał Jadwidze świątków z drewna, rozpiął Chrystusika pod daszkiem, na klocku usadowił jeszcze jakiegoś Frasobliwego, a do ręki dał jej kosz wiklinowy, w którym kwiaty i świątki się mieściły. Pięknie w tym wszystkim wyglądała ona sama, w bluzce z haftami, w kolorowej spódnicy, z włosami gładziutko upiętymi, skupiona i pełna żarliwości. Dobrze się czuła w tym świecie ludzików nadmiernie utrudzonych i pokrzywdzonych, dla których dopiero poeta musiał stworzyć i litościwego Boga i niebo. Ale w czasie występów przekonała się nie raz, że ze scenografią, to tak jaicz programem: wydaje się, że wszystko gotowe, a w nowym wnętrzu, P«^;y coraz innej publiczności trzeba wszystko tworzyć na nowo. Kiedyś w Szczecinie na Zamku, występowała przed twórcami ludowymi, w sali, gdzie 27 eksponowane były ich prace i uznała słusznie, że może wystąpić tylko z własnym koszem, ale grała z ich świątkami, które po prostu w trakcie trwania przedstawienia wybierała z wystawy Wszyscy obecni na "Kolędziołkach" płakali, ona też nie kryła łez, kiedy ludzie dziękowali jej za wzruszenia i wspaniałe przeżycia, tym większe, kiedy zobaczyli jak ich drewniane ludziki ożywają w zetknięciu z poezją. A w Kaliszu zdarzyło się, że nie nadeszły w porę dekoracje zrobiła więc tobół z prześcieradła, włożyła do środka owoce i kwiaty ("rozdawałam je ludziom w czasie przedstawienia"), a świątki wzięła z miejscowej wystawy, która na szczęście właśnie była czynna i spektakl bardzo się podobał. To o tym jej programie pisanu, ze to świetny przykład umiejętnego połączenia folkloru, poezji, plastyki i muzyki, stworzenia pysznej, poetyckiej i literackiej zabawy, za co należą śię słowa uznania zarówno wykonawczyni, jak i Jerzemu Żelaznemu - reżyserowi i Stanisławowi Galikowi - scenografowi. I o niej jeszcze, że świetnie czuje się na scenie i doskonale wciela w postać wiejskiej babiny. Jadwiga dzisiaj docenia w pełni swój staż w Teatrze Lalki ("mądra była pani Całkowa i wiele jej zawdzięczam"), gdzie nie tylko trzeba się było nauczyć mówienia prostych tekstów, ale nabrała tam także obycia ze sceną a swobodę ruchów zdobyła w czasie żmudnych ćwiczeń z Conradem Drzewieckim, który jakiś czas w Poznaniu pracował ze słupskim zespołem. " Najbardziej jednak lubi występować na wsi. Przekonała się wielokroć, że wiejska publiczność ioctt7o n i o ci^ry«A/o rooicoii p <0 'j 2 j 0 entuzjazmu ani obojętności bierze żywy 'jdzid w przedstawieniu. Sprawdziło się to wszystko szczególnie, gdy wystąpiła ze swoim "Ino graniem", którego zawsze trochę się bała, przekonana, że wielu ludzi tylko oburzeniem zareaguje na wieść, że jej kolejny monodram z "Wesela" się wywodzi. O tym programie pisano, że Jadwiga, zafascynowana literaturą inspirowaną folklorem, tym razem sięgnęła po tekst, który trudno by było do tej kategorii zaliczyć, a jednak - jak tego dowiodła - przystający do jej dotychczasowych doświadczeń recytatorskich i aktorskich. Sięgnęła po "Wesele" Wyspiańskiego. I ten monodram opracował literacko i reżysersko Jerzy Żelazny, a Jadwiga "wygrała" na festiwalowej scenie nagrodę główną dia siebie i nagrodę dla reżysera, który z tej okazji nawet ją pochwali' ("wiesz, stara, -byłąś dobra"), bo okazało się, że spektakl jest sugestywny, że brzmią w nim ostro prawdy o nas, współczesnych - czego nie pomijano w recenzjach. Ale "Ino granie" pomyśiane jest tak, że aktorka uzależniona jest od reakcji publiczności, że kiedy zawoła "Co tam, panie w polityce", czeka, że ktoś odpowie o mocno trzymających się Chińczykach, ale ludzie w mieście niezbyt chętnie angażują się w czasie przedstawienia i mimo znanych tekstów, nie zawsze chcą partnerować Jadwidze. Gruba księga, z licznymi wpisami osobistości urzędowych, znanych artystów, zwykłych widzów, powklejanymi plakatami, zdjęciami, programami i plakietkami ("mój to robi domowym sposobem"), stanowi szczególny dokument pięcioletniego ino grania Jadwigi Galik. Niedawno chyba najbardziej, bo to uznanie nie gdzieś na scenie, ale u siebie, urzędowe, prawdziwe. Jak przystało na córkę "starego Górki", jest solidna i już teraz, po Sofoklesowej "Antygonie", na którą nosem wszyscy kręcili, rozgiąda się za jakimiś nowymi tekstami ("Ferri na pewno coś wymyśli. To Jerzego Żelaznego tak nazywamy"), bo próżnować nie umie, bo i mąż zachęca; ten sam, który do monodramów przygotowuje plastyczną oprawę, chociaż nie oglądał żadnego jej występu. A gdyby tak zapytać Jadwigę Galik, co w jej życiu teraz jest ważne, kto wie czy nie powiedziałby, że ino granie. Jadwiga Ślipińska Zgorzeleckie Spotkania Amatorów Galik, zafascynowana literaturą inspirowaną folklorem, tym razem sięgnąła po tekst, który 28 trudno byłoby do tej kategorii zaliczyć, a jednak - jak tego dowiodła - przystający do jej dotychczasowych doświadczeń recytatorskich i aktorskich. Sięgnęła po "Wesele" Wyspiańskiego. Nie po to, by zagrać w pojedynkę dramat, na którego obsadzenie stać nie każdy teatr, i nie po to, by go zinterpretować poprzez jedną wybraną postać - ale po to, by językiem "Wesela" przekazać nam kilka gorzkich prawd o nas, współczesnych. W spektaklu reżyserowanym przez Jerzego Żelaznego (uhonorowanego przez jury specjalną nagrodą) nie brak pomysłów wysokiej próby. ilustrowany Kurier Polski Spotkanie z 3-krotną laureatką Teatru Jednego Aktora Przed udaniem się do Piwnicy Świdnickiej we Wrocławiu, gdzie aktualnie odbywają się finały Teatru Jednego Aktora dla zawodowców Jadwiga Galik, trzykrotna laureatka festiwalu dla amatorów - aktorów wystąpiła z nagrodzonym monodramem w Zgorzelcu pt. "Ino granie" w klubach Gdańska i Gdyni. Zarówno sylwetka artystyczna Jadwigi Galik, parającej się na codzień dekoratorstwem wystaw w Sławnie, jak i dobór oraz wykonawstwo nagradzanego trzykrotnie, realizowanego przez nią programu budzi powszechne zainteresowanie dla młodej amatorki. Współpracuje ona stale z reżyserem - amatorem J. Żelaznym i według jego koncepcji wykonała również monodram "Ino granie", oparty na motywach Stanisław Wyspiańskiego, zaczerpniętych z "Wesela". Motywach wzbogaconych swoistym happeningiem... Monodram ten tak podobał się jury w Zgorzelcu, iż Jadwiga Galik otrzymała nie tylko nagrodę, lecz wraz z trzema innymi finalistami została wytypowana do reprezentowania aktualnie teatrów amatorskich jednego aktora we Wrocławiu, w Piwnicy Świdnickiej. Wrodzone zdolności aktorskie, bezpośredniość i swoboda estradowa pozwoliły sympatycznej laureatce nawiązać szybko kontakt z widownią również i w gdańskim klubie "Mors". O sekrecie powodzenia monodramu "Ino granie" decyduje pomysł wciągnięcia do akcji wszystkich widzów, którzy wraz z odtwórczynią słuchając recytacji trącają się również i kielichami, sącząc wino w takt staropolskiego "Kurdesza nad kurdeszami", nuconego przez aktorkę. Widzowie ci w scenie finałowej krążą po sali w chochołowym korowodzie, przydając niecodziennego klimatu i scenerii całemu widowisku. Po ożywionej dyskusji po spektaklu Jadwiga Galik tłumaczyła zebranym dlaczego właśnie wzięła "Wesele" Wyspiańskiego na swój warsztat recytatorski. Pociągnęła ją bowiem, jak i reżysera Żelaznego, wspaniała poezja Wyspiańskiego, odbiegająca daleko od stylizowanej ludowości. - W jaki sposób pracują państwo nad monodramem - zagadnęłam w garderobie przygotowującą się do odlotu do Wrocławia laureatkę? - Reżyser Żelazny opracowuje zwykle tekst - wyjaśniła młoda aktorka, poświęcając sporo uwagi wstawkom śpiewanym, oprawie muzycznej oraz przygotowuje inscenizację, pozostawiając mi całkowitą swobodę interpretacji. - Już trzeci raz z rzędu zdobywa Pani czołową nagrodę w Zgorzelcu. Jaki program wykonała Pani uprzednio? - W1971 r. opracowałam "Pastorałki" Harasimowicza, w 1972 r. zaś "Powsinogi beskidzkie" Zegadłowicza. Mam wielką tremę przed Wrocławiem - dodaje na zakończenie rozmowy laureatka, bowiem artyści zawodowi są bardzo krytycznie nastawieni do ruchu amatorskiego. Rozmawiała Julia Ziegenhirte Gazeta Białostocka Kolędziołki świątki i... pustki Tekst jest o Ponu Bogu, co go Wowro z kloca wyciapał i pod wierzbo za wsio postawił. A Ron Bóg naprawdziwny,gdy Wowrospałtomuza to dusze wyjął a w świątka wsadził. I dlatego 29 te świątki sorr. takie zmęcone kieby chłop po orce aibo stracie jakiej. A przedstawienie nazywa się kolędziołki, sadowniki, świątki. Jadwiga Galik, którą z okazji centralnej inauguracji roku kulturalno-oświatowego mamy możność w Białymstoku oglądać chętnie sięga po repertuar wywodzący się z literatury ludowej. W swoim teatrze pokazała trzy świadczące o tym programy: "Pisane na deszczkach" według "Pastorałek polskich" J. Harasimowicza - 1070 rok, "Kolędziołki, Sadowniki, Świątki" według E. Zegadłowicza - 1972 rok, "Ino granie" - według "Wesela" Wyspiańskiego. Za "Pisanie na deszczakch" w roku 1971 teatr J. Galik otrzymał II nagrodę w Zgorzelcu. Za Kolędziołki w 1972 roku również w Zgorzelcu - II nagrodę plus nagrodę specjalną za scenografię. Widziałam przedstawienie w maleńkiej salce przy widowni liczącej osób 9-jeśli się pomyliłam to o jednógo lub dwu widzów - i trochę scenografia mi przeszkadzała. Za dużo rekwizytów st ało wmiejscu, gdzie aktorka grała. Jakgrała. Nicwtejgrze nie było przypadkowego. Dobra dykcja i logiczna interpretacja tekstu sprawiają, że nie nudzimy się podczas przedstawienia, pamiętamy fragmenty tekstu po wyjściu z sali. Przedstawienie grzeje. To ciepło czujemy w momencie wejścia na scenę aktorki. Warto zobaczyć. Dziś w Domu Kultury Włókniarzy o godz. 19.30 mamy możność zobaczyć przedstwienie Teatru Jednego Aktora, po raz ostatni, (zp) Zbigniew Michta Jak w domu... Scena 1975 W tym zaś numerze przyjdzie na początek napisać tak: Do III Wojewódzkiego Przeglądu Amatorskich Teatrów Jednego Aktora, który odbył się w czerwcu, zgłosiło akces ośmiu wykonawców. W konkursie, nagradzanym także rekomendacją do Zgorzelca, wystąpiło ... troje. Gościnnie - czwarty Oceniało ich pięcioosobowe jury, każdemu przyznając jednakową nagrodę pieniężną, czyniąc nadzieje na udział całej trójki w przeglądzie ogólnopolskim. Trzecią w przeglądzie była Jadwiga Galik. Przywiozła do Słupska "Miłość i śmierć" Anny Kamieńskiej, poemat tak kobiecy, że zastanawiała wręcz reżyseria Jerzego Żelaznego. Ale ta spółka ma na swoim koncie dwie nagrody i jedną pierwszą nagrodę w krajowej rywalizacji, więc pytanie znowu nie na miejscu. Galikową nagrodzono "za dojrzałość artystyczną" co jest niewątpliwe, zważywszy na pięcioletnią tradycję, ale co równocześnie można traktować jak łagodne ostrzeżenie przed niezauważalnie dla wykonawczyni nadciągającą rutyną. Jadwiga Galik- przeciwieństwo Ćwika. Współpracująca, jak wspomniano, z Jerzym Żelaznym, osłuchana, opatrzona na dziesiątkach scen w kraju, w tym i w województwie. Co charakterystycznego w jego repertuarze, składającym się z "Pisania na deszczkach" według "Pastorałek polskich" Jerzego Harasymowicza. "Kolędziołków, sadowników, świątków" według Emila Zegadłowicza, "Ino grania" według "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego oraz "Antygony" Ccfckiess? Tg przecicz widać - wymosi ją, wylansowai mniej lub bardziej stylizowany folklor, po którym "Antygona" czy "Miłość i śmierć" jako obsesje (czemu nie?) kobiety dojrzałej jeszcze nie znajdują przekonywającej formuły. Więc może to jednak początek nowej, "kobiecej" drogi w arystycznym życiu Galikowej? Nowiny Jeleniogórskie nr 41 z 13 X 1976 Rozmawiam z dwoma najwierniejszymi uczestnikami spotkań najmniejszych teatrów. Pani Jadwiga Galik z Domu Kultury w Sławnie nie opuściła ani jednego. W 1971 roku wystąpiła z góralskimi pastorałkami wg Harasymowicza, niedawno zaprezentowała wybór fragmentów "Wesela", na tegorocznych OSATJA "W rytmie słońca" z tekstów Urszuli Kozioł. Kilkakrotnie zdobyła nagrody, na ogólnopolskich festiwalach zawodowych miniteatrów we Wrocławiu również w gronie profesjonalisów zyskiwała laury. 30 - Bo widzi pani, amatorskie teatry jednego aktora to nie tylko pasja i wyżycie dla wykonawcy - tłumaczy pani Jadwiga Galik. - Mają ogromne znaczenie. Są autentycznym propagatorem kultury. Jesteśmy w stanie wszędzie dotrzeć, grać w każdych warunkach, przekazywać mieszkańcom najdalszych wiosek wartościową kulturę w sposób dla nich łatwo przyswajalny, atrakcyjny. Przypominam sobie swój debiut w Zgorzelcu. Zaraz po spektaklu musiałam wyjechać, aby następnego dnia zdążyćdo pracy. O przyznaniu mi drugiej nagrody dowiedziałam się przez telefon. Mój sukces zachęcił innych. W ciągu dwóch następnych lat powstało w Koszalińskiem ponad dwadzieścia teatrów jednego aktora. Walka Młodych nr 3 z 15 I 1978 Nikt z resztą z tegorocznych laureatów nie jest debiutantem: prym zaś tu wiedzie Jadwiga Galik, plastyczka ze Sławna, która uczestniczy w OSATJA po raz siódmy! Swoim żywiołowym nawiązującym do najlepszych młodopolsko-romantycznych tradycji monodram pod tytułem "Tyrli, tyrli na patyku" wg Słowackiego i Drozdowskiego, podbiła bez reszty serca widowni. Bedaca integralną częścią wirinwkką "wystawa atrybutów" wzbudziła w nas natomiast śrnicch i chwilę refleksji. Bo też Jadwiga utrafiła w dziesiątkę, stawiając obok siebie piłkarski pantofel, rzekomo z Wembley i kawałek rudy żelaza, a obok... butelkę "czystej strażackiej"! Często wszak dewaluujemy jedne symbole wynosząc pod niebiosa inne, wątpliwe lub też nic nie warte... Był to teatr zaangażowany w najlepszym tego słowa znaczeniu, trafiający do przekonania, szczery i bezpośredni. Scena: 1980 Nasza ulubiona zgorzelecka weteranka Jadzia Galik ze Sławna przygotowała poetycki obrachunek z sumieniem współczesnego człowieka w świecie, w którym "myśli się samochodami", można "ogłosić konkurs na Chrystusa", a "być w telewizji to lepiej niż być w 31 niebie". W swojej "Róży wiatrów" szczególnie akcentowała zjawiska dewaluacji i nawet umierania symboli. Było w tym spektaklu trochę niezbyt nachalnej dydaktyki; brakło niespodzianki. Żartowaliśmy, że tak ją i reżysera Jerzego Żelaznego rozpracowaliśmy, iż jedyne, co im pozostało, to "rozwód" chociaż na rok. Głos Pomorza nr 7 z 9 i 1980 10 lat fascynacji żywym słowem (Rozmowa ze sławieńską odtwórczynią monodramów Jadwigą Galik) - Wszystkim, którzy mają lub mieli w ostatnich latach jakiś kontakt z amatorskim ruchem artystycznym kojarzy się pani nazwisko z teatrem jednego aktora. Naturalnymi patronami takich teatrów są-jak wiadomo - domy i kiuby kultury. Dlaczego więc odnajduję panią tu, w Zakładach Przemysłu Drzewnego "Sławodrzew", i to w pracowni dekoratorskiej, zastawionej prozaicznymi elementami zakładowej propagandy wizualnej? - Bo jestem z wykształcenia specjalistką reklamy sklepowej. Zajmowałam się wprawdzie przez pewnien czas instruktorstwem teatralnym w sławieńskim MDK, prowadząc tam dziecięcy teatrzyk lalkowy oraz młodzieżowy teatr poezji, który dwukrotnie sięgnął nawet po najwyższe laury wojewódzkie, był to w sumie jednak krótki i niezbyt znaczący epizod w mojej "karierze" zawodowej. o - Nie, wcale nie z powodu jakiejś nagłej awersji do działalności kulturalnej związanej z upowszechnianiem żywego słowa, lecz z tzw. przyczyn obiektywnych. Teatr mam po prostu we krwi: od szesnastego roku życia bez przerwy pałętałam się bowiem wraz z rodzicami -aktorami po zapleczu i scenie przemyskiego "Fredreum". Trwało to aż do 1965 r., tj. do przeprowadzki z Bieszczadów do miasta nad Wieprzą, w którym zakochana jestem po dziś dzień za sprawą bliskości morza oraz cudownych iasów i jezior. - A jak zaczęła się Pani przygoda z teatrem jednego aktora? -Absolutnie przypadkowo. Przed dziesięciu laty, będąc jeszcze instruktorką MDK postawiłam sobie za zadanie utworzyćtheatrum z prawdziwego zdarzenia. Zabrakło chętnych. Pozostałam sama na placu boju. Przysiadłam fałd nad monodramami, konkretnie nad "Pisaniem na deszczkach" według Harasymowicza. Przez okrągły rok mozolnie i uparcie pracowałam nad sobą korzystając ze wsparcia reżyserskiego Jurka Żelaznego oraz z pomocy scenograficznej męża Stanisława. W1970 roku dowiedziałm się, że w Zgorzelcu przystąpiono do organizacji I Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora dla Amatorów. Korciło mnie skonfrontować swoje możliwości w doborowej, 50-osobowej stawce konkurentów z całej Polski. Pojechałam w końcu na ów przegląd. Odniesiony sukces przeszedł moje najśmielsze oczekiwania: II nagroda, bardzo pochlebne recenzje prasowe ("świeże", "ciepłe", "urokliwe", "znakomicie przekazane", "kipiące kamerami TV, zaproszenie (bezprecedensowe) na wrocławski festiwal teatrów profesjonalnych z udziałem takich tuzów polskiej sceny, jak Filipski, Borowiec, Kozak... - Imupls poważny! - Oczywiście. W następnym roku jury przyznało kolejną nagrodę aktorską i scenograficzną dla (męża) za "Sadowniki, kolędziołki, świątki" według Zegadłowicza z ponownym zaproszeniem do Wrocławia oraz oddelegowaniem na "Panoramę 30-lecia" w Warszawie i propozycją odbycia artystycznego turnee po wszystkich większych miastach Polski Północnej. Potem było "!no granie", zrealizowane na podstawie "Wesela" Wyspiańskiego. Grand Prix, nagroda specjalna jury i pełna walizka wyróżnień dla Jurka i Staszka. Konsternacja krytyków ("jak można w pojedynkę zainscenizować sztukę Wyspiańskiego?!..."). Trzecie - wbrew regulaminowi festiwalu - zaproszenie do Wrocławia. - A inne monodramy, które przyniosły Pani osobistą satysfakcję? 32 - "Antygona" Sofoklesa, "Niosę tylko śmierć i miłość" według A. Kamieńskiej, "W rytmie słońca" według U. Kozioł, "Tyrli, tyrii na patyku" według Drozdowskiego i Słowackiego, "Moja miłość - biuro" (rzecz prozatorska oparta na "Karnawale i pieśni" Ogińskiego) oraz tegoroczna "Róża wiatrów" - montaż utworów poetyckich Lipskiej, Iredyńskiego i Harasymowicza. - Spory dorobek, lata żmudnej roboty - czy ciężkiej? - Owszem, ale i szalenie wdzięcznej zarazem. Chociaż... -... zdarzały się i niepowodzenia? - Nie, mam tu na myśli takt, iż produkuję się z moimi monodramami dosłownie wszędzie, od Górnego i Dolnego Śląska, poprzez Warszawę, aż po Gdańsk i Szczecin. Tu jakoś nikt mi nie proponuje występów. Bywa więc, że zaczynam wątpić, czy w ogóle ma sens to, co tutaj robię - głównie przecież z myślą o miejscowej widowni, z którą czuję się związana szczególnymi więzami emocjonalnymi... - Głowa do góry, Pani Jadwigo! Trzeba ciągle być zapatrzoną w przyszłość. A propos: co ma Pani w swoich najbliżych planach? - Przez kilka ostatnich lat fascynowała mnie poezja i proza z gatunku tych, które przepojone są Ideą "naprawiania współczesnego św.sW. Czuję się już tym wyraźnie znużona. Wiacam znowu do stylizowanej poezji ludowej, alt, nie tej ze smutku i zadumy zrodzonej, lecz bardziej pogodnej, wesołej, tryskającej żartem i optymizmem życiowym. Rozmawiał Jerzy Lissowski 'Jundccja '"Dziedzictwo" Celem Fundacji jest ochrona zabytków archeologicznych w Sławnie i jego okolicy. Działania Fundacji polegają m in. na - poszukiwaniu i rejestrowaniu zabytków archeologicznych, - prowadzeniu badań wybranych stanowisk archeologicznych, - tworzeniu rezerwatów archeologicznych, - wspieraniu starań o utworzeni© muzeum w Sławnie, - publikowaniu opracowań naukowych i popularyzatorskich o badanych stanowiskach archeologicznych - upowszechnianiu wiedzy o zabytkach archeologicznych, - uczestnictwie w procesie wychowania dzieci i młodzieży z położeniem nacisku na kształtowanie świadomości historycznej i szacunku dla świadectw przeszłości. Adres Fundacji: Sławieński Domu Kultury, ul. A Cieszkowskiego 2, 70-100 Sławno, tel. 76-70. Konto Fundacji: PKO BP Sławno nr 77837-12827-132-3 33 Jan Sroka Sławieńskie placówki kultury (i) Biblioteki Bibliotekę Powiatowąw Sławnie z siedzibą w Domu Kultury powołano staraniem Wydziału Powiatowego inspektoratu Szkolnego i Komisji Oświatowej Powiatowej Rady Narodowej we wrześniu 1946 roku. Jej pierwszym kierownikiem został nauczyciel i działacz kultury Edmund Plank. Z funduszy Prezydium Powiatowej Rady Narodowej zakupiono 338 książek (z prywatnej biblioteki mieszczącej się przy obecnej ulicy Jedności Narodowej). Następne 500 woluminów przekazanych zostało przez Bibliotekę Wojewódzkąw Szczecinie. W listopadzie 1946 roku z 838 tomami otwarto placówkę. W marcu 1947 roku kierownikiem biblioteki została Maria Plank, z zawodu naycżycielka. Funkcję tę pełniła do 1955 roku. Utworzono także Powiatowy Komitet Biblioteczny, który był organem doradczym placówki pod przewodnictwem Wacława Badowera. W grudniu 1947 zorganizowano przy Bibliotece Powiatowej wypożyczalnię miejską, która z końcem 1948 roku otrzymuje własne pomieszczenia przy ulicy Matejki. Placówka miejska startuje 300tomami, a jej kierownikiem została Zofia Górska. W 1951 roku biblioteka miejska przenosi się do budynku Powiatowego Domu Kultury, gdzie otrzymuje 4 pomieszczenia. Biblioteka Powiatowa rozpoczyna organizowanie placówek bibliotecznych na terenie powiatu. W Darłowie punkt biblioteczny powstaje w 1947 roku, a biblioteka miejska w 1948 roku (księgozbiór w 1948 r. liczy 380 tomów, a w 1949 -1793 tomy). W 1947 roku powstają również gminne punkty biblioteczne we Wrześnicy, Kowalewicach, Naćmierzui Polanowie. W 1949 roku biblioteka powiatowa przenosi się do nowej siedziby przy ulicy I Pułku Ułanów 18. Jej księgozbiór liczy w końcu 1949roku4.485tomów, a oiblioteki miejskiej 1.500 tomów -Biblioteka miejska ma 420 czytelników, którzy wypożyczyli w ciągu roku 4.380 książek. Na terenie powiatu działają 62 punkty biblioteczne. W 1955 roku następuje połączenie biblioteki miejskiej i powiatowej w jeden organizm o nazwie Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Sławnie z siedzibą przy ulicy I Pułku Ułanów. Biblioteka w tym budynku w trudnych warunkach pracować będzie do listopada 1991 r. kiedy to została przeniesiona do nowego obiektu wybudowanego wiatach 1986-1991 przy ulicy Rapackiego 16. W nowych pomieszczeniach na I piętrze znajduje się wypożyczalnia dla dorosłych, na II. czytelnia ogólna, a na l!l dział dziecięcy. Księgozbiór połączonych bibliotek w 1955 roku r.ezył 21.891 woluminów. Kierownikiem hihiintPki zosta* Romuald Nijak, który funkcję tę bęciz: j pcJr.ił z dwuletnią przerwąna poc^ąiku lat 70-tych do 1985 roku. Dyrektorem w tym czasie był Kazimierz Jaracz. W latach 1985-88 dyrektorem biblioteki była Stanisława Jakimiak, długoletni pracownik sławieńskiej placówki. Po odejściu jej na emeryturę funkcję dyrektora pełni Elżbieta Kasińska-Róg. Biblioteka Powiatowa zajmowała się zarówno udostępnianiem zbiorów mieszkańcom miasta jak i nadzorem merytorycznym nad działającymi bibliotekami i punktami bibliotecznymi na terenie powiatu do 1975 r. Po tym terminie biblioteka przyjmuje nazwę Miejska Biblioteka Publiczna. Na początku lat 60-tyeh w bibliotece otwarta została czytelnia książek i czasopism. W1976 roku w lokalu Spółdzielni Mieszkaniowej "Wybrzeże" przy ulicy Powstańców Warszawskich utworzona została filia dla dzieci i młodzieży, która działać będzie do połowy 1991 roku (po przeniesieniu biblioteki do nowej siedziby dział dziecięco-młodzieżowy znajdzie tu swoje miejsce). Kilka lat później, w 1983 roku powstała filia biblioteki na osiedlu Braci Gierymskich. 34 Biblioteka oprócz udostępniania swoich zbiorów była organizatorem różnego typu działań Popularyzujących czytelnictwo wśród dorosłych i młodych czytelników - organizując lekcje biblioteczne, konkursy, wieczory literackie, wieczory bajek, wystawy książek i czasopism, spotkania z pisarzami, zwłaszcza z twórcami z Pomorza Środkowego (w latach 70 i w Pierwszej połowie iat 80-tych Październiki Literackie). Księgozbiór, czytelnicy, wypożyczenia Powiatowej i Miejskiej Bibiioteki Publicznej w latach 1950 - 1991 rok ilość tomów czytelników wypożyczenia 1950 2178 (miejska) 8350 (powiatowa) 618 5.200 1955 21.891 1.855 45.960 1960 25.060 1.884 65.712 1965 27.579 2.144 45.449 1970 18.401 1.785 47.001 1975 18.707 1.533 57.786 1980 22.564 6.055 1.454 1.463 44.952 23.812 (filia dziecięco-młodzieżowa) 1985 25.149 10.596 7.867 1.278 1.491 488 29.870 19.199 (filia dziecięco młodzieżowa) 9.524 (filia na Osiedlu Dzieci Wrzesińskich) 1990 25.149 12.330 11.946 1.753 1.265 761 47.785 28.270 (filia dziecięco-młodzieżowa) 17.714 (filia na Osiedlu Dzieci Wrzesińskich) W1954 roku utworzona została Biblioteka Pedagogiczna. Na koniec 1954 roku liczyła 596 Woluminów i 31 czyteiników. Dziś ma prawie 24,5 tys. książek i zbiór licznych czasopism, księgozbiór gromadzony był pod kątem potrzeb nauczycieli, którzy są w dużej części jej czytelnikami. Palcówką kierowali: Kunegunda Kugacz, Janina Brzozowska, Janina Olericka, 35 Ewa Miatkowska, Jolanta Karaban. Księgozbiór i czytelnicy w Bibliotece Pedagogicznej w Sławnie w latach 1955 - 1991 Rok Księgozbiór Czytelnicy Wypożyczenia 1955 1350 31 1960 2123 200 903 1965 7265 203 1120 1970 10.529 387 2918 1975 14.726 228 2846 1980 18.865 197 1654 1985 24.127 380 4635 1990 24.453 514 4282 1991 24.459 481 3758 Informacja o działalności Muzeum w Darłowie w latach 1990-1992 W październiku 1992 roku minęły cztery iata od przekazania do eksploatacji Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie po zakończonym remoncie kapitalym. W tym czasie ustabilizowała się załoga Muzeum, dziś piacówka zatrudnia 15 osób: 1. pracownicy merytoryczni: kierownik - 1, dział oświatowy z biblioteką - 2, dział historii regionu - 1; 2. administracja i obsługa: kierownik d/sadministracyjno-gospodarczych -1, główny księgowy - 1, referent d/s gospodarczych - 1, plastyk - 1, wykwalifikowane pomoce muzealne - 5, dozorcy - 2. Pomimo kłopotów finansowych i nieuregulowanej sytuacji prawnej placówki pracownicy Muzeum dokładają starań, by Zamek Książąt Pomorski tętnił życiem. Wystawiennictwo Na stałej wystawie w Zamku Książąt Pomorskich eksponowane są zabytki z zakresu: - wyposażenia wnętrz i rzemiosła artystycznego od baroku po biedermeier, - etnografii pomorskiej, - sztuki sakralnej, - sztuki wschodu. Stała ekspozycja w zamku była w latach 1990-1992 sukcesywnie wzbogacana o zabytki odebrane z konserwacji i nowo zakupione. W minionym okresie zakończono urządzanie ekspozycji zgodnie ze scenariuszem i projektem aranżacji wnętrz, mieciy innymi: - wykonano aranżację wnętrza do ekspozycji sztuki Wschodu - zmontowano ekrany, kratownice i podesty, umieszczono na nich eksponaty, - urządzono ekspozycję sztuki sakralnej, w tym we własnym zakresie zmontowano XVII-wieczną barokową ambonę (po konserwacji), ~ łącznie wcałym zamku zmontowano i wyposażono w eksponaty 32 różnego rodzaju gabloty, - zabytki umieszczone na ekspozycji otrzymały trwałe opisy w języku polskim i niemieckim, w salach umieszczono tablice i plansze zawierające informacje o dawnej i obecnej funkcji pomieszczeń i najciekawszych elementach architektonicznych (również w języku poiskim i niPmiopUirnN - zagospodarowano pomieszczenie na II piętrze wieży - wykonano półki, podłogę i półki Polakierowano - umieszczono tu najlepiej zachowaną część zbiorów działu przyrodniczego. W okresie-minionych trzech lat zorganizowano 9 wystaw czasowych: - fotograficzna "Darłowo w starej fotografii", - fotograficzna "Darłowo wczoraj i dziś" (przy współpracy z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi karłowskiej), - "Darłowo w grafice i fotografii", ~ "Rzeźba ludowa ze zbiorów Wojciecha Siemiona" (współpraca z Wojewódzkim Domem Kultury w Koszalinie), - "wspomnienie o Zbysławie Góreckim" (współpraca z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Darłowskiej i Biblioteką Liceum Ogólnokształcącego), - Rysunek i grafika Beaty Konfederat- Jabłońskiej" - młodej plastyczki, absolwentki PWSSP w Łodzi, dwukrotnie urządzono wystawę "Bursztyn - złoto Bałtyku". 37 Zbiory naszego Muzeum prezentowane były również na wystawach w innych palcówkach: - do Wojewódzkiego Domu Kultury w Koszalinie wypożyczono 13 zabytków na organizowaną z okazji wizyty Papieża w Polsce wystawę "Sztuka sakralna na Pomorzu" (świecznik, kielich, krucyfiks, misę chrzcielną, 9 rzeźb - w tym 3 późnogotyckie z XV! wieku), - Muzeum Okręgowemu w Koszalinie wypożyczono 2 zabytki na wystawę "Koszalin w wieku XX - inne spojrzenie" (pikielhauba z XIX wieku, obraz A. Webera "Portret oficera"), - na wystawę "Insygnia miast polskich" organizowaną przez Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku wypożyczono 6 eksponatów: 2 tłoki pieczęci Darłowa, 1 witraż z herbem miasta, 2 odznaki pracowników ratusza, 1 krzesło z herbem Darłowa. Działalność oświatowa W latach 1SG0-1992 Zamek Książąt Pomorskich - Muzeum w Darłowie zwiedziły 105233 osoby (rok 1990 - 33727 osób, rok 1991 - 36438 osób, rok 1992 - 35068 osób), w tym 54832 osoby w 1673 grupach zorganizowanych. Pracownicy merytoryczni oprowadzili po zamku i espozycji 438 grup - przewodnik udzielał informacji na temat historii zamku, jego mieszkańców i eksponowanych zbiorów. W minionym okresie w zamku odbyły się trzy lekcje muzealne dla uczniów z klas VI i VII ze Szkoły Podstawowej Nr 1 w Darłowie na temat "Style w sztukach plastycznych". w tym samym czasie odbyło się sześć lekcji bibliotecznych dla uczniów klas V-VIII ze Szkoły Podstawowej Nr 1 w Darłowie. Młodzieży udzielono informacji na temat funkcji biblioteki fachowej, zapoznano ze zbiorami, wtym starodrukami, odpowiadano na pytania. Szczególne zainteresowanie budziły starodruki i ich konserwacja. Na przełomie roku 1991 i 1992 został opracowany folder "Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie - przewodnik po Muzeum". Folder zawiera 27 stron maszynopisu tekstu w języku polskim i niemieckim, 7 barwnych fotografii i 21 rysunków. Na przeszkodzie w wydaniu informatora stanęły trudności finansowe. Zostały one pokonane dzięki pomocy Ministerstwa Kultury i Sztuki - folder ukaże się drukiem na początku roku 1993. Aby wypełnić lukę informacyjną w roku 1992 własnym n akładem wydano tzw. składankę zawierającą podstawowe dane o historii Zamku Książąt Pomorskich w języku polskim i niemieckim. W roku 1992 Muzeum zostało producentem filmowym. Opracowano scenariusz (scenopis i tekst komentarza) krótkiego filmu reklamowego o Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie. Film w trzech wersjach językowych - polskiej, niemieckiej i angielskiej - został zrealizowany przez Telewizję Koszalin. Koszt produkcji nie obciążył kasy Muzeum, został on pokryty z dotacji celowej przekazanej przez Wojewodę Koszalińskiego. Film został wyemitowany w programie lokalnym Telewizji Koszalin we wrześniu 1992 roku. W ramach działalności oświatowej i popularyzatorskiej Muzeum prowadzi stałą współpracę z Towarzystwem przyjaciół Ziemi Darłowskiej. Wsezonie współdziałamy również z Ośrodkiem Sportu i Kultury w Darłowie. W efekcie tej współpracy w minionych trzech latach w zamku odbyło się 11 spotkań w cyklu Darłowskiej Wszechnicy Historyczno-Literackiej oraz 10 koncertów, między innymi: - prof. Józef Spors przedstawił "Rolę rodu Święców w XIII i I połowie XIV wieku na Pomorzu Sławieńsko-Słupskim", - dr Wojciech Piotrowski omawiał "Legendę o Żydzie - wiecznym tułaczu" w literaturze światowej, - z dr Kazimierą Wołos dyskutowano na temat teorii i rzeczywistości kultury regionalnej, - Leszek Walkiewicz wspominał dwuletni rejs jachtem dookoła świata, a Janusz Wysocki opowiadał o swoich podróżach do Afryki, - odbył się wieczór wspomnień o Zbysławie Góreckim, - na spotkaniu z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" dyskutowano na temat jaka powinna być 38 i jaką winna spełniać rolę prasa regionalna, - dwukrotnie odbyło się spotkanie z reżyserem filmowym - Krzysztofem Zanusim i Andrzejem Czarneckim, - z recitalem wystąpił Jan Oberbek o wirtuoz gry na gitarze klasycznej, - dwukrotnie odbył się przegląd pieśni żeglarskich "Szanty 91" i "Szanty 92", - wystąpił Reprezentacyjny Zespół Wojsk Ochrony Pogranicza "Granica", - koncertowały chóry biorące udział w "Gryfiadzie '91" i orkiestra dęta duńskich skautów, - chór "Aestiva Musica" z Hanoweru zaprezentował muzykę ludową i motety z różnych krajów, - wystąpił kabaret "OT-TO", - odbyły się "Rockowe spotkania zamkowe". W roku 1991 i 1992 zamek dwukrotnie był sceną widowiska typu "światło i dźwięk" pt. "Powrót Eryka" według tekstu poematu Czesława Kuriaty. Przy współpracy z Towarzystwem PrzyjaciółZiemi Darłowskiej w Zamku Książąt Pomorskich odbywają się Sesje Naukowo-Historyczne na temat dziejów Darłowa i okolicy. Na III Sesji w dniu 17 listopada 1990 roku referaty wygłosili: - prof. dr hab. Józef Soors: "Darłnwn w okresie węzesnośredr.cwicczr.yni", - dr Hieronim Kroczyński: "Dawne obrzędy morskie", - mgr Henryk Janocha: "Wykopaliska archeologiczne w Darłowie i okolicy", - mgr Marek Żukowski: "Związek Gospodarczy Miast Polskich". Program IV Sesji w dniu 12 września 1992 roku obejmował następującą tematykę: - "Przemiany szlachty powiatu sławieńskiego w XVII wieku" - prof. dr Zygmunt Szultka, - "Początki Darłowa - Riigenwalde" - dr Jarosław Wenta, - "Pristafiana bukowskie z XIII i XIV wieku" - dr Barbara Popielas-Szultka, - Osada z IV tysiąclecia p.n.e. w Dąbkach (gmina Darłowo)" - mgr Jolanla llkiewicz. Obiory Kłopoty finansowe Muzeum w latach 1990-1992 nie pozwoliły na znaczne powiększenie zbiorów. W minionym okresie zakupiono tylko kilka eksponatów w stylu biedermeier - komplet Przyborów na biurko, lustro, 2 krzesła i dzbanek - oraz 11 szklanych negatywów zdjęć starego Darłowa. Wydano na ten cel kwotę 7.520.000 zł. Sytuacja w zakresie konserwacji zbiorów przedstawiała się lepiej dzięki współpracy z Muzeum Okręgowym w Koszalinie. Pracownia konserwatorska przy Muzeum Okręgowym Zakonserwowała 11 zabytków: neogotycki żyrandol z XIX wieku, XVII- wieczny fotel, szafkę z okresu biedermeier, stolik z warsztatu pomorskiego z początku XX wieku, XIX -wieczny °braz holenderski, 2 XIX-wieczne rzeźby japońskie, X!X-\vieczną płaskorzeźbę, kołowi utek również z XIX wieku, a przede wszystkim barokową XVII-wieczną ambonę i chrzcielnicę ufundowane przez ostatnią mieszkankę zamku księżnę Elżbietę do kaplicy zamkowej. Ambona i chrzcielnica znów po wielu latach stoją w miejscu swego pierwotnego przeznaczenia. W roku 1990 z pracowni konserwatorskiej "Ars Antiqua" w Milanówku odebrano po konserwacji XV|||-wieczny klasycystyczny zegar angielski. W latach 1990-1992 we własnym zakresie zakonserwowano 14 zabytków: 3 skrzynie Metalowe (XVIl-XVIII wiek), 8 kotwic (XVI-XX wiek), drewnianą rzeźbę Joachima Utecha Myśliciel", XVII-wieczny szwedzki dzwon okrętowy i żyrandol z przełomu XIX i XX wieku. Wszystkie zakupione i zakonserwowane eksponaty zostały opracowane pod względem •■aukowym i fotograficznym i znalazły miejsce na wystawie w Zamku Książąt Pomorskich. biblioteka Również biblioteka odczuwa trudności finansowe nękające w ostatnich latach darłowskie Muzeum. W latach 1990-1992 do biblioteki zakupiono tylko 191 woluminów za kwotę 6.454.938,- 39 złotych. Wszystkie książki wpisano do księgi inwentarzowej i opracowano dia nich karty katalogowe (katalogu alfabetycznego i tytułowego). W okresie sprawozdawczym odebrano z pracowni introligatorskiej tylko 12 roczników czasopism oddanych do oprawy w roku 1989. W roku 1990 zaprzestano odwożenia czasopism do oprawy introligatorskiej z powodu bardzo dużych kosztów tych usług. Łącznie w tym okresie do księgi inwentarzowej czasopism wpisano 40 pozycji o wartości 323.385,-złotych. W tym samym okresie do księgi inwentarzowej materiałów audiowizualnych wpisano 16 kaset video i magnetofonowych o wartości 339.700,- złotych. Na przełomie roku 1991 i 1992 przeprowadzono inwentaryzację zasobów biblioteki. Wartość zbiorów na koniec roku 1992 wynosi 9.760.850,- złotych, w tym: - 5828 egz. książek o wartości 8.214.789,- złotych, - 625 roczników czasopism o wartości 774.921,- złotych, - 254 poz. zbiorów audiowizualnych o wartości 771.140,- złotych. W omawianym okresie 56 czytelnikom wypożyczono 253 woluminy wydawnictw zwartych i 43 jednostki zbiorów audiowizualnych. W czytelni na bieżąco udostępniano zainteresowanym literaturę fachową, czasopisma i inne zbion/ biblioteki. W dalszym ciągu w bibliotece gromadzone są materiały prasowe oraz materiały foto- i faktograficzne dotyczące Darłowa i okolicy. W ramach współpracy zbiory biblioteki udostępniano innym placówkom upowszechniania kultury z terenu Pomorza Środkowego: - wypożyczono 23 woluminy (książki i czasopisma) na organizowaną przez Dom Kultury w Sławnie wystawę na temat historii tego miasta, -do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Koszalinie wypożyczono 8 starodruków na wystawę "Piękno starej książki". inne Pomieszczenia zamkowe wielokrotnie były udostępniane instytucjom i organizacjom społecznym, między innymi: - sześciokrotnie w sali "rycerskiej" odbyły się spotkania Komitetów Obywatelskich "Solidarność" i "Odnowa" ze społeczeństwem Darłowa, - również w sali "rycerskiej" miało miejsce pięć sesji Rady Miasta i Gminy Darłowo, - w zamku odbyło się sześć spotkań mieszkańców Darłowa z parlamentarzystami reprezentującymi Ziemię Koszalińską, - kilka razy w zamku miały miejsce impresy inaugurujące i zamykające Turniej Eryka w warcabach 100-polowych organizowany przez Zarząd Miejsko-Gminny LZS. Zamek Książąt Pomorskich jest bardzo chętnie odwiedzany przez cudzoziemców. W minionym okresie siedmiokrotnie odbywały się w nim spotkania z delegacjami zagranicznymi, w tym trzy razy zamek gościł uczestników poisko-niemieckich spotkań ekumenicznych. Od roku 1992 sala przyjęć (I piętro skrzydła wschodniego zamku) została odpowiednio przygotowana i pełni również funkcję sali ślubów. Wielu starań wymaga utrzymanie Zamku Książąt Pomorskich w odpowiednim stanie technicznym. W latach 1990-1992 w obiekcie zostały przeprowadzone m.in. następujące prace: - w roku 1990 wykonano remont dachu nad skrzydłem wschodnim i północnym - zakupiono 0,5 tony blachy mieazianej, roboty dekarskie wykonała Spółdzielnia Rzemieślnicza "Gryf ze Sławna, - również w roku 1990 przeprowadzono remont instalacji c.o. - prace wykonał zakład rzemieślniczy p. Kowalskiego z Darłowa, niezbędne materiały zapewniło Muzeum, - w roku 1991 wykonano przebudowę kotłowni i wymieniono piece c.o. z opalanych koksem 40 na gazowe. Drobne prace konserwacyjne i remontowe pracownicy Muzeum prowadzili we własnym Okresie. W minionych latach wykonano między innymi: - skuto łuszczący się tynk z zawilgoconych murów w piwnicy pod skrzydłem wschodnim, w Pomieszczeniu WC oraz na części ściany wschodniej sali "rycerskiej", - pomieszczenie na parterze skrzydła południowego zaadaptowano do funkcji sklepu z Pamiątkami (Kram z "Duchem Czasu"), - pawilon w skrzydle zachodnim przygotowano pod wynajem na stoiska handlowe, ■ w całym obiekcie zakonserwowano pokostem drewniane części okien, ~ naprawiono przeciekający dach - podbito papą dach nad skrzydłem północnym, zachodnią Połacią skrzydła wschodniego i nad północną klatką schodową, ~ pomalowano ściany w następujących pomieszczeniach: - szatnia (trzykrotnie), - toalety dla zwiedzających, - sala "rycerska". - piwnica pod skrzydłem zachocnim, - piwnica pod łącznikiem (dwukrotnie), - hol przy głównym wejściu, - pomieszczenie w bramie północnej, - północna i południowa klatka schodowa, - sala 201 (II piętro łącznika), - sala 101 (I piętro skrzydła północnego). Dochody placówki w minionym okresie wyniosły ogółem 448 min złotych, w tym 343 min złotych uzyskano z wpływów do kasy Muzeum (bilety wstępu, usługi przewodnickie, fotografowanie i filmowanie wnętrz zamkowych). Kierownik Muzeum Kustosz Ewa Bielecka Koście* w Sławsku ryi Anny Rajcy 41 Janusz Wysocki Sześć metrów i trzydzieści dwa centymetry opowiadanie Urlop nie był tym razem długi. Po dwóch miesiącach mój armator mający siedzibę w Londynie, zawiadomił mnie telefonicznie, że potrzebuje mnie natychmiast w Newport-porcie leżącym w zatoce bristolskiej u wybrzeżu południowej Walii. Bilet miałem odebrać na Okęciu w biurze British Airways. Krótki przelot z Warszawy do Hitrow, jednego z lotnisk londyńskich a tam agent czekał już z samochodem, aby zawieźć nas do Newport. Leciał bowiem również ze mną kapitan mustrujący na jeden ze statków stojących w tym porcie na stoczni Bayle'a. Jechaliśmy około 4-ch godzin, gdyż pogoda nie była zbyt łaskawa. Siąpił cały czas drobny deszcz i było parę korków na autostradzie. Po dotarciu na miejsce spotkałem się od razu z moim szefem Frankiem Jonesem, który pełniłfunkcję głównego szefa technicznego u mojego armatora. Big Frank - jak po nazywałem - powiedział że opowie mi wszystko w hotelu, jak się spotkamy na kolacji. Na razie zostaw tu bagaże w biurze stoczni i rozejrzyj się po statkach - powiedział. Stoi ich tu cztery, a dwa dalsze wejdą do stoczni za parę dni - dodał. Spotkamy się o osiemnastej tu w biurze. Machnął tylko rękąi już go nie było. Przebrałem się i zdążyłem wypić jeszcze herbatę, po czym udałem się na obchód stoczni. Byłem tu już parę miesięcy temu, ale tylko parę dni, gdy płynęliśmy do Islandii po ładunek mięsa. Robiono nam tu awaryjnie jeden z agregatów. Nie miałej zbyt dobrej opinii o pracy tej stoczni, ale trudno, to nie moja głowa, skoro armator wybrał akurat tę stocznię, by remontować tu swoje statki. Na pewno jak w każdym przypadku wchodziły w grę pieniądze, gdyż one tylko się liczą na zachodnim rynku żeglugowym. Po odwiedzeniu kilku statków i spotkaniu wielu znajomych rodaków zatrudnionych w tej kompanii, utknąłem ria dłużej w saloni ku kapitana statku, na którym dwa miesiące temu byłem starszym mechanikiem. Uściskaliśmy się serdecznie i rozpoczęła się dyskusja o aktualnej sytuacji w naszej kompanii. "Mój" kapitan - bo tak go nazywałem - gdy mustrował rok temu w jednym z portów holenderskich - zarzekał się, że tylko na trzy miesiące. Ze mną przepływał siedem i teraz powinien już być w domu, a jednak przedłużył kontrakt o dalsze dziesięć miesięcy. Rozmawiało nam się dobrze i nie zauważyłem kiedy była już godzina mego spotkania z Jonesem w biurze stoczni. Pożegnałem kapitana do jutra i opuściłem statek. Big Frank czekał już na mnie. Po zabraniu bagaży dc „-amochodu pojechaliśmy do hotelu w centrum miasta. Tam dowiedziałem się szczegcfr n meno nnśpipcznpno pnyjazdu dc Newport. Chodziło o to, że armator potrzebował koordynatora prac remontowych na statkach, a jednocześnie człowieka, który będzie pomostem łączącym polskie załogi statków naszej kompanii ze stocznią w zakresie ich problemów i potrzeb oraz będzie reprezentował interes armatora zarówno w stosunku do stoczni jak i załóg statków, które stały na stoczni. Podziękowałem Jonesowi za zaufanie ale wiedziałem, że robota nie będzie łatwa. Następne dni to ciągłe konsultacje i rozmowy na tematy remontowe z załogami maszynowymi naszych statków oraz ze stoczniąi poszczególnymi firmami jakie pracowały na statkach lub pracownikami różnych firm serwisowych. W niedługim czasie przeniosłem się 7 hotelu na jeden ze statków, ponieważ praca wymagała częstego pozostawania wieczorami i omawiania problemów z zainteresowanymi mechanikami. Czas wolny, którego nie było za wiele naturalnie poza niedzielami i sobotami - wtedy stocznia nie pracowała - spędzało się na spacerach gdy była pogoda, lub w klubie marynarza grając namiętnie w bilard. Jeździliśmy teżdo pobliskiego Cardiff na mecze rugby szalenie popularnej dyscypliny wśród walijczyków. 42 Towarzyszem moich wypraw był "mój kapitan", człowiek o niewielkim wzroście, mający za sobąjuż dziesięć miesięcy pracy u naszego armatora. Często też spotykaliśmy się z innymi kapitanami w klubie marynarza przy stole bilardowym. Wszyscy byli niscy w granicach metr sześćdziesiąt i jak mawiał jeden z mechaników, drużyna brydżowa tych kapitanów nie miałaby w<ęcej niż sześć metrów trzydzieści dwa centymetry. Ale wróćmy do "mojego kapitana". Było to prawie rok wcześniej w jednym z portów holenderskich zmieniali się kapitanowie tego statku na którym pływałem jako starszy mechanik. Kończyliśmy załadunek mrożonego mięsa do Egiptu, gdy pod trap statku zajechała taksówka. Wysiadł z niej niskiego wzrostu mężczyzna ' skierował swe kroki w kierunku trapu. Po wejściu na pokład statku od razu skierował się do Pierwszego spotkanego na statku człowieka i powiedział krótko: Niech ktoś wniesie moje bagaże na burtę - po czym dodał. A gdzie kapitan? Zagadniętym był akurat kucharz, który odparł - Stary u siebie, a bagaż wnieś sobie sam. Nie wiedział bowiem nic o zmianie kapitana, gdyż zmiana ta odbywała się bardzo szybko i nikt P°za agentem, który akurat był na statku i rozmawiał z kapitanem, o niej nie wiedział. Mały człowiek zniknął w drzwiach nadbudówki, a wśród załogi zaczęły się od razu dyskusje ^ogo to przyniosło w takim tempie na nasz statek. Sprawa wyjaśniła się bardzo szybko kiedy ^o nasz "stary" wchodząc do messy oznajmił, że schodzi za godzinę i wraca do domu, gdyż nowy kapitan jest już na burcie. Powstała konsternacja, gdyż takie praktyki nie zdarzały się często, by kapitan nie był powiadomiony wcześniej o zmianie. Ale cóż wola armatora i koniec. Przygotowania do wyjścia statku trwały normalnie. Pilot miał być na burcie o 20-tej. Pozostało niewiele czasu. Żegnałem się z poprzednim kapitanem i witałem jednocześnie z nowym. Ągent miał odwieźć poprzednika na lotnisko za parę minut. Nowy kapitan objawiał duże zdenerwowanie, gdyż przejęcie statku odbywało się w błyskawicznym tempie. Wiele spraw nje zostało dopowiedzianych do końca. Na szereg pytań poprzedni kapitan odpowiadał tylko: panie, chif z pokładu jest tu już dwa lata, on wie wszystko! po zejściu poprzednika nowy kapitan zarządził odprawę załogi. Zebrali się wszyscy w messie 1 wtedy nowy kapitan rozpoczął odprawę. - No więc panowie jestem tu kapitanem od teraz i stwierdzam, że morska Agencja zrobiła ze "^nie durnia. Powiedziano mi, że to duży statek, a jest mały. Miały byc trzy ładownie a są dwie. Załoga miała liczyć 12 osób a jest siedem. Oficerów brak, marynarzy na Sternie ma, stewarda toż brak i co w tym przypadku mam zrobić ? ~ Jak to co ? - odparł Dzidek wspomniany wcześniej chif z pokładu. Musisz pan zrobić to co ^•aZdy, wytrzymaj pan pierwsze trzy miesiące, a potem pan zobaczysz. ~ Ja na przykład - dodał - jestem tu dwa lata i co rejs mam schodzić i jakoś zostaję. 1 oraz, gdy wracaliśmy z Cardiff autobusem, zagadnąłem "mojego kapitana". * No i jak oceniasz ten rok, który masz za sobą? 'Wiesz - odrzekł - nawet przyzwyczaiłem się dość szybko. Statek nie jest zły, mam do niego zaufanie. A załoga jak to ludzie - dodał - każdy ma swoje przyzwyczajenia. po powrocie na stocznię umówiliśmy się, że po kolacji spotkamy się w klubie na partii bilarda. Spóźniłem się trochę i wchodząc do sali natknąłem się na kolegę mechanika z jednego ze statków. Oni już tam tłuką te bile - stwierdził. Zobacz jak to wygląda, każdy jest wysokości kija jardowego i w sumie nie mają więcej niż sześć metrów i trzydzieści dwa centymetry, faktycznie czterech kapitanów rozgrywało partię bilarda zawzięcie dyskutując między sobą. A,e do dziś nie wiem ile naprawdę ma długości kij bilardowy. Jdnusz Wysocki urodzony w Warszawie. Syn Władysława Wysockiego zdobywcy Pucharu kordon Bennetta w roku 1935. ®d 1945 mieszkaniec wybrzeża. Pracę rozpoczął w rybołówstwie w roku 1953, początkowo 43 w "Arce" a potem w "Balionie"w Gdyni. Był uczestnikiem pierwszej polskiej wyprawy rybackiej na Labrador w roku 1958. Drukował swe opowiadania o tematyce morskiej w dawnym "Tygodniku Morskim" w Gdyni, a także w miesięczniku "Morze". Od roku 1968 mieszkaniec Darłowa. Był prezesem Oddziału KTSK w Darłowie. Kościół w toku rys. Anny Rajcy 44 Marek Żukowski Zbysław Górecki - zapomniany pisarz ? Czy może być dla pisarza coś gorszego niż stopniowe odchodzenie w niepamięć? A tak • niestety - stało się że Zbysławem Góreckim. Od jego śmierci minęły dwa lata, ale o dorobku literackim darlowskiego literata nikt jakoś nie wspomina. Zawodzi pamięć kolegów ' znajomych. Większość książek Zbysława Góreckiego wydano w latach pięćdziesiątych ' siedemdziesiątych. Następne dwudziestolecie to niezbyt udane wspomnienia z działalności Klubu Inteligencji "Jedzie klekocząc pod górę" (KTSK 1981) oraz rozproszone w prasie Próby publicystyki (G*os Pomorza, Polityka, Respublika). A przecież debiut Zbysława Góreckiego można zaliczyć do nadzwyczaj imanych. W 1955 roku "Nasza Księgarnia" Wydała błyskotliwie napisaną powieść dla nastolatków pt "Ekspedycja". Książka odniosła sukces. Czytali ją uczniowie i młodzież, a krytycy podziwiali, że w Koszalińskiem pojawił się od dawna oczekiwany talent prozatorski. Szczególnie imponujący był warsztat pisarski, Pozbawiony mielizn i chropowatości tak przecież charakterystycznej dla debiutantów. Zbysław Górecki okazał s^ę pisarzem ciekawym na którego książki za3zęto czekać. Na szczęście po dwóch latach ta sama oficyna wypuściła następną ksiąi kę darłowskiego Pisarza "Przygody nad Rio Negro" (1957). Wtedy już wiadomo było, że wczsśniejszy sukces Zbysława Góreckiego nie był przypadkowy. Pisarz, jak rzadko kto, ::nał środowisko Młodzieżowe, rozkoszowałsię nieokiełznanąfantazjąi przygodami. Zamiast jednak następnych książek nastąpił długi okres milczenia. brudno wytłumaczyć n eobecność Zbysława Góreckiego w literaturze Porno ~za Środkowego. Zapewne spory wpływ na to miało zawiłe życie pisarza, uznanego za twórcę opozycyjnego, który bez taryfy ulgowej wytykał błędy i słabostki. Zbysław Górecki przez cały czas poszukiwał nowej platformy wypowiedzi. Ważniejsze od literatury było życie. Posłannictwo polskiego lnteligenta wymagało od niego stałej konfrontacji z rzeczywistością próbował odtworzyć elitę intelektualną. którą w>trzebiono w czasie działań wojennych lub skazano na wieloletnie J^ilczenie. W 1957 roku, tuż po poznańskim październiku, powołał w Kosza i nie Klub Młodej 'Hteligencji "Jamsbork'. W kilkanaście miesięcy później powołał podobny klub w Darłowie Wkrótce zamieszkałem w Darłowie. Wydawało mi się czymś naturalnym, że i tam Powstanie klubo podobnej orientacji. Czekałem więc na inicjatywę mieszkańców, zdecydowany byłem na pierwsze wezwanie stawić się na zebranie. Mijały jednak dni i nic nie zapowiadało zmiany. Postanowiłem więc sam działać. Napisałem na maszynie ogłoszeni 3, wywiesiłem je na słupach. Z niecierpl wością oczekiwałem na przybycie uczestników. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem w kawiarni aż sto osób". (Po prostu z 21.06.1990r.). karłowski Klub skupiał inteligencję, ziemiaństwo i rzemieślników. Przychodzili do niego Nauczyciele, prawnicy, inżynierowie. Ludzie zakochani w Polsce i szlacheckich tradycjach, dyskutowali oNiemojewskim, Chołoniewski m, kodeksie honorowym, etosie polskiej inteligencji 'Wartościach kulturowych. Spotkania odbywały się w prywatnych mieszkaniach, kawiarniach ! zakładowych świetlicach. Klub Inteligencji Polskiej, z krótkimi przerwami, funkcjonuje do ^hia dzisiejszego. i-ata pięćdziesiąte zapoczątkowały też tworzenie środowiska literackiego. 2!bysław Górecki ,//raz z A. Jureniem, L Niekraszem, A. Majkowską Zb. Kiwką M. Aluchią-Emelianow I Gracjanem Fijałkowskim) powołał grupę literacją "Meduza". Był pierwszym prezesem koszalińskiego Klubu Literackiego. Uczestniczył też w działalności Klubu L terackiego przy 2lP. w 1965 roku 20stał przyjęty do organizacji twórczej literatów. W kilka lat Później, w okresie nie najlepszym dla literatury Pomorza Środkowego wybrany został 45 na stanowisko prezesa oddziału koszalińskiego ZLP. Okres milczenia pisarza wykorzystany był również na poszukiwanie tożsamości twórczej. Droga wiodła przez powieść historyczną ("Pierwsza księga moich przygód1' PAX, 1971) wspomnienia, ("Jedzie klekocząc pod górę" KTSK, 1981), fantastykę ("Delta powraca na ziemię", PAX, 1970), do wnikliwych studiów socjologicznych (opowiadania" Że azna ściana", Wydawnictwo Poznańskie, 1970). Najbardziej dojrzałą puolikacjąbyła powieść oparta na losach Tomasza Miłkowskiego pt. "Pierwsza księga moich prc.ygód". Autorzamierzałnapisaćtrylogię o losach polsk ej inteligencji, z całym splotem wydarzeń historycznych, które powodowały, że jego życie podporządkowane musiało zostać walce o Ojczyznę. Dla pisarza stanowiła ona dobro najwyższe. Honor -Ojczyzna Wyznaczały kierunki jego penetracji. W połowie lat sześćdziesiątych Zbysław Górecki rozpoczął pracę nad esejem historycznym " Krói i wojewoda Rozważania o sporze króla Kazimierza Wielkiego z Maćkiem Borkiem stały się dla pisarza podstawą do pokazania Polski XIV wieku. Książka jest zapisem intelektualnych przygód darłowskiego pisarza związanych z pokonywaniem trudnych materii historycznych. Kronikarsk zapis pracy badawczej powoduje, że śledzimy warsztat pisarza, poznajemy jego zmagania, wątpliwości związane z interpretacją faktów. PtSftiz nie kusi się o obiektywizm. Sympatią pała tyiko do wojewody poznańskiego. Stara się obronić go przed zarzutami historyków i publicystów. Tło historyczne stało się przesłanką kolejnej - też niestety nie opublikowanej - powieści Zbysława Góreckiego, poświęconej księżnej Zofii. Sfabularyzowana akcja wzbogaca utwór o z rozmachem prowadzone dialogi. Niestety nie zawsze są one autentyczne. Czasami daje się odczuć pomyłki pisarza, szczególnie w przypadku wypowiedzi młodej księżn 3j. Przyczyną porażki autora jest jednak co innego. Otóż pokusiłsię on o rzecz niebagatelną: na k ikudziesięciu stronach starał się zmieścić powieść, esej historyczny oraz rozważania o historiografii Pomorza. Próba ta musiała zakończyć się niepowodzeniem. Tym bardziej, że Zbysławowi Góreckiemu zabrakło konsekwencji i... cierpliwości. Dziełem na którym najbardziej zależało pisarzowi jest monografia inteligencji polskiej. Znajduje się ona w rękopisie. Jak do tej pory jej publiczna prezentacja odbyła się jedynie w ramach spotkań dyskusyjnych Klubu Inteligencji. Erudycja autora potrafiła zaszokować słuchaczy. Wykorzystane zostały publikacje pisane w XIX i XX wieku, pisatz sięgnął do książek już całkiem zapomnianych. Szczególnie interesujące okazały się rozważania o tzw. "nieznanej klasie" oraz wykaz (uporządkowany) cech inteligencji polskiej. W 1990 roku Zbysław Górecki zaczął wydawać, wzorem Andrzeja Niemojewskiego, pismo autorskie. Miesięcznik "Zepiski Darłowskie" nie miał dużego nakładu, rozprowadzano go jedynie w prenumeracie. Pomimo tego wśród tekstów ewidentnie nieudanych znaleźć można prawdziwe perełki publicystyki. Przedmiotem ataku wytrawnego "mistrza pióra" stał się klerykalizm, kołtunierstwo i oportunizm. Zbysław Górecki zwalczał ciemnotę i rietolerancję. 2 grudnia 1991 roku pracę nad kolejnym numerem pisma przerwała niespodziewana śmierć pisarza. 46 Marek Żukowski Związek Gospodarczy Miast Morskich 1946-1947 Niewiele jest w naszej historii tak przemyślanych, a zarazem kompleksowych prób podjęcia działalności gospodarczej. Pomysł zainicjowany przez Eugeniusza Kwiatkowskiego nigdy nie został wcielony w życie1. Projekt dekretu i statutu organizacyjnego nie zyskały akceptacji władz. Mimoto, jestto kolejny fenomen w naszej powojennej historii, organizacja funkcjonowała przez ponad rok czasu, odbywając spotkania z przedstawicielami Krajowej Rady Narodowej, Rady Ministrów, Ministerstwa Administracji Publicznej, Ministerstwa Ziem Odzyskanych i wieloma innymi centralnymi organami administracji, przyczyniając się jednocześnie do rozwoju polskiego Wybrzeża. Dlaczego tak się stało? Jakie były założenia organizacyjno-programowe przedsięwzięcia? Czy Z.C.M.M. miał zastąpić istniejące już organizacje lub organy administracji? ! co spowodowało, że związek musiał ulec likwidacji. Jest to tylko część pytań, które stanowiły podstawę rozważań. W pracy wykorzystane zostały artykuły poświęcone Związkowi Gospodarczemu Miast Morskich, m. in.: Aliny Hutnikiewicz2, Witolda Bublewskiego3, Mariana Pelczara4, Maksymiliana Górnego5, Stanisława Żelaziewicza6, a przede wszystkim teksty Eugeniusza Kwiatkowskiego7. Oprócz tego wykorzystano materiały znajdujące się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie i Wojewódzkich Archiwach w Koszalinie i Słupsku. Uzupełniający charakter miały artykuły prasowe oraz przepisy prawne. Na podstawie uchwały Rady Ministrów z 12 września 1945 r. powołano Delegaturę Rządu d/s Wybrzeża zsiedzibąw Gdańsku8. Podlegała ona bezpośrednio Prezesowi Rady Ministrów. Delegatura miała funkcjonować tyl ko czasowo, tzn. do czasu zakończenia zagospodarowania wybrzeża. A do jej zadań należało: koordynacja i nadzór nad organizacjami i instytucjami zajmującymi się rozwojem polskiego morza. Zatrudniający czterdziestu siedmiu pracowników urząd nie miał odpowiedników w innych regionach kraju. Działał w sposób żywiołowy. A jak, najlepiej określa sam Eugeniusz Kwiatkowski wartykuleopublikowanymw"Polsce Ludowej" Materiały i Studia"(. ) "Delegatura (...) była instytucją personalnie małą- fachową ruchliwą w terenie, nie wyposażonąw żadną inną władzę jak tylko tą którą daje rzeczowa argumentacja o możność bezpośredniego odwołania się do decyzji właściwego ministra resortowego" 9. Pewne szanse wpływania dawałrównieżfunduszrezerwowy przyznany Delegaturze przez K. Dąbrowskiego - ówczesnego ministra skarbu10. Wynosił on 8-10proc. kredytów inwestycyjnych, wydatkowanych planowo przez rząd na inwestycje budowlane w terenie. Ze środków Delegatury skorzystało m.in. Darłowo. Na początku 1946 r. w Gdańsku przebywała delegacja miasta na czele z burmistrzem Stanisławem Dulewiczem. W wyniku przeprowadzonych rozmów Darłowo otrzymało pożyczkę w wysokości 2 min złPierwszą ratę (350 tys.) przekazano 13 sierpnia 1946 r. Kredyt w tej samej wysokości otrzymała również Ustka. Polityka finansowa prowadzona była przez ministra Kwiatkowskiego z godną podziwu konsekwencją. Aż 80 proc. nakładów wydatkowano na odbudowę komunikacji, energetyki, portów handlowych, rybołówstwa morskiego. Koncentracja przyczyniła się do osiągnięcia niespodziewanie szybkich efektów. Zapewne spory wtym udział miał entuzjazm mieszkańców. Nie szczędząc wysiłku pracowali oni wiele godzin dziennie, szukali maszyn i urządzeń, w chałupniczych warunkach dorabiali brakujące części i narzędzia. Dzięki temu w 1945 roku Morski Instytut Rybacki zdołał uruchomić siedem stoczni. Potencjał połowowy naszego kraju wynosił w tym okresie już 46 czynnych Kutrów, 42 łodzie motorowe oraz 460 łodzi 47 niezmotoryzowanych. Stocznie rybackie powstały m.in. w Gdyni, Gdańsku, Łebie, Ustce, Darłowie, Kołobrzegu, Świnoujściu. Cytowany wcześniej Eugeniusz Kwiatkowski określił 1946 rok jako rok "który zapisał się w historii tego pasa nadmorskiego jako triumfalny rek pracy i twórczego zrywu społeczeństwa polskiego." Nieco gorzej zaczął się następny rok. Niespotykana od kilkudziesięciu lat groźna, mroźna zima spowodowała zamarznięcie wód Kanału Kilońskiego, żegluga w portach polskich została całkowicie wstrzymana. Tymczasem stale wzrastały zadania przeładunkowe. Porty w Gdańsku i Gdyni nie były wstanie nadrobić zaległości i przyjąć towarów przesyłanych przez UNR-ę orazdynamicznie rozwijający się rodzimy przemysł. Dlatego też Eugeniusz Kwiatkowski opracował koncepcję rozwoju polskiej gospodarki morskiej. Stworzone zostały dwa, alternatywne plany 12. Tzw. plan "C" obejmował lata 1947-49. Zgodnie z jego propozycjami pod koniec lat czterdziestych miała być uruchomiona eksploatacja portów Pomorza Środkowego. W 1947 - Ustka, w 1948 r. - Darłowa i Kołobrzegu. Plan obejmował nie tylko odbudowę portów, lecz także realizację zadań związanych z powstaniem niezbędnego zaplecza w postaci dróg, sieci kolejowej, łączności, energetyki. Teoretycznym odpowiednikiem tego planu był "Wielki program morski", opublikowany w książce Kwiatkowskiego pt. "Budujemy nowąPoiskę nad Bałtykiem"13. Pomimo upływu czterdziestu lat jest on imponujący i naaai zachwyca wszechstronnością oraz - w pewnym sensie - aktualnością. Stanisław Żeleźniewicz w rozprawie pt. "Wkład Eugeniusza Kwiatkowskiego w rozwój polityki i gospodarki morskiej w pierwszych latach Polski Ludowej", opublikowanym w 1-2 numerze KSiM z 1982 roku wyróżnił pięć dziedzin, które miały znaleźć się w sferze oddziaływania programu: przemysł i handel, polityka morska, komunikacja, kultura i oświata, eksploatacja wybrzeża oraz rozwój turystyki i uzdrowisk. Na realizację tego przedsięwzięcia w samym tylko 1946 roku przewidziano 1834 min zł. Pod koniec 1946 roku nastąpiło pogorszenie stosunków pomiędzy Eugeniuszem Kwiatkowskim a władzami wojewódzkimi w Szczecinie i Gdańsku. Przyczyny kontrowersji nie sąpo latach łatwe do wychwycenia. Spory kompetencyjne łączono z dość nieokreślonymi, a zarazem zbyt dużymi prawami Delegatury Rządu. Najwięcej zastrzeżeń wzbudzała propozycja powołania Związku Gospodarczego Miast Polskich. Określano to jako próbę nawiązania do tradycji średniowiecznej Hanzy, idei utożsamianej z interesem państwa niemieckiego lub też - w najlepszym przypadku - z próbąodseparowania ziem północnych od reszty kraju. Na nic zdały się zaprzeczenia wygłaszane przez Kwiatkowskiego. Plotka nadal funkcjonowała. Tymczasem Związek Gospodarczy Miast Morskich miałrtą^yń. do ^R.ępolenia ziem nadmorskich, które w wyniku doświadczeń historycznych różniły się pod względem gospodarczym, kulturowym i społecznym. Konsolidacja ziem nadmorskich miała być uzyskana poprzez zorganizowanie wymiany towarowej, kulturalnej i sportowej, rozbudowę systemu dróg i tworzenie możliwie godziwych waiunkuw życia uiaz. piupayuwanie problematyki morskiej w innych regionach kraju. "Na wybrzeżu (...)- stwierdził E. Kwiatkowski15 - ma się do czynienia ze szczególnie dużąkoncentracjąfunkcji powiązanych ze sobą zagadnień (...). Oto np. przyjęcie większego statku do rozładowania w porcie wymaga nie tylko odpowiedniej głębokości wody przy nabrzeżu, odpowiednich kramowi magazynów, ale również sieci torów kolejowych, dróg bitych oraz wiaduktów, doprowadzenia wody do picia, energii elektrycznej, oświetlenia, a przede wszystkim dysponowania odpowiednio sprawną i liczną obsługą. Problem ten dotyczył tylko jednego portu, podczas gdy Polska po 1945 roku dysponowała 3 dużymi portami i 5 mniejszymi, długość morskiej granicy wynosiła 523 km. Trzeba było nie lada wysiłku, aby zagospodarować ten potencjał. Niestety, w większości miast nadmorskich i urządzeń portowych uległ zniszczeniu. Gdynia i Gdańsk początkowo nie nadawały się do eksploatacji. W gruzach legło około 80 proc. żelazobetonowych falochronów, 60 proc. nabrzeży i urządzeń przeładunkowych, 50 proc. magazynów portowych i 40 proc. budynków przemysłowych, administracyjnych i mieszkalnych. W Kołobrzegu, Elblągu, Malborku, nawet 48 w centrum, znajdowały się zgliszcza i gruzy. W pracach przy przywracaniu normalnych funkcji tym miastom brały udział liczne jednostki: Główny Urząd Morski, Biuro Odbudowy Portów, Dyrekcja Odbudowy, Zjednoczenie Stoczni Polskich, Dyrekcja Polskich Kolei Państwowych, Zjednoczenie Przedsiębiorstw Budowlanych, Centrala Zbytu Produktów Węglowych, Główny Urząd Rybacki. Delegat Rządu d/s Wybrzeża upatrywał w morzu ogromnej szansy Polski16. Bałtyk stawiał na równi z węglem. Wykorzystanie morza miało dać krajowi tak potrzebne pieniędze a mieszkańcom pracę i godziwe warunki życia."(...) nowa Polska zajmie siłą faktów zupełnie inną pozycję w rodzinie państw bałtyckich i morskich w Europie, zdobywając charakter państwa przemysłowo-morskiego" - pisał minister E. Kwiatkowski w wydanej w 1945 r. książce "Budujemy nową Polskę nad Bałtykiem". Wśród czynników eksploatacji morza wymienił urządzenia portowe, zasięg oraz stan gospodarczego zaplecza i rynków zbytu, linie komunikacyjne lądowej, wodnej, linie komunikacji morskiej, przybrzeżnej i dalekobrzeżnej, ludzi oraz urządzenia techniczne. Projekt utworzenia Związku Gospodarczego Miast Morskich przedstawił Kwiatkowski poaczas wewnętrzenj konferencji w Delegaturze Rządu a/s Wyorzeza 15 stycznia iy4ó r., a już w czerwcu miał się odbyć pierwszy zjazd miast morskich, który ukonstytuowałby nową organizację 17. Precyzując cele działania związku minister Kwiatkowski wspomni, że ZGMM miałby być rodzajem Henzy Polskich Miast Morskich, wzbudzającej aktywność gospodarczą regionu oraz ich dalszy rozwój. Delegat Rządu zastrzegł, że związek nie będzie kolejnym podmiotem żądającym od Rządu ciągle to nowych subwencji. Jego charakter jest ściśle gospodarczy, organizacja nie zamierza zajmować się polityką ani zastępować jakichkolwiek organówwładzy Miała jedynie przejąćw przyszłości funkcje Delegatury Rządu d/s Wybrzeża. Dla nikogo bowiem nie ulegało wątpliwości, że organ ten ma charakter czasowy, więc będzie zlikwidowany, co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na najważniejszy etap rozwoju wybrzeża określony w "Wielkim Programie". Inicjatywa ministra Kwiatkowskiego zyskała sympatyków18. Postanowił więc podjąć dalsze starania o urzeczywistnienie idei. Wiedział jednak, że pośpiech i nadmierne manifestowanie koncepcją powołania nowej, nie pasującej do rozwiązań ustrojowych struktury byłoby błędem. Należało w pierwszej kolejności przygotować niezbędne dokumenty m.in. podstawę prawną na założenia ZGMM, statut, regulamin, uzyskać akceptację władz miejscowości nadmorskich oraz przygotować kadrę ludzi, którzy pokierowaliby działalnością. Powodzenie inicjatywy mogło być bowiem uzależnione od organizacji przygotowań. Z tych też powodów Kwiatkowski nawiązał nieoficjalne kontakty z przedstawicielami miast naamorskicn. Projekt został - jaK określiła to Alina Hutnikiewicz - przyjęty przez zainteresowanych entuzjastycznie, gdyż widziano w nim śmiałą i niezmiernie doniosłą inicjatywę w kierunku zjednoczenia miast wybrzeża, 11 lutego 1946 roku w sopockim mieszkaniu Delegata Rządu odbyło się zebranie założycielskie. Powołano wtedy Mały Komitet Organizacyjny, przewodniczył jemu prezes Komisji Morskiej KRN - Adolf Riedel 20. W skrad Komitetu wchodzili jeszcze: Franciszek Kotus-Jankowski (prezydent Gdańska), Henryk Zakrzewski (prezydent Gdyni), Piotr Zaremba (prezydent Szczecina), Jerzy Skarżyński (prezydent Elbląga), Antoni Turek (prezydent Sopotu) i Eugeniusz Kwiatkowski. Inicjatorem powołania organizacji było pięć miast: Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Elbląg i Sopot. Reprezentowaniem interesów grupy założycielskiej zajmował się Eugeniusz Kwiatkowski 21. W krótkim czasie udało się jemu przedstawić koncepcję ZGMM przedstawicielom najwyższych władz państwowych. 25 lutego rozmawiał na Wybrzeżu z premierem Osóbką-Morawskim. Natomiast 5 marca na konferencji w Belwederze projekt ZGMM omówił prezydent KRN Bolesław Bierut oraz inni członkowie KRN oraz Rządu. I tym razem pomysł powołania organizacji zaakceptowano. To wystarczyło, aby zdopingować inicjatorów 49 przedsięwzięcia do przyspieszenia prac. 28 marca odbyło się drugie posiedzenie organizacyjne w trakcie którego podpisano Akt Erekcyjny 22. Wskazywał on na trzy okoliczności powołania ZGMM. Były nimi: wspólnota zadań, chęć zdynamizowania rozwoju wybrzeża i bardziej aktywna pomoc w tworzeniu niezbędnych warunków funkcjonowano miast nadmorskich oraz przekształcenie Polski w państwo prawdziwie morskie. Podejmując akt erekcyjny powołano się na pozytywną opinię Prezydium KRN z 8 marca 1946 r. Do Komitetu Organizacyjnego weszli przedstawiciele pięciu miast: Gdańska, Gdyni, Szczecina, Sopotu, Elbląga oraz przewodniczący Komisji Morskiej KRN - Adolf Riedel, dyrektor Departamentu Morskiego Ministerstwa Żeglugi i Handlu Zagranicznego-Jan Wojnar oraz delegat Rządu dla Spraw Wybrzeża. W późniejszym okresie grupa ta została rozszerzona o przedstawicieli Dąbia, Fromborka, Kamienia Pomorskiego, Kołobrzegu, Łeby, Ustki, Pucka, Sopotu, Świnoujścia, Tolkmicka, Nowego Warpna, Wolina. Komitet Organizacyjny miał przygotować podstawę prawną działalności ZGMM, zaprosić do współpracy wszystkie miasta nadmorskie, przygotować Walny Zjazd (28-30 czerwca 1946), opracować regulamin pracy Prezydium K.O. ZGMM, koptować nowych członków oraz załatwiać wszelkie sprawy bieżące. Zadania Związku Gospodarczego Miast Morskich zostały sprecyzowane w pięciu punktach 25. Najważniejszy był punkt pierwszy. Związek miał stworzyć o różnej strukturze gospodarczej, historycznej i etnograficznej jednorodnącałość powiązanąpsychicznie i materialnie. Oprócz tego działalność organizacji koncentrować się miała wokół stworzenia możliwie najlepszych warunków do życia i pracy ludziom mieszkającym na Wybrzeżu, reprezentowania interesów Pomorza w stosunku do władz centralnych, krzewienia wartości rec,mmujusmuf?. - von Leszek Wałktewicz - der Artikel «ber Vertretungsgeid ans Slawnoerland. - zwei Texte von Jasi Sroka - der Artikel uber Łiebiiabertheater "11 .es Schauspielers "Peryskop" ,das Sławno in 70 - er Jahren spielte.Eine kurze Naehkriegs Geschichte uber Bibliotheken in Sławno. - Ewa Bielecka schreibt von der Aibeit im Museum in Darłowo in Jahren 1990-92. - Marek Żukowski publiziert einen kurzeń Text von Zbysław Górecki - Prosaiker aus Darłowo,der i-sł vor zwei Jaliren gestorben,und einen A rtikeł uber Wirtschaftli-chenbund der Seestaidte (Han&ebund) in jahren 1946-47. Ausserdem in der Nummer befindet sich eine Erzahlung von Janusz Wysocki -Darłowo Einwohner - "Sechs Metyer zweiunddreisgig Zentimeter". Die Zeichnungen hal Anna Rajca hergestelłt, tłum.Urszula Paszkiewicz Errata: Rysi nki Anny Rajcy na stronach 411 44 przedstawiają nie Kościół w Sławsku jak podanej kościół w Kwasowi®. 4 Gotycki kościół w Sławsku. Rysunek Anny Rajcy.